Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: 1 2 3 [4] 5 6    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Cień Nocy (kucykowe epic fantasy) (Czytany 35395 razy)
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #45 : 08 Grudnia 2013, 23:39:59 »
Fast i tego było mi potrzeba. Błędy poprawię jutro, dziękuję za konstruktywną krytykę  :D

EDIT: Zmieniłam nazwisko Nnoitry i tutaj i na docsach. Przepraszam cię za to Nnoitra, moje chamstwo było niezamierzone- miało Cię rozbawić, nie sprawić Ci przykrość. Jeszcze raz przepraszam.


« Ostatnia zmiana: 11 Grudnia 2013, 13:05:36 wysłane przez Cahan » IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Calvin Candie
Candieland Owner

**

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 186


Open up your lovin` arms.

Zobacz profil
« Odpowiedz #46 : 11 Grudnia 2013, 14:47:02 »
Cytuj
EDIT: Zmieniłam nazwisko Nnoitry i tutaj i na docsach. Przepraszam cię za to Nnoitra, moje chamstwo było niezamierzone- miało Cię rozbawić, nie sprawić Ci przykrość. Jeszcze raz przepraszam.

Ale mnie to nie sprawiło przykrości, zresztą mówiłem o tym już. Ale jak wolisz, a przeprosiny przyjęte :P
Cytuj
-Służę w Oddziałach Specjalnych Królestwa Nocy! Wysłał nas Jego Wysokość, Darkness Sword!

:C. Aprobuję Fasta.
Cytuj
Upewnili się, że na drodze nikogo nie ma i wskoczyli w krzaki.

lol
Cytuj
Po czasie dłuższym niż krótszym zjawiła się przed nim pomarańczowa klacz.

Cześć Papciu Chmielu, dlaczego nie piszesz Tytusa, Romka i A`tomka?
Cytuj
-szkoda że wymordowaliście moich towarzyszy.
-Ano szkoda- liliowooki pegaz zarumienił się- ale myśleliśmy, że chcecie nas pozabijać.

Hym, całkowity brak rozwinięcia dwóch myśli 1- złości Nojtry i 2- żalu za ubicie kucuf przez RA

Cytuj
Naszym celem jest władza lecz na końcu jest śmierć.”- powiedział do niego z pobłażliwym uśmiechem.
-Nie rozumiem…- mruknął sir Onehealtheye.
-Bo jesteś kolejnym
Cytuj
...idiotą.
Leżę xD
Cytuj
-CO?! NIE! DLACZEGO JA?! BO JESTEM KLACZĄ, TAK?!
Caps to w dialogach mocno nie wskazana rzecz. Wygląda sztucznie, lepiej dać wykrzyknik.


Rozdział mi się podobał, troszkę mi nie w smak chwilowe zidiocanie mojego imiennika, ale to twój fick. Czekam na więcej :)


IP: Zapisane
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #47 : 11 Grudnia 2013, 14:56:05 »
Powiem tak- z tego rozdziału sama jestem bardzo niezadowolona- właśnie przez kiepskie rozwinięcie smutku, żalu, etc.

Nnoitra jest przykładem młodego kuca, wiernego swojej ojczyźnie. Głowę ma napchaną ideałami, ale to tylko czło... kuc. Odczuwa strach, etc. No i Bastard ma rację- to jeszcze de facto dzieciak. Osobiście nie znam dojrzałych mężczyzn w tym wieku.

A Caps Lockiem zaznaczam już nie krzyki, a ich najwyższy stopień, czyli dziką furię.



Wiadomość doklejona: 01 Września 2014, 00:57:45
Oto rozdział XIII. Czytać i komentować :D!

https://docs.google.com/document/d/131y-SEjYWz2n-_OXDOMj4XOK6qmyqxlKGN_Q_IFzgjQ/edit?usp=sharing

Cień Nocy
Rozdział XIII: Improwizacja

   Zimny wiatr chłostał ją po policzkach i mierzwił jej długą grzywę. Znajdowali się bardzo wysoko, pod nimi lasy układały się w szmaragdowozielone, kosmate dywany, zaś rzeki przypominały srebrzyste wstęgi. Nad nimi, przed nimi oraz za nimi rozpościerał się bezkresny, czysty błękit porannego nieba.
Nighty cieszyła się tym widokiem, miło było polatać nie męcząc skrzydeł. Na grzbiecie smoka może i nie było zbyt wygodnie, ale to przynajmniej Hualong się męczył, a nie ona. Skręcenie prawego przedniego stawu pęcinowego miało jakąś zaletę.
-Czy ty masz sprawne skrzydła?- zapytał się nagle zielony smok.
-Tak, a co?
Hualong nie odpowiedział, zamiast tego wykonał serię „baranków” oraz kilka beczek. Night Shadow poczuła,  że spada.
Pędziła do ziemi z zawrotną szybkością, powietrze ślizgało się po jej ciele, niczym woda z wodospadu. Pęd odbierał dech w piersiach, a żołądek podjeżdżał do gardła.
100 metrów…
Zwymiotowałabym, gdybym nie była kucem i bym mogła…
60 metrów…
40 metrów…
Może przydałoby się rozłożyć te cholerne skrzydła?
20 metrów…
No, teraz to naprawdę muszę je rozłożyć…
10 metrów…
No dobra, rozkładam, rozkładam…
-Auć!- jęknęła, gdyż jej skrzydła uderzyły w powietrze, o twardości betonu.
-Wiesz, że gdybyś rozłożyła je jakieś 80 metrów wyżej, to by nie bolało- zauważył gad.
-Tak.
-To dlaczego tego nie zrobiłaś- zdziwił się smok.
Shad odwróciła głową i popatrzyła z pogardą, w szkarłatne ślepia Hualonga. Czyżby po tylu dniach znajomości, wciąż wątpił w jej lenistwo?!
Machnęła skrzydłami i zrównała się z nim, teraz jej twarz znajdowała się na wysokości jego pyska.
-Nie chciało mi się- raczyła mu w końcu odpowiedzieć.
-Też mi nowość- prychnął.
-To dlaczego się pytasz?
-Tak właściwie to nawet nie wiem- odparł gad.
Night przewróciła oczami. A podobno smoki są inteligentne… Ten na pewno nie był, głupotą momentami przerastał nawet Green Crossbowa, a to nie lada osiągnięcie. Typowy facet, phi.
Przez jakiś czas lecieli w ciszy. Przyjaźń polega bowiem bardziej na wspólnym milczeniu, niż na wspólnych rozmowach. Nawet wzajemny foch może sprawiać przyjemność. A kłótnia jest często ważniejsza niż zgoda.
-Night?- mruknął Hualong.
-Tak?
-Jak ty właściwie to sobie wyobrażasz? To zdobycie tronu?
Niewygodne pytanie zapadło. Alikorn nie miała najmniejszej ochoty na nie odpowiadać, ale musiała. Bo sama nie znała odpowiedzi, a przydałoby się ją poznać. Nie wyobrażała sobie zdobycia tronu, ale czuła, iż musi spróbować, że powinna zrobić to dla siebie. Inaczej nigdy nie będzie naprawdę wolna.
-No więc…- zaczęła klacz.
-Nie zaczyna się zdania od „no więc”! Nawet ja to wiem- wtrącił zielonołuski.
-Pójdę do alikornów z Firegard, zaproponuję współpracę i postawię swoje warunki- odparła.
-HAHAHA HEHE HIHI!- zaśmiał się debilnie- Po pierwsze, zaproponować to ty im możesz co najwyżej mycie kopyt. Warunków też im raczej nie postawisz. Nie masz niczego, co by ich interesowało. Spójrz na siebie, kim ty jesteś? Kim się stałaś?
Kim ja jestem? Nikim. Kim się stałam? Nie wiem.
-Jestem Night Shadow, córka Króla Nocy, jego dziedziczka. Ta, która tworzy iluzje…
-I która potyka się o własne nogi- zauważył smok.
Shadow przez chwilę zastanawiała się, czy mu nie przywalić za tą bezczelność. Wiedziała jednak, że Hualong ma rację.
-Będę udawać, iż znam wiele sekretów swojego ojca, że wiem więcej niż wywiad Królestwa Słońca. Będę kłamać, że wiem wszystko o armii oraz tajemnych przejściach pod miastem- powiedziała czarna klacz i uśmiechnęła się, zadowolona sama z siebie.
-To cię wezmą na tortury, by dowiedzieć się jeszcze więcej i mieć pewność, że nie działasz na dwa fronty- burknął szkarłatnooki.
-Nic im nie powiem, bo i tak nic nie wiem- odpowiedziała.
-To jak ich zamierzasz wcześniej przekonać, że coś wiesz?!- ryknął smok i zatrzymał się w powietrzu.
Zielonogrzywa też się zatrzymała, wykonała piruet i znalazła się tuż przed jego pyskiem.
-Będę kłamać.
Mina smoka nadal była bardzo sceptyczna.
-Będą dobrze kłamać- dodała klacz z irytacją.
-To się nie może udać- skomentował Hualong.
-Wiem- odparła z pełną powagą zielonooka alikorn.
-Nareszcie się w czymś zgadzamy… Będziesz mieć szczęście jeśli nie zakują cię w łańcuchy i nie wsadzą do lochu. Bo co mieliby z tobą zrobić?
-Pojęcia nie mam i tak nic nie stracę… chyba.
-Poza życiem, zdrowiem i cnotą, jeśli takową posiadasz, a chyba posiadasz- mruknął zielonołuski- Właśnie Nighty, jesteś dziewicą?- zapytał z wrednym wyrazem mordy.
TRZASK!
Shad błyskawicznie obróciła się w powietrzu i kopnęła go tylnymi nogami, prosto w ten złośliwy, szyderczy pysk.
-Auć… To chyba znaczyło tak…- westchnął gad, rozcierając sobie obolałą fizjonomię przednią łapą.
-HUALONG!
-Hmm?
-Jeszcze jedno takie durne pytanie, a kopnę cię w inne miejsce!- warknęła Night.
-No dobrze, przepraszam.
Znowu cisza. Ciężka i gęsta niczym mgła nad Górami Zaćmienia o poranku. Brak pomysłu „co dalej”, a jedynym planem jest kompletna improwizacja. Czy jest inne wyjście?
Umrzeć.
Nie ma dla mnie miejsca na tym świecie. Śmiertelnikom łatwo jest przeżyć ich krótkie życia, nasze mogą nigdy się nie skończyć. Cóż za ironia! Albo jesteś władcą, albo jesteś trupem. A ja? Ja jestem gdzieś poza tym wszystkim. Muszę osiągnąć to co pozwoli mi spędzić mój czas w sposób pewny i uporządkowany, czy tego chcę, czy nie. Nie chcę być wyrzutkiem, nie chcę patrzyć jak moi nieliczni przyjaciele umierają. Moje miejsce jest wśród innych nieśmiertelnych, ale nie jako klacz przy ogierze.
Sunshine Arrow zbuntowała się i przegrała. Ja wygram, albo zginę.

***
    Kręciło mu się w głowie, a na dodatek bolał go brzuch. Otworzył oczy, obrócił się nieco na bok i splunął krwią.
Dlaczego ja pluję krwią? Co się stało?
Już po chwili sobie przypomniał. Ona, znowu ona. Taka piękna i doskonała, a jednocześnie tak przepełniona gniewem i nienawiścią. Kopnęła go w ranę, opatrzono go, a potem musiał stracić przytomność.
Jestem słaby niczym źrebak, musiałem stracić dużo krwi…
Ogromnym wysiłkiem podniósł głowę. Znajdował się w czyimś namiocie, leżał na barłogu ze słomy i kocy. Pod głowę położono mu jakąś torbę, wypchaną czymś twardym.
Był sam. Z zewnątrz dochodziły do niego urywki rozmów, nic wartego uwagi. Pod płóciennym dachem było parno, ciepło i duszno. Powieki Nnoitry skleiły się i ogier zasnął.

    Obudził go szelest odsuwania płachty, zakrywającej wejście do namiotu. Nie otworzył oczu, udawał że śpi. Poczuł, że ktoś zdjął z niego wełniany koc i zaczął rozwijać pokrywające go bandaże. Kiedy w końcu opatrunek opadł,  jakieś delikatne kopytko zaczęło wcierać jakiś balsam w jego obolałą klatkę piersiową.
Uchylił lekko powieki, zaciekawiony, kto się nim opiekuje. A przecież wiedział. Wiedział, ale chciał się upewnić, że to nie sen, ani iluzja. Musiał mieć pewność.
Tak jak się spodziewał, zobaczył ją. Jej ciemnopomarańczowa grzywa opadała jej na pyszczek, a spod długich rzęs migotały czerwone oczy. Taka piękna, taka spokojna… Taka była naprawdę, wiedział to. Tak mówiło mu serce.
Nie mówił nic, nie dawał znaku życia. Nie chciał przerwać tej chwili. Wolał oddać się marzeniom. Czy to źle, że marzył o wspólnym życiu z tą klaczą? Nawet gdyby ona go zechciała, to popełniłby mezalians, ale to nie było ważne. Miał całkiem sporo starszych braci, a jego ród nie był zbyt ważny. Chciał z nią być i będzie.
Wyciągnęła z juk świeże bandaże i zaczęła powoli owijać nimi klatkę piersiową niebieskiego ogiera. Jednorożec czuł się niczym prawdziwy bohater wojenny. Wiedział jednak, że iluzja nie może trwać wieczne…
Kiedy Orange Tail skończyła, nie mógł się powstrzymać i rzekł:
-Dziękuję.
Spojrzała na niego swoimi zimnymi, czerwonymi oczami i mruknęła:
-Nie dziękuj, zabiłabym cię, gdyby Spell mnie nie powstrzymał.
-To nic nie zmienia- zaprotestował cicho sir Oakforce.
-Tak myślisz?- pomarańczowa klacz uśmiechnęła się lekko i wyszła z namiotu, pozostawiając go samego.

