Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
Pokaż wiadomości
Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Pamiętaj, że widzisz tylko te wiadomości w tematach do których masz aktualnie dostęp.
  Wiadomości   Pokaż wątki   Pokaż załączniki  

  Pokaż wątki - Fast
Strony: [1] 2 3
1  Hyde Park / Pogaduchy / Nawilżacz powietrza : 24 Maja 2017, 22:32:07
Tawernowicze pomóżcie! Chciałbym kupić sobie jakiś nawilżacz powietrza czy co to jest, że też jonizuje i w ogóle ochładza.

Polecacie coś może?
2  Hyde Park / Fantasy / Koncepcja do świata autorskiego : 25 Września 2016, 19:21:17
Wrzuciłem tekst na dwa fora światotwórcze, ale są nieruchawe dość albo tekst jest słaby. Tak tylko lojalnie ostrzegam. To garść moich pomysłów przelana na papier.

W przypływie natchnienia i na bazie czytanej niedawno literatury weird-fiction, wpadłem na ciekawy pomysł, dopełniający mój świat (będący cały czas w budowie, wiadomo – heartbreaker nigdy nie będzie gotowy). A potem już jakoś poszło, bo jeden koncept dał uzasadnienie dla wielu innych.

[tutaj następuje przydługawy wstęp, jak Ci się nie chce to przejdź do punktu 1]

Poszukując jednolitej i spójnej koncepcji artystycznej na mój świat, bardzo długo nie wiedziałem chyba co robię, bo po prostu uznawałem to za warhammera 2.0 czyli coś, przez co każdy szanujący się twórca przechodził. A jak nie przechodził to na starość będzie skur kury szczać prowadzał. Nie chcę was teraz zarzucać opisami 20 państw o głupich nazwach i 30 narodach, które równie dobrze mógłbym określić ich rzeczywistymi ,,odpowiednikami” (no dobra, tak źle może nie jest, ale nie o to chodzi). Zamiast tego zarzucę czymś, z czym długi czas nie byłem sobie w stanie poradzić.

To co tygryski lubią najbardziej - MAGIA :D

Stwierdziłem, że u mnie jej nie ma. Jeżeli jesteś fanem fireballi, to w sumie już nie pogadamy :[ Nie wiedziałem czy powinienem magię mocno ograniczyć – na rzecz na przykład goecji i wróżbiarstwa [tylko kogo tak naprawdę interesowałaby magia, polegająca na przyzywaniu aniołów by opowiedziały jaka będzie za 2 tygodnie pogoda i czy warto wtedy jechać na Mazury?] – czy wyeliminować zupełnie? Drugie wyjście było równie drastyczne, co nudne. Po co nam symulator quasi-średniowiecznego żywota w jakimś fikcyjnym świecie klasy B lub C?
Uznałem zatem, że technologia może w pewnym momencie znajdować się na poziomie tak wysokim, że spokojnie mogłaby ludziom o mentalności średniowiecznej wydawać się magią. A jednocześnie zdarzyło mi się czytać kolejne opowiadania Lovecrafta. Tutaj zmierzam do ostatecznego i najważniejszego pytania…

[Punkt 1]
Skąd w moim uni wzięła się magia [czyli zaawansowana technologia]?
Tutaj z pomocą przyszli Wielcy Przedwieczni. Tak, zbliżeni +/- do tych Lovecraftowych. Potężne, kosmiczne bestie, podróżnicy międzywymiarowi, byty tak obce, że ich materialna forma wydaje się być nieklasyfikowalna dla ludzi. Albo wydawałaby się, gdyby ludzie mieli z nimi styczność.

Niezliczone eony temu, zanim powstały jakiekolwiek zalążki ludzkości – na świat ten przybyli Przedwieczni. Istoty z innych rzeczywistości, z których uciekli, zostali wygnani, bądź po prostu udali się na wycieczkę. Przez długi czas rywalizowali ze sobą, zniewalając zastane przez nich rasy (tutaj taki odpowiednik ras służebnych z Lovecrafta) i panowali nad światem. Aby uniknąć rozmieniania się na drobne, a podać konkretny przykład – posłużę się ,,najświeższym przykładem” dwóch zwalczających się Przedwiecznych, którzy spadli na Kontynent (czyli główny plac zabaw w moim uni). Wielki Ślepiec i Pan na Ciernistym Tronie stoczyli ze sobą walkę, w której nie było zwycięzców. Jedna z bestii straciła wzrok (stąd Wielki Ślepiec), a druga utraciła swoją fizyczną skorupę*. Innymi słowy – Pan na Ciernistym Tronie został >> roztrzaskany <<, ale nie pozostał dłużny swojemu przeciwnikowi, którego okaleczył permanentnie. Oślepił go nie tylko na poziomie materialnej skorupy, którą przybrał w ramach funkcjonalnego udogodnienia, co by mógł normalnie działać w naszym świecie – ale utracił to co ludzie określiliby mianem wzroku. Choć Ślepy dalej widzi więcej niż niejeden widomy. To roztrzaskanie i poważne zranienie miało oczywiście swoje konsekwencje. Fragmenty materialnej skorupy obydwu bestii spadły na Kontynent, co oznaczało tymczasowy rozejm. W tym czasie powstała ludzkość… Opisałbym dzieje wszystkich narodów tutaj, ale mamy to w poważaniu. Istotne jest to, jaki wpływ mają resztki Przedwiecznych na ludzi. Otóż, te pamiątki (które od teraz nazywać będę artefaktami) stanowiące dziedzictwo super zaawansowanych biologicznie ras sprzed milionów lat, stanowią wrota do świata magii w moim uni. Dziwne nie? Przy czym – nie zaznaczyłem tego na początku, lecz zaznaczam teraz – zamierzam całkowicie zminimalizować albo w ogóle wyeliminować wymiar metafizyczny w moim uni. Żadnych duchów, dusz, nawiedzeń, widm i tym podobnych.

Czym w gruncie rzeczy są artefakty? Dla uproszczenia możemy przyjąć, że to jakiś tam kawałek śledziony wielkiego potwora, jakiegoś paznokcia i tak dalej. Tyle, że przedmioty te w zależności od okoliczności – mogą się dostosować do ludzi. Dlaczego? Ponieważ, to super biotechnologiczny garnitur, jaki te potwory (niewłaściwe określenie, jak na tak zaawansowane istoty, czyż nie? Ale właśnie o to chodzi, by z ludzkiej perspektywy były to istoty tak obce, że aż potworne i obrzydliwe) stworzyły, a w dodatku zapasowy dysk, służący przywracaniu systemu.

Stąd jednym z artefaktów, jakie pozostawił po sobie Pan na Ciernistym Tronie jest Rogata Korona. Widocznie jeden z odłamków Cierniaka był dobrze zaprogramowany biologicznie i jako jeden z pierwszych podjął wysiłki rekonstrukcji swojego pierwotnego ,,właściciela”. Pamięć biologiczna tej części sprawiła, że poszukuje ona w tej chwili nosiciela. A takim idealnym nosicielem byłby jakiś fajny człowiek.

Co się dzieje w sytuacji gdy człowiek wchodzi w posiadanie artefaktu? W przypadku Rogatej Korony, stopniowo przejmuje ona władzę nad ludzikiem – upraszczając. Z początku podnosi sprawność użytkownika, zwiększa potencjał intelektualny, z czasem rozwija niektóre talenty, uodparnia na choroby, ogólnie – wzmacnia. W końcu to szkielet szkieletu, na którym oprze się protoforma Przedwiecznego. Musi on być dobrze odżywiany i ładnie pilnowany. Z czasem, użytkownikowi takiej Rogatej Korony zaczęłoby się nieco przestawiać we łbie. Subtelnie, acz stanowczo nanokomórki czy nie wiem czym tam posługują się Przedwieczni – odmieniłyby tego człowieka. Jego głównym priorytetem stałoby się zgromadzenie innych insygniów Pana na Ciernistym Tronie albo przepoczwarzenie. Wtedy musiałby on znaleźć po prostu jakiś spokojny kąt i tam wejść w stadium poczwarki. Po latach mógłby on wykluć się, będąc już nieco odmienionym. Generalnie przybrałby pewne cechy swojego docelowego Przedwiecznego.
…i tutaj by pewnie wchodzili bohaterowie, którzy by mu musieli natłuc.
Ale miało być o magii. Generalnie – to źródłem magii w moim świecie byłyby właśnie artefakty. Opisałem najbardziej jaskrawy przykład – ale inne artefakty, mogłyby oddziaływać na ludzi tylko w niewielkim stopniu, zwiększając ich wytrzymałość, refleks, zmysły.
Nie byłoby magii w sensie rzucania zaklęć – ale mogłyby pojawiać się nadnaturalnie wyczulone zmysły umożliwiające nawet przewidywanie ruchów swojego przeciwnika w walce – tak na przykład działają artefakty, których źródłem jest Wielki Ślepiec. Do tej grupy należą na przykład bronie rodowe rodu X, które zostały wykonane z meteorytowej stali. Wiadomo, zostały one poddane konkretnej obróbce i może też same w sobie miały niewiele mocy (gdyby miały wiecej, nie byłyby kawałkiem kamienia, tylko przybrałyby jakiś atrakcyjny dla ludzi kształt – np. koronę). Uczyniły jednak z rodu X wielkich szermierzy, którzy według legend zostali pobłogosławieni przez jakiegoś super boga magiczną mocą przewidywania ruchów swoich wrogów.
Dla prostaczków magia. A tak naprawdę super biotechnologia.

Artefakty sprawiają, że w moim uni jednocześnie jest magia i w sumie to jej nie ma.
Zapewniają mi jednak coś jeszcze – sens dla takiej instytucji jak Kościół.

[ Punkt 2 ]

Kościół – każdy szanujący się świat quasi-średniowieczny, potrzebuje wrednych hierarchów kościelnych, którzy mogliby reprezentować pogląd autora na tematy religii i w ogóle.

Skoro nie ma magii, to jak tutaj zorganizować polowania na czarownice? :/ Cinżko. Ale z pomocą znowu przychodzą artefakty! Uznałem, że Kościół w moim świecie może pełnić podobną rolę, do Bractwa Stali w falloucie 3. Jego podstawowym celem byłoby badanie, gromadzenie i niekiedy niszczenie niebezpiecznych artefaktów. Świadomi, że artefakty niosą ze sobą jakieś zagrożenie i nieświadomi tego jak wielkie ono jest – kapłani podróżowaliby po świecie, by odnaleźć relikty dawnych cywilizacji. Dałoby się też uzasadnić sens takiej instytucji jak ,,polowania na czarownice”. I w ten sposób Kościół, największy obrońca ludzkości przed jej zniszczeniem, w oczach prostaczków stałby się okrutnym narzędziem zniewolenia. Polowania na niczego nieświadomych, biednych ludzi – którzy akurat przywdzieli jakiś śmieszny amulet albo coś – potęgowałyby atmosferę strachu.

Ale żeby nie było tak ciemnogrodowo – w moim świecie muszą też być naukowcy. Naukowcy w świecie quasi-średniowiecznym jednak muszą z jednej strony mieć ograniczone pole manewru, aby zaraz się nie okazało, że walki na miecze i jazda konno to jakiś idiotyczny anachronizm. Otóż naukowcy powinni również badać technologię opartą na artefaktach i starać się z niej coś wyciągnąć. Czemu tak? Otóż świat w dalszym ciągu utrzymywałby się w otoczce quasi-średniowiecznej, a jednocześnie obok trwałyby badania nad tymi wszystkimi super zaawansowanymi reliktami. Fakt, faktem – w mojej wyobraźni ma to obecnie wymiar wyłącznie wizualny, bo wyobrażam sobie jak zajebiście wyglądaliby np. bohaterowie w zbrojach średniowiecznych przedzierający się przez laboratorium pełne narzędzi z ich epoki i przedmiotów zupełnie im obcych – z epok zupełnie im nieznanych.

Ktoś jednak musi tych wszystkich naukowców pilnować. W końcu technologia ta czyni z nich… no w gruncie rzeczy magów (w naszych oczach nie, ale w oczach parobków, magowie pełną gębą, tylko zamiast długich szat, bród i kijków – mają okulary, ,,kitle” i mnóstwo narzędzi). Tutaj znowu na scenę wkracza cholerny aparat ucisku i największy obrońca ludzkości jednocześnie – Kościół.
Daje to podstawę i cel takim instytucjom jak quasi-inkwizycja i quasi-zakony, które miałyby swoje konkretne zadania do wykonania. Np. zakon wzorowany na Krwawych Krukach z Dawn of War – który miałby za zadanie gromadzić wiedzę. Inkwizycja zaś, wiadomo – w oczach prostaczków gnębić porządnych ludzi, a tak naprawdę ścigać naukowców-renegatów (a może już nawet nie regenatów, a na wpół przemienionych w poczwarki przedwiecznych bestie?).

Oczywiście aby nie było zbyt czarno-biało – dostojnicy kościelni również musieliby czasami używać artefaktów, aby móc w ogóle stawić czoło niektórym zagrożeniom. A żeby nie było zbyt łatwo – Kościół cały czas musi pamiętać, że jest związany wielką polityką (czyli nie odbiorą rodowych broni jakiejś dynastii, bo rozpętałaby się międzynarodowa inba) i prosty lud mu się bacznie przypatruje. W ten sposób organizacja, która najbardziej stara się zachować racjonalność przy zagrażającym całemu światu dziwacznemu postępowi technologicznemu opartemu na obrzydliwych gruzach dawnych, niepojętych cywilizacji – stawałaby się niejednokrotnie w oczach wielu naukowców, główną ostoją ciemnoty i głupoty.

Istotny jest także fakt, że choć ludzkość jest w posiadaniu super zaawansowanej technologii, to sama w dalszym ciągu wynajduje niewiele. A zatem, cywilizacyjnie i kulturowo dalej średniowiecze-trochu-nowożytność, ale obok super biotechnologia, która daje nam pierwiastek magiczny.

Miałem tutaj jeszcze napisać coś o alchemii i o reliktowej ziemi, która rodzi reliktowe rośliny, a także o reliktowych bestiach, które uatrakcyjniłyby ten świat i dodały więcej magii do świata bez magii, ale jest 2:29 i chyba odpadam, a chciałbym wam to ładnie zredagować. Już ten tekst pozostawia wiele do życzenia, ale kto wie kiedy znowu mnie najdzie wena na spisywanie pomysłów.

*Tutaj istotna jest wiedza na temat tego czym taka skorupa jest. Ze względu na biotechnologiczne zaawansowanie tych dwóch Przedwiecznych, zniszczenie ich materialnej skorupy nie oznacza ,,dezintegracji”. Oznacza przejściowe utrudnienie, które dla ludzi trwać mogłoby niezwykle długo, a w skali kosmosu byłoby zaledwie chwilą. Skorupa odnowi się na bazie fragmentów tego co z niej zostanie. Ostatecznie – Przedwieczny powróci na ten świat w takiej lub innej formie.

Co o tym sądzicie? Mi ten patent nawet podchodzi. Podoba mi się, że wplotłem elementy... no to nie jest sc-fi, ale dodałem do tego średniowiecza coś co nadaje temu uni nieco głębi i uzasadnienia dla ewentualnych fireballi (ja jeszcze je jakoś wplotę :D Jeszcze będą. kto nie lubi fireballi? :D).

Pozdrawiam.

Mam nadzieję, że mój zasilacz nie znajduje się na czarnej liście i że temat nie był wałkowany 1000 razy.
3  Heroes V / Problemy Techniczne / Gra się uruchamia : 21 Września 2016, 21:15:32
Dzień dobry.

Gra działa bez zarzutu, wszystko śmiga. Grafikę ustawiłem na wysokie detale i najwyższą rozdzielczość. Nie tnie się.

Dźwięk czyściutki, a laptop nawet się nie nagrzewa.

Ogólnie polecam.
4  Hyde Park / Aleja Graficzna / Twórczość Fasta i Bulbasaur : 17 Lipca 2016, 18:56:20
Chłopaki ja naprawdę nie wiem



Chyba bdiabeł, ale nie wiem.



Edit: Zmieniłem nazwę tematu. Jeśli chcesz, to zmień, byle by tytuł oddawał w całości treść tematu. /Sylú
Edit: Oksik, jest w porząsiu.
5  Hyde Park / Pogaduchy / Przeprosiny / Podziękowania : 16 Kwietnia 2016, 20:38:45
Przepraszam Pan Tawerna za spamowanie.

Więcej się to nie powtórzy, przyrzekam.


Sins forgiven.
6  Inne gry / Pozostałe / DOOM : 12 Listopada 2015, 00:39:29
Witam wszystkich bardzo serdecznie.

Wiecie co kochani? W 2016 wychodzi DOOM.
I wiecie co? Obraz przemówi do was na pewno bardziej niż megatona tekstu.

Sami zobaczcie:
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=CQpxDFExwhU" target="_blank">http://www.youtube.com/watch?v=CQpxDFExwhU</a>

Shooter w starym dobrym stylu 8)
Jaracie się? Bo ja wyczuwam w tym większy przebój niż w nowym Falloucie. Pomijam kwestię przemocy w gargantuicznej wręcz ilości.

Zapraszam do dyskusji.
7  Hyde Park / Pogaduchy / Wybory prezydenckie 2015 : 21 Marca 2015, 21:52:47
Witam.

Zakładam ten temat w ramach inwigilacji politycznej użytkowników Tawerny.

Otóż - nie upłynie zbyt wiele wody w Wiśle, a nadejdą wybory prezydenckie. Ciekawym, na kogo oddacie swój głos? Macie jakichś swoich upatrzonych kandydatów? Zważywszy, że coraz więcej użytkowników kończy 18 urodzinki i zyskuje czynne prawo wyborcze - możemy rozpocząć dyskusję, która przecież stanowi podstawę demokracji.

Zważywszy, że temat zakładam JA, alternatywy są dwie:
1) Temat umrze śmiercią naturalną w przeciągu paru dni
2) Moderatorzy uznają, że to trolling i od razu zamkną.

W związku z tym prosiłbym wszystkich stróżów tawerny o nie wybieranie drugiej opcji, zwłaszcza ze względu na fakt, iż jedna dyskusja o czymś innym niż ,,zbroja nowego rycerza śmierci imo jest do dupy" mogłaby nieco wnieść do tego forum.

Osobiście - żaden kandydat do końca mi nie podchodzi. Ich obietnice to gruszki na wierzbie i żaden z nich realnie nie patrzy na tak skomplikowany mechanizm jak prezydentura. Pozwólcie, że wytrę sobie pysk panią Magdaleną Ogórek, planującą pisać prawo od nowa, czy chociażby Korwinem chcącym wprowadzić karę śmierci (pieprzyć Radę Europy i Europejską konwencję praw człowieka) czy inne, równie ciekawe i równie abstrakcyjne życzenia niektórych kandydatów.

Liczę na merytoryczną dyskusję i spore rozbicie poglądów politycznych, tak aby każdy mógł w miarę zaprezentować swojego ,,wybrańca". Ostatecznie - nie byłem w stanie szczególnie zagłębić się w postulaty, co poniektórych kandydatów. Niektórzy zresztą skutecznie utrudniali to nie tylko mi, ale także mediom (chyba wszyscy wiedzą o kogo chodzi...).

Pozdrawiam i zapraszam.

EDIT: Dodałem trzy opcje, które w sumie wielu osobom mogą być bliskie, czyli:
1) Kompletne olanie wyborów jako forma ,,buntu", sprzeciwu, czy tam podkreślenia, że ma się wyjekiwi na tę bandę złodziei i w ogóle.
2) Oddanie głosu nieważnego, ze względu na fakt, że żaden kandydat nam nie pasuje.
3) Sytuacja, w której ja się obecnie znajduję, tj. sam nie wiem co zrobię i nie wiem czy któryś z kandydatów zasługuje na moje poparcie.

EDIT2
: Osoby, które poparły Janusza Korwina-Mikke zapraszam do dyskusji, jeżeli znajdą czas.
8  Hyde Park / Pogaduchy / Я Русский Оккупант | I'm a Russian Occupant : 09 Marca 2015, 11:46:50
Tak, to kolejny temat z serii - Fastu sra żarem :D
Ale nie bez powodu.
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=T65SwzHAbes" target="_blank">http://www.youtube.com/watch?v=T65SwzHAbes</a>

Spójrzcie kochani jak można ludziom wyprać mózgi :D

I powiem wam, że nawet nie przejąłbym się tym zbytnio, gdyby nie liczba ,,łapek w górę", która procentowo układa się dość wysoko.

Co o tym sądzicie?  ;>


9  Hyde Park / Pogaduchy / Malarstwo Petera Bruegla (starszego) : 10 Lutego 2015, 23:04:08
Zakładam ten temat w celu szerzenia kultury na tawernie. Otóż zauważyłem, że nikt do tej pory nie założył ani jednego tematu, poświęconego Peterowi Brueglowi (starszemu), co mnie wysoce zaniepokoiło.

Postanowiłem czym prędzej zapełnić tę kulturalną lukę i podzielić się z wami kilkoma obrazami, które w moim mniemaniu - obdarzone są tym czymś, co przyciąga wzrok i sprawia, że miło się na nie patrzy. Oczywiście, nie będę się posiłkował oklepanym ,,Triumfem śmierci", ale dołożę kilka innych, równie ciekawych obrazów.

Zapraszam do dyskusji, komentowania, dzielenia się także innymi obrazami, które wzbudzałyby ekscytację estetyczną.

- tytuł: ,,Powrót stada"
- technika: olej na desce
Typowa tematyka brueglowska. Ukazuje on życie wsi, choć to co kojarzy nam się z polską idyllicznością, tutaj nabiera nieco innego wymiaru :)


- tytuł: ,,Szalona Małgorzata"
- technika: również olej na desce
- tematyka: i tutaj zaczynają się schody :> Interpretacji mamy wiele i idąc za wikipedią: ,,Wielu badaczy próbowało wyjaśnić symbolizm obrazu i przedstawionych na nim postaci. Nie ma jednak między nimi zgodności. Tytułowa Małgorzata bywa interpretowana jako personifikacja lub alegoria herezji lub przemocy, jako zły duch albo uosobienie niestałości, szaleństwa, chciwości lub żądzy. Próbowano także odnajdować w malowidle nawiązania do Apokalipsy". A wy? Co dostrzegacie w tym obrazie? :)

I tak by zakończyć czymś znajomym:

- tytuł: ,,Walka postu z karnawałem"
- technika: a jak myślicie? :)

Nie ma tutaj już takiego pola do interpretacji, jak przy poprzednim obrazie, lecz jest wiele szczegółów, których można nie dostrzec na pierwszy rzut oka. Wobec tego polecam przyjrzenie się ,,Walce postu z karnawałem" w wyższej rozdzielczości, tak aby delektować się poukrywanymi tu i tam smaczkami ^_^

Pozdrawiam.
10  Hyde Park / Zaginione Zwoje - konkurs literacki / Zaćmienie nadziei : 15 Stycznia 2015, 23:54:04
* Opowiadanie zostało usunięte ze względu na jego niepedagogiczny i wulgarny charakter. Takie rzeczy to sobie pisz Fast do szuflady, a nie na forum Tawerny Herosów Majt end Medżik.

Nie pozdrawiam.

Loczek.


;( Loku...
11  Inne gry / Pozostałe / Dying Light : 23 Grudnia 2014, 01:54:06
Witam kochani.

Jak to mam w zwyczaju - zakładam kolejny temat o grze, której bardzo daleko do herosów... jednakże może ona was zainteresować. Skoro mnie - człowieka, który w życiu nie miał styczności z żadnym Walking Dead, ani nigdy nie jarał się zombiakami - zaintrygowała nowa, [strong] polska [/strong] gra, to czemu nie miałaby porwać i was? :D

Otóż - dla niewtajemniczonych - Dying Light to gra akcji w klimatach survival horroru, która łączy rozwiązania znane z Dead Island i Mirror’s Edge. Do dyspozycji dostajemy otwarty świat z dynamicznym cyklem dnia i nocy, mającym znaczące przełożenie na rozgrywkę.

Jak to wygląda? Ano póki co wygląda bardzo zgrabnie. Dla osób, które cenią sobie swój czas polecam ten dev diary:
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=3BOa0yAycjk" target="_blank">http://www.youtube.com/watch?v=3BOa0yAycjk</a>
Fakt, mowa tutaj głównie o elementach mirrorsowskich, ale to najciekawszy element gry, so...

Dla tych, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej polecam inne filmiki z tegoż kanału. Mi do gustu przypadł zwłaszcza ten:
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=rb5AkhG_JG8" target="_blank">http://www.youtube.com/watch?v=rb5AkhG_JG8</a>
...w którym decydujemy jak ma się zachować nasza postać.

Osobiście - wydaje mi się, że mamy czym się jarać i wróżę grze komercyjny sukces. Nie staje ona w szranki z żadnym wiedźminem, ani nie będzie musiała rywalizować z inną grą o zombie, w którą ładowane będą grube miliony (a w zasadzie nie w samą grę, tylko w reklamy tejże...), a więc - co może pójść nie tak?

Co zaliczam na + ?
+ Tryb dnia i nocy - świetne, aczkolwiek proste i ,,nieoszukane" rozwiązanie, które stanowi ciekawe urozmaicenie.
+ Swoboda - i mówię tu nie tylko o otwartości świata, ale też indywidualizacji sposobu grania.
+ Desing zombie - powiązane nierozerwalnie z cyklem dnia i nocy - powolne, słabe i miłoeksterminowalne zombie dzienne, i monstra wyskakujące na nas po zmroku.
+ Elementy audiowizualne - bardzo ładna grafika, szmerum bajerum pikselum pięknie wykorzystane, cieszy to oko.
+ Realistyczna noc - to jeszcze a propos dnia i nocy, ale mi się przypomniało - na trailerach i gameplayach widać, że to nie jest niebieski filtr nałożony na silnik, ale prawdziwa ciemnica, gdzie bez latarki ani rusz. A jak rusz - to wiedz, że [wspaniałe!] przyciągniesz zombie.
+ Pułapki - fortyfikowanie miasta po to aby wyrównać nocne starcie z zombie? Wspaniały patent. Znowu możliwość indywidualizacji strategii. Jeden będzie biegł na przełaj polegając na zręczności, drugi ustalał tak trasę aby zaskoczyć przeciwników, a trzeci będzie się skradał. Fajno.

Co martwi?
Mnie póki co nic, bo jestem na etapie egzaltacji towarzyszącej pięknym filmikom promocyjnym. Taki stan jednak szybko mija i coś czuję, że wraz z rozwojem dyskusji - o ile taka w ogóle się wywiąże, choć tutaj raczej możemy się wyłącznie wymieniać wrażeniami z tralierów - zaczniemy punktować jakieś potencjalne wady.
12  Hyde Park / Humor / Strefa Orkowo-Tatarsko-Krześlana : 13 Listopada 2014, 12:23:25
Witam.
Zapraszam.



Przysłowie na dziś:

#justtatarskiethings
#fast'sstaff
#fame
#loczekniekasujprosze


Słowo na dziś: bałdyga
Bałdyga - zbindowany, poczwórny kreślak obusieczny o zakrzywionej głowni i prostym ostrzu, najczęściej węgierski choć zdarzały się też egzemplarze sprowadzane z innych planet, używane w ostateczności, gdy inne środki przymusu pośredniego okażą się nieskuteczne = długopis.
13  Inne gry / Pozostałe / Sherlock Holmes: Zbrodnia i kara : 09 Października 2014, 20:02:41

Witam wszystkich w kolejnym temacie poświęconym grze, która akurat wpadła mi w łapki. Dzisiaj zamiast strategii czy porządnego FPS-a, na warsztat wezmę [nie]klasyczną przygodówkę z królem detektywów - Sherlockiem Holmesem.

