Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Śmierć i Jego Uczeń... - dostępny Prolog cz. Trzecia (Czytany 4362 razy)
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« : 19 Marca 2010, 17:31:44 »
Wujek Hells uderza ponownie, tym razem jakby ze...smutniejszymi klimatami? Zapoczątkuję trzyczęściowym prologiem, a potem przejdę do akcji właściwej...Niech was chwyta za serce i skłoni do komentowania. Uncle Hellscream, over.

The rest...is silence.

Kir nocy zaścielał niebo. Było ciepło, ale ciemno i wietrznie, jak to wczesną jesienią. Pamiętam klony o złotych liściach, pamiętam kasztanowce o żółtych, buki o czerwonych. Pamiętam liściasty las, pamiętam ciche źródło. Pamiętam jelenie stado, cicho przebiegające przez gęstwinę. Pamiętam krwawy deszcz, który spadł na nas z ran naszych wrogów. Pamiętam, jak brodziłem w posoce. Pamiętam, jak wilczy młot miażdżył ich na proch. Pamiętam, jak ich własne cienie rozerwały ich na kawałki. Pamiętam, jak skalne pale przebiły ich na wylot.

Doskonale pamiętam dzień w którym umarłem.

Ironia...Mroczny Żniwiarz powiedział mi kiedyś, że ironia boli najbardziej. Miał rację. Wielki, niepokonany, najpotężniejszy bohater na świecie, Grommash „Grom” Hellscream został zabity przez zwykłego chaosyckiego czempiona. Gdy podróżowałem przez stary bór zwany ongiś Stumilowym Lasem z moimi dwoma przyjaciółmi, napadła nas wataha tych ścierw. Pełzające w gnoju robaki, podstępni zabójcy w służbie zdrajcy Tezzetha. Ale...ale to była obraza. Policzek dla nas. Czy trzydziestu doskonale wyekwipowanych i wyszkolonych fanatyków miało dać radę Gennowi Szarej Grzywie, wielkiemu wodzowi Imperium Wilka? Taak...Od kiedy wszystkie gnolle zjednoczyły się pod jednym sztandarem Genn został ich przywódcą. Był to pierwszy dzień końca tej przeklętej wojny z Królem Liszem. Czego nie potrafili zdobyć ludzie, elfy, krasnoludy, orkowie, gobliny, trolle, taureni, smoki, gremliny czy nawet Nieśmiertelni...Żadna siłą, rasa czy organizacja nie dokonała tego co Imperium Wilka. Nikt wcześniej nie „zapukał” do bram cytadeli na Koronie Lodu tak jak Genn ze swoim młotem...Był jeszcze z nami Dazzle. Strasznie porywczy, strasznie wulgarny, strasznie lekkomyślny...ale piekielnie doświadczony mroczny troll. Po prawdzie widziałem go jako następcę któregoś z moich następców, z jego charyzmą czy zdolnościami...No i byłem ja. Wielki Grom, założyciel legendarnej już GMZ. Największy z bohaterów wszechczasów, jak mnie określili. Cóż...krótko znosiłem tą nieustającą gloryfikację, krótko. Żywot uwielbianego przywódcy nie jest czymś dla skromnego łowcy demonów. Ale co zabiło łowcę demonów? Demon...a przynajmniej w jakiejś części. Taak...Doskonale pamiętam ich fioletowo – czarne pancerze. Wykrzywione twarze na naramiennikach...Spowiednicy Tezzetha, elitarny zakon wojowników tego przeklętego boga...Kto by pomyślał, że zwykły cios toporem w bebechy i uderzenie maczugą w łeb zabije mnie, sławnego Hellscreama...

Leżałem w liściach. Upadłem w nie, a impet podniósł je do góry niczym w kurzawie. Teraz opadały na moje ciało, mogiła godna każdego wojownika. Złowiłem okiem jeszcze ostatniego czempiona – jego własny cień urwał mu głowę. Gdybym miał wyjść z tego cało, chyba nigdy nie wchodziłbym temu trollowi w drogę. Nagle nade mną błysnęła zielonkawa stal – już kolejny fanatyk podnosił miecz z plugawej, spaczniowej stali by mnie zaatakować...albo dobić? Jednak Genn skoczył na niego od tyłu, powalając go. Padł tylko jeden cios – Genn trzasnął go pięścią w głowę, gdy kotłowali się na ziemi. Myślałem, że fala uderzeniowa wyrwie drzewa, a szczątki czaszki i blachy hełmu rozprysły się w kilkumetrowym promieniu.

Bitwa skończona. Tylko jeden z naszych wojowników stracił dziś życie.

Genn padł przy mnie na jedno kolano. Dziwne...Przez tyle lat był niemal wiecznie młody – teraz jego szare futro dziwnie posiwiało, jego błękitne oczy jakby przygasły.
- Grom, stary draniu, jak się trzymasz? – sapnął, patrząc na mnie z troską.
- Nie za dobrze, stary wilku – odparłem. Cóż...Miałem prawo, moja krew przesiąkała liście. Genn krzywo się uśmiechnął.
- E tam, jak dla Ciebie to powierzchowna rana. Wychodziłeś z gorszych. Zaraz się zreperujesz...Będzie okej – mruknał do mnie i podniósł się. Też chciałem w to wierzyć. – Dazzle! Chodź no tu! Poniesiemy naszego kombatanta! – krzyknął gnoll do trolla. Ten zasalutował.
- Aye, dziadku Gennie! – odkrzyknął. Zwykł nazywać Genna dziadkiem z powodu protekcjonalnego tonu jaki przybierał szary gnoll podczas licznych pouczeń.
- Nie.. – jęknąłem słabo, gdyż nagle złapał mnie ból w piersiach. – Mam lepszy pomysł. Idźcie już do tego cholernego Stormwind... – powiedziałem i splunąłem krwią.
- Grom, bez Ciebie się nie ruszamy – twardo warknął Szara Grzywa.
- Opowiedzcie moją opowieść tym, którzy spytają...Mówcie prawdę złą i dobrą, niech będzie mi dane być osądzonym sprawiedliwie...Reszta...jest milczeniem – powiedziałem, sam nie wiem czemu. Nie byłem poetycką duszą.
- Patrz no, zebrało mu się na żarciki – parsknął Dazzle. – Zielony, ta opasła bestia Mannoroth zaraz Cię wyleczy.
- Wiesz...Na tym polega piękno tego momentu...Nie czuję już demonicznego głosu w mojej głowie ani piekielnego ognia w żyłach...Jestem wolny, zaznam ukojenia w śmierci... – przemówiłem, gdyż faktycznie nie czułem obecności Mannorotha. Czyżby staremu annihilaninowi znudził się pobyt „w orku”? Świat zaczął mi się rozmazywać.
- Grom, na wszystko co nam na tej ziemi drogie! Mów do mnie! Nie poddawaj się! – krzyczał Genn. Chyba nigdy nie widziałem go przerażonego. Uśmiechnąłem się.
- Idźcie do Stormwind – powiedziałem. Nagle zrobiłem groźną minę i złapałem Szarą Grzywę za gardło. – Jak nie wyjdziecie z tego cało, to was zabiję – warknąłem groźnie, po czym zabrakło mi sił, upływających ze mnie wraz z krwią. Gnoll zawył żałośnie, Dazzle jedynie z pokorą pokłonił głowę i zamknął oczy. Trolle traktują śmierć towarzyszy w wyjątkowy sposób. Ale to chyba ich wiara...
- Jeden idzie odnaleźć spokój, setki pozostają w smutku. Obarczasz nas brzemieniem ciężkiej nowiny – powiedział do mnie troll, wyjmując z kieszeni naszyjknik z zę...a raczej ząb na prostym łańcuszku. Ząb trolla z klanu Cienistego Zęba. Podał mi go. Złapałem mocno ten ważki upominek – mroczne trolle bardzo rzadko ofiarowują swoje zęby.
- Dzięki, moi drodzy. A teraz do Stormwind. Zostawcie mnie, nie zabierajcie... – powiedziałem im, a świat rozmył się i ściemnił całkiem.

Umarłem.

Słońce zachodziło na nieboskłonie, liście opiły się mojej krwi. Dazzle i Genn wypełnili moje ostatnie życzenie. Nawet nie osunęli mi powiek na oczy. Nie mogłem tego widzieć, ale samotna postać w czarnym płaszczu znikąd pojawiła się w głuszy. Czarny płaszcz osnuwał ją cała, poza tylko twarzą. Niesamowicie wielkie (elfie, oczywista) uszy przebijały się przez zielonkawe włosy. Twarz kobieta – bo była to kobieta – miała niezdrowy trtupi kolor. Mocno podkrążone oczy przypominały płonące ognie. Pomimo tego, ta kobieta posiadała wymuszającą szacunek, piękną urodę. Jej lewe ramię pokryte było czarnym rękawem, zaś prawe nagie, w tym samym kolorze co twarz. Co najdziwniejsze było, po jej policzku spływała łza. Przejechała ręką po obliczu poległego...po moim obliczu. Zamknęła mi przy tym oczy.
- Kolejny czempion słusznej sprawy dziś odszedł...Dziś cały świat cię opłakuje, Gromie Hellscreamie... – powiedziała cichym głosem kobieta, po czym spojrzała wysoko w górę i zaczęła śpiewać, a widmowe głosy śpiewały wraz z nią...Obserwator pomyślałby, że walkiria zstąpiła z Asgardu po ciało poległego bohatera.




« Ostatnia zmiana: 09 Stycznia 2011, 19:05:26 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
Łowca Dusz
Tawerniany Wampir

****

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 785


Soul Collector

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #1 : 19 Marca 2010, 18:11:04 »
Fajne... może być... ale jakoś mnie nie wciągnęło ;P

Może dalej akcja się rozkręci...

Piosnka fajna (bo Elficka rzecz jasna ;) )

Seiro sam ją napisałeś?

Cieszył bym się gdybyś mi ją przetłumaczył ;)


IP: Zapisane


Uploaded with ImageShack.us

Homo-hetero-non-bisexualny emo punk rockowy mastochistyczny rasista, egoistyczny hedonistyczny hom
Hanibal

*****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 9


Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 19 Marca 2010, 19:26:42 »
Wujek Hells ponownie zaskakuje
zapowiada się coś ciekawego 
czekam na następne części


IP: Zapisane
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 19 Marca 2010, 19:53:28 »
Jak się kliknie na pieśń, to odsyła na Youtube po wersję werbalną...Mógłbym napisać pieśń, ale chyba trudniej byłoby skombinować elfkę do zaśpiewania jej. :> Jest blizzardowska, element pierwszego dodatku do WoWa. Ale i tak jest świetna na takie okazje.

TO miło, że wam się podoba, czekam na bardziej konstruktywne komentarze (bez urazy :]).
Pozdrawiam


IP: Zapisane
Nekro_L

******

Punkty uznania(?): -1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 476


Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 19 Marca 2010, 21:03:27 »
Nawet, nawet...
Skojarzyło mi się z tym nowym filmem co w kinach reklamowali, też na początku dziewczyna mówi podobny tekst: "Miałam czternaście lat, gdy mnie zamordowano".
Spodobała mi się strasznie postawa Dazzle'a, kiedy przyjął śmierć Hellscreama nie z obojętnością, ale też nie z rozpaczą.
Fajny tekst "Dziś cały świat cię opłakuje...", spodobał mi się.
Wychwyciłem jeden błąd: zamiast "trupi" napisałeś "trtupi".
Ogólnie już na samym początku widać, że opowiadanie jest raczej smutne.
Narracja w pierwszej osobie wypada bardzo dobrze według mnie.
No i tyle... Mam nadzieję, że bardziej konstruktywny.


IP: Zapisane
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 19 Marca 2010, 21:32:43 »
Jeżeli jest to to, co myślę, że może być, to cholernie nie mogę się doczekać reszty. Jeśli nie, trudno: Bo to jest zwyczajnie świetne.

Hellscream umiera, Dazzle poważnieje, Genn wpada w panikę: Świat się zmienia na gorsze, a ja już zaczynam się uśmiechać na myśl, co może wydarzyć się później. Świetna rzecz, choć ta część prologu jest nieco... krótka?

Anyway, świetne. Nothing much to say.


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Gwynbleidd

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 141


We dance like marionettes swaying to the Symphony

Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 20 Marca 2010, 11:40:55 »
Hellscream martwy? Jeśli to miało na celu zaskoczyć, to z pewnością Ci się udało. Dobrze, że zastosowałeś narrację pierwszoosobową. Bardzo też spodobała mi się ta ironia - wielki bohater zabity przez zwykłego czempiona. Ocenię w jakiejś skali jak będzie tego więcej.


IP: Zapisane
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 16 Maja 2010, 14:33:58 »
No i część druga.

No king rules forever...

Gwiazdy...Kiedy ostatnio patrzeliśmy w gwiazdy? Kiedy ostatni raz posłuchaliśmy instynktu i spojrzeliśmy w nocne niebo, w świetliste gwiazdy, w okrągły księżyc? Mienimy się Synami Wilka, a nasze szczeniaki nie potrafią wyć do księżyca...A to wszystko przez wojnę. Cholerną wojnę z Królem Liszem. Nigdy nie lubiłem bawić się w sztuczną neutralność. Zebrałem klany, księstwa, plemiona, bandy...zebrałem gnolle ze wszystkich stron świata i poprowadziłem nas lud przez morze, na Northrend. A tam zmiażdżyłem bramę cytadeli króla trupów...A teraz patrzę w gwiazdy i nie potrafię znaleźć w sobie prymitywnego dla nich umiłowania. To moje...straszliwe brzemię, jak ująłby to mój brat.

Stary Szrama byłby dumny z Genna Szarej Grzywy.

A pomyśleć, że było tak dobrze. Moje hulaczne życie trwało bez mała trzysta lat, albo i więcej, kto by liczył...Myślałem, że z młotem na ramieniu i butelką szajbimbru w łapie można zawojować świat...I na upartego można było tak zrobić. Ale niestety, byłem wodzem górskich gnolli. Musiałem robić za światłego przywódcę. Pomagał mi w tym mój kochany brat, Stara Szrama...Sharr’karoth, czyli Odkupiciel. Takie imię zostało mu wywróżone, ale czy ktokolwiek go używał? Tylko nasz wuj, a i on z czasem przestał. Ale, żeby przedstawić wszystko w sprawiedliwym świetle, to nei powiem że mi się nie podobało. Pojąłem gnollicę za żonę...Kiedyś powiedziałbym że każdy ma dziewczynę która okazałą się błędem...ale dziś już nie mam ochoty na żarty. Miałem syna...a później drugiego, przybranego. Wasyl i Genn...tak, nazwałem syna Genn. Genn Jr brzmi dumnie, mówiłem sobie kiedyś w żartach...Teraz przynajmniej Kariatydem ciągle rządzi Genn, choć nie Szara Grzywa...

Dwieście sześćdziesiąt lat minęło Gennowi Szarej Grzywie w spokoju. Miałem tabun przyjaciół, lepszych i gorszych. Grommash Hellscream, mój brat Szrama, nieśmiertelny Przodek Worgołak, łowca Hrontrig, Wilczy Lord Kruger, banda trolli...Dużo ich było. Brakuje mi ich, ich ciepła, ich wsparcia, ich dobrego słowa...a tyle razy twierdziłem że jestem wilkiem samotnikiem. Zresztą teraz to nie ważne, nie mogę na nich liczyć. Szkoda, szkoda...A przecież założyliśmy tą całą Gildię Mrocznych Zabójców by pomagać sobie i światu, niekoniecznie w takiej kolejności. Wiele tam było zmian kadrowych, ale ja i tak trwałem przy Grommashu. No i tym trollu, który się do nas dołączył. Młody, gniewny, potężny. Jak ja kilkanaście lat wcześniej. Dazzle, Dazzle, Dazzle...Czasami zastanawiam się, kogo z naszej trójki spotkał najgorszy los. Dochodzę do różnych wniosków.

On przynajmniej może żyć. Nam nie było to dane.

Pamiętam, jak Reptilion poprosił mnie o przeprowadzenie pospolitego ruszenia na masową skalę. No i stworzyło się Imperium Wilka...Oczywiście z Gennem Szarą Grzywą na czele. Z siwym sztandarem oporu. Taaak...wciągnąłem mój lud w niekończącą się wojnę z Królem Liszem i jego Plagą Nieumarłych. Elfy nie mogły sobie dać rady, trolle nie mogły sobie dać rady, krasnoludy nie mogły sobie dać rady...Lista jest długa, ciągnie się jeszcze przez orków, ludzi, taurenów, nieśmiertelnych, jaszczuroludzi i inne potworki. Aż wreszcie przyszły gnolle. Gotowe iść i ginąć w chłodną paszczę z pieśnią na ustach. Wszystko za ideę...za Genna Szarą Grzywę.

Popłynęliśmy, przybiliśmy do brzegu i zapukaliśmy do bram. Błąd.

Cytadela na Koronie Lodu...Niezdobyta twierdza Króla Lisza, zbudowana z saronitu, czyli pozornie niezniszczalnego metalu...Uru, adamant, saronit...Ileż to było tych niezniszczalnych metali...Saronit nie był jednym z nich. Gnolle przybyły, powrzeszczały, a ich wódz machnął młotem na odlew. Brama tej przeklętej cytadeli stanęła otworem. Prosto w leże bestii, prosto na Tron Mrozu. Na drodze stało nam raptem kilkadziesiąt tysięcy trupów, mówiłem sobie. Ale to nie nasza broszka, dodawałem tamtymi dniami. Wróciliśmy do domu, a oni zrobili to co wychodziło im najlepiej. Przegrali ponownie. A wtedy Nehr’zul postanowił się zemścić na Imperium Wilka...

Był to jego największy błąd, a zarazem zwycięstwo nad Imperium.

Pamiętam to jak wczoraj, choć minęło już kilka lat...Może krótkich, może długich...Na tym lodowatym pustkowiu dni wydają się nie kończyć. W każdym razie...pamiętam, jak Lisz wysłał swojego sługę pod bramę naszej stolicy. Była to kobieta w czarnym pancerzu z tej ich przeklętej stali...saronitu. Dosiadała martwego, wskrzeszonego konia w złotym pancerzu. Bydlę miało jeszcze kościane skrzydła...Niepokonany, ostatni żywy pegaz...Nawet on został zabity przez Króla Lisza, a ten oddał go swojej...nie wiem kim ona była. Jedni zwali ją „Królową” Króla Lisza, inni jego ambasadorem, kolejni zaufaną służką...To zresztą nieważne. Coraz częściej zauważam, jak wiele rzeczy staje się nieważnych.

Był to upalny dzień w naszych górach. Raptem trzy miesiące po tragicznej śmierci Grommasha Hellscreama, która wstrząsnęła posadami świata. Jakby tego było mało, jeszcze napatoczyła się ona. Zapragnęła spotkania i spotkanie otrzymała. Wyszedłem przed miejskie mury – nigdy nie byłem typem przywódcy kryjącego się za tabunem przybocznych.
- Czego szukają tu szpicle Lisza?! – zapytałem ja ostro, dodając gardłowe warknięcie. Kobieta byłą elfem, dobrze zakonserwowanym w śmierci...Miała długie, kruczoczarne włosy, świetliste niebieskie oczy, naprawdę śliczną twarz, alabastrową skórę, ogromne elfickie uszy i byłą przeraźliwie chuda, jak każdy wysoki elf...To zdumiewające, ale pomyślałem wtedy, że śmierć uczyniła z niej jeszcze większą ślicznotkę.
- Przybywam w imieniu Króla Lisza, barbarzyńco – odpowiedziała mi chłodno, trzymając Niepokonanego za uzdę. – Mój władca pragnie wyjaśnić kilka kwestii z niejakim...Imperium Wilków.
- Nie podoba mi się pogarda w twoim głosie, trupie. Jesteś rycerzem śmierci, prawda? – kontynuowałem zadawanie pytań. Ona odpowiedziała mi skinieniem głowy.
- To zresztą nieważne. Mój pan... – zaczęła mówić, ale przerwałem jej. Nie miałem ochoty słuchać pogróżek Nehr’zula.
- Mam gdzieś co tam myśli truchło na biegunie północnym. Jak tak bardzo chce porozmawiać, niech ruszy swoje opancerzone kości z Northrend – warknąłem. Trzeba przyznać, nigdy nie byłem dobrym dyplomatą.
- Wedle życzenia – usłyszałem za sobą charakterystyczny głos ze złowieszczym echo. Instynktownie się odwróciłem.

Błąd, błąd i jeszcze raz błąd. Z obu stron.

Nehr’zul, Król Lisz Plagi Nieumarłych stał za mną. Niewiele niższy ode mnie szkielet w ogromnej wręcz zbroi płytowej, zwanej Napierśnikiem Potępionych. Na nagiej czaszce miał zębatą, niemal drapieżną koronę. Opancerzona dłoń ściskała rękojeść osławionego Ostrza Mrozu, broni, która mogła wyrywać dusze. Niebieski ogień buchał z napierśnika, okalając czaszkę swego posiadacza lodowatymi płomieniami. Trzeba przyznać, że wyglądał przerażająco. Ale nie byłem osobą, która daje się zastraszać.
- Witam w Kariatydzie. Czyżby potężny Król Lisz musiał zastawiać pułapkę na malutkiego Genna? – zapytałem jadowicie. Ten tylko się uśmiechnął. Nie lada dokonanie gdy ma się tylko nagą czaszkę.
- Powiedzmy. Będziesz mógł się chełpić w zaświatach, że Nehr’zul musiał zabić cię przy pomocy podstępu – powiedział całkiem miłym głosem. Niech mnie gromy biją, jak ja nie cierpię takich chełpliwych „gheniuszy zua”, pomyślałem.
- Zobaczymy – warknąłem, podrzucając młot na ramieniu. – Kogo mam zniszczyć najpierw? Ciebie czy tą twoją kurewkę? – zapytałem głosem chyba nawet bardziej przesłodzonym niż on chwilę wcześniej. Nieumarłą elfka wtedy się roześmiała. Nie lubiłem i nie lubię elfów, zwłaszcza po tym co zrobiły trollom...Ale ten ich przeklęty śmiech przyprawiał mnie zawsze o ciarki.
- Brawura ci nie pomoże. Ty już nie żyjesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz – powiedziała, ciągle tłumiąc śmiech. Lisz pokiwał głową.
- Zrobimy to jak na mężczyzn przystało. Sprawdzimy, ile wytrzymasz ze mną w pojedynku – powiedział, podnosząc miecz. Zasalutowałem mu pogardliwie i skoczyłem z młotem w jego stronę.

Król Lisz nie pozostał mi dłużny. Machnął na odlew swoją bronią. Mój młot i jego ostrze zderzyły się. Nie byłem zbyt zdziwiony, że odleciałem do tyłu. Szczerze mówiąc, myślałem, że był to ostatni skok w moim życiu. Po tym, co stało się z Dranoshem Saurfangiem...Zresztą nieważne, dzięki mojej małej pomocy zaznał spokoju. I to tamtego pamiętnego dnia, gdy zderzyło się Ostrze Mrozu i Młot Gromu...Szybko stanąłem na nogi i uderzyłem swoją bronią w ziemię. Głowica mego towarzysza w wielu wojażach zaczęła się żarzyć. Nie minęło kilka chwil, a z dzikim rykiem rzuciłem ją w mego adwersarza. A on...przyjął uderzenie mojego Młota Gromu na pierś. Ot tak. Mój ukochany młot rozprysł się na kawałki, a ten truposz roześmiał się.
- I co teraz? Rozerwiesz mnie na kawałki gołymi rękami czy powalisz swoim smrodem, bydlaku? – zapytał pogardliwie, miotając w moją stronę jakimś lodowym pociskiem. Zrobiłem unik, kątem oka złowiłem tłum powoli wysypujący się z bram mojego pięknego miasta...Tego właśnie wtedy się najbardziej obawiałem – że więcej moich pobratymców zginie. Dojrzałem tylko potężnego Rehgara Earthfury i mojego brata, Szramę.
- Nie dziel futra na wilku, trupie. Dziś wrzucę twoje kości w górską przepaść – zripostowałem i przetoczyłem się blisko niego. Skoro straciłem broń, walka w zwarciu wydawała się najlepszym wyjściem. Lisz machnął na odlew swoim ostrzem, lecz ponownie popisałem się refleksem. Złapałem go wtedy za ramię i przerzuciłem za siebie. Złapałem to przeklęte ostrze i szybko odrzuciłem je od siebie. Chłód od niego bijący był niemal obezwładniający, ale jakoś wytrwałem. Wtedy przystąpiłem do jednej z głupszych rzeczy w moim życiu – zacząłem okładać Nehr’zula pięściami. Lisza zakutego w niemal niezniszczalny Napierśnik Potępionych, dodatkowo chronionego potężną magią...Ale byłem, do cholery, Gennem Szarą Grzywą. Łamałem smocze szczęki i tak dalej...Walnąłem go mniej niż dziesięć razy, a wtedy jakaś siłą podniosłą mnie do góry i rzuciła w bok. Złapałem się skały, cudem nie spadając z urwiska. Mój przeciwnik podniósł się powoli i pokręcił głową. Widać moje ciosy wyrządziły mu krzywdę, ale i tak mała – normalnie żadna istota nie wytrzymałaby tylu moich uderzeń. Warknąłem, wziąłem krótki rozbieg i skoczyłem. Zderzyliśmy się i nieumarły król ponownie pokłonił się żywemu wodzowi...Tym razem jednak zdążyłem tylko raz przyłożyć mu z pięści, po czym oddano mi cios i magicznie odrzucono do tyłu.
- To bez sensu – warknął truposz i wyciągnął dłoń. Jego miecz zadrżał i szybko przyleciał do swego właściciela. Podniosłem się i miałem zamiar ponownie rzucić się na niego, ale tym razem Nehr’zul był szybszy – jeden gest i lodowe łańcuchy wyrosły spod ziemi, skutecznie mnie oplatając. Czas umierać, pomyślałem. Król Lisz ryknął wtem zwycięsko i zaszarżował w moją stronę z ostrzem wzniesionym do ciosu. Niefortunnie dla niego, potężna błyskawica wybiła mu ziemię spod stóp. Mój brat przywołał potęgę żywiołów.
- Trzymaj się, Genn! – krzyknął z oddali. Brakowało im do nas ze dwustu metrów. Widziałem wyraźnie dziesięć sylwetek. – Zaraz się z nim rozprawimy!
- NIE! – ryknąłem potężnie. Na chwilę zatrzymali się jak wryci. – To sprawa między mną a nim – oświadczyłem twardo. Zadziwiające, ale usłuchali. Nehr’zul w tym czasie powstał ponownie. Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Twoja odwaga jest godna uwagi, ale bezcelowa. Urodziłeś się tutaj i tutaj umrzesz – warknął i skoczył w moja stronę. Nie sądziłem, że jest zdolny do czegoś takiego. Nie było jednak czasu na sądzenie, złapałem pobliski głaz i rzuciłem w jego stronę. To byłą dla niego drobnostka, po prostu przeciął go na pół. Ale tym samym się odsłonił, a na to właśnie liczyłem. Wziąłem krótki rozbieg i kopnąłem go z wyskoku. Ponownie, odleciał kilka metrów.
- Rehgar! Rzuć mi Gorehowla! – wrzasnąłem do zielonoskórego. Ork wziął rozbieg i miotnął toporem najsilniej jak umiał. Zręcznie złapałem osławiony topór.
- Och...czyżby to było wszystko co pozostało po nędznym Gromie? – spytał z pogardą nieumarły. Warknąłem głucho – po wszystkich co Hellscream uczynił dla świata NIKT nie miał prawa go obrażać.
- Nędzny Grom, powiadasz? Topór Grommasha zabrał życie półboga Cenariusa, skończył żywot Władcy Otchłani Mannorotha...A teraz zniszczy Nehr’zula. GIŃ! – wrzasnąłem, skacząc w jego stronę. Wezwałem całą swoją siłę, całą dumę mojej rasy, całą potęgę Jaszczurzego Króla, całą moc Grommasha i zadałem straszliwy cios. I wtem...
- TO NIEMOŻLIWE! – ryknął Król Lisz kiedy jego przeklęty miecz roztrzaskał się na kawałki pod ciosem Gorehowla. Z Ostrza zaczęły uciekać duchy wszystkich nieszczęśników zabitych przez Nehr’zula. Odrzuciłem topór Grommasha za siebie i złapałem sporych rozmiarów złomek przeklętego miecza.
- SHARWYN! Pomóż mi! – wrzasnął do elfki. Ta rzuciła dwa krótkie spojrzenia – na mnie, a później na pokonanego władcę.
- Żaden król nie rządzi wiecznie – powiedziała spokojnie, wskoczyła na siodło swego wierzchowca i wzbiła się w powietrze. Mój wróg opadł na kolana, milcząc. Rąbnąłem go pięścią w twarz...To jest, w jego czaszkę.
- NEHR’ZUL! Tak to się kończy! Złomek twojego przeklętego miecza, prosto w twoje lodowate serce! Bierz go! Zabierz go do prosto do piekła, ty nieumarłe ścierwo! – ryknąłem i z całej siły pchnąłem znienawidzonego wroga odłamkiem jego broni. Gładko przeszedł przez „niezniszczalny” Napierśnik Potępionych i wbił się w coś wewnątrz Lisza.
- Piekło...? – zacharczał pokonany władca umarłych. Niebieska poświata zaczęła z niego intensywnie wyciekać. – Zabiorę ten odłamek do piekła...RAZEM Z TOBĄ! – wydał z siebie ostatni ryk i eksplodował.

Wrzuciłem jego kości w górska przepaść. Ale cena była straszna.

Nic nie zostało ze szkieletu truposza. Tylko jego napierśnik i kupa złomków znaczyły miejsce jego upadku. Jego korona poleciała w nieznanym kierunku, podobnie ja. Jednak szybko mnie znaleźli...w ciężkiej śpiączce. Zabrali mnie do hal naszej stolicy razem ze szczątkami Nehr’zula, które wystawiono na głównym placu jako pomnik mojego bohaterstwa. Mój zbolały brat musiał przejąć chwilowo władze i zorganizować jakoś nasz lud...Zaś przy moim łóżku siedziały tylko dwie osoby – Rehgar Earthfury i Dazzle.
- Złe rzeczy dzieją się w tym roku...Najpierw Grom, teraz Genn – mruknął zielonoskóry. Dazzle pokręcił głową.
- Nie stawiaj jeszcze na nim krzyżyka. Genn jest silny – westchnął, wpatrując się we mnie. Nagle coś zaburczało i troll wyjął z kieszeni czarną komórkę.
- Słucham, co się urodziło? – powiedział do słuchawki. Pokiwał kilka razy głową. – Tak jest – westchnął pod koniec.
- Co się stało? – zapytał go Rehgar.
- Dzwonił Reptilion, mam jak najszybciej być w kwaterze głównej – powiedział mu mroczny troll. Poklepał mnie jeszcze po policzku – Trzymaj się, dziadku Gennie. Na razie, Rehgar – powiedział, wymienił uścisk dłoni z orkiem i wyszedł. Rehgar siedział ze mną kilka chwil, a potem pojawiła się nowa osoba.
- Witajcie – mruknęła. Rehgar szybko się odwrócił. Zobaczył wysokiego osobnika w błękitnym pancerzu. Widział tylko jego karmazynowe oczy i włosy tego samego koloru wystające z tyłu hełmu.
- Mistyczny Rycerz...? – zapytał zadziwiony. Rycerz pochylił głowę.
- Tak, to my. Przyszliśmy do Genna – odparł. Mało kto wiedział czemu Mistyczny zawsze mówił o sobie w liczbie mnogiej.
- Jak widzisz, jest...
- Wiemy. Jesteśmy Shinigami. Przybywamy właśnie w tej sprawie – przerwał mu bóg. Nakreślił kilka znaków lewą ręką – warto napomnieć, że prawa ręką Mistycznego wyglądała złowrogo – pancerz był zębaty, kolczasty, druga zaś ręką (oczywiście mówię o pancerzu) wykonana byłą gładko. Ręka Zbawienie i Ręka Odkupienia, mówili...Nakreślił te kilka znaków i wtedy się obudziłem. Rehgar o mało nie spadł z krzesła.
- Co ja tu robię? – zapytałem, mrugając kilka razy.
- Genn! Zabiłeś Króla Lisza! Zabiłeś Nehr’zula! – krzyknął Rehgar, wstając. Wyszczerzyłem się wtedy radośnie – oto odniosłem swoje największe zwycięstwo i przeżyłem.

A przynajmniej tak sądziłem. Parszywy los.

- Gennie Szara Grzywo. Przyszliśmy w imieniu wszystkich Shinigami...Przyszliśmy do Ciebie z prośbą – powiedział do mnie Mistyczny Rycerz.
- Z chęcią pomogę – odparłem z uśmiechem. Rycerz na chwilę zwiesił głowę.
- Jesteś honorową istotą i wiem że nam pomożesz...ale nie z chęcią – powiedział głucho. Uśmiech trochę mi zrzedł.
- Kontynuuj... – mruknąłem tylko. Wtedy Mistyczny wyjął coś zza pleców...Koronę Króla Lisza.
- Genn...Zabiłeś jednego z najpotężniejszych władców zła w historii...Nehr’zul był potężniejszy od władców piekieł, był potężniejszy od Saurona, równał się mocą z Tezzethem...A teraz zginął z twojej ręki. Oto jego korona, Korona Potępionych – powiedział mi Shinigami.
- Okej...I gdzie tu moja rola? – spytałem, patrząc to na niego, to na koronę. Rehgar nerwowo wodził wzrokiem to wszystkich zgromadzonych w pokoju.
- Genn...Plaga Nieumarłych to potężna siła. Bez swojego władcy zmiażdżą żywych...I dlatego jesteśmy zmuszeni cię prosić o wzięcie na siebie tego straszliwego brzemienia... – tutaj Mistyczny na chwilę się zaciął. Przerażenie wdzierało się do mojego umysłu. – Genn, Plaga zawsze musi mieć swojego Króla Lisza.
- Aha... – wydukałem po chwili. – Czyli ty...wy...chcecie żebym został Królem Liszem? – spytałem powoli.
- Tak – stwierdził. – Stracisz wszystkich przyjaciół...zginiesz dla świata...Będą Cię zwalczać z całej siły...Ale ktoś musi dokonać tej ofiary... – mówił powoli. Mógłbym przysiąc, że dojrzałem jakiś przepraszający błysk w jego oku. Rehgar nie wiedział co powiedzieć. Shinigami i zielonoskóry stali w bezruchu, ja półleżałem na łóżku. Minuty wydawały się dla mnie latami...Aż w pewnym momencie złapałem za koronę i złożyłem ją na moich skroniach. Moje ciało przeszył niesamowity ziąb. W głowie zakręciło mi się od setek tysięcy...od milionów jaźni połączonych z moją. Nieznana siła podniosła mnie do góry i znikąd pojawił się na mnie czarno niebieski pancerz z saronitu...Napierśnik Potępionych. Moje oczy zaczęły jarzyć się niebieskim światłem, jak zresztą oczy każdego inteligentnego przedstawiciela legionów Nehr’zu...MOICH legionów. Zamrugałem kilka razy, zgiąłem dłonie w pięści.
- Genn...Genn... – Rehgar powtarzał moje imię jak jakieś zaklęcie. W przepływie impulsu ścisnąłem jego ramię i przelałem na niego całą nadnaturalną siłę Genna Szarej Grzywy, nawet nie wiem jak.
- Rehgar...Od teraz jesteś mścicielem Grommasha Hellscreama i Genn Szarej Grzywy. Masz moją siłę i topór Groma. Zrób z nimi co uważasz za słuszne – powiedziałem mu zmienionym głosem. Dziwne echo towarzyszyło moim słowom.
- Genn...To wszystko wina Płonącego Legionu. To on stworzył pierwszego Króla Lisza, Nehr’zula...To przez nich to wszystko. Zniszczę ten cholerny Legion...Zniszczę ich albo sam zostanę zniszczony – warknął pod koniec. – Siła i honor, Genn.
- Siła i honor, Rehgar – odparłem mu. Zderzyliśmy się pięściami i Rehgar opuścił mój pokój, skłaniając głowę przed Shinigami.
- Genn...Lepiej byłoby gdybyś już zniknął – powiedział do mnie Shinigami i sam rozmył się na moich oczach. Stałem jeszcze przez chwilę, a potem pomyślałem „Cytadela Króla Lisza jest w Northrend, na Koronie Lodu...” i bezwiednie się tam teleportowałem.

I teraz stoję na tarasie Tronu Mrozu, wpatrując się w niebo tej skutej lodem krainy. Patrzę na kohorty moich sług walczących z wojownikami Srebrnej Krucjaty...Ale jeżeli mam wybierać między powierzeniem mojego straszliwego brzemienia a zabiciem tych, których niegdyś kochałem...Wybór jest prosty...


« Ostatnia zmiana: 24 Kwietnia 2012, 19:41:05 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : 16 Maja 2010, 14:50:09 »
No, no, no... Zrobienie z Genna nowego Króla Lisza to ciekawy pomysł. Za cholerę bym się nie spodziewał takiego zwrotu akcji, mimo iż mówiłeś o "Kariatydańskiej Walce Stulecia" i że będzie się działo.
Hellscreama zabijają, Genn zamienia się w żywego trupa, coraz ciekawiej.

Keep it up. Z niecierpliwością czekam na trzecią część.


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Gwynbleidd

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 141


We dance like marionettes swaying to the Symphony

Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : 16 Maja 2010, 21:33:34 »
Śmierć i Jego Uczeń - chyba najbardziej dziwne i zaskakujące opowiadanie w całym dorobku Tawerny. Najpierw ginie Hellscream, jego potężny młot przebija Ostrze Mrozu, a Genn zostaje Królem Liszem. No cóż, przyznam, iż jestem zdziwiony, a nawet bardzo. Opowiadanie mi się podobało. Zastosowanie narracji pierwszoosobowej, to w tym przypadku dobry pomysł, ciekawa fabuła...Nic dodać, nic ująć. Oby tak dalej. Jestem ciekaw, jak dalej potoczy się akcja.


IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #10 : 16 Maja 2010, 23:14:46 »
No, no... nie znam się za bardzo na World of Warcraft, ale ta historia jest wyjątkowa. Nie zaczyna się banalnie jak inne fanfickowe historie i widzę, że bohaterów zabijasz lub zmieniasz im fronty. Coraz lepiej, coraz lepiej....


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Nekro_L

******

Punkty uznania(?): -1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 476


Zobacz profil
« Odpowiedz #11 : 16 Czerwca 2010, 11:57:32 »
Ktoś prosił mnie o komentarz :> więc komentuje. Przeczytałem jeszcze raz wszystko od deski do deski i...
...to chyba najbardziej zaskakujące opowiadanie w całym dorobku Tawerny. Hellscream ginie, Genn musi rządzić złymi i zabijać swoich przyjaciół... Ciekawe co się stanie dalej. Przewiduje, że będzie rozwinięty wątek Dazzle'a gdyż Genn mówi, że nie wie kogo z ich trójki spotkał gorszy los. Pisz dalej, pewnie będzie jeszcze lepiej.


IP: Zapisane
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #12 : 09 Stycznia 2011, 19:04:47 »
Niczym feniks z popiołów lub uparty hemoroid, Wujek Hellscream powraca.


We never forget...We never die...

Witaj, mon. Chcesz, żebym ci opowiedział swoją historię? No dobrze, usłyszysz historię pełną zabijania, nienawiści, chlania, kurew i innych ciekawych rzeczy. Czyli historię godną trolla. Swoją drogą, nazywam się Dazzle. Wiem, wszyscy mnie znają, ale mimo wszystko wypada się przedstawić.

Na początek streszczę ci swoją historię.

Urodziłem się w czarnej dżungli, przy Kościelisku. Wiesz, czym jest Kościelisko? To ogromna, pozbawiona życia kraina. Nie ma tam roślin ani nawet wody – tylko jedna, szara równina, na której bieleją kości smoków. Do Kościeliska bowiem zlatują wszystkie smoki, które przeczuwają swoją śmierć. Ale dość o naszym małym, przydomowym rezerwacie. Mój ojciec był Łowcą Cieni, takim jakby kapłanem wojownikiem naszego boga, Loa. Matka...Szczerze mówiąc, nie znam jej. Mroczny troll może mieć tyle trollic ile potrafi utrzymać, a że Łowcy Cieni są najwyższą kastą w społeczeństwie...No cóż, kiedyś wysyłałem osiemnaście kartek z życzeniami na dzień matki. Ale szło na to za dużo hajsu, wolałem sobie nakupić amfy. Zresztą nieważne.

Wiesz, co mnie czyni bardziej zajebistym od całego tabunu innych członków klanu Cienistego Kła? Jak miałem jedenaście lat to ojciec walczył z ludźmi, a ja się temu przyglądałem. Ojciec lubił udawać słabego trolla i wabić różnego rodzaju łowców do dżungli. Fajnie wrzeszczeli gdy skórował ich żywcem...Tak, moje wredne nawyki wyssałem z mlekiem tat...Czekaj, to dziwnie zabrzmiało. Zapomnij, albo się łeb potoczy. Wracając do śmierci mojego ojca – tym razem poszło za nim trzech ludzi jeden jebany długouch – znaczy elf wysokiego rodu. Pierdolony elf to z kolei księżycowy elf, umbragen to umbragen a czerwony elf to lolf. Ale to są pedały, nic tylko na nich wypuścić jakiegoś wygłodniałego ciotowatego ogra...Nevermind that. W każdym razie jebany długouch był magiem – magiem krwi. To są twarde skurwysyny – wyklęli ich z organizacji magów za konszachty z demonami i używanie energii życiowych do magii. Ludzie byli...Moment...Jeden był na pewno skrytobójcą – miał tatuaże na gębie i nosił dwa krótkie miecz. Pozostała dwójka to byli wojownicy – dwa takie tępe kafary. Wiesz, młot, płytówka, takie pierdoły. Nie to co Genn Szara Grzywa.

Biedny Genn. Już nigdy nie rozwalimy razem żadnej elfi...znaczy pedalskiej czachy.

***...straciłem wątek...A, wiem! Tatko mnie wtedy nauczył, żeby maga rozwalić jako pierwszego, bo zazwyczaj najwięcej mogą. Wtedy tego nie zrobił, no i zebrał kulą ognia po pysku. I tu dochodzimy do mojej zajebistości. Generalnie, to mój ojciec zabił łotrzyk błyskawicami. Ber’kon później go zżarł...Spokojnie, nie jestem kanibalem. Zresztą, najpierw byś zwiększył masę. W każdym bądź razie, rozpłakałem się, dałbyś wiarę? Obrzuciłem tych złamasów mięsem i nieświadomie użyłem cienistych mocy. Jednemu z kafarów wyrwałem serce cienistymi mackami. Drugiego po prostu udusiłem, zamykając w sferze cienia. Mag oberwał najbardziej. Ścisnąłem go cieniami gdzieś w okolicach brzucha....tak go ścisnąłem, że mu flaki podleciały do gardła i wtedy pękł. Ale była jatka. Tak od pasa w dół rozerwała go na strzępy. Gówna, szczochy, żarcie, zęby, gorzej niż na jakieś szalonej domówce ludzkich nastolatków...

Było oczywiste, że będę Kapłanem Cieni. Fuck Yeah!

Kapłan Cieni to najważniejsza pozycja w społeczeństwie mrocznych trolli, taki prorok Loa. Nie raz, nie piętnaście rozmawiałem z Cienistym. Ale chyba nie wyobrażasz sobie mnie jako religijną figurę, co? No ja siebie też. Tak wiec wcisnąłem tym ciemniakom – MROCZNE trolle, łapiesz? – że Loa każe mi wybrać się w podróż i takie tam chuje muje dzikie węże. No i napatoczyłem się na bandę wyspiarskich trolli. Teraz już takich nie spotkasz...Jebane elfy. Ale o tym później. W każdym razie...Ru, Huskar, Rhasta i Vol’jin – takiej zgranej ekipy to ja jeszcze nie widziałem. Ru to był łowca i psychol na punkcie ratowania natury. Huskar to dla trolli święty męczennik – prawda była taka, że umiał się napierdalać. Miał więcej siły niż orkowy berserk i silniejszą wolę niż niejeden arcymag. Facet był skłonny do poświęcenia własnego życia by zajebać wroga. Wychowali go wikingowie. Rhasta był Łowcą Cieni jak mój tatko – taki był gość! Można było z nim o wszystkim pogadać i nawet najbardziej pojebane akcje wprowadzić w życie. A Vol’jin cała resztę trzymał za mordę...Znaczy opiekował się nimi. Był chyba starszy od nas wszystkich razem wziętych. Wiesz, znachor z maską na gębie i kijem w ręku, który jak musi, to pewnie pozamiata demonem podłogę.

Później było tylko lepiej...Do czasu.

Z czasem Vol’jin przedstawił nam organizację o patetycznej nazwie Gildia Mrocznych Zabójców. Nie wiem co jarał czy chlał Gromciu Hellscream jak wymyślał tą nazwę...no i się niestety nie dowiem. Ten to był prawdziwy kozak – facet rozwalał wszystkich jak leci. Smoki, półbogowie, władcy demonów...Walczył nawet z Zemstą czy Khornem, co prawda z niewielką pomocą, ale to był Zemsta albo Khorne! Nie raz nie dwa wyratował moje dupsko z ciężkich tarapatów. W każdym bądź razie, dołączyliśmy do organizacji. Poznaliśmy w niej mnóstwo równych typków, a i całkiem fajnych laseczek...Ze wszystkimi można było pogadać, wypić, pozabijać, a kilka nawet poznałem „dogłębnie”, jeśli wiesz co mam na myśli. Ważnym jest, że w Gildii poznaliśmy Mirzabule, lodowego trolla. Nikt – NIKT, *** – nie macha od niego szybciej majchrem, można poza tym przyjebanym gnollem, Śmiercią z Powietrza. Innym trollem był Jak’trahal, leśny troll. Ale to był ćpun. Jego imię znaczyło Oślepiający Topór. Nic dziwnego, jakby ktoś inny brał tyle wspomagaczy co on to by oślepł. Ale on się trzymał, majster był od ciężkich broni. Daj mu cekaema i pokaż gdzie ma strzelać. Szkoda, że już nikogo nie rozjebie na kawałki ołowiem...

A skoro już jesteśmy przy Gildii...Wiesz, momentami tracę rezon jak wspominam to wydarzenie...Tą zbrodnię popełnioną przez elfy. Widzisz, my, trolle, nigdy nie lubiliśmy się z długouchami. A niby jesteśmy podobni – oba nasze gatunki zostały stworzone przez potężnych bogów, mamy długie uszy, uważamy ludzi za niekompetentnych, posiadamy silnie rozwiniętą wiarę...Czy raczej posiadaliśmy. Kiedy ostatni raz widziałeś trolla, hmm? Dziesięć lat temu? Mamy teraz dwa tysiące sześćdziesiąty drugi rok...Czyli od pogromu minęło osiem lat. Tak, rok dwa tysiące pięćdziesiąty czwarty był najważniejszym rokiem w historii naszej rasy.

Był ostatnim!

...Wybacz chwilę słabości. Powiesz komuś o tych kilku łzach to urwę ci łeb. Nie jest łatwo ciągle nosić maskę luzaka, niezrażonego niczym i odważnie niszczącego skurwysyństwo świata i okolic, żeby później móc zamknąć się w małym pokoju wyłożonym zdjęciami i wspominać swoją martwą rasę. Ale gdybym zdjął tą maskę, to chyba bym zginął. Nic już by mnie nie napędzało...

Sarja, ja, Huskar, Mirzabule...Zostało nas czterech. CZTERY, rozumiesz? Na całym świecie przy życiu zostały tylko cztery trolle. Ja przetrwałem, gdyż obroniły mnie cienie. Kiedy nie miałem do kogo się zwrócić, one mi pomogły. Huskar jest po prostu niezniszczalny – znam tylko kilku godnych przyjaźni ludzi na tym przeklętym świecie. Jeden z nich kiedyś opisał prawdziwą historię tego gościa...Sarja przetrwała, gdyż nie było jej wtedy na Ziemi, a Mirzabule ma unikalny genotyp – jego ojciec był lodowym trollem, ale matka wyspiarskim. Jak już wspomniałem, mamy z elfami wiele wspólnego – jest nawet duża szansa, że elfy pochodzą od nas. Niezwykłe, co? Nie zmienia to faktu, że rzeczą najbardziej nas łączącą jest szczera nienawiść. Około dwa tysiące pięćdziesiątego roku władca czerwonych elfów, książę *** Jego Mać Bloodvow, podpisał się pod ostatecznym rozwiązaniem problemu trolli...Badania zajęły im parę lat, ale w końcu opracowali coś, co nazwano „genomem śmierci”. To najstraszliwsza broń w historii świata, pomijając oczywiście Death Noty shinigami. Główny inżynier, gnom imieniem Galber Oppenheimer, zabrał tajemnicę do grobu, a notatka którą zostawił zanim się powiesił głosiła tylko „Teraz stałem się śmiercią, zagładą milionów”. Jak działał genom śmierci? Otóż, był to swego rodzaju wirus. Najzwyklejszy wirus, prawdopodobnie grypa albo inna choroba. Zatrudnienie przez elfów bioinżynierowie jednak mocno go zmodyfikowali – po pierwsze, miał atakować tylko trolle, po drugie, miał rozprzestrzeniać się wyjątkowo szybko. No i miał działać wyjątkowo...złośliwiej. Elfy zdetonowały ładunek na biegunie. Ogromna chmura gazu uniosła się do atmosfery i błyskawicznie rozprzestrzeniła. Zaatakowała każdego oddychającego tlenem trolla, czyli po prostu każdego trolla, poza małymi wyjątkami. Jak mówiłem, Sarja była nieobecna, Mirzabule był naturalnie odporny, ja przetrwałem, gdyż ni stąd ni zowąd otoczyły mnie cienie i straciłem przytomność z braku tlenu, a Huskar...Pewnie wirus bał się go zaatakować. W przeciągu kilku minut jedenaście milionów trolli po prostu zmieniło się w kupę organicznego szlamu. A normalnych godzinach pracy każdy przedstawiciel naszego gatunku upadł na ziemię, krztusząc się, doświadczając niewyobrażalnego bólu, a po chwili mięso poodchodziło nam od kości i wszystko to zmieniało się w pierwotną biologiczną kałużę. Agonii trolli towarzyszyła emisja bezwonnego, zielonego gazu, który uniósł się do wyższych warstwa atmosfery – zanim zniknął, minęło dobre dwanaście godzin, podczas których cały świat doświadczył zielonego mroku...Ponoć gaz był łatwo palny i dzięki niemu można by było spalić atmosferę, a później i biosferę planety...Prawda wyszła na jaw dopiero cztery lata później, syn Heimerdingera powiedział wszystko co przekazał mu ojciec przed śmiercią. Ale myślisz, że coś z tego powodu zrobiono? Elfy są zbyt ważne, by je ruszyć. Nie można też nakazać wypłacenia im reperacji, bo i jak? Sponsorują „za karę” badania Sarji, która od momentu pozyskania funduszy stara się przywrócić nasz gatunek...bez żadnych rezultatów. My, znaczy ja, Huskar i Mirzabule postanowiliśmy to załatwić naszym sposobem. Krwawo, bez jeńców, aby cały świat wiedział i drżał. Ale, wiesz...Nawet troll czasem dozna olśnienia. Uznaliśmy, że nie zniżymy się do ich poziomu, nie dowiedziemy, że trolle były tylko bezmyślnymi, krwiożerczymi bestiami, które należało uśpić.

I teraz dochodzimy do punktu, w którym zostałem Mistrzem Gildii.

Taak...Vol’jin był moim drugim ojcem. Był też w gabinecie Reptiliona, kiedy elfy zniszczyły naszą rasę. Po tym wszystkim, stary jaszczur spakował cały swój dobytek – nie było tego dużo – i zniknął. Nikt go od tego czasu nie widział, choć mówi się o pustelniku z bagien Ashur, który z obłędem w oczach mamrocze ciągle ten sam wyraz i wpatruje się w horyzont...Do czasu gdy ktoś nie zbliży się za bardzo, wtedy zostaje rozerwany na kawałki nieznanymi siłami. Jak dla mnie to psionika i jeden psionik ze skazą na umyśle. Ale cóż...Po tym wszystkim, zebrałem to wszystko do kupy, zarządzałem operacjami i inne takie...Musiałem zająć czymś umysł aby go nie stracić. Zastanawiałeś się kiedyś, czemu Zanthos jest takim szaleńcem? Ja też kiedyś nie wiedziałem, dopóki nie spotkał mnie podobny los – czasami musisz zachowywać się jak szaleniec aby nie utonąć w obłędzie. Po paru dniach Kais, Lemmy i Kalt – byli Mistrzowie Gildii – poprosili mnie, bym zajął to, jakże zaszczytne, stanowisko...Pagh! A ja się zgodziłem, klątwa na moje futro! No, i jeszcze idiom przetłumaczyłem. Mam włąsne biuro, głowę pełną ważnych spraw i ciężkie serce, którego połowa zapełniona jest straszliwym smutkiem, a druga destruktywnym gniewem. My, synowie i córki Loa, kiedyś powrócimy. My, trolle, nigdy nie zapominamy. Nigdy się nie poddajemy. Nigdy nie umieramy. And with strange eons, even death may die. Even death may die. Even death may die...


« Ostatnia zmiana: 25 Sierpnia 2014, 17:44:28 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #13 : 09 Stycznia 2011, 21:32:44 »
Ckiekawe, ciekawe.... szkoda trolli, nie żebym za nimi tęsknił, ale z oich ciosów może cos dałoby sie zrobic, nie? Skoro kośc słoniowa jest taka droga.... tyle kasy przepadło *chlip*

Ale widac, że sie rozkręca. Gatunek na wymarciu, jeden jako lider. Czekac tylko aż oszaleje i cała Gildię rzuci na elfy.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #14 : 12 Stycznia 2011, 22:36:11 »
Notka inna niż wszystkie, opisuje wydarzenia nieco spokojniej. Co prawda, mamy te wszystkie Dazzlowate Wtrącenia oraz sam fakt, że mówimy o eksterminacji całej nacji, mimo to jest spokojniej. Sam Dazzle nie jest już takim idiotą, jakim był(Lub jakiego zgrywał) w "Wojnach". To duży plus, zwiastuje także zmiany...
I tym posłowiem kończymy epilog, aren't we? Nie mogę się doczekać głównej części. Dobra robota.


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.109 sekund z 18 zapytaniami.
                              Do góry