Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: 1 [2] 3 4 5 ... 8    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Wojny Starożytnych - dostępny Rozdział Dwudziesty Ósmy (Czytany 44449 razy)
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #15 : 28 Kwietnia 2009, 15:43:49 »
Gandan jest demonem wyjątkowym, który nie posiada żadnych organów wewnętrznych i może zregenerować jakąkolwiek ranę. Nawet z kawałka pięty "odrośnie" cały demon.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
- Dotarliśmy do 4 walki! Tym razem zawalczą dwaj skrajnie różni osobnicy! Siła kontra Technologia! Jeden i drugi darzą się...darzą się...no, są dla siebie znajomkami. A teraz powitajcie Kinga! – ryknął ork do mikrofonu. W tym momencie wyszedł King. Podniósł pięści do góry w odpowiedzi na aplauz publiczności i głośno zaryczał.
- King to znany i lubiany jaguarołak, mistrz wrestlingu! Dawniej walczył z swym czarnym pancerzu, który oddał Worgołakowi! Niemniej, ma ducha i siłę trzech czempionów! A tymczasem...powitajcie Krugera! – ryczał Hellscream. Z drugiego rogu wyszedł Kruger, powitany podobnym aplauzem. Podniósł dłoń i uśmiechnął się.
- A teraz...czas rozpocząć walkę! – krzyknął ork. Dwaj zawodnicy podali sobie ręce i ustawili się w bojowych pozycjach.

King miał na sobie coś na kształt lekkiego napierśnika i skórzanych spodni. Na ręce miał nałożone stalowe rękawice. Wyszczerzył swoją – dosłownie – kocią mordę, machnął ogonem i zamrugał.
Kruger reprezentował się trochę lepiej. Miał zbroję łuskową w kolorze bladego nieba, spodnie z kolczugi w tym samym kolorze oraz krótki płaszcz (do lędźwi) w kolorze magmy. Osłaniał pysk czymś na kształt błękitnej arafatki. Do ud miał przyczepione noże kunai. Przez plecy miał przerzuconą szablę i pas z szurikenami. Nosił też kilka przydatnych rzeczy przy paskach.
Zaryczał smok. Zaczęła się walka.
King zrobił krok do tyłu, a potem wziął krótki rozbieg. Uderzył potężnym podbródkowym, wyrzucając gnolla w powietrze. Kruger upadł ciężko, ale po chwili się podniósł. Wyrzucił coś zza paska. Mała kulka poszybowała i uderzyła w tors Kinga. Po chwili jaguarołaka spowił gęsty dym o buro zielonej barwie.
- Ciekawa sztuczka...ale czy ma większe zastosowanie? – zastanawiał się Hellscream.
- Ma, ma...nie bój się – mruknął do siebie Kruger i wyjął długi, owalny przedmiot zakończony smoczym łbem. Nacisnął guzik. Z paszczy wyleciał...gęsty dym o buro zielonej barwie.
- Czyżby Kruger zamierzał zasmrodzić Kinga? – parsknął Hellscream do mikrofonu.
- Ignorant... – mruknął do siebie Vari i wyjął mały, płaski przedmiot. Rzucił go w chmurę. Po chwili niewyobrażalny huk wybił szkła w suficie i rozwiał dym, ukazując rozłożonego na ziemi Kinga. Vari uśmiechnął się.
- I dlatego technika góruje nad siłą. Zawsze – powiedział gnoll, kręcąc głową z politowaniem. I wtedy...dostał potężne kopnięcie w kostkę i zwalił się na ziemię. King stanął powoli i otrzepał się.
- Wandal niszczący okna – parsknął i podniósł Krugera. Zakręcił nim młynka w powietrzu i rzucił nim o ziemię. Gnoll stęknął i wyjął coś zza pazuchy. Wyglądało identycznie jak miotacz dymu. Nacisnął guzik...i z miotacz strzelił płomień. Kinga ogarnął ogień. Jaguarołak wrzasnął i zaczął tarzać się po ziemi. Kruger szybko wstał z ziemi i rzucił czymś w przeciwnika. Ogień zgasł w chmurze pary.
- Ignorancja to zabójcza wada – mruknął Kruger i wyciągnął szablę. King w tym czasie podniósł się z ziemi.
- Wkurzyłeś mnie, chłopie. Teraz poczujesz moc jaguara! – ryknął King. Jego czerwone oko zabłysło dziwnym, jaskrawym blaskiem.
- U...będzie nieprzyjemnie – mruknął Hellscream. Niesłyszalny dla większości pomruk Kalta i gromadki gnolli miał potwierdzający wydźwięk.

King z przegrywającego stał się wygrywającym. Blokował stalowymi rękawicami wszystkie ciosy szabli Krugera. Sam nie wyprowadzał jednak kontrataków. W końcu jednak trzasnął gnolla w nerkę, podniósł na pięści i przerzucił za plecy. Skoczył na niego i zaczął go okładać pięściami po łbie. Po paru ciosach z podłogi zaczęły się odrywać kawałki skał, gdy głowa gnolla zaczęła się zagłębiać w podłodze areny.
- Nie no, to już jest niesmaczne. Silniejsza bestia miażdży inteligentniejszą – mruknął jakby do siebie Hellscream. King na te słowa jakby opamiętał się i zszedł z Krugera. Ryknął na całe gardło, ukazując najpotężniejszą szczękę pośród kotowatych i ich pochodnych oraz podniósł pięści z podniesionymi kciukami na wysokość barków. Zatoczył nimi koła i skierował je w dół, wykonując swój zwycięski gest. Chwilę później zaczął iść w kierunku wyjścia.
- Emm...sanitariusz proszony jest na salę! – krzyknął do chwili Hellscream. O dziwo, Kruger jednak podniósł się. Na całe szczęście, arafatka zasłaniała pysk. Wyjął jednego kunai i rzucił nim w Kinga. Nóż wbił się w mięso gdzieś w okolicy kręgosłupa. King wyrwał go, nawet się nie obracając. Zatoczył kółko i powrócił do przeciwnika. Został jednak zatrzymany...chmarą sztyletów. Kunai „rozłożyły” małe skrzydełka i leciały z niesamowitą prędkością w stronę jaguarołaka.
- O cholera – mruknął do siebie i zrobił przewrót w bok. Noże zanurkowały w jego stronę. King wyprostował się i popędził w stronę ściany. Skoczył na nią. Sztylety wbiły się z głuchym trzaskiem. King jednak był wyżej i nic mu się nie stało. Zeskoczył i podbiegł do Krugera, łapiąc go w pasie. Podskoczył z nim i opadł z jego głową między kolanami. Kruger stracił przytomność.

- Po tym ekscytującym pojedynku, King przechodzi do następnej rundy! Kruger przegrał, ale walczył w pięknym stylu! Gorące brawa dla obydwu zawodników! – darł się Hellscream na całe gardło. Publika wstała i zaczęła klaskać. Jedyną nie-klaszczącą dwójką był wojownik, który „ogłosił” Godzillę, a drugim jakiś chudy, czarnowłosy osobnik z blizną na twarzy. Wszyscy inni klaskali. Jedni gwizdali, inni krzyczeli, jedni po prosatu się uśmiechali, inni klaskali z ponurymi minami. Ale klaskali. Najgłośniej robili to Kalt, gnollowa gromadka i Thant.
- Niezła walka! A King pokazał swój piękny cios! – przekrzykiwał aplauz Genn.
- Ano! Kto bierze udział w następnej walce?! – wrzeszczał Thant.
- Jakiś Agen i... – Szrama chciał obrócić się w stronę Worgołaka, ale tam go nie było. Stał już na arenie. I oczywiście nie okazywał żadnych emocjii.
- A więc, proszę państwa, za chwilę walka piąta! Worgołak już czeka! – krzyknął Hellscream...


« Ostatnia zmiana: 17 Lipca 2009, 12:22:34 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
Lazor

******

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 484


Szarach il Lazor

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #16 : 28 Kwietnia 2009, 17:29:01 »
Pojedynek mnie zaciekawił, tylko motyw z kulkami trochę przypominał mi poprzednią zagrywkę Zanthosa. Niemniej, czekam na dalsze części.


IP: Zapisane
Grupa buntownicza
<PoW> czy za prawdę można dostać ostrzeżenie?
<pepe9donkey> zaprawdę,można

~Otaku
kluseczka

*****

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Wiadomości: 878


Zobacz profil
« Odpowiedz #17 : 28 Kwietnia 2009, 18:29:27 »
 Aż dwa rozdziały do czytania! Muszę przyznać, miła niespodzianka mnie tu oczekiwała. Choć trochę mnie rozczarował wynik ostatniej walki, najlepiej oddawany słowami Hellscreama
Nie no, to już jest niesmaczne. Silniejsza bestia miażdży inteligentniejszą
Wyniku poprzedniego starcia nie obstawiałam, ale słowo "psychomag" bardzo mi się spodobało. Co ono oznacza? Maga psychopatę czy maga korzystającego z mocy umysłu?


IP: Zapisane
The universe speaks in many languages, but only one voice.
snajper92

*****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 69


Zobacz profil
« Odpowiedz #18 : 28 Kwietnia 2009, 20:01:39 »
Heh King jakiego znam z Tekkena 3 to mi się podobało xD


IP: Zapisane
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #19 : 29 Kwietnia 2009, 11:20:26 »
Zanthos ma problemy z psychiką. Bardzo duże. Bez 5-kilowej puszki psychotropów nie rusza się z domu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
- Czas na 5 pojedynek! I, czego nie wzbronię się mówić, ta walka ma faworyta! Moc zawalczy z....no, z...z inną mocą! Worgołak, nieśmiertelny czempion gnolli, posłaniec Herazou, Ponury Żniwiarz Żyć! – ryknął ork do mikrofonu. Worgołak nie przejął się i nadal stał w miejscu. Aplauz w ogóle go nie wzruszał.
- Worgołak nosi na sobie słynny adamantowy pancerz Kinga! Zobaczymy, czy bardzo się przyda! A tymczasem...oto Agen, Wędrownik Run! – ryczał Hellscream. Z drugiego rogu wyszedł Agen, zarbianin z wyglądu. Uśmiechnął się i ukłonił z rewerencją, choć aplauz był szczątkowy.
- Szczerze mówiąc, nie miałem przyjemności poznać Agena. Zobaczymy, jak poradzi sobie w tej walce!

Worgołak rozpuścił swoje długie włosy. Miały srebrno-czarną barwę, a sięgały mu do pasa. Czarny gnoll zakuty był w czarny pancerz, a przez plecy miał przewieszone swoje miecze z księżycowego srebra. Jego czerwone oczy wyrażały obojętność i pogardę.
Agen ubrany był w beżową szatę, pod którą miał kolczugę. Miał dwie bronie. Jedną był długi, pokryty runami miecz, a drugi...no, wyglądało jak latarka. Miał też krótkie, ledwo wystające różki z całej czaszki, szlachetne ostre rysy i twarz nie wyrażającą praktycznie żadnych emocji.
- Jak zdrówko? – zagadnął Agen.
- Z tobą jest bardzo źle...albo zaraz będzie – wzruszył czarny gnoll ramionami.
- Polemizowałbym...Hej, może zamiast walki porozmawiamy? – zaproponował Agen. Hellscream aż sapnął w mikrofon. Trybuny chyba były zbyt zszokowane. Jedynie Genn zaśmiewał się do łez.
- O, kur...kogo ja za przeciwnika dostałem?! – warknął sam do siebie Worgołak.
- Hej, hej, załatwmy to polubownie. Może opowiemy sobie o naszych kulturach i rozejdziemy w pokoju? – nagabywał dalej zarbianin. Trybuny ledwo powstrzymywały się od rechotu.
- Ech...dobra, zmiotę cię z powierzchni areny i miejmy to za sobą – mruknął Worgołak i zaczął iść w stronę oponenta.
- Hej, możemy się przecież dogadać! Nie ma potrzeby na tą przemoc! – krzyczał Agen, wycofując się na „z góry upatrzone pozycje”.
Worgołak dorwał przeciwnika, łapiąc go za nogę w kostce. Podniósł go do góry i wymierzył solidnego kopniaka. Agen, trochę oszołomiony, wyjął miecz pokryty runami. Wymamrotał kilka słów i trzy znaki zaświeciły się krwistym światłem. Wydarzyły się trzy dość dziwne rzeczy. Po pierwsze, Worgołaka wbiło w ścianę. Po drugie, uderzyła w niego błyskawica z miecze. Po trzecie zaś, Agen i całe jego wyposażenie zwiększyło się. Tak z trzy razy.
- Chciałem po dobroci – mruknął zarbianin. Wyjął latarkę i zapalił ją. Snop niebieskiego światła rozświetlił arenę.
- Niech mnie! Lightsaber! – krzyknął zdumiony Hellscream.
Agen przeszedł do ofensywy. Dźgał, machał, siekał swym mieczem świetlnym po terenie, miotając co jakiś czas ogniste kule z drugiego ostrza. Worgołak spokojnie odchodził od przeciwnika. Zarbianin wyszczerzył się krzywo.
- Czy mądrym jest odsuwać się od przeciwnika jeśli nie posiada się żadnej broni dystansowej? – prychnął z dezaprobatą Agen.
- Chyba czas cię uświadomić o segmentowej budowie moich mieczy – mruknął Worgołak i machnął mieczami, jakby ścinał wrogowi głowę. Miecze wystrzeliły, łamiąc się na segmenty. Ostrza śmignęły, ścinając dłonie Agena jednym, płynnym ruchem.
Zarbianin spojrzał kolejno na siebie, na swoje leżące u stóp dłonie, na Worgołaka, na trybuny...
- Ty...ty...barbarzyńco! – wrzasnął i padł na ziemię. Wrócił do normalnych rozmiarów. Medycy wbiegli na trybunę.
- Worgołak pokonuje Agena w dość...bestialski sposób. Gratulacje dla obu panów. Za chwilę kolejny pojedynek! – krzyknął stary ork do mikrofonu.
Tymczasem gnolle wszelkiej maści wiwatowały, można by rzec, na zapas. Bo oto na arenę zmierzał Berserker z Kariatydu, Nemezis Wszelkich Nacji...Genn Szara Grzywa po prostu. Tak samo, grupa wilkołaków w „hybrydowych” formach wyła w niebogłosy. Bo oto pojawiał się na arenie czempion ich ludu, Gror.
- Będzie rzeź – mruknął jakby do siebie Szrama.
- Jak sądzicie, co się stanie z Agenem? – spytał King.
- Och, pewnie doszyją mu ręce. Twoje brzytwy nie są zaczarowane, Worg? – spytał czarnego gnolla Wolfrick.
- Nie...nie, oczywiście że nie. Bo po co? Księżycowe Srebro to jeden z najlepszych materiałów świata...wytrzymalszy niż mithril, ostrzejszy niż krwawa stal... – pogrążył się w słowotoku czarny gnoll.
- Dobra, odpuść. Zaraz zaczną! – uciszył wszystkich Szrama.


« Ostatnia zmiana: 17 Lipca 2009, 12:22:07 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
Lazor

******

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 484


Szarach il Lazor

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #20 : 29 Kwietnia 2009, 13:40:33 »
Bestialski sposób wygranej, nieźle. Opisanie emocji po odcięciu rąk mi się podobało.


IP: Zapisane
Grupa buntownicza
<PoW> czy za prawdę można dostać ostrzeżenie?
<pepe9donkey> zaprawdę,można

~Otaku
kluseczka

*****

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Wiadomości: 878


Zobacz profil
« Odpowiedz #21 : 29 Kwietnia 2009, 17:10:34 »
 A przed walką zażył swoją porcję? Nie? Jego problem. Zastanawiam się czemu pacyfista w rodzaju Agena w ogóle się zgłosił, skoro wolał rozmawiać niż walczyć xD


IP: Zapisane
The universe speaks in many languages, but only one voice.
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #22 : 04 Maja 2009, 14:27:02 »
Słowem wyjaśnień. "King" to bardziej Armor King z Tekkena. Dał swój pancerz Worgołakowi, a w walce już "błyszczało" mu oko na czerwono, a AMK ma sztuczne, czerwone oko. Co do Zanthosa i jego proszków - on często zapomina ich brać, dlatego jest Psychomagiem :) Agen zaś ma/miał zdolności parapsychiczne i pod pozorami gadki krył się atak umysłowy. Tylko że takie sztuczki nie działają na Worgołaka. Kończąc - jeżeli Lazor sądzi, że Zanthos jest niesamowicie potężny - mało widział :). A 4,5 miliarda lat to akurat wiek Żywiołaków i Przodków - a ich będzie z tuzin. Więc czekajta na kolejne rozdziały ;)
-----
- A teraz, drodzy państwo, rozpocznie się tytaniczny bój dwóch kafarów! Genn Szara Grzywa zmierzy się z Grorem, łowcą likantropów! W tej niezwykłej walce na szale zostaną rzucone ogromne pokłady stalowych mięśni, szponów i kłów, wspomagane przez niewyobrażalną siłę i odpowiednio stalowe topory i obrzyny oraz młot gromu! Powitajmy Genna Szarą Grzywę, łamacza smoczych szczęk, bojownika o cokolwiek, berserkera z Kariatydu! – wydzierał się Hellscream do mikrofonu. Genn podniósł zaciśnięte pięści do góry i wykrzyczał parę prymitywnych, zwierzęcych ryków. Machał pięściami do publiczności, rzucał jakieś niezrozumiałe odzywki i w ogóle robił z tej walki jedno wielki show. Gror patrzył na to z zażenowaniem.
- Jesteś po prostu żałosny – prychnął. Radość i swawola ucichły jak ucięte nożem. Genn powoli odwrócił się w stronę adwersarza.
- Hej, aż tak bardzo oczekujesz łamania gnatów? Spoko loko, ale zaczekaj na swoją kolej – powiedział mu szary gnoll, wzbudzając chichoty wśród publiczności. Gror głucho warknął.
- Wszyscy jesteście żałośni. Cały ten wasz plugawy pomiot, cała wasza wypaczona rasa – wycedził Gror przez zęby. Tą razą na trybunie rozległy się warknięcia, pomruki i klątwy.
- No to przegiąłeś – warknął Genn, plując wrogowi pod nogi.
- Ekhem... – odkaszlnął Grom do mikrofonu. – A teraz powitajmy Grora, łowcę likantropów, potężnego wojownika z plemienia Wilkołaków Wyższych, tropiciela pośród nocy...Kto to wymyślił? – mruknął ork do siebie, odsuwając mikrofon.

Pomimo oczywistego wilczego pochodzenia, Gror i Genn znacznie się od siebie różnili. Wódz gnolli był wysoki, barczysty i muskularny, pokryty rzadkim szarym futrem, żeby nie powiedzieć sierścią. Nosił czarną kamizelkę, spodnie z wężowej skóry, rękawice bez palców i buty ze stalowymi czubkami. Przez plecy przewieszony miał młot, a przed chwilą wyjął z sakwy kawałek gazy i owinął nim prawicę. Patrzył na Grora swymi słynnymi oczami. Nieważne, jak kipiał w środku, nieważne, jaką nienawiścią pałał teraz do wilkołaka, jego oczy miały zawsze i wszędzie ten sam wyraz – „Nie będzie bólu, nie będzie radości, nie będzie uśmiechów. Nie będzie już nic. To koniec”. Takimi to chłodnymi, niebieskimi oczami wpatrywał się Genn Szara Grzywa w oponenta.

Gror wyglądał niemalże jak typowy wilkołak, jeśli nie liczyć inteligencji bijącej z brązowych oczu. Był cały porośnięty gęstym, aksamitnym, czarnym futrem. Miał wybitnie wilczy łeb, wyposażony w garnitur śnieżnobiałych kłów, prezentujących się o wiele lepiej niż żółtawe siekacze Genna. Miał też potężne, czarne jak noc pazury, przy których szpony Genna wyglądały niczym długo nie obcinane paznokcie. Przez plecy miał przewieszoną gładko lufową fuzję oraz topór o podwójnym, długim ostrzy, przy którym rzeźnickie tasaki wyglądały jak...no, wyrośnięte szpilki. Ponadto miał też dwie kabury na udach, obie mieszczące po jednym toporze do rzucania. Teraz ten łowca likantropów złożył uszy, podkurczył kolana i przygotował się do skoku. Wyglądał może na dzikiego barbarzyńcę, ale miał ogromne pokłady wyobraźni przestrzennej – można było  tylko spekulować, jak zabójczą taktykę wymyślił.

- A teraz, proszę państwa...Bitwę Dwóch Kafarów uważam za otwartą! – wydarł się Hellscream do mikrofonu. Ruszyli w tany.
Pierwszy ruszył Genn, rycząc dziko i wystosowując w kierunku rywala potężny prosty. Siły włożył w niego zapewne bardzo dużo, bo jego ciało poleciało za pięścią jak worek kartofli. Gror pokręcił głową i wykonał skok, przeskakując adwersarza i lądując idealnie za jego plecami. Przekręcił się na pięcie i zamachnął się prawą łapą. Dało się słyszeć straszliwy chlupot, gdy potężne pazury wbiły się w ciało wodza gnolli, tnąc je do żywego mięsa. Bryzgnęła krew, Genn zawył cicho.
- Pierwsza krew i już niespodzianka! Gror najwyraźniej filetuje mocarnego Genna! – krzyczał Hellscream do mikrofonu w akompaniamencie głośnych jęków gnolli. Gror natomiast nie zamierzał przestać.
Genn co prawda podniósł się na nogi, ale zaraz po tym przyjął na pysk i korpus serię potężnych ciosów, zdolnych oderwać kończyny normalnego człowieka od tułowia. Dalej jednak stał, choć kolejny cios pazurami – już płytszy – przekręcił go i znów sprowadził do parteru. Gror postawił dość brutalnie nogę na przeciwniku – to jest skoczył i z impetem wbił prawą stopę w poharatane plecy Wilczego Lorda.
- Jak już wspomniałem, jesteś żałosny. Niby taki wszechpotężny czempion, a daje się zabić podrzędnemu łowcy takiemu jak ja – prychnął Gror i zawył niczym przywódca wilczego stada. Podniósł Genna i potężnym podbródkowym wybił go w powietrze. Złapał za strzelbę i wystrzelił kilkukrotnie, chyba z cztery razy. Za każdym razem pocisk wyrzucał Genna wyżej w powietrze. Po skończeniu się pocisków, wilkołak złapał za topór, zamachnął się nim parę razy i wyrzucił go w stronę przeciwnika niczym zawodnik w rzucie młotem. Obracająca się broń przypominała piłę.
- Chroń go Herazou! Za chwilę najprawdopodobniej topór Grora zwiększy liczbę Gennów o jednego! – wydzierał się Grommash. Trybuny wstały, rozległy się jęki, okrzyki przerażenia. Dało się nawet słyszeć słynną „Modlitwę Thanta”, najważniejszą z modlitw wyznawców wiary herazimackiej.

Nasi protegowani w całości nie dowierzali własnym oczom. Szrama po prostu oniemiał i zaczął brzęczeć – to jego stalowe szpony uderzały o siebie, gdy ręce gnollowego szamana się trzęsły. Worgołakowi zapaliły się czerwone oczy, ze zdumienia odsłonił skrawek potężnej szczęki. Hrontrig powarkiwał, chyba machinalnie ściskając medalion z łbem Herazou. Wolfrick nerwowo drapał się po kościstej twarzy, co i tak było „dużym poziomem stresu” – w końcu był to trzeci co do potęgi Lodowy Upiór. Jedynie Kruger zachowywał jakiś spokój. W tym spokoju towarzyszył mu Kalt i Thant, który w tym momencie wsłuchiwał się w słowa dawno ułożonej modlitwy. King zaś wypił nerwowo swój kufel złocistego trunku.
- Czy to możliwe, że jakiś wilkołak może pokonać samego Genna Szarą Grzywę? – zapytał sam siebie Kruger.
- Wręcz bardzo możliwe. Gror jest potężną bestią, która nie walczy jak wojownik, tylko rozszarpuje ofiarę, którą jest jego przeciwnik. Nie zna skrupułów ani litości, a Genn go nie docenił. Może być silniejszy, ale poleganie na takim banalnym ciosie... – Thant pokręcił głową.
- A tak pokrótce? – spytał Szrama, leciutko się jąkając.
- Genn nie ma za dużych szans na przeżycie, a na wygranie żadnych. Chyba, że znowu uda mu się wykoncypować jakiś cud – na jednym oddechu rzekł Kalt. King wypił kolejny kufel...

Legendarny gnoll pokazał, że ma legendarne szczęście. Topór chyba został zniesiony przez powietrze i tylko „zaciął” Genna na tułowiu. Kariatydańczyk spadł po chwili na ziemię jak głaz. Gror przyglądał się temu w milczeniu.
- Imponujące. Wilczy wypłosz znowu miał fart – parsknął i pokręcił głową wilkołak. Wyjął kilka naboi i zaczął przeładowywać fuzję. Gdy już broń była gotowa, podszedł on do gnolla i przyłożył mu broń do głowy.
- A ja tyle razy mówiłem tym cholernym zabijakom, żeby nie było tych cholernych walk na śmierć i życie! Co za świat! – zakrzyknął Hellscream, chyba nieświadomy, że kieruje swą przemowę do mikrofonu.

- Nie, nie, nie! Zabijanie jest zabronione! Niech ta kupa mięsa i futer zrobi coś mojemu bratu, to wydrę z niego życie! Zaleję jego ogień życia! Osuszę jego studnię życia! Spuszczę lawi... – wydzierał się raz po raz Szrama, lekko przytrzymywany przez Worgołaka – ten ostatni odzyskał już spokój.
- Poniechaj, Szrama. To walka Genna. I pewnie twój brat ją wygra – mruknął czarny gnoll. Okoliczni zamilkli.
- Worg, doceniam twój optymizm, ale chyba miesza się on z dawaniem złudnej nadziei? – zadał pytanie retoryczne Thant.
- Jeszcze zobaczymy – uciął temat czerwonooki.

I w tym momencie stało się coś, co można nazwać zwrotem akcji. W momencie, gdy Gror przyłożył broń do potylicy Genna.
- Spoczywaj w kawałeczkach. Drobnych kawałeczkach - powiedział z iście diabelskim uśmiechem na twarzy wilkołak. Wtedy jednak, na przekór wcześniejszym wydarzeniom, Genn obrócił się, wyrzucając przed siebie prawicę. Nikt nie zdążył się nadziwić, gdyż w tym momencie gnoll ryknął z całej siły.
- RAIKIRI!!! – ryk potoczył się echem.

Arena najpierw rozbłysła niebiesko-żółtym światłem, a później przetoczył się grzmot. Błysnęło, świsnęło i coś uderzyło potężnie w ścianę areny. Gdy opadły już błyski i kurze, widać było okrwawionego, pociętego Genna, który stał na nogach i trzymał się za brzuch oraz wbitego w arenę Grora. Najdziwniej wyglądała jednak jego ręka – spowita była w całkowicie w iskrzącej, błękitnawej energii, wyglądającej niczym legendarne ostrze Raziela, Łupieżca Dusz.
- Pamiętajta, wszyscy tu zgromadzeni. Jeżeli sądzicie, że macie szanse w starciu z Gennem Szarą Grzywą, to się grubo mylicie! – wykrzyczał w stronę trybun i chwiejnym krokiem skierował się do medyków, biegnących zresztą już w jego stronę.

- Absolutnie niesamowite! Wydający się niepokonanym, wszechpotężnym...Gror został pokonany! Genn zmiótł go z areny jednym ciosem! – ryczał stary ork do mikrofonu.
- Co to było?! – wydzierali się King, Szrama i Hrontrig jeden przez drugiego. Po chwili milczenia, która zapanowała po tych krzykach Thant odchrząknął.
- To było Raikiri, legendarne Ostrze Błyskawicy – powiedział smokowaty osobnik. Wyglądał na ździebko zdziwionego.
- Ostrze Błyskawicy? Broń, która przetnie, przebije, która zniszczy wszystko czego się dotknie? – zapytał Kalt, nie odwracając oczu od areny.
- Ano. Zwróć uwagę na jego prawicę, żywiołaku. Pod tą gazą pewnie kryły się kamienie grzmotu, dzięki którym chciał chyba jednym ciosem powalić wroga...Ale żeby udało mu się wykrzesać z takich kamyczków Raikiri... – przerwał w tym momencie Thant. Zaraz zresztą rozległ się głos Hellscreama.

- Bitwę Dwóch Kafarów uważamy za skończoną. Teraz zacznie się...Wojna, dosłownie Wojna Upiorów! Zaraz przyjdzie wam powitać jedynych, niepowstrzymanych...Nekrosa Spalacza Dusz i Mercilessa!


« Ostatnia zmiana: 17 Lipca 2009, 12:21:31 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
Lazor

******

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 484


Szarach il Lazor

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #23 : 04 Maja 2009, 15:54:32 »
Raikiri z Naruto. Dobrze, że chociaż nie w 100%, fajne nawiązanie. Fajne opisy emocji bohaterów.


IP: Zapisane
Grupa buntownicza
<PoW> czy za prawdę można dostać ostrzeżenie?
<pepe9donkey> zaprawdę,można

~Otaku
kluseczka

*****

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Wiadomości: 878


Zobacz profil
« Odpowiedz #24 : 04 Maja 2009, 17:12:10 »
 Nie ma jak to zachowywanie najlepszego ciosu na koniec aby zaskoczyć czytelnika. Brawa dla Genna, dać mu herbaty! Zobaczmy, kto następny... Nekros Spalacz Dusz i Merciless... jeden z bardziej mhrocznym i klimatycznym imieniem od drugiego. A, stawiam na pierwszego - zrób mu z duszy grzankę!  :ok:


IP: Zapisane
The universe speaks in many languages, but only one voice.
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #25 : 04 Maja 2009, 20:42:36 »
Fajnie, fajnie! :)
Nie ma tu jakiejś epickiej głębi, ale czyta się nader przyjemnie! ;) Oby tak dalej :D Narazie to nie podobał mi się tylko wynik walki z demonem - a reszta tak jak chciałem - king, genn :D


IP: Zapisane
egzeq
Inkwizytor Tawerny

*

Punkty uznania(?): 10
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 941


Zobacz profil
« Odpowiedz #26 : 05 Maja 2009, 07:46:42 »
Niezbyt podobają mi się takie walki. Gość dostaje tyle razy po ryju, ma farta, że topór go nie rozpłatał, a sam zabił potężnego łowcę likantropów jedną techniką, wyjętą żywcem z Naruto? Rozumiem, że to fanfick, ale zajeżdża mi to niektórymi spalonymi walkami, choćby z owego M&A (vide Naruto vs Neji).

Ale nie patrząc na to, świetne. Dobrze się czyta, bitki są emocjonujące choć jak dla mnie walki są za krótkie, nie ukazują prawdziwej siły tych, którzy przegrali.


