Pragnę podziękować wszystkim za szczere opinie
A oto rozdział XII:
https://docs.google.com/document/d/198IKuaJxZ1o16t-V1aGQme9QsIx6jLPXXkC4oOmA5m8/edit?usp=sharingWstawiam też tutaj, jak Fast chce, to niech ma
Cień Nocy
Rozdział XII: Ambicje i komplikacje
CHLUST!
-Co jest, ***?!- wydarł się Nnoitra, ponieważ ktoś oblał go lodowatą wodą- Auuu! –dodał, gdyż został spoliczkowany.
-Nie ty zadajesz tu pytania- odpowiedział spokojny, zimny głos.
Niebieski jednorożec potrząsnął głową, by strząsnąć jak najwięcej wody z twarzy. Rozejrzał się na tyle, na ile pozwoliło mu na to skrępowane ciało. Leżał rozkrzyżowany, przywiązany do czegoś, co najpewniej było drewnianym stołem. Klatka piersiowa, w miejscu, w którym został postrzelony bolała. Oddychało mu się trudno, ale za łatwo jak na kogoś, kto został postrzelony w płuco. Spróbował użyć magii, by się uwolnić. Bezskutecznie. Założono mu obrożę blokującą magię. Ktokolwiek to go związał, zrobił to porządnie. Nnoitra nawet nie próbował się szarpać. Było ciemno, znajdował się na leśnej polanie, wokół niego stała grupa kucy, trzymających pochodnie. Pochylał się nad nim turkusowy ogier jednorożca, o niebieskiej grzywie. Obok maga, otoczone mgiełką magii, o barwie indygo, unosiło się puste wiadro. Przypomniał sobie- Poszukiwacze, bitwa, jego kompani polegli…
-Bastard Spell…- szepnął- zabiję was skurwysyny, tak jak wy zabiliście Firewalla. Auuu!- zawył ponownie.
Tym razem ktoś kopnął go w krocze. Ten ból był nie do zniesienia, ale nieco go otrzeźwił. Musiał panować nad sobą. Wytężył mięśnie i podniósł głowę. Zobaczył śliczną klacz pegaza, o barwie pomarańczy. Chichotała złośliwie z jego nieszczęścia.
-Koniec tych wygłupów- warknął Bastard Spell- Kim jesteś i co tu do cholery robisz ze zbrojnym oddziałem?- zapytał, a po chwili namysłu dodał- No, już bez niego…
Paladyn spróbował splunąć, ale efekt był taki, że jedynie obślinił sobie pysk. Nic im nie powie, wymordowali jego podwładnych, więc niczego się nie dowiedzą. Choć oznaczało to zdradę jego kraju. W końcu Jego Wysokość chciał by RPP o wszystkim wiedzieli.
-Nie chcesz mówić, dzieciaku?- zakpił Spell, patrząc w płonące ze wściekłości oczy więźnia- Ile ty sobie liczysz wiosen, tak właściwie?
Nnoitra nie odpowiedział. Miał 20 lat i był jednym z najlepszych żołnierzy Oddziałów Specjalnych Królestwa Nocy, a konkretniej- Służb Wywiadowczych. Bastard westchnął ciężko, widząc jego opór.
-Nie chcesz po dobroci, co? No to będzie po złości- przywódca Randomowych Poszukiwaczy Przygód uśmiechnął się wrednie.
Skrępowany ogier z przerażeniem patrzył, jak zbliża się do nich latająca piła, otoczona magią o barwie indygo.
-Ta piła, jeśli nic nie powiesz, zaraz znajdzie się w twoim ciele- poinformował go turkusowy jednorożec- kawałek, po kawałeczku… Tak, będziemy ciachać. Jak dotąd nigdy nie musiałem odpiłowywać więcej niż dwa kopyta, to był rekord. No to jak?- Spell uśmiechnął się niewinnie.
Zgromadzone pegazy miały dziwne miny. Jeden z nich, ogier o cytrynowej sierści i bordowej grzywie, walnął się w twarz swoim własnym kopytem. Ktoś inny zachichotał. Wytrzymam, tak wytrzymam- postanowił Nnoitra w myślach- i nic im nie powiem. Bastard Spell, jak gdyby słysząc jego myśli, przybliżył ząbkowane ostrze piły, do prawej, przedniej pęciny jeńca.
-Jestem sir Nnoitra, rodu Oakforce!- zawył przerażony- Najmłodszy syn Lorda River Oakforce’a!
Zimny metal odsunął się od jego ciała i poszybował gdzieś, poza zasięg jego wzroku.
-No, kontynuuj. Wreszcie mówisz z sensem.
-Służę w Oddziałach Specjalnych Królestwa Nocy! Wysłał nas Jego Wysokość, Darkness Sword!- czuł do siebie obrzydzenie, mówiąc to. Z oka pociekła mu łza.
-Czego chce od nas Darkness Sword i dlaczego przysłał tutaj tak liczną grupę?- zapytał przesłuchujący.
-Nasi szpiedzy donieśli nam, że przebywa wśród was Królewna Night Shadow- tłumaczył prędko- Jego Wspaniałość pragnie powrotu swej córki do Mooncastle oraz chce wam złożyć pewną propozycję, Bastard Spell.
-Jaką propozycję?- zainteresował się Spell.
-Propozycję nie do odrzucenia…
Piła znowu pojawiła się przed oczami przerażonego paladyna. Zielonogrzywy ogier poczuł jak coś ciepłego spływa mu po nogach. Bastard oparł nadgarstki na stół i położył brodę na kopytach. Na jego twarzy wykwitł uśmiech psychopaty.
-Co proszę?- zapytał przesłodzonym głosem.
-Jego Wysokość po prostu kazał zapytać, czy zechcielibyście pracować dla niego… Robilibyście to co dotychczas, za wyższe wynagrodzenie i ku chwale Imperium Nocy!- Nnoitra przerwał na chwilę, by przełknąć ślinę, po czym kontynuował- A jeśli byście nie chcieli, to kazał związać i doprowadzić do Mooncastle, żywych i całych. To, co? Rozwiązujecie mnie i idziemy?
-Nie.
-Jak to nie?!- zirytował się- Chyba wyraziłem się jasno!
-Wyraziłeś, owszem- oczy Bastarda zalśniły złowrogim blaskiem.
Piła uniosła się w powietrze i opadła na Nnoitrę. Rozpoczęło się piłowanie, kiedy jej srebrne, zębate ostrze wgryzło się w materię i cięło ją drapieżnie. Nieodwracalna decyzja zapadła, przerażony paladyn zaczął się szamotać, próbując uciec od tego, co nieuniknione, ale mocne liny nie chciały go puścić. Gdyby nie to, że jego pęcherz był pusty, to zsikałby się ponownie. Był bezradny i zupełnie bezbronny, wróg mógł z nim robić co chciał. I właśnie to robił. A rycerzowi się to wcale, a wcale nie podobało.
-Aaaaaaaaaaaaaaa Aaaaaaaaaaaaaaaa Aaaaaaaaaaaaaaaaa Aaaaa Aaaaaaaa AaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa….- wrzeszczał, choć od tego krzyku płuca zaczęły piec go żywym ogniem- Przestań, proszę! Zrobię wszystko! Wszystko!
Chrzęst i chrupnięcie, sir Nnoitra prawie zemdlał, kiedy do jego uszu dobiegł ten najobrzydliwszy ze dźwięków. Niebieski jednorożec zaczął szarpać się jeszcze mocniej. Kopał nogami rozpaczliwie. Głowa bolała go bardzo mocno, ponieważ w panice zaczął używać magii, pomimo blokady. Rana w klatce piersiowej przysparzała mu dodatkowego cierpienia. Jedyne, czego chciał to obudzić się. Tak, to wszystko musiało być snem, musiało. Jeszcze nie wyruszył na misję, Firewall żył, a nad nim nie znęcał się czarodziej psychopata. Ale nie obudził się, bo to nie był sen, lecz smutna rzeczywistość. Wzywał matkę, Harmonię i Jego Wysokość- choć ten ostatni, za poniesienie porażki, zapewne urżnąłby mu głowę. Choć dekapitacja w porównaniu do ćwiartowania żywcem musi być całkiem przyjemna, a przynajmniej w miarę bezbolesna.
-Zabij mnie szybko i bezboleśnie, błagam!- krzyczał przez łzy.
-Co się drzesz i szarpiesz?- zdziwił się Spell- Więzy ci piłuję…
-Ojć!- mruknął sir Oakforce i zarumienił się.
-Harmonio, co za idiota- mruknęła pomarańczowa klacz.
Kiedy tylko mag RPP skończył, Nnoitra zerwał się na równe nogi. Był wolny, był wolny i żywy. I cieszył się z tego powodu niczym źrebię. Zaczął skakać z radości i tarzać się po trawie.
-Uważaj, bo krzywdę sobie zrobisz… Naprawiłem ci płuco, ale magia ledwo trzyma- Bastard Spell przerwał mu dzikie harce.
Dopiero to go otrzeźwiło. Żołnierz OSKN stanął, jak wryty i popatrzył na turkusowego maga, który patrzył na niego ze zmrużonymi oczami i bananem na twarzy. Z taką miną wyglądał trochę jak troll. Co prawda Nnoitra nigdy trolla nie widział, ale tak rysował te potwory, kiedy był jeszcze maleńkim źrebakiem.
-Tak, więc ruszajmy tedy, do Mooncastle- rzekł w tej niekomfortowej sytuacji.
-Czy ty jesteś głupi?- westchnął ciężko Bastard- Przecież mówiłem, że nigdzie nie idziemy.
-Ale mnie rozwiązałeś…- mruknął zdezorientowany Nnoitra.
-No właśnie, Spell! Zdurniałeś? Zamiast go dobić, to ty go uwalniasz- krzyknął zielony pegaz, który przepchnął się w ich stronę.
-Green Crossbow, ty idioto- rozpoczął przemówienie Bastard Spell- Po pierwsze, jak ty się do mnie odzywasz szczeniaku!?
Ten wybuch złości zdziwił niebieskiego kuca. Nie o tyle, że niebieskogrzywy ogier dał się wyprowadzić z równowagi, a o tyle, że zastanowiło go ile przywódca Randomowych Poszukiwaczy Przygód ma właściwie lat. Nie wyglądał staro, a Crossbow nie wyglądał na szczyla. Green musiał być od niego, o co najmniej 10 lat starszy, a to by znaczyło, że Spell jest jeszcze bardziej wiekowy… A przecież na oko był rówieśnikiem zielonego pegaza.
-Po drugie- kontynuował czarodziej- jesteś głupi, czy ślepy? On jest ranny, osłabiony i jest sam. Obroży antymagicznej mu nie zdejmę. Jak ucieknie, to zdechnie. Jak zostanie, to będzie musiał być grzeczny, bo nas jest więcej, a jak nas pozabija we śnie, to też zdechnie, bo sam tutaj nie przeżyje. Jakieś pytania?
-Tak- powiedział sir Oakforce.
Wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem.
-Nie widzę tu Królewny Night Shadow, coś jej się stało?
-Odeszła od nas nieco ponad tydzień temu- mruknął, z wyraźnym niezadowoleniem, beżowoszary pegaz o jasnobrązowej grzywie.
-Jak to odeszła? Dokąd poszła?- Nnoitra był zszokowany.
-Nie wiem- rzekł Bastard.
-Jak to nie wiecie?! I co ja teraz zrobię?!
-Proponowałbym pójść spać, jesteś tak jakby ranny…- zaproponował przyjacielsko jego niedawny wróg.
-Darkness Sword urwie mi jaja, jak mnie zobaczy…
-To, niech cię nie ogląda. Sprawa prosta- skwitował Bastard- A teraz idź, odpoczywaj.
-Jeszcze jedno, co zrobiliście z ciałami moich towarzyszy?
-Zostały spalone- mruknął Spell.
Słysząc to paladyn poszedł na skraj obozowiska. Chciał być sam ze swym bólem. Nie wykonał misji, powiódł podwładnych na śmierć, a na dodatek sam jakimś cudem żył. Nawet gdyby jakimś cudem wrócił samotnie do Mooncastle, to Jego Wysokość zapewne skróciłby go o głowę. Sir Nnoitra zapłakał nad swoim cholernym losem. Nie zauważył nawet, kiedy zmorzył go sen.
-Daleko jeszcze?!- wściekała się Nighty.
Hualong popatrzył na nią z politowaniem. Oczywiście nie raczył odpowiedzieć. Powtarzała to już, chyba sześćdziesiąty raz, w tej tylko minucie. Wędrowali razem już czwarty dzień. Przez ten czas nie zgubili się ani razu. Smok, w odróżnieniu od klaczy, umiał czytać mapy. Kuce, które czasami spotykali na gościńcu, śledziły ich wzrokiem z zaciekawieniem. Smok i wysoki czarny jednorożec, nie należeli do częstych widoków w Królestwie Zmian.
-Night, nie sądzisz, że nie powinniśmy iść głównym traktem?- poruszył drażliwy temat jej towarzysz.
-Nie. Lasami byłoby znacznie wolniej, a mi się spieszy- odpowiedziała poirytowana.
-Jak cię ktoś zobaczy, rozpozna i schwyta, to dopiero będzie szybko- zadrwił- błyskawiczny powrót do Mooncastle. A potem błyskawiczne porody…
-Zamknij się!- wrzasnęła. Wzięła głęboki oddech i już spokojna, dodała- Nikt mnie nie pozna. Minęło pięć lat, pewnie uważają mnie za martwą. Nikogo nie obchodzę i nikomu potrzeba nie jestem.
-To ty tak myślisz… A poza tym powinniśmy wejść w lasy, nie tylko ze względu na ciebie. Ty przynajmniej możesz udawać jednorożca. Ja na widok oddziału knechtów, nie powiem, że jestem wyrośniętym kucem, chorym na nieznaną chorobę- warknął smok- bo jeszcze uwierzą i zapobiegawczo skłują partyzanami.
-Masz sporo racji, ale… Boję się, że się zgubimy- przyznała.
-Z moim zmysłem orientacji?
-TAK.
-Hę?
-Zgoda.
-Naprawdę?- nie mógł uwierzyć smok.
-Naprawdę- potwierdziła.
Upewnili się, że na drodze nikogo nie ma i wskoczyli w krzaki. Las nie powitał ich z otwartymi ramionami. Gęsto rosnące drzewa drapały ich swoimi gałęziami, ściółka zapadała się, kiedy kroczyli po niej, a pajęczyny z obleśnymi, wielkimi, brązowymi krzyżakami zagradzały im drogę. Dlatego smok szedł pierwszy. Hualong z trudem mieścił się pomiędzy drzewami, ze względu na swój rozmiar. Jej też nie szło się najłatwiej, ale lata spędzone wśród Randomowych Poszukiwaczy Przygód okazały się owocne i czarna klacz nie powinna poskręcać sobie pęcin. A przynajmniej na to liczyła. Gdyby okazało się inaczej to…
-Mamy, kurde, problem!
Kiedy Nnoitra się obudził, Słońce stało już wysoko na niebie. To właśnie ono przerwało mu sen, kłując jego oczy, swymi ostrymi, jasnymi promieniami, wbijającymi się pod powieki, niczym mizerykordia w bijące jeszcze serce. Otworzył ślepia i ziewnął przeciągle. Nie czuł się wyspany. Czuł piasek pod powiekami, głowa po wczorajszej desperackiej próbie użycia magii, pomimo obroży, pulsowała tępym bólem, zaś połamane żebra miały mu doskwierać jeszcze przez długi czas. Potrząsnął głową, by się dobudzić. Wybudzenie, choć fizycznie nieprzyjemne, przyniosło mu jednak sporą ulgę. Przez całą noc śnili mu się jego żołnierze. Patrzyli na niego z wyraźnym wyrzutem, w ich martwych oczach. Na koniec przyszedł Firewall, którego twarz nie wyrażała nic. Nie było na niej ani radości, ani smutku. Po prostu spoglądał na Nnoitrę bez żalu i to w tym wszystkim było najgorsze. Bo przecież to przez paladyna zginął, oddał życie za przyjaciela. Zielonogrzywy ogier czuł, że powinien dołączyć do towarzyszy w zaświatach… Ale nie był w stanie tego zrobić. Bał się śmierci i to bardzo, wczorajszy wieczór mu to uświadomił.
Kiedy spał, jakaś dobra kucykowa dusza przeniosła go i położyła na rozłożonej na ziemi słomianej macie oraz przykryła kocem. Dopiero w świetle dnia dostrzegł też, że klatkę piersiową ma owiniętą bandażami. Zdziwiło go to. Przecież jeszcze wczoraj chcieli się nawzajem pozabijać. Dlaczego tego nie zrobili, po przesłuchaniu? Raz jeszcze potrząsnął głową i rozejrzał się. Obozowisko żyło. Poszukiwacze Przygód krzątali się po leśnej polanie, pomiędzy poustawianymi tu i ówdzie namiotami ze skór, na drewnianych szkieletach, siedzieli na sosnowych pieńkach, robiących za stołki, grzali się przy ognisku, jedli, grali w kości, śmiali się i przeklinali. Jego wzrok szybko odnalazł ową pomarańczową klacz pegaza, która go postrzeliła. Siedziała sama, w cieniu wielkiego dębu i nie zwracała uwagi na rudą wiewiórkę siedzącą jej na grzbiecie. Wyglądała na bardzo nieszczęśliwą, wręcz załamaną. Patrzyła się tępo w przestrzeń i zdawała się niczego nie dostrzegać. Grzywka smętnie opadała na oczy ślicznej klaczy, a kokarda na włosach przywodziła na myśl zwiędły kwiat czerwonej róży. Dlaczego ona rozpacza?- zastanawiał się- przecież żaden z jej towarzyszy nie poległ. Kierowany bliżej nieokreślonym uczuciem, wstał ze swojego legowiska. Krok za krokiem, jak zahipnotyzowany kierował się w kierunku pomarańczowej pegaz. Nikt mu nie przeszkodził, tedy szybko znalazł się przed nią. Nie zareagowała w jakikolwiek widoczny sposób, chyba go nie widziała.
-Czy coś się stało?- zapytał z troską, która zdziwiła nawet go samego.
-Odwal się- odpowiedziała klacz.
Podniosła na niego swoje załzawione oczy. Wcześniej nawet nie zauważył, że płakała. To rubinowe spojrzenie, miał zapamiętać na całe życie. Było przepiękne, smutne i niewinne. Nie mógł mu się oprzeć… Nie posłuchał jej, zamiast tego posadził swój zad na trawie, tuż przy niej.
-Jakie wasze miano, szlachetna pani?- postanowił się popisać znajomością dworskiej etykiety.
-Pierdol się!- warknęła.
Wstała i odwróciła się do niego tyłem. Była wyraźnie wściekła. Ogier nie rozumiał dlaczego. Poszukiwaczka Przygód zaczęła oddalać się od niego szybkim, marszowym krokiem. Długi, czerwonopomarańczowy ogon klaczy, wystający spod ciemnozielonej spódnicy, nerwowo kołysał się w prawo i w lewo. Pod wpływem jakiegoś nieokreślonego impulsu, Nnoitra błyskawicznie zerwał się na równe nogi i prędko pokłusował za nią. Dogonił klacz i położył prawe, przednie kopyto na jej grzbiecie.
-Poczekaj! Auuu!
Kopnęła go tylnymi nogami, prosto w połamane żebra. Gwiazdy ukazały mu się przed oczami. Zatoczył się do tyłu i upadł na trawę. Pomarańczowa pegaz doskoczyła do niego i wysyczała mu tuż przy twarzy.
-Jeszcze raz się do mnie zbliżysz, a mój puginał znajdzie się w twoim mózgu! Zrozumiałeś?!
Kopnęła go raz jeszcze, ponownie w ranę, po czym poszła sobie, zostawiwszy leżącego i jęczącego Nnoitrę samemu sobie. Odchodząc zdążyła jeszcze powiedzieć:
-Nienawidzę ogierów!
Niebieski jednorożec z przerażeniem popatrzył na swoją pierś. Bandaże, jeszcze niedawno białe, zmieniły kolor na czerwony. Krwawił i to dość mocno. Bastard miał rację, że zaklęcie ledwo trzyma. Spróbował wstać, ale ku własnemu przerażeniu, jedynie zatoczył się i upadł.
-Pomocy!- krzyknął.
Ponownie spróbował wstać i ponownie stracił równowagę, ale tym razem poczuł, że ktoś go trzyma. Odwrócił głowę i ujrzał beżowoszarego, drobnego pegaza, o jasnobrązowej grzywie i liliowych oczach. Drobny kuc z wyraźnym trudem dźwigał potężnego Nnoitrę.
-Javelin!- krzyknął jego wybawca- Zawołaj Spella, ale prędko!
Stojący nieopodal, cytrynowy ogier pegaza skinął głową i gdzieś pogalopował. Tymczasem szary Poszukiwacz pomógł paladynowi usiąść.
-Jestem Random Adventure- przedstawił się.
-Sir Nnoitra Oakforce, jeden z najlepszych kucy służących w Służbach Wywiadowczych Królestwa Nocy. Miło mi was poznać Random Adventure, szkoda że wymordowaliście moich towarzyszy.
-Ano szkoda- liliowooki pegaz zarumienił się- ale myśleliśmy, że chcecie nas pozabijać. W strachu o własne życie, popełnia się wiele grzechów.
Choć powinien go nienawidzić, Oakforce już polubił Randoma. Adventure należał do tych kucyków, których nie da się nie lubić.
-A od niej radzę trzymać ci się z daleka- mruknął- ciesz się, że ciebie nie zabiła.
-Kim ona jest?
-To moja młodsza siostra, Orange Tail- odpowiedział Random Adventure.
Chciał go jeszcze zapytać o parę rzeczy, ale dostrzegł cwałującego Bastarda. Turkusowy jednorożec ostatnie trzy foule niemal przefrunął nad ziemią. Jeszcze w locie zdarł Nnoitrze bandaże. Zatrzymał się przy rannym paladynie, jego róg zaświecił magią o barwie indygo. Czarodziejska poświata ogarnęła również klatkę piersiową młodszego ogiera.
-Wszystko co wczoraj naprawiłem, to sobie rozpierdoliłeś- skarcił go Bastard Spell, nie przerywając działania zaklęcia.
-To akurat była Orange- wtrącił Random- sam widziałem jak go skopała.
-Młody, jak skończę, to sobie pogadamy- zwrócił się do Nnoitry niebieskogrzywy.
-Nie jestem młody!- zaprotestował młodszy ogier.
-Przy mnie jesteś- uśmiechnął się Spell.
-Ile liczycie sobie wiosen, Bastard Spellu?- zapytał go paladyn.
-45- odpowiedział kuc.
-No to faktycznie…
-Nom- mruknął Spell- Dobra, jesteś jako tako załatany. Wstawaj, idziemy do mojej obecnej kwatery. Muszę sprawdzić parę rzeczy, a parę innych ci powiedzieć.
Niebieski ogier niechętnie podniósł z ziemi swój zad i powlókł się za Bastardem.
Namiot Spella był bez wątpienia największym, najstaranniej wykonanym i najlepiej urządzonym na całej polanie. Wewnątrz panował lekki półmrok, ale i tak było wystarczająco jasno, by jednorożce nie musiały marnować swej magii na oświetlenie. Podłogę wyścielał cienki, wełniany dywan, pod jedna ze ścian znajdowało się nienagannie pościelone posłanie składające się z koca, wypchanego niewiadomo czym siennika i wymiętolonej poduszki, pod drugą ścianą zaś mieścił się ciężki, kufer z dębowego drewna. W namiocie stał nawet spory regał z książkami, zapewne magicznie chroniony przed niszczycielskim działaniem wilgoci. Nnoitrze przyszło do głowy jedno, bardzo ważne pytanie- Jak on tutaj to wszystko, do cholery, dotargał?!
-Jak wy to wszystko tutaj przynieśliście?- zapytał zaciekawiony.
-Moja magia, skrzydła chłopaków. No głównie ich skrzydła. Ale moja lewitacja trochę pomogła. Tam w rogu polanki stoi taki jakby… wóz dla pegazów, do przenoszenia dużej liczby przedmiotów. Ale było ciężko, nie powiem- wyjaśnił Bastard Spell z dumą w głosie.
-Aha.
-No dobra, czas brać się do roboty- rzekł Bastard.
Róg turkusowego jednorożca zalśnił światłem i Nnoitra poczuł, że jego dolne powieki opadają w dół. Mag popatrzył na nie z wyraźnym zainteresowaniem i przerwał działanie czaru. Następnie podszedł do zdziwionego paladyna, by położyć mu kopyto na szyi, w miejscu, w którym jak sir Oakforce wiedział, przebiegała tętnica szyjna. Stał tak przez dłuższą chwilę, przez co młodszy ogier poczuł się bardzo niezręcznie. Niebieskogrzywy kucyk zdjął kopyto z jego szyi. Jego róg zajaśniał ponownie i brudne bandaże, pokrywające klatkę piersiową żołnierza Królestwa Nocy opadły, odkrywając brzydką ranę. Miała niewielką średnicę, ale była bardzo głęboka. Gdyby nie zaklęcia Poszukiwacza Przygód, to wykrwawiłby się na śmierć. Zielonogrzywy poczuł nieprzyjemne mrowienie w swojej klatce piersiowej, które zniknęło po jakiś sześciu minutach. Następnie opatrzono go przy pomocy świeżych kawałków lnianego płótna, pociętego w bandaż. Bastard Spell użył magii i po chwili z drewnianego kufra, który przy okazji robił za biurko, przyleciał do niego jakiś zwój, pióro i kałamarz. Rozwinął papier i coś na nim zanotował, po czym odłożył go na swoje posłanie.
-Straciłeś dużo krwi. Nie powinieneś się teraz przemęczać, prowokować Orange Tail i musisz się prawidłowo odżywiać- stwierdził Spell.
-Studiowaliście medycynę?- zdziwił się Nnoitra.
-Nie, ale czytałem o tym książkę- odpowiedział z dumą jednorożec.
Mamo, ja chcę do domu- pomyślał przerażony paladyn.
-Wiesz dlaczego tak zareagowała?- zapytał Bastard.
-Kto?
-Orange Tail- wyjaśnił Spell.
-Nie, nie wiem.
-Miała niedawno przykre doświadczenie z pewnym ogierem, rozumiesz?- przerwał i zaczął kontynuować dopiero, kiedy młodszy ogier pokiwał głową- Od tej pory nie jest sobą. Na początku rozpaczała, była załamana. Teraz też jest, w głębi serca, ale… Jest jak widać. Pozuje na taką, którą nie jest. Gdyby Nighty nie odeszła, to wszystko potoczyłoby się zapewne inaczej- westchnął ciężko.
-Mówicie o Królewnie Night Shadow?
-Tak. Była jej przyjaciółką.
-Była?
-Odeszła, porzuciła nas, goniąc za ambicją, która zapewne ją zgubi- rzekł z wyraźnym smutkiem w głosie.
-Jaką ambicją?
-Władzą, Shad jest kolejnym nieszczęsnym kucykiem, porwanym w wir tej bezlitosnej siły. Aż zacytuję Nightmare Sky, popleczniczkę Sunshine Arrow, która została Królową Nocy. Przed decydującą bitwą Zmierzchu powiedziała podobno do generał Arrow „Nasza droga, to droga do władzy. Naszym celem jest władza lecz na końcu jest śmierć.”- powiedział do niego z pobłażliwym uśmiechem.
-Nie rozumiem…- mruknął sir Oakforce.
-Bo jesteś kolejnym, który za nią poszedł. Jesteś kolejnym, który wysłuchał jej podstępnego szeptu. By otrzymać nagrodę musisz zabijać, a tymczasem nagroda jest zatruta. Nikt nie cieszy się nią długo, gdyż zawsze znajdzie się silniejszy, który ci ją odbierze- wyjaśnił turkusowy
-Dlaczego, dlaczego mnie oszczędziliście?- pytanie, które cisnęło mu się na pysk od dnia wczorajszego, w końcu wypłynęło.
-By dowiedzieć się, kto nas szuka, po co i dlaczego? I było mi ciebie żal. Bo jesteś tylko kolejnym, durnym dzieciakiem nakarmionym propagandą i zindoktrynowanym przez jeszcze durniejszego alikorna. I przestałbyś mówić do mnie w liczbie mnogiej, co ja Celestia jestem?- wyjaśnił.
-To nie powinno nigdy się zdarzyć, powinienem być martwy, razem z nimi- mruczał gorączkowo.
-Kiedyś będziesz. Do tego czasu radzę być żywym. To o wiele przyjemniejsze… No nie, on znowu zasłabł!- przywódca RPP pokręcił głową z dezaprobatą- Orange Tail!- wrzasnął na całe gardło.
Po czasie dłuższym niż krótszym zjawiła się przed nim pomarańczowa klacz.
-Czego chcesz?- zapytała drwiąco.
-Zajmiesz się nim- Bastard uśmiechnął się wrednie i wskazał kopytem na nieprzytomnego paladyna.
-CO?! NIE! DLACZEGO JA?! BO JESTEM KLACZĄ, TAK?!
-Ukryta prawda jest taka, że nie. A DLATEGO TY, ŻE NIE PO TO GO NAPRAWIAŁEM BYŚ GO TERAZ PSUŁA! JAKBYŚ NIE MOGŁA KULTURALNIE DAĆ MU W PYSK?! TO TERAZ BĘDZIESZ NAPRAWIAĆ! JASNE?!
Przerażona jego nagłym wybuchem złości Orange Tail pokiwała głową. Bastard Spell widząc to uśmiechnął się, a jego wzrok złagodniał.