Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Płomienie (Czytany 4534 razy)
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« : 16 Stycznia 2015, 00:52:00 »
Płomienie
[fantasy][sad][dark]
autor: Cahan

Niebo nad łysym szczytem góry Blathen skrzyło się milionami gwiazd. Księżyc stał w pełni i rozświetlał ciemność nocy. Wiał lekki wiatr, niosąc ożywczą woń lasu i zapach palonego drewna. Przyjemnie chłodził po upalnym dniu i sprawiał, że nie panowała duchota. A jeśli ktoś umiał patrzyć, słyszeć i czuć, to wiedział, że magia również została pobudzona. Drżała i wibrowała, wisząc w powietrzu. Może nie aż tak jak podczas Yule, Samhain bądź Beltaine, ale o wiele bardziej wyczuwalnie niż zazwyczaj.
Najstarsi kapłani mówili, że kiedyś nawet prości ludzie mogli tego doświadczyć, a sama rzeka boskiej mocy miała dawniej o wiele większą siłę. Z czasem coraz mniej osób wierzyło i szukało. Pradawne moce umierały, tłamszone trybem narzucanym przez nową wiarę, Kościół Harmonii. Bo i dla kogo miałyby żyć?
Mieszkańcy Agrestów, Porzeczek, Jarząbków i Snopków przybyli by wspólnie świętować. Niektórzy z nich pojawiali się każdego miesiąca, podczas pełni, a najgorliwsi również podczas nowiu. Jednak dzisiejszej nocy przyszli wszyscy. Pokonali las i wspięli się na łagodne zbocze góry. Bowiem Lammas było czasem niezwykłym dla wszystkich.
Wsi wierne Harmonii paradoksalnie również świętowały. Można było zmienić wiarę ludzi, ale nie tak łatwo wykorzenić zwyczaje. Może i ich mieszkańcy nie chowali się w lasach i nie wspinali na łyse góry, jednak wciąż żyła w nich sama idea wspólnego ucztowania przy ogniu z okazji zbliżających się żniw.
Kościół Harmonii walczył ze starą tradycją. Tak właśnie Lammas zamieniło się w Świętego Błażeja i zamiast dziękować Bogini ludzie składali wyrazy uznania Harmonii za to, że wsparła owego świętego w walce ze smokiem palącym ludzkie osady gdzieś na Wyspach Foczych. Isleen nie do końca rozumiała co to miało wspólnego z plonami, którymi obdarowała ich natura. I uznała, że się tego raczej nie dowie. W końcu to nie miało żadnego głębszego sensu poza zapewnienia prostaczkom jakiegoś substytutu dawnego życia. Zdecydowanie ta strategia należała do opłacalnych i skutecznych. W końcu świętowano wszędzie, a wierzyli nieliczni.
Kapłanka wiedziała jedno – nowa wiara nigdy nie wygra. Choćby niewiadomo jak walczyli z naturą rzeczy, to nie pokonają prawdziwych Bogów. Mogą przeinaczyć stare, udawać, że nie istnieje. Ale nigdy nie osiągną głównego celu. Bo nawet jeśli stłamszą pamięć o korzeniach, to nie zabiją zwykłego ludzkiego uporu i przywiązania do tradycji oraz nie zmienią rocznego cyklu.
Wierzyła, że wyznawcy Harmonii pewnego dnia się zbuntują i odrzucą swoje fałszywe bóstwo. Wystarczy, że zaczną zadawać pytania, podniosą głowy wyżej i uznają, że to wszystko nie ma sensu. Wiedząca marzyła tylko o jednym – by ci ludzie odkryli kim byli ich przodkowie. By dotarli do źródeł i zrekonstruowali swoje dziedzictwo.
Kobieta rozumiała, że zbliża się koniec tego wszystkiego co dotychczas znała. Może i nie nastąpi za życia jej ani bezpośredniego następcy Wysokiej Kapłanki. Krąg i las jakimś cudem mogą się uchować. Ale pewnej nocy wyznawcy nie przyjdą na górę, porzucą nawet myśl o tym, że kiedyś w coś takiego wierzyli. Zapomną, bo tak będzie im wygodniej.
Jęknęła z goryczą. Mimo wszystko nie zamierzała się poddawać. Będzie wierna do końca. Bogini była matką jej i całego istnienia. Nie zdradza się swojej matki. Postara się walczyć i zachować jak najwięcej z czasów chwały. Za każdą cenę – swojego życia, szczęścia, marzeń i innych ideałów.
Czarownica weszła pomiędzy pradawne megality, tak stare, że wiatr i deszcz zdołały już odcisnąć na nich swoje piętno. Spojrzała przelotnie na stos drewna zlokalizowany pośrodku kamiennego kręgu. Rzuciła na niego rozpaloną pochodnię. Suche gałęzie błyskawicznie się zajęły. Stała na samym szczycie Blathen i doskonale widziała twarze wieśniaków oświetlone ciepłym blaskiem ognia. Ich rozmowy ucichły, oni również wpatrywali się w kapłankę.
Dała znak odzianym na biało akolitom, by zaczęli uderzać i dmuchać w swoje instrumenty, których prawdziwe nazwy były dla niej wciąż nieodgadnięte. Dla uproszczenia nazywała je uderzaczami, gliniakami i trzciniakami. Wydawały różne dźwięki, w odpowiednich rękach niezwykle miłe dla ucha.
Zanim zaczęła zerknęła jeszcze szybko na postać stojącą blisko kręgu. Uśmiechnęła się, a mężczyzna odwzajemnił ten uśmiech. Wiedziała, że po rozpoczęciu celebracji i odprawieniu wszystkich chcących jej pomocy, będzie mogła liczyć na jego towarzystwo. A to zawsze uważała za sobie miłe. W końcu nikt nie chce być sam, nawet wysoka kapłanka.
Rozłożyła szeroko ręce i podniosła wzrok ku niebu. Czuła jak jej ciemne włosy powiewają nienaturalne pod wpływem wzbierającej się w niej magii. Przywołała w pamięci całą swoją miłość do Bogini. Wdzięczność do niej, matki i nauczycieli. Stworzycielki. Tej która pozwala przyjść na świat i z niego odejść. Nie zapomniała też o Bogu. W końcu dzień był jego domeną, a Słońce podlegającą mu gwiazdą. Bez niego istnienie nie miało racji bytu. Nierozerwalna boska para. Zawsze napędzająca działanie świata i koła roku.
– Przybyliśmy tu tej nocy by się radować! Bowiem radość z powodu darów jakimi nas obdarzono jest słuszna, dobra i miła Bogom. Tako rzecze Bogini, tako rzekę ja! – krzyknęła.
Tłum zawtórował, akolici zagrali żywiej i szybciej. Czuła rytmiczne dźwięki uderzaczy jak przyspieszają, jak gliniaki i trzciniaki grają wyżej i wyżej. Wiatr wiał coraz mocniej, choć drzewa wciąż pozostawały niemal nieruchome. Długa, biała suknia noszona przez kapłankę powiewała, a sama kobieta zaczęła unosić się nad ziemię.
– Radujcie się! Cieszcie się, bo wasze szczęście jest dobre i słuszne! Pozostańcie wolni! – dziwna, niepokojąca myśl błysnęła w umyśle kapłanki – Przyroda dojrzała! Bawcie się, bo jest mi to miłe! Ucztujcie, bo zasłużyliście na owoce swej pracy! Odpoczywajcie, bo przyszedł na to czas! – dokończyła Bogini.
Do jej ciała wlewało się ciepło, w końcu poczuła, że nie ma już nad nim żadnej kontroli i jedynie słyszała słowa wychodzące z jej ust.
– Wspólnie spędźcie ten czas! Zakończcie dawne spory! Wszyscy jesteście moimi dziećmi i jesteście mi drodzy!
Isleen opadła na ziemię. Była zaskoczona, zazwyczaj wszystko trwało o wiele dłużej, a słowa jej pani brzmiały jakoś inaczej. Miała wrażenie, że czai się w nich jakaś groza. Niewypowiedziana, przerażająca i nieuchronna.
Jeśli nawet… Skoro Bogini nie chciała tego wyjaśnić, to znak, że nie warto się tym przejmować – pomyślała.
Wyznawcy zeszli poniżej ku własnym ogniskom. Przywlekli stoły aż ze swoich wsi byle tylko móc wspólnie świętować w świętym miejscu. Przynieśli jadło i pojedyncze snopki tegorocznego zboża. Dojrzałego do zbioru i złocącego się na polach pod górą. W nocy nie można było stąd dostrzec małych, żółtych prostokącików, ale za dnia kapłanka dość często podziwiała ten widok.
Chętnie spróbowałaby chrupiących jabłek, czerwonej porzeczki, słodkich brzoskwiń, placków i zup już teraz. Ale wiedziała, że musi cierpliwie czekać, aż każda wieś przyśle swojego przedstawiciela z podarkiem dla niej. Bardzo smacznym podarkiem.
– Isleen, jak zwykle głodna, co? – młody mężczyzna przerwał jej rozmyślania.
Opierał się o jeden z megalitów wewnątrz kręgu. Nosił proste odzienie – ciemnozieloną pelerynę, lnianą koszulę i spodnie z barwionej na brązowo wełny. Gdyby nie to, że brakło na nim łat i brudu to mógłby uchodzić za wieśniaka.
– Jak zawsze się grzebią. Ile ja mam czekać? – kobieta odwróciła się w kierunku rozmówcy – A i pamiętaj by przy ludziach nie zwracaj się do mnie po imieniu. To co się zdarzyło miesiąc temu…
Wysoka kapłanka zarumieniła się, kiedy przypomniała sobie jak podczas słuchania paplaniny młynarza o jego chorej nodze, którą Bogowie mogliby uzdrowić rozległo się głośne „Isleen, kochana! To ciasto jest pyszne, chcesz trochę, kotku?”.
– Nie może się powtórzyć, wiem. Ale ono zaiste było wyborne – Eoin zachichotał radośnie.
Westchnęła i czule spojrzała na jego wiecznie radosną twarz okoloną brązowymi włosami. Jej towarzysz regularnie popełniał jakieś gafy. Nie mogła mieć o to do niego pretensji. W końcu gdyby siedem lat temu nie przyszedł do niej i nie zagadał jak do zwyczajnej dziewczyny to dalej byłaby samotna. No i Bogini z jakiegoś powodu go lubiła.
– Owszem, było. Ale rozumiesz, że muszę dbać o swoją pozycję. Funkcja Wysokiej Kapłanki wymaga pewnej otoczki. A twoje zachowanie w tym nie pomaga.
Eoin przysunął się bliżej. Isleen czuła jego oddech na swoim policzku.
– Idź sobie – szepnęła.
– Rozumiem, wracam z powrotem do rodzinnego domu w Snopkach. Skoro moja obecność nie jest ci już miła – jęknął z przesadnym dramatyzmem.
Przewróciła oczami. Wiecznie to samo. Wiedziała, że nudziło mu się tu jeszcze bardziej niż jej. Chłopi nie byli odpowiednimi kompanami dla czarownika, choć mężczyzna miał z nimi dość często do czynienia. W czasie, w którym kapłani słuchali błagań wyznawców, bądź spełniali inne swoje obowiązki, jak chociażby pilnowanie Wysokiej Kapłanki czy zabawa z mieszkańcami ich rodzimych wsi, on nie miał nic do roboty. A z niewiadomych przyczyn samotne ucztowanie go nudziło.
– Wracaj. Proszę cię bardzo.
Zaśmiał się cicho. Doskonale wiedział, że Isleen żartuje. W końcu przerabiali to wiele razy.
– Już dobrze, moja ukochana. Wrócę kiedy spełnisz swoje obowiązki i zacznę ci być ponownie potrzebny.
Isleen Srebrnooka skinęła głową. Eoin zszedł w dół. By choć spróbować zająć sobie czymś czas. Kobieta miała nadzieję, że rychło będzie mogła ponownie usłyszeć jego głos i opowieści o okolicznym życiu, pomyśle na nowy czar i miksturę leczącą czyraki.
Już zaczęła się zastanawiać, czy aby nie odprawiła go za wcześnie, kiedy w końcu pojawili się przed nią przedstawiciele Agrestów.
Wyglądali jak typowi chłopi i zresztą nimi byli. Nosili stroje z niebarwionych wełny i lnu. Włosów nie czesali nigdy, a w brodach zapewne udałoby się znaleźć parę martwych myszy i półżywego robactwa. Twarze spaliło im Słońce, a praca na roli zaowocowała zgarbionymi plecami i szerokimi ramionami. Postawili przed nią wiklinowy kosz wypełniony różnorakimi pysznościami. Modliła się do Bogini by nie zaczęło burczeć jej w brzuchu na zapach jałowcowej kiełbasy i miodowych ciastek.
– Bądź pozdrowiona, Obdarzona Wiedzą – jeden z wieśniaków powtórzył wyuczoną formułę.
Kapłanka wdzięcznie skinęła głową, dając im znak by mówili dalej. I tak nie zamierzała tego słuchać, ale wypadało przynajmniej stwarzać jakieś pozory.
– Przynieśliśmy wam dary jako cała wieś – wymamrotał posiadacz wyjątkowo skołtunionej brody barwy rozwodnionego piwa.
– Co nam łonego roku na polach urosło, tośmy przynieśli wszystkiego po trochu – odezwał się właściciel najbardziej czerwonego nosa na świecie.
– Dzięki niech wam będą dobrzy ludzie, a przygoda błogosławi. Niechaj z roku na rok coraz lepsze plony się udadzą.
Przedstawiciele Agrestów spróbowali się skłonić. Wyszło kiepsko, ale Isleen się tym nie przejęła. Poczekała tylko aż ich sylwetki znikną w ciemnościach i zachłannie sięgnęła do jedzenia.
Wszystko co najlepsze – pomyślała podczas przeżuwania wiśniowego placka. – I jak tu się nie cieszyć w taką noc jak ta?
Snopki i Jarząbki wciąż zwlekały. Isleen nie wiedziała na co. W końcu zdążyła już się najeść, więc większość zawartości kolejnych koszy i tak przyjdzie jej rozdać innym. Wbrew temu co myśleli wieśniacy nie była w stanie zjeść dziesięciu udek kurczęcia.
Usiadła na ziemi i oparła się plecami o jeden z głazów. Zamknęła oczy. Akolici powinni ją uprzedzić o przybyciu kolejnych delegacji.
Chyba jej się nawet przysnęło, gdyż na pierwszy z krzyków zerwała się gwałtownie na równe nogi. Przez chwilę nie rozumiała dlaczego, dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to nie był radosny okrzyk. Zanim zdążyła się rozejrzeć, stanęła przed nią młoda akolita. Z jej przerażonych, bławatkowych oczu lały się strumienie łez.
– Obdarzona Wiedzą, uciekajcie… Atakują, zabiją nas…
Kobieta poczuła na plecach przeraźliwe zimno. Dziwne zachowanie Bogini nagle stało się dla niej jasne. Świadomość końca uderzyła z siłą kowalskiego młota.
– Uciekaj! Wszyscy się ratujcie! – wrzasnęła.
Spojrzała w dół. Zaatakowano ich od łagodniejszej strony zbocza. Ciężka piechota i lekka konnica bezlitośnie siekły bezbronnych. Mężczyzn, kobiety i dzieci. Słyszała ich agonalne krzyki. Widziała jak upadali i umierali. Nie byli anonimowi. Znała ich wszystkich. Szczególnie, że wśród nich musiała być jej rodzina, Dallas, stara kapłanka, która była jej nauczycielką. I Eoin. Szczególnie on. Przez chwilę chciała tam pobiec, ale rozumiała, że to głupota. Ogniska zdeptały okute kopyta, stoły staranowano.
Zerknęła w drugim kierunku. Las płonął, byli otoczeni. A ona musiała wybierać.
Zdecydowała się na walkę z żywiołem. Zakasała suknię i zbiegła w dół. Akolici już się rozbiegli, nie wiedziała jaką drogę ucieczki obrali. Liczyła, że skuteczną.
Gałęzie i kamienie kaleczyły jej bose stopy, ale Isleen tego nie czuła. Bała się, nie chciała umierać, nie chciała odejść, nie wypełniwszy swojej misji. Starała się wytężyć wszystkie mięśnie, choć stromizna groziła upadkiem i połamaniem się. Jednak nie myślała o tym za bardzo. Jeśli nie pokona trasy dość szybko, to płomień będzie zbyt potężny by przez niego przejść bądź dopadną ją jeźdźcy.
Nie wiedziała czyi to byli ludzie, zapewne księcia Cundina, bo niby czyi inni. Choć prędzej działali na rozkaz Kościoła Harmonii. Książę sam z siebie nie pozbywałby się tak chętnie siły roboczej. Ktoś zdradził. Ktoś o wszystkim doniósł. I zapewne nigdy nie dowie się kto, nawet jeśli przeżyje. Jednak obiecała sobie, że jeśli jej się uda, to się zemści.
Dopisywało jej póki co szczęście w nieszczęściu – pokonała już niemal całą długość łysej części góry i dobiegła do granicy lasu. Przywitała ją wśród nich niemal absolutna ciemność. Mogłaby przywołać światło, jednak tym razem mrok był jej sojusznikiem. Nawet gdyby ktoś odważył się ją gonić pomiędzy drzewami, to szybko zgubi trop. W lesie przed ludźmi była bezpieczna.  Ale pozostawała kwestia płomieni.
Gałęzie darły jej suknię, wyrywały włosy i zdawały rany. Wielokrotnie potykała się i upadała. Ale biegła, choć brakło jej tchu, a płuca i nogi odmawiały posłuszeństwa.
Zanim ciemność zamieniła się w jasność poczuła gryzącą woń dymu. Schyliła się, starając się biec tak, by jej głowa znajdowała się jak najniżej. Dodatkowo zasłoniła nos oderwanym kawałkiem rękawa. Czuła ciepło, a raczej gorąco.
Płomienie szalały. Ich pomarańczowożółta ściana wyrosła przed kapłanką jak spod ziemi. Nie wahała się ani chwili i przekroczyła bramę z poczerniałych pni i języków ognia. Nie było odwrotu, jeśli się cofnie, to zginie.
Zagryzła język, wargi i policzki, by nie krzyczeć, kiedy czuła jak jej skóra poddawana jest torturom. Wszystko ją piekło i bolało, a robiło się coraz bardziej gorąco. Coraz mniej miejsca na uniki i lawirowanie.
Aż w końcu przyszedł czas na ostateczną próbę. Nie była w stanie tego zrobić, nie była w stanie wejść w płomienie.
– Bogini, pomóż… Błagam… Ja nie dam rady – krzyknęła zachrypniętym głosem.
Ogień nie zgasł ani się nie rozstąpił. Zamiast tego straciła władzę nad ciałem, które skoczyło naprzód niczym ryś na swoją ofiarę. Ból był przeraźliwy. Płonęła. Chciała krzyczeć, ale nie mogła. Oczy miała zamknięte, a mimo to nie potykała się o nic. Piekący ból, bez końca.
Zimno, pieczenie, ból… Kojący chłód, powietrze… I koniec. Koniec wszystkiego.




IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Niebieskooki Smok

*

Punkty uznania(?): 7
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 114


Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 18 Stycznia 2015, 20:54:42 »
Co prawda w jury nie jestem ale skomentuję.
Może nikt mojego komentarza nie wykopie  :).
Ogółem to opowiadanie jest trochę za krótkie, by je należycie ocenić i przejąć się losem jego bohaterki. Jednak pasuje na prolog do czegoś większego. Przyznam się, że końcówka najbardziej mnie zaciekawiła.
Skojarzyła mi się z końcówką Kordiana. Nie wiadomo czy główna bohaterka przeżyła czy zginęła. To było najciekawsze w Twoim opowiadaniu.
Poza tym spodobało mi się kilka szczegółów.
Po pierwsze język chłopów:
Cytuj
Co nam łonego roku na polach urosło, tośmy przynieśli wszystkiego po trochu
Czytając to poczułem się się jak na Kurpiach  :D, jak dla mnie świetna stylizacja. Szkoda, że jest tego tak mało.
Po drugie:
Nazwy wsi. Zwyczajne, proste ale ładne. Agresty :), Porzeczki   ;D, Jarząbki  :D, Snopki  ^_^. Takie milsze, swojskie nazwy. Choć na Twoim miejscu dodałbym jeszcze ze dwie miejscowości dajmy na to Mućki czy Wisienki.
W tym fragmencie jest dobre to, że w sumie nie za bardzo jest się do czego przyczepić. Jednak jak pisałem wyżej fragment jest za krótki.
Ani ziębi, ani grzeje.
Wróć... Trochę grzeje. W końcu kawał lasu poszedł z dymem, z tego co przeczytałem  :).
Ogółem to nie jest źle. Jak na opowiadanie napisane na szybko, zgrabnie Ci to wyszło.


IP: Zapisane
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 18 Stycznia 2015, 22:02:19 »
Niestety pisałam to w 2 godziny i 30 minut. Więc się spieszyłam, by jakoś to fabularnie zamknąć  :/. W każdym razie - po sesji zamierzam to przedłużyć, pewnie będzie dwa razy dłuższe.

Opowiadanie należy do serii o pogańskich kucach [tylko wyjątkowo pisałam wersję ludzką, ale spokojnie, kucza też powstanie  ;>]. Cała seria to miały być krótkie formy nastawione na klimat. Inne opka z tej serii to Everyday a Little Death i Kwiat Paproci. Oba są o Isleen.


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 23 Stycznia 2015, 18:38:40 »
Cytuj
Ogniska zdeptały okute kopyta,
Ty to wszędzie te kuce zdołasz wrzucić  ;>

Cytuj
Gałęzie i kamienie kaleczyły jej bose stopy
TO SIĘ W BUTY INWESTUJE, A NIE W ŻARCIE, KTÓREGO I TAK PRZEJEŚĆ SIĘ NIE DA! BIEDA UMYSŁOWA = BIEDA MATERIALNA JOŁ!

Niestety, niestety, niestety - ale nie ma innych fragmentów, z których mógłbym się standardowo pośmiać :D Opowiadanie mi się podoba głównie z perspektywy technicznej, ma dużo opisów, wpadki w postaci złej końcówki, czy literówki zdarzają się nader rzadko (wychwyciłem raptem kilka, więc nawet nie dołączam cytatów, bo śmiesznie by to wyglądało). Pogratulować korekty. Aż ciężko mi uwierzyć, że opowiadanie zostało tak wypieszczone w 2.5 godziny. To jednak świadczy o tym, że pomysł jakiś konkretny miałaś i go sprawnie zrealizowałaś.

Druga najważniejsza rzecz w opowiadaniach imo leży. Tj. świat przedstawiony jest ubogi. Mamy bardzo fajne nazwy wsi, co jest plusem i poza tym to tyle. Wzmianka o Kościele Harmonii i jakimś księciu niewiele wnosi. Równie dobrze, mógłby to być Kościół Katolicki. Swoją drogą, byłby to zdecydowanie lepszy zabieg literacki, bo mógłbym mieć ból dupy i hejtować ahistoryzm (i chwalić inspirację historyczną - wszystko w zależności od proporcji), ale no niestety, przygotowanaś na wszystko :D


Propsy też za to, że napisałaś dialog między dwojgiem kochanków, z którego nie mogę kręcić beki, nie wykazując się przy tym cholernym czepialstwem. Czyli w miarę na poziomie, ładnie, zgrabnie.

Istotnym zarzutem jest jednak to co powiedział Smok:
Cytuj
Ogółem to opowiadanie jest trochę za krótkie, by je należycie ocenić i przejąć się losem jego bohaterki.
100% racji. Pasuje to na jakiś prolog czy coś. Długości też jest +/- prologu.

Nie mam się do czego doczepić, pochwalić mogę techniczną precyzję i zgrabne opisy + brak jakichś większych wpadek.

Gdybyś napisała potężniejsze opowiadanie z ciekawą fabułą i porządnie zarysowanymi bohaterami + swoim własnym światem / albo chociaż ładnie zaadaptowanym jakimś innym światem = to propsowałbym. Tutaj jednak oprócz pochwalenia techniki - nic więcej do dodania nie mam, stąd brak oceny cyferkowej.


IP: Zapisane
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 24 Stycznia 2015, 01:26:31 »
Masz sporo racji, Fast. Bo to opowiadanie jest tak naprawdę częścią serii. I po konkursie zostanie zkucowane - bo to ta sama seria co Everyday a Little Death i Kwiat Paproci. Oprócz tego dojdą opisy i jakieś 1000 słów.

No i planuję wielorozdziałowca w tych klimatach i to z Isleen jako główną bohaterką.

Korekta? To nie miało korekty ani prereadingu. To było na zasadzie "szybko, szybko, nie ma czasu nawet spojrzeć na to co się napisało".

Ale cieszę się, że rozmowa kochanków się podobała, ponieważ bałam się jak to wypadnie  ^_^.


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 24 Stycznia 2015, 01:33:54 »
Cytuj
Bo to opowiadanie jest tak naprawdę częścią serii. I po konkursie zostanie zkucowane


Cytuj
No i planuję wielorozdziałowca w tych klimatach i to z Isleen jako główną bohaterką.
Daj jej buty.

Cytuj
Korekta? To nie miało korekty ani prereadingu. To było na zasadzie "szybko, szybko, nie ma czasu nawet spojrzeć na to co się napisało".
Phi... Mógłbym Ci dać dobrą szkołę tego, jak powinno wyglądać prawdziwe opowiadanie pisane na zasadzie: ,,hurrr durr sztafeta życia hurrr durr!" :>
Tutaj nie ma niemalże żadnych wpadek.

Cytuj
Ale cieszę się, że rozmowa kochanków się podobała, ponieważ bałam się jak to wypadnie  ^_^.
Oj tam zaraz podoba :D Ja w ogóle nie lubię scen miłosnych w prozie, bo rzadko kiedy są dobrze opisane, ale tej tutaj nawet nie za bardzo mam za co zhejtować... no czyli w sumie na plus.

Swoją drogą jedyna scena, która mi się strasznie podobała tego rodzaju była w 1984 Orwella. Polecam knigę.




IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 31 Stycznia 2015, 13:45:23 »
Cahan, mogę Ci jedynie powiedzieć, że o Twoim opowiadaniu na razie wypowiedziało się najwięcej jurorów. No, coś ta praca ma w sobie, co przyciąga potencjalnych czytelników.


IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.06 sekund z 21 zapytaniami.
                              Do góry