Tolkien i Sapkowski to dwaj różni twórcy i tutaj, przede wszystkim na pierwszy plan wychodzi ich filozofia [odbita w utworach].
Otóż Tolkien [podobnie, jak Lewis] chciał stworzyć opowieść o chrześcijaństwie, bez chrześcijaństwa (swoją drogą, kłótnia pomiędzy tymi dwoma twórcami ma swoje korzenie w tym, że Lewis - wg. Tolkiena - zbyt "wprost" umieścił chrześcijańskie przesłanie w swoich książkach [pomijam już kwestie lekkości pióra Lewisa i coraz to liczniej wydawanych przezeń tytułów]), a zatem wykreowany świat może wydawać się odrobinę "wygładzony", pozbawiony odcieni szarości, czy spotykanej u Sapkowskiego brutalności i brudu. Jak dla mnie taka jest specyfika Śródziemia nie jest ani wadą, ani zaletą (tj. obiektywnie ; mi osobiście się to podoba).
Sapkowski zaś, to postmodernista, człowiek cyniczny, a nadto alkoholik [jeżeli ktoś przeanalizował dokładnie okoliczności wydania dzieła pt. "Żmija" to pewnie i tak domyślił się już wszystkiego]. Wiedźmin Geralt to bohater, który jest
upity [jak jego twórca:D] nihilizmem [może się to podobać, sam uważam, że to nadaje temu bohaterowi pazura
] i choć np. ma jakąś tam swoją miłość to i tak nie przeszkadza mu to w chędożeniu wszystkiego co napotka na swej drodze.
To dwa skrajne światy, różni autorzy, a ich porównywanie jest, jak najbardziej na miejscu (bo na czym miałoby się opierać porównywanie utworów /bliźniaczych/?).
Uważam, że jeżeli chodzi o "lepsiejszosć" i całokształt to zdecydowanie wygrywa Tolkien, ponieważ stworzył potężne uniwersum praktycznie od podstaw, zaś Sapkowski jedynie [tutaj /jedynie/ weźcie sobie oprawcie tonem skrajnie ironicznym] zaadaptował realia średniowieczne i podlał to sosem z anachronizmów.
Jeżeli chodzi o głównych bohaterów to [mimo tego co napisałem wyżej], w starciu Frodo/Aragorn vs. Biały Wilk = wygrywa zdecydowanie Geralt. Wiedźmin był po prostu kawałem sukinsyna, a tacy posiadają dużo większą siłę przebicia i pazurrr
Tym niemniej głos oddaję na Tolkiena. To arcymistrz, któremu dodatkowo zawdzięczamy [pośrednio - zaznajomieni z tematem, wiedzą o co chodzi] "Opowieści z Narnii". Innymi słowy nie dość, że stworzył jedno uniwersum, to jeszcze maczał palce w powstaniu drugiego
Sapkowski zaś, po wojnach husyckich i wiedźminie, zaliczył mega-wtopę w postaci wyżej wspomnianego "Wenża", udowadniając tym samym, że niczego ciekawego już nam nie zaprezentuje. Co nie zmienia faktu, że za dwie pierwsze sagi należy mu się ten tytuł "Ojca polskiej fantastyki" (albo przynajmniej wujka).