IP: Zapisane
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #27 : 05 Maja 2009, 11:05:42 »
Dziękuję za komentarze. Oświadczam, że więcej rozdziałów póki co nie będzie - nie ma stałego dostępu do Internetu.
Zaś co do "wygrywania po filetowaniu" - cóż, gdyby znane wam były historie postaci autorskich, to pewnie by was nic nie dziwiło ;)
A co do smażenia Mercilessa przez Nekrosa...cóż...nie będę spoilował. Powiem jedno - Lodowy Upiór :)
Pozdrawiam


IP: Zapisane
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #28 : 16 Maja 2009, 16:55:30 »
- Jak już mówiłem przed chwilą, powitajmy naszym zawodników! Nekros Spalacz Dusz będzie walczyć z Mercilessem! Upiór z mroźnych połaci Northrend skrzyżuje broń i magię z tworem władcy Spaczni, krainy demonów! Powitajmy zatem Nekrosa, Strażnika Tronu Mrozu, najdoskonalszy twór Króla Lisza! Oto jawi się nam Lodowy Upiór, spalacz dusz i miażdżyciel czaszek! – krzyczał się Hellscream do mikrofonu. Po chwili błysnęło – dosłownie – i na arenie pojawił się Nekros, spowity odwieczną mgłą szronu i chłodu. Jako drugi co do potęgi Lodowy Upiór na świecie, obdarzony był władzą nad zimnem Northrendu oraz panem ciemności wypełniającej jego jestestwo. Istniał już od niemal trzech mileniów, zimny niczym arktyczne głębiny.
- Niechaj żywi i śmiertelni wystrzegają się chłodu naszego upiora! Na swoje szczęście, Merciless do żywych nie należy! Powitajmy straszliwego posłańca Tezzetha, Upiora Spaczni, konstrukt stworzony z trzech tysięcy dusz! – w chwili, gdy ork odsunął od siebie mikrofon, na arenie, w wybuchu zielonkawych płomieni zjawił się Merciless. Westchnął sam do siebie i rzekł cicho: „Tego ostatniego nie musiałeś dodawać”.

Choć obaj byli upiorami, nic ich nie łączyło. Może poza losem, który związał ich ze sobą jeszcze zanim powstał Nekros. Ten ostatni został przecież stworzony przez Nehr’zula tylko dlatego, by zapanować nad zagrożeniem o imieniu...tak, Merciless. Ten pierwszy wyglądał niemalże jak ożywiona zbroja – w napierśniku, który wyglądał jak zrobiony z lodu czy kryształu, w „spodniach” ze stalowych segmentów i takich samych ochraniaczy na ramiona, w hełmie przypominającym trochę koronę... Pośród całej tej zbroi szalały zimne, niebieskie płomienie, z pominięciem głowy. Ta okolona była woalem z ciekłej ciemności, przez który co jakiś czas widać było czaszkę. Teraz przy pomocy pazurzastych rękawic ciął rysy na stalowych ramionach, wpatrując się w odwiecznego wroga.

Merciless wyglądał zgoła inaczej. Jawił się jako szkielet gnolla – prawdopodobnie nie mniej masywnego niż Genn. Cały ten szkielet, za wyjątkiem potężnej szczęki i stóp pokryty był czerwoną zbroję. Cały szkielet i zbroja były też spowite w zielonych płomieniach. Prawa ręką upiora od obojczyka do nadgarstka obwinięta była stalowym łańcuchem, „uzbrojonym” w rozliczne haki, drzazgi, siekańce czy ostrza. U pasa przytroczony był też złamany miecz, swoisty symbol Mercilessa. Teraz zaś potężny upiór wpatrywał się w adwersarza swymi wypełnionymi ogniem oczodołami...

- A teraz, moi drodzy, a niektórzy też niedrodzy... Tak, wy wiecie że o was mówię, małe, pokraczne... – mówił Hellscream, najwyraźniej zapominając o walkach.
- Ekhem...Hells, zbaczamy z kursu. Mój zielonoskóry przyjaciel chciał powiedzieć, że zaczynamy Wojnę Upiorów! – odezwał się jakiś obcy głos. Ci, którzy spojrzeli na trybunę komentatorów, zobaczyli postawnego, atletycznie zbudowanego mężczyznę o płomienno rudej grzywie czerwonych jak ogień włosów.
- A fakt. Powitajmy przy okazji Fergarda Stratoavisa, półdemona, demonologa, maga ognia i chaosu, mieszkańca Spiry... i jednego z najlepszych towarzyszy wojaży jakiego dane mi było wyciągać z kłopotów i w je pakować! A czemu nazwali go Jaszczurzy Golem...sam nie wiem – wyrzekł już uspokojony Grom, parskając pod koniec śmiechem. Na trybunach ktoś się roześmiał, ktoś zaklaskał, ktoś zagwizdał, ktoś podniósł wiwat, gremlin w czarnym płaszczu zdzielił gremlina w brązowym płaszczu łokciem w twarz.
- O, Silas i Augustus Brimstone’owie ponownie okazują sobie braterską miłość.. Ale nie dawajmy naszym upiorom czekać! Merciless i Nekros zaraz rozniosą się nawzajem! – krzyknął nowy komentator, Fergard. Istotnie, dwa upiory rzuciły się na siebie w jednej chwili.

W pędzie byli tak szybcy, że dla istot obdarzonych „śmiertelnymi” oczami wyglądało to jak teleportacja. Merciless i Nekros zdążyli się zaatakować – słychać było chłodny świst Przecinacza Żywotów oraz brzęk łańcucha Mercilessa. Po chwili stali na wcześniejszych pozycjach, tylko zamienieni miejscami. Na żadnym nie było widać śladu ran.
- Pierwsze ciosy! Jeden rozpłatałby rosłego wojownika, drugi rozerwał niedźwiedzia wpół! Ale ich to zwyczajnie nie rusza! – krzyczał Hellscream do mikrofonu, wspierany przez potakujące pochrząkiwanie Fergarda.
- Otóż to. Tak już jest, gdy zmierzy się ze sobą dwóch wymiataczy, że tak powiem...
Po chwili upiory znów wymieniły ciosy. Tym razem magiczne. Nekros wysunął przed siebie ramię, śląc w kierunku spaczniowca wyglądającą niczym czaszka kulę lodu. Merciless z kolei machnął mieczem w horyzontalnym ataku, posyłając falę purpurowego ognia. Pociski się zderzyły, wybuchły, nie przyniosły żadnego efektu.
- Doprawdy, nie mam koncepcji, w jaki sposób może zakończyć się ten pojedynek. Merciless i Nekros mają podobne możliwości fizyczne i magiczne, obaj posiadają prawie identyczne zdolności sprawiające, że są praktycznie nie do pokonania w swym dwuosobowym gronie. Albo będzie to remis, albo kwestia szczęścia – wyrecytował niemal płynnie Fergard. W odpowiedzi na ten monolog, Grommash odchrząknął i przysunął bliżej mikrofon.
- Jak wiesz, Ferg, Nekrosa...stworzono...później niż Mercilessa, jako broń przeciwko niemu. Więc mimo wszystko, powinien być chyba...no, lepszy.

Tymczasem Merciless i Nekros wymienili kilka ciosów i pocisków, oczywiście bez żadnego efektu. W końcu sobie odpuścili.
- Jak zwykle – westchnął Merciless. Nekros jakby rozbłysnął w środku.
- To znaczy? O czym mówisz, spaczniowy pomiocie? – zapytał Nekros. Jego głos był zimny niczym lodowe szczyty, przecinał powietrze jak jego miecz żywoty, mrożąc krew w żyłach.
- Mówię o tym, że nie potrafimy zrobić sobie krzywdy, walcząc w szczerym polu...northrendzki pomiocie – odpowiedział Merciless, nieznacznie się uśmiechając. Tak, choć jego głową była naga czaszka, mógł swobodnie zmieniać wyraz twarzy.
- Hm... Ale i tak nikt z nas nie odpuści – wyświszczał Nekros, chwytając za swój miecz i rozbijając go na dwa osobne.
- Oczywista – parsknął Merciless, rozwijając swój łańcuch, jednocześnie spowijając go w zielonkawych płomieniach. Ponownie ruszyli w tany.

- Taa...większych zmian nie było, więc jeśli ktoś – jak Brimstone’owie, którzy wyszli sobie wyjaśnić parę spraw – był z jakiegoś powodu nieobecny, to nic nie stracił. Ja w każdym razie nic nie zauważyłem. A ty, Fergard? – spytał Hellscream półdemona, trąc paznokciem o paznokieć.
- Jak to zwykłeś mówić, dynamika kuleje – westchnął Stratoavis.

W tym jednak momencie dynamika wróciła. Merciless zgiął się i wyciągnął ręce do tyłu, zbierając w nich potężne, zielone płomienie.
- Smaż się, lodowata cholero! – ryknął upiór ze Spaczni, rzucając ogniem w Nekrosa. Lodowaty stwór spokojnie przyjął uderzenie na napierśnik...poczym został wyrzucony do tyłu przez siłę ciosu. Merciless kontynuował salwę słabszych, płomienistych pocisków. Nie dał upaść drugiemu upiorowi, dopóki nie zderzył się on ze ścianą. Wtedy to podleciał – tak, Merciless umiał latać – do przeciwnika i zaczął okładać go łańcuchem. Szybko jednak okazało się, że główna broń upiora może się swobodnie wydłużać. Nekros więc, nim zdążył zareagować, został obwiązany płonącymi łańcuchami. Merciless rzucił go przed siebie, wyciągając jednocześnie rękę z wyciągniętymi szponami, szepcząc jakieś formuły. Za lecącym jak głaz upiorem z Northrendu otworzył się fioletowawy, skrzący się od mocy portal. Lodowy Upiór wpadł weń, przeleciał w akompaniamencie trzasków i po drugiej stronie...zwalił się na ziemię uwolniony od łańcuchów.

- Niesamowite! To chyba najpotężniejsza moc Mercilessa! Upiór ze Spaczni sprzedał swemu lodowatemu krewniakowi wilczy bilet do Bazyliki Tortur w Spaczni! A ten i tak wrócił, choć w gorszym stanie! – darł się Hellscream do mikrofonu.
- Bazylika Tortur? Widziałem w akcji płomienne ataki Mercilessa z wypalanie duszy i Płomienną Zemstą na czele.. Ale nie słyszałem o Bazylice Tortur ani o portalach do niej – wyraził swe zdumienie Stratoavis.
- Już tłumaczę. Bazylika Tortur to miejsce gdzieś w Spaczni, gdzie zrzucani są wszyscy Czempioni i Lordowie Chaosu, którzy zawiedli. Tam, przez nieopisany ból i cierpienia dostępują odkupienia. A ten atak przed chwilą zafundował Nekrosowi trzygodzinną wycieczkę w tym wesołym przybytku – wyjaśnił półdemonowi i widzom stary ork.
- Auć... – mruknął Fergard.
- Ano, auć to dobre słowo – parsknął kolejny już raz były czempion Hordy.

Widać było, że w Bazylice Tortur nic ciekawego – a przynajmniej przyjemnego – nie było. Nekros i jego pancerz był nieźle poobijany – wspaniałe niegdyś stalowe płyty pancerze zostały wykrzywione, połamane i ogólnie zniszczone. Jedynie hełm i napierśnik pozostały bez szwanku.
- Imponujące. Bardzo imponujące, Mercysiu. Ale wiesz przecież, że to ci...nie wystarczy! – wrzasnął upiór zwany Spalaczem Dusz. Błysnęło i pojawił się on za plecami Mercilessa, ściskając dwa miecze. Wyprowadził wtedy serię ciosów w plecy, które zabiłyby pewnie każdego śmiertelnika. Po chwili zaś wbił obie klingi odpowiednio w plecy i w kark swego wroga i założył mu dźwignię, wywracając go na ziemię. Przygniótł go wtedy swą masą i – obejmując masywną paszczę lodowatymi rękami – wciągnął słyszalnie powietrze, jakby wysysał ciepło z otoczenia – szron i cienki lód pokrył kawałek areny i pancerz Mercilessa.
- A teraz zdychaj! – wyświszczał, trzymając Mercysia w lodowatym uścisku. Po dłuższej chwili, wypełnionej głuchym stukotem kości, tarciem pancerza o pancerz i stłumionym warkotem Mercilessa, płomienny upiór padł bez życia na zmrożony piach areny.

- I właśnie dlatego ta dwójka nie powinna walczyć ze sobą, bo nie zadecydują tu zdolności, tylko los – powiedział spokojnie Fergard, przykładając rękę do czoła i zamykając oczy.
- E tam, cholerny melancholik. A tymczasem...Nekros chyba pokonał Mercilessa! Znając jednak moce tych dwóch, daję mu jeszcze 2 minuty, a po nich – kończymy i zaczynamy kolejną walkę! – krzyknął do mikrofonu Grommash.

Mało kto w całej tej walce zwrócił uwagę na dwóch jegomościów. Jeden, w całości ubrany w pancerz płytowy z niebieskiej stali, dzierżył – a raczej miał przytroczony przy pasie – runiczny, długi miecz, otoczony chmurą chłodu, a jego twarzą była naga czaszka, której skronie upiększała korona z lodu. Drugi zaś wyglądał niczym czterdziesto – paro letni człowiek, jednak kostur zrobiony ze stali i ludzkiej czaszki oraz szpony zamiast paznokci – nie wspominając o ustach wypełnionych krzywymi, ostrymi kłami – niszczyły to iluzoryczne wrażenie. Nehr’zul, straszliwy Król Lisz oraz Tezzeth, Przodek – renegat konwersowali właśnie przyciszonymi głosami.
- Mówiłem, Tezz, że mój protegowany rozgniecie twojego Mercysia na miazgę. I, wierzaj mi, czymże się nie przeliczył? Ha? – mówił Nehr’zul, szczerząc się szyderczo.
- Mocnyś w gębie, królu truposzy. Ale wierz mi, korzystałem z różnych...zwierzątek, gdy piąłem się do władzy. I najpotężniejszą bestią w zagrodzie nie jest jakiś przerośnięty demon czy arcylisz, ale upiór zwany Mercilessem – odpowiedział Tezzeth, uśmiechając się kącikiem ust.
- Hmpf. Jak tam sobie chcesz. Byle do 19 walki... – odpowiedział Nehr’zul, wstał i odszedł, śmiejąc się szyderczo. Tezzeth, jeden z Czterech Potęg Spaczni, władca demonicznych kohort odprowadził Króla Lisza pogardliwym spojrzeniem.

Zaś na arenie... Merciless odmarzł! Więcej, zmienił też formę. Warto bowiem wiedzieć, że złożony z 3000 dusz upiór był „zawiadywany” przez trzy – poległego króla-bohatera krasnoludów, elfickiego czarodzieja i krwawego demona. Teraz właśnie, ze swej najpopularniejszej formy, zmienił się w demona, atakując jednocześnie swą osławioną Płomienną Zemstą – falą ognia, który wypalał dusze. Nic jednak ten atak nie zrobił Nekrosowi.
- Argh! Ile razy mam cię ubić żebyś wreszcie sczeznął?! – wyskrzeczał Nekros, wybuchając lodowatymi płomieniami.
- Wybacz, opcja jest niedostępna! – zaryczał Merciless, teraz wyglądający niczym szkielet centaura w bordowych płomieniach – tylko kości nie były ciałem konia i torsem człowieka, a ciałem krokodyla i torsem czterorękiego demona. Słusznie więc należało się obawiać wściekłości i nienawiści wiodącej go w bój przeciwko Spalaczowi Dusz.
- A niech cię wszystkie lodowe odłamki świata... Giń! – wrzasnął Nekros, a w tym ostatnim zawołaniu dołączył do niego Merciless. Ruszyli na siebie, jeden z dwoma Ostrzami Zimy, które naprędce złożył w Przecinacz Żywotów, drugi zaś jedynie z przerażającym garniturem kłów, szponów i innych ciekawych rzeczy. Razem zderzyli się, wymieniając pełnymi nienawiści ciosami. I choć obaj odnieśli wielkie obrażenia, Nekros miał przewagę. Ogromną przewagę. Merciless w swej demonicznej formie nie mógł rzucać zaklęć i w ogóle korzystać ze swych mocy...w przeciwieństwie do Nekrosa, dysponującego całym swym garniturem zaklęć.

- Tak, tak, Nekros może ciągle używać swej magii, a Merciless nie. Wyślę wiec, że ta przemiana to był gwóźdź to trumny dla Mercilessa – powiedział Thant do zgromadzonych gnolli, żywiołaka, jaguarołaka i przygodnego sprzedawcy pamiątek.
- No, ale Mercyś ma teraz od cholery siły i mógłby zmiażdżyć ten opancerzony chłodnik – powiedział Genn, lekko stękając. Dosłownie przed chwilą skończyła się jego ekspresowa hospitalizacja.
- Genn, walk nie wygrywa największy kafar, tylko ten, który najlepiej zaplanuje swoje ruchy i będzie umiał je wyegzekwować. A owładnięty nienawiścią demona kierujący Mercilessem zwyczajnie ustępuje tu pola Nekrosowi – powiedział na to Wolfrick, do tego czasu milczący. Genn pokosił na niego oczy.
- E... gadasz tak bo jesteś z Nekrosem po jednej bryle lodu – parsknął szary gnoll. Wolfrick jedynie machnął na to ręką. Przekonany o zwycięstwie swego „brata”, zaczął schodzić w dół. W końcu walczył jako następny.

Swoiste jasnowidzenia Wolfricka okazały się słuszne. Po długiej, wyczerpującej walce, Nekros zmienił wynik odwiecznego starcia Nekros – Merciless na 16:14 dla... Mercilessa. Ale za to ostatnia wiktoria i miejsce w 2 rundzie Wojen Starożytnych należały do Nekrosa, który wygrał w bardzo podstępny sposób. Mianowicie...
- Tak, moi mili, to nie przywidzenia! Nekros pokonał Mercilessa dzięki zasadzie, która nie pozwala zawodnikom opuszczać areny. A Nekros wykorzystał szarżę Mercilessa do wyrzucenia go portalem na dalekie rubieże świata! Jest więc zwycięzcą! – darł się Hellscream, przekrzykując burze oklasków, wiwatów i okrzyków uznania.
- A już za chwilę walka Wasyl Smokokrwistego i Wolfricka, kolejnego Lodowego Upiora! Nie odchodźcie od swych miejsc! – dodał Fergard na koniec.


« Ostatnia zmiana: 17 Lipca 2009, 12:20:49 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
ani101

******

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 83


Zobacz profil
« Odpowiedz #29 : 16 Maja 2009, 19:16:10 »
No, no, no... uzbierało się trochę tego ;) opowiadanie świetne, takie, takie... uch, że aż nie mogę tego wyrazić. Walki ciekawe, trochę straszne. Nie umiem sobie wyobrazić, ile jest na arenie krwi. Bitwa upiorów, no, była taka, że aż dostałam gęsiej skórki. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział! :)


IP: Zapisane

Nie ma mnie, umrzyłam. Produkuję temperadełka na Malcie.
Strony: 1 [2] 3 4 5 ... 8    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.088 sekund z 20 zapytaniami.
                              Do góry