Najpierw jednak zachęcam do obejrzenia trailera:
#Link do YouTube niepoprawny#

Jak przystało na grę z Sherlockiem w roli głównej przyjdzie nam znowu rozwiązywać zagadki kryminalne, przy czym istotny jest fakt, iż w tej części brakuje jednego wątku-wiodącego. Mamy do rozwiązania 6 spraw, które nie są ze sobą powiązane. W pewien sposób, pozostawia to wrażenie niedosytu, zwłaszcza, że na każde śledztwo przypada średnio 2h grania... (zgodnie ze steamem grałem 12h, przy czym zapewniam, że daleko mi było do speed-ranu, więc nie jest to szczególnie porażający wynik).

Mimo tego, gra jest bardzo przyjemna, a kolejne zagadki rozwiązuje się z przyjemnością. Jedyna zastrzeżenie jakie można mieć do twórców to zbytnie wzorowanie się na książkowych-sprawach, bowiem fani powieści z Sherlockiem, mogą się czuć poirytowani auto-spoilerem wynikającym ze znajomości literatury.

Do kwestii stricte technicznych nie można się przyczepić, bo pod względem audio-wizualnym gra wypada bardzo dobrze. Fakt, w okolicach 4-tej sprawy niektóre nuty zaczynają się powtarzać, ale są one klimatyczne i ładnie się wpasowują do otoczenia. Dodatkowo nie są szczególnie nachalne, w sam raz do posłuchania gdzieś tam w eterze.

Jeżeli chodzi o mechanikę zaś, to wiele osób może irytować ,,samograjność" nowego Sherlocka. Poziom trudności jest wręcz śmieszny. W tej grze nie da się utknąć... Po prostu - wszystko rozwiązuje się jak po sznurku. Szkoda papieru na poradniki, które dołączono do pudełkowej wersji gry.

A teraz zarzuty właściwe...
W cholerę potencjał tej gry zmarnowano.

Pierwsze wrażenie jest bardzo dobre. Nowością w tej serii staje się wybór moralny i możliwość błędu w śledztwie. Fakt, że mało jest debili, które źle by rozwiązały jakąkolwiek sprawę (zgodnie ze statystykami zawartymi w grze poprawnie sprawy rozwiązuje około 70-90% graczy). Wszystko zmienia się jednak w momencie podejmowania wyboru moralnego. Otóż ja, najwyraźniej mam jakąś dziwną moralność bo podobnych do moich decyzji dokonało (sprawa numer 3 dajmy na to...) dokonało raptem 30% ludzi. W innej - również dyskusyjnej pod względem moralnym - sprawie sytuacja miała się podobnie, ale...

Po pierwsze bardzo ciekawy mechanizm moralności został imo strasznie uproszczony. Gracz nie czuje konsekwencji podejmowanych decyzji, a szkoda. W dodatku portrety niektórych postaci są zbyt płaskie. Nie czuje się oporu przed skazaniem de facto na karę śmierci jakiegoś gbura, złodzieja, chama i zimnokrwistego mordercę. Ja wątpliwości co do wyroku miałem tylko w 2 sprawach (w tych, w których postąpiłem inaczej niż większość graczy), ale to bardzo mało, bo w pozostałych wybory moralne są złudne.

Na rzecz morderców najczęściej mało co przemawia i ludzie dokonują tych samych wyborów. W jednej ze spraw podział % graczy na decyzję A i B wyglądał tak, że 95% wybierało A, a reszta B... i to pewnie przez to, że źle kliknęli.

To również uważam za wielki błąd... I kolejny błąd, o którym już wspomniałem - to [niemalże] brak jakiegokolwiek konkretnego outra do zamykanych spraw. O tym co się stało z bohaterami poprzedniego rozdziału możemy się enigmatycznie dowiedzieć z otrzymywanych listów (i nie oczekujcie za wiele, jeden na sprawę i zdarza się, że nie ma w nim nawet słowa o postaciach, które by nas interesowały).

Naszym oczom nie zostanie też ukazana żadna sekwencja z np. egzekucji ludzi, bądź następstwa ważniejszych decyzji (np. /prochowy wybór/ w ostatniej misji). Gdyby autorzy pokusili się o wprowadzenie czegoś takiego i pogłębili portrety psychologiczne niektórych postaci (a mieli ku temu możliwości i zapał, co widać chociażby po specjalnym systemie tworzenia takowego na podstawie pierwszej rozmowy [czas się na chwilę zatrzymuje, a Sherlock na podstawie wyłapanych szczegółów wyglądu dochodzi do wniosków na temat - dajmy na to - przeszłości danej postaci. Niestety z czasem ten system przestaje czemukolwiek służyć, a sprowadza się do polowania na piksele]) to faktycznie podejmowanie wyborów moralnych mogłoby nie być takie łatwe.

Wrócę jeszcze na moment do poziomu trudności, bo powiedzieć, że gra jest łatwa to za mało.

Jest banalna. Niektóre sprawy są tak oczywiste, że aż czeka się na kolejną, bo ta nie stanowi wyzwania. Jest jednak jedno ,,ale" - najłatwiejsza sprawa w grze w zasadzie jest najtrudniejszą, bowiem ustalenie, że ,,zabił lokaj" to kwestia 30 minutowego posiedzenia i szybkiego zebrania paru dowodów, ale już decyzja moralna... no tu już może być różnie i faktycznie jest różnie :D

Rodzi się pytanie - czemu tak się nie dało w innych sprawach, gdzie wybory moralne są wręcz oczywiste? Nasuwają się same, zupełnie jak rozwiązania poszczególnych spraw.

Kolejny element, który mi się nie spodobał i który mnie zawiódł - to brak jakiegokolwiek życia w lokacjach. Na poszczególnych ,,levelach" spotkamy max. 3-5 postaci i nic poza tym. A niektóre lokacje aż proszą się o wypełnienie ich ludźmi, jak chociażby jedna londyńska uliczka w ostatnim rozdziale, którą widziałem w trailerze wypełnioną ludźmi. Szkoda, szkoda i jeszcze raz szkoda, bo twórcy mogli odwzorować wiktoriański Londyn, który chętnie obejrzałbym na nowym-starym silniku graficznym, który spisuje się w grze bardzo dobrze. Naprawdę - lokacje same w sobie są bardzo ładne.

Co jeszcze może irytować? Mała liczba minigier. Fakt, ciężko żeby na każdy rozdział przypadało nie wiadomo ile nowych minigier, ale mimo wszystko najczęściej przyjdzie nam otwierać zamki i nic poza tym. Od czasu do czasu pojawi się jakiś QTE, ale nie będzie to nic szczególnego. Ot, klikaj ,,A"; klikaj ,,W"; szybko naciskaj LPM i tak w kółko.

Kolejny zarzut to nieśmiertelność Sherlocka. I nie chodzi mi o to, że się nam Holmes zwampirzył, ale jego po prostu nic nie ma prawa tej grze ruszyć. Jemu nic nie może się stać. Może to jakaś pokuta za skopanie silnika fizycznego (pojęcie kolizji jak było tak pozostaje zapomniane, no ale to detal...). Tak - w tej grze Sherlock jest nieśmiertelny, nie da mu się nic zrobić. A szkoda. Rozwiązując zagadki morderstw nie czuć nawet przez chwilę dreszczyku niepokoju, jaki towarzyszy stąpaniu po cienkiej linii życia (wszak morderca mógłby przecież spróbować pozbyć się najwybitniejszego umysłu detektywistycznego depczącego mu po piętach prawda? To zresztą sugeruje trailer, w którym widzimy pościgi, otrucia, przepychanie się przeze tłum - ZAPEWNIAM w tej grze tego nie ma. Fakt, każdy rozdział kończy się jedną, decydującą sekwencją zręcznościową, ale to tylko taki 3 sekundowy sprawdzian czy zdążymy kliknąć co trzeba i w sumie tyle. Pierwszy rozdział kończący się bójką zdawałby się sugerować co innego, ale faktycznie - na tym ,,sekwencje dynamiczne" się kończą).

Na zakończenie mógłbym dodać, że zawiodło mnie nie wykorzystanie zbyt wiele razy szafy Sherlocka z różnymi przebraniami. W ciągu tych 6 rozdziałów może ze dwa razy zdarzyło mi się mieć konieczność zmiany outfitu by zinfiltrować dane środowisko... ,,Zinfiltrować".... Szumnie brzmi, a sprowadza się w sumie tylko do ,,postać A nie przepuści cię w tym stroju dalej, zmień strój, postać A ni cholery nie wie kim jesteś i cię przepuszcza''. Tutaj również trochę widać zmarnowany potencjał bo misje ,,szpiegowsko-infiltracyjne" mogłyby dodać skrzydeł paru sprawom. Konieczność przeniknięcia w jakieś sfery i umiejętne prowadzenie poszczególnych dialogów (+ konieczność wykorzystania systemu tworzenia portretu danej postaci na podstawie jej wyglądu i wyłapanych szczegółów ubioru [system o jakim pisałem wyżej, przy okazji spotykania po raz pierwszy różnych ludzi]) otwierałoby cały wachlarz możliwości.

Wiecie co jeszcze wam powiem? Ta gra jest dla ludzi, którzy nie umieją przegrywać. Tutaj się tego NIE DA zrobić. Fakt, można podjąć złą decyzję co do zabójcy jak się jest idiotą albo jak się podejmuje decyzję kierując się zasadą ,,niemożliwe, to zbyt proste", ale napisu ,,game over" nie uświadczymy. Zdarza się również, że źle wybierzemy linię dialogową (spokojnie, nie podejrzewajcie twórców o tak skomplikowane linie, po prostu raz na rozmowę z daną postacią, by wyciągnąć od niej więcej musimy podjąć temat jakiegoś szczególiku na podstawie którego Sherlock wydedukuje ,,to i to"), ale jeżeli źle klikniemy, to naszym oczom zaraz ukaże się napis: ,,wybierz jeszcze raz" czy tam ,,wybierz poprawnie"... No i klikamy do skutku.

Ta gra to wspaniałe lekarstwo na syndrom ,,dark soulsów".

Narzekam i narzekam, ale gra w sama w sobie jest dobra i warta wydania na nią tych pisiont lub więcej złotych. W gruncie rzeczy rozwiązywanie zagadek jest całkiem odprężającym zajęciem, zwłaszcza, że gra nie zmusza nas do jakichś nagminnych polowań na piksele czy siedmiokrotnego sprawdzania czy aby na pewno nie pominęliśmy jakiegoś zabłąkanego elementu na miejscu zbrodni. Dlaczego tak? Bo gdy zrobimy już wszystko co jest do zrobienia np. przy trupie, to po najechaniu na niego wyświetli nam się ikonka podświetlona na zielono, informująca, że wszystko już jest zrobione. To również sprawia, że gracz nie marnuje czasu tylko idzie jak burza.

Na pochwałę zasługuje rezygnacja z systemu point and click, bo poruszanie się po świecie Sherlockiem samym w sobie jest znacznie fajniejsze. Miłym udogodnieniem jest również wprowadzenie sytemu widzenia w I-szej osobie. To również bywa pomocne.

Cała masa zarzutów i mocna krytyka, ale gra imo zasługuje na ocenę 8/10. Albo przynajmniej mocną siódemkę. Te 12 godzin dobrej rozrywki i intelektualnego [prawie]wysiłku sprawdza się idealnie na jesienne wieczory. Na pochwałę zasługuje także solidne aktorstwo i [znowu] oprawa audio-wizualna. Zwróciłbym również uwagę na coś o czym wcześniej nie pisałem, a mianowicie - różnorodność spraw. Nie ma tutaj banalnych motywów w stylu ,,lokaj zabił, pokojówka była z nim w zmowie, stary ogrodnik wcale się nie zabił, tylko kucharz upozorował jego śmierć", a jak już są to do głosu dochodzą wybory moralne pogłębiające wymiar niektórych spraw. Na pochwałę zasługuje także system dedukcji polegający na zmyślnym łączeniu wskazówek. Wraz z postępem w śledztwie zyskujemy kolejne tropy, które łączymy, a one dają nam określone wnioski. Następnie łączymy je i dochodzimy do konkluzji...

Tylko, że tych konkluzji może być całkiem sporo. Cały system dedukcji opiera się na ,,albo A, albo B, a jak B to C, a nie D, chyba, że zamiast A, damy E" co w praktyce sprawdza się bardzo dobrze. Fakt, różnych rozwiązań nie będzie znowu nie wiadomo ile (nawet niektóre wersje, jak i podejrzani, mam wrazenie, że są umieszczeni w grze trochę na siłę), ale zwykle na sprawę pojawiają się cztery konkluzje między którymi wybieramy. To również miłe urozmaicenie.

W grze zastosowano również ciekawy system talentu i wyobraźni. O ile ten pierwszy to po prostu sherlockowy tryb detektywistyczny a'la Batman, o tyle to drugie wygląda już nieco ciekawiej. Po jego uaktywnieniu możemy zobaczyć rekonstrukcję wydarzeń (zdarza nam się - co także bardzo dobrze się sprawdza w grze - ustalać przebieg danych sytuacji etc. ) i dojść do odpowiednich wniosków. Najpierw jednak ustalamy chronologię (co to też jest banalnie proste).

Jeżeli jesteś weteranem gier przygodowych i na szukaniu pikseli po całym monitorze dorobiłeś się wady wzroku - to nie wiem czy masz czego tutaj szukać... Albo inaczej - na pewno gra ta nie będzie wyzwaniem, ale dla samego zaznajomienia z odświeżonym systemem gry i mile spędzonym czasie - warto się tą grą zainteresować. Osobiście jednak sądzę, że ten Sherlock miał po prostu przyciągnąć do serii nowych fanów i właśnie do takich ludzi jest adresowany... A więc np. do mnie, bo mnie nowy Sherlock oczarował i nie ma opcji, bym nie kupił kolejnej części. Przy czym od zagadki jakiegoś tam kolczyka się odbiłem w momencie kiedy w poradniku w internecie się okazało, że przegapiłem jakiś zabłąkany piksel, który unieruchomił mnie na 15 minut. Szybka dedukcja doprowadziła mnie do wniosku, że nie mam co marnować czasu na taką grę, bo nerwów szkoda. Tutaj jednak nic takiego człowiekowi nie grozi - i tym lepiej. Dzięki temu mogę bez jakichkolwiek przeszkód zachęcić wszystkich do zakupu. A zatem...

Zachęcam do zakupu, bo chciałbym żeby nowy Sherlock stał się komercyjnym hitem. Oby frogewars zarobiło na nim jak najwięcej i jak najszybciej zajęło się kolejną częścią, w której mam nadzieję, będziemy mogli podjąć się już jakiegoś znacznie bardziej skomplikowanego śledztwa (albo może śledztw?).

Pozdro, elo, piona, zachęcam do dyskusji, prawilnie, joł.
14  Inne gry / Pozostałe / Alien Rage - czyli sieczka za 2 dychy : 04 Września 2014, 01:14:52
Tak, to kolejny temat z cyklu ,,Fast pisze recenzję".

Tym razem padło na FPS polskiego studia CI - Alien Rage, innymi słowy:

BÓL DUPY KOSMITÓW

Brzmi nieźle nie? Sama gra też jest niczego sobie, nie będę was trzymał w niepewności. Tym niemniej...

Pierwsze wrażenie.
Było bardzo średnie. Grafika całkiem ładna, ale piksel, szmerum bajerum i mnóstwo ognia przy szczelaniu z karabinów + oponenci zlewający się z otoczeniem sprawili, że w ostatecznym rozrachunku eksterminacja niemilców była odrobinę niekomfortowa. Co więcej - jako wyjątkowo uparty Fast nie chciałem przyswoić tego, że nasz główny bohater stylizowany na Schwarzeneggera, wcale nie jest tak mocny jak Arnie i dwie serie przyjęte na ryj potrafią go zabić. Cóż... Nie móc przejść pierwszego etapu gry... frustrujące... Gdyby nie prawo rzeczy zakupionej, najpewniej w ogóle odbiłbym się od tej gry i już do niej nie wrócił. No, ale postanowiłem dać tej grze drugą szansę. I znowu mnie zabili przed punktem kontrolnym. I trzecią. Też padłem. Aż w końcu szwagier przeszedł pierwsze dwa punkty kontrolne żółwią metodą, udowadniając mi, że to nie jest gra w stylu Painkillera i że na Rambo tego się nie da przejść. Graliśmy na najłatwiejszym poziomie trudności...

Drugie wrażenie.
Jestem upartym Fastem i nie odpuszczam tak łatwo. Widząc, że szwagier dobił do któregoś już z rzędu punktu kontrolnego przejąłem stery. I powiedziałem sobie w duchu - nie chciał wół do niedzieli, to mu góra upier[jabłko] łeb. Krótka piłka. Szwagier cały czas grał jakimś karabinkiem i przechodził poszczególne etapy w akompaniamencie precyzyjnych headshotów poprzedzonych dość długim wyczekiwaniem na odpowiedni moment do wystrzału. Po snajpersku niemalże.

Ja niestety jestem niecierpliwy i się w tańcu nie pier[ananas]. Zmieniłem broń na jakąś dziwaczną szczelbę i... nagle okazało się, że jestem cholernie dobry w tę grę. Teraz przechodziłem kolejne punkty kontrolne, a wokół mnie padali wszyscy kosmici, którzy zbliżyli się na odległość metra. A jak nie mieli ochoty się zbliżyć to ja do nich dobiegałem tak, że ich karłowate AI nie było w stanie wystarczająco szybko zareagować. Jak nie strzelba to jeb przez łeb. Metoda równie skuteczna, co prosta i mało finezyjna. Ale ile frajdy dawała ^_^ Kiedy jednak robiło się za gorąca, odpalałem tzw. strzał alternatywny, który tutaj oznacza najzwyklejszy w świecie granatnik.

Wtedy wyszło na moje - tę grę można przejść na Rambo 8)

Piksel Szmerum Bajerum
Wtedy właśnie je doceniłem, na przekór wcześniejszym narzekaniom. Efektowne wybuchy i spora skala zniszczeń cieszyła oko. Ilość wyskakujący bonusów, punkcików i ,,aczików" zaś, przywodziła na myśl Bulletstorma, który także uważam, za jeden z najbardziej satysfakcjonujących FPSów ostatnich lat. Po przejściu paru kolejnych punktów kontrolnych przyszedł czas na pierwszego bossa. Centuriona jakiegoś. Wielkie to, zakute w ciężki pancerz i przywołujące po jakimś czasie kumpli. No i wtedy ze szwagrem na chwilę się zatrzymaliśmy... Ani jego metoda precyzyjnych strzałów i skupionego ognia, ani moja masowa rozwałka nie były w stanie gościa zatrzymać.

Aż wreszcie połączyliśmy nasze style za sprawą... kolumienki. Otóż to :D Głupia rzecz, ale dzięki niej pokonaliśmy pierwszego bossa. Wspominałem o sporej skali zniszczeń itd. Faktycznie otoczenie jest ,,niszczalne", lecz mamy również elementy z adamentium czy innego czegoś, których nawet strzał z granatnika nie przebije. Takim czymś właśnie była kolumienka w rogu sali, za którą Arnie mógł się ukryć i odsapnąć trochę (mamy tutaj do czynienia ze starym, sprawdzonym systemem autoregeneracji, choć paść i tak jest tu dość łatwo). Łącząc to z moim talentem do zasypywania wroga ogniem ze wszystkiego co się da, centurion za drugim podejściem padł.

Im dalej w las...
...tym większa sieczka. Kolejne /levele/ przyniosły jeszcze większą liczbę niemilców i konieczność absolutnej rezygnacji z trybu ,,snajpera", a skupieniu się na stylu Rambo. I przyznam szczerze, że jeden albo dwa fragmenty po prostu przebiegłem, po drodze okazjonalnie roznosząc stworki, które weszły mi w drogę. Wystarczyło dobiec do jakichś drzwi i nacisnąć odpowiedni przycisk, by uaktywnić przejście do kolejnej sekcji. OGROMNY PLUS, że twórcy nie kazali mi siekać całego mięsa jakie za sobą zostawiłem, bo chyba bym się pochlastał a nie zmielił te ludziki, które wyminąłem.

Fabuła
Nie stwierdziłem. Serio, nie wiem o co w tej grze chodzi. Fakt, mamy jakąś stację kosmiczną i złych kosmitów, którzy kradną jakąś cenną substancję, no ale to tylko pretekst żeby siać radosny zamęt i eksterminować kolejne kilogramy biegającego mięcha. ALIEN RAGE to NIE JEST fps dla wykształciuchów, jak np. Bioshock. Sory Pusiu, tutaj tylko szczelamy. Teorii równoległych wszechświatów nie znajdziemy. Pytań o naturę człowieczeństwa nie uświadczymy.

Ale uświadczymy 12 rodzajów broni z dwoma trybami strzelania i bardzo szybkie tempo gry, połączone z satysfakcjonującym gameplayem. Kiedy już wyuczymy się pewnych zasad i zachowań - przechodzenie kolejnych etapów nie należy wcale do tak trudnych na jakie wyglądały na początku. Co więcej! - to nie koniec rewelacji. Z czasem nasz wojak odblokowuje bonusy. Za ich sprawą Arnie zostanie nieco dopakowany i będzie mógł iść przez kolejne plansze przy jeszcze głośniejszym akompaniamencie wybuchów, strzałów i wrzasków złych kosmitów.

Co do samych kosmitów... Podobnie jak z fabułą - ciekawi to oni nie są. Fajnie wybuchają. Czasami zleją się z otoczeniem. Poza tym, niektóre monstra mają jakiś taki kamuflaż a'la predator, więc ich najczęściej wykańcza się sierpowym (czasami staropolski system jeb przez łeb, sprawdza się 3x lepiej niż szczelanie z karabinu).

Wracając jednak do szczątkowej fabuły gdyby jednak kogoś to interesowało...
Mamy w grze liczne audio-dzienniki, które nawet niektórzy chwalą. Ja nie wiem co o nich myśleć, bo ich nie słuchałem. Śpieszyło mi się do kolejnych pomieszczeń, w których mógłbym wystrzelić salwę z granatnika. Tym niemniej ktoś gdzieś w internetach chwalił je i porównywał (o dziwo, na korzyść dla Alien Rage'a) do dzienników z Bioshocka. Z tychże pamiętników (bo - a jakże - mamy do czynienia z konwencją wspomnieniową pracowników stacji, bo akcja gry osadzona jest na jakiejś stacji kosmicznej) dowiadujemy się co nieco o historii miejsca, po którym biegamy. Ja tam jednak zbyt wiele czasu spędzam przy historii Polski i nie tylko, by myśleć nad tym - czemu nie dogadamy się z panami-kosmitami?

A reasumując...

Muszę powiedzieć, że Alien Rage to przede wszystkim UCZCIWA GRA. Stary, dobry, staroszkolny FPS, w którym dostajemy duże pukawki, dużo mięcha do przemielenia i dużo wybuchów. Może w Cryisicie 9 Piksel Szmerum Bajerum byłoby lepsze i antyszpajling x90 działałby 30x lepiej. Może w Aliens: Colonial versus Marines in Space 12 konstrukcja levelów byłaby odrobinę lepsza. Może w Dead Space 5 oddano by chociażby w fenomenalny sposób atmosferę zaszczucia i mroczny klimat opuszczonej stacji kosmicznej...

No, ale tu jest tak fajna rozpierducha, że rozgrzeszam Alien Rage ze wszystkich grzechów.

Ból Dupy Kosmitów to chyba najlepszy dostępny obecnie FPS w swojej kategorii wagowej (czyli produkcja klasy B, nastawiona na szybkie przejście, ładny wygląd i zgrabny gameplay). W dodatku zrobili ją Polacy ;____; [łzy wzruszenia].

Podchodząc do tej gry praktycznie bez jakichkolwiek oczekiwań, prócz jednego - muszę powiedzieć, że spełniła ona wszystkie moje oczekiwania (to jest - znowu - radosna rozpierducha).

Jeżeli macie wolne 2 dychy i odrobinę cierpliwości to zakupcie tę grę i spróbujcie nie rzucić jej w kąt po pierwszym etapie, gdzie - być może tak jak ja... - będziecie co chwila padać... Ale i tak warto się trochę pomęczyć, by potem biec sobie spokojnie przez piekło, w międzyczasie strzelając kosmitom ze strzelby w ich szczękoczułki czy tam inne głowotułowia ^_^

Aha.

Tak, stricte /liczbowo/ to tej grze należy się takie naciągane 6/10. Jeżeli jesteście czepialscy to powiedziałbym nawet, że 4+/10, bo jest się do czego przyczepić.

Ale, że ja nie jestem czepialski i w sumie to się świetnie bawię udając Rambo, tam gdzie twórcy chyba nie myśleli, że ktokolwiek będzie próbował przechodzić sekcje w iście Painkillerowskim stylu - wystawiam Alien Rage'owi 8/10 8)

Gra otrzymuje również Znaczek Fastości.
15  Hyde Park / Zaginione Zwoje - opowiadania / Wyspa Św. Wiktorii : 16 Czerwca 2014, 22:12:48
Nie dam za wygraną, będę wrzucał jednostrzałowce dalej 8)
Enjoy 8)

J.F. Kennedy: ,,Ask not what your country can do for you, ask what you can do for your country”.
-  John F. Kennedy's Inaugural Address, January 20, 1961.

Dochodziła godzina 20:00, kiedy Jimmy wszedł do jednej ze swoich ulubionych chińskich restauracji na przedmieściach Bostonu. Nie był fanem chińszczyzny i mięsa podejrzanego pochodzenia, ale lubił tutaj jadać. Szansa na to, że spotka kogoś ze swoich znajomych w takim miejscu była nieporównywalnie mniejsza, niż w jakiejś knajpie, w centrum miasta. Poza tym robili tutaj nawet niezłą kawę. Chociaż... W sumie, to nie robili dobrej kawy, ale kelnerki, które ją podawały były na tyle ładne, że Jimmy był gotów wiele wybaczyć temu dziwnemu, kofeinowemu eliksirowi. Wypił kolejnego łyka i przewrócił stronę lokalnej gazety, natrafiając na kolejny artykuł o nowo wybranym prezydencie J.F. Kennedym. ,,Może jednak powinienem był głosować na Nixona…” – przemknęło mu przez myśl. Spojrzał na kolejny nagłówek: ,,Ask not what your country can do for you, ask what you can do for your country”.

-Pięknie powiedziane – mruknął na wpół ironicznie pod nosem, zastanawiając się co jeszcze może zrobić for my country.

Oderwał się na chwilę od lektury i rozejrzał dyskretnie po restauracji. Było pusto, nie licząc kilku motocyklistów (od razu ich poznał, po kurtkach z emblematem jednego z tutejszych pseudo-gangów) o dziwo, siedzących cicho w kącie i pijących tę chińską parodię piwa. Po chwili dostrzegł też nową kelnerkę, która najwyraźniej chwilę temu przyszła na nocną zmianę. Nie widział jej tutaj wcześniej. Średnia. Nie w jego typie. Trochę za szeroka w ramionach i za wąska w biodrach. Chociaż o delikatnych rysach twarzy.

-Podać coś jeszcze? – zapytała wysokim, lecz delikatnym głosem i zabrała pustą filiżankę po kawie ze stołu Jimmy’ego.

- Nie, dzięki – odparł szybko. O delikatnych rysach twarzy i nienachalnym uśmiechu… zmienił pierwotną ocenę. Ładna.

-Jimmy, staruszku! – z zamyślenia wyrwał go głos starego znajomego, który jakimś cudem odnalazł go na tym zadupiu. Scott Novak przekroczył właśnie próg restauracji i dziarskim krokiem zbliżał się do azylu Jimmy’ego, kiedy ten odprowadzał wzrokiem kelnerkę – Już myślałem, że cię dzisiaj nie znajdę! – mężczyźni wymienili uścisk dłoni. Jimmy gestem wskazał swojemu, dużo młodszemu kumplowi krzesło naprzeciw niego i podjął:

-Siadaj i opowiadaj. Znowu muszę ratować wasze dupska? – zmierzył swojego rozmówcę drwiącym spojrzeniem i uśmiechnął się lekko. Pomimo tego, że Jimmy odszedł z Agencji Pinkertona już dawno temu, to nie raz, nie dwa, jego pomoc okazywała się bezcenna. Ciężko powiedzieć dlaczego tak się działo, ale Jimmy miał po prostu cholerny talent. Nie był dobry, tylko najlepszy. Najpewniej wrodzony perfekcjonizm. Dobre geny po ojcu. Tak czy inaczej miał coś a’la szósty zmysł. Nawet z matematycznego punktu widzenia, wydawało się to uzasadnione. Ostatnimi czasy zaczynał szwankować mu nieco wzrok, więc zmysł do kryminalistyki należał mu się, jak psu buda. 

-Nie tym razem! – odparł podekscytowany młodziak i rzucił jakiś plik papierów na stolik.

-Nono. Znalazłeś mi robotę? Przecież wiesz, że nie narzekam ani na brak gotówki, ani na brak zajęć – tu zrobił krótką pauzę i spojrzał raz jeszcze na Scotta, któremu uśmiech za nic nie chciał zejść z twarzy – radzę sobie.

-Radzenie sobie jest do dupy! Obiecałem ci, że odwdzięczę się za pomoc w sprawie Shelby’ego i dotrzymam słowa! Spójrz na tę sprawę i posłuchaj mnie przez chwilę, a wszystko ci się rozjaśni.
Rzucił okiem na poszczególne dokumenty. Samobójstwo jakiegoś chorego psychicznie mężczyzny… wyspa na Atlantyku, niedaleko Corvo… przerzucił kilka kolejnych stron. Plany budowy ekskluzywnego kurortu na miejscu byłej placówki wojskowej i naukowo-badawczej… prace archeologiczne…

-W porządku. Chyba już łapie – tutaj jego rozmówcy zaświeciły się oczy - Wymieszałeś dokumentację z kilku różnych spraw, a efekt tak cię rozbawił, że postanowiłeś mnie o tym poinformować? Przyznaję. Niezłe. Niezłe Scott, ale popracuj jeszcze nad tym. Dorzuć coś weselszego - Scott zrobił kwaśną minę i spojrzał wściekle na Jimmy’ego, który odpowiedział mu złośliwym uśmieszkiem.

-Wiedziałem, że nie raczysz się dobrze wczytać w tę dokumentację. Słuchaj, w dużym skrócie, nasza agencja musi wysłać jakiegoś detektywa na wyspę, na Atlantyku, by zbadał sprawę samobójstwa jednego z tamtejszych pensjonariuszy. 

-A to nie jest aby zadanie federalnych?

-Tak, dlatego dadzą ci kogoś do pomocy. Najpewniej jakiegoś gnojka. Komu chciałoby się jechać na taki… wyspę.

-Na taki wypizdówek chciałeś powiedzieć?
Scott przewrócił oczami i kontynuował:

-Tak czy inaczej, dostaniesz znowu swoją legitkę, jakiegoś smarkacza pod opiekę, pojedziesz tam, stwierdzisz zgon, bo śmierć i et voilà! Wracasz, dopisują ci kolejną sprawę, a następnie złoży się wniosek o jakieś szczególne odznaczenie albo coś takiego.

-Najbardziej podoba mi się fragment - ,,wniosek o jakieś odznaczenie” i ,,albo coś takiego”. Dostanę medal z plastiku i wpiszę się do jakiejś ładnej książki? Po to mam się wlec na taki… wyspę? – tutaj najlepiej jak umiał naśladował głos Scotta.

-Masz się tam wlec, bo krewna zmarłego również niedawno zmarła, a przed śmiercią postarała się o to, by spora część jej spadku trafiła w ręce człowieka, który doprowadzi sprawę tego psychola do końca. Wiesz, sprowadzenie zwłok, godny pochówek, no i ustalenie przyczyny zgonu.

-W życiu nie słyszałem większego idiotyzmu – w tym miejscu uderzył pięścią w stół i wybuchł tak gromkim śmiechem, że nawet motocykliści siedzący w kącie restauracji spojrzeli się na niego jak na chorego psychicznie. Przynajmniej nie słyszeli co wywołało jego rozbawienie…

-Śmiej się! Ale założę się, że wielu z Agencji Pinkertona połasi się na łatwy zarobek. Pomyśl tak; jedziesz tam, siedzisz sobie dwa tygodnie albo krócej w zależności od potrzeb, bo fragment o kurorcie wakacyjnym również nie został wzięty z powietrza, czy jak wolisz z innej teczki, a potem wracasz z denatem, zakopujesz go i odbierasz honorarium. I gotowe! Proste jak drut!

-Jak drut! – powtórzył dalej rozbawiony Jimmy i z trudem powstrzymał się od kolejnego wybuchu śmiechu.

-Co cię tak bawi, Hollywood? – ,,Czyżby żarty się właśnie skończyły?” – przemknęło przez myśl Jimmy’emu. Kiedy Scott zaczynał mówić do niego per ,,Hollywood” znaczyło to, że był strasznie poirytowany. Tym niemniej Jimmy lubił ten pseudonim. Przypominał mu on o starych czasach, kiedy Jimmy ,,Hollywood” Havoc zamykał sprawę, za sprawą i to w bardzo spektakularnym stylu. Stąd ten alias. ,,Staruszek” wyprostował się i poważniejąc nieco, zaczął: 

-Wytłumacz mi tylko kto namówił tę obecnie-denatkę, na ten ruch. Ona była w ogóle świadoma tego co robi? Przecież to kompletny obłęd.

-Była. Znaczy prawie była – w tym miejscu Hollywood uniósł lekko prawą brew i założył ręce na piersi - Znaczy podesłaliśmy do niej kilka naszych papug i oni załatwili sprawę. Ale wszystko zgodnie z literą prawa!

-Ale niezgodnie z duchem prawa. Widzę, że u Pinkertona wszystko po staremu. Pasożytujecie na ludzkiej głupocie i dobrze wam to idzie.

-Głosowałeś na Kennedy’ego co? – odparł szybko Scott, najwyraźniej mocno wkurzony, że Hollywood nie docenił jego wyciągniętej dłoni.

-Nie, na Nixona – skłamał.
Przez krótki moment siedzieli w milczeniu. Jeden wpatrzony w leżącą na stole dokumentację, a drugi w kelnerkę, która znowu przemknęła koło ich stolika.

-Czyli co? Nie podejmiesz się tego? – Novak przymierzał się właśnie do zebrania rozrzuconych na stole papierów, kiedy Hollywood położył na nich rękę i z rozbrajającym uśmiechem dodał:

-Podejmę. Oczywiście, że podejmę. Co myślałeś? Że już zdziadziałem?
Młody mężczyzna zmierzył go badawczym spojrzeniem i widocznie ważył słowa, bowiem zrobił nienaturalną pauzę, zanim odpowiedział na wpół retoryczne pytanie swojego rozmówcy.

-Nie. Choć, boję się, co się stanie, kiedy faktycznie dopadnie cię jakaś starcza demencja albo – co gorsza… - zmięknie ci serce.

***

No i zmiękło mu serce. Uświadomił to sobie zaraz po wejściu do domu. Wziął tę sprawę nie dlatego, że chciał zarobić (chociaż chciał…), czy dlatego, że ciekaw był tego co znajduje się na tej wyspie… Najzwyczajniej w świecie chciał spełnić ostatnią wolę nieboszczki, której w sumie nie znał. Tym niemniej był prawie pewien, że gdyby ktokolwiek inny zajął się tą sprawą, na pewno nie postąpiłby szczególnie subtelnie. W protokół wpisałby, że gość popełnił samobójstwo z powodu depresji i załamania nerwowego, nawet gdyby patolog znalazł na ciele tego psychola kilkanaście ran kłutych.

-Eh… głupiś Hollywood, głupiś jak stąd do Londynu i to przez Los Angeles…

Rzucił teczkę z papierzyskami na komodę i zdjął buty, które były całe w błocie. Oczywiście, gdy tylko wyszedł z chińskiej restauracji, zaczął padać solidny deszcz. Powiesił swój ulubiony czarny płaszcz w szafie i zdjął stylowy kapelusz, który towarzyszył mu już od wielu lat. Następnie jeszcze raz upewnił się, że zamknął drzwi od swojego mieszkania, wziął otrzymaną dokumentację i udał się powolnym krokiem do salonu. Rzucił okiem na swoją biblioteczkę, jedyną rzecz, która napawała go dumą w tym mieszkaniu. Jego kuchnia była niechlujna, a łazienka zdecydowanie za mała. W sypialni nie wiedzieć czemu, zawsze było cholernie duszno. Tylko salon, wraz z znajdującą się w nim biblioteczką naprawdę mu się podobał. Standardowo Koran, Biblia i oddzielna Tora… Mitologia grecka, rzymska, chińska… Prawo rzymskie i historia prawa… Historia starożytna, powszechna historia Europy, historia Stanów Zjednoczonych, biografie słynnych polityków i prezydentów, w tym m.in. Lincolna i Jeffersona. Do tego również co nieco filozofii, socjologii i psychologii… No i potężny zbiór książek o II Wojnie Światowej, spadek po jego ojcu.

Rozłożył papiery od Scotta na biurku i wziął się za lekturę. Młodziak nie kłamał. Agencja Pinkertona faktycznie została namaszczona prawnie do wypełnienia ostatniej woli nieboszczki, Anny Mortimer, siostry Bena Mortimer - samobójcy. Jakim cudem agencja detektywistyczna mogła stać się egzekutorem testamentu? O ile Hollywood znał się na medycynie, to było to trochę dziwaczne. Tym niemniej nie miał dyplomu z prawa, bo musiał przerwać studia. Stwierdził, że marnuje swój czas i słusznie. Dyplom magistra historii i socjologii w sumie niewiele mu dały, bo był  tak mądry, jak i wprzódy! To co jednak wyniósł z zajęć z kryminalistyki mu zupełnie wystarczyło. Dalej rozwijał się samodzielnie, z dużo lepszym efektem od tych wszystkich studenciaków, którzy zakuwali swoje podręczniki i w zasadzie nie mieli do czynienia z praktyką. W przeciągu kilku lat Jimmy rozwiązał tyle spraw, że szybko jego sława zaczęła go wyprzedzać, a o ,,Hollywoodzie” słyszeli niemalże wszyscy ważniejsi gliniarze w Massachusetts. Dlatego też odesłano go na przymusowy urlop. U Pinkertona bycie sławnym i rozpoznawalnym nie należało do mile widzianych. Nie zmieniało to jednak faktu, że Havoc niejednokrotnie musiał pomagać swoim młodszym kolegom w trudniejszych sprawach. Potrafił myśleć jak przestępca i błyskawicznie łączyć fakty. Podobnie jak ojciec.
Ten był jednak jeszcze lepszy od niego.

W styczniu 1961 Ben Mortimer, u którego zdiagnozowano zaburzenia urojeniowe i syndrom jerozolimski, uciekł z zakładu zamkniętego na Wyspie Św. Wiktorii na Atlantyku. Przez kilka miesięcy musiał błąkać się po wyspie, aż w końcu odnaleziono go 16 lutego, kilka dni przed śmiercią Anny Mortimer. Chłopak najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Pochodził trochę po wyspie, poukrywał się, aż w końcu zdesperowany podciął sobie żyły i wykrwawił się. Odnalezione zwłoki pozostawały w dobrym stanie, więc patolodzy nie mieli problemu z określeniem czasu, jaki upłynął od zgonu ofiary. Trup pozostał na terytorium wyspy w tamtejszej kostnicy. Odpis aktu zgonu nie dotarł do Bostonu, za sprawą pomyłki jednego z dostawców.

Cóż… Scott miał chyba rację mówiąc, że to nie będzie szczególnie skomplikowana sprawa. Dużo ciekawiej zaś, prezentuje się sama historia wyspy. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, nikt tu nie słyszał o żadnej Św. Wiktorii. Za to roiło się tu od nazistów. Według informacji, które udało się zdobyć wywiadowcom Pinkertona przeprowadzali oni tutaj eksperymenty dotyczące tzw. Wunderwaffe. Czyli kolejny mit związany z II Wojną Światową... Istnieją nawet przesłanki, które przemawiają za tym, jakoby bliscy współpracownicy samego Führera  niejednokrotnie odwiedzali tę wyspę i pilnie monitorowali postępy w pracach nad... do końca nie wiadomo czym. Sytuacja uległa jednak radykalnej zmianie po zakończeniu II Wojny Światowej i przejęciu tej wyspy przez siły aliantów. Przegrana bitwa o Atlantyk i paniczny odwrót do Rzeszy spowodował, że większość niemieckiej aparatury unicestwiono. Tym niemniej to nie był koniec dziejowej roli, jaką ta mała wysepka miała odegrać na arenie międzynarodowej, bo już kilka miesięcy po podpisaniu aktu kapitulacji na pokładzie pancernika USS Missouri przez Japończyków, przeniesiono tu całą dokumentację projektu Manhattan. A! No i nieoficjalnie zaczęto posługiwać się nazwą: Wyspa Św. Wiktorii (bynajmniej nie na cześć świętej... raczej zwycięstwa jakie alianci odnieśli nad nazistami). Ponadto, to właśnie tutaj powstawało większość elementów pierwszej na świecie jednostki pływającej, napędzanej siłownią okrętową czerpiącą energię z przebiegającej w reaktorze atomowym reakcji łańcuchowej -  USS Nautilus (SSN-571). Niesamowite. Dziwne, że w dokumentacji nie ma nic o testach nuklearnych. Chociaż po bombardowaniu Hiroshimy i Nagasaki, Amerykanie chyba mieli już dość testów. Nie pozostało w takim razie nic innego, jak dalsze badania nad potęgą atomu…

Niemcy, Amerykanie… brakuje tylko komunistów i eksperymentów z Super Robotnikiem, który dokonałby wielkiej rewolucji komunistycznej o jakiej się marzy czerwonym od 1920 roku.

A za kilka lat chcą z tego zrobić luksusowy kurort, do którego mogliby przyjeżdżać bogaci dyplomaci, wraz z żonami i rozpieszczonymi bachorami. Mają rozmach! Co śmieszniejsze, obecnie znajduje się tam zamknięty zakład psychiatryczny i stanowisko archeologiczne. Brakuje tylko jakiegoś porządnego lunaparku i dajmy na to pola golfowego.

-Przecież to jest kompletny obłęd… - zapalił papierosa i zaciągnął się. Odłożył na moment dokumentację od Scotta i strząsnął popiół z papierosa do popielniczki. Jeszcze raz objął swoją biblioteczkę wzrokiem i zaczął zastanawiać się, czy lektura którejś z tych książek mogłaby okazać się przydatna, przed tą dziwaczną wyprawą. Obecnie znajduje się tam szpital psychiatryczny, więc najpewniej jest tam mnóstwo lekarzy. Nie znał się na medycynie, może odrobinę na psychologii… Ale też nie za bardzo. Łatwiej było mu ustalić modus operandi mordercy, niż wymyślać, dlaczego pacjent A myśli, że jest kaczką, a pacjent B Napoleonem i marzy mu się podbój Europy.

Wrócił do lektury.

Na terytorium lasu znajdującego się w południowej części wyspy odnaleziono ogromny posąg jakiegoś morskiego stworzenia. Albo wariacji na jego temat. W raportach nie ma jednak więcej szczegółów dot. tego co przedstawia ten monument. Nie ma tu jednak sensu szukać teorii spiskowych, bowiem wybudowany został on przez Niemców, w tylko im wiadomym celu, a alianci go po prostu nie dostrzegli i najpewniej dlatego nie zburzyli. Zachował się w bardzo dobrym stanie, a obecnie w jego pobliżu prowadzone są prace wykopaliskowe. Być może archeolodzy poszukują kolejnego podziemnego schronu, który mógł należeć do Niemców, a w którym to być może przechowywane są resztki ich aparatury. Z tego co tutaj jest napisane wynika, że na terytorium całej wyspy znajduje się mnóstwo podziemnych korytarzy (i byłych placówek badawczych), z czego większość odkryto w latach 1945-1957. Te, które się dało oczyszczono, choć niewielka część podziemnego kompleksu nadal pozostaje niedostępna i zasypana.

Wraz z kolejnymi akapitami raportów, wykazów i wszelkiej innej dokumentacji, wzrastała jego chęć na tę krótką wycieczkę. Szkoda, że staruszek gryzie ziemię – pomyślał i zamknął teczkę od Scotta - pewnie chętnie by się wybrał na tę wysepkę. Hollywood ponownie spojrzał na swój regał z książkami. Wiedział już, co zabierze ze sobą w podróż, a lista lektur wcale nie była krótka. No, ale ostatecznie nie jechał byle gdzie. Wyspa Św. Wiktorii zdawała się być miejscem szczególnym, skrywającym wiele sekretów.

A. No i jeszcze ten Ben Mortimer. Nim też trzeba będzie się zająć. No, ale nic nie będzie stało na przeszkodzie ku temu, by trochę pozwiedzać, zaraz po tym jak zakończy się wątek tego samobójcy. Może nie powinien się jakoś szczególnie zagłębić w tę sprawę, tylko zrobić  to co każdy, rozsądny detektyw zrobiłby w jego sytuacji. Pojechał, stwierdził zgon, podziękował i odebrał gażę… Pytanie jeszcze na ile gorliwego przydupasa z federalnych mu dadzą. Ale z tego co mówił Scott, wynikało że będzie to jakiś młodzik. W takim razie opcje są dwie. Albo nadgorliwy, albo cholernie leniwy.

Hollywood nie był pewien, która opcja jest gorsza. 

       
Strony: [1] 2 3




© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.079 sekund z 16 zapytaniami.
                              Do góry