No sory za te błędy. Postaram się napisać dalej lepiej. W dalszej części może rozwinie się akcja, ale na razie nie mogę pisać, bo idę na odpust.
Wiadomość doklejona: [time]29 Listopad 2012, 14:02:04[/time]
OKEJ, to ja piszę dalej.
Gargulcowi zaświeciły się na niebiesko oczy oraz litery na tablicy, która służyła mu za broń. Zaczął pustoszyć salę.
- Co to ma znaczyć? - krzyknął Riss. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Złapałem się za uszy, okrążyłem dookoła salę i krzyknąłem :
- Do boju chłopcy!
Gremliny wzięły swoje rogi i zaczęli strzelać ołowianymi kulami w Gargulca, ale kule albo wbijały się w obsydian, albo po prostu się odbijały.
- Pomocy, pomocy! - zacząłem się drzeć. Przez drzwi wpadł golem ulepszony przeze mnie. Podbiegł do gargulca i przeciął go wzdłuż swoimi złotymi ostrzami. Dwie połówki padły każda na inną stronę, a z gargulca ulotniła się magia w postaci białej mgły i poleciała hen daleko.
- Fajnie się złożyło panie, bo już teraz mogę ci pokazać moje ulepszenie golema. Otóż ten golem... - zacząłem mówić, ale generał Riss mi przerwał.
- Cicho siedź! Wpierw wytłumaczysz mi tę akcję z gargulcem.
Bardzo się zdenerwowałem. Nie wiedziałem co mówić. Wziąłem kilka głębokich oddechów patrząc na zniecierpliwioną twarz generała Rissa i zacząłem gadać :
- Otóż, Panie : obsydianowe gargulce wymagają dłuższego szkolenia, ale... - znów przerwał mi Riss w pół zdania :
- To znaczy, że dłużej będziemy czekać na posiłki?! To niedopuszczalne!
- Pozwól mi dokończyć, Panie! Jest rozwiązanie. Dzięki magicznym szkoleniom już kawałki obsydianu będą mogły się nauczyć subordynacji.
- Aha, to świetnie. ale wróćmy więc do golema.
- Już mówię panie - podszedłem do golema i szepnąłem mu do ucha ,,Stój spokojnie!". Golem stanął na baczność, tyle że w ręku trzymał miecze ze złota.
- Golema wzmocniłem o dodatkowe elementy z występujące tutaj złota. Dzięki temu wzmocniła się jego odporność na magię.
- Zaraz sprawdzimy - powiedział Riss i zaczął szeptać zaklęcie z prawa ręką wyciągniętą do przody. Nagle z tej ręki wyleciała starożytna strzała w kierunku golema. Ciało golema natomiast ją wchłonęło.
- Brawo, Falno! Opowiadaj dalej!
- Postanowiłem zbudować go ze stali, by zwiększyła się jego wytrzymałość na polu bitwy, a jego złote miecze zadają większe obrażenia.
Riss podczas mojej przemowy miał skrzyżowane ręce i potakiwał głową.
- Udajmy się teraz do chatki maga - powiedziałem i wyszedłem z rzeźbiarni do chatki maga. Stał tam jeden mag i przeglądał pergaminy.
- Nauczyłeś się już wszystkich zaklęć?- spytałem go
- Prawie - odpowiedział mag i wyszedł
- Jakich zaklęć nauczyłeś tych magów? - zapytał mnie Riss
- Nauczyłem ich: kuli ognia i oczyszczenia, ale to wymagało większej ilości magii. Wszczepiliśmy w nich taką ilość, że magia wylatuje im oczami. Ich ubranie też zawiera dodatkową ilość magii.
- Świetnie, a teraz idź mi pokaż dżiny.
- Myślę, że to nie będzie konieczne. U dżinów zwiększyła się tylko magia mroku i nauczyłem ich magii światła.
- Aha. No to do rakszas.
- No to do rakszas. - powtórzyłem po Rissie i wyszliśmy z chatki maga. Po drodze widzieliśmy jak trenują magowie. Nagle ku mnie wybiegł jakiś niewolnik i powiedział zdyszany :
- Jeden mag jest ranny.
- To nie do mnie, do medyka! - odpowiedziałem, a niewolnik ruszył w kierunku namiotu medyka. W końcu znaleźliśmy się w ogromnej sali, gdzie było pełno ogromnych raszkas pozamykanych w klatkach. Zacząłem o nich opowiadać:
- Jak wiesz, Panie rakszsy wcześniej były skrzyżowaniem kolosa i lwicy. Teraz skrzyżowałem czterorękich olbrzymów z lwami. Powstały raszkasy raja.
- Czy te nowe rakszasy maja jakieś dodatkowe zdolności? - zapytał Riss
- Są szybsze. - odpowiedziałem. Riss widocznie nie był zadowolony z mojego pomysłu, bo tylko pokręcił przecząco głową. Chcąc poprawić mu nastrój powiedziałem :
- A teraz najlepsze - kolosy!
Udaliśmy się do ogromnego pomieszczenia, na którego środku stał kolos, który był uwięziony w błyskawicach. Wyglądał jakby spał na stojąco. Nic nie musiałem mówić. Riss przeczytał wszystko na tabliczce obok.
- Spisałeś się! - powiedział Riss i wyszedł. Czułem się dumny.
Ale nie o mnie ta opowieść, bo jakie przygody może mieć stary gremlin. Tą przygodę z Rissem opowiedziałem tylko dlatego, byście wiedzieli jakimi armiami posługiwał się ON. ON jest naprawdę bohaterem, a jest nim...
Wiadomość doklejona: 29 Listopada 2012, 14:54:09
Bez wrogów (oprócz nekromantów)
Wróćmy do czasu, kiedy gargulec został pokonany przez golema. Jak pamiętacie ulotniła się wtedy z niego magia. Jaki był kierunek późniejszego lotu tej magii? Zaraz wam opowiem. Otóż magia z prędkością błyskawicy tytana wyleciała z Srebrnych Miast. Leciała przez lasy Illoran i inne krainy Ashan. Jej przeznaczeniem było złączyć się z jej źródłem - z Ashą, lecz gdy leciała nad wioskami w pobliżu Thaurgal to wyglądała jakby się zmęczyła. Podleciała do chaty jednej z chatki chłopów i wniknęła w młodego chłopa. Chłop miał na imię Ulfrik. Dwudziestolatek od razu się obudził, lecz po chwili znów zasnął. Przez sen szeptał jakieś magiczne zaklęcia. Dookoła jego zaczęły się pojawiać przywołane żywiołaki. Zgromadziło się ich tam około dwudziestu. Biegały po chacie i narobiły z tym tyle hałasu, że obudziły Ulfrika. Chłop otworzył oczy i serce mu zamarło. Dookoła jego łóżka zgromadziło się pełno żywiołaków.
- Do twoich usług, o wielki czarodzieju! - powiedział swoim mechanicznym głosem żywioł ziemi. Ulfrik się nadal bał. Wstał z łóżka wziął kija i powiedział:
- Nie ruszać się!
Powiedział tak, choć wiedział,że zwykły wieśniak z kijem nie pokona tłumu minionów. Jednak na słowa ,,Nie ruszać się!" wszystkie żywiołaki stanęły nieruchomo. Nawet żywioł powietrza się nie ruszał.
- O co tu chodzi? - pomyślał Ulfrik i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi z kijem skierowanym cały czas w stronę minionów. Gdy wyszedł przez chwilę zastanawiał się nad całym zajściem. Pomyślał, że żywiołaki są mu posłuszne. Postanowił to sprawdzić. Wszedł do chatki jedną noga i powiedział:
- Chodźta tu!
Żywioły pędem popędziły w jego stronę i stanęły.
- Wyjdźcie na dwór.
Miniony znów wykonały jego polecenie. Ulfrik spojrzał na las rosnący w pobliżu wioski.
- Wytnijcie z tego lasu dwadzieścia drzew. - powiedział do swoich żywiołaków, a one od razu wykonały polecenie. Każdy zcinał drzewa jak umiał. Żywiły ziemi waliły w pień, wody próbowały jakoś ściąć drzewa lodowymi promieniami, ognia podpalały drzewa aż się przewrócą, a powietrza nieustannie dmuchały w chude drzewa. Po chwili wszystkie drzewa zostały ścięte, a żywiołaki znów stały pod wieśniakiem. Teraz Ulfrik nie miał wątpliwości - miniony były mu posłuszne na każdą jego prośbę. Powiedział do nich:
- Stójcie tutaj, a jak pojawi się wróg to go atakujcie.
Powiedział tak, bo wiedział, że w każdej chwili może zaatakować Zehir, w charakterze odwetu za wielokrotne ataki na Srebrne Miasta. Miniony wykonały jego polecenie, a on położył się do łóżka i niemal od razu zasnął. Nie wiedział jaka ciężka jeszcze będzie ta noc.
To jeszcze nie koniec tego rozdziału. Później napisze, bo mam dużo zadane z polaka.