Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Wojny Zachodu (Czytany 1432 razy)
Kyoshiro

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 809


Zobacz profil
« : 15 Grudnia 2009, 22:48:19 »
Prolog

Grattand jest wielkim światem, położonym na innej galaktyce, w cichym zakątku Wszechświata. Świat ten wiązał dużą wagę do istot uznawanych na Ziemi za fikcyjne i fantastyczne, w szczególności przywiązywał do dwóch – Koziorożca i Smoka.
Koziorożec był podgatunkiem chimery. Zwierzę to było mieszanką genów delfina i jednorożca, można też było dostrzec cechy charakterystyczne dla kozy i meduzy. Bardzo podobnym zwierzęciem był Hippokamp, różniący się jedynie będąc czystą mieszanką trzech zwierząt: jednorożca, pegaza i delfina. Na Grattandzie dla istot cywilizowanych tam żyjących dwie wartości były najbardziej cenione: Religia i Astronomia. Koziorożec był symbolem tego drugiego, był symbolem eteru, kosmosu, wszystkiego, co wiązało się z życiem na ziemi.
Symbolem Religii był Smok. Jako iż prymitywne ludy setki lat temu były wielokrotnie dziesiątkowane przez Smoki, stwory te trwale wpisały się na dziełach światowego dziedzictwa jako boskie istoty. W xeanianiźmie, jednej z najbardziej rozpowszechnionych religii, Smoki są przedstawiane jako Bogowie. Jako iż Koziorożec odzwierciedlał wartości w życiu przyziemnym, Smoki symbolizowały życie pośmiertne.
W każdej z licznych grattandzkich religii to smocze bestie były strażnikami światów, do których udawały się dusze martwych. W niektórych wierzeniach miały też inne, ważniejsze role.
Oczywiście nauka była bardzo przychylnie nastawiona do wszelkich istot. Każda dziedzina nauki miała opiekujące się nią zwierzę, będące alegorią mającą choćby jedną cechę wspólną z ową dziedziną. Dla przykładu jednorożec, którego ślina oraz sproszkowany róg mają cechy lecznicze, jest patronem medycyny, a pegaz wyróżniający się niezwykłym talentem do lotu jest patronem tentryncyny – nauki zajmującej się grawitacją.
Oczywiście takowe funkcje miały jedynie te „najczystsze” ze zwierząt. Tak samo jak nauka, tak zwykle narzędzia tortur i kary dla przestępców miały swych patronów, dla przykładu: dyby-Oszluzg. Chłosta-Salamandra. I nie bez przyczyny takowe stwory były przyporządkowane określonym karom – Oszluzgi jak w przypadku dyb starały się uniemożliwić ruch ofiar by je później pożreć, zaś salamandry używają swoich ogonów by obsypać wroga setkami ogonowych uderzeń, zaś substancja wydzielana przez salamandrę znajdująca się na jej łuskach uniemożliwia na długi czas ofierze uleczania ran, dzięki czemu salamandra może poczekać, a następnie pójść po śladach krwi by dogonić umierającą ofiarę.
Bardzo ważną rolę ma w Grattandzie język elfi – jeden z pierwszych w dziejach świata i do tych czasów używany. Charakteryzuje go dosyć prosty styl, aczkolwiek wiele ciężkich słów i w wielu przypadkach brak regularnych odmian wyrazów. Używa się go głównie wśród naukowców i szlachciców, nazywa się tak różne nazwy zwierząt czy składniki chemiczne. Przykładowo słowo Hippokamp składa się z Hippo (Hippopeus – Pegaz) i Kamp (Koń).

