Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: 1 [2]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
O herezji i heretykach, czyli jak dobrze stos usypać (Czytany 13033 razy)
Ikee

****

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 273


This lovely girl could teach you how to love.

Zobacz profil
« Odpowiedz #15 : 09 Grudnia 2013, 17:13:13 »
O kurczaki. Faściu chyba się namęczył. Fajne, trochę nie mój styl, ale kontynuuj; zaczynam się wciągać.   ^_^


IP: Zapisane

Cytuj
- Dziękuję Ci, Jake. Naprawdę za wszystko. Nie zapomnę Cię...
- Rose, nie... Czekaj!
- Jake, proszę puść. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję Ci to. - dodaje z uśmiechem - Naprawdę, uwierz mi.
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 873


Zobacz profil
« Odpowiedz #16 : 09 Grudnia 2013, 17:15:56 »
Pośród ogni piekielnych i pośród czartów rogatych znajdą swoje miejsce.
- słowa jakie miał wypowiedzieć król Karahi, po wypędzeniu pogan z Borogrodu.

W ostatniej chwili Tyberiusz uskoczył w bok i uniknął kilku kolejnych koni. Jeźdźcy głośno krzyczeli i popędzali zwierzęta, zaś pozostali kapłani dalej walczyli wewnątrz mgły. Inkwizytor nie miał czasu na rozpraszanie dziwnego uroku. Wiedział, że najważniejszy jest guślarz, który przewodził całej ceremonii i to jego musi ścigać. Mężczyzna obejrzał się za siebie i ujrzał czarną mgłę, która co rusz kurczyła się i znowu rosła. Niebawem czarna chmura zajmowała dwukrotnie większą powierzchnię niż wcześniej. Najdziwniejsze jednak było to, że z jej wnętrza nadal słychać było szczęk żelaza i przytłumiony wrzask inkwizytorów. Tyberiusz nie był w stanie rozpoznać ich po głosach, ale wyraźnie słyszał, jak któryś wzywa imię boże… Zdaje się, że na daremne, bowiem krzyki kapłanów natychmiast się urywały.

-Ani chybi pogańska magia – mruknął z przestrachem, sam do siebie Tyberiusz, po czym wybiegł z klasztoru i natychmiast dosiadł jednego z koni, który najpewniej należał do niewiernych, a o którym zapomnieli. Inkwizytor miał szczęście, bowiem trafił mu się ogier wyjątkowo szybki, który prędko popędził śladem pogan. Bardzo szybko pokonał odcinek pomiędzy klasztorem, a lasem, lecz dalej musiał już iść pieszo. Puszcza była wyjątkowo gęsta i nawet uciekinierzy pozostawili swoje konie na jej skraju. Inkwizytor niepewnie wkroczył do lasu i po raz ostatni obejrzał się za siebie. Czarna mgła zdawała się wręcz wylewać z klasztoru, choć mogło mu się tylko wydawać.

-A teraz zapolujemy na niewiernych.

Pędził przez las, zahaczając co chwila o konary drzew i gałęzie, lecz nawet na krótki moment się nie zatrzymywał. Robiło się już ciemno, więc pościg był znacznie utrudniony. Co gorsza, po paru minutach szaleńczego biegu mężczyzna dalej nie dostrzegał żadnego ze swoich uciekinierów, a na niebie gromadziły się czarne chmury zwiastujące burzę. Niebawem zerwał się silny wiatr.

Wtedy dopiero Tyberiusz ujrzał w oddali mężczyznę, który z trudem czołgał się po ziemi. Najprawdopodobniej był to jeden z pogan.

Inkwizytor błyskawicznie do niego dobiegł i jednym płynnym ruchem (a w zasadzie kopnięciem) odwrócił go w swoją stronę. Po bliższych oględzinach okazało się, że brudas zwyczajnie skręcił kostkę, a pozostali towarzysze zostawili go tutaj na pastwę losu.

-Witam w moim kościele – powiedział Tyberiusz, co zabrzmiało nadzwyczaj złowieszczo. Mężczyzna zaczął wić się po ziemi i próbować odczołgać jak najdalej od mrożącego krew w żyłach kapłana. W oczach chłopa można było dostrzec paraliżujący strach, który sprawił, iż ten w końcu przestał wierzgać i wykrztusił z siebie tylko ciche:

-Co ty robisz?

Tyberiusz zmierzył brudasa wzrokiem, jakim najczęściej obdarza się ludzkie truchła odnajdywane na bardziej niebezpiecznych traktach, a następnie splunął i klęknął obok poganina. Spojrzał mu jeszcze raz, prosto w oczy, poprawił skórzane, ćwiekowane rękawiczki na swoich dłoniach, po czym z udawaną troskliwością, równie złowrogim tonem co poprzednio, rzekł:

-Nawracam cię.

Na twarz chłopa zaczął spadać grat potężnych ciosów. Tyberiusz uderzał w głowę brudasa bardzo długo, nie powstrzymał go nawet obrzydliwy dźwięk łamanych kości i widok krwawej miazgi w jaką niebawem zamieniła się twarz poganina. Swoje dzieło skończył dopiero wtedy, kiedy nieco się zmęczył i uświadomił, że musi jeszcze nawrócić paru innych pogan, w tym guślarza. Tak czy inaczej, Tyberiusz miał pewność, że tego tutaj rodzona matka by nie poznała. Ba! Na dobrą sprawę, to co zostało z mordy odstępcy wśród wielu ludzi budziłoby spore wątpliwości, co do tego, czy truchło, aby na pewno należało do człowieka.

-I nie grzesz więcej – szepnął inkwizytor odwracając wzrok od zmasakrowanego chłopa, po czym znowu rzucił się w szaleńczą pogoń za resztą uciekinierów. Wiedział, że tamci są już na pewno zmęczeni. Zdecydowana większość biegła tak długo tylko dlatego, że się bała. Strach zrobił swoje. Teraz jednak powinni już nieco zwolnić, mając nadzieję na to, że inkwizytor zadowolił się zabiciem jednego poganina. Dlatego też Tyberiusz przyspieszył i pokonał kolejny fragment lasu. Po paru minutach dostrzegł w oddali zapalone pochodnie. Idioci… Widocznie nie docenili, że przyszło im mierzyć się z cholernie upierdliwym inkwizytorem.

Jednakże wraz ze skracaniem dystansu dzielącego go od celu, Tyberiusz dostrzegał coraz więcej makabrycznych szczegółów. Domniemane pochodnie okazały się tak naprawdę palami, na które powbijani zostali poganie, zaś źródłem światła były ich podpalone truchła. Dwóm mężczyznom zostały poprzebijane brzuchy, z których powypadały jelita. Na pozostałych dwóch palach również wisiały zwłoki pokryte dziwacznymi symbolami, lecz inkwizytor nie był w stanie określić do kogo mogły one należeć. Pochodnio-pale znajdowały się wewnątrz magicznego kręgu, niepokojąco podobnego do tego, który inkwizytor widział wewnątrz murów klasztornych. Najwyraźniej ten stary dureń – guślarz, zdążył odprawić rytuał, a uroczystość Pokłonów, sądząc po tym, iż zwłoki ofiar już powoli dogasały, miała się ku końcowi. Tyberiuszowi zrobiło się niedobrze.

-Plugawy skurwysyn – rzucił inkwizytor, po czym odwrócił się z rezygnacją, a jego oczom ukazał się znajomy guślarz. Dopiero teraz mógł mu się przyjrzeć. Stary, zapewne dużo starszy od niego, pokryty licznymi wrzodami i najprawdopodobniej chory na coś w rodzaju brunatnego tyfusu, zgarbiony mężczyzna stał kilkanaście metrów dalej, obejmując jeden z pali. Ten był pusty. Usta guślarza wykrzywiał ohydny grymas, który chyba miał być uśmiechem, lecz ledwo co go przypominał. Sprawca masakry wyszczerzył swoje zęby spiłowane na kły (wszystkie trzy) i pokręcił nienaturalne głową, która zdawałoby się, ledwo co utrzymuje się na jego długiej szyi. Guślarz zaczął okrążać inkwizytora i bawić się niewielkim sztyletem, który wisiał mu na szyi, dając tym samym do zrozumienia, że wcale nie boi się kapłana i że to właśnie jego zamierza uhonorować wbiciem na ostatni pal. Tyberiusz, po raz pierwszy od wielu lat, bał się.



« Ostatnia zmiana: 10 Grudnia 2013, 21:06:21 wysłane przez Fast » IP: Zapisane
J'Bergo

**

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 196


Без счастья жизнь это мука

Zobacz profil
« Odpowiedz #17 : 15 Lutego 2014, 17:44:53 »
Bardzo przyjemne opowiadanie, aż chce się usypać stos i zakrzyknąć: Spalić ich wszystkich, Elrath rozpozna swoich! Ciekawa treść i ujęcie działań inkwizytorów, krótko: diabelnie dobrze zrobione opowiadanie :diabelek:


IP: Zapisane
Klikanie w J'Bergo na SB nic nie da  ;>
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 873


Zobacz profil
« Odpowiedz #18 : 14 Marca 2014, 20:22:01 »
Część VII
                  Pan łaskawy jest dla wszystkich.
- Księga Proroków; fragment XII Pieśni ku chwale Pana, autorstwa Ahla-Eżedrre.

Heretycy sposobili się do bitwy.

Tymczasem wojska Ahl-Todżaraka były już gotowe i z niecierpliwością czekały na sygnał od swego wodza. Czarny jeździec rzucił raz jeszcze okiem na obóz nieprzyjaciela. Jakichś kilkuset zbrojnych, w tym także łucznicy i maksymalnie stu jeźdźców. Teoretycznie mają niewielką przewagę liczebną, lecz nie będzie to szczególnie trudna batalia. Ahl-Todżarak mógł ich zmiażdżyć uderzając samą kawalerią Czarnych Jeźdźców, lecz byłoby to ogromnym nietaktem rozczarować tylu ludzi, pragnących przelać krew niewiernych. Słyszał wojenne bębny i głośne śpiewy, najprawdopodobniej intonowane Hymny Wojny z Księgi Proroków. Zielone sztandary łopotały na wietrze, zaś czarne rumaki złowrogo rżały. Ahl wzniósł lewą dłoń do góry. Na krótką chwilę ucichły zarówno krzyki, bębny, jak i pieśni.

-Każdy z was walczy w imię boże! Niezależnie od kasty, rasy, czy pochodzenia – Ahl objął wzrokiem swe wojska i ujrzał najwspanialszy widok w swoim życiu - armię gotową iść za nim w ogień pustyni i zabijać… zabijać wszystko co stanie im na drodze, choćby miał to być sam Olbrzymi Mrówkolew –  Sprowadźcie zgubę na swych wrogów, odbierzcie im wszystko co mają i nie pozwólcie by plugawili swą obecnością tę ziemię.
Opuścił dłoń, a równo z nią do walki ruszyły pierwsze szeregi. Fanatycy odziani w lekkie zbroje, uzbrojeni w krótkie miecze, niektórzy w prawdziwie szamsziry, inni w buławy, z Hymnami Wojny na ustach ruszyli prosto na heretyków, którzy postanowili przyjąć szyki defensywne. Ahl ze wzruszeniem oglądał, jak setki ludzi biegnie prosto na heretyków. Myślał też o tym, jaką radość musiał sprawić Panu. Sam także chciał mieć udział w tym zwycięstwie. Nikt mu nie odbierze chwały.

-Kawaleria do mnie! – ryknął z całych sił i powoli ruszył w stronę pola bitwy. Postanowił poprowadzić uderzenie ze skrzydła, a następnie oflankować heretyków. Czarni jeźdźcy byli tuż za nim, on zaś, był już coraz bliżej wrogich wojsk. Zdawało mu się, iż słyszy bicie własnego serca, lecz wcale się nie bał. Był raczej podekscytowany. Dobył obydwu szamszirów dokładnie chwilę przed bezpośrednim starciem z pierwszymi piechurami. W bitewnym zgiełku, pośród dziesiątek trupów, ogłuszeni przez krzyki, bębny, Hymny Wojny i tupot koni dostrzegli go dopiero w ostatniej chwili. Nie dał im żadnych szans. Ciął dwa razy. Jednemu perfekcyjnie – książkowo wręcz – uciął czerep, jednakże drugiego ledwo zahaczył. Lecz to wystarczyło, bowiem piechur natychmiast padł. Czarni Jeźdźcy jadący tuż za Ahlem również nikogo nie oszczędzili. W przeciągu kilku minut, przecięli szeregi wroga, tak jak nóż przecina ciepłe masło. Ahl co chwila musiał zmieniać pozycję i atakować to z lewa, to z prawa, tak by nie przegapić żadnego z pogan. Kilka strzał z łuku wbiło mu się w pancerz, a dwie chyba przebiły się do korpusu. Nie odczuł tego jednak zbytnio, był bowiem Czarnym Jeźdźcem. Słynął z niewrażliwości na konwencjonalną broń, którą to głupcy przypisywali magii. Prawda jednak była taka, że to Pan nad nim czuwał, podobnie jak nad innymi Czarnym Jeźdźcami, i nie pozwoliłby zginął od byle strzały. Albo zatrutej strzały, bo po chwili dostrzegł, że i być może taka tkwi mu w naramienniku. Niewiele myśląc wyrwał ją i odrzucił, wyczuwając przy tym lekki ból w ramieniu. Nie miał czasu na opatrywanie ran, bowiem już po chwili musiał parować cios półtora ręcznego miecza, jaki na niego spadł. Czarni Jeźdźcy ranieni po wielokroć dalej brnęli naprzód i robili to co umieli najlepiej. Zabijali wszystko co znalazło się w zasięgu ich szamszirów. Ahl na chwilę opuścił bojowy szyk, by móc z boku przyjrzeć się napierającej kawalerii. Ich umiejętności budziły jednocześnie i podziw, i strach. Todżarak był dumny, że im przewodzi. Zachwyt w jaki wprawili go jego jeźdźcy sprawił, że na chwilę się zdekoncentrował, to zaś wykorzystał jeden ze zbrojnych. Dzięki chwili nieuwagi Ahl-Todżaraka zrzucił go z konia i już zamierzał się nań ze swoim szamszirem, kiedy rumak Ahla zarżał gniewnie i ugryzł napastnika w ramię. Ten zawył dziko, zaś zrzucony z konia Czarny Jeździec natychmiast wstał i ranił go w drugie ramię. Koń puścił chwyt, zaś blady jak ściana mężczyzna osunął się na ziemię. Piasek wokół niego szybko zrobił się krwistoczerwony. Ahl postanowił kontynuować walkę pieszo. Z daleka dostrzegł pewien wyłom w linii atakujących, którego jego zbrojni nie mogli przełamać, co go nieco zadziwiło. Błyskawicznie się tam przedostał, po drodze parując ciosy mieczy i raniąc wielu heretyków, którzy zdaję się, nie wiedzieli na kogo się porwali. Kiedy Ahl dotarł do tego punktu na polu bitwy, dostrzegł sławnego mistrza mieczy – Tehledżara. Spoglądając na znanego pośród plemion pustyni wojownika poczuł lekkie zażenowanie, połączone z rozczarowaniem.

-Tehledżar, Tancerz Ostrzy – ryknął Ahl-Todżarak uciszając na chwilę swoich wojów, a także ich przeciwników, którzy zasłonili się prostymi tarczami. Wszyscy szybko zrozumieli na co się zanosi i utworzyli krąg, wewnątrz którego stał teraz Ahl i Mistrz Mieczy – Gdyby ktoś mi dzisiaj rano powiedział, że przyjdzie mi z tobą walczyć, nie uwierzyłbym! – uśmiechnął się z wyższością i zmierzył mężczyznę chłodnym spojrzeniem. Tehledżar ciężko dyszał i był już zmęczony powstrzymywaniem jego wojowników. Wokół leżało wiele trucheł, zatem pogłoski o jego talencie nie były wcale przesadzone. Tym niemniej Ahl był Czarnym Jeźdźcem i pod żadnym względem nie ustępował Mistrzowi Mieczy.

-Ahl-Todżarak – stwierdził Tehledżar i splunął mieszaniną śliny z krwią – Pogłoski o twym okrucieństwie nie były przesadzone. To zaszczyt móc cię zabić – powiedział bez gniewu, nieco patetycznie. W jego słowach nie było nawet grama ironii czy pychy. Dało się za to uchwycić swego rodzaju… podziw? Tym niemniej, ten dureń naprawdę chyba myśli, że jest w stanie zgładzić Wielkiego Ahla!

-Odważne słowa, jak na odstępcę! Jednak to nie mi pisana jest śmierć.   

Ahl wzniósł do góry obydwa szamsziry, przy wtórze Hymnów Wojny jego ludzi. Tehledżar zaczął kręcić powolne młynki mieczami w powietrzu. Obydwaj wojownicy zmierzyli się wzrokiem, po czym skoczyli na siebie, szybko niczym kobry. Ich ostrza zderzały się ze sobą, dało się słyszeć szczęk metalu. Gdzieś w powietrzu poleciały iskry. Ani jeden, ani drugi nie zwalniał i wyprowadzał kolejne sztychy. Kiedy zaś, pierwszy ciął, drugi parował i natychmiast przechodził do kontry. Ta znów była parowana i tak w kółko… Todżarak i Tehldżar byli na mniej więcej tym samym poziomie, lecz to starcie nie mogło zakończyć się remisem. W pewnym momencie ich ruchy stały się tak szybkie, że część żołnierzy przestała rozróżniać, który atakuje, a który przechodzi do defensywy. Wymiana ciosów trwała nieustannie przez kilka minut i przybrała formę śmiercionośnego tańca, znacznie odbiegającego od tępej siepaniny, jaka dotychczas dominowała na polu bitwy. Tehledżar próbował zmylić swojego oponenta skomplikowanymi kombinacjami, lecz Ahl zdawał się przewidywać jego ruchy i z łatwością je odparowywał. Jednakże, kiedy sam chciał przejść do ofensywy, role się odwracały i Todżarak z gniewem godził się z kolejnymi, z łatwością odparowanymi cięciami. Postronnym zdawało się, iż walka ta będzie trwać całe wieki, lecz prawda była taka, że miała się ona rozstrzygnąć znacznie szybciej. Zarówno Ahl, jak i Tehledżar czekali na to, aż drugi popełni błąd, który zaważy o losach walki. To mogło być chwilowe rozproszenie, potknięcie się o jakieś zabłąkane truchło lub nieprzewidzenie ruchu przeciwnika.

Ahl wykonał sekwencję przebiegłych, niskich cieć, mających podciąć nogi Tehledżarowi. Ten jednak wyczuł intencję Czarnego i błyskawicznie skontrował. W tej chwili sytuacja wymknęła się, wygrywającemu dotychczas to starcie, Ahlowi spod kontroli. Poślizgnął się lekko na przelanej na piasek krwi. Na krótką chwilę stracił równowagę. Tehledżar bezwzględnie to wykorzystał. Wyszedł doń z podwójnym, brutalnym pchnięciem. Todżarak uniknął go, lecz zbłąkany miecz, wytrącił mu z dłoni jeden szamszir. Mistrz Mieczy wykonał płynny obrót, którym rozpoczął kolejną kombinację. Ahl próbował odzyskać inicjatywę, lecz w tej chwili musiał kontrować cięcia dwóch mieczy jednym szamszirem. Po kilku kolejnych, bardzo szybkich i finezyjnych młynkach Tehledżar niemalże go rozbroił. Todżarak w ostatniej chwili zmienił pozycję i miał właśnie przejść do szybkiego kontrataku.

Wtedy jeden z mieczy Tehldżara na wylot przeszył mu korpus. Widocznie Ahl nie zdążył spostrzec prostej zmyłki. Może to był jakiś durny młynek… Albo tamten zrobił szybki półobrót i nie przerwał kombinacji, tylko na chwilę zwolnił, by go rozproszyć.

Czuł dziwny, metaliczny posmak w ustach. Splunął na piasek.

Albo po prostu był szybszy, nabrał impetu po tym, jak wytrącił mu z rąk jeden z szamszirów.

Ahl padł na kolana.

Irytujące.



IP: Zapisane
Sojlex
Drugi Andrzej

*

Punkty uznania(?): 13
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 659


Swego czasu Last Pączek Standing

Zobacz profil
« Odpowiedz #19 : 15 Marca 2014, 20:05:25 »
Irytujące.

Ten brak aktywności komentatorskiej też, nieprawdaż ;> ?


IP: Zapisane
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #20 : 16 Marca 2014, 19:45:40 »
Nie wiem o co chodzi, bo przeczytałam tylko to najnowsze, ale dobra  :D.

Tekst się czyta lekko i przyjemnie, masz fajny styl, podobają mi się sceny walki i sposób wplecenia opisów.
Zastanawiają mnie za to Czarny Jeździec i Tancerz Ostrzy- hirołsy, czy inny pies?


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 873


Zobacz profil
« Odpowiedz #21 : 16 Marca 2014, 20:21:27 »
Inny. Hirołsami się raczej nie inspiruję, choć Tancerz Ostrzy brzmi jak żywcem wyjęty z piątej części. No to w sumie można powiedzieć, że nazwa wyjęta z Herosów, ale tamten gościu to na pewno nie elf :D

Czarni Jeźdźcy to jednocześnie nazwa oddziału, nazwa postaci (bo fizycznie doń pasuje, bo ubrany na czarno i na koniu) i generalnie takie sobie określenie. Nie będę mówił dokładnie jakie asy w rękawie ma ta formacja, ujawnię to w kolejnym rozdziale. Wiem, że wiele osób z niecierpliwością nań wyczekuje, a ciekawość sama ich tu zagoni, by dowiedzieć się co ci panowie jeszcze potrafią [ :D ], prócz tego, że na konikach jeżdżą i w ogóle.


IP: Zapisane
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #22 : 02 Czerwca 2014, 21:35:48 »
Powiem szczerze - otoczka fabularna do tego wszystkiego albo "jest bo jest", albo po prostu nie jestem targetem, antyislamistą czy inny cuś.

Jednakże opis działań wojennych tych mahometan, a następny opis pojedynku - miodny. Jeśli utrzymasz ten poziom militaryzmu-artyzmu, to moze nawet spróbuję przełknąć tych allah-akbarów. ^^

Cheers.


IP: Zapisane
Andre94nt
Pierwszy Andrzej

*

Punkty uznania(?): 2
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 822


Zobacz profil
« Odpowiedz #23 : 03 Czerwca 2014, 23:47:10 »
Przeczytałem wszystko pod rząd, bo się wciągnąłem ;) Bardzo fajne opowiadania, trochę mnie kuje brak dobrze nakreślonego tła fabularnego, ale samo w sobie opowiadanie jest bardzo dobre. Miło czyta się te opisy, czasami brakuje mi jakiegoś wtrącenia w stylu: - powiedział bezbarwnym tonem, czy po prostu -westchnął. Ale to tylko takie moje personalne uwagi :P Może innym to nie przeszkadza, w każdym razie nie ma zbyt wielu takich momentów. Opisy mogłyby być co prawda nieco bardziej urozmaicone, no ale powiedzmy sobie szczerze, dopiero szlifujesz swój talent, więc Tolkiena się nie spodziewałem ;) Ogólnie w skali ocen szkolnych masz ode mnie 5, czekam na kolejne rozdziały.


IP: Zapisane
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 873


Zobacz profil
« Odpowiedz #24 : 25 Czerwca 2014, 01:50:36 »
Część VIII

Nie miej litości dla heretyka. I tak, w ostatecznym rozrachunku, nie ty będziesz się nad nim litował, a ktoś znacznie potężniejszy od ciebie.
- Inkwizytor Tyberiusz

Tyberiusz błyskawicznie dobył miecza i przyjął bojową postawę. Nie był pewien czy aby na pewno ma do czynienia wyłącznie ze starym dziadem, który w mniemaniu paru wieśniaków umie porozumiewać się z bogami. Jego wątpliwości niemalże natychmiast zostały rozwiane gdy tylko mężczyzna ruszył w jego stronę, zamierzając się nań swoim rytualnym nożem. Niepozornie wyglądający guślarz poruszał się znacznie szybciej, niż mogłaby sugerować jego pokraczna sylwetka. Tyberiusz odbił pierwsze cięcie, lecz zanim zdążył zrobić kolejny unik krwawił już obficie ze zranionej lewej ręki, którą się zasłonił. Rana na szczęście była powierzchowna. Ścierwojad próbował trafić go w szyję, ale mu się to nie udało. Tak czy inaczej bydlak był sprawniejszy niż niejeden szermierz i wcale nie wyglądał na zmęczonego długim pościgiem. Po chwili nastąpiła krótka wymiana ciosów, w trakcie której okazało się, że wbrew pozorom tym lesie przewagę dawał jednak krótki i szybki nóż, zamiast ciężkiego i powolnego miecza. Zwłaszcza, że Tyberiusz nie był w ogóle opancerzony i mógł liczyć wyłącznie na swoje umiejętności szermierskie. Guślarz dobrze wiedział, jak powinien walczyć. Cały czas atakował. Czasami niedbale i nieprecyzyjnie, ale nieustannie i niezwykle szybko. Non stop skracał dystans sprawiając, że długi miecz stawał się narzędziem nieśmiercionośnym, a skrajnie irytującym i niewygodnym. Kolejne parady przychodziły Tyberiuszowi z trudem, a zdradliwe sztychy sprawiały mu ogromne problemy, uniemożliwiając jednocześnie szybkie kontry. Wiedział do czego to zmierza. Ten śmieć chciał go zmęczyć. Zasypać gradem ciosów i wybić z rytmu. W tym wszystkim jednak najgorsze było to, że inkwizytor nie mógł nawet dobrze obserwować otoczenia. Jedna zabłąkana gałąź, kamień czy wystający korzeń i runie jak długi na ziemię, czego nie omieszka wykorzystać guślarz. Gdzie on nauczył się tak walczyć? To niemożliwe, żeby byle stary dziadyga tak dobrze obchodził się z nożem.

Inkwizytor odbił dwa kolejne cięcia i dał susa do tyłu. Musiał się  na chwilę oddalić od tego guślarza i złapać oddech. Był zmęczony i zaskoczony zajadłością z jaką atakował go poganin. Wydawało się, że ten dziad nie zamierza przestać dopóki w końcu nie zatopi sztyletu w jego gardle. W dodatku parę razy niewiele ku temu brakowało. Parada i cięcie. Parada i cięcie. Parada i cięcie. Szkoda tylko, że cały czas ciął ten skurwysyn. On się nie męczy? Twarz guślarza była zupełnie bez wyrazu. Zniknął z niej ten ohydny grymas i obecnie nie dało się z niej niczego odczytać. Ani zmęczenia, ani gniewu, ani tej złośliwej satysfakcji z tego, że na dobrą sprawę robi z Tyberiuszem to co chce. To do niego należała inicjatywa w tym starciu.

Z trudem wyprowadził kontrę do przebiegłego sztychu, który miał go trafić w żebro i zrobił pół piruet. O dziwo guślarz nie ruszył od razu na niego, tylko na krótką chwilę się zatrzymał. Inkwizytor z trudem łapał oddech, ale jednocześnie bacznie obserwował pole bitwy. Las jak las. Mnóstwo krzaczków, drzewek i kamieni. W zasadzie nie było czego tu wykorzystać w starciu z tym dziadem. Prawie. Staruch wpatrywał się w niego swymi żółtymi, gadzimi oczkami, najwyraźniej napawając się chwilą triumfu. Walczyli jednak dalej, a zbytnia pewność siebie zgubiła niejednego, świetnego wojownika. Tylko się zbliż.

Zgodnie z oczekiwaniami pokraka zaraz ruszyła na inkwizytora. Ten jednak zamiast od razu przechodzić do defensywy złapał w garść odrobinę ziemi i rzucił nią w twarz nadciągającemu dziadydze. To była jego szansa. Zrobił jeden młynek i już niemalże dosięgał ścierwo ostrzem swego miecza. Zanim jednak pokonał dystans dzielący go od celu, potknął się o wystający spośród traw korzeń. Nawet nie zdążył porządnie zakląć. Guślarzowi to wystarczyło. Otrzepał się z piachu i przeszedł do ataku. Pierwsze płaskie cięcie sparował w momencie gdy podnosił się z ziemi. Drugie odbił zanim się podniósł. Trzecie jednak sięgnęło celu. Lewe ramię inkwizytora ozdobiła kolejna czerwona pręga. Wrócili do punktu wyjścia. Tyberiusz dalej musiał bronić się przed niekończącymi się atakami guślarza i modlić, by znowu nie upaść na ziemię przez jakiś zabłąkany kamyczek lub inne ustrojstwo.     
Narzucił swoje tempo walki i zbił mnie z tropu. Robi to co chce i czuje się bardzo pewnie. Ale nie spodziewał się, że zrobię coś innego, prócz kolejnej nieudanej finty. Odwróćmy role. Zaskoczę gnoja.
Tyberiusz wykonał kolejną zasłonę, tym razem jednak zripostował atak guślarza. Choć przypłacił ten manewr kolejną raną na lewej ręce, którą zasłonił się przed nadciągającym z góry cięciem, to zrobił coś czego ten śmieć się nie spodziewał. Z całej siły uderzył go z główki w ten obmierzły łeb i poprawił prawym sierpowym. Dziad przez chwilę się zawahał i zachwiał na nogach.

-Nie spodziewałeś się finezji na miarę tawernowej bijatyki, co ścierwo?

Błyskawicznie odrzucił miecz i szybko złapał guślarza za rękę, w której ten trzymał nóż. Założył mu chwyt i doprowadził do przeprostu stawu łokciowego. Kopnął go jeszcze dwa razy w brzuch i szybko sprowadził na ziemię. Tylko dlaczego on nawet nie zawył z bólu? Bydlak klęczał tuż przed nim i wyglądał bardziej na zbitego z tropu, niż przeszytego niewyobrażalnym bólem. Chwyt zaś, był coraz mocniejszy, a inkwizytor miał wrażenie, że zaraz złamie temu dziadowi łapę na pół.

I złamał. Kość obrzydliwie trzasnęła, lecz to chyba nie zrobiło większego wrażenia na staruchu, bo skwitował to tylko głupim uśmieszkiem. Tyberiusz odsunął się na kilka kroków od tej pokracznej istoty, która w dalszym ciągu klęczała na ziemi z dziwacznie wywiniętą prawą ręką. Teraz dopiero spostrzegł jak głęboko został zraniony. I to parokrotnie. Krew lała się obficie z jego lewej ręki, ale nadal stał na ziemi i nawet nie miał mroczków przed oczami. Zbyt wielu. Podarł rękawy swej szaty i owinął nimi krwawe pręgi. Nie wytrzyma to zbyt długo. Ciekawe czy w ogóle uda mu się wydostać z tego lasu. Jak straci przytomność to pewnie już się nie obudzi. Inni też pewnie zbyt szybko go nie odnajdą. Rodzi się też pytanie – czy inni w ogóle przeżyli? Nie wiadomo jaką magią na dobrą sprawę posługiwał się ten guślarz. Czarna mgła miała swe różne odmiany. Niektóre były silnie trujące, a przebywanie wewnątrz nich nawet przez krótką chwilę kończyło się śmiercią w męczarniach, wzbogaconą o halucynacje, wymioty i najczęściej błyskawicznie postępującą infekcję. 

-No – mruknął z trudem łapiąc oddech – a teraz w końcu możemy pogadać jak teolog z teologiem. Pierwsze zagadnienie jakie powinniśmy poruszyć to hierarchia wyższych bytów i bóstw – to mówiąc podniósł leżący na ziemi miecz i zbliżył się powoli do klęczącego guślarza – Otóż obecnie sytuacja prezentuje się w sposób następujący… - przez krótką chwilę patrzył w gadzie oczka tego ścierwojada, czując do niego nabożną pogardę.

-Mój bóg jest silniejszy od twojego.

Miecz inkwizytora na wylot przeszył korpus starucha, z którego bryznął strumień gęstej, ciemnoczerwonej krwi.



« Ostatnia zmiana: 25 Czerwca 2014, 11:44:13 wysłane przez Fast » IP: Zapisane
Sojlex
Drugi Andrzej

*

Punkty uznania(?): 13
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 659


Swego czasu Last Pączek Standing

Zobacz profil
« Odpowiedz #25 : 25 Czerwca 2014, 12:10:25 »
Ostatni fragment powiał mi sceną z początku Starcia królów - nieudanej próby zabójstwa Melissandre. Cóż, oprócz tego, prawidłowo przestawiona walka - walimy tym co popadnie, byleby przeciwnika zaskoczyć i rozłożyć. Fajnie, choć dość dużo opisane jak na... 2 minuty walki?


IP: Zapisane
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 873


Zobacz profil
« Odpowiedz #26 : 25 Czerwca 2014, 22:41:59 »
Część IX

Tych, którzy będą mu [Panu] posłuszni obdarzy nieśmiertelnym ciałem i nieśmiertelnym duchem.

- Księga Proroków; fragment IV Pieśni ku chwale Pana, autorstwa Ahla-Odżoro.

Na piasek bryznął strumień gęstej, ciemnoczerwonej krwi.
 
-Bóg jest z nami! – powiedział Tehledżar i przebił swego oponenta drugim szamszirem. W tym momencie przez korpus Ahla przechodziły już dwa miecze. Todżarak utkwił tępe spojrzenie w triumfującym Mistrzu Mieczy – Bóg nam sprzyja! -  to mówiąc wyszarpnął obydwa miecze z ciała klęczącego przed nim Czarnego Jeźdźcy – Zabijajcie tych bezbożników! – Tehledżar zrobił zamach i zanim odciął głowę przeciwnikowi powiedział – Bóg się nad nimi zlituje!

W tym momencie Todżarak dobył dwóch sztyletów, które przez długi czas pozostawały ukryte przy jego pasie, z tyłu zbroi. Zanim Mistrz Mieczy zorientował się co się dzieje, miał już uciętą dłoń i lewe ramię przebite jednym z ostrzy. Powietrze przeszył krzyk Tehledżara. Nawet nie krzyk, a dziwaczny pisk. Nagły atak wytrącił mężczyznę z równowagi. Zaskoczony wypuścił z drugiej dłoni szamszir i ze zgrozą zaczął wpatrywać się w krwawy kikut, który zastąpił jego prawą dłoń. Mężczyzna natychmiast zbladł i wytrzeszczył oczy w przerażeniu. Teraz to on głupio wpatrywał się w stojącego nad nim Todżaraka. Cóż… Przewrotność pola bitwy. 

-A kto zlituje się nad tobą?

To mówiąc przebił grdykę odstępcy, a następnie ozdobił jego korpus dwoma szkarłatnymi krzyżami.

-Gdy masz kogoś zabić, zabij. Nie gadaj.

Tym razem rozerwał mu już całą szyję. Kolejnym cięciem rozszarpał resztki nitek mięsa, na których ledwo trzymała się głowa odstępcy. Piasek wokół nich zrobił się szkarłatny, a głowa Tehledżara potoczyła się w stronę otaczających Todżaraka żołnierzy na twarzach, których malowało się przerażenie. Wrodzy wojownicy powoli się wycofywali. Mieli przewagę liczebną i z pewnością daliby radę Todżarakowi, lecz krwawy spektakl jakiego byli świadkami musiał zrobić na nich duże wrażenie. A może nie tyle ilość krwi, wszak to nie była pierwsza bitwa, w jakiej uczestniczyli, co sam fakt, że ich przywódca został pokonany przez zabitego Ahla. Wszyscy to widzieli. Klęczał przed Mistrzem Mieczy z dwoma mieczami wbitymi w jego klatkę piersiową. Nikt nie byłby w stanie tego przeżyć. Chyba… chyba, że czuwałby nad tym kimś sam bóg.

W rzeczy samej tak było. Ahl-Todżarak był Czarnym Jeźdźcem. Dawno temu wyzbył się wszystkiego co posiadał. Stał się narzędziem w rękach Pana i nie mógł tak szybko opuścić tego świata. Nie mógł zawieść. Poza tym, żeby go zabić potrzeba było czegoś więcej niż raptem dwóch udanych sztychów. Może z odciętą głową nie byłby tak wygadany, choć kto wie…

Tymczasem bitwa trwała w najlepsze. Kawaleria poczynała sobie coraz śmielej rozluźniając nieco bojowy szyk. Mimo tego dalej siała ogromne spustoszenie w szeregach wroga, tratując tych, którzy próbowali salwować się ucieczką i mordując tych, którzy próbowali stawić im czoła. Jak jednak walczyć z kimś, kto prawie w ogóle nie ima się żelaza? Uciekać się do trucizny też najwyraźniej nie było sensu. Zupełnie tak jakby przed odstępcami stała armia trupów. Jedyna różnica była taka, że te trupy były wyjątkowo żywotne i cholernie dobrze radziły sobie w walce wręcz.

Do wieczora z obozowiska heretyków pozostały już tylko zgliszcza. Pojmanych powbijano na pale. Innych tylko do nich przywiązano i zostawiono na pastwę sępom. Może było to okrutne, ale przynajmniej na tyle widowiskowe, by kolejne plemię dwa razy się zastanowiło, zanim ,,zmieni’’ swoją wiarę. No i patrząc prawdzie w oczy – padlinę powinni zjeść padlinożercy. Takimi zasadami rządzi się ten świat. Jedyne co irytowało jeźdźców to fakt, że po pokonanych nie pozostało zbyt wielu wojennych łupów. Trudno. To i tak nie była wyprawa łupieżcza, tylko wymierzenie bożej sprawiedliwości. Zrobili co mieli zrobić.
Ahl wszedł do swojego namiotu i odłożył na statyw obydwa szamsziry. Księga Proroka Ahl-Radżara w dalszym ciągu leżała na drewnianej szafce, jakby wyczekiwała na jego powrót. Nauki wojenne proroka okazały się bardzo przydatne. Teraz jednak nastała chwila krótkiego pokoju i wytchnienia.

-Ahlu! – poirytowany odwrócił się na pięcie, napotykając wzrokiem wysokiego, ubranego w lekką, szarą szatę posłańca, stojącego na progu jego namiotu. Najwyraźniej wystraszyła go odrobinę nerwowa reakcja Ahla, co dało się wyczuć w jego drżącym przez krótki moment głosie – Przybyły wieści od Ahla-Orodżi, Wielkiego Hadżslyna. Nakazał mi on dostarczyć ci ten zwój. Kiedy wyruszałem mówił, że zwyciężysz i zwyciężyłeś Ahlu. Wielki Hadżslyn nie pomylił się.

-Owszem. Nie pomylił się. Wielki Hadżslyn nigdy się nie myli, bo to on jest powiernikiem bożych wyroków. Ja jestem egzekutorem jego rozkazów. Czy Wielki Hadżslyn mówił coś jeszcze?

-Tak, Ahlu. Mówił, że Abadlach będzie ostrzył sobie na ciebie zęby, ale Pan cię przed nim obroni.

-Wszystko się zgadza – powiedział i westchnął cicho, przechwytując od posłańca skórzany zwój - Ile dni temu wyruszyłeś z Czerwonej Wieży?

-Dokładnie trzy księżyce temu.

Pokiwał w zamyśleniu głową i odprawił posłańca gestem dłoni. Chciał zostać na chwilę sam. Nie wie czy ponieśli jakieś straty, ale jeżeli tak, to z pewnością niezbyt wielkie. To była dobra bitwa. Niestety wiadomość od Ahla-Orodżi z pewnością nie była napisanym z góry listem gratulacyjnym, a poleceniem udania się w kolejne miejsce i rozprawienia z kolejnymi niewiernymi. Nie ma na co czekać. Rozwinął zwój i przeczytał wiadomość od Wielkiego Hadżslyna.

Okazało się, że nie miał racji. 

Miał zawrócić swoje siły do Czerwonej Wieży. Niebawem Wielki Hadżslyn przegrupuje wszystkie wojska i wrócą do systemu dziesiętnego. Zdaje się, że plenienie herezji znudziło się Pana Pustyni. Z tego co napisał wynikało, że planuje dokonać czegoś znacznie odważniejszego. Pragnął sławy, zaszczytów i bogactwa. Piękne plany. Ale żeby je zrealizować musieli wyjść z pustyni. Musieli uderzyć gdzieś indziej.

-Gdzieś indziej – mruknął, powtarzając to co przed chwilą pomyślał…
No tak. Urbs. Ten idiota chce podbić Urbs. Zamknął oczy i spojrzał w górę, kierując twarz w stronę nieba.

-Zaprawdę Panie… Wielki Hadżslyn jest wielkim głupcem!


« Ostatnia zmiana: 25 Czerwca 2014, 23:36:46 wysłane przez Fast » IP: Zapisane
Strony: 1 [2]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.116 sekund z 19 zapytaniami.
                              Do góry