Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: 1 [2] 3 4 5 ... 7    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
High school... A nie, to zły tytuł... (Czytany 33505 razy)
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #15 : 11 Listopada 2010, 22:59:58 »
Tttto było boskie Fergard!
Jedno z najlepszych rozdziałów z twojej twórczości. Jeden z moich ulubionych przegoniłeś Hellsa o dobre kilka kilometrów. Obraz imprezy, hiobowe wieści z macierzystej szkoły tej Japonki, zachowanie Caspra, cud, miód i nie wiem co jeszcze. Przeszedłeś samego siebie Fergardzie.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #16 : 11 Listopada 2010, 23:33:41 »
Zenon z Elei udowodnił, że Achilles nie może przegonić żółwia, jeżeli ten startuje wcześniej.

Tak wiec skoro Hellscream zaczął pisanie opowiadań od Fergarda (bo robił to, zanim jeszcze go na świecie nie było), to Fergad musi najpierw pokonać połowę dzielącego ich dystansu kunsztowego (w którym to czasie Hellscream odrobinę się podciągnie), później połowę pozostałego (Hellscream znowu się podciągnie) i tak w koło Macieju, Fergard wiec nie jest w stanie prześcignąć Hellscreama.

...A tak poza tym, to bardzo mi się podobało. :>
Keep it up, kid.



IP: Zapisane
Nekro_L

******

Punkty uznania(?): -1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 476


Zobacz profil
« Odpowiedz #17 : 12 Listopada 2010, 09:59:40 »
No, no, no... bardzo dobre. Zaskakujące, trzyma w napięciu, aż do ostatniej chwili, w dodatku postacie są świetnie dopracowane i zrobione. Majstersztyk. Co ja mogę powiedzieć? Chyba najlepsze opowiadanie na stronie. Czekam z niecierpliwością na więcej.


IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #18 : 12 Listopada 2010, 10:50:58 »
Zenon zapomniał tylko jak wcześniej by wystartował żółw, bowiem przy sekundach i godzinie to Achilles by prześcignął żółwia bo porusza się przecież z większa od anapsyda prędkością.

Nie ma się czego wstydzić Hellscream, to normalne że uczeń prześciga swego mistrza.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #19 : 12 Listopada 2010, 11:11:51 »
To chyba marzenie każdego mistrza, nieprawdaż? :>

Ale już spokój, jako mod nie mogę zbytnio spamować, sami rozumiecie. :P
Pozdrawiam


IP: Zapisane
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #20 : 12 Listopada 2010, 13:56:56 »
Powiem tak, ciężko mi przegonić Hellsa tym opowiadaniem, ponieważ nie bardzo ma on środki do skontrowania czegoś takiego.

A tymczasem, druga część pierwszego rozdziału. Enjoy.

- Mam bardzo nieprzyjemne wrażenie, że mamy w szkole potencjalną samobójczynię – Stwierdził Adeon ponuro. Nie lubił dyskutować z dyrektorem na jakikolwiek temat, ale uznał, że nie można zostawić sprawy Setsuny luzem.
Ostatecznie, jego pewnie też dorwałaby załamka, gdyby jego najlepszy przyjaciel leżał w kałuży krwi z poderżniętym gardłem i rozprutym brzuchem, a on sam dowiedziałby się o tym za pośrednictwem obcej osoby.
- Co rozumie Pan przez „potencjalną samobójczynię”? – Zapytał powoli dyrektor, niski i łysiejący już mężczyzna wiecznie skryty za chmurą palonych przez siebie cygar.
- Matka jednej z uczennic została bestialsko zamordowana – Odpowiedział czerwonowłosy, tylko trochę mijając się z prawdą.
- A skąd ma Pan takie informacje? – „Niech to szlag…”, pomyślał Adeon. Spodziewał się, że może dojść do takiego obrotu spraw.
- Najbliższy przyjaciel wzmiankowanej uczennicy dowiedział się o tym od jej krewnych, z którymi utrzymuje stały kontakt.
- A jak nazywa się owa samobójczyni? – Padło w końcu pytanie, na które Falcontet nie chciał odpowiadać. Ale nie miał wyboru.
- Kiyoura Setsuna.
- Ta Japonka, która przeniosła się do nas z Francji?
- Tak, dokładnie tak.
- Przewodnicząca klasy dziennikarskiej?
- Dokładnie.
- A kim jest jej przyjaciel? – Padło kolejne niewygodne pytanie, które ustawiało czerwonowłosego w niekorzystnej sytuacji.
- Casper Stratoavis – Powiedział w końcu Adeon, bijąc się z myślami. Przez chwilę panowała cisza.
- A więc mówi Pan, Panie Falcontet, że owym zawiadamiającym był nie kto inny, jak Casper Stratoavis?
- Tak jest… - Kolejna chwila ciszy. Doprawdy, czemu dyrektorem musiał być taki buc?
- I twierdzi Pan, że jest on jej najbliższym przyjacielem – Stwierdził w końcu głównodowodzący liceum, a Adeonowi nie spodobał się ton jego głosu.
- Nie mnie się wypowiadać, Panie Dyrektorze, ale według relacji innych uczniów tak jest w istocie.
- I nie pomyślał Pan ani przez moment, że pozory mogą mylić?
- Co Pan przez to rozumie?
- Wszyscy doskonale znamy sylwetkę Caspra Stratoavisa, prawda? Zdajemy sobie sprawę, jak niebezpiecznym wywrotowcem jest.
- Prócz prowadzenia konkurencyjnej stacji radiowej nie można mu niczego zarzucić.
- A widzi Pan, Panie Falcontet… - Stwierdził dyrektor, poruszając się po gabinecie. Gęsty dym cygara osnuwał jego sylwetkę. – To „prócz” prowadzenie to bardzo poważny argument.
- Obawiam się, że nie rozumiem.
- Nie dziwi mnie to… To, że zawsze trzyma Pan stronę uczniów jest doskonale widoczne. Mimo to… Nie może Pan trzymać strony osobnika nawołującego do „pokonania systemu” – Powiedział dyrektor, cytując Caspra właśnie.
- To tylko szczeniacka zgrywa, Panie dyrektorze.
- Gdyby tak było szkoła zignorowałaby go… A tak się niestety nie dzieje.
- No dobrze… Ale nie rozumiem, jaki może mieć to związek z Setsuną.
- Oddaliłem się od tematu? Przepraszam najmocniej… - Dyrektor odkaszlnął parę razy. – Chodzi mi o to, że ta szczeniacka zgrywa, jak Pan to ujął, może obejmować także owe tragiczne wiadomości – Twarz Falconteta pociemniała.
- Nie może Pan mówić poważnie, Panie Dyrektorze – Odparł. – Stratoavis może i jest anarchistycznym dupkiem, ale nie jest bezduszną bestią.
- Nie? – Zapytał kpiąco dyrektor. – A ma Pan na to jakiś dowód?
- Dziesiątki osób mogą potwierdzić, że tak nie jest.
- Ale ja pytam, czy PAN ma na to jakikolwiek dowód?
- Widziałem zdjęcie… - Zaczął Falcontet, po czym nagle ugryzł się w język: Właśnie dał dyrektorowi kolejny argument w dyskusji.
- Zdjęcie. Czyli jednak mam rację… - Odpowiedział z nutą triumfu w głosie dyrektor. – Czy sądzi Pan, Panie Falcontet, że porządna osoba pokazałaby swej najdroższej przyjaciółce zdjęcie jej własnej matki konającej w męczarniach?
- To nie tak…
- Właśnie tak… Ale zapewne chciał Pan, bym zapewnił pannie Setsunie psychologiczne wsparcie.
- Jeżeli jest możliwe.
- Naturalnie, tak się stanie. Ostatecznie, nie ona jest winna, że bydlak pokroju Caspra Stratoavisa musiał się do niej przyczepić… Rozmowę uważam za zakończoną.
- R…Rozumiem, panie dyrektorze. Dziękuję za poświęcony mi czas – Adeon ukłonił się sztywno i opuścił gabinet dyrektora. W tak zwanym międzyczasie wzmiankowany wyżej dyrektor powrócił do biurka i zadzwonił.
- Wellington, zgarnij Stratoavisa i przyprowadź go do mnie. Falconet dał
Mi wystarczające argumenty do wywalenia go stąd na zbity pysk.

- Chryste… - Szepnęła Kate, słysząc opowieść Kim. Obie dziewczyny znajdowały się teraz w szkolnej kantynie, a prócz nich nie było tu już nikogo.
- Też byłam zszokowana. Nie chodzi nawet o fakt, że Casper aktualnie ukazał swoją ludzką stronę… Tylko o to zdjęcie.
- Straszny, bestialski mord – Powtórzyła po raz wtóry panna Windsdaughter. – Naprawdę miała poderżnięte gardło i rozpruty brzuch?
- Yhm – Blondynka przytaknęła z niechęcią. – Paskudna sprawa. Nie wiem tylko, dlaczego tak.
- To znaczy…?
- Wystarczyło samo poderżnięcie. Ten brzuch… Ten brzuch nie daje mi spokoju.
- Postawmy pytanie, kto dopuścił się takiej zbrodni?
- Nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć… Choć gdybym znalazła tego skur****na, zapewne nakarmiłabym go jego własnymi jelitami – Za oknem zaczęło padać… Typowe.
- Szkoda mi Setsuny – Stwierdziła w końcu Kate, opróżniając szklankę wody. – To okropne dowiedzieć się o śmierci swojej najdroższej przyjaciółki w taki sposób. Nie wiem, czy Casper dobrze zrobił.
- Nie zamierzał niczego ukrywać – Odparła w końcu Kim, pochmurniejąc. – Mimo to, nie zapomnę tego widoku przez długi czas… On gładzący płaczącą Kiyourę po głowie, a w jego oczach brak jakiegokolwiek blasku. Musiało go to poruszyć.
- Najprawdopodobniej… Choć dochodzę do wniosku, że gdyby nie fakt, że są przyjaciółmi, zapewne nie drgnęłaby mu nawet powieka.
- To fakt. To okrutny fakt, ale niesamowicie wręcz prawdziwy… - Przez dłuższą chwilę siedziały w ciszy, wpatrując się w bębniące o szybę krople deszczu. Nagle do bufetu wkroczył ktoś jeszcze. Kim odwróciła się pierwsza, by dostrzec Revenanta. Czarnowłosy magik machnął pękiem kluczy.
- Chcecie tu zostać na noc? – Zapytał.
- Nie, nie… Już idziemy – Odpowiedziała panna Windsdaughter, podnosząc się z krzesła. Za nią udała się Kim, wzdychając ciężko. Taki zwyczajny dzień tak bardzo się skomplikował…

Wtorek. Dzień jak co dzień… Cóż, być może.
Rattenberger przekroczył próg szkoły, lekko zaspany. Wyglądało na to, że jest jednym z pierwszych w budynku. Tuż za nim do holu wkroczyli Himerion z Davidem, obaj bardziej ponurzy niż zwykle.
- O, czółko! – Gruchnął w ich stronie entuzjastycznie. Ku swojemu zdziwieniu nie uzyskał od nich żadnej entuzjastycznej odpowiedzi ani nawet jakiejkolwiek odpowiedzi. – Hej, co z wami, żywe trupy? – Zapytał żartobliwie.
- Goń się – Odparł Himerion, idąc powoli przed siebie. Michael zdziwił się jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Co mu się stało? – Zapytał Davida.
- Zarwał noc, by wykuć się do poprawy z historii – Odparł członek Piątki.
- Tak swoją drogą, co dostałem z bio?
- Dwa minus – Zgodnie z przewidywaniami Davida, Rattenberger wyskoczył w powietrze i odtańczył jakąś parodię tańca zwycięstwa.
- No to zaliczone… Ale kurczę, dam sobie flaki wypruć, że coś jest nie tak w szkole… - Stwierdził, zaś ironia tylko uśmiechnęła się parszywie.
- Co masz na myśli? – Zapytał David.
- No nie wiem… Wszyscy jacyś tacy ponurzy są… O, wiem! – Rattenberger nagle klasnął w dłonie. – Na pobudkę można by puścić jakąś muzyczkę. Dam sobie gardło poderżnąć, że Cztery Oczy jest już w radiowęźle i poprawia kable – Powiedział, zaś ironia roześmiała się zimnym, bezlitosnym śmiechem. Nim David zdążył go zatrzymać, Michael już gnał na pierwsze piętro… „Niech to…”, pomyślał, klnąc pod nosem.
Tymczasem blondyn w zielonym garniturze gładko przedostał się po śliskich kręconych schodach i wpadł niczym burza do kabiny radiowęzła. Już chciał wrzasnąć donośnym „Dzień dobry!”, gdy nagle zauważył, że Casper śpi w fotelu… I nie jest tu sam.
Tuż obok w drugim fotelu leżała niewielka, filigranowa wręcz dziewczyna z krótkimi czarnymi włosami i kokardką weń wpiętą. Oboje pogrążeni byli w objęciach Morfeusza i – ku zaskoczeniu karciarza – trzymali się za… ręce? „Oż ty…”, pomyślał, zszokowany świadomością, że przewodnicząca ich klasy może mieć romans ze Stratoavisem. Na twarzy Michaela pojawił się uśmiech. „Gratulacje…”, pomyślał, po czym opuścił kabinę. Nie miał zamiaru im przeszkadzać.

Ku zaskoczeniu co niektórych, dzisiejszy czas radiowy był zarezerwowany wyłącznie dla Radia Louisville. Dyrektor skrzętnie wykorzystywał ten fakt, głosząc nadejście nowych, lepszych czasów:
- Choć co niektórym może wydawać się to dziwne albo wręcz nietypowe, mam dla was dobre wieści: Już w niedługim okresie czasu wyplenimy anarchię rozprzestrzeniającą się w naszej szkole niczym rój szczurów. Wyplenimy za pomocą oczyszczającego ognia… Już niedługo.
- Bull freakin’ horseshit – Stwierdził po angielsku jakiś trzecioklasista, ale co niektórzy byli bardzo przekonani, co do prawdziwości słów dyrektora. Dobrym przykładem była Natalie. Najsłodsza nie posiadała się z radości, oglądając zdjęcie obejmujących się Stratoavisa i Setsuny. Gabriel wiedział, jak wykorzystać każdą, nawet najdziwniejszą okazję i wczorajszego dnia pstryknął parę fotek. Tą fotografią dziewczyna mogła pogrążyć dwóch groźnych oponentów: Najbardziej protestującą przeciwko jej ustawom w Samorządzie Szkolnym oraz najbardziej ubliżającego jej mianu. Oprócz tego, zapewni to im większy dochód i pozwoli zdystansować klasę Caspra w dominacji na polu gazetki.
- Żadne przedpołudnie do tej pory nie malowało się tak wspaniale jak to dzisiejsze… - Stwierdziła, chichocząc. Udało jej się załatwić przeniesienie Gabriela do jej klasy w niedługim czasie, co pozwalało jej zanegować nieprzyjemne uczucie odbierania klientów swojemu przybocznemu. Tymczasem o wilku mowa, nadchodził Gabriel. Czarnowłosy uśmiechał się promiennie.
- Mam sto kopii tej żyły złota – Oznajmił triumfalnie.
- To oznacza łatwo zarobione sto papierków – Stwierdziła Natalie, bawiąc się puklem włosów. – Jestem z Ciebie zadowolona, Gabrielu.
- Ot, powiedzmy, że miałem szczęście znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie – Tymczasem do dwójki rozmawiających dołączyła Caroline, która również się uśmiechała, a więc niosła dobre wieści.
- Dyro pozwolił nam na skorzystanie z pięciu minut swojego czasu antenowego. Wystarczy?
- Powinno – Natalie splotła palce. – Tragedii ostatni akt czas zacząć.
- Mam takie pytanie… - Brązowowłosa zaczęła, jakby lekko zakłopotana. – Czy to nie jest świństwo?
- Co ma być świństwem?
- No, to zdjęcie Caspra i Kiyoury w gazetce… To takie trochę poniżej pasa…
- Oj, moja droga. Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo ludzie spragnieni są sensacji… - Odparła Natalie, uśmiechając się. – Rasa ludzka jest jedną z najmniej wartych i najbardziej zdeprawowanych gatunków, jakie chodzą po Ziemi. Choć wydają się być lepsi od zwierząt ze względu na uzależnienie od instynktów, znakomita ich większość niczym się od nich nie różni: Żerują na najniższych emocjach, niczym muchy pożerające padlinę. Dla nich takie rzeczy są właśnie tym, czym padlina dla much. Pożywką.
- Ale mimo to…
- Nie martw się, Caroline… - Natalie poklepała podopieczną po policzku. – Jeszcze zobaczysz, że miałam rację.

Czwartek.
- Co… to… jest?! – Wykrztusił z siebie Adeon, wlepiając wściekły wzrok w pierwszą stronę „Głosu Ludu”, jednej z paru szkolnych gazetek na terenie liceum. – Co… to… ma… być?! – Powtórzył, tracąc nad sobą panowanie.
- Nie rozumiem, w czym problem, Adeon… - Odparł spokojnie sączący kawę Albrecht Kaiser, nauczyciel przysposobienia obronnego i aktualnie jedyna osoba, z którą Falcontet był w stanie się dogadać bez długotrwałych pertraktacji. Ale nawet on potrafił być kawałem zimnego jak lód skurczybyka. W sumie nie różnił się wiele od swojego siostrzeńca, Gabriela pod względem charakteru. Też był wredny, pokrętny i nieprzyjemny, ale w przeciwieństwie do swojego siostrzeńca, Albrecht był także lojalny i dobry w rozmowie. Nie zmieniało to faktu, że w zakresie pedagogiki wiedział niewiele więcej niż „pedagog”. – Biznes jest biznesem i trzeba pozwolić dzieciakom na rozwój.
- Na litość Świętego Józefa Kalasancjusza! To przecież chwyt poniżej pasa! – Darł się wściekły Falcontet. – To… To zwykłe żerowanie na cudzych emocjach – Dodał już spokojniej.
- Wiedziałeś, że Gabriel jest z tobą?
- Sugerujesz, że to moja wina?
- Nie, tylko pytam, czy wiedziałeś… - „Wiedziałem, cholera…”, pomyślał Adeon, czując się nagle winny za cały ten bałagan. Czerwonowłosy umilkł. – Tak jak myślałem… Ale nie martw się, nie Ty jesteś winny, tylko mój parszywy, pozbawiony serca siostrzeniec. Nie ma co, ojciec go świetnie wychował.
- To trzeba usunąć – Oświadczył Adeon.
- Powodzenia w dyskusji z dyrem… - Albrecht dopił kubek kawy. – Tego nie da się już zatrzymać. To jest jak Blitzkrieg: Kiedy już się rozpędzi, można go zatrzymać tylko masywnymi siłami. Ty nie posiadasz takich sił.
- Na litość boską, każdy porządny uczeń stanie w obronie ich prywatności – Kontynuował nieustępliwie Adeon. – Nie obchodzi mnie, jakie uczucia ich łączą, ale to, jak to cholerne zdjęcie wpłynie na Setsunę.
- O czym ty…?
- Mogę Ci zaufać, prawda? – Zapytał niepewnie Falcontet. Kaiser kiwnął głową i odłożył swój kubek na miejscu.
- Stary, niezależnie od faktu, że jesteś nieskończonym idealistą, masz we mnie druha i sojusznika – Oznajmił poważnie. Adeon skinął mu, po czym opadł na krzesło.
- Sądzę… Sądzę, że wpadła w skrajną rozpacz.
- To znaczy…?
- Jaka jest oficjalna wersja jej „samobójczych skłonności”?
- Bestialsko zamordowana matka.
- To nie była jej matka – Albrecht zmrużył oczy. – Podejrzewam, że to mogła być jakaś jej przyjaciółka ze szkoły z Francji bądź Japonii.
- Czemu nie powiedziałeś tego dyrektorowi z miejsca?
- Myślisz, że udzieliłby mi jakiejkolwiek pomocy, gdyby usłyszał, że to „tylko” przyjaciółka?
- Najprawdopodobniej nie. Smutne… - Powiedział Kaiser, a Falcontet usłyszał w jego głosie autentyczny smutek. – Ile ona miała lat? Szesnaście? Siedemnaście?
- Nie mam pojęcia, ale zapewne coś koło tego.
- Kto ją zabił?
- Tego nie wiedzą ani Setsuna ani Stratoavis.
- Zaraz, Stratoavis jest w to zamieszany…? – Zdziwił się Albrecht.
- To on pokazał jej zdjęcie tej zarżniętej dziewczyny… - Adeon umilkł na chwilę.
- Wiesz, jak ciężko będzie zrobić z tym cokolwiek, jeżeli on jest w to zamieszany? – Zapytał w końcu Kaiser.
- Wiem. Obawiam się, że dałem dyrektorowi argumenty do wywalenia go ze szkoły.
- Nie wyrzuci go. Może to zrobić z każdym, ale nie wyrzuci go – Stwierdził Albrecht z wahaniem w głosie.
- Słyszysz sam siebie? – Zapytał Falcontet, wzdychając rozdzierająco. – O Panie, wystawiasz mnie na ciężkie próby… Ale niezależnie od losu Stratoavisa, główną ofiarą jest tu Setsuna. Jest już w takiej depresji, że rozhukanie jej problemu może skutkować nawet…
- Samobójstwem? – Dokończył za przyjaciela Kaiser ponurym głosem.
- Tak.
- Pomógłbym Ci… Ale nie mogę. Byłbym skłonny pociąć tego głupca skrytego za dymem z własnych cygar na kawałki, gdyby nie fakt, że ma mnie na oku za same dyskusje z tobą. Jeżeli mu podpadnę, stracę pracę… A nie każdy będzie skłonny do zatrudnienia ciałożercy.
- Rozumiem… Nie mam Ci tego za złe, stary – Adeon poklepał Albrechta po ramieniu. – Pozostaje Ci życzyć mi szczęścia, kiedy razem z setkami uczniów zacznę oblegać gabinet dyrektora… - Zażartował ponuro, zaś Kaiser roześmiał się nieszczerze i bez emocji.

- Suka – Skwitowała nowy numer „Głosu Ludu” Kim, wciąż niedowierzając zdjęciu znajdującemu się na pierwszej stronie. Nagłówek głosił „Każdy kiedyś znajdzie swoją drugą połówkę”, zaś fotografia przedstawiała wczorajszą scenę, na widok, której panna Ironfist wciąż dostawała dreszczy.
Casper obejmował Kiyourę, gładząc ją po głowie i wpatrując się w dal pozbawionymi blasku oczyma.
- To… To jest poniżej wszelkiej krytyki – Dodała Bambi, przeglądając następne strony. Prawie trzy opisywały wczorajszą sytuację, której przebieg streścił jej Curt.
- Muszę przyznać, to jest cios poniżej pasa – Podsumował sytuację Revenant, jakby niedowierzając okrucieństwu swojej przełożonej. – Stratoavisowi nie zrobi różnicy, ale żal mi Setsuny. Przedstawianie jej jako związanej z okularnikiem podważa jej pozycję w Samorządzie Szkolnym.
- Widzisz te oczy? – Zapytała panna Ironfist, wskazując na matowe, zielononiebieskie źrenice chłopaka. – Cholernie się przejął jej nieszczęściem. Jeśli się o tym dowie, wścieknie się.
- Też bym tak zrobił na jego miejscu – Westchnął Rastanolin. – Tak bardzo jak go nie cierpię, Setsunie się takie coś nie należy.
- Nie możesz niczego zrobić? – Zapytała Bambi.
- Niestety: Wszystkie gazety zostały już wyprzedane – Magik uśmiechnął się smutno. – Jeszcze nigdy „Głos Ludu” nie rozszedł się tak szybko jak w tym tygodniu… Natalie faktycznie jest zdzirą.
- Rzuć to w diabły! Dołącz do Wspólnoty albo najlepiej działaj na własną rękę! – Wypaliła Kim.
- To nie takie proste, jak może wyglądać. Widzicie, mam dług wdzięczności wobec Gabriela… I chcę go spłacić. Potem odejdę, ale wcześniej muszę uregulować należności…
- Doszłam nagle do przerażającej konkluzji… - Stwierdziła Bambi, lekko blednąc. – Co, jeśli to zdjęcie odnowi falę kpin wymierzoną w Setsunę?
- Ach, prawda. Pamiętam… Wszyscy śmiali się z niej z powodu jej wzrostu… Chyba byłem wśród tych kpiarzy.
- Byłeś. Osobiście złamałam Ci wtedy nogę – Stwierdziła ponuro Kim, zaś Revenant wzdrygnął się, przypominając sobie paraliżujący ból. – Dziewczyny dało się przekonać… Ale teraz, teraz może być ciężko. Nie dość, że niska, to jeszcze randkuje z najbardziej znienawidzoną osobą spośród grona uczniowskiego.
- Oprócz Gabriela.
- Gabriela uwielbiają Fani Natalie – Przypomniała Bambi. Rastanolin ponownie spochmurniał.
- Szlag… - Westchnął. – Ok, lepiej będę się zbierał, jeśli nie chcę oberwać od Najsłodszej… - Dodał, zaś słowo „Najsłodsza” brzmiało tak, jakby – o ironio – jadł cytrynę.

Casper siedział na krześle w gabinecie dyrektorskim, wiodąc wzrokiem za owianą dymem z cygar sylwetką. Został tu wezwany przez Wellingtona na rozmowę.
Dyrektor w końcu przestał się poruszać.
- Czy wiesz, mój chłopcze, po co Cię tu wezwałem? – Zapytał po chwili milczenia.
- Niestety nie, panie dyrektorze.
- Pozwól więc, że Cię oświecę… Mam zaszczyt wyrzucić Cię z Liceum Louisville po dwóch latach niszczenia porządku w tej zaszczytnej instytucji.
- Doskonały dowcip, panie dyrektorze.
- To nie jest żart, Stratoavis – Warknął głównodowodzący szkołą. – Mam odpowiednio duże argumenty, by wyrzucić Cię stąd i sprawić, że nie dostaniesz się do żadnego innego liceum.
- A jakie są te argumenty? – Zapytał kpiąco okularnik. W odpowiedzi dyrektor sięgnął po coś, co przypominało jakby dyktafon. Małe urządzenie znikło w chmurze dymu, zaś sekundę później dało się słyszeć głosy Adeona i dyrektora, przeplatające się ze sobą. W chwili, gdy Falcontet wspomniał o zdjęciu, oczy Caspra rozszerzyły się. Zapanowała cisza, którą po dłuższej chwili przerwał dyrektor z triumfem w głosie:
- Z trudem tolerowałem twoją obecność, ale skrycie liczyłem na twoją resocjalizację… Najwyraźniej się myliłem.
- To nie tak… - Zaczął się tłumaczyć chłopak, ale jego rozmówca błyskawicznie uciął dyskusję:
- Dokładnie tak… Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo tego typu nowinki potrafią wpłynąć na inną osobę?
- Ale to…
- Przestań mi przerywać, niewychowany chłystku – Warknął dyrektor nieprzyjemnie. – Do tej pory sądziłem, że jesteś „jedynie” chaotycznym anarchistą, ale widzę, że się myliłem… Ty jesteś bezduszną bestią.
- To jakaś pomyłka!
- Nie sądzę – Odpowiedział rozmówca Caspra, zaś w jego głosie dało się słyszeć triumf. – Dam Ci jednak jeszcze jedną szansę… Jeżeli panna Setsuna wyjdzie z tego bez szwanku, dam Ci jeszcze jedną szansę… - Czyżby ironia w końcu zaczęła sterować wydarzeniami? Kto wie, ale najwyraźniej bawiła się świetnie… Bowiem Stratoavis dojrzał nagle w oknie niewielką sylwetkę, spadającą z zawrotną prędkością głową w dół. Czas znacząco zwolnił, zaś on sam poczuł się, jakby spojrzenia jego i owej sylwetki spotkały się. Czerwone oczy pozbawione były blasku, zaś w zielononiebieskich pojawiło się niedowierzanie. Spojrzenia minęły się, zaś niewielka sylwetka pomknęła w dół z zawrotną prędkością… Czas wrócił do siebie.
- KIYOURA!!!


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #21 : 12 Listopada 2010, 14:38:47 »
Kolejny kawałek w poł. realistycznej historii dramatycznej, która awansowała na pierwsze miejsce w literaturze tawernianej biblioteczce, którą sporządziłem u siebie. Fergard jesteś mistrzem. Takiej dramaturgii i akcji bez jednej bijatyki nawet Hellscream nie potrafiłby czegoś takiego zrobić. Czekana dalszy ciąg, tego przeszywającego dramatu.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #22 : 12 Listopada 2010, 20:21:50 »
Ostatnia część pierwszego rozdziału. Krótsza niż poprzednie, ale mam nadzieję, że będzie się podobać. Enjoy.

„Powiedzcie mi, że to żart…”, pomyślał zszokowany Casper, wpatrując się w okno, w którym sekundę wcześniej zobaczył Setsunę. „To nie może być prawda. Nie mogła skoczyć. Nie odważyłaby się… Wieści o śmierci Sekai oraz Makoto musiały być dla niej strasznie przybijające, ale nie wierzył, że to było wszystko. Musiało wydarzyć się coś jeszcze… Ale czy to teraz było ważne?
Nim dyrektor zdążył zareagować, Stratoavis wyskoczył przez okno, rozbijając szklaną powłokę. W locie wyciągnął jedno ze swoich rdzawoczerwonych ostrzy i zaczął zjeżdżać po ścianie, zaś w jego głowie kotłowały się pytania bez odpowiedzi. W końcu zsunął się po marmurowej ścianie i zeskoczył na ziemię, obawiając się najgorszego… Po czym odetchnął z ulgą.
Niewielką, filigranową dziewczynę trzymał na rękach Rattenberger, równie zszokowany, co Stratoavis. Spojrzenia przyjaciół spotkały się.
- Chryste, Bogom niech będą dzięki – Wymamrotał okularnik, śpiesząc w ich stronę. Wyglądało na to, że Kiyoura wyszła z tej samobójczej próby bez uszczerbku na zdrowiu, jedynie w jej oczach nie było blasku. Michael postawił ją ostrożnie na ziemi, po czym westchnął.
- Można powiedzieć, że spadła mi prosto w ramiona – Stwierdził karciarz, pozwalając sobie na uśmiech.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci wdzięczny – Odpowiedział Casper. Po jego policzku spłynęła łza szczęścia.
- Nie rozrzewniaj mi się tu, będziesz potrzebował trochę siły, by wbić Wellingtonowi kilka myśli do głowy.
- O czym ty…?
- Setsuna-san nie skoczyła z dachu sama – Odpowiedział enigmatycznie Rattenberger, uśmiechając się dziwnie. – Kim i Revenant zatrzymali tego skur****na na dachu. Jest cały twój.
- Zaopiekuj się Kiyourą, Michael – Poprosił okularnik, a jego oczy nagle nabrały dziwnego, złowieszczego blasku. Chłopak obrócił się na pięcie i podążył głównymi drzwiami na dach. W tak zwanym międzyczasie Rattenberger wziął Setsunę pod rękę i razem ruszyli do wejścia.

- Goddamnit! – Warknął Adeon, wysłuchując opowieści Kim.
- To pogrąży zarówno Wellingtona, jak i jego przełożonego – Oznajmiła panna Ironfist, a na jej twarzy wykwitł uśmiech. – Dwa lata czekałam na taką… Hmm, ciężko nazwać to okazją… - Dodała, a Falcontet zaczął spodziewać się najczarniejszego scenariusza.
- Rattenberger znalazł się we właściwym miejscu o właściwym czasie – Wątpliwości wszystkich zanegował Revenant, spoglądając w dół. Istotnie, zielony cylinder niósł ze sobą ewidentnie nieuszkodzoną „samobójczynię”. W tak zwanym międzyczasie Thomas II Wellington usiłował wydostać się spod powłoki, w której został zamknięty przez Rastanolina.
- Niczego nie udowodnicie! – Warknął w końcu, pozwalając sobie na triumfalny uśmiech.
- Sądzę, że sama zainteresowana będzie mogła to potwierdzić – Odpowiedział Falcontet ponuro.
- Ona? – Zapytał kpiąco Wellington. – Nie byłbym tego taki pewny… - Nagle z drzwi głównych wypadło coś przypominającego ciało Rattenbergera pozbawione głowy. – Cóż… Ku**a… - Zaklął Thomas, wściekły. Tuż za wypadającym z budynku truposzem wyszedł Himerion wraz z Frozenem.
- Czyń honory – Dało się usłyszeć. Frozen machnął ręką, zamieniając ciało w kostkę lodu, która następnie widowiskowo eksplodowała, sypiąc odłamkami na wszystkie strony. Zamrożone ciała ludzi się tak nie zachowywały.
- Sprytne, Panie Wellington – Mruknął Revenant z uznaniem. – Pomijając fakt, że zastanawiającym jest to, iż wszedłeś Pan w posiadanie demona-doppelgangera, to wszystko prawie się udało… - Tymczasem na dachu pojawił się „martwy” Rattenberger, w doskonałej kondycji i z paskudnym uśmieszkiem.
- Nadjeżdża kawaleria – Oznajmił złośliwie, po czym roztropnie usunął się z drogi. Istotnie, w wyjściu pojawiła się osoba Caspra Stratoavisa. Chłopak trzymał w każdej ręce po jednym rdzawoczerwonym ostrzu, zaś jego oczy błyszczały złowieszczo. Miał w planach ewidentne skrzywdzenie Thomasa II Wellingtona.
- Nie możemy go dopuścić do tej szui – Oznajmił nagle Adeon. – Bez niego nie możemy udupić dyrektora i zakończyć tej szopki – Kim jakby zrozumiała i stanęła tuż obok nauczyciela, gotowa do odparcia ataku. Revenant i Rattenberger zawahali się, za to w oczach Wellingtona pojawił się autentyczny strach.
- Zejdźcie mi z drogi – Oznajmił dziwnie nieswoim głosem. Ku przerażeniu panny Ironfist bransoleta Stratoavisa leżała na ziemi, niepołączona z resztą ciała.
- Daeva… Zaraz się wyrwie – Szepnęła, nie cofając się jednak ani o krok.
- Rozumiem twój ból – Zaczął Adeon tak łagodnie jak tylko potrafił. – Ale nie możesz tego zrobić.
- Zabronisz mi? – Warknął okularnik, postępując krok.
- Wyrzucą Cię stąd.
- Nie obchodzi mnie to. Ten śmieć zasługuje na najgorszy los.
- A co z Kiyourą? – Zapytał Falcontet cicho, przeklinając siebie za użycie tak paskudnej karty w rozmowie. Oczy Caspra rozszerzyły się, blask rozwiał niczym delikatna mgła. Czerwonowłosy nauczyciel westchnął z ulgą. Podziałało. Stratoavis podniósł z ziemi bransoletę i zapiął ją na swojej lewej ręce.
- A więc niech żyje. Za usiłowanie zabójstwa i tak będzie miał przerąbane – Stwierdził, chowając oba ostrza i odwracając się ku wyjściu. Podążył ku schodom i tyle go widzieli.

- Wszystko zniszczone… - Warknęła wściekła Natalie, trzymając za fraki Gabriela.
- A… A c-co ja mogę? – Zaskomlał przyboczny Najsłodszej.
- Negatywne komentarze o „Głosie Ludu” fatalnie wpływają na naszą reputację i tylko dodają gazetce Stratoavisa i jego rąbniętej kompanii. Dodatkowo ta zdzira otrzymała zadośćuczynienie za cały ten burdel z NASZEJ kieszeni!
- Wszystko szło d-d-dobrze…
- ALE TERAZ już nie jest dobrze! – Krzyknęła mu w twarz wściekła dziewczyna, opuszczając w końcu podwładnego z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. – Co gorsza, ten czas radiowy od dyra został całkowicie zmarnowany wobec braku jakiegokolwiek odzewu! Cholerna tragikomedia! – Po tych słowach Natalie warknęła pod nosem jakieś przekleństwo i znikła za rogiem, wściekła na cały świat. Gabriel strzepnął pyłek z mankietów jego garnituru, po czym westchnął. Czemu właściwie służył JEJ jako prawa ręka? Jakby na potwierdzenie jego słów, ktoś zachichotał w cieniu. Gabriel obrócił się, by dostrzec jakiegoś nieznanego mu chłopaka. Ów śmiejący się był nieco wyższy od niego. Miał krótko ścięte, brązowe i postawione na żel włosy, zielone oczy oraz lekki uśmieszek na twarzy. Na sobie miał burą koszulkę z napisem „No Fear”, przetarte na kolanach dżinsy oraz zużyte tenisówki. Przez plecy przewieszoną miał katanę.
- Coś ty za jeden? – Zapytał ostrożnie Gabriel, dostrzegając ostre narzędzie.
- Bez obawy, mój drogi – Odpowiedział przyjaźnie brązowowłosy, podchodząc nieco bliżej. – Po prostu nie mogłem powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Jesteście parą?
- Bogu dzięki, nie – Odparł młody Kaiser, pozwalając sobie na niewyraźny uśmieszek. Brązowowłosy roześmiał się otwarcie.
- Ach, te kobiety… - Stwierdził. – Możesz mi powiedzieć, mój drogi, gdzie znajdę klasę IIA?
- Dzisiaj już skończyli, przykro mi.
- Niech to… - Posiadacz katany momentalnie spochmurniał, po czym nagle uśmiechnął się ponownie.
- A wiesz może, gdzie znajdę niejakiego Caspra Stratoavisa? – Gabriel zastanowił się. Biorąc pod uwagę dzisiejsze wydarzenia, okularnik mógł być właściwie wszędzie.
- Sugeruję zacząć od radiowęzła – Stwierdził po krótkiej chwili myślenia. „Czyżby kolejny dziwaczny znajomy Stratoavisa…?”, pomyślał z niechęcią. Ów chłopak tylko ukłonił się sztywno i podziękował serdecznie, po czym popędził gdzieś po schodach. „Zapomniałem mu powiedzieć, gdzie konkretnie znajduje się radiowęzeł…”, pomyślał nagle Gabriel, po czym wzruszył ramionami i podążył w stronę wyjścia.
Jutro trzeba było zacząć wszystko od nowa.

Casper westchnął. Dzisiejszy dzień był niesamowicie wręcz wyczerpujący.
Kiedy uświadomił sobie, że Rattenberger był razem z nim na dachu, uderzyła go przerażająca wizja: A jeżeli Wellington ma coś jeszcze w zanadrzu? Biegł tak szybko, jak tylko mógł, a przez głowę przewijały mu się najczarniejsze możliwe scenariusze. Szczęśliwie, znalazł Setsunę w eskorcie Himeriona i Frozena. W oczach obu można było zauważyć troskę i Stratoavis im za to potem dziękował wiele razy. Nie opuścili jej. To uczucie, kiedy zobaczył ją, całą i zdrową… Kamień spadł mu z serca. Ogromny wręcz głaz. Objął ją, po policzku spłynęła mu łza. Trwali tak, poza jakąkolwiek ramą czasu czy przestrzeni, w pustce, gdzie byli tylko oni. Himerion dyskretnie skinął na Frozena i obaj panowie z Piątki dyskretnie usunęli się z korytarza.
- Nigdy więcej… - Szepnął, gładząc jej delikatne włosy jak tamtego feralnego dnia, od którego zaczął się dramat. – Nikt Cię już nie skrzywdzi. Obiecuję.
- Przyrzekasz?
- Przyrzekam… Przyrzekam, imoto-chan – Powiedział. Oczy Kiyoury rozszerzyły się, zaś ona sama tylko wtuliła się mocniej w sylwetkę chłopaka.
- Onii-chan… - Szepnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. Łzy szczęścia. Przez dłuższą chwilę stali tak pogrążeni w nostalgii…
- Chodźmy stąd… - Powiedział w końcu Stratoavis, zaś Setsuna skinęła lekko głową.
Wydawało się, że to już będzie koniec tego ciężkiego, męczącego dnia. Tymczasem ów się jeszcze przedłużył, choć tym razem obeszło się bez nieprzyjemnych spotkań, co najwyżej… zaskakujących.

- Marcus? – Zdziwił się okularnik, widząc swojego najlepszego przyjaciela. Brązowowłosy Samuraj uśmiechnął się.
- Kopę lat, stary druhu – Odparł Marcus Aftermath, składając wyszukany ukłon. – Uszanowanie szanownej pani – Dodał, zwracając się w stronę Kiyoury. Dziewczyna odwzajemniła ukłon. Casper rzucił na nią okiem. Wyglądało na to, że wracała do siebie: Ponownie była zaciętą, milczącą przewodniczącą klasy dziennikarskiej, która rzadko się uśmiechała. „Więc wszystko jest w porządku…”, pomyślał Stratoavis z pewną ulgą.
- Znacie się? – Zapytała po krótkiej chwili.
- Tia. Chodziliśmy do jednej klasy w gimnazjum – Odpowiedział Marcus, drapiąc się po głowie. – Stare, dobre czasy.
- A więc w końcu się pojawiłeś. Kate będzie wniebowzięta.
- Chcę zrobić jej niespodziankę. Jutrzejszy dzień będzie, jak mniemam, idealny.
- Czemu konkretnie?
- Z tego, co słyszałem, dyrektora waszej budy i jego zastępcę zgarnęła policja – Casper pozwolił sobie na grymas zadowolenia. – Co się właściwie stało?
- Długo by opowiadać – Odpowiedziała za Stratoavisa Setsuna.
- Aha… No i tajemnicą poliszynela jest fakt, że jutro macie wolne. Czy też raczej mamy…
- Nie mów mi nawet, że…
- Dokładnie – Aftermath ponownie się uśmiechnął. – Do klasy Kate, tej biologiczno-chemicznej.
- To jest ta niespodzianka, o której wspomniałeś w swoim liście?
- Yhm. Nie mogę się doczekać jej miny, kiedy jutro się pokażę pod jej kamienicą.
- Znasz jej adres?
- Tia, podawała mi go kiedyś w jednym z listów zwrotnych… - Zaczął Marcus, ale rozmowę przerwał dzwonek komórki Caspra. Okularnik odebrał telefon:
- Tak słucham? A, to ty… Jak to jutro urządzacie imprezę? Kolejną? – Zdziwił się, słysząc słowa z aparatu. – Ech, jasne. Wspólnota only? Nie dziwię się, ja też nie zaprosiłbym tych bydlaków po wydaniu tamtej gazetki… Rozumiem, że jesteśmy zaproszeni? Miło z ich strony… Będzie turniej Soul Calibur? – Zapytał nagle, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Oh hell yeah. Oczywiście, że będę. Mogę kogoś ze sobą zabrać? Dwie osoby. Kiyourę i jednego tajemniczego jegomościa, na widok, którego Kate opadnie szczęka… Tak, Marcus. Spróbuj jej tylko powiedzieć, a urwę Ci jajca – Na wpół żartobliwa groźba zawisła w powietrzu. – Ok, dzięki. Do jutra – Stratoavis rozłączył się. – Macie pozdrowienia od Rattenbergera… I mam nadzieję, że nie macie żadnych planów na jutro?
- Nie, raczej się na to nie zanosi – Odpowiedziała Setsuna, pozwalając sobie na lekki uśmiech. – Naprawdę będzie organizowany turniej Soul Calibur?
- Tak. Trzydziestu dwóch zawodników, w tym ja, szkolny mistrz konsolowych bijatyk. Mają już czternastu zawodników…
- Możesz dopisać mnie – Powiedziała czarnowłosa, zaskakując okularnika.
- I mnie – Dodał Marcus, ale w jego przypadku nie było to jeszcze aż tak dziwne: Ostatecznie to Casper nauczył Aftermatha wielce ważnej umiejętności przegrywania z honorem.
- Grasz w Soul Calibur? – Zapytał, jakby zaskoczony.
- Od dwunastego roku życia. Uczyła mnie Saionji-san – Odpowiedziała. Stratoavis dostrzegł w jej oczach straszliwy ból i kiwnął głową ze zrozumieniem. – Szykuj się na porażkę, onii-chan – Dodała z pewnością w głosie.
- Ohoho, już się boję – Odparł Casper. Dwójka zaśmiała się cicho.
- Onii-chan? – Zapytał jakby skołowany Marcus.
- Nazywasz się samurajem i nie znasz podstaw japońskiego? – Zapytał zgryźliwie Stratoavis.
- Znam… Dlatego uszom nie mogę uwierzyć – Wymamrotał. – Nigdy nie mówiłeś, że masz siostrę… - Okularnik i czerwonooka popatrzyli po sobie, po czym wybuchli głośnym śmiechem.
- Do zobaczenia jutro! – Odparli obydwoje, wciąż zanosząc się śmiechem i zostawiając skonfundowanego Aftermatha jego własnym przemyśleniom.
Oj, Casper był zmęczony dzisiejszym dniem. Dobrze, że wszystko skończyło się dobrze. Zgasił lampkę nocną i pozwolił objąć się Morfeuszowi.
W głowie przed zaśnięciem rozbrzmiewały te słowa. Słowa, które zapieczętowały ich przyjaźń.
„Onii-chan…”, powiedziała wtedy Setsuna. Stratoavis uśmiechnął się. „Dobrze mieć taką siostrę jak Kiyoura…”, doszedł w końcu do wniosku.
Wszystko zaczynało się teraz na nowo.


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #23 : 13 Listopada 2010, 01:09:44 »
Eeee..... takie zakończenie, niby fajne ale spodziewałem się czegoś krwawego i mniej sprawiedliwszego. Mimo to fajne. A turniej Soul Calibur.... ach przypomniał mi się ten turniej na konwencie w Radomiu. To było coś, walka od 1-4 nad ranem i ten "bojowy cygan', tańcu, tańcu tamburynem i Je* w gościówę, ahh.... to  była frajda.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Nekro_L

******

Punkty uznania(?): -1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 476


Zobacz profil
« Odpowiedz #24 : 13 Listopada 2010, 10:43:27 »
Belegor ma rację, zakończenie zostawia niedosyt. Ale rozdział dobry, chociaż prolog bardziej mi się podobał, w każdym razie jest to co cechuje każde dobre opowiadanie - akcja, napięcia, zaskoczenia. No, bo kto by podejrzewał dyrektora o to, że spróbuje zabić uczennicę, żeby wywalić Caspra. Chociaż może... Ale szczerze mówiąc, spodziewałem się, że Natalie wprowadzi terror w szkole, ale jak widać nie jest tak źle.


IP: Zapisane
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #25 : 14 Listopada 2010, 16:48:38 »
Tymczasem, noszony inspiracją, prezentuję wam pierwszą część drugiego rozdziału. Enjoy!

Rozdział 2 – Pożądanie

- Zdajesz sobie sprawę, że organizując ten turniej ściągasz sobie na głowę napalonego na nakopanie nam wszystkim Caspra? – Zapytał retorycznie David, patrząc na Curta podłączającego konsolę.
- Nie byłbym tego taki pewien – Odparł lokalny gangster, uśmiechając się złośliwie. – Ćwiczyłem bity miesiąc, a on sam mówił, że jego płytkę szlag trafił już na początku roku.
- I sądzisz, że nie kłamie…? Himek, zostaw tą wódkę! – Rzucił w stronę drugiego z członków Piątki. Prócz nich na miejscu byli jeszcze Frozen, Edward, Bear i oczywiście Bambi.
- On? Kłamać? Jesteś chyba zbyt paranoiczny… Poza tym, ćwiczyłem. Pamiętam, że Casper dosłownie nienawidzi walczyć z szybkimi postaciami i właśnie dlatego szkolę się najszybszymi możliwymi. W przypływie frustracji popełni błąd i będziemy w domu.
- A świnie fruwają! – Odparł zgryźliwie Edward, stawiający właśnie na stole salaterkę z chipsami.
- Tak swoją drogą, bardziej zajebistych wieści na koniec weekendu nie można było usłyszeć – Stwierdził Curt, uśmiechając się. – Dyro i Wellington zgarnięci przez policję.
- A czyja to zasługa?
- Nie mam właśnie zielonego pojęcia, ale obsypię go papierkami, jeżeli go znajdę.
- A ja wiem – Stwierdził nagle Frozen i uśmiechnął się szeroko.
- Niech zgadnę. To wszystko twoja zasługa? – Odparł kwaśno lokalny gangster.
- Nah. Kim, Reve, a po części także Falcontet, Casper i… Cholera, jak jej tam było… No, ta Japonka.
- Pierwsze trzy rozumiem, czwarty wydaje mi się też… Ale Setsuna?
- O właśnie! – Ucieszył się Frozen, rad z przypomnienia sobie nazwiska. – Co prawda nie pomogła udupić go bezpośrednio, ale…
- Ale niby jak?
- A to delikatny temat, powiedziałbym… - Przywódca Piątki umilkł, jakby nieco speszony. – Możesz ją zapytać na imprezie, Rattenberger rozrzucał zaproszenia jak głupi.
- Mam nadzieję, że ominął Fanów?
- Z wyłączeniem Revenanta, ale tak, ominął. Skur******two nie popłaca, ot co.
- Właśnie, ot co – Rzucił Edward.
- Przestań się za mną powtarzać, z łaski swojej! – Huknął Frozen, zaś reszta wybuchła śmiechem.
- Zastanawia mnie tylko, kogo mogą wybrać na nowego dyrę? Chyba kogoś z nauczycieli, nie?
- Na bank nie będzie to Adeon – Stwierdził po krótkiej chwili Curt. – Całe ciałko pedagogiczne dosłownie go nienawidzi… Paradoksalnie, byłby chyba najlepszym wyborem, bo jest cholernie sprawiedliwy. Zaraz po nim Kaiser, nauczyciel od przysposobienia obronnego. Taki dyro, tylko sympatyczniejszy.
- Wuj Gabriela – Rzucił nagle Bear, barczysty i brązowowłosy chłopak z jednodniowym zarostem na twarzy.
- Nie faworyzuje go na żadnej lekcji – Odparł na to David.
- Ale jeżeli ma mieć takie zdolności organizacyjne jak dyro, to dziękuję bardzo – Odparł Himerion, przygryzający chipsa.
- Więc na dobrą sprawę kto zostaje? – Zapytała Bambi. Jej pytanie nie doczekało się jednak odpowiedzi, bowiem do drzwi wejściowych ktoś zapukał.
- Ja otworzę – Mruknął Bear, uchylając klamkę. Do środka wskoczył charakterystyczny zielony cylinder, którego właściciel zaczął rapować w angielskim:

It’s the vampire slaughterin holy waterin Belmont,
Heart collectin, reckin the mansions, grab for I want
Zombies coming at me, better wear your helmot
Cause I’m quick to crack your skull and fucking clean your clock!

- My też Cię kochamy – Odparł kwaśno Curt. Michael Rattenberger parsknął śmiechem.
- Kiedy mówię prawdę… Przynajmniej częściowo – Odparł tajemniczo blondyn, pozwalając przejść następnemu gościowi.
Był to nieco wyższy od Rattenbergera chłopak z brązowymi, postawionymi na żel, krótkimi włosami w burej koszulce z napisem „No Fear”, przetartych na kolanach dżinsach i wysłużonych tenisówkach. Przez plecy przewieszoną miał katanę, zaś na jego twarzy gościł uśmiech.
- O k**wa… - Wymamrotał zaskoczony lokalny gangster. – Marcus?
- Dokładnie, pani i panowie – Odparł Marcus Aftermath, składając lekki ukłon. Ledwo podniósł głowę, a zebrani już go ściskali, radośni z możliwości zobaczenia się z uznawanym za od dawna zapomnianym przyjacielem.
- Ok, to postawmy sprawę jasno – Oznajmił, kiedy już wszyscy go wyściskali. – Chowam się w jakiejś szafie, wy informujecie mnie, kiedy pojawia się Kate, informujecie mnie o tym, a ja wyskakuję i robię jej niespodziankę.
- To z okazji urodzin? – Zapytał ktoś.
- Między innymi.
- Ok, kto się podejmie? – Rzucił Rattenberger. Po krótkiej chwili zgłosiła się Bambi. – Więc ustalone… - Ponownie pukanie do drzwi, a w wejściu pojawił się Revenant w szarym swetrze i sztruksach.
- Cóż to, tak was mało? – Zdziwił się.
- Impra zaczyna się za pół godziny – Odparł Curt, opadając na kanapę. – Reve, łapaj za pada i daj się obić.
- Co, ćwiczenia do pojedynku ze Stratoavisem? – Parsknął Rastanolin, przeskakując przez fotel. – Równie dobrze możesz ścigać się z nim w prowadzeniu radiowęzła – Dodał zgryźliwie, co lokalny gangster odparował cichym „Goń się”.
- No i kogo weźmie? – Zapytał Rattenberger Marcusa.
- Revenant? Najprawdopodobniej Kilika. Wszyscy biorą Kilika.
- A Curt?
- Nie mam najbledszego pojęcia, ale żeby wygrać z Casprem będzie musiał wziąć kogoś szybkiego i z dużym zasięgiem… Więc w sumie Kilik – Jakież było zdziwienie brązowowłosego, gdy głos z konsoli oznajmił „versus Taki”. – O… To było niespodziewane.
- Dobry wybór – Mruknął Edward. – Stratoavis NIENAWIDZI tych kopniaków – Dodał. W tak zwanym międzyczasie rozgorzała walka i po jakichś dwudziestu sekundach dało się słyszeć stłumione przekleństwo Rastanolina. – I wygląda na to, że Curt istotnie ćwiczył.

Ludzie się zbierali, w salonie Curta robiło się tłoczno. Spora grupka ciekawskich obserwowała usiłującego odgryzać się Revenanta, który na razie przegrywał z Curtem 0:18. Frustracja na twarzy Rastanolina była doskonale widoczna. Marcus ukrywał się w wyżej wymienianej szafie, bowiem Kate była już na miejscu i obecnie rozmawiała z także obecną Kim na temat przesadnego feminizmu. Edward i Rattenberger opowiadali sobie sprośne dowcipy, David kontynuował lekturę swojej książki, Bear i Himerion ucięli sobie drzemkę na wolnych fotelach.
- K**wa! – Zaklął ku zadowoleniu lokalnego gangstera magik, po czym mało brakowało, a ze wściekłości cisnąłby padem w ekran. Zamiast tego wymamrotał pod nosem kilka słów i opuścił kanapę, udając się w stronę kuchni.
- Ktoś chętny na łomot? – Zapytał Curt z lekką kpiną w głosie. Ku zaskoczeniu co niektórych, przez sofę przeskoczyła… Kate.
- Zaraz dostaniesz niezłe manto – Oznajmiła z niezachwianą pewnością siebie, wybierając Xianghuę. Brew Curta lekko się uniosła, ale nie powiedział nic. Wyglądało na to, że panna Windsdaughter była „button masherką”, bo ledwo rozpoczęła się walka, dziewczyna zaczęła wciskać losowe guziczki na zmianę. Trzeba było jej przyznać, „button masherka” była z niej zaskakująco dobra. Mało brakowało, a Curt przegrałby pierwszą walkę, jednak zachował zimną krew w odpowiednim momencie i ostatecznie zatriumfował, wykonując potrójny „Ring-Out!”.
- Dismissed – Stwierdził triumfalnie lokalny gangster. Wymienił uściski dłoni z Kate, po czym zaprosił następnego zawodnika. Tym razem siadł Edward. Tutaj nie było niespodzianki, członek Piątki został dosłownie rozsmarowany. Nie pomogły mu losowo wybierane postaci. Curt dzisiaj dominował…
- Kto następny? – Zapytał kpiąco. Ledwo zapytał, drzwi wejściowe otworzyły się, a na dworze dało się słyszeć pomruk zbliżającej się burzy.
W drzwiach stali Casper i Kiyoura, tym samym nieprzyjemnym wzrokiem mierząc zebranych. On miał na sobie to, co zwykle: czarną koszulkę z okultystycznym motywem, czarne dżinsy całe w ćwiekach, czarne adidasy, czarne skórzane rękawiczki bez palców oraz nieodłączne okulary w ciemnoczerwonej oprawce. Ona ubrana była w jednoczęściową czarną sukienkę na ramiączkach, sięgającą odrobinę nad kolana, wysokie czarne buty na suwaki, przeźroczystą ciemną koszulę pod sukienką, ciemne rajstopy i nieodłączną czerwoną kokardkę.
- Pasują do siebie – Stwierdził po krótkiej chwili Rattenberger, zaś stojący obok niego Himerion odpowiedział tylko urywanym, nerwowym chichotem, bo oto dwie pary oczu, czerwone i zielononiebieskie zwróciły spojrzenie w ich stronę.
- Gdzie jest Curt? – Zapytał w końcu okularnik, uśmiechając się kpiąco.

Kim otrzymała zadanie nadzorowania przebiegu turnieju. Ponieważ nie udało się zebrać kompletu zawodników, trzeba było poprzestać na szesnastce, ale można było powiedzieć, że było tu kilka ciekawych osób:
1.   Curt Skonovitz(Taki, Talim, Raphael)
2.   Casper Stratoavis(Siegfried, Nightmare, Girardot)
3.   Revenant Rastanolin(Revenant, Kilik, Zasalamel)
4.   Sam „Nobrocybix” Watson(Sophitia, Demuth, Ivy)
5.   Kate Windsdaughter(Xianghua, Yun-Seong, Maxi)
6.   Edward Porter(Kilik, Astaroth, Nightmare)
7.   Adrian „Himerion” Hardblack(Kilik, Tira, Voldo)
8.   David Blues(Luna, Abelia, Amy)
9.   Duncan Payne(Astaroth, Rock, Strife)
10.    Andre „Bald” Cheffield(Mitsurugi, Kilik, Nightmare)
11.    Mark „Scout” Shovoff(Talim, Lizardman, Amy)
12.    Hans „Fritz” Krieger(Siegfried, Abelia, Raphael)
13.    Michael Rattenberger(Olcadan, Chester, Cervantes)
14.    Roksana „Nadia” Czerwińska(Lynette, Cassandra, Rock)
15.    Kiyoura Setsuna(Setsuka, Yoshimitsu, Astaroth)
16.    ?(Kilik, Siegfried, Greed)

Panna Ironfist pokręciła głową z niedowierzaniem. „Nawet Kate zapisała się do turnieju…”, pomyślała, dostrzegając w końcu ostatni wpis. „Tajemniczy nieznajomy?”, zdziwiła się, po czym zostawiła listę dalej i rzuciła okiem na kolejność walk:
1.   Casper – Curt
2.   Nobrocybix – David
3.   Fritz – Duncan
4.   Scout – Himerion
5.   ? – Kate
6.   Rattenberger – Nadia
7.   Revenant – Edward
8.   Kiyoura – Andre

- Szykuje się prawdziwa bomba, i to już na samym początku – Rzucił Michael, zaglądając znad ramienia.
- Nie wiem, co wy w tym widzicie – Stwierdziła panna Ironfist, wzruszając ramionami.
- Widzisz, jedni mają w łapskach żelazo. Inni muszą zadowolić się alternatywą – Odparł blondyn w cylindrze, szczerząc zęby.
- Spróbuj tylko wygrać z Nadią… – Powiedziała pół żartem pół serio Kim, łapiąc rozmówcę za kołnierz i uśmiechając się przymilnie, zaś chłopak tylko przełknął ślinę, pozwalając sobie na nerwowy chichot.
- Ok, ludziska, czas na bijatykę – Oznajmił gromko Frozen, który obrał sobie rolę komentatora. – Jako pierwszych zobaczymy dwóch największych dominatorów na scenie Liceum Louisville, jeśli chodzi o Soul Calibura! – Ku zaskoczeniu Revenanta, Setsuna wywróciła oczami z politowaniem wymalowanym na twarzy. – Lewy pad należy do Championa, skrytego w cieniach i bezlitosnego Caspra… STRATOAVISA! – Ryknął z przesadną egzaltacją przywódca Piątki, wskazując na okularnika lewą ręką. Chłopak ukłonił się lekko, jego oczy błysnęły złowrogo. – Zaś prawy pad weźmie w swe ręce Ojciec Chrzestny wszystkiego, co pełza poza zasięgiem wzroku prawa, Curt SKONOVITZ! – Wrzasnął, pokazując na blondyna w czapce. Ten tylko uśmiechnął się samymi kącikami ust, zaś odpowiedział mu entuzjastyczny aplauz, gdzie prym wiedli Bambi oraz Duncan. Obaj panowie usiedli na sofie, wymieniając się wcześniej uściskami dłoni.
- Soul Calibur III… Oh, uwielbiam tę grę – Mruknął sam do siebie okularnik, słysząc męski głos zapowiadający rozpoczęcie gry. Wybrali zawodników: Casper – dzierżącego Soul Edge Nightmare’a, Curt – zabójczą adeptkę ninjutsu, Taki.
- Taki…? – Zdziwił się Stratoavis, zaś lokalny gangster wykrzywił usta w jeszcze szerszym uśmiechu. „Mam go…”, pomyślał, już widząc siebie jako nowego triumfatora. „Stage” wybierał on, więc wcisnął zwyczajnie „Random”(wedle słów Andre, była to najlepsza arena, gdyż nieustannie się zmieniała). Niestety, ledwo usłyszał pierwsze nuty „Forsaken sanctuary”, uśmiech zniknął z jego twarzy, zaś uśmiech pojawił się na twarzy jego przeciwnika. Znaleźli się właśnie na jego ulubionym miejscu walk.
- I want to see your madness – Powtórzył okularnik tuż za Błękitnym Rycerzem, idealnie wręcz imitując głos głównego antagonisty serii. Curt pobladł, ale zachował zimną krew… Do czasu dwóch pierwszych „Ring-Out!”.
- K**wa… - Zaklął pod nosem blondyn w kapeluszu, zaś Casper tylko uśmiechnął się kącikami ust i wcisnął strzałkę do tyłu przy jednoczesnym naciśnięciu kwadratu i trójkąta. Zapowiadało się wyjątkowo bolesne i nieprzyjemne zakończenie.
- Sidestep, do ciężkiej cholery! – Wydarł się Revenant, zaś lokalny gangster odruchowo przemieścił adeptkę ninjutsu o kilka kroków w bok, unikając ciosu i wymierzając własny. Casper skrzywił się nieznacznie i posłał przeciwnika na deski szybką pięścią. Było po walce.
- Cóż, to było szybkie – Mruknął jakby niepocieszony Frozen. – Ok, ludziska, mamy pierwszego ćwierćfinalistę! – Huknął, wskazując na Stratoavisa. Ten tylko skinął lekko głową, po czym wymienił się uściskami dłoni z niepocieszonym tak szybką porażką Curtem.
- I on twierdzi, że nie grał w to od dwóch miesięcy – Powiedział do siebie Rattenberger, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Jest dobry – Stwierdziła cicho Kiyoura z podziwem w głosie.
- Najlepszy. Nie ma nikogo, kto usatysfakcjonowałby jego żądzę znalezienia godnego rywala.
- Czas pokaże.
- Ty? Bez urazy, ale nie wyglądasz na taką, która miałaby go pokonać.
- Pozory mogą mylić, Rattenberger-san – Odpowiedziała czarnowłosa, pozwalając sobie na delikatny uśmiech.
Następne walki nie były specjalnie zaskakujące: Nobrocybix pokonał Davida, Fritz Duncana, a Scout – po długim obrzucaniu się wyzwiskami w angielskim ze swoim przeciwnikiem – Himeriona. Nadszedł czas na walkę Kate z tajemniczym nieznajomym. Curt skinął na Bambi, która w podskokach zbliżyła się do szafy.
- Zanim zaczniemy następną walkę, chciałem coś zaanonsować – Oznajmił lokalny gangster. – Otóż, jak wszyscy wiemy, jedna osoba z naszego grona ma jutro urodziny, a jest nią niejaka Kate Windsdaughter. Złóżmy jej życzenia, jak przystało wedle obyczaju – Dodał, wskazując na uzdrowicielkę. Dziewczyna zarumieniła się, zaś fala oklasków i poprzedzane przez Rattenbergera „Sto lat” zamieniło jej twarz w niewielki, całkiem ładny buraczek. Potem przyszła pora na składanie życzeń. Pierwszy wystartował Michael, ściskając przyjaciółkę radośnie. Potem przyszła kolej na Kim i Caspra. Blondynka wymieniła się uściskami z Kate, z kolei Stratoavis ograniczył się do uściśnięcia jej dłoni i wypowiedzenia życzeń, choć było widać, że zwyczajnie głupio mu było zrobić coś więcej. Michael pomyślał, że może mieć to związek z Marcusem schowanym w szafie.
Kolejne osoby podchodziły i składały życzenia, parę dało też prezenty: Revenant ofiarował Kate niewielki diadem, Krieger – najnowszą płytę Jonas Brothers(Ohyda, pomyślał Casper), Andre – parę rękawiczek, a Scout – piłkę do bejsbola. Każdemu dawał piłkę do bejsbola, najprawdopodobniej w charakterze szczęśliwego amuletu.
- Bang! I make it look easy – Oznajmił, darowując jej już ósmą piłkę od czasu rozpoczęcia nauki w Liceum. Curt zawsze dawał sobie uciąć głowę, że Mark miał akcent rodowitego Bostończyka.
- Gee… Thanks – Odparła. Warto było wspomnieć, że inaczej niż w angielskim dogadać się z nim nie szło.
- Tymczasem to nie koniec atrakcji – Dodał Curt. – Mamy dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę… - Oznajmił tajemniczo, dając znak swojej dziewczynie. Bambi uroczyście otworzyła drzwi szafy… Zaś z niej wytoczył się na wpół zakadzony niezidentyfikowaną substancją Marcus. Nim ktokolwiek zdążył mu się przyjrzeć, chłopak upadł na dywan, kaszląc i charcząc.
- Wszystkiego najlepszego – Rzucił Stratoavis nieszczerze. Kate poleciała, by ratować owego nieszczęśnika. Odwróciła go na plecy… I zaniemówiła. W tak zwanym międzyczasie Rattenberger zajrzał do owej trującej szafy… I zaklął pod nosem.
- Jaki kretyn nie wyciągnął stąd najpierw środka na mole? – Zapytał bardzo powoli, równie powoli odwracając wzrok w stronę Piątki. Zapanowała cisza, przerywana tylko chrząknięciami mającymi zapewne zamaskować śmiech.
- Wybuchnąłbym pełnym rechotem, ale przyzwoitość mi nie pozwala – Stwierdził Casper, trzymając się za brzuch.
- Będę na dworze… - Zaczęli jednocześnie Himerion i Edward, starając usunąć się dyskretnie ku wyjściu, ale niestety: Kim miała ich już w garści, obu panów przytrzymując za kołnierze.
- Przemoc. Ekstra – Rzucił Bear, aktualnie drzemiący na fotelu przykryty gazetą.
- Marcus…? – Wyszeptała Kate, wpatrując się w oczy swojego chłopaka.
- Wszystkiego najlepszego – Odparł brązowowłosy samuraj, pozwalając sobie na uśmiech.
- Idiota – Odpowiedziała mu dziewczyna, ale na jej twarzy również pojawił się uśmiech. – Ok, nie ruszaj się przez chwilę, zaraz się tym zajmiemy… - Ciekawski tłumek zaczął obserwować, jak dłonie panny Windsdaughter zaczynają błyszczeć niebieskim blaskiem, a urywany oddech Marcusa powoli się uspokaja i stabilizuje.
- Robi wrażenie pomimo oglądania tego niezliczone ilości razy – Stwierdził Michael, zaś Curt tylko skinął głową. Po krótkiej chwili wszystko było załatwione, zaś Aftermath zaczął się powoli podnosić.
- Nie podnoś się jeszcze, leczenie się nie skończyło – Odparła, stopując jego próby wstania na nogi. – Czy ktoś pomoże mi go przenieść? – Zapytała. Niemal natychmiast zgłosił się Duncan do spółki z Andre, długowłosym gościem o pogodnym wyrazie twarzy(Kim wciąż trzymała Himeriona i Edwarda). – Wygląda na to, że będę musiała przy nim poczuwać jakiś czas. Oddajcie moją kolejkę komuś innemu – Dodała, wskazując palcem przed siebie. Pochód podążył w stronę wolnej sypialni, zaś Rattenberger i Frozen wymienili się wiele mówiącymi uśmiechami.
- Zboczeńcy – Skwitowała to krótko Setsuna.
- Ok, a co z tymi tutaj? – Zapytała panna Ironfist. Istotnie, wciąż trzymała Himeriona i Edwarda, rozpaczliwie usiłujących wyrwać się z jej żelaznego chwytu.
- Darujmy im – Odparł przywódca Piątki, wzdychając teatralnie. – Ale żeby to było ostatni raz, panowie…! – Dodał, grożąc im palcem. Blondynka puściła w końcu obu winowajców zamieszania.
- Więc… Kto chce to wolne miejsce? – Zapytał Curt nagle, przypominając wszystkim o turnieju. Zaczęto ciągnąć losy, by wyjawić szczęśliwego zwycięzcę, Himeriona.

Dalej poszło gładko: Rattenberger pozwolił Nadii wygrać(ewidentnie nie rozumiał pokrętnego poczucia humoru Kim), zaś Revenant rozsmarował Edwarda po podłodze. Przyszła pora na ostatnią walkę, starcie Kiyoury i Andre.
Czarnowłosa ujęła pad w dłonie i po jej spokojnych, oszczędnych ruchach było widać, że wie, co robi. „Zobaczymy, czy jest w tym choć odrobina prawdy…”, pomyślał Andre, wybierając swojego top zawodnika, Mitsurugiego zbrojnego w katanę. Setsuna poszła za ciosem i wybrała tajemniczego Yoshimitsu, również uzbrojonego w owy miecz samurajów. Długowłosy jak zwykle wybrał „random”. Po krótkiej chwili zagrał „The Blade Seeker” i obaj zawodnicy znajdowali się teraz na uszkodzonym statku wojennym, tocząc pojedynek w samym środku morskiej bitwy. Nie minęło pierwsze piętnaście sekund, a dziewczyna już zaliczyła pierwszy „Perfect!” „Perfect?”, zdziwił się jej przeciwnik. Nie zdążył się nadziwić, bowiem kolejny festiwal cięć katany Yoshimitsu i jego zawodnik leżał już na ziemi, po kolejnym „Perfect”. „Jest dobra…”, pomyślał z pewnym przestrachem, skupiając się bardziej, ale i to nie pomogło: Trzeci „Perfect” został zaaranżowany niedługo po drugim. Szczęka długowłosego opadła aż do samej podłogi, natomiast Casper gwizdnął z podziwem.
- Powiedzieć, że dobra… To mało powiedziane – Wymamrotał Revenant, równie zaskoczony, co inni. – Jest zajebista.
- Andre jest jednym z lepszych zawodników w gronie występujących – Odparł Stratoavis, chwytając się za brodę. – Być może to jest to, czego od tak dawna szukałem… - Jego oczy rozbłysły. – Godny przeciwnik.
Tymczasem Setsuna odłożyła pada na miejsce i podniosła się z miejsca.
- Sądziłam, że będziesz gorszy – Stwierdziła po chwili, uśmiechając się lekko. Po tych słowach wcisnęła się w tłum.
- Ok… I po tym efektownie efektywnym zwycięstwie rundę wstępną mamy za sobą, ludziska! – Wydarł się Frozen. – Kim, zapodaj listę walk na ćwierćfinały – Dodał. Blondynka podała mu kartkę, na której figurowały konkretne imiona:
1. Himerion – Revenant
2. Kiyoura – Scout
3. Casper – Nobrocybix
4. Fritz – Nadia

Pierwsza walka była pewnie jedną z najbardziej wyrównanych w tym mini-turnieju, ale po wyczerpującej walce Zasalamel Revenanta zwyciężył z Tirą Himeriona. Przyszła pora na największą niespodziankę turnieju, Setsunę, która to teraz miała zmierzyć się z największym pieniaczem turnieju, Scoutem.
- Let’s do dis – Oznajmił Shovoff swoim przesadnie bostońskim akcentem, wybierając dzikiego Lizardmana. Kiyoura odmruknęła coś w odpowiedzi, na swoją przedstawicielkę wybierając gejszę Setsukę.
- Jeżeli umie posługiwać się Setsuką tak dobrze jak Yoshimitsu, masz przerąbane – Stwierdził Rattenberger, zwracając się do Caspra.
- Sądzę, że jesteś trochę przewrażliwiony, ale rozumiem: Jest dobra i z pewnością rozniesie i Scouta, i następnego zawodnika bez większych kłopotów… - Odpowiedział okularnik, obserwując swą potencjalną przeciwniczkę w finale.
- I’m gonna headbutt ya! – Huknął Mark, uskuteczniając próby ataku głową. Po otrzymaniu kilku cięć i odleceniu kawałek do tyłu zmienił nieco śpiewkę. – This did not just happen – Powiedział, stając na nogi i ruszając do ataku. Niefortunnie dla niego, ta runda została przegrana przez niego. – Frickin’ unbelievable – Stwierdził, jakby zaskoczony. Przy rozpoczęciu drugiej rundy błyskawicznie przeszedł do ofensywy i udało mu się nawet zaskoczyć swoją przeciwniczkę. – BOOM, I’m back, dummy! – Oznajmił triumfalnie, uśmiechając się. Setsuna zmarszczyła lekko brwi, ale nie powiedziała nic, wyprowadziła za to potężną kontrę i zaczęła karać przeciwnika za zbyt lekkomyślną ofensywę. – No, no, no… - Zaczął jej przeciwnik, ale było już za późno, drugi nokaut był faktem. – I can NOT believe this! – Warknął. Na jego czole pojawiły się kropelki potu. W trzeciej rundzie, ku zaskoczeniu wszystkich, Lizardman dominował, miotając swoją przeciwniczką jak szmacianką lalką. W chwili, gdy „Ring-Out” dla Setsuki stał się faktem, Scout wydał z siebie dziki okrzyk radości:
- I WASTED you! – Stwierdził, wciąż zanosząc się śmiechem. – Yo, if ya didn’t want me to kill ya, ya shoulda say something! – Dodał, szczerząc zęby.
- Baka… - Odpowiedziała w japońskim czarnowłosa, zaskakując adwersarza i w kilka sekund zamieniając go z triumfatora w przegranego. Na „perfect”. Zapanowała cisza.
- This sucks – Stwierdził w końcu Shovoff. – This sucks on ice!
- To było dobre… - Mruknął Curt z uznaniem. – Pozwoliła mu wygrać walkę, bo wiedziała, że zachowa się lekkomyślnie, upojony triumfem… Faktycznie jest dobra.
- Uczyli ją najlepsi – Odparł cicho Casper.
- Co, w sensie, że Ty?
- Nie… Sądzę, że dużo lepsi – Dodał melancholijnie Stratoavis, przypominając sobie wczorajszy dzień. – Ok, załatwimy Nobrocybixa i będziemy na półmetku.
Jak powiedział, tak zrobił: Dosłownie zamiótł przeciwnika za pomocą Girardota. Ostatnia walka zakończyła się zwycięstwem Fritza, który w widowiskowy sposób udowodnił swej przeciwniczce wyższość rapieru nad maczugą.
Rozpoczął się półfinał, w którym to Setsuna pokonała Revenanta, a Stratoavis – Kriegera po dość interesującym „mirror matchu”.
Nadszedł czas ostatecznego starcia.

- Panie i panowie… - Zaczął Frozen z pietyzmem w głosie. – Lewy pad dzierży w swych dłoniach Mistrz Cieni i bezlitosny oprawca, Czempion Liceum… Casper STRATOAVIS! – Huknął, wskazując na okularnika. Ten nie uśmiechał się, jak przy rozpoczęciu turnieju. Cała jego twarz wyrażała skupienie, ale też coś w rodzaju chorej fascynacji: Oto miał przed sobą przeciwnika godnego walki. Absolutną mistrzynię.
- Tymczasem prawy pad należy do reprezentantki Kraju Kwitnącej Wiśni, zabójczej tak bardzo jak ostrze katany, Kiyoury SETSUNY! – Ryknął przywódca Piątki. Dziewczyna również się nie uśmiechała, całą sobą wyrażając determinację do walki.
Obydwoje usiedli na sofie, chwytając za pady. On wybrał swoją najpotężniejszą kartę atutową, uzbrojonego w dwuręczny miecz orędownika światła, Siegfrieda Schtauffena. Ona także wybrała swoją najpotężniejszą kartę atutową, zabójczą i piękną gejszę, Setsukę. Zapanowała cisza…
- Niech wygra lepszy, imoto-chan – Oznajmił w końcu Casper, pozwalając sobie na uśmiech.
- Bądź lepsza, onii-chan – Odparła Kiyoura, również się uśmiechając.
- LET THE BATTLE BEGIN! – Wydarł się Frozen, anonsując rozpoczęcie finału. Istotnie, finałowa walka rozpoczęła się, ponownie wracając do opuszczonej katedry. „Forsaken Sanctuary” wypełniło uszy zebranych.
- Dochodzę do wniosku, że wybranie przez Ciebie Astarotha jest klasycznym przykładem ironii – Stwierdził, nie odrywając wzroku od ekranu.
- Ja w sumie oczekiwałam, że wybierzesz Cervantesa – Odpowiedziała, lekko sidestepując. Siegfried nie ruszył się z miejsca, wyraźnie oczekując na przeciwniczkę.
- Wszyscy mi to mówią. Zabawne, nieprawdaż? – Odparł na jej słowa, delikatnie przesuwając się do tyłu. – Trzeba przyznać, jesteś naprawdę dobra.
- Ty też… Ale wygląda na to, że zamierzasz przeciągać walkę – Oznajmiła, widząc kolejny ruch do tyłu.
- Jakkolwiek nie lubię tego robić, czasem nie ma wyboru.
- Aż tak dużym zagrożeniem dla Ciebie jestem? – Zapytała, pozwalając sobie na złośliwy uśmieszek.
- Dobry zawodnik nigdy nie lekceważy swojego przeciwnika – Odparł sentencjonalnie. Siegfried znajdował się już przy krawędzi areny: Jeden nierozważny ruch i jego sylwetka mogła spaść do wodnych czeluści. Minęła już połowa rundy.
- A więc chodź, zbliż się.
- Masz mnie za głupią?
- Nie, bynaj… - Zaczął, po czym urwał, widząc napis „Ring-Out” na ekranie. Setsuka jednym celnym uderzeniem wyrzuciła rycerza w lśniącej zbroi do wody. – Ładnie.
- Prawda?
- Ok, tym razem nie będzie już taryfy ulgowej – Stwierdził Casper Stratoavis, mistrz Soul Calibura.
- A więc pokaż, co potrafisz – Odpowiedziała mu Kiyoura Setsuna, mistrzyni Soul Calibura.

- Remis…? – Zdziwiła się Kate.
- W ostatniej rundzie mieli tyle samo życia, jedną dziesiątą paska – Odpowiedział Rattenberger, wciąż lekko poruszony. – To była prawdopodobnie jedna z najbardziej epickich walk, jakie kiedykolwiek widziałem. W pewnym momencie zaczęli dosłownie odbijać ataki i odbijali je przez bite dziesięć sekund. Niesamowite, takiego festiwalu do tej pory nie widziałem. Nigdy.
- Kurczę, wygląda na to, że ominęła mnie niezła zabawa… - Stwierdził Marcus, trochę zawiedziony.
- Sądzę, że może i lepiej, że ominęło Cię lańsko. Żebyś widział minę Andre, gdy Setsuna załatwiła go potrójnym „Perfect”.
- Potrójny? O k**wa…
- No właśnie… Ok, teraz jest potańcówka i niektórzy leżą już pod stołem… - Michael spojrzał na zegarek. – Będziecie schodzić?
- Nah, jeszcze tu trochę posiedzimy – Odparła Kate. Blondyn w cylindrze wzruszył ramionami, po czym machnął im na pożegnanie i zszedł po schodach do salonu. Widząc to, panna Windsdaughter zamknęła delikatnie drzwi i przekręciła zamek. Uśmiechnęła się.
- Teraz nikt nie będzie nam już przeszkadzał – Powiedziała czule, całując swojego chłopaka w usta. Poczuła, że odwzajemnia jej pocałunek i fala radości wypełniła jej ciało. Roześmiała się.
- Witaj z powrotem, Marcusie Aftermath.

"Forsaken Sanctuary" - http://www.youtube.com/watch?v=AtoHEbwCahA
"The Blade Seeker" - http://www.youtube.com/watch?v=0CpCCSPJm_8
Rap Rattenbergera - http://www.youtube.com/watch?v=IoeAt9QLl-Q&feature=related


« Ostatnia zmiana: 14 Listopada 2010, 17:20:34 wysłane przez Fergard » IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #26 : 14 Listopada 2010, 19:53:02 »
Dobra muzyka, niezły leciutki odcinek, ot taki prawie normalny tryb życia licealistów. Świetnie pokazane.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Revenant

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 18


Tak! Do Ciebie mówię!

Zobacz profil
« Odpowiedz #27 : 14 Listopada 2010, 21:56:05 »
Tak więc, nie miałem wcześniej okazji skomentować.

Jeśli chodzi o drugą część pierwszego rozdziału, na prawdę awesome, nie mam słów.. Szczególnie podobał mi się motyw ze spadającą Japonką.
Dalej, faktycznie zakończenie rozdziału jest specyficzne, nie spodziewałem się takiego happyendu po Tobie, Fergardzie ;) Ale lubię happyendy, także zaskoczenie było pozytywne. Cieszę się też, że dyro poleciał! Od początku go nie lubiłem..
Rozdział drugi, hm, przypomniały mi się nasze Soul Caliburowe pojedynki i baty zbierane od Ciebie, roztkliwiłeś mnie, serio! :P Podoba mi się impreza, jest na prawdę realistyczna.  8) I wreszcie jest ktoś godny walki z Casprem!

Czekam na więcej jak już dobrze wiesz :>
I na koniec takie w pewnym sensie egoistyczne -
Życzę weny! :)


IP: Zapisane
Nekro_L

******

Punkty uznania(?): -1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 476


Zobacz profil
« Odpowiedz #28 : 15 Listopada 2010, 18:48:59 »
Bardzo fajny rozdział, zwłaszcza to jak Curt tak szybko zebrał baty od Caspra. Ale muszę powiedzieć... przewidziałem remis z Setsuną w finale. Nie było trudno, można było się domyśleć. Ale rozdział mimo to - świetny. Czekam na kolejne.


IP: Zapisane
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #29 : 15 Listopada 2010, 22:06:29 »
Tymczasem serwuję wam drugą część drugiego rozdziału. Enjoy!

- Impreza była, przyznam, całkiem udana… - Stwierdził Revenant w rozmowie z Gabrielem. – Prócz epickiego turnieju i epickiego wejścia Marcusa, obrzucono nas potem deszczem cuksów.
- Cuksów? – Zdziwił się młody Kaiser.
- Tia, za „wyzwolenie Liceum spod jarzma nieuczciwej władzy”. Chyba pokocham Curta.
- Dobry żart – Odparł główny przyboczny Natalie. – Pamiętaj, jeszcze nie spłaciłeś swojego długu.
- Pamiętam, pamiętam… Ale mimo to nie potrafię zrozumieć, dlaczego trzymasz z tą wredną babą.
- Powodów jest kilka – Mruknął Gabriel, obserwując krople deszczu. – Po pierwsze, ma ona tutaj największe szanse na totalną dominację. Po drugie…
- Sądzisz, że jej tłuszcza może równać się ze Wspólnotą? – Zapytał z wahaniem Rastanolin.
- Jej tłuszcza kierowana jest fanatycznym wręcz oddaniem, którego brakuje „soldati” Curta – Odpowiedział Kaiser, pozwalając sobie na uśmiech. – Choć słabsi technicznie, przeważają liczebnie… No i mamy po swojej stronie Ciebie.
- A oni mają Michaela Rattenbergera, Kim Ironfist i Caspra Stratoavisa – Stwierdził gorzko magik.
- Nie powiedziałbym, że mają, prędzej, że ta trójka pomaga im z własnego poczucia przyzwoitości… I tu właśnie jest pewien problem – Gabriel splótł palce dłoni. – Curta i jego Wspólnotę można polubić, bo choć trzęsą szkołą z najwyższą możliwą bezwzględnością, to widać, że zależy im, choć trochę na polepszeniu standardów uczniów. Natalie nie interesują takie bzdety i jest ona zainteresowana wyłącznie sobą, co teoretycznie stawia ją w złym świetle… Ale…
- Ale co?
- Nowy dyrektor może zmienić postać rzeczy. Jeżeli będzie chciał zaprowadzić porządek, niechybnie zmierzy się z Curtem i jego Wspólnotą, zaś to daje nam wolną rękę do rozwoju i powolnego zaciskania kleszczy na szkole.
- Myślisz, że ktokolwiek będzie chciał zmienić cokolwiek?
- Jeżeli zostanie wybrany Falcontet, jest to bardzo prawdopodobne.
- Szanse na wybranie go są iluzoryczne.
- O nie, są większe niż Ci się wydaje – Odpowiedział tajemniczo młody Kaiser, obnażając idealnie białe ząbki. – Cała ta nienawiść skierowana względem Falconteta wynikała z prezencji starego dyra oraz Wellingtona. To trochę jak Neron i jego grupa zaufanych augustian.
- Nie mówisz poważnie.
- Bardzo poważnie. Teraz, kiedy smoczy łeb został finalnie ucięty, ciało pedagogiczne pozwoli sobie na odrobinę więcej swobody. Falconteta na dobrą sprawę nie cierpi tylko kilku nauczycieli, zaś reszta spokojnie stanie po jego stronie. To będzie bardzo jednostronne, mój drogi Revenancie.
- Tak sądzisz? Ale nawet jeżeli… Czemu Adeon miałby zaprowadzać porządek?
- Bo ten gość jest typem, który nie pozwoli sobie wejść na głowę. Jeżeli Wspólnota z nim zadrze, szykuje się długotrwała zimna wojna, która w końcu przerodzi się w otwarty konflikt… Chyba, że obie strony znajdą consensus.
- Czy zmierzasz do tego, że tego consensusu nie osiągną? – Upewnił się Rastanolin.
- Dokładnie – Oczy Gabriela rozbłysły złowrogo, zwiastując nadejście nowych czasów. – Wracając na chwilę do tamtej imprezy, mówiłeś, że obrzucili was… cukierkami? Kogo konkretnie?
- Caspra, Kim, mnie i Setsunę, każdego z innych powodów.
- Konkretniej?
- Pamiętasz incydent w radiowęźle? – Zapytał magik. Młody Kaiser kiwnął głową. – Pamiętasz też zapewne zdjęcie z pierwszej strony czwartkowego „Głosu Ludu”?
- Jakże miałbym nie pamiętać… Czysty biznes.
- Ale strasznie poniżej pasa.
- Pas można nosić wszędzie – Odparł filozoficznie Gabriel. – Wracając do tematu…
- Dam sobie głowę uciąć, że nie słyszałeś o tym, co działo się podczas czwartkowego popołudnia.
- Nie, nie słyszałem.
- No to Ci powiem, że wspaniały Thomas II Wellington zwyczajnie zepchnął z dachu Kiyourę – Kaiser zachłysnął się oranżadą.
- Nie mówisz poważnie? – Wymamrotał, zaskoczony takim radykalnym postępowaniem.
- Absolutnie poważnie. Dyro tak bardzo chciał wyrzucić Stratoavisa, że posunął się do ostateczności. Miał w planach zaaranżowanie samobójstwa Setsuny, po czym oskarżenie okularnika o bycie bezpośrednim czynnikiem tamtego fatalnego w skutkach czynu i wywalenie go na zbity pysk.
- Ładnie, ładnie. Pokazał pazury, nie ma co.
- Jakby nie patrzeć, Ty i Natalie tylko ułatwiliście mu robotę… - Stwierdził przeciągle Revenant, zaś Gabriel jedynie wzruszył ramionami.
- Wolność prasowa – Odpowiedział lakonicznie.
- Jak wiesz, w radiowęźle zastaliśmy ją w głębokiej depresji. Dyro uważał, że to wina Stratoavisa, który pokazał jej zdjęcia jej bestialsko zamordowanej matki.
- Co zrobił?!
- Nazwij to radykalnym zachowaniem, ale nie zamierzał niczego ukrywać… Plan był doskonały i opracowany przy minimalnych stratach – bo kto by się tam przejmował jedną uczennicą – Dodał ironicznie. -  Niestety, Wellingtona, który zepchnął ją z dachu na gorącym uczynku nakryłem ja z Kim. Złapaliśmy sukinsyna, zaraz dołączył też do nas Adeon. Jakimś cudem, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, Setsuna spadła prosto w objęcia Rattenbergera. Mów o przychylności Fortuny… A potem na dachu pojawił się Casper – Rastanolin wzdrygnął się lekko. – W jego oczach było widać żądzę mordu i gdyby nie perswazja Falconteta, najpewniej rozszarpałby Wellingtona na sztuki… A tak wszystko skończyło się szczęśliwie.
- I see…
- Tak z czystej ciekawości, wiedziałeś, że Setsuna i Stratoavis referują siebie nawzajem jak rodzeństwo? – Dodał magik, przechylając się lekko na krześle. – Marcus mi o tym powiedział. On określa ją jako młodszą siostrę, a ona jego jako starszego brata… Nie dostrzegasz w tym pewnej dozy ironii?
- Nie sądzę.
- Stratoavis, trzydziesty pierwszy grudnia. Setsuna, drugi stycznia.
- Aha… Zapewne chodzi o różnicę wzrostu.
- Lub o tą dziwną bratersko-siostrzaną więź… - Revenant westchnął. – Mam nadzieję, że nie zamierzacie tego brać na poważnie? To wszystko zasługa jedynie przyjacielskiego afektu i niczego więcej.
- Jest między nimi zbyt dużo różnic w wyglądzie, by nawet podejrzewać jakiekolwiek pokrewieństwo – Uciął Gabriel, ale jego oczy błysnęły. „Choć nikt nie mówił nic o przybranym rodzeństwie…”, pomyślał złośliwie, już widząc ewentualne skutki ujawnienia tej „informacji”.

