"Randomowy poszukiwacz przygód" to larpowe określenie na postać, która nie ma konkretnego celu, tylko włóczy się bez sensu, wykonuje questy i często próbuje kiepsko trollować
Wiadomość doklejona: [time]01 Wrzesień 2014, 00:56:19[/time]
Wersja na docsach:
https://docs.google.com/document/d/1SkXUYPw2P3VoxKLpLfpiCUvbBOXnHezzNHtXfMH7l2c/edit?usp=sharingCień Nocy
Rozdział V: Znaleźć dom
Choć znali się zaledwie od godziny, Nighty miała szczerą chęć walnięcia Randoma kopytkiem prosto w pyszczek, którego ogier chyba nigdy nie zamykał. Adventure gadał i gadał. Shad zdążyła się już dowiedzieć, że ma pięcioro starszych braci, młodszą siostrę i matkę staruszkę, która jak wszystkie starowinki tego świata, cierpiała na reumatyzm i lumbago
Mimowolnie słuchała jak to jest polować na mantrykory i inne niebezpieczne zwierzęta. Random Adventure bez wątpienia znał się na swojej robocie i lubił ją. Z lubością opisywał działanie pegaziej kuszy oraz swą sprawność w strzelaniu z niej. Przez bite czterdzieści minut tłumaczył jej metodę konserwacji stali nikotyzroworowej, czymkolwiek ona była…
- To dlaczego opuściłaś Mooncastle?- zapytał pegaz.
Zielonogrzywa przystanęła i spojrzała na Randoma zszokowana. Nie miała pojęcia jak to się stało, że ogier wiedział, że jest ze stolicy. I choć bała się, iż Adventure może wiedzieć kim ona jest i ją wydać to ciekawość wzięła górę.
- Skąd ci przyszło do głowy, że pochodzę z Mooncastle?! - udała oburzenie klacz.
- Mówisz z ich akcentem, Nightingale. Z wyższych sfer w dodatku. Nie chcesz nie mów, takich jak ja nie obchodzi kim jesteś i dlaczego uciekłaś, bo uciekłaś, prawda?
- Nie! - krzyknęła Night Shadow. - Wyruszyłam w podróż.
- Bez eskorty? Sama, jedna? I po co niby. Nie bądź śmieszna, miła klaczo. Twój róg na czole mówi dość dużo - Ranom Adventure uśmiechnął się wymownie. - Przeskrobałaś coś na dworze czy dobro rodu było nie po twojej myśli?
Czarna alikorn była zdumiona, że jej historia jest aż tak widoczna. Fakt, jednorożców nie widuje się raczej często, a zwłaszcza samotnie podróżujących klaczy, fakt, jej sierść i mowa mogły wskazywać na Mooncastle. Jeśli za nią wyznaczono nagrodę, to nie będzie bezpieczna nigdzie.
- To drugie - burknęła.
- Przed czy po ślubie? - kucyk znowu wykazał się domyślnością.
- Przed - Shadow bała się coraz bardziej, że wieści o niej mogły już tu dotrzeć, a ten ogier mógł wiedzieć o zaginionej królewnie.
Brązowogrzywy zamyślił się, by po chwili podjąć przemowę. Ton jego głosu, normalnie radosny i bezpośredni, zauważalnie spoważniał.
- Nie ty pierwsza i nie ostatnia - odparł, ku jej zdziwieniu - nie, nie potępiam cię i nie wydam, jeśli ciebie szukają. Mój ojciec, musisz wiedzieć, jest, a może był, kawałem mulego gnoju! Znęcał się nad moją matką, kiedy miał kaca, a miał go ciągle. Zostawiła go, kiedy miałem 5 lat. Konkretniej to uciekła. Pochodzę z dość dobrze sytuowanej mieszczańskiej rodziny, wiesz? Ale od tamtego czasu żyjemy w nędzy. I powiem ci, że tak jest lepiej. Dlatego wiedz, że rozumiem, a nawet popieram. Lepiej być biednym a wolnym.
Nieopodal nich, na zbutwiałym, częściowo omszonym pniu usiadł mały ptaszek, który najwyraźniej dostrzegł w drewnie jakiegoś smakowitego robaka. Oboje obserwowali go z zainteresowaniem większym, niż był wart. W końcu wydobył swój posiłek i odleciał.
- To daleko jeszcze do tej karczmy? - zielonogrzywa postanowiła zmienić niewygodny dla niej temat.
- Daleko. Ze dwa dni drogi, ale spokojnie zanocujemy pod dachem. Na miejscu będziemy przed zachodem Słońca - rzekł, zwracając ku niej swoje fioletowe ślepia.
- A gdzie konkretnie idziemy? - spytała.
- Do bazy wypadowej dla takich jak ja - odpowiedział, a widząc jej zdziwione spojrzenie, dodał szybko. - Musimy gdzieś gromadzić broń, przyjmować zlecenia i odpoczywać.
Nie była zadowolona tym, że idzie przez las z obcym ogierem, który próbuje ją zaprowadzić do swoich koleżków. Z drugiej strony nie miała jak się go teraz pozbyć, a próbą ucieczki bez wątpienia zwróciłaby zbyt wielką uwagę na swoją osobę.
- Nie możecie robić tego w domach? I czy lokal w mieście nie byłby lepszym pomysłem? Jak rozumiem waszych zleceniodawców stanowi głównie arystokracja i bogaci mieszczanie, a oni raczej nie lubią chodzić po lesie.
- Nie wszyscy z nas mają domy… - powiedział smutno. - Wynajęcie lokalu po pierwsze kosztuje, po drugie nie jesteśmy mile widzianymi kucykami. Osoby, które stać na korzystanie z naszych usług, stać też na służbę lub wynajęcie posłańca.
Nie są mile widziani? Ciekawe dlaczego? Skąd się biorą tacy jak on?
- Dlaczego pracujecie razem, zamiast konkurować ze sobą nawzajem?
- Kiedyś tak było, podobno, bo mnie jeszcze wówczas na świecie nie było. Plotki mówią, że się mordowaliśmy jak wściekłe hydry. No i ktoś wymyślił, żebyśmy się zjednoczyli. Niewiele kucyków go posłuchało, ale te, co to zrobiły, żyły dłużej. W efekcie, reszta również przystała na to rozwiązaniem - wyjaśnił encyklopedycznym tonem.
- To chyba niebezpieczna praca? - zainteresowała się Night.
- Owszem. Jeśli w pojedynkę idzie się na mantrykorę, to ciężko o przeżycie, w piątkę jest o wiele prościej. To między innymi dlatego się zjednoczyliśmy. Zarobek mniejszy, ale przynajmniej możliwość dożycia starości. Najbardziej jednak nie lubię penetrować magicznych ruin, jedna pułapka i po kucyku, ale lubię swoją pracę. Od dziecka marzyłem o niej. Na rolnika się nie nadaję, pogody kontrolować nie umiem, a rodzinę wyżywić trzeba - westchnął Random.
- A twoi bracia, siostra, nie zarabiają? - zdziwiła się klacz.
- Orange Tail jest tkaczką, a chłopaki to drwale - przerwał na chwilę, po czym dodał szybko po chwili namysłu - ale bezrobotni.
Night Shadow nie miała zielonego pojęcie o zawodzie drwala, aczkolwiek uznała, że cała sprawa jej śmierdzi. W końcu jej ojciec często narzekał, że sośnina staniała, a buczyna drożeje…
- Niby czemu - prychnęła królewna - pełno tu drzew, a popyt na drewno jest, był i będzie. Słysząc te słowa Adventure zarumienił się lekko.
- Chcesz znać prawdę?
Nie obchodziło jej to ani trochę, ale wolała już słuchać o nim, niż o sobie.
- A i owszem, ciekawa jestem.
- Oni nie są bezrobotni - Nighty przewróciła zielonymi oczami - pracują, tylko przepijają co zarobią.
Alikorn spojrzała na niego jak na idiotę. Zastanawiała się dlaczego ten pegaz opowiada jej o całym swoim mało udanym życiu.
- Wywalcie ich z domu - doradziła.
- Nie ma mowy. Są moją rodziną.
- Ale jeśli tego nie zrobisz, jeszcze bardziej się stoczą - wyjaśniła Shad.
- Jeśli to zrobię, nie wezmą się za siebie, tylko zdechną w jakimś rynsztoku, a na to nigdy nie pozwolę - pewny ton pegaza uświadomił jej, że dla tego kucyka bliscy znaczą bardzo wiele.
Poczuła potrzebę przemyślenia paru spraw. Zdała sobie sprawę, że jej własny ród jest dla niej niemal nieznany. Większość wujów, ciotek i kuzynów była jej zupełnie obca. Nie widywała ich za często, a jeśli to tylko na oficjalnych, ociekających dyplomacją wizytach. Kochała brata, nawet lubiła Moonshine Axa, czuła żal do swoich rodziców i to tyle. No, był jeszcze kuzyn Moon Hunter. Dalej mu nie wybaczyła tego, że niechcący zniszczył jej ulubioną książkę o roślinach błotnych.
Random Adventure cały czas coś paplał, a ona była nieobecna, zajęta szukaniem w pamięci znaczących coś dla niej kucyków. Na szczęście ogier zdawał się tego nie zauważać. Był z tych, którym się pysk nie zamyka.
Tymczasem las żył. Pszczoły uwijały się jak w ukropie, chcąc zebrać jak najwięcej kwiatowego pyłku nim nastanie burza, wisząca w ciężkim powietrzu. Ptaki ćwierkały, wesołym trelem. Nawet drzewa nadstawiały korony ku nielicznym promieniom Słońca. Wędrowcy zdawali się jednak tego nie dostrzegać, oboje dość się już napatrzyli.
Baza Randomowych Poszukiwaczy Przygód okazała się całkiem sporym budynkiem z nieociosanego kamienia. Budowla miała jedna grubą wieżę i sprawiała surowe wrażenie. Było to coś pomiędzy bezwładną kupą kamieni a warownym zamkiem. Całkiem możliwe zresztą, że nim kiedyś była. Kiedyś, bo w obecnym stanie nieco przypominała ruinę.
Efekt psychologiczny jest w końcu bardzo ważny - pomyślała Shaddy.
Drzwi stanowiły wrota z dębowego drewna i kutego żelaza. Kołatka miała kształt łba timberwolfa groźnie szczerzącego metalowe kły. Pokrywała ją rdza, nadając jej brunatno-pomarańczową barwę.
Idący koło niej ogier raźnie zastukał do drzwi. Na reakcję czekali krótko.
Po chwili przed nimi zjawił się granatowy pegaz z jaskrawożółtą grzywą. Uśmiechnął się do wyszczerzonego Randoma i radośnie przybił mu kopyto. Musieli być przyjaciółmi.
Obrzydliwe połączenie - pomyślała alikorn - ale moje umaszczenie też wypala oczy i razi gusta modystek. Tylko ciekawe jak on skrada się do takiej mantrykory. Przecież go na pewno widać z dziesięciu kilometrów co najmniej.
- Witaj, Random, szybko wróciłeś - powiedział wesoło granatowy - a kogo tu przyprowadziłeś?
Night poczuła na swoim ciele taksujący wzrok pegaza. Nie było w nim jakiś niedobrych myśli, ten kuc po prostu był ciekawy kim ona jest. Wcale jej to nie dziwiło. Gdyby posiadała przyjaciela, który sprasza randomowe kuce z okolicy, to bez wątpienia czasami czułaby się tym lekko zażenowana.
- Sie masz, Awful Look - Night parsknęła, słysząc to imię. - A ona… Ona jest moją przyjaciółką.
- Ciekawe, czy ona o tym wie - zaśmiał się Awful - ale niech wchodzi. Niemiłe by było z naszej strony zostawić jakąś pannę na dworze podczas burzy. A już kropi, ino czekać aż lunie.
Odsunął się, skrzydłem dając znak, że zaprasza przybyszy do środka. Jej oczom ukazała się niewielka izba. Podłoga była kamienna, a w ścianach znajdowały się liczne drzwi do kolejnych pomieszczeń. Czuła zapach kurzu i wilgoci. Ten dziwny budynek od wewnątrz przypominał jej jakiś loch.
- Chłopaki są we wspólnej sali? - zapytał Adventure.
- Z chrap mi to wyjąłeś, stary.
Ogiery skierowały się ku drugim drzwiom od lewej. Poszła za nimi, obawiając się tego co może zaraz nastąpić.
Pomieszczenie do którego weszli było o wiele większe od tego stanowiącego przedpokój. W kominku wesoło palił się ogień. Pod ścianami ustawiono kilka stołów. Na podłodze leżały cztery kucyki. Trzy pegazy i jednorożec. W pokoju znajdowały się stołki, więc Night Shadow zdziwiła się, iż Randomowi Poszukiwacze Przygód wolą zimną posadzkę.
- Witajcie, chłopaki! - rzucił raźnie brązowogrzywy.
Jego koledzy podnieśli łby, a z ich min wywnioskowała, że właśnie dokonują analizę matematyczną stanu kucykowego ich ekipy.
- Random! Wróciłeś, mantrykora jak widzę ci uciekła - powiedział bordowy pegaz - A to kto… Zaraz, zaraz, toż to Night Shadow, zaginiona królewna Królestwa Nocy!
- Skoro ją widzimy, to już nie jest zaginiona - zauważył jego cytrynowy kolega.
Czarna klacz zamarła. Stało się właśnie to, czego tak bardzo się obawiała. Wiedziała, że nie zdąży uciec, nawet nie próbowała. Ci tu to nie byle idioci, jak ci z królewskiej gwardii. Powinna była spróbować uciekać przed Randomem i pozbyć się go w lesie. Z jednym ogierem jej magia miała jakieś szanse. Z całą szóstką -najmniejszych.
- C-co?! - jej przewodnik zbaraniał. Dolna szczęka mu opadła i wyglądał przez to niesamowicie głupio. Patrzył to na kolegę, to na Nighty. - K-królewna?! Że alikorn?!
Wygrzewający się jak dotąd spokojnie przy kominku jednorożec wstał. Klacz ujrzała, że ma turkusową sierść i niebieską grzywę. Za pomocą swojej magii zdjął z niej płaszcz. Shaddy uśmiechnęła się złośliwie. Miała jeszcze kubraczek, więc efektu natychmiastowego nie będzie. Tak jak się spodziewała kucyki wyraźnie się rozczarowały i zamknęły rozdziawione gęby.
- Na co czekasz, Bastard? - spytał się któryś.
- Co ją będę rozbierał, by zobaczyć skrzydła. Wstydzę się - odparł jednorożec.
- Nightingale… - mruknął Random pytającym tonem.
Omiotła pogardliwym spojrzeniem tę zbieraninę rasistowskich kapitalistów. Aż dziw, że nie sprawdzali, czy aby na pewno jest klaczą. Mogła płakać, panikować i odstawiać cyrki, ale uznała, że nie da im tej satysfakcji.
- Tak, jestem alikornem! Jestem pieprzoną Królewną Nocy! Dziękuję za uwagę, skrzydeł sobie nie obetnę, ale żywcem mnie nie weźmiecie! - wrzasnęła.
- Darkness Sword oferuje za nią tysiąc złotych gwiazd - rzekł bordowy ogier.
- Nie, chłopaki. Zostawicie ją w spokoju - ku jej zdziwieniu poparł ją Adventure.
- A to niby dlaczego? - zapytał się ten, który chciał ją rozbierać. Miał cytrynową sierść i burgundową grzywę.
- Bo to wydaje mi się najwłaściwsze moralnie. Wolność jest cechą, którą cenimy najwyżej, nie? - szary ogier rozejrzał się po sali z nadzieją.
Kuc zwany Bastardem pokiwał łbem. Najwyraźniej słowa pegaza przynajmniej częściowo go przekonały.
Shad bała się, iż odeślą ją do ojca, ale nie traciła nadziei, że Random Adventure przekona resztę. Te kucyki swoją nieświadomą decyzją mogły podarować jej całe życie.
- Daj spokój, Random - do konwersacji włączył się Look. - Nawet jeśli ją puścimy, to nie będzie wolna. Jedyne, co jej pozostanie, to krycie się po lasach. Jak pójdzie do kucyków, rozpoznają ją i złapią. Co to za życie, co to za wolność? Życie bardzo krótkie, bo ona miesiąca w puszczy nie przeżyje! Jako królewnie będzie jej lepiej…
- Skąd wiesz?! - wtrącił się nieoczekiwanie turkusowy - Znasz jej sytuację?! Nie?! No to zamilknij! Ona jest szlachcianką z Królestwa Nocy, a ich arystokracja jest bezwzględna.
- Ona - mówił spokojnie Awful Look - jest narzeczoną Celestial Speara. To dzieciak, taki sam jak ona, może trochę większy, ale z tego, co mówią plotki, wydaje się być raczej w porządku. Wiodłaby szczęśliwe życie u jego boku, z dala od złej szlachty z Królestwa Nocy. Więc twój argument, Spell, jest kaleką wojennym!
Night poczęła się zastanawiać, co o niej mówią plotki. A Celestial Spear mógł sobie być nawet chodzącym ideałem, jeśli chciał. Ona i tak nie miała na niego ochoty.
- Co nie zmienia faktu, że ma prawo do decydowania o swoim życiu - odpowiedział Bastard Spell.
- To co z nią zrobimy? - zapytał żółtogrzywy z rezygnacją w głosie.
Była oburzona tym, że traktuje się ją jak rzecz. Nikt nie zapytał czego ona chce, a to chyba powinno być najważniejsze. Fakt, że jako źrebak uchodziła za głupiutkie, urocze stworzonko niczego nie zmieniał.
- Uczyńmy ją jedną z nas - powiedział Random, tonem jakby mówił rzecz najbardziej oczywistą na świecie.
Wszystkie, no prawie wszystkie, kucyki jak jeden mąż ryknęły gromkim śmiechem. Tylko jednorożec zachował powagę.
- Jako Randomowa Poszukiwaczka Przygód żyłaby w głuszy, nieliczne kucyki, które by ją rozpoznały, łatwo byłoby zastraszyć albo najzwyczajniej dać im w łeb, by zapomniały. Do rodziny jej nie odstawię, bo chłopaki po pijanemu mogłyby coś jej zrobić. Wśród nas miałaby towarzystwo, przygodę i wspaniałe życie - to, co mówił szary pegaz, wydawało się przekonujące, jednak Shadow nie miała najmniejszej ochoty, by wieść taki żywot.
- Adventure, ty chyba rozum postradałeś! Dla twojego wyjaśnienia to jest klacz. Klacze nie nadają… nadają się tylko do robienia dobrze, gotowania strawy i rodzenia źrebiąt - poinformował ciemnozielony pegaz.
- Zamknij pysk, wałachu!- krzyknęła Nighty. Poczuła się mocno urażona jego słowami. - I zjeżdżaj do garów, bo tylko tam się nadajesz!
- Prędzej do pędzenia bimbru - parsknął bordowy. - Zmieniłem zdanie, podoba mi się ta kobyła. Ma większe jaja niż Crossbow!
- Dla twojej informacji, Green Crossbow - rzekł Adventure - ta nadająca się jedynie do rodzenia źrebiąt - na te słowa kilka kucyków zaczęło się śmiać - klacz przez jakieś dwa tygodnie włóczyła się samotnie po Nightforest i dotarła tutaj z samego Mooncastle.
Jej modlitwy chyba zostały wysłuchane, bo łowcy zmienili nastawienie i najwidoczniej byli jednak za tym by z nimi została. Jedyna klacz wśród ogierów - nieco przerażająca wizja pełna alkoholu i niepranych onucy.
- Panowie! Przecież to jeszcze źrebię. Chcecie by stała się jej krzywda? Wy chyba oszaleliście - westchnął Awful Look.
- Wiesz co, Awful? Gadasz jak moja matka! Krzywda?! Z nami?! A to dobre - zakpił Random.
- W sumie, to alikorna jeszcze w drużynie nie mieliśmy. Niech żyje postęp - uśmiechnął się cytrynowy.
Nie wiedziała na czym ten postęp ma właściwie polegać, chyba jedynie na wyplenieniu rasizmu i mizoginii z tej jednostki paramilitarnej. I choć nie chciała wcale do niej należeć, to uważała, że lepsza kariera Randomowego Poszukiwacza Przygód niż wieczna, bezcelowa tułaczka po całym świecie.
- To co, chłopaki, niech wpisze się do księgi i idziemy na obiad, nie? - powiedział Bastard.
- To się pospieszmy! - krzyknął Green Crossbow. - Mamusia dziś gotuje moje ulubione danie.
Czarna klacz uśmiechnęła się pod nosem. A więc matka Greena robiła im za kucharkę… Na dodatek jak słodko synalek ją nazywał. Musiał ją bardzo kochać.
Bordowy gdzieś zniknął, by zaraz się pojawić z grubą księgą, obitą w smoczą skórę, z mosiężnymi okuciami oraz piórem feniksa i buteleczką inkaustu, wykonaną z ciała timberwolfa. Wzbudziło to jej podziw, ponieważ wątpiła by Poszukiwacze zakupili ten przedmiot. Musieli go wykonać samodzielnie albo ukraść.
- Robota dla ciebie, Spell! - krzyknął.
Niebieskogrzywy z gracją użył swojej błękitnej magii do przejęcia ciężkiego woluminu. Przekartkował pożółkłe stronnice, aż natrafił na puste miejsce.
- Imię Night Shadow, rasa alikorn, płeć, o płci nigdy nie pisaliśmy - mamrotał sam do siebie - sierść czarna, grzywa i oczy zielone, wiek w chwili przyjęcia, ile ty masz właściwie lat, źrebaku?
- 10…
- No, zdarzali się młodsi od ciebie, pochodzenie Mooncastle w Królestwie Nocy, Uroczy Znaczek... Yee - jednorożec zaczerwienił się na pysku. - Masz ty znaczek?
Shad parsknęła. Zawsze ją bawiło to, że ogiery zazwyczaj noszą dość skąpe szaty, a klacze są pozakrywane jak trupy na pogrzebach. Odchyliła magią szarą derkę, zakrywającą zad.
- Znaczek srebrny półksiężyc otoczony zielonkawym czymś. Magia zielona. Specjalny talent?
- Magia iluzji - odpowiedziała.
W oczach barwy indygo dostrzegła błysk zainteresowania.
- Ha, przydasz nam się. Bojowe umiesz? Jako alikorn masz potencjał wygenerować taką kulę ognistą, że hej!
Zrozumiała. Jednorożec musiał być magiem, dlatego zaciekawił go jej specjalny talent.
- Nie za bardzo. Próbowałam się nauczyć, ale jakoś mi nie leżą. Jako tako opanowałam błyskawice…
- No nic, podszkolę cię, mała. Niech się pieprzone potworzyska szykują na pożegnanie z życiem. Jeszcze się tu podpisz i możemy iść na obiad.
Magią przejęła pióro i złożyła dość koślawy podpis. Z kaligrafii zawsze była beznadziejna.
Zgromadzone kucyki z uznaniem pokiwały głowami i skierowały się do jadalni. Były to pierwsze drzwi na lewo, licząc od Sali Wspólnej.
Była to długa i wąska halla. Stał w niej podłużny, drewniany stół, a przy nim parę stołków. Ogiery skierowały się na swoje miejsca. Night nie wiedziała gdzie ma usiąść, ale Random gestem skrzydła wskazał miejsce obok siebie.
- Nie martw się - powiedział - byłem zaledwie dwa lata starszy, kiedy zaczynałem. Przyzwyczaisz się do tej roboty. Nawet ją polubisz.
Na pewno… Zabijanie mantrykor musi być bardzo fajne. Podobnie jak włóczenie się po jakiś ruinach… Sunshine Arrow nawet nie spojrzałaby na taką bandę obdartusów - pomyślała.
- Nie martwię się - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem - i dziękuję za to, że mi pomogłeś. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Niecierpliwie czekali na posiłek, kręcąc się nerwowo na stołkach i waląc kopytkami o blat stołu. Stanowili malowniczą zbieraninę najdziwniejszych indywiduów, jakie klacz kiedykolwiek oglądała.
Bastard Spell, turkusowy jednorożec w długiej do ziemi, granatowej szacie lewitował przed sobą książkę zatytułowaną „Sztuka Kulinarna Kucy Północy”. Wyglądał na szczerze pochłoniętego lekturą i nie zwracał uwagi na innych.
Zielony pegaz o brązowej grzywie zwany Green Crossbowem nucił jakąś piosenkę. Chyba było to „Ogiery na wojnę”, ale równie dobrze mogło to być „Pięć rozwiązłych klaczy”. Całkiem możliwe, że kuc pomieszał oba teksty, ponieważ nic się nie rymowało.
Cytrynowy Javelin Ichor łaskotał piórem po pysku swojego bordowego kolegę. Blood Maker wyglądał na całkiem zadowolonego z tego powodu.
Awful położył łeb na blacie i chyba zasnął. Random Adventure wykorzystał okazję i namalował mu, przy pomocy kawałka węgla, malownicze wąsy oraz coś co przypominało łagiewkę pyłkową. Klacz nie miała pojęcia czym to coś było.
W końcu doczekali się. Do pomieszczenia weszła starsza klacz pegaza, o jasnoróżowej sierści i pomarańczowych włosach, niosąca duży dzban. Położyła go na stole i wróciła skąd przyszła, by chwilę później pojawić się z kolejnym dzbanem. Jeszcze kilka razy sytuacja się powtórzyła, po czym matka Crossbowa przyniosła puchary dla wszystkich.
Shadow miała ochotę powiedzieć chłopakom, że wszystko przebiegłoby o wiele szybciej, gdyby sami raczyli ruszyć swoje leniwe zady. W sytuacji w której służba była nieliczna i mało wydajna, wydawało się to jedynym słusznym rozwiązaniem.
W końcu na stole pojawiły się wielka waza z zupą i miski. Łyżek nie było. Nie zdziwiła się. RPP stanowiły głównie pegazy, a dla nich używanie sztućców musiało być nieco kłopotliwe. W takich chwilach cieszyła się, że ma róg.
Za pomocą wielkiej chochli stara klacz nalewała im polewki do misek. Zupa była gęsta, pływały w niej różne grzybki i smakowicie wyglądające liście. Dla królewny, która dawno nie widziała porządnej strawy, ciepła ciecz smakowała znakomicie. Miała ochotę rozkoszować się każdym łykiem, ale głód był zbyt silny i pożarła wszystko w mgnieniu oka. Widząc to, różowa nalała jej kolejną porcję. Tym razem zielonogrzywa powoli delektowała się smakiem.
- Bardzo dobrze pani gotuje - pochwaliła kucharkę, ku jej zdziwieniu.
- Cukiereczku, jeszcze nigdy nikt nie pochwalił mojej kuchni. Dziękuję ci - matka Greena rozpromieniła się.
- Myśleliśmy, że o tym wiesz, Delicious Food - bąknął cytrynowy.
- Ogiery! - prychnęła pomarańczowogrzywa. - Wszystkie to idioci, a mój syn najgłupszy z nich wszystkich!
- Mamo, nie mów tak - zbuntował się zielony pegaz.
- A co będę kłamać - skwitowała starsza klacz, grożąc mu drewnianą chochlą.
Nighty zajrzała do pucharu. Znajdował się w nim ciemnoczerwony płyn. Powąchała go ostrożnie. Wiedziała co to jest. Rodzice nie pozwalali jej spożywać substancji pachnących w ten sposób.
Wino, nigdy tego nie piłam - pomyślała. - No cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz.
Przylewitowała kielich do ust i spróbowała. Napój smakował obrzydliwie, ale była spragniona, więc osuszyła puchar do dna.
Na przyszłość poproszę o wodę - postanowiła, krzywiąc się.
Skończyli jeść i powrócili do wspólnej sali. Kucyki gadały ze sobą, o tym co przyniesie jutro. To był cały ich świat i praca. Takie mieli życie i żywo interesowali się tym co mają zrobić, za ile i za czyje złoto.
- Mamy zlecenie - zaczął Spell - dobrze płatne. Idziemy całą kupą. Wychodzimy jutro o świcie.
- Powiedz wreszcie gdzie i po co?! - nie wytrzymał bordowy.
- Do ruin miasta Alikorngard, jakieś pięćdziesiąt mil od tego miejsca, czyli jakieś trzy dni drogi. Po naszyjnik. Srebrny z rubinami, przypominający alikorna - wyjaśnił Bastard. - Nazywa się Amulet Alikorna, jeśli cię to interesuje, Blood Makerze.
Pegaz prychnął i machnął szarym ogonem. Najwyraźniej nie spodobała mu się ta informacja.
- Tylko nie ruiny alikornów - jęczał Adventure, a widząc zdziwioną minę, Shad wyjaśnił szybko. - One są bardzo niebezpieczne, ale pełne wartościowych przedmiotów. Jak dotąd byłem tam raz i poprzysiągłem nigdy nie wracać! Słyszałeś, jednorożcu?!
Niebieskogrzywy jednorożec strzepał nieistniejący pyłek ze swojego poszerzanego rękawa. Raczej nie przejął się szczególnie protestem szarego pegaza.
- Nie trząś portkami, Random - Bastard Spell zwrócił spojrzenie oczu barwy indygo w pegaza - idziemy tam wszyscy razem. Będziesz miał mnie i ją.
- Yyy - gdyby nie czarna sierść, to Shaddy by pobladła.
- Młoda, nie przejmuj się - uśmiechnął się czarodziej - to twoja rasa wzniosła to miasto, więc dla takich jak ty powinno być mniej niebezpieczne.
- Yyy.
Night Shadow z całą pewnością nie miała ochoty na kolejną epicką przygodę. Plany na zdobycie tronu przełożyła na czas bliżej, a raczej dalej nieokreślony, więc była święcie przekonana, że przynajmniej najbliższy tydzień spędzi, we względnym spokoju, na poznawaniu okolicy oraz swoich dziwnych towarzyszy.
- