Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1] 2 3 4 ... 6    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Cień Nocy (kucykowe epic fantasy) (Czytany 35260 razy)
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« : 26 Czerwca 2013, 18:06:18 »
Cień Nocy

Rysunek wykonała Apple Dash z forum mlp polska

Link do całości na dysku google: https://drive.google.com/folderview?id=0B8RUvNk2O3QeNjg3VVVTMjhxbms&usp=sharing

Prolog: Lot ku wolności

Czarna klaczka alikorna smutno wpatrywała się w pożółkłą rycinę wydartą z książki. Jasnozielona grzywka opadała jej na czoło, zasłaniając prawe oko. Źrebię zdawało się tym w ogóle nie przejmować. Było zbyt przestraszone tym co je czeka.
Night Shadow nie wiedziała nawet co ją skłoniło do wygrzebania tego obrazka spod sterty książek, leżącej obok niej na zimnej podłodze. Po prostu nagle naszła ją taka potrzeba, być może kierowana jakimś sentymentem i pragnieniem zmiany swojego losu, który był już przesądzony, którego odmienić nie mogła.
Ilustracja przedstawiała Sunshine Arrow, generał Królestwa Zmian, zmarłą przed wiekami. Zmarłą z przyczyny naturalnego wyprucia flaków. Dla Nighty żółta, pomarańczowogrzywa alikorn, w ciemnogranatowej zbroi płytowej była bohaterką. Dla innych kucyków zaś, legendarna wojowniczka istniała jako postać zdecydowanie negatywna, krwawy demon żądny władzy.
Księżniczka Zmian była bowiem odpowiedzialna za wybuch Wojny Zmierzchu, podczas której ginęły kucyki z Królestw: Zmian, Nocy, Słońca, a nawet z Equestrii. Wojny, po której wszystkie kuce Caballusii zbierały się niezwykle długo.
Kiedy zmarł, nie spłodziwszy legalnego potomstwa, Władca Królestwa Zmian, pomiędzy jego krewnymi doszło do walk o władzę. W końcu na drodze pokojowej koronę zdobyła Violet Time, która zresztą była tylko figurantką. Realna władza przypadała jej małżonkowi, ale kuce zawsze muszą mieć na tronie królewską krew. Nikt nie wie po co, a na co, aczkolwiek mieć muszą.
Sunshine Arrow nie podobała się owa sytuacja. Była ona bowiem naturalną córką i ulubienicą starego monarchy, który przed śmiercią zalegalizował ją i dał prawo do noszenia swego nazwiska. Według niej, tron Zmian był jej dziedzictwem. Szlachta nie chciała obwołać żółtej alikorn swoją władczynią. Jako bękart nie miała prawnych podstaw, do ubiegania się o władzę. Na dodatek jej matka nie była nawet alikornem, lecz klaczą jednorożca z całkiem potężnego rodu.
Nie podobało jej się, że jej rodzina, rodzina królewska, praktycznie utraciła władzę nad krajem. Oczywiście próbowali knuć i spiskować, ale Hard Wing, nowy król, działał skutecznie. Klacze wydawał za mąż za szlachtę państw sąsiadujących, a ogiery wysyłał na wyprawy wojenne jak najdalej od siebie. I to nie były nawet wojny Królestwa Zmian, lecz wojny państw sojuszniczych.
Większości buntujących szybko przeszły zapędy rewolucyjne. Nikt nie chciał zginąć, ani zostać wysłany na drugi koniec kontynentu, z dala od ojczyzny, rodziny, przyjaciół i swojej strefy wpływów. Opór alikornów został złamany.
 Ale nie generał Arrow. Kiedy oznajmiono jej, iż ma wyjść za dziedzica Królestwa Słońca, Sunshine wyśmiała ich. „Cóż to? Czyż jeszcze nie dawno nie mówiliście, iż jesteśmy za nisko urodzone, by władać? A teraz za królewicza nas wydajecie? Kapie z was obłuda, chcecie z nami wygrać. A my nie przegrywamy nigdy!”- miała rzec.
Rozpętała się wojna pomiędzy zbuntowaną księżniczką i przynajmniej oficjalnie Violet Time. Żółta klacz uzyskała poparcie części wojsk Zmian oraz co ciekawe Królestwa Słońca, któremu obiecała władzę nad Zachodnią Marchią, Skynsywen, która zawsze była sporna pomiędzy obydwoma państwami. Po stronie fioletowej kobyły stanęła większość armii, Królestwo Nocy oraz Equestria, która wmieszała się niewiadomo po co. Co ciekawe córka Time, Nightmare Sky, udzieliła swego poparcia generał Arrow.
Choć kuce z królewskiej armii miały sporą przewagę liczebną, to walka była zażarta. Wygrano ją głównie dzięki zdradzie Fire Heart - młodszej siostry buntowniczki. Kompani żółtej alikorn zginęli w walce, a samą klacz pojmano i przyprowadzono przed oblicze Hard Winga. Nie zabito jej, zrobiono jej coś po stokroć gorszego. Dumna Sunshine została pokonana. Wola Władcy Zmian została wykonana. A w żyłach Książąt Słońca po dziś dzień płynie krew generał Arrow. Księżniczka Nightmare została zaś wydana za jednego z Książąt Nocy. Night Shadow była jej prawnuczką, z czego była niezwykle dumna i czym lubiła się szczycić.
Gdyby Night Shadow była dużą i silną klaczą o sporych możliwościach, to historia być może by się powtórzyła. Pech chciał, iż Night, małą, czarna klaczka alikorna, o grzywie w kolorze zieleni wiosennej trawy i takich samych oczach, źrebak bez znaczka na boku, nie miała ani możliwości, ani znajomości takich jak Sunshine Arrow.
Shadow była zła, była bardzo zła - na życie, na swoich rodziców i na głupią tradycję, która kazała jej wyjść za królewicza i wynieść się z rodzinnych stron, by ustąpić tron męskiemu krewnemu. W Królestwie Nocy teoretycznie istniało równouprawnienie klaczy. Zielonogrzywa jako pierworodna Króla Nocy dziedziczyła prawa do władzy. Na swoje nieszczęście, miała brata. Dark Mane był jej bliźniakiem. Ale mimo iż urodziła się pierwsza, nie mogła odziedziczyć tronu.
Alikorny są nieśmiertelne, ale da się je zabić. Przy wojnach, zarazach i dworskich intrygach całkiem łatwo się umiera. Do przejęcia władzy mogło dojść zarówno jutro, jak i za parę tysięcy lat. Nie zmieniało to faktu, iż Night nie miała zamiaru zgodnie z tradycją przekazać dziś swemu bratu praw do dziedziczenia, a sama wyjechać do Królestwa Słońca, gdzie za ileś tam lat, kiedy osiągnie dojrzałość, wyjść za dziedzica tronu i robić za rozpłodową kobyłę.
Nie miała zamiaru, ale nie miała odwagi, by to zrobić. Jeszcze nigdy nie sprzeciwiła się otwarcie swojemu ojcu. Bała się go trochę. Był zimny, wyniosły i często słyszała jak się na kogoś złości. Nie znała go za dobrze, obowiązki nie pozwalały mu na zbytnie zainteresowanie życiem własnych dzieci.
Muszę być silna jak Sunshine Arrow - pomyślała klaczka.
Przejrzała się w lustrze. Ze srebrnego zwierciadła smutno spoglądał na nią mały, czarny alikorn o trójkątnych, zielonych oczach, w srebrno niebieskiej sukni, w czarnym diademiku i zielonym ryngrafie. Jej grzywa i ogon były starannie ułożone i gładko upięte. Musiała wyglądać idealnie. Zawsze miała wyglądać idealnie, jak śliczna i głupiutka księżniczka z baśni.
To nie było tak, że Shad nie lubiła nosić sukni i klejnotów. Prawdę mówiąc, uważała dziewczyńskie odzienie za głupie, ponieważ jako niewygodne i niepraktyczne, utrudniało jej życie. Zawsze musiała się potknąć o długi tren, który tak łatwo się przydeptywał, zaś koronki bardzo lubiły zahaczać się o gałęzie drzew i krzewów w zamkowym ogrodzie. Królewna nie miała by nic przeciwko klaczym strojom, gdyby tak nie utrudniały życia.
- Królewno Night Shadow, czas już iść na ceremonię! - rozległ głos jej matki, Moonlight Dust.
Jeszcze jedno spojrzenie na rycinę i źrebak ruszył ku ciężkim wrotom sali tronowej. Drzwi otworzyły się i Night weszła do pomieszczenia. Wzrok wszystkich zgromadzonych kucyków spoczął na dziedziczce tronu. Czarna alikorn zawahała się. Spuściła łeb i spoglądając na czarno-błękitne kafelki tworzące podłogę, szła stępem ku podwyższeniu, na którym stała jej rodzina: król, królowa i braciszek idiota. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, nie chcąc zginać się w stawach i sztywniejąc ze strachu.
Po czasie, który wydał się jej wiecznością, dołączyła do tego jakże szlachetnego towarzystwa. Podniosła głowę i rozejrzała się po sali; same jednorożce, alikorny i sześciu pegazich gwardzistów. Wszyscy ubrani w wykwintne szaty, obwieszeni klejnotami i biżuterią. Wielkie rody Królestwa Nocy, banda zadufanych w sobie szkap. Zjawiły się też delegacje państw sojuszniczych: Królestw Zmian, Equestrii i Słońca. Zwłaszcza ta ostatnia zaciekawiła klaczkę. To z nimi, do ich państwa, miała się udać po dzisiejszej ceremonii, a raczej miałaby się udać.
Bo przecież się nigdzie nie wybieram - powiedziała w myślach, aby się uspokoić. - Zaprotestuję i zostanę w Mooncastle. Przecież nie mogą mnie zmusić na siłę. Chyba…
Dyplomaci wyróżniali się - mieli inne barwy sierści niż mieszkańcy Królestwa Nocy. Ich futra przybierały jaśniejsze odcienie i żywsze kolory. Jak na ironię, Night Shadow też się wyróżniała. Grzywa w kolorze jaskrawej zieleni była czymś nietypowym w tym mrocznym państwie. Zawsze ją zastanawiało, dlaczego natura tak z niej zakpiła i dobrała tak bardzo kontrastujące ze sobą barwy.
- Piękne damy i szanowni lordowie - rozległ się nagle głos ojca Night Shadow, Króla Nocy, Darkness Sworda. - Zebraliśmy się tu dziś w celu bycia świadkami niezwykle ważnego dla Królestwa Nocy wydarzenia. Tego dnia, zgodnie z tradycją, Królewna Night Shadow, księżniczka Vertonu, Zergrel i Maretonii, hrabina Red River, dziedziczka tronu, odda swe prawa do władzy królewiczowi Dark Mane’owi, a sama wyjedzie do Królestwa Słońca! - na sali rozległ się tupot kopyt zgromadzonych kuców, a wielki, granatowy ogier alikorna o jasnobłękitnej grzywie umilkł na chwilę, by zaraz podjąć przemowę. - Królewno, prosimy o rozpoczęcie.
Nogi jej drżały ze strachu, bała się tego co nastąpi, co się stanie, ale już postanowiła i choć była możliwość odwrotu, to nie zamierzała z niej skorzystać. Nie mogła się tak po prostu poddać. Nie w tej chwili. Zawsze chciała zmienić swoje życie i nigdy wcześniej tego nie zrobiła. Czuła, że jeśli nie zrobi tego teraz, to zawsze pozostanie więźniem samej siebie oraz całego świata.
Dam radę, dam radę - powtarzała sobie w myślach.
Głos nie chciał dobyć się ze ściśniętego przerażeniem gardła. Czuła zimne strugi potu spływające jej po grzbiecie. Caplowała nerwowo, położyła po sobie uszy. Wymachiwała ogonem na boki, jak gdyby obsiadło ją stado much, źrenice czarnej klaczy rozszerzyły się, a nogi chciały nieść ją jak najdalej.
Jeszcze jeden wdech, wydech i będzie można zacząć mówić. Policzę jeszcze tylko do dziesięciu… Nie, bardziej gotowa nie będę. No dobrze, teraz albo nigdy.
- Czcigodni zgromadzeni, szlachto Nocy, Słońca, Zmian i Equestrii - zielonooka alikorn wzięła głęboki wdech - my, Królewna Nocy, Night Shadow, pragniemy ogłosić wszem i wobec, że nie oddamy należnych nam praw do dziedziczenia naszemu bratu! Same będziemy rządzić!
- Tak oto od dziś dzień dziedzicem tronu będzie królewicz Dark Mane, a królewna jeszcze przed zachodem Słońca wyjedzie do Królestwa Słońca - król przerwał przemowę Night, co doprowadziło ją do furii.
Nagle zdała sobie sprawę, iż cała ceremonia jest nieważna, jej udział w niej był niepotrzebny, bo oni i tak zrobią, co chcą. Jej protesty nie wywołały nawet większego skandalu. Wszystkie kucyki na sali nawet nie zauważyły, że klaczka wygłosiła nie to przemówienie, które wygłosić powinna.
 O nie, nie pozwolę na to. Nie pozwolę się ignorować! Nie pozwolę traktować się jak rzecz. W czym Dark Mane jest lepszy ode mnie?
- MY POWIEDZIAŁYŚMY, ŻE SIĘ NIE ZGADZAMY! NIE ODDAMY NASZYCH PRAW NIKOMU I NIGDY! - krzyk niepokornej alikorn rozległ się po całym zamku, a kto wie, czy nie jeszcze dalej.
Zgromadzone kuce patrzyły na nią, a na ich twarzach wykwitały szok, przerażenie, obrzydzenie i złość. Dopiero teraz ich szlachetne uszy zwróciły uwagę, że coś nie dzieje się zgodnie z planem. Nigdy wcześniej, przez wszystkie milenia, żadna klacz nie ośmieliła się sprzeciwić niepisanym zasadom, dyktowanym przez społeczeństwo.
 Night Shadow uśmiechnęła się na to. Po raz pierwszy tego dnia nie bała się. Nie wiedziała, że jej starannie upięta grzywa nastroszyła się i stanęła niczym u kuców burzy z legend, nie wiedziała, że oczy świeciły się jej demonicznie. Krótko mówiąc, wyglądała jakby oszalała albo jakby ją prąd kopnął. Ponieważ prąd zostanie wynaleziony parę tysięcy lat później, a pioruny rzadko kiedy rażą kuce, to szlachta obstawiała to pierwsze.
- Odprowadzę królewnę do jej komnat - powiedziała nieśmiało jasnofioletowa klacz alikorna, matka winnej całego zamieszania.
Jej szept rozniósł się po sali,  niczym uderzenie pioruna w słoneczny, bezchmurny dzień. Nighty odwróciła łeb ku niej i spojrzała butnie w oczy Moonlight Dust, identyczne jak jej samej.
- NIGDZIE NIE IDĘ! TO NASZE PRAWA SIĘ TU ROZTRZĄSA I W NASZYM INTERESIE LEŻY ICH DOPILNOWANIE!
Zielonogrzywa tupnęła przednimi kopytami na podkreślenie swych słów. Była wściekła i zdecydowana dotrzymać obietnicy, jaką złożyła sama sobie. Czuła się jak we śnie, jak we śnie, w którym może wszystko, mimo że jest to koszmar.
- Królewno Night Shadow, rozkazujemy wam milczeć! Zrobicie to, co nakazuje tradycja i wyruszycie do Królestwa Słońca - zabrzmiał groźny głos jej ojca.
- NIE ZMUSICIE NAS, NIE DAMY SIĘ ZMUSIĆ! - czarna klacz roześmiała się, czuła się świetnie, o tak.
Złote oczy granatowego ogiera skierowały się ku niej i popatrzyły na nią jak na rozwydrzone dziecko, którego złym zachowaniem nie należy się zbytnio przejmować, aczkolwiek należałoby je jak najrychlej przerwać.
- Straże! Brać ją, związać i odeskortować aż do granic Słońca!
Tego się nie spodziewała. Myślała, że się wścieknie, będzie wrzeszczał albo że wyśle ją z powrotem do jej komnat i nie wypuści z nich przez miesiąc czasu. Powoli zaczynała żałować swojej decyzji, tego, iż wybrała otwartą konfrontację, miast zniknąć gdzieś po drodze do Królestwa Słońca, zaszyć się w dziczy na jakiś czas, po czym wrócić do domu, gdzie zmartwieni rodzice wybaczą jej wszystko i uznają jej decyzję odnośnie przyszłości zielonogrzywej.
Kilkanaście pegazów poderwało się ku niej, a rogi wielu jednorożców z Królewskiej Gwardii wycelowały stronę klaczki. To były silne, wytrenowane ogiery, które stoczyły wiele bitew. Ale przecież nie mogli zrobić jej krzywdy. Uśmiechnęła się z tego powodu. To bardzo zwiększało jej marne szanse na sukces. Jedyne wyjście zagradzały muskularne ciała uzbrojonych strażników. Ona nie miała nic. Za wyjątkiem desperacji. A ta działa cuda.
Muszę odciągnąć ich choć na chwilę od tych drzwi- pomyślała bardzo odkrywczo.
Nie znała się na magii bitewnej, niestety nie była to rzecz, której uczono by młode klacze ze szlacheckich rodów. Nie dałaby rady wyczarować nawet jakiejś porządnej tarczy, ani błyskawicy. Ale znała się na iluzji, typie magii powszechnie niedocenianym, uważanym za trudny, skomplikowany i mało przydatny. Night Shadow miała zgoła odmienne zdanie na ten temat.
Wyskoczyła w górę, skrzydła poderwały ją do lotu. Latała szybciej niż kiedykolwiek, rozpaczliwie unikając setek pocisków. Nie patrzyła gdzie się kieruje, jej instynkt sam wybierał kierunek. Kluczyła pomiędzy rzeźbionymi kolumnami, nie raz ledwie unikając zderzenia, które niechybnie doprowadziło by ją do przegranej oraz do długotrwałej, być może trwałej utraty zdrowia, a nawet życia. Słyszała szaleńcze bicie swojego serca i przyśpieszony do granic możliwości oddech, mięśnie paliły nieznośnym bólem z powodu wielkiego wysiłku, ale klacz nie przejmowała się tym. Wiedziała, że nie może wiecznie uciekać, nie w taki sposób. Szybkość nie uratowałaby jej, całą nadzieję zielonookiej alikorn stanowiła magia. Tkała jednocześnie dwa zaklęcia: jedno na niewidzialność, a drugie iluzję, będącą jej dokładną kopią.
Musi mi się udać, nie mam innego wyjścia, tu chodzi o moją wolność - rozpaczliwe myśli kołatały jej się po łbie.
Czary obezwładniające autorstwa jej wrogów rozbijały się na gwiaździstym sklepieniu, niszcząc malowidła przedstawiające Harmonię tworzącą świat. W ostatnim momencie udało jej się umknąć przed wielkim kawałkiem gruzu, który spadł z sufitu.
- UWAŻAJCIE CO ROBICIE! - usłyszała gdzieś, jakby w oddali głos swojego ojca.
Cały czas miała wrażenie, iż jej tu nie ma. To dlaczego tak bardzo się bała? Dlaczego strach otaczał jej umysł białą, otępiającą kurtyną, pozwalając wydobyć się na wierzch tylko tym myślom, które mogły pomóc Night w ucieczce? Nie wiedziała dlaczego nagle gwałtownie przetoczyła się w powietrzu w bok, uderzając się lekko o jedną z kolumn. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że gdyby się nie ruszyła, to trafiła by ją wiązka złotej magii. Zaklęcie telekinezy użyte przez Króla Nocy.
Szybciej, szybciej, szybciej - poganiała swoją magię.
Jedną z wad iluzji było to, iż utworzenie ich trwało bardzo długo. Wreszcie oba zaklęcia były ukończone, rzuciła je. Efekt przerósł wszelkie oczekiwania, udało się i to ideanie, właśnie tak jak chciała. Wysłała swoją iluzoryczną kopię ku strażnikom przy bramie, po czym tuż przed ich chrapami posłała miraż gwałtownie w bok. Tak jak myślała- dali się odciągnąć na dwa metry od przejścia. Wystarczyło jej to- pod osłoną Niewidzialności zanurkowała ku wrotom i kopnęła je kopytami. W tym momencie czar prysł, ale teraz nie stanowiło to już problemu. Pradawne drzwi otwarły się na oścież, a Night Shadow była wolna. Na razie.
Machała skrzydłami jak najszybciej, lecąc na wprost, nie klucząc i nie kryjąc się, byle tylko jak najbardziej oddalić się od zamku i zniknąć w jakimś zaułku grodu Mooncastle, gubiąc pogoń.







« Ostatnia zmiana: 17 Maja 2014, 22:35:01 wysłane przez Cahan » IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 236


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 27 Czerwca 2013, 15:40:17 »
I.
Cytuj
Ilustracja przedstawiała Sunshine Arrow, generał Królestwa Zmian, zmarłą przed wiekami. Zmarłą z przyczyny naturalnego wyprucia flaków.

W tym przypadku należy dwa zdania połączyć w jedno, odcinając zdania składowe przecinkiem (skł.).

II.
Cytuj
Dla Night Shadow żółta, pomarańczowo grzywa alikorn, w ciemnogranatowej zbroi płytowej była bohaterką.

Żółto- pomarańczowa albo żółto pomarańczowa. Nie jestem do końca pewny, które jest poprawne (skł.).

III.
Cytuj
Dla Night Shadow żółta, pomarańczowo grzywa alikorn, w ciemnogranatowej zbroi płytowej była bohaterką.

Kto był bohaterką? Grzywa alikorna? Musisz poprawić zdanie, budując je tak, by było zrozumiałe.

IV.
Cytuj
Księżniczka Zmian, była bowiem odpowiedzialna za wybuch Wojny Zmierzchu, podczas której ginęły kucyki z Królestw: Zmian, Nocy, Słońca, a nawet  z Equestrii.

Pierwszy przecinek niepotrzebny (i.)

V.
Cytuj
Realna władza przypadała jej małżonkowi, ale wiadomo lud musi mieć na tronie królewską krew.

Postaw "że" przed "wiadomo".

VI.
Cytuj
Nikt nie wie po co, a na co, aczkolwiek być musi.

Nie rozumiem sensu. "Po co" i "na co" można zaliczyć do synonimów, więc po co i na co się powtarzać (styl.)

VII.
Cytuj
"Rozpętała się wojna pomiędzy zbuntowaną księżniczką i przynajmniej oficjalnie Violet Time."

Rozpętała się oficjalna wojna pomiędzy zbuntowaną księżniczką i Violet Time (skł.).

Nie rozumiem sensu "przynajmniej". Nie ma tu to żadnej funkcji.

VIII.
Cytuj
"Wygrano ją głównie dzięki zdradzie Fire Heart- młodszej siostry buntowniczki. "

Nie jest sprecyzowane, kto wygrał. Trzeba się domyślać (styl.).

IX.
Cytuj
Pech chciał, iż Night była jedynie małą, czarną klaczką alikorna, o grzywie w kolorze zieleni wiosennej trawy i takich samych oczach, źrebakiem bez znaczka na boku.

I o takich samych oczkach (skł.).

X.
Cytuj
Ale to ona urodziła się pierwsza, to ona by dziedziczyła.

Całkowicie nieadekwatny spójnik. Może chciałas dać "Ale gdyby..."? (skł.)

XI.
Cytuj
Alikorny są nieśmiertelne, ale da się je zabić.

Jedno wyklucza drugie. Jeśli miałaś na myśli, że nie mogą umrzeć śmiercia naturalną, trzeba to uwzględnić (log.).

XII.
Cytuj
Nie miała zamiaru, ale nie miała odwagi by to zrobić

Czego zrobić? Przez te kilka zdań pojawiło się mnóstwo czasowników, więc trzeba sprecyzować (skł., styl.).

XIII.
Cytuj
Jeszcze jedno spojrzenie na rycinę i  źrebak ruszyła ku ciężkim wrotom sali tronowej.

Rozumiem, że jest to mały klacz, ale czasownik "ruszać się" powinien być odmieniony w 3.os. l.p. (on), bo łączy się on ze źrebakiem, który jest rodzaju męskiego (fleks.)

XIV.
Cytuj
Piękne klacze i czcigodne ogiery- rozległ się głos ojca Night Shadow, Króla Nocy, Darkness Sword’a- zebraliśmy się tu dziś, w celu bycia świadkami przekazania praw do dziedziczenia.

Gdy odmieniamy słowa, które nie są polskiego pochodzenia, to końcówkę fleksyjną oddzielamy tylko wtedy, gdy podstawa jest zakończona na samogłoskę, np.
Freddie- Freddie'go- Freddie'em
SWoord-Sworda- Swordem.

Tak więc jest to błąd fleksyjny.

XV.
Tutaj masz dobrze wprowadzony dialog.

"- Piękne klacze i czcigodne ogiery- rozległ się głos ojca Night Shadow, Króla Nocy, Darkness Sword’a- zebraliśmy się tu dziś, w celu bycia świadkami przekazania praw do dziedziczenia. Tego dnia zgodnie z tradycją, Królewna Night Shadow, dziedziczka Królestwa Nocy odda swe prawa do władzy swemu bratu Dark Mane’owi, a sama wyjedzie do Królestwa Słońca.
Na sali rozległ się tupot kopyt zgromadzonych kuców, a  wielki, granatowy ogier alikorna, o jasnobłękitnej grzywie umilkł na chwilę, by zaraz podjąć się przemowy.
- Królewno, prosimy o rozpoczęcie."

XVI.
Cytuj
Nogi jej drżały ze strachu, bała się tego co nastąpi, co się stanie, ale już postanowiła i choć była możliwość odwrotu, to nie zamierzała z niej skorzystać.


Odwrót to r. męski, więc skorzystać z odwrotu, czyli skorzystać z niego, nie z niej (fleks.).

XVII.
Cytuj
Krótko mówiąc wyglądała jakby oszalała, albo jakby ją prąd kopnął.

Prąd razi, a nie kopie. Można to uznać za kolokwializm i nazwać to błędem stylistycznym lub za użycie wyrazu w niewłaściwym znaczeniu. Sądzę jednak, że to pierwsze.

XVIII.
Cytuj
Ponieważ prąd zostanie wynaleziony 6000 lat później, a pioruny rzadko kiedy rażą kuce, to szlachta obstawiała to pierwsze.

Prąd nie został wynaleziony, a odkryty (rzecz.)

XIX.
Cytuj
Jedyne wyjście było zagrodzone, przez wiele silnych i wytrenowanych ogierów.

Ogier- r. męski
Ogierzy- r. m-os.

Wiele dajemy do rodzaju niemęskoosobowego, wielu do męskoosobowego (fleks.)

--------------------------
Co do treści się nie wypowiem, bo nie ciekawią mnie opowiadania tego typu, jak i zresztą ogólnie fantasy. Zrobi to pewnie jakiś Hadrian.

Uwagi co do poprawności.
Często źle odmieniasz czasowniki. Zawsze, jak wprowadzasz czasownik, szukaj dla niego wykonawcy i analizuj rodzaj gramatyczny. Często tego nie widać, bo pomiędzy rzeczownikiem, a orzeczeniem jest wiele zdań wtrąconych, więc trzeba się cofnąć trochę i znaleźć rzeczownik.

Co do interpunkcji. Często stawiasz przecinki w złym miejscu. Akurat tego nie wymieniałem, bo dużo by to zajęło. Według mnie lepiej nie postawić przecinka, jeśli nie jest się go pewnym niż postawić w głupim miejscu. Dla kogoś, kto dobrze zna interpunkcję, jest to strasznie rażące.

Było kilka błędów składniowych związanych ze złym użyciem spójnika. Zawsze w zdaniach szukaj zdania głównego i wyprowadzaj pytania do zdań podrzędnych. Wtedy łatwo Ci będzie znaleźć odpowiedni spójnik, np.
Cytuj
Ale to ona urodziła się pierwsza, to ona by dziedziczyła.

1. To ona by dziedziczyła- zdanie główne.
2. Ale to ona urodziła się pierwsza- powinno to być zdanie podrzędne, ale nie jest,

Ponieważ jest to źle zbudowane zdanie, nie da się wysunąć pytania, gdyż nie ma poprawnego spójnika, który łączymy z zdaniami podrzędnymi. W tym przypadku jest to "gdyby". Jest to już komunikat, że zdanie jest źle zbudowane. Teraz można wysunąć pytanie.
Kiedy ona by dziedziczyła? Gdyby urodziła się pierwsza.


« Ostatnia zmiana: 27 Czerwca 2013, 16:00:37 wysłane przez Sylath » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 27 Czerwca 2013, 17:54:19 »
Chodzi o to, że miała żółtą sierść, ale grzywę pomarańczową (koń w żółtym kolorze z pomarańczową grzywą) ;). Dzięki Sylu za analizę, na przyszłość postaram się poprawić. Fakt używam kolokwializmów, czasem coś źle odmieniam na dodanie nieco humoru i absurdu wypowiedzi (punkt V twojej interpretacji). W kwestii nieśmiertelności- w powieściach oznacza ona (chyba, że dotyczy bogów- wówczas jest to kwestia niewiadoma), że taki delikwent nie umrze póki ma łeb na karku, etc.

Wiadomość doklejona: 03 Września 2014, 20:45:32
Post pod postem, bo to kolejny rozdzialik opowiadanka.

Cień Nocy

Rozdział I:  Początek życia


Królewna przemykała mrocznymi uliczkami Mooncastle. Kręte zaułki pomiędzy przeważnie dwupiętrowymi, granitowymi domami, sieć kanałów, mury i schody, tworzyły istny labirynt, co było jej bardzo na kopyto. Zewsząd dochodziły do niej głosy szukających jej gwardzistów. Ich krzyki rozbrzmiewały głucho, jak gdyby z oddali, tłumione przez liczne, wysokie, kamienne budynki. Co chwila nad głową zielonogrzywej pojawiała się ciemna sylwetka przelatującego pegaziego gwardzisty. Tylko wyczulony strachem słuch, zdolny usłyszeć trzepot skrzydeł i pobrzękiwanie zbroi, jak dotąd uchronił ją przed złapaniem.
 W Królestwie Nocy nastała noc. Ciemna, o pięknym, aksamitnie granatowym niebie usianym milionami gwiazd. Czasami nieboskłon odwiedzała nawet Aurora borealis. Jej przepiękne, zielonkawe, iście magiczne i tajemnicze światło godne Zaświatów, Night Shadow podziwiała przez wiele godzin swego życia, nigdy bowiem nie mogła usnąć, kiedy Zorza Polarna witała nad Mooncastle. Nigdzie indziej na świecie ta pora doby nie była tak niesamowita i zapierająca dech w piersiach. Dni też były magiczne. Niezwykłe, pod srebrnym niebem przywodzącym na myśl światło księżyca, jaśniejących delikatną łuną.
Dla czarnej klaczy noc była wielkim sprzymierzeńcem. To ona pomagała jej się ukrywać. Iluzje młodej alikorn nabierały na sile, nie rozpraszane przez Słońce. Night Shadow wiedziała jednak, że nie wystarczy jej to na długo. Wkrótce nastanie świt, a wówczas jej skrzydła, róg i bogate szaty będą aż nadto widoczne.
Muszę coś z tym zrobić - pomyślała. - Skrzydła jakoś się ukryje, róg będzie musiał pozostać. Grzywę i ogon schowam pod ubraniem albo obetnę. Hmm to pierwsze, szkoda mi mojej grzywy… Nie, nigdy jej nie zetnę. Nie mogę, po prostu nie mogę.
Alikorn zdała sobie sprawę, że ta kupa zielonych kłaków urosła dla niej do rangi symbolu wolności i swobody. Podczas swojej ucieczki zgubiła diadem oraz utrzymujące w ładzie włosy wstążki. Kiedy leciała, mknąc, na łeb, na szyję, gubiąc szerokie płaty piany i czując rwący ból mięśni skrzydeł, z płucami, które paliły od braku powietrza, poczuła coś jeszcze. Wiatr w grzywie, uczucie swobody i wolności. Tego, o czym zawsze marzyła i czego pragnęła. Jej sen się spełniał, choć cena nie była niska.
Z bólem w sercu porzuciła suknię i klejnoty w jakimś ciemnym zaułku. Ściany z nieobrobionych, sklejonych zaprawą kamieni, pokrywały liczne plamy i zacieki, zapewne od moczu. Nighty skrzywiła się z obrzydzenia. W zamku nie było takiego brudu. Może mogłaby sprzedać swe odzienie, ale było zbyt rozpoznawalne i charakterystyczne. Jakiś chciwy kucyk na pewno by to zauważył i dostarczył swemu władcy.
Niech zginie królewna, a powstanie banitka, wyklęta ze społeczeństwa - ponuro stwierdziła w myślach zielonooka.
Rozejrzała się wokół siebie i zobaczyła nad sobą sznurek z suszącymi się ubraniami. Ktoś powiesił go tak, by wisiał od jednego okna do drugiego. Aby zdjąć szaty, musiała posłużyć się swoją magią. Skupiła się na żabkach od bielizny, które już po chwili otoczyła zielonkawa mgiełka. Klamerki puściły z cichym szczęknięciem, a podtrzymywane przez nie odzienie poleciało w dół. Shad błyskawicznie użyła zaklęcia Telekinezy, ratując je przed ubłoceniem.
Znajdowała się w biedniejszej części miasta, w dzielnicy Sierpa, dlatego jej nowy, kradziony strój był kiepskiej jakości jak na jej gust. Szorstka suknia z lnu i barwionej na szaro wełny oraz granatowa chusta nie były rzeczami godnymi przyszłej Królowej Nocy, wyglądała w nich niewiele lepiej od byle żebraczki. Nawet ziemskie klacze nosiły się niewiele gorzej. Shadow bowiem wcale nie porzuciła marzeń o władzy, bo to one właśnie nią kierowały i nadawały jej jakiś dalekosiężny cel. Alikorn wiedziała, iż tylko władza i potęga dadzą jej takie same prawa, jakie mają ogiery oraz wzbudzą szacunek wśród innych kucy. A tylko to daje wolność i ratuje od więzów, tworzonych przez głupie zwyczaje i tradycje. Ale najpierw musiała przeżyć i zdobyć środki potrzebne jej do odzyskania swego dziedzictwa.
Kłusując niemrawo wśród domów z gliny i kamienia, o omszonych dachach z cieniodrzewa źrebię szukało miejsca, w którym mogłoby spędzić noc. Każdy cień rzucany przez byle beczkę albo worek z ziarnem, zdawał się być żołnierzem jej ojca. Wiele razy odsadziła się z tego powodu. Strach był potężnym wrogiem, najstraszniejszym z strasznych. Niszczył on od środka, był walką z samą sobą. Przeszkodą, której pokonanie było bardzo trudne, ale konieczne, by można było mówić o wolności własnej. Ale jak tu nie bać się, skoro każde szczeknięcie psa brzmiało jak skowyt wysłanych w pogoni chartów. Zadrżała na tę myśl.
Spokojnie Night, przecież nie puszczą za tobą psów. Ojciec raczej chce mnie żywą i w jednym kawałku. Marne to pocieszenie, nawet śmierć jest lepsza niż uwięzienie.
Księżyc o kształcie ostrego sierpa , słabo oświetlał labirynt ulic, placyków i zaułków. Miała dziwne wrażenie, że wskazuje jej drogę. Był w końcu symbolem Harmonii, Bogini, która wspierała działanie i wolną wolę. Jego delikatne światło dawało klaczce poczucie bezpieczeństwa. Przez chwilę wręcz zahipnotyzował ją swym blaskiem, stanęła jak wryta i wpatrywała się w niego, marząc by powiedział jej co dalej, co ma z sobą zrobić…
Po wielu godzinach spędzonych na błądzeniu wśród zaułków, Night stanęła przed drzwiami do gospody. Ucieszyła się, że w końcu będzie mogła ogrzać swe ciało, zdrętwiałe od mroźnego chłodu nocy. W brzuchu jej burczało i ssało od długiego nie jedzenia, zaś gardło dręczyło pragnienie. Zwykłe potrzeby fizjologiczne, coś na co jak dotąd nie zwracała większej uwagi, teraz okazały się byś czymś realnym, nieznośnym i drażniącym.
 Obskurny lokal nosił dumną nazwę „Pod skrzydłem Królowej Nightmare”. Łuszcząc się napis, wraz z obrazkiem przedstawiającym prababkę Shad, nabazgrał ktoś na drewnianym szyldzie. Czarna klaczka z pewną obawą popchnęła drzwi prawym, przednim kopytem. Otworzyły się z niemiłosiernym skrzypnięciem.
Na pysku Night Shadow pojawił się grymas irytacji- dlaczego służba nie naoliwi tych obmierzłych drzwi?!
Weszła do zadymionej i mrocznej izby, stukając kopytami po drewnianej podłodze. Miała nadzieję, że chusta nadal zakrywa grzywę i nie wystaje spod niej żaden niesforny kosmyk. Z drugie strony było tutaj tak ciemno, że być może żaden kucyk nie zauważyłby zielonego koloru włosów Night. Nikt nawet nie podniósł łba i nie zwrócił na nią uwagi. Nieliczni goście lokalu pegazy i jeden jednorożec, szary, o czarnej grzywie, nie podnieśli nawet łbów znad kufli spienionego piwa. Oberżystą był ciemnobrązowy ogier pegaza o grzywie koloru wiśni. Patrzył na nią spode łba, mrużąc bordowe oczy. Widocznie zastanawiał się, czy klacz ma czym zapłacić. Była królewna podeszła do lady i pewnym tonem rzekła:
- Prosiłybyśmy o udzielenie nam noclegu oraz o ciepłą strawę.
- Yee co? Masz złoto? Bo jak nie, to spieprzaj szkapo z mojego lokalu - burknął karczmarz - albo zapłać inną monetą - dodał oblizując się obrzydliwie.
Night Shadow wzdrygnęła się. Choć była dopiero źrebięciem, to jako przedstawicielka rasy alikornów wielkością już dorównywała zwykłym klaczom. Za jakieś sześć lat będzie zapewne już od nich niemal dwa razy wyższa. Dobrze zrozumiała sugestię tego ogiera. Z podobnymi wyrażeniami spotkała się w niejednej książce. Jednak  jej szlachetne uszy po raz pierwszy w życiu usłyszały coś tak głęboko niewyrafinowanego. Wcześniej sądziła, iż takie rzeczy dzieją się tylko w głowie pisarzy, a nie w rzeczywistości. Cofnęła się lekko, z przestrachem i powiedziała:
- Wybaczcie, wielmożny panie, jednakże używanie takiego plugawego słownictwa obecności damy jest rzeczą nieprzystającą jakiemukolwiek kucykowi! - powiedziała cienkim głosikiem zielonogrzywa. - I choć pozbawiona jestem złota, to na propozycję innej metody płatności zmuszona jestem odmówić - Night Shadow ukłoniła się lekko, tak jak jej tego uczono, w innym życiu, tym które skończyło się dla niej wczoraj. - Dlatego zmuszona jestem - kontynuowała tonem, który w założeniu miał wyrażać pewność siebie i opanowanie, ale coś nie wyszło - prosić was o małą przysługę i udzielenie mi gościny. Odwdzięczę się… kiedyś.
Night Shadow stosunkowo krótko zastanawiała się, co zrobiła źle. Życie dość szybko nauczyło ją, że jest okrutne. Niestety nie dość szybko, by uniknąć paru skaleczeń i siniaków. Mówiąc prościej- karczmarz wykopał ją za drzwi. I to dosłownie. Zanim zdążyła się zorientować już leżała rozpłaszczona na zimnym bruku. Wstała z trudem i spojrzała z nienawiścią na zamknięte drzwi gospody „Pod skrzydłem Królowej Nightmare”. Obiecała sobie, iż kiedy zdobędzie już tron, to rozkaże spalić to miejsce, tak by nie pozostał tu kamień na kamieniu, szynkarz zaś zawiśnie. Na całe szczęście noc była dość ciepła, więc przynajmniej nie groziła jej śmierć z zimna…
Czarna klacz nie wiedziała, co ma zrobić. Nie miała gdzie pójść, nie miała złota, nie miała znajomości, ba, nawet rozmawiać z tymi prostakami, godnymi jedynie pogardy, nie umiała. Nie mogła iść do zamieszkanej przez szlachetne jednorożce Dzielnicy Gwiazd.  Była zbyt rozpoznawalna wśród dostojników Królestwa Nocy, natychmiast oddaliby ją w kopyta jej ojca, byle tylko mu się podlizać. Inni z kolei zabili by ją, aby zaszkodzić Darkness Swordowi. Granatowy alikorn miał wielu wrogów, którym nie podobały się jego rządy. Poza wdzięcznością króla, bądź chęcią dokuczenia mu, sprawa Night obchodziła ich tyle co siano z chaty ziemskiego kucyka.
I co ja mam teraz zrobić? Nie wiem. Dlaczego chce mi się tylko siąść i płakać? Czy generał Arrow płakała? Czy ogarniała ją bezsilność… Raczej nie. Muszę być twarda, muszę!
Nagle zdała sobie sprawę, że jej obecna sytuacja była beznadziejna. Zostały jej trzy możliwości: żebrać, kraść lub handlować własnym ciałem. Tego ostatniego sobie nawet nie wyobrażała- była w końcu przyszłą Królową Nocy. Dodatkowo uważała to za coś tak obrzydliwego i niemoralnego, iż śmierć była lepsza od takiego upokorzenia. Dłuższy pobyt w stolicy też był niewskazany, jeśli tu pozostanie, to wkrótce ją znajdą i zawloką z powrotem do zamku, jak byle zbiega. Choć mogła przy pomocy iluzji zmienić się w kogoś innego, to nie mogła długo utrzymywać takiego zaklęcia. Jeszcze doba, dwie i zostanie przywleczona do zamku. Źrebak usiadł na bruku i rozpłakał się. Night Shadow miała gdzieś, że jest przyszłą Królową, alikornem i jej nie wypada. To jaka była jej bohaterka przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.  Płakała długo, bardzo długo, aż zasnęła.
Obudziło ją szturchnięcie drzewcem halabardy. Błyskawicznie zerwała się na równe nogi i o mały włos nie spróbowała utworzyć magicznej tarczy.  Przed nią stał jeden z Żołnierzy Nocy, dorodny ogier granatowego pegaza w srebrnej zbroi. Długą, drzewcową broń trzymał w gotowości. Mając nadzieję, że ubranie nadal chroni jej grzywę, skrzydła i ogon przed wzrokiem ciekawskich, poprawiła tedy swoje przebranie kolejnym iluzorycznym zaklęciem.
- Czy to aby nie ciebie szukamy? - syknął ogier zza zaciśniętych warg.
Nie wyglądał na zadowolonego, wręcz przeciwnie, wykonywane obowiązki bez wątpienia nie były dla knechta miłe. Jego zimne niczym lód spojrzenie taksowało Night, jak gdyby ta była byle robakiem, nie wartym uwagi. Biały ogon kołysał się, odganiając nieistniejące muchy.
- Jaa… nic nie ukradłam - powiedziała klacz alikorna, siląc się na ton skończonej idiotki. Chyba jej coś nie wyszło, bo gwardzista popatrzył na nią z politowaniem.
- Zdejmij chustę - rozkazał granatowy pegaz.
Shadow drżącymi kopytami, posłusznie wykonała polecenie. Jej grzywa była teraz szaroniebieska. Miała nadzieję, że to wystarczy by zmylić wojownika, bo iluzja na skrzydłach nigdy nie wychodzi idealnie. Nie miała jednak pewności, czy zaklęcie zachowało naturalną fakturę włosów i czy kryje wystarczająco dobrze. Opierało się na filtracji promieni słonecznych, ale nie wiedziała, czy nic nie wystaje.
- Hmm, to chyba jednak nie o ciebie nam chodzi, możesz iść.
Gwardzista zrobił minę, która mówiła, że to co robi to tylko strata czasu, odwrócił się i odszedł.
Zielonooka westchnęła cicho z ulgą. Tym razem jej się udało, ale gdyby natrafiła na znającego się na magii jednorożca, zamiast na pierwszego, lepszego pegaza, to nie byłoby tak dobrze. Ruszyła stępa przed siebie, nie mając lepszego pomysłu na życie. Uszła ledwie kilka kroków, a zderzyła się z młodym jasnobrązowym ogierem.
- Przepraszam najmocniej - rzucił szybko pegaz i ruszył w swoją stronę.
Chwilę później klaczka usłyszała:
-  Echh, nawet sakiewki nie miała, ani miedziaka…
Złodziej!
Dlaczego w tym mieście, jej mieście, są takie grupy społeczne! Już ona zrobi tu porządki, kiedy dojdzie do władzy! Przez chwilę rozpłynęła się w błogiej wizji samej siebie siedzącej na Mrocznym Tronie z grzywą falującą magicznie jak u jej rodziców, w płytowej zbroi i wydającą wyroki oraz stanowiącą nowe prawa. Poprowadziła by kuce z Królestwa Nocy w erę dobrobytu i sprawiedliwości. Każda zbrodnia byłaby ukarana, a państwo stałoby się bezpieczniejsze i bogatsze.
Unik przed nieczystościami wylewanymi z okna prosto na ulicę błyskawicznie wyrwał ją z tego błogostanu i przywrócił do ponurej rzeczywistości. Brudne ulice pokryte granitową, szarą kostką pokrywała gruba warstwa zgniłych warzyw i kucykowych fekaliów. W Dzielnicy Sierpa nikt nie sprzątał i nikt nie przejmował się smrodem i zalegającą na kamieniach brązową breją. Tłoczyły się na nich tysiące niskich rangą i urodzeniem kucy. Nieliczne jednorożce w tej dzielnicy niemal bez wyjątków były bękartami pozbawionymi praw i tytułów. Ich miejsce było wśród pegazów, nie wśród szlachty. A teraz ona, Królewna Nocy zrównała się z nimi rangą. Poniżające…
Srebrzyste niebo było pokryte grubą warstwą szarych chmur. Zbierało się na deszcz. Nie było to coś, co by cieszyło Night Shadow, ale również nie smuciło. Była zbyt pochłonięta rozmyślaniem o swoim pustym żołądku.
Gdzieś tu musi być targ, a na nim jedzenie.
Kluczyła uliczkami, nie wiedząc, gdzie ma się kierować. W końcu kiedyś na pewno trafi. Uznała, że mniejsze przejścia może pominąć i kierowała się głównymi drogami. W końcu wozy muszą mieć możliwość wjazdu na plac targowy. I tylko główne arterie Mooncastle były na tyle szerokie, by wszelakie pojazdy zdolne były się mijać.
Po około dwóch godzinach znalazła się na skraju całkiem sporego placyku, na którym tłoczyło się wiele kucy. Na kilkunastu straganach handlowano jedzeniem, przyprawami, tkaninami, bronią i wszelkimi innymi towarami. Klacze i ogiery przekrzykiwały się nawzajem, chcąc utargować korzystniejsze ceny. Gołębie radośnie obsrywały kamienną statuę tańczącej klaczy pegaza, wyrastającą z fontanny pośrodku placu. Biedne źrebaki biegały pomiędzy kupującymi, wydając dzikie piski, jak gdyby nie radowały się, lecz co najmniej obdzierano je ze skóry.
 Dla niej miejsce to było przerażające- nigdy wcześniej nie była na rynku. Gwar ranił uszy królewny. Wciskał się w nadstawione z przerażenia małżowiny, jak drzazga pod koronkę kopyta. Tłum poruszał się chaotycznie, nieskładnie, jak nienasycony brzuch morskiego potwora.
Nawet nie próbowała kraść- wiedziała, że zaraz zostałaby złapana, a to zwróciło by na nią uwagę straży… w najlepszym wypadku. W najgorszym zostałaby rozszarpana przez rozwścieczoną tłuszczę. Szybki rzut okiem na licznych żebraków, obdarte, brudne, cuchnące, poznaczone ranami i ropiejącymi wrzodami kuce, sprawił, iż pomysł z żebraniem też porzuciła. Mieszkańcy Mooncastle nie byli zbyt skorzy do działań dobroczynnych.
Może zostanę trubadurem?- zastanowiła się.
Czarna klacz głos miała raczej fatalny, ale znała wiele opowieści, legend i pieśni. Pozostawało jej liczyć na to, iż widownia nie będzie zbyt wybredna. W końcu najlepsi minstrele występowali raczej w zamkach i pałacach, nie zaś na brudnych ulicach biednych dzielnic.
Jedyne co mi wychodzi to pieśni wojenne… No cóż, muszę spróbować. Tańczyć nie będę, bo wówczas wyglądam jak wuj Shadowstar, hrabia Darktree po pijaku.
Stanęła pod pomnikiem przedstawiającym Harmonię i zaczęła śpiewać smutnym, ponurym głosem:

Mokną zastępy wśród krwawych pól,
smoczych skrzydeł huk,
mają dość odgrywanych ról,
by ostrzyć miecz i napiąć łuk.

Stoją w szeregach równych,
pod ołowianym niebem,
w zbrojach błyszczących, cudnych,
za wrogiem i za chlebem.

Miecza i magii krwawy blask,
roztacza się nad nami,
słychać śmierci łakomy mlask,
na spór pomiędzy stronami.

Jutro nie będzie nas tylu,
ilu dziś tu stoi,
ale przeżyje wielu,
by bronić tej ostoi.
Parę co zamożniejszych pegazów rzuciło jej trochę miedziaków. W ich spojrzeniach dostrzegła litość. Patrzyli na nią, swoją Królewnę, jak na byle kobyłę. Pieniędzy dużo, ale na kilka jabłek powinno starczyć. Wkrótce Night gryzła twardy, kwaśny owoc, który dla niej był przepyszny. Od niemal doby nie miała nic w ustach. Po posiłku dopadło ją pragnienie, które szybko ugasiła w pobliskiej fontannie. Zielona od glonów woda, o oleistej konsystencji nie wyglądała zbyt zachwycająco, ale czarna klacz nie miała innego wyjścia. Jeszcze kilkanaście godzin temu pewnie czułaby jakieś obrzydzenie, ale teraz była zbyt zdesperowana by przejmować się drobiazgami. Wyschnięte gardło i pusty żołądek nadawały jej życiu cel istnienia.
Postanowiła poczekać do zmierzchu, a następnie wydostać się z miasta i ruszyć gdziekolwiek. Tymczasem zarabiała dalej, mając nadzieję, iż ktoś rzuci jej srebrną monetę aby się przymknęła. Trochę złota, a raczej miedzi zawsze się przyda.
Byle tylko nie dać się okraść jak ostatni muł.
Deszcz, który lunął z nieba, skutecznie przeszkodził jej w pracy. Placyk błyskawicznie opustoszał. Pozostali na nim jedynie nędzarze, którzy nie mieli gdzie się schować przed lodowatymi strugami wody. Niektórzy z nich byli zupełnie nadzy. Ich znaczki stanowiły istną ciekawostkę. Karaluchy, myszy, szczury, ale jakby dla kontrastu, zdarzały się też diamenty i tym podobne symbole wskazujące na to, iż przeznaczenie i polityka zadrwiły z danego kuca.
Shadow poczuła do nich litość. Do siebie samej zresztą też. Zamiast jedwabiu, batystu i aksamitu ubierała się w kradzione wełnę i len, zamiast klejnotów na jej ciele lśniły krople deszczu, zamiast wykwintnych potraw jadła kwaśne jabłka. Zaczęła się zastanawiać, czy wolność jest tego wszystkiego warta. Nie potrafiła sobie odpowiedzieć. Zrozumiała tylko jedno, nie ma przeznaczenia. Bo skoro okrutny los potrafił je pokonać, to tylko kucyki miały moc pisania historii.
Dlaczego Sunshine Arrow nie musiała tego wszystkiego znosić?- zapytała w myślach samą siebie. - Ona miała armię, miała wiernych jej wielmożów, miała bogactwo i nie skręcało jej z głodu… Ona była kimś, a ja kim jestem? Nikim…
Wkrótce alikorn była cała przemoczona i drżała z zimna. Miała nadzieję, że się nie rozchoruje. W jej obecnej sytuacji byle przeziębienie rozwinęłoby się w zapalenie płuc, co oznaczałoby niechybną śmierć.
Nagle zdała sobie sprawę, że patrzy na nią wielu nędzarzy. Nie były to miłe spojrzenia. Wręcz przeciwnie. Pełne urazy, nienawiści i głodu. Klaczka uznała, że czas na ewakuację. Wstała i pogalopowała ku jednej odchodzących z placu uliczek. Jednak ktoś zagrodził jej drogę. Jednorożec w kolorze błota szczerzył do niej zęby w wrednym grymasie. Jego skołtuniona, niechybnie zawszona grzywa nie widziała chyba szczotki od dnia narodzin. Była tak brudna, iż nie sposób odgadnąć jaki niegdyś nosiła kolor.
- A ty dokąd, panienko?- powiedział opływającym jadem głosem. - To nasz plac, a ty odebrałaś nam dziś zarobek. Teraz to my odbierzemy go tobie. Coś jeszcze też ci może odbierzemy… - ogier zaśmiał się okrutnie.
Czarna klacz cofnęła się odruchowo i trafiła na kolejnego kuca. Rozejrzała się dookoła. Była otoczona. Wóz albo przewóz. Wrogów było dla niej za dużo; 4 pegazy i jednorożec. Po szybkiej ocenie sytuacji Night Shadow doszła do wniosku, że ukrywanie się nie jest w tej chwili dla niej czynnością priorytetową. Odsadziła się w lewo i robiąc gwałtowny zwrot, rozłożyła swe pierzaste skrzydła, skacząc w niebo, ogarnięta nadzieją, iż wychudzone, wynędzniałe kuce będą za słabe, by dać radę dotrzymać jej lotu. Deszcz zacinał niemiłosiernie, ograniczając widoczność i utrudniając machanie skrzydłami.
- Hej! To jest tyn no, alykorn! Ma ty, no skrzydła! - krzyknął niezwykle inteligentnie błotny. - Łapcie ją, zabawim się, a potem się do burdelu sprzeda.
Wynędzniałe kucyki wzbiły się do lotu, za wyjątkiem jednorożca, który ciskał w nią różnymi przedmiotami przy pomocy telekinezy.
Przynajmniej nie jest dobrym magiem, a to zawsze coś - królewna uśmiechnęła się pod nosem.
Zrobiła gwałtowną beczkę i spojrzała za siebie. Wrogowie fruwali ledwo zamiatając skrzydłami, co rusz podnosząc się i opadając. Mieli jednak sporą przewagę liczebną. I coś musiała z nimi zrobić.
Gdybym umiała ciskać Błyskawice i Kule Ogniste to zniszczyłabym ich jak Żołnierze Nocy powstanie chłopskie sto lat temu… gdyby babcia miała wąsy to by została wojewodą. Muszę sobie poradzić z tym, co mam.
Róg klaczki pojaśniał zielonym blaskiem… Czuła jak gorące i zimne zarazem strumienie magii przechodzą przez jej ciało i znajdują ujście przez ten dziwny, stworzony przez naturę wyrostek. Zaklęcie zostało brutalnie przerwane przez kopnięcie jednego z pegazów. Night jęknęła z bólu. Kiedy próbowała czarować skupiła się na zaklęciu, zapominając o całym świecie. Straciła parę cennych sekund, które kuce wykorzystały na pokonanie dzielącego ją od nich dystansu.
Wrogowie zasypywali ją gradem ciosów, a ona nie umiała się obronić. Próbowała uciekać, próbowała kopać i gryźć, ale brakowało jej wprawy. Szybko sprowadzono ją na ziemię. Szczupłe ciało klaczy boleśnie uderzyło o kamienie. Kopnięcie, kolejne i kolejne. Nie miała siły wstać, nie miała siły walczyć. Jednorożec, będący najwidoczniej dowódcą grupy, nachylił się nad nią i popatrzył z groźnym błyskiem w oku. Shadow była obojętna, chciała tylko zamknąć oczy i zasnąć. Ból i strach odbierały świadomość i zsyłały białą mgiełkę, zaburzającą wzrok.
Już miała zemdleć, kiedy przypomniała sobie pewien obrazek. Wizja dumnej generał Arrow dodała jej sił. Żółta alikorn nigdy się nie poddała, Nighty nie mogła być od niej gorsza. Nie miała pojęcia jak i dlaczego, ale rzuciła zaklęcie. I wtedy nastała ciemność.
Nie wiedziała, że z jej rogu wystrzeliła tylko jedna iskra, która zgasła i rozpaliła się w jednej z wielu kałuży. Shad nie miała pojęcia, że z wodą zmieszały się chemikalia, które wąskim strumykiem wypływały z pobliskiej garbarni. Substancje te okazały się bardzo łatwopalne i wybuchowe. Doszło do reakcji łańcuchowej, która zburzyła swoją siłą kamienicę, na parterze której garbarz wyprawiał swe skóry.
Obudziła się przykryta stertą gruzu. Całe ciało bolało ją niemiłosiernie. Lewe skrzydło chyba było połamane. Nie wiedziała. Czuła tylko, że zwisa bezwładnie i sprawia cierpienie przy każdym, nawet najdrobniejszym poruszeniu. Niewiele widziała, bo krew z rozciętego czoła zalała jej oczy. Mimo to co zdołała ujrzeć, przez szczelinę pomiędzy kamieniami, przyprawiło ją o dreszcze.
Nie było już placu, zamiast tego znajdowała się na jakimś pobojowisku. W miejscu, w którym wcześniej stała fontanna, teraz ział głęboki, czarny krater. Całkiem spora część dzielnicy Sierpa wyglądała jak po Armagedonie. Deszcz dalej padał, gasząc pożary. Liczne trupy; zarówno jej oprawców, jak i zupełnie niewinnych klaczy, ogierów oraz źrebiąt, niczym szmaciane lalki porozrzucane po tym strasznym miejscu. Tylko po czerwonej cieczy, oblepiającej wiele ciał, pozwalało na stwierdzenie, iż kiedyś były to żywe kucyki. Zmiażdżone przez gruzy, zdeformowane, z wystającymi z kończyn kośćmi.
Night Shadow była na to wszystko obojętna. Nie było jej tam, to nie ona, przecież śpi, gdzieś daleko od tego miejsca. Zaraz obudzi się w swojej komnacie na Zamku Mooncastle, nie odda praw do dziedziczenia, a jej ojciec to zaakceptuje… Machnęła łbem i odgoniła od siebie tę myśl. Zdawała sobie sprawę, że nie ma co żyć ułudami. Poraniona, obolała i wyczerpana królewna wiedziała jednak, iż musi ruszyć z tego miejsca swój ciężki zad. Zniszczenie sporej części miasta raczej nie umknie uwadze strażników i Króla Nocy. Bezskutecznie spróbowała wydostać się spod sterty kamieni. Bała się, że jeśli poruszy je kopytem i magią, to tylko pogorszy sprawę i zostanie zmiażdżona.
Dam radę, wstanę, podtrzymam strop i usunę część gruzu swoją magią - powtarzała sobie w myślach.
Niestety nic to nie dało. Była za słaba by ruszyć jakikolwiek kamień. Szczęście nie było atutem czarnej klaczki, na plac przyszło wielu gwardzistów i dowódca armii Nocy, jej wuj Moonshine Axe. Brat ojca Night wyraźnie górował nad swoimi żołnierzami. Zdała sobie sprawę, że przegrała… A może jednak nie?
Póki żyję walka trwa!
- Przeszukajcie te gruzy i poszukajcie żywych! Chcemy mieć świadków - rozkazał wysoki alikorn w czarnej zbroi. Jego grzywa miała barwę krwi. - No dalej, nie ociągać się, ośle zadki!
Jednorożce… To nie wróży dobrze, nawet gdyby w tym stanie udało mi się rzucić niewidzialność to i tak mnie znajdą. Oddziały specjalne umieją wykrywać iluzję.
Zielonooka zaczęła się poważnie denerwować. Była pewna, że zaraz zostanie odkryta. Żołnierze Oddziałów Specjalnych Królestwa Nocy zbliżali się coraz bliżej do jej kryjówki.
- Harmonio, proszę pomóż mi - wyszeptała.
Bogini milczała jak zawsze.  Przez moment Shadow zastanawiała się, czy nie błagać o pomoc Wielkiego Chaosu, ale sama wzdrygnęła się, przestraszona tym, że przyszła jej do głowy taka herezja. Mroczny Bóg nie był miły kucom. Jeśli kapłani Harmonii mówili prawdę, to lubował się w wojnach, mordach i zsyłaniu zaraz, klęsk żywiołowych i innych nieszczęść na niewinne kucyki. Shad nie wierzyła w to. W końcu kucyki wcale nie były niewinne i całkiem możliwe, że zasłużyły na unicestwienie w oczach bóstwa.
Jeden z żołnierzy zmierzał w jej kierunku. Jego jasnoniebieskie oczy wyraźnie wpatrywały się w szparę pomiędzy kamieniami, pod którym Night była przygnieciona. Wyraźnie było widać, iż ją zobaczył.
- Panie dowódco, Wasza Lordowska Mość! Tam coś… ktoś jest, pod tym gruzem! - krzyknął odwracając łeb w stronę czerwonogrzywego alikorna.
- Na co czekacie, tępe szkapy?! Rozwalić te kamienie, tylko w miarę delikatnie! - zakomenderował wuj klaczy.
Zajaśniało od magii. Usunięcie sterty kamieni nie stanowiło najmniejszego problemu dla wytrenowanych w magii ogierów. Rumowisko uniosło się dzięki telekinezie, odsłaniając brudną, poranioną i wystraszoną klaczkę. Zielonooka wstała niepewnie i instynktownie zasłoniła się zdrowym skrzydłem.
- O, ***! - krzyknął Moonshine Axe. - Król się ucieszy, że zguba się odnalazła. Choć z tych zniszczeń to zadowolony raczej nie będzie. Królewno Night Shadow, będziemy zaszczyceni, mogąc odeskortować was do zamku.
Wysoki ogier uśmiechał się przyjaźnie, widocznie pewien, że bratanica posłucha go niczym grzeczny źrebak. Szczególnie, że przestraszone i doświadczone przez los źrebaczki bardzo chętnie wracają do domu i do zatroskanych rodziców.
- Zmuszone jesteśmy niestety odmówić - odparła z bezczelnym uśmiechem wypisanym na twarzy.
Mimo że mogło się wydawać to absurdalne, to postawa wuja niezmiernie ją bawiła. W końcu jak po tym wszystkim mógł traktować ją jak zwykłą, niedorosłą królewnę i posłuszną małą klaczkę? Jakaś część jej osobowości chciała wykrzyczeć mu to w pysk, ale nie, denerwowanie go należało do rzeczy o wiele przyjemniejszych.
- To nie była propozycja, tylko rozkaz - rzekł czerwonogrzywy ogier. - Pójdziesz z nami!
- Obawiam się, że ten rozkaz nigdy nie zostanie wykonany - skontrowała zielonogrzywa.
Stanęła dęba i machnęła przednimi kopytami, rzucając mu wyzwanie. Odsłoniła zęby, machnęła łbem i położyła uszy po sobie, pokazując że się nie podda.
- Królewno, proszę was o rozsądek, pójdziecie z nami jak nie po dobroci, to po złości. Zrozumiałyście?
- A jakże, zrozumiałyśmy - Shadow spróbowała wyprostować się dumnie, ale jej obolałe ciało uniemożliwiło jej to dość skutecznie - i dochodzimy do wniosku, iż czeka was ciężka walka.
Na te słowa wuj źrebaka prychnął ze śmiechu. Poobdzierana, poobijana, przemoczona i wygłodzona niedorosła klacz nie stanowiła zagrożenia dla tuzina najlepszych wojowników Królestwa Nocy. Przedstawiała sobą obraz nędzy i rozpaczy. Nie mogła uciekać, ani się bronić. Jej opór był tylko iście szczeniackim symbolem.
Alikorn machnął łbem na bratanicę, jednorożce zrozumiały co mają robić. Wiele strumieni magicznych sideł wyskoczyło ku buntowniczce. Napotkały się jednak na pospiesznie wzniesioną tarczę ochronną. A raczej pseudotarczę. Do zatrzymania czarów rozproszonych, otaczających jednak zdatną. Czarna klacz też umiała czarować.
Zielonooka wyskoczyła wprzód, prosto na dowódcę. Tego starszy alikorn się nie spodziewał. Axe zachwiał się, ale nie przewrócił. Ważył o wiele więcej od swej krewnej. Ale też ona wcale nie chciała go przewrócić. Moonshine niemile zorientował się, że nie ma już swej lancy. Nie przejął się tym zbytnio. Był doskonałym czarodziejem, nie potrzebował innej broni, miał swoją magię, a Night Shadow niezbyt umiała się posługiwać tego typu orężem.
Trzymając drzewce pod zdrowym skrzydłem, klacz ruszyła galopem ku jednemu z gwardzistów. Lanca była ciężka, przez co źrebak chwiał się na boki, nie mogąc złapać równowagi. Osłanianie się przed pociskami i jednoczesny atak przerastały możliwości Shadow. Potknęła się o własną broń, robiąc piękne salto w powietrzu i lądując na zadzie z gracją pijanej zebry. Wtedy ją złapali. Stawianie oporu magii jednorożców mijało się z celem. Poczuła jak traci władzę nad pracą swoich mięśni, a  jej ciało wiotczeje. Night skapitulowała. Na razie.
Podróż do zamku minęła stanowczo za szybko. Żołnierze Oddziałów Specjalnych Królestwa Nocy wlekli ją swoją magią, ku uciesze całego miasta. Spojrzała na wuja z wyrzutem.
- Mogłyście sobie tego oszczędzić, Królewno Night Shadow, naprawdę - mruknął czarny ogier, widząc jej minę.
Założyli jej blokującą moc rogu obrożę, a skrzydła skuli kajdanami. Najwidoczniej chcieli mieć pewność, że tym razem nigdzie nie ucieknie, czy to za pomocą magii, czy też kończyn.
I tak były bezużyteczne - stwierdziła w myślach klaczka.
Znajdowała się w zamkowym holu, kucykowe kopyta stukały po marmurowej posadzce.  Poprowadzili ją na schody, po raz pierwszy w życiu królewna zwróciła uwagę na pięknie rzeźbioną w smoki i roślinne pnącza balustradę. Zwykle proste i surowe Mooncastle nagle nabrało wiele szczegółów, które wcześniej uważała za tak oczywiste, iż nie potrafiła ich dostrzec.
To miejsce kiedyś będzie moim domem, kiedyś będę królową na tym zamku. Ale tymczasem czekała mnie spotkanie z królem.
Jej ojciec, Darkness Sword, Władca Królestwa Nocy, Pan na Mooncastle nerwowo krążył po swej komnacie. Długi, jasnobłękitny ogon monarchy zamiatał wypolerowaną hebanową posadzkę. Arrasy na ścianach przedstawiające smoki walczące na nocnym niebie, meble z egzotycznego drewna z Zebrice; to wszystko nadawało pomieszczeniu wygląd godny królewskich apartamentów. Na wielkim biurku walały się stosy zwojów i ksiąg, na rozłożonej mapie znajdowały się różne drewniane figurki. Klaczka rzuciła szybko na nie okiem. Ich układ mocno  ją zdziwił.
Wojska Nocy przy granicy z Królestwem Słońca- bardzo ciekawe. Czyli ojciec planuje podbić Królestwa Zmian i Nocy, swoich sojuszników. I to raczej nie z mojej winy.
Źrebię zastanawiało się kiedy powstały plany tej batalii. Podejrzewała, iż jeszcze przed jej ucieczką. Znaczyło to, że była tylko kolejnym pionkiem na szachownicy króla Nocy. Bardzo interesowało ja jaką rolę dla niej przewidziano w tym starciu. Podejrzenia nie wypadały dla niej za dobrze… Zrozumiała, że najprawdopodobniej chciano zrobić prowokację. Miała zginąć na dworze Słońca, a z tego powodu Noc chciała rozpętać wojnę. Wówczas nie ryzykowałaby utraty poparcia innych sojuszników. Jednak, po chwili namysłu wydało jej się to tak absurdalne, że aż śmieszne i niemożliwe.
Nie, na pewno ojciec nie wymyśliłby czegoś tak idiotycznego.
Podkute kopyta aż iskrzyły, tak mocno granatowy monarcha uderzał nimi w parkiet. Jasnobłękitna grzywa ogiera, zwykle falująca łagodnie, teraz na widok uciekinierki, była ciemnoszara i przywodziła na myśl burzowe chmury. Ze złotych oczu sypały się błyskawice. Władca był wściekły. Night Shadow dla odmiany zupełnie spokojna, patrzyła się na niego z niewinnym uśmieszkiem.
Ucieknę znowu, tym razem skutecznie, albo zginę.
- Jak ty wyglądasz?! Coś ty narobiła?! Myślałaś, że naprawdę uda ci się uciec?! Co chciałaś tym osiągnąć?! - Król Nocy miał naprawdę potężny głos, ale zielonogrzywa dalej uśmiechała się bezczelnie.
Był zły, był bardzo zły, ale nie silił się na oficjalny ton. W odróżnieniu od Królowej, Darkness Sword nie przepadał za językiem szlachty i dyplomatów. Kiedy nie musiał, nie używał jej.
- Wyglądam jak mniemam fatalnie. Narobiłam mały, wielki skandal, bo Królestwo Słońca się na nas obraziło. Mylę się? Nie? - zielonooka klacz zatrzepotała rzęsami. - Tak i jeszcze mi się uda. Chciałam tym uzyskać należne mi prawa. A zwłaszcza należne mi prawo do tronu Nocy. Miejsce Księżycowej Korony jest na grzywie mej, a nie Dark Mane’a.
- Na tronie Nocy nigdy nie zasiadała klacz i nigdy nie zasiądzie. Nie wygrasz, Night Shadow, bo to ja zawsze wygrywam. A moja wola zawsze zostaje wypełniona. Tak i będzie tym razem - ojciec popatrzył na nią wrednie. - Straże! Odprowadźcie ją do jej komnaty! I wezwijcie jakiegoś medyka, niech ją opatrzy.
Czarna klacz popatrzyła na niego z ogromną nienawiścią. Potraktował ją jak źrebaka, który próbuje walczyć z jedyną słuszną wizją świata. Nie opierała się sześciu wyszkolonym jednorożcom. Wiedziała, że to nie jest dobre miejsce i czas na tego typu działanie. Poczeka, ma na to parę miesięcy, bo zanim ją wyleczą i zanim dojedzie do Sunearth, stolicy Królestwa Słońca, minie kupa czasu. A kupa czasu to dostateczna ilość, by gwardia przestała ją pilnować.
 



« Ostatnia zmiana: 03 Września 2014, 20:45:32 wysłane przez Cahan » IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 08 Lipca 2013, 13:14:52 »
Cień Nocy
Rozdział II: Księżycowy Blask
   


   
Czarna klaczka alikorna leżała w wielkim łożu z granatowym baldachimem. Niebieskosrebrzysta pościel odbijała wlewające się do komnaty, przez wielkie okno z wyjściem na taras, światło księżyca i zorzy polarnej. Zielonkawa Aurora borealis nie była niczym niezwykłym w położonym na południe od Equestrii Królestwie Nocy, powodowała ją bowiem magia tej krainy oraz wysokie położenie nad poziomem morza. Teraz towarzyszyła Nighty, upiększając jej noc.
Pomieszczenie było całkiem spore. Miało podłogę z czarnych i białych marmurowych kafelków. Prócz łoża znajdowało się w nim biurko, szafa, komoda, parę kufrów na ubrania oraz regał z książkami. Głównie o historii i przyrodzie. Do magii starano się jej raczej nie dopuszczać, za wyjątkiem zwyczajnych, codziennych czarów. Swoją ukochaną Iluzję poznała przypadkiem, w woluminie „Upiększ się Magicznie”. Szybko odkryła potencjał zaklęć mających na celu zakrycie pryszczy, grudy i wyliniałej sierści. Zabrała się za eksperymenty i doszła dalej niż jakikolwiek kucyk by przypuszczał. Z czasem odkrywała na nowo coraz więcej czarów i miała apetyt na coraz więcej.
Obandażowana królewna ze smutkiem spoglądała na zewnątrz. Obroża z antymagiczną blokadą i kajdany na skrzydłach skutecznie uniemożliwiały jej ucieczkę. Cały czas myślała o tym, co widziała parę godzin temu. Jej własna teoria o planach króla ją przerażała, ale nie miała innego pomysłu, na znaczenie tego co zobaczyła.
To nie była kontrofensywa, tylko atak. A nie wysyła się przecież własnej córki do kraju, który chce się podbić. Stałabym się wówczas zakładniczką, co nie miałoby strategicznie sensu. Prowokacja to jedyne wyjaśnienie. Danie kopyta ze strefy wpływów mego ojca, to teraz konieczność, inaczej zginę - pomyślała. - Problem w tym, iż nie mam pojęcia, jak ma to zrobić. Najpierw zresztą muszę nieco wykurować rany. Złamane skrzydło raczej się mi nie przyda. Ciekawe, czy Sunshine Arrow miała takie problemy?
Night Shadow przewaliła się na plecy, starając się nie poruszyć rannego skrzydła. Gapiąc się w sufit, planowała swoje życie na czas najbliższy.
Skoro Darkness Sword pragnie napaść na Królestwo Słońca, to może by ich o tym powiadomić i pomóc im w wojnie. A oni mi uwierzą, jasne… No i ta pomoc też przeogromna- źrebak sam obalił swój pomysł. - Przydałoby się nauczyć czarów wojennych, jakiś kul ognistych, błyskawic i czegoś bardziej złożonego. Gdybym miała dostęp do ksiąg z tymi zaklęciami… ale nie mam. Tak, to jest mój cel na tą chwilę, zdobyć wiedzę. Na dodatek chyba wiem już jak - zdała sobie sprawę Night.  - Pytanie brzmi: czy Dark Mane zechce odwiedzić swą ciężko ranną siostrę?
Klacz odwróciła głowę ku ogromnemu obrazowi przedstawiającego Harmonię. Złota Smoczyca Ładu spoglądała na nią łagodnie swymi złotymi oczami, jej rozłożone skrzydła zaczynały się świtem i kończyły nocnym niebem. Nighty uznała, że artysta musiał być bardzo utalentowany i na pewno dostał wiele złota za to malowidło. Uznawszy swą myśl za niebywale odkrywczą, ziewnęła przeciągle i zasnęła.
Śniły jej się niezwykłe rzeczy- wojny i bitwy. Sam sen był dziwny, mglisty i chaotyczny. Najpierw ujrzała generał Arrow, pokrwawioną i przegraną, patrzącą błagalnie na swych oprawców swymi oczami o niezwykłym niebieskozielonym kolorze. Wokół niej leżała masa trupów, pokaleczonych od bojowych butów, lanc i mieczy, z dziurami wypalonymi od zaklęć. Potem pojawiła się niebieska alikorn o ciemnofioletowej grzywie, stojąca na wzgórzu i podziwiająca zachód słońca nad szumiącym, świerkowym lasem. Za plecami miała Noc. Z jej oczu spływały łzy. 
Obraz zmienił się i teraz Shadow była jadowiciezielonym smokiem, walczącym z Królową  Celestią. Biała klacz nosiła pozłacaną zbroję, jej wielobarwną grzywę targały wiatr i magia. Mówiła coś, ale słowa zdawały się być zamazane, nie sposób ich zrozumieć. Potwór ryknął w odpowiedzi i rzucił się na Panią Equestrii, wypuszczając z pyska długi pióropusz ognia. Alikorn odskoczyła i przywołała swą magię, biały promień skierował się ku smokowi. Wielki gad porażony słoneczną wiązką z rogu solarnej władczyni zaryczał z bólu, po czym padł martwy, wijąc się w konwulsjach.
Najbardziej zaciekawił ją koniec tej sennej wizji- ujrzała czarną klacz alikorna o powykrzywianym rogu, smoczych oczach, dziurawych nogach i owadzich skrzydłach. Potwór płakał nad zwłokami białego ogiera, też alikorna o żółtopomarańczowej grzywie. Krew, pełno starej, zakrzepłej krwi, która zdążyła zeskorupieć i zbrązowieć…
Kiedy się obudziła, jej policzki były mokre od łez. Szybko otarła je kopytem, by ukryć tę oznakę słabości. Królowa zawsze mawiała, że przyszła monarchini nie może sobie pozwolić na słabość. Night Shadow zgadzała się z nią. Była pewna, że z oczu Sunshine Arrow nie poleciała ani jedna łza. W końcu płaczące klacze wyglądają żałośnie, a jej bohaterka nie mogła taka być. Piekący ból w żołądku uświadomił ją jaka jest głodna.
- Straże! - zawołała.
Drzwi sypialni otworzyły się i do środka wszedł liliowy ogier jednorożca, zakuty w srebrzystą zbroję. Ryngraf z czarnym księżycem na niebieskim tle wskazywał na wysokiego stopniem oficera Oddziałów Specjalnych Królestwa Nocy. Jego zadaniem nie było pilnowanie bezpieczeństwa królewny, lecz uniemożliwienie jej wydostania się z zamku. Night zdziwiła się, że tak wysoko oceniono jej możliwości do ucieczki.
- Wzywałaś mnie, Pani? - zapytał, na co „wielka dama” przewróciła oczyma.
-  Czy ktoś mógłby przynieść nam coś do jedzenia? - na te słowa gwardzista skinął głową. - Jeśli byłaby taka możliwość, to byłybyśmy niezmiernie wdzięczne za sałatkę z powojnika i chabrów, o której wręcz marzymy.
Kuc wyszedł z pokoju, głośno trzaskając drzwiami, a Night Shadow z niecierpliwością czekała na jego powrót, a konkretniej na przybycie posiłku.
Nie musiała czekać zbyt długo. Jednorożec wrócił po parunastu minutach, za nim szła szara klacz pegaza, niosąca srebrną tacę. Pod nadzorem strażnika podała ją czarnej alikorn. Źrebak podziękował i ochoczo zabrał się do konsumpcji.  Żywność godna królewskiego dworu nigdy wcześniej nie była dla niej tak pyszna. Jeszcze dwa dni temu takie potrawy były dla niej codziennością, która stała się oczywista i pospolita, w  efekcie niedoceniona. Była jednak zbyt głodna, by powoli delektować się smakiem. Pochłonęła wszystko w mgnieniu oka, po czym wytarła pyszczek haftowaną w srebrne gwiazdy, błękitną serwetkę.
Ta szmatka jest więcej warta od całej garderoby większości mieszczan, nie mówiąc o plebsie - naszła ją nagła myśl.
Posiłek wzmocnił ją, pomógł otrzeźwić umysł i pozwolił na planowanie ucieczki. Zielonogrzywa wyskoczyła z łóżka. Pomysł nie należał do najlepszych, gdyż jej nogi nie zdołały utrzymać ciężaru ciała i klacz wylądowała plackiem na podłodze. Kamienne kafle były zimne i śliskie, krótko mówiąc: ani na tym zostać, ani z tego wstać. Nie chciała jednak wołać pomocy, nie chciała, by ktokolwiek oglądał ją w takim stanie. Dodatkowo jakiś kucyk mógłby jej przeszkodzić.
Zdołała się doczołgać z niemałym trudem do stołka stojącego przy biurku. Zabytkowy mebel był na jej szczęście niski i dała radę położyć na oparciu przednie kopyta. Podpierając się, wstała. Bolało, ale stała. Spojrzała w dół i pokręciła łbem z niezadowoleniem. Choć nie połamała nóg, to opuchlizna w wielu miejscach nie świadczyła o niczym dobrym.
- Nie dość, że się poobijałam, to jeszcze mam zakwasy! - warknęła ze złością.
W jakiś, nieodgadniony sposób udało jej się dojść do regału z książkami. Wypełniony woluminami do granic możliwości, ciężki mebel pamiętał chyba jeszcze czasy młodości Celestii. Przejrzała wszystkie tytuły, wiedząc, że i tak nie znajdzie tam interesujących dla niej w tej chwili treści. Wszystkie te księgi znała niemal na pamięć. Niektóre dostała w prezencie, inne zabrała z Wielkiej Biblioteki Zamku Mooncastle.
Od kiedy nauczyła się czytać, była wielkim molem książkowym. Zbyt nieśmiała i różna od większości szlachetnie urodzonych źrebiąt, nie mogła znaleźć przyjaciół innych niż jej bliźniaczy brat. Nie lubiła pięknych ubrań, jak inne małe klaczki, zaś młode ogierki nie akceptowały jej, bo była klaczą. Osamotniona Nighty uciekła w świat książek.
Interesowała się niemal każdą dziedziną wiedzy. Szczególnie upodobała sobie biologię, magię i historię. Krąg jej zainteresowań z czasem powiększał się coraz bardziej, a im wiedziała więcej, tym bardziej zdawała sobie sprawę, jak mało wie. Chciała dojść do najbardziej pierwotnych źródeł, marzyła o odkryciu prawdy, która dałaby jej zrozumienie.
W wieku 8 lat, dwa lata temu, znalazła zwój, który odmienił jej życie; poemat o Wojnie Zmierzchu. To po tym utworze narodziła się w niej fascynacja Sunshine Arrow i marzenie o możliwości wpływu na własne życie. Już nie chciała być posłuszną, milutką „małą księżniczką”, przestała marzyć o przystojnym królewiczu i innych bzdurach, które się wpaja młodym pannom z dobrych rodzin. Nagle zapragnęła poczuć wiatr w grzywie, poznać świat przygód, magii i walki. Myślała o tym jak cień rzucany przez jej skrzydła będzie przerażał jej wrogów, kiedy poprowadzi swoje wojska do wielkiej bitwy, o której będą śpiewać bardowie po wsze czasy.
Poczuła też wielką niesprawiedliwość. Kiedy  jej brata uczono walki oraz zaawansowanej magii, ona dowiadywała się jak prawić komplementy, haftować, śpiewać i tańczyć. W tych wszystkich czterech rzeczach była kompletnym beztalenciem. Być może mogłaby się ich nauczyć gdyby chciała. Ale uważała je za tak nudne i bezwartościowe, że niegodne uwagi. Robiła więc wszystko by uniknąć tych męczarni. Udawała przeróżne choroby, uciekała i chowała się przed nianiami oraz Królową Nocy.
Powiedziała swojej matce, że źle czuje się z byciem typową królewną, wówczas Moonlight Dust odpowiedziała jej: „Twoim przeznaczeniem jest bycie żoną jakiegoś wielkiego władcy, rodzenie mu źrebiąt i napawanie go szczęściem, czy ci się to podoba czy nie, ponieważ tak głosi tradycja. Twój brat zostanie zaś Królem Nocy, gdyż do tego celu się narodził. On do swojego przyszłego życia nadaje się lepiej niż ty. Z przykrością muszę stwierdzić, że jesteś moją największą porażką, królewno, ponieważ ty nie nadajesz się do niczego”. Dopiero wtedy Shadow zdała sobie sprawę, że świat nie jest sprawiedliwy i jeśli się czegoś chce to trzeba o to walczyć. Uświadomiła sobie, że prawdopodobnie będzie samotna przez wiele lat, że będzie nienawidzona, za to iż łamie zwyczaje i społeczne tabu, niepozwalające klaczy na zabieranie się za męskie czynności takie jak walka i sprawowanie władzy. I była na to gotowa.
Tak, to książki sprowadziły ją na tę drogę i miała nadzieję, że to one pomogą ją jej pokonać. A do tego potrzebne jej były woluminy Destrukcji i Mroku. Musiała potrafić się obronić. Wydelikacone klacze zostają zamordowane i zgwałcone w prawdziwym życiu, chyba że staną się silniejsze od złej reszty świata. Siłą fizyczną, a raczej jej brakiem, nic nie wskóra, przeto pozostała jej jedynie magia. Shad cieszyła się, że urodziła się słabym alikornem, a nie słabym ziemskim kucem. Jej nadzieją na zdobycie odpowiednich manuskryptów był jeden, jedyny kucyk, do którego miała zaufanie.
 Jej brat raczył odwiedzić ją jeszcze przed południem. Ogier czarny od chrap, po koniuszek ogona, o niezwykłych, radosnych, złotych oczach wszedł do komnat bez straży i jakiejkolwiek eskorty, na co Night odetchnęła z ulgą. Bardzo ucieszyła się na jego widok. Może i to jemu chciano oddać Królestwo Nocy, nie jej, ale Dark Mane był typem kucyka, którego nie dało się nie lubić. Ubrany w długą czarną szatę, gdzieniegdzie przetykaną czerwienią wyglądał naprawdę dostojnie i szlachetnie. Królewicz niósł bukiet wcale ładnych kwiatków.
 Czarny alikorn, nadzieja narodu. Cały dwór się nim zachwycał. Był dobry we wszystkim. Kiedy wyszedł mu Znaczek, wizje jego przyszłości stały się jeszcze bardziej wspaniałe. Wszyscy się radowali, tylko Shad patrzyła na to z goryczą i z zazdrością. Jego Uroczym Znaczkiem był płonący miecz. Mało kto (czyt. jedynie siostra) wiedział, że zdobył go nie za wybitne osiągnięcia wojenne, talent do walki, ani zdolności magiczne, a za spalenie swojego pierwszego oręża w ognisku. Jego talentem było więc sianie zniszczenia w przypadkowy sposób. Doskonały wprost materiał na przyszłego władcę.
- Proszę, to dla ciebie, siostrzyczko - powiedział z szerokim uśmiechem, przywołując kryształowy wazon i wsadzając do niego rośliny. - Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej.
- Dzięki, Dark - odpowiedziała. - To miło z twojej strony, że zechciałeś mnie odwiedzić.
Kary ogier usiadł na skraju jej łóżka i przeciągnął się. Nawet to robił po królewsku.
- Myślałaś, że zapomniałem o tobie, Nighty? - spytał się urażonym tonem. Shadow roześmiała się. -  Nie chcę, żebyś wyjeżdżała, ale co ciebie napadło, z tą ucieczką? Sama, bez ochrony… Przecież ty jesteś klaczą!
- Naprawdę?! A ja głupia myślałam, że hermafrodytą  - zielonooka popatrzyła na niego z politowaniem. - Nie masz pojęcia, co się tutaj dzieje! Zresztą nie miałam ochoty oddawać tobie swych praw i iść do Królestwa Słońca, by zostać klaczą rozpłodową!
Uniosła łeb wyżej i położyła uszy. Nie znosiła kiedy ktoś przypominał jej o byciu kobyłą. Niby nie było to obraźliwe słowo, aczkolwiek skoro oznaczało ono, iż jest się słabszym, wymagającym ochrony i gorszym we wszystkim, to czy nie było nacechowane negatywnie?
- Ale Shad, jakbym został królem, to uczyniłbym ciebie współrządzącą - Mane popatrzył na nią zdziwiony.
Mój braciszek jest taki słodki, naiwny i niewinny. On w to chyba naprawdę wierzy…
- Po tylu latach rozłąki, nie pamiętałbyś nawet jak wyglądam - po chwili milczenia klacz kontynuowała. - Zmieniłbyś się… i ja też bym się zmieniła. Zresztą uwierz mi, tutaj w ruch idą intrygi i polityczne zagrania. Gra się toczy i oboje jesteśmy w niej pionkami.
Dark Mane wstał. Był wyraźnie zdziwiony. Postawił uszy i spojrzał na nią, widocznie przepełniony ciekawością i strachem
- Jaka gra? - zapytał
- O wpływy i terytoria. Moja rola jest w niej niezbyt dla mnie korzystna. Raczej nigdy nie będzie idealna. Ale możesz mi pomóc - rzekła Night Shadow i uśmiechnęła się tajemniczo.
- Co mam zrobić, co się dzieje? Mi możesz powiedzieć, Nighty - ogier wyraźnie się zaniepokoił.
Night zastanawiała się przez chwilę. Ufała Darkowi na tyle, że wierzyła, iż jej nie wyda. Wiedziała też, że musi zostać na dworze Nocy. Jeśli mu powie, to zapewne będzie się dziwnie zachowywał, a w efekcie zwróci na siebie uwagę. Nie chciała by miał przez nią kłopoty.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo nie uwierzysz i nie zrozumiesz. Zrobić też nie zrobisz. Musisz mi pomóc w ucieczce - widząc przerażenie na jego pysku, klacz zaczęła mówić szybciej. - spokojnie, nie czynnie. Potrzebuję paru książek. Ja nie mam do nich dostępu, ty tak.
- O jakie pozycje ci chodzi?
- Potrzebne są mi woluminy o magii bojowej, różne błyskawice, tarcze, kontrola umysłu i tworzenie zaawansowanych iluzji. Jak najwięcej i jak najbardziej skuteczne.
Powiedziała to z takim spokojem, że w pierwszej chwili złotooki roześmiał się, wyraźnie myśląc, iż to jakiś żart. Jednak widząc jej kamienny pysk przestał się śmiać i cofnął się o parę kroków. Po paru, długich sekundach, ku uldze Shad, raczył się wreszcie odezwać.
- Skąd, na kopyta Harmonii, mam wiedzieć, które są najbardziej skuteczne? - jej brat jak zawsze sprawił, że czarna alikorn straciła wiarę w kucyki.
- Bo ciebie uczą walki, a mnie nie - powiedziała spokojnym, opanowanym głosem - powinieneś wiedzieć, które zwoje zawierają przydatne na wojnie zaklęcia. Zresztą zawsze możesz zapytać swoich nauczycieli. Jestem pewna, że się ucieszą, iż raczysz w końcu chcieć się czegoś nauczyć - dodała wrednie.
- Idziesz na wojnę? - kuc zrobił wielkie oczy ze zdziwienia.
- Teraz akurat nie. Obecnie po prostu będę musiała przeżyć, a problem w tym, iż nie umiem się bronić. Mam jakiś tydzień, dwa, by się tego nauczyć, a ty mi w tym pomożesz.
Ogier machnął ogonem. Najwyraźniej wątpił. Dla jego niewielkiego mózgu szybkie zdobywanie umiejętności było nieosiągalne i niepojmowalne.
- Tego jest za dużo, w tak krótkim czasie nie przeczytasz nawet jednej księgi, nie nauczysz się ni jednego czaru…
- To, że twoje zdolności są tak mierne, nie oznacza, iż moje też - Night popatrzyła na niego z pogardą, a Dark wyraźnie się zawstydził. Nauka magii nigdy mu nie szła najlepiej, co innego fizyczna walka. - Aczkolwiek masz trochę racji. Materiału jest dużo, a czasu mało. Dlatego pospiesz się.
Odwrócił się i skierował w stronę drzwi. Shad chrząknęła. Zatrzymał się, spojrzał na siostrę i zapytał:
- Coś jeszcze?
- W zasadzie to tak - w kącikach oczu klaczy pojawiły się łzy - będę za tobą tęsknić, chyba jako za jedyną osobą z tego kraju.
Kiedy Dark Mane wyszedł z jej sypialni, Shadow rozpłakała się na dobre. Wtuliła łeb w poduszkę i łkała jak byle dwulatek. Wiedziała, że jeszcze parę dni i już zapewne nigdy go nie zobaczy. Jej brat bliźniak, towarzysz zabaw, ten który ją pocieszał jak stłukła stawy skokowe… To on nauczył ją tej części magii iluzji, którą dysponowała na początku. Była uczniem, który przerósł mistrza. I choć odczuwała zazdrość, o to jak traktowano jego, to zawsze stanowił dla niej wyjątkowego kucyka.
Szkoda, że nie uciekniemy razem - pomyślała gorzko - ale on by się na to nigdy nie zgodził, nawet dla mnie.
Na powrót karego ogiera czekała aż do późnego wieczora. Denerwowała się, że ktoś mógł mu przeszkodzić w wykonaniu zadania. Kiedy drzwi otworzyły się i stanął w nich Dark Mane, odetchnęła z ulgą. Trzeba przyznać, że królewicz stanął na wysokości zadania. Gdy wrota do komnaty zatrzasnęły się za nim, przy jej łóżku zmaterializowała się pokaźna sterta ksiąg.
- Dobre zaklęcie - pochwaliła go.
- Dzięki, Nighty, mam nadzieję, że to ci wystarczy - mruknął, po czym dodał ściszonym głosem. - Postaraj się, by nikt się o tym nie dowiedział, bo moje wysiłki przekopywania biblioteki pójdą wówczas na marne.
Klacz rzuciła okiem na opasłe woluminy. Niezakurzone i nowe. „Magia Bojowa”, „Czary Zwodzące”. „Iluzja Praktyczna”, „Obrona Mechamagiczna”, „Jak Rozpalić Stos Bez Krzesiwa”, „Pony Garnek i Iluzja Śmierci”… Dark naprawdę się postarał, poza „Pony’m Garnkiem” to co przyniósł to były same najnowsze osiągnięcia magiczne.
- Ciężko będzie ukryć taką ilość literatury… Matka, ojciec, albo medycy raczej się zorientują co tutaj leży.
- Dlatego niewidzialności nauczysz się jeszcze dzisiaj - odparł z uśmiechem.
- Umiem ją rzucać, ale nigdy nie utrzymałam jej dłużej. Pomożesz mi? -  spytała nieśmiało.
- Dla ciebie wszystko, Shady.
Zielonogrzywa uśmiechnęła się promiennie. Coraz bardziej wierzyła, że jej się uda. Z pomocą brata powinna dać radę uciec bez większych problemów.
- Jest tylko jeden mały problem, obroża antymagiczną -  źrebię alikorna przełknęło ślinę. - Czy byłbyś łaskaw i zrobiłbyś z tym coś?
- Mam ci to zdjąć? - zapytał złotooki następca tronu.
Harmonio! Co za idiota. Jeszcze się pyta.
- Unieszkodliwić, przez pewien czas, póki tu jestem nikt nie może wiedzieć, że jestem w stanie używać magii…
- Nie wiem, jak mam to zrobić, to przerasta moje możliwości - odrzekł smutno ogierek.

Shad skrzywiła się. Jak zwykle wszystko musiała robić sama. Dark był całkiem niezłym wykonawcą jej rozkazów, ale bez wskazówek siostry zapewne nie trafiłby do łazienki.
- Ten zamek, blokuje działanie magii, ale tylko mojej - Night Shadow poczuła się w swoim żywiole. - Ty możesz go otworzyć jak normalny zamek, tak jak wtedy, kiedy włamywaliśmy się do kuchni po ciastka. Nie masz go jednak otwierać, a unieszkodliwić. W środku jest specjalny kryształ, to on blokuje moje zaklęcia. Otwórz obrożę, zniszcz go i załóż mi ją ponownie. Musisz zrobić to w miarę szybko, zanim włączy się czar alarmowy, który został zapewne wpakowany w to plugastwo. Jakieś pytania?
- Yee… nie- odpowiedział, choć minę miał dość nietęgą i sugerującą inną odpowiedź.
- No to do dzieła - głos miała pewny i opanowany, wiedziała, że jeśli Dark’owi się nie uda teraz, to nie uda mu się nigdy, bo szansy na powtórzenie najzwyczajniej w świecie nie będzie.
Kiedy jej smoliście czarny brat zabrał się do dzieła, zielonogrzywa alikorn wstrzymała oddech. Jej zmartwienia były jednak bezpodstawne. Cała operacja przebiegła szybko
i sprawnie. Otoczyła ją złota mgiełka i w parę sekund było już po wszystkim. Okazało się, iż Dark Mane jednak coś potrafi.
- A co z kajdanami? - zapytał.
- Sama je sobie zdejmę, kiedy przyjdzie na to czas. Kucyki raczej nie są ślepe i zauważą, że ich więzień, o przepraszam „chroniona królewna”, łazi sobie bez blokad jak gdyby nigdy nic - powiedziała Night poirytowanym głosem.
- Dasz radę? - zmartwił się.
- Nie mam innego wyjścia. Przez ten cały jeden dzień poza zamkiem nauczyłam się jednej rzeczy. W życiu albo daje się radę, albo się ginie, ponieważ natura i inne kucyki cały czas próbują ci skopać zad z dwururki - słysząc to Mane uniósł brwi ze zdziwienia. Shadow wiedziała dlaczego, rozmawiała z ogierem, który całe życie żył pod kloszem, będąc pupilkiem dworu i rodziców.
- Było aż tak źle?! - wykrzyknął, rozkładając swoje wielkie skrzydła.
To była jedna z tych rzeczy, których mu zazdrościła. Wielkie, pierzaste, kształtne i czarne jak noc wyglądały przepięknie. Jej własne wydawały się przy nich szare, poszarpane, godne gołębia, nie alikorna. Było też w tym dużo winy samej Night, która o wygląd w ogóle nie dbała.
- Nawet sobie nie wyobrażasz - parsknęła - ale opowiem ci później. Teraz mamy pilniejsze rzeczy na łbach, np. naukę zaklęcia niewidzialności.
- Racja, droga siostro, racja. Już ci objaśniam - kary ogierek uśmiechnął się i zaczął objaśniać, w czym tkwi problem całego zagadnienia.
Dopiero nad ranem Dark Mane był zadowolony z osiągnięć siostry. Wymknął się cichcem, by w zamku nikt nic nie podejrzewał. Dopiero kiedy wyszedł Night Shadow przyszła do głowy jedna rzecz: czy strażnicy nie zauważą nic dziwnego w tym, iż królewicz spędził całą noc w sypialni siostry?
Może jakoś ich przekupił, dał gąsiorek wina, w zamian za milczenie…
Wyczerpana klacz nie zastanawiała się nad tym długo, ponieważ zmęczona zasnęła, uprzednio rzucając na drzwi magiczny budzik. Kiedy jakiś kucyk zbliży się do nich na odpowiednią odległość, to ona zostanie o tym poinformowana i będzie miała dość czasu na ukrycie zwojów.
To właśnie ten nietypowy alarm ją obudził. Nie spała długo, oczy jej się zamykały same ze zmęczenia, ale nie mogła nic na to poradzić. Jeśli teraz poniesie porażkę, to zginie. Skupiła się na swoim rogu i błyskawicznie rzuciła Niewidzialność na stos książek. Ledwie skończyła, a do komnaty weszła jej matka. Jasnofioletowa alikorn średniego wzrostu, o błękitnej grzywie, upiętej w wyrafinowaną fryzurę wyglądała tak jak powinna wyglądać królowa. Ciemnofioletowa suknia z długim, wlokącym się po ziemi trenem i wysoką kryzą lśniła się od diamentów i srebrnej nici, tworzących skomplikowane ornamenty. Moonlight Dust była piękną klaczą, czego nie można było powiedzieć o Night Shadow. Królowa podeszła do łoża córki i rzekła:
- Śniadanie zaraz do was przyjdzie, ale najpierw musimy poważnie porozmawiać, moja panno.
- O czym to chcecie z nami rozmawiać? - zapytała Nighty z wrogością w głosie.
Nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę z Królową. Po swojej ucieczce nie mogła spodziewać się niczego miłego. Dodatkowo pedantyczna Moonlight Dust nie należała do klaczy sympatycznych i wyrozumiałych.
- O skandalu, który wywołałyście waszym jakże niedojrzałym zachowaniem i o waszej przyszłości - odpowiedziała Moonlight, patrząc na źrebię z góry, oczami koloru szmaragdów.
Nie wyglądało na to, iż Pani na Mooncastle przejęła się się tonem głosu córki. Cały czas mówiła w sposób spokojny i opanowany, używając grzecznościowych form.
- Przyszłości? To my mamy jakąś przyszłość?! - Shaddy doskonale udała zdziwienie. - Obawiamy się, iż nasz przeznaczenie uwzględnia inną przyszłość niż ta, o której myślicie, pani matko.
- Wasza przyszłość została ustalona, kiedy miałyście lat pięć - głos Dust był zimny i kompletnie obojętny, co wyprowadzało młodszą klacz z równowagi - to wówczas zostałyście zaręczone z królewiczem Celestial Spearem, dziedzicem tronu Królestwa Słońca. Ustalono również, że pojedziecie do Królestwa Słońca w wieku lat dziesięciu by poznać waszego przyszłego wybranka. Jakież to inne przeznaczenie macie na myśli?
- Tron Królestwa Nocy oczywiście. Nasze dziedzictwo, naszą należność. Chcemy współrządzić z naszym bratem, albo i bez niego, gdyby wolał zostać najwyższym marszałkiem wojsk Nocy - czarna alikorn już wcale nad sobą nie panowała i teraz w jej słowach pobrzmiewała wściekłość.
Nie interesowało jej, że mówi do Królowej Nocy. Była zła, bardzo zła. A drobne uszczypliwości połączone z ironią poprawiały jej humor. Miała szczerą nadzieję, że wyprowadzi matkę z równowagi. Zresztą to nie było nawet tak, że miała coś do królewicza Słońca, po prostu tradycja była gwałtem na jej godności.
- To nie jest twoje przeznaczenie, tylko twoje marzenie, które w dodatku nigdy się nie spełni, królewno.
- Zobaczymy - odrzekła klaczka uśmiechając się enigmatycznie.
- Pod koniec tego tygodnia wyruszysz do Królestwa Słońca i radzę ci się z tym pogodzić - powiedziała cicho Moonlight Dust, odwróciła się na tylnym kopycie i wyszła z sypialni swojej córki.
Czas mijał szybko, za szybko. A było go bardzo niewiele. Night Shadow czytała i ćwiczyła, w dzień i w nocy. Zmęczona  zasypiała nad księgami, ale trzymała się, bo wiedziała, że jeśli teraz tego nie zrobi, to jej późniejsze życie nie będzie rysowało się różowo. Zniszczenie nie wchodziło jej najlepiej, aczkolwiek nauczyła się przywoływać błyskawice. Próby tworzenia kul ognistych okazały się kompletną klapą, za to iluzja udawała się czarnej klaczy znakomicie. Pod koniec tygodnia doskonale umiała zmieniać się w innego kucyka, tworzyć miraże, nie wspominając o niewidzialności. Kontrola umysłu szła jej jako tako. Zauroczenia, drobne sugestie, ale nic więcej. Rany regenerowały się szybko, niestety skrzydło nadal się nie zrosło i pozostawało niesprawne. Wiedziała, że teraz nic na to nie poradzi.
Wymknęła się w środku nocy, przez okno. Przyodziała się w długą, czarną pelerynę z kapturem, specjalnie na tę okazję. Potrzebowała ciepłej odzieży, która ochroni ją przed deszczem oraz pomoże w ukrywaniu skrzydeł. Nie mogła wylecieć, dlatego użyła telekinezy. Przelewitowała się w dół, do zamkowych ogrodów. Noc była piękna, księżyc był akurat w pełni, a zorza prezentowała się w pełnej krase. Zielonogrzywa nie odczytała tego jako nie dobrego znaku. W taką jasną noc łatwiej będzie ją odnaleźć.
Rozejrzała się wokół siebie, dookoła same krzaki, ani śladu życia. Ciemne kształty drzew górowały posępnie nad jej głową. Przyjazne w świetle dnia, teraz zdawały się należeć do innego, wrogiego kucykom świata.
- Myślałaś, że wymkniesz się tak bez pożegnania - nagle usłyszała szept w swoim, całkiem sporym uchu.
Odwróciła się i ujrzała czarnego ogiera o złotych oczach, uśmiechniętego aż po ganasze. Miała nieodpartą ochotę dania mu w pysk, za takie skradanie się i straszenie jej.
- Dark? - powiedziała z przestrachem.
- Spokojnie, siostrzyczko, przyszedłem cię tylko pożegnać - rzekł smutno - boję się, że już nigdy cię nie zobaczę, boję się, iż coś ci się stanie. Będę za tobą tęsknić.
Z zielonych oczu Night pociekły łzy. Objęła jego szyję i wtuliła swój łeb w czarną grzywę. Wiedziała, że nawet jeśli się jeszcze kiedyś spotkają, to zmienią się tak bardzo, że mogliby się równie dobrze nie znać. Rozumiała, iż za kilka lat równie dobrze mogą być wrogami i walczyć przeciwko sobie. Modliła się do Harmonii, by między nimi zawsze było tak jak teraz, ale nie wierzyła w pomoc Bogini. W końcu gdzie ona była, kiedy Sunshine Arrow poniosła klęskę?
- Też będę tęsknić, braciszku - mruknęła cicho - ale teraz muszę już iść. Nawet w Królestwie Nocy noc nie trwa wiecznie, a ona będzie mi sprzymierzeńcem.
- Idź i do zobaczenia, Nighty.
Odleciał na czarnych skrzydłach, szeleszcząc piórami, a Shadow pozostała sama. Przez chwilę patrzyła się na odchodzącego brata. Dopiero, kiedy jego sylwetka całkowicie znikła w mroku, ruszyła dalej. Przemykała się wśród rabat, drzew i różanych krzewów. Kopyta pewnie stąpały po trawie, starając się nie hałasować. Tym razem nie miała zamiaru uciekać do miasta. Zostałaby złapana, albo zabita. Jeszcze dziś musi dostać się poza granice Mooncastle, a potem za granicę. Nie wiedziała jeszcze dokładnie gdzie, ale na pewno na zachód.
Cudem udało jej się dojść nieodkrytą aż do dziedzińca. Tam niestety czekała ją przykra niespodzianka. Całkiem spory oddział gwardii królewskiej urządził sobie popijawę na służbie. Na jej nieszczęście przy samej bramie. Pegazy i jednorożce śmiały się, klęły i rżnęły w karty. Niektórzy chwiali się dość mocno na nogach, czym zdawali się wcale, a wcale nie przejmować. Srebrne zbroje odbijały światło księżyca.
Muszę ich jakoś odciągnąć - pomyślała.
Przysiadła za kolumną arkady, oddzielającej ogrody od zamkowego dziedzińca, by się zastanowić. Noc była ciepła i cicha. Myślała tylko przez chwilę.
Na pewno nie uda się ich przestraszyć, ale być może da się wykiwać tę bandę gamoni…
Wiedziała, że niewidzialność nie wchodzi w grę, musi stworzyć miraż, do tego mówiący. I na tyle realistyczny, by nikt nie nabrał najmniejszych podejrzeń. Nie była pewna wyglądów i głosów dowódców gwardii, przez całe życie znaczyli dla niej tyle samo co posągi w Królewskich Ogrodach. Ale był jeden kucyk, którego na pewno posłuchają…
Nabrała powietrza do płuc i tworzyła. Magia przepływała przez długi, czarny róg, powodując przyjemne mrowienie. Proces należał do żmudnych, ale efekt był wart wysiłku. Wkrótce przed nią stanął ciemnogranatowy ogier w koronie, o błękitnej, falującej grzywie. Odziany w czarny, watowany kaftan i pelerynę ze złotogłowiu. Wyglądał identycznie jak Jego Królewska Mość Darkness Sword.
Zaraz zobaczymy, czy mówi - zamyśliła się.
Iluzja poszła na dziedziniec i donośnym głosem rzekła:
- Cóż to ma znaczyć, plugawe osły!? - na twarzy mirażu pojawił się grymas wyrażający pogardę. - Piwo na służbie!? Obetniemy wam za to żołd, miernoty! I cieszcie się, że tylko to. Powinniście wszyscy wisieć! Ale wasz władca okaże wam łaskę ostatni raz! Jeszcze jeden taki, ***, wybryk, a na pal ponabijam! A teraz zabierać stąd wasze brudne, paskudne zady i przysłać zamienników na bramę!
Night Shadow nie była pewna, czy jej ojciec mówi w ten sposób, kiedy przemawia do armii, ale z tego co słyszała od Darka, to w koszarach wszyscy arystokraci używają gwary wojskowej, składającej się rzekomo z gróźb, przekleństw. Podobno proste kuce nie potrafiły zrozumieć zdania, w które nie wpleciono przynajmniej jednego słowa „***”.
W pierwszej chwili myślała, że poniosła porażkę. Ogiery zaprzestały swych uciech, miast tego poczęły wpatrywać się w swego Władcę z opuszczonymi żuchwami. Jeden przestał rzygać, innemu strużka moczu zboczyła z toru i zamiast ściekać spokojnie po murze, trafiła na kopyto jednego z pegazów, który tego nawet nie zauważyć.
Nagle, wszyscy na raz jakby wytrzeźwieli i rzucili się galopem, byle z dala od Króla Nocy i jego gniewu. Tuzin zbrojnych ogierów, wiał w podskokach, aż się kurzyło. Shadow stwierdziła w myślach, że gwardia królewska to kompletni idioci, którzy powinni zostać straceni, albo chociaż zostać przebrani w błazeńskie stroje, ponieważ na trefnisiów nadawali się świetnie. I ci półgłówki, i ci półgłówki.
Coś zaświeciło się z tyłu. Zaniepokojona alikorn dwróciła się, ale nie zobaczyła niczego. Kierowana nagłym przeczuciem odgarnęła z zadu połę płaszcza i przyświeciła sobie rogiem. Tak jak myślała, właśnie wyszedł jej znaczek. Srebrny półksiężyc otoczony półprzejrzystą, zielonkawą mgiełką, tworzącą spirale. Jeden z symboli Iluzji.
Dlaczego mnie to nie dziwi, że dostałam za Iluzję? Tylko dlaczego tak późno? Nie mogłam chociaż dwa miesiące wcześniej? Przynajmniej matka miałaby kolejny powód do niezadowolenia, zawsze liczyła, że dostanę za jakieś kobyle duperele.
Strażnicy zniknęli jej z pola widzenia, dlatego pocwałowała do ciężkich, posrebrzanych wrót. Nie było co zwlekać, wkrótce mieli przyjść zmiennicy. Otworzyła je swoją magią i wyszła na zewnątrz.
Najtrudniejsze już za mną. Z miasta wyjdę o świcie, zanim wieści o mojej ucieczce dojdą do posterunków przy bramach miejskich.
Ostatni raz spojrzała na zamek Mooncastle. Miejsce, które miała nadzieję, kiedyś znów będzie mogła nazwać domem.



« Ostatnia zmiana: 22 Maja 2014, 16:27:51 wysłane przez Cahan » IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Calvin Candie
Candieland Owner

**

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 186


Open up your lovin` arms.

Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 08 Lipca 2013, 13:33:34 »
Opowiadania fajne, ale troszkę nie lubię jak do cukierkowego świata kuców wprowadza się jakieś zło ( które ograniczało się tam do kłamstwa/ złamania praw fizyki [tak discord, patrzę na ciebie] ). Wolę cukierkowy obraz idealnego świata bez przemocy i chciwości :D


IP: Zapisane
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #5 : 08 Lipca 2013, 15:08:51 »
Czytałbym, ale już od pierwszych zdań czyta się to ciężko. Mam wrażenie, jakby cały impet opowieści zabierała bariera językowa, już na słowach "klaczka alikorna". W polskim nie będzie czuć klimatu słów "everypony", "what the hay" itp., to normalka, ale takie brzmienie, w dodatku z wplataniem angielskojęzycznych imion po prostu sprawia że jest słabo.

Może jeszcze się zabiorę, ale pierwsze wrażenie jest złe.


IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 08 Lipca 2013, 16:48:19 »
Fakt, ta część kucykowych opek po polsku zazwyczaj wychodzi źle, bo ciężko oddać klimat i brzmienie wersji anglojęzycznej. Z drugiej strony spolszczanie imion jest IMHO o wiele gorsze. Potworki typu "Tęczusia", zamiast Rainbow Dash to dla mnie koszmar.


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #7 : 09 Lipca 2013, 16:21:05 »
Podołałem i nawet mnie wciągnęło od pewnego momentu - śledzę.

Boli mnie jednak, jak czarno-białe i dziecinnie proste są postacie drugoplanowe, z matką Shad na czele.


IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : 09 Lipca 2013, 16:30:54 »
Potem się to poprawi. Postacią, która to wszystko ogląda jest sama Nighty, a ta jest jeszcze źrebakiem. Wychowanym w brutalnym Królestwie Nocy, ale źrebakiem. Jej spojrzenie na świat jest nieobiektywne, nie ma pełnego pola widzenia, zwłaszcza na sytuację społeczną, polityczną i ekonomiczną. Koncept całego opowiadania jest taki, że Shad dojrzewa, zmienia swoje poglądy, czasem bezsilnie obserwuje jak zmieniają się znane jej kuce. Nie miała ona być też postacią stricte pozytywną. NS jest zapatrzona w siebie i często nie ogląda się na innych. Nie myśli o uczuciach innych, tylko o swoim celu. To jak to się zakończy dla niej to już mała tajemnica ;).

Potworzyłam sobie w Pony Creatorze postacie z opowiadanka. Nie są idealne niestety, potem wezmę się za kredki i ołówek... W każdym bądź razie- łapcie i zgadujcie kogo przedstawiają (łatwe).
https://docs.google.com/file/d/0B8RUvNk2O3QeRnh2RzFQYWgwT0U/edit?usp=sharing
https://docs.google.com/file/d/0B8RUvNk2O3QeYjBiUklwMlE4dlE/edit?usp=sharing
https://docs.google.com/file/d/0B8RUvNk2O3QeYlVpcW1CZ1RqNU0/edit?usp=sharing


« Ostatnia zmiana: 13 Lipca 2013, 21:52:24 wysłane przez Cahan » IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Calvin Candie
Candieland Owner

**

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 186


Open up your lovin` arms.

Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : 13 Lipca 2013, 20:31:09 »
Czekam na więcej, bo szczerze mówiąc strasznie się wciągnąłem.

Jako purysta historii muszę zwrócić uwagę na jedną rzecz- kiedy mówimy plebs, to niema wtedy mieszczan, tylko jest pospólstwo. Analogiczne do mieszczan jest chłopstwo.


IP: Zapisane
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #10 : 13 Lipca 2013, 20:46:42 »
Żeby udostępnić dokumenty z dysku google, musisz nie tylko dać link, ale też zaznaczyć, że wszystkie osoby mające link mogą wejść, nie tylko specjalnie uprawnione.


IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #11 : 13 Lipca 2013, 21:52:52 »
Już wszystko poprawione, powinno działać, dzięki za zgłoszenie :)

Wiadomość doklejona: 03 Września 2014, 20:45:06
Cień Nocy
Rozdział III:  Gwiazdy nad sosnami
 


  Shad leżała na mchu, sapiąc ze zmęczenia. Jej plan ucieczki udał się i teraz była gdzieś głęboko w lesie Nightforest - największej puszczy Królestwa Nocy. Otaczające ją, gęsto rosnące drzewa dawały złudne poczucie bezpieczeństwa. Ciemność otulała świat niczym matka swe dziecko, a szum liści kołysał Night do snu.
Z miasta wydostała się o brzasku, zaraz po otwarciu bram. Przyłączyła się do kupieckiej karawany, idąc tuż za większą grupą nie wyróżniała się. Samotna klacz wychodząca z Mooncastle dziwiłaby, ale podróżująca w towarzystwie innych kucyków już nie. Widocznie wieść o jej zniknięciu jeszcze do nich nie dotarła. Strażnicy nie zwrócili na nią uwagi.
By opóźnić pościg, dodatkowo użyła Zaklęcia Nijakości. Sprawia ono, że dany kucyk staje się bardzo ciężki do zapamiętania. Na dwa zaspane pegazy, strzegące Bramy Czarnej Róży, powinno podziałać znakomicie. Nie powinny w ogóle pamiętać, że jakaś niska klacz opuszczała rano miasto. Wiedziała jednak, iż Darkness Sword postawi na nogi cały oddział tropicieli, jak tylko odkryje ponowne zniknięcie córki. A z bandą wytrenowanych, skrzydlatych zwiadowców ona mierzyć się nie mogła.
Dlatego gnała przed siebie, co sił w kopytach. Szła lasem, kierując się na zachód. Starała się trzymać jak najszybsze tempo, by zwiększyć dystans najbardziej jak się da, zanim padnie ze zmęczenia. Ukształtowanie terenu spowalniało ją i utrudniało wędrówkę, lecz nie poddawała się. Aż w końcu dzień zamienił się w noc, a Nighty padła ze zmęczenia pod jakąś sosenką.
Ciało miała obdrapane od przedzierania się przez krzaki, liczne, płytkie rany nie krwawiły już. Piekły i bolały lekko, powodując znaczny dyskomfort. Grzywa rozczochrana i skołtuniona, pełna liści i gałązek wyglądała jak u jakiegoś leśnego stwora z baśni. Nogi bolały ją od dzikiego galopu oraz żwawego stępa, klacz czuła bijące od nich ciepło. Nigdy wcześniej królewna nie przebyła na raz tylu kilometrów, choć nie miała pojęcia, jak daleko od Mooncastle się znajdowała. W ogóle nie wiedziała, gdzie jest. Panien z dobrego domu nie uczy się orientacji w terenie ani tego jak przeżyć w dziczy.
Przed ucieczką Dark Mane dostarczył jej trochę prowiantu, który trzymała w jukach, pod płaszczem. Rozchyliła je magią, lekkie, zielonkawe światło rozświetliło nieco noc. Wyciągnęła z zapasów zielone jabłko i zjadła je błyskawicznie, prawie nie czując smaku. Wcześniej była zbyt przestraszona, by zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo jest głodna. Pragnienie też ją dręczyło, całe szczęście jej brat pamiętał, by zapakować jej pełny bukłak ze skóry hydry. Chłodna woda zwilżyła jej suche gardło, przynosząc ulgę. Potrząsnęła pojemnikiem i zmartwiła się, bo nie zawartość wyraźnie była już na ukończeniu, a nie wiedziała, czy znajdzie jakiś strumyk, lub źródełko, w którym mogłaby uzupełnić zapasy. Chciało jej się spać, jak draconequi, ale najpierw musiała wymyślić plan podróży.
Pozostanie w mojej ojczyźnie byłoby nad wyraz nierozsądne, Król Nocy nie zapomni szybko źrebaka, który zadrwił z jego władzy, wymykając się spod jego kopyt. W państwach sojuszniczych pewnie coś wspomną o zbuntowanej klaczy z królewskiego rodu, może nawet będę uważana za poszukiwanego kucyka, ale raczej niegorliwie i nie na długo.
Egzotyczne kraje, takie jak ojczyzna zebr, odrzuciła z miejsca. Podobnie stało się z Imperium Gryfów, zbytnio by się tam wyróżniała. Poza tym, nie znała ani zebrzego, ani gryfickiego. Tak właściwie, to w ogóle nie znała języków obcych. Przez chwilę pomyślała o Equestrii, ale tam kucyki o sierści czarnej jak węgiel były czymś niezwykłym i rzadko niespotykanym. Pozostawały jej Królestwa Słońca i Zmian. Jej maść nadal pozostawałaby nietypowa, ale kupcy i osadnicy z Królestwa Nocy nie byli tam niczym szczególnym. Kultura była tam odmienna od tej w jej rodzinnym państwie, ale powinna dać sobie radę.
Słońce? Nie. Oni raczej długo mnie zapamiętają. W końcu tak jakby ich ośmieszyłam. Ale Zmian ten konflikt w ogóle nie powinien obchodzić. A więc dalej na zachód, pytanie, jak się nie zgubić.
Na astronomii się kompletnie nie znała, wszystkie gwiazdy były dla zielonogrzywej alikorn identyczne i rozrzucone po nieboskłonie w sposób chaotyczny. Nigdy nie rozumiała kucyków, które spoglądając w nocne niebo widziały smoki, chimery, rycerzy i panny. Dla niej zawsze pozostawały kropkami. Nie potrafiłaby się nimi kierować.
No cóż, będę parła na czuja - postanowiła.
Oczy Night Shadow same się zamykały. Klacz zwinęła się w kłębek i zasnęła. Sen na stojąco nie pozwoliłby jej na dostateczny odpoczynek, a w obecnym stanie każde jej spotkanie z jakimkolwiek potworem i tak skończyłoby się dla niej tragicznie, dlatego uznała, że powinna przynajmniej porządnie odpocząć. Zmęczenie przyklasnęło radośnie temu pomysłowi.

Nighty spała mocno, długo i bez snów. Kiedy się obudziła było już południe. Słońce wisiało wysoko na srebrzystym niebie. Przeciągnęła się i skrzywiła pysk. Całe ciało odpowiadało bólem, spowodowanym niedawnym, zbyt dużym wysiłkiem. Skonsumowała kilka marchewek i popiła resztką wody. Wyznaczyła, w swoim mniemaniu, właściwy kierunek i rozpoczęła marsz.
Gęste krzaki zagradzały drogę i źrebak cieszył się, że dysponuje magią. Zielona mgiełka doskonale nadawała się do odchylania gałęzi oraz usuwania pajęczyn z trasy przemarszu. Drzewostan tworzyły głównie cieniososny i dęby księżycowe. Przez ich korony prześwitywały promienie światła. Było wilgotno i parno. Shad pociła się pod płaszczem, dlatego zdjęła go, zwinęła i schowała do juk. Pod nim nosiła zgniłozieloną derkę, na krawędziach wyszywaną złotą nicią w dębowe liście. Maskowała skrzydła i chroniła ciało klaczy przed ukąszeniami owadów.
Obserwowanie roślin i zwierząt, o których wcześniej jedynie czytała i oglądała ryciny w mądrych księgach, było fascynujące. Nie sądziła, że sarny i jelenie są takie duże, a łuski gniewoszy takie lśniące. Night Shadow szła stępem pośrednim, podziwiając otaczający ją świat. Do jej chrap docierało wiele zapachów, jeszcze niedawno jej nieznanych. Błyskawicznie pokochała wonie żywicy, ziemi, grzybów, dębowej kory i mokrego mchu. Niebieskoszare porosty stały się dla klaczy piękniejsze niż arrasy w zamku, kropelki rosy na liściach krzewów przywodziły jej na myśl klejnoty matki, a śpiew ptaków był wspanialszy od najbardziej poruszających ballad o wojnie. Szum liści przypominał słodkie brzmienie lutni. Tak, prastara puszcza była niezwykłym miejscem, w którym młodość przewijała się ze starością, zahaczającą o przedwieczność.
Klacz uśmiechała się, w tym miejscu czuła się bezpiecznie. To był jej prawdziwy dom, a nie ponure, zimne zamczysko. Miała wrażenie, że dopiero teraz stała się naprawdę wolna. Gdzieś w oddali zagrzmiało. Night nie przejęła się tym. Burza była daleko i alikorn miała nadzieję, że przejdzie bokiem, a nawet jeśli… Deszcz zaciera ślady, jest jej sojusznikiem. Cała przyroda jest. Chyba. Co do mantrikor, timberwolfów, hydr i innych potworów nie była pewna.
Za dwa, trzy dni będę za daleko by pegazy-gwardziści mni znaleźli. Będę unikać miast i wiosek, aż do granicy, którą stanowiły Góry Zaćmienia. Co prawda nie mam pojęcia jakie one są i jak wyglądają, ale dam radę. Pokonam każdą przeciwność losu. Jak Sunshine Arrow. Tylko, że ja wygram!
Maszerując, poddała się marzeniom. Zaczęła się zastanawiać, czy tron Królestwa Nocy jest jej potrzebny, czy nie wystarczyłaby jej mała, drewniana chatka w tym raju? Widziała w myślach piękną polanę, pokrytą dywanem zieloniutkiej, młodej trawy, poprzetykanej gdzieniegdzie różem lilii cieniogłów , otoczonej dumnymi sosnami i poskręcanymi dębami, a u skraju łąki stałby jej dom.
Tak, mogłabym tak żyć. Cisza spokój…
Marzenie prysło. Nagle Nighty uświadomiła sobie, że żyłaby tutaj zupełnie sama. Przez wieczność, dopóki coś jej nie zabije, lub dopóki las nie stanie w płomieniach, wznieconych przez armię Nocy. Bo Nightforest w przeszłości płonęło często, kiedy Królestwo Nocy było atakowane i kiedy samo atakowało. Za każdym razem w pożarach śmierć ponosiło tysiące, jeśli nie miliony istnień. I za każdym razem, po latach puszcza podnosiła się, bo popiół użyźnia, staje się podporą dla nowego życia.
To niemożliwe, niestety. Nikt nie chce być sam, nawet ja - pomyślała gorzko. - Zresztą, co to by było za życie bez służby i książek?
Weszła na mały, obrośnięty jarzębiną pagórek, przystanęła na jego szczycie. Rozejrzała się po okolicy. Nabrała w płuca świeżego powietrza. Wiał lekki wiatr, mierzwiąc jej grzywę.
Przydałoby się uczesać - pomyślała, po czym wprowadziła swą myśl w życie. - Zaklęcie Czeszące jest zdecydowanie jednym z najprzydatniejszych czarów.
Krajobraz był wyżynny, lekko pofałdowany. Przestrzeń pomiędzy pniami drzew zapełniały krzaki, opadłe gałęzie i liście, mech oraz krzewinki borówek.
Przynajmniej nie umrę z głodu, jeśli skończy mi się prowiant - Shad uśmiechnęła się półpyszczkiem.
Czerwona borówka i borówka czernica, były jak najbardziej jadalne.  Jej fascynacja almanachami o botanice zaczęła przynosić korzyści. Zeskoczyła ze wzgórza, ale poślizgnęła się na mokrej ściółce i zjechała na zadzie, klnąc na czym ten świat stoi. Szybko wstała i otrzepała się z brudu, ciesząc się, że nikt, poza dwoma wiewiórkami, dzięciołem i wielkim chrząszczem, jej nie widzi. 
W tej części dziczy było dość miejsca na galop. Przez chwilę zastanawiała się, czy ma ochotę na podjęcie tego wysiłku. Z jednej strony stały zakwasy z dnia poprzedniego, a z drugiej zachęcał zielony tunel. Natura wygrała. Radosna Shad skorzystała z danej jej możliwości. Na początku szła wolnym tempem, zebraną formą tego chodu, ale szybko przeszła w wyciągniętą. Ze śmiechem lawirowała pomiędzy pniami, zielona grzywa rozwiała się jej w dzikim pędzie, mech amortyzował uderzenia kopyt, bez obaw przeskakiwała tak niebezpieczne stałe przeszkody terenowe. Jej szalona gonitwa płoszyła zwierzynę, stado saren mignęło jej w kąciku oka, ale klacz nie przejęła się tym. Liczył się tylko bieg, tak cudownie wyciskający powietrze z płuc, rozszerzający chrapy i przyspieszający pracę serca.
Wyścig z samą sobą zakończył się dla Night Shadow nieoczekiwanie i zupełnie dla niej typowo. Najnormalniej w całym kucykowym świecie, klacz się wywaliła na pysk, o wystający korzeń. Poleciała parę metrów do przodu, szorując brodą o ziemię i zagarniając do paszczy leśną ściółkę. Piasek zmieszany z opadłymi liśćmi i mchem nie smakował najlepiej… Wypluła je i magią ściągnęła z języka resztę tego obrzydlistwa. Wstając, ból w nadgarstkach coś jej uświadomił. Popatrzyła w dół, były pościerane do krwi.
- Mam nadzieję, że nie pozostaną mi blizny… - jęknęła. - Królowa Nocy nie powinna mieć brzydkich znamion.
Nie miała czym opatrzyć swych ran, nie były one też mocno krwawiące czy też bolesne. Trochę pieczenia i tyle. Oczyściła je jednak swoją magią, by nie wdała się gangrena.
Ciekawe jak pegazy i ziemskie kucyki radzą sobie bez czarów? W końcu są pozbawione tylu możliwości, jakie daje magia… Nawet taka rana, bez zaklęć na pewno zaczęłaby się paprać i goiłaby się w nieskończoność! Dzięki niech będą Harmonii, że urodziłam się alikornem!
Róg był jedną z tych rzeczy, które w sobie lubiła. Długi i ostry, stanowił znak rozpoznawczy jej rasy. Zwykłe jednorożce miały tę część ciała zazwyczaj krótką i tępo zakończoną, ale nie zawsze…
Dzieci, powstałe w wyniku mezaliansu rodziny królewskiej, często dziedziczyły po niej część atrybutów. A trzeba przyznać, że najwyższe z rodów miały bękartów całkiem sporo. Bastardy rozmnażały się dalej i nietypowych kucy przybywało. Nighty zamierzała udawać właśnie taki owoc grzechu. Mogła ukryć skrzydła, ale nie zmieni kształtu pyska i swojej figury.
Odpoczęła parę minut i wyruszyła dalej, tym razem spokojnym kłusem. Chciało jej się pić, ale nigdzie nie widziała wodopoju.
Powinien gdzieś być w tym lesie - pocieszała się w myślach - w końcu te cholerne zwierzęta muszą gdzieś gasić pragnienie.
Przystanęła i zastrzygła uszami, nasłuchując szmeru wody. Nic. Zmartwiło ją to, już teraz chciało jej się pić, a wiedziała, że później będzie jeszcze gorzej.
No cóż, trzeba będzie spróbować gdzie indziej.
Wydłużyła i przyspieszyła krok. Pragnęła pokonać jak największy dystans, a niedługo się ściemni. Nie zamierzała wędrować po ciemku, wiedziała czym to grozi. Połamaniem nóg, zbłądzeniem.
Shad szła, dopóki nie natknęła się na małą, piaszczystą nieckę. Zatrzymała się na chwilę, musiała odpocząć i posilić się. Zjadła resztki zapakowanych przez Darka zapasów. Suszone figi, ciastka na miodzie z orzechami laskowymi. Ich smak przypomniał jej o miłych chwilach spędzonych w zamku. Wiedziała, że będzie jej tego brakować.
Kiedy dotrze do cywilizacji, przeżycie nie powinno stanowić już takiego problemu. Pomarańczowooki królewicz dał jej wypchaną po brzegi sakiewkę. Alikorn nie wiedziała, że złota z niej spokojnie starczyłoby jej na sporą wieś. Póki co była jednak daleko od innych kucyków, a przynajmniej tak jej się zdawało. Musiała wyżyć z tego, co oferowała jej knieja. Co prawda nie wiedziała jak to zrobić, ale uznała, że historie o dzielnych bohaterach mogą robić za swoiste podręczniki.
Tej nocy, tak jak poprzedniej, nie odważyła się rozpalić ognia. Łatwo było o pożar, nie mówiąc o wskazanie tropicielom swojej pozycji. Wyjęła pelerynę i otuliła się nią, jak kocem. Leżała na grzbiecie i wpatrywała się w niebo. Korony sosen szumiały i chwiały się lekko, pod wpływem wiatru, a gwiazdy nad nimi świeciły jasno, dobrze widać było jasny pas Ogonu Alikorna . Księżyc połyskiwał na atramentowoczarnym niebie. W oddali słychać było wycie. Młoda klacz wiedziała, że to timberwolfy wyruszały na żer. Nocni łowcy budzili się do życia. Zadrżała. Choć w tych odgłosach było coś dzikiego i pięknego, to napawały ją pierwotnym strachem przed bólem, śmiercią i pożarciem. Night liczyła na to, iż jej nie znajdą. Nic nie jest w życiu pewne…
- Szkoda, że mam niesprawne skrzydło - mruknęła cicho - pofrunęłabym na gałąź i większość drapieżników nie byłaby mi straszna.
Wiedziała, że zaśnięcie teraz nie było dobrym pomysłem, ale czuwanie przez wszystkie noce w lesie też nie. Zaczęła się modlić do Harmonii, wszystkie modlitwy, jakich kiedykolwiek nauczyła ją matka, same trafiały jej na usta. Tyle razy mówiła je w zamkowej kaplicy, o kryształowych witrażach, rozpraszających światło…
Światło Harmonii, pokaż nam drogę,
Światło Harmonii, wspieraj nas,
Światło Harmonii, marzenia mieć mogę,
ku dobremu zmierzać nam czas.
Pani Przedwieczna co stworzyłaś świat,
gwiazdy i księżyc na nieboskłon wnosisz,
pięknu twego dzieła nie sprosta żaden chwat,
bo to ty nasze życia unosisz.
Mówiła szybko, jąkając się nieco. Dźwięk własnego głosu pomagał się choć odrobinę uspokoić, nie popaść w panikę i obłęd. Do oczu cisnęły się łzy, przywołane wspomnieniami.
Czy Bogini istnieje i mi pomoże? Czy interesują ją losy pojedynczych kucyków? Mam nadzieję, że tak. Chcę zobaczyć Słońce jeszcze niejeden raz. Co jest po śmierci? Raj, a może pustka? Nikt tego tak naprawdę nie wie. Jako jedna z nieśmiertelnych, przynajmniej w teorii mogłabym nigdy się nie dowiedzieć, a tej akurat prawdy znać nie chcę. Jest ona bowiem… zbyt ostateczna, podczas gdy życie obfituje w znój, niewygody i halucynacje z niedożywienia - zaśmiała się w duchu z goryczą.
Ta myśl poprawiła jej nieco nastrój. Przemyślała plusy i minusy życia, po czym doszła do wniosku, że wychodzi się na zero. Tak samo jak w przypadku śmierci, po której się przestaje istnieć.
A jednak i tak wolę żyć, niż nie żyć… Dlaczego? To gdzieś we mnie siedzi? W zasadzie… Chyba większość stworzeń nie chce być martwa. To musi mieć jakiś głębszy sens, bo bez sensu by było, gdyby go nie było. A co jeśli jednak go nie ma? Co jeśli to wszystko chaotyczny wytwór, który zapala się i gaśnie jak bagienny ognik?
Zadrżała. Gdzieś w żołądku czuła narastający strach. Strach przed tym, co przyniesie jutro. Lęk przed śmiercią, która może przyjść zawsze, w każdej, nawet najbardziej niespodziewanej chwili. A co najgorsze, nie mogła przed tym uciec. Dodatkowo, szybka analiza przyczynowo-skutkowa mówiła, że jej obecne szanse na przeżycie są stosunkowo niskie, co wcale nie poprawiało sytuacji.
 Przypomniała sobie wszystkie kreatury zamieszkujące Nightforest według baśni, legend i relacji podróżników.
Timberwolfy, stada nieumarłych upiorów lasu, przemierzające puszcze i atakujące wszystkie zwierzęta. Według mądrych ksiąg żywiły się duszami swoich ofiar. Klacz nie miała pomysłu, co o tym myśleć.
Bazyliszki, długie, wężowate, ogromne jaszczury, dysponujące kłami o zabójczym jadzie. Bardzo szybkie i wyjątkowo niebezpieczne.
Przynajmniej zabijają bardzo szybko, tyle dobrego.
Mantrykory, lwoskorpiononietoperze, wielkie, agresywne i zdecydowanie mięsożerne.
Pięć gatunków komarów.
Trzydzieści cztery gatunki pająków, największe dorastające do 8 cm długości głowotułowia…

No cóż, przynajmniej moja ucieczka powinna opóźnić nieco ekspansję Królestwa Nocy na zachód - pocieszyła się. - Obywatele Zmian i Słońca powinni być mi wdzięczni.
Zawsze należało znajdować pozytywy sytuacji. Nawet jeśli nie miała ona jakichkolwiek jasnych stron. Dzięki temu żyło się jakoś łatwiej.
Z odrętwienia wyrwał ją nagły trzask złamanej gałązki. Ciało zareagowało błyskawicznie, bez udziału świadomości klaczy. Wstała gwałtownie i odskoczyła dwa metry w bok. Mięśnie spięły się i gotowały do ucieczki, walcząc ze zdrowym rozsądkiem, który mówił jej, że to głupie postępowanie. Zwiększało tylko prawdopodobieństwo, że wywali się o jakiś korzeń, połamie kończyny, róg, straci przytomność i guzik jej zostanie, a nie możliwości obrony. Nerwowo zastrzygła uszami i wytężyła słuch.
Kroki, słychać kroki.
Zaczęła gwałtownie rozglądać się dookoła, róg rozżarzył się, rozświetlając ciemność. W pierwszej chwili oślepiło ją. Nie przejmowała się, że może zostać wykryta, raczej już została. Nocne drapieżniki dysponują doskonałym węchem. Dopiero po kilkunastu sekundach źrenice przyzwyczaiły się i zmieniły rozszerzenie na optymalne w takich warunkach. Nie zobaczyła nic dziwnego. Krzewy malin, pnie drzew. Typowy widok w lesie.
Kolejny trzask, obróciła się o 180 stopni i zobaczyła, że coś poruszyło się. Jakiś ciemny, rozmazany, niewyraźny kształt mignął jej w kąciku oka. Wytężyła wzrok jeszcze bardziej i skupiła się na jednym z krzaków. Nie miała pojęcia co to za roślina i w tej chwili wyjątkowo miała to gdzieś.
Trzaski i szelesty stawały się coraz głośniejsze i bardziej niepokojące. Ich dźwięk narastał na sile. Coś się wyraźnie zbliżało. Coś dużego, jakieś zwierzę. Niestety, a może na szczęście, dalej nie widziała czym to coś jest.
Timberwolf czy inny pies?
Przywołała swoją magię, tworząc ochronną tarczę. Nie zamierzała dać się zabić i zjeść. A przynajmniej nie bez walki. Postanowiła chronić swoje życie i zdrowie za wszelką cenę.
Podobno jeśli ofiara broni się wystarczająco zaciekle to większość napastników odpuszcza atak - pocieszała się w myślach sentencją z książki „Życie Drwala”.
Krzaki poruszyły się i rozstąpiły, trzeszcząc i szeleszcząc, a „pies”, który ukazał się jej oczom, był naprawdę niezwykły. Posturą przypominał kucyka, dorosłego ogiera alikorna, ale porośniętego długą, gęstą sierścią, która w świetle dnia zapewne okazałaby się szarobrązowa. Miał żółte, fosforyzujące w ciemnościach oczy o pionowych źrenicach. Białek nie widać było w ogóle. W zębatej paszczy, migotał szkarłatny jęzor, długi na dobre trzydzieści centymetrów. Nogi nie kończyły się kopytami, lecz pazurzastymi łapami. Ogon również był zdecydowanie psi.
- Wilkokuc! - wrzasnęła i zerwała się na równe nogi.
Kompletnie spanikowała, sama nie wiedziała w jaki sposób skoczyła trzy metry w tył. Umysł automatycznie zaczął próbować przywołać magiczną błyskawicę.
- Nie drzyj się tak! - warknął potwór - Lykantropa nie widziałaś?
Zamurowało ją. Tego się nie spodziewała. Po pierwsze, stał przed nią właśnie stwór z legend, który podobno pożera małe, niegrzeczne klaczki. Po drugie, to coś mówiło. I to nie coś w stylu „Whaaa! Zabić! Pożreć! Rozerwać!”.
- Yyy nie - odpowiedziała Shad, dziwiąc się sama sobie, że nie ucieka. - Tak właściwie to takie… pan nie powinien istnieć.
- W tym lesie istnieją różne rzeczy, kobyło - a więc wziął ją za dorosłą klacz jednorożca - i nie wszystkie chcą ciebie zjeść.
Bestia kłapnęła paszczą. Night Shadow poczuła, że jej nogi same się uginają i drżą. Bynajmniej nie z zimna.
- A co jedzą wilkokuce? - zainteresowała się królewna.
- Timberwolfy - odpowiedział stwór. - Nic nie smakuje tak dobrze, jak chrupiący drzewny wilk.
Zdziwiła się, ale nie bardzo. Baśnie zazwyczaj mijały się z prawdą, wiedziała to od lat. W końcu według nich każda młoda klacz marzy o księciu, o białej sierści, brzydzi się walką, a magia jej nie interesuje. W takim wypadku wilkokuc, który okazał się nie jeść kucyków i do tego używający cywilizowanej mowy nie był czymś niemożliwym. Na dodatek był całkiem sympatyczny, jak na wysokiego na dwa metry potwora o przerażającej paszczy i morderczych ślepiach.
- No to ja nie przeszkadzam w polowaniu, dobranoc - powiedziała, owinęła się płaszczem i położyła się spać, wprawiając tym samym lykantropa w stan kompletnego zbaranienia.
Wilkokuc pokręcił się jeszcze przez chwilę po terenie obozowiska, obwąchał alikorn i poszedł sobie. Nikt nie zrozumie klaczy.

Obudziło ją kłujące zimno poranka. Z trudem otworzyła zaspane oczy. Wszystko pokrywała rosa. Jej derka była od niej mokra. Kleiła się nieprzyjemnie do ciała. Night otrzepała się z wody.
- Woda - powiedziała na głos. - dlaczego nie spytałam wilkokuca, gdzie tu jest jakieś źródełko?
Zaklęła w myślach i zaczęła się zastanawiać, jak mogła być taką idiotką i zapomnieć o zadbaniu o najważniejszą rzecz w tych warunkach.
W brzuchu jej burczało. Nazrywała jagód, po czym pożarła je łapczywie. Nie było ich tyle by ukoić głód, dlatego zabrała się za żołędzie. Miała nadzieję, że nie dostanie po tym kolki ani zemsty Zebrzego Króla. Jedzenie nie było smaczne, ale lepsze to niż nic. Ruszyła dalej, obolała i niewyspana.
Jeśli los będzie łaskawy w ciągu tygodnia porzuci puszczę. Do tego czasu trzeba jakoś żyć, mam nadzieję, że później będzie łatwiej.
Choć to miejsce się jej podobało, to w obecnym stanie klaczy było zbyt niebezpieczne. Niewiele jej pozostało z entuzjazmu z dnia poprzedniego. Mżawka nie pomogła Night Shadow w poprawie nastroju. Otulona szczelnie płaszczem parła przed siebie.
Muszę być twarda, jak Sunshine Arrow. Ciekawe, czy te durnie połapały się, że nie ma mnie w mieście - zastanawiała się. - Przy odrobinie szczęścia nikt nie połączy Dark Mane’a z moją ucieczką.
Niebo było zachmurzone, przez co w lesie panował półcień,  ptaki gdzieś się pochowały, jedynymi towarzyszącymi klaczy dźwiękami pozostały szelest liści i chlupot jaki powstawał, gdy jej kopytka stąpały po mchu i mokrych liściach. Zapadała i ślizgała się na mokrej ściółce. Byłaby wdzięczna Harmonii gdyby przestało padać. Stworzycielka kucyków pozostawała głucha na wszelkie błagania, jak zawsze.
Nagle zza krzaków wyskoczył timberwolf. Uratowało ją to, że odruchowo padła na ziemię. Nie miała czasu, by oglądać się na przeciwnika, ale w ciągu tych paru sekund zdążyła zarejestrować, że drzewny wilk był przerażający. Jego stworzone z gałęzi cielsko, kły długie na dwie piędzi i fosforyzujące oczy, nadawały mu wygląd istnej maszyny do zabijania. Nighty rzuciła się do ucieczki, wiedząc, że nie ma szans w tej nierównej walce. Magiczna bariera nie powstrzymałaby go na długo, a jedyną rzeczą, na którą te bestie były podatne stanowił, jak mówiły podania, ogień. Mokre drewno jednak nie chciało się palić.
Galopowała ile sił, ale gęstwina nie pozwalała jej osiągnąć większej prędkości, nie mogła przejść w cwał ani nawet w galop wyciągnięty. Dodatkowo kopyta ślizgały się po mokrym podłożu. Modliła się w duchu, by się nie poślizgnąć. Nogi kucyków nie były przystosowane do terenów leśnych, raczej do stepów i łąk. Czuła jak gałęzie łapią ją za grzywę i płaszcz, czuła jak drapią jej ganasze do krwi. Szła ostro, nie przejmując się tym, co jest przed nią, z tyłu miała gorsze zmartwienie. Słyszała sapanie drapieżnika, jego warczenie i szczekliwe odgłosy, równomierny, lekki tupot wilczych łap. To tylko napędzało jej strach i sprawiało, że mięśnie wytężały się ponad granice swoich możliwości.
Drzewa migały przed oczami, zastawiały drogę, ledwo nadążała wyrabiać się z zakrętami i parę razy wypadła zadem, boleśnie uderzając o pnie. Z oczu pociekły łzy, wiedziała, że jeszcze chwila i timberwolf ją dopadnie, zabije i zrobi z jej ciałem niewiadomo co.
- Niech mi ktoś pomoże! - krzyknęła z bezsilności zmieszanej z paniką.
Jej prośba, o dziwo, została wysłuchana. Nie zobaczyła nic. Po prostu do jej uszu dobiegł rozpaczliwy skowyt. Z wrodzonej ciekawości przerwała bieg, zatrzymując się w miejscu i obróciła głowę. Jej wybawcą był wilkokuc, który właśnie pożerał pechowego drzewnego wilka.
Odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że właśnie wygrała życie. Spojrzała z wdzięcznością na swojego wybawcę i rzekła oficjalnym tonem:
- Dziękujemy wam z całego serca za okazaną nam pomoc.
Demon w pierwszej chwili nie odpowiedział. Po prostu gryzł patyki, niegdyś budujące leśnego upiora. Łamał je bez trudu, wydając chrzęsty i trzaski. Połykał szybko, nawet dokładnie nie przeżuwając. W końcu podniósł łeb i spojrzał żółtymi ślepiami na czarną klacz.
- Drobiazg, maleńka. Nie mógłbym przepuścić takiej tłustej sztuki.
Alikorn osłupiała. Nie wiedziała, że drewno może być tłuste. No cóż, kucyk uczy się przez całe życie. Już chciała odejść, kiedy sobie przypomniała…
- Przepraszamy bardzo, ale wiecie może, gdzie jest tutaj jakiś wodopój?
Odpowiedziało jej wskazanie włochatą łapą kierunku północnego. Posiłek bez wątpienia interesował lykantropa bardziej niż ona. Zostawiła potwora samego, podejmując dalszą drogę. Im szybciej będzie iść, tym prędzej wydostanie się z tego miejsca.
Do rzeki trafiła po jakiejś godzinie marszu. Nie była ona zbyt szeroka, ale płynęła szybko i wartko. Wstęga wody o niemal czarnym kolorze, poprzerywana brązem wystających głazów i bielą piany. Shad pochyliła łeb i piła. Długo. Wiedziała, że w przyszłości może nie mieć okazji na zaspokojenie pragnienia. Uzupełniła zapasy i podjęła wędrówkę, ku granicy.
Do przejścia pozostało jej wiele mil. Zarzuciła kaptur na głowę, na tyle, na ile pozwalał jej na to róg. Mogłaby osłaniać się od deszczu magią, ale byłoby to zbyt wyczerpujące.
Pogoda pod psem - stwierdziła ponuro w myślach. - Pod sikającym psem.
Mżawka wkrótce przerodziła się w ulewę, co dodatkowo popsuło zielonookiej nastrój. Najwyraźniej natura czytała jej w myślach, bo padało coraz mocniej, coraz większymi kroplami i coraz zimniejszymi. Była przemoczona i było jej zimno, głód dawał o sobie znać, a ból zmęczonego ciała utrudniał marsz. Rzeczy, których normalna królewna nigdy by nie doświadczyła.
Z drugiej strony, będzie co wspominać, gdy już osiągnę swój cel. O ile w ogóle go osiągnę.
Zapachy żywicy, grzybów i deszczu wymieszały się, dając niepowtarzalną woń. Pachniało świeżością, życiem i młodością. Nightforest żyło.
Grzmiało i błyskało, wiatr wzmagał się z każdą godziną. Robiło się coraz zimniej. Klacz wiedziała, że postój nic by nie dał, jeśli przystanie będzie jej jeszcze zimniej. Długie godziny stępa, choć wyczerpujące, przynajmniej umożliwiały rozgrzanie mięśni, dlatego parła na przód, zrezygnowana i zmęczona.
Lało cały dzień i całą noc. Night Shadow nie pozwoliła sobie na sen, mokra ziemia nie wydawała się być przytulnym posłaniem. Marzyło się jej łoże w zamku i ogień, wesoło buchający w kominku. Ciepła strawa i księgi, które oferowała biblioteka. O wyprawach pełnych trudów i niewygód, czyta się o wiele łatwiej, niż samemu je przeżywa. Doświadczanie czegoś takiego było wręcz nieprzyjemne, a chęć załatwienia podstawowych potrzeb fizjologicznych, przytłumiała wielkie cele i szczytne myśli.
Po południu, czwartego dnia wędrówki, oczom Shadow ukazały się góry. To musiały być Góry Zaćmienia, o innych w tych okolicach nie słyszała. Ten mały dowód, wskazujący na to, że posuwa się naprzód, dodał jej entuzjazmu. Z nową nadzieją w sercu, ruszyła niemrawym kłusem, bez wyraźnej fazy lotu.



« Ostatnia zmiana: 03 Września 2014, 20:45:06 wysłane przez Cahan » IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #12 : 15 Lipca 2013, 16:15:57 »
Ok, żałuję, że cię poganiałem. Ten rozdział jest nieporównywalnie gorszy od poprzednich. Najpierw ogrom nudnych przemyśleń na temat tego, że bohaterka jak to bohaterka zaczyna kochać dziką przyrodę, potem nagle z dupy akcja robi się ekstremalnie szybka i w sumie bezsensowna. Do tego znów trudniej się czyta ze względu na próby prezentacji świata.


IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #13 : 15 Lipca 2013, 16:29:34 »
Ten rozdział jest inny, mocno eksperymentalny, nudny i pozbawiony akcji w dużej mierze. Chodziło głównie o przedstawienie puszczy Nightforest, nie o wątki fabularne. Kolejne już będą w starej konwencji.

Wiadomość doklejona: [time]01 Wrzesień 2014, 00:55:45[/time]
IV Rozdział... Zabrano mi kompa, na którym tworzę, więc póki jestem w domu, to nie mam jak. Ale przyszły tydzień spędzam nad morzem i chyba wreszcie będę miała trochę czasu, pomiędzy jedną glebą z konia, a drugą ;)

Wiadomość doklejona: 01 Września 2014, 00:56:04
Wersja na docsach: https://docs.google.com/document/d/1tdH5VTT2v83BL_fVDef2dF8yij6xqs5TbSyQdjJlahk/edit?usp=sharing

Cień Nocy
Rozdział IV: Pod zachmurzonym niebem
 
 
Góry Zaćmienia boleśnie przypominały jej o złamanym skrzydle. Gdyby nie jego niesprawność, pokonałaby je w jeden, dwa dni, a tak podróż zdawała się dłużyć w nieskończoność. Nighty była wściekła. Szła na piechotę niczym jakiś ziemski kucyk! Nawet jednorożec by tak nie podróżował. Szlachta skorzystałaby z karocy albo rydwanu. 
To wszystko wlecze się niczym pijany żółw - pomyślała.
Wędrowała od ponad tygodnia, była zmęczona, głodna oraz obolała. Na domiar złego komary cięły niemiłosiernie. Z powodu swojej sytuacji, bluzgała niezwykle malowniczo. Nie  wiedziała co większość z tych przekleństw oznacza, po prostu podłapała je od zamkowych gwardzistów.
Pogoda była paskudna, wśród wzgórz nic, ino by padało. A do tego to przenikliwe zimno, sprawiające, że ząb na ząb nie trafiał. Od czasu spotkania z timberwolfem przyroda nie przysporzyła jej więcej atrakcji... No, większych atrakcji. Puszcza, choć zaiste urokliwa, zaczęła ją drażnić swoją monotonią. Wrażenie potęgowała samotność.

***

Król Nocy myślał. Od czasu zniknięcia królewny Night Shadow, stale knuł i próbował znaleźć rozwiązanie problemów państwowych. Królestwo Nocy rozpaczliwie potrzebowało ziem nadających się pod uprawę i kucyków, które by pracowały na roli.
Klimat krainy niestety nie sprzyjał rolnictwu. Było zimno, deszczowo, a okres wegetacyjny należał do krótkich. Las mieszany występował tylko niedaleko Mooncastle, na  wschodzie i na północy kraju teren pokrywały tajga i tundra.
Jego państwo produkowało głównie dobra luksusowe - rzadkie owoce oraz kwiaty, doskonałą broń, biżuterię i meble. Resztę towarów trzeba było sprowadzać z zagranicy. Zyski z eksportu, choć całkiem spore, nie wystarczały i Królestwu brakowało złota na handel. Siły roboczej również był niedostatek.
Noc stanowiła potęgę militarną, niestety z niezbyt porządnym zapleczem cywilno-zaopatrzeniowym. Kraj rozwijał się, podbijając małe, przygraniczne państewka, łupiąc je i przekształcając w rolne prowincje. Żołnierzy z czasem przybywało coraz więcej i nie było jak ich wykarmić. Niestety, jeszcze za czasów jego dziada wchłonięto wszystko co było do wchłonięcia. Przy okazji stracono też kawał terytorium na rzecz mrocznych kucyków , ale ziemie te były tak nieurodzajne, że Darkness Sword uznał, iż mogą one sobie tam pomieszkiwać. Kiedy co jakiś czas wyłaziły z Cienistych Ziem i wszczynały burdy, władca przypominał sobie o nich i spuszczał im stosowny wpierdol.
Ekspansja na tereny Zmian, a następnie Słońca miała na celu zdobycie niezbędnej przestrzeni życiowej, żyznych ziem i niewolników. A teraz przez zniknięcie jednej, małej alikorn wszystkie knowania poszły się pieprzyć.
Darkness Sword zaklął, wyjątkowo plugawie.
Bez tymczasowego sojuszu z Królestwem Słońca będzie mu wyjątkowo ciężko podbić Zmiany. Najprawdopodobniej obrażony Sundust Afternoon będzie się wtrącał, mieszał i zamiast pomóc Nocy rozszarpać Zmiany na sztuki, to zwróci się przeciwko niej.
Ucieczka Nighty spowoduje opóźnienie, to pewne - myślał - na dodatek przez nią utraciłem poparcie Equestrii. Celestia nie poprze nas na wojnie, o ile powód do agresji na sojuszników nie będzie wystarczająco silny. Pozorowany atak na przygraniczny fort? Za mało. Otrucie ambasadora? To się dzieje na co dzień. Pozorowanie porwanie Królewny? Na to by bez wątpienia poszła…
Teraz zamiast o pomoc wojskową, będzie musiał ją błagać o neutralność. Miał nadzieję, że władczyni zrozumie… Problem w tym, że 10 000 bojowych pegazów i 2 000 jednorożców służących Królowi Nocy nie wystarczy na połączone siły Słońca i Zmian.
Popatrzył na leżącą na biurku mapę Caballusii . Pożółkły pergamin zajmował sporo miejsca. Mapa była nieprawdopodobnie stara, ale trzymała się znakomicie. Smocza skóra stanowiła odporny na upływ czasu materiał. Porozstawiane na niej figurki kucyków z kamieni szlachetnych wskazywały ułożenie wojsk i rozmieszczenie twierdz, garnizonów oraz koszar.
Sytuacja wyglądała co najmniej niekorzystnie. Królestwo Zmian było doskonale strzeżone, Królestwo Słońca słabiej, ale Noc nie miała z nim wspólnej granicy. Atak na pierwsze z państw spowoduje, że z pomocą przyjdzie mu co najmniej Słońce. Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, to Król Słońca zostałby przedstawiony jako agresor i Sword miałby poparcie reszty Sojuszu, powstałego po Wojnie Zmierzchu. Wówczas bez problemu wygrałby wojnę i zdobył tak potrzebne jego poddanym tereny. Obecnie szanse na zwycięstwo były raczej małe.
Darkness wiedział jednak, że nie ma wyboru. Pozostało mu, góra, 5-6 lat, zanim poddane mu kuce będą ginąć z głodu. Przez ten czas musi jak najlepiej przygotować je do wojny. A raczej dwóch wojen.
Miał żal do Shad, gdyby wypełniła swój obowiązek dla ojczyzny i rodu, to przeżyłoby o wiele więcej obywateli. Z drugiej strony miał nadzieję, że może jego córce uda się przetrwać.
Powodzenia, Night Shadow. Obyś była szczęśliwa - pomyślał.

***
Dwa czarne źrebaki biegały po zielonej trawie. Ogierek i klaczka bawiły się, beztrosko ganiając za wielobarwnymi motylami. Zielonogrzywa była wyraźnie wolniejsza, potykała się i nie nadążała za bratem.
Niezgrabna klaczka w pewnym momencie wywaliła się o własne nogi, prosto w kępę lawendy. Dark podbiegł do niej i pomógł jej wstać.
- Musisz bardziej uważać, Shaddy - powiedział, uśmiechając się od chrap po ganasze.
Night prychnęła ze złością. Nie lubiła, kiedy kucykolwiek wypominał jej słabość. Nawet brat. Zawsze była beznadziejna w czynnościach wymagających szybkości, siły, zręczności i koordynacji. Nie to co on. Czarny kucyk odznaczał się siłą ziemskiego kuca, szybkością i zwinnością pegaza oraz szlachectwem jednorożca. Krótko mówiąc, miał same najlepsze cechy alikornów.
Na domiar złego widzieli to wszyscy, łącznie z nią. Nienawidziła, jak wszyscy się nim zachwycali i zaczynali porównywać z nią. Była gorsza, wiedziała o tym i nie musiano jej o tym dodatkowo przypominać.
Widząc jej kwaśną minę, ogierek popatrzył na nią swoimi niewinnymi, złotymi oczętami i rzekł:
- Coś mi się widzi, siostrzyczko, że potrzeba ci ciastek. Idziemy rabować i plądrować?
- Idziemy - odpowiedziała Shadow z entuzjazmem.
Cała wściekłość zniknęła, jak batem strzelił. Myślami była teraz już tylko i wyłącznie w słodkim wnętrzu tart, tortów, babek i placków.
Niczym nietoperze wznieśli się w powietrze. Lecieli szybko, rozkoszując się lotem i wiatrem w grzywach, zwalniając dopiero nad spadzistym dachem kuchni.
Z murowanego komina unosił się dym. Pachniał bardzo smakowicie, truskawkami zapiekanymi w cieście. Klacz rozszerzyła nozdrza i rozkoszowała się tą cudowną wonią. Wyciągnęła kopyta, podchodząc do lądowania.
Usiedli na gzymsie, zaledwie półtora metra pod nimi znajdowało się okno. Było otwarte. Spojrzeli na siebie. Taka okazja mogła się długo nie powtórzyć. Trzeba było skorzystać.
- Gotowa? - zapytał Mane.
Shad potwierdziła skinieniem głowy. Wiedziała co ma robić. Już wiele razy okradali kuchnię. Właściwie to robili to co najmniej raz na tydzień, a nierzadko codziennie.
Ostrożnie zeskoczyła z dachu, natychmiast wzbijając się w powietrze. Przybliżyła się do okna. Skoncentrowała się i użyła magii. Róg zalśnił zielonkawym blaskiem, a interesujące ją pomieszczenie zalały iście zebrice’kie ciemności.
Znajdujące się tam kucyki nie powinny dostrzec niczego poza swoimi nosami. Alikorn spojrzała wymownie na brata. Dark Mane rzucił czar lokalizacyjny, po czym wleciał do kuchni.
Wrócił po chwili z lewitującymi obok srebrnym półmiskiem i ogromną tartą z truskawkami. Night Shadow odwołała swoje zaklęcie i pomknęła za karym ogierem. Leciał wolno, by mogła za nim nadążyć. Skrzywiła się nieco. Nie lubiła, kiedy dawano jej fory.
Dogoniła go dopiero w ich kryjówce - wśród gałęzi rozłożystego buku cienistego. Prastare drzewo było grube jak wiejska chatka. Najstarsze gałęzie miały taką szerokość, że spokojnie mógłby stać na nich dorosły kucyk.
Dzieci królewskiej pary z radością przystąpiły do pałaszowania. Słodki przysmak błyskawicznie zniknął w ich brzuchach. Przystąpili do wylizywania talerza. Nagle Dark zaczął ją lizać po twarzy. Dokładnie czuła mokre, posuwiste ruchy jego języka.
Zaraz, zaraz… Co?! - pomyślała Nighty. - To jest tak nienormalne, że to musi być sen, a jednocześnie jest na tyle realne, że…
Zielonooka klacz obudziła się gwałtownie. To, co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Kocię mantrykory lizało ją po pyszczku, mrucząc głośno. Królewna błyskawicznie zerwała się na równe nogi. Potworek przestraszył się zmiany pozycji Shadow i skulił się, zasłaniając się skrzydłami.
Wyglądał raczej niegroźnie, ale czarna alikorn z przestrachem rozejrzała się po lesie. To nie mantrykorzątko samo w sobie ją martwiło. Bała się, że zaraz pojawi się mamusia stworka. Ta raczej nie byłaby zadowolona obecnością takiego obiektu jak ona, obok swojego maleństwa. No chyba, że postanowiłaby zjeść kucyka.
Nic się jednak nie stało. Pobliskie krzaki stały, jak stały, wśród drzew też się nic nie skradało. Spokojny, pochmurny dzień. Shaddy wyrównała oddech i popatrzyła na kociaka.
Był uroczy i słodziutki. Płowe futro, karminowe ślepia o pionowych źrenicach, czarny ogon skorpiona i wielkie zgniłozielone nietoperze skrzydła. Mantrykora choć wyglądała jak posklejana z paru różnych zwierząt, to jednak nie sprawiała wrażenia istoty zbudowanej nieharmonijnie, wręcz przeciwnie, zachwycała gracją i miękkością ruchów.
- Zgubiłeś się, mały, co? - powiedziała łagodnym głosem i uśmiechnęła się, bo mała mantrykora zaczęła się łasić i ocierać o jej nogi.
Night magią ogołociła najbliższe krzaki jagód, które wepchnęła do pyska na dwa razy i ruszyła w dalszą drogę. Zatrzymało ją natarczywe ciągnięcie za ogon. Odwróciła się i wyrwała kawał zielonych włosów z pyszczka potwora. Najwyraźniej istotka postanowiła iść za nią.
- Echh - mruknęła z rezygnacją - no dobra, chodź, tylko mnie nie zjedz. Jestem niesmaczna. I trująca. Staję w gardle.
Shad stępowała powoli i ostrożnie. Podłoże było niepewne, z powodu padającego ostatnimi czasy deszczu. Kopyta ślizgały się na mokrej ściółce, a co jakiś czas wpadała w jakąś zamaskowaną liśćmi dziurę. Usiany jarami i wykortami teren nie sprzyjał wędrówce.
Rozmyślała o swoim śnie. Tęskniła za tą beztroską dzieciństwa tak bardzo, że wspomnienia nawiedzały ją co noc. Jeszcze bardziej dręczył ją brak zamkowych wygód. Oddałaby wszystko za ciepłe łoże i gorącą strawę. Przynajmniej nie była już taka samotna…

Górska roślinność, zielona i soczysta, znakomicie nadawała się do jedzenia. Było gorąco i duszno. Powietrze lepkie i wilgotne, niemalże nadawało się do krojenia nożem. Schowane pod płaszczem futro swędziało jakby pokrył je rój gryzących pcheł.
Kiedy maszerowała, błoto chlupotało pod nogami. Kopyta ślizgały się i grzęzły w bagnistym podłożu. Kiciuś - tak nazwała w myślach potworka, leciał przy jej tylnej nodze, na wysokości zadu.
- Gdybym miała działające skrzydła - jęknęła.
Gdzieś w oddali zagrzmiało i Nighty zadrżała. Burza w górach nie mogła być czymś przyjemnym. Źrebak bał się piorunów, emanująca z nich energia i to surowe piękno miały w sobie coś przerażającego. Np. to, że mogły walnąć w nią albo w jakieś drzewo, albo wielki głaz, który runie i ją przygniecie. Przywodziły na myśl moc starożytnego bóstwa, ogniste lance wypuszczane przez Chaos, jednego ze stwórców, Tego, Któremu Służą Draconequi. Najgorszy był jednak dźwięk, huk i łomot, tak bardzo zachęcające nogi do ucieczki, najlepiej pod kołdrę albo do szafy. Niestety, a może na szczęście, królewna Nocy nie miała żadnego z tych atrybutów i schować się nie mogła. Dlatego kontynuowała wędrówkę, by przynajmniej się nieco rozgrzać.

***
Sundust Afternoon, Miłościwie Panujący Władca Królestwa Słońca, nerwowo przemierzał swoją komnatę na zamku Firegard. Pomieszczenie było urządzone bogato i wytwornie. Jasną posadzkę z kremowego marmuru zdobiły mozaiki z ametystów, agatów, akwamarynów i lapis-lazuli, przedstawiające kwieciste motywy. W pokoju stały porcelanowe, zdobione macicą perłową wazy z kwiatami, pozłacane biurko, o lwich łapach, wielkie łoże z baldachimem, parę kufrów ze szlachetnego drewna i cennych kruszców oraz pokryta granatową emalią zbroja niegdyś należąca do Sunshine Arrow, niezwykle cenna pamiątka rodzinna. Apartament miał też wyjście na taras.
Złoty ogier o miedzianej grzywie, falującej niczym języki płomieni był szczerze zmartwiony wiadomością, która do niego dotarła dziś rano. Miał złe przeczucie co do zniknięcia Królewny Night Shadow. Cały czas zastanawiał się - dlaczego uciekła?
Kaprys? Zwykła niechęć? Strach? A może Darkness Sword coś knuje?
Wiązał spore nadzieje w związku z małżeństwem tej klaczy z jego synem. W razie śmierci brata dziewczyny, na jakiejś wojnie, królewicz Celestial miałby prawa do tronu Nocy.
Oczywiście najpierw trzeba by było spacyfikować jeden czy dwa bunty rodziny królewskiej. Krewni kobyły na pewno próbowali by sprzeciwić się prawu , krewni niechybnie by się polała, bo lordowie Nocy niechętnie przyjęliby „przybłędę z Zachodu”.
Dodatkowo ten związek umocniłby kruchy sojusz pomiędzy państwami. Królestwo Słońca nadal się nie pozbierało po Wojnie Zmierzchu i kolejny konflikt mógłby być dla niego brzemienny w skutkach. Na dodatek tradycja zabraniała złamania zaręczyn, o ile oboje narzeczeni byli żywi i o ile klacz młoda była dziewicą. O ile to drugie było raczej pewne, o tyle to pierwsze już nie. Jeśli nie znaleziono trupa, należało zakładać, że Night żyła. Utracił więc szansę kolejnego mariażu.
Pięknie, pięknie. Darkness Sword albo się cieszy i zaciera kopyta, albo klnie i się wścieka.
Solarny władca westchnął i usiadł na obitej czerwonym aksamitem sofie. Upał był nieznośny i alikorn miał nadzieję, że niedługo będzie padać. Zresztą się chyba na to zbierało, bo panowała duchota, a powietrze było lepkie. W tym roku jego ziemiom dokuczała susza. Jeśli potrwa to dłużej, to zaczną wybuchać pożary, a rośliny na polach zmarnieją. Teorytycznie mógł poprosić pegazy o porządną ulewę, praktycznie wyszkolonych w kontrolowaniu pogody było zbyt mało.
Ogiery skrzydlatych kucyków preferowały służbę w wojsku, bądź karierę kupców i rzemieślników. Klacze zaś były zbyt zajęte dbaniem o dom i źrebięta. 
Nie jest łatwo być królem - pomyślał. - Mam nadzieję, że kiedy odejdę, mój syn poradzi sobie z tym zadaniem, a Królewna Shadow odnajdzie się do tego czasu, by dać mu Noc.

***
 
Droga dłużyła się i ciągnęła niczym tasiemiec wychodzący z zadu ziemskiego kuca. Nighty miała już stanowczo dosyć pokonanych na dzisiaj mil. Choć nogi ją bolały, to zmuszała się do dalszej wędrówki. Chciała mieć to już za sobą. Czego nie przejdzie dzisiaj, to przejdzie jutro, a kolejnego dnia może jej się nie chcieć jeszcze bardziej. Chociaż… bardziej się chyba nie dało.
Kiciuś był dla odmiany radosny i szczęśliwy. Biegał sobie, zasuwając jak wuj Moonshine Axe na widok piwa. Musiał koniecznie zajrzeć do każdej dziury, co jeszcze bardziej upodabniało go do krewnego klaczy.
Może wujek spotkał się z mantrykorą, a to jest mój kuzyn? - zastanawiała się.
Mantrykora stanowiła dla Shaddy ciekawy obiekt do obserwacji. Kręciła się, skakała, wydawała zabawne dźwięki, ganiała za własnym ogonem, próbowała zabić cień motyla. Najciekawiej było, kiedy upolowała zająca.
Nie ścigał długo swojej ofiary. Skoczył na nią i ogłuszył uderzeniem skrzydeł. Następnie złapał gryzonia za gardło i spróbował ukręcić mu łeb. Bezskutecznie. Stworzonko nie poddało się jednak, wzleciało ku górze, cały czas trzymając zająca, po czym zrzuciło go z wysokości 10 metrów. Widok był nieco niesmaczny.
Ale nie to ją dziwiło. Wyglądało na to, że te potwory wcale nie używają kolca jadowego do powalania swojego pożywienia. Książki kłamały, co zdenerwowało klacz. Braki wiedzy u pisarza denerwowały ją  niemiłosiernie.
Widocznie trucizna jest dla nich szkodliwa i nie mogą spożywać skażonego nią mięsa - wysnuła wniosek Shad. - To by znaczyło, że ogon musi służyć im do obrony albo do walk godowych. A może Kiciuś jest za młody i nie produkuje jeszcze jadu, a ja kombinuję zupełnie źle?
Następnym odkryciem był fakt, iż te hybrydy nie lubią wody, za to wprost uwielbiają ciepełko, np. czarnego płaszcza królewny. Mantrykora, kiedy tylko zaczynało padać, natychmiast próbowała się wcisnąć pod wierzchnie okrycie Night Shadow. Klacz uznała, że w naturze zapewne chowa się pod skrzydłami matki.
Zrobiło się zimno, za to burza się skończyła. Nie trwała zbyt długo, raptem z dwie godzinki. Śladów za to pozostawiała co niemiara, a nawet więcej. Trochę powalonych i zwęglonych drzew, ze trzy lawiny kamieni, a także mnóstwo kałuż. Warunki wprost wymarzone.
Night zastanawiała się, czy daleko jeszcze do cywilizacji. Bardzo chętnie spotkałaby się z czystym, wygodnym łóżkiem, ciepłą strawą i dobrą książką. Rozmyślała jakim cudem się jeszcze nie rozchorowała. Górskie powietrze miało chyba cudowne właściwości. Owady chyba miały takie samo zdanie na ten temat, bo było ich bardzo dużo i dawały o sobie znać nieustannym bzyczeniem oraz gryzieniem zielonogrzywej. Na domiar złego Kiciusia żreć nie chciały.
- Nie ma sprawiedliwości na tym świecie - rzekła klacz sama do siebie - a mnie życie chyba postanowiło nakopać do zadu. Najwidoczniej muszę zacząć mu oddawać. Żeby to jeszcze było takie proste…  Nie no, gadam sama ze sobą - stwierdziła - chyba wariuję i to dość mocno… Dlatego będę mówić do mantrykory. To jej, a może jego, problem, że nic nie rozumie z kucykowego bełkotu.
Potworek pisnął, jakby chciał zaprzeczyć jej słowa, ale Shadow nie przejęła się tym. Słonko wnet zajdzie, a ona musi się zmusić do przejścia jeszcze paru kilometrów. No i się najzwyczajniej nudziła. Dlatego zabrała się za śpiewanie. Nic tak nie pokrzepia na duszy jak głupia piosenka. Co z tego, że fałszowana, a rymy z zadu wzięte.

Słonko dziś jasno świeci,
deszczyk sobie raźnie pada,
a wnet przyjdą zamieci,
tak przekupka gada.
Tłoczą się na targu kucyki,
by klaczy przyglądać się,
co wyplata wiklinowe koszyki,
by mieć za co wyżywić się.
Tańczą skocznie tancereczki,
stuk kopytek słychać,
uśmiechnięte ich mordeczki,
szczęście na nich widać.
Tam tkaniny oferują,
materiały piękne i wykwintne,
szlachetne panienki o nowe suknie trują,
ich rodziny majętne,
więc bogatych strojów potrzebują.

Utwór, tak uwielbiany przez pijanego Axe’a, sprawił, że Night Shadow poczuła się lepiej, a okoliczne ptaki wyniosły się gdzieś, niechybnie spłoszone wyciem źrebaka. Tuż przed nosem przegalopowało jej stado saren. Pewnikiem wzięły ją za nowy rodzaj krwiożerczej bestii.
Nagle do uszu klaczy dobiegło krwiożercze wycie i Shaddy doszła do wniosku, że to jednak chyba nie ona spłoszyła okoliczne zwierzęta. Poczuła jak krew w niej zamarza z przerażenia. Kątem oka spojrzała na potworka. Mantrykora była wyraźnie radosna podekscytowana. Czarna alikorn zrozumiała.
 - Niech zgadnę, stoi za mną - mruknęła.
Odwróciła się i rzeczywiście, za nią stała dorosła lwica mantrykory, chyba mama Kiciusia. Wielkie, płowe bydlę, długie na 10 metrów, licząc z ogonem, warczące głośno. Nie wyglądała na istotę mającą dobre zamiary wobec Night.
Tak właściwie… To dlaczego ja tu stoję jak idiotka, gadam do siebie i podziwiam potwora, zamiast spieprzać?!
Lwo-skorpiono-smoczyca ryknęła aż ziemia zadrżała. Rozłożyła skrzydła i stanęła na tylnych łapach, by wydawać się jeszcze większą. Zwykły efekt psychologiczny. Niezwykle skuteczny. Nighty zamurowało. Zapomniała o swoich niedawnych planach ucieczki i dalej stała jak idiotka.
Zaraz mnie zeżre - pomyślała.
Potworzyca jednak mocno rozczarowała kucykową królewnę. Obwąchała ją, co przyprawiło Shadow o dreszcze i obeszła. Parskając gniewnie na klacz, wzięła swoje maleństwo, łapiąc je zębami za skórę na karku. Potworek nie protestował. Wisiał na jednym fałdzie skóry i mrużył szkarłatne ślepka. Jego matka odwróciła się i poszła w swoją stronę.
- Pa, Kiciuś! - zawołała zielonooka i pomachała mu kopytkiem.
Już zdążyła odzyskać kontrolę nad ciałem. Zdała sobie sprawę, że będzie tęsknić za tym, skąd nikąd, sympatycznym zwierzątkiem. Choć wolałaby go chyba jednak nigdy więcej nie spotkać. Szczególnie za parę lat. To nie na jej nerwy.

 Podłoże zmieniło się z błotnistej trawy na mchy i porosty, dzięki czemu mogła wydłużyć krok i przyspieszyć stępa. Chwilami szła nawet lekkim kłusem. Słońce wyszło zza chmur, przez co zrobiło się cieplej, a nastrój Shad wyraźnie się poprawił. Zauważyła, że drzewostan również uległ zmianom - zamiast cieniososen i księżycowych dębów pojawiły się świerki zwyczajne - nagonasienne, które nie rosną w Królestwie Nocy.
Znaczyło to, że albo już przekroczyła granicę, albo zaraz ją przekroczy. Po prawie dwóch tygodniach jej wysiłki wreszcie przyniosły efekty. Korony drzew zasłaniały niestety niebo, przez co ciekawska klacz nie mogła dostrzec jak wygląda. Zawsze chciała zobaczyć dzień i noc w innych stronach świata, choć te w Królestwie Nocy uważała za najpiękniejsze, mimo że inne były dla niej tajemnicą.
Pachniało żywicą i mokrą skałą. Podobał jej się ten zapach. Czuć było w nim życie, świeżość i młodość. Pobudzał do działania i poprawiał samopoczucie.
Tego dnia rano Night zdjęła usztywnienie ze swojego chorego skrzydła. Nadal nie nadawało się do latania, ale chyba już się zrosło. Przynajmniej nie bolało, a to było najważniejsze. Shadow co chwila prostowała je i zginała, by sprawdzić jego możliwości. Choć niezupełnie sprawne, ucieszył ją jego powrót do stanu częściowej używalności. W razie konieczności mogła się nim podrapać za uchem.
Cała, w dobrym nastroju maszerowała dość szybko. Drzewa rosły dość rzadko w tej części lasu, co było dla niej bardzo kuszące. By zagalopować. Tak też zrobiła i teraz, wolniutko galopując, podziwiała dziką przyrodę, a było co podziwiać.
Górskie storczyki, tłustosze, które to żywią się owadami, niebieskie goryczki i czosnek niedźwiedzi, pachnący apetycznie. Z fauny zaś kumaki, niepozorne, przypominające małe ropuchy płazy, o bajecznie kolorowych brzuszkach, czarne salamandry, pięknołuskie żmije oraz wiele innych.
Jak zwykle błogostan Night Shadow został przerwany gwałtownie i brutalnie. Alikorn zderzyła się z czymś dużym i żywym. Zamroczyło ją i wylądowała na zadzie, obijając się odrobinkę. Czuła jak na głowie wyrasta jej spory guz. Uniosła obolały łeb i zdziwiła się dość mocno.
Nieoczekiwaną przeszkodą na jej trasie okazał się niewysoki, szary ogier pegaza o jasnobrązowej grzywie, opadającej na lewe oko i zabawnie sterczącej. Kucyk nosił dopasowany ciemnozielony, wełniany kubrak z kapturem. Spod kubraka wystawały rękawy lnianej koszuli, kończące się na wysokości nadgarstków i schowane pod skórzanymi karwaszami. Do przednich kopyt miał przymocowane ostrza długie na ćwierć metra. Jego uroczy znaczek stanowiła mantrykora naszpikowana strzałami i zwijająca się w agonii. Wiedziała to z haftu na jego spodniach. Nosił też mały samostrzał.
Ogier otrząsnął się po zderzeniu, rozejrzał po okolicy i zbaraniał, kiedy zobaczył Nighty. Jego oczy miały liliową barwę.
-  Yyyy… Kim ty, do cholery, jesteś i co tak właściwie tutaj robisz? - zapytał uprzejmie, uśmiechając się lekko.
- Jestem Night… Nightingale i podróżuję - odpowiedziała zielonogrzywa.
Modliła się w duchu, by obcy kucyk się od niej odczepił i pozostawił ją w spokoju. Miała nadzieję, że zrozumiał aluzję.
- Aha, ja jestem Random. Random Adventure, zawodowy, Randomowy Poszukiwacz Przygód . A dokąd to droga prowadzi? - zainteresował się beżowy.
Wścibski jest - pomyślała.
- Do celu - mruknęła niechętnie królewna Nocy.
- Jakiegoś konkretnego?
- Nie - obcy kucyk zaczął ją już lekko wnerwiać.
- To, świetnie, w takim razem może pójdziemy razem? - fioletowooki rozpromienił się.
Harmonio! Skąd się biorą takie kuce? Chce mnie zgwałcić czy się tylko zaprzyjaźnić?
- To, jednak konkretnego! - szybko zmieniła zdanie klacz - Do konkretnej, byle jakiej karczmy.
- A, to szkoda. Nie widziałaś może mantrykory, miła klaczo? - pegaz uśmiechnął się i zamrugał oczami.
Shaddy jeszcze raz spojrzała na jego znaczek i odpowiedziała bez wahania w głosie:
- Nie, nie widziałam.
- No, to w takim razie chodźmy do tej karczmy!
Night Shadow jęknęła boleśnie.



« Ostatnia zmiana: 01 Września 2014, 00:56:04 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Calvin Candie
Candieland Owner

**

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 186


Open up your lovin` arms.

Zobacz profil
« Odpowiedz #14 : 01 Sierpnia 2013, 09:07:41 »
Porównanie z tasiemcem dosłownie z dupy wzięte ;D.
I określenie randomowy niezbyt pasuje do polskiej reszty- random to ktoś nic nie znaczący, losowy.

Zamiast działających skrzydeł dałbym określenie zdrowe.

Opowiadanie świetne :P.  Czekam na więcej!


IP: Zapisane
Strony: [1] 2 3 4 ... 6    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.109 sekund z 17 zapytaniami.
                              Do góry