Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Przeklęty, zaginiony pierścionek (Czytany 2822 razy)
Buber

****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 43


Zobacz profil
« : 01 Grudnia 2014, 11:35:06 »
Wiszące Miasto, Rok tysiąc trzysta czterdziesty po Wygnaniu Licha

-Panie! Oddaję go! – Młody blondyn grzmotnął zaciśniętą ręką o ladę. – Oddawaj ossy!
-Co się stało, szanowny panie? – Jubiler odwrócił lekko głowę w stronę młodzieńca,  przerywając polerowanie drogiego kamienia.
-Parowóz, do jasnej cholery! Rzuciła zaręczyny! – Wrzasnął mężczyzna. Teraz widać było wypełnione bólem oczy. Mężczyzna otworzy pięść i  po lakierowanej ladzie potoczył się z brzękiem pierścionek z różowego złota, z wtopionym ametystem. – Oddawaj ossy!
-Spokojnie, panie. – Stary jubiler wstał, wziął do ręki lupkę i trącił alchemiczną lampkę, która rozbłysłą mocniejszym światłem. Mimo, iż było wczesne, letnie popołudnie, w pracowni panował półmrok. Oświetlona była, tak jak gabloty z gotowymi już na sprzedaż wyrobami, niewielkimi fiolkami z jarzącą się na błękitno substancją. Sięgnął ostrożnie po pierścionek i obejrzał pod lupą, nie przejmując się zbytnio dyszeniem klienta.
- Tak, to mój wyrób. Porysował go pan trochę. – Oznajmił. Odłożył pierścionek i powiedział:
-Wiem, ze kosztował szanownego pana trzysta ossów. Tyle bym panu wydał za zwrot, jednakże, ze względu na zarysowania, muszę zmniejszyć tę sumę do dwustu pięćdziesięciu ossów. Zgodzi się pan ze mną?
-Że co?! To ta zołza go porysowała, nie ja!
-Rozumiem, że dotknęła pana tragedia życiowa – niewzruszony jubiler spojrzał spokojnie w oczy blondynowi. – Radziłbym jednak uspokoić się, jeśli chce pan odzyskać część ossów.
Klient westchnął głęboko, zamrugał parę razy oczami i powiedział spokojniejszym głosem:
-Dwieście siedemdziesiąt zwrotu.
-Dwieście pięćdziesiąt.
-Dwieście sześćdziesiąt.
-Zgoda – rzemieślnik wyciągnął dłoń. Gdy uścisnęli sobie ręce, jubiler wyszedł na chwilę na zaplecze i wrócił z drutem ossów. – Może pan przeliczyć.
-Zgadza się. Dziękuję i przepraszam za nerwy.
-Nic nie szkodzi – sprzedawca uśmiechnął się przyjaźnie. – I przykro mi.
Blondyn odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł z warsztatu.
Jubiler obejrzał pod lupą pierścionek raz jeszcze, ponownie potrząsając fiolką ze świecącym płynem, który zajarzył się mocniejszym światłem.
-No, trochę przesadziłem. Ale racja, jest ryśnięty. I znów muszę go polerować – zamyślił się. - Siódmy chyba już raz. Co jest, że ten pierścionek wraca do mnie tyle razy? Może coś jest w powiedzeniu: „nie kupuj błyskotek od duchownych”?
Odłożył pierścionek do szuflady z biżuterią do naprawy, po czym wrócił do polerowania kamienia swą sprężynową szlifierką.

><><><>O<><><><

Kim jestem?
A może czym?
Kim byłam? Czym byłam?

Ciałem, człowiekiem, metalem, duszą, uczuciem?
Czuję? Nie czuję?
Pamiętam?

Tak. Pamiętam…
Szczęście, zabójczy uśmiech mężczyzny.
Radość codzienności.

Pamiętam miłość.
Zaangażowanie.
Przyspieszone bicie serca.

Gdzie ta wiara?
Taka przyjazna?
Dbająca o wiernych i miłość?
I pamiętam Rodzeństwo.
Wiarę, nadzieję.
Wielbienie Rodziców.

Symbol Krainy za Horyzontem.
Ojców i Matki.
Pouczających, pomagających.
Pamiętam lalkę.
Mój nowy dom.
I wielu rzeczy brak.

Było też Rodzeństwo.
Pragnące zniszczenia.
Zniszczenia mnie.

Gdzie ta wiara?
Taka przyjazna?
Dbająca o wiernych i miłość?

W końcu dopadli.
W końcu zniszczyli.
Ale serce…, ja zostałam.

Teraz  nie wiem.
Kim lub czym jestem.
Ani, czy jestem.

Ale wiem.
Nie przebaczę.
Rodzeństwu jego zakłamania.

Hipokryzji.
Zniszczę ich.
Jak oni mnie zniszczyli.

Gdzie ta wiara?
Taka przyjazna?
Dbająca o wiernych i miłość?

><><><>O<><><><

Wiszące miasto, Rok tysiąc trzysta po Wygnaniu Licha
-Jesteś pewna, że chcesz za niego wyjść? – Zapytała Karla.
-Tak, to ten jedyny – odpowiedziała  Mojmira.
-Ale w obrządku Rodzeństwa?
-Oczywiście. Nie wrócę do Wyznawców.
-Wiesz, możesz jeszcze to zrobić. Sama widzisz, że nam nie jest źle.
-Nie, dziękuję – Mojmira odwróciła się wystawiając twarz na słońce.
-Wiesz, że większość wysokich stanowisk zajmują Wyznawcy Licha, którzy tylko udają wyznawców Rodziców?
-Wiem, przecież byłam u was! Ale nie chcę tam wracać.
-Bo mają lepsze pensje i domy? Bo mają spokojne życie bez nieprzyjemnych niespodzianek?
-Tak, ale jakim kosztem? Czczenie dawnych duchów, a zwłaszcza Licha… Te rytuały. Mroczne. I muszą się ukrywać przed Inkwizycją ciągle.
-Nie wszystkie. Tylko kilka – sprostowała Karla.
-Tak, ale są. Źle się po nich zawsze czułam.  Ci biedni ludzie i zwierzęta na ołtarzach…
-Widzę, że żadna z nas nie wygra tej rozmowy. Ja cię nie przekonam, ani ty mnie. Ale to nie znaczy, że nie możemy dalej się przyjaźnić, prawda? – Rzekła Karla. – Nie będę cię już więcej namawiała, ale wiedz jedno: jak będziesz chciała skorzystać z naszej pomocy, to ci pomogę.

><><><>O<><><><

Wiszące miasto, Rok tysiąc trzysta po Wygnaniu Licha
-Kochanie, wyjdziesz za mnie?
Przedpołudnie przed wigilią Wygnania Licha. Z miasta nie dochodzą prawie żadne dźwięki, gdyż wszyscy, prawie wszyscy, przygotowują uroczystą kolację. Kto nie ma na jedzenie, udaje się do karczm, gdzie tego dnia posiłki są fundowane przez Rodzeństwo.
Wygnanie Licha – najważniejsze święto w roku. Wtedy Rodzeństwo stało się religią państwową i rozpoczęła się Inkwizycja. Zaczęto prześladować wyznawców Licha. Od tamtego czasu liczba wyznawców znacznie zmalała, jednakże wciąż można ich było odnaleźć w różnych częściach Wiszącego miasta.
Zachodzące słońce. Szum fal rozbijających się o falochrony. Nad głowami krzyk mew i śpiewy ptaków gnieżdżących się na klifie powyżej. Nawet na sieciach ochronnych nie ma nikogo, nawet bezdomnych szukających upuszczonych przedmiotów.
Sieci ochronne zbudowano w najstarszej części Wiszącego miasta. Dzielnica ta jest w całości zbudowana z kładek i wąskich budynków przytwierdzonych do klifu niczym pąkle.
Są we dwoje sami, pomijając wspomniane ptaki.
On klęczy jedną nogą na płaskim kamieniu, w kolano nieprzyjemnie wbija się kamyk. Ale czeka cierpliwie patrząc z nadzieją i pewnością w te najpiękniejsze oczy na świecie. I jedyne, jakie chciałby oglądać do końca swego życia.
Ona spojrzała najpierw na pierścionek. Był wykonany z różowego złota. Został wykonany tak, by przypominać pnącza. Na jego szczycie wtopiono ametyst oprawiony w srebrny kwiat.
Czekała na tą chwilę, marzyła o niej.
Spojrzała na mężczyznę klęczącego przed nią z wyciągniętą dłonią.
W następnej chwili obsypała go pocałunkami, omal nie strącając ich do wody.

><><><>O<><><><

Wiszące miasto, Rok tysiąc trzysta drugi po Wygnaniu Licha
-I pamiętajcie – Ojciec mówił kolejne słowa ceremonii małżeńskiej. – Wasza miłość ma być świadectwem dla innych. Dla innych z Rodzeństwa, że miłość taka, jaką mają do siebie Nasz Ojciec i Nasza Matka.
-Niech wasza miłość kwitnie pod troskliwą opieką Naszej Matki i Naszego Ojca – podjęła Matka. – Aby po odejściu do Krainy Za Horyzontem powiedzieć: żyliśmy na wasz wzór. Powtórzcie.
-Aby po odejściu do Krainy Za Horyzontem powiedzieć: żyliśmy na wasz wzór – odpowiedzieli z uśmiechem, nie odrywając od siebie oczu.
-Rodzeństwo będzie was wspierać – kontynuował Ojciec. - I miłość waszą, aby rosła. Będzie was wspierać przy wychowywaniu potomstwa, aby rozwijało się ku chwale Rodzeństwa i Naszych Rodziców.
-Niech tak będzie – powiedziała Matka.
-Niech tak będzie – powtórzyli wszyscy wierni zgromadzeni w świątyni.
-A zatem, skoro tak ma być, zawiążcie na swoich rękach te wstążki.
Matka podeszła z tacą i przygotowanymi dwiema jasnozielonymi wstążkami z wyhaftowanym symbolem Rodzeństwa. Młodzi przywiązali je sobie wzajemnie na nadgarstkach. Matka podeszła do Ojca i oboje zaczerpnęli głęboko powietrza, po czym zawołali śpiewnie:
-Oto nowe małżeństwo. Niech kwitnie i rozwija się wraz z Rodzeństwem, ku chwale Naszego Ojca i Naszej Matki. Niech tak będzie.

><><><>O<><><><

Wiszące miasto, Rok tysiąc trzysta czwarty po Wygnaniu Licha
-Kochanie, a może zrobimy na dachu taką małą szklarnię? – Zapytała Mojmira.
-Moj, to świetny pomysł – odpowiedział Kelf. – Będziesz mogła hodować tam zioła i sprzedawać je. Tak jak planowałaś przed ślubem.
-Bo widzisz, Didda dostała kilka sadzonek od wuja pracującego w szklarniach alchemików. Ale nie ma, gdzie ich trzymać i chce mi je dać. A wiesz, że mnie zawsze interesowała eubotanika!1
-Tak, wiem. Pamiętasz pierwszą różę, jaką ci dałem?
-Tak! – Podekscytowała się, wspominając ten dzień. – Pasiatą różę Askoldheima! Jedno z jego najlepszych dzieł! – Nie wiadomo było, czy bardziej podniecił ją okaz róży, czy też to, że ją dostała.
Kelf uśmiechnął się przyjaźnie. Uwielbiała ten jego uśmiech.

><><><>O<><><><

Następnego dnia Mojmira obudziła się z wrażeniem, że jest sama. Szybko opuściła ją senność i otworzyła oczy. Zobaczyła na szafce nocnej  piękną, drewnianą lalkę z mechanizmem sprężynowym, którą dostała od Kelfa na ostanie urodziny. Wykonana była z jasnego drewna i ubrana została w czerwoną sukienkę obszytą koronką. Miała też błękitny czepek, spod którego spływały czarne włosy.  Nakręcona wolno tańczyła kłaniając się, poruszając rękoma i ostrożnie stąpając w rytm pozytywkowej melodii.
Spojrzała na puste miejsce w łóżku obok niej.
Leżała tam kartka.
„Idź na górę, gdzie Nieboskłon widać.
Gdzie blask pozwala rosnąć.
Tam znajdziesz to, o czym marzysz
Próbowałem zrymować, ale nigdy mi to nie wychodziło, tak jak tobie. Chodź na górę.
M

- głosił napis na kartce.
Mojmira wstała z łóżka i nałożyła szlafrok. Poszła „na górę”, co oznaczało wyjście na dach. W morskim klimacie Wiszącego miasta były często płaskie i urządzano na nich tarasy.
Już na schodach zobaczyła kupki ziemi. Im wyżej, tym więcej ich było.  W końcu wypchnęła klapę na dach, gdzie poraził ją słoneczny blask. Zasłoniła oczy ręką i wyszła na zewnątrz.
Owiał ją przyjemnie chłodny i wilgotny wiatr znad morza.
Gdy oczy przywykły do jasności, zobaczyła swego męża stojącego przodem do wschodu. Meble tarasowe: wiklinowe fotele i stół stały bardziej ścieśnione w rogu. Centralną część dachu zajmowała zaś…
-Szklarnia! Nie wierzę! Skarbie, tylko ty mogłeś to zrobić! – Uścisnęła go mocno, wciąż niedowierzająca. – Kiedy to zrobiłeś?
-Dziś w nocy. Z Janimem – odpowiedział sennie.
-Całą noc to robiliście?
-Tak, głuptasie – odwzajemnił uścisk. Nie obchodziło w tym momencie Mojmiry, że jej mąż był brudny od kleju do szyb i ziemi.
-A co z Janimem?
-Śpi na kanapie w dużym pokoju na dole. Nie zapomnij mu podziękować.
-Oczywiście. Że wam się chciało…
-Dla ciebie wszystko. Może obejrzysz szklarnię?
Mojmira otworzyła ostrożnie szklane drzwi i weszła do małego, szklanego domku. Pachniało w nim klejem do szyb i świeżą ziemią, której worki leżały pod szklanymi regałami stojącymi pod ścianami. Na nich zaś stały doniczki. Pod drewnianym stołem, stojącym pod jedną ze ścian, leżały we wiadrach narzędzia ogrodnicze.
-No, to kiedy sadzimy? – Zapytał z uśmiechem.

><><><>O<><><><

Kilka tygodni później

-Spójrz! – Mojmira wpadła do domu z doniczką w rękach.
-Co masz, kochanie? – Zapytał Kelf, odkładając popołudniową gazetę.
-Najnowszy rodzaj eugenicznego pszczoło-ziela! Ma kwiaty, które są nie do odróżnienia z prawdziwą pszczołą! Właśnie nabyłam na targu!
-Idziesz sadzić?
-Tak! Od razu!
-Dobrze, zaraz do ciebie przyjdę i ci pomogę. Tylko skończę czytać ten felieton.
Kelf wrócił do czytania gazety. Gdy skończył, nagle podskoczył, gdy przypomniał sobie o czymś i ruszył prędko na dach do szklarni.
Mojmira, będąc podekscytowana nowym zakupem, zapomniała o jednej ważnej rzeczy: przed sadzeniem pszczoło-ziela należy włożyć rękawice, gdyż korzenie tej rośliny są pokryte kolcami zawierającymi jad. Zwykle niegroźny, piekący jak u pokrzywy. Ale to była eugenicznie zmieniona roślina kupiona na targu, najpewniej bez licencji. Mogła być niebezpieczna.
Gdy dotarł na dach, zastał to, czego najbardziej się obawiał: żona leżała na podłodze, ziemia była rozsypana, a nowy nabytek leżał obok niej. Mojmira trzymała się za spuchniętą rękę i oddychała szybko. Miała szeroko otwarte oczy i gęsty pot na czole.

><><><>O<><><><

Wiszące miasto, Rok tysiąc trzysta piąty po Wygnaniu Licha

-Kotek… - Wyszeptała Mojmira. Leżała na łóżku w jednym ze szpitali w Wiszącym mieście. Podała mu wychudzoną rękę. Na jednym z palców dalej był pierścionek zaręczynowy. Chociaż często jej spadał, wolała go nie zdejmować. Przy łóżku stała jej drewniana lalka. Kelf przyniósł ją z domu, by było jej lepiej w szpitalnej sali.
Z tego samego powodu, obok niego na stoliku stał wazon z pasiastymi różami Askoldheima. Gdy je przyniósł, żonie na chwilę wróciły kolory na twarz.
-Tak, skarbie?
-Chcę być zawsze z tobą.
-Tak jak ja z tobą – usiadł na stołku.
-Zrobię wszystko, by tak było. Rozumiesz? Wszystko.
-Ale skarbie, przecież , my nic nie możemy zrobić. Lekarze nie…
-Nie dają mi szans. Wiem – odpowiedziała słabym głosem. – Od roku tu leżę. Nie mają jeszcze antidotum na to pszczoło ziele. To nowa odmiana… A ja nie byłam ostrożna. Za bardzo się podekscytowałam. Nie byłam ostrożna… - Rozkaszlała się.
- Kochanie, bądź spokojna. Coś wymyślimy.
-Ja… wiem. Jest pomysł. Sposób. Karla mi mówiła…
-Nowe zioło? Antidotum? – Wiedział, że jej przyjaciółka też hoduje eugeniczne rośliny.
-Nie… Rytuał. Przy śmierci.
-Kochanie… - Kelf rzekł cicho z nutą ostrzegawczą w głosie.
-Ale ja chcę być z tobą na zawsze.
-Ja z tobą też. Ale nie możemy odwrócić się od Rodziców.
-Możemy. Przynajmniej ja – znów zaatakował ją kaszel.
-Ale mieli nam pomóc – podjęła, gdy atak minął. - Tak było na ślubie mówione. Nie pomogli. Mimo listów wysyłanych do Mistyków. Nie znaleźli sposobu na tą truciznę. Ani na to, żebym żyła choć trochę normalnie. Nie było pomocy, którą – rozkaszlała się. – Obiecali nam.
Kelf  wstrzymał oddech i myślał. Dla niej zrobi wszystko. Sam udział w rytuałach Wyznawców… Gdyby Rodzeństwo się dowiedziało, to musieliby ukrywać się do końca życia, bo Inkwizytorzy chcieliby zdobyć od nich jak najwięcej informacji o Wyznawcach i ich obrzędach, a przede wszystkim o osobach i miejscach z nimi związanych.
Ale Mojmira… Ich małżeństwo.
Pomyślał o tym, jak by to było dalej żyć razem. Byli przecież w trakcie rozprawy adopcyjnej. Mieliby dzieci. Mieliby rodzinę.
Zwykłe marzenia, ale jakie ważne. Może pospolite. Ale jakże ważne. I cenne.
-Wszystko zrobię dla ciebie – wyszeptał. – Walczę ze sobą. Z jednej strony chcę dalej żyć z tobą. A z drugiej nie chcę, by nas ścigało Rodzeństwo.
-Skarbie – ścisnęła jego rękę. – Jest sposób. Tylko ja odwrócę się od Rodzeństwa. Jest sposób. Karla pomoże. Mam niewiele czasu. Czuję to.
-Chcesz tego? – Zapytał po chwili.
-Chcę szczęścia z tobą. Nawet jako Zdrajca.
Kelf siedział jeszcze chwilę. Mojmira opadła na poduszki i przymknęła oczy. Wstał.
-Dobrze. Idę do Karli.

><><><>O<><><><

Dwa dni później
-Witam Matkę Junimę i Ojca Fleoroda. Zapraszam do środka.
Goście weszli do pokoju, a gospodarz zaprosił gestem, by zajęli miejsce na kanapie.
Ojciec i Matka... Kapłani Rodzeństwa. Sprawowali zarówno funkcje sakralne, jak i administracyjne. Jednym z ich obowiązków było dbanie o wiarę wiernych. Objawiało się to, między innymi odwiedzinami w razie tragedii, podczas których starali się oni pocieszyć poszkodowanych i im pomóc.
Kelf wiedział, że do tego dojdzie. Zawsze w dzień po pogrzebie bliskiej osoby Ojciec i Matka opiekujący się świątynią, w której odbyło się nabożeństwo pogrzebowe mieli obowiązek odwiedzić rodzinę zmarłego.
Wizyty zaczęli od Kelfa, gdyż był najbliżej Mojmiry.
Jak zwykle pytali o ostanie słowa zmarłego, czy pozostawił testament, kim byli jego przyjaciele, jak się czuje bliski po odejściu tej osoby.
Wizyta skończyła się i Ojciec z Matką opuścili dom, by odwiedzić kolejnych bliskich zmarłej.
-Nie wygląda, jakby bardzo rozpaczał po żonie – zauważył Ojciec Fleorod.
-Masz rację, Ojcze – przytaknęła Matka Junima. – A wydawało się, że bardzo ją kochał. Byli przecież jakby w sobie zakochani.
-Tak, i w trakcie rozprawy o adopcji dziecka.
-Wydawać by się mogło, że będzie zrozpaczony.
-A tymczasem… Wyglądało to tak, jakby nie bardzo tęsknił za żoną.
-Tak. A nie wiem, czy widziałeś, ale mijaliśmy na ulicy Karlę. Wiesz, przyjaciółkę Mojmiry.
-Tą podejrzaną o wyznawanie Licha?
-Tak. Myślę, że jego też powinniśmy obserwować.
-Nie zaszkodzi. Jest coś jeszcze – dodał po chwili.
-Co takiego?
-Wiesz, że wiele lat walczyłem z wyznawcami Licha, szukając śladów ich obecności w Wiszącym Mieście. W tym domu coś wyczułem. Prawdopodobnie coś tą lalką, na którą często zerkał. Albo w szafce pod nią.
-Też coś wyczułam, ale było to słabe… Tak słabe, że nie zwróciłam na to uwagi. Ale ty jesteś w tym lepiej wprawiony.
-Tak. Dlatego uważam, że powinniśmy obserwować Kelfa. Być może ma kontakty z wyznawcami Licha.
Kolejnym obowiązkiem Ojców i Matek było donoszenie Inkwizycji o podejrzanych zachowaniach mogących świadczyć o kontaktach wiernych z czcicielami Licha.

><><><>O<><><><

Kilka dni później

-Jak się czujesz? – Zapytał Kelf.
Zagrała pozytywna melodia.
Kelf wziął ją w ręce i popatrzył w szklane soczewki wstawione w oczy lalki.
Parę minut wcześniej Kelf wyszedł z zakładu producenta pozytywek. Był nim jego przyjaciel, Janim. Prócz Karli był jedyną osobą, która wiedziała o tym, co stało się z Mojmirą.
Kelf dziwnie się czuł, będąc na pogrzebie ciała swojej żony, podczas gdy wiedział, ze ta jest w jego domu, tyle że w innym ciele.
W ciele lalki. Właśnie  włożono w miejsce poprzedniej pozytywki mechanizm, dzięki któremu Mojmira mogła jako tako mówić, a raczej wydawać podobne do mowy odgłosy.
-Jesteś szczęśliwa? – Zapytał w końcu, kładąc lalkę na stole i wkładając klucz w plecy. Trzeba ją było nakręcać, by mogła chodzić i się poruszać.
W odpowiedzi lalka zagrała kolejną pozytywną melodyjkę, a potem następną. Była ona z jednego z poematów o miłości.
-Ja ciebie też – Kelf przytulił lalkę do siebie, a ta wczepiła się w jego ubranie drobnymi rączkami. - Cieszę się, że możesz być szczęśliwa. Teraz tylko musimy uważać na Rodzeństwo. Nie mogą się dowiedzieć – postawił lalkę-Mojmirę na stół.
Lalka zatańczyła jak baletnica, omal nie spadając ze stołu. Kelf jednak ją złapał.
-I musisz być ostrożna. Co prawda możemy zawsze zmienić ci lalkę, ale ta jest piękna. O! Właśnie! – Klasnął w dłonie. – Może pójdziemy do krawcowej i zmierzy twoje wymiary i… znaczy lalki i zamówimy kilka kreacji dla ciebie? – Zapytał żonę. Domyślał się, że zamknięcie w pierścionku zaręczynowym wbudowanym w lalkę musi być niebyt przyjemne. A to był pierwszy jego pomysł na to, jak poprawić jej humor.

