Sołtys Anduiny
Punkty uznania(?): 0
Offline
Płeć:
Wiadomości: 1 533
Multikonto Martina
|
|
« : 16 Listopada 2008, 20:47:46 » |
|
Przybysz w czerwonym płaszczu, wyglądający jak czarnoksiężnik właśnie wracający w glorii z wojny był dość niecodziennym zjawiskiem w wiosce Moerdian. Ale wzbudzał nie strach, lecz podziw. Lśniące włosy, lśniący miecz, lśniący klejnot na kosturze, lśniąca kolczuga. To wszystko rzeczywiście dawało mu spory respekt wśród wieśniaków. Kiedy orzekł, że szuka dziecka, małego dziecka, które rodzice oddaliby mu na szkolenie, wybuchła wrzawa. Kolejka podekscytowanych rodziców trzymających niemowlaki rosła i rosła, a przybysz badał wszystkie wzrokiem. I po kolei odrzucał. Ale w końcu przyszli rodzice z dzieckiem, które spodobało się nieznajomemu czarnoksiężnikowi, wojownikowi i ogólnie wielkiemu, czczonemu przez wioskowych człowiekowi. Spodobało mu się już samo to, że rodzice przyszli z niemowlakiem pod wieczór, w chłód, by uniknąć kolejki głupców i naiwniaków. Drugim czynnikiem było to, że dziecko nie płakało. Odwzajemniało ciekawskie, badające spojrzenie, wbijając wzrok w oczy przybysza. Ten tknął je lekko palcem. Niemowlak zrobił w jego kierunku to samo, choć nie dosięgał. Przybysz powtórzył to, ale mocniej. Dziecko oddało swoim małym paluszkiem dotykając klatki piersiowej nieznajomego. W końcu ten uderzył je pięścią. Delikatnie, słabo, ale na tyle by poczuło niewielki ból. To w odpowiedzi zasypało go bezbolesnym gradem ciosów swoich małych piąstek i stópek. Matce trudno było kryć zdziwienie, ale pozwalała na to, podczas gdy ojciec stał za drzwiami w ciemności. Przybysz w końcu odezwał się, wyciągając karteczkę zza pazuchy. -Chciałbym, żeby to dziecko zostało w przyszłości moim uczniem i następcą. -To dla nas zaszczyt, proszę pana. -Możliwe. Niech pani weźmie tą kartkę i stosuje się do jej zaleceń. Co sześć miesięcy będę tu przybywał i sprawdzał jak ma się dziecko. Jak ma na imię? -Faelir. Przybysz skinął z aprobatą i wyjął nóż. Matka zlękła się wyraźnie. -Spokojnie. - usłyszała w odpowiedzi - Nic mu nie zrobię. Pokrzyczy, popłacze i przestanie, ale trzeba to zrobić. Nieznajomy odsłonił prawe ramię dziecka i wyciął w nim znak, na tyle głęboko by pozostała wyraźna blizna. Faelir płakał głośno, ale nie wyrywał się za mocno. Choć może po prostu przybysz za mocno go trzymał. Wyryte w ramieniu smocze skrzydło miało chronić dziecko przed śmiercią, ale przybysz wiedział, że ściągnie to niebezpieczeństwa. Ważniejsze było jednak życie dziecka i sam symbol.
~~~~
Choć matka bała się, że nieznajomy każe faszerować Faelira magicznymi miksturami czy bić go by zahartować, okazało się, że była tam zapisana tylko dieta, która nie była swoją drogą jakoś szczególnie nieprzyjemna, a także parę zaleceń co do nauki dziecka. Co pół roku przybywał do Moerdianu, sprawdzał jak ma się dziecko i odchodził znów, nie wiadomo gdzie.
~~~~
Faelir obchodził siódme urodziny, gdy przyszły mistrz ich nawiedził. Wziął chłopca ze sobą, na wzgórze odległe od wioski paręset metrów. Wyjął nóż, ten sam, którym sześć i pół roku wstecz naznaczył dziecko. Naciął sobie żyłę przy nadgarstku, jego twarz wykrzywił lekki grymas bólu. Przyciągnął ręką niewiedzącego o co chodzi Faelira do siebie. Złapał go za rękę i naciął żyłę w tym samym miejscu, co u siebie. Wyglądało to dość brutalnie, ale mistrz miał na celu raczej szybkość, by ból trwał jak najkrócej. Przyłożył swoją ranę do jego. Krew przepływała z niego do Faelira. Była to prosta, prymitywna transfuzja krwi, używana przez szamanów. Krew mistrza wywoływała w chłopcu palący ból. Gdy ten puścił go, zerwał kontakt żył, Faelir padł na ziemię. Czuł, jakby ogień przeszywał go, najbardziej w plecach i ramionach. W końcu zamknął oczy, stracił przytomność. Mistrz zamknął magią swą ranę, gdy chłopiec padł na mokrą jeszcze od rosy trawę na wzgórzu.
~~~~
Gdy się obudził, wyglądał inaczej i inaczej się czuł. Z jego łopatek wyrastały średniej wielkości, czerwone skrzydła. Ramiona i barki zdobiły koloru miedzi, duże łuski, zaś przedramiona niewielkie, ale gęste łuseczki o odcieniu skóry. Mistrz wstał. -Jestem Krailyos. A ty od dziś jesteś moim uczniem.
|