Ponura jesienna ulewa zamieniła się w lekki deszczyk, zaczęło się także przejaśniać. Idealny moment, by trochę pospacerować wobec wolnego dnia.
- Więc mówisz, że zapisujesz się do mojej klasy? – Upewniła się Kate, idąc tuż obok Marcusa. Przed atakującymi kroplami osłaniali się za pomocą szarego parasola.
- Yhm – Odparł Marcus, pozwalając sobie na uśmiech. – Fajnie, nie? Może nawet będziemy mogli dzielić jedną ławkę.
- Jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie…
- Więc, jak minęły Ci te dwa lata?
- Bez Ciebie było… Cóż, dawałam jakoś radę.
- A ja dosłownie usychałem z tęsknoty. Nawet nie wiesz, co taka wędrówka potrafi zrobić z człowiekiem.
- Do tej pory nie wyjaśniłeś mi, dlaczego wtedy zniknąłeś – Stwierdziła jakby z wyrzutem. Aftermath westchnął.
- Długo by tłumaczyć… - Mruknął, jakby odrobinę pochmurniejąc. Panna Windsdaughter chyba to spostrzegła, bowiem zaczęła mówić z pewnym zakłopotaniem:
- Przepraszam, nie powinnam była od razu tak…
- Nie… Jest w porządku.
- Mimo to trochę to chyba za dużo, jak na…
- Nie, naprawdę, jest ok.
- Naprawdę?
- Naprawdę… - Przez chwilę szli w ciszy, którą przerywały jedynie sunące drogą samochody i Scout, który to z zawrotną prędkością poruszał się na swojej deskorolce, wrzeszcząc „DOWNTOWN!”.
- Więc… - Kate ponownie podjęła wątek. – Gdzieś się podziewał przez te dwa lata?
- Oh, byłem to tu, to tam. Przyznam się, że zwiedziłem kawałek świata… Kilkanaście razy musiałem pytać o drogę – Aftermath uśmiechnął się lekko. – Zawędrowałem nawet do Japonii czy na Hawaje…
- Dosłownie okrążyłeś świat.
- Tak, można to tak spokojnie nazwać… Poznałem trochę ludzi… Ach, szkoda, że mam tylko kilka kontaktów.
- Ale wszędzie dobrze, lecz w domu najlepiej?
- Nie tyle w domu, co u twego boku – Stwierdził łagodnie chłopak. Kate poczuła, że się rumieni. – Powiedziałem coś nie tak? – Zapytał lekko zaniepokojony.
- Nie, nie… - Panna Windsdaughter przywołała na swoją twarz uśmiech. Widząc to, uśmiechnął się również Marcus.
- Is-is anyone even payin’ attention ta me? – Zapytał znajomy głos z charakterystycznym bostońskim akcentem. Para zakochanych zobaczyła Scouta trzymającego w jednej ręce swoją niebieską deskorolkę, a w drugiej plik kartek. Shovoff zamaszystym ruchem przykleił jedną z kartek do ściany kamienicy, po czym stwierdził „Sweet” i pojechał dalej.
- Ogłoszenie… - Powiedział Aftermath, rzucając okiem. Plakat zapowiadał konkurs „Wirtuoz Instrumentu”.
- O, to może być ciekawe – Stwierdziła panna Windsdaughter. – Konkurs odbędzie się w szkole, za dwa tygodnie i jest zarezerwowany dla uczniów… i nauczycieli?
- Faktycznie ciekawe. Wybór instrumentu i repertuaru dowolny… Hmm, czy pamiętam jeszcze, jak się gra na gitarze? – Zapytał chłopak sam siebie, zastanawiając się nad swoimi dawnymi talentami instrumentalnymi.
- Oh, twoje „Love me tender” z gimnazjum było ekstra – Odpowiedziała Kate, uśmiechając się do własnych wspomnień. – Ciekawe, czy dozwolone są zespoły?
- Tutaj piszą, że po więcej informacji należy zgłosić się do dyrektora, Adeona Falconteta.
- KOGO?!
- Adeona Falconteta… Coś się stało? – Zdziwił się Marcus.
- Sądzę, że owszem, stało się… Mamy nowego dyrektora i to jakiego!
- Taki dobry?
- Lepszy móc nie był – Odpowiedziała panna Windsdaughter, a uśmiech rozjaśnił jej twarz.

Poniedziałek.
- Adeon nowym dyrektorem… - Stwierdził Albrecht Kaiser z niedowierzaniem w głosie. – Nie uwierzyłbym, gdybym nie zobaczył.
- Och, miałem szczęście w wybieraniu – Mruknął nowy dyrektor Liceum Louisville. Znajdowali się obecnie w gabinecie byłego już zarządcy instytucji. Adeon zmarszczył brwi.
- Trzeba nieco zmienić wystrój – Mruknął niezadowolony. – Przede wszystkim, zamontować jakiś wywietrznik. Potem, rzucić jakiś plakat „Motorhead” lub „Megadeth”… Pomalować biurko na jakiś inny, bardziej gustowny kolor…
- Nie sądzisz, że to lekka przesada? – Zapytał Albrecht. – Wywietrznik, ok… Ale żeby zaraz rzucać plakatami? Ty masz być dla tych dzieciaków źródłem surowego respektu. One mają się Ciebie obawiać, a nie traktować Cię jak swojego.
- Oh, zlituj się… Surowość surowością, ale nie zmienię ot tak swojego stylu.
- Twój styl jest… Cóż, trochę nie pasuje do roli dyrektora. 
- Więc co sugerujesz? Żebym powywieszał na ścianach kopie statutu szkolnego? – Zapytał zgryźliwie Falcontet.
- Na pewno nie plakaty „Motorhead”. Tak bardzo jak Lemmy jest zajebisty, pierwszy lepszy kurator urwie Ci łeb.
- Też prawda…
- Od czego zaczniesz?
- W sensie…
- Reformy w szkole.
- Cóż, zaanonsowałem konkurs muzyczny, co by wszyscy pozapominali o tych nieprzyjemnych wydarzeniach z zeszłego tygodnia. Potem, kiedy wszystko się uspokoi, trzeba będzie nieco ukrócić walki Wspólnoty i Fanów. Niech neutralni mają chwilę świętego spokoju.
- Ambitnie jak na początek – Zauważył starszy Kaiser.
- Mój drogi, to zwykła dzieciarnia, której ubzdurało się, że mogą wziąć szkołę w posiadanie. Stary dyro pozwalał na takie wybryki, ale ja łatwo broni nie złożę.
- Ty zdajesz sobie sprawę, że obie strony konfliktu nie zamierzają łatwo odpuścić?
- Jak już mówiłem, to wciąż dzieciaki. Nie można traktować ich poważnie.
- Ale pamiętaj, by w tym porządkowaniu nie przegiąć w drugą stronę. Jeżeli za bardzo ich, że tak powiem, zniewolisz, mogą podnieść się okrzyki niezadowolenia, a to łatwy sposób na narobienie sobie ekstra pracy.
- To się rozumie samo przez się. Naturalnie, wszelkie stare systemy – z wyjątkiem tych wadliwych – pozostaną na swoich miejscach, a na pewne rzeczy będę po prostu przymykał oko…
- Mam tylko nadzieję, że nie popadniesz w rutynę.
- Ja? W rutynę? Jeżeli będę zmuszony do ganiania z pałaszem po szkole, to z pewnością nie będę się nudził. I swoją drogą, mogę teraz wnieść swoją Kalinkę na teren szkoły.
- Adeon.
- Co?
- Nie. Ma. Takiej. Opcji – Odpowiedział bardzo powoli Kaiser, wyraźnie akcentując każde słowo. Mina nowego dyrektora zrzedła.
- Och, zlituj się…
- Zdaję sobie sprawę, że zarządzanie tym burdelem wymaga pewnych ekstra środków, ale to lekka przesada. Nie zamierzasz chyba faszerować ich rakietami.
- Zmieńmy temat – Odparł Falcontet, nieco speszony. – Co zrobimy z radiowęzłem?
- Jeżeli chcemy go utrzymać, to niech działa wyłącznie jako radio informacyjne, chyba że chcesz konkurować ze Stratoavisem w kwestiach muzycznych.
- Biorąc pod uwagę, że większość puszczanej przez niego muzyki to metal, odmiana zostanie przyjęta z pewnym entuzjazmem. Oczywiście, trzeba będzie dojść do porozumienia, by nie dochodziło do bitew o czas radiowy.
- Inna sprawa, że „Radio Louisville” źle się kojarzy – Mruknął Albrecht. – Trzeba zmienić nazwę albo niezmiennie będziesz kojarzony z Wellingtonem i jego durnymi tyradami.
- Co powiesz na „Adeon FM”? – Rzucił Falcontet pierwszym, co przyszło mu do głowy.
- Niezłe.
- Litości, przecież żartuję!
- Serio? Brzmi całkiem nieźle…
- Oh well… - Czerwonowłosy wzruszył ramionami.
- A, kwestia twoich włosów…
- Nie ma mowy, że przestanę je farbować. Zapomnij o tym.
- A co z kuratorem…?
- Powiem, że to mój naturalny kolor włosów.
- Zdajesz sobie sprawę, jak denne kłamstwo to będzie?
- Na litość, nie mogą się chyba przyczepić do moich włosów!
- Mogą za to do twojego stroju – Powiedział starszy Kaiser z pewną niepewnością.
- Nawet NIE MYŚL, że założę krawat – Odpowiedział bardzo powoli i bardzo cicho Falcontet, marszcząc wściekle czerwone brwi.
- Musisz założyć przynajmniej coś normalnego… - Zaczął Albrecht.
- To jest normalne, najnormalniejsze pod słońcem. Czy ja czepiam się twoich koszulek „Vodka – Connecting people”?
- Nie zmieniaj tematu. Jest pewna różnica między koszulką z dziwną treścią a ciuchami amerykańskiego harleyowca, do tego z czerwonymi włosami.
- Odczepisz się wreszcie od moich włosów?
- I chyba najważniejsza część, sztuka tworzenia przemówień.
- Wait, what?
- Na wszystkich możliwych uroczystościach dyrektor musi zabierać głos w krótkim bądź długim przemówieniu. Za starego dyrę mówił Wellington, ale – jak zapewne zauważyłeś – nigdy nie doczekał się choćby jednego oklasku.
- Dajże mi spokój, Albrecht. Ja mam pisać przemówienia?
- Tworzyć, a to zasadnicza różnica – Odparł wyrozumiale Kaiser. – Wszyscy dyrektorowie, jakich znam, tworzą swoje przemówienia na bieżąco. Będziesz musiał popisać się odrobiną kreatywności – Nim Adeon zdążył odpowiedzieć, rozległo się pukanie.
- Wejść – Rzucił czerwonowłosy. Do pomieszczenia wkroczył Michael Rattenberger. – Czy to nie może zaczekać?
- Zajmę panu dyrektorowi tylko chwilkę – Odpowiedział oficjalnie blondyn. – Chciałem zapytać o szczegóły tego konkursu „Wirtuoz Instrumentu”…
- Po wszelkie informacje do pana Kaisera – Uciął Falcontet, uśmiechając się krzywo. Albrecht wymamrotał jakieś przekleństwo pod nosem, po czym opuścił gabinet, mamrocząc klątwy na nowego dyrektora. Za nim udał się Rattenberger, zaś nowy zarządca Liceum Louisville uśmiechnął się lekko i zachichotał.
Może nie będzie tak źle.

- Konkurs muzyczny? Co to za bzdury? – Mruknęła pod nosem Natalie, oglądając plakat.
- Czy ja wiem czy bzdury… - Odparł ostrożnie Gabriel. – Biorąc pod uwagę, jak nieprzewidywalny może być nowy dyrektor, nagroda może być ciekawa.
- Byłbyś skłonny do wystąpienia? – Zaciekawiła się Najsłodsza.
- Cóż, mógłbym spróbować. Dawno nie dotykałem się skrzypiec, ale sądzę, że coś jeszcze pamiętam… Ale konkurencja ciężka.
- Hm?
- Stratoavis na keyboardzie. Himerion na saksofonie, a ktoś jeszcze pewnie będzie go wspierał. Setsuna na fortepianie. Falcontet… Falcontet z gitarą elektryczną.
- Twierdzisz, że są dobrzy?
- Pierwszymi trzema jeszcze bym się nie przejmował, ale Falcontet jest zdolny do zagrania solówki w „Through the Fire and Flames” Dragonforce… A to jest pewien wyczyn.
- A co z resztą?
- Revenant może zagra na puzonie, innych chętnych z Fanów nie ma.
- A Wspólnota…?
- Jest szansa, że Bambi zagra na flecie lub klarnecie.
- Typowe dla niej – Warknęła Natalie, zaś Gabriel zmieszał się ewidentną dwuznacznością jej słów.
- Och, nie ma się co martwić – Stwierdził pośpiesznie.
- Masz rację… Czym ja się właściwie przejmuję?
- O, to jest dobre podejście.
- Chyba robię się odrobinę przewrażliwiona… - Powiedziała dziewczyna, odwracając się w stronę korytarza… I dostrzegając nieznanego jej chłopaka z krótkimi, postawionymi na żel włosami.
Oczy Najsłodszej rozszerzyły się. Ów chłopak był… przystojny. Choć niski, jego łagodna twarz i roześmiane oczy sprawiały, że… wydał się Natalie interesujący.
- Gabrielu, co to za chłopak? – Zapytała, nie odrywając wzroku od tajemniczego nieznajomego.
- Tamten? – Odpowiedział pytaniem Kaiser. – Przyznam się, że nie wiem. W rozmowie ze mną określił się jako „znajomy Caspra Stratoavisa”.
- Możesz coś dla mnie zrobić? Dowiedz się konkretnie, kim jest.
- Zrobi się. Masz do niego jakiś interes?
- Powiedzmy, że owszem… - „Będziesz mój, przystojniaku…”, pomyślała, uśmiechając się lekko.


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Strony: 1 [2] 3 4 5 ... 7    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.072 sekund z 20 zapytaniami.
                              Do góry