><>><>><>O<><<><<><

Tydzień później

-To będzie prezent dla mojej żony – wyjaśnił Kelf krawcowej. – Uwielbia tą lalkę.
Krawcowaa wzięła od Kelfa lalkę i położyła na blacie.
-Ostrożnie! – Zwrócił jej uwagę.
-Przecież to lalka – zauważyła krawca.
-Tak, ale… niezwykła. Właśnie, niech pani pamięta o otworze w plecach na kluczyk.
-Tak z ciekawości zapytam: co ona robi? – Kobieta mierzyła ręce lalki i zapisywała wyniki na kartce. – Tańczy? Gra?
-Jedno i drugie.
-Naprawdę? A mogę zobaczyć?
-Oczywiście – Kelf podniósł lalkę-Mojmirę i włożył kluczyk w plecy.  Przekręcił i postawił lalkę na blacie.
Lalka zaczęła tańczyć w rytm wolnej melodii. Szwaczka nie mogła wyjść z podziwu dla zdolności jej twórcy.
-Jej ruchy są takie precyzyjne!
Wtem drzwi pracowni otworzyły się. Krawcowa oderwała wzrok od lalki i przywitała się z gościem:
-Witam Matkę Junimę. Zaraz Matkę obsłużę, tylko skończę z tym panem… Widzi Matka, jaką wspaniałą ma ten pan lalkę?
Kelf poczuł zimny dreszcz na plecach. Lalka stanęła na moment w miejscu, po czym wróciła do tańca.
-Zacina się, jak widzę… - Skomentowała Matka Junima. Jak każda Matka miała na sobie albę w kolorze zachodzącego słońca i welon zakrywający włosy w tym samym kolorze.
-Tak, zdarza się – odpowiedział lekko spanikowanym tonem Kelf.
-Znam świetnego zabawkarza. Ale mniejsza.
W lalce rozkręciła się sprężyna i zakończyła taniec. Omal się nie przewróciła, ale Kelf ją złapał. Oddał krawcowej do przymiarek.
Matka Junima przyglądała się bacznie lalce. Kelf to zauważył i zaniepokoił się, ale nie dał tego po sobie poznać.
Gdy mierzenie się skończyło wziął lalkę, podziękował krawcowej i szybko wyszedł z pracowni.  Matka Junima patrzyła za nim długo.

><>><>><>O<><<><<><

Tydzień później

-Podobają ci się te kreacje? – Kelf patrzył, jak lalka-Mojmira wdzięczy się przed niewielkim lustrem.
W odpowiedzi Mojmira kiwnęła głową i patrzyła na swoje odbicie.
-Myślę, że w zielonej sukni z kapeluszem ci najlepiej.
Lalka odwróciła głowę o sto osiemdziesiąt stopni, jakby pytając: „Naprawdę tak sądzisz?”
-Ależ oczywiście. Założymy?
Lalka kiwnęła głową dwa razy.
Zmienił jej ubranie, a wtedy w odbiciu w lustrze zobaczył coś niepokojącego.
-Coś błysnęło… - Rzekł cicho. Lalka odwróciła się i również popatrzyła w stronę okna szklanymi oczami.
-Poczekaj tu.
Rzucił się do okna i odsłonił do końca zasłony. Światło księżyca oświetliło brukowaną ulicę oraz… cień kogoś biegnącego w dół ulicy.
Otworzył okno i wyskoczył przez nie, pędząc za cieniem.
Uciekający potknął się na zakręcie i wypuścił z ręki przedmiot. Kelf dotarł do tego przedmiotu i podniósł go. To był mały peryskop.
Zaprzestał pościgu. Pędem wrócił do domu.
-Kochanie, mamy przekichane. Uciekamy – oznajmił lalce wciąż stojącej na stole.
„Co się stało” – pytały oczy i postawa lalki.
-Rodzeństwo. Obserwowali nas. Przez ten peryskop – pokazał żonie przedmiot. – Prawdopodobnie widział, jak się ruszasz sama z siebie. Musimy teraz się ukryć.

><>><>><>O<><<><<><

-Zostawcie ją! – Krzyczał Kelf. – Róbcie mi, co chcecie! Ale ją zostawcie!
W celi przesłuchań było ponuro, mimo słonecznego światła wpadającego przez okno. Kelf siedział na pryczy ze związanymi nogami i rękami. Jedyną ozdobą w pomieszczeniu był symbol Rodzeństwa namalowany na drzwiach. Przypominał on literę C z jedną kreską pod górnym ramieniem i drugą nad nim. Nad tą kreską znajdowało się jeszcze małe koło.
Symbol miał przypominać wiernym o tym, że Rodzice, którzy mieszkają w Kranie Za Horyzontem widzą wszystko, co dzieje się na ziemi, i że wierni znajdą się w ich Krainie po śmierci.
-Czuć od niej ślady rytuałów Licha – powiedział spokojnym głosem Ojciec Fleorod. - Musimy ją zbadać.
-Zostawcie ją!
-Wiem, że przedmioty dotknięte przez Licho stają się dla właściciela uzależniające. Dlatego lepiej, byś jej więcej nie zobaczył. Dla twojego dobra. I dobra Rodzeństwa.
-Nie! – Wrzasnął załamany.
-Módl się do Rodziców o łaskę – Ojciec Fleorod wyszedł z celi z lalką w ręku.
Za drzwiami stał i przysłuchiwał się Inkwizytor. Wziął lalkę z ręki Ojca Fleoroda i gestem kazał mu iść za sobą.
Inkwizycja... Można by ją nazwać policją religijną Wiszącego miasta.
Inkwizytorzy przez wiele lat uczyli się, jak rozpoznawać ślady działalności Licha. Często używali do tego swoich Świętych Latarni, które miały być błogosławione przez samych Rodziców. W ich świetle przedmioti dotknięte przez Licho miały wydzielać ciepło.
Weszli do niewielkiego pomieszczenia oświetlonego słonecznym blaskiem. Lalka z hukiem uderzyła o blat stołu. Leżały na nim różne przedmioty, głównie biżuteria.
-Dziękuję Ojcu za pomoc. Większość tych przedmiotów nosi lub nosiło na sobie ślady działania kultu Licha. A wszystkie Ojciec znalazł. Dobra robota, Ojcze. Myślę, że Ojciec niedługo zostanie Inkwizytorem.
-To dla mnie zaszczyt – rozpromienił się Fleorod.
-Tak… A teraz zobaczmy, co jest w tej lalce… - Inkwizytor usiadł przy stole, i zaczął rozkręcać lalkę. –Piękny mechanizm… Prawdziwy majstersztyk – komentował. – Jeszcze nie widziałem, by w lalce znalazły się ślady działalności Licha.
-Tak – zgodził się Ojciec. - Zawsze to była biżuteria zaklęta na różne sposoby. A to wypalająca skórę, zsyłająca pecha na właściciela, wywołującą nudności albo powodująca bezpłodność. Niezwykłe.
Ale były też i takie, które miały dobre efekty działań: miały wywoływać pozytywne myśli, odganiać złe spojrzenia czy też wyostrzać zmysły.
-Tak… O, jest. Ojciec spojrzy.
Fleorod nachylił się i zobaczył, że między trybikami lalki znajduje się pierścionek z ametystem.
-Tak, to na pewno to. Ten pierścionek został dotknięty przez Licho – Inkwizytor ostrożnie wyjął biżuterię z mechanizmu.
-Tak. Czuję od niego silną moc Licha. Odprawmy rytuał Oczyszczenia.
-Ty to zrób, przyszły Inkwizytorze.
-To dla mnie zaszczyt, Inkwizytorze.
Ojciec Fleorod odprawił rytuał polegający na położeniu pierścionka na symbolu Krainy Za Horyzontem, odmówieniu kilku modlitw i i włożeniu do miseczki z popiołem pozostałym po spaleniu specjalnych ziół. Na sam koniec położył pierścionek w strumieniu światła swojej Świętej Latarni.
Inkwizytor przybliżył dłoń do pierścionka. Nie poczuł gorąca.
-Nie wykrywam śladów Licha – oznajmił Inkwizytor po inspekcji. –Ojcze, Fleorodzie. Jako pamiątkę i zapłatę za twą pierwszą inkwizytorską posługę, możesz zatrzymać ten pierścień. Co z nim zrobisz, twoja sprawa.
-Dziękuję. A co z moimi święceniami na Inkwizytora?
-Dzisiaj wystosuję pismo do Arcyojca i Arcymatki w tej sprawie. Złożę w nim raport o Ojca działaniach.
-Dziękuję Raz jeszcze.
-Nie, to ja dziękuję Ojcu. Ku chwale Rodziców!
-Ku chwale Rodziców!
Ojciec Fleorod wyszedł z celi i budynku, wciąż słysząc pełne bólu wołania Kelfa.
Fleorod czuł jedynie współczucie do tego człowieka. Stracił żonę i znalazł wyznawców Licha, którzy zaoferowali mu ten pierścionek, zapewne miał koić serce. To tłumaczyłoby nietypowe zachowanie Kelfa.
-Będę musiał go odwiedzić… - powiedział do siebie Fleorod.
Spojrzał pod jasne słońce na pierścionek i zachwycił się nim. Te drobne rzeźbienia przypominające pędy. I oszlifowany, błyszczący ametyst… Coś pięknego.
-Musiał na niego sporo wydać…
Najpierw myślał, że pierścionek zachowa dla siebie na pamiątkę, ale ta myśl skierowała go na inne tory.
Podążył do zaprzyjaźnionego jubilera…

><>><>><>O<><<><<><

Nigdy nie powrócą dni.
Dni, kiedy szczęście gościło we mnie.
Kiedy miłość do Kelfa była we mnie.

A także uniżenie.
I pokora moja i posłuszeństwo.
Względem Rodzeństwa.

Ojciec i Matka byli nieopodal.
Od początku naszej miłości.
Troskliwi i czujni.

Gdzie ta wiara?
Taka przyjazna?
Dbająca o wiernych i miłość?

Pomagali w chwilach trudnych.
Wspierali w niedoli.
Ojciec i Matka, którym ufaliśmy.

Gdy dzieci mieć nie mogliśmy.
Obiecali pomoc.
W przygarnięciu dziecka.

Ale Ojciec i Matka.
Dobro Rodzeństwa nad nasze przekładali.
Gdy umarłam, zniszczyli nasze małżeństwo.

Gdzie ta wiara?
Taka przyjazna?
Dbająca o wiernych i miłość?

Nasze małżeństwo miało trwać
I nasza miłość….
Ale Oni to zniweczyli.

Dlatego przysięgam!
Przysięgam zemstę
Na każdym z Rodzeństwa.

Na młodych wyznawcach.
Szukających szczęścia w miłości.
Będę tam.

Gdzie ta wiara?
Taka przyjazna?
Dbająca o wiernych i miłość?

Powoli zniszczę ich związek.
By wiedzieli, że Ojcowie i Matki
Nie są wszechmocni.

Że ufność w nich
I ich orędownictwo,
Nie pomoże w najtrudniejszej próbie.

Próba śmierci, rozdzielenia.
Nie dopuszczę,
By ich wiara trwała.

Nie dopuszczę,
By przez to przechodzili.
I by ufali Rodzeństwu.

Niech tak się stanie.


IP: Zapisane
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 03 Grudnia 2014, 12:15:52 »
Na razie przeleciałem wzrokiem, nie zagłębiając się zbytnio - minimum słów spełnione, tematyka fantastyczna się zgadza, nie dopatrzyłem isę rażących plagiatów, słowem - oklaski dla pierwszego uczestnika tawernianego konkursu literackiego! :)


IP: Zapisane
Niebieskooki Smok

*

Punkty uznania(?): 7
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 114


Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 24 Stycznia 2015, 23:08:47 »
Dobra, jak już zacząłem komentować opowiadania pozostałych uczestników te również skomentuję.
Najpierw trochę od strony technicznej.
To za co chwaliłem Fasta tj. dialogi. Tutaj również są zrozumiałe, przejrzyste i nadają opowiadaniu dynamiki, dzięki czemu czyta się je szybko. Właściwie większość opowiadania składa się z dialogów. Z jednej strony to dobrze, bo czytający może skupić się bezpośrednio na opowiadanej historii, z drugiej strony przez koncetrację na rdzeniu opowieści ucierpiał opis świata w którym dzieje się ta opowieść.
Miejsce akcji, owe Wiszące miasto jest opisane wystarczająco by je sobie wyobrazić, jednak nie wiadomo nic o świecie poza tym miastem.
Mimo to, dialogi na +.
Teraz trochę o fabule.
Duży nacisk na uczucia postaci.
Główni bohaterowie ładnie przedstawieni, a historia nawet trochę wzruszająca ale... To nie moja tematyka  :P. Nie przepadam za romans fantasy. Znaczy nie mam nic przeciwko wątkom miłosnym w tego typu opowieściach (wręcz je popieram!) ale moim skromnym zdaniem nie da się napisać ciekawej, rozbudowanej opowieści fantasy bazując tylko na uczuciu dwojga postaci (Zmierzch ssie :P).
W sumie jednak nie jest tak źle i ogólnie uczucia na + (chociaż dodałbym trochę więcej dramatyzmu; parę trupów, krew, pot i łzy  ;)).
Trochę dziwi mnie zachowanie głównej bohaterki po transformacji.
Zamiast skierować swój gniew i zemstę na tych którzy faktycznie ją skrzywdzili, ona mści się na zakochanych którzy nic jej nie zrobili.
No, pies ogrodnika :D. Sama nie zje i drugiemu nie da.
W tym tępie trochę czasu minie zanim jej zemsta przyniesie jakikolwiek efekt.
To tyle. Gratulacje za odwagę i wrzucenie opowiadania jako pierwszy  :)


IP: Zapisane
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.067 sekund z 22 zapytaniami.
                              Do góry