No to tak:
Liam Neeson-pewno postać mniej znan niż ktoś typu Orlando Bloom ale jest on o wiele lepszym aktorem. Począwszy od roli Qui-Gona w "Gwiezdnych Wojnach I: Mroczne Widmo" po "Drużynę A" nie soptkałem się z jakąś zwaloną przez niego rolą. Mistrz drugiego planu, między innymi w "Batman:Początek", roli wspomnianego jedi oraz "Starciu Tytanów". Umie dokonale odegrać twardego faceta jak np. w uprowadzona, bardzo dobrze wczuwa się w graną postać, a jego umiejętności aktorskich pokazywanych na planie nie da się opisać, to trzeba zobaczyć
Johnny Deep-jego już nikomu nie trzeba przedstawiać
Mój ulubieniec. Lubi grać dziwne (w sensie pozytywnym), ciężkie i bardzo fajne role. Potrafi idealnie odwzorować charakter danej postaci, bez względu czy jest komediowa czy poważna. Jego bezbłędność i perfekcja wprawia w osłupienie. Jeśli gra w jakimś filmie na pewno powinno się go obejrzeć. Doskonale potrafi bowiem odwzorowaniem postaci, jej emocji, charakteru, zaciekawieniem nią odrzucić na boczny tor wady produkcji.
Do tego ma u mnie plus bo nie bierze się za pierwszy lepszy hit tylko szuka takich scenariuszy bardzo refleksyjnych, dających dużo do myślenia oraz interesujących. Świetnie zagrał w praktycznie każdym filmie, moje ulubione to "Nożycoręki", "Marzyciel", a także oczywiście "Piraci z Karaibów" wszystkie części
John Travolta- genialny aktor i co tu dużo mówić film z nim to co najmniej miłe dla oka widowisko. Nie oglądałem tak dużo filmów z nim jak z poprzednikami ale podobało mi się z tych co oglądałem: "Metro Strachu", "Pozdrowienia z Paryża", "Punisher", musze też zobaczyć pare innych podobno bardzo dobrych produkcji ale obecnie nie mogę się zebrać czyli:"Grease" (obowiązkowo), "Pulp Fiction", "Fenomen", "Sekcja 8" (być może).
Lubię też Matta Damona, Brada Pitta, Ewan McGregora ale już nie chcę mi się pisać o nich po prostu wbijcie sobie do świadomości, że są jednymi z najlepszych aktorów jak Ci wyżej
Wśród dziewczyn nie mam jakiegoś ulubieńca, no może fajnie gra Jennifer Aniston, Emma Watson, Cate Blanchett poza ostatniej produkcji para-robin hooda (nie zaznaczyłem w cudzysłowiu i nie dałem dużej litery dla podkreślenia denności tego filmu) po którym zraziłem się do Russella Crowa
Tyle ode mnie
A no i zapomniałbym (a to by była hańba) gdyby nie Psychol o Heathu Ledgerze, wielki talent no ale niestety....