Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Everyday a Little Death [znowu kuce] (Czytany 3889 razy)
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« : 15 Listopada 2014, 00:57:52 »
I znowu pogańskie kuce. Tym razem obchodzą Samhain.

https://docs.google.com/document/d/1QsZsMKUud9Pqt-YQ9XH5TtrwXIAHn-kUw47fko7v2oU/edit


Everyday a Little Death

[Dark] [Sad] [Fantasy]

autor: Cahan

prereading i korekta: Mab, Alberich, Gandzia





Umarli powrócili do świata. W ten jeden dzień roku krążyli wśród żywych, choć ci, za wyjątkiem wybranych, nie mogli ich zobaczyć. Niczym srebrzyste cienie przemykali wśród drzew w poszukiwaniu ciepła i tych, którzy jeszcze nie odeszli do Krainy Wiecznego Lata. Nie weszli między chaty, nie tym razem. Od lat mało kto chętnie by ich ugościł. Teraz ci, którzy pamiętali, przyszli do nich.

Dwie klacze jednorożca, młoda i stara, wędrowały przez las. W mroku, pomiędzy wiekowymi bukami, krążyły w poszukiwaniu odpowiedzi. Spod szarych derek wystawały długie, zwiewne, białe szaty. Wiedźmy lewitowały przed sobą płonące pochodnie, których blask rozświetlał ostatnią noc października.

O tej porze roku buczyna nie wyglądała najpiękniej. Na drzewach ostały się jedynie nieliczne liście, a szare drewno przypominało kości. Przyroda umierała wraz z Bogiem, mężem Bogini. Będzie snuł się pośród cieni, które przybyły na ziemię, by towarzyszyć mu podczas podróży w Ciemność. Pan Dnia odchodził, ustępując nocy swej ukochanej. Odrodzi się na Imbolc, ponownie sprowadzając na świat życie.

Starsza klacz pamiętała czasy swej młodości, kiedy Samhain obchodziły wszystkie kucyki w okolicy. Już wówczas Dawna Wiara miała daleko za sobą swój złoty wiek, a wyznawcy musieli się ukrywać. Jej rodzina przebierała się w łachmany i nie wychodziła nigdzie po zmroku. Na progu rodzice Isleen stawiali miski z kaszą, miodem i warzywami, by duchy posiliły się, i zostawiły ich w spokoju. Lecz kiedy została wybrana, wszystko się zmieniło.

Kapłani podlegali bezpośrednio Bogom, stanowiąc przedłużenie ich woli. Wędrowali pośród żywych i umarłych, nie musząc lękać się tych ostatnich. Niegdysiejsze rodziny często odcinały się od Obdarzonych Wiedzą.

Żywoty Wiedzących były odmienne od tych, które wiodły zwyczajne kucyki. Traktowano ich z szacunkiem, ale też i pewną dozą strachu, biorącego się z niezrozumienia. Dlatego kapłani oraz inni obdarowani talentem magicznym mieszkali najczęściej samotnie, nawet jeśli wokół nich znajdowało się dużo innych kucy. Często troszczyli się o swych nieświadomych sąsiadów, pomagali im, wspierając czynami i radami. Tak bowiem było właściwie.

Ich ścieżka biegła inaczej – ani gorzej, ani lepiej. Isleen nie wiedziała, czy kiedykolwiek dowie się dokąd jej droga ją zaprowadzi. Lata temu czuła jednak pewną wspólnotę z innymi wyznawcami Dawnej Wiary. Wierzyli w tych samych Bogów. Hołdowali tym samym tradycjom…

Teraz nie ostał się już prawie nikt. Wyparli się swojej tożsamości albo ich wybito. Ona sama cudem uciekła.

Całe ciało starszej klaczy pokrywały paskudne blizny po oparzeniach, pamiątka po najkoszmarniejszej nocy świata kapłanki. Kucyki odwracały wzrok na jej widok i milkły, kiedy się zbliżała. Wygląd Isleen Srebrnookiej budził przerażenie, obrzydzenie i litość. Obdarzona Wiedzą nienawidziła litości pozbawionej zrozumienia, pełnej obłudy.

Z dawnej urody pozostały jej jedynie szare oczy i smukła sylwetka. Granatowe loki wciąż opadały na szyję i pysk. Ale kapłanka nie przejmowała się, że stała się brzydka. Ten nowy wygląd napawał ją wręcz swoistą dumą.

Tylko ją Bogini przeprowadziła przez płonący las i zostawiła przy życiu. Resztę wymordowano lub sami wybrali śmierć w płomieniach, chcąc uniknąć rozsiekania przez topory sługusów Kościoła Harmonii.

Isleen nie czuła żalu do swej Pani, że ta nie pomogła jej bliskim. Żółta jednorożec rozumiała swoje przeznaczenie. Była narzędziem. Miała zadanie i zawsze starała się wykonać je godnie.

Kapłanka spojrzała ciepło na kłusującą u jej boku klaczkę, swoją następczynię. Lasair z trudem dotrzymywała jej kroku, liczyła w końcu dopiero dziesięć wiosen. Była dziesiątą uczennicą Wiedzącej. Nadzieją na przetrwanie.

– Pani Isleen? – pisnęła klaczka.

– Coś się stało? – zapytała granatowogrzywa.

– Tu nic nie ma. A przynajmniej ja nic tutaj nie widzę. Chodzimy z pochodniami, niesiemy światło drzewom.

Uśmiechnęła się do wspomnień. Ten dar nie przyszedł do niej od razu. Niegdyś i ona nie mogła zobaczyć zjaw. Była już dorosłą klaczą, kiedy zaczęła rozmawiać z umarłymi. Stało się to wiele lat po nocy, która okaleczyła ją na zawsze, kiedy już w pełni pogodziła się z losem, a jej nienawiść do oprawców wygasła. Nie chciała tego daru, przerażał ją. Ich szepty i spojrzenia – smutne i pełne wiary. Przestrogi, słowa przypominające minione dni.

Doświadczenie to określiłaby jako koszmarne. Przerażało, a im bardziej próbowała od tego uciec, tym było gorzej. Magia zawsze tak działała. Nie była dobra ani zła, należało ją po prostu przyjąć i zaakceptować.

W końcu zrozumiała, co Bogini chciała jej w ten sposób przekazać, jakie zadanie czekało teraz przed Wysoką Kapłanką. Zachować pamięć i tożsamość. Wiara musiała przetrwać, nie mogła dać się stłamsić przez Kościół Harmonii, by w przyszłości odrodzić się niczym rośliny na wiosnę. Isleen kiedyś umrze, ale jej uczniowie pozostaną, by dalej podtrzymywać tradycję.

– Zobaczysz, Lasair. Kiedy nadejdzie twój czas ku temu. Najpewniej i ja będę pośród nich.

Biała klaczka parsknęła poirytowana. Niecierpliwiła się. Kapłanka w ogóle się tym nie przejęła. Sama kiedyś była źrebięciem. Do niektórych rzeczy trzeba było po prostu dojrzeć, a moralizatorskie wywody jedynie pogarszały sytuację. Poczochrała uczennicę po rudej grzywie i rzekła:

– Nie jesteś na to gotowa, uwierz mi. Bogowie wiedzą lepiej.

– Ja po prostu tego nie rozumiem, Pani Isleen – Lasair prychnęła ze złością. – Błądzimy po lesie, bo czegoś szukasz i nie chcesz mi nawet powiedzieć co to jest.

Klaczka małej wiary – pomyślała żółta jednorożec. – Ja, kiedy byłam w jej wieku, o wiele lepiej akceptowałam moje przeznaczenie. Jeśli wybrali cię Bogowie, to nie ma ucieczki. Można próbować, ale los jest już przesądzony. Czasami denerwowało mnie, kiedy Bogini przychodziła, a z jej pyszczka padały jakieś enigmatyczne słowa, podczas gdy ja pragnęłam jasnego wyjaśnienia. Dopiero później zrozumiałam, że do pewnych wniosków powinniśmy dochodzić sami.

– Czego szukam? Sama nie wiem – odpowiedziała szczerze. – Duchy przybyły do tego świata, by coś nam przekazać. Jesteś Wiedzącą, tak samo jak i ja. Zwyczajne kucyki starały się nakarmić zmarłych; chowały się w ciemnościach, bo światło ich przyciąga. Ze strachu przebierali się w łachmany, by ci nie zamieszkali w ich ciałach – zaśmiała się. – Ale my postępujemy inaczej. My wędrujemy wśród cieni, nie lękamy się ich, Bogowie nas chronią i chcą, byśmy kontynuowały naszą podróż. W ciemności kryją się odpowiedzi.

Lasair milczała. Najwyraźniej myślała nad czymś. Zapewne nad słowami kapłanki, ale Isleen nie była pewna. Równie dobrze mogło być to jedzenie.

Rudogrzywa ledwo nadążała. Ciało ograniczało młodą klacz. Isleen nie czuła zmęczenia. Nierzadko sama odnosiła wrażenie, że żyła samą wiarą. Nie musiała przejmować się niczym, Pani zawsze nad nią czuwała. A kiedy ją zawoła, to chętnie pójdzie ku ciemności.

Bo czym była śmierć? Końcem? Początkiem? Etapem w kręgu życia? Nikt z żyjących nie znał odpowiedzi na to pytanie, a Bogowie nigdy nie raczyli na nie odpowiedzieć. Isleen wątpiła, by próbowali coś zataić, cel musiał być zgoła inny, a oni – małe, marne i głupiutkie istotki – i tak nie byliby w stanie go pojąć. Nauczyła się już, że woleli, by sama znajdywała odpowiedzi, jedynie małą pomocą naprowadzana na właściwy tor.

Las dookoła nich umierał. Wciąż się odradzał, ale już nie był dokładnie tym samym lasem. Żył. Śmierć nie była dla niego końcem ani początkiem. Nawet puszcza wokół szczytu Blathen kiedyś się odrodzi, jeśli tylko kucyki jej na to pozwolą.

Wyłamaliśmy się? Niszczymy, zaburzamy cykl czy wręcz przeciwnie, jesteśmy jego częścią?

Przyjrzała się bliżej poszarzałej korze jednego z buków. Zastanawiała się, jak długo drzewo już tu stoi. Ile razy oglądało śmierć i narodziny? Czy było świadome czekającego je losu?

Machnęła łbem, dając Lasair znak do podjęcia marszu.

Jaki jest cel życia? Co jest po śmierci? Czy celem jest samo życie? Poszukiwanie prawdy? Bycie szczęśliwym, a może uszczęśliwianie innych? – myślała gorączkowo.

Zastanawiała się, czy nie spytać o to duchów, ale one pewnie też tego nie wiedziały. Być może wiedzy nie było albo dostęp do niej mieli jedynie Bogowie. Jaki był prawdziwy cel zstępowania zmarłych na ziemię ostatniego dnia października?

Śmierć jest zimna i ciemna. Cicha, nie licząc krakania gawronów i pohukiwania sów. Ale jej zapach, woń rozkładu, oznacza również zaczątek życia…





Krążyły już długo, a starsza klacz czuła, że zbliżają się ku celowi. Srebrzyste sylwetki zlewały się w jedno. Zwykłe kuce, jakich po świecie kłusują tysiące. Szukała wśród nich znajomych pysków, ale nie mogła ich dostrzec w falującym morzu umarłych.

Nigdy nie były te same, niektórych spotykała częściej, innych rzadziej, ale nigdy wcześniej nie musiała czekać tak długo na ich pojawienie się. Niemal zawsze odwiedzali ją Benen i Dallas, jej dawni nauczyciele. Kuce, które kiedyś zwróciły się do niej z jakąś prośbą, spełnioną bądź nie. Podczas jej życia przewinęło się tyle pysków, a większość już nie żyła, zostawiwszy ją samą.

Młodsza Wiedząca drżała z zimna. Isleen już dawno przestała zwracać uwagę na takie drobnostki jak deszcz czy niekorzystna temperatura. Bogowie nie pozwoliliby jej skrzywdzić. Zawsze nad nią czuwali. Nad Lasair zresztą też, jednak ona jeszcze nie przyjęła ich do końca.