***

   W brzuchu burczało jej już od paru godzin. Jej skrzydła też wymagały dłuższej chwili odpoczynku. Dlatego z ulgą przyjęła widok wąskiej strużki dymu, unoszącej się nad lasem, nieopodal jasnej kreski traktu. Taki dym zwiastował gospodę, ciepłą strawę i w miarę wygodne łóżko. Obniżyła lot.
-To jest zły pomysł- mruknął Hualong.
-Nie marudź, tam jest żarcie!- odwarknęła czarna klacz.
-Dla ciebie, nie dla mnie- zauważył smok.
-Ja sobie zjem coś ciepłego, a ty w tym czasie zapolujesz. Zresztą, nikt ci nie każe iść ze mną gdziekolwiek- powiedziała Shad tonem kończącym dyskusję.
-A jeśli ktoś odkryje kim jesteś?- gad jak zwykle zignorowała wypowiedź alikorna.
-Teraz to już nie jest ważne.
    Karczma okazała się niskim, murowanym budynkiem, krytym strzechą. Stała na skraju nasłonecznionej leśnej polany. Nad drewnianymi drzwiami chybotał się szyld, z namalowanym błękitną farbą smokiem oraz jakimś koślawym napisem.
-„Gospoda pod Niebieskookim Smokiem”- przeczytała Nighty.
Hualong parsknął radośnie. Shad popatrzyła na smoka ze zdziwieniem.
-Koślawy ten smok…
Night Shadow zgromiła go spojrzeniem i gad pokornie odleciał na łowy. Nie chciała, by jakiś kucyk go zobaczył. Smoki budziły wśród prostaczków przerażenie, a ona, do kobyły nędzy, była głodna!
Upewniła się, że płaszcz zakrywa jej skrzydła, po czym otworzyła drzwi i kulejąc weszła do oberży. Jej oczom ukazało się ciemne pomieszczenie, w którym stało kilka dębowych ław i stołów. Strop podtrzymywały drewniane bale, a w palenisku płonął ogień, na którym stał kocioł z pachnącą apetycznie zupą. Jakaś drobna klacz, w zgrzebnej sukience, zamiatała kamienną podłogę. Za murowaną ladą stał potężny, szary ogier ziemskiego kucyka.
Zielonogrzywa podeszła do lady i powiedziała do karczmarza:
-Macie może jakieś wolne pokoje, dobry kucyku? Chcielibyśmy tutaj dzisiaj przenocować. I co dzisiaj w kuchni stoi?
Oberżysta popatrzył na nią, wyraźnie oceniając jej status materialny. Werdykt nie był dla niej raczej zbyt korzystny.
-Zapłacimy- rzekła pewnie i wyciągnęła z juk całkiem sporą sakiewkę.
Pogrzebała w niej trochę i wyciągnęła jedną złotą monetę. Przelewitowała ją na ladę.
-To jak myślę powinno wystarczyć i za nocleg, i za posiłek- mruknęła.
-Naturalnie, o pani!- na widok złota, zachowanie ogiera w stosunku do niej, uległo diametralnej przemianie- Zasiądźcie do stołu, zaraz podam wieczerzę.
Alikorn usiadła na ławie i oparła nadgarstki na stole. Z nudów obserwowała klacz, zamiatającą podłogę. Nie było w niej nic interesującego, przeciętna, niewysoka, szara ziemska klacz, o liliowej grzywie. Pewnie była córką karczmarza, miała bowiem identyczny, nijaki kolor sierści.
W końcu przed Nighty pojawiła się pokaźna miska, parującej cebulowej polewki oraz pół bochenka świeżego, jeszcze ciepłego chleba. Młoda klacz łapczywie rzuciła się na jedzenie. Od śmierci Delicious Food, ani razu nie jadła czegoś tak smacznego.
Następnie podano pieczone jabłka, w sosie z jeżyn, jagód i podgrzybków. Ciepłe, słodkie i soczyste, godne podniebienia przyszłej Królowej Nocy. Najedzona zupą, Night Shadow delektowała się nimi powoli, popijając brzozowym sokiem.
Zadowolona klacz wstała z ławy i podeszła do karczmarza.
-Pragniemy udać się na spoczynek, czy zechcielibyście wskazać nam drogę, do naszego pokoju?- zapytała.
-Oczywiście, pani. Żona was zaprowadzi- burknął ogier, kłaniając się uniżenie- Onion!
Onion okazała się być pulchną, przysadzistą klaczą o słomianej sierści i szarej grzywie. Ukłoniła się Shad i skinęła łbem, dając jej do zrozumienia, by ta udała się za nią.
Wspięła się za oberżystką, po stromych, drewnianych schodach. Stopnie skrzypiały, kiedy klacze stawiały na nich swoje kopyta. Shadow starała się stąpać ostrożnie, co na 3 nogach nie było wcale takie proste.
W końcu jej oczom ukazała się niewielka izba, wyposażona w łóżko, krzesło i sporych rozmiarów kufer. Podziękowała karczmarce i została sama. Zamknęła drzwi, po czym z ulgą zdjęła z siebie płaszcz i ukrytą pod nim zbroję. Za wyjątkiem ukrytego w jukach hełmu, nosiła ją na sobie. Metal z którego ją zrobiono, był niezwykle lekki i mocny. Pancerz zakładała na tunikę z niebarwionej wełny. Magią wyczyściła swoje futro, rozczesała grzywę i ogon.
Drzwi otworzyły się nagle i niespodziewanie. Przestraszona Night odsadziła się. Do pomieszczenia weszła młoda, szara klacz, o liliowej grzywie. Szczęka jej opadła na widok skrzydeł zielonogrzywej. Shadow wykorzystała zaskoczenie drugiej klaczy. Drzwi zamknęły się, a cały pokój otoczyła dźwiękoszczelna bariera.
-Nikomu, o tym nie powiesz, rozumiemy się?- powiedziała spokojnie alikorn.
-Ja, ja przepraszam, o pani!
-Nie przepraszaj- zachichotała Shad- przecież ty niczego nie widziałaś, prawda?
-Ttak…
-No, ale przecież nie przyszłaś tutaj, po to by przyłapać mnie w tak… niekomfortowej sytuacji prawda?- zapytała łagodnie czarna klacz- Dlaczego tutaj przyszłaś?
Córka karczmarza wbiła wzrok w drewnianą podłogę. Milczała. Zielonogrzywa chrząknęła znacząco i w końcu niższa klacz zdecydowała się odpowiedzieć.
-Ja się chciałam zapytać, czy mogę odejść z tobą pani- błękitne, jak górskie jeziora oczy klaczy spoczęły na Nighty.
-Dlaczego?- zdziwiła się alikorn.
-Nigdy nie widziałam niczego innego, niż ta karczma. I nigdy zapewne nie będę miała ku temu okazji. Ty jesteś bogata, silna i wolna…
-Jak się nazywasz?
-Sunday, pani.
-Posłuchaj mnie Sunday, wolność jest trudna. Jest ciężka i bolesna. Na dodatek grozi śmiercią. Jeśli ci tutaj źle, to odejdź stąd, ale nie ze mną- rzekła Night Shadow.
-Ale sama, ja nie dam rady. Boję się…
-Jeśli nie jesteś w stanie zmienić swojego życia w pojedynkę, to nie jesteś w stanie sama władać swym losem. A teraz odejdź i zapomnij, że kiedykolwiek mnie widziałaś.

***

   Zad klaczy kołysał się zmysłowo na boki. Dark Mane patrzył maślanym wzrokiem, na oddalającą się jednorożec. Wysoka, ciemnofioletowa klacz była córką Lorda Apodictica, pana na Aftertime. Miała 14 lat i uchodziła za prawdziwą piękność. Tren jej długiej sukni, kusząco szeleścił, sunąc po posadzce. Obute kopyta, lekko stukały po kamiennych kafelkach.  Efekt był olśniewający. Otrzeźwił go dopiero kuksaniec w żebro od Moon Huntera.
-No co?- zapytał się kuzyna z wyrzutem.
-Czy ty musisz się oglądać za wszystkimi ładnymi klaczami, Dark?
Dziedzic tronu Królestwa Nocy westchnął. Choć Moon był synem wuja Moonshine Axe’a, to miał zupełnie inny temperament, niż jego rodzic. Pruderyjny i pedantyczny do bólu, ciemnoszary alikorn o srebrnej grzywie. Najlepszy przyjaciel Dark Mane’a, największego rozpustnika, jakiego znało Królestwo Nocy.
Dark Mane, dziedzic tronu. Młody, wysoki i przystojny, kary ogier, za którym szaleją klacze. W jego złotym spojrzeniu utonęła już nie jedna szlachcianka. Choć od 4 lat był zaręczony z Starshine, siostrą Moona, to i tak był stałym bywalcem ekskluzywnych burdeli w Mooncastle.
-Muszę, bo jest na co patrzyć- odpowiedział przyjacielowi- pójdziesz ze mną do „Zadu Celestii”?
-Nie. Jak chcesz, to mogę się z tobą, co najwyżej napić pod „Wstawionym Jednorożcem”- odpowiedział Hunter.
-No, to postanowione.
Rozłożył swoje wielkie, czarne skrzydła i przeskoczył przez balustradę. Zręcznie przefrunął pomiędzy czarnymi kolumnami, prosto do wyjścia. W powietrzu zrobił jeszcze beczkę, ku uciesze wielu młodych klaczy. Wyszczerzył do nich olśniewająco białe zęby, co wzbudziło kolejną falę „ochów” i „achów”. Wylądował na błękitno-czarnej posadzce i swoją złocistą magią otworzył ciężkie wrota.
Nie czekając na przyjaciela, wyszedł na dziedziniec. Wiedział, że Moon go dogoni, zawsze doganiał. Radośnie przyjął ciepłe promienie, srebrzystego Słońca na swoim pysku. Zmrużył oczy z zadowoleniem. Śmiejąc się radośnie, przegalopował się przez cały dziedziniec. Okute kopyta łomotały po kamieniach, ciężka, granatowa peleryna powiewała w pędzie wiatru, a czarny, płytowy pancerz  lśnił w blasku Słońca.
Zatrzymał się dopiero przed zamkową bramą. Uśmiechnął się do jednego z pegazich gwardzistów i oparł się o mur obronny. Czekał. Moon Hunter nie sprawił mu zawodu. Stąpał powoli i dostojnie. Ubierał się identycznie jak Królewicz.
-Szybciej, bo całe piwo nam wypiją!- rzucił kary alikorn.
Jego szary przyjaciel pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą.

    „Pod Wstawionym Jednorożcem” było gospodą dużą, jasną i gwarną. Znajdowała się w Dzielnicy Gwiazd, najmniejszej, najwyżej położonej i najdroższej dzielnicy grodu Mooncastle. Choć nie było jeszcze południa, to na obitych perkalem ławach, siedziało już wiele kucyków, same jednorożce z wyższych sfer.
Dwa ogiery weszły do lokalu. Nie musieli podchodzić do lady. Byli tu znani. Królewicz Dark Mane był stałym bywalcem „Wstawionego Jednorożca”. Smukła kelnerka, o zgrabnym zadzie i długiej, jedwabistej, różowej grzywie, szybko do nich podeszła. Kary ogier nie musiał nic mówić. Wystarczyło, że skinął łbem. Znali go, wiedzieli co lubi. Zajął swoje ulubione miejsce, wyrzuciwszy z niego jakiegoś pomniejszego szlachcica i czekał cierpliwie. Nie zauważył nawet kiedy Moon Hunter rzucił złotą monetę jednemu z zatrudnionych bardów, by ów zagrał coś na lutni.
Już wkrótce, pojawiły się przed nimi dwa, wielkie kufle, pełne najlepszego, złocistego, dojrzewającego w kadziach z dębu cienistego, spienionego piwa. Zgarnął pierwszy z brzegu i z entuzjazmem wsadził do niego swój pysk. Zimny napój przyjemnie łechtał jego kubki smakowe i rozkosznie spływał do gardła. Kilka sekund i kufel był pusty. Dark Mane kopytem zdjął pianę z pyska i machnął na kelnerkę, by ta przyniosła więcej, jego ulubionego napoju. Obrócił łeb i zobaczył, że Moon dopiero zaczął delektować się swoim piwem.
On nawet piwo pije powoli i z godnością. Po kim on to ma, po matce?
Jego rozmyślania przerwało pojawienie się kolejnego kufla, a potem kolejnego i jeszcze kolejnego…
    W głowie odczuwał tępy ból. Spuchnięty język wypełniał gardło. A do tego to nieznośne brzęczenie w uszach… Otworzył oczy i ze zdumieniem odkrył, że znajduje się w swoim łóżku, w swojej komnacie. Otaczały go znajome sprzęty i zapachy. Na stojaku, koło łóżka ktoś powiesił jego zbroję. W ogóle było tutaj jakoś tak dziwnie czysto i porządnie.
Co ja tu robię? Jak się tu znalazłem. I kto posprzątał mi pokój?!
Z trudem wstał i dowlókł się do stojącego w kącie lustra. Kiedy stwierdził, że wygląda normalnie, zaczął rozglądać się za ubraniem.
Co za menda mnie rozebrała? Może jakaś ładna klacz…
Włożył na siebie byle co- jedwabną, granatową tunikę, wyszywaną złotą nicią oraz spodnie z wełny owiec z Gór Czarnych. Magią rozczesał swoją jedwabistą grzywę i wyszedł z komnaty, poszukać Moona.
   
   Pierwszą osobą, na którą się natknął nie był niestety jego przyjaciel, a jego matka. Królowa popatrzyła na niego surowym wzrokiem i rzekła:
-Musimy porozmawiać. Teraz.
Pokłusował za nią, do swojej komnaty, niczym skarcony źrebak. Długie korytarze zamku przemierzali stanowczo za szybko. Obrazy, gobeliny i arrasy zdawały się migać mu niczym kolejne kufle piwa. Bał się tej rozmowy. Może i był prawie dorosłym ogierem, ale Moonlight Dust sterroryzowałaby smoka, a co dopiero swojego niesfornego syna.

   Drzwi do komnaty zamknęły się. Fioletowa alikorn przelewitowała dwa karły. Usiadła na jednym, a drugi wskazała mu machnięciem łbem. Posłuchał jej, czy miał jakiś wybór niż przeżyć to co teraz będzie?
-Martwimy się o was- zaczęła wyjątkowo łagodnie błękitnogrzywa klacz- wracacie do Mooncastle w środku nocy, niesieni na grzbiecie przez waszego przyjaciela… Dark, wy jesteście następcami tronu!
-Tylko nie tym oficjalnym tonem, mamo…
Zgromiła go spojrzeniem swoich zielonych oczu i zamilkł. Tylko dwie osoby potrafiły zamknąć mu jadaczkę w taki sposób- jego matka i niegdyś jego siostra. Night Shadow miała identyczne oczy, jak Królowa Nocy.
-Zachowujecie się w sposób nieprzystający waszemu urodzeniu i pozycji społecznej! Ryzykujecie swoje życie, zdrowie i dobre imię!- krzyczała Dust.
-Ojciec za młodu zachowywał się gorzej…
Wiedział o tym od wuja Moonshine Axe’a, który po pijaku opowiedział mu o niejednej wyprawie do burdelu ze swoim starszym bratem.
-Nie wspominaj mi nawet o tym kretynie!- krzyknęła, a łzy pojawiły się w jej pięknych oczach.
Było, więc coś co potrafiło wyprowadzić ją z równowagi. Dark Mane nie wiedział o co poszło, ale od paru dni jego ojciec, kiedy tylko zobaczył zbliżającą się żonę, uciekał, gdzie pieprz rośnie. Królowa zaś była na przemian wściekła i smutna.
-Ty masz się tak nie zachowywać, zrozumiałeś?- zaszlochała cicho- Jestem twoją matką i martwię się o ciebie… Nie chcę cię stracić, tak jak utraciłam twoją siostrę.
Poruszyła temat Nighty? Dziwne… Zawsze unikała tematów, które przyprawiały ją o łzy, a zniknięcie Shad było jednym z nich. A to wszystko moja wina…
-Dobrze mamo, nie będę już więcej pił- obiecał pokornie.
W tym tygodniu…



« Ostatnia zmiana: 01 Września 2014, 00:57:45 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Sojlex
Drugi Andrzej

*

Punkty uznania(?): 13
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 659


Swego czasu Last Pączek Standing

Zobacz profil
« Odpowiedz #48 : 20 Lutego 2014, 14:14:01 »
Utnij trochę te nowe linijki, bo Ci wyszła bonusowa strona :)

Ogólnie spoko, po długiej przerwie.

przelewitowała dwa karły.
Biedne Tyriony.

-„Gospoda pod Niebieskookim Smokiem”- przeczytała Nighty.
Hualong parsknął radośnie. Shad popatrzyła na smoka ze zdziwieniem.
-Koślawy ten smok…

Moar of Tavern :)

100 metrów…
Zwymiotowałabym, gdybym nie była kucem i bym mogła…
60 metrów…
40 metrów…
Może przydałoby się rozłożyć te cholerne skrzydła?
20 metrów…
No, teraz to naprawdę muszę je rozłożyć…
10 metrów…
No dobra, rozkładam, rozkładam…
-Auć!- jęknęła, gdyż jej skrzydła uderzyły w powietrze, o twardości betonu.
-Wiesz, że gdybyś rozłożyła je jakieś 80 metrów wyżej, to by nie bolało- zauważył gad.
-Tak.
-To dlaczego tego nie zrobiłaś- zdziwił się smok.
[...]
-Nie chciało mi się- raczyła mu w końcu odpowiedzieć.

-Żyjesz?
-Mhm.
-Ale przecież nie umiesz pływać!
-Mhm.
-To jakim cudem?
-Nie chciało mi się tonąć.


IP: Zapisane
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #49 : 20 Lutego 2014, 14:17:08 »
Usunęłam te linijki. Ogółem to polecam czytać w google.docsach, bo tam tekst jest sformatowany, wygodniej się czyta, no i można zostawiać komentarze bezpośrednio w tekście ;).


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Sojlex
Drugi Andrzej

*

Punkty uznania(?): 13
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 659


Swego czasu Last Pączek Standing

Zobacz profil
« Odpowiedz #50 : 20 Lutego 2014, 14:47:27 »
No ja tam przeczytałem, bo wszedłem z facebooka.


IP: Zapisane
Calvin Candie
Candieland Owner

**

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 186


Open up your lovin` arms.

Zobacz profil
« Odpowiedz #51 : 20 Lutego 2014, 15:14:53 »
Kryptoreklama docsów, ładnie, ładnie
@już
Cytuj
100 metrów…
Zwymiotowałabym, gdybym nie była kucem i bym mogła…
60 metrów…
40 metrów…
Może przydałoby się rozłożyć te cholerne skrzydła?
20 metrów…
No, teraz to naprawdę muszę je rozłożyć…
10 metrów…
No dobra, rozkładam, rozkładam…
UNIKAJ czegoś takiego, to źle wygląda, serio. Nie musisz tego aż tak rozpisywać, starczyłoby mniej więcej coś takiego " dopiero będąc 10 metrów nad ziemią stwierdziła, że to odpowiednia pora na rozłożenie skrzydeł"
Cytuj
„Pod Wstawionym Jednorożcem”
xDD
Cytuj
(...) krzyknęła, a łzy pojawiły się w jej pięknych oczach.
Trochę nie rozumiem, dlaczego tak mocna wcześniej królowa zapłakała, ale k.

Mnie się podoba, obyczajowego wątku tutaj sporo ( którym polubił niedawno ). Pisz dalej, bo się doczekać nie mogę :D


« Ostatnia zmiana: 22 Lutego 2014, 07:56:46 wysłane przez Nnoitra » IP: Zapisane
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #52 : 22 Lutego 2014, 11:40:53 »
Te metry, to jest nawiązanie do Cahan najeżdża na przeszkodę.
Hmm- przydałoby się przejść do półsiadu.
No, teraz to powinnam przejść do półsiadu.
Muszę zrobić wreszcie ten cholerny półsiad!

Co do Królowej- przeżywa załamanie nerwowe po śmierci brata.

A kolejny rozdział powinien pojawić się za tydzień.


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #53 : 16 Marca 2014, 22:16:52 »
No czekam i czekam, a tu tydzień dawno już minął...


IP: Zapisane
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #54 : 16 Marca 2014, 22:18:38 »
Czas na kolejny rozdział.
Wersja na dysku: https://docs.google.com/document/d/1lwe_hV2M1X8BF9w1_fQtYy69kXX0Fqgy7OdIo9hKmC8/edit?usp=sharing

Cień Nocy
Rozdział XIV:  Informacje
   

   Obudziła się, nietypowo jak na siebie, wczesnym rankiem. Night Shadow ziewnęła przeciągle i spróbowała wstać z łóżka. Zaplątana w koce klacz runęła z łomotem na podłogę.
-Jasny owies!- zaklęła.
Przy pomocy magii uwolniła się z kawałka wojowniczej tkaniny. Kopniakiem odrzuciła wełniane okrycie w kąt.
Przeciągnęła się, prostując skrzydła i ziewnęła ponownie. Podrapała się lewym tylnym kopytem za uszami, po czym przystąpiła do porannej toalety. Magią rozczesała grzywę, sztywną, włosianą szczotką usunęła z sierści zaklejki, które porobiły się, kiedy spała. Przywdziała tunikę, cienką przeszywanicę i swoją zbroję z Alikorngard. Zarzuciła płaszcz, zgarnęła swój niewielki dobytek i tak przygotowana zeszła po schodach, uważając na skręconą pęcinę, do głównej, karczemnej izby.
Była jedynym gościem lokalu, co o tak wczesnej porze nie było niczym dziwnym. Oberżysty, jego małżonki, ani Sunday nigdzie nie było widać, ani słychać, toteż czarna klacz postanowiła wyruszyć bez śniadania. Chciała odejść szybko, bez zbytniego rozgłosu. Oraz po prostu w krzaki jej się chciało. Nie miała ochoty korzystać z miejscowego wychodka, brudnego jak Draconequi!
Nie oglądając się za siebie, poszła w las, zostawiwszy gospodę „Pod Niebieskookim Smokiem” raz na zawsze za sobą.
   Pogoda była nienajgorsza. Z ołowianego nieba kapała lekka mżawka, w powietrzu unosił się ciężki zapach wilgoci, było nieco mgliście. Nagrzany grunt parował intensywnie. Na jasnej, prowadzącej w głąb lasu ścieżce rosły kałuże, ale alikorn nie szła ścieżką… Kiedy tylko upewniła się, że jest sama, rozłożyła skrzydła i skoczyła w niebo.
Leciała powoli, tuż nad lasem, by nie przeoczyć polany, przy zakolu strumienia, gdzie miała się spotkać z Hualongiem. Miała nadzieję, że smok czekał cierpliwie i jej nie porzucił. O wiele lepiej podróżowało się bowiem z nim, niż bez niego. Dlatego odetchnęła z ulgą, kiedy ujrzała znajomą zieloną maszkarę.
-Hej! Nudziłeś się kiedy mnie nie było?!- rzuciła na powitanie.
Smok odwrócił swój wielki łeb i spojrzał na klacz szkarłatnymi oczami. W kącikach zębatego, okrwawionego pyska zagościł uśmiech.
-Ty cholero! Co tam tak długo robiłaś?!
-Jak to co? Jadłam, spałam, została odkryta…- odpowiedziała Shad.
Pionowe źrenice gada rozszerzyły się ze strachu, a wieńczące głowę rogi, czy też raczej pokryte łuskami chrzęstne wyrostki, skierowały się do tyłu.
-Że co?! Kto?! Co z nim zrobiłaś? Przegryzłaś mu gardło i zżarłaś trupa by nie było dowodu?- dopytywał się smok.
Żuchwa Night Shadow opadła w dół, a zielone oczy otworzyły się jeszcze szerzej. Chwilę zajęło jej dotarcie do siebie.
-Hualong, ty debilu! Kucyki nie jedzą mięsa!- ochrzaniła go, po czym dodała spokojniejszym tonem- Jakaś młoda klacz, nawet jak coś piśnie, to i tak nikt jej nie uwierzy.
-Czy ta młoda klacz jest ziemskim kucykiem, o szarej sierści i liliowej grzywie?- mruknął Hualong.
-Tak, a co?
Smok nie odpowiedział, wskazał tylko szponiastą łapą na coś, co stało na skraju polany, w cieniu olszyn. Nie musiał mówić, czym to coś jest.
Hualong doskoczył do Sunday błyskawicznie, młoda klacz nie zdążyła nawet krzyknąć, a już była ciągnięta za ogon. Przerażona córka oberżysty szamotała się ze wszystkich sił, a z jej oczu kapały łzy, ale jej oprawca był większy i silniejszy. Gad stanął przed Nighty i popatrzył na zielonogrzywą wyczekująco.
-Puść ją, natychmiast!- krzyknęła alikorn.
Posłuchał ją dopiero wówczas, gdy jej róg zalśnił od magii. Ciało szarej klaczy z łoskotem upadło na ziemię.
Nie ruszała się. Night Shadow podeszła do niej. Obwąchała je, szturchnęła kopytem i sprawdziła, czy serce bije, tak jak nauczył ją tego Bastard Spell. Stwierdziwszy, że ciało żyje, spojrzała na smoka z pogardą.
-Wiem, wiem przesadziłem…- tłumaczył się Hualong- No przecież bym jej nie zabił! Chciałem ją tylko porządnie zastraszyć!
Shaddy uniosła wyżej jedną brew.
-Zostawmy ją tutaj i czmychajmy stąd…
-W tym lesie żyją mantrykory, timberwolfy i kolka wie co jeszcze! Ona musiała tu przyleźć za mną, zapewne biegła, byle nadążyć za lecącym alikornem, ponieważ wiedziała, że nie pozwolę jej iść ze sobą. Co jeśli coś ją zeżre? Co jeśli nie będzie umiała trafić do domu?!
-Nie zgubi się, to raptem jakaś godzina drogi dla pieszego kuca, idącego stępem- tłumaczył smok- ona na pewno zna te lasy lepiej niż my.
-A co jeśli nie zna?
-Night…
-Hualong!- przerwała mu- Odpowiedz! Co jeśli nie zna?
-Zakopiemy na miejscu? Podobno taki kuc w ziemi, to raj dla rozwoju rolnictwa- odpowiedział.
-Że niby co?!
-Słyszałem jak jeden ze starszyzny mówił, że ziemskie kucyki potrafią dobrze użyźnić glebę…- bronił się gad.
-Tak, ale nie swoimi ciałami. Swoimi ciałami to jedynie zanieczyszczają wody gruntowe. Tak mówił Bastard, a on się raczej na tym zna.
-Nie wygaduj głupstw! Wszystkie smoki wiedzą, że jednorożce znają się tylko na piciu, ubieraniu się, polityce, wyzysku i ewentualnie na magii.
Night Shadow nie chciała wiedzieć na czym się znają alikorny…

***

   Ojciec go wzywał, co nie zwiastowało nic dobrego. Król Darkness Sword rzadko wysyłał posłańca z wezwaniem, do komnat swojego syna. I nigdy taka wiadomość nie okazywała się dla Dark Mane’a przyjemna, zwiastowała bowiem opierdol, np. za klepnięcie w zad córki ważnego zagranicznego ambasadora, na uczcie wydanej na jego cześć.
Wie, pewnie matka mu naskarżyła… Albo dowiedział się od kogoś innego o moim ostatnim pijaństwie.
Królewicz przywdział czarny dublet wyszywany srebrną nicią, uczesał grzywę i narzucił na grzbiet karmazynową pelerynę. Przejrzał się w lustrze i wypróbował różne miny. Chciał wyglądać na zawstydzonego swoim uczynkiem, ale aby się to udało, jego twarz musiała wyrażać skruchę. Sama z siebie jednak nie chciała.
Czuł, że bardziej gotowy już nie będzie. Zmusił się całą swoją siłą woli i wyszedł z komnaty.
    Komnata jego ojca choć spora, to wcale nie należała do największych w zamku. Sprawiała raczej przytulne wrażenie, potęgowane przez regały zastawione książkami i krążkami zwojów, ogień wesoło trzaskający w kominku oraz smocze arrasy. Król Nocy zasiadał na rzeźbionym krześle z drzewa podkowianego i wpatrywał się w mapę na biurku, zrobionym z tego samego drewna.
-Wasza Wysokość- mruknął Dark Mane, kłaniając się nisko.
Król uniósł głowę i popatrzył na syna ze zrozumieniem.
-Coś znowu przeskrobał?
-Słucham?- zdziwił się szczerze kary ogier.
-Synu, zwracasz się do mnie per „Wasza Wysokość”, przebrałeś się w coś co nie jest zbroją, zmieniłeś uczesanie, przybrałeś minę zbitego psiaka i ty się mnie jeszcze pytasz, jakbyś myślał, że się nie domyślę po twoim zachowaniu- odpowiedział granatowy alikorn, wyraźnie rozbawiony.
To dlaczego mnie wzywał?
-Ja nic nie zrobiłem…
Ojciec roześmiał się, co nie ukryło przed wzrokiem Dark Mane’a faktu, iż wyglądał fatalnie, jak gdyby od paru dni nie spał. Pod złotymi oczami znajdowały się wory, błękitna grzywa była w nieładzie, a sierść Króla, zwykle lśniąca i wyszczotkowana, wyraźnie zmatowiała.
-Zrobiłeś, ale nieważne. Nie po to cię wezwałem.
-A po co?- zapytał się młodszy ogier.
-Wojna synu, wojna i polityka…- Darkness Sword zrobił dramatyczną ciszę- Czas byś spełnił swój obowiązek dla Królestwa.
-Cco mam zrobić?
-Jedziesz na front.
-O tak!- krzyknął z radości następca trona.
-Z misją dyplomatyczną- zgasił go ojciec.
-Ale… Ale jak to?- zasmucił się Dark Mane.
-Na Północy trwa wojna. Kryształowe Imperium zaatakowało Królestwo Equestrii. Nie pomożemy im militarnie, bo sami nie mamy jak, wszystkie wojska będziemy musieli przerzucić na front wschodni, zresztą mniejsza z tym- król wstał z krzesła i zaczął przechadzać się po komnacie- Equestria wygra z kopytem w zadzie. Celestia wygrywała większe wojny, kiedy ja jeszcze srałem w pieluchy!
-To tylko klacz…- zaprotestował czarny alikorn.
-Posłuchaj mnie synu- głos Króla Nocy spoważniał- możesz z nich drwić publicznie, możesz udawać, że są słabe, ale nigdy, przenigdy nie popełnij błędu niedocenienia klaczy. Większość jest bezdennie głupia, ale te nieliczne… Te nieliczne zdominowałyby Draconequi i to tak, że sami zainteresowani niczego by nie zauważyli!- Darkness przerwał na chwilę, po czym dodał ciszej- Są jeszcze takie jak Celestia, albo Sunshine Arrow, urodzone despotki i panie świata! Które przywdzieją zbroję i będą trzymać cały kraj za mordę, kiedy nadarzy się okazja… Bo inaczej im się nie uda, gdyż normy społeczne każą im się ścigać, nie po to by ogierom dorównać, ale by je przerosnąć, bo inaczej nikt nie będzie ich szanował.
Czyżby mówił o mojej matce? Albo o mojej siostrze?
-Kiedy wyruszam? I właściwie po co?- zapytał.
-Pod koniec tygodnia. Wyruszasz po to by zagwarantować nam neutralność Equestrii. Teraz są zajęci, ale zaraz być przestaną, mają się nie wtrącać. Twojej grupie będzie przewodzić Lord Thunderbreak, on cię poinstruuje i będzie mówił, co masz robić. I to on będzie rozmawiał z Królową Celestią. Moon Hunter też jedzie, chłopak może cię choć trochę przypilnuje- oświadczył władczo błękinogrzywy.
-Skoro nic nie będę robił, to po co jadę?- zdziwił się młodzieniec.
-Będziesz robił. Widzisz synu- okute w czarne, stalowe buty kopyto wskazało arras przedstawiający Harmonię w postaci smoka, spoglądającą na ziemie Caballusi- pewnego dnia umrę. Zachoruję, albo zostanę zabity. Nie wiem kiedy to się stanie, ale to ty obejmiesz po mnie władzę. Czas byś się przyuczał do swojej przyszłej roli. Rozumiesz?
Dark Mane skinął głową na znak, że rozumie. Już chciał wyjść, ale ojcowski głos go powstrzymał.
-Jeszcze jedno. Lord Dayfall przyszedł do mnie dzisiaj i twierdzi, że jego córka, Diamond Lady nosi w łonie twoje dziecko! Chcę wiedzieć, czy to prawda?!
-Nie wiem- Dark Mane spuścił wzrok i wpatrywał się w swoje kopyta- Owszem, spałem z nią, ale dziewicą to ona nie była. Chyba, bo byłem trochę pijany…
-Jej ojciec twierdzi co innego- mruknął Król Nocy- Wezmę dziewczynę na spytki, rzucę na nią Zaklęcie Prawdomówności…
Ojciec umie rzucać Prawdomówność? Przecież to…
Bardzo zaawansowany czar, prawda? Fakt, umiem.
-… i jeśli to źrebię okaże się być twoim dziełem, to ożenisz się z nią!- wyraził swoją wolę granatowy ogier.
-A to niby dlaczego?
-Ponieważ jej ojciec jest jednym z najpotężniejszych Lordów w całym Królestwie Nocy, a my nie możemy pozwolić sobie na obrażenie kogoś, kto dowodzi jedną piątą naszych wojsk- wyjaśnił starszy alikorn- Swoją drogą, masz dobry gust synu. Diamond Lady to naprawdę ładna klacz. A teraz idź już, jestem zajęty.
Dark Mane skinął łbem i wyszedł z komnaty. Młody alikorn musiał przemyśleć wiele spraw.

***

   Kiedy drzwi komnaty się zamknęły, Darkness Sword odetchnął z ulgą. Cieszył się, że syn przyjął to tak łatwo. Wolał by młody ogier znalazł się z dala od wojennej zawieruchy, która może wkrótce ogarnąć Królestwo Nocy. Szczególnie jeśli przegrają i dojdzie do oblężenia Mooncastle. Zwyciężą, oczywiście, ale Król Nocy musiał brać pod uwagę wszystkie możliwości, także przegraną, a wówczas lepiej by czarny łeb Dark Mane’a nie wylądował nabity na pikę.
 Wieści były dobre. W Magicgard, stolicy Królestwa Zmian, Moonshine Axe już prawie zdobył dla niego Tron Zmian. Jeszcze kilka dni, a obwołają go Królem. Powinien uzyskać tym samym większość armii Zmian.
Nazajutrz do Mooncastle miał przybyć Sundust Afternoon. Pobędzie kilka dni, a kiedy władza nad Zmianami będzie w kopytach Króla Nocy, Władca Słońca umrze. Pogrążony w chaosie kraj będzie łatwym celem.
Jedyną rzeczą, która go martwiła, poza kłótnią z żoną, był brak jakichkolwiek wieści od Nnoitry. Kuce, które wysłał jego tropem zgubiły trop na Maretown, dalej nikt nie wiedział, co się stało z oddziałem sir Oakforce’a. Darkness Sword miał nadzieję, że się jeszcze znajdą, razem z jego córką.
Ta wojna chyba do śmierci nie da mi spokoju… A jak nie wojna, to mój syn, muszę porozmawiać z tą klaczą.
Już chciał krzykiem wezwać gwardzistę, który przekazałby wezwanie Lady Diamond Lady, ale zmienił zdanie. Był zbyt zmęczony, musiał w końcu zaznać snu. Jako alikorn może i wyglądał na brata własnego syna, a kondycji mogłoby mu pozazdrościć wielu żołnierzy oddziałów specjalnych, ale prawda była taka, że przeżył już niemal sto lat i był zmęczony.
    Władzę objął w wieku lat dwudziestu, kiedy jego ojca zamordowano w skrytobójczym zamachu. Zamachowca złapano i z rozkazu Króla Darkness Sworda I Tego Imienia Króla Nocy nabito go na pal na Placu Lodowego Smoka. Granatowy ogier do dzisiaj pamiętał agonalne wrzaski tamtego pegaza. Wówczas myślał, że zemsta przyniesie mu radość, prawda była jednak zupełnie inna. Zemdlał, nie wytrzymał. To był pierwszy dzień jego rządów.
Kolejne wcale nie były lepsze. Polityka, gospodarka, ekonomia i użeranie się z debilami nie były niczym przyjemnym. Wcześniej wiódł życie rozpuszczonego bachora z wyższych sfer, nie był przygotowany na wejście w nową rolę. Lordowie i Damy wykorzystywali to na wszystkie możliwe sposoby, próbując uczynić go swoją marionetką.
Jego wzorem stała się Królowa Celestia, która rządziła twardym rogiem. Wziął z niej przykład i powiesił spiskowców. Umocnił aparat bezpieczeństwa, zainwestował w sieć szpiegowską. Stosy zapłonęły. W ciągu kilku lat jego władza stała się oczywista i niepodważalna.
Aby dodatkowo umocnić swoją pozycję, pojął za żonę Moonlight Dust, córkę ówczesnego Króla Zmian. To był dobry mariaż, zmniejszył znacznie cła na granicy ze Zmianami. Wszystko było pięknie, handel kwitł, do czasu aż Król Violet Cane zmarł podczas Epidemii. Jego następca, Strong Change prowadził odmienną politykę…
Jego małżeństwo, choć szczęśliwe, również przez lata dostarczyło mu nieco problemów. Nie mogli doczekać się źrebiąt, szlachta była niezadowolona, już znajdywali się tacy, co próbowali spiskować, w efekcie czego musieli rozstać się z tytułami, majątkiem i nierzadko z życiem. Dopiero po niecałych 60 latach trwania jego związku z Moonlight, spłodzili potomstwo.
Bliźniaki. Klaczkę i ogierka. Jego największe utrapienie. Klaczka, której nadano imię Night Shadow zachowywała się jak młody ogier, ciągnęło ją do miecza, magii, nauki i polityki. Jej brat był jeszcze gorszy. Okazał się być kompletnym idiotą i dalej mu nie przeszło. Darkness Sword miał wciąż nadzieję, że wyrośnie z tego, tak jak jego ojciec. W przeciwnym razie Królestwo Nocy upadnie.

***

   Lecieli szybko, chcieli przebyć jak najwięcej kilometrów. W zasadzie to Nighty chciała,  bo Hualongowi było wszystko jedno. Jemu deszcz, wiatr, komary i spanie po krzakach obrzydnąć nie mogło. Był smokiem, nie znał innego życia. Night Shadow znała i żałowała, że wie co traci.
Mżawka szybko przerodziła się w ulewę. Lodowate strugi deszczu spływały po piórach jej skrzydeł, krople wody wpadały jej do oczu, utrudniając widoczność. Wiatr hulał, co utrudniało łapanie równowagi w locie.
Hualong miał lepiej. Był większy i mniej go zwiewało. Na jego grzbiecie spoczywał za to dodatkowy ciężar, skrępowana i przywiązana do smoka szara, ziemska klacz.
Postanowili zabrać ją ze sobą. Fakt, iż była nieprzytomna bardzo im pomógł. Nie chcieli przecież by raniła ich uszy krzykami oraz jojczeniem. Ale teraz obiekt zwany Sunday się budził.
-Ggdzie ja jestem?- zapytała cicho zdezorientowana klacz.
-Kilka godzin drogi od Horsehoof, do którego zmierzamy- poinformowała ją Shad- Znajdujesz się na grzbiecie mojego przyjaciela, Hualonga.
-Ja chcę do domu! Ja chcę do mamy!- załkała Sunday.
Czarna alikorn podleciała bliżej, by patrzeć na twarz drugiej klaczy.
-Nie trzeba było mnie śledzić. Chciałaś wyruszyć, to wyruszasz- skwitowała zielonogrzywa.
-Ale ja już nie chcę!
Nighty zachichotała, sytuacja coraz bardziej ją bawiła.
-Jemu to powiedz- mruknęła i kiwnięciem łba wskazała na smoka- Chciałaś przeżyć wprawę swojego życia i przeżyjesz. Takie wyprawy mają to do siebie, że nie ma z nich odwrotu.
-Kim ty jesteś?- zapytała córka oberżysty.
-Jestem Night Shadow rodu Mooncastle, prawowita następczyni Tronu Królestwa Nocy. I idę odzyskać to co należy do mnie. Zaginiona Królewna i smok to niezbędne elementy każdej dobrej baśni, nie?
-Night, zapomniałaś o królewiczu, który smoka pokona i uratuje królewnę- wtrącił się nagle Hualong.
-Jak to dobrze, że mnie nie trzeba ratować…
-A ją?
-Ją? Ją niech sobie ratują. Jak coś to możemy oddać za darmo.

    Wylądowali nieopodal Horsehoof. Jak każde większe miasto, zostało ono zbudowane nad rzeką, co dla Hualonga było ważne, gdyż nie znaleźli żadnej dobrej do lądowania polany, a las był za gęsty, by smok mógł wylądować pomiędzy drzewami. Musiał wodować.
Kiedy wylazł z wody, prychał wyraźnie wkurzony. Tymczasem Night Shadow wylądowała zgrabnie na brzegu. Ucieszył ją dotyk trawy pod kopytami. Wreszcie mogła zwinąć zdrętwiałe od lotu skrzydła. Gdyby nie to, że grunt był mokry, to bez wątpienia klacz z chęcią by się wytarzała.
Spojrzała na swoich towarzyszy. Musieli porozmawiać.
-Posłuchaj mnie Sunday- zaczęła alikorn- jeśli obiecasz mnie nie wydać oraz nie będziesz uciekać, to potowarzyszysz mi w wycieczce do miasta. Jeśli nie, to spędzisz czas z Hualongiem. Lubisz polować na sarenki? Nie? No to chyba załatwione…
-Myślałam, że smoki jedzą szlachetne kamienie…- mruknęła liliowogrzywa.
-Owszem jemy, ale nie jako podstawowy pokarm. Niektóre skały służą nam jako pasza uzupełniająca- wyjaśnił zielonołuski.
-Nie ma co zwlekać, idziemy. Muszę znaleźć jakiegoś konowała, który unieruchomi mi skręconą pęcinę, coś zjeść i spędzić noc w ciepełku- zarządziła Night Shadow.

   Brama Horsehoof była typową miejską bramą. Ciężkie, okute rdzewiejącym żelazem, dębowe wrota, pilnowane przez dwóch podchmielonych pegazich gwardzistów.
Same miasto też było nijakie. Duże, gwarne, brudne i zamieszkałe przez tłumy jeszcze brudniejszych kucy. Głównie pegazy, nieliczne jednorożce i ziemskie kucyki.
Night Shadow wiedziała, że na Północy, w Equestrii pegazy mieszkają w podniebnych miastach utkanych z magicznych chmur. Było to możliwe dzięki magii jednorożców i alikornów, opłaconej przez Królową Celestię.
Szybko trafiły na rynek, teraz pusty, gdyż wszyscy uciekli przed deszczem. Kupcy zwinęli stragany, a kupujący pochowali się w domach. Klacze rozglądały się za szyldem, który oznaczałby zielarza, albo innego uzdrowiciela.
W końcu znalazły, lokal oznaczono zielonym szyldem,  z namalowanym złotą farbą wężem, znakiem Cechu Uzdrowicieli.
Weszły do środka, przestronnej izby, przesyconej zapachem ziół, spirytusu i innych woni, kojarzących się niemile z bólem oraz cierpieniem. Za ladą z sośniny stał brązowy ogier jednorożca, o białej grzywie.
-W czym mogę pomóc?- zapytał się.
-Skręciłyśmy pęcinę i szukamy kogoś, kto nas uzdrowi- rzekła Night Shadow oficjalnym tonem, co wyraźnie zdziwiło ogiera.
-Jestem Sojlex, doktor nauk Medycznych, studiowałem na Uniwersytecie Mooncastle- przedstawił się jednorożec.
Co za dziwne imię… Mam nadzieję, że nigdy nie był na zamku i mnie nie widział…
-Z przyjemnością wam pomogę, Królewno Night Shadow.
I to by było na tyle. Nadzieja matką głupich.
-Ile będzie kosztowało wasze milczenie?- zapytała wprost.
-Nic nie będzie- zdziwił się wyraźnie Sojlex- O co chodzi?
-O to, że mnie nie widzieliście tutaj- wyjaśniła.
-Dobra, nie widziałem- mruknął wyraźnie zdezorientowany brązowy ogier- Ale pozwolicie, że was poskładam?
-Po to tu przyszłyśmy.
Jednorożec uważnie obejrzał jej nogę. Pokiwał głową z politowaniem, rzucił kilka zaklęć, co bolało jak cholera, przemył jakimś eliksirem i zabandażował.
-Wasza wysokość, co wyście do cholery ostatnio wyprawiały? Wyglądacie jak ostatnie nieszczęście, całe obdrapane, z popękanym rogiem kopytowym, niedoborem wielu niezbędnych pierwiastków…
-Dzięki.
Night rzuciła mu złotą monetę, magią zgarnęła Sunday i wyskoczyła z gabinetu. Młody medyk się rozkręcał, jeszcze gotów był wyszukać kurację, na co czarna klacz nie miała najmniejszej ochoty.
Pobiegła jeszcze kilka ulic dalej, dla pewności. W końcu, bezpiecznie ukryta za węgłem mogła wreszcie odsapnąć. Shad panicznie bała się lekarzy.
Postawiła na ziemi zdezorientowaną Sunday. Ziemska klacz popatrzyła na nią z niedowierzaniem.
-On chciał ci tylko pomóc!- skarciła skrzydlato-rogatą towarzyszkę.
-Widziałaś tą minę? To była TA mina. Mina, która mówiła o zbawieniu wszystkich kucy, poprzez zadbanie o ich zdrowie i dobrostan. Problem w tym, że ja nie zamierzam na to pozwolić, bo mój dobrostan jest zachowany wtedy, kiedy prowadzę niezdrowy tryb życia.
















IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Sojlex
Drugi Andrzej

*

Punkty uznania(?): 13
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 659


Swego czasu Last Pączek Standing

Zobacz profil
« Odpowiedz #55 : 17 Marca 2014, 07:39:59 »
-W czym mogę pomóc?- zapytał się.
-Skręciłyśmy pęcinę i szukamy kogoś, kto nas uzdrowi- rzekła Night Shadow oficjalnym tonem, co wyraźnie zdziwiło ogiera.
-Jestem Sojlex, doktor nauk Medycznych, studiowałem na Uniwersytecie Mooncastle- przedstawił się jednorożec.
Co za dziwne imię… Mam nadzieję, że nigdy nie był na zamku i mnie nie widział…
-Z przyjemnością wam pomogę, Królewno Night Shadow.

Pączek troll ^_^ Przyznam się szczerze, może to i wina tego że jestem w tym fragmencie, ale wydaje mi się że to najzabawniejsza scenka w całym rozdziale :)

-Ile będzie kosztowało wasze milczenie?- zapytała wprost.
-Nic nie będzie- zdziwił się wyraźnie Sojlex- O co chodzi?
-O to, że mnie nie widzieliście tutaj- wyjaśniła.
-Dobra, nie widziałem- mruknął wyraźnie zdezorientowany brązowy ogier

Zapomniał wziąć swoją dzienną porcję proszków.

Ale dietetyk to byłby ze mnie kiepski :D

Jakaś młoda klacz, nawet jak coś piśnie, to i tak nikt jej nie uwierzy.
-Czy ta młoda klacz jest ziemskim kucykiem, o szarej sierści i liliowej grzywie?- mruknął Hualong.
-Tak, a co?
Smok nie odpowiedział, wskazał tylko szponiastą łapą na coś, co stało na skraju polany, w cieniu olszyn.

Inny troll-time :)

Ogólnie rozdział spoko, tylko Randomowi coś zniknęli, jedyne odniesienia to rozmyślania Króla, i wspomnienia, a raczej głównej bohaterki.

Ale już w ogóle trolololo by było, jakby ten konował potrafił digimorfować w smoka, niczym Borch, czy Saskia. Choć wątpię, bo to raczej postać epizodyczna, nie ważna itd :)

Cytat: Cahan
[Wczoraj o 22:32:04] ♣ Cahan: Sojlex się ucieszy jak to przeczyta xD
[Wczoraj o 22:42:57] ♣ Cahan: Albo mnie zabije...
[Wczoraj o 22:57:48] ♣ Cahan: Chyba zbuduję barykadę.




IP: Zapisane
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #56 : 17 Marca 2014, 18:04:34 »
Na randomowych czasu mi zabrakło, a że objętość była już słuszna, to zdecydowałam się opublikować. Spokojnie, nie zapomniałam o nich- w następnym rozdziale będą na pewno.

O Sojlexie można dużo powiedzieć, ale trzeba przyznać, że na swoim fachu, to się ogier zna.

Wiadomość doklejona: [time]19 Kwiecień 2014, 19:05:27[/time]
Nowy rozdział, czytać póki świeży: https://docs.google.com/document/d/1DwRBwCHcTUHmiEic3INDxRfC_AZujslvcQvZv5RBwYc/edit?usp=sharing


Cień Nocy

Rozdział XV:  Sezon Burz



      Nnoitra z apatią spoglądał na krople rzęsistego deszczu, spadającego z ołowianego nieba. Padało od wielu dni. Wszystkie wyglądały tak samo. Rano Orange przynosiła mu miskę strawy, potem zmieniała mu opatrunki, a następnie znikała gdzieś, zostawiając go samego, aż do wieczora, kiedy to przynosiła niebieskiemu ogierowi obiad.

Noce były jeszcze gorsze. O ile w dzień padało, to po zmroku grzmiało, błyskało i lało. Letnie burze lubiły Góry Zaćmienia aż za bardzo. I choć ona spała pod tym samym dachem, to nie odzywała się do niego. Czuł się przez to jeszcze bardziej samotny.

W efekcie paladyn przez większość czasu wyglądał przez szczelinę namiotu i podziwiał wodę z nieba, rozmyślając przy tym o wielu sprawach. O domu, o swojej karierze, o swoim oddziale, o Orange Tail.

Tęsknił za Mooncastle, za potężnym zamkiem o strzelistych wieżach, za aromatami, które zawsze unosiły się z kuchni. Za arrasami na ścianach, które wówczas nie przykuwały jego wzroku… Och! Jakże był głupi, kiedy myślał, że piękno lasu jest cudowniejsze od miękkości łoża, ciepłoty strawy i szczelnego dachu nad łbem.

Zaiste, komary, deszcz, zimno, kleszcze, niewygodne posłanie i niesmaczne jedzenie nie należały do rzeczy, które Nnoitra na dłuższą metę lubił. Może i spędził kawał życia w Akademii Wojskowej, ale tamtejsze zakwaterowanie było o niebo lepsze, od tego, które miał obecnie.

Nie wiedział, czy jego powrót jest w ogóle możliwy. Król na pewno nie przyjmie go ciepło, jeśli powróci i oświadczy mu, że nie dość, iż Królewny Night Shadow nie znalazł i nie przyprowadził, to na dodatek stracił cały oddział. Trudno było powiedzieć, co Darkness Sword w takim wypadku zrobi. Każe mu się nie pokazywać na oczy przez najbliższy miesiąc? Powiesi? Wykastruje? Zdegraduje? Obetnie pensję? Trochę się powydziera?

Tęsknił za ogierami ze swojego oddziału. Może na początku naśmiewali się z niego i nie szanowali go, może potem bali się go. Byli durną, nieposłuszną i arogancką bandą, ale to on im dowodził, a co za tym idzie, to on był za nich odpowiedzialny.

A Firewall był jego przyjacielem. Znali się od źrebaka, poznali się w Akademii Wojskowej, byli na tym samym roku. Były dowódca OSKN miał wówczas raptem 8 lat. Razem dorastali, razem pili i razem chodzili na klacze.

Nnoitra przypomniał sobie jak pewnego razu, w wieku lat15, schlali się porządnie i zostali przyłapani przez jednego z oficerów-nauczycieli, sir Daemon Littlehoofnera, którego bardzo zdenerwowało zachowanie podopiecznych. Kremowy jednorożec, nawet wówczas popisał się swoim słynnym poczuciem humoru. Objął flaszkę gorzałki magią ze swojego rogu i zaproponował Littlehoofnerowi łyk gorzałki. Nnoitrę tak to rozbawiło, że ze śmiechu spadł ze stołka pod stół. I choć zostali za to srogo ukarani, to do dziś wspominał z uśmiechem minę sir Deamona.

Pozostawała też kwestia rodzin jego podwładnych. Czuł, że rodziny Firewalla i reszty zasłużyły na wiedzę o tym jak zginęli. Zielonogrzywy jednorożec bał się spojrzeć im w oczy i przyznać się do winy, którą starał się ukryć nawet przed samym sobą. Bo Nnoitra doskonale wiedział, że te kuce zginęły przez niego.

Gdyby był ostrożniejszy, gdyby był bardziej przewidujący, to być może nigdy by do tego nie doszło. Z drugiej strony dalej nie rozumiał jakim cudem został pokonany przez niewielką grupkę łowców skarbów, mantrykor i kolka wie co jeszcze! No i ten przeklęty Bastard Spell! Gdzie on się tego nauczył? Bo chyba nie w głuszy…

Poła namiotu uchyliła się, ale oczom paladyna nie ukazała się pomarańczowoczerwona grzywa Orange, tylko brązowe kłaki jej brata.

              - Witaj, Nnoitro! - rzucił szary pegaz - Nie przeszkadzam?

     - Oczywiście, że tak! – warknął niebieski ogier – Wprost cierpię na niedobór wolnego czasu! To nic, że od kilku dni nikt mnie nie odwiedza, nie licząc twojej siostry, która odwiedzać mnie musi! I zmienia mi opatrunki z miną męczennicy!

           - I może mi jeszcze powiesz, że ci się nie podoba, co? - Random uśmiechnął się bezczelnie.

Poszukiwacz Przygód nie czekał na specjalne zaproszenie, tylko rzucił się na siennik swojej siostry, znajdujący się naprzeciwko leża swego rozmówcy. Przeciągnął się i teatralnym gestem wyciągnął spod poły zgniłozielonego płaszcza gliniany gąsiorek.

     - Podoba - odparł - Zaś ten napitek podoba mi się jeszcze bardziej…

Random zaśmiał się. Nnoitrze humor też się znacznie polepszył. To popołudnie zapowiadało się o wiele lepiej, niż kilka poprzednich. Chwycił flakon swoją magią i zębami zdarł woskową pieczęć. Powąchał, zmarszczył nos i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Upił spory łyk i oddał gąsiorek właścicielowi.

      - Ech, siwucha! Dawno takiej nie piłem…

     - Istne płynne szczęście, nieprawdaż? - mruknął Random Adventure - Życie od razu staje się piękniejsze po takiej emulsji…

Jego gość miał sporo racji. Po kilku łykach bimbru niebo tak jakby pojaśniało, krople bębniące w dach namiotu, dudniły mniej uporczywie, a fakt, iż Tail ciągle traktowała go jak najgorszego śmiecia, mniej dołujący. Krótko mówiąc, cały świat wypiękniał znacząco.

    - Jest jakiś specjalny powód, iż mnie odwiedzasz? Bardzo mnie cieszy, że wpadłeś, z tą wódką, ale… Naszło cię tak nagle, bez przyczyny? - zdziwił się Zielonogrzywy.

Jego rozmówca zaczął się nerwowo wiercić. Spuścił też wzrok i utkwił go w podłodze. Widać było, że wolał nie usłyszeć tego pytania.

            - No? - ponaglił go paladyn.

         - Tak po prostu się zastanawialiśmy, czy jeszcze żyjesz. Z namiotu nie wychodzisz, Orange też jest jakaś taka za spokojna - przerwał na chwilę, po czym dodał przyciszonym głosem: - Baliśmy się, że ciebie zabiła.

Jednorożec roześmiał się serdecznie, gromkim, czystym śmiechem. Tail prawie zabiła go już dwa razy. Od tamtej pory nauczył się jej nie denerwować. A raczej nauczył się nie przekraczać jej granicy cierpliwości.

      - Naprawdę myślisz, że mogłaby mnie teraz zamordować z zimną krwią? - zapytał się, wciąż się chichocząc.

      - Owszem. Problem w tym, że nikt z nas nie wie do czego ona jest teraz zdolna - mruknął liliowooki.

     - Chyba ją przeceniacie - prychnął Nnoitra.

     - Błąd. To ty jej nie doceniasz - odparł Random Adventure. - Sam bym nie uwierzył w to, że moja siostra może stać się właśnie taka, jaka się stała. Ale nie będziemy przecież rozmawiać o niej, prawda?

Szkoda…

    -Nie, nie będziemy. Opowiedz mi coś o sobie, o swoim życiu. Nie, żeby mnie to ciekawiło, po prostu o czym innym mielibyśmy rozmawiać? A ja po prostu chciałbym i kogoś posłuchać, i gębę własną otworzyć - rzekł niebieski ogier.

     - Skoro tak się nudziłeś, to mogłeś wyjść do nas, wiesz?

     - Padało.

Poza tym, nie macie powodu, by mnie kochać. A ja nie mam powodu by kochać was…

    - Ano padało. Wszyscy siedzieliśmy u Spella w namiocie i rżnęliśmy w pokera - powiedział brązowogrzywy.

     - Przegrałeś wszystko, co było do przegrania? - zapytał złośliwie.

     - Nie, wcale nie. Po prostu postanowiłem dotrzymać ci towarzystwa.

     - Nie wierz mu. Przegrał i to jak! - kapa namiotu rozsunęła się, a do środka weszła Orange Tail - Przyszłam zmienić ci opatrunki. Harmonio, za jakie grzechy?!

Pomarańczowa klacz zrzuciła kaptur, ukazując swoje niemalże czerwone włosy, związane ciemnoróżową kokardą. Jej czarny płaszcz iskrzył się od kropelek wody, która się na nim osadziła. Z wyraźną ulgą zrzuciła stalowe buty, na których wyróżniały się pomarańczowe plamy z rdzy.

     - Przyznaj się, ty też przegrałaś. Nie ma jeszcze południa, jesteś za wcześnie, jak na ciebie - mruknął Nnoitra.

Źrenice zwęziły jej się ze złości. Tupnęła przednim kopytem o ziemię i już chciała kopnąć swojego bezczelnego pacjenta, ale Random powstrzymał ją, własnym ciałem oddzielając ją od dowódcy  sir Oakforce’a.

     - Czyś ty znowu zdurniała? - krzyknął starszy pegaz - Zresztą przegrywałaś, więc on chyba miał rację, co? Byłaś najgorsza, zaraz po mnie… - uświadomiwszy sobie co powiedział, Random stał przez chwilę z rozdziawionym pyskiem - Znaczy się, też zatęskniłaś za Nnoitrą, tak?

Była szybka niczym żmija. Walnęła szarego kuca na odlew, z półobrotu. Adventure upadł twardo na klepisko. Paladyn z troską spojrzał na niego. Nie było jednak powodów do obaw, gdyż RPP zaraz usiadł i zaczął rozmasowywać sobie kopytem obolałą szczękę.

     - Co pijecie? - zapytała.

     - Siwuchę, chcesz? - zaproponował błyskawicznie jednorożec.

Klacz musiała być w wyjątkowo złym nastroju, a paladyn nie chciał zyskać nowych obrażeń. Miał też nadzieję, że jeśli trochę wypije, to stanie się nieco milsza i być może będzie z nią można w końcu spokojnie porozmawiać.

     - Nie, wódki nie tykam - burknęła i usiadła koło brata.

Przestraszony Random odsunął się od niej. Widać było, że nie chciał zarobić kolejnego ciosu. Trwali tak w milczeniu przez jakiś czas, nikt nie odważył się, by ciszę przerwać.

     - Jak twoje rany? - szept Orange wydał się niemal krzykiem, w tej sytuacji.

     - Goją się. Nie wiem jakim cudem, co prawda, ale jest lepiej - zakpił zielonogrzywy.

     - Też nie wiem - rozległ się znajomy głos.

Paladyn odwrócił głowę w stronę wejścia i ujrzał turkusowego ogiera jednorożca. Bastard Spell uśmiechał się stanowczo za szeroko, jak na kogoś, kto właśnie przegrał w kości.

     - Wygrałem, ograłem ich wszystkich - mruknął czarodziej, odpowiadając na nieme pytanie sir Oakforce’a. - Javelin, Awful i Crossbow poszli pomachać żelastwem, czy też raczej rdzewiastwem, więc postanowiłem znaleźć sobie, jakąś ciekawszą kompanię…

Niebieskogrzywy, nie pytając się, zabrał Nnoitrze gąsiorek i pociągnął z niego. Skrzywił się wyraźnie, ale napił się ponownie.

     - Z czego to pędzone? Ze zwłok żołnierza OSKN?! Gorszego samogonu już dawno nie piłem!

     - Z mirabelek, żołędzi, szyszek… - recytował Random.

     - Dość. Rozumiem, że pędziliście ze wszystkiego - Bastard skrzywił się zniesmaczony cierpkim smakiem napitku. - Ech, wy młodzieży, to nawet bimbru robić nie umiecie! Zamiast dobrać składniki, by miało to róg i nogi, to wy sypiecie wszystko, byle by było choć odrobinę słodkie!

Spell popatrzył uważnie na flakon, po czym wyrzucił go na zewnątrz. Głuchy brzdęk, jaki się rozległ, świadczył o tym, że ziemia wypije to, na co ochotę miał Nnoitra.

     - Ej, mi to smakowało! - krzyknął z wyrzutem niebieski ogier.

Turkusowy mag spojrzał na niego karcącym wzrokiem, jak gdyby paladyn był niesfornym źrebakiem.

     - W twoim stanie nie powinieneś pić, a zresztą, to nie moja sprawa, że robisz sobie krzywdę sir Nnoitro - mruknął przywódca RPP. - Widzę też, że nikt nie zmienił ci opatrunków. Czyżbyś cierpiała na zanik pamięci, Orange?

Czerwonooka zmarszczyła czoło ze złością. Trzeba było przyznać, że złościła się naprawdę ślicznie. Sir Oakforce przez chwilę myślał, że potraktuje Spella tak jak swojego brata, ale nie ośmieliła się. Odziany w szarą opończę, potężny jednorożec nie był kimś, kto pozwoliłby się bezkarnie bić młodym klaczom.

     - Nie. Już się za to zabieram…

    - No, grzeczna klaczka. W końcu bez zbędnego marudzenia, wrzasków i gróźb. Naprawdę, jeszcze trochę, a się w nim zakochasz, Orange - zaśmiał się Bastard, profilaktycznie tworząc wokół siebie magiczną barierę.

      - Zamknij się, Spell! - wrzasnęła, wzbudzając śmiech szarego pegaza i turkusowego jednorożca.





***



     Przez całą noc lało, a pioruny trzaskały. Grzmoty i błyski nie przeszkadzały jednak Night Shadow w wyspaniu się. Życie nauczyło ją korzystać z wygodnych, ciepłych łóżek, jeśli okazja do korzystania z nich się nadarzyła. Czarna klacz w ogóle nie przejmowała się przestraszoną Sunday, drżącej pod kocem, ze strachu przed burzą. Dlatego mocno zdziwiła się rano, kiedy ujrzała swoją towarzyszkę kiwającą się na łóżku z podkrążonymi, zaczerwienionymi oczami.

Postanowiła jednak kompletnie nie przejmować się tak mało istotną sprawą. Dlatego szturchnęła szarą klacz rogiem, zdarła z niej koc i zaciągnęła siłą na śniadanie. Chciała jak najszybciej Horsehoof opuścić. Ale nie o pustym żołądku.

Z apetytem raczyła się owsianką z dużą ilością miodu oraz suszonych jabłek. Sunday nie jadła, dlatego Nighty zabrała jej miskę i upewniła się, że nic się nie zmarnuje. W jej brzuchu jedzenie na pewno będzie bezpieczne.

Zapłaciła karczmarzowi i wyszła na ulicę. Klacze ostrożnie stąpały pomiędzy kałużami, które powstały na nierównym gruncie. Shad zastanawiała się dlaczego nikt tych ulic nie reguluje, tak aby woda radośnie spływała do rynsztoka, zamiast zalegać. Nikt też tych dróg nie sprzątał i kiedy z nieba spadała woda, to zalegające końskie kupy, pomyje, śmieci i szczyny zamieniały się w ohydną, brązową breję, która zasysała kopyta przechodniów. Na dodatek szło pęciny poskręcać w głębokich koleinach, jakie wydrążyły liczne wozy na co szerszych ulicach miasta.

Tutejsze domy budowano z drewna i kamienia, z granitu wydobywanego w pobliskich kamieniołomach. Tak się przynajmniej Shadow wydawało, nie uznawała tego za zbyt istotne, wówczas gdy mówiła jej o tym matka. Budynki nie należały do najwyższych, przeważały parterowe chałupy i piętrowe domy. Im bliżej rynku, tym zabudowa była wyższa i bardziej estetyczna. Najbardziej zadbane z nich miały dachy kryte szarą dachówką i rzeźbione okiennice.

To właśnie z jednego z takich domów chlusnęły pomyje, tuż obok Night. Zielonogrzywa uniosła głowę i ujrzała grubą klacz pegaza, w różowej, falbaniastej nocnej koszuli. Jej bordowa sierść gryzła się z odzieniem, co optycznie dodawało jej jeszcze więcej kilogramów. Kręcona, blond grzywa nadawała mieszkance Horsehoof wygląd starej panny, która zapomniała, że nie ma już dwudziestu wiosen.

     - Uważaj gdzie wylewasz swoje pomyje, paniusiu! - warknęła alikorn.

Bogata mieszczka nawet nie zwróciła na to uwagi. W końcu pomyje przez okno wylewali wszyscy, od zawsze. Nikt w dół nie patrzył, dlaczego więc ona miałaby to robić?

Miasto Horsehoof, pomimo wczesnej pory, budziło się do życia, co Night Shadow uświadomiła sobie, kiedy na jej polu siłowym, roztrysnęła się kolejna porcja końskich szczyn. Podziękowała sobie w duchu, że po tamtej kretynce, otoczyła barierą siebie i szarą ziemską klacz. Pociski z góry nie stanowiły jednak jedynego zagrożenia, co odkryła, kiedy obok niej przemknął kwiczący prosiak.

Mooncastle prezentuje się o wiele lepiej - pomyślała.

     - Mroczniaki do morza - przeczytała na głos, koślawy napis, który ktoś nabazgrał na murze jednego z domów.

     O ile konie z Arabii Siodłowej nie budziły zbytniej wrogości wśród mieszkańców Caballusii, ponieważ przyjeżdżali niemal wyłącznie jako kupcy korzenni, dyplomaci i artyści, o tyle mrocznych kucyków nie lubił nikt. Nazywane również kucoperzami, przybyły zza Lodowatego Morza 1 000 lat temu, kiedy to z ich rodzimej krainy, wyparły je zmieniające się warunki naturalne, spowodowane wybuchem wulkanu, który w ich języku nazywał się Mujathokkthuli, czy jakoś tak, Nighty nie pamiętała dokładnie.

Na swoich dziwnych statkach, zwanych drakkarami, wylądowali u ujścia rzeki Brit, w Królestwie Nocy. Wojownicza rasa szybko podbiła niemały kawał terytorium Nocy, Cieniste Ziemie. Ówczesny władca, Król Nightshy Star podpisał traktat pokojowy z przywódcą kucoperzy traktat pokojowy, w którym ofiarował im Cieniste Ziemie. Uznał bowiem, że mija się z celem wojna o odzyskanie najbardziej nieurodzajnego skrawka jego państwa.

Nowe państwo na kontynencie Caballusi musiało się zmierzyć z licznymi problemami, poczynając od braku sojuszników, na nieurodzaju, biedzie i głodzie kończąc. W efekcie wiele mrocznych kucyków emigrowało do Królestw Nocy, Słońca, Zmian i Equestrii.

Imigranci budzili wrogość swym odmiennym wyglądem, spowodowanym przez posiadanie smoczych oczu i skrzydeł oraz nietypowymi zwyczajami.

     Horsehoof budziło się coraz bardziej. Pod kopytami Night Shadow kręciły się liczne obdarte źrebaki, biedota żyjąca na ulicy. Cieszyła się, że nie zostało jej wiele metrów do bramy miejskiej. Chciała opuścić to miasto, brudne niczym ropiejący wrzód. Zbudowane chaotycznie i bez najmniejszego planu.

Gdyby ktoś chciał je zdobyć nie sprawiłoby mu to większych trudności - pomyślała czarna klacz - te mury są niskie i sklecone byle jak, a wysokość budynków niewielka. No i te strzechy! Jeśli doszło by do ostrzału, to pożary byłyby ogromne!

     - Pani? - wymruczała nagle Sunday.

     - Co? Stało się coś?

Liliowogrzywa nie odpowiedziała, tylko wskazała kopytem. Alikorn spojrzała w tamtym kierunku i ujrzała twierdzę Stonehar, górującą nad miastem. Kamienna, ponura warownia należała do rodu Merewoodów, trzy czerwone łososie, w polu srebrnym. Nic niezwykłego.

     - Widzę zamek. To chyba nic niezwykłego, no może dla ciebie jest inaczej - oznajmiła z przekąsem.

     - Chorągwie… Królestwo Zmian ma żółte sztandary, wiem, bo żołnierze Króla kiedyś przejeżdżali przez naszą karczmę, te są granatowe - powiedziała Sunday przyciszonym głosem.

Rzeczywiście, kolor się nie zgadza. Ale dlaczego nad Horsehoof wiszą sztandary Królestwa Nocy… Czy ja o czymś nie wiem? Wiem, dobrze wiem - zganiła się w myślach za głupotę. - Do wojny jeszcze nie doszło, to widać, a to oznacza, że mój wuj, Król Strong Change musiał umrzeć. Nie zostawił potomków, więc sądząc po chorągwi, nowym Królem Zmian został mój ojciec. Ma duże prawa do tego tronu, w końcu moja matka jest starsza od swojej siostry, Księżniczki Precious Light.

     - Królestwo Nocy… Dziwne - mruknęła - w końcu jeśli Darkness Sword jest teraz Królem Zmian, to powinny wisieć dwa sztandary i żółty, i granatowy. Ceni się, skurczykuc!

     - Jest waszym królem, nie powinnyście tak o nim mówić, Pani - upomniała ją błękitnooka.

Night Shadow miała szczerą ochotę powiedzieć jej, że nigdy nie uzna go za swojego króla, ale uznała, że nie byłoby to najmądrzejsze posunięcie z jej strony. Jeszcze jakiś gorliwy wyznawca nowego systemu uznał by, że trzeba ją wtrącić do lochu, za taką zniewagę Jego Wysokości.



***



     Stał w sali tronowej, u boku swego ojca. Jego Wysokość, Sundust Afternoon miał przybyć wraz ze swym orszakiem lada chwila. Na tę okazję, cały dwór ubrał się wyjątkowo szykownie. Na przybycie władcy Słońca czekali chyba wszyscy, no prawie wszyscy. Dark Mane ze zdumieniem odkrył, że kogoś brakuje.

Ponownie przeleciał wzrokiem po wszystkich zgromadzonych, ale Królowej dalej nigdzie nie zauważył. Zdziwiło go to niezmiernie, fakt  że dalej nie pogodziła się z ojcem, ale niepodobnym do niej było nie zjawić się na przybyciu władcy innego państwa. Zerknął pytająco na Króla Nocy, odzianego w czarne aksamity i granatowy płaszcz, spięty srebrną broszą w kształcie półksiężyca.

Nie przyjdzie - usłyszał głos ojca w swojej głowie.

Spojrzał na starszego alikorna i uniósł brwi ze zdziwieniem.

Źle się czuje, uzdrowiciel mówi, że musi dużo odpoczywać.

Królewicz kiwnął łbem, dając znać, że uważa takie wyjaśnienie za wystarczające. Moonlight Dust rzeczywiście nie wyglądała najlepiej od jakiegoś czasu.

Źrebię jest twoje, ślub odbędzie się jeszcze przed twoim wyjazdem. Przyznaję, że wolałbym zorganizować ci ogromne wesele, na które zjechałoby się pół Caballusi, ale… to ty się pospieszyłeś zanadto.

Ojcze, jestem za młody - pomyślał, mając nadzieję, że ojciec usłyszy.

Nie przeliczył się, już po chwili usłyszał odpowiedź:

A na płodzenie źrebiąt za młody nie byłeś? Król musi zbierać to co zasiał.

Dark nie raczył skomentować. Wiedział, że ojciec ma rację. Ale zadowolony nadal nie był.

Pradawne, ciężkie, rzeźbione wrota z żelaza i cieniodrzewa otwarły się gwałtownie, a do sali wkroczył herold. Szary jednorożec o granatowej grzywie, odziany w bordowy dublet, z beretem z czaplimi piórami oznajmił głośno:

    - Szlachetni lordowie, piękne damy, Jego Wysokość, Miłościwie Panujący w Królestwie Słońca, Drugi Tego Imienia, Król Sundust Afternoon, Pan na zamku Firegard.

Do sali wkroczył wysoki, złoty alikorn, o miedzianej grzywie. Okute w pozłacane buty kopyta, stukotały o błękitno-czarne kafelki, pokrywające posadzkę. Król Słońca stępował powoli, z gracją i elegancją. Jego długi, karmazynowy płaszcz, obszyty gronostajami, ciągnął się za nim po podłodze. Wraz z królem, wlewał się do zamku Mooncastle jego dwór. Najpierw szli gwardziści, krocząc parami. Nosili srebrzyste, łuskowe zbroje i pomarańczowe płaszcze, haftowane w złote Słońca. Dalej szli lordowie i damy.

     - Szlachetny Lord Burning Dale, Pan Krwawego Lasu, Lady Saphire Dale z domu Mane, jego małżonka, Lord Citron Tree, Pan na Lemontree, Lord Light Fury, Pan Deerforest, Lady Woolfsong, dziedziczka Snowcastle, sir Draembroken, dziedzic Sandriver… - wymieniał herold.

Władca Słońca zatrzymał się dopiero przed ojcem Darka. Jego kuce również stanęły i runęły na nadgarstki, kłaniając się przed Królem Nocy.

     - Bądźcie pozdrowieni, Darkness Swordzie, władco Królestwa Nocy - rzekł donośnie złoty alikorn.

     - Bądźcie pozdrowieni, Sundust Afternoonie, władco Królestwa Słońca - odpowiedział granatowy ogier. - To zaszczyt móc gościć was na zamku Mooncastle. Służba zaraz wskaże wam i waszym kucom, przydzielone komnaty. Bez wątpienia jesteście zmęczeni po długiej podróży, jednakże w Caballusii źle się dzieje, dlatego bezzwłocznie pragnęlibyśmy pomówić z wami, w spokoju i ciszy.

     - Owszem, źle się dzieje. Dlatego pomówimy z wami już teraz. Szczególnie los Królestwa Zmian uważamy za nader niepokojący. Wieści jakie dotarły do nas podczas podróży należą do wyjątkowo ciemnych i smutnych. Złożylibyśmy wyrazy współczucia waszej żonie, z powodu nieszczęścia, które na nią spadło, ale jej nie widzimy tutaj - powiedział miedzianogrzywy.

    - Jej Wysokość Królowa Moonlight Dust nie czuje się najlepiej i nie była w stanie was powitać. Wyrazy współczucia jej przekażemy.

Obaj władcy wyszli z sali, bocznym wyjściem. Dark Mane odetchnął. Cieszył się, że nie musiał nic mówić. Kary ogier stronił od dworskiej etykiety. To, że potrafił zaciągnąć przy pomocy kilku słów jakąś klacz do łoża, nie sprawiało, iż dałby sobie radę w dyskusji z delegacją z innego państwa.

Goście rozchodzili się. Złotooki odszukał w tłumie Moon Huntera i szturchnął przyjaciela kopytem.

     - W czym mogę pomóc, Panie? - zapytał srebrny alikorn.

     - W tym co zawsze przyjacielu, w tym co zawsze…


« Ostatnia zmiana: 23 Kwietnia 2014, 19:50:37 wysłane przez Cahan » IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Sojlex
Drugi Andrzej

*

Punkty uznania(?): 13
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 659


Swego czasu Last Pączek Standing

Zobacz profil
« Odpowiedz #57 : 19 Kwietnia 2014, 18:35:25 »
Cytuj
[Dzisiaj o 17:13:15] ♣ Cahan Do Sojlex: Ty rozdział skomentuj, bo już kolejny się tworzy :P

No dobra...
Przede wszystkim - dat tytuł. Czyżby ktoś to niedawno czytał?

Zbiór komentarzy odnośnie postaci:

1. Orange Tail - Nadal brutalna, jednak jakby złagodniała. Powiem więcej - nagle zdarzyło się jej nie drzeć w obecności niezbyt-chcianego-przez-nią-tawarisza. Poza tym, świadomie lub nie, nadałaś jej tak skrajnie stereotypowo feministyczne cechy, jak to było możliwe, chyba poza niedogolonym wąsem i kiepską aparycją.
Tail prawie zabiła go już dwa razy. Od tamtej pory nauczył się jej nie denerwować. A raczej nauczył się nie przekraczać jej granicy cierpliwości
... która jest bardzo cienka, wszystko pasuje do ww stereotypu. A tak poza tym, jaka tu różnica, tu minimum irytacji spowodowanej przez Nnoitrę ją doprowadza do szału...

2. Nnoitra - widać że się już dobrze zadomowił - ta ironia, z charakteru przyjacielskiego, trochę koliduje z tym o "Poza tym, nie macie powodu, by mnie kochać. A ja nie mam powodu by kochać was…". (poza tym z rodziną ukochanej lepiej mieć dobre stosunki, zwłaszcza jak wytłukli Ci cały oddział, a Ciebie trzymają przy życiu... W sumie nie wiadomo czemu.)

3. Książę Joffrey  Dark Mane - w sumie to co przekreślone najbardziej do niego pasuje (dopiero w pierwszym tomie jestem, nie spoilować proszę, tak wiem że ginie na godach... Ale Cahan nie bawi się w pana Martina, nieprawdaż ;>)
Generalnie jest to typ którego można albo uwielbiać (3% społeczeństwa zbliżonego do niego mentalnie), lub prędzej dać w ryło.
Wyczuwam bękarty. Mnogo.

4. Night Shadow - Nie umiem tego opisać, ale ona jest taka jakoś strasznie... Nijaka. Najbardziej wyróżnia ją w moim odczuciu w zasadzie trochę lenistwo i próżność (królewskie geny widać nie giną ;>  - choć tu raczej odniesienie do całokształtu). W tym rozdziale w sumie też za dużego popchnięcia akcji nie ma.

5. Sunday - bardzo karykaturalna karykatura. Trochę dziwne że nie mogła spać - do jasnej anielki, z cukru nie jest, o ile dobrze zrozumiałem gospoda jej rodziców była w baaardzo małym miasteczku, więc raczej z burzami styczność już miała, i to w zapewne gorszych warunkach.

6. Bastard Spell - no tu muszę przyznać, że mam niepohamowane wrażenie, iż bije od niego Hellscreamem I "Wujkiem". To powinno starczyć :)

Iiiii... W sumie to nie wiem. Do reszty postaci jakoś nie mam sensownych komentarzy.

Ogólnie w rozdziale mało się dzieje, choć ten "Sezon burz" ma tu większy wpływ chyba na fabułę niż tym Wiedźmińskim.


IP: Zapisane
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #58 : 19 Kwietnia 2014, 19:03:58 »
Nie niedawno, a dość dawno. Cały rozdział jest pełen nawiązań do Sapka i Martina. Kto wyłapie wszystko i prześle mi na PW, tego odpowiednio nagrodzę. Tytuł jest dowcipem, tak naprawdę.

1.OT ma straszne huśtawki nastrojów. I owszem, zachowuje się gorzej niż stereotypowa feministka.

2.Trzymają go przy życiu, bo Spell miał taki kaprys. Po prostu było mu żal zielonogrzywego.

3.Widać, że nie znasz Joffrey'a skoro porównujesz go do Dark Mane'a, którego jedyną wadą jest bycie idiotą, pijakiem i rozpustnikiem. Z PLiO, to chyba najbliżej mu do Ageona V Niegodnego, albo do króla Roberta, na pewno nie do synalka Cersei. Następca tronu zachowuje się jak szlachecki, rozpuszczony bachor, który nie ma pojęcia o niczym, w tym i o wojnie.

4. Trzeba przyznać, że NS praktycznie nie ma na razie nic do roboty, poza pokazywaniem się od najgorszej strony. Czarna klacz jest leniwa, próżna i arogancka. Jest w gruncie rzeczy podobna do swojego braciszka.

5.Ich gospoda znajdowała się w lesie, na rozdrożu, nie w żadnej wiosce. A Sunday boi się wszystkiego, niczym moja koleżanka z klasy. Duże dziewczę, a naiwne, strachliwe i choć życie powinno czegoś nauczyć, to...

6.:haha:
Dobrze, że Hells tutaj nie wchodzi, bo banaxe by był w użyciu.


Dziękuję serdecznie za komentarz.
Rozdział XVI w przygotowaniu. Obiecuję dużo polityki, wesele i bardziej nie zaspoileruję, bo spoilery to ZUO, jak ZUS.

Wiadomość doklejona: 24 Kwietnia 2014, 23:59:35
Dobra, misie. Czas na rozdział XVI.
https://docs.google.com/document/d/1aaaGKTDnJFbJxe8EwMrl3f2Lz0a03uUaP5F5DG9em5A/edit?usp=sharing

Cień Nocy
Rozdział XVI: Dyplomatyka

     Władca Królestwa Nocy nerwowo przekręcał się z boku na bok. Leżał w swoim wielkim łożu z baldachimem od dobrych dwóch godzin i nadal nie ogarnął go sen. Był nów, przez wielkie, łukowato sklepione okna nie wpadało światło. Niebo było zachmurzone, od niemal tygodnia noce nad Mooncastle były burzowe. Obradowali już dobre trzy dni. Tego dnia skończyli już kawał czasu po północy i Król był bardzo zmęczony.
Rozmowy nie układały się wcale po jego myśli. Sundust Afternoon sprawiał stanowczo za dużo kłopotów, jak na kogoś, kto wkrótce miał zginąć. List od Moonshine Axe’a dotarł już jakiś czas temu i Darkness Sword mógł już spokojnie tytułować się Królem Nocy i Zmian, zaś Władca Słońca był już praktycznie trupem. Jednak zabicie go tutaj, na dworze Nocy nie byłoby najrozsądniejsze. Musiał czekać, aż zagraniczny monarcha opuści Mooncastle. W drodze powrotnej czeka go ostatnia niespodzianka w życiu…
Nie żeby go to cieszyło, wręcz przeciwnie. Złoty alikorn grał mu na nerwach dość mocno, ale miał ku temu powody. Sundust miał pretensje, iż granatowy ogier próbuje wywołać wojnę, zagarnął Królestwo Zmian, zamordował Króla Strong Change’a… Oczywiście, wszystko ubrane w dyplomatyczne słówka. Zarzuty jak najbardziej były prawdziwe. Rzecz jasna, błękitnogrzywy nie mógł się do nich przyznać i ciągle łgał.
Czasami żałuję, że to ja urodziłem się pierwszy, a nie Moonshine… Z drugiej strony, wówczas zapewne nie byłoby już Królestwa Nocy.
Sprawy układały się po jego myśli, ale nie sprawiało to, iż był spokojniejszy. Dalej za dużo rzeczy mogło pójść nie tak. Miał armię Nocy i w teorii Zmian, w tym, że ta druga była niepewna. Póki co żaden z zachodnich lordów nie zbuntował się, ale to było jedynie kwestią czasu…
Dzięki Harmonio, Celestia jest dalej zajęta wojną z Kryształowym Imperium. Minie sporo czasu, zanim będzie mogła się przyłączyć do wojny. A ja postaram się, by pozostała neutralna.

     Świt nadszedł, jak zwykle, za wcześnie. Darkness Sword zasnął dopiero nad ranem i niewyspanie dawało mu się we znaki. Ale nie mógł zostać w łożu i się wylegiwać, królewskie obowiązki wzywały.
Przede wszystkim musiał uzgodnić z lordem Dayfallem ślub ich dzieci. Szary alikorn, o fioletowej grzywie nie powinien sprawiać problemów. W końcu jego córka nie skończy jako wyklęta dziwka z królewskim bękartem w brzuchu, tylko jako żona przyszłego króla.

Powinien też zajrzeć do żony. Nie widział Moonlight od dnia przyjazdu Sundusta. Raz tylko rozmawiał z jednorożcem uzdrowicielem, który się nią zajmował. Wieści jakie usłyszał od ciemnozielonego ogiera nie należały do najlepszych. Stan zdrowia Królowej się pogarszał. I co najgorsze- nikt nie wiedział dlaczego.
Jednym szybkim susem wyskoczył z łóżka. A raczej wyskoczyłby, gdyby nie zwadził rogiem o ciężki baldachim z aksamitu. Kawał czarnej tkaniny wisiał stanowczo za nisko, jak na jego wzrost. Darkness Sword zanotował sobie w pamięci, że na przyszłość powinien wychodzić z łoża bardziej ostrożnie. Pół biedy, że mógł uszkodzić sobie swój królewski atrybut, gorzej, iż niemal zniszczył baldachim, który kosztował krocie.
Postawił kopyta na posadzce i zaczął szukać nimi butów. Nie znalazł.
     - Kuźwa - zaklął. - Jak ja nienawidzę poranków!
     - Ranek jest taki uroczy! Wszystko zachwyca wciąż mnie… - wydarł się ktoś za oknem, fałszując niemiłosiernie.
Uroczy? Phi… A jużci, uroczy. Co za głupia piosenka! Aż mam ochotę spalić autora na stosie!
Szybko poddał się przy tradycyjnym poszukiwaniu swoich stalowych, czarnych butów. Zaklął brzydko i przywołał je swoją magią. Momentalnie wystrzeliły spod łóżka w tumanach kurzu i w obłoczku złotej magii.
Muszę opierdolić służących za to, jak niedokładnie tu sprzątają - pomyślał zniesmaczony.
Obuł się i stukając o niebiesko-czarne kafelki pokrywające posadzkę poszedł opłukać pysk w miednicy z wodą. Tak odświeżony skierował się w stronę wielkiego, srebrnego zwierciadła sprowadzonego z Arabii Siodłowej. Uczesawszy się i stwierdziwszy, iż wygląda żałośnie, przyodział długą, haftowaną srebrną nicią, granatową tunikę z wełny owiec końmirskich, którą spiął czarnym pasem ze skóry hydry.
Tak ochędożony, opuścił swe komnaty i skierował się ku tym należącym do Moonlight. Było za wcześnie by odwiedzać Dayfalla, ale w sam raz na spotkanie z żoną. Przez większą część trwania ich małżeństwa, Darkness sypiał w jej komnacie, nie swojej. Obecna zmiana, miał nadzieję, była jedynie tymczasowa. Bo nie była to bynajmniej zmiana na lepsze.
Pokoje Królowej znajdowały się w tym samym skrzydle zamku, co te należące do Króla Nocy, jego syna, brata, bratanka i w przeszłości córki. Dakrness Sword denerwował się coraz bardziej, wraz ze zbliżającymi się ku niemu drzwiami z cieniodrzewa. Arrasy na pustych ścianach korytarza nigdy wcześniej nie były takie interesujące.
Jednorożec walczący ze smokiem, ciekawe, ciekawe. Bo to klacz… Czyżby wysoka kapłanka Harmonii, Greenven z 3 Ery? Nie wiedziałem, że walczyła ze smokiem, chyba, że to tylko wyobraźnia autora. Artyści piją stanowczo za dużo, a potem dziwne wizje mają. Piękne, iście artystyczne i heroiczne. Może powinienem sprawić sobie na urodziny arras z samym sobą?
Drzwi do komnaty Moonlight Dust strzegł masywny ogier jednorożca, o czarnej sierści. Król Nocy odprawił gwardzistę machnięciem kopytem. Nie był potrzebny i nie powinien słyszeć tej rozmowy. To był jego prywatny wstyd i monarcha nie zamierzał się nim dzielić.
Poczekał aż stukot kopyt knechta przestanie być słyszalny. Wówczas energicznie zapukał do drzwi.
     - Idźcie sobie! Nie chcę was oglądać! - rozległ się głos, raczej nieszczęśliwej klaczy.
     - Moonlight kochanie, to ja…
     - Was oglądać nie życzymy sobie tym bardziej! Idźcie precz, Wasza Wysokość!
Westchnął i przewrócił oczami. Była w gorszym nastroju, niż się spodziewał, ale nie zamierzał się teraz poddać. W końcu był Królem. Otworzył drzwi swoją złocistą magią i wszedł do środka.
Komnata lady Mooncastle, rodu Magicvern stanowiła pomieszczenie przestronne, ale przytulne. Błękitne ściany obwieszono obrazami, przedstawiającymi przede wszystkim motywy kwieciste oraz pejzaże. Drogie, zamorskie meble, koronkowe firanki z Yrthen na Zachodzie, kosmaty, purpurowy, achałtekiński dywan- wszystko to tworzyło aurę bogactwa i przepychu. Obecnie panował w niej półmrok, ciężkie zasłony zaciągnięto, najwyraźniej klacz cierpiała na światłowstręt.
Królowa leżała na boku, odziana jedynie w cienką, srebrzystą nocną koszulę i dyszała ciężko. Wydawała się niezwykle mała, drobna i słaba, na swym wielkim łożu, wśród rozrzuconej niedbale, błękitnej, atłasowej pościeli. Jej grzywa, zwykle starannie upięta, była rozpuszczona i rozczochrana. Zmatowiałe, normalnie lśniące, jasnozielone oczy spozierały na niego spod półprzymkniętych powiek.
     - Moja Pani, Najdroższa…
     - Idźcie stąd. Akurat wy nie jesteście tu mile widziani - mruknęła.
     - Wybacz, iż odwiedzam Cię dopiero teraz, jednakże obowiązki nie pozwoliły mi zrobić tego wcześniej, Sundust Afternoon zajmuje mi teraz strasznie dużo czasu - rzekł Król Nocy. - Jak się czujesz?
     - Jego też zamierzacie zabić? - zapytała Moonlight Dust głosem zimnym niczym północny wiatr.
     - Wszyscy muszą umrzeć - odpowiedział. - Przykro mi z powodu twojego brata, ale naprawdę, musiałem to zrobić dla naszych kucy.
Granatowy ogier ostrożnie położył się obok niej i objął ją swym wielkim skrzydłem. Nie odtrąciła go, a to był dobry znak.
Może w końcu się pogodzimy…
     - Wszyscy muszą umrzeć… My też i chyba przyszedł czas na nas - mruknęła fioletowa klacz.
     - Czy mogłabyś mówić nieco mniej oficjalnym tonem? Matko moich dzieci, jesteśmy sami, nie pośród dworu! - zajęczał złotooki. - I niby dlaczego miałabyś umierać?!
     - Jestem słaba i zmęczona. Z początku myślałam, iż to jedynie zwykła jesienna gorączka, ale to coś innego, coś co mnie zabije.
Boi się, ona się boi - uzmysłowił sobie nagle.
Przytulił ją jeszcze mocniej. Martwił się o nią, ale cieszył się, że przynajmniej już na niego nie warczy.
     - Chcesz ominąć wesele naszego syna i być może również naszej córki? - zapytał błękitnogrzywy.
     - Proszę?!
Opowiedział jej o przygodach miłosnych Dark Mane’a z Diamond Lady, córką Lorda Dayfalla oraz o skutkach, do których to doprowadziło. Następnie wspomniał o zadaniu Nnoitry związanym z odnalezieniem Night Shadow. Trzeba było przyznać, iż Królowa stanowiła słuchaczkę wytrwałą, cierpliwą i cichą, która wytrzymała do końca tej niezwykle ważnej opowieści.
     - Ona żyje? - zapytała kiedy skończył mówić.
     - Szpiedzy donoszą, że tak. Ale jakiś czas temu zgubili jej trop. A od sir Oakforce’a nie mam żadnych wieści. On i jego oddział przepadli - powiedział z niezadowoleniem.
     - Oby się odnalazła... - głos załamał się jej na chwilę - Harmonio, to moja jedyna córka!
Z zielonych oczu pociekły łzy. Wrażliwe i czułe jest serce matki, a los owoców jej łona nigdy nie będzie dla klaczy obojętny. I choć czasem może się zdawać, że są one wyniosłe, chłodne, okrutne wręcz, to dalekosiężne dobro źrebiąt zawsze na pierwszym miejscu stawiają.
     - Znajdź ją, błagam - szeptała. - Proszę, znajdź naszą córkę.
     - Znajdę, obiecuję.

***

     Królewicz nerwowo dreptał po zamkowych ogrodach. Jego towarzysz, Moon Hunter, z trudem dotrzymywał mu kroku. Dark Mane nie zwracał uwagi na kamienne posągi, fontanny oraz na równiutko przycięte szpalery drzew oraz krzewów. Nieliczne o tej porze roku kwiaty, również nie czyniły na nim najmniejszego wrażenia. Denerwował się.
     - Trzeba było myśleć, kiedy brałeś ją do łoża, mój drogi przyjacielu - mruknął z przekąsem ciemnoszary alikorn.
     - Miałem już wiele klaczy.
     - To o wiele za dużo. Według Harmonii, cudzołóstwo jest grzechem - rzekł Moon przemądrzałym tonem.
      - Tak samo jak opilstwo, obżarstwo, lenistwo, walka… Czyli wszystkie przyjemności - żalił się kary ogier.
     - Gdybyś raczył wziąć do kopyt czasem jakąś książkę…
     - Czytałem dużo książek, Moon. Ja po prostu wolę inne sposoby na spędzanie wolnego czasu niż ty.
Rzeczywiście, czytał „Historię Wojen” pióra marszałka Waraxe’a, „Magię Bojową” Spellborna i wiele innych, podobnych pozycji.
     - Owszem, wolisz. To teraz cierp. Zresztą, od razu cierp… Żenisz się z naprawdę ładną klaczą i narzekasz, jak gdyby wciskano ci co najmniej Odę de Arias - zauważył srebrno grzywy.
Księżniczka Oda de Arias nie była brzydka. Ona była po prostu szpetna. Spasiona jak świnia, o ciemnofioletowej sierści i brudnoczerwonej grzywie. Pysk pokrywały jej ropiejące pryszcze, zaś z oczu sączył się jakiś mętny śluz. Miała już dwadzieścia pięć lat i nadal pozostawała dziewicą, bo żaden ogier nie chciał jej za panią żonę. Chociaż jej ojciec oferował za nią naprawdę spory posag.
     - Ojciec dał mi jasno do zrozumienia, że po ślubie będę musiał zmienić swój dotychczasowy styl życia… - westchnął ciężko.
Żwirowa alejka, którą się przechadzali skończyła się nagle kamienną ławeczką. Dark skorzystał z niej i ciężko usadził na siedzisku swój zad.
     - I ma rację. Ta klacz jest szlachetnie urodzoną panną, a ty ją zbrukałeś… O czym prawie nikt nie wie i się nie dowie. Dlatego powinieneś dbać o jej cześć - moralizował kuzyn.
Mane pożałował tego, że usiadł na ławeczce, w nocy padało, a on o tym zapomniał.
     - Czy mój ojciec musi być IMBA? - zapytał nagle.
Hunter skrzywił się ze zdziwieniem. Najwyraźniej nigdy wcześniej nie słyszał tego skrótu.
     - Kim?
     - Irracjonalnie mrocznym, boskim alikornem.
Szary ogier zaczął się śmiać, zasłaniając pysk kopytem. Śmiał się długo i szczerze. Dark Mane za bardzo nie wiedział dlaczego.
     - Wiesz, co? Gdybym był Królem Nocy i twoim ojcem, to też byłbym IMBA. Bo ja również zabroniłbym ci chlać i odwiedzać wszystkie chętne klacze. Zwłaszcza teraz, kiedy Lady Darksun, przyszła Lady Mooncastle, spodziewa się twojego źrebaka.
     - Boję się tego…
Przyjaciel uśmiechnął się do niego ciepło i pokrzepiająco.
     
***

     Lord Dayfall Darksun był poważnym, szarym alikornem, o fioletowej grzywie. Choć wysoki, to Darkness Sword górował nad nim wzrostem. Pan na Mooncastle z cierpliwością obserwował swojego szlachetnie urodzonego podwładnego.
Włości rodu Darksun znajdowały się na wschodzie Królestwa Nocy, daleko od stolicy. Senior rodu od miesiąca przebywał w mieście wraz z służbą i córkami. Przybył tu z dwóch powodów. Po pierwsze, Darkness Sword go wzywał, gdyż Dayfall dowodził sporą częścią Armii Nocy, a szykowali się do wojny, po drugie chciał by jego córki zaznały życia na dworze, w bardziej cywilizowanej części kraju, niż stosunkowo odkucny Wschód. Dodatkowo szukał kandydata na męża dla młodszej.
Teraz odziany w purpurowe jedwabie alikorn był wyraźnie wściekły i jedynym powodem, dla którego nie strzelał z rogu błyskawicami, nie klnął i nie chciał mordować Dark Mane’a był fakt, iż jego ojciec był Królem.
     - Czyżby coś was trapiło, Lordzie Darksun? - zapytał grzecznie błękitnogrzywy.
     - Trapi nas ciąża naszej córki! Klaczka ma dopiero trzynaście, no prawie czternaście, lat! A całe plany małżeńskie wzięło licho, przez syna Waszej Wysokości!
Mógłbym kazać go ściąć, za zwracanie się do mnie takim tonem, ale to przecież byłoby całkowicie nieopłacalne i bezcelowe.
     - Z kim była zeswatana?
     - Z młodym Durhfallem, synem Daiarhora - warknął fioletowogrzywy.
Cóż, szczeniak dziedziczy kawał ziemi, ale królewska krew jest jednak lepsza.
     - A wasza młodsza córka, Lady Shecat? Ile ma lat? Jest już z kimś po słowie? - dopytywał się granatowy alikorn.
     - Ma zaledwie dziesięć lat, Wasza Królewska Mość. I nie, nie jest jeszcze nikomu obiecana…
     - To iście znakomicie, Lordzie Dayfall - Darkness Sword uśmiechnął się półgębkiem. - Bowiem złożymy wam pewną propozycję. Nasz syn, Dark Mane odkupi swe winy i pojmie za żonę waszą córkę, Diamond Lady. Klacz w przyszłości zostanie zapewne Królową Nocy, zaś Durhfallowi proponowałbym Shecat. Źrebak poczeka, aż mu narzeczona dojrzeje do małżeństwa.
Dayfall Darksun wyglądał na nieco oszołomionego propozycją króla. Z jego cynobrowych oczu znikły jednak złość i gniew, co było dobrym znakiem. Trudno było mu się jednak dziwić. Honor rodu zostanie zachowany, jedna jego córka zostanie Królową, a druga panią Północnej Marchii.
     - Zgadzamy się, Wasza Królewska Mość. Cieszy nas niezmiernie, iż nasze rody się połączą - odpowiedział szary.
Żaden z nich nie wiedział wówczas, że Lady Shecat nigdy nie poślubi młodego Durhfalla, lecz za cztery lata pójdzie w ślady starszej siostry, z tą różnicą, że puści się nie z przyszłym królem, lecz wędrownym trubadurem. Los grajka, będzie opiewany w pieśniach, ponieważ zawiśnie na szubienicy z rozkazu Lorda Darksuna, zaś panienka Shecat zostanie zamknięta w klasztorze Świętej Harmonii Dziewicy, co by skandalu nie było.
Wreszcie się w czymś zgadzamy. No proszę, widzę Dayfall, że jednak umiesz myśleć. Nie żebym myślał, że jesteś bezmózgim idiotą, po prostu twoje horyzonty ograniczają się chyba niemal wyłącznie do strategii na polu bitwy. Na dworze stajesz się bezużyteczny.
     - Ze względu na… odmienny stan waszej córki, radzi bylibyśmy gdyby ślub odbył się jak najszybciej, najlepiej w tym tygodniu. Korona pokryje całe koszta wesela.

***
     Nnoitra został ochotnikiem. Miał pomóc zbierać Bastardowi zioła do jego mikstur. To wcale nie było tak, że zielonogrzywy się na ochotnika zgłosił. Po prostu Spell mu kazał. Widocznie szukał pretekstu, bo przecież niebieski jednorożec na zieleninie się nie znał, więc pomóc czarodziejowi nie mógł. Kłócenie się z kimś, kto miał nad nim władzę sensu jednak nie miało, więc paladyn pokornie stępował po mokrym jak Draconequi lesie.
Dlatego też, były dowódca Oddziałów Specjalnych Królestwa Nocy kluczył pomiędzy konarami drzew i stąpał ostrożnie, lawirując pomiędzy wystającymi korzeniami oraz uważając, by nie poślizgnąć się na śliskim mchu. Mokre od potu i wilgoci unoszącej się w powietrzu, loki Nnoitry kleiły mu się do czoła.
Przynajmniej dzisiaj nie pada - pomyślał.
     - Wrotycz, dziurawiec, łopian, szalej, piołun, tojad… - mamrotał Spell. - Tak, chyba mam już wszystko, możemy powoli wracać.
     - Chcesz mi powiedzieć, iż naprawdę ciągałeś mnie po tym lesie, bym dotrzymał ci towarzystwa i absolutnie do niczego się nie przydał? - zapytał zdziwiony paladyn, mrużąc lekko jedno oko.
     - Oczywiście, że tak - odpowiedział starszy jednorożec.
Sir Oakforce przywalił sobie kopytem w twarz. Spodziewał się czegoś zupełnie innego. To wykraczało poza rozmiary jego wyobraźni, przerastało zdolności umysłu oraz przekraczało całą, zdobytą w Akademii Wojskowej wiedzę.
     - Ale nie był to powód jedyny i podstawowy, rzecz jasna - wyjaśnił turkusowy ogier. - Trzymam cię przy życiu z różnych powodów. Po pierwsze, bo mogę i nic mnie to nie kosztuje, a żal mi zabijać takiego szczyla, jak ty. Po drugie, bo propozycja Darkness Sworda jest warta rozpatrzenia.
Niebieskogrzywy zaskoczył Nnoitrę. Dowódca OSKN z wrażenia niemal upuścił bukiet kwiatków, których nazrywał dla Orange. Miał nadzieję, że niezapominajki, stokrotki, goździki, jeżówka, wilec i wrzos przypadną jej do gustu. Może nie były to róże, żonkile, ani tulipany, ale w końcu nazbierał je z miłości do niej, więc powinny znaczyć o wiele więcej- a tak przynajmniej myślał.
     - A dla czego rozmawiasz o tym ze mną, na osobności? - Nnoitra nie używał grzecznościowej formy „my” od kiedy Bastard srogo go ochrzanił, że ani nie jest królem, ani na rozdwojenie jaźni nie cierpi.
     - Bo chcę się dowiedzieć jeszcze kilku faktów. Nie uśmiecha mi się przeczekanie całego życia, na tym cholernym zazadziu! Ale w lochach Mooncastle też gnić nie chcę, jasne? Dlatego mów, jakie dokładnie rozkazy odnośnie nas wydał ci Darkness Sword! - rozkazał Bastard.
Czyżby wpierniczanie korzonków zbrzydło? Ciekawe, ciekawe…
     - Przede wszystkim zlecono nam odszukanie Królewny Night Shadow i doprowadzenie jej w stanie nienaruszonym, przed oblicze Jego Wysokości.
Jego słuchacz nie skomentował, ale przewrócił oczami. Widocznie wszelakie dworskie obyczaje uważał za pretensjonalne.
     - Co do was, Król rzekli, że krzywda się stać wam nie może żadna. Mamy doprowadzić, siły użyć, ale krwi nie wolno się polać - kontynuował Nnoitra. - Potrzebni byliście mu żywi. Chciał was stale zatrudnić, pod swe skrzydła wziąć…
     - Wypytać, rozłożyć na ławie tortur… Nie ucz mnie życia, źrebaku - skomentował mag.
     - Która dywizja? Ile lat? - zapytał nagle sir Oakforce.
Bastard Spell przystaną i spojrzał Nnoitrze głęboko w oczy. Zielonogrzywy też przystanął, bo w mądrych, spokojnych ślepiach barwy indygo ujrzał smutek, doświadczenie i zrozumienie.
     - Osiemnaście lat temu, Shadowrise. Ustawiono nas na lewym skrzydle, na samym jego skraju… Tam gdzie miało uderzyć rycerstwo Arabów. Wysłano nas, bo byliśmy najlepsi. Darkness Sword wierzył, że damy radę, że utrzymamy przesmyk i dzięki temu Saudowie nie dostaną południowych ziem Królestwa Nocy.
     - Daliście radę, utrzymaliście się, dzięki czemu pegazie posiłki dotarły na czas i wygraliśmy. Bitwa pod Shadowrise przeszła do legendy, tak samo jak szósta dywizja Oddziałów Specjalnych Królestwa Nocy, która…
     - Została niemal doszczętnie zmiażdżona - dokończył za niego turkusowy ogier. - Byłem jednym z niewielu, którzy przeżyli. Po powrocie do Mooncastle, rzuciłem Darknessowi mój płaszcz pod kopyta i powiedziałem, że odchodzę. Rzucał bluzgami na prawo i lewo, ale nie zatrzymał mnie, muszę mu to przyznać.
Zielonogrzywy czuł się mocno zaskoczony. Nie spodziewał się usłyszeć podobnej historii. Podejrzewał, że Spell służył w OSKN, w końcu rozwalił jego oddział w niemal podręcznikowym stylu. Tylko, że zrobił to jeszcze prościej, szybciej i skuteczniej.
     - Ale przecież i tak służyłeś Jego Wysokości od lat.
     - A miałem wybór? Albo to, albo Celestia  spaliłaby mnie na stosie za czytanie apokryfów, uprawianie goecji, nekromancji i cholera wie czego jeszcze - mruknął gorzko Bastard. - A teraz nasz wspaniały władca ma kolejny powód, aby mnie nie lubić. W końcu to ja ukrywałem przed nim jego własną córkę przez pięć lat…
Sir Oakforce nie wiedział o co mu chodziło z tą Celestią, ale pokiwał głową. Kiedy mówi ktoś, kto jest od ciebie lepszy, to zawsze należy kiwać głową. Chyba, że oczekuje kręcenia łbem. Wówczas się kręci.
     - Przyszły Imperator Nocy, chce was żywych. Chyba po to byście zajmowali się tym samym, czym zajmowaliście się dotychczas. Tylko, że tym razem dla jednego klienta, dla Imperium Nocy - rzekł paladyn.
     - No cóż, przystanę na jego propozycję. Powiem wkrótce reszcie.
Niebieski jednorożec zbladłby, gdyby nie był pokryty futrem. Bał się królewskiej reakcji, na jego… porażkę.
     - Coś cię martwi, Nnoitro?
     - Poniosłem porażkę, Spell. Wyrżnąłeś mi oddział, a Królewny jak nie było, tak nie ma! - warknął na starszego ogiera.
     - Długo nie mogłeś nas znaleźć, bo padało, a twoi towarzysze zachorowali. Pomarli na zapalenie płuc, jesienną gorączkę, kiłę, rzeżączkę i temu podobne dyrdymały - oznajmił spokojnie mag, zdmuchując zeschły liść, z rękawa swej granatowej tuniki.
     - Ależ! To kłamstwo, Król się domyśli…
     - To kłamstwo, będzie wyglądać lepiej w raporcie niż „dali się zarżnąć byle jakiej zbieraninie łowców skarbów”, jestem pewien, że Darkness Sword doskonale je przyjmie - mruknął przywódca RPP.

     Kiedy ją zastał, wieszała mokrą odzież na dachu namiotu. W tym, co odkrył z niemałym zdziwieniem, również jego tabard. Uspokoił jednak twarz i nie dał po sobie poznać zaskoczenia. Bukiet trzymał swoją magią za plecami. To miała być w końcu niespodzianka.
     - Witaj, Orange! - krzyknął radośnie.
Pomarańczowa klacz aż podskoczyła, widocznie zauważyła go dopiero teraz. Spojrzała na niego wrogo, łypiąc spode łba.
     - Mam coś dla ciebie, wiesz? - rzekł i podał jej kwiaty.
Zaskoczona Orange Tail przyjęła je i powąchała. Nie powiedziała nic, po prostu odeszła bez słowa. Galopem.
O, tak! Jest postęp! Chyba mnie lubi! A przynajmniej nie nienawidzi.








« Ostatnia zmiana: 24 Kwietnia 2014, 23:59:35 wysłane przez Cahan » IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Sojlex
Drugi Andrzej

*

Punkty uznania(?): 13
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 659


Swego czasu Last Pączek Standing

Zobacz profil
« Odpowiedz #59 : 23 Kwietnia 2014, 20:26:44 »
     - Witaj, Orange! - krzyknął radośnie.
Pomarańczowa klacz aż podskoczyła, widocznie zauważyła go dopiero teraz. Spojrzała na niego wrogo, łypiąc spode łba.
     - Mam coś dla ciebie, wiesz? - rzekł i podał jej kwiaty.
Zaskoczona Orange Tail przyjęła je i powąchała. Nie powiedziała nic, po prostu odeszła bez słowa. Galopem.
O, tak! Jest postęp! Chyba mnie lubi! A przynajmniej nie nienawidzi.

Najlepsze na koniec 8)

Poza tym? Ciekawy rzut oka w przyszłość, chociaż sytuacja, w której szlachetka przylatuje z pyskiem do seniora, marudząc na temat planów mariaży, bo książę pohulał, to lekka przesada. Przesada, biorąc pod uwagę że nie będzie tu bękarta... Swoją drogą, jakie byłyby tu nazwiska dla bękarcich źrebiąt? Hoof? Sun? Star?

Edit: A nie, zapomniałem że nie-szlachcie nie nadajesz nazwisk :)


IP: Zapisane
Strony: 1 2 3 [4] 5 6    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.136 sekund z 19 zapytaniami.
                              Do góry