Ludzie, elfy, krasnoludy czy wampiry zbudowały swoje królestwa na niemal całym znanym ówczesnej cywilizacji Grattandzie. Mimo wielu wojen, każde królestwo utrzymywało się, poza jednym jedynym Nekrios, które zniszczono kilka wieków temu.
Królestwa owe rzadko kiedy wyróżniały się, jednym z takich „wyjątków” było DarkKroght, jedno z elfich królestw. Kraj ten wyróżniał się wieloma cechami i artrybutami, takim przykładem mógł być władca – Lord Loneeion Harke. Choć średnia życia elfa wynosiła jakieś trzysta dwadzieścia lat, on przeżył ponad trzy tysiąclecia. Wśród jego długiego życia niemalże co rok wyruszał na wyprawy w poszukiwaniu podbojów, tak naprawdę nie wiadomo, po co. Stara wymówka o poszukiwaniu łupów nie działała, DarkKroght to bogaty kraj, a skarbce królewskie były pełne złota, a sam Lord miał mnóstwo rezydencji, przy których użyto ton złota i metali szlachetnych. Propaganda zdobycia nowych terytoriów też nie odnosiła skutków, gdyż DarkKroght ich w ogóle nie potrzebowało. Mieszkające tam elfy były mało liczne, a w każdym mieście było wiele wolnych domów, przez co kwitł handel nieruchomościami, a między miastami było mnóstwo ziemi, więc i o przeludnieniu nie było zbytniej mowy. Prawdziwe powody były właściwie znane jedynie Harke’owi, choć niektórzy powiadali, że te bitwy były warunkiem nieśmiertelności. Niektórzy mówili, że Harke – tak jak Strzygi – wyczuwa duchy martwych, i „zabiera” im część ich pośmiertnego życia, by wzmocnić własne. Inne plotki mówiły o pakcie Lorda z Duchami Wojny, które dają mu długie życie w zamian za liczne walki i wojny z innymi rasami.
Jego długa i dynamiczna historia przyciągnęła wielu uczonych, którzy chcieli się o nim dowiedzieć jak najwięcej. Słowo pisane opowiadające o nim niemalże zaginęło, zachowały się niewielkie ilości manuskryptów. Jedyne co z nich można było wyciągnąć, to to, iż Harke był urzędnikiem. Poprzedni władca, Vlad III Auburn trzymał go zwykle blisko siebie, gdyż Loneeion – choć często roztrzepany i rozproszony przez otoczenie – był lojalny i mało ambitny. Po tajemniczej śmierci Vlada i jego syna Malekitha uznano Loneeiona nowym władcą, choć zamierzenia senatu były inne – miał być tylko kukiełką dla uspokojenia ludu. Uważali, iż on taki spokojny to nie wprowadzi wielkich zmian, a z Euberanu miał przyjechać inny, wielki szlachcic. Zanim ten przyjechał, DarkKroght przeżyło ogromną rewolucję, a owy przyszły król zaginął bez śladu, a Harke został dalej władcą, i przeżył niejeden zaplanowany przez możnych zamach.
Loneeion pamiętał jeszcze czasy, gdy jako dwustulatek wyglądał jak dwudziestoletni elf. Wtedy to ludzie mówili „Trzeba przyznać, ten Harke się nieźle trzyma.”. Kiedy jego wygląd nie zmienił się, zaczęły chodzić nowe pogłoski, jednak potomstwo możnych mających z nim zatarg zaczęło wyczekiwać momentu, kiedy Harke’a straż wyniesie nogami do przodu, i kiedy wreszcie jego trumna nie zostanie przeniesiona do ziemi. Jednak Loneeion i ich przeżył, a po ziemiach darkkroghtckich zaczęły przebiegać plotki o swoim władcy. Tu o pakcie z demonami, gdzie w zamian za swoją duszę miał otrzymać wieczną młodość. Tu o pakcie z Duchami Wojny, gdzieśtam jeszcze przebiegły plotki o wampirzym pochodzeniu Harke’a czy o przyrządzeniu mikstur z organów wewnętrznych Smoka. Przez dwa pierwsze tysiąclecia jednak ludność DarkKroght wyczekiwała śmierci Harke’a. W trzecim już się mieszkańcy przyzwyczaili do swego władcy, i – można by rzec – jego śmierć nie wywołałaby ulgi, acz zamieszanie.
On sam nie jest jedynym długowiecznym elfem. Od setek lat ma swojego generała – Kapitana Eldora Balfource’a. Choć dawniej ta dwójka była jak bracia, z roku na rok coraz bardziej się sprzeczają, a ich rozmowy zaczęły ograniczać się do krótkich rozkazów. Głównymi powodami tego były dwie rzeczy: fakt, iż długo już ze sobą żyli, i że by tak kolokwialnie powiedzieć „Znudzili się sobie.”. Drugim faktem były zupełnie inne charaktery: Eldor Balfource szanował każde istnienie na polu, każdego żołnierza na polu… Dla każdego żołnierza miał dobre słowo, i sama jego obecność motywowała do wielkich czynów. Szanował też swoich wrogów, cenił takie wartości jak honor, patriotyzm czy odwaga, oraz – możnaby rzec – Harke i Balfource tworzyli jednego wielkiego władcę, zaś Eldor był uosobieniem jego pozytywnych cech. Dla Loneeiona jedyną cenną wartością w Grattandzie był on sam, czerpał także wielką przyjemność z zabijania i pastwienia się nad umierającymi wrogami. Często wyruszał na bitwę, nie dla polepszenia morali oddziałów, a możliwości zabicia kolejnych przeciwników. Lubiał podbijać własne rekordy w jak najmniejszych stratach wojsk, testował też różne machiny wojenne czy pułapki. Nie lubiał jednak dowodzić wojskami bezpośrednio na polu walki – wolał dokładnie wszystko planować, podczas gdy dowódctwem zajmował się Balfource.
Sam on był cenniejszy od setki wojsk, a ta dwójka była wielkim zagrożeniem, i dla mieszkańców Xeanonu nie było długotrwałych pokojów – jeśli był pokój, to krótki, nietrwały i niepewny. Dlatego też większość władców pozostałych krajów starała się zabić ich obydwóch, starając się też przekupić szlachtę czy odciąć jego kraj od zaopatrzenia z sojuszniczych krajów: dalekowschodniego kraju Rishijo, Al-Board, innego kraju elfów, oraz dwóch wampirzych królestw: Trinsalvianu i Riuminu. Kiedy DarkKroght zdobyło kolejnego sojusznika – silny Kerak przyłączył się do sił darkkroghtckich. Oba narody zaatakowały Halbardor, a ich taktyka była prosta: Kerak miał zlikwidować główne siły strażnicze w regionie. DarkKroght miało likwidować niedobitki, łapać mieszkańców w niewolę i ochraniać rejon. Po wojnie zdobyte obszary miały być podzielone między kraje.
Swych sojuszników wsparło elfickie królestwo San’Adinar, pomagając obronić się Halbardorowi przed wrogami. Wojska Keraku i DarkKroght zaczęły więc atakować i San’Adinar, zdobywając posterunki wzdłuż granicy obu państw.
Po trzech latach wojen wichry wojny i strony konfliktu zmieniły się. DarkKroght zdradziło Kerak, który – mimo dużej armii i licznych posiłków – po kilku latach walk – stracił swą silną armię, mając jedynie kilka tysięcy wojsk. Wojownicy darkkroghtcy z łatwością zmasakrowali siły kerackie i przejęli inicjatywę z tej wojny. I mimo iż wojowników przymierza elfów i ludzi było ponad dwukrotnie więcej od darkkroghtcich wojsk, to owe wojska były lepiej przeszkolone. Elfy z owego kraju przechodziły liczne mordercze treningi, które wykończyłyby inne elfy czy ludzi. Oprócz tego też DarkKroght posiadało wykfalifikowanych czarodziejów i czarodziejek, przez co przykładowy oddział dwustu wojowników mógłby pokonać ponad pięćset wrogich żołnierzy. Mając takie siły Harke chwycił oba narody za gardło, i zyskał także posiłki z innego elfickiego królestwa: Al-Board. Zachód kontynentu Xeanon był zabezpieczony, i jedynymi krajami nie będącymi po stronach konfliktu były: Kerak, który został wyłączony w wojny i odbudowywał siły, oraz Elban (Przez elfów nazywany Elbanią), choć te przygotowywało się do wojny. Wschodni Xeanon był zajęty innymi walkami.

