Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1] 2 3    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Bioshock: Infinite (Czytany 9252 razy)
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« : 23 Maja 2014, 00:23:26 »
Witam miśki.

Muszę jakoś zapracować na miejsce w statystykach forum, więc i takie opóźnione tematy trzeba zakładać, no co ja mogie?

Nie wiem co mnie podkusiło, ale postanowiłem sobie, że przejdę Bioszoka Infinite. Spodziewałem się naprawdę dobrego FPSa z megatoną klimatu, który będzie wciągał i wypluwał tak jak stare dobre Rapture.

Zapowiadało się nieźle. Nawiązanie do starego bioshocka, dziwaczna ,,latarnia" i malownicze widoczki... fajno.

Ale coś jest nie tak. Oj coś jest nie tak.

Uwaga. Możliwe:


Zamiast gry, która skupiałaby się na pewnych elementach dot. mechanizmów rządzących społeczeństwem albo pewnych dylematach moralno-etycznych etc. mamy napierd***** z zaginaniem czasoprzestrzeni w tle. Ja się pytam - gdzie się podziali ci starzy, dobrzy psychopaci?

W dodatku niektórzy miernie naśladują potworki z poprzednich części. Pamiętacie może kolesia od ,,jesteś zwolniony!" z Bioshocka 2? Tutaj ma swojego odpowiednika, ale takiego leszcza, że człowiek się nawet nie wczuwa w to, co on tam gada.

Ja rozumiem, że nowy motyw itd., i że nowa konwencja, ale podana jako IMO niesmaczny kotlet (choć sam sos dobrali ładnie, bo czysto technicznie [grafika, muzyka, dynamika] jest ok).

O czym jeszcze warto napisać...
A! Elisabeth! Ta. Fajnie, że nie trzeba ciągle jej bronić. No i tyle.
Swoją drogą jej obecność sprawia, że człowiek się w sumie jakoś tak ,,raźniej" czuje. IMO jest to wada. W bioshocku to, że zawsze byliśmy sami sprawiało, że czuło się pewien dreszcz na plecach :D A tutaj to tak... no cóż, rzucają nam mięso armatnie to walimy z czego mamy i trza lecieć dalej.

Właśnie. Gameplay... Powiem wam, że od pewnego momentu mamy już tylko kolejne porcje mięsa do przeciachania i jakiś tam cel ponoć. No i ciągłe klikanie klawisza odpowiadającego za kierowanie do celu. Całe szczęście, że to dali. Jakbym miał szukać niektórych lokalizacji to bym chyba usnął. A tak to chociaż strzałeczka prowadzi, człowiek idzie, zabija, idzie, zabija, idzie i... jest na miejscu. Na miejscu się okazuje, że musi zawrócić i przejść na drugi koniec mapy. Po drodze oczywiście zabija. Czy wspominałem, że idzie i zabija? No to tak jest cały czas. NUDA!!!1111oneoneone

 Naprawdę, to irytujące. Gra miała świetny początek, ale im dalej tym nudniej, pomimo tego że szybciej, wybuchowiej i w ogóle ŁAAAA! Nie wiem w bioshocku jakoś tego nie uświadczyłem... Fakt, że końcowe lokacje były już raczej nastawione stricte na walkę, ale tutaj jest to jakoś tak za mocno wyeksponowane.

Później zostaliśmy wplątani w jakiś konflikt. A zaczęło się, że jakiemuś żeńskiemu Martinowi Luther Kingowi trzeba było przynieść pistolet od chińczyka. A że chiński szajs się nie nadał to zaczęliśmy kombinować. I zamiast powiedzieć Martinowi, że zamiast karabinu może dostać worek pomarańczy i arbuzów, to stwierdziliśmy, że zrobimy sobie małą podróż w czasie. Potem się okazało, że nasza postać to jakiś bohater rewolucjonistów, więc rewolucjoniści niewiele myśląc, stwierdzili, że nas zabiją, ku chwale solarium!

Naprawdę, twórcy chcieli wiele rzeczy osiagnąć i w ogóle nas zaszokować, ale tak naprawdę (zostało mi... nie wiem... ze 3-4 godzinki do skończenia tej gry?) narzucali różnymi, dziwnymi motywami i postanowili, że chyba nie dane będzie nam ich wszystkich poznać/zrozumieć.

Albo gra jest tak nudna, że ja już po prostu w pewnym momencie przestałem słuchać o co się tam tłuką. Zresztą nikt od nas niczego nie wymaga więcej, ponad strzelanie... no to po co ja mam myśleć? Na szczęście na internetach są ludzie mądrzejsi i oni ładnie poukładali ponoć to co się dzieje w zakończeniu. Przynajmniej z tym moja ameba, którą mam zamiast mózgu, nie będzie musiała zbytnio męczyć i wysilać swoich nibynóżek [symulując aktywność  umysłową].

Tak pokrótce to ten cały Bioshock wygląda tak:
+ Główny bohater ma głos!
+ Szczałeczka co prowadzi
+ Kolumbia czasem ładnie wygląda
+ Czasami można usłyszeć bardzo przyjemne przyśpiewki
+ Początek gry
+ Ta dziwna dwójka ludzi od orła i reszki. Jakoś ich lubię :D
+ Elisabeth, której nie trzeba bronić

- Klimat nieporównywalnie słabszy od tego pierwszej i drugiej części Bioshocka.
- Call of Duty 21 zamiast Bioshocka
- Nudne walki
- Zmarnowany potencjał
- Nuda wiejąca od gry gdzieś tak od połowy
- Syndrom gry niechcianej: ,,Niech się to już skończy!1111"
- Nic nie wnoszące i nieklimatyczne nagrania
- Jakiś dziwny konflikt, w który jesteśmy wplątani, ale nie wiemy o co w nim chodzi

Jeszcze nie dobiłem do końca, ale po całym dniu intensywnego grania stwierdzam, że nie wiem czy uda mi się to zrobić w najbliższym czasie... Po prostu nie mam póki co nawet ochoty wracać do Kolumbii :P Zamiast tego, chętnie powróciłbym znowu do Rapture.


IP: Zapisane
J'Bergo

**

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 196


Без счастья жизнь это мука

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 23 Maja 2014, 00:48:22 »
J'Bergo się z tobą zgodzi, zwłaszcza z punktem o konflikcie, w którym nie wiadomo o co chodzi. Ogólnie dużo jest tam zamieszania, to się gdzieś budzę, to ktoś chce mnie zabić bez powodu  :/ . Po kilku większych dziwnych momentach odstawiłem to coś.


IP: Zapisane
Klikanie w J'Bergo na SB nic nie da  ;>
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 23 Maja 2014, 16:01:12 »
Właśnie skończyłem Bioshocka Infinite i powiem wam, jest lepiej.

Jest lepiej, ponieważ końcówka w pewien sposób wynagradza całą resztę. No, może nie wynagradza, ale człowiek inaczej patrzy na dzieło 2kGames.

Uwaga. Mega:


Sam nie wiem na dobrą sprawę od czego zacząć, więc zacznę od - powiedzmy - końca. Odpowiedzmy sobie wpierw na kilka pytań:

Czy Bioshock: Infinite to dobra gra?
No dobra. Nawet troszkę ponadprzeciętna, ale bez szału.

Czy pierwsze dwa bioshocki są przy Infinite jak dwa rottweilery przy ratlerku?
Tak. Zdecydowanie. Nic, ale to nic nie pobije niesamowitego efektu, jaki dawało zjechanie na sam dół oceanu w tej metalowej kulce.

Co o tym zadecydowało? Po pierwsze - zdecydowany brak klimatu. No po prostu Kolumbia, pomimo tego, że prezentuje się obłędnie, jest najzwyczajniej w świecie jakaś taka wykastrowana. Tego miasta się nie czuje. Niby potężne, otwarte przestrzenie, ale tak naprawdę cały czas biegamy tylko po zamkniętych korytarzach. Odczuwamy wtedy pewien dziwny dysonans. Nie niepokój, a irytację. W Rapture plątanina labiryntów i korytarzy powodowała pewne uczucie zaszczucia i ,,duszności" tejże przestrzeni. Tutaj zaś... No cóż, lecim dalej.

Przeciwnicy. O tak. Nie wolno o nich zapominać, zwłaszcza jeśli mówimy o produkcji, która nastawiona jest głównie na kierowanie kolejnymi falami przeciwników w naszą stronę. Powiem szczerze - ostatnie dwa etapy najzwyczajniej w świecie przebiegłem. Szkoda było mi amunicji, a poza tym twórcy wymyślili sobie jakieś bardzo odporne stworki, no to po co ja się mam męczyć? Zwłaszcza, że tępaki wolno biegają, jeszcze wolniej kojarzą i nie ma co się na nich skupiać, bo tylko utrudniają eksplorację. Tylko w pomieszczeniach, które trzeba było koniecznie oczyścić by pójść dalej używałem broni palnej.
Ludzie z vox populi, ludzie służący jakiemuś Finkowi i ludzie służący prorokowi... wszyscy tacy sami, niegroźni i bardziej irytujący, niż budzący respekt. Ich eksterminacja miała się nijak do walk ze strasznymi, skocznymi i psychodelicznymi splicerami z bioshocka 1 i 2. Dali mięso armatnie, no to trzeba szczelać.

Songbird albo jak kto woli - ,,Szczebiot" [nawet zgrabnie tłumacze wyszli ze starcia z tą nazwą] również nie poraża. Jego historia nie jest nawet w połowie tak ciekawa, jak ta Big Daddych. No stworzyli wielkiego ptaka co chroni Elizabeth. Supcio. Weź Elka nie truj, tylko gimme some ammo bo się zaraz chłopaki zlecą.
Potwór, który prezentował się wręcz fenomenalnie na plakatach [powiem jeszcze słówko o nich] i karykaturach okazał się po prostu dodatkowym utrudniaczem gry. Nic ciekawego. Do rangi mini-bossa i odpowiednika Big Daddych mogliby aspirować jeszcze panowie ,,Złote rączki", ale to tylko kolejne mięso do zastrzelenia, tylko więcej nabojów do zużycia. Lata toto, skacze, cuda robi, ale i tak po kilku seriach cudak pada. I też w sumie mało mnie obchodzą te ludki, tj. ich historia. Zresztą... W sumie nie trzeba być asem wywiadu by dojść do wniosku, że to najzwyklejsze cyborgi, do stworzenia, których na pewno wykorzystano jakichś biedaków, którym ta perspektywa z pewnością się nie podobała. Łezka się w oku kręci, gdy tak człowiek sobie wyobrazi jaką to katorgę musieli oni przejść (tuż przed wystrzeleniem w te małpy kolejnej salwy z CKM-u).

Pamiętacie może też pewien schemat z Bioshocka 1 i 2? Potrzebujemy pomocy jednego cudaka, idziemy do niego, ale okazuje się, że cudak nam nie pomoże za darmo. A w ogóle to jest jakiś dziwny. Jeden chciał nam poprawić uśmiech i zrobić kilka operacji plastycznych - ale że uparcie twierdziliśmy, że jesteśmy zbyt piękni, a w ogóle to natura 2000 - to z nim walczyliśmy. Inny zboczuch chciał jakieś 3 fotki panienek, no to mu je zrobiliśmy, ale też chciał się z nami o nie tłuc (chyba tylko on wie o co mu chodziło, my z tymi fotkami nic nie robiliśmy, no chyba że grałem w jakąś ocenzurowaną wersję...). Jeszcze inny prawda Maestro Pedigree Caprisiosa la Margharita Vesuvio chciał się pobawić w sztukmistrza-artystę-teatrologa, no to też trza było zabić. No co ja mogie? Taki ten bioshock jest okrutny po prostu. A w drugiej części prawda mieliśmy przedsiębiorstwo o agresywnym potencjale dalszej ekspansji na rynku (no, ale musieliśmy odmówić bo na śmieciowych umowach nie warto rabotać, a nam spieszno było ratować jakąś owcę).

Wiecie co? Tu jest to samo. Z tymże zrealizowane w dużo gorszym stylu. Ludziki, których powinniśmy się bać i które trąbią przez megafony nie są nawet w połowie tak straszne, jak te z bioshocków. Są podobne (jak pan co niby daje robotę, ale tylko na umowę o dzieło, jak wspomnianemu post wyzej chińczykowi), ale tylko podobne i tyle. Już nawet nie pamiętam ich imion. Damn! Gdybym sobie nie zapisał tego na karteczce, nie pamiętałbym jak ma na nazwisko ten cały ich prorok... za to Andrew Ryan'a i Fontaine pamiętam do dzisiaj, chociaż ostatnio w bioshocka grałem parę dobrych lat temu. Coś jest nie tak...

I teraz element łączący obydwie gry (Bioshock 1&2 i Bioshock: Infinite) - konflikt.
O tak, obydwa miasta są areną walk, między dwoma antagonistycznymi ugrupowaniami.
W Bioshocku 1 i 2 mamy Andrew Ryana i Fontaine'a, którzy reprezentują jakby dwie różne myśli ,,polityczno-społeczne". My zostajemy wplątani w to cudo, lecz z pozoru skomplikowany konflikt dwóch idei, okazuje się w założeniach całkiem prosty - chodzi o władzę, a my stajemy się narzędziem w rękach jednego z pretendentów do pasa mistrzowskiego.

Wydawałoby się, że w Bioshocku Infinite mamy to samo. I faktycznie, jest pan prorok, jest vox-populi i w gruncie rzeczy przypomina to nieco wojnę secesyjną. Założenia konfliktu wyglądają na wciągające, lecz ani pan Bukier, ani Ela nie wczuwają się w to zbytnio, ponieważ ich mózg mógłby sobie z tym nie poradzić. Ze mną było podobnie, więc nawet w pewien sposób identyfikowałem się z panem Bukierem. No, ale proszę państwa... niech się trafi jakiś wymagający odbiorca, który chciałby znaleźć w tym jakąkolwiek logikę, a poległby bardzo szybko w przedbiegach (bo choć założenia są słuszne, to sama obserwacja wielkiej - MOŻE PROLETARIACKIEJ :D ? - rewolucji w czasie gry jest po prostu nudna. Tak, nudna. Szczelajom i zabijajom, ale tu cały czas rozchodzi się o jedno - wojenny syf i zmianę flag na budynkach. Mweh.

No, ale ponoć - vox populi, vox dei...

A przepraszam, jeszcze jest jakaś trzecia partia, a'la Kongres Nowej Prawicy, w postaci Wyzwolicieli czy czegoś takiego. Tym niemniej oni też nie przekraczają progu wyborczego i są w grze tylko chyba wzmiankowani. Albo znowu przespałem jakiś fragment... Tak czy inaczej nie wygrali oni przetargu na flagi, a w ogóle to najpewniej są prywaciarze i kapitalistyczne świnie, więc nie przejmujmy się nimi, idźmy dalej.

Wspominałem o flagach na budynkach, zgadza się? Otóż TO jedno podoba mi się w tej grze! A w zasadzie nie same flagi, a te wszystkie plakaty, ulotki, pomniki, propaganda, filmiki... Cała ta otoczka-otoczki jest zrobiona wręcz po mistrzowsku (Tym niemniej w pewnym momencie ilość monumentalnych pomników i witraży sprawiła, że odrobinę mi one ,,spowszechniały''). Dodatkowo teksty o fałszywym mesjaszu (O NAS SŁUCHAJCIE, O NAS TAK NA TEJ WSI GODOJOM :D ) i religii, etc. sprawiały, że człowiek jakoś tak mógł odnaleźć pewne zalążki klimatu :)

BTW: WRACAMY DO RAPTURE! O tak kochani!
Ale tylko na 3 minutową sekwencję... Tym niemniej po dostaniu się do Rapture (uciekliśmy z piekła wojny, prawdopodobnie walczyliśmy gdzieś w Wietnamie jak przystało na serię Call of Duty) stwierdziłem ,,idiotko! Myślisz, że tu jest bezpieczniej?!" i jednocześnie chciałem jak najdłużej pozostać w Rapture i jednocześnie chciałem jak najszybciej stamtąd uciec, by nie musieć znowu walczyć z tymi ohydnymi splicerami xd To jest właśnie przewaga Rapture nad Kolumbią. Fani serii zrozumieją. Nie-fani będą mieli bekę. Fenir jest wilkiem. Pozdrawiam go z tego miejsca i zachęcam do gry w scrabble.

No i ostatnie, trzecie [chyba...] pytanie na jakie trzeba znaleźć odpowiedź:
Czy warto w to cudactwo zagrać?
Osobiście, śmiem twierdzić, że niestety... tak. Mimo wszystko - ta gra jest skonstruowana dość dobrze, grafika i design jest ciekawy (i może znaleźć swoich fanów, choć według mnie i tak zawsze Rapture będzie zjadać Kolumbię), a początek i końcówka gry wynagradza beznadziejny środek.

Co jest z tą końcówką gry? Powiem wam tak - jest to co powinno być obecne tak naprawdę przez całą grę.

Rzucona zostaje nam pewna zagadko-tajemnica i nie dostajemy zbyt wielu podpowiedzi do jej rozwiązania. Pokonujemy kolejne drzwi, kolejne światy i nagle dochodzi do zwrotu akcji, nie tak dobrego jak ,,Would you kindly?", ale niemalże równie dobrego. Niektórzy jednak z pewnością stwierdziliby, że zdecydowanie lepszego. Poruszona zostaje mianowicie teoria równoległych wszechświatów. Sama końcówka, to jednak za mało by określić bioshocka mianem ,,FPS-a dla wykształciuchów", jak to niektórzy pisali. Tym niemniej do ostatecznej oceny gry trzeba dołożyć porządnego plusa.

Jest to jedno z tych zakończeń, które się po prostu w miarę zapamięta. Nie jest to zakończenie przygody na miarę finału Mass Effect 3 (człowiek się czuje wciągnięty i wypluty i w skupieniu sobie ogląda napisy końcowe ;] ), ale i tak jest fajno.

Finalnie, dałbym bioshockowi ocenę (w skali od jednego do dwóch hektarów):
Okoń.  

Dziękuje bardzo, pozdrawiam, zachęcam do dyskusji, proszę o nie zamykanie tematu, chciałbym również mieć kucyka i tę maszynę do waty cukrowej.





IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 16 Lipca 2014, 22:43:11 »
Ostrzegam, że mogą pojawić się spoilery.

Cytuj
Would you kindly

Ciekawe, bo jest to także element zakończenie Bioshock Infinite: Burial at sea. Czy jest szczęśliwe, to do oceny. Jak dla mnie na pewno nie. Dopiero odetchnąłem po podstawce, po czym dodatek dojebał tonę dodatkowych pytań i refleksji.  Nie będę tutaj zdradzał, ale powiem, że Elisabeth udaje się do Rapture, by odnaleźć Comstocka, który w jakimś alternatywnym świecie znalazł się właśnie tu. Natomiast w drugim epizodzie cała fabuła kręci się wokół małej dziewczynki, która stała się małą siostrzyczką. Główna bohaterka z pewnego powodu czuje się winna tego, co jej uczyniła i postanawia wrócić kolejny raz do tego świata, by jej pomóc. Tutaj właśnie jest mnóstwo nawiązań do Bioshocka, gdyż fabuła jest mocno powiązana tą grą. Jeśli fan Rapture chce się dowiedzieć więcej, w jaki sposób Jack został sprowadzony, to powinien w to zagrać.

Co do samej podstawki. Sama rozgrywka faktycznie z czasem robi się nudna. I bezsensowna strzelanka niezwykle kontrastuje z miłością, jaką twórcy włożyli do historii i fabuły. Bo według dla mnie jest ona naprawdę dobra. W połowie gry czujemy się, jakby gameplay został wciśnięty na siłę. I może nie byłoby w tym nic złego, gdyby go urozmaicić. Zagadki czy jakieś elementy bardziej zręcznościowe tej grze wyszłyby na dobre.  Maciej Makuła tworzący kiedyś "Suchy Kanał" na youtubie, powiedział w odniesieniu do tej gry:

Cytuj
To tak, jakby Lenoardo Da Vinci po namalowaniu Mony Lisy przypomniał sobie, że to miała być gra i zrobił z niej rzutki.

I miał rację, bo wygląda to tak, jakby twórcy przypomnieli sobie, że to miała być także strzelanka dla durni i zrobili z niej przeciętnego shootera.

Jednak wszystkie elementy, czyli muzyka, skrypty, dialogi, "parka" i oczywiście sama postać Elizabeth sprawiła, że przechodząc tę grę, czułem się lepiej niż przy oglądaniu dobrego filmu, jak np. "Efektu motyla". No, walki tylko dawały mi chwilę oderwania się od historii. Tak jak reklamy w telewizji. Niestety sprawiło to, że gracz chciał jak najszybciej dowiedzieć się, co jest dalej. Ja tak miałem, choć gra i tak zajęła mi 12 godzin.

Po podstawce masz niezły mętlik w głowie. Ja dopiero po drugim przejściu ostatniej sekwencji zacząłem sobie to wszystko układać. I jest to niezwykłe, bo do niedawna tylko jedna gra w życiu sprawiła, że zacząłem się nad nią dłużej zastanawiać i czuć coś po jej przejściu. Poza samą teorią świata, jej konstrukcją, konsekwencjami naszych czynów, które daje nam do myślenia, dość przygnębiającym faktem jest to, że Elizabeth - ta barwna postać, która towarzyszyła nam przez całą grę, która potrafiła nam powiedzieć parę gorzkich słów z powodu których mogliśmy czuć nawet żal - decyduje się na to, by przestać istnieć. Nigdy nie było Elizabeth, jest tylko córka Bookera, Anna, która już nigdy nie będzie taka jak Elizabeth. Nie będzie umiała robić wyrw, nie będzie potrafiła otwierać zamków, jej charakter całkowicie inaczej się ukształtuje pod okiem nieradzącego sobie detektywa. Dodatkowo koniec DLC już całkowicie dowala i w moim przypadku sprawił, że długo nie zapomnę o tej grze.

Jak nie wiadomo, o co chodzi w konflikcie. Columbia to utopijny świat dla ludzi rasy białej i bogaczy. Losy biedniejszych ich nie obchodzą. Columbię ciężko porównać do Stanów z wojny secesyjnej w niektórych aspektach, bowiem cała elita Columbii nie była za zniesieniem niewolnictwa tak jak północne stany. Jednak piękno, które bije od miasta to tylko iluzja, bowiem kryje się w nim cierpienie zwykłych ludzi, fanatyzm religijny i rasizm. Mrok jest tutaj skryty za pięknem.




« Ostatnia zmiana: 16 Lipca 2014, 22:58:37 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 16 Lipca 2014, 23:25:07 »
O potędze scenariusza Bioshocka Infinite, niech świadczy fakt, że miesiąc od ukończenia tejże gry już nie pamiętam nawet, w którym momencie rozpoczęła się wielka proletariacka rewolucja murzynów. Łorewasziet.

Za to bardzo dobrze pamiętam wydarzenia skoncentrowane wokół Elki i Bukiera, co faktycznie twórcom się udało. Ten wątek został poprowadzony dość dobrze.

Co zaś, się - znowu - tyczy Vox populi i tych cudaków... Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Jak dla mnie była to klasyczna zapchaj dziura, stanowiąca bardzo efektowne, lecz na dobrą sprawę marne tło. Konflikt ten nie był zbytnio zarysowany. Albo może był, ale jakoś człowiek o tym nie myślał, jak jego jedyną rolą w nim było odnalezienie Chińczyka co zrobiłby kilka pistoletów i dostarczenie ich do Braci Proletariuszy. Mweh. Słabizna.

Gracz miał mieć do kogo strzelać, a żeby było do kogo strzelać - potrzebny był nam konflikt. I znowu wrócę do samego początku gry, który był fenomenalny - motyw ze znakiem bestii (tutaj znowu słowa pochwały dla warstwy graficznej w postaci sugestywnych plakatów, etc. napotykanych w grze) dałoby się zdecydowanie lepiej rozwinąć. Nawet tak głupi szczegół mógł stać się ciekawym filarem dalszego konfliktu. Tym niemniej - widać, że w Bioshock Infinite, ważna była nie tyle historia miasta, a historia tej dwójki Bukiera i Elki.

I to chyba jest główny problem tej gry. Po przejściu obydwu Bioshocków, w których największą charyzmą obdarzeni byli splicerzy i tatuśkowie (bo nasz protagonista nawet nie umiał niestety mówić...) nastawiony byłem znowu na historię, gdzie Kolumbia grałaby co najmniej drugie skrzypce. Malownicza okolica i możliwość uszykowania pięknej wojny w przestworzach została jednak zmarnowana. No... może nie zmarnowana, ale potencjał nie został w pełni wykorzystany. Ostatni fragment z Songbirdem też zawodzi. Szczelaj, szczelaj, szczelaj, wezwij szczebiotka, szczelaj, szczelaj... i tak aż do znudzenia, żeby było epicko.

Teatr działań wojennych zainwestował w kostiumy, narzędzia i scenografię, ale olał niestety scenariusz. Bo prócz bazowego pomysłu na to, że tamta murzynka z Vox populi, znała straszną prawdę itd. + chciała pomóc swoim... no to nic ciekawego. Dodatkowo, sekwencja którą przechodziło się w okolicach misji z Chińczykiem również jakaś taka nie do końca. Można było tego nadzorcę jakoś mocniej zarysować.

Chociaż niesamowite wejście tamtej parki, która ma własny theme... no coś niesamowitego :D Uwielbiam tę dwójkę.

Co zaś się tyczy wojny secesyjnej - miałem na myśli motyw niewolnictwa. Pasuje tutaj nawet ładnie. Gdyby trochę ładniej poprowadzić fabułę tej wojny w przestworzach pomiędzy tymi różnymi ugrupowaniami, to dałoby się skomponować więcej ciekawych motywów. Dużo wymagam, ale gry od tego studia zasługują jednak na to by od nich wymagać więcej. Tak samo jak włos w kebabie z budki na dworcu w Pcimiu, będzie mniej ,,dotkliwy" niż taki sam w daniu z francuskiej restauracji gdzieś w [tuwstawjakieśfajenmiastoktórejestczokoidżeziisprzedałbyśobydwienerkibymócwnimżyć].


IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 17 Lipca 2014, 07:40:49 »
Cytuj
Chociaż niesamowite wejście tamtej parki, która ma własny theme... no coś niesamowitego :D Uwielbiam tę dwójkę.

Ta i ten ich ton mowy. Od razu, jak ich zobaczyłem, wiedziałem, że są to jacyś ścisłowcy. Często nie mogę się obejść od przeczucia, że cała gra i wszyscy w niej to po prostu króliki doświadczalni ich eksperymentów. Warto na nich zwracać uwagę, np. na początku, kiedy każą nam rzucić monetą i później, gdy mówią Elizabeth, by wybrała jeden amulet z dwóch. Bardzo pomagają w zrozumieniu tej gry.

Wojna nie jest dobrze zarysowana, ale w przypadku Bioshocka: Infinite pełni ona rolę raczej drugoplanową, jest tłem wydarzeń, jak zresztą całe miasto. W pierwszych Bioshokach konflikt był główną osią fabuły, w Infinite są to natomiast zmagania z wydostaniem Elisabeth, a także droga ku prawdzie. I te wątki są zrobione poprawnie. Pozostałe wątki związane z miastem są tylko zarysowane i bardzo dobrze, bo pokazuje, co jest priorytetowe w misji Bookera.

Cytuj
w którym momencie rozpoczęła się wielka proletariacka rewolucja murzynów

No, ciężko to określić, bo nie jest dokładnie wyjaśnione. Booker z towarzyszką wkraczają do wymiaru, w którym już ta wojna trwa. W tym wymiarze Bookerowi udało się dostarczyć broń powstańcom.

Cytuj
Bo prócz bazowego pomysłu na to, że tamta murzynka z Vox populi, znała straszną prawdę

Co masz na myśli?


« Ostatnia zmiana: 17 Lipca 2014, 08:41:09 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 17 Lipca 2014, 11:16:25 »
Chodzi mi o prawdę dot. tygodniowej ciąży. Ona wiedziała co i jak zdaje się. Nie wiem czy w którymś z tych ich ,,videopamiętników" nie było o tym wzmianki. + Oskarżono ją o zabójstwo Lady Comstock.

Cytuj
Wojna nie jest dobrze zarysowana, ale w przypadku Bioshocka: Infinite pełni ona rolę raczej drugoplanową, jest tłem wydarzeń, jak zresztą całe miasto. W pierwszych Bioshokach konflikt był główną osią fabuły, w Infinite są to natomiast zmagania z wydostaniem Elisabeth, a także droga ku prawdzie. I te wątki są zrobione poprawnie. Pozostałe wątki związane z miastem są tylko zarysowane i bardzo dobrze, bo pokazuje, co jest priorytetowe w misji Bookera.

Yep. Prawda. Nadal wątki te pozostają bardzo dobrze ułożonymi. Tym niemniej żałuję, że miasto straciło tak bardzo na znaczeniu, w porównaniu chociażby do Rapture.

Jednakże teoria równoległych wszechświatów i wielu ,,latarnii" niejako to wynagradza. Widać, że twórcy chcieli pójść o krok dalej.


IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 17 Lipca 2014, 12:01:26 »
Powiedziałbym ci coś więcej o niej, ale nie wiem, czy grałeś w dodatek. Z drugiej strony, gdybyś grał w dodatek, nie musiałbym już o tym mówić ;]

Teoria tych światów intryguje, jednak mi najbardziej się spodobał sam wątek naszej towarzyszki, jest on trochę tragiczny.

Teoria tych światów sprawia tylko, że rodzi się tona pytań. Niektórzy sądzą, że wraz ze utopieniem bohatera, Booker i Comstock przestają istnieć. Jak ja to widzę. Na pewno nie zgadzam się z teorią, że Booker i Anna przestały istnieć. Zauważyłem, że niektórzy myślą, że przez utopienie Booker nigdy nie istniał, jednak wg mnie tak nie jest. Były dwie wersje chrztu, a my pojawiliśmy się na tej, na której zdecydował się go przyjąć. Niektórzy zapewne myślą, że pojawiliśmy się w miejscu, kiedy Booker ma do wyboru dwie decyzje, nie otóż tam ma tylko jedną. Tak samo było, kiedy pojawiliśmy się w naszym domu przy oddawaniu dziecka. Elizabeth powiedziała, że i tak je oddamy. W innej rzeczywistości zaistniała także sytuacja, w której jej nie oddał. Jednak my tylko byliśmy w poszczególnych etapach życia, w których decyzji nie można podejmować, bo to już się stało lub stanie Dlatego przy topieniu Bookera nie mógł umrzeć Booker i Comstock, bo to był wycinek przeszłości, w której chrzest został przyjęty, a chrzest=Comstock.

Jednak tutaj zastanawia sam koniec. Człowiek, który stał się Comstockiem umarł, co sprawia, że wszystkie postaci Elizabeth także znikają, bo były one konsekwencją działań Comstocka. Jest za to Anna, która już nigdy nie będzie tą samą osobą, co nasza wcześniejsza towarzyszka. I to jest trochę przygnębiające. Jednak nieważne. Wracając do końca. Wszystkie Elizy znikają, jednak co do tej głównej nie jesteśmy pewni, gdyż pojawiają się napisy końcowe. Jest tylko krótki dźwięk odpowiadający za znikanie tych postaci. Ciekawe jest też to, że po wejściu do ostatniej latarni, Booker widząc swoją towarzyszkę pyta się: "Who are you?". Kim zatem jest ta osoba, bo wygląda na to, że nasza Elizabeth nie weszła za nami do latarni.

W każdym razie jej przetrwanie zgadzałoby się z  historią w dodatkach, w których przybyła do Rapture.

Jestem też ciekawy, czy można założyć, że w chwili topienia Bookera wytworzyły się dwa światy. Jeden, w którym to się udało, a drugi w którym nie. Sprawiłoby to, że Comstock dalej by istniał w nieskończonej ilości światów, a cały cykl powtarzałby się w nieskończoność, jak tytuł wskazuje "Infinite". Jednak z drugiej strony, to chyba nie była decyzja Bookera, bo po prostu został utopiony siłą, więc można założyć, że inny scenariusz nie istnieje. Hm, w takim razie trzeba się cofnąć troszkę, a dokładnie przed drzwi latarni. Tam Booker jest pytany: "Are you sure"? Nie jest zmuszany, więc może odpowiedzieć po prostu nie. Jednak nie wiadomo, czy tamte sytuacje koło latarni można uznać za rzeczywistość, bo świat tych latarni nie jest prawdziwym światem, tylko czymś niedającym się określić fizycznie. Więc nie wiadomo, czy tam też decyzje działają. Jednak może to być to. W naszej przygodzie spotykamy Luteców, którzy każą naszej towarzyszce wybrać naszyjnik. Klatka albo ptak. Są dwa wybory. Może ten, co wybrał jeden wisiorek zdecyduje się wejść do ostatniej latarni, a ten co wziął drugi nie. Ale nie wiem, jak wisiorek mógłby zmienić jego decyzje, jednak to taki niuans. Koło latarni widzimy także Elizabeth i Bookera, którzy podejmą inną decyzję. Po drodze doświadczą tego samego. Jednak zastanówmy się, ile było decyzji w tym ostatnim etapie? No, tylko jedna, wspomniana wyżej.

Zastanawiałeś się nad tym, czy raczej teoria równoległych światów nie zainteresowała Ciebie?

edit: Chyba zagiąłem przemyśleniami  :P


« Ostatnia zmiana: 18 Lipca 2014, 08:25:42 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : 18 Lipca 2014, 14:34:06 »
Ja z takich teorii to głównie zajmowałem się teorią mostów Einsteina-Rosena i teorią białych dziur. Co zaś się tyczy samego bioshocka - tak, grałem w Burial at sea i ten dodatek przypadł mi bardzo do gustu, choć twórcy odrobinę ryzykowali tymi sekwencjami skradankowymi, bo gdyby gra trwała dwie godziny więcej to już bym się zanudził.

JAK NIE GRALIŚCIE TO NIE CZYTAĆ BO MEGA SPOILERY:

Tak czy inaczej - jeżeli chodzi o sam moment chrztu, to chyba najbardziej znamiennymi słowami jakie zostały w tej kwestii wypowiedziane, były te Comstocka zdaje się - jeżeli człowiek przed zanurzeniem jest grzesznikiem, a po wynurzeniu jest świętym [czy jakoś tak], to kim jest człowiek będący w wodzie?

Próbowałem sobie poustawiać te różne tunele czasoprzestrzenne, ale zawsze dochodziłem do punktu, w którym krzyżowały się ze sobą dwa wydarzenia. Tj. wpadłem w pułapkę paradoksu dziadka.

Zacząłem się nad tym zastanawiać i doszedłem do wniosku, że najważniejszym ogniwem w tym całym łańcuchu czasowym są państwo Lutece. + Słowa:
Cytuj
He DOSEN'T ROW

Pamiętam, że po przejściu gry połapałem wszystko do kupy, ale teraz już nie kojarzę dobrze tego jak to wszystko wyglądało. Powiedz mi Sylu, boś na bieżąco - Booker, który ,,dose'nt row" czym się różnił np. od tego Bookera, którego mijaliśmy na samym początku w latarni?

Tym niemniej zakończenie gry, w świecie... no właśnie, nawet nie jestem pewien, w którym z alternatywnych wszechświatów, sugeruje, że któryś Booker odnajduje córkę w pokoiku i wszystko kończy się w miarę szczęśliwie.

Booker z naszej linii czasowej jednak umiera, bo zabija sam siebie, chcąc zabić Comstocka. Booker z Rapture, czyli Comstock również ginie, zamordowany przez Big Daddy'ego. Pytanie - bo minęło sporo czasu odkąd to przechodziłem - dlaczego Elisabeth w Burialu odzyskała palec i straciła swoje moce?


IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : 18 Lipca 2014, 15:39:23 »
Cytuj
Pamiętam, że po przejściu gry połapałem wszystko do kupy, ale teraz już nie kojarzę dobrze tego jak to wszystko wyglądało. Powiedz mi Sylu, boś na bieżąco - Booker, który ,,dose'nt row" czym się różnił np. od tego Bookera, którego mijaliśmy na samym początku w latarni?

Nie rozumiem? Jakiego Bookera mijaliśmy w latarni?
Rober Lutece powiedział swojej siostrze, że Booker i tak nie wiosłuje, bo doskonale to wiedział. Jest to stała (każdy Booker nie wiosłował, nie dało się tego zmienić). Przecież powtarzali tę sekwencję 122 razy i każdy Booker, z którym płynęli nie wiosłował, więc stąd "he doesn't row". Na pierwszego Bookera w latarni czekał człowiek Comstocka. Zabił 1. Bookera. Wtedy Lutecowie naprawili swój eksperyment, zabijając człowieka w latarni, by następni Bookerzy mogli spokojnie przejść. Później wielu Bookerów dostawało się do miasta, jednak tylko jednemu udało się uwolnić Elizabeth, niestety ta Elizabeth, którą główny bohater początkowo uwolnił z latarni została porwana przez Szczebiota i przyczyniła się do zniszczenia Nowego Jorku. Tak więc Booker ucieka z alternatywną Elizabeth, jednak de facto jest to ta sama osoba.

Co do dodatku. Ten dodatek dla mnie jest tak ciężki do wyjaśnienia, że naprawdę nie mogę nic o nim powiedzieć. Może dlatego, że moją analizę z podstawki opierałem na analizie innych, a do DLC po prostu ich nie ma. Eliza straciła swoje moce, bo pierwszy raz będąc w Rapture umarła zaraz po tym jak zginął Comstock. Po prostu Daddy rzucił się na nią. Jednak wraca tam drugi raz. Wraca tam, bo poczuła się jak Comstock, który wykorzystywał ludzi, ona wykorzystała Sally. Możemy więc założyć, że jest jakimś bytem wielowymiarowym, bo jak człowiek zginie, to go po prostu nie ma. Jednak ją też coś ograniczało, o czym ostrzegli ją Lutece. Wróciwszy do wymiaru, w którym zginęła, traci wszystkie moce i staje się de facto zwykłym człowiekiem.

Co do palca. Trudno mi to wyjaśnić. W 1 epizodzie nie miała, w drugim, kiedy płynęła na łódce Lutece do latarni także. Jednak po przejściu przez latarnie, zobaczyła, że go ma. Możliwe, że odcięty palec był symbolem jej mocy, bo druga część tkwiła w innym świecie. Teraz, jest cała w jednym świecie. Jednak i tak cała jej obecność kłóci się z tym, że przecież Comstock został utopiony, więc nigdy nie istniał, Elizabeth także.

Sądzę, żeby zadowalająco zrozumieć całą fabułę, trzeba w 100% zinterpretować kluczowe cytaty, które dla mnie są bardzo trudne do pojęcia. Jeden podałeś o chrzcie.

Poza tym cytaty odnoszące się do stałych i zmiennych.
"Zawsze jest latarnia, zawsze jest miasto, zawsze jest człowiek".
"Wszystko jest stałe i zmienne".

Później o tym więcej napiszę, na razie jak chcesz możesz odnieść się do tego.

Tak, całkowicie btw. Po przejściu podstawki zdałem sobie sprawę, jak bardzo wątek Elizabeth jest smutny i tragiczny. Może to efekt zbytniego podekscytowania grą albo Elizabeth's theme, które potęguje swego rodzaju żal, szczególnie gdy pojawiło się przy napisach końcowych.





« Ostatnia zmiana: 18 Lipca 2014, 15:51:09 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #10 : 18 Lipca 2014, 15:52:07 »
Nie, raczej nie będę się do niczego odnosił. Generalnie doszedłem do podobnych wniosków. Ale wydawało mi się, że gościu w latarni to był ,,poprzedni", zabity Booker, któremu się nie powiodło.

Czekam na dalszą część twojej analizy.


IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #11 : 18 Lipca 2014, 15:53:41 »
Ten koleś mi raczej przypomniał Jacka, bo miał podobny fikuśny sweter  :P

Ale nie to był koleś wynajęty przez Comstocka. Sądzę, że w momencie, w którym Booker ponosił porażkę, Lutece nie mogli wysyłać drugiego Bookera do tego samego świata, gdyż zaburzyłoby to porządek.


« Ostatnia zmiana: 18 Lipca 2014, 15:58:17 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #12 : 18 Lipca 2014, 16:00:51 »
Sądzę, że w momencie, w którym Booker ponosił porażkę, Lutece nie mogli wysyłać drugiego Bookera do tego samego świata, gdyż zaburzyłoby to porządek.

Słuszna uwaga.


IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #13 : 18 Lipca 2014, 17:57:40 »
Dobra, to zrobię sobie w takim razie tutaj dziennik własnych spostrzeżeń, bo widzę, że rozmawiam sam ze sobą.

Jak można zinterpretować ostatnią scenę. Jeśli założymy:

1. Booker nie podjął jeszcze wtedy żadnej decyzji, zabicie go spowoduje zlikwidowanie wszystkich światów, w których Booker istniał po przyjęciu lub nieprzyjęciu chrztu. Nie ma także Anny.

2. Booker już podświadomie podjął decyzje o przyjęciu chrztu, więc zabijając go, niszczymy wszystkich Comstocków. Booker, który odrzucił chrzest żyje.

Tutaj jestem za tą drugą teorią, niektórzy ją odrzucają. Warto jednak zauważyć, że Booker, wkroczywszy drugi raz do sceny z chrztem jest poinformowany przez Elizabeth, że to nie jest to samo miejsce. No właśnie, bo we wcześniejszej scenie odrzucił chrzest, w tej go przyjmie.
Przyjmie go w połowie, bo zawsze zostanie utopiony przez fanatycznego księdza, który uważa, że nie jest wystarczająco "czysty".
Constants and variables, hmm?


Co do cytatu, który zapodałeś. Jest to po prostu fizyka kwantowa, superpozycja. Bioshock propsuje fizykę kwantową, chociażby teorię światów równoległych.

Podając przykład. Według fizyki kwantowej, jeśli zamówimy obiad w restauracji, po czym zostanie on przyniesiony pod przykrywką, znajdują się tam wszystkie możliwe potrawy, które moglibyśmy zamówić. Dopiero, kiedy odkryjemy pokrywkę, pojawia się jedna z potraw, czyli układ jest redukowany do jednego stanu. Natomiast w świecie równoległym mogliśmy otrzymać inną potrawę. Elizabeth mówiła, jest wiele światów, niektóre podobne, inne całkowicie odmienne. Niestety ta teoria kłóci się z tą w grze w jednym momencie. Mianowicie, kiedy jest mowa o "constants and variables". Z fizycznego punktu widzenia nie byłoby przeszkód, by Bookerowi wypadła reszka albo orzeł.

To samo jest z człowiekiem, który przyjmuje chrzest. Pod wodą, czyli pod "przykrywką" jest jednocześnie grzesznikiem i świętym. Tak samo jak kot Schrodingera jest jednocześnie żywy i martwy.





« Ostatnia zmiana: 18 Lipca 2014, 20:09:11 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
gabiwu

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1

Zobacz profil
« Odpowiedz #14 : 30 Lipca 2014, 14:08:27 »
Trochę swoją recenzją zniechęcasz do tego tytułu ale myślę że i tak go kupię


IP: Zapisane
Strony: [1] 2 3    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.042 sekund z 16 zapytaniami.
                              Do góry