Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Kompania Szabrowników Drima (Czytany 2845 razy)
Psychol55
Ja słyszę a ty słuchasz

******

Punkty uznania(?): 2
Offline Offline

Wiadomości: 441


Krytyk Fasta

Zobacz profil
« : 08 Października 2010, 20:00:17 »
Witam ,to jest moje pierwsze opowiadanie w klimacie fantasy  zapraszam do czytania. Opis planet oraz miejsc dołączę w drugim rozdziale. Poniżej napisałem spis oraz opis postaci z pierwszego rozdziału oraz ogólnie głównych bohaterów ,a są to :

Drimsdondir- To wesoły Krasnolud pochodzący z zimowego księżyca Hanzonu.W czasie wojen między Tezalgami a bastionie odważnych Hanzończyków, jego planeta została zdobyta i poddana zmechanizowaniu. Władze tamtejszą przejęli wynalazcy i technicy, którzy po wielu latach ukończyli pracę nad  nową  wielką metropolią. Po jakimś czasie do miasta zaczęli przybywać Trlasaki ,którzy podstępem wygnali stamtąd Telzegów, niszcząc ich metropolię. Zbudowali mechaniczny port na księżycu, który stale się przemieszczał na przestrzeni. Drim został wygnany ze swej planety. Szukając zemsty błąkał się po galaktyce pragnąc odnaleźć kompanów do pomocy w jego mistrzowskim planie. Z czasem Krasnolud stał się szabrownikiem, poszukiwaczem przygód, który lubił przebywać u starego Foxa w podniebnym mieście. Dzięki niemu wygrał w pokera przepiękny statek, który nazwał Białym Fuxem, gdyż podróżował on po galaktyce naprawdę szybko wydzielając za sobą smugi białego gęstego dymu.  Podczas licznych podróży po planetach zaciągnął na swą łajbę najlepszych z najlepszych. Drim jak sam mówił urodził się by palić cygara. Kochał to robić i za każdym razem gdy chciało mu się palić wsadzał w swą wielką szparę w zębach, grube cygarko, z którym nie rozstawał się nawet w czasie bitwy. Nosi on na swej głowie tradycyjną czapkę lotnika z okularami, które przerobił mu Quesel. Stworzył mu nowe, mechaniczne z różnymi bajerami. Jego ulubioną bronią jest młot elektromagnetyczny oraz wielka tarcza osłonowa, którą nosi zawsze na plecach. Ubrany jak pilot, choć jego  kombinezon pokrywa się z nowoczesnymi technologiami również przerobionych przez swego przyjaciela.

Frick Ilaine( Zasmarkaniec)- To zielony niski goblin o zawadiackim usposobieniu godnym każdego szabrownika. Często unoszący się ironicznym przeciągłym śmiechem. Jest jednym z najlepszych ludzi Drima. Mimo tego woli na niego uważać i traktować go z dystansem, gdyż Frick prowadzi nieustanny konflikt ze swoim sumieniem. Dręczy go ono nieustannie za zbrodnie wobec swej planety Endelomanu. Został wygnany i skazany na dożywocie za produkcję zakazanej i niebezpiecznej broni, którą wykorzystał na swych licznych wrogach . Oczywiście w czasie transportu więziennego, uciekł myśliwcem i rozbił się na planecie Fuzzeg. Spędził tam długi czas pracując ciężko w laboratoriach bagiennych. Wynalazł kwasowy miotacz ognia połączony z granatnikiem grawitacyjnym. Oprócz tego zawsze pod ręką miał swoją paraliżującą kuszę. Jak nie trudno się domyślić wywiózł z tamtej planety swe wynalazki, za co został znowu skazany i osądzony na dożywocie wobec plemienia Fuzzów. Tak się złożyło, że po wielu latach ciągłej ucieczki spotkał w podniebnym mieście Wesołego Drima, który zaproponował mu pomoc w odcięciu się od świata. Przyodziany zazwyczaj w ciężkie trzewiki magnetyczne, fioletowe metalowe rękawice oraz ruchomy  korpus z nowoczesnymi technologiami. Wszystko  razem połączone jest z założonym na plecach zbiorniku z gazem, kwasem i paliwem rakietowym. Miotacz doczepił sobie na ramieniu, zaś na dłoniach dwa wyrzutniki granatów. Jedne oślepiające a drugie samoprzylepne cyfrowe. Na drugim ramieniu zwisa ciężka składana paraliżująca kusza. Z rękawic bucha napięcie elektryczne a, gdy zajdzie taka potrzeba jego ciało potrafi wznieść się w powietrze dzięki swym trzewikom magnetycznym niwelującym przyciąganie planetarne. Po kilkunastu latach wszyscy zapomnieli o Goblinie Fricku, który do dzisiaj musi uciekać przed samym sobą. Jak każdy goblin boi się śmierci ale stara się to ukryć stając się silnym i bezwzględnym szabrownikiem. Swój wiecznie męczący katar traktuje jako odkupienie za swe zbrodnie.

Clark Oxite- Jest to wielkolud, którego zamknęli w strefie 9 więzienia dla szaleńców w NebirosZian. Gdzie przebywał przez wiele lat próbując zniwelować w sobie gniew, który tkwi w nim od maleńkości. Clark był komandosem w armii Mecha-gnomów, który podczas misji wyrżnął w pień całe wojsko w pojedynkę mając ze sobą tylko jego ukochaną wyrzutnię rakiet. Zapomniał jedynie o jednym, że nie powinien tknąć swoich. W walce liczyła się u niego tylko żądza krwi, więc nie patrzył w którą stronę lecą pociski. Za co umieścili go w wariatkowie. Jest najtwardszym człowiekiem jakiego znała ziemia. Podczas pobytu w strefie 9 nauczył się panować nad gniewem i wyzwalać go podczas bitew co tworzyło go wręcz niezniszczalnym. Podczas pobytu w NebiroZian wyrzeźbił na swym ciele muskularne mięśnie. Cały Clark wygląda jak gigant, mając bardzo wysoki wzrost i mocarne ciało. Jego grymas nie pozostawia po sobie najmniejszej wątpliwości, że jest to osobnik z klasą. Zaciągnął się do kompani Drima, gdy zobaczył jak ten walczył na arenie miotając swym młotem. Poczuł, że przy nim nie zabraknie mu wrażeń.

Garrick i Rojick- To dwa Bliźniacze Trolle ze swej dumnej planety Vailtur, gdzie na ogromnych drzewach budują swe siedziby. Wraz ze swym bratem, z którym nigdy się nie rozstawał i często wchodził mu na plecy, byli najszybszymi kurduplami w całym plemieniu Vaiuratów. Wszystko zawsze robili razem i mówili wspólnie. Ubrani tradycyjnie w ich plemienne szaty nosząc się w kościach tygrysów z grzybowych  lasów. Oprócz tego na swych wielkich kłach wiążą talizmany, z którymi są duchowo związani. Garrick i Rojick są świetnymi myśliwymi, ich ulubioną bronią są kamienne maczugi i lniane sieci. Dodatkowo na plecach noszą długie łuki oraz dzidy, którymi wspierają się nawzajem podczas starć. Są przyjaźnie nastawieni do przybyszy i dawno temu dali się ponieść technice Telegów, przez co zbudowali na nowo wioskę zastępując drewno metalem. Choć nie widać tego po nich, są "zawodowymi pijakami". Jednego dnia udali się swą wielką ważką do podniebnego miasta gdzie spotkali Drima. Założył się z nimi, że jeżeli wypiją od niego mniej wina to dołączą do jego kompani. Oczywiście przegrali, osuwając się pod stół.

Quesel Traig- Pochodzący z bogatej rodziny mieszczańskiej  naukowiec Quesel Traig miał cudowne dzieciństwo. W bardzo młodym wieku został wysłany na studia do najlepszej akademii techniki, które skończył z wyróżnieniem. Rządny sławy zbudował własny warsztat, gdzie zaczął pracować nad nowoczesnymi rodzajami broni dla instytucji militarnej Hiteku. Wynalazł między innymi działo jonowe oraz substancję, dzięki której mógł władać umysłami swych ofiar. Po kilku latach zaczął konstruować samoloty wojskowe. Wynalazł dla siebie mechaniczne skrzydła, którymi sterował przez swój umysł. Jego bronią są cztery pistolety, a każdy o innej właściwości. Wiszą one na czterech sztucznych rękach zależnych od jego woli. Na głowę zakłada zawsze chustę, która zakrywa część jego spalonej przez Fricka głowy. Nie wydarzyło by się to, gdyby Quesel choć raz nie zachował się chamsko jak miał to w zwyczaju. On z Ilainem od początku spoglądali na siebie wrogo. Pewnego dnia jedna z jego technologii zawiodła przez co zginęło wielu znakomitych żołnierzy. Zaowocowało to zwolnieniem go z pracy. Po śmierci rodziców nie miał gdzie się udać. Dotarł w końcu ze swym całym dorobkiem do karczmy Foxa. Zamierzał skończyć swój żywot. Trzymał przy głowie pistolet, gdy powstrzymał go Drim ofiarując mu miejsce w swej brygadzie.

Emerin-( Niebieskooka) To wspaniała a zarazem tajemnicza, niebieska elfka pochodząca z Mglistych Księżyców Luzarem. Należała do grona strażniczek ładu krążących ze swą gwardią po wszechświecie. W Błękitnych Akademiach nauczyła się władać śmiercionośną bronią dalekiego zasięgu, a mianowicie blasterem z którym nigdy się nie rozstawała. Zawsze poważna i bezwzględna, myśląca jedynie o dobru jednostek aniżeli swoim własnym. Wiele razy udowodniła, że jest lojalna wobec przyjaciół i zawsze trzyma się reguł ,nie wywyższając się nad innymi. Nosiła szaro-błękitny płaszcz gwardzistek, którego nie porzuciła nawet gdy została przez nich zdradzona. Na plecach zwisa jej długi fioletowy warkocz, który tworzy piękny widok w połączeniu z  jasno-niebieską cerą. W dłoni zaś trzyma swój blaster przerobiony z pomocą Quesela w śmiercionośną broń. Gdy przybyła do Podniebnego Miasta, gwardzistki próbowały podstępem zepchnąć ją z pomostu, gdyż jej wpływy u Wielkiej Mistrzyni zagrażały ich wysokim pozycją. Udało im się. Nagle pod pomostem przeleciał Biały Fux, który uratował spadającą elfkę. Zabrał jej połamane ciało do Foxa, gdzie odpoczywała wracając do zdrowia. Po kilku miesiącach ,gdy miała już odejść brodacz zaproponował jej miejsce w jego bandzie. Propozycję przyjęła.

Fox- (Stary Cap) Fox to właściciel Karczmy w podniebnym mieście. Bardzo znany i ceniony ze swej wiedzy oraz wieloletniego doświadczenia w interesach. Bliski przyjaciel Drimsdondira, dawno temu pomógł zdobyć mu statek w pokerze. Prawie łysy ,na nosie sterczą mu zazwyczaj stare okulary a na głowie czerwona młodzieżowa czapka z daszkiem. Do tego pod grubym nosem widnieją długie, siwe wąsy. Nosi długi fartuch po żonie ,która zmarła podczas porodu syna.

Kompania Szabrowników Drima


Pod Starym Capem Foxem -Rozdział 1

Do miasta w chmurach zawitała kompania Drima. Masywne drzwi wyleciały z hukiem, a porozrzucane deski leżały wszędzie. Po czym w drzwiach ukazała się znana już Foxowi sylwetka Clarka. Cała banda rozsiadła się wygodnie w każdym zakątku tej starej karczmy, spoglądając co rusz z góry na lecące poniżej statki gwiezdne. Było to przyjemne duże  pomieszczenie, które jako jedyne w całym podniebnym mieście zachowało dawny styl życia sprzed Mechanicznej Krucjaty. Dlatego właśnie cała banda Brodacza bardzo lubiła to miejsce i często też tam przebywała. Clark nagle ryknął swym grubym głosem jak miał to w zwyczaju:

-To co zawsze Fox i to migiem!- Tymczasem ułożył swe masywne nogi na blat sąsiedniego stołu, wzdychając głośno ze znużenia.

Cała reszta zaś zamówiła kufle jasnego piwa z korzenia Endranu pochodzącego ze Skywrech. Było to trunek w zasadzie dobry a smakiem przypominał waniliową gorycz. Jedynie niebiesko skóra, tajemnicza elfka Emerin nie piła piwa, albowiem wolała tradycyjne wino pochodzące z zewnętrznych rubieży. Poza tym i tak zajęta była polerowaniem swego zabójczo długiego blastera. Karczmarz widocznie nie przejął zniszczonymi drzwiami wejściowymi, gdyż widok ten nie był mu obcy a Drim zawsze płacił za zniszczenia. Karczmarz skończył nalewać piwo i niósł już w równym rządku pełne kufle, pod pachą zaś trzymając talerze. Po chwili wielkie gary zostały napełnione zupą a na talerzach pojawiły się rozmaite mięsa. Fox zapytał w końcu poprawiającego wąsa krasnoluda Drima siedzącego właśnie w kącie tawerny. Bujał się on z finezją na fotelu, sącząc namiętnie przez swą szparę w zębach piwo uśmiechając się szeroko. 

-Jak idą poszukiwania Endyglionu? -zapytał Fox.
-Ha ha świetnie mój drogi świetnie, powiedziałbym nawet wspaniale…
Lecz w zdanie weszła mu obserwująca ich zza stołu Emerin:
-Nie chwal dnia przed zachodem słońca Drim. Co prawda mamy pewien trop, ale nie odnaleźliśmy go jeszcze.
-Wiem, za kilka dni wyruszamy na następną wyprawę, ale to dopiero za kilka dni ,gdyż brak nam funduszy.- zapadła cisza...
A teraz ciągnął znów krasnolud, bądź tak dobry i podaj mi ognia bo palić mi się chce jak pierun.

Po chwili brodacz trzymał w swej szczerbie uprzednio przygotowane cygaro, ciągnął powoli tworząc wielkie kłęby dymu. Nagle zauważył Fricka z Edelomanu, który wyłonił się właśnie z pod stołu podnosząc swe okulary. Podrapał się po swym rudym zaroście i szepnął coś pod nosem, zapewne z powodu zapachu Hanzonowego tytoniu, którego  nie znosił. Już miał wyciągnąć swą kuszę, gdy przerwał mu Clark- najbardziej zaufany człowiek kompani Drima:

-Zasmarkańcu uważaj z tą bronią bo jak się zdenerwuje to wiesz jak się to skończy a przecież nie chcemy staremu Foxowi kłopotów robić prawda?
-Prawda mruknął w niezadowoleniu Frick- chowając swą kuszę na plecy i dmuchając głośno w chustę aby ulżyć swemu wiecznie zakatarzonemu Kinalowi.

Zabrał głos Quesel wynalazca i zbrojmistrz , w każdym razie mistrz technologii:

-Aż mi wymiociny do gardła podchodzą, gdy widzę twoją parszywą zasmarkaną gębę!- powiedział i splunął Frikowi gęstą ślina pod nogi. Momentalnie Goblin skoczył Queselowi do gardła, który upadł z trzaskiem na blat. Już miał spalić mu swym miotaczem ognia jego  resztę czarnych loczków, gdy przerwał mu Garrick i Rojick. Istoty, które jak dotąd objadały się łakomie w ciszy:

-Uspokój się przyjacielu, jeżeli mamy tego dokonać to musimy trzymać się razem –powiedzieli wspólnie. Z resztą oni zawsze mówili wszystko razem, gdyż byli bliźniaczymi trollami.
-To mądre słowa- wysapał leżący desperacko na blacie przygwożdżony Quesel, po którym spływały strumienie potu a twarz robiła się sina z braku tlenu.
 Zielony odstąpił od niego mrucząc znów swe goblińskie plugastwa pod nosem. Od początku zaciągnięcia ich do kompani zawsze byli wrogo do siebie nastawieni ale to nie zmienia faktu ,że podczas walki zawsze stali ramię w ramię ze swym wrogiem. W końcu głos podniósł pałaszujący właśnie kawałek tłustego żeberka Drim:

-Fox powiedz jak myślisz, ile potrzebujemy kredytu aby udać się do tych … jak im tam a no Emcegrylów?

Karczmarz podciągnął swe obwisłe spodnie, ściągnął ścierę z haczyka i wycierając kufel rzekł :

-Myślę ,że około ośmiu tysięcy tamtejszych borenów mości krasnoludzie. Co jak co ale za mapy astralne to oni sporo biorą.
-Kuśwa brakuje nam aż sześciu kawałków –wymamrotał. Gdyby tylko odbywał się teraz jakiś turniej na Bishemanie.
-I tu cię zaskoczę- odrzekł Fox drapiąc się po swym grubym nosie. W najbliższa sobotę na tamtejszej arenie odbędzie się turniej drużynowy ;”Przeżyj i okryj się sławą Lub giń”
-Cóż za kretyńska nazwa- skomentował brodacz.
-Fakt i to jaka trafna- dołączył się podsłuchujący Clark.
-Tak czy siak czy są jeszcze wolne miejsca?
-Raczej tak, gdyż większość z weteranów jak Ondine już dawno odeszła z miasta.
-To dobrze, bo do dziś boli mnie krzyż, gdy staruszek Ondin cisnął mnie w widownię tamtej nocy.
-Karczmarz zaśmiał się głośno mówiąc –ha! a jak byś zobaczył tego młodego wikinga, prawie nalał w gacie na twój widok.
-Wróćmy do tematu a co z wynagrodzeniem –rzekł Drim.

Karczmarz podszedł i poklepał swą ręką przyjaciela:

-Wystarczające by odpalić mi coś za informacje– powiedział uśmiechając się szeroko.
-O to się nie martw zaśmiał się krasnolud, starczy dla każdego.
Cała banda popatrzyła na niego z ironią:
-Tylko oby tym razem starczyło dla wszystkich hazardzisto!- odrzekła Emerin
-Macie moje słowo– rzekł

 Przez chwilę mówił sam do siebie w myślach- skąd ja wziąłem takich cepów!. Złapał się za głowę wychodząc z całą resztą z karczmy. Zostawił po raz kolejny kredyty za zniszczone drzwi- patrząc spod byka na Clarka. Wsiedli na pokład i puszczając kłęby białego dymu wyruszyli na Bisheman.


