Wywiad z administratorem
//Cały ten tekst to połączenie kilku niezależnych wywiadów, w celu pokazania całościowego obrazu przedstawionego w głównym wywiadzie. Wszystkie wymienione nicki nie są grą przypadku, a przedstawione wydarzenia najprawdopodobniej nigdy nie miały miejsca…//Reuel: Witam wszystkim, w kolejnym odcinku „Wywiady z nami”. Dziś w studiu gościmy ważną osobistość, bowiem jednego z członków administracji- M~ Martina!
Martin: Dziękuję! Dziękuję!!! Jesteście cudowni!
//zapanowała głęboka i martwa cisza//Reuel:
(szeptem) Może mała pomoc?
//Shelv podnosi tabliczkę z napisem:„OKLASKI ALBO WPIERDOL”
//Tłum: Klask! Klask! Klask!!
Reuel: Dobrze, dziękuję!!
//Shelv chowa tabliczkę, tłum milczy//Reuel: Ekhm! To już drugi wywiad z Tobą jaki zostanie przeprowadzony, więc pozwolisz bym opuścił tematy o heroes, chyba że chcesz coś dodać.
Martin: Nic nowego, poza tym, że Erathia rządzi, a Ashan ssie.
Reuel: Eeee….dobra, każdy ma prawo do swojej opini…jeden z młodszych członków zapytał nas, jak to jest być administratorem. Jakie były początki i czy cos się zmieniło przez ten czas?
//Martin w teatralnym geście opiera rękę na czole i z wyrazem bólu mówi tonem werterowskiego poety//Martin: To ciężkie brzemię. Walka z trollami, botami, utrzymywanie forum w porządku. Dla dobra społeczności musiałem wiele razy dokonywać trudnych wyborów. Owszem nie każdy mnie lubi, ale to poświęcenie… na które byłem ach! …Gotów! Pamiętam jak to było wczoraj, a zdarzyło się to niecałe 9 lat temu…
Reuel: Ale niedawno obchodziliśmy 10-te urodziny forum, a wcześniej strony.
Martin: Nie przerywaj w mej epickiej opowieści…to takie…niekulturalne.
Reuel: Prze- praszam?
Martin: Hmpf! Jak zdążyłeś mi przerwać, to było ponad 10 lat temu. Jarek wtedy dopiero co stworzył stronę i forum do tego. Przybył do mnie, znaczy do mnie i Luka, z prośbą o pomoc. Znamy się nie od dziś. Powiedział nam, że stworzył tawernę i potrzebuję pomocy. Błagał nas, żebyśmy mogli mu pomóc. Jakżem mogłem mu odmówić.
Luk: Co?! Haha! Serio wam tak powiedział?! Nie no, ale dobre, normalnie umarłbym się śmiechu…. Gdybym jeszcze był żywy, kumasz aluzje? Ha! Ha! Dobra, powiem to raz i nie powtórzę. Martin ma bogatą wyobraźnię, a sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. To było wtedy jak Jarek stworzył stronę. Zaprosił nas wszystkich na piwo i po długich rozmowach i litrach przepitego trunku w końcu się odezwał:
-Wiecie, stworzyłem właśnie nową społeczność, która będzie grała w herosy, robiła artykuły, dzieliła się doświadczeniem, ze świeżakami i dyskutować na hirołsowe tematy. Potrzebuję pomocy. Dwóch na administratorów. Serio, opłaca się i nie, strona nie zniknie po kilku miesiącach.
No cóż, my tam nie braliśmy jego entuzjazmu dosłownie. No wiesz, przemycać wódkę przez granicę to jedno, ale bawić się w jakieś forum? Pilnowanie przez komputer bandy małolatów to nie jest rzecz, którą by się chciało robić wieczorami. Wtedy jak Filip z konopii wyskoczył nie kto inny jak Martin, który zaczął skakać i krzyczeć:
-Ja! Ja! Ja! Wybierz mnie! Wybierz mnie!
Ewidentnie za dużo wtedy wypił, choć zawsze był skory do pomocy, jeśli wyniucha choć trochę władzy dla siebie. Kompleks Napoleona się to nazywał, czy jak. Tak czy owak przez bite 15 minut wszyscy milczeli poza Martinem. W końcu Jarek ponowił pytanie zrezygnowany:
-Czy ktoś jeszcze… ktoś inny, chce mi pomóc? Ktokolwiek?
-Mnie! Mnie! Wybierz mnie!
Złapałem Martina za łapę sycząc do niego:
-Spokój się, tylko wstydu nam narobisz- to była moja najgorsza decyzja w życiu, OH-OH! Znaczy w nie-życiu. Jarek wówczas powiedział:
-Dobrze, dobrze. Marcin zostajesz adminem.
Martin skakał z radości wrzeszcząc jak dziecko, które dostało nagrodę, a wtedy Jarek skierował się do mnie:
-A ty będziesz mu pomagał.
-NIEEEEEEE!!!!!
//Luk jeszcze długo wył jak rockowa banshee, po czym się uspokoił//Reuel: Czy to naprawdę była to najgorsza decyzja w życiu?
Luk: Brachu! No oczywiście, że tak! Niech mi głowa spadnie, jeśli tak nie było.
//Wtedy jakby nigdy nic czaszka Luka upadła mu na kolana razem z atlasem. Licz podniósł swój czerep i ustawił na obrotniku, po czym zakręcił czaszką jak bąkiem. Gdy czaszka się nastawiła Luk zakręcił szyją, aż kręgi chrzęstnęły//Luk: Widzisz! Nawet kręgosłup mi wysiada od pilnowania tej dziatwy!
Reuel: EEee…dobra, to może wrócimy do tej sprawy kiedy indziej.
//Jarek popijał herbatę w eleganckiej filiżance z saskiej porcelany i czekał na pierwsze pytanie.//Reuel: Jak to jest być głównym administratorem forum i pracować z powołanymi przez siebie innymi adminami?
JareQ: PFFFFFFFFTT!!!
//wypluł zawartość jaką miał w ustach wprost na Reuel i zaczął nerwowo łapać powietrze//JareQ: To ja powołałem adminów?! Przez cały ten czas miałem kogoś do pomocy?! Heh! HYH! HYH!! Słabo mi…!!! Po..mo..cy..
Reuel: Lekarza! Wezwijcie lekarza! Mamy zawał!!
Reuel: Martinie, wielu ludzi jakoś mało wierzy, czy widzi waszą działalność na rzecz tawerny. Jak sądzisz, z czego to wynika?
Martin. Oh mon dieu! Oczywiście wynika to ze skrytości drogi Reuelu. Mamy własne komnaty, gdzie z redaktorami i moderatorami ustalamy sprawy. Nazywamy to Niebiańskimi Komnatami, niedostępnymi dla ogółu tawerny. Mógłbym ci pokazać kilka takich spraw, ale to akta ściśle tajne, a nie chcę stracić zaufania Jarka, bo jak sam wiesz on… mi ufa bezgranicznie, ach!
Reuel: Dobra….zatem może mógłbyś opowiedzieć jeden dzień z twojej pracy? Hm? Słuchacze na pewno będą zainteresowani.
Martin: Tak sądzisz? No nie wiem….
//Shelv wyjął tabliczkę z napisem: „PROSIĆ, ALBO WPIERDOL!”
//Tłum: Prosimy!! Prosimy!!
Martin: Ohh… skoro tak nalegacie to proszę. Ykhym.. //Shelv schował tabliczkę//
Opowiem o wydarzeniu, które zdarzyło się podczas dziesięciolecia forum. Byłem wtedy z Lukiem i wracaliśmy z konkursu. Nie wiem jakim cudem, za każdym razem dostawałem ciastem i to z tacki strony. Właśnie dyskutowałem z Lukiem, że coś było nie tak, gdy nagle w moją stronę poleciał jakiś metalowy przedmiot. Z łatwością go uniknąłem, dzięki jednym z moich licznych, epickich uników. Myślałem, że to kolejna patelnia Laxx, nie wiem naprawdę, czemu ta diablica się na mnie uwzięła. Jednakże tym razem to było coś zupełnie innego. Był to jakiś dziwny metalowy przedmiot, który niestety przygwoździł Luka do ziemi. Wtedy usłyszałem diaboliczny śmiech. Obejrzałem się i rozpoznałem sprawce tego czynu. Był to neoikd Wade- zamaskowany czerwono-czarny ninja z parami szabli na plecach. Towarzyszył mu heroes5mag z jego trollowatą pałką zamiast różdżki, oraz para botów. Wade zaśmiał się i powiedział:
-Jeden z głowy. Teraz tylko ty adminie Martinie zostałeś i dostaniemy nagrodę od Headmastera.
-Od kogo?
-Headmastera, Ojca chrzestnego, Bossa, wiesz tego kto na prawdę tu rządzi.
-Co proszę?
-Chyba nie myślałeś, że wy tu rządzicie? Ojej, zniszczyłem ci światopogląd? Nie szkodzi, dobiję Cię tym że wszyscy, od zwykłych userów po moderatorów to podmienieni ludzie, specjalnie by zająć Tawernę dla headmastera. A teraz najlepsze! Dobiję Cię teraz moimi fikuśnymi szabelkami, hę?!
-Wade…
-Co?!
-Za dużo gadasz-orzekł mag nim został znokautowany moją kulą ognia. Następnie wyjąłem miecz i przeciąłem boty na pół. Wade widząc jak szybko załatwiłem jego ludzi, zaczął jak tchórz, który nim był uciekać ile sił w nogach. Ja bez wahania pobiegłem za nim. Maraton był długi i ciężki, bowiem troll jeden rzucał za sobą granaty i bomby, ale ja ze zwinnością kota je spokojnie omijałem. Nim się spostrzegłem wbiegłem do dziwnie znajomego pałacu. Tam mogłem go dopaść, wezwałem piorun kulisty i nim Wade zdołał dotrzeć do drzwi uderzyłem pociskiem prosto w jego plecy. Trafiony neokid wpadł przed drzwi i już więcej nie stanął. Wszedłem do środka. To co ujrzałem wielce mnie zszokowało. To było biuro wypełnione całą redakcją, zasłużonymi i moderacj, jedynie Hathoset nie widziałem, Bogu niech będą dzięki. Każdy, nawet Loczek i Hells byli ubrani w garnitury i okulary przeciwsłoneczne. Byli ustawieni w dwóch szeregach. Spojrzeli na mnie jak jeden mąż (w przypadku Saph jak jedna żona). W oddali naprzeciwko mnie, było biurko przy którym Laxx i Oliwsen w uniformach sekretarek uśmiechały się w stronę osoby, która siedziała tyłem do mnie na skórzanym, obrotowym fotelu. Laxx trzymała herbatę, zaś Oliwsen jakieś dokumenty. Wtedy usłyszałem ten znajomy, sykliwie gadzi głos:
-No, no…. Miło, że przyjąłeś nasze zaproszenie, drogi administratorze.
Gdy głos zamilkł, fotel powoli się obrócił i wiedziałem kto był tym headmasterm. Zawsze wiedziałem że jest drianem, ale żeby aż takim. Tak drogi Reuel, szefem całej mafii był nie kto inny jak Belegor!
//Prywatny pokój dodatkowych rozmów//Belegor: Że co?! Jak?! Nie no, to chyba jakieś żarty. Ja, głową mafii?! To niedorzeczne. Ja nawet nie umiem grać w forumową mafię. Bądźmy realistami.
//Do pokoju wszedł Tsavo z dokumentami, stanął przy Belegorze//Tsavo: Mamy wszystkie haki na JarQa. Mamy je przekazać Hellscreamowi i Revoldowi, czy może wziąć ludzi i przekonać administratora do awansu naszego kandydata?
Belegor: Nie teraz Tsavo. Właśnie prowadzą ze mną wywiad.
//Tsavo obrócił się do Reuela, trzymającego mini kamerę//Tsavo: O-ho...
Belegor: Po pierwsze- nic nie słyszałeś, po drugie- nic nie widziałeś, po trzecie nic więcej nie powiem i po czwarte, wykasuj ten materiał. Zapłacę.
//Belegor wyjął plik banknotów i podał Reuelowi. Ten podziękował i wyłączył kamerę.//
Martin: -Dlaczego?- zapytałem, specjalnie by kupić czas wzywając posiłki. Belegor schwytał połknął przynętę jak młody pelikan. Zaczął mówić:
-Cóż, wpadłeś prosto w moje sidła. To była kwestia czasu. Jak widzisz wszyscy tutaj pracują dla mnie. Planowałem to długo. Krążyłem wokół strony niemal od jej narodzin. Stworzenie własnej społeczności to bardzo ciężka robota, łatwiej jest przejąć już jedną, gotową. Długo czekałem, podrzucałem ludzi, których awansowaliście na wysokie stanowiska. Gdy ja wszedłem osobiście do gry, to właśnie oni mnie podciągnęli w górę. Choć łatwiej jest sterować gdy jest się z ukrycia w cieniu, to jednak długo nie mogłem w takim stanie pozostać. Więc moi ludzie spierali mnie u was i awansowali do rangi redaktora. Nikt nie wywęszył podstępu…poza Tobą. Tylko ty byłeś podejrzliwy wobec mnie. Nie mogłem ryzykować. Tylko ty stałeś mi na drodze do awansowania jednego z mych ludzi w moderacji na administratora. Lukowi było wszystko jedno, a Jarek…cóż ufa on niemal każdemu. Gdy już się Ciebie pozbędę, z łatwością mój człowiek wejdzie na szczyty władzy, a wtedy otrzymam klucze do tawerny. Dzięki kodom wyrzucę Jarka i Luka i całkowicie zapanuje nad społecznością.
Uśmiechnąłem się przed nim i odpowiedziałem:
-Zapomniałeś o jednej rzeczy-ja tu wciąż stoję i żyję, a wkrótce nadejdą posiłki.
Wtedy Belegor zaczął się śmiać opętańczo, a na ustach jego ludzi pojawiły się kpiące uśmiechy. Nie zrozumiałem o co chodzi. Belegor wyjaśnił:
-Byłbym zapomniał, tutaj są blokowane wszelkie sygnały na zewnątrz. A co do pierwszej sprawy, można to naprawić. Chłopcy, dziewczęta…
Belegor tylko pstryknął palcami, dodając:
-Bierzcie Go.
Hellscream wyjął swój banaxe, Loczek swój miecz, Hadrian szpadę, Menelag różdżkę. Laxx odstawiła herbatę, a na jej miejscu pojawiła się kula ognia. W drugiej ręce miała swoją patelnię i ustawiła się jak Sharapova do serwisu. Oliwsen wskoczyła na biurko i wyjęła z włosów zaostrzone niczym sztylety ołówki i kredki. Cała redakcja i moderacja ruszyła z krzykiem bojowym. Wtedy rozstawiłem ręce i wypowiedziałem zaklęcie:
-Zatem nie dajecie mi wyboru. Zaklęcie admina: Tryb multikonta!
//śmiech Loczka//Loczek: Nie? Serio? Tak powiedział? Hahaha…
Reuel: Czemu cię tak to śmieszy?
Loczek: Nie, przepraszam, hehe….ekhm! Otóż, to ja wymyśliłem multikonta. Był nim Eddie the Head- wiesz ta maskotka Iron Maiden. Miał wysoką rangę i piekielnie dużą liczbę punktów reputacji. To było dla jaj. Potem ludzie zaczęli szeptać, że to Martina multikonto, na dodatek Ptakuba zaczął szerzyć herezje, że wszyscy jesteśmy multikontami Martina, tylko on i Fast są tego świadomi. Martin to kupił i zaczął w to święcie wierzyć, naprawdę ma zbyt dużą wyobraźnię.
Martin: Gdy tylko mnie zaatakowali ja wbijałem się rękoma w ich ciała niczym w wodę lub rtęć i mówiłem: Ja jestem Martin, a wy jesteście? Każdy zainfe…znaczy oczyszczony kończył zaklęcie słowami: A my jesteśmy jego multikontami. Po tych wersach zamieniali się w moje kopie. Dodam, że niektórym, a zwłaszcza Hellscreamowi wyszło na dobre, normalnie wypięknieli na moich oczach. Wszyscy poza Laxx i Oliwią byli już pod moim kierownictwem. Tryumfalnie zawołałem:
-I kto tu teraz ma posiłki?
Ku mojemu zdziwieniu Belegor nawet nie drgnął, jedynie się uśmiechnął i wyjaśnił:
-I tak nie byli mi już potrzebni. Czas posprzątać śmieci.
Jaszczur pstryknął palcami i przez wielką szybę za nim przyleciały jakieś monstrualne, skrzydlate bestie o granitowej skórze. Były pokroju jakiś jaszczurów z niemal ludzką albo małpią twarzą. Od razu zaatakowały moje klony. Belegor dodał:
-To gargulce z Nowego Jorku. Wymusiłem na każdym ze swoich ludzi by wziął jednego z nich na sługę i zostawił w moim pałacu. Wielce użyteczni słudzy nie sądzisz?
Belegor: Zaraz, zraz, zaraz! Gargulce?! Z Nowego Jorku?! A to co za pomysł w ogóle? Po jakie licho miałbym ściągać coś takiego aż z stamtąd? Owszem znam Nowy Jork z Marvela, ale akurat żadnych gargulców tam nie widziałem. Owszem kupiłem ostatnio kilka pomników do dachu mego domu, ale wszystkie były autorstwa Asderuki. Poza tym, jedyne gargulce jakie uznaje to te oryginalne, z Bracady i Ashan. Te ostatnie są całkiem słabe, serio mówię, nie są warte nawet sztuki złota, ale nie mówcie tego Menelagowi, to fan akademii.
Martin: Nie zważając na chaos i walki ruszyłem na wprost Belegora. Przeskoczyłem między zaskoczone dziewczyny, które znokautowały się własnymi atakami i schwytałem Belegora za jego białą marynarkę. Razem wylecieliśmy przez szybę wieżowca i…
Reuel: Zaraz, poprzednio mówiłeś, że to był pałac.
Martin: Excuse’moi czy ja ci kiedykolwiek przeszkodziłem w mówieniu? No naprawdę, co z Ciebie za repor-TER?!
Reuel: Przepraszam, przepraszam! Proszę kontynuować.
Martin: Hmpf! No więc jak mówiłem i raczyłeś mi bestialsko przerwać leciałem w dół z Belegorem, mocno trzymając za marynarkę. Krzyknąłem:
-I co teraz ?! Już nie uciekniesz od Prawej Ręki Sprawiedliwości!
Jaszczurka tylko się uśmiechnęła i wtedy garnitur się rozerwał ukazując metaliczny pancerz, który zaczął go otaczać tworząc zbroję. Wyrzucił mnie, po czym sam włączył silnik odrzutowy za plecami.
Belegor: Zaraz, to ja miałem tam zbroję?! Nigdy takowej nie posiadałem, ale taki egzoszkielet… coś takiego jak zbroja iron mana, uuu.. to byłoby coś. To byłaby najlepsza broń, której żadne magiczne ostrze, laska czy gadzina by nie powstrzymała, He, ehe….
//Belegor rozmarzył się tak bardzo, że nawet z kącika ust zaczęła lecieć strużka śliny//Reuel: Halo! Belegor? Halo? Słyszysz mnie?
//Reuel pstryka palcami, ale Belegor nie reaguje, odleciał w marzenia//Reuel: Heh…no cóż, to chyba koniec na dziś z nim, nie?
Martin: W powietrzu zrobiłem trzy obroty wokół własnej osi i spokojnie wylądowałem na dwóch nogach, gotowy do ataku. Gdy Belegor wylądował na swym jetpacku, rzuciłem na Niego kulą ognia. Drań, złapał, obrócił się i odesłał pocisk z powrotem w moja stronę. Musiałem atak odbić mieczem i rzuciłem piorun kulisty. Jaszczurka wykonała znowu ten sam numer i tak dalej próbowałem z każdym żywiołem. Wtedy Belegor przystąpił do ataku, zaczął wystrzeliwać pociski w moją stronę, a ja je odbijałem lub przebijałem moim epickim mieczem, który to sam Jarek mi zamówił z Wallmarta. Nagle z wieżowca, dobiegł huk wybuchu i pojawił się ogień. Po chwili przez wybite okno wyleciały Oliwsen z Laxx, Belegor się odwrócił, a ja wykorzystałem okazję. Ruszyłem na niego mieczem, po czym wbiłem w jego pancerz i niczym puszkę otworzyłem go wyrzucając część pancerza razem z hełmem. Jaszczur próbował się wydostać, ale nie mógł. Stanąłem nad nim i syknąłem, zaczynając zaklęcie:
-Ja jestem Martin, a ty będziesz…moim multikontem!
Wbiłem rękę w jego ciało, a on zaczął wrzeszczeć:
-NIEEEEEE….BZZZZ..
Zaczął się transformować, po chwili jakby się przemieścił i stanął przede mną przybierając najmniej spodziewaną dla mnie formę. Zamiast mnie przeobraził się w… o zgrozo! Zmienił się…! O! Do dziś nie mogę w to uwierzyć! On się przeobraził w moją mamę!! I miała patelnię! Zapytałem:
-Mamuś?! A co mamusia tu robi?!
-Byłeś niegrzeczny synku. Za dużo czasu przy komputerze, teraz będzie kara!
-Nie mamuś!
Po tym jak mnie uderzyła patelnią zobaczyłem gwiazdy, potem coraz więcej gwiazd i coraz więcej… potem co zobaczyłem to Luk który klęczał nade mną i pytał jak się czuje. Postąpił jak prawdziwy przyjaciel.
Luk: Gościu po prostu zemdlał od uderzenia ciężarkiem. Tak to jest gdy Loczek i Hells próbują udowodnić kto jest lepszy: Sojusz, czy Horda. To dziecinne, oczywiście że najsilniejszy jest Król Licz i jego Plaga.
//Reuel podniósł jedną brew z miną: „Oh, really?”//Luk: Ekhm.. no więc jak zemdlał to zacząłem go cucić. Oczywiście nie metodą usta-usta, bo nie mam ust, a poza tym niewiadomo gdzie się mógł on szlajać wcześniej. Jedyne co mogłem to z liścia walnąć mu kilka razy. A mam rękę do tego- same kości, widzisz?
//Luk odwinął rękaw i zaczął na pokaz wymachiwać kościstą dłonią i nadgarstkiem// Luk: No to Martin po chwili się obudził wołając swoją mamę. Nie wiem, maminsynek czy jak? Potem się wyrwał i zaczął wrzeszczeć o spisku, przewrocie, mafii i że Belegor nią kieruje. Rozumiem, że chłopak miał na pieńku z tym jegomościem, ale żeby oskarżać o tworzenie grupy przestępczej, heh… nie powinienem go był puszczać na ten maraton filmowy, naprawdę. Za dużo akcji i science-fiction i widzicie co z takim biednym Marcinem robi. Następnego dnia zaczął się uderzać o ścianę tuż przy plakacie z nowym Jamesem Bondem. To delikatny człowiek, naprawdę. I po raz ostatni mówię, nie wiem kto mu wsadził magnes na tył hełmu. Naprawdę? Niech mi ręka uschnie, jeśli nie mam racji!
//Luk popatrzył na swoją kościstą kończynę i nią chwilę pomachał//Luk: Sorry, nie ma jak. Chińczyk mówił, że będzie mocny, ale że aż tak?! Zaraz to było na wizji?
//Reuel i cała widownia zrobiła wielkie oczy. Shelv wyjął tabliczkę z napisem: „WPIERDOL?”
, ale Reuel pokręcił głową. Luk zaczął chrzęścić kośćmi nóg.//Luk: Znaczy Chińczyka, od którego podejrzany kupił. Tak, podejrzany, którego złapałem po fakcie. Tak, serio!
Reuel: A-ha…
Luk: No serio! Serio? Jak rocka kocham serio!
//Z odwiniętego rękawa wypadło zaproszenie na koncert gwiazdki pop. Reuel podniósł zaproszenie, które szybko zabrał Luk i schował do drugiego rękawa.//Luk: Gimme that! Nie było sprawy…. dobra?
Martin: Ale to czysta prawda! Jak swoją mamusię kocham! Następnego dnia jak szedłem w stronę swojego miejsca pracy mijałem rezydencję Belegora. Głowę dam, że na mnie wprost siedział na dachu gargulec z gestem Kozakiewicza. To był on! Następnie dach się otworzył i zobaczyłem tego Belegora lecącego na jetpacku. Zawołał:
-Widzisz Tsavo! Mówiłem, że zadziała, mówiłem! To dopiero początek, zobaczysz!
Na zewnątrz stał ten jego smokopodobny sługa i wystawił mu lajka na żywo. Nie mogąc wytrzymać schowałem się za budynkiem i zacząłem uderzać głową o ścianę wrzeszcząc:
-Wiedziałem! Wiedziałem! Wiedziałem!
//Martin wstał od krzesła i zaczął uderzać o ścianę studia uderzać głowę powtarzając słowa „wiedziałem”. Reuel wstał od krzesła i łapiąc go za plecy próbował go odciągnąć.//Reuel: Przestań! Już wystarczy! Naprawdę!!
Oj, wywiady na żywo są takie wspaniałe.
Koniec!
Ucięte scena:Laxx: Zaraz! Ja w stroju w sekretarki?! Co, może jeszcze miałam mini, co?!
Reuel: To nie moje słowa, tylko Martina..
Laxx: Ty seksistowski szowinisto!!
//Sukub zaczął ostrzeliwać kamery i studio kulami ognia, KONIEC TRANSMISJI
//