Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1] 2 3 4 ... 6    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Opowieść z Ashan (Czytany 37455 razy)
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« : 01 Czerwca 2010, 17:44:31 »
No z okazji dnia dziecka (każdy jest w końcu czyimś dzieckiem, biologicznym, czy nie to są tylko szczegóły) przedstawiam moją alternatywna historię Ashan po Dark Messiah Might & Magic. Życzę miłej lektury i jak są błędy to szybko je poprawię.

Prolog
Ashan to świat, który według wielu panujących w niej wierzeń został stworzony przez Smoka porządku- Ashę. Z  niej narodziły się smoki żywiołów, z których każdy ma swoich wyznawców. Oprócz nich istniał jeszcze Urgash- Smok Chaosu, którego zdradzono i uwięziono. Siostra jego nawet, opuściła go chowając się w księżycu- żałosne...
Jeszcze tego mało, to i nas, jego dzieci również zamknięto. Oddzielono nas jednak. Urgash uwięziony został w samym centrum świata, jądrze planety by nigdy się z Niego nie wydostać, zaś my w Sheogh przez samozwańczego magika Sar-Ellama. Dobrze, że nie wszyscy podzielili jego poglądu. Jeden z nich go zdradził i otruł potem, gdzie w Zihyad wyzionął ducha, Ha! Dobrze mu tak. Dziadyga jednak nie był sam. Tak zwany Smoczy Zakon zablokował lukę i tylko w określonym czasie mogliśmy wyjść z więzienia, poczuć się wolnymi. Być na równi z innymi mieszkańcami Ashan. Wstręt i nienawiść ogarnęła nas, gdy zapomnieli o Urgashu, że żyją sobie jakby nigdy nic, a my po setne i dalsze pokolenia mamy cierpieć katusze za to żeśmy z krwi naszego ojca. Od chwili zamknięcia my, demony postanowiliśmy się zemścić na wszystkich wyznawcach smoków, którzy nas potępili i zamknęli w tym wymiarze. Jam jest Kha-Rael, oto ma historia...

Sheogh, więzienie w kształcie sześcianu, umieszczony między Ashan, a sferą śmierci i pałacami Elratha, wokół jądra planety. Teren w większości pokryty zastygłą lawą, bazaltowymi kolcami i wulkanami. O żadnej roślinności nie ma tu mowy, poza kilkoma wyschniętymi na wiór drzewami. Temperatury są znośne, nikt jeszcze nie umarł tu z zimna, choć szczerze nikt tu nie umiera z innego powodu niż trucizna, czy w walce. Tu panuje tylko jedna zasada: Wszystko jest dozwolone, tyle byle nie przegrać. Przegrana w Sheogh oznacza tylko jedno- śmierć. Otarłem się o Nią jak nigdy dotąd.

Uciekałem wtedy przed jednym z lordów demonów. Uwziął się na mnie, głównie dlatego iż byłem synem jednego z najlepszych agentów Kha-Beletha i jego największego wroga. Byłem synem Biary. Choć tylko raz ją widziałem, wiedziałem iż to ona szpiegowała Agraela, ona oszukała wszystkich. Całe Imperium Gryfów sobie podporządkowała. Nic dziwnego, że Kha-Beleth ją wielbił, a reszta aż prosiła o jej śmierć. Niestety tak się stało. Zginęła z rąk tej suki Izabeli i jej przeklętych pomagierów. To jednak lordom nie wystarczyło. Musieli zabić i mnie, by przejąć jej ziemie oraz status. Długo się ukrywałem, niestety jeden z mych żołnierzy mnie zdradził i wystawił w pułapkę. Oczywiście gdy się zorientowałem zabiłem go, lecz było już za późno. Ogary tego impa- Groka złapały mój trop i teraz uciekam przed nimi, lordem i całą jego armią. Biegłem ile sił w nogach. Gorący i ostry żwir kaleczył me stopy, nie mogłem odlecieć, bowiem podczas walki naciągnąłem skrzydło. Słyszałem za sobą już oddechy ogarów i wyzwiska wypluwane z gęby Groka:
-Zaraz Cię dorwę bękarcie jeden! Synu tej suki Biary! Jak tylko Cię dorwę obedrę ze skóry skurw*synu! Zapchlony chowańcu!

Och.. gdybym wtedy mógł zabić go za nazwanie mej matki suką. Ten bezmózgi imbecyl nie godzien nawet czyścić jej kopyt. Niestety nie miałem ze sobą żadnej broni, miecz wyłamał się w ciele tamtego biesa. Mocy starczyło mi tylko na jedną strzałę. Odwróciłem się w biegu i wycelowawszy w zakuty łeb demona wywołałem ją. Niestety Grok zaciągnął łańcuch i użył jednego ze swych ogarów jako tarczy. Strzała przeszyła łeb, lecz prysła gdy przeszła. Demon zarechotał:
-Ha! Tylko na tyle Cię stać młody! Już nie żyjesz!
Już szykował się do wystrzelenia swej kuli ognia gdy nagle potknąłem się o wysunięty korzeń wyschniętego drzewa. Cholera! W całym Sheogh zaledwie jest ich garść i akurat przez jedno z nich mogłem umrzeć. Spadłem do dołu. Gdy wstałem zauważyłem coś dziwnego. Przede mną, tuż przed jeziorem lawy leżał stary szkielet ze strzępami stroju mnicha. Trup trzymał w swej kościstej dłoni długi, jakby świeżo naostrzony miecz, ze złotą rękojeścią i rubinem jako klejnotu. Nie wiem co mnie bardziej zdziwiło, to skąd na odludziu Sheogh znalazł się kapłan z Imperium Gryfów, czy to że kilkuletni trup trzyma świetnie zachowany jakby nowy miecz. Nie miałem jednak czasu na zastanowienie. Za plecami słyszałem Groka jak rozkazywał swym rogatym sługom i ogarom szukać mnie. Widać, miałem szczęście, że gdy spadłem on wtedy wyzwał kulę. Nie namyślając się długo wziąłem miecz do ręki. Pomimo swej długości był lekki. Gdy go podniosłem, spojrzałem na rubin. Wtedy coś we mnie jak strzała przeszło z ciała do umysłu. Jedynie co wtedy zobaczyłem był błysk w klejnocie.

Ocknąłem się. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Byłem w innym świecie chyba. Cały był z ognia, nie wszystko to było ogniem i płomieniem. Sam też płonąłem ze skrzydeł łokci i ze zgiętych kolan, ale się nie spalałem. To było dziwne uczucie, jakbym był w czymś co mnie obejmowało całym sobą i chroniło. Wtedy usłyszałem potężny głos:
-Kto ośmielił się zakłócić spokój pierworodnym Urgasha?
Nim zdążyłem odpowiedzieć, gdy przez ogień ku mnie wychylił się smoczy łeb. Łuski wyglądały jak lekko rozżarzone węgle, skóra między nimi świeciła się jak płynna lawa. Podobnie jak oczy ze źrenicami czarnymi jak bezgwiezdna noc. Rogaty łeb ryknął bezdźwięcznie wyrzucając we mnie smugi gorącego, bezwonnego gazu. Odezwał się:
-Odpowiadaj demonie!
Nie przerażając się tym widokiem z całą swoja butą odrzekłem:
-Inkubem! Zwą mnie Kha-Rael. Syn Biary, najlepszej oszustki w całym Ashan!
Smok jakby zainteresowany zapytał:
-A ojca?
Butnie mu odpysknąłem:
-Zgadnij.
Smok wyglądał jakby się śmiał, otwierając swe jasne jak wrząca lawa szczęki z zębami ostrymi jak świeżo wykute ostrza. Bestia odpowiedziała mi:
-Bez szczelny. Lubię takich. Wiesz z kim w ogóle rozmawiasz?
-Ze smokiem jak mniemam, lecz szczerze nie bardzo mnie to interesuje.
-Jam jest Pierworodny chaosu, syn Pierwszego ze smoków, Najwyższy Sługa Urgasha.
Zdziwiony przerwałem mu prawie wykrzykując:
-Smok chaosu?! To znaczy, że jestem....
Wtedy obróciłem się patrząc na ogromne cielsko z żarzącego się ognia. Sam jego bark był większy od najwyższego wulkanu w Sheogh. Smok mi odpowiedział:
-Tak. Nazywany również piekielnym. Jesteś we wnętrzu planety- w więzieniu Urgasha. Ojciec jest uśpiony. Czeka na czas, kiedy stara magia osłabnie. Widzę, że zaskoczyło Cię to miejsce.
Odparłem mu:
-Ale jak tu się znalazłem? Jak stąd odejdę?
-Pamiętasz miecz, który podniosłeś? Nie był on zwyczajny, prawda? To ostrze powstało kiedy jeszcze nie było Ashan. Gdy Asha tworzyła z chaosu świat Urgash go znalazł. Był złamany i o swej niezwykłości mówiła tylko powoli wyciekająca z ostrzy niszczycielska moc. Urgash zabrał go pod niewiedzą siostry i z użyciem własnego ciała i krwi przekuł go w nowy miecz. W nim zaklęta jest przeogromna moc, magia Urgasha, nasze istnienie. Demonie, ostrze, które wziąłeś, ostrze dzięki któremu słyszysz nasz głos i widzisz to miejsce to Ostrze Armaggedonu. Użyj go, a wezwiesz siłę, która złamie wszelkie potęgi, zabije wszystkie bestie, a oszczędzi tylko swego właściciela i jego armię. Wiedz też, że właśnie się z nim związałeś, a przez swą krew również z nami. Za twym rozkazem i przywództwem pojawimy się i służyć Ci będziemy jak samemu Urgashowi. Użyj go, gdy będzie potrzeba. Teraz wracaj do swego świata mój Panie, ktoś Cię oczekuje.
Nim zdążyłem w ogóle się odezwać, czułem jakby coś mnie wessało do środka, do samego siebie. Zniknął przed mymi oczami Urgash i smok chaosu...
Stałem tam gdzie wcześniej obok trupa, trzymając ostrze w dłoni. Wyglądało to tak jakby nic się nie zmieniło gdy "wszedłem" w jądro planety, z tą różnicą że właśnie ze wzgórza na mnie szły rogate demony i ogary Groka. On sam pojawił się a szczycie wzniesienia. Odłożył swój topór, założył ręce i z ironią powiedział:
-Ooo... mały diabełek znalazł mieczyk i myśli że jest groźny. Ale na mnie źle patrzy. Co mi zrobisz tą wykałaczką? Zabijesz mnie?! Haha! Tym jedynie moje kopyta możesz czyścić! Brać go!! Zagryźcie tego bękarta na śmierć!
Nim jego psy skoczyły na mnie poczułem zastrzyk siły, czułem się jak nowo narodzony. Kilkoma pchnięciami i jednym piruetem zabiłem ich tak szybko jak pod wpływem zaklęcia przyśpieszającego. Grok zaskoczony zawył:
-Jak to?!
Wykorzystałem jego zaskoczenie i chwilową bezbronność wbiegając błyskawicznie na wzgórze i wbijając miecz w jego nadęty brzuch. Ostrze przeszło przez zbroję, niczym przez masło. Syknąłem mu:
-Żegnaj bezmózgi impie. Pozdrów swoją dziwkowatą mamuśkę.
Przekręciłem miecz w nim i zacząłem instynktowne wypowiadać słowa zaklęcia. Gdy tylko skończyłem syknąłem mu:
-Armageddon.
Grok zaczął jęczeć jakby mu genitalia wyrywali rozżarzonymi obcęgami. Jego flaki spalały się od klingi. Nie minęła nawet chwila gdy z jego oczu nozdrzy i ust zaczęło wychodzić jaskrawe światło....

Żołnierze siedzący po drugiej stronie wzgórza czekali na swego przywódcę, nagle  usłyszały potężny huk wybuchu i zobaczyły gęsty słup dymu wznoszący ku niebu Sheogh. Wielkie było ich zaskoczenie gdy z kolumny pyłu i gazu wyszedł inkubus Kha-Rael. Miał ze sobą żarzący się miecz o długiej i ostrej klindze. Kha-Rael ryknął:
-Ten wasz głupkowaty lord Grok nie żyje! Kto chce do Niego dołączyć niech tu stanie. Śmierć będzie szybka. A kto chce stanąć u mego boku niech zrzuci sztandar i wypowie posłuszeństwo byłemu lordowi i jego klanowi!
Wtedy za jego pleców wyłonił się smok o potężny skrzydłach z magmy i ognia. Wszyscy odrzucili sztandary Groka i ukłonili się Kha-Raelowi. Inkubus patrząc jak całe legiony składają mu pokłon syknął do siebie:
-To dopiero początek. Niedługo się zemszczę.

//polecam do tego muzykę z Van Hellsinga, a dokładnie: Journey to Transylvania, tubular Hell i mercutio od immediate music.//


« Ostatnia zmiana: 01 Października 2010, 19:28:54 wysłane przez Belegor » IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

sircaptain

*****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 70


Tawerniany Wiedzmin

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 01 Czerwca 2010, 18:32:42 »
Całkiem dobre, ;) Jedna z ciekawszych powiesci na tym forum,oby tak dalej ;)


IP: Zapisane
Cebulak
(Hadrian)

*

Punkty uznania(?): 7
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 062


Uzależniony od niebieskiego

Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 01 Czerwca 2010, 18:58:54 »
Coś trochę dziwny ten tekst, nie najgorszy, tylko razi mnie takie stwierdzenie "Zginęła z rąk tej suki- Izabeli i jej przeklętych pomagierów."
Choć trochę pogmatwane to nieźle pokazuje jakie to demony mają charakterek ;>.



IP: Zapisane
Cytuj
Cahan: Hadrian się ucieszy, a jeśli ktoś nie będzie chciał grać, to będzie znaczyło, że go nie lubi. A przecież Hadriana wszyscy lubią, więc wszyscy zagrają. Plan idealny  8)
DWito
Mental Giant

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 421


"Jesteśmy tym o co walczymy"

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #3 : 01 Czerwca 2010, 19:41:11 »
jestem pod wielkim wrażeniem tylko tak dalej a może książkę wydasz, na pewno tawernowicze by ją kupili - ja na pewno  ;D 8) gratuluję wyobraźni, a te wyzwiska i przekleństwa tylko dodają ostrości tej opowieści nie rezygnuj z nich to jeden z jej atutów


IP: Zapisane
"ojtam, ojtam"
Markal2000

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 107


Dziesiąty z Nazguli

Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 01 Czerwca 2010, 20:12:47 »
Wszystko świetne! ;D
Tylko czasem pisze:
Cytuj
eogh
Cytuj
widzeę
i tak dalej...

Jakbyś wydał książkę, na pewno bym ją przeczytał. ;D


IP: Zapisane
Ash Nazg durbatulûk, Ash Nazg gimbatul,
Ash Nazg thrakatulûk agh burzum-ishi krimpatul.

:tawerna:
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 03 Czerwca 2010, 09:29:17 »
Rozdział I: Lord nad lordami

Spoglądałem na swój pierścień ze szczerego złota i herbem mego rodu. dostałem go od samego Kha-Beletha, po tym jak rozeszła się wieść o mym nieoczekiwanym zwycięstwie nad tym przerośniętym impem Grokiem. Niestety rozeszły się plotki o mym ostrzu i smokach, z którymi się związałem. Zabicie ich siewców nie powstrzymało rozszerzanie tych wieści. Wiedziałem, że inni lordowie będą mieli kolejne zastrzeżenia co do mego miejsca wśród nich. Teraz wiem, co czuła moja matka i czemu z taką ochotą opuściła Sheogh by szpiegować Agraela. Na szczęście Kha-Beleth nigdy nie słuchał podwładnych. Robił to co chciał i nikt nie mógł nawet komentować jego decyzji. W tej chwili sprzyjał  mi, lecz raczej z nadzieją na wielkie widowisko jakim będzie moja walka z resztą Sheogh. Nie licząc na jego protekcję zacząłem szykować już na tą okazję armię.....
Wojska demonów były niezłe. Zawsze mobilne i przygotowane do walki, w końcu tym tylko żyliśmy. Nasza siła nie polegała na strategii i dalekim dystansie. Z braku drewna nie mieliśmy nawet łuków z strzałami. Skupiliśmy się zatem na tym co było pod dostatkiem w Sheogh, czyli na metalu i nas samych. Z żelaza i stali tworzyliśmy miecze, topory oraz pancerze. Same demony rozwijały muskulaturę tak jak demony i diabły. Inne poświęcały się wykorzystywaniu magii Urgasha tak jak chochliki, czartowie i jedyni godnie nas reprezentujący strzelcy- ponętne succcuby. Ujarzmiliśmy również bestie. Ogary, cerbery i piekielne rumaki były naszą kawalerią. Wyćwiczone i wytrenowane długo walczyły i radziły sobie z wrogami na powierzchni. Niestety z każdą inwazją szło nam gorzej, mimo iż ostatni atak był największy imprawie wygraliśmy to trwał krocej niż poprzednie. Z czego to wynikało? Proste, nasza armia od początku istnieia prawie w ogóle się ie zmieniała. Nikt w niej nie poprawiał, czy udoskonalał, w przeciwieństwie do tych robaków z powierzchni, gdzie aż toczył się swoisty wyścig zbrojeń. My staliśmy w miejscu i przez to nauczyli się naszej taktyki, znaleźli słabe puunkty, perfidnie je wykorzystując. Nawet chodzące ścierwa nas pokonywały. Dlatego postanowiłem całkowicie zmienić nasze wojska. Tylko to pozwoli mi wygrać z przestarzałą armią innych lordów oraz te pędraki pełzające bez celu na powierzchni, tam gdzie to my mieliśmy być.

Wyruszyłem z zamku do koszar wraz z małą eskortą pod postacią Piekielnego smoka Vagro.
(Później dpiszę resztę. Muszę się przygotować do procesji Bożego Ciała  :D )


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Reynevan de Bielau

****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 54


Szczęśliwy ten, kto zna swoje miejsce w szeregu.

Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 03 Czerwca 2010, 11:24:27 »
Fajnie się czyta, szkoda że krótkie ale liczę na kontynuację nieomieszkam przeczytać
 ^_^


IP: Zapisane
Rabbi? Ty? Wziąłeś na wóz... Hmm... Kurtyzanę?
-Wziąłem. Toć, proszę ja młodego pana, na strasznego wyszedłbym ciula, gdybym nie wziął.
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 03 Czerwca 2010, 15:52:31 »
Rozdział I: Lord nad lordami

Spoglądałem na swój pierścień ze szczerego złota i herbem mego rodu. dostałem go od samego Kha-Beletha, po tym jak rozeszła się wieść o mym nieoczekiwanym zwycięstwie nad tym przerośniętym impem Grokiem. Niestety rozeszły się plotki o mym ostrzu i smokach, z którymi się związałem. Zabicie ich siewców nie powstrzymało rozszerzanie tych wieści. Wiedziałem, że inni lordowie będą mieli kolejne zastrzeżenia co do mego miejsca wśród nich. Teraz wiem, co czuła moja matka i czemu z taką ochotą opuściła Sheogh by szpiegować Agraela. Na szczęście Kha-Beleth nigdy nie słuchał podwładnych. Robił to co chciał i nikt nie mógł nawet komentować jego decyzji. W tej chwili sprzyjał  mi, lecz raczej z nadzieją na wielkie widowisko jakim będzie moja walka z resztą Sheogh. Nie licząc na jego protekcję zacząłem szykować już na tą okazję armię.....
Wojska demonów były niezłe. Zawsze mobilne i przygotowane do walki, w końcu tym tylko żyliśmy. Nasza siła nie polegała na strategii i dalekim dystansie. Z braku drewna nie mieliśmy nawet łuków z strzałami. Skupiliśmy się zatem na tym co było pod dostatkiem w Sheogh, czyli na metalu i nas samych. Z żelaza i stali tworzyliśmy miecze, topory oraz pancerze. Same demony rozwijały muskulaturę tak jak demony i diabły. Inne poświęcały się wykorzystywaniu magii Urgasha tak jak chochliki, czartowie i jedyni godnie nas reprezentujący strzelcy- ponętne succcuby. Ujarzmiliśmy również bestie. Ogary, cerbery i piekielne rumaki były naszą kawalerią. Wyćwiczone i wytrenowane długo walczyły i radziły sobie z wrogami na powierzchni. Niestety z każdą inwazją szło nam gorzej, mimo iż ostatni atak był największy imprawie wygraliśmy to trwał krocej niż poprzednie. Z czego to wynikało? Proste, nasza armia od początku istnieia prawie w ogóle się ie zmieniała. Nikt w niej nie poprawiał, czy udoskonalał, w przeciwieństwie do tych robaków z powierzchni, gdzie aż toczył się swoisty wyścig zbrojeń. My staliśmy w miejscu i przez to nauczyli się naszej taktyki, znaleźli słabe puunkty, perfidnie je wykorzystując. Nawet chodzące ścierwa nas pokonywały. Dlatego postanowiłem całkowicie zmienić nasze wojska. Tylko to pozwoli mi wygrać z przestarzałą armią innych lordów oraz te pędraki pełzające bez celu na powierzchni, tam gdzie to my mieliśmy być.

Wyruszyłem z zamku do koszar wraz z małą eskortą pod postacią Piekielnego smoka Vagro.
Koszary mego zamku składały się ośmiu wydzielonych komnat, w którym każdy rekrutowane są inne stwory i demony. W pierwszej zajmowano się impami, chochlikami i chowańcami. Nim wszedłem do środka ku mnie wyszedł Dretar, słabowity i wątły w budowie demon o pokroju goga. Gdyby nie miał wiekszego od innych demonów mózgu juz dawno by leżał w pół rozcięty gdzieś daleko od miasta. Przyjąłem go pod swą władzę, głównie z jego talentu do krzyżówek i modyfikacji. Uwielbiał "bawić" się innymi w tworzenie nowych, lepszych istot. Marzy mu się "demon doskonały". Ba, idiota, ale przydatna. Niósł właśnie w dłoniach coś pokracznego. Wyglądało to jak mieszanka impa z chochlikiem. Miało jeszcze wystające kiełki i duże wyupiaste oczy. Paskudztwo. Gdy się zatrzymał, to małe coś zaczęło się wyrywać, lecz nie mogło. Demon poddusił go i powitał mnie:
-Witam Panie, właśnie ukonczono wszystkie Pana projekty. Wszystko poszło wedle planu, choć było parę komplikacji. Ale przejdxmy do rzeczy. To co trzymam w rękach to nasze najnowsze dzieło. Nazwałem go chowańcem. Nie posiada butli, ponieważ jej nie potrzebuje.
Udając zainteresowanie małym paskudztwem zapytałem:
-Czyżby sam w sobie kradł energię magiczną? Co dała mu krew wampirza?
Dretar odpowiedził:
-Wiesz Panie co robią chochliki. Zbierają one energię przeciwnika i teoretycznie mają ją dostarczać swemu dowódcy, ale te niepokorne żyjątka wcale się do tego nie kwapią podczas bitwy, więc służą potem bardziej jako mięso armatnie. Chowańce mój Panie dzięki krwi wampirów mogą wyssysać manę z ugryzionych magicznych istot i używać jej potem do własnych czarów. Nauczyliśmy je, choć było trudno kilku prostych zaklęć. Ich siła zależna jest jasna od liczebności, bowiem ich zaklęcia się kumulują tak jak ich inteligencja, są jak mrówki, które umieją czarować.
-Dobrze, a co jesli natrafimy na armię bez magów i czarodziejskich istot?
Demon odrzekł mi:
-Pobiera ją bezpośrednio od wrogiego dowódcy, popatrz.

Wtedy ku memu małemu zaskoczeniu wepchnął dłoń do paszczy tego czegoś i wyciągnął potęny jęzor pełen guzków i ssawek. Obrzydliwy widok. Dretar wyjaśnił mi:
-Dzieki temu językowi i ssawkom na nim może pobierać energię magiczną wrogiego dowódcy gdy ten właśnie chce rzucić zaklęcie. Wiemy, że wtedy pobiera ją z otoczenia, a one jak pijawki przyssają się do strumeni energii i wchłaniają manę. Dzięki temu wrogi czar będzie słabszy.
Lekko zaimponowany umiejętnościami chowańca zapytałem
-Widzę, że udało ci sie z nimi zrobić to co chciałem, a nawet lepiej. Zadziwiasz mnie Dretar, oby ak dalej, a może będziesz miał własna niewolnicę.
Widząc zachwyt w oczach Dretara, odwrócił się i zaprowadził do drugiej komnaty, a raczej areny. Nim spytałem się gdzie jestem nagle co uderzyło impetem w kraty od areny. Gdy pył opadł zobaczyłem rogatą bestię o pokroju byka, lecz zębach niedźwiedzia. Dopiero po muskulaturze poznałem, że to demon. Dretar spokojnie mi wytłumaczył:
-Tak jak przewidziałeś Panie, zezwierzęcenie demonów było dobrym pomysłem. Dzięki temu mniej czasu zabrało trenowanie ich i więcej czasu na trening. Szarżująca bestia wprawia w osłupienie nie? Słuchają tylko Pana rozkazów. Są tak bezmyślne że bez zastanowienia to robią . Ich jedyna ambicją, jesli mogę użyć tego słowa w ich wypadku to zadźganie, zmiażdżenie i zastraszenie przeciwnika.
Zadowolony wynikiem pracy spytałem ze zniecerpliwieniem:
-A co z cerberami? Są takie jak mówiłeś?
Demon odrzekł:
-Tak. Ale wymagało to więcej czasu niż się spodziewaliśmy.
-To znaczy?
-Musieliśmy wpierw stworzyc formę pośrednią jako fundament nowej odmiany cerberów.
-Pokaż.
-Proszę za mną.
Demon wskazał ręką na przyciemnioną komnatę. Było w niej pełno klatek. Zatrzymał sie przy kamiennej zagrodzie. W niej leżała dwugłowa suka z młodymi cerberami. Zapytałem się:
-Co to jest?
Demon odpowiedział:
-To jest Orthos. dokładnie samica. Trzygłowy piekielny ogar.
-Ja widzę tylko dwie gło...
Nagle ku mnie wystrzelił wąż z otwartą paszczą pełną zębów i parą jadowitych kłów. Złapałem za tył głowy w ostatniej chwili. Gdy przyjrzałem się wężowi, okazało się, że wyrasta on z ogona dwugłowego ogara. Dretar lekko usmiechnięty powiedział:
-Oto trzecia głowa. Krzyżując orthosy ze starymi cerberami otrzymaliśmy całkiem nowe, czterogłowe. Trzy łby służą do ataku, a czwarty do zatruwania czwartego przeciwnika. Idealny do walki w kole.
Dretar coraz bardziej mi imponował, gdyby nie był taki wątły i słaby z pewnością wysoko by zaszedł w szeregach demonów. Na moje szczęście jednak jest jaki jest i służy mi z wielkim oddaniem, dopóki pozwolam mu eksperymentować i zmieniać me plany. Gdy wyszliśmy z psiarni, demon stanął w miejscu przed salami należącymi do succubusów, miałem nadzieję przystanąć tam na dłużej, uprzyjemnić sobie rewizję wojsk, ale Dretar odparł:
-Tu nie chcę wchodzic mój Panie. Wybacz mój brak pokory, ale to co tam zrobiem przeszło nawet moje oczekiwania i na wzgląd na mój wygląd boję się tam wchodzić. Widzisz mój Panie, succuby w armii zawsze miałe słabsze morale z tego powodu, że podczas postojów nigdy nie mogły się zabawić jeńcami lub żołnierzami. Wiesz jak uwielbiają sadystyczne zabawy na tle erotycznym.
Prychnąłem mówiąc mu;
-A kto nie lubi odrobiny szczypania, drapania i podgryzienia podczas orgii? To dodaje pikanterii łózkowym zapasom. Nigdy tego nie próbowałeś?
Odchrząknowszy demon odpowiedział:
-Ale nie w czasie wojny. Żołnierze musieli byc w pełni sił i w formie by walczyć w każdej chwili, a jeńcy musieli dojść cało do Ygg-chall, albo Sheogh. Succuby więc rozdrażnione i rozgrymaszone gorzej walczyły i używały mniej energii magicznej. Dlatego pomyślałem, czy przypadkiem nie podsunąć im niewolników, którymi mogłyby się "bawić" i używać ich w walce jako wsparcie lub tarczy. Daliśmy im więc gogi, magogi i inkubuskich chłopców z podupadłych rodów i.... sam czuję się zagrożony. Budową przypominam goga, więc któraś z tych domin mogłaby mnie zniewolić i dręczyc ku swej uciesze.
Odparłem:
-Szczerze, w łózku ja wolę dominować, wiec cię rozumiem. Ciekawi mnie zatem co zrobiłeś z piekielnymi rumakami, żem musiał zatrudnić nowych stajennych i wzmocnić swe stajnie.
Dretar z dumą poprowadził korytarzami do miejsca, które kiedyś było stajną a teraz wyglądało jak jakaś bazaltowa kopuła, która ma zaraz wybuchnąć ogniem i siarką. Stamtąd wyprowadzono rumaka. Był wspaniały. Jak na przedstawiciela swego gatunku, miał bardziej płonąca grzywę, mocniejszy i ciemniejszy pancerz oraz drugi, mniejszy róg na pysku. Z ogona buchał silny ogień, tworząc taki ognisty pióropusz. Ogień jeszcze się tlił z podnóża kopyt. Zarzał głośno. Bardzo mi się spodobał. Zapytałem:
-Ładny. Jestem zaintrygowany.
Demon mówiąc dumnie niczym ojciec z syna, powiedział:
-To nic. Zmora jak ją nazwałem oprócz zastraszania potrafi jeszcze zionąć ogniem. Tak więc może zaatakować nawet wroga ukrytego za innym. Przydatne, nie?
Odpowiedziałem mu:
-Wspaniałe! Jak skończymy rewizję macie mi go osiodłać.
-Jak sobie życzysz Panie. A czy najdostnojniejszy z lordów chciałby w tej chwili zobaczyc Balrogi?
Zadowolony zwrotem jakim użył Dretar odrzekłem:
-Prowadź.
Długo nie szliśmy. Były widoczne na placu ćwiczebnym. Byłyto ogromne stwory, z rogami zakręconymi jak u barana. Nie miały zbroji, ale z takmi rozmiarami nie była potrzebna. Oprócz płonących mieczy miały też bicze, też ogniste. Tak jak moje biesy i czarty uzywałych ich do zakleć. Tworząc w powietrzu koliste wzory mogły uzywac więcej rodzajów czarów. Miecz dostawały czarty i balrogi. To był mój projekt niezmieniony przez Dretara. Widać też mu się spodobał. Chciałem jeszcze odwiedzić Pałac arcydiabłów. Tam zobaczyłem inkubusy zrodzone z par succubów i diabłów. W zbroji i w hełmie podobnym do Kha-Beletha wyglądały jak aniołowie chaosu, że się tak wyrażę. Diabły i arcydiabły były już synami succubów z ogromnymi inkubusami. Z ich hełmów bił ogień zaś ich miecze o ząbkowanych ostrzach mogły przerazic nie jednego. Podziwiałem moje zrealizowane pomysły, gdy nagle Dretar przerwał mi obserwację pytaniem:
-Panie, czy mogłbym się dowiedziec po co jest ten ołtarz w samym centrum koszar?
Uśmiechnąwszy się perfidnie powiedziałem mu:
-To dla moich najpotęzniejszych wojowników. One stanowić będą najpotęzniejszą siłę powietrzną w całym Ashan. Nikt ich nie powstrzyma, nawet te ptaszyska archanioły i ten ich Elrath.
Wtedy właśnie ołtarz wybuchł ogniem i wyleciał z niego Piekielny smok. To był juz szesnasty od wybudowania ołtarza. Gdy z Detarem podziwiałem narodziny kolejnego smoka podbiegła do mnie succubka wołając:
-Panie! Panie!..
Gdy się zatrzymała przede mną warknąłem;
-Czego chcesz wypłoszu, nie widzisz że jestem zajęty! Mów!
Succubka nie zrażając się mymi słowami odparła:
-Jaśnie wiemożny władca Sheogh Kha-Beleth zaprosił Panicza na spotkanie w stolicy.
Byłem tym zaskoczony. Sam Kha-Beleth mnie zaprasza?! Zawsze rozkazywał zeby ktoś przybył, albo sam sie pojawiał z nienacka, głównie by ukarać go za niesubordynację lub przegraną. Zdziwiony rozkazałem:
-Wyruzam natychmiast. Dretar zajmij się szkoleniem. Armia ma być gotowa za dwa tygodnie. Nie zapomnij mi osiodłać zmorę. Zamknijcie miasto. spodziewajcie się oblężenia. Gotowe jednostki niech staną na swych pozycjach.
Spojrzałem wtedy na succubkę, zdenerwowawszy mnie tą informacją wymyśliłem jej odpowiednią karę. Widać była młoda i niedoświadczona w orgiach. Warknąłem więc do niej:
-A ty mała suko idź do diabłów zanieś im bicz od balrogów.
Dziewczyna mnie zapytała:
-Tak Panie, a po co jesli mogę się spytac?
-Zobaczysz.
Mała succubka ruszyła po bicz, a ja przygotowywałem się do teleportacji do Ur-Helat, gdy Vargo mi rzekł:
-Nie mów nic mu o Ostrzu Armageddonu. Tylko ty możesz go dzierżyć.
Nieodpowiedziawszy wypowiedziałem statnie słowa i wyruszyłem do Kha-Beletha.
...
Stanąłem przed obliczem Kha-Beletha u stóp Wrót Płonącego Serca. Władca demonów rzadko pokazywał się nam na oczy. Od zdrady tego wypłosza Saretha pojawiał się tylko przez piekielne wizje. Wkięc wielkie było me zaskoczenie gdy stnął przede mną w całej swej okazałości. Wielu lordom ani razu się nie pokazywał, a ja miałem zaszczyt dwa razy go zobaczyć własnymi oczami. Podszedł do mnie mówiąc:
-Witaj Kha-Rael. Jak widzę nie próżnujesz, ledwo Cię mianowałem na lorda demonów, a już wyszkoliłęś całkiem nową pokaźną armię, pod tym względem oraz bogactwa twych ziem w zasoby stałeś się jednym z najpotężniejszych mych sług. Jesteś zatem synem Biary, tak? Nie zdziwiłbym się też gdybyś był i moim synem. Często u mnie... przesiadywała gdy składała mi raporty. Szczerze to mógłbym cię nawet usynowić.
Wtedy z duma mu odpowiedziałem:
-Od kiedy to władca demonów mówi szczerze? Dziekuję jednak za komplementy i twe słowa mój Panie.
Kha-Beleth zaśmiał się i odrzekł:
-Tak. butny i pyskaty. Dokładnie jak twoja matka i ja.... chciałbym cię o coś spytać. Czy te smoki i twa nowa armia są gotowe?
Spodziewawszy się złych wieści powiedziałem mu:
-Tak. armia jest gotowa i świeża, lecz jeszcze nie testowana. Jeńcy i manekiny raczej nie zast apia prawdziwego wroga.
Władca odrzekł:
-To nie problem Kha-Raelu. Jest coś co musisz wiedzieć. Jak juz wiesz po smierci mego ostatnego agenta Groka, ty zająłeś jego miejsce, jednakże wielu lordów nie popiera twego awansu i pragnęłoby zająć twe miejsce. Ze wszystkich dwudziestu sześciu, o przepraszam dwudziestu pięciu, tylko hm... czternastu wypowiedziało Tobie wojnę. Jak narazie w stronę twego miasta wyruszyło trzech najpotężniejszych. Spodziewam się, że godnie ich ugościsz.
Ukłoniwszy się swemu ojcu powiedziałem:
-Mój władco, obiecuję, że czeka Cię wiekie widowisko. Nie zawiodę Cię.
Kha-Beleth zaśmiał się i odrzekł:
-To napewno. Zobaczymy jak warte są twe słowa. Ruszaj!
Pewien siebie i podbudowany słowami ojca przeteleportowałem się do mego zamku Ur-Redo.
...
Minął niespełna tydzien od spotkania z Kha-Belethem. Siedziałem w głównej komnacie na mosięznym tronie czytając raporty od szpiegów o sytuacji  mych wrogów. Władca demonów nie żartował mówiąc kto przybędzie walczyć przeciwko mnie. Wiekszość lordów demonów wspomagała militarnie i ekonomicznie jednego z najpotęzniejszych baronów Nymusa. Ten stary piernik był świadkiem pojmania Aleksieja gdy wraz ze swą armią śmiał gonić Kha-Beletha aż do Sheogh. Spotkała go za to odpowiednia kara. Nymus wie jak rozkazywac tak wielkiej armii i znając jego talent strategiczny nie bdę go w stanie pokonać gdy dołączą do Niego armie pozostałyh lordów. Na szczęście wysłałem do ich terytoriów moich agentówi złodzieji by korumpować tamtejsze sługi baronów i zabierać ich zasoby ze skarbców i kopalń. Dzięki temu karawany zamiast do nich idą do mej twierdzy. Jeśli tylko ich gospodarka upadnie przestaną pomagać Nymusowi. Mimo tego wciąż stanowi poważne zagrożenie. Drugim groźnym przeciwnikiem jest Orlando. Ma tą samą pozycję co ja, jest również dobrym taktykiem. Jednakowo ten sadystyczny rogaty imp ma jedną naprawdy beznadziejny nawyk. Uwielbia rytualne pojedynki. Ten zwyczaj przejął od rycerzy gdy był agentem na ich ziemiach. Debil myśli, że jak na oczach wrogiej armii ośmieszy lub zabije ich dowódcę to się podda. Może tak było u długouchych drzewolubów i zakutych puszkach, lecz który lord demonów byłby takim idiota, żeby walczyć jeden na jednego, gdy ma się pod sobą wieką armię? Z drugiej strony gdyby mnie wezwał do pojedynku byłbym w stanie go z łatwością pociąć na drobne kawałki swym ostrzem. Walki na miecze uczył mnie zdrajca Agrael, ale był w tym naprawdę dobry. Trzecim mym poważnym rywalem jest ku memu zasmuceniu córka Jezebeth- Jeneth. To najponętniejsza i najpiekniejsza sukkubka w całym Sheogh. Doświadczona i kształtna, wolałbym ją widzieć na swym łożu pod sobą niż na polu walki z wzbitym ostrzem w brzuch. Może uda mi się ją jakś przekonać. Gdy zastanawiałem się jak to zrobić pojawił się Vagro z paroma diabłami. Powiedział mi:
-Złapalismy ich gdy tylko weszli do miasta. Jednego na dostarczono półżywego. To są płatni zabójcy, każdy od innego lorda.
Zirytowany tym, że przeszkodzono mi w rozmyslaniu spojrzałem na więniów. Było ich pięciu, inkubusy i sukkuby. Ten półżywy miał rany od bicza, poznawszy od kogo dostałem ten "prezent" zapytałem się ich:
-Co kazali wam przynieść lordowie pjako dowód mej smierci.
Jeden z nich odrzekł:
-Tw..twoją głowę Panie w hełmie. Nikt nie widział twej twarzy więc chcieli sami zobaczyc twe oblicze.
Pozostali tak samo odpowiedzieli, ostatni tylko jęknął na potwierdzenie. Pstryknałem palcami, pojawił się przy mnie Dretar i rozkazałem:
-Zapłacćie im i dajcie hełmy takie jak mój z małą "niespodzianką".
Gdy demon odszedł by wykonać rozkaz powiedziałem im:
-Zapłacę wam więcej niz wasi poprzedni konkurenci i jeśli ich zabijecie będziecie mogli zająć ich miejsce. Będziecie mieli moje poparcie oraz wsparcie Kha-Beletha.
Zdziwieni tym aktem łaski pokłonili mi się i udali się wraz z mymi żonierzami po pieniądze i hełmy. Półżywego kazałem dobić i wysłać do jego przełozonego własnego zabójcę. Gdy miałem juz wrócić do swych rozmyslan usłyszałem krzyki:
-Wróg przed bramą! Szykować się! Sztandary Orlanda!! Wróg u bram!!! do broni!!!
Westchnąwszy się i przypasawszy Ostrze Armageddonu mruknąłem do siebie:
-Zaczęło się. Pierwszy wieprz idzie pod mój rzeźnicki nóż.
Wyszedłem z komnaty na taras zamku Ur-Redo. 
Z wysokości mogłem zobaczyć ogromną armię Orlanda. Jednakże z łatwością bym się obronił. Miał nieiewle katapult i innych machin oblężniczych. Widać, że nie zależało mu na zniszczeniu miasta, by przejąć całą mą ziemię i zasoby, które idą do Ur-Redo. Z oddziałów rogatych demon wybiegł nadzorca. Zatrzymał się tuż przed bram miasta i zawołał:
-Wielki Pan i Władca licznych ziem, Największy z Agentów samego Kha-Beletha wzywa Cię młody inkubie Kha-Raelu na pojedynek!!
Zawołałem do demona:
-Słyszałem już kwiczący impie! I mam gdzieś rozkazy fircyka!! Zabierz swoje cuchnące ścierwo sprzed bramy i powiedz temu błaznowi, że mam gdzieś pojedynki i jezeli chce mnie zobaczyc na polu bity niech tu ruszy swoją rzyć i wywarzy wrota!
Moja armia zaczeła wyzywać i wyszydzać Orlando i jego posłańca. Nadzorca odrażał im sie, lecz ledwo go było słychać spośród ryku tłumu. Wtedy na piekielnym rumaku zjawił się Orlando. Rozkazałem armii by się uciszyła. Demon odchrząknowszy powiedział swym wyśmiechtanym, grnolotnym i badziewnym stylem:
-Dziękuje za uciszenie twych.... wojowników. Mości Paniczu Kha-Raelu, bardzo bym prosił byśmy nie zmuszali się do poświęcenia tak wielkich i wielce zasłuzonych armii, które bardziej by się przydały naszemu władcy w podboju Ashan niż dla naszych zachcianek. Pragnę tylko prosić Cię o odrobinę rozsądku i przyjęcia mej prośby do pojedynku. To by ułatwiło sprawę. Tylko jedna krew by się przelała, a żołnierze przysłużyliby Urgashowi. Obiecuje ze jesli mnie pokonasz moje wojska odejdą i więcej cię nie bedą nękać. Co ty na to mości paniczu?
Znudzony tym obrzydliwym bełkotem odpowiedziałem bawiąc się głownia rekojeści ostrza:
-Dłuzej się nie dało? Na Urgasha ty byś nawet sztywnego mnicha zanudził. Ta twoja zbieranina jest jednak jak wrzód na tyłku sukkubki, przeszkadza w robieniu naprawdę powaznych rzeczy. Chcesz pojedynku? Proszę, wystarczyło osobiście poprosić, a nie wysyłać jakieś gówno by spaskudziło mi bramy miasta. Zaczynajmy.
Podleciałem z tarasu do Orlandu i stanąłem kilka metrów przed nim. Wyciągnąłem ostrze, mówiąc:
-Na miecz i magię?
Orlando usmiechnł się i swym pedanckim usmieszkiem powiedział:
-Jakżeby inaczej.
Wyjął z pochwy swój miecz i przygotował się do ataku. Powiedział:
-Na smierć i zycie, jak zginiesz zabieram tytuł i wszystko co posiadasz, a jesli ja wygram pozwolisz armii uciec i zostawisz me ziemie memu nastepcy, tak?
Odpowiedziałem:
-Tak, tak skończ trajkotać i zacznijmy ten pojedynek.
Wtedy ku memu zaskoczeniu Orlando opuścił miecz i zapytał:
-A może bys tak łaskawie zdjął hełm, co? Chciałbym zobaczyś twarz swej przyszłej ofiary.
Odpysknąlem mu:
-A ja chciałbym żebyś schował swoją krzywa gębę, ale tego pewnie  nie zrobisz. Nie mam zamiaru zdejmować hełmu. Walcz!
Ruszyłem do ataku, szykując się do pchnięcia, Orlando jednak zrobił unik skontrował. w reku miał Miecz Potęgi, którym wygrywał większość walk, na szczęście Ostrze Armageddonu było mocniejsze. Odparłem atak i zatoczyłem koło, demon obrócił się i pchnął miecz w moja strone, omały włos, a rozciąłby mi skórę uda. Skontrowałem. Nasze bronie spotkały się. Szczęk ostrzy słycha było wcałym placu. Wszyscy cicho patrzyli na nasz pojedynek. Odskoczylismy od siebie i znów zaatakowalismy, miecze styknęły się tworząc iskry. Doszło potem do szybkiej wymiany ciosów, każdy blokował następny. Trzeba było przyznać, Orlando jak na pzerośniętego impa był niezłym miecznikiem, lecz w przeciwieństwie do mnie nie miał skrzydeł. Podczas walki pchał mnie w stronę bramy, myslał że niezauważe, że się cofam w jej stronę i chciał mnie przyprzeć do muru, gdzie nie miałbym szerokiego pola do obrony. Postanowiłem wciągnać go w pułapkę. Gdy tylko końcówkami skrzydeł poczułem ściany bramy zrobiłem pchnięcie, Orlando zrobił unik i wtedy podleciałem do góry i kopnąłem go w podbródek. Demon zaskoczony przewrócił się. Gdy próbował wstać, zaatakowalem go z góry. Obronił się mieczem, lecz odsłonił bark, wtedy wezwałem magiczną strzałę. Demon opuścił miecz. Wylądowałem obok niego pytając:
-Jaką śmiercią chcesz zginąć? Szybką i bolesną, czy powolna, upokorzyjącą i belsną?
Orlando odwrócił się i powiedział:
-Kula ognia!
Gdy rzucił zaklęcie odleciałem szybko. Zdażyłem ostatniej chwili, kula była również niecelna. Gdy znów wylądowałem powiedzialem mu:
-Zatem wolisz smierć, jaką poniósł ten przerośnięty imp Grok, tak? Proszę bardzo.
Wbiłem mu miecz w brzuch i wycedziłem zaklęcie armageddonu. Wszyscy widzieli jak Orlandu zaczął jęczeć jak gwałcona dziewczynka i jak się spalał. Wybuch zakończył żałosny zywot błazna. Jego armia cierw widząc to zabrała swe rzycie i uciekła do domu. Postanowiłem ich zostawić, wolałem oszczędzić siły i wojska na Nymusa.
...
(Ten fragment zawiera sceny dla osób pow. 17 roku zycia, prosimy więc o nie czytanie tego fragmentu osobom nie urodzonym po 1992 roku.)
Minęło kilka tygodni do moich uszu dotarły wieści o zamordowaniu aż pięciu lordów oraz o odmówieniu sześciu pozostałych baronów od wojny ze mną z przyczyn ekonomicznych, przeszli na moja stronę. Wracając do zabójców wszyscy zostali złapani i powieszeni. Lordowie, którzy chcieli dołaczyć do mych wrogów zmieniła zdanie i trzęsła się o swe życie. Widac orgie były dla nich cenniejsze od sojuszy. Ha i dobrze! Mam sześciu sojuszników i tylko dwóch wrogów. Rozkazałem swym nowym wasalom uprzykrzać zycie armii Nymusa. Im bardziej opóźnię jego marsz, tym lepiej przyszykuję się do obrony, a być może nawet do otwartej bitwy. Niepokoiły mnie natomiast brak wieści o ruchach wojsk Jeneth. Jeszcze nie obmysliłem planu jak ja przekonać do siebie. Ta mała suka zaczęła mnie bardzo denerwować. Minęło parę dni gdy pewnego wieczora do mej alkowy ktoś zapukał. Jeszcze nie kładlem się do snu, więc schowałm mapy i otworzyłem drzwi. Spodziewałem się wielu o tej porze: Dretara, sukkubki, kapitana Nebirosa, nawet Vagra, ale nie jej. Wielkie było moje zaskoczenie gdy okazało się, że za drzwiami stała Jeneth w bardzo skapym stroju, ledwo zasłaniającym jej piersi i podbrzusze. Instyktownie sięnąłem po miecz, lecz okazało się, że zostawiłem przy łożu. Przeszły po mnie ciarki, byłem łatwym celem w tej chwili. Ona jednak się usmiechnęła i zapytała.
-Co się stało? Nie cieszysz się na mój widok? Wiesz, że wielu by uradował moje oblicze w tym stroju.
-Jak ty.... tu.. weszłaś?
Jeneth objąwszy mnie i przyciskając swe duże piersi do mego torsu powiedziała ze słodkim uśmiechem:
-Wesz jak moje służki potrafią być przekonujące.... nie martw się, jesteśmy same. Pragnę z Toba zawiązać rozejm, a może powinnam użyć słowa sojusz, a może unię, albo lepiej złączenia, hm?
Serce waliło we mnie jak młotem, cos mi tu nie grało, lecz nie miałem zamiaru zaprzepaścić takiej okazji więc ciągnałem jej grę, mówiąc:
-Chyba to dobry pomysł, może bysmy nasze negocjacje zaczeli na czymś miekkim i neutralnym?
Jeneth pociągnęła mnie w stronę mego łoża powiedziawszy:
-Pomyślałam o tym samym, ale czy mógłbyś coś dla mnie zrobić?
-Co tylko zechcesz.
-Zdejmij hełm, jestem ciekaw jak wyglądasz, poza tym negocjacje są lepsze gdy nie ma się nic przy sobie.
Zgodziłem sie. Zdjąłem go. Spojrzała na mnie z wielkim zaskoczeniem, powiedziawszy:
-Ty jesteś....
Rzuciłem sie na nią i powaliłem na łoże. Zaczęliśmy od agresywnych pocałunków i rozbieraniu się. Gdy nasze ciała zostały odkryte zaczęły się pieszczoty, czułem się jak w raju, jednak gdy doszliśmy do sedna naszych "negocjacji" domyśliłem się co ona chce uczynić. Zaczęły się zapasy, każdy chciał dominować, raz ja byłem górą, raz ona. Nikt z nas się nie poddawał. To była jedna z najbardziej zażartych batalii w moim życiu. Pomimo wielu "rozejmów" i nowych "taktyk", nie można było wyznaczyć zwycięscy. Zapasy były wyrównane, kiedy powoli męczyliśmy się walką wstąpywała w nas nowa siła gdy zauważyliśmy w swoim przeciwniku oznakę słabości. Ciągnęłoby się to bez końca gdybym nie wpadł na pewien pomysł. Kiedy do doszło do ostatniego rozejmu położyłem się na plecach udając że ciężko oddycham. Wtedy Jeneth równie zmęczona i spocona "walką" uśmiechnęła się i powoli dłonią przesunęła się ku poduszce. Spod niej wycignęła sztylet z bezbarwną trucizną na rowku ostrza. Gdy miała mi go wbić w odsłonięte plecy odwróciłem się natychmiast i złapałem ją za ramię. Zaskoczona próbowała mi się wyrwać, wtedy mocniej zacisnąłem, aż z bólu i z odrobiny rozkoszy opuściła sztylet na łoże. Wtedy uśmiechnąwszy do Niej syknąłem:
-Zdziwiona mała suko? Chyba nie myślałaś że nie przewidzę, że wykorzystasz swe ciało po to by uśpić moja czujność i zabić tym sztyletem, co? Pewnie zatruty, hm? Przeliczyłaś się kurewko. Teraz to ja się zabawię tobą, tak długo aż mi się znudzisz.
Wypowiedziałem zaklęcie hipnozy. Gdy opadła lekko na łoże jeszcze rzuciłem zaklęcie zapomnienia, by nie zapamiętała mej twarzy. Wolałem gdy wrogowie snuli straszne rzeczy o mym obliczu, niz żeby znali prawdę. Manipulacja i dezinformacja tym się również wygrywało. Po zaczarowaniu jej wziąłem się do dzieła. Nastepnego dnia wielkie było zdziwienie całego Sheogh gdy Jeneth ogłosiła unię ziem naszych rodów i utytułowała się ma kochanicą w zamian za częściową niezależnośc jej ziem. W ten sposób straciłem wroga, a zyskałem kochankę na długie i nużące noce.
...
Gdy w armii liczba smoków przekroczyła trzydzieści sztuk wyruszyłem na spotkanie z Nymusem. Według szpiegów wysłał wiele patroli, lecz swe największe siły zostawił sobie, obozując tuż przy wschodniej ścianie Sheogh. Moje wojska poruszały się zadziwiająco szybko. Gdy za horyzontem pojawił się obóz wroga kazałem mym żołnierzom otoczyć obozowisko i wyłapywać każdego, kto spróbuje uciec. Między nimi, a obozem wezwałem ogniste pułapki, a potem barierę antymagiczna, żeby nie mógł wezwać posiłków. Wysłał mi poselstwo z rozkazem opuszczenia tych terenów, poddania się oraz zrzeknięcia sie tytułów na rzecz Nymusa. Przekazałem mu stosowną odpowiedź w postaci odcietych głów, listu pełnego bluzg i przekleństw oraz naszyjnika z genitaliów posłańców jako prezent. Następne jego poselstwo było zdecydowanie ładniejsze, składało się z samych succubek, które oznajmiły mi datę bitwy. Dałem je swym żołnierzom, by się nimi zabawiły przed walką, a ja piekielna wizją wyraziłem zgodę na bitwę. Następnego dnia nasze wojska spotkały się tuz przy kresie Sheogh. Nymus był dosłownie przyparty do ściany. Ustawił swe balisty, succuby i czartów na szczycie i pośrodku wzniesienie. U podnóża chroniły je arcydiabły. Koszmary były gotowe do ataku od flanki, zaś na czele stnęły cerbery, rogaci nadzorcy oraz chowańce. Ja równiez usrtawiłem swoich łuczników i magów na wzgórzu, otoczyłem je zmorami. Od strony flanki stanęły arcydiabły z inkubusami. Na przód wysłałem cerbery z orthosami, rogatymi bestiami, a za nimi chowańce. Swoją najmocniejszą kartę zostawiłem na później. Nymus pogardlwie patząc na mą armię dał sygnał do ataku, gdy podniosłęm Ostrze i wezwałem Armageddon. Wielkie było jego zaskoczenie gdy czar atakował tylko jego żołnierzy. Szczególnego zniszczenia dokonał wśrd succubusów. Rozkazał wtedy atak na moje pozycje. Moje bestie ruszyły na wroga kawalerie i piechotę. Wtedy Nymus rzucił zaklęcie zasłony dymnej. Wtedy wysłałem chowańce. Niewidoczne w zasłonie, same doskonale widziały w ciemnościach i dobiegłszy do czarcich lordów zaczęły je gryźć i wysysać magiczną energię. Czarty próbowały zrzucić z siebie, wtedy one po wyssaniu mocy rzucały proste zaklęcia typu kamienne kolce i magiczne strzały. Od flanki w kierunku succubusów domin galopowały koszmary, zmory naszykowały się do obrony gdy dominy ze swymi niewolnikami ostrzeliwały kawalerię wroga. Wtedy rozkazałem ją zaatakowac arcydiabłom. Zrobiły to z zaskoczenia na tyłach konnicy. Rumaki przestraszywszy się ich ognistych obliczy zaczęły uciekać, wtedy rozkazałem je dobic balrogom przy użyciu zaklęć. Tymczasem na równinie dzielącej oba wzgórza moje cerbery, chowańce i rogate bestie ustępywały przed siłą i liczebnością arcydiabłów. Nymusowi wydawało się, że wygra bitwę samymi arcydiabłami, gdy nagle jak grom z jasnego nieba pojawiły się piekielne smoki, które wleciały w sam srodek oddziałów diabłów i rozpoczęły ich masakrę. Wtedy rozkazałem balrogom i zmorom natarcie na wroga, zostawiając śćianę ognia wokół succubusów domin i ich zniewolonych gogów i magogów. Gdy ruszyłem na czele mych wojsk wprost na starego piernika zaskoczyło mnie gdy wezwał armageddon. Straciłem w ten sposób częśc swych wojsk, lecz też i odsłonił się, ponieważ zginęli równiez jego obrońcy. Gdy odleciały ode smoki, które mnie chroniły podczas ataku zaatakowałem Nymusa. Zaczęła się wymiana ciosów, w gwarze bitwy, gdy każdy walczył z każdym nikt nie zwracał na nas uwagi. WNymus był swietnym wojownikiem. Szybko ripostował moje ciosy, które choc słabe, były szybkie. Wtedy przypomniałem sobie walkę z Orlandem. Ściania była kilka metrów za zgrzybiałym impem. Natarłem na Niego i zacząłem uderzać go potęznymi i silnymi ciosami. Bronił się zajadle, lecz za każdym ciosem cofał się do tyłu. Gdy poczuł za sobą ścianę było już za późno. Wbiłem miecz w jego serce i szybkim ruchem przepołowiłem jego ciało. Wtedy zdarzyło sie coś niezwykłego. Ostrze przebiło ścianę Sheogh, przez wyrwę zobaczyłem błękitne niebo nad równinami Rannaru. Mogłem spokojnie przez Nią przejść, lecz wtedy nagle zamkneła się wchłniając ciało jęczącego Nymusa. Bitwa się skończyła. Wynik był lepszy niz się spodziewałem, zginęło mniej mych zołnierzy niż liczyła obrona mego zamku po opuszczeniu go. Nadleciał Vargo mówiąc:
-Gratuluję wygranej bitwy Panie. Dawno nie walczyłem w tak zażartej batalii. Kha-Belethowi napewno się spodobało.
Niesłuchawszy go powiedziałem jakby do siebie:
-Widziałem Ashan, otworzyłem przejście. tym ostrzem, ale zamkneło się.
Smok wtedy powiedział:
-Bo Sheogh to więzienie demonów, nie Urgasha i nas, smoków. My możemy przez nie przejść, a wejście zamkneło się ponieważ wchłonęło duszę i ciało Nymusa. Widzisz Sheogh to wymiar zamknięty w sześcianie z ciał i dusz demonów zabitych przed ceremonia zamknięcia jakiego użył Sar-Elaam. Chciał miec pewność, że armia demonów nigdy nie będzie tak liczna. Ty nam pomogłeś uwolnić nas z jądra, a my ci pomożemy wyjść z Sheogh.
Gdy to powiedział przed nimi pojawił się Kha-Beleth. Patrząc z rozbawieniem i zadowoleniem na widok pola bitewnego powiedział:
-Świetnie się bawiłem mój synu. Jestem pod wrażeniem. To w jaki sposób tego dokonałś przebija nawet Agraela. Choć to zdrajca, to jednak wczesniej przyhsporzył mi sporo rozrywki. Najlepsze było "przekonanie" Jeneth do siebie. To mnie zaskoczyło. Wykorzystałeś wszystkie metody by wygrać. A twa armia... robi wrażenie, a zwłaszcza pierworodni Urgasha. Ha! Gdybyśmy mogli jeszcze wyjść z Sheogh...
Wtedy mu odpowiedziałem:
-A co gdybym mógł wyjść z tego wymiaru, wyruszyc do Ashan przed zaćmieniem księżyca?
-To byłoby coś, jeśli ci się uda Kha-Rael to zrobc i podbić kraje tych łazęg uczynię Cię swym nastepcą, oraz władcą w Sheogh.
Ukłoniwszy się swemu ojcu powiedziałem:
-Zrobię co zechcesz Panie. Ashan padnie na kolana przed Tobą i Urgashem.
Wojsko wiwatowało zwycięstwo, smoki wtórowały im swymi rykami, a ja uśmiechnąłem na myśl o krwawej zemście na mordercach mej matki.

[Koniec rozdziału pierwszego]


« Ostatnia zmiana: 03 Czerwca 2010, 23:03:52 wysłane przez Belegor » IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

DWito
Mental Giant

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 421


"Jesteśmy tym o co walczymy"

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #8 : 03 Czerwca 2010, 19:49:20 »
Ogromny szacunek dla ciebie... Belegor mam nadzieję, że to nie koniec Opowieści z Ashan.


IP: Zapisane
"ojtam, ojtam"
Reynevan de Bielau

****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 54


Szczęśliwy ten, kto zna swoje miejsce w szeregu.

Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : 03 Czerwca 2010, 21:01:15 »
Ciekawe... jest parę literówek ale z czystego lenistwa mi się nie chce ich podawać  :P czekam na kolejną cześć


IP: Zapisane
Rabbi? Ty? Wziąłeś na wóz... Hmm... Kurtyzanę?
-Wziąłem. Toć, proszę ja młodego pana, na strasznego wyszedłbym ciula, gdybym nie wziął.
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #10 : 04 Czerwca 2010, 20:44:32 »
Rozdział drugi: Inwazja
Po dogłębnym zbadaniu ściany Sheogh i poświęcnia kilkunastu impów odkryłem, że przez Sheogh mogą przejśc tylko piekielne smoki oraz ja z Ostrzem Armageddonu. Inne istoty mogły jedynie posiadając choćby niewielką cząstkę smoczej krwi. Niestety stworzona wnęka szybko się zamykała za przechodzcym, dlatego żeby każdy mógł przejść musiano iść gęsiego. To była zbyt duża strata czasu. Obmysliłem więc projekt swoistego teleportu, który by po rozszerzeniu wnęki możnaby wsatwić i umożliwiałby przejście hordom demonów jednocześnie do Ashan. Po wygranej bitwie z Nymusem dzieki Dretarowi szybko odbudowałem armię, a nawet zwiekszyłem dwukrotnie jej liczbę po podesłniu wojsk z ziem Jeneth do mojego zamku. Kochana suka nie miała nic przeciwko temu. Tylko byłem zmuszony zabić kilka jej wiernych sług, którzy za bardzo węszyli wokół Niej. Gdy portal był gotowy, a kolumny napełnione krwią smoków chaosu, zostało tylko wybranie miejsca. Nie była to prosta sprawa. Nie mogłem wybrać żadnego miejsca blisko Imperium Jednorożca, wszedzie wokół niego był państwa, w tym Rannar, naleący do orków. Moi poprzednicy robili zawsze taki błąd, że od razu atakowali królestwo ludzi, zapominająć o ich sojusznikach. To samo było przy poprzedniej inwazji. Nie mogłem jednak od razu atakować rówiez i sojuszników Imperium, ponieważ reszta by się zebrała. Jednego ogłem być pewien, kiedy atakują demony wszyscy porzucaja wzajemn wrogość i od razu ruszają na dzieci Urgasha. Nawet tym chodzącym ścierwom odpuścili, byle tylko wybic demony. Postanowiłem wybrac całkiem neutralny teren na wschodzie Ashan. Góry najdującesię pod Rannarem były dobrym pomysłem, szczególnie że tam się znajduja duże zasoby siarki i rtęci oraz być może ostały się jakieś miasta po lordach chaosu. Inwazje rzpoczęto. Wyznaczylismy odpowiedni fragment ściany Sheogh, potężnym ciosem rozciąłem ją, następnie smoki rozszerzył ją i wstawiły z arcydiabłami portal. Przeszedłem prze niego ierwszy wraz z Jeneth, Dretarem oraz Vargo. Gdy przeszliśmy zobaczyłem na nowo błekitne niebo pokryte białymi chmurami oraz nagie i posępne szczyty gór. Wylądowalismy w dolinie pełnej kwiatów i ieleni, na szczęście moja armia szybko ją zdeptała swymi łapami i kopytami. Wydałem rozkaz do wymarszu, po drodze zajmowaliśmy każda opuszczona kopalnię. Nikt nam nie stawiał oporu, nie licząc zębatych trolli, ogrów, wilków, olbrzymów i innych prymitywnych oraz żałosnych stworzeń. Wkrótce znaleźliśmy runy jednego z trzech miast lordów chaosu. Jeśli mapy nie było to Ar-khasylum, dawniej słynące ze złóż rudy, a teraz popadającym w ruinę opuszczonym zamczyskiem. Weszliśmy na teren byłego inferma. Wszystkie komnaty i sale były dotkniete zębem czasu oraz pobytem jaskiniowców. Było cicho, zbyt cicho jak dla mnie. wyczułem otoczającą mnie i moich żołnierzy wrogość. Od azu rozkazałem succubom i balrogom strzelać wszędzi wokół nas. Kilka trolli padło od razu. Z jaskiń wyszły i opuzczonych siedzib wyszły am na spotkanie ogry z wilkami wraz z resztą tej hołoty. Mieli ze soba maczugi, skórzanezoje oraz zardzewiałe miecze, odrażający widok. Pozbyłem się szkodników jenym armageddonem. Nastepnie wydałem rozkaz przeszukania jaskiń i oczyszczenia miasta z wszelkiego robactwa, które osmieliło się tu zamieszać i romnażać. Było tego pełno, ich ciała jeszcze rozpalały ogień odnowionego ołtarza. Szybko Ar-khasylum odbudowano i przeniosłem do Niego nowych mieszkańców, głównie z ziem Groka i Jeneth. Wolałem swoich zostawić na czarną godzinę. Rozkazałem Jeneth i Dretarowi zająć i odbudować jeszcze dwa miasta: Ur-Kharok oraz Golgorat. Gdy doszły do mnie listy od nich mogłem juz planowac nastepny ruch. Od razu odrzuciłem atak na Imperium Jednorożca, to byłoby samobójstwo. Lepiej było go zostawić i zają się jego nieofiacjalną linie obrony. Należało zniszczyc sasiadujace z nimi posłuszne niczym pieski państewka. Najbliższe nam były Rannar i Heresh. Wybór był oczywisty- państwo orków, szczeglnie gdy dowiedziałem sie, że ich stolica właśnie zatrzymała się u stóp gór blisko Ar-khasylum. Gdy dowiedziałem się kto w niej, aktualnie przebywa ogarnęła mnie furia. Złapałem najbliższego demona i zmiażdżełem mu czaszkę, a resztę ciała biłe po ścianach i rozrywałem na kawałki. moi szpiedzy z przerażeniem patrzyli jak wpadałew gniew. Byłem wściekł i zarazem szczęśliwy tym zbiegiem okoliczności. Miałem właśnie w zasięgu ręki dwóch zabójcó mej matki, tego przebrzydłego mieszańca Gotaia oraz jego sukowatą szamanke Kujin. Marzyłem tylko o jednym, by ich własnoręcznie zabic w długi, bolesny i okrutny sposób. Uśmiechnąłem się na myśl o wymyślnych torturach jakich dokonam na nic ich obrzydliwych bękartach. Wtedy nagle weszli Dretar z Jeneth oraz z jakąś zakapturzoną postacią. Ryknąłem
-Czego?
Succubka ukłoniła się i powiedziała:
-O Panie mój, przywieźliśmy ci gościa, prosi cię o audiencję.
Spojrzałem na osobnika, który nie dość że wydawał się podejrzliwy to jeszcze cuchnął martwymi. Pewnie nekrofilowaty fanatyk. Jednego z nich załatwił już ten przebrzydły zdradziecki bękart Sareth. Pysknąłem:
-Mów szybko nekromanto, kim jesteś i czego chcesz zanim Cię wyślę cerberom a pożarcie.
Tajemniczy osobnik zlaczył dłonie i powiedział powolnym i smętnym głosem:
-Jam jest Ferrindo. Jak zgadłeś jestem pokornym sług Ashy. Pragnę z Toba zawiązać sojusz. Mamy chyba tego samego wroga, Imperium Jednorożca...
-Narazie go nie atakujemy, rzućci go ogarom, przynudza mnie.
-Czekaj Panie! Wiem jak niepostrzeżenie obejść stolice orków bez spostrzeżenia!
Już straż złapała go za pachy i miała wyrzucic zza drzwi przekazać stajennym, gdy zatrzymałem ich stanowczym rozkazem i zapytałem:
-W jaki sposób można tego dokonać?
Gdy nekromanta wyjawił mi drogę uśmiechnąłem się szelmowsko i powiedziałem:
-Chyba jednak okażesz sie przydatny.
Dzięki niemu obmyśiłem nowy plan, który całkowicie załamie siłę orków raz na zawsze. Nauczą się, czemu powinni bać się swych przodków.
...............................................................................................

Całe miasto płonęło z każdej strony było słychac krzyki kobiet i dzieci. nigdzie nie było wojowników. Ogień trafił chaty niczym wiecznie nie nażarty smok. niewiadomo skąd pojawiły się demony niszczące wszystko wokół, nikt nie był w stanie ich powstrzymać. Wtedy niczym mroczny omen z obłoków pyłu i dymu wyłonił się potwór. Skrzydlaty, podobny do succuba, twarz skrytą miał za strasznym hełmem. W prawej ręcę trzyma długi miecz o błyszczącej klindze i złotej rekojęści. Kierował się wprost na mnie, nie miałam żadnej broni poza szamańską laską. Patrzył na mnie, z jego oczu bił gniew i nienawiść. Nie mogłam się ruszyć, podniósł ostrze. Nie mogłam uciec, nie miałam sił się bronić. Bestia mierzyła mieczem we mnie. Wtedy powiedziała coś i wbiła mi go w serce. Poczuam palący mnie ból. Krzyknęłam!

Kujin wstała natychmiast z łoża, cała była przestraszona i spocona. Serce jej biło bardzo szybko, oddech był nierówny. Myślała:
~Co to było? Koszmar? Nie. awno nie śniły mi sie demony. To nie były wydarzenia z przeszłości. Ten potwór, płonace miasto, moja smierć. To była wizja przyszłości, ale demony? Przecież nie było zaćmienia. Jak?! To niemożliwe! Muszę to sprawdzić.~
Wstała i wyjęła z woreczka kości, które szybko rzuciła na podłoże namiotu. To co zobaczyła przeraziło ją i natychmiast pobiegła do kapitolu powiadomić Gotai o swej wizji.


« Ostatnia zmiana: 04 Czerwca 2010, 23:24:36 wysłane przez Belegor » IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #11 : 07 Czerwca 2010, 16:45:26 »
Rozdział trzeci: Krew orków.
Kujin biegła przez wydeptaną ścieżkę ku głównemu namiotowi, będącym kapitolem stolicy. Nie zważała na nic, przewróciła po drodze nawet rosłego centaura. Śpieszyło jej się, by oznajmić Gotaiowi o swej wizji. Gdy wpadła do środka zobaczyła jak wódz rozmawia z Shak'Karukatem o czymś wielce go zajmującym. Po pierwszych słowach zrozumiała o czym dokładnie:
-Przyłączyć rdzawe smoki do nas? Nie chanie. Nie można im ufać. Są zbyt nieprzewidywalne.
Gotai odrzekł:
-Ale gotowe przyjąć Ojca Niebo za swego.
Shak'Karukat odpowiedział mu:
-Mimo tego nie można im ufać. Wystarczą nam nasze wiwerny i pao-kai. Nasza armia jest wystarczają....
Wtedy Kujin weszła orkowi w zdanie:
-Gotaiu radzę ci jako szamanka sprzymierz się z smokami i jeszcze dziś po nie wyślij posłańca.
Shak'Karukat wzburzony ryknął;
-A kto tu Cię puścił kobieto?! Nie widzisz że rozmawiamy! Wynoś się!
Nagle Gotai warknął mu:
-To nie kobieta, to Kujin!
-Ale...
-To Kujin!!
Shak'Karukat zamilkł chwilę i zapytał szamanki z przekąsem i z pogardą:
-Co ci tym razem kości wywróżyły?
Kujin nie zrażając kąśliwym pytaniem orka powiedziała:
-Gotaiu musisz wezwać smoki do siebie, miałam wizję. Widziałam spalone miasto, śmierć wielu dzieci Matki Ziemii, demony je atakowały. Prowadziła je bestia i..... wielki chanie, one tu przybędą niedługo.
Nagle w kapitolu rozległ się kpiący i odrażający śmiech. Shak'Karukatwielce rozbawiony powiedział, klepiąc się w udo:
-Nie no, co ty gadasz kobieto!
Gotai warknął:
-To Kujin!
-I co z tego?! Każdy przecież wie, nawet te parchate gobliny, że demony się zjawiają tylko podczas zaćmienia księżyca, a to będzie za jakieś 350 lat! Czas chyba Kujin wymienic kości, albo sprawdzić swoje wizje. Brak mężczyzny ci chyba szkodzi, ha ha!
Wtedy niczym błyskawica Kujin rzuciła się ze swą laską na kpiącego z Niej orka przyciskając głownię do szyi Shak'Karukata. Dusząc go wysyczała:
-Ty za to zginiesz w naprawdę odrażający sposób i to całkiem niedługo.
Gotai widząc to zainterweniował odzielając wściekłą szamankę od jej niedoszłej ofiary, mówiąc:
-Ale on racje ma. Demony przybyć teraz nie, ale smoki przyjść napewno.
Zaskoczony ork jęknął:
-Panie!
Chan stanowczo mu powiedział:
-Rozkaz! Ty wyśleć posłańca smokom.  Jak nie, to kości pogruchotać chętnie ci uczynię.
Shak'Karukat połykając głośno ślinę przytaknął i odszedł. Gotai tymczasem zwrócił się do Kujin:
-Ty lepiej idź odpocznij lub dziećmi zająć się. Ty mnie nie zawieść nigdy, ale głos Shak'Karukata ważnym być.
-Rozumiem-odpowiedziała szamanka i wyszła z namiotu. Spojrzała w góry, coś z nich biło negatywnego i złowrogiego, czuła że coś ją ostrzega przed niebezpieczeństwem, ale nic nie mogła innego zrobić. Podeszła do jurty leżącej obok kapitol, w niej spały dzieci Wielkiego Chana Rannaru.
...
Kha-Rael siedział bokiem na tronie przekręcając dłonią niespodziewane odkrycie budowiczych Ar-khasylum. Była to czaszka ze złotym, bogato zdobionym hełmem, który nie mógł w ogóle zejść z kości. Zdziwiony tym znaleziskim inkubus podał ja Dretarowi. Ten wyjaśnił mu, że właściciel hełmu nie był z pewnością demonem, orkiem lub człowiekiem. Stwierdził, że bardzo przpomina elfa, lecz zęby jak u jaszczura przeczyły temu. Demon obracał ja zatem w tą i drugą stronę mając jakby nadzieję, że w tym odnajdzie odpowiedź na nietypową zagadkę. Kha-Rael myślał:
~Ciekawe do kogo zatem należy, czym, a raczej kim jest ta istota? Demonem od lordów chaosu napewno nie jest. Skąd to się wzięło w tym mieście. co ma wspólnego z jego upadkiem. Heh, ciekawe, naprawdę ciekawe, ale nie mam na to czasu. Rasa dlo której należał ten osobnik, raczej przestała istnieć.~
Do sali wszedł Ferrigno wraz z Vargo i Jeneth. Smok odpowiedział:
-Znaleźlismy tunel prowadzący za miasto orków. Nie ma tam zbyt wielu strażników, klucznik który przejścia pilnował z... niechęcią oddał klucz, ale potem się nie wzbraniał.
Kha-Rael rozumiejąc Varga usmiechnął się szyderczo i powiedział:
-Dobra robota, zatem czas zrealizować nasz plan. Jeneth, zabierz ze sobą jakiegoś chowańca. Czas zapolować na orki.
Jeneth ukłoniła mu się powiedziawszy z ekscytacją:
-Tak, mój Panie! Dzięki Ci!
Gdy succubus wybiegł z sali, demon rozkaza nekromancie i smokowi:
-Zbierzcie kilka oddziałów, idziemy.
...
-....... I tak wasz ojciec stał się wielkim chanem-Kujin skonczyła opowiadać historię Gotaia jego dzieciom. Zawiedzione, że to koniec prosiły o jeszcze jedną opowieść. Kujin uległszy się ich namowom zaczynała właśnie opowiadać legendę o tym jak Ojciec Niebo stworzył z Matką Ziemią orków, gdy nagle poniósł się silmny gwar na placu starszyzny. Wyszła z namiotu chcąc sprawdzić co się dzieje. Zobaczyła jak Gotai z doradcami otoczyli młodą szmanke ziemii z goblinem. O czymś z przejęciem mówiła. Postanowiła podejść i jej posłuchać. Kapłanka prawie zakrzyknęła:
-Demony! Widziałam ich! Tam, w górach! Ja i ten goblin! Nie zauwazyli nas. Zaatakujmy ich zanim to one zrobią!
Jeden ze starszyzny uspokoił ją i zapytał:
-Nie przywidziało ci się? Napewno ich widziałaś?
Potem zwrócił się do goblina:
-Ty też ich widziałeś?
Stworzenie kołysało się na boki i śliniąc się obficie skrzeknęło:
-Yhyhyhy.....
Drugi ze starszyzny powiedział:
-Gobliny to tchórze, wszystko nam powie jesli szamnka mu zagroziła...
Kujin przerwała mu wyjaśnając:
-Szamanki nigdy nie grożą dzieciom Matki Ziemii.
Gotai odwrócił sie do swej przyjaciółki i powiedział:
-Miałaś rację kapłanko.
Potem ryknął:
-Ruszamy na wojnę! Wybijemy demony!!!
Orkowie odkrzykneli:
-Chan przemówił!! Wojna!!! Demony!! Zabić ich, zabić!!!
 Cała stolica przyszykowała się do wymarszu w góry. Gdy tylko była gotowa Gotai rzekł do Kujin:
-Zostawiam ci miasto. Pilnuj dzieci, dam ci część ordy do ochrony.
Kujin odpowiedziała:
-Dobrze wodzu.
Armia wyszła z miasta zostawiając w nim tylko hordę siepaczy oraz wszystkie szamanki. Kujin rozkazała rozdzielic im się na patrole, a sama weszła do namiotu i uspokajała orkowe pacholęta.
...
Kha-rael widząc jak Gotai ze swą ordą znikaja za skałami prowadzeni przez szamankę i goblina, usmiechnął się:
-Połknęli przynętę. Wychodzimy, czas spalić tą kupę desek i skór na coś bardziej im odpowiedniego- w stos popiołu. Lecz wpierw zrzućmy barierę, by nikt nie zauważył naszej zabawy.
Wyzwał barierę nad miastem by armia orków nie zauważyła ataku. Gdy tylko demony z nekromanta i swym dowódca weszli do srodka, Kha-Rael wezwał armageddon. Miasto szybko zaczęło się palić. Inkubus ryknął:
-Zabić każdego kto się wam napatoczy! Nie oszczedzać nikogo!! Nikt z tych pomiotów nie ma prawa przezyć! Zróbmy im płonącą łaźnię!!
Demony ochoczo ruszyły na stolicę niszcząc wszystko co zobaczyły. Kha-Rael ostrzem ścinał członki i głowy każdemu obrońcy, który ośmielił się go zaatakować. Słyszał jak zarżywano kobiety, dzieci i niemowlęta, uwielbiał ten dźwięk. Cieszył się, że owoce eksperymentów z ich krwią spalaja się i sa zrównywane z ziemią. Szedł przez dym i ogień, gdy zauważył jakąś klęczącą postać za chmura popiołu, dymu i ognia. Wyszedł z niego i zobaczył wyrżnięte bękarty, martwego cerbera oraz szamankę, ze zwichniętą kostką. Rozpoznał ją. To była szamanka Kujin, ta która towarzyszyła w zabójstwie jego matki. Gniew i nienawiśc wstąpiły w Niego, gdy tylko przypomniał sobie wieści, które na zawsze zmienił jego życie, przywiezione przez ocalałego z wojny żołnierza. Podniósł ostrze i podszedł do rannej kapłanki. Stanął nad nią i spojrzawszy się w jej oczy, zdziwił się gdy zauważył blask jej oczu, jakby go rozpoznała. Powiedział jej:
-I co teraz suko? Nie masz nikogo, kto by cię uratował. Wszystkie twe bekarty zerżnięte niczym małe, kwiczące i obleśne wieprzki. Teraz wiesz co czuła moja matka gdy ją otoczyliście i drwiliście z niej, a nastepnie zabiliście z tą..... Izabelą. Zapłacisz mi za to!
Wbił w jej serce ostrze i wycedził zaklęcie armageddonu. Kujin zaczęła krzyczeć z bólu, gdy ogień wypalił jej język i oczy Kha-Rael szybko odciął jej głowę. Reszta szybko się zwęgliła. Inkubus miażdżył i rozkwałkować szczatki, az tylko kupa prochu z nich pozostała. Ocalałą głowę podniósł i rzucił succubowi mówiąc;
-Weź to! Złożymy chanowi piękny prezent na powitanie. Idziemy!
Z miasta nic nie zostało oprócz prochu, który wiatr rozsypywał oraz kości ofiar. Demon odwróci się do rozradowanego Ferrigno i powiedział:
-Zrób z nimi co zechcesz. Ptem wyrusz na Imperium Jednorżców, gdy tylko dam ci znak zaatakujesz ich. Moi ludzie będą chronic ci tyły i wspomogą w inwazji.
Nekromanta odpowiedział:
-Rozkaz Panie.
...
Armia przez długi czas wędrowała, klucząc między pojedyńczymi górami. Szamanka ich prowadziła cały czas mówiąc że niedługo już będą, aż do momentu gdy wyprowadziła ich na otwartą, przestrzeń. Gotai zniecierpliwiony ryknął:
-Gdzie demony?!
Szamanka z goblinem odwróciła sie i zaczęła się śmiać pogardliwie, wtedy nagle się zapaliła i oczom orków pojawiła sie Jeneth z chowańcem, a za niąogromna armia demonów z Kha-Raelem na czele. Inkubus powiedział:
-Tu są!!
Ork ryknął:
-Demon!!!
Spojrzaem na Niego ze spodziewanym rozczarowaniem, mówiąc:
-My tu się staraliśmy jak najefektowniej wejść, a ty mówisz tylko "demon!". Co ty wodzu? Mózgu zapomnieli ci rodzice dorobić, gdy Cię płodzili? Że tez takie bezmózgie stworzenie może istnieć i dyszeć. Krew, z kórej was zrobiono musiała być przeterminowana.
Shak'Karukat zaskoczny powiedział:
-Ale to niemożliwe! Przeciez nie było zaćmienia! Jak wy się tu.....
-Słuchajcie tych błazeństw dalej, a może wiedzą wyprzedzicie robaki pełzające pod waszymi cuchnącymi stopami. chciało nam się wyjśc to wyszliśmy, wielkie mi halo.
Ork z uśmiechem warknał:
-Zaraz wam się odechce wychodzić piekielne męty jak tylko posłaniec dojdzie do rdzawych smoków w mig wyslemy was....
Przerwałem mu mówiąc:
-Mówisz o tym?
Rzuciłem pod nosy wierzchowców Gotaia i starszyzny truchło młodego centaura. Kontynuowałem:
-Przepraszam, myślałem ze to była koza. Taką miałem ochotę na udziec barani...
Ork syknął;
-Ty....
Wtedy zwróciłem się do wodza:
-Proszę chanie o to prezent od nas na powitanie. Mam nadzieje że ci się spodoba.
Zrzucił mu pod nogi skórzany worek, gdy upadł na ziemie wyturlała się z niego wypchana odchodami impów i cerberów głowa Kujin. Kał wyciekał z oczodołów, ust i odcietej szyi szamanki. Gotai widząc to ryknął:
-Ty!!!! Kujin!! Ojcze Niebo...
Rozśmieszył mnie. Śmiejąc się z Niego mówiłęm:
-Czemu zamiast zaatakować mnie, wołasz kogoś kto nawet nie istnieje niedorobiony impie. Jesli go tak pragniesz to proszę, dam ci go. Armageddon!

Mimowolnie orkowie spojrzeli w górę. Chmury uworzyły nad ich głowami wir, z niego leciały meteoryt. Wtedy Jeneth rzuciła klatwę spowolnienia. Uniknęły jej tylko wiwerny i pao-kai. Armageddon zmiótł 1/10 ordy. Wydałem rozkaz ataku. Chowańce, zmory i cerbery ruszyły do ataku, rzucając sie na centaury. Gobliny na ten widok od razu uciekły z pola walki. Gotai rozkazał wiwernom zaatakować succubusy, które ze swymi niewolnikami ostrzeliwały orków i cyklopów. Gdy tylko wzbiły się w powietrze runęły na ziemię niczym płonące kule od ognia piekielnych smoków. Herszty i podżegacze chronili dowódcę. Oprawcy i wojownicy atakowai zmory, gdy nagle za ich plecami pojawiły się arcydiabły i padły pod gradem ich ciosów. Cyklopy ginęły pod wpływem czarów balrogów i czarcich lordów. Gdy ogarnął ich szał, szybko był tłumiony przez smoki i moje klatwy. Torowałem sobie drogę przez świeższe co trupy i obrońców wodza. Gdy Shak'Karukat ruszył z odsieczą ochronie wodza nagle jego wół się przewrócił, a jego otoczyły chowańce, które skoczyła na Niego i wessały się w ciało, rozdrapując je. Ork tak jak przewidziała Kujin zginął rozszarpany żywcem przez pomioty piekielne. Gotai widząc jak powoli pole bitwy zamienia sie w krwawą łaźnie rzucił się naprzód z gniewem rozrywając na kawałki najblizsze mu demony. Gdy zauważył mnie ryknął;
-Zginiesz demonie! Zabiję Cię!! Pomszczę Kujin!
Ponaglił swego bawoła i ruszył z całym impetem na demona. Widząc to, tylko się usmiechnąłem, przekręciłem swego wierzchowca i skierowałem się z podniesionym ostrzem na orkijskiego wodza. Ostrze spotkało się z toporem. Wyrwałem topór z jego dłoni i rozorałem mu policzek, aż do ucha. Ork przewrócił się. Zatrzymując zmorę zszedłem z niej. Gotai wtedy wstał, wziął topór z ziemii i rzucił się z rykiem na mnie. Uniknąłem ciosu i pięścią uderzyłem orka w podbródek. Musiałem mu złamać szczękę, skoro oszołomiony odszedł na kilka kroków. Podniosłem miecz do ataku i ruszyłem na Gotaia. Ten otrząsłszy się z zamrowienia zablokował cios. Zripostował, zrobiłem unik i przystapiłem do kontry. Wymienialiśmy się ciosami, co mocniejszych unikaliśmy. Każdy z nas pragnął odciąć głowę przeciwnikowi. Gdy zrobiłem piruet i zamachnąłem się mieczem, ork zasłonił się naramiennikiem i popchnął mnie. Przewróciłem się. Gotai czując, że ma szansę podniósł topór do góry i zamachnął się. Widząc to w ostatniej chwili przeturlałem się. Broń orka wbiła w ziemię. Gotai próbował ja wyciągnąć, wtedy wstałem i mieczem odciąłem mu prawą rękę. Ork zaskoczony ryknął z bólu, wtedy odciąłem mu głowę. Mina mieszańca była wspaniała. Mieszanka zaskoczenia i bólu wyryła się komicznie na jego krzyej gębie. Rozciąłem mu brzuch, by wylały się flaki. Rozczłonkowałem jego ciało i szybkimi ruchami miecza zamieniłem je w bezkształtną kupę mięsa. Gdy bitwa się skończyła rozkazałem mym żołnierzom zmielić kości, zmiażdżyć łeb (okazało się, że jednak posiadał mózg, szkoda że go nie uzywał). Na mózgi cyklopów i pozostałych orkijskich zołnierzy nie było wystarczająco małego naparstka. Gdy żonierze to wykonali kazałem je wrzucić na nasłonecznione miejsce i przysypać je świeżymi fekaliami. Zrobili to juz niewolnicy, których potem spaliłem. Z lubością patrzyłem na ten "pogrzeb". Gdy rozkazałem srażnikom odejść powiedziałem na grób:
-Oto śmierć na jaką zasłuzyłeś chanie orków, za to iż w podobny sposób potraktowałeś mą matkę.
W tym stanie znalazła mnie Jeneth. Zapytała mnie
-Co teraz robimy Panie? Rannar pokonany, mamy go dobić?
Odpowiedziałem jej:
-Nie, to wystarczy. Ruszamy na Heresh. Stoi nam na drodze do Srebrnych Miast i ich pedanckiego królewicza Zehira, lecz teraz pójdziemy do mej alkowy rozerwać się po tej bitwie.
 

Rozdział czwarty: Wieczny odpoczynek.
Heresh to kraina leżąca na niegdyś żyznym półwyspie, którego otaczał od strony morza archipelag wysp, które tak jak osławiona dolina zamieniła się w pustkowie pełne wszędających się bez celów, chodzących ścierw. Po nas były najmniej lubiane, nie dziwię im się. Trupy powinny sobie grzecznie leżeć w dole i gnić, a nie wałęsać się i zatruwać powietrza innym dookoła. Mimo iż na początku wojny wielce nam pomogły osłabiając i Imperium Gryfów i Srebrne Miasta to jednak są tylko wrzodem na tyłku całego Ashan, gnijącą i nie dającą się usunąć z ciała krostą. Ten chodzący cmentarz sprawia wiele kłopotów każdemu zyjącemu. Ci nekrofile wykorzystają wszelką okazję by dobrać się do cmentarzy, by zabrać zwłoki do siebie by je nie tylko ożywić, jeśli wiecie co mam na myśli. Ten cyrk ścierw przeżył w ostatnich dziesięcioleciach swój rozkwit i upadek. Ten pierwszy za sprawę wielce pomocnego nam Markala, gdzie ich chory wpływ sięgnął ponad połowy Ashan. Po jego śmierci Heresh osłabło bardzo i zapomniano o nim, aż do pojawienia się tego chodzącego umarlaka Arantira, któr mianując się lokajem Ashy przeszkadzał nam w planac, przywracając duszę Izabeli do mariontkowego ciała oraz wyniszczając nasze oddziały. Na szczęście tego smiecia wraz z całą elitą nekromantów sprzątnął zdrajca Sareth, na coś jednak ten bękart się przydał. Dzięki temu Heresh bardzo podupadło i stało się cmentarzem dla nieumarłych. Nigdy bym się tym grobowcem nie zainteresował gdyby nie to, że oddziela mą armię od Srebrnych Miast oraz stało się najwiekszym eksporterem zboża Ashan. Tak, to prawda. Też się tym zdziwiem czytając raorty szpiegów. Okazuje się, że nejaka Lukrecja z innymi wampirzymi lordami odnowiła swe ziemię i zasiała je by sprzedawac je w ogromnych ilościach po wysokich cenach. Ta, jak na ironię stali się zbawcami dla wielu krain, w których spaliliśmy ziemie i nie mają na czym uprawiać. Nekormaqnci ubili na tym niezły interes. Sami nie jedzą, ich podwładni mogą pracować bez przerwy, więc nie muszą martwic się o wyżywienie. Ich skarbce są pełne złota, którym mógłbym korumpować polityków, lordów demonów i generałów. Za jego pomocą, mógłbym z łatwością opanować Ashan i Sheogh w ciągu miesiąca. Pomyśleli chyba o tym samym skoro coraz częściej widuje się karetę wampirzycy Lukrecji odwiedzającej Imperium Jednorożca i magów, wracając zawsze z wozami obwładowanymi wiadomo czym. Wydaje mi się, że trzeba zakończyć ten biznes i pozbyc się tych "łowców ciał" raz na zawsze. To będzie mój pierwszy i ostatni dobry uczynek dla żywych jeszcze pędraków tego świata.
...............................................................................................

Zanim opuściłem Rannar rozkazałem Ferrignowi ozywić 150 najlepiej wyglądających orkowych trupów. Z ochotą robił ową pracę, jednak szybko mu minęła, gdy się dowiedział, że zabieram ich ze sobą. Nie odpowiedziałem mu, do czego mi są potrzebni. Od razu by potem zawiadomił swych panów. Szybko przestał, gdy przydzieliłem mu ochronę i wsparcie do ataku na Imperium Jednorożców. Wojsko ruszyło, po przyjęciu posiłków z miast przemierzyło dolinami i szczytami całe góry w kierunku południowym- wprost na Heresh. Tak jak sie spodziewałem nikt z nich nie przewidział ataku z gór bo nie było żadnych granicznych strażników. Rozdzieliłem arię na trzy części: północną pod władzą Jeneth, południową pod skrzydłami Varga, a najslniejszą- centralna, pod swoim berłem. Inwazja szła gładko, nikt nir stawiał oporu, chyba mózgi im już doszczętnie zgniły, myśląc, że bagna powstrzymają potencjalne natarcie. Wysuszyliśmy je tak, że w przeciagu kilku dni znikły w okolicy wszelkie komary i ostatnie żywe istoty. No cóz, w końcu to jeden wielk grobowiec, i takim powinien zostać, zwłaszcza że ta mogiła szybko się wypełni tymi, którymi juz dawno powinni zgnić. W ciągu kilku tygodni natrafiliśmy na kilka miast, które padły natychmiast. Nieumarli są naprawdę wredni, ogarnął mnie szał, gdy si okazało, że ich skarbce były puste, nawet złamanego denara w nich nie było. Jednakże po przecesaniku kilku komnat odkryłem, że pieniądze idą do rezydencji tejże wampirzycy- Lukrecji. Na zczęście lezy na linii naszej inwazji. Gdy tam przybyłem wysłałem sygnał do ataku Ferrignowi. Chciałbym zobaczyć jego minę, gdy zobaczy, co moi ludzie uczynili z szatą i laską. Death Combe (tak zwiało się to miasto) było otoczone umocnionymi murami, kilkoma wieżami i wysoką bramą wzmocnioną żelazem. Czyniło to z tego grobowca istny bastion. Postanowiłem uzyć pewnego fortelu. Wysłałem ku nim setkę mocno opancerzonych orków-zombie, żeby te zdechlaki pomyślały ze to orkowie ich atakuja. Połknęli przynętę. Lukrecja wysłała naprzeciwko nim chyba całe tłumy szkieletów i inych plugastw. Gdy tylko zbliżyły się do nich i je powaliły truchła orków, zaczeły one wybuchać kulami ognia i lawą. Szybko przerzedzili ich szeregi, kilku zombie-pułapek doszło do bramy i rozwaliło ją, a raczej stopiło. Było łatwo, ni zdałem sobie sprawy, że sam wpadłem  w zasadzkę. Gdy wydałem rozkaz do ataku nagle mnie i zmory otoczyło mrowie widm i duchów. Przeklęte umarlaki zadały kąśliwy cios mym zołnierzom, którzy ledwo je pokonały przez swą przenikalność. Gdy przegrupowałem ich, rozkazałem smokom zaatkowac zamek i wspomogłem ich czarem armageddonu. Z bastionu zaczęły uciekac wampiry, mumie i rycerze śmierci. Skąd ich wzięła, do cholery? Z murów ostrzeliwały nas kościani łucznicy i lisze, lecz szybko się z nimi uporaliśmy gdy tyko smoki je zaatakowały od tyłu. Dominy je potem dobiły. Czartowie z balrogami wspomogli je czarami. Gdy skonczyła im się energia wraz ze mną, rogatymi bestiami, cerberami i chowańcami ruszyły na wroga. bitwa była ciężka te trupy odradzały się gdy zabijały choć jednego z mych żołnierzy, a lukrecja ich wspomogała swą wypaczona magią. Mikałem tego dośc uzyłem kilka razy armageddonu. Dopiero wtedy trupy "poszły grzecznie" umrzeć. Gdy się z nimi cackałęm, smoki ginęły od śmiertelnych pocałunków kostuch, lecz z osieczą arcydiabłów udało się pozbyć tego problemu. Gdy ostatni martwy żołnierz się rozpadł została tylko Lukrecja. Podeszłem do Niej i powiedziałem:
-Gdzie złoto chodzący ścierwie.
Wampirzyca pysknęła mi:
-Nie ma rogaczu! Nawet gdyby było, nigdy ich nie sięgniesz, chocbyś całe życie spędziłbyś na jego poszukiwaniu nie zdobedziesz go.
Z gniewu odciąłem jej górne przyrodzenie, o dziwo krwawiło jak z żywej istoty. Ryknąłem:
-Gadaj! Nie mam czasu na cackanie się z chodzącym trupem. Samo przebywanie tu mnie obrzydza.
-To czemu tu przybyłeś!?
-Po to by zdobyc złoto i Srebrne Miasta. Ten cyrk jaki tu sprawiliście tylko mi przeszkadzał. Ashan bedzie mi wdzięczne za posprzątanie tego, czego nie mogli przez setki lat. Heresh stanie się waszym grobowcem w pełni tego słowa znaczeniu.
Nagle ku memu zdziwieniu Lukrecja zaczęła się smieć, dziwne to wyglądało  otwartymi, półokrągłowatymi ranami na oszpeconej juz klatce piersiowej. Jeszcze bardziej to mnie obrzydziło. Wampirzyca syknęła mi;
-Nigdy nie pozbędziecie się nas. My istnieć będzemy tak długo, aż Asha pożre wszystko, hahaa...
Wściekłem się i wbiłem ostrze w jej głowę, między oczy i warknąłem;
-Niech ta wasza pajęczyca wypcha się Tobą ścierwie.
Szybko spłonęła, a wraz z Nią od razu miasto. Nie zdążyłem nawet wvieć do głównej bramy gdy znikło, wraz z tak oczekiwana ilością złota. Wściekły z powodu takich strat na darmo użyłem całej swej mocy by mój gniew ogarnł całe Heresh. Żołnierze trzęśli się ze strachu widząc deszczee meteorów spadające na doline i wyspy należące do nekromantów. Te wredne, chodzące trupy zapłaca za mój stracony czas. Gdy tylko się uspokoiłem jeden z mych żołnierzy podszedł i zapytał mnie:
-Jakie rozkazy Panie?
Powiedziałem mu:
-Spalcie i zakpcie wszelkich naszych poległych. Wyślij wici do miast, Jeneth i Varga. Po uzupełniniu strat ruszamy na Srebrne Miasta. Wyslijcie szpegów i patrole do granic każdego z państw graniczących z Imperium Jednorożców i Srebrnych Miast. Nikt nie może się dowiedzie o naszej obecności chociaż wiem, że Srebrne Miasta domyślą się. Jeśli wyślą wiadomośc do innych krain nici z ataku z zaskoczenia. Musimy się spieszyć. Ruszać się!
Żołnierz pobiegł co siłw nogach by to ogłosić mym oficerom i spełnić me rozkazy. Mam mało czasu. Jeśli ma zemsta ma się spełnić zanim opanuje Ashan, muszę być naprawdę ostrożny i szybki. Ciekawe skąd te trupy dowiedziały się o mej obecności? Kto, albo co mnie zdradziło?





« Ostatnia zmiana: 20 Marca 2011, 21:39:14 wysłane przez Belegor » IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Cebulak
(Hadrian)

*

Punkty uznania(?): 7
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 062


Uzależniony od niebieskiego

Zobacz profil
« Odpowiedz #12 : 07 Czerwca 2010, 17:03:06 »
Prawie wszystko ok tylko nadal to samo:
Nikt z tych sukin**nów nie ma prawa przezyć!
a nastepnie zabiliście z tą..... kurwą Izabelą
No, czy ty nie umiesz czegoś powiedzieć bez przeklęcia, to mi tak psuje czytanie...
A tak to bardzo świetne pasuje akurat do orków, lecz to nie dziwne, że orki takie słabe, jak na demony to znają wszystkie czary, no tak to muszą się uczyć tyle co magowie ze Srebrnych Miast. A i pliss mam trochę ci za złe, że demony w ogóle nie giną, no chociaż niech trochę zginą w heresh, ojczyźnie śmierci, pełnej armii i odnawiających sie potworów.


IP: Zapisane
Cytuj
Cahan: Hadrian się ucieszy, a jeśli ktoś nie będzie chciał grać, to będzie znaczyło, że go nie lubi. A przecież Hadriana wszyscy lubią, więc wszyscy zagrają. Plan idealny  8)
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #13 : 07 Czerwca 2010, 19:43:58 »
Może tu dobitnie nie dopisałem, tak jak u orków. Poprawię to w następnych rozdziałach. Co do tych przekleństw, w końcu to natura demonów, szczególnie gdy chodzi o osobisty aspekt inwazji Kha-Raela. Zaklęcia są z grupy mroku i zniszczenia, w końcu to ich magia (bardziej zniszczenia), nie znają nic akurat z magii światła i przywołania. co do umieralności demonów, skoro dośc poginęło w Sheogh to w miejscu gdzie nikt ich się nie spodziewał z kompletnie nową armią to raczej była mała szansa na śmierć w bitwie, skoro zołnierzy wspomagał armageddon i jednostki 8-ego poziomu. W historii podobne bitwy się zdarzyły, np: 1605r. pod Kircholmem, na całą armię szwedzką zginęło zaledwie kilku, góra 11 husarzy. Fakty sa tu bardziej zadziwiające niz fikcja.

EDIT: Usunąłem nowoczesne wulgaryzmy, jednak nie wpasowały się do klimatu. Dziękuję za uwagę Hadrian.


« Ostatnia zmiana: 07 Czerwca 2010, 19:56:31 wysłane przez Belegor » IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 236


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #14 : 11 Czerwca 2010, 22:02:00 »
Nie chciało mi się wszystkiego czytać, więc odniosę się do twojego najnowszego rozdziału. Najpierw zacznę od poważniejszych błędów, których się dopatrzyłem.

1."Heresh to kraina leżąca na niegdyś żyznym półwyspien"
Wydaje mi się, że poprawnie składniowo zdanie powinno wyglądać tak:
"Heresh to kraina leżąca niegdyś na żyznym półwyspien"

2.niejedzą

"Nie" z czasownikami piszemy oddzielnie

3."Z ochotą to zrobił, lecz szybko mu minęła gdy powiedziałem, że zabieram ich ze sobą"

Jeśli to zrobił z ochotą, to jak mogła mu minąć, gdy już wykonał daną czynność?

4.Odkryłem, że pieniądze idą do rezydencji tejże wampirzycy- Lukrecji.

Może nie błąd, ale słabo rozwinięte treściowo. Powinieneś napisać w jaki sposób odkrył, że pieniądze trafiają do wampirzycy.

5.  Lukrecja wysłała naprzeciwko nim chyba całe tłumy szkieletów i inych plugastw. Gdy tylko zbliżyły się do nich i je powalili orkowie truchła orków zaczeły wybuchać kulami ognia i lawą

Miałeś na myśli "orkowe truchła orków"? Jeśli tak, to słowo "orkowe" jest niepotrzebne. I jeszcze: Szkielety i truchła powaliły, nie powalili.

6. "...zatruwać powietrza innym dookoła."
Zatruwać powietrze innym dookoła. Zatruwać (kogo?, co?) powietrze

Często też nie dajesz przecinków, co skutkuje niezrozumiałością tekstu.
Także mieszasz styl potoczny, np. nekrofile, ścierw z "niepotocznym".

Nie jest źle, błędów może być więcej, ale nie jestem polonistą, żeby dopatrzyć się najmniejszych.


IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Strony: [1] 2 3 4 ... 6    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.085 sekund z 21 zapytaniami.
                              Do góry