Hyde Park > Pogaduchy

Historia Tawerny Heroes V (jeśli dobrze liczę)

<< < (2/72) > >>

Fast:
W pewnym momencie Fast wstał z tatarskiego krzesła, wyszedł z budynku po czym zaczął kosić trawę za pomocą nożyczek. Wyglądał na bardzo zdeterminowanego żeby nie powiedzieć opętanego złym demonem Berialem, który będzie głównym złym bossem w tym akcie (czyt. sprawcą każdego złego zła i skrzywdzonego taboretu), o którym dowiemy się dopiero na końcu, co bardzo nas zaskoczy. Ale o tym ciii... to tajemnica jest. Więc kosił trawę, lecz po chwili postanowił zmienić taktykę na trochę szybszą...
A co było dalej... Nie napiszę o tym, to trzeba zobaczyć:
http://www.youtube.com/watch?v=iB_GrqoH1qU&feature=related

Cebulak:
Do tawerny wszedł młody wysoki człowiek, o twardych rysach.
Usiadł sobie i zaczął grać na bębnie. Po drodze mijał Fasta, na którego spojrzał, z lekkim uśmiechem na twarzy.  Popatrzył na pierzastą postać, ale wstydził się do niej odezwać. Swymi mądrymi oczami szukał kogoś znajomego, ale widział tylko jak Fast kosi trawkę.

Fast:
Karczmarz, który z natury lubił mówić w różnych językach zgadał do nowo przybyłego w jakiejś łamanej łacinie wymieszanej z migowym. Najwyraźniej proponował Hadrianowi jakiś napój do jedzenia i kotleta mielonego do picia. W napięciu oczekiwał na odpowiedź uważając na każdy gest Hadriana. Ten zmierzył go groźnym spojrzeniem. Karczmarz wiedział do czego zmierza. Już w myślach widział jak rozpoczyna dyskusję o niewinnych orkach (nie tych pływających, tylko tych co robią błendy ortograficzne nawet jak mówią) w Ghanie. Przypuszczał, że cała rozmowa potoczy się w tą stronę. Nie wiedział co go czeka. Nie domyślał się. Zresztą kto by przypuszczał... że Hadrian nie będzie głodny?

Regeth:
Regeth. Takie było jego imię. Pochodził on z innego świata, ale coś go wiodło tu, może chęć przygody, może chęć spróbowania nowych smaków(ludzkie mięso jest stanowczo przereklamowane). Więc nasz dzielny satanistyczny death-metalowy gor(coś jak kozoczłek) wiedziony jakąś wyższą mocą wyruszył przed siebie, aż dotarł do pewnej karczmy. Przed nią zobaczył jakiegoś człowieka ścinającego trawę nożyczkami, Regeth nie wiedział jak zareagować, więc go po prostu zignorował. Następnie o zgrozo zobaczył barany na kosiarkach. Regeth ich nienawidził, traktował ich jak Hitler żydów,gdyż nie nawróciły się na słuszną drogę, więc zaszarżował swymi pięknymi, półmetrowymi rogami i pozabijał, ot tak, dla rozrywki. Po tej jakże przyjemnej i pożytecznej zabawie starał się wejść do karczmy, niestety wejście znajdowało się nad przepaścią.
-Debil-pomyslał i nie mając lepszego planu rozbiegł się i staranował ścianę. Drewno go nie zatrzymało. Rozluźniony wszedł do środka, i rzekł:
-Eeeee.... Beeeee.... to znaczy witam!

Cebulak:
Przestraszony nagłym pojawieniem się tajemniczego Kozła, zaczął rozmawiać z karczmarzem po japońsku. Karczmarz wiedział co mówię i podał mi prędko jedną buteleczkę piwa. Jeśli mam umierać, to tylko napity.
<Hlup> Wypił cale piwo.
Jednak chwilę później uspokoiło mnie przywitanie Kozła.
Również się przywitałem po japońsku.
Zacząłem rozmowę z karczmarzem, o wojnie surykatek z feniksami.
Karczmarza to przeraziło, ale nie mógł odmówić, moim mądrym oczom.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona