Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: 1 [2] 3    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Bioshock: Infinite (Czytany 9253 razy)
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #15 : 30 Lipca 2014, 14:19:50 »
Bo jest to osoba, która nie ma odpowiednich kwalifikacji i ocenia grę w sposób subiektywny. Jednemu podpasuje, innemu nie, jednak w recenzji nie powinno się mówić o sobie, a o grze. Bo nikogo nie interesuje gust innej osoby.

A grę naprawdę polecam, wystarczy zobaczyć recenzje większych portali jak IGN. Sam właśnie sobie zamawiam zestaw z Songbirdem.

No chyba, że przeczytałeś cały ten wątek ze wszystkimi spoilerami, to nie kupuj, bo nie ma sensu.

Wiadomość doklejona: [time]13 Sierpień 2014, 08:18:50[/time]
Dobra, żeby nie zakładać nowego tematu.

Zacząłem sobie grać w pierwszego Bioshocka. Jestem jednym z nielicznych, których pierwszą częścią był Infinite. O Rapture trochę wiedziałem między innymi z Burial at Sea. Jak już przejdę całą grę, to spróbuję porównać ją z Infinite. Oczywiście są to pierwsze wrażenia, które mogą ulec zmianie po przejściu gry. Można czytać przez wszystkich, gdyż przez 7h grania nic ciekawego się nie wydarzyło, co można zaspoilować.

Dobra, lądujemy w mieście pod wodą. Cały design miasta jest niesamowity. Przez kilka godzin rozgrywki miasto opowiada historię, jest elementem narracji. W przypadku Infinite Columbia była tylko "makietą", a narracja tam została stworzona w inny sposób. W Rapture przez kilka godzin grania zauważyłem, że narracja to tylko magnetofony i jak wspomniałem wcześniej miasto. Może tak ma być, w końcu to upadłe miasto, które właśnie poznajemy w taki sposób. Tak, nagrań dużo bardziej się chce słuchać niż w przypadku Infinite, które tak naprawdę zaczynały mieć sens po poznaniu całej historii.

Jednak okropną rzeczą jest tragicznie spowolniony pacing fabularny. No, what the fact. Kontaktuje się z nami koleś o imieniu Atlas, z którym mamy się wkrótce spotkać. Jednak przez 7 godzin rozgrywki cały czas się coś "na siłę" komplikowało. Nie dowiedziałem się niczego na razie, poznałem tylko historię miasta z kaset. I domyślam się, że Andrew jest spokrewniony z protagonistą (ze względu na możliwość podróżowania batysferą), nie zdziwiłbym się, jakby był jego ojcem. No i nie trzeba za dużo się także namyślić, żeby wywnioskować, że Atlas to zapewne kawał sukinsyna, bo zapewne jest, prawda?
Ale wracając, już myślałem, że fabuła pójdzie naprzód, ale jeszcze trzeba poczekać chwilę. Później gra wysyła nas na misję zbieraczo koczowniczą w poszukiwaniu jakichś składników. Tutaj grę wyłączyłem, gdyż już dalej nie wytrzymałem. Myślałem, że szczytem wydłużenia na siłę gry była próba wyżebrania broni od Sajgonka, ale podczas tych zmagań chociaż coś się działo, przechodzenie do innych wymiarów, bunt Vox Populi. Był jakiś zakręt fabularny.

W Bioshocku Infinite też były momenty, w których gra była wydłużana, jednak między lokacjami z wrogami zazwyczaj coś się działo. Elizabeth coś zauważyła, skomentowała, nawiązała jakąś rozmowę. Tutaj mamy tylko Atlasa, który się do nas odzywa. My niestety jesteśmy niemową. Tak, jesteśmy niemową. Nie komentujemy niczego, w ogóle nie wiemy, w jaką postać się wcieliliśmy.

Co do designu świata. Jest bardzo dobry. To naprawdę mroczny świat wypełniony szaleńcami, jak ten doktor od operacji plastycznych (wow). Czy chociażby zmutowani genetycznie splicerzy, którzy spożywając coraz więcej ADAMU stają się coraz bardziej wynaturzeni (chyba dobrze pojąłem przyczynę ich szaleństwa).

Co do postaci to wypowiem się o nich później, bo przez 7h rozgrywki żadna postać nie wykreowała się na tyle jasno, by móc ją ocenić, może poza Andrew i jakieś postaci z nagrać, o których i tak zapominamy, bo to tylko nagranie. Widać tutaj ten strasznie spowolniony rozwój fabuły.

Co do rozgrywki. Jest poprawna pod względem mechaniki. Jest sporo rozwiązań w walce, są one całkiem ciekawe. Włamywanie się do szafek też została oryginalnie skonstruowane. Możliwość unieszkodliwienia kamer czy wieżyczek, wykorzystywanie otoczenia, np. używając telekinezy. Poziom rozgrywki też jest wyważony. Jest zdecydowanie trudniej niż w Infinite. Chociażby z Tatuśkami, którzy są bardziej wymagający od Handymanów. Jednak ta walka nudzi podobnie jak w przypadku Infinite, po pewnym czasie po prosu weźmiesz do łapy Tommego i piorun, i będziesz jak najszybciej chciał dojść do cutsenki, której po 7h gra jeszcze nie doświadczyłem.

Tak po krótce, cały Bioshock wygląda tak:
+ design świata
+ klimat
+ hmm wybory moralne (kilka zakończeń?)
+ bardzo ładna woda
+ ciekawsza walka niż w Infinite i bardziej wymagająca
+ w koszach na śmieci nie znajdujemy jeszcze pieniędzy, a w ciałach wrogów zestawów obiadowych

Fabuła sądzę, że będzie na + tylko na razie w ogóle jej nie znam xDD


- główny bohater nie ma głosu
- nie przeżywamy historii personalnie
- tragicznie spowolniony pacing fabularny
- tak naprawdę przez długi czas nie wiemy, o co w tej grze chodzi
- brak wyrazistej ścieżki dźwiękowej
- backtracking z odradzającymi się wrogami

Boże, jakbym chciał znaleźć bota, która znajdzie mi te składniki. Na razie z grą się męczę dużo bardziej niż z Infinite, nawet jeśli walka wygląda ciekawiej, a świat jest lepiej zaprojektowany.






« Ostatnia zmiana: 14 Sierpnia 2014, 13:08:26 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Luk
The Great LichMaster

*

Punkty uznania(?): 27
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 473


Scream for me Tawerna!

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #16 : 13 Sierpnia 2014, 00:29:02 »
Akurat właśnie skończyłem 1, w inne na razie nie grałem, w dużej mierze się zgodzę choć szukanie śmieci nie przysporzyło mi jakoś dużego problemu (uzbrój się w cierpliwość bo praktycznie cały czas tylko chodzimy i czegoś szukamy x]). Zacznie nudzić za kolejnym razem ale ja się bardziej skupiłem na historii i to mnie pchało do przodu.

Na początku faktycznie się nie ogarnia co i jak i dlaczego, niewiele jest też powiedziane o co tak w ogóle chodzi. Dopiero kiedy dopuszczą nas do nagrań z tego co się działo zaraz przed oraz w trakcie zamieszek wszystko zaczyna składać się w całość i zaczynamy się płynniej poruszać w historii Rapture. Tym ciekawiej jest potem odwiedzać wszystkie wspominane miejsca, na własne oczy zobaczyć jak wyglądają obrazy opisane i zapisane przez mieszkańców.

Na początku lokacje są cholernie klimatyczne ale średnio ciekawe- ot korytarze, korytarze, antresole, korytarze, LAS!, korytarze etc. I nic to nam nie mówi gdzie jesteśmy i jaki to ma z czymkolwiek związek( poza tym, że tu jest śluza- tu się łowi; tu jest park- tu są drzewa- tu się produkuje tlen). Dopiero później zwiedzamy konkretniejsze lokacje gdzie mają większy sens fabularny i coś przekazują (np. dzielnica mieszkalna gdzie buszujemy po domach ludzi, których znamy z taśm).

Właśnie ludzie, jeśli chodzi o pojedyncze postaci to jest tu kiepsko. Cała główna obsada jest przedstawiona po łebkach i poza ich "dokonaniami" mówi się dość mało i nieznacząco. W tej kwestii scenę kradną mieszkańcy Rapture i robią to mistrzowsko. Chirurg plastyczny z Cohenem najbardziej zapadają w pamięć i są dużo bardziej interesujący niż uganianie się za składnikami bomby czy innego ustrojstwa x] Nawet zwykli mieszkańcy, zdeformowani i szaleni, bronią się lepiej od Ryana. A już na pewno mają więcej charyzmy ;p Rozkosznie spacerują po ulicach krzycząc do siebie, podśpiewując stare piosenki i od czasu do czasu próbują obić nam facjatę. Jak dla mnie miasto samo w sobie jest lepsze od samej historii, którą gra opowiada. Niezłej historii ale miasto i jej mieszkańcy wszystko ukradli dla siebie.

Muzyki nie ma praktycznie wcale, chyba specjalnie aby zrobić miejsce dla odgłosów miasta, jęków, krzyków i niezłej paczki starych hitów. Puszczanie ich sobie na jukeboxie miecie (zwłaszcza jak się większość zna ; P).

Na koniec chcę tylko jeszcze wspomnieć o klimacie, który jest drugim (po mieście)najlepszym elementem gry. Na początku jest ciężki, przytłaczający i przerażający, nie tylko z racji chmary obłąkańców latających z bronią i gazrurkami ale z samego stanu w jakim jest miasto- czuje się zło w powietrzu. Co mnie szczególnie urzekło to to, że z czasem zaczynamy się w tym świecie odnajdywać i radzić. Horror wtedy już odchodzi ale zostaje dalej survival i ciężka atmosfera. I klękajcie narody jako że ktoś jeszcze pojmuje horror jako klimat, szaleństwo, głód i krzyki w oddali a nie tylko mrok i potwory wyskakujące z krzykiem z ciemnego kąta.

Naprawdę kończąc już, struktura fabuły jest niestety taka a nie inna czyli rozkręca się przez pół, ćwiartka wiemy nareszcie o co chodzi i ćwiartka przemy z chęci, nie przymusu, do przodu do finału. Warto się przemęczyć przez zbieranie śmieci bo jest tam odwalony kawał dobrej pracy przy stworzeniu stylizowanego miasta i pasujących tam mieszkańców, niezła fabuła i wspaniały klimat trzymający wszystko razem jak w zatęchłym batyskafie.


Nie wiem co to wyżej wyszło, ni to recenzja ni diabeł, takie o wolne myśli. O tej porze nie powinienem tak długich postów pisać. Bioshocka polecam gorąco, 9.5/10, szkielet jakości itd. Jutro zacznę ogrywać B2 ;]

PS. Jeszcze odnośnie szukania upewnij się czy masz włączone w opcjach podświetlanie przedmiotów, zawsze pomoże.


« Ostatnia zmiana: 13 Sierpnia 2014, 02:25:38 wysłane przez Luk » IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #17 : 13 Sierpnia 2014, 21:24:36 »
Dobra, właśnie skończyłem tę grę. Muszę przyznać, że jest ona bardzo długa, nawet jak na 2007. Tekst będzie wolny od spoilerów.

Powiem tyle, ostateczne wrażenie jest powalające. Po dostaniu się do Fortu, gdzie był najlepszy moment całej gry pod względem artystycznym (po prostu mistrzostwo), gra już nabierała tempa.


FABUŁA
Jednak przejdę teraz do najważniejszej kwestii, mianowicie do fabuły.
Wiecie co? Wątek główny sam w sobie jest co najwyżej dobry, ale sposób, w jaki został opowiedziany, jest mistrzowski. Niestety nie dorównuje w najmniejszym stopniu fabule z Infinite, w której twórcy weszli na wyższy poziom opowiadania historii w grach video.

Tutaj mamy po prostu jeden cel przez całą grę i doskonale to rozumiem, zważając, kim jest główny bohater. Jednak, nie ma w niej zwrotów akcji, poza pokazaniem prawdziwego oblicza Atlasa no i naszej historii. Do tego gracz długo przed końcem wie już praktycznie wszystko o tej grze. Niestety twórcy trochę źle skonstruowali główną narrację pod względem proporcji. Przez pierwszą połowę gry niczego się nie dowiadujesz, 2 godziny przed końcem wiesz już natomiast wszystko. W Infinite też był ten problem z spowolnionym rozwojem wątku głównego, ale tak jak wspomniałem twórcy "dawali" coś w zamian, zaspokajali trochę naszą ciekawość, rzucając czasem jakieś skrypty, poboczny wątek, dialog, odkrywali jakiś kawałek tajemnicy itp. W Rapture bardzo długo twórcy  nie nagradzają za postęp w grze. Są niby nagrania, no ale ile można słuchać tylko nagrań?
Do tego gra jest przewidywalna. Nie będę już wspominał, w których momentach, bo we wcześniejszych poście o tym mówiłem. Jednak tego głównego twistu praktycznie nie da się przewidzieć.
Zakończenie także nie dorównuje temu z Infinite, krótki 1 minutowy filmik, który prawie nic nie wnosi. Dodatkowo fabuła gry jest tak skonstruowana, że czujemy się, jakby nas nie dotyczyła. Wszystko przez to, że nie identyfikujemy się z głównym bohaterem. Z drugiej strony odtwarzanie kaset daje pełny obraz tego, co się w tym miejscu działo i jakie były tego tragiczne konsekwencje. I to jest opowiedziane w doskonały sposób. Historia Siostrzeczek, daleko posuniętych badań, konfliktu między Ryanem a Fontainem. To trzyma tę grę na wysokim poziomie, bo jak wcześniej powiedziałem wątek z Jackiem i jego misją jest co najwyżej dobry. Historia miasta jest  niesamowita i biję tę z trzeciej części.

W Infinite poruszane są bardziej kontrowersyjne tematy jak rasizm, szowinizm i fanatyzm religijny. Te kwestie, jak powiedziałem, są troszkę słabiej opowiedziane. Jednak, o ile w przypadku jedynki filozofia obiektywistyczna, krytyka kapitalizmu, daleko posunięte badania, były dość ważnym elementem fabuły, w przypadku Infinite kwestie społeczne i polityczne tworzą tylko tylko tło wydarzeń. Tam autorzy bardziej skupili się na Bookerze i Elizabeth, na historii tych dwóch osób, na zmianie ich relacji w stosunku do siebie i postawie wobec otaczającego ich świata. Sprawia to, że historię odczuwa się personalnie, co jest także zasługą świetnej kreacji bohaterów i tego, że protagonista ma głos. Do tego gra pokazuje, co przynoszą wybory. Z tego powodu  ma tylko jedno zakończenie. Chociaż w grze dokonujemy niby decyzji, to ostatecznie autorzy pokazują, że niektóre wybory przynoszą tylko iluzyjne skutki. To wszystko sprawia, że Infinite bardziej się przeżywa. Tak, Bioshocka się przechodzi, a Infinite się przeżywa. Wystarczyło tylko powiększyć więź między Jackiem a graczem - dałoby to niesamowity efekt, bo twist fabularny jest naprawdę imponujący.
No i wracając do Infinite, nie można oczywiście zapomnieć o zwariowanym wątki science - fiction.

Obie gry przy końcu mają świetny twist fabularny. Tutaj raczej każdemu podoba się coś innego. W Infinite jednak było ich więcej, bo w ostatnich 20 minutach pojawia się kilka takich zwrotów, ale z ostatnim,  tuż przed napisami, jest taki problem, że wielu go nie ogarnie za pierwszym razem w 100%. Nie jestem pewny, czy to był dobry pomysł, by zamiast zmusić mózg do działania, zgwałcić go. Z drugiej strony przecież nie mogliby sobie pozwolić na zbytnie wyjaśnianie tego, bo wyglądałoby to nieautentycznie i sztucznie. Wiedzieli także na co się piszą tworząc wątek światów równoległych, który siłą rzeczy jest trochę zagmatwany.

Czym się także różni jedynka od Infinite? W jedynce mieliśmy dwa zakończenie. I tutaj nie było problemu z wywnioskowaniem, które jest dobre a które złe. No było jeszcze trzecie, ale ono praktycznie różniło się tylko zmianą tonu narracji. Zakończenia jak najbardziej w porządku, bo w zależności, czy oszczędzaliśmy dziewczynki czy je zabijaliśmy, będziemy mieli inną końcówkę. Mogłoby jednak więcej zależeć od tych wyborów.
W Infinite natomiast twórcy i w tym aspekcie bawią się naszymi wrażeniami, bo mamy jedno zakończenie. Jednak pod teoretycznie pozytywnym zakończeniem kryje się tragizm głównych bohaterów, w szczególności Elizabeth, co powoduje, że zakończenie niby jest pozytywne, ale jednocześnie czujesz pewnego rodzaju żal. Podobna sytuacja jest w Burial at sea. Gra przez całą rozgrywkę tłumaczy, że nie ma czerni i bieli. Można by było zarzucać, że gra ma tylko jedno zakończenie, ale paradoksalnie, gra z jednym zakończeniem jest najlepszą grą o wyborach, jaką widziałem.

Chociaż Infinite ma czasem słabsze elementy fabuły od pierwszej części to i tak wychodzi na prowadzenie pod względem narracji.

DESIGN ŚWIATA
Bioshock Infinite bawi się naszymi wrażeniami, czego nie doświadczaliśmy w Rapture, tam była tylko ciemność. Columbia jest miastem, w którym mrok i cierpienie są ukryte przez idee i propagandę. Odkrywanie mrocznej tajemnicy Columbii nie jest tak satysfakcjonujące jak poznawanie historii Rapture, ale uświadamiamy sobie, że Columbia tak naprawdę jest piekłem ukrytym przez wzniosłe wizje. W Rapture od razu wiemy, w jakim miejscu się znaleźliśmy.

W każdym razie, Rapture jest lepiej zaprojektowane. Jest to miasto, które jesteśmy bardziej skłonni zapamiętać. Chociażby dlatego, że akcja Columbii mogłaby dziać się na ziemi i straciłaby na tym niewiele. Rapture to miasto szaleńców, którzy świetnie kreują miejsce, w którym się znaleźliśmy. Jakiś koleś podśpiewujący coś o Jezusie, kobieta ruszająca wózek z lalką czy oczywiście Siostczyczki ze swoimi Bąbelkami. Jest to świetna wizja upadłych i niemożliwych do zrealizowania ideałów. Niezwykle pesymistyczna i smutna wizja.

POSTACIE
Nie podoba mi się to, że w Rapture za dużo rzeczy o postaciach dowiadujemy się z nagrań. Masz słuchać albo gówno będziesz wiedział. Bądź co bądź, gra prezentuje naprawdę dobre postacie. Tutaj na pierwszy plan wysuwa się Cohen, który jest dziełem sztuki. Widziałem go w Burial at Sea i bardzo chciałem zobaczyć, jak się prezentuje w pierwszej części. Nie zawiodłem się (żałuję tylko, że było go tak mało). Czy szalony chirurg, który jest tylko poboczną postacią, szkoda. Główne postacie natomiast wypadają trochę słabiej. Andrew robi swoją kreację przez swoje poglądy i historię, o której dowiadujemy się z nagrań. Atlas też jest dobrze zaprojektowany, ale nie jest liderem w tej kwestii.

Niestety albo stety, pierwszą rzeczą, która sprawia, że Infinite ma lepszą kreację postaci jest główny bohater, Jack. Przypominam, że powiedział jedno zdanie w całej grze. Booker jest zaprojektowany w taki sposób, że możemy zauważyć, co aktualnie przeżywa. To samo jest z Elizabeth, która jest drugim powodem, czemu Infinite ma lepszą obsadę.
Parafrazując słowa redaktora z IGN jest to postać, która nie jest mieszaniną skryptów i tekstur, a czymś nie do pojęcia żywym i autentycznym. Dość słabym elementem Infinite jest Daisy, która jest jakaś nijaka. Ostatecznym arcydziełem są Lutece. Ale jest to kreacja, którą żeby opisać, trzeba by było trochę zaspoilerować.

Bioshock Infinite ma lepszych głównych bohaterów.

MUZYKA
Nie rozumiem jednej rzeczy. W Rapture jest tak mało muzyki, a jak już się pojawi, to jest niebywale doskonała. "Cohen masterpicie", utwór przy spotkaniu z Ryanen, czyli "Dancers on a string" czy przygrywające czasem kawałki jazzowe. Coś doskonałego. Warto zauważyć, że cały soundtrack jest prawie 2 razy dłuższy niż ten z Infinite. Gdzie się podziały te wszystkie utwory? Większość pozostaje niezauważona.

W Infinite mamy utwory z przyszłości jak i ich covery przerobione na potrzeby epoki. "Fortunate son", "Girls just want to have fun". Do tego kilka kawałków ma ukryty sens, np. "God only knows", który zaczynamy dopiero rozumieć na końcu gry. Czy "Will the circle be unbroken", które z kolei ma odniesienie do teorii światów równoległych. Dodatkowo utwory stworzone na potrzeby gry. Przygrywająca przy napisach końcowych "Elizabeth's theme" robi kolosalne wrażenie.

Bioshock ma świetny soundtrack, jednak jest go stanowczo za mało. Bioshock Infinite ma świetny soundtrack i jest nim przepełniony.

Sprawia to, że nawet po przejściu gier, mam kilka kawałków z obu gier, które słucham sobie z yt, bo są niesamowite i każda z nich wzbudza inne emocje i łączy się z innymi wydarzeniami z gry.

ROZGRYWKA
Nie ma co się dużo rozpisywać. W jedynce gameplay jest lepiej zaprojektowany. Przynosi więcej satysfakcji i wymaga czasem więcej strategii. Do tego inne czynności, okradanie sejfów, przejmowanie i wyłączanie maszyn. W trzeciej części tego brak. Do tego dodajmy jeszcze lepszy system rozwoju postaci, który daje nam więcej możliwości.

W Infinite zazwyczaj walka jest rzucona na jedno kopyto. Bierzesz karabin, stado kruków i wyżynasz. Jest masa niepotrzebnych i bliźniaczych broni, z których czasem nie opłaca się korzystać, bo pojawiają się za późno. Twórcy stworzyli jednak ciekawe elementy jak skyhook i skyline, która umożliwiają się nam poruszać, bo dużych lokacjach, a także dają nam oryginalną mechanikę walki z wrogami. Do tego wyrwy, z których można przywoływać pomoc. System ten mógłby być troszkę lepiej zaprojektowany i bardziej zróżnicowany.



Podsumowując, chociaż Infinite jest pod kilkoma rzeczami krokiem w tył, to rekompensuje to doskonałą i wielowątkową fabułą, która jest dużo lepsza niż w pierwszej części. Zakręt fabularny w jedynce chowa się przed tym w Infinite, a zakończenie jest naprawdę satysfakcjonujące, choć osobiście uważam, że jest małym procentem tego, co tworzy niepowtarzalność tej gry. Infinite jest po prostu lepszą produkcją. Dlatego zasługuje na 10/10.

Przechodząc do plusów i minusów:
+ kreacja postaci
+ fabuła
+ wielowątkowość
+ design świata
+ klimat
+ oprawa audiowizualna i artystyczna
+ komplementarność narracji

- trochę mało urozmaicony gameplay
- niektórych może nudzić gdzieś od połowy
- nieprzemyślane zestawy broni
- za łatwa



Pierwszy Bioshock jest jednak dalej dobrą grą, której fabuła była tylko pretekstem do przedstawienia całego miasta i jego mrocznej, pasjonującej historii, lepszej niż w Infinite.  Bioshock na swój sposób zrewolucjonizował sposób opowiadania historii w grach video.
Jak dla mnie gra zasługuje na 9/10. Nawet jeśli ją hejciłem. Po prostu siadłem do tej gry z przekonaniem, że nie jest możliwe stworzenie gry z lepszą fabułą niż w Infinite. Po przejściu jedynki bardziej się w tym utwardziłem. Nie zmienia to faktu, że całość narracji stoi na naprawdę wysokim poziomie. Tak już na poważnie w moich oczach tak to wygląda.

+ oryginalność miasta i jej historii
+ design świata
+ fabuła
+ klimat
+ różnorodna walka
+ soundtrack
+ artyzm

- zbyt przeciągnięty rozwój głównego wątku
- mało muzyki
- niektórych może nudzić od pewnego momentu
- trochę rozczarowujący koniec


PS.

Z tymi śmieciami chodziło mi o to, że w Infinite w koszach znajdujemy pieniądze, a w zwłokach kapustę, hamburgery, sałatki i masę innych przysmaków ;] Trochę to psuje klimat.





« Ostatnia zmiana: 18 Sierpnia 2014, 16:43:12 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #18 : 03 Września 2014, 15:58:15 »
 
Cytuj
Jednak, o ile w przypadku jedynki filozofia obiektywistyczna, krytyka kapitalizmu, daleko posunięte badania, były dość ważnym elementem fabuły

Tsa. W bioshocku tyle byłego tej filozofii obiektywistycznej, że pozdro :D

Nawet w najnowszym sidi-ekszyn zrobili małą ,,demitologizację" tejże. Co nie zmienia faktu, że sama wizja Rapture jako antyutopii i zestawienie z poszczególnymi ideologiami - miodzio. To się udało.

Cytuj
jak wcześniej powiedziałem wątek z Jackiem i jego misją jest co najwyżej dobry
Zgodzę się, bo faktycznie nie jest to oskarowy scenariusz. Tym niemniej dla mnie o sile tej części świadczy fakt, że pomimo takiego /średniego/ w stosunku do Infinite scenariusza, zapamiętałem znacznie więcej informacji dot. Tatuśków, Rapture, poszczególnych postaci itd. niż Song Birda, Kolumbii i tych zapchaj dziur stylizowanych na NPCów. To wygląda trochę tak:

Dobry aktor nawet grając debila w Sitcomie skradnie widzom serca.

A słaby aktor nawet recytując ważkie traktaty poświęcone ludzkiej naturze i skomplikowanym dylematom moralnym zostanie nagrodzony najwyżej efektownym ziewaniem.

Chciałbym móc napisać, że post Pusia był tl;dr, ale no przeczytałem. Bardzo ładna recka.


IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #19 : 03 Września 2014, 16:32:42 »
Cytuj
Tsa. W bioshocku tyle byłego tej filozofii obiektywistycznej, że pozdro

No chociażby odrzucenie Boga i taki skrajny kapitalizm, dający np. naukowcom swobodę działania. Sama przemowa Ryana na początku daje obraz jego miasta. A później poznajemy historię naukowców, którzy nie mieli pobudek moralnych.

Cytuj
zapamiętałem znacznie więcej informacji dot. Tatuśków, Rapture, poszczególnych postaci itd. niż Song Birda, Kolumbii i tych zapchaj dziur stylizowanych na NPCów. 

W Infinite zasadniczo nie było co zapamiętywać, bo historię innych postaci nie były zbyt rozbudowane. Historia miasta także dopiero się zaczynała, w Rapture natomiast już się kończyła. Tło w Rapture było po prostu ciekawsze, dlatego. O Songbirdzie de facto nic się nie dowiadywaliśmy. Pochodzenie wigorów też było wyjaśnione pobieżnie a ich działanie kompletnie pominięto. O Finku mało co się dowiadywaliśmy, o Daisy też niewiele. W ogóle w Rapture było chyba więcej tych nagrać. Na uznanie zasługują na pewno nagrania z Lutece, które trochę uzupełniają różne wątki. No ale coś za coś, za to mamy bardziej rozbudowany wątek główny.

Swoją drogą z grafik koncepcyjnych wczesnego Infinite można wywnioskować, że Columbia miała być czymś w rodzaju Rapture tylko że w powietrzu, oczywiście pod względem estetyki. Co do historii to nie ma informacji. Jednak wygląda na to, że zmysł do ciekawych światów nie pozwolił Levine'owi powtarzać schematów. Pewnie niektórzy woleliby mieć dalej Rapture z Tatuśkami w chmurach.


« Ostatnia zmiana: 03 Września 2014, 16:41:07 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #20 : 03 Września 2014, 17:59:27 »
Cytuj
No chociażby odrzucenie Boga i taki skrajny kapitalizm, dający np. naukowcom swobodę działania. Sama przemowa Ryana na początku daje obraz jego miasta. A później poznajemy historię naukowców, którzy nie mieli pobudek moralnych.

 :rolleyes:

To wezmę tylko wrzucę fragment artykuliku wyżej wspomnianego:

Cytuj
Obiektywizm w pigułce:
*Umysł jest jedynym sędzią prawdy.
*Nikomu nie wolno zacząć używać fizycznej przemocy wobec rozumu.
*Jedynym kryterium moralnym jest to, jak wykonujesz swoją pracę.
*Wszystko co służy życiu istoty rozumnej jest dobrem, to co je niszczy jest złem.

Cytuj
Zarówno w Bioshocku jak i ,,Atlasie zbuntowanym" występuje motyw emigracji wyjątkowych jednostek w ustronne miejsce, gdzie mogły one z dala od polityki, religii i grabieżców prowadzić szczęśliwe życie. W grze robią to by trafić do ciekawej lokacji. W książce protestują w ten sposób wobec bycia wykorzystywanym i ograniczanym m.in. poprzez ustawy. (...) W grze wygląda to całkowicie inaczej. Scenariusz nie wykracza poza banalny schemat wojny domowej osobników doskonałych, do czego po prostu nie mogłoby dojść gdyby do Rapture sprowadzono właściwych mieszkańców. Zrobiono jednak inaczej - obywateli podwodnego raju umownie nazwano wyjątkowymi, ale co to znaczy? W książce wszystko jest konkretne - tam do owego ustronnego miejsca ściągnięto ludzi doskonałych. Według obiektywizmu oznacza to, że kierowali się oni wyłącznie własnym zdaniem. Nie wykonywali ślepo rozkazów, posiadali niezłomną wiarę we własną ocenę. Sami do tego dochodzili i brali za to pełną odpowiedzialność - ktoś taki według Rand jest właśnie człowiekiem doskonałym [ale trąci mi to katarami XD dopisek mój]. Co więcej, zaraz po przybyciu składali przysięgę Johna Galta ,,przysięgam na swoje życie i moją miłość do niego, że nie będę żył dla drugiego człowieka ani prosił go, by żył dla mnie".

Mieszkańcy Rapture, którzy ulegli substancji Adam, zupełnie nie pasowali do tego opisu. Żaden wyznawca obiektywizmu nie babrałby się w tego typu specyfikach, tym bardziej, że dochodzi do tego motyw wykorzystywania ludzi przy jego produkcji. A przecież obiektywizm zabrania stosowania przemocy w jakimkolwiek stopniu wobec istoty rozumnej. W Rapture nie było ani jednej osoby wyznającej obiektyiwzm. Nawet Andrew Ryan nie pasuje do tego opisu, bo to on ściągnął tam tych ludzi, wykazując się przy tym litością, która też jest wbrew owej filozofii (ponieważ jest to przeciwieństwo sprawiedliwości). Dlatego nie mógł być alter ego Ayn Rand, która w altruizmie widziała źródło wszelkiego zła.

I na koniec:

Cytuj
Łatwo jest odnieść wrażenie, że ktokolwiek wcześniej poruszał ten temat, nie uznał za stosowane czegoś się o nim dowiedzieć. Internet jest pod tym względem jest biedny, wypełniony mitami, a niewielu zadało sobie trud faktycznego zapoznania się z literaturą. Sam Bioshock - jeśli już - szkodzi filozofii obiektywizmu. Ów nurt to temat głębszy i rozleglejszy, niż twórcom produkcji [i nie tylko - dopisek mój znowu] się wydawało.

To co napisałeś to już brzmi bardziej jak od bidy nihilizm. Odrzucić boga, normy moralne, wszelkie ograniczenia i dawaj! Silni zjedzą słabych.
W zasadzie nawet to pasuje do ,,dojrzałego" Rapture tj. już po jego upadku. Chociaż w Bioshocku II okazuje się, że [nawet mikro]świat pustkę źle znosi i w miejscu nicości pojawiają się samozwańczy zbawiciele, pasterze, co to gotowe są poprowadzić zagubione baranki. I choć dalej obrazowało to rozkład moralny ludzi [a może już nie-ludzi?], to w zawoalowany, ciekawy sposób.


IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #21 : 03 Września 2014, 18:35:57 »
Ale czyj jest to artykuł? Możesz podać link, we wcześniejszym poście. Ja później rozwinę ten post.



« Ostatnia zmiana: 03 Września 2014, 19:43:53 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #22 : 03 Września 2014, 19:00:57 »
Autora podali tylko z ksywki. Nie wiem kto to i czy ma jakiś tytuł, coby potwierdzał jego ,,kwalifikacje", ale co do obiektywizmu - ma rację.


IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #23 : 03 Września 2014, 19:43:42 »
No ok, bo myślałem, że cytujesz to z jakiejś strony.

Ale wracając.
Po pierwsze nie wszyscy mieszkańcy Rapture byli wyznawcami obiektywizm (na razie zakładając, że taka była idea w oczach Ryana) albo nie do końca im się to udawało. Widzieliśmy przecież zamordowanego przemytnika z Biblią. Jeśli założymy także, że Andrew nie był do końca obiektywistą i potwierdzimy w ogóle wszystko, co wcześniej przytoczyłeś, to tylko potwierdza to ideę, jaką chce nam pokazać gra - że coś takiego jest niemożliwe do zrealizowania, nawet przez tego, który to najbardziej chce. Więc niekoniecznie musi być to od razu zła interpretacja założeń tej filozofii. Jest to w pewnym stopniu krytyka tej filozofii. Przecież Ryan zagarnął interes Fontaine'a, znacjonalizował go, co też jest sprzeczne.


Z drugiej strony.
Nie rozumiem, czemu mieszkańcy Rapture nie babraliby się w ADAMie. Wydaje mi się, że obiektywizm przejawia się w pewnym stopniu egoizmem, własnym interesem, sprzeciwia się on wszelakim kompromisom.

Cytuj
*Wszystko co służy życiu istoty rozumnej jest dobrem, to co je niszczy jest złem.

No właśnie, wykorzystywanie siostrzyczek służyło istotom rozumnym. Przez to mogli dalej się rozwijać. A że zgubił ich własny sukces, to już trudno.

Do tego, nie jestem pewny co do tego, czy Ryan wykazywał się litością. Jeśli było nagranie potwierdzające to, to w porządku. Jeśli nie, mógł mieć inny cel. Jeśli tak, to autor ma rację. Nie należy sądzić, że gra ma nam pokazać model tej filozofii, byśmy później mogli wypisać jego elementy na kartce. Zresztą i tak jak wspomniałem wcześniej Ryan znacjonalizował interes Fontaine'a, więc wzorcowym obiektywistą raczej nie był. Ale pewnie się starał. Tak samo Comstock nie był wzorcowym chrześcijaninem.

Ów nurt jest rozleglejszy niż twórcom może się wydawać. Nie wiem, czemu padło sformułowanie, że twórcy mogą nie do końca rozumieć to, co pokazali w grze. Oczywiście, że ta filozofia jest głębsza. Autor chyba nie sądził, że uda się w grze zawrzeć wszystkie elementy literatury Ayn Rand. Choć jest parę podobieństw np. Ryan wolał, by jego miasto zostało zniszczone. Tak samo Wyatt wolał zniszczyć swój majątek niż dać go zagarnąć.

Czy jest to nihilizm? Sądzę, że też nie. Samo odrzucenie boga i brak zasad moralnych nie robi z tego nihilizmu. Nihilizm nie pasuje trochę do Rapture pod względem poznawania rzeczywistości. No, ale sam powiedziałeś, że to od bidy.  Tak samo jak pewne aspekty obiektywizmu też mogą tu nie pasować. Nie popieram ani tego ani tego, bo mam za małą wiedzę, by się o tym wypowiadać. Po prostu wszystkie elementy, które zobaczyłem w tej grze, bardzo mi przypominały ową filozofię, o której wspomniałem. Jednak tak jak mówiłem, gra nie musi pokazywać wzorcowego obiektywizmu, bo ona go krytykuje, pokazując, że nie jest on możliwy do zrealizowania. Autor tekstu natomiast doszukuje się podobieństw, nie zauważając, że gra jest obróceniem tego, co można było znaleźć w książce o 180 stopni.


« Ostatnia zmiana: 03 Września 2014, 20:04:02 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #24 : 03 Września 2014, 23:32:23 »
Cytuj
No właśnie, wykorzystywanie siostrzyczek służyło istotom rozumnym.
...ale...
Cytuj
*Nikomu nie wolno zacząć używać fizycznej przemocy wobec rozumu.
i
Cytuj
obiektywizm zabrania stosowania przemocy w jakimkolwiek stopniu wobec istoty rozumnej

W filozofii mówi się wówczas o stopniowaniu pewnych norm i wartości. Tutaj nadrzędnym jest dobro jednostki, które jest nienaruszalne, choć altruizm również był /przyczyną wszelkiego zła/.

Zarówno altruizm, litość, jak i przemoc stały w opozycji do obiektywizmu. W związku z tym
Cytuj
Wydaje mi się, że obiektywizm przejawia się w pewnym stopniu egoizmem, własnym interesem, sprzeciwia się on wszelakim kompromisom.

Egoizm nie oznacza, że możemy krzywdzić innych. Głupia pułapka pojęciowa. Na tej samej zasadzie patriotyzm =/= nacjonalizm.




IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #25 : 05 Września 2014, 21:59:45 »
Cytuj
Egoizm nie oznacza, że możemy krzywdzić innych.

Może się z tym jednak łączyć. Jeśli działamy tylko we własnym interesie i krzywdzimy przy tym innych, to tak czy owak jesteśmy egoistami.

Cytuj
*Nikomu nie wolno zacząć używać fizycznej przemocy wobec rozumu.

Tego założenia akurat nie znałem, stąd też to co pisałem wcześniej. Jednak i tak to jest niemożliwe do zrealizowania nieważne w jakich warunkach i społeczeństwie. Gra tylko pokazuje, jak bardzo utopijna była wizja rosyjskiej pisarki. Gdyby zachować wszystkie elementy tej filozofii, nie byłoby mowy o zniszczonym i umarłym Rapture. Autor tego artykułu wydaje mi się, że zapomniał, że nie przechodzi gry opartej na powieści rosyjskiej pisarki. Tak samo można się czepiać, że Columbia jest sprzeczna z chrześcijańskimi ideałami. No właśnie, taka ma być. Chyba ten sam redaktor nie zrobi tekstu, w którym będzie krytykował, że Biblia jest rozleglejsza i głębsza niż się Irrational wydaje.


Podsumowując, w tej grze jest więcej obiektywizmu niż się może wydawać.
I prosto do Ciebie. Graj sobie w tego Aliena z cd - action, ale nie czytaj tam żadnych artykułów. Po tym, jak z dupy ocenili nowego Wolfensteina bodajże na 5/10, nawet nie zamierzam kupować tej gazety. Artykuł przytoczony wyżej jeszcze mnie w tym utwierdza.  :P


« Ostatnia zmiana: 06 Września 2014, 08:53:14 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #26 : 14 Września 2014, 13:59:52 »
Chrześcijaństwo w bioshock infinite... znaczy co masz na myśli? Sformułowania w stylu fałszywy zbawca i takie tam?

I tak prosto do ciebie - myj zęby po każdym posiłku i ogólnie pamiętaj o higienie, bo człowiek się nie przejmuje póki nie złapie grzybicy. Pamiętaj.


IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #27 : 14 Września 2014, 14:03:29 »
Chodzi o przedstawienie raju okiem Comstocka, które daleko odbiega od chrześcijańskiego wzoru. I sam Comstock, któremu daleko do prawdziwego chrześcijanina. Może Ryanowi było także daleko do prawdziwego obiektywisty.

No i mówię, że chyba ten redaktor, grając w Infinite, nie powie, że raj okiem Biblii inaczej wygląda niż to, jak został przedstawiony w grze. Tutaj łatwiej się dopatrzeć ukrytej krytyki niż w przypadku Rapture.


IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #28 : 14 Września 2014, 14:08:16 »
Hmmm...

Tak z ciekawości - miałeś w rękach w ogóle jakieś dzieło Rand?


IP: Zapisane
Sylu
książe Szlezwiku, hrabia Esbjerg

*

Punkty uznania(?): 17
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 232


Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem.

Zobacz profil
« Odpowiedz #29 : 14 Września 2014, 14:13:57 »
Nie wiem co to za pytanie. Jeśli się nie zgadzasz, to od razu to napisz.

"Atlas zbuntowany" zdarzyło mi się czytać, jednak nie udało mi się przeczytać całości, gdyż to zapewne nie była książka dla mnie (pewnie przez to, że byłem jeszcze za młody). Ale uzupełniłem sobie brakującą wiedzę z nieprzeczytanej reszty i mniej więcej wiem, o co tam chodziło.


« Ostatnia zmiana: 14 Września 2014, 14:20:02 wysłane przez Sylú » IP: Zapisane
Cytuj
Nigdy nie ogarniam czy Sylath żartuje, nie ogarnia, czy udaje, że żartuje, a tak naprawdę nie ogarnia. Albo udaje, że nie ogarnia, a żartuje.
- Unkown
Strony: 1 [2] 3    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.038 sekund z 14 zapytaniami.
                              Do góry