Dalej od terenów wojen, w głębi Halbardoru, król Nathaniel planował przebieg walki. Dawniej otoczony licznymi strategami i doradcami, teraz Nathaniel siedział w swej komnacie z garstką wiernych dowódców. Morale jego wojsk osłabił fakt, że Mark Claus Dinverstein, jeden z jego najbardziej zaufanych dowódców, zdradził go i przeszedł na stronę wroga. Zdrada Marka była nie do przewidzenia, jako że przez kilka lat swojej pracy udowodnił swą wielką lojalność, a jego zdrada była niespodziewana. Paru mniejszych generałów również go zdradziło, część jego dowódców zginęła w walkach. Tylko ośmiu z czterdziestu doradców ostało się, wśród nich byli między innymi arcybiskub kościoła Sylantha – Alaric, oraz jego syn, Maximilian. Innym z nich był Christian Hischestein, która – tak jak Mark Claus – był kerackiego pochodzenia. Mimo, iż wiara w zwycięstwo u wojsk Halbardoru była niewielka, ci  nie poddali się.
Brightwood, stolica kościoła Sylantha była „Ostatnim Bastionem” dla wojsk w jedynym regionie graniczącym z DarkKroght – Hrabstwem Smoka. Silniejsza forteca Hrabstwa Smoka – Bowerstone – została zrównana z ziemią.
Obroną pokierowała zaufana dowódczyni Nathaniela, Lady Catherina.

Czarne niebo otoczyło swym całunem całe Brightwood. Nie wróżyło to nic dobrego, można było spodziewać się ataku DarkKroght w każdej chwili.
Catherine wspięła się na wysoką wieżę między murami Brightwood. Ludność została ewakuowana, zostali sami żołnierze. Wyczekiwali na nadejście wojsk.
I takowe nadeszły.
Liczne wojska DarkKroght były widoczne z murów Brightwood. Łucznicy przygotowywali się do wystrzału, magowie do ochrony murów i wojsk, wojownicy do odpychania drabin i wylewania na wrogów wrzącego oleju.
Setki wojowników ruszyły na DarkKroght, a sam Kapitan Eldor Balfource był widoczny na swym rumaku, a konkretniej Zmorze, która oswojona zastępywała mu rumaka. Miał ją od niedawna, zwała się „Birginnorigh”, co po elficku znaczyło „Czarna Noc”. Wielka wieża oblężnicza podeszła pod mury, wojska wroga dostały się na bramę.
Catherina szybko powiedziała swą modlitwę, i ruszyła na wroga uderzając w niego całym swym imptetem…



IP: Zapisane
„-Ja was uczę nadczłowieka. Człowiek jest czemś, co pokonane być powinne. Cóżeście uczynili, aby go pokonać? Wszystkie istoty stworzyły coś ponad siebie; chcecie być odpływem tej wielkiej fali i raczej do zwierzęcia wrócić, niźli człowieka pokonać? […] Patrzcie, ja wam wskazuję nadczłowieka! On jest tym piorunem, on jest tym obłędem![…]”

Friedrich Nietzsche
KamcioKowal

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 102


Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 16 Grudnia 2009, 13:37:34 »
O.O Człowieku, to jest GENIALNE! Najlepsza praca literacka na forum! (przynajmniej z tych które widziałem ;)!

Czułem się jakbym czytał prawdziwą książkę fantasy  :)

Co mi się podoba?

1) Dłuuugie!
2) Dobrze opisany świat, królowie, wojny, te tolkienowe klimaty gdzie przez 20 stron jest opisany każdy kraj w regionie ;p Bardzo lubie takie dzieje imperiów itp.
3) Ma klimacik  ;D
4) Mało błędów, wszystko spójne i logiczne.




« Ostatnia zmiana: 17 Grudnia 2009, 20:34:29 wysłane przez KamcioKowal » IP: Zapisane
Wszyscy patrioci mówią o umieraniu za ojczyznę, ale nikt nie mówi o zabijaniu dla ojczyzny.
Kyoshiro

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 809


Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 20 Grudnia 2009, 15:40:22 »
Rozdział pierwszy

 "Zniszczenia, śmierć, strach..." - Takimi oto słowami można było nazwać nastrój panujący wokół murów Brightwood.
Siły elfów wtargnęły do miasta. Krótko przed bitwą Eldor Balfource, głównodowodzący, opuścił pole bitwy, zostawiając pieczę nad swymi wojskami nowemu generałowi sił DarkKroght - Markowi Clausowi.
W siłach Halbardoru znajdowali się łucznicy, pikinierzy, miecznicy i im podobni. DarkKroght miało w swych szeregach Smoki, chimery czy minotaury. Wynik oblężenia łatwo było przewidzieć, i mimo przewagi liczebnej, wojownicy ludzi przegrali, nim sojusznicy z San'Adinaru nadeszli na polu.

Dinverstein w asyście kilku ciężkozbrojnych wszedł do obozu założonego pod murami Brightwood. Jakoby że miasto miało zostać złupione, nie było zbytnio powodu by przenosić obozowisko do miasta. Wojska wprowadziły dwustu jeńców wojennych, i ustawili ich w dwóch kolumnach przed Markiem Clausem Dinversteinem. Ten rozkazał spisać ich imiona, samemu sprawdzając, czy wszystko idzie tak, jak miało pójść.
- Imię. - powiedział jeden ze sługusów Marka spisujący jeńców.
- Cat... Catherina Linvereih.
Mark zwrócił na nią uwagę, i podszedł do niej, obdarowując ją pełnym kpiny i pogardy wzrokiem.
 - Troszeczkę nie poszło, nie, Linvereih? – powiedział dumnie
 - Ty… Ty podła kanalio! – parsknęła Catherina
 - Mów sobie co chcesz. Prawda jest taka: Teraz ja na czele wielkiej armii siedzę sobie na terenach Halbardoru. W tym czasie DarkKroght ma trzy inne wielkie armie. Król Nathaniel z garstką wojsk siedzi w Halamarze, i posyła na pewną śmierć wojska, by obroniły inne miasta. Nawet posiłki od elfiego proroka i władcy zarazem – Lahla’ana – Nie wystarczą, by obronić napór wojsk elfich z DarkKroght, zwłaszcza dzięki wsparciu gospodarczego Al-Board. A jeśli nadejdą posiłki od wampirzych królestw z którymi kontaktują się ambasadorzy darkkroghtcy, to nigdy nie zwyciężycie. Nigdy.
 - Jesteś nadmiernym optymistą, Claus. Ale wierz mi, choćbyś miał znaczącą przewagę, obrona Halbardoru nigdy nie zostanie przełamana. Patrzysz na całość z optymistycznej strony.
 - Nie. Patrzę od strony realistycznej – Mark podniósł przypadkowo leżący miecz, i obejrzał jego klingę, a następnie odrzucił na ziemię. – Rozmowa przestaje być inteligentna, rozmawiamy o czymś małostkowym. Pora powrócić do stolicy, Harkenonu.

__________

 - A więc, sytuacja ma się tak – powiedział Nathaniel przy stole, między swoimi ostatnimi generałami czy doradcami – Armie DarkKroght złupiły miasta wokół tej granicy – Pokazał palcem granice Hrabstwa Jelenia i Hrabstwa Smoka, które graniczyły z DarkKroght – Zrównano z ziemią Brightwood i Bowerstone, a także kilka mniejsze królestwa. Z tego co wiadomo, Lady Catherina przeżyła oblężenie. Nie wiadomo jednak, czy ją zabito podczas drogi, czy może uciekła. Mimo wszystko, musimy kogoś wysłąć, ale lepiej kogoś dobrego w boju; najlepiej kogoś z nas. Czy ktoś się podejmie tego zadania?
W sali zapanowała cisza, i tylko można było usłyszeć cichy szmer.
 - Ja! – powiedział Maximilian, syn Alarica, arcybiskupa.
 - Ty nie! – odpowiedział Nathaniel – Jesteś jeszcze młody, i nie należy cię marnować w niebezpiecznych zadaniach.
 - Właśnie, Max. Siadaj! – dodał Alaric
 - Nie. Przypomnę fakt, że jestem zdolny w boju, a nie w dowódctwie. Nie ma co narażać nielicznych generałów na śmierć, ja zaś mogę się sprawnie przedostać. Ponadto, w nocy przypominam elfa, więc nie będę zbytniej uwagi zwracał. Oczywiście w kapturze, i najlepiej elfim ubraniu. Kto to popiera? –zaproponował Maximilian
________

Maximilian przygotował się przed posiadłością Harke’a. Za dnia jest mocno strzeżona, ale w nocy często się tam wpuszcza wojowników elfich, a młody halbardorczyk takowego wojownika przypominał, przynajmniej ze stroju. Stojąc przy ścianie, rozglądnął się za jakimś oknem, drzwi były zamknięte, gdyż do samej posiadłości nikogo po zmroku nie wpuszczano ani nie wypuszczano. Zwykle przesiadywał tam Harke, Balfource, Mark i kilku zaufanych strażników. Byli tam też zwykle więźniowie polityczni, a Catherina się do nich zaliczała.
Maximilian szybko doskoczył do okna, i pobiegł do końca korytarza, potem jednak poddenerwowany się zatrzymał. W nocy, przy braku latarni czy innego oświetlenia mógł być pomylony z żołnierzem DarkKroght. Nie miał jednak wyposażenia elfickiego wojownika, a w tym elfickiego obuwia, które – najwidoczniej – było „ciche”. Podłoga jednak w posiadłości Harke’a była wykonana z dziwnego rodzaju kamienia, który dosyć mocno hałasował przy zwykłych butach, dlatego Maximilian je zdjął, i cicho zakradł się.
Po komnacie akurat przechodził Mark. Max zaczął iść za nim, szukając jednocześnie miejsca, gdzie mógłby się ukryć, gdyby Claus się za siebie obejrzał.
I tak się stało, ów generał DarkKroght zatrzymał się, i kantem oka spojrzał na to, co miał za sobą. Maximilian jednak skrył się za dosyć dużą szafą. Mark wzruszył ramionami, i poszedł dalej, znikając za ścianą. Max szybko podbiegł za nim.
Clark okazał się sprytniejszy, i zatrzymał się za ścianą wyczekując szpiega. Gdy takowy nadszedł, szybkim cięciem miecza podciął mu płytko kolano. To jednak wystarczyło, by Maximilian wywalił się na podłodze.
 - Proszę, proszę, proszę – powiedział Mark i schylił się, a następnie szybko wziął miecz Maxa. – Widać szpiedzy i tutaj się znajdą. Chociaż… Znam cię… Tyś syn tego biskupa… Jak mu tam… Alarica? Biskupa Alarica?
 - Arcybiskupa – parsknął Maximilian
 - No, to już wiem, że to ty. Nic nie stoi mi na przeszkodzie, bym cię mieczem zarżnął na miejscu
 - Nie, Mark – powiedział Balfource, który jakgdyby znikąd pojawił się w komnacie – Harke rozkazuje oszczędzać jeńców, a zwłaszcza politycznych. Obecnie, z tego co wiem, Loneeion spożywa kolację. Powinieneś zaprowadzić go do niego, niech on zdecyduje, co i jak.
 - Powinieneś grywać w loteriach – powiedział Mark do Maxa – Bo masz iście cholernie wielkie szczęście.

_______

Jak to Balfource powiedział, Harke jadał kolację razem z Catheriną. Mimo, iż długi hebanowy stół przyozdobiony złotymi elementami rozciągał się na kilkanaście metrów, oboje jedli tylko na jego końcu, gdzie na pięknie zrobionych, złotych naczyniach zdobionych kamieniami szlachetnymi jedli wysokiej jakości pożywienie: głównie mięso Koziorożców i jeleni, z dodatkiem kawioru. Na innych talerzach leżały: chleb, owoce jakiegoś egzotycznego drzewa oraz masło. Między talerzami leżały dwie butelki stuletniego wina, aczkolwiek tylko Catherina piła rozcieńczone wodą.
Drzwi do jadalni otworzył Claus, i rzucił związanego Maximiliana na podłogę. Catherine wstała, a Harke jedynie popatrzył chwilowo na niego, a następnie ugryzł chleb z kawiorem.
 - Lordzie – powiedział Mark – On próbował zakraść się do twojej posiadłości. Co z nim zrobić.
 - Harke… - powiedziała Catherine, ale Loneeion nie dał jej dojść do słowa.
 - Spokojnie. Rozwiąż go!
Mark rozwiązał Maximiliana, a ten wykorzystując okazję wyjął skonfiskowany przez Clausa miecz, i próbował się osłonić, chroniąc się w rogu jadalni.
 - A teraz, zabić go? – spytał Mark.
 - Nie. Ma przeżyć – powiedział spokojnie, i napił się wina – Z pewnością strata Catheriny, jak i fakt, że syn samego arcybiskupa jest na mojej łasce sprawia, że wśród oddziałów zaczyna siać się zamęt. No, Catherina, nic nie mówisz?
 - A co tu dużo mówić? – syknęła przez zęby, z trudem powstrzymując wściekłość
 - No, Max, czy jak cię tam zwą – dodał Harke spokojnie popijając dalej wino – Odłóż miecz, odetchnij, i poddaj się, a nawet cię nie tkną.
Maximilian przygotowując się do obrony próbował ochronić się mieczem przed ewentualnymi ciosami Marka.
 - Więc…? – powiedział Claus, zaś Max przygotowywał się do ataku. Catherina patrzyła tylko na całość w milczeniu, zaś Harke kończył kolację. Mark wyjął kuszę, i zaczął ją przeładowywać, a następnie wycelował nią w Maximiliana, na wypadek, jakby zaatakował.
 - Nudne to! – dodał Harke i wyrwał kuszę z rąk Clausa, a następnie strzelił w kierunku Maxa. Bełt wbił mu się w stopę, ten zaś skulił się z bólu. Mark wykorzystał okazję i obezwładnił go.
 - Gdzie trafiłem? – Harke spojrzał w jego stronę zza stołu.
 - Ładny strzał, sir. – dodał Mark
 - A więc widzisz – powiedział Loneeion i odszedł od stołu, a następnie ręką strącił trochę okruszków, które zostały na jego płaszczu – Nie trzeba było się buntować. Pech, nie? Jednego dnia złapano cię, podcięto ci kolano i teraz rana w stopie. Coś ty taka niemowa? A, trudno. Catherine, odprowadź go do pokoju obok twojego. Ja tymczasem dokończę plany tej wojny. A ty, Dinverstein, zawołaj Balfource’a!

______________

 - Psiakrew – mruknął Maximilian, kulejąc – Miałem cię stąd wydostać, a sam zostałem uwięziony.
 - Daj spokój – odpowiedziała Catherine – O dziwo, Harke dobrze traktuje swoich więźniów, i nie ogranicza zbytnio wolności, jedynie zakaz opuszczania miasta. Możnabyrzec, są trzy zasady: nie opuszczaj miasta, słuchaj Lorda, unikaj Marka. Wszystko inne będzie dobrze, Harke tutaj traktuje jeńców lepiej niż obywateli.
 - Nie zamierzam tu czekać – powiedział Max – Ucieknę.
 - Uciekniesz? Wierz mi, jestem optymistką, jednak te mury są patrolowane przez wiele jednostek.
 - Wierz mi, Catherine, ucieknę, choćby Harke wysłał tu cały legion swojej armii.
 - Spokojnie, spokojnie – powiedziała Catherina, i zaczęła odliczać pokoje – 226… 227… O, 228 jest moim pokojem, więc jak widać Harke dał tobie pokój 229 – I otworzyła pokój, którego wnętrze przypominało pokój Catheriny.
 - Odpocznij, Max, odpocznij – powiedziała – Jutro reszta się ułoży…

_____________

Kapitan Eldor Balfource omal nie zajeźdźił konia na śmierć, gnając na spotkanie z Harkiem. Nawet nie miał czasu otworzyć jednej z niestrzeżonych bram, jakie napotkał na drodze – zniszczył ją silnym płomieniem.
Gdyby nie fakt, że żołnierze rozpoznali swego dowódcę i otworzyli przed nim bramę, wielka marmurowa brama przez posiadłością Harke’a musiałaby zostać także rozbita. Loneeion akurat robił spacer naokoło posiadłości.  Kiedy go zobaczył, zatrzymał się, i podszedł do niego.
 - Coś widzę, żeś się zmęczył, Eldor – powiedział Harke
 - A żebyś wiedział, Ion. Wieści nie są najlepsze.
 - No to słucham – odpowiedział ze spokojem Loneeion
 - Pamiętasz swoje konszachty z wampirami? A więc wiedz, że wampiry z Riuminu przyłączyły się do naszych wrogów, podobnie z naszymi byłymi sojusznikami, elfami z Al-Board. Kerak zebrał nową armię, niedużą, ale będącą dobrym wsparciem. Ponadto, przekupił na swą stronę piratów z niemal całego Kolonialnego Morza. Możemy spodziewać się więc ataku sił Halbardoru, San’Adinaru, Al-Board, Keraku i Riuminu. Nie wiem, kiedy, najwcześniej dziś wieczorem. Ale kiedy dokładnie – nie wiem. Trzeba się mocno przygotować, gdyż… Harke… Z czego się śmiejesz?
Harke śmiał się, nie wiedzieć z czego. Choć Loneeion miał często takie wybuchy śmiechu, Balfource często pytał o powód. Po kilku pytaniach nie wytrzymał, i warknął:
 - Czego rżysz?
 - Widzisz, Balfource… Wpadli prosto w nasze ręce. Tu chcą mnie zaatakować? Tu!? W Harkenonie? W dolinie, której znam każdy milimetr sześcienny? W dolinie, której koniec wieńczy ma wspaniała rezydencja, której podczas mego długiego życia nikt nie zdołał oblężyć? Wierz mi, oni tutaj będą grali na moich zasadach. A tu każdy żołnierz po mojej stronie jest wart jakichś dziesięciu zwykłych żołnierzy.
 - I tak przewaga wroga będzie z pewnością przytłaczająca! Nie ma czasu ściagać naszych wojsk z frontu! Trzeba się po prostu ewakuować, nie da rady przetrzymać oblężenia.
 - Balforuce, wierz mi… Da się.
 - Jak!? Dwa tysiące wojowników… Przeciw czterdziestu tysiącom!?
 - Dokładnie, Eldor… Dokładnie… - Loneeion wszedł do swojej posiadłości, i idąc w kierunku drzwi prowadzących do następnego korytarza, a w międzyczasie zawiązał na swoich włosach kucyk. – Powiem jedno: to będzie jedna z największych bitew w tej wojnie. Zwyciężając ją zasieję w sercach innych ludów strach, a strach szybko prowadzi do posłuszeństwa. Jeśli zniszczę armię Keraku, skieruje wojska, by zdobyły go. Łącznie z Rliktami Światowego Dziedzictwa, chociażby Mauzoleum Megarii, wampirzycy, która w krótkim czasie zbudowała imperium, które, niestety, po jej śmierci zostało zdobyte. Byłoby to zapieczętowanie sojuszu elfów z wampirami. Potem podbicie Al-Board, które leży bardzo blisko DarkKroght. Wystarczy później zdobyć osłabiony Halbardor i San’Adinar. Na koniec Elbania, która co prawda mnie nie zaatakowała, ale tylko ona będzie stała  za podbiciem zachodu Xeanonu.
 - O ile ich pokonasz, co jest mało możliwe. Ja w każdym razie stąd idę, nie zamierzam umierać za głupotę władcy. Żegnam.
 - Proszę bardzo, nikt nie będzie za tobą płakał – parsknął Loneeion – Mark Claus Dinverstein z pewnością lepiej zastąpi ciebie, gdyż jest bardziej lojalny wobec mnie. I ja ciebie żegnam…
Balfource odszedł, zaś Loneeion poszedł do posiadłości. Od razu skręcił w lewo, idąc do kwatery swojego dowódcy, Marka Clausa Dinversteina. Mocno zapukał, oczekując go, jednak nikt mu nie otworzył. Wtedy też Harke poszedł do innego dowódcy swojego oddziału, również zdrajcę i byłego stratega Nathaniela. Ów generał zwał się Kunon Elbreicht. W jego przypadku zdrada była dosyć oczywista, nie jak w przypadku Marka. Gospodarka Halbardoru była przetrzebiona, i on sam przyzwyczajony do luksusów z każdym dniem zarabiał coraz mniej.
 - Generale Elbreicht! – krzyknął Loneeion.
 - Tak, sir? – odpowiedział Kunon, i wyprostował się na baczność.
 - Rozkaż wojskom przygotować się do bitwy! Zbierz też wszystkich cywili, a mężczyzn do czterdziestego roku życia przygotuj pod mój rozkaz za godzinę. Czeka nas spore oblężenie, jeśli przełamiemy je, generale, otrzymasz awans. Dlatego przygotujmy się to obrony. Przekaż też dwa inne rozkazy: niech baron Jereanel Bethvem zajmie się ochroną powietrzną. Ma zorganizować grupę chimer, harpii, Smoków, czy cokolwiek, co umie latać. Wrogowie mogą zaatakować z powietrza. Niech zaś admirał Holck spróbuje ochronić plaże i latarnię morską na brzegach Harkenonu. Aha, i jeszcze coś. Niech hrabia Winston Bore penetruje na wszelki wypadek podziemia pałacowe. Ja, ty, Mark Claus Dinverstein… Obrona miasta.
 - Tak jest, sir!
 - Wierz mi, Elbreicht, ta bitwa na stałe zapisze się na kartach historii.

___________

Bitwa zaczęła się nad ranem, przed świtem. Pierwsze oddziały Keraku, Riuminu i Halbardoru przybyły. Także neutralna dotąd Elbania użyczyła swoich wojsk.
Katapulty rozbiły pierwszą część murów, a grupy wojsk nadeszły. Fala za falą, elfi obrońcy odpierali ataki swoich wrogów, jednak trzon armii czekał na posiłki od elfów z San’Adinaru i Al-Board.
Przy obronie uczestniczyli wszyscy wysocy rangą dowódcy, generałowie, admirałowie. Znalazło się też paru baronów i kapitanów. Tylko podrzędni przywódcy, Kapitan Eldor Balfource i Mark Claus Dinverstein nie brali udziału w obronie miasta. Wszyscy prowadzili dalsze działania na granicach wrogów.
Podczas gdy dwaj głównodowodzący, Kunon Elbreicht i Jereanel Bethvem, dowodzili obroną, Lord Harke, pewny zwycięstwa, odpoczywał na balkonie na tyle posiadłości w Harkenonie, od czasu do czasu doglądając się morskiej napaści.
Harkenon miał cztery warstwy murów, od nizinnych warstw, po grube mury osłaniające całą posiadłość umiejscowioną na klifach. Dwie plaże po bokach ów klifów pozwalały ominąć dwie warstwy murów. Dlatego też starano się uchronić ów plaże, ich obroną zajmowali się dwaj admirałowie: Yvsof Holck i Fiodor Ivanowicz, półelf z mroźnych terenów Kriordu. Ogółem, podczas tej wielkiej wojny przybywało dużo obcokrajowców, i często zajmowali wysoką pozycję. Oprócz Fiodora Ivanowicza, Marka Clausa Dinversteina i Kunona Elbreichta byli tu: keracki weteran wojenny, Hans von Richtofen, oraz inna obywatelka Keraku, Karin Hittan. Podrzędną pozycję w dowódctwie morskim zajmował mieszkaniec Roshijo, Xen Ikashi. Dawniej dowodził roshijskim miastem X’ian.

