Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Belegor i znajomi z Tawerny (Czytany 5886 razy)
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« : 29 Kwietnia 2014, 09:41:16 »
   Przedstawione historie nie są bezpośrednio powiązane z aktualnymi wydarzeniami na tawernie, wszelkie podobieństwo do postaci, profili i wydarzeń z tawerny jak i świata Ashanu są zamierzone i celowe. Jednocześnie zastrzegam, że nie ma chronologicznego, ani sensownego powiązania z wydarzeniami. Wszelkie próby powiązania z pamiętnikiem są bezcelowe, choć mile widziane. Życzę miłej lektury i komentowania.


 
Przygoda pierwsza: Daleko za wzgórzami

Araabskaaa noooooc…. Jak aaaaarabski dzieeeń- sorry, nie ta płyta. Zawsze przychodzi my na myśl ten początek utworu gdy widzę pustynny, niemal martwy krajobraz pogranicza Srebrnych Miast. Podobnie mam jak trafiam do kamieniołomu, wtedy bowiem nucę sobie piosenkę Rammstaina „We live on America”, zwłaszcza fragment refrenu z „Wundabach!”. Dobra, dobra znowu uciekam od tematu. Otóż jak wiecie jestem Belegor Meriadok von Dragenhaart. Jestem sylvatarem, czyli najprościej opisując elfem pokrytym paskami, z dolną połową ciała jak u wyprostowanego raptora z ruchliwym, jaszczurzym ogonem. Znany jestem w wielu kręgach jako bestiarysta, strateg, taktyk jak i poszukiwacz przygód. Pomagałem wielu królom i dowódcom podbijać świat lub go ochraniać, stworzyłem jak i udokumentowałem wiele ras i potworów. Zapewne zechcecie mnie zapytać, czemu taki odważny, inteligentny i nieprzyzwoicie przystojny łowca i redaktor tawerny jak ja skromnie mówiąc, trafił do tego bezludnego zadupia? Sprawa jest otóż prosta: długi. Można by rzec, że przez nieszczęśliwy wypadek pierwszego dnia tawernie (ja bym to nazwał pobiciem, albo próbą zamordowania z premedytacją) stałem się paradoksalnie dłużny niejakiemu Hellscreamowi. Taki stary, brzydki, nieogarnięty czasowo ork, który myśli ze jest tym wielkim wymiataczem topora z jakiegoś śnieżnego świata. Tak naprawdę to on ma z nim tyle wspólnego co Doda z Elżbietą II. Poza tym że obaj są zieloni i jedynie co potrafią to głośno bełkotać jakieś hasła nie ma żadnych podobieństw (tak między nami jak dla mnie to nasz Hellscream ma jakiś kryzys wieku średniego, albo Parkinsona). Tak czy owak, brzydalowi jestem winien bagatela tyle ile wynosi nieoficjalny polski dług publiczny na jednego mieszkańca. I tu dochodzimy sedna sytuacji, otóż by zebrać odpowiednie fundusze postanowiłem schwytać się każdej możliwej roboty, byleby spłacić go. O i tu właśnie dochodzimy do sedna, (sorry za tamto). Moim obecnym zadaniem było sprowadzenie porwanego przez nieznanych nieumarłych zakładnika, którym był nie kto inny jak….tak dokładnie, wielki arcymag Zehir! Jak taki zdolny czarodziej dał się głupio złapać i uprowadzić zdaje się być tajemnicą, wielce wstydliwą zwłaszcza dla jego adiutanta- Narxesa. Siedziałem na arabie- koniu takim, nie człowieku i wpatrywałem się w horyzont, zanuciłem sobie:
-Za wzgórzami i jeszcze dalej
Przyszli po niego w pewną zimową noc.
Aresztowali go i skuli…
Wtedy coś zaczęło pikać w płaszczu. Wyjąłem z kieszeni kryształową kulę (taka ashańska wariacja komórek, dobre nie?). Kiedy ujrzałem buźkę Narxesa odpowiedziałem:
-Czego?
-Nie czego, czy tylko go znalazłeś?- odpysknął oburzony. Ja mu mile odpowiedziałem:
-Odstawili go do wieży
Tam czeka biedaczyna
A światło poranka opłakuje ostatnie chwile jego wolności..
-Nawet mnie nie strasz! Wystarczy, że ten chłystek nabawił mnie już 2 zawałów. Jeśli do tygodnia nie wróci, zapłacisz srogo.
-Spoko, spoko wiem gdzie jest.
- Gdzie?! Powiedz!
Zapanowała chwila milczenia po czym mu bezczelnie niemal odśpiewałem:
-Ponad wzgórzami i daleko stąd
Ponad wzgórzami i daleko stąd
 W zamku wampirzycy w Heresh
Siedzi uwięziony Książe
W najwyższej komnacie w najwyższej wieży. Czekając na swego wybawiciela.
-Dobra, dość tej poezji! Też niczego nie insynuuj, to niewinny chłopak (ta, jak większość młodzieńców w jego wieku). Poza tym skąd wiesz, że akurat dokładnie tam?
-Gdzieś to wyczytałem. Tak na serio…HA-LOOO! Mamy tu do czynienia z wampirem, nieogarniętym nieumarłym, na dodatek kobietą. Oni zawsze lecą po schematach, wyobraźnia skończyła im się wraz z Nie-nieumarłością. Przy okazji, wampirzyca nazywa się Oliwsen, kojarzysz?
Przez kulę było słuchać głośne zawodzenie i uderzenie dłonią o coś cielistego, biedak pewnie próbował zrobić facepalma i nie wycelował. Po chwili usłyszałem:
-Tylko nie ona! Już ja znam ją. Nie raz  próbowała uprowadzić mego Zehira, znaczy ucznia. Raz go nawet wrzuciła do worka i chciała przemycić podczas imprezy z okazji urodzin swego ojca Cyrrusa. Czy ta zmora da nam kiedykolwiek spokój?!
Wtedy wpadłem na iście diaboliczny pomysł…
-No wiesz. Po za tym, że jestem łowcą nagród znam się dobrze na sprawach sercowych. Jeśli chcesz by się wampirzyca odkochała się od twego panicza to mogę to załatwić. Ale to będzie kosztować….
-Ile?! Dam wszystko, tylko podaj cenę.
-Dwukrotność pierwszej nagrody.
-300 tysięcy sztuk złota?! No nie wiem…
-Daję 99,9% skuteczności na okres 5 lat.
-No dobra, tylko przyprowadź go!
-Masz to jak w szwajcarskim banku!
-W czym?
-E…nieważne. Masz pewne, załatwię. Przy okazji, uwielbiam z wami robić interesy.
-Bez wzajemności-odrzekł mag i się rozłączył (o ile tak można nazwać rozmycie się w kuli).
Mi pozostało jedynie ruszyć ku Heresh odbić uwięzionego Zehira z rąk wampy.
………………………………………………………………………………………………….

Krajobraz Heresh na początku niczym się nie wyróżniał od tego ze Srebrnych Miast, sam zacząłem się zastanawiać jakim cudem zdołali postawić granicę na tym pustkowiu. Dopiero z czasem, z każdym krokiem zacząłem zauważać coraz liczniejsze różnice. Zaczęło się od wyschniętego krzaka, a w tej chwili ciągnę ze sobą dodatkowego konia pośród wyschniętego, martwego i ewidentnie nie zadbanego  lasu. Każdy pień wyglądał jak wykrzywiona gęba jakiegoś nieszczęśnika. Mężnie, dygocząc jedynie z podniecenia prowadziłem konie dalej ku posiadłości znajomej wampirzycy. Zatrzymałem się na chwilę przed znakiem. Siedział na nim kruk i wydłubywał resztki ze szkieletu neodzieciaka, który ośmielił się wejść jej w drogę tylko dla jakiejś grafiki jej autorstwa. Cóż…. nic dziwnego, że nie lubi nachalnych gości, którzy nękają by coś im narysowała, stworzyła. Nawet podczas jej nie-życia nie dają spokoju. Zrobiłem znak krzyża przed truposzem gdy ten się poruszył i lewą ręką wskazał kierunek:
-T-tędy.
Zdjąłem kowbojski kapelusz i skinąłem głową:
-Dziękuję.
-Ależ nie ma sprawy…
Gdy powoli odjeżdżałem zawołał jeszcze za mną:
-Ale załatw mi chociaż jej autograf, co?…
Eh…uparty, nawet i w nie-życiu, tacy to do śmierci żyją.

Dojście do posiadłości nie było problemem. Tak jak wcześniej mówiłem nieumarli lecą po schematach i brak im wyobraźni. Więc nie trudno było  znaleźć opustoszały zamek z szerokim dziedzińcem pełnym rozkopanych grobów i wystających trumień, oraz najwyższą wieżą na wprost od bramy. Wszystko w stylu mrocznego gotyku. Nawet gargulce były typowe. Westchnąwszy wjechałem do środka, po czym zszedłem z konia i wyjąłem swój miecz. Oczywiście zanim zdążyłem wykonać pięć kroków zielone powietrze (typowe dla Heresh) zgęstniało po czym z mgły wyłoniła się armia kościotrupów, zombie, duchów i wampirów (typowa armia w Heresh). Przed szereg wyszedł nosferat w białej zbroi i z zębatym mieczem. Oficer odpowiedział z miną „Patrzcie jaki ja jestem cudowny i wielki. Zaraz mu wrzucę jaki jest słaby i głupi”:
-Popełniłeś wielki błąd wchodząc tu sam. Nie martw się, to był twój ostatni.
Wtedy z tyłów armii wyskoczył, o jejku nie uwierzycie… kościany smok. Obrócił łbem we wszystkie strony po czym syknął w moją stronę. Ja na jego widok jedynie się uśmiechnąłem i odpowiedziałem:
-Fakt, nie mam ze sobą armii. Jednak nie przyszedłem tu sam.
Wyjąłem z kieszeni drewniany gwizdek i gwizdnąłem. Po chwili niebo przeszył ryk, a następnie z głuchym łoskotem wylądował mój smok Puszek z dwójką czarnych krewniaków. Kościany podskoczył do mojego Puszka i syknął najgłośniej jak umiał (wierzcie mi, przy tym nawet brzęczenie muchy jest głośniejsze). Zirytowany smok jedynie co zrobił to przywalił liścia drakoliczowi. To wystarczyło by zamienić tą abominację w kupę bezużytecznych kości. Nosferat wzdrygnął się (widać, to był chyba jedyny kościany smok jakiego posiadali- nie ma to jak cięcia kosztów) po czym rozkazał puścić namtaaru. Wtedy pojawiła się ogromna pajęczyca z górą kobiety zamiast paskudnego pajęczego łba (no wreszcie jakaś odmian- nieumarła hybryda człowieka z pajakiem). Z jękiem ruszyła na mnie rozwierając swe szponiaste ręce jakby chciała mnie uściskać. Gdy się do mnie zbliżyła dość blisko, wyjąłem z płaszcza spray Raid i psiknąłem prosto w jej oczy i rozwarte usta. Nie minęły trzy minuty gdy pajęczyca zatoczyła koło, po czym wywinęła kozła i martwa (tym razem na dobre) padła przed armią Oliwsen. Heh… związki ludzi ze stawonogami nigdy nie trwają długo. Wampir widząc z jaką łatwością położyłem ich czempionów zaśmiał się lekko, po czym z wrzaskiem upuścił miecz i uciekł w sina dal. Nie ma co, do odważnych to on na pewno nie należał. Reszta armii zaczęła chrzęścić kościami ze strachu, po czym jeden ze szkieletów odezwał się z zapytaniem:
-Ee…przyjmujesz nasza porażkę?
Wtedy szczerze się uśmiechnąłem jak dziadek do wnuczka i odpowiedziałem im:
-Nie. Puszek, czas się pobawić w krematorium.
Kiedy smoki zajęły się spalaniem nieumarłych ja spokojnie gwiżdżąc odstawiłem konie przy wieży, tuż pod okiennicą z najwyższej komnaty. Równie spokojnie weszłam do wieży i rozpocząłem wchodzenie schodami na szczyt baszty.

Niemal w połowie drogi napotkałem na szeroką platformę, przystanąłem wtedy na chwilę bo zazwyczaj w takich miejscach czają się strażnicy albo jakaś bestia. Przeczucie mnie nie myliło. Z mroku dobiegło warczenie. Odruchowo skierowałem miecz w tą stronę, wtedy z ciemności wyszedł… mały puchaty szczeniaczek. Był  szary i bardzo pękaty, ledwo się gibał na tych swoich małych, krótkich łapkach. Swoją nieporadnością i słodkimi oczyma mnie kupił, schowałem miecz i zapytałem:
-Ale z Ciebie słodki psiaczek? Co taki pimpulek jak ty robi w tym zamku?
Już miałem go pogłaskać gdy zauważyłem iż ma obrożę z medalikiem, na którym było napisane „Mietek”. Szybko się zorientowałem, że to drugie imię męża Oliwsen. Wtedy siebie przypomniałem:
~Zaraz, zaraz…przecież Idvard kupił Oliwsen jakiegoś zwierzaka, ale to nie był pies tylko…~
Niestety domyśliłem się zbyt późno, bowiem szczeniak zaczął rosnąć i przybierać groźniejszą, dwunożną postać. Owszem, Mietek nie był niczym innym jak tylko wilkołakiem. Przełknąłem ślinkę i rzekłem:
-No to wpadłem…
Potężny wilkołak ryknął na mnie z całej siły. Uuuhhh…. nawet nie wiecie jak mu z pyska leciało. Ewidentnie Oliwsen nie inwestuje w jego higienę pyska.  Nie miałem innego wyjścia jak wykorzystać tajną broń na wilkołaki. Z wolna sięgnąłem za tył paska. W jednej chwili wyciągnąłem kość piszczelową jakiegoś kościeja i zacząłem machać nią przed Mietkiem.
-Ej, chcesz kostkę? Chcesz? Chcesz?
W tej samej chwili z groźnego wilkołaka przeistoczył się ponownie w szczeniaka i wesoło zamerdał ogonkiem. Zawołałem:
-No to łap!- i rzuciłem gnatem w dół schodów. Wilkołak pobiegł za nim w szaleńczym tempie. Rzuciłem na pożegnanie:
-Głupi kundel…-i od tamtej pory uodporniłem się na szczenięcy urok. Nie czekając, aż bestia wróci, ruszyłem dalej ku najwyższej komnacie. Gdy tam w końcu dotarłem, usłyszałem za drzwiami jakieś krzyki. Z kopniaka wywarzyłem drzwi i zobaczyłem widok, który zmroził by krew w żyłach każdego męża (jak dobrze, że jestem kawalerem). Otóż narąbana na całego Oliwsen (można było to poznać po niemal pustej butelce wina i niepełnym kieliszku w jej dłoni) próbowała zerwać szaty Zehirowi, w celu…. no oczywiście jak to wamp, by wyssać z niego krew (co jest równie niejednoznaczne, co złe jednocześnie). Blada brunetka się odwróciła z miną jakbym opowiedział jej wykład o kwarkach lub innych bzdetach z fizyki i zapytał czy ma jakieś pytania. Ja chrząknąłem i wyjaśniłem:
-Ja najemnik. Narxes mnie najął by zabrać tego tu w szatach do domu. Pakuj się młody.
Mag zaskoczony moją odpowiedział zirytował się i pokazał z wymowną winą, że ma kajdanki na rękach i nogach. Nie zdążył nic powiedzieć, gdy Oliwsen wetknęła mu knebel w usta, po czym podeszła na klęczkach do mnie i zrobiła słodkie oczka, z których płynęły łzy. Łkając zapytała:
-Czemu?!
Ja przekręciłem oczyma i odpowiedziałem:
-Sorry kochana, takie życie, a raczej nie-życie w twoim przypadku. Ja mam długi, muszę je spłacić, a Narxes ofiarowuje dużą sumkę.
-Błagam…
-Pani… gdybym za każde słodkie oczka odpuszczał to bym poszedł z torbami.
Wtedy wyciągnąłem rękę i w charakterystycznym geście pokazałem co chciałem. Wampirzyca mruknęła gniewnie i rozczarowana położyła mi na dłoń mieszek z pieniędzmi. Woreczek wydawał mi się za lekki, więc machnąłem palcami jeszcze raz, po chwili na dłoni pojawił się jeszcze jeden worek, ale wciąż wydawało mi się za lekko. Ręka nadal czekała na kolejny i kolejny, aż w końcu masa tych worków usatysfakcjonowała mnie. Schowałem mieszki do torby i zawołałem:
-Przekonałaś mnie o Pani. Porzucę swą misję, byście nadal mogli krzewić swoją… umowę. Przykro mi Zehir, ale będziesz musiał poczekać jeszcze trochę.
Arcymag zaczął coś bełkotać przez knebel i się wiercić opętańczo. Nie trzeba być ekspertem by wiedzieć o co mu chodziło. Podszedłem do niego, złapałem za barki i powiedziałem:
-Chłopie, wielce mi Cię żal i współczuje, ale biznes to biznes. Bądź dzielny…
Zbliżyłem się do niego i szepnąłem mu do ucha:
-Jak tylko zrobi się gorąco wyskakuj przez okno.
Mag zaskoczony zaczął się jeszcze bardziej się wiercić, ja odszedłem i pożegnałem Oliwsen słowami:
-Życzę udanego wieczoru.
Oliwsen tylko się krzywo uśmiechnęła (w końcu wybuliłem od niej początkową kwotę jaką mi miał dać Narxes) i z łoskotem zamknęła za mną drzwi. Spokojnie zszedłem na dół, ominąłem wilkołaka, który podgryzał kość i podszedłem do swych koni. Smoki z Puszkiem odleciały, a po armii został tylko proch. Wsiadłem na swego wierzchowca i wyjąłem kulę. Nadszedł czas wcielić w życie swój plan. „Zadzwoniłem” do swego znajomego z Anduiny Idvarda, którym innym jest znany jako Mietek- mąż Oliwsen. Po chwili w kuli pojawiła się jego twarz:
-O Meriadok! Kupę lat! Co słychać?!
-A wszystko w porządku. Dzwonię w pewnej sprawie..
-Hej! Jeśli się dowiem że moja żona zdradzała mnie z Tobą to ci ogon z czterech liter wyrwę!
-Spokojnie, spokojnie… mnie tam mężatki nie interesują. Ale dzwonię właśnie w jej sprawie, ale nic za darmo. Informacje kosztują.
-Ile?
-10 000 sztuk złota.
-Ile?! Własnego przyjaciela chcesz oskubać!?
-Ejże! Właśnie podałem ci najniższą stawkę a ty mnie posądzasz o wyłudzanie?! Musze przecież z czegoś żyć.
-Eh…kiedyś Cię ten materializm zgubi.
-I niejeden raz mnie uratuje. Powiem jak je prześlesz, znasz zaklęcie.
Po chwili w mojej torbie pojawiło się kolejne ciężkie mieszki. Zadowolony odpowiedziałem:
-Właśnie w tej chwili spędza ten czas z Zehirem. W najwyższej komnacie waszej letniej rezydencji. Radzę się pośpieszyć, właśnie wyleciała z okiennicy pusta butelka po winie.
Mietek natychmiast się rozłączył. Po chwili zadzwoniłem jeszcze raz, tym razem do zakonu paladynów czczących Elratha.
-O witamy Belegorze. Masz już namiary na tą prę wampirów co polujemy od dawna?
-Tak, ale najpierw obiecane 30 tysięcy.
-No ale Panie, ludzi światłości, czcicieli Elratha. Samo miejsce u jego boku za pomoc w oczyszczeniu świata z plugawego pogaństwa powinno wystarczyć.
-Ekhm…
-No dobra, dobra…
Niemal natychmiast torba stała się znowu cięższa. Powiedziałem:
-Właśnie w rezydencji na pograniczu ze Srebrnymi Miastami niedługo się pojawi potężny wampir. Obecnie przebywa tam jego partnerka. Jeśli ruszycie swoje gryfy zdążycie tu za godzinę. Jest to samotna rezydencja za martwym lasem. Łatwo znajdziecie.
-Dzięki. Za Elratha!!- I się rozłączył. Teraz zostało mi jedynie „zadzwonić” do jeszcze innej osoby. Jak tylko pojawił się obraz rozpocząłem rozmowę:
-Vokial! Jak się masz, pamiętasz jeszcze że miałem wam zorganizować imprezę z okazji zlotu wampirów z Antagarichu i Ashan? Tak, dokładnie udało mi się, ale najpierw obiecane 40 tysięcy.
-Dobra, już przesyłam, a  teraz podaj gdzie i o której.
Gdy tylko torba znowu stała się cięższa odpowiedziałem:
-Łaskawie Oliwsen i Mietek się zgodzili, żeby się to odbyło w ich letniej rezydencji. Catering gwarantowany, dziewicza, ochocza krew. Przyjęcie zaczyna się za godzinę, a i przynieście koniecznie otwieracz do puszek, może się przydać.
-Dzięki wielkie. Dobrze robić interesy z Tobą. Zostaniesz?
-EEeee… nie dzięki, ja nie pijam… krwi.
-Nie wiesz co tracisz.
Jak tylko się Vokial rozłączył ja przestawiłem konie tak, by drugi stanął bezpośrednio pod okiennicą i cierpliwie czekałem. Po długim czasie z oddali było widać gęstą chmurę dymu, która leciała z dużą prędkością w kierunku wieży. Wilkołak na jej widok wesoło zamerdał ogonem, Pan tego domu właśnie przybył. Nie minęła nawet chwila od kiedy chmura wbiła się do środka, gdy z góry było słychać kłótnię małżonków. Jeśli pamiętacie kłótnie Laxx z Hellscreamem- wierzcie mi, przy tych wampirach to ich kłótnie to spokoje sprzeczki. Wkrótce zjawili się rycerze, którzy wojując hasła o czystości i wierności ruszyli szturmować wieżę. Do odgłosów kłótni doszły jeszcze dźwięki ścieranych ostrzy. Popatrzyłem w górę i wówczas ujrzałem chmarę nietoperzy wlatującą przez okiennicę do środka. Odliczyłem spokojnie do trzech, gdy przez ta samą okiennice wyskoczył Zehir. Nie spadł idealnie na siodło gdyż usłyszałem jak pisnął bardzo głośno (zapewne usiadł na własnych klejnotach- to musi boleć). Odwrócił się i ruchem głowy błagał byśmy już jechali, ja spokojnie odrzekłem:
-Jeszcze, muszę wykonać ostatni kontakt.
Aktywowałem kulę i po chwili zjawił się w niej Arantir. Zapytał:
-Czego niewierny pragnie od Sługi Ashy?
-No siema…pamiętasz jak chciałeś pokazać tym nekromantom, że Asha cię wybrała i mają cię słuchać. Wiesz… jest świetna okazja, ale wiesz czego potrzebuję.
-Złoto nic nie warte jest. Dołącz do Ashy, a u niej będzie czekać twoja nagroda. Asha pożera wszystko.
-Żeby tylko nie przytyła, bo nie odleci.  Słuchaj, ja jestem żywy, mnie nie bawią kulty zmarłych, więc przysyłaj mi obiecane 30 tysięcy, albo sam sobie radź.
-Twoja żądza złota kiedyś Cię zgubi. Proszę i wyjaw mi co mam zrobić.
-Już to gdzieś słyszałem. Pamiętasz Oliwsen?
-To moja ulubiona.. uczennica.
-Właśnie w jej wieży trwa właśnie bitwa między rozbestwionymi wampirami, a rycerzami, którzy najechali Heresh. Przy okazji jest zawsze wściekły na Nią mąż Mietek. Jak ją uratujesz na pewno uzyskasz jej względy i wpływy.
-Mimo iż żywy, bardzo się przyłożyłeś dla sprawy Ashy. Masz jej wdzięczność. Asha pożera wszystko…
-Ta, ta.. niech się udławi.- po czym rozłączyłem się. Obejrzałem się za siebie i zdjąłem knebel z ust Zehira. Ten od razu zaczął krzyczeć:
-Jak mogłeś?! Wykorzystać mnie do zarabiania! Własnych kamratów wydajesz za pieniądze?!
Specjalnie mnie tam zostawiłeś byś sobie dorobił?! Ty gnido! Ty materialna…
Zatkałem mu usta kneblem i rzekłem:
-Wolałem jak tylko bełkotałeś przez knebel. No dobra, jedziemy do Srebrnych Miast.
………………………………………………………………………………………………

Gdy wróciłem na teren Srebrnych Miast, obejrzałem się wokół. Żadnej pogoni, ni chmur czarnych. Zwykły, pustynny krajobraz, cisza i spokój- no może poza wierzgającym Zefirem, który zdążył już obślinić knebel. Powiedziałem:
-Jesteśmy na miejscu. Wykonam tylko telefon i puszczam Cię wolno.
Użyłem kuli, po czym dodzwoniłem się do Narxesa. Ten od razu z podniesionym głosem zaczął krzyczeć:
-No ile można było czekać!? Masz go!? Jest cały?! Odpowiadaj!
-Spokojnie, spokojnie bo jeszcze zawału dostaniesz. Tak, mam go przy sobie. Jest cały i zdrowy, w tej chwili nie może rozmawiać bo… zajada się płatkami owsianymi. Załatwiłem wszystko łącznie z dodatkowym zadaniem.
-Dobra robota, oto obiecane 300 tysięcy.
Jak tylko powiedział, torba znowu stała się cięższa na tyle, że nawet koń to poczuł. Z uśmiechem odpowiedziałem:
-Przyprowadzić go, czy puścić tutaj.
-Zostaw, poradzi sobie na własnym terenie, w końcu uczyłem go geografii. Poza tym pewnie znowu byś zażądał kolejnych pieniędzy.
-No wiesz, niańczenie rozpuszczonych arcymagów nie jest najprzyjemniejszą robotą.
-Do zobaczenia, obyśmy nie musieli się widzieć długo. Przez Ciebie skarbiec świeci teraz pustkami.
-Wszystko dla ukochanego Zehira, nie?
Narxes się rozłączył, no co za gbur. Schowałem kulę i odwiązałem Zehira. Gdy zdjąłem knebel powiedziałem mu:
-No to jesteś wolny. Wiesz gdzie Al- Safir. Życzę udanego…
-A spadaj!- krzyknął Zehir i odjechał na drugim koniu w stronę przeciwną do celu. Widać nie przykładał się do geografii i ruszył w stronę Heresh zamiast do Srebrnych
Miast. Zawołałem:
-Hej! Ale do Al- Szafir to w drugą stronę….!
Machnąłem ręką, zadanie wykonane, a to co zrobi, to nie mój problem. Ściągnąłem cugle z konia i ruszyłem do Tawerny. Z uśmiechem z dobrze zarobionego dnia pomyślałem:
~Nie no… pół miliona sztuk złota. To się nazywa mieć łeb do interesu. Hellscreamowi oczywiście odpalę te 5% od nagrody. To ork, ten przerośnięty grzyb nie umie liczyć, więc jak zobaczy duży mieszek złota od razu uwierzy że to cały dług. Jestem genialny! ~
Podczas drogi powrotnej nie wiedząc czemu, wróciła do mnie melodia, którą ostatnio nuciłem i znów zacząłem sobie podśpiewywać:
-Za wzgórzami i jeszcze dalej…

Od tamtej pory kilka rzeczy się zmieniło. Oliwsen zmieniła obiekt westchnień z Zehira na Arantira- sorry Mietek, ale wierność to nie cnota nieumarłych. Ja zaś… no cóż nie jestem mile widzianym gościem na dworze magów, ale za to jak zremontowałem sobie mieszkanie! Normalnie willa + tajna kryjówka. Ba, nawet Batman pękłby z zazdrości.



« Ostatnia zmiana: 01 Maja 2014, 01:52:16 wysłane przez Belegor » IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Ikee

****

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 273


This lovely girl could teach you how to love.

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 30 Kwietnia 2014, 20:07:43 »
Hahaha, normalnie super ta opowiastka. Tak się wciągnąłem, że 0,5h poszło w jednym mrugnięciu. :P

Brawo Belegor! Dzięki też że przeczytałeś mój post i poprawiłeś zauważone przeze mnie błędy. :)



« Ostatnia zmiana: 01 Maja 2014, 11:15:30 wysłane przez Ikee » IP: Zapisane

Cytuj
- Dziękuję Ci, Jake. Naprawdę za wszystko. Nie zapomnę Cię...
- Rose, nie... Czekaj!
- Jake, proszę puść. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję Ci to. - dodaje z uśmiechem - Naprawdę, uwierz mi.
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 01 Maja 2014, 15:00:46 »
No, Belegor się rozwija.

Tekst o wiele lepszy jakościowo i technicznie od Opowieści oraz Pamiętnika.

Czytało się bardzo ciekawie, w paru miejscach się nawet nieco uśmiałam pod wąsem.

Prosiłabym Cię jednak, abyś prócz tekstu na forum, udostępnił drugą, sformatowaną wersję na dysku Google.


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Hadras

***

Punkty uznania(?): 5
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 245


STRIP THE FLESH!! SALT THE WOUNDS!!!

Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 01 Maja 2014, 15:37:32 »
 :haha: - to mniej więcej opisuje moją reakcję na większość tekstu. Oczywiście chodzi mi o treść, bo była ona wybitnie zabawna. Na dodatek ten zwrot akcji po wyjściu na zewnątrz. xD
  Bardzo przyjemnie się czytało, chociaż dało się wyłapać kilka błędów kilka ale nie raziły mnie zbytnio.
  Tekst bardzo dobry, zawartość humoru również. No co tu dużo mówić, gratuluję i proszę o więcej. :)


IP: Zapisane
Menelag
Moczymorda Tawerniana

*

Punkty uznania(?): 10
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 281


1+2= Menelag

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #4 : 01 Maja 2014, 16:38:01 »
Zehir-Oliwsen - klasyka wiecznie żywa :D <3

Gdzieś tam raz lub dwa wtrąciłeś "weszłam" i tak jakoś chichotałem sobie z tego xD

To skoro tak się teraz nachapałeś to kiedy stawiasz mi skrzynkę piwa? :P



IP: Zapisane
Hunter

***

Punkty uznania(?): 6
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 242


Śmieszny człowieku, czy pamiętasz ciemność?

Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 13 Maja 2014, 23:44:58 »
Wreszcie się za to wziąłem i przeczytałem. Jest sporo mocno zabawnych momentów styl potoczno-poetycki, że tak powiem, można się niejednokrotnie uśmiać. Najważniejsza jednak cecha według mnie tego dzieła jest taka, że to się po prostu przyjemnie czyta, szybko, bezboleśnie, przyjemnie i jeszcze raz szybko.

Dobry twór czekam na kolejne :)


IP: Zapisane
"Żyją ludzie, którzy wierzą w złote smoki"

Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 31 Lipca 2014, 23:25:49 »
Wywiad z administratorem

//Cały ten tekst to połączenie kilku niezależnych wywiadów, w celu pokazania całościowego obrazu przedstawionego w głównym wywiadzie. Wszystkie wymienione nicki nie są grą przypadku, a przedstawione wydarzenia najprawdopodobniej nigdy nie miały miejsca…//

Reuel: Witam wszystkim, w kolejnym odcinku „Wywiady z nami”. Dziś w studiu gościmy ważną osobistość, bowiem  jednego z członków administracji- M~ Martina!
Martin: Dziękuję! Dziękuję!!! Jesteście cudowni!
//zapanowała głęboka i martwa cisza//
Reuel: (szeptem) Może mała pomoc?
//Shelv podnosi tabliczkę z napisem:„OKLASKI ALBO WPIERDOL”//
Tłum: Klask! Klask! Klask!!
Reuel: Dobrze, dziękuję!!
//Shelv chowa tabliczkę, tłum milczy//
Reuel: Ekhm! To już drugi wywiad z Tobą jaki zostanie przeprowadzony, więc pozwolisz bym opuścił tematy o heroes, chyba że chcesz coś dodać.
Martin: Nic nowego, poza tym, że Erathia rządzi, a Ashan ssie.
Reuel: Eeee….dobra, każdy ma prawo do swojej opini…jeden z młodszych członków zapytał nas, jak to jest być administratorem. Jakie były początki i czy cos się zmieniło przez ten czas?
//Martin w teatralnym geście opiera rękę na czole i z wyrazem bólu mówi tonem werterowskiego poety//
Martin: To ciężkie brzemię. Walka z trollami, botami, utrzymywanie forum w porządku. Dla dobra społeczności musiałem wiele razy dokonywać trudnych wyborów. Owszem nie każdy mnie lubi, ale to poświęcenie… na które byłem ach! …Gotów! Pamiętam jak to było wczoraj, a zdarzyło się to niecałe 9 lat temu…
Reuel: Ale niedawno obchodziliśmy 10-te urodziny forum, a wcześniej strony.
Martin: Nie przerywaj w mej epickiej opowieści…to takie…niekulturalne.
Reuel: Prze- praszam?
Martin: Hmpf! Jak zdążyłeś mi przerwać, to było ponad 10 lat temu. Jarek wtedy dopiero co stworzył stronę i forum do tego. Przybył do mnie, znaczy do mnie i Luka, z prośbą o pomoc. Znamy się nie od dziś. Powiedział nam, że stworzył tawernę i potrzebuję pomocy. Błagał nas, żebyśmy mogli mu pomóc. Jakżem mogłem mu odmówić.

Luk: Co?! Haha! Serio wam tak powiedział?! Nie no, ale dobre, normalnie umarłbym się śmiechu…. Gdybym jeszcze był żywy, kumasz aluzje? Ha! Ha! Dobra, powiem to raz i nie powtórzę. Martin ma bogatą wyobraźnię, a sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. To było wtedy jak Jarek stworzył stronę. Zaprosił nas wszystkich na piwo i po długich rozmowach i litrach przepitego trunku w końcu się odezwał:
-Wiecie, stworzyłem właśnie nową społeczność, która będzie grała w herosy, robiła artykuły, dzieliła się doświadczeniem, ze świeżakami i dyskutować na hirołsowe tematy. Potrzebuję pomocy. Dwóch na administratorów. Serio, opłaca się i nie, strona nie zniknie po kilku miesiącach.
No cóż, my tam nie braliśmy jego entuzjazmu dosłownie. No wiesz, przemycać wódkę przez granicę to jedno, ale bawić się w jakieś forum? Pilnowanie przez komputer bandy małolatów to nie jest rzecz, którą by się chciało robić wieczorami. Wtedy jak Filip z konopii wyskoczył nie kto inny jak Martin, który zaczął skakać i krzyczeć:
-Ja! Ja! Ja! Wybierz mnie! Wybierz mnie!
Ewidentnie za dużo wtedy wypił, choć zawsze był skory do pomocy, jeśli wyniucha choć trochę władzy dla siebie. Kompleks Napoleona się to nazywał, czy jak. Tak czy owak przez bite 15 minut wszyscy milczeli poza Martinem. W końcu Jarek ponowił pytanie zrezygnowany:
-Czy ktoś jeszcze… ktoś inny, chce mi pomóc? Ktokolwiek?
-Mnie! Mnie! Wybierz mnie!
Złapałem Martina za łapę sycząc do niego:
-Spokój się, tylko wstydu nam narobisz- to była moja najgorsza decyzja w życiu, OH-OH! Znaczy w nie-życiu. Jarek wówczas powiedział:
-Dobrze, dobrze. Marcin zostajesz adminem.
Martin skakał z radości wrzeszcząc jak dziecko, które dostało nagrodę, a wtedy Jarek skierował się do mnie:
-A ty będziesz mu pomagał.
-NIEEEEEEE!!!!!
//Luk jeszcze długo wył jak rockowa banshee, po czym się uspokoił//
Reuel: Czy to naprawdę była to najgorsza decyzja w życiu?
Luk: Brachu! No oczywiście, że tak! Niech mi głowa spadnie, jeśli tak nie było.
//Wtedy jakby nigdy nic czaszka Luka upadła mu na kolana razem z atlasem. Licz podniósł swój czerep i ustawił na obrotniku, po czym zakręcił czaszką jak bąkiem. Gdy czaszka się nastawiła Luk zakręcił szyją, aż kręgi chrzęstnęły//
Luk: Widzisz! Nawet kręgosłup mi wysiada od pilnowania tej dziatwy!
Reuel: EEee…dobra, to może wrócimy do tej sprawy kiedy indziej.

//Jarek popijał herbatę w eleganckiej filiżance z saskiej porcelany i czekał na pierwsze pytanie.//
Reuel: Jak to jest być głównym administratorem forum i pracować z powołanymi przez siebie innymi adminami?
JareQ: PFFFFFFFFTT!!!
//wypluł zawartość jaką miał w ustach wprost na Reuel i zaczął nerwowo łapać powietrze//
JareQ: To ja powołałem adminów?! Przez cały ten czas miałem kogoś do pomocy?! Heh! HYH! HYH!! Słabo mi…!!! Po..mo..cy..
Reuel: Lekarza! Wezwijcie lekarza! Mamy zawał!!

Reuel: Martinie, wielu ludzi jakoś mało wierzy, czy widzi waszą działalność na rzecz tawerny. Jak sądzisz, z czego to wynika?
Martin. Oh mon dieu! Oczywiście wynika to ze skrytości drogi Reuelu. Mamy własne komnaty, gdzie z redaktorami i moderatorami ustalamy sprawy. Nazywamy to Niebiańskimi Komnatami, niedostępnymi dla ogółu tawerny. Mógłbym ci pokazać kilka takich spraw, ale to akta ściśle tajne, a nie chcę stracić zaufania Jarka, bo jak sam wiesz on… mi ufa bezgranicznie, ach!
Reuel: Dobra….zatem może mógłbyś opowiedzieć jeden dzień z twojej pracy? Hm? Słuchacze na pewno będą zainteresowani.
Martin: Tak sądzisz? No nie wiem….
//Shelv wyjął tabliczkę z napisem: „PROSIĆ, ALBO WPIERDOL!”//
Tłum: Prosimy!! Prosimy!!
Martin: Ohh… skoro tak nalegacie to proszę. Ykhym.. //Shelv schował tabliczkę//
Opowiem o wydarzeniu, które zdarzyło się podczas dziesięciolecia forum. Byłem wtedy z Lukiem i wracaliśmy z konkursu. Nie wiem jakim cudem, za każdym razem dostawałem ciastem i to z tacki strony. Właśnie dyskutowałem z Lukiem, że coś było nie tak, gdy nagle w moją stronę poleciał jakiś metalowy przedmiot. Z łatwością go uniknąłem, dzięki jednym z moich licznych, epickich uników. Myślałem, że to kolejna patelnia Laxx, nie wiem naprawdę, czemu ta diablica się na mnie uwzięła. Jednakże tym razem to było coś zupełnie innego. Był to jakiś dziwny metalowy przedmiot, który niestety przygwoździł Luka do ziemi. Wtedy usłyszałem diaboliczny śmiech. Obejrzałem się i rozpoznałem sprawce tego czynu. Był to neoikd Wade- zamaskowany czerwono-czarny ninja z parami szabli na plecach. Towarzyszył mu heroes5mag z jego trollowatą pałką zamiast różdżki, oraz para botów. Wade zaśmiał się i powiedział:
-Jeden z głowy. Teraz tylko ty adminie Martinie zostałeś i dostaniemy nagrodę od Headmastera.
-Od kogo?
-Headmastera, Ojca chrzestnego, Bossa, wiesz tego kto na prawdę tu rządzi.
-Co proszę?
-Chyba nie myślałeś, że wy tu rządzicie? Ojej, zniszczyłem ci światopogląd? Nie szkodzi, dobiję Cię tym że wszyscy, od zwykłych userów po moderatorów to podmienieni ludzie, specjalnie by zająć Tawernę dla headmastera. A teraz najlepsze! Dobiję Cię teraz moimi fikuśnymi szabelkami, hę?!
-Wade…
-Co?!
-Za dużo gadasz-orzekł mag nim został znokautowany moją kulą ognia. Następnie wyjąłem miecz i przeciąłem boty na pół. Wade widząc jak szybko załatwiłem jego ludzi, zaczął jak tchórz, który nim był uciekać ile sił w nogach. Ja bez wahania pobiegłem za nim. Maraton był długi i ciężki, bowiem troll jeden rzucał za sobą granaty i bomby, ale ja ze zwinnością kota je spokojnie omijałem. Nim się spostrzegłem wbiegłem do dziwnie znajomego pałacu. Tam mogłem go dopaść, wezwałem piorun kulisty i nim Wade zdołał dotrzeć do drzwi uderzyłem pociskiem prosto w jego plecy. Trafiony neokid wpadł przed drzwi i już więcej nie stanął. Wszedłem do środka. To co ujrzałem wielce mnie zszokowało. To było biuro wypełnione całą redakcją, zasłużonymi i moderacj, jedynie Hathoset nie widziałem, Bogu niech będą dzięki. Każdy, nawet Loczek i Hells byli ubrani w garnitury i okulary przeciwsłoneczne. Byli ustawieni w dwóch szeregach. Spojrzeli na mnie jak jeden mąż (w przypadku Saph jak jedna żona). W oddali naprzeciwko mnie, było biurko przy którym Laxx i Oliwsen w uniformach sekretarek uśmiechały się w stronę osoby, która siedziała tyłem do mnie na skórzanym, obrotowym fotelu. Laxx trzymała herbatę, zaś Oliwsen jakieś dokumenty. Wtedy usłyszałem ten znajomy, sykliwie gadzi głos:
-No, no…. Miło, że przyjąłeś nasze zaproszenie, drogi administratorze.
Gdy głos zamilkł, fotel powoli się obrócił i wiedziałem kto był tym headmasterm. Zawsze wiedziałem że jest drianem, ale żeby aż takim. Tak drogi Reuel, szefem całej mafii był nie kto inny jak Belegor!

//Prywatny pokój dodatkowych rozmów//
Belegor: Że co?! Jak?! Nie no, to chyba jakieś żarty. Ja, głową mafii?! To niedorzeczne. Ja nawet nie umiem grać w forumową mafię. Bądźmy realistami.
//Do pokoju wszedł Tsavo z dokumentami, stanął przy Belegorze//
Tsavo: Mamy wszystkie haki na JarQa. Mamy je przekazać Hellscreamowi i Revoldowi, czy może wziąć ludzi i przekonać administratora do awansu naszego kandydata?
Belegor: Nie teraz Tsavo. Właśnie prowadzą ze mną wywiad.
//Tsavo obrócił się do Reuela, trzymającego mini kamerę//
Tsavo: O-ho...
Belegor: Po pierwsze- nic nie słyszałeś, po drugie- nic nie widziałeś, po trzecie nic więcej nie powiem i po czwarte, wykasuj ten materiał. Zapłacę.
//Belegor wyjął plik banknotów i podał Reuelowi. Ten podziękował i wyłączył kamerę.//


Martin: -Dlaczego?- zapytałem, specjalnie by kupić czas wzywając posiłki. Belegor schwytał połknął przynętę jak młody pelikan. Zaczął mówić:
-Cóż, wpadłeś prosto w moje sidła. To była kwestia czasu. Jak widzisz wszyscy tutaj pracują dla mnie. Planowałem to długo. Krążyłem wokół strony niemal od jej narodzin. Stworzenie własnej społeczności to bardzo ciężka robota, łatwiej jest przejąć już jedną, gotową. Długo czekałem, podrzucałem ludzi, których awansowaliście na wysokie stanowiska. Gdy ja wszedłem osobiście do gry, to właśnie oni mnie podciągnęli w górę. Choć łatwiej jest sterować gdy jest się z ukrycia w cieniu, to jednak długo nie mogłem w takim stanie pozostać. Więc moi ludzie spierali mnie u was i awansowali do rangi redaktora. Nikt nie wywęszył podstępu…poza Tobą. Tylko ty byłeś podejrzliwy wobec mnie. Nie mogłem ryzykować. Tylko ty stałeś mi na drodze do awansowania jednego z mych ludzi w moderacji na administratora. Lukowi było wszystko jedno, a Jarek…cóż ufa on niemal każdemu. Gdy już się Ciebie pozbędę, z łatwością mój człowiek wejdzie na szczyty władzy, a wtedy otrzymam klucze do tawerny. Dzięki kodom wyrzucę Jarka i Luka i całkowicie zapanuje nad społecznością.
Uśmiechnąłem się przed nim i odpowiedziałem:
-Zapomniałeś o jednej rzeczy-ja tu wciąż stoję i żyję, a wkrótce nadejdą posiłki.
Wtedy Belegor zaczął się śmiać opętańczo, a na ustach jego ludzi pojawiły się kpiące uśmiechy. Nie zrozumiałem o co chodzi. Belegor wyjaśnił:
-Byłbym zapomniał, tutaj są blokowane wszelkie sygnały na zewnątrz. A co do pierwszej sprawy, można to naprawić. Chłopcy, dziewczęta…
Belegor tylko pstryknął palcami, dodając:
-Bierzcie Go.
Hellscream wyjął swój banaxe, Loczek swój miecz, Hadrian szpadę, Menelag różdżkę. Laxx odstawiła herbatę, a na jej miejscu pojawiła się kula ognia. W drugiej ręce miała swoją patelnię i ustawiła się jak Sharapova do serwisu. Oliwsen wskoczyła na biurko i wyjęła z włosów zaostrzone niczym sztylety ołówki i kredki. Cała redakcja i moderacja ruszyła z krzykiem bojowym. Wtedy rozstawiłem ręce i wypowiedziałem zaklęcie:
-Zatem nie dajecie mi wyboru. Zaklęcie admina: Tryb multikonta!
 
//śmiech Loczka//
Loczek: Nie? Serio? Tak powiedział? Hahaha…
Reuel: Czemu cię tak to śmieszy?
Loczek: Nie, przepraszam, hehe….ekhm! Otóż, to ja wymyśliłem multikonta. Był nim Eddie the Head- wiesz ta maskotka Iron Maiden. Miał wysoką rangę i piekielnie dużą liczbę punktów reputacji. To było dla jaj. Potem ludzie zaczęli szeptać, że to Martina multikonto, na dodatek Ptakuba zaczął szerzyć herezje, że wszyscy jesteśmy multikontami Martina, tylko on i Fast są tego świadomi. Martin to kupił i zaczął w to święcie wierzyć, naprawdę ma zbyt dużą wyobraźnię.

Martin: Gdy tylko mnie zaatakowali ja wbijałem się rękoma w ich ciała niczym w wodę lub rtęć i mówiłem: Ja jestem Martin, a wy jesteście? Każdy zainfe…znaczy oczyszczony kończył zaklęcie słowami: A my jesteśmy jego multikontami. Po tych wersach zamieniali się w moje kopie. Dodam, że niektórym, a zwłaszcza Hellscreamowi wyszło na dobre, normalnie wypięknieli na moich oczach. Wszyscy poza Laxx i Oliwią byli już pod moim kierownictwem. Tryumfalnie zawołałem:
-I kto tu teraz ma posiłki?
Ku mojemu zdziwieniu Belegor nawet nie drgnął, jedynie się uśmiechnął i wyjaśnił:
-I tak nie byli mi już potrzebni. Czas posprzątać śmieci.
Jaszczur pstryknął palcami i przez wielką szybę za nim przyleciały jakieś monstrualne, skrzydlate bestie o granitowej skórze. Były pokroju jakiś jaszczurów z niemal ludzką albo małpią twarzą. Od razu zaatakowały moje klony. Belegor dodał:
-To gargulce z Nowego Jorku. Wymusiłem na każdym ze swoich ludzi by wziął jednego z nich na sługę i zostawił w moim pałacu. Wielce użyteczni słudzy nie sądzisz?

Belegor: Zaraz, zraz, zaraz! Gargulce?! Z Nowego Jorku?! A to co za pomysł w ogóle? Po jakie licho miałbym ściągać coś takiego aż z stamtąd? Owszem znam Nowy Jork z Marvela, ale akurat żadnych gargulców tam nie widziałem. Owszem kupiłem ostatnio kilka pomników do dachu mego domu, ale wszystkie były autorstwa Asderuki. Poza tym, jedyne gargulce jakie uznaje to te oryginalne, z Bracady i Ashan. Te ostatnie są całkiem słabe, serio mówię, nie są warte nawet sztuki złota, ale nie mówcie tego Menelagowi, to fan akademii.

Martin: Nie zważając na chaos i walki ruszyłem na wprost Belegora. Przeskoczyłem między zaskoczone dziewczyny, które znokautowały się własnymi atakami i schwytałem Belegora za jego białą marynarkę. Razem wylecieliśmy przez szybę wieżowca i…
Reuel: Zaraz, poprzednio mówiłeś, że to był pałac.
Martin: Excuse’moi czy ja ci kiedykolwiek przeszkodziłem w mówieniu? No naprawdę, co z Ciebie za repor-TER?!
Reuel: Przepraszam, przepraszam! Proszę kontynuować.
Martin: Hmpf! No więc jak mówiłem i raczyłeś mi bestialsko przerwać leciałem w dół z Belegorem, mocno trzymając za marynarkę. Krzyknąłem:
-I co teraz ?! Już nie uciekniesz od Prawej Ręki Sprawiedliwości!
Jaszczurka tylko się uśmiechnęła i wtedy garnitur się rozerwał ukazując metaliczny pancerz, który zaczął go otaczać tworząc zbroję. Wyrzucił mnie, po czym sam włączył silnik odrzutowy za plecami.

Belegor: Zaraz, to ja miałem tam zbroję?! Nigdy takowej nie posiadałem, ale taki egzoszkielet… coś takiego jak zbroja iron mana, uuu.. to byłoby coś. To byłaby najlepsza broń, której żadne magiczne ostrze, laska czy gadzina by nie powstrzymała, He, ehe….
//Belegor rozmarzył się tak bardzo, że nawet z kącika ust zaczęła lecieć strużka śliny//
Reuel: Halo! Belegor? Halo? Słyszysz mnie?
//Reuel pstryka palcami, ale Belegor nie reaguje, odleciał w marzenia//
Reuel: Heh…no cóż, to chyba koniec na dziś z nim, nie?

Martin: W powietrzu zrobiłem trzy obroty wokół własnej osi i spokojnie wylądowałem na dwóch nogach, gotowy do ataku. Gdy Belegor wylądował na swym jetpacku, rzuciłem na Niego kulą ognia. Drań, złapał, obrócił się i odesłał pocisk z powrotem w moja stronę. Musiałem atak odbić mieczem i rzuciłem piorun kulisty. Jaszczurka wykonała znowu ten sam numer i tak dalej próbowałem z każdym żywiołem. Wtedy Belegor przystąpił do ataku, zaczął wystrzeliwać pociski w moją stronę, a ja je odbijałem lub przebijałem moim epickim mieczem, który to sam Jarek mi zamówił z Wallmarta. Nagle z wieżowca, dobiegł huk wybuchu i pojawił się ogień. Po chwili przez wybite okno wyleciały Oliwsen z Laxx, Belegor się odwrócił, a ja wykorzystałem okazję. Ruszyłem na niego mieczem, po czym wbiłem w jego pancerz i niczym puszkę otworzyłem go wyrzucając część pancerza razem z hełmem. Jaszczur próbował się wydostać, ale nie mógł. Stanąłem nad nim i syknąłem, zaczynając zaklęcie:
-Ja jestem Martin, a ty będziesz…moim multikontem!
Wbiłem rękę w jego ciało, a on zaczął wrzeszczeć:
-NIEEEEEE….BZZZZ..
Zaczął się transformować, po chwili jakby się przemieścił i stanął przede mną przybierając najmniej spodziewaną dla mnie formę. Zamiast mnie przeobraził się w… o zgrozo! Zmienił się…! O! Do dziś nie mogę w to uwierzyć! On się przeobraził w moją mamę!! I miała patelnię! Zapytałem:
-Mamuś?! A co mamusia tu robi?!
-Byłeś niegrzeczny synku. Za dużo czasu przy komputerze, teraz będzie kara!
-Nie mamuś!
Po tym jak mnie uderzyła patelnią zobaczyłem gwiazdy, potem coraz więcej gwiazd i coraz więcej… potem co zobaczyłem to Luk który klęczał nade mną i pytał jak się czuje. Postąpił jak prawdziwy przyjaciel.

Luk: Gościu po prostu zemdlał od uderzenia ciężarkiem. Tak to jest gdy Loczek i Hells próbują udowodnić kto jest lepszy: Sojusz, czy Horda. To dziecinne, oczywiście że najsilniejszy jest Król Licz i jego Plaga.
//Reuel podniósł jedną brew z miną: „Oh, really?”//
Luk: Ekhm.. no więc jak zemdlał to zacząłem go cucić. Oczywiście nie metodą usta-usta, bo nie mam ust, a poza tym niewiadomo gdzie się mógł on szlajać wcześniej. Jedyne co mogłem to z liścia walnąć mu kilka razy. A mam rękę do tego- same kości, widzisz?
//Luk odwinął rękaw i zaczął na pokaz wymachiwać kościstą dłonią i nadgarstkiem//
Luk: No to Martin po chwili się obudził wołając swoją mamę. Nie wiem, maminsynek czy jak? Potem się wyrwał i zaczął wrzeszczeć o spisku, przewrocie, mafii i że Belegor nią kieruje. Rozumiem, że chłopak miał na pieńku z tym jegomościem, ale żeby oskarżać o tworzenie grupy przestępczej, heh… nie powinienem go był puszczać na ten maraton filmowy, naprawdę. Za dużo akcji i science-fiction i widzicie co z takim biednym Marcinem robi. Następnego dnia zaczął się uderzać o ścianę tuż przy plakacie z nowym Jamesem Bondem. To delikatny człowiek, naprawdę. I po raz ostatni mówię, nie wiem kto mu wsadził magnes na tył hełmu. Naprawdę? Niech mi ręka uschnie, jeśli nie mam racji!
//Luk popatrzył na swoją kościstą kończynę i nią chwilę pomachał//
Luk: Sorry, nie ma jak. Chińczyk mówił, że będzie mocny, ale że aż tak?! Zaraz to było na wizji?
//Reuel i cała widownia zrobiła wielkie oczy. Shelv wyjął tabliczkę z napisem: „WPIERDOL?”, ale Reuel pokręcił głową. Luk zaczął chrzęścić kośćmi nóg.//
Luk: Znaczy Chińczyka, od którego podejrzany kupił. Tak, podejrzany, którego złapałem po fakcie. Tak, serio!
Reuel: A-ha…
Luk: No serio! Serio? Jak rocka kocham serio!
//Z odwiniętego rękawa wypadło zaproszenie na koncert gwiazdki pop. Reuel podniósł zaproszenie, które szybko zabrał Luk i schował do drugiego rękawa.//
Luk: Gimme that! Nie było  sprawy…. dobra?

Martin: Ale to czysta prawda! Jak swoją mamusię kocham! Następnego dnia jak szedłem w stronę swojego miejsca pracy mijałem rezydencję Belegora. Głowę dam, że na mnie wprost siedział na dachu gargulec z gestem Kozakiewicza. To był on! Następnie dach się otworzył i zobaczyłem tego Belegora lecącego na jetpacku. Zawołał:
-Widzisz Tsavo! Mówiłem, że zadziała, mówiłem! To dopiero początek, zobaczysz!
Na zewnątrz stał ten jego smokopodobny sługa i wystawił mu lajka na żywo. Nie mogąc wytrzymać schowałem się za budynkiem i zacząłem uderzać głową o ścianę wrzeszcząc:
-Wiedziałem! Wiedziałem! Wiedziałem!
//Martin wstał od krzesła i zaczął uderzać o ścianę studia uderzać głowę powtarzając słowa „wiedziałem”. Reuel wstał od krzesła i łapiąc go za plecy próbował go odciągnąć.//
Reuel: Przestań! Już wystarczy! Naprawdę!!

Oj, wywiady na żywo są takie wspaniałe.


Koniec!


Ucięte scena:

Laxx: Zaraz! Ja w stroju w sekretarki?! Co, może jeszcze miałam mini, co?!
Reuel: To nie moje słowa, tylko Martina..
Laxx: Ty seksistowski szowinisto!!
//Sukub zaczął ostrzeliwać kamery i studio kulami ognia, KONIEC TRANSMISJI//



« Ostatnia zmiana: 01 Sierpnia 2014, 10:14:55 wysłane przez Belegor » IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Laxx
Tawerniana Diablica

*

Punkty uznania(?): 10
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 1 427


Posiadaczka Piekielnej Patelni

Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 01 Sierpnia 2014, 08:05:09 »
Powiem tak: poprawiło mi to humor z rana...jak śmietana ;D

Styl pisania bardzo Ci się rozwinął, co zresztą widać. Przyjemnie się czyta i w końcu idzie to zrozumieć :P

Co do sytuacji opisanych to trzeba powiedzieć, że masz bujną wyobraźnię. Serio, momentami można się porządnie uśmiać  :lol: Zwłaszcza w motywie ze Shelvem vel WhitePride'm ;D


IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : 06 Stycznia 2015, 00:39:31 »
Science vs Magic
[/color]

W karczmie pośrodku tawerny toczyły się przeróżne dyskusje. Zaczynając od roli kobiety w społeczeństwie, po wygląd cyklopa po modyfikacjach Hayvena. Jedna z nich, pozornie błaha i nic nie znacząca, mogła zapoczątkować łańcuch wydarzeń, których nikt, ale to nikt się nie spodziewał, może z wyjątkiem jednej osoby, ale tylko jednej. Kłótnia owa odbywała się pewnego, ciepłego i słonecznego dnia w owej karczmie. Zaczynała się jak każda inna, przy ladzie i z piwem kiedy grała głośno muzyka, a nie pijący akurat bawili się i dyskutowali. Dyskusja owa toczyła się między sylvatarem Belegorem, a ludzkim blond-magiem Menelagiem. Ci uważniejsi mogli podsłuchać fragment rozmowy:
-Technologia!
-Magia!!
-Technologia!!
-Magia!!
-Magia blokuje ludzki umysł! Wiesz ile lat byśmy byli do przodu gdyby nie ta wasza magia i czary-mary?
-No gdzie?
-Już dawno byśmy podbijali kosmos.
-Nie żartuj, Belegor! To przecież magowie stworzyli golemy, gargulce i tytany. Oni stworzyli chimery i zwierzoczłeki.
-Ta, konstrukcje żywcem wzięte z ruin Shantirii i nie zrozumiawszy prawdziwych mechanizmów wzięli skorupy i napełnili je magią. Wieeelka mi technologia. A złączenie człowieka z bestią w jedno to nie klonowanie, ani inżynieria genetyczna. To łamanie praw za pomocą magii. Nie sztuka wyczarować ciasto z powietrza, sztuka jest zrobić ciasto mając praktycznie nic.
-A co ty, McGyver?
-Nie Menelagu, Człowiek Nauki. To właśnie nauka, spryt, dążenie do sukcesu sprawia ze poznajemy świat, uczymy się nowych rzeczy. Owszem czasem by zrobić krok do przodu, trzeba dwa razy skoczyć w tył, ale tylko dzięki temu można iść ku postępowi. Magia to ucieczka w skróty, zabawa w Boga łamiąc prawa. Przez magię cywilizacja stoi w miejscu bo się wysługuje nią, zamiast swoim rozumem. Magia rozleniwia, sprawia że nie potrafią iść naprzód. Stoją w miejscu i się cieszą wygodą. Głupotę jest polegać na czymś czego nie znają, to tak jakby zbudować dom na niewypale.
Belegor wstał od stołu i rzucił
-Wszystko co może zrobić magia, nauka zrobi to lepiej!
Menelag: -Ha!
Belegor: -Nauka może zrobić wszystko lepiej od magii.
M:-Wcale nie!
B:-Właśnie tak.
M:-Wcale nie.
B:-Właśnie, tak, właśnie tak. Właśnie taak!
M:-Wszystko co może nauka może, magia jest w tym lepsza. Prędzej czy później przekonasz się o tym.
B:-Wcale nie
M:-Właśnie tak.
B:-Wcale nie.
B:-Wcale NIE!
M:-Właśnie tak, WŁAŚNIE TAK!
M:-Potrafię ustrzelić ptaka jednym zaklęciem.
B:-To samo zrobię jedną strzałą i łukiem.
M:-Mogę żyć tylko mając chleb i paprykarz!
B:-Tylko na tym?
M:-Tak.
B:-Wiedziałem, że z Ciebie marny kucharz.
(Punkt dla Belegora)

M:-Każdy wie, co cokolwiek zaśpiewasz, zaśpiewam to wyżej
B:-Ja zaśpiewam jeszcze wyżej od Ciebie.
M:-Nie potrafisz!
B:-Potrafię!!
M:-Nie potrafisz!!!
B:-Potraafię!!!!
M:-NIE POTRAFISZ!!
B:-POTRAFIĘ!!!
M:-NIE POTRAAAAAAAAAAFISZ!!!!
B:-POTRAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA-FIĘ!!!!

Menelaga zatkało, po czym zapytał:
-Ty, od kiedy potrafisz śpiewać tak wysoko?
Belegor zaczerwienił się, po czym odrzekł:
-Mama wysyłała mnie do chóru jak byłem mały.
-Ohhh….

Menelag nie zrażając się kontynuował „dyskusję”
-Ja potrafię wyczrować najsłodsze rzeczy.
B:-Ja potrafię zrobisz jeszcze słodsze.
M:-Słodka rusałka
B:-Pączek z kremem
M:-Zaczarowany pączek z dżemem
B:-karpatka
M:-kucyk pony!
B:-Pluszowy CABHIR!!- Zaraz, zaraz…od kiedy jakieś poniacze są słodkie?! To jest akurat obrzydliwe.
(punkt dla Belegora)

Menelag wyrzucił psęudokucyka i kontynuował batalię:
-Mogę jednym zaklęciem rozbić sejf i zabrać pieniądze.
B:-Po co, kiedy mogę znakować system i samemu przesłać te pieniądze.
M:-Mogę wypić całą skrzynkę wódki szybciej niż  ruski pijak.
B:-Baz zachłyśnięcia?
M:-Owszem!
B:-Wiedziałem, że jesteś Menelem!

M:-Cokolwiek powiem, mogę to powiedzieć dłużej.
B:-Ja powiem to znaczeni dłużej, niż ty!
M:-Nie powiesz.
B:-Poowiem.
M:- Nie poowiesz.
B:-Pooowiem.
M:-Nie poooowiesz!
B:-Poooowiem!
M:-Nie poooooooooooooooowiesz!
B:-TAK, POOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO-WIEM!
M:-TAK, POOOOOOOWIESZ!

M:-Hej, a co się stało z twoimi włosami?
B:-Eh.. ostatni eksperyment.
M:-Ouu…..

(Punkt dla Menelaga)

M:-Wszystko co magiczne jest szybsze od zwykłego.
B:-Nauka potrafi zrobić jeszcze szybsze rzeczy.
M:-Magiczna Strzała
B:-Samolot odrzutowy!
M:-Błyskawica!
B:-Impuls elektryczny w elektrowodach!
M:-Kula światła!
B:-Pocisk laserowy w próżni!!

M:-Ja robię filmy i zaczarowanie misie!
B:-Ja modyfikuję trwale świat na swoje widzimisie!
M:-Mogę wyczarować samo walczące miecze!
B:-Ja skonstruuje maszynę co herbatę parzy i świeże bułki piecze!
M:-Mo-gę wy-cza-ro-wać nie-mal wszys-tko.
B:-Możesz zbanować Hellsa?
M:-Nie.
B:-Ja też nie.

(Remis)

M:-Wszystko co powiesz, ja powiem bardziej poetycko.
B:-Chyba śnisz.
M:-Właasnie nie
B:-Właasnie ta~ak
M:-Wlaśnie nie~e~e
B:-Właśnie tak
……(i tak po minucie powolnego przeciągania słów)
M:-Właśnie NIE! Nie! Nie!
B:-Właśnie TAK!TAK!TAK!!
(Razem): Właśnie TAK! Nie! Tak! Nie! Nie!!!!!!!!!!!!!!


Menelag i Belegor mocno dyszeli po debacie, po czym sylvatar wziął  łyk piwa i odrzekł:
-Wygrałem. Mówiłem ci…z nauką magia nie ma szans.
Menelag odwrócił się i kierował do wyjścia, gdy nagle się odwrócił i rzucił zaklęcie:
-Expecto-isu-czallendżikus!!
Belegor spojrzał na niego jak na wariata i zapytał:
-Zaraz, co?
Nim się zorientował, na jego głowę spadł kubeł zimnej, lodowatej wody Belegor krzyknął, zaś cała tawerna śmiała się z niego. Menelag uśmiechnąwszy się machnął ręką i na pożegnanie rzekł:
-Nigdy nie zadzieraj z magiem.
Belegor wściekły rzucił wiadro z siebie i warknął:
-Pożałujesz tego! Pożałujesz tego!!


W tawernie ponownie zapanował spokój. Sylath, z Revoldem, Hellsreamem i Laxx szli w grupie śmiejąc się razem, no może poza Hellscraemem….stary ork musiał dźwigać dziesiątki toreb zakupowych do nowej komnaty Laxx, która ulegała przemodelowaniu. Ludzie oporządzali podwórza i ganki swoich domów. Na ulicach było tłoczno- tak typowe dni, gdy nic szczególnie nie dzieje się, lecz tym razem zdarzyło się coś co znacznie zmieniło tawernę. Przez gwar ulicznych rozmów i pogaduszek przeszedł głośny szum. Dźwięk narastał i narastał, aż w końcu ogłuszał wszystko wokół. Na niebie pojawił się dziwny kształt. Nie był to ani ptak, ani samolot przed redaktorami i orkiem wylądował mechaniczny stwór. Wyglądał jak połączenie smoczej zbroi i robota. Robot odezwał się w różnych tonacjach:
-Hello Boys!! I’m baaack!
Revold schwycił za różdżkę i warknął:
-Kolejny bot?! Zaraz go załatwimy. Magiczna strzała!
Pocisk poleciał, lecz bot tylko podniósł rękę i wchłonął zaklęcie, poczym błyskawicznie wysunął druga i posłał energetyczny pocisk wprost na Revolda, mówiąc zagranicznym akcentem:
-Not so Fast buddy!
Revold odleciał kilka metrów, po czym wbił się w ścianę. Byli zaskoczeni, jak bot mógł położyć redaktora. Sylath ruszył wprost na niego, poza Laxx, która natychmiast wyjęła z jednej z toreb Hellscreama soją kryształową kulę i zadzwoniła po wsparcie. Ledwo skończyła rozmowę robot pokonał Sylatha, który biegł przerażony krzycząc, gdyż jego włosy trawił ogień. Mechanizm zaśmiał się w mechaniczny sposób:
-Yeah! Burn, baby! Burn!! Ha-ha! Yeah!! Ha-ha! (patrz Biker)
Radość robota nie trwała krótko bowiem od razu zjawił się Menelag, teleportując się tuż za Hellsem. Rozejrzał się i widząc Hellsa jako tragarza od razu powiedział:
-O..nie, nie wciągniesz mnie w swoje zakupowe szaleństwa. Mówiłem ci, że jestem na odw…na moje śmierdzące skarpetki,a co to jest?
Robot zauważając obecność maga mechanicznie warknął:
-You talking to me? Are you talking to me?!
Menelag otrzepał się z kurzu i odrzekł:
-Tak do Ciebie mówię kupo złomu. Posmakuj tego..
-Nie, czekaj! To coś…-Laxx nie skończyłą mówić, gdy czarodziej ryknął:
-Kula ognia!!
Robot przechwycił kulę, po czym obrócił się o 180o stopni i odrzucił pocisk w stronę maga. Menelag ledwo uniknął ciosu po czym od razu rzucił tarcze magiczną by uchronić się przed pociskami. Siła uderzenie jednak była tak silna, że bariera pękła, a Menelag dołączył do Revolda. Tuman kurzu zaczął powoli opadać. Do uszu zaatakowanych dobiegł kpiący, głośny śmiech, po czym mech wygłosił dosyć dziwne, rymowane przemówienie:
- You wanted power and you begged for fame.
You wanted everything the easy way
You wanted to gain
Without pain,
Now your bill in in the mail
You got stronger, but your mind got weak
You made a promise that you couldn’t keep
You had it all- You will  lost more
It’s all there in the fee.

Via sophia!
Incorporated

First you love it, then you hate it

And now you’re never gonna make it

Nagle robot szybkim skokiem znalazł się tuż przed Revoldem i Menelagiem, po czym ich złapał za nogi i zaczął uderzać o ziemię warcząc dalej:
-Get on! Get on down- there’s hell to pay.

Cause the Mage is a loser, and he’s my……slave!
For better or for worse and I don’t care which, cause
The Mage is a loser and he’s my slave
Runnin’ into trouble you skitch!
Ruoaaaaugh!!


Robot miotał magami jakby byli szmacianymi lalkami, mech był całkowicie odporny na magię, dodatkowo każdą manę zamieniał w energię elektryczną. Laxx bojąc się o Revolda i Menelag warknęła i rzuciła fireballami. Mech użył magów jako tarczy. Ci cudem uniknęli obrażeń rzucając na siebie tarczę antymagiczną. Nagle poczuli jakby zużyli całą moc. Mech nagle ich puścił i przestał się nimi interesować. Menelag zrozumiał, że podczas walki robot wyssał całą energię magiczną. Tył wielkiego robota zaczął się świecić, pokazując zbiorniki z maną. Niestety czarodziej był zbyt słaby by cokolwiek powiedzieć. Robot tylko rzucił kolejnym filmowym cytatem:
-It’s show time!
Nim jednak ruszył, niczym błyskawica stary Hellscream wyjął swój banaxe i ruszyła bota. Ryknął:
-Ja ci tu dam pokaz! Zobaczysz na czym polega potęga Grommasha Hellscreama!
Ork zamachnął się z całej siły. Przez broń przeleciały pioruny. Ork uderzył. Światło było tak silne, że zdawało się być drugim słońcem. Hellscream zaczął dyszeć, to było. Wydawało się, że to był koniec, lecz topór jedynie wbił się na centymetr w powłokę mechanicznej zbroi. Bot jak stał tak stał i jedynie kpiąco zacytował:
-It’s that all you got? You naughty boy….I’ll show how you should properly dance!
Jedną mechaniczną ręką złapał Hellscreama, a druga za trzonek banaxe’a. Bez problemu wyjął broń i rzucił ją tak mocno, że głęboko wbiła się w ścianę najbliższego domu. Orkiem zaś rzucał i miotał jak magami, tylko szybciej i mocniej. Tłukł orka jakby właśnie ubijał masło. W tempie geometrycznym uderzał Helllscreama o ziemie chcąc go doprowadzić do stanu niemocy.  Nagle mechaniczna łapa puściła orka gdy duży miecz przebił się przez jej mechaniczny przegub. Robot próbował złapać miecznika, lecz ten jak szybko się pojawił tak szybko odskoczył. Ku zdziwieniu wszystkich okazało się, że to był Martin. Wraz nim byli jeszcze JareQ i Luk. Arcylicz odrzekł widząc sponiewieranych Menelag i Hellscreama:
-Cieszcie się, że was Loczek nie widzi. Wstyd chłopaki, dać się pokonać jakiemuś botowi.
Robot stanął w miejscu, analizował administratorów. Nagle odezwał się czystszym głosem:
-Undead….I’ll kill every fucking, freaking undead!!
Nagle z tyłu robota pojawiła się robotyczny ogon, zakończony mechaniczną łapą. Nim ktokolwiek się zorientował robot „ogonem” złapał Luka i go przyciągnął ku sobie, rzucając o ziemię. Następnie podniósł mechaniczną ciężką nogę i z całej siły próbował zmiażdżyć arcylisza. Ten ratował się barierą. Mechanizm ponowił atak, lecz bariera nadal utrzymywała lisza w całości. Martin ruszył mu na pomoc, lecz robot w ostatniej chwili zakręcił się górną częścią ciała i z całej siły uderzył od dołu w napierśnik administratora. Martin poleciał jak kopnięta piłka do nogi. Laxx widząc jak wysoko i daleko poszybował odrzekła:
-I tyle go widzieli.
Bot kontynuował atak, gdy do walki wtrącił się JareQ. Implozja jedynie lekko wstrząsnęła robotem, lecz to wystarczyło by wyciągnąć lisza spod stóp robota. Nieumarły odparł:
-Faktycznie, to nie jest byle bot.
JareQ rzucił z uśmiechem:
-Czyżbyś się dał pokonać byle botowi?
Luk zagrzechotał żuchwą i odpowiedział:
-Dobra, zwracam honor moderatorom. Trzeba teraz rozwalić tą chorą maszynę.
Dwaj administratorzy połączyli siły, rzucali zaklęcia raz za razem, lecz maszyna jedynie wchłaniała ich moc i odwracała zaklęcia przeciwko rzucającym. Robot warknął:
-I’m unstoppable! Meet your final end mages!!
Maszyna zaczęła atakować swoim całym arsenałem. Pociski rakietowe, miotacze ognia, zamrażacze, emitery fal sejsmicznych i dekompresory powietrzne. Z każdą chwilą moc administratorów słabła, podczas gdy siły maszyny rosły i rosły. Laxx postanowiła dopomóc adminom, lecz wtedy obok niej zjawił się Belegor, który ciągnął Martina ze sobą. Zaskoczona nic nie powiedziała. Belegor jedynie spojrzał na sytuację i zapytał:
-Zatem to ten gość nam znokautował Martina?
Sukkubka przytaknęła, po czym dodała:
-Nie mamy z nim szans, staje się coraz silniejszy. Zaraz, a skąd masz ten naszyjnik?
Dopiero w chwili rozmowy zwróciła uwagę na zielony romboidalny klejnot wieńczący czarny łańcuch wokół szyi redaktora. Belegor odparł:
-A to nagroda za wykonanie misji. W tej chwili to jednak nie jest ważne. Mówicie że ten robot rośnie w siłę po każdej walce? A kto z nimi walczył?
-Revold, Menelag, ja, Hellscream, Luk i JareQ.
-Sami magowie? Zaraz…Hellscream nie jest magiem. Czego on użył?
-Specjalnego ataku banaxe’a.
-Czyli jednak! Ta machina czerpie energię z many. Zaklęcia tylko go napędzają. Maszynę można pokonać tylko czystą, fizyczną siłą.
Robot zaczął się trząść, po chwili ryknął jak Hulk:
-Smash!!!
Maszyna ruszyła wprost na adminów, którzy bezowocnie próbowali zaklęciami go spowalniać. Hellscream się zbudził i jęknął:
-Czy już go pokonałem?
-Nie, ale masz jeszcze szansę. Zdołasz szybko zaatakować?
-Jestem może i stary, ale nie słaby.
Belegor podzielił się planem z orkiem. Hellscream przytaknął i zaczął kumulowac swoją energię w nogach. Gdy mechaniczny niszczyciel przemierzył połowę odległości Hellscream ruszył. Atak trwał mniej niż sekundę. Maszyna upadła na jedną kończynę. Z mechanicznej kostki zaczęły wyłazić przecięte kable, a z nich wylatywała ropa. Ork schował swoją katanę i warknął:
-And who is boss, sucker?
Bot wstał na jednej kończynie I włączył rakiety. Ryknął:
-You win the battle, but war has only begun!
JareQ rozumiejąc słowa maszyny ryknął:
-Łapać go zanim…
Nim admin dokończył robot użył natychmiastowego portalu i zniknął. Gdy wszyscy jakoś wrócili do porządku JareQ odezwał się do grupy redaktorów, moderatorów i administratorów:
-To co powiem, musi zostać między nami. Wszystko wychodzi na to, że mamy do czynienia z nowym wrogiem, z przeciwnikiem inni niż pozostali. Menelag, ty będziesz prowadził śledztwo. Musimy się dowiedzieć kto to był, czemu zaatakował. To nie byle jaki bot. Nie wiemy jaki serwis go wysłał i co było jego celem. My admini zajmiemy się tym i sprawdzimy źródło z którego ten bot się zjawił. Cokolwiek się o nim dowiecie macie natychmiast raportować mi lub jednemu z pozostałych adminów. Zrozumiano?
Wszyscy przytknęli, JareQ kazał się rozejść. Gdy redakcja rozpierzchła się w swoje strony do adminów przybiegła niebieskowłosa kobieta o błękitnych oczach. Ciężko dyszała, jakby ją stado paskudnych adoratorów lub sam Hellscream ją gonił. Po chwili jak złapała oddech jęknęła:
-Obrabowano archiwum! Okradziono nas!!
-Co?! Jak?! Kiedy?! Co zostało skradzione?!- JareQ był zaskoczony. Nie dość, że tego dnia został zaatakowany przez bota, to jeszcze Tawerna została obrabowana. To nie mógł być przypadek. JareQ zrozumiał:
~Cholera! Ten bot miał odwrócić tylko naszą uwagę?!~
…………………………………………………………………………………………………

Belegor wszedł do swojego domu. Wszędzie było ciemno, więc włączył światło w korytarzu i zdjął naszyjnik. Zaczął się zmieniać. Z pleców wyrosły błoniaste skrzydła, skóra zaczęła przybierać zielono-czarną barwę. Szyja znacznie się wydłuża, twarz zas przeobraziła się w gadzi pysk. Nawet szata zmieniła się w garnitur lokaja. Tsavo poprawił włosy i powiedział:
-Możesz wyjść. Mój Mistrz jeszcze nie wyszedł z pracowni.
Z ciemnego pokoju wyszedł bot, który zaatakował redakcję. Z obudowy zaczęła wydzielać się para. Mosiężna pokrywa otworzyła się ukazując…sylvatara, bardzo podobnego do Belegora, lecz o bledszej skórze, drobniejszych paskach i podkrążonych, brązowych oczach. Strzyknął parę razy karkiem i odrzekł:
-Niezły ten egzoszkielet, naprawde niezły. Jednak mój młodszy braciszek potrafi coś porządnego skonstruować.
Tsavo odpowiedział:
-Przesadziłeś. Egzoszkielet antymagiczny to dopiero prototyp. Nie był przygotowany do zmagazynowania, aż tak wielkich ilości many. Dodatkowo, musiałeś aż tak atakować Arcylicza Luka? Mogłeś się zdradzić.
-Wiesz jak ciężko udawać bota? Nie znam, aż tylu cytatów, a jak widzę nieumarłego to mnie krew zalewa. Poza tym poza oszołomieniem i wyssaniem many nikomu nie zrobiłem poważnej krzywdy. W końcu to znajomi braciszka.
Tsavo odwrócił się od sylvataara i powiedział:
-Nie wiem, co poróżniło Ciebie i mojego Mistrza, ale możesz zatrzymać prototyp. Panicz i tak kazał się pozbyć. Zdobyłem też to, co chciałem. Może jak powiem o twoim udziale w uzyskaniu tego mój PAN pozwoli dołączyć do jego wielkiego planu.
Sylvatar odpowiedział:
-Cóż, wszystkich nas łączy jeden cel. Będę czekał…

Wojownik pociągnął pokrywę i ponownie włączył egzoszkielet. Po chwili użył ponownie portalu i zniknął. Tsavo pośpiesznie włączył pozostałe światła w domu. Z piwnicy dało się słyszeć kroki, wkrótce pojawił się Belegor cały obsmarowany, w rękawicach i goglach roboczych. Spojrzał na wszystko wokół i zapytał:
-Tsavo? Ee…czy ty nie włączyłeś za dużo świateł?
-Zrobiłem to Paniczu by uniknąć złodziei.
-Złodziei? W Tawernie? Śmiechu warte. Masz to po co Cię wysłałem?
Tsavo wyjął z garnituru pergaminy i kryształ przypominający soczewkę skupiającą. Wyjaśnił:
-Tak. Zdobyłem z archiwum odpowiednie dokumenty i jeden z trzech kryształów Shantirii.
-Nie było żadnych problemów z wypożyczeniem?
-Nie widzieli żadnych przeszkód- odpowiedział Tsavo, lekko się uśmiechając, po czym zmienił temat:
-Tak jak kazałeś Paniczu pozbyłem się egzoszkieletu. Faktycznie prototyp w niepowołanych rękach mógłby zrobić straszne spustoszenia.
Belegor zamyślił się chwilę po czym odrzekł:
-Faktycznie. Pewne wynalazki nie powinny wyjść na światło dzienne. Skoro o spustoszeniach mowa, mam nadzieję że szybko wyprosiłeś Dantego? Zawsze gdy zjawia się mój starszy brat rujnuje moje plany albo przysparza mi kłopotów. Wieczne z nim utrapienie, na dodatek ma się za lepszego ode mnie. Rodzice zawsze lepiej go traktowali ode mnie…jeszcze im pokażę, kto tu jest najlepszy. Wszystkim pokaże. Zobaczą wyższość nauki ponad magię. Wszyscy się o tym przekonają. Dobra, idę się umyć. Tsavo przygotuj dobrą kolację, jutro zaczynamy wcześnie rano. Nadszedł czas ciężkiej pracy, która wzniesie naukę ponad wyżyny poznania. Zobaczysz, to przebije wszystko!

Rozradowany myślą o sławie i pokonaniu Menelaga, Belegor udał się do łazienki. Tsavo spokojnie go wysłuchawszy jedynie pod nosem dodał:
-Tak, zobaczę....wszyscy zobaczymy…
Tsavo uśmiechnął się szyderczo i zachichotał cicho pod nosem.

Taki był początek wielkich zmian jakie czekają Tawernę. Czas spokoju i marazmu minął, nadszedł czas pogardy i chaosu.



« Ostatnia zmiana: 08 Stycznia 2015, 22:01:04 wysłane przez Belegor » IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Reuel
NaNaNaNaNaNaNa Reuel!

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 875


Kopnął cię ktoś kiedyś w rzyć, koziołku?

Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : 06 Stycznia 2015, 22:35:05 »
Przyznam szczerze, że jak zawsze czytało się bardzo przyjemnie. W ogóle pomysł z intrygą jest dobry, bo do opowiadania dojdzie troszkę akcji :D Też podoba mi się nawiązywanie w opowiadaniu do jakichś sketchów (mam nadzieję, że dobrze to napisałem :>), muzyki i tym podobnych. Pierwszy raz chyba też admini biorą większy udział w akcji, co sprawia dużo radości. Jednak najbardziej śmiech na ustach wywołała różnica pomiędzy Belegorem niepoważnie pomstującym, że odegra się przy pomocy swoich wynalazków, a złymi charakterami, które realnie wprowadzają jego gadanie w życie ;D


IP: Zapisane
Menelag
Moczymorda Tawerniana

*

Punkty uznania(?): 10
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 281


1+2= Menelag

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #10 : 08 Stycznia 2015, 23:40:34 »
Komentarz poszedł już wczoraj, ale podejrzanie gdzieś zaginął w akcji...

Więc tak:

1. Nigdy nie igraj z Magią

2. Nigdy nie igraj z Menelem

3. Menel zawsze znajdzie w zanadrzu jakąś śmiercionośną flaszkę.


A tak na poważnie - bardzo przyjemne w czytaniu opowiadanie, z humorem (aczkolwiek więcej odważnych ripost, docinek nie zaszkodzi).

Miło, że wplatasz wątki równych Tawernowiczów (ach, ładnie by się to komponowało w odcinkach Heroes and Fools!)

Czekam na dalsze części! :)


IP: Zapisane
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.058 sekund z 20 zapytaniami.
                              Do góry