W następnym rozdziale: Turniej Na Bishemanie





« Ostatnia zmiana: 25 Grudnia 2010, 18:51:30 wysłane przez Psychol55 » IP: Zapisane
http://emikozinska.wix.com/emi-kokoz-art

Sprawdźcie co robi moja siostra!
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 09 Października 2010, 18:21:05 »
Popraw ortografię, żebym mógł to przeczytać bez bólu i wtedy ocenić.
Moderator pozdrawia (potraktuj to jako sugestię i zapowiedź tego co się stanie, jak nie zastosujesz się do powyższej wskazówki...)


IP: Zapisane
Psychol55
Ja słyszę a ty słuchasz

******

Punkty uznania(?): 2
Offline Offline

Wiadomości: 441


Krytyk Fasta

Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 10 Października 2010, 12:58:27 »
Teraz już powinno być OK! mam nadzieję. Podwójne spacje i przecinki np: coś takiego, takiego zrobiło mi się przez to, że wrzuciłem to i nie patrzałem jak w tym okienku to się przerobi z Worda. Tak, że sorry wiem paliło w oczy.

INTERPUNKCJA!!! Albo ja zrobię CI punkcję toporem.


« Ostatnia zmiana: 13 Października 2010, 16:58:09 wysłane przez Psychol55 » IP: Zapisane
http://emikozinska.wix.com/emi-kokoz-art

Sprawdźcie co robi moja siostra!
Psychol55
Ja słyszę a ty słuchasz

******

Punkty uznania(?): 2
Offline Offline

Wiadomości: 441


Krytyk Fasta

Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 29 Grudnia 2010, 12:36:19 »
Specjalna dedykacja dla kilku osób. I tych, którzy pojawią się w 3 rozdziale. To jest już całość ^_^.

Turniej Na Bishemanie- Rozdział 2

-Już dawno trzeba było to zakończyć!- Czas na Thunder Strike!- warknął gniewnie Olbrzym.
 Drimsdondir nie mając żadnych szans powiedział tylko krótko:
-Ooo… no to mam przechlapane. Uniósł tarczę wysoko, opierając się na kolanie, by nie wylecieć w powietrze.
-Aww!- zawył Ondine, uderzając toporem w tarcze Drima. Przegapił ten moment-odleciał. Leżał na plecach jak bezwładny pajac. W oczach zrobiło mu się ciemno. Nie wiedział gdzie jest. Czuł jak ból przeszywa jego ciało. Na dodatek było mu coraz goręcej. W oddali słyszał gruby głos Clarka krzyczącego niewyraźnie:
-Wstawaj cieciu… Co ja gadam, dawaj Drim zmiażdż go!. Rusz się!, bo ci do dupy nakopię.
W tym właśnie momencie przypomniały mu się słowa Foxa. Poczekajmy niech ja go tylko dorwę- myślał sobie. Lecz nagle sytuacja zmusiła go, by wyrwał się z zamysłu. W ziemię uderzył topór, po którym obficie spływały strumienie energii. Brodacz zrobił unik, momentalnie stając chwiejnie na nogi. Okruchy i odłamki ziemi wyleciały w powietrze, po czym spadły jak deszcz tworząc kłęby kurzu, i dymu. Drim rozdarł wzrokiem zasłonę i spojrzał, w mroźne oczy Olbrzyma. Widział w nich triumf, pogardę i zniewagę. Wiedział, że nie może dać mu satysfakcji. Otarł czoło z potu, podparł się na młocie, po czym krzyknął:
-Ha Ha… uch… myślałeś, że tak łatwo… uch… mnie pokonać!?. Już ja ci złoję dupę poczekaj ty!. Puścił się biegiem, co rusz potykając się o własne nogi. Cholera…

…………………………………………………………………………………………………………………................................................................

Drim nie znosił Bishemanu. Zazwyczaj zaczynało się od podwyższonego ciśnienia a kończyło się na nie pohamowanym poirytowaniu, wręcz szale. W centrum było okropnie. Po jednej stronie ulicy, rozciągały się nowoczesne zakłady i warsztaty. Po drugiej zaś, widniała dzielnica slumsów. Zapach tłuszczu i dymu unosił się nad licznymi, tanimi barami i restauracjami. Drim przez cały czas narzekał mówiąc:

-Oczy mnie pieką od tego smrodu, nie mogę wytrzymać!. Tam do licha, cholerne śmierdziele!.
Zajechali na mały posiłek do baru pod nazwą-„ U Breda I Azuleny Żabierłoków”. Usadowili się na dworze, pod czymś co wyglądało na składany parasol, w którym wbudowane było radio. Nie działało. Zasiedzieli, więc w ciszy odganiając muchy. Ciszę przerwał Quesel:

-Emerin ty jedyna znasz ten język, idźże do baru zamów coś do picia i jedzenia- oczywiście.
-Dobra lecę co tam chcecie? Drim wtrącił:
-Specjał kuchni i szklankę wody ale uważaj teraz- SO- DO- WEJ rozumiesz?!. Rozpiął kurtkę, robiło mu się gorąco.
- Dobra, dobra dupku już lecę a reszta?. Powstała niezręczna cisza:
-Nie chcecie gadać to nie!, dla wszystkich wezmę to samo. Weszła do schludnego lokalu, posiadającego kilka miejsc przy oknie. Siedzieli tam ponurzy goście, obrywający resztki liści z obumarłych kwiatków. Na ladzie stał wiatrak- włączony.  Wszystko było tam zakurzone, począwszy od łyżki skończywszy na oknach. Nietypowym żabim krokiem podszedł barman i barmanka.
- Co podać?- kum, kum.
-Specjał kuchni i coś do picia, najlepiej wodę i teraz uważaj- SO- DO- WĄ rozumiesz kumaku!.
-No tak kum, kum- burknął machinalnie. Azulena była oburzona manierami Elfki ale powiedział tylko ironicznie:
-Jak sobie niebieskooka życzy. Emerin nie skomentowała. Zasiadła ponownie przy kompanach, widocznie zadowolona. Barmanka zaniosła tace. Drim nie wytrzymał:

-Wiedziałem.
-Poczekaj zanim coś powiesz…
-Nic nie muszę wiedzieć …tfu!-coś ty właściwie kupiła!?.  Wytarł gębę z resztek czegoś co wyglądało mu na sos i faktycznie nim było-oczywiście w brodę.
-Zielone udka Bagniaków maczane w sosie lub w galarecie, sama nie wiem co to jest. Wszyscy razem splunęli obficie pod stół. Garrick i Rojick zarechotali przeciągle, ruszając zabawnie szczękami. Clarka również ubawiła cała sytuacja, dlatego dodał komentarz:

-Nic innego nie mieli?
-Nie, te obślizgłe Żaby nie miały niczego innego kretynie!
-To trzeba było kupić ściery, też mi różnica a tańsze o prawie całość. Wtrąciły Trolle:
-Nie marudź, tylko delektuj się pełnią smaku. Wkurzony krasnolud podniósł głos:
-A sam się delektuj tym świństwem skrzacie- po chwili rzucił tacą w czerep trolla.
-Recheche… nie trafiłeś cymbale!
-No trzymajcie mnie!… zaraz oberwiesz przyjacielu. Już miał walnąć jakąś mistrzowską ripostę, gdy na podeście ścigacza ukazał się jakiś pajac, który przemówił dziwacznym akcentem:
-Witam panów, czy mógłbym zaproponować…
-Nie i nie chcę wiedzieć co to jest.
-Ale…
-Wal się.
Nie wiedzieć czemu, nie rzucił w niego zabójczego spojrzenia, ani nawet tacy z żabim specjałem. Po prostu pociągnął za podest i gość zleciał gdzieś w dół. Zapewne zleciał do jakiejś szklarni, gdyż słychać było głośno trzask szyb. Nie obchodziło go to, czy ktoś pomoże spadającemu leszczowi. Miał dość tego miasta, chciał już dotrzeć na arenę, zrobić co trzeba i wyrwać się stąd. Drim poprawił pasek, mówiąc:
 
-Pakujcie nogi w troki, lecimy na arenę. Clark zrobił szyderczą minę:
-Gdzie ty chcesz tam naszym szmelcem wylądować hę?.
-A co nie damy rady?, myślałem... hemm, że nie będzie kłopotów. Byłem u braci Fisów, akumulator planetarny i silniki są sprawne, więc w czym rzecz?. Przerwał im tą niesłychanie ważną rozmowę Frick:
-Będziemy musieli zostawić go u Pita, na czas turnieju. Jest za duży.
-Racja, racja tylko za czyje pieniądze?- rzekł Drim.
-Słuchaj, Pit wisi mi od kilku lat flaszkę i trochę blaszek, może dałoby radę zająć mu ten jego warsztat, na cały dzień?-powiedział Clark.
-Mam nadzieję, że pieniędzy starczy na „Train Of Glory Or Shame”. Nasz Fux nie wyląduje na arenie, więc musimy go gdzieś zostawić.- ujął Quesel, łapiąc się za głowę.
-Wcale nie głupie, no ale dość już tych pogawędek ruszamy!.– wygramolił niezręcznie Drim. Od godziny siedzieli przy tym stole. Robiło się nudno…

…………………………………………………………………………………………………………………................................................................

Przelecieli pod wielką kopułą centrum technologii i nauki Hitek, mijając dzielnicę handlową. Quesel widocznie spochmurniał na widok jego byłej firmy. Powróciły wspomnienia. Dalej za dzielnicą koło złomowiska, warsztat swój wybudował znajomy Clarka- Pit. Wielu uważa, że jest on najlepszym inżynierem w całym Bishemanie. Dobry czy zły, żyłą i oszustem był i będzie zawsze. Jednak jest z niego kawał porządnego dupka. Drim i Quesel zeszli z pokładu, przesuwając ciężkie wrota hangaru, postawione na mosiężnych kołach, dużej średnicy. Weszli do zimnego, oświetlonego na zielono pomieszczenia, na którego ścianach wisiało wiele używanych części i kół. Pit leżał pod jakimś starym, szarym ścigaczem. Usłyszał kroki. Momentalnie wysunął się na desce spod wozu, wytarł osmolone ręce w ścierę, po czym założył obdartą czapkę drużyny koszykarskiej „Gigantsów” na tył głowy. Widząc znane twarze, lekko poczerwieniał i poprawiając wąsa rzekł niedbale, suchym głosem:

-Witam, witam szanownego Krasnoluda i pana Quesela. Do rzeczy czego chcą?. Drim uniósł stare sprzęgło, przyjrzał się mu, wydłubał z zębów kawałek sałaty i położył część z powrotem mówiąc:
-Ano… potrzebujemy zostawić gdzieś nasz statek. U ciebie, jak widać miejsca jest sporo…
-O nie, nie, nie Drim już z tym skończyłem, nie opłaca mi się to.
-O tak, zapewne masz rację ale widzisz to tylko dwa dni, więc jak będzie Pit?
-Nie ma mowy. Strasznie u mnie teraz krucho z kasą-powiedział z zakłopotaniem. Ledwo dwie, trzy usługi tygodniowo. Części… oczywiście mogę wam wymienić po przyjacielsku. Przykro mi.
-Coś taki nerwowy, co Pit?. Chciałem zapłacić ci trochę szmalu, no nic Clark chodź pogadamy. Do hangaru wkroczył uśmiechnięty Oxite, w ręce trzymając klucz -24. Dość duży. W swej parszywej gębie trzymał kilka fajek, tworząc dymną aurę. Wchodząc zaklął, z powodu nisko wiszącej lampy, w którą przywalił- zresztą on zawsze walił w każdą wiszącą światłość. Podszedł do opony, zawiązał na niej buta i powiedział niewyraźnie przez dym:

-Hej Pit stary druhu, pamiętasz mnie jeszcze co?
-Tak, witaj- burknął widocznie niezadowolony.
-A pamiętasz jak bawiliśmy się razem u Treka w AinFau?
-No, tak… -powiedział, przeczesując niezręcznie włosy ze zdenerwowania. Wiem, że ci trochę wiszę.
-Potrzebuję hangaru na dwa dni wiesz?
-Służę pomocą przyjacielu, już mówiłem to Drimowi- odwrócił się, splunął w puszkę po konserwie, zaklął pod nosem i odwrócił się ponownie, uśmiechając się:
-To co, wprowadzasz go?
 
…………………………………………………………………………………………………………………................................................................


-Słuchaj no ty!, ty! Eee…
-Nie chcę nic od ciebie… Rozumiesz!, Hep!
-A odwal się ode mnie ćwokuuu, Hep!. Nie kapujesz nic. Piwo z Ainfau, jest o wiele lepsze od tego, no... Sikacza ze stolicy… Jak no jej tam, Eeeee… Wiem w mordę jeża! –Podszedł do nich pewien pan, przerywając gorącą dyskusje. Ubrany w czarny, elegancki strój służbowy kanarów. Idąc wolnym krokiem, złapał za ramię jednego z nich mówiąc:

-A gdzie waszmościowie, wybierają się w takim stanie co?.
-Na arenę, hep!, chcemy obejrzeć turniej!- rzekł pierwszy z lewej. Drugi schował pod pachę piersiówkę, wrzasnął głośno przeciągając się, odbąknął chamsko i rzekł z odorem:
-Jedziemy patrzeć!, jak po gębach się leją!, He he… Mundurowy szarpnął, złapał energicznie obu hultajów za podarte płaszcze i wyrzucił na zbity pysk, za drzwi pociągu, nie słuchając protestów i wyzwisk lecących w jego stronę. Tak zaczęła się podróż naszej kochanej brygady. Pociągiem na arenę- do centrum rozrywki, chamskiego pospólstwa i różnorakiej hołoty z wszystkich stron galaktyki. Cała brygada usiadła na przedzie metra, koło automatu z espresso. Jechali dość długo, słuchając lecącego w radiu United Laugh System”  i pijąc resztki kawy, której znaczna część została w mocno poturbowanych warunkach, rozlana wszystkim na spodnie. Frick przez dłuższą chwilę, dumał i rozwodził się nad fragmentem przeczytanej książki, wdając się w dyskusję z czerwonym jegomościem, w białych pantoflach i garniturze. Emerin zajęła się ostudzaniem zapędów, dwóch zielonych elfów, siedzących naprzeciw jej, nieustannie spoglądających na jej szeroki dekolt. Polecą głowy pomyślał Clark-uśmiechając się lekko. Drim w całym swoim życiu, nie słyszał nigdy, podobnie udanej, długiej i śmiesznej wiązanki. W międzyczasie Quesel, rozpoczął rozmowę z tajemniczym astronomem z akademii magicznej w Filiinsurametyth, dotyczącej nowych podstaw wykładania magii, w całym Hilr Gystetaihr. Garrick i Rojick zaś, woleli oddać się medytacji przed turniejem, wywołując dusze swych przodków. Nagle coś walnęło o dach metra, przetoczyło się i wpadło oknem:

-O kurka ale wieje!, no nic usiądę koło… O Frick! jak dobrze cię widzieć- powiedział Halny, jeden z sympatyczniejszych przeciwników. Z kabiny kierownika pociągu wyskoczył pan kontroler, szybkim krokiem podchodząc do nowego pasażera. Rzekł z wyższością:
-A bilecik ma!
-Ja jestem współpasażerem tego tu, obrzydliwie brzydkiego goblina. Nie tego, tylko tego!- Wskazał dużym palcem na zakłopotanego, zasmarkanego Fricka.
-Aha, w takim razie w porządku, tylko okno proszę zamknąć dobrze bo zimno jak pierun. Zostawiam was- Powiedział i poszedł zażyć trochę snu w swojej kabinie. Wkurzony Frick złapał za nogę Halnego i rzekł:
-Głupi jesteś jak cholera, mógł nas wyrzucić!
-Ale tego nie zrobił- rzekł bez większego przejęcia człowiek wiatru.
-Następnym razem kup sobie bilet, albo wejdź drzwiami darmozjadzie. A i nie myśl, że zapomniałem o tym barwnym opisie, mojej osoby.
-Szybko zapomnisz…
-Co on powiedział?- rzekł Ilaine do śmiejących się życzliwie pasażerów.
-Nie usłyszałem-powiedział Drim, wybuchając gromkim śmiechem.

…………………………………………………………………………………………………………………................................................................

-Dojechaliśmy na miejsce- rzekł z przekąsem Clark, mający już dosyć uciążliwej podróży. Otworzyły się drzwi. Wszyscy wbiegli do dużego holu, prowadzącego do tak zwanej „Słodkiej Recepcji”. Po drodze rozciągało się wiele knajpek, w których można było odpocząć po walce lub przed. Grali tam sami Bogowie Metalu, Hardrocka i Punka a wśród nich, między innymi: Thea Fibluse, Angry Scoot, Fucking Aunt, Stinky Shoes i wiele innych. Środkiem metalowego chodnika, szedł przedstawiciel „Klubu miłośników walki”. Na głowie sterczał mu skórzany, brązowo-brudny kapelusz szeryfa, z Dzikiego Zachodu. Na ramionach wisiała zaś, szeroka, czarna skóra, widocznie za duża a na nogach miał żołnierskie bojówki. Gruba ryba- pomyślała Emerin. Stanął na podwyższeni, widocznie spoważniał i rzekł:

-No to tak… Wszyscy zawodnicy proszeni są o stawienie się w ”Słodkiej recepcji” za trzy godziny. Chyba nikomu nie muszę mówić, że znajduje się ona na końcu głównego holu, tuż przed przedsionkiem arenowym. Po zapisaniu się w recepcji i zapoznaniu z zasadami, a właściwie jedną, udajemy się do poczekalni… Nooo i  tam zostanie wywieszona lista zawodników. Potem, nudne jak flaki z olejem losowanie i tak dalej. Nagle ktoś z tłumu ryknął:

-Ej dziadek!, złaź ze sceny bo mnie się w brzuchu przewraca, na twoją buraczaną mordę. Pan prezes, nie mógł pozwolić sobie na taką obelgę, więc złapał chłopa za kark i sprzedał mu potężnego kopa w zad. Ten zawył z bólu i uciekł z holu. Czym prędzej, chowając wstyd pod głęboki kaptur, w kącie jakiegoś baru. Drim skomentował, prawdopodobnie miał nadzieję na zniżkę u znajomego:

-O tak!- zaśmiał się brodacz. Panie Firmimg, dawno żeśmy się już nie widzieli co?. Ile to już będzie lat... A wracając, ja to bym panie prezesie, przywalił mu tak w ryj, żeby zgubił nos.- rzekł robiąc przemiłą minę. Stary przewodniczący odwrócił wzrok ku krasnoludowi i przemówił uśmiechając się:

-Ho ho Drimsdondir jak mniemam. Wiesz nie mogę sobie przypomnieć, to ty pożyczałeś ode mnie kupę szmalu, czy inny krasnal twojego pokroju?, Hm co?. Może to był twój brat bliźniak, tak to zapewne był ktoś bardzo do ciebie podobny…
-Panie Radomirze Firming, wszystko oddałem rok temu, po wygranych zawodach. Nie pamięta pan?-  Krasnolud liczył na trochę szczęścia, rozdając karty w ten sposób. Fart mu dopisał:
-Rzeczywiście… Moja pamięć już nie jest taka jak kiedyś. Pojmujesz, skleroza i te sprawy. W każdym razie przepraszam, ostatnio wyrównuję rachunki szybciej niż kiedyś i z większym zapałem- rzekł spoglądając na zegarek. Czas płynie…
-Ano płynie nie powiem, ja też zaczynam już to odczuwać. Moje kości już zbyt wiele sińców i złamań widziały. Niedługo nie będzie miał kto walczyć na arenie- powiedział Drim wzdychając, po czym wyciągnął cygaro próbując je zapalić. Wtrącił Firming:
-Czekaj! czekaj!, nie tutaj… Wyjdź na zewnątrz bo się przyczepią te czopy z sanepidu- wiesz jakie to upierdliwcy- powiedział z przekąsem, unosząc wysoko brwi.
-Dobrze, zatem do zobaczenia panie Prezesie. Chodźcie, wyjdźmy na tarasy zapalić i pooddychać świeżym powietrzem- rzekł do reszty. Do turnieju jeszcze trzy godziny. Ooo… Zapomniałbym panie Radomirze, zapisze nas pan tam, z łaski swojej na ten swój świstek.
-No dobrze, niech ci będzie. Aha, zapomniałbym, proszę zapłacić za…

…………………………………………………………………………………………………………………................................................................

Szli razem głównym holem. Po dziesięciu minutach jedynie Quesel, Drim i Frick trzymali się razem. Emerin poszła upić się ze swoimi, Garrick i Rojick dotarli do baru „Pod Wielką Maczugą” a Clark poszedł zagrać w pokera. Szli dalej w stronę tarasów, do czasu aż zauważyli, że z klatki wyprowadzają wielkiego smoka. ku zdziwieniu wszystkich, bez łańcuchów- wcale ładny skomentował Quesel. Drim podszedł śmiesznym krokiem w stronę gada i powiedział w serdecznym zachwycie:

-Ha ha, no w końcu jakiś przeciwnik!. Panie jak się zwie wasz jaszczur?.
-Ej ty!, uważaj sobie, to nie żaden jaszczur tylko rasowy Błękitny Smok, takich teraz mało na świecie…
-Mało nie mało ale ładny to fakt. Niespodziewanie, chrapliwie ryknęło Smoczysko:

-Jestem Belegor mości krasnoludzie, ale możesz do mnie mówić Czarek.
-Ano, ładnie imię nie powiem, panie jaszczur.
-Arghhh!- zionął ogniem tak potężnie, że z sufitu odpadło kilka drewnianych, spopielonych belek. Mów do mnie Czarek- powiedział głosem spokojnym, i że tak powiem starożytnym.
-Spokojnie, spokojnie jeszcze się spotkamy przyjacielu… Oj przepraszam Czarku- Dodał szybko Drim. Odeszli. Garrick i Rojick, niespodziewanie znaleźli się w zbrojowni, zauważając oślepiająco wielkie kły smoka- przeleciał ich dreszcz. Odezwał się Rojick:

-Obyśmy na niego nie trafili bracie- przytaknął Garrick swą szeroką żuchwą i odpowiedział:
-Masz rację, swoją drogą słyszałem, że Raklif i Sker również przybyli.
-To bardzo źle … Nie wiem jak to będzie, nie chcę walczyć przeciwko swoim.
-Ja też bracie… ja też. Patrz, co ten smok ma przy pasie?- Odwrócił głowę brata w stronę smoka i pokazał dyskretnie palcem.
-Wydaje mi się, że jakąś książkę ale nie jestem pewien. W każdym razie,chodź z powrotem wypić z tym trollem Ertem, pewnie tęskni za nami biedaczek- uśmiechnął się. Odchodząc chwiejnie trzymał brata na plecach. Rzeczywiście mieli rację, Smok Belegor był znanym i szanowany powieściopisarzem. Nikt tak dokładnie nie wiedział, czemu ma dwie postacie.
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………............................

Wyszli na zewnątrz odetchnąć świeżym powietrzem. Drim zapalił pół cygara, pół schował na potem.
Pociągnął i wyzionął w stronę idącego w okutej zbroi rycerza.
-Co to za pajac?- zadrwił Frick pociągając nosem. Nieznajomy, szlachetny rycerz szedł dalej, krocząc środkiem chodnika jak na ceremonii ślubnej. Machał mieczem na lewo i prawo, tnąc zaciekle powietrze:

-Ha a masz gnido z tasaka- chlast! I poprawka- chlast!. Szedł dalej krzycząc: Jak śmiesz podnosić na mnie wzrok,  niemy padalcu- chlast!, Ty pomiocie zła- chlast!, ty chodzący chaosie, sługo parszywego Janka Lucyfera. Wszyscy patrzyli na niego jak na idiotę. Na koniec, zakończył maltretowanie powietrza mistrzowską fintą i kopniakiem w beczkę pełną złomu. Emerin unosząc dłonie rzekła:

-O szlachetny rycerzu jak twe imię brzmi?.
-Jestem Marbas, sługa pana Leona Loxa, zamku w Irynii, gdzie wschód słońca…
-Rozumiem- przerwała niezręcznie. Jestem Emerin- Niebieskooka, sługa śmierdzącego potem i dymem brodacza Drima, zamku... Nie ważne. Wybierasz się na turniej?.
-A jakże!, miłościwa dziewanno, jeżeli wygram to zaśpiewam ci przed twymi pięknymi oczami, jak gwieździste niebo…
-Dobra, dobra chodź no tu panie Marbas na cygarko i jakiegoś antałka, chyba nam nie odstąpisz tego zaszczytu- zaśmiał się Drim.
-Nie śmiałbym odmówić.  Wybacz panno Emerin- uniósł ku niej oczy, muszę porozmawiać  z twoimi przyjaciółmi po męsku. Odszedł, potknął się o podest i zarył mocno twarzą o ziemię. Podniósł się, wyciągnął miecz i rozpoczął pomstę na metalowej przeszkodzie, dopóki miecz się do końca nie wyszczerbił. Uspokoił się, zrobił kilka kroków w ich stronę, widocznie czerwony. Krasnolud wzdychając rzekł:

 -Chodź no tu w końcu do cholery!. Siadaj. Szlachetny rycerz otrzepał się, podrapał po bródce, wyprostował i usiadł. Bawili się długo, pijąc i jedząc. W tle leciał Rzeźnik– „Ballada o Kurczaku”. Pijany Quesel uniósł głowę i krzyknął do wokalisty:

-Panie zbyt trafna ta piosenka, zagrajcie coś żywszego…- powiedział wciągając resztki piwa do żołądka.
-No to może… -pomyślał i krzyknął-„ Zastawka dla Chama”
-O tak!, dawaj ile w uszach miodu masz.
-Robi się!- wrzasnął wokalista, rozpoczynając śpiew:” Wiele razy myślałeś pewnie, czemu dla chama i hultaja zawsze starczy piwa, a dla nas porządnych skurwysynów nigdy… go nie! ma! ma!...”
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………….............................

Wszystkie sale wypełniły się czerwoną łuną światła. Zaczęło się- powiedział Clark wstając od stołu. Wszyscy zebrali się w holu głównym, idąc w stronę recepcji…




« Ostatnia zmiana: 05 Stycznia 2011, 19:44:43 wysłane przez Psychol55 » IP: Zapisane
http://emikozinska.wix.com/emi-kokoz-art

Sprawdźcie co robi moja siostra!
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 29 Grudnia 2010, 14:49:44 »
Za tego Czarka to cię zabije Psychol, zobaczysz...
Jesteś już trupem.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Psychol55
Ja słyszę a ty słuchasz

******

Punkty uznania(?): 2
Offline Offline

Wiadomości: 441


Krytyk Fasta

Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 29 Grudnia 2010, 18:23:57 »
He he, nie wiedziałem jakie imię ci dać więc pomyślałem o Czarku ale mógł być jeszcze Bonifacy albo Eustachy(poszedłem ci na rękę i dałem lepsze ^_^) czy coś w tym stylu  :D


IP: Zapisane
http://emikozinska.wix.com/emi-kokoz-art

Sprawdźcie co robi moja siostra!
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 29 Grudnia 2010, 18:53:01 »
Nie mogłeś zostać przy Belegorze? Tylko dawac jakieś zdobnienia lub staropolskie imiona? Dobrze, żeś nazwiska jakiegoś badziewnego nie dał, ale i tak przed Nowym Rokiem będziesz trupem.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Taves

**

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 22


Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 06 Stycznia 2011, 12:21:58 »
Ze spraw wizualnych rzuca się jedynie wygląd dialogów. Drobne korekty i wszystko będzie ok.
Sam pomysł na opowiadanie jest ciekawy i ciekawe co Ci z tego miksu wyjdzie ;)
Dialogi są w porządku. Nie ma jakichś rażących uchybień, pasują do postaci i świata.

Opisy i akcja... Cóż... gubisz tempo tego drugiego, a to pierwsze wychodzi Ci za bardzo "poetycko" ;)
Niektóre zdania wychodzą Ci za bardzo tasiemcowato ;)
No i jeszcze sanepid i Janek (dobrze?) Lucyfer...  :-/

Ocena to tak... 5/10, masz w tym potencjał, popraw i będzie lepiej ;)


IP: Zapisane
"Die Liebe ist ein wildes Tier
In die Falle gehst du ihr
In die Augen starrt sie dir
Verzaubert wenn ihr Blick dich trifft"
Cebulak
(Hadrian)

*

Punkty uznania(?): 7
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 062


Uzależniony od niebieskiego

Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : 08 Stycznia 2011, 18:33:37 »
Hm, ja na prawdę nie przepadam za klimatami fantasty + s-f. Jednak to jest bardzo dobre, ciekawe połączenie. Fabuła jest trochę uszczuplona na rzecz ciekawych dialogów, jednak zwróć uwagę na to pierwsze. Z bohaterów najbardziej spodobał mi się Clark, a najmniej Drim. Radzę ci też zwrócić uwagę trochę na Drima, bo straszliwie umniejszyłeś jego rolę. Ocena 8/10


IP: Zapisane
Cytuj
Cahan: Hadrian się ucieszy, a jeśli ktoś nie będzie chciał grać, to będzie znaczyło, że go nie lubi. A przecież Hadriana wszyscy lubią, więc wszyscy zagrają. Plan idealny  8)
Psychol55
Ja słyszę a ty słuchasz

******

Punkty uznania(?): 2
Offline Offline

Wiadomości: 441


Krytyk Fasta

Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : 08 Stycznia 2011, 18:40:29 »
tak naprawdę akcja ma się zacząć dopiero w 3 rozdziale ;), dlatego taka różnica akcji z ilością dialogów. TXH za komentarze. 3 rozdział : "Time The Fight", będzie zawierał bardzo dużo nowych postaci i gust co do ulubionej może się jeszcze zmienić.  ^_^


IP: Zapisane
http://emikozinska.wix.com/emi-kokoz-art

Sprawdźcie co robi moja siostra!
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.062 sekund z 19 zapytaniami.
                              Do góry