Lord Harke więc, spijając wszelakie egzotyczne alkochole, odpoczywał na balkonie posiadłości. W towarzystwie dwóch swoich więźniów politycznych, Maximiliana Alavora i Catheriny Livereth. W przypadku Maximiliana, Harke uwielbiał go prowokować, by później Catherina go uspokajała.
  - No, moi kochani – powiedział Loneeion, pijąc następny kieliszek alkocholu – Piękny dzień się zapowiada, prawda?
 - Dla nas piękny – odpowiedział Maximilian, dalej mając do Harke’a zawiść – Nawet już okręty przypływając.
 - Dzięki za wiadomość – kontynuował Harke, podnosząc się z umiejscowionej na balkonie sofy, po czym zawołał jednego ze swoich dowódców – Xena Ikashiego.
 - Tak, sir? – powiedział Ikashi, gdy przyszedł
 - Idź powiedz moim żołnierzon, by przynieśli Lustra. Pora zgotować naszym wrogom iście palącą niespodziankę.
 - Tak, sir. – odpowiedział Xen i odszedł.
 - Lustra? – spytała Catherina
 - Tak, Lustra. Lustro, nie wiesz co to? A takie coś co się widzi w nich swoje odbicie.
 - Nie… to wiem. Chodzi mi o kontekst.
 - Spójrz za okno – powiedział Loneeion, biorąc ze stolika obok sofy alkochol i złoty kieliszek – Kto ma ochotę na trochę irosskiego curacao?
 - A co to ma do rzeczy!? – spytał krzycząc Maximilian
 - Spokojnie, spokojnie… Trzeba jakoś uczcić zwycięstwo, które nastąpi za kilka godzin… Jak widać nasi przyjaciele postanowili zdobyć miasto od morza. Naprawdę, nierozsądnie było atakować w środku dnia.
Kilka złotych zwierciadeł przysłoniętych płótnem zostało wyłożonych przez sługusów Harke’a. Wkrótce od zwierciadeł poleciały pierwsze wiązki promieni słonecznych, zwiększonych kilkukrotnie przez lustra. W kilka sekund dwanaście pirackich statków zaczęło się palić, później zaczęto celować w statki należące do Halbardoru. Harke wyciągnął lunetę z szufladki ukrytej w stoliku stojącym obok komody, i zaczął się przyglądać zniszczeniom, oraz patrzył, gdzie jego wojownicy celują ze swoich zwierciadeł.
 - Proszę, proszę, proszę – powiedział z uśmiechem – Coś się nie udało. O, i co ja widzę! Wielki bogaty statek. Nierozsądnie trzymać głównodowodzących w statku tak bardzo wyróżniającym się od innych. Jak myślisz, Max, może znajdzie się tam pewien arcybiskup?
Harke odsunął lunetę, i popatrzył na Maximiliana, by zobaczyć, czy jego prowokacja się udała, jednak ta się kończyła jak większość z jego ostanich prowokacji – te kończyły się zwykle walką z emocjami.
To ja was już żegnam – powiedział Harke odkładając lunetę – Pora załatwić parę spraw na froncie Harkenonu.
Maximilian i Catherina dalej wpatrywali się w morze, wokół zgliszczy statków, które miały tworzyć flotę „Berengar”, która według planów Nathaniela sprzed czterech lat miała być postrachem mórz.

_________________

Oblężenie wrzało, straty rosły u obu stron. Kerak został już wyeliminowany, podobnie elfy z San’Adinaru. Wampiry Riuminu jak narazie poniosły najmniejsze straty, gdyż nawet nie ruszyły do boju.
Jeźdźcy zmór z DarkKroght wyniszczyli siły strzeleckie Halbardoru, póki siły Elbanii nie wybiły ich. Strzelcy owego kraju używały zaawansowanych technologicznie broni zwanych arkebuzami. Ich styl różnił się od arkebuzów z Roshijo, kraju, w którym ów broń wynaleziono. Elbańskie arkebuzy były długie, i u nich liczyła się celność. Te roshijskie były krótkie, i choć krótkodystansowe, to z bardzo silnym strzałem.
Choć armie sprzymierzonych królestw były kilkukrotnie liczebniejsze, to DarkKroght stosowało liczne podstępy. Pierwszy użyto już przed bitwą. Dwie wyszkolone i opancerzone chimery z trudem wzniosły się w powietrze nad wrogiem, by potem spaść na swych wrogów, i z całym ciężarem pancerza uderzyły we wrogów, niczym dwa ogromne pociski. Zyskało to dodatkowy efekt – Chimery krwawiąc wydalają trujące opary, które pierwotnie miały chronić przed innymi drapieżnikami. Tutaj zafundowały paru żołnierzom Halbardoru i San’Adinaru chorobę.
Później użyto też tzw. Żelaznego Smoka. Była to figura Smoka na kółkach, zrobiona z drewna i żelaza. Postawiono ją na wzgórzu, i kiedy wojska wroga przełamały drugą linię murów, Smoka zepchnięto. Podczas drogi zaczął się burzyć, by później uderzyć we wrogów lawiną żelaza i drewna.
Prawdziwe widowisko się zrobiło, gdy Harke dołączył do walki. Wieczorem, poprzedniego dnia kazał cywilom zużyć całe zapasy smoły i oliwy, by „zalać” nią część pola bitwy. Gdy ziemia całość wsiąknęła, można było podpalić smołę, i jednocześnie spalić licznych wrogów. By całość się powiodła, zrobiono pod murami drobny kanał, przez który można było smołę przelać. Tam, gdzie skończyła się smoła, tam Harke wbił kij. Loneeion następnie go podpalił, i po chwili ogień dotknął ziemi nasączonej oliwą ze smołą. Chwilę potem część pola płonęła, co spowodowało gigantyczne straty w armiach riumińskich i elbańskich.
W krótkiej chwili zostało już kilka drobnych oddziałów elfów z Al-Board, jeźdźców Elbanii i wojowników Riuminu. Te oddziały zbudowały drobne obozy, w których zamierzały zregenerować siły. DarkKroght miały już z lekka dość tego, i same zaatakowały ów obozy. Całym atakiem dowodził Kunon Elbreicht, z obiecanym po oblężeniu awansem.
Chwilę potem rozpadał się deszcz, zaś ludność DarkKroght zebrała się w Katedrze Kościoła Xeanańskiego. Rozpalono setki świec na złotych, ogromnych żyrandolach.
Znaczna część rodzin schroniła się przed deszczem. Jedynie te uboższe czekały przed Katedrą.
Lord Harke podszedł do podium, i z dumą w głosie powiedział:
 - Obywatele! W Harkenonie było nas mniej niż trzy tysiące, nie licząc cywili nie walczących. Wrogów było ponad dziesięciokrotnie więcej. Ale jak widać, wygraliśmy, a wrogowie nie przełamali nawet trzeciej warstwy murów! Ba, straciliśmy mniej niż pięćset wojowników! To wielki dzień dla społeczności elfiej, to oblężenie z pewnością przejdzie do historii, i przesądzi o wyniku tej wojny. Dlatego też wprowadzę nowy rozkaz: niech każda rodzina uwolni jednego niewolnika na dziesięć! Ci niewolnicy zostaną przeszkoleni na budowniczych, którzy wprowadzą do podbitych narodów nasze style architektoniczne. Będzie to pierwszy krok ku zjednoczeniu narodów, i stworzenia ogromnego imperium. W zamian za ów niewolników, każdej rodzinie zostanie wypłacona zapłata. Żegnam z was, chcę jeszcze ogłosić na jutro bankiet, i to w mojej rezydencji. A teraz: Żegnam.
Harke zszedł z podium, i opuścił Katedrę od zakrystii, zaś tłum zakrzyknął szczęśliwie. Loneeion poszedł do swojej posiadłości, otoczony świtą. Po drodze podbiegł do niego rycerz, który był, jak się później okazało, Kunonem Elbreichtem.
 - Sir… A obiecany awans? – powiedział
 - Masz szczęście, że jestem w dobrym humorze – odpowiedział ponuro Harke – Bo zwykle w przypadkach, jak moi dowódcy stają się irytujący, degraduję ich, a nie awansuję, ale niech ci będzie. A teraz… Zjeżdżaj!
 - Dzięki ci, sir – powiedział Kunon, skłonił się, i pobiegł w stronę katedry.

Rano Harke poszedł do pokoju Catheriny. Ostatnimi czasy Maximilian długo przesiadywał u niej, gdyż nie miał zbytnio co robić. Loneeion zabronił mu treningu bronią, natomiast inne możliwe „Zestawy rozrywkowe” jak sztuka malarska czy gastronomia go nie interesowały, jedynie Catherina często na takowe zajęcia uczęszczała. Dlatego też kiedy nie było ów zajęć, wieczorem i ranem, Maximilian z nią często rozmawiał.
Harke otworzył drzwi, mówiąc:
 - No, chodźcie! Chciałbym wam coś pokazać! No, szybko!
Maximilian szybko za nim poszedł, Catherina jeszcze ubrała buty i z lekka poprawiła fryzurę. Loneeion jeszcze przeszedł przez pare korytarzy, a następnie odsłonił wielką zasłonę na ogromnym oknie, i ukazał im widok całego pola bitwy, pełnego spalonej ziemi i trupów wszelkich rodzajów wojsk.
 - Piękny widok, nieprawdaż? – powiedział z dumą – Myślę, że po tym deszczu, co był wieczorem, na nawozie z tych trupów wyrosną przepiękne stokrotni. Albo nie… Nazwę te tereny Krwawymi Polami. W każdym razie, urządzam z tej okazji bankiet, na którym wy oczywiście możecie zagościć. Niechętnie jednak dam tobie, Max, jeden z moich bogatych garniturów, a dla ciebie, Catherina, mam tylko stroje z mody lat 1500-1550 przed Nową Erą. Dlatego też, w całym swym miłosierdziu, daję wam osiem tysięcy korenów. Idźcie na miasto, i kupcie sobie jakieś wyborne stroje. A co się tyczy ciebie, Max, nie próbuj żadnych numerów. Przed bankietem straż ma wzmożoną czujność, i jednocześnie w takim przypadku znacznie ostrzejsze kary. A to – Harke w mgnieniu oka mieczem przeciął płytko w trzech miejscach plecy Maximiliana – Jest gwarancja, że nie opuścisz Harkenonu przepływając plaże. Nic nie mówcie, idźcie dalej za mną.
Maximilian zacisnął zęby z bólu, i poszedł dalej za Harkiem.

Pierwszy raz zdarzyło się tak, że Maximilian nie spróbował ucieczki. A zrobił, a raczej nie zrobił tego za namową Catheriny.
Niebawem przygotowano całą salę, a na stołach zagości przeróżne rodzaje pożywienia. Od zwykłego mięsa jelenia, wybornego wina z Mithralu czy torty owocowe, do takich bogatych przysmaków jak mięso chimery czy pędów mandragory. Możnabyrzec, znalazły się tam wszystkie przysmaki Xeanonu, oraz trochę pozakontynentalnych dań. Jedyne co się nie znalazło, to mięso Koziorożca i Smoka. Były to dwie ikony cywilizowanego świata, i taki czyn jak zjedzenie mięsa tych dwóch stworzeń, traktowany był jak bluźnierstwo.
Przy drzwiach zawieszono czerwoną, jedwabną wstążkę. Harke wziął złote nożyce, wygłosił swą krótką mowę, a następnie przeciął wstęgę, ogłaszając przy tym rozpoczęcie balu.



IP: Zapisane
„-Ja was uczę nadczłowieka. Człowiek jest czemś, co pokonane być powinne. Cóżeście uczynili, aby go pokonać? Wszystkie istoty stworzyły coś ponad siebie; chcecie być odpływem tej wielkiej fali i raczej do zwierzęcia wrócić, niźli człowieka pokonać? […] Patrzcie, ja wam wskazuję nadczłowieka! On jest tym piorunem, on jest tym obłędem![…]”

Friedrich Nietzsche
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.051 sekund z 21 zapytaniami.
                              Do góry