Srebrnooka znalazła ją na trakcie. Wygłodniałą, zziębniętą i przerażoną, nie tyle sytuacją, co nowoodkrytą magią. Nigdy nie pytała co z jej rodziną, a rudogrzywa sama nie poruszała tego tematu. To nie było ważne. Biała klaczka została wybrana, musiała wypełnić swoje przeznaczenie. Zaopiekowała się Lasair, starając się być dla niej jak najlepszą przewodniczką.

Wiedziała, że to wszystko może być dla niej trudne – zimno, wilgoć i niezrozumiałe zachowania kapłanki. Źrebakom wmawia się strach przed ciemnością i nienaturalnością.

Coś się działo, większość widm zwiększyła odległość od obu klaczy, jakby coś je przestraszyło. Isleen miała złe przeczucia.

Duch postawnego ogiera zagrodził jej drogę. Wiedziała, że przybysz z zaświatów nie ma dobrych zamiarów. Położyła kopyto na kłębie Lasair, zatrzymując w ten sposób klaczkę. Biała jednorożec spojrzała na nią pytająco, nie mogąc zobaczyć zjawy i nie rozumiejąc całej sytuacji.

– Znam cię. Pamiętam. Nie nosisz już opaski z księżycowymi kamieniami. Na szyi próżno szukać wisiora. Ale pamiętam. Postarzałaś się i zbrzydłaś, ale wyszłaś z tego żywa. To przez ciebie nas zabili. To twoja wina! – oskarżycielsko wysyczał duch.

Triquetra i opaska… Niemal zapomniała, że kiedyś je nosiła. A przecież stanowiły wówczas symbole jej władzy i pozycji. W pewnym sensie opisywały kim była. Zgubiły się podczas ucieczki przez płomienie. Straciła wtedy niemal wszystko – szaty, większość sierści i co najważniejsze, wszystkie znane jej kuce. O większości zdążyła już zapomnieć – chociażby o tym ogierze.

– Precz – rozkazała.

– To twoja wina i zapłacisz za to! – Widmo zbliżało się coraz bardziej.

Srebrzyste nogi wolno odrywały się od ziemi, sierść na szyi jeżyła się, jakby martwy ogier szykował się do ataku.

– Precz!

Umarły skoczył ku niej. Róg klaczy zajaśniał, a srebrzysty promień uderzył w ducha. Rozpłynął się. Inne zjawy cofnęły się jeszcze bardziej. Nie chciały być odesłane w zaświaty.

– Pani Isleen, co się stało?

– Nie wszyscy umarli są przyjaźnie nastawieni. Tego musiałam przegnać – wyjaśniła.

W zasadzie to nie wiedziała jakie było zagrożenie i czy w ogóle było. Ale wolała się nie przekonywać.

– Czego chciał?

Zamarła. Wolałaby nie odpowiadać na to pytanie. Nie chciała przestraszyć Lasair. Ale nie mogła zataić przed nią prawdy. Nawet najbrutalniejsza z prawd jest lepsza od kłamstwa.

Spojrzała głęboko w złociste oczy klaczki. Długo trwało, zanim przemogła się i zaczęła opowiadać o mordzie, jaki zgotowali im wyznawcy Harmonii. O zakutych w zbrojach rycerzach, których okute kopyta roztrzaskiwały czaszki młodych i starych, o płonącym lesie, który odmienił ją na zawsze – fizycznie i psychicznie.

Biała jednorożec zadrżała. Isleen nie wiedziała, czy z zimna, czy ze strachu.

– Chodźmy dalej – wyszeptała kapłanka.

Podjęły dalszy marsz przez buczynę. Obdarzona Wiedzą stawiała krok za krokiem, szła na sztywnych nogach, czując, że to Samhain może być bardziej nieprzyjemne od poprzednich, a odpowiedzi bardziej bolesne.

Jakie prawdy chcą przekazać mi Bogowie?

Gałęzie drzew zatrzeszczały, poruszone nagłym podmuchem wiatru. Parę czerwonych liści spadło na ziemię. Zrobiło się też jakby chłodniej. Do jej uszu dobiegł stukot drżących zębów Lasair. Zbliżały się.

Coś w niej drgnęło. Coś ukrytego w głębi duszy, zepchniętego w jej najciemniejszy zakamarek. Zapomnianego i zabitego.

– Witaj, Isleen – usłyszała.

Znała ten głos bardzo dobrze. W swoim poprzednim życiu lubiła jego brzmienie. Często siadała pod rozłożystym jesionem i go słuchała. Uśmiechała się do jego marzeń i naiwnej, idealistycznej wizji świata. Ale potem umilkł na zawsze, a ona pozostała w ciszy, w zimnej, smutnej pustce. Sama. Martwa.

Gorączkowo szukała go wzrokiem, ale nie udało jej się nigdzie dostrzec znajomej sylwetki. Nie było go w srebrzystym tłumie, nie snuł się pośród drzew. On po prostu był – na zawsze przy niej.

– Pamiętaj, nie zapomnij ponownie – wyszeptało coś, co niegdyś było błękitnym jednorożcem.

– Nie zapomnę, nigdy – obiecała.

Poczuła w sobie ciepło, jakby odzyskała coś ważnego, swoje jestestwo. Wiedziała, że to na nowo odkryte uczucie już nigdy jej nie opuści, bo ona mu na to nie pozwoli. Zrozumiała.

– Pani Isleen, czego nie zapomnisz?

– Tego, co było mi drogie, Lasair. Możemy wracać.

Zawróciły ku wsi Pszenżyto. Jeszcze przed wejściem w obręb pól, łysych o tej porze roku, zgaszą pochodnie i postarają się niezauważone wślizgnąć do obejścia kapłanki. Od rana będą udawać normalne kucyki – samotną klacz ze źrebięciem.

– Pani Isleen? Jeśli wieśniacy odkryją, co robimy, to nas zabiją, prawda? – piskliwy głosik rudogrzywej zakłócił ciszę.

Zastanowiła się przez chwilę nad jak najbardziej łagodną wersją odpowiedzi, a jednocześnie nie mijającą się z prawdą.

– Tak, spalą nas, utopią albo zadźgają – odpowiedziała szczerze.

– To dlaczego to robimy? Bogowie chyba nie chcieliby naszej śmierci.

– Bo jeśli tego nie zrobimy, to zabijemy się sami. Każdego dnia będziemy umierać po trochu, aż nie zostanie z nas już nic.





IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 873


Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 15 Listopada 2014, 01:03:44 »
Chciałbym móc trochę pognoić, ale w sumie nie ma czego. Jest progres w stosunku do tego cienia nocy i to zajebisty, bo wreszcie postacie nie sprawiają wrażenia względnie upośledzonych. Fakt, tutaj opisana została tylko krótka rozmowa i trochę rozmyślań, ale jest dobrze. Warsztatowo też dobrze, choć niektóre zdania przekombinowane.

I jakby do pary - niektóre myśli jednocześnie prze,,intelektu"alizowane.
Aha, opowiadanie w żaden sposób nie smuci, ani nie powoduje refleksji w moim przypadku, bo kiedy czytam, że to ,,kuce kucom zgotowały ten los" to mi się chce bardziej śmiać niż smucić XDDD
...ale wystarczyłoby wypieprzyć opisy kłębów, grzyw i kopyt i patrzyłbym na to inaczej.

Szkoda też, że nie rozwinęłaś nieco kwestii obrzędów, bo samo rozrzucanie żarcia po tym lesie nadawałoby tej scenie zupełnie inny charakter i budziło przyjemne skojarzenie z Dziadami. A tak to wygląda na zwykły spacer, jakby kuce były ze służby ochrony cmentarza, wzbogacony o garść rozmyślań.


Tym niemniej garść propsów, bo i progres jest.


« Ostatnia zmiana: 15 Listopada 2014, 01:24:26 wysłane przez Fast » IP: Zapisane
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.046 sekund z 22 zapytaniami.
                              Do góry