Ja jako główny pomysłodawca i najmniej kompetentna osoba zobowiazuję się kupić Fastowi butelkę Perły Chmielowej i mu dać ja jak będę następnym razem w Łodzi.
Zamieszczam recenzję dla potomności.
Omówię pokrótce moje wrażenia z "Zaćmienia nadziei", ponieważ praca jest długa, a nie bardzo już czas i wena tworzyć opisanie proporcjonalnej wielkości.
Co mi się już na samym początku rzuciło na oczy, to wstęp, który jest ładnym nawiązaniem do "Ogniem i mieczem", za co (biorąc pod uwagę tematykę i stylistykę językową całej pracy), uważam za miły akcent.
Mam wrażenie, że autor pracował pod presją czasu. W pracy jest wiele niedociągnięć, którym mogłaby zaradzić nawet niezbyt wnikliwa korekta. Są to: brakujące przecinki oraz ogólnie słabe zastosowanie interpunkcji, złe wprowadzenie myślników, zdublowane spacje, wreszcie błędy składniowe i ortograficzne. Na szczęście opowiadanie broni się fabularnie, także ww. niedoróbki nie odstraszają, nie sposób jednak ich nie zauważyć.
Miejscami tak opisy, jak i dialogi, są niespójne i chaotyczne - nie tylko w treści, ale i we wprowadzeniu. Trend ten można zaobserwować już od samego początku. Tekst "sam w sobie" też jest słabo podzielony, a opisy czasami wyglądają jak bardzo nachalna ekspozycja. Często musimy tez obcować z nietrafnie dobranym słownictwem, jak na przykład w pierwszym fragmencie Vernricha ("Musisz to zrozumieć, by poszanować różnice kulturowe. Rozumiesz to, prawda?"). POVy też specjalnie nie urzekają, ot, są poprawne.
Na osobną wzmiankę zasługują przeróżne, jak to chwytliwe nazwał Ptakuba, "GoTowości", czyli różnorakie nawiązania czy zapożyczenia z magnum opus GRRM. Normalnie uznałbym, że "fajnie że chłopak dobrą literaturę czyta", ale jest ich tak wiele, iż momentami przytłaczają oryginalne elementy czy koncepcje autora. Aby nie być gołosłownym, wymienię szybko kilka takich, które można ujrzeć już na początku:
1. Ogólny sposób pisania typu Point-Of-View. Nie jest to zabieg stricte "Dżordża", niemniej w konwencji fantasy utożsamiany zazwyczaj z nim.
2. POVy należą w przeważającej mierze do postaci szlachetnie urodzonych, lub piastujących ważne stanowiska.
3. "Kontynent" nie ma określonej nazwy (podobnie jak planeta z cyklu PLiO), a pokrywa go niewielki zlepek państewek związanych pragmatycznymi pokojami.
4. Mamy do czynienia z kulturą wschodnią, która przybywa do turniej w celu pomszczenia śmierci swoich najświetniejszych. Przywódca delegacji stracił wtedy bardzo bliską sobie osobę (rzeknę tylko Oberyn Martell; look it up).
5. Księżniczka wschodniej kultury nazywała się Elia (d'oh).
6. W pewnym momencie nucona/śpiewana jest pieśń o "lwie, który zachował pazury", co przywołuje identyczny fragment tekstu "Deszczy Castamere".
7. Pojawiają się ubrani na czerwono kapłani, którzy palą ludzi żywcem.
I tak dalej, i tak dalej...
Na całe szczęście, sama fabuła utworu podpasowała mi i jest moim zdaniem świetlanym punktem opowiadania. Jest ona, wbrew pozorom stwarzanym przez obszerność tekstu, lekka i prosta w odbiorze. Zakotwiczona w średniowieczu (chociaż istnieją konkretne daty, to, nie oszukujmy się, są one jedynie "przykładowe"), bogata w różne historyczno-kulturowe smaczki, które pokazują, że autor doskonale zna okres, w którym pisze...
Są momenty "na poważnie", jak opis mocy pewnych zakonników, a także elementy humorystyczne, jak biedny, oszczędzający Karl. Autor miejscami przerywa nużące, przydługie ekspozycje przemyśleniami tego ostatniego bohatera, które zawierają się w takich frazach jak "Eh… zasrane to życie".
Autor też potrafi jednocześnie stworzyć nawiązanie do kultury masowej, które jest jednocześnie adekwatne do kanwy utworu - jak na przykład ustawicznie powtarzane pozdrowienie religijne, które samo w sobie nawiązuje do "Trylogii husyckiej" Sapkowskiego.
Na największy poklask zasługują sceny walk, które są żywe, dynamiczne i przyciągają uwagę z magnetyczną siłą. Jeżeli chodzi o pojedyncze "momenty" konkursu, to walka pomiędzy Starym Skorpionem a prymusem Karmazynowego Kolegium jest najświetniejszym przykładem porywającego eskapizmu (pomimo wszelkich błędów interpunkcyjnych itd.), na jaki się natknąłem podczas czytania prac.
Podsumowując - jeżeli ktoś jest wrażliwy na niedbały zapis lub nie lubi tego rodzaju średniowiecznych low fantasy, to prawdopodobnie zmęczy się podczas czytania "Zaćmienia nadziei". Całej reszcie - gorąco polecam.
Wystawiam końcowa ocenę 10/10, lecz gdybym miał zbagatelizować stylistyczne wad, byłaby to spokojna jedenastka, gdyż fabularnie to bardzo dobre dziełko.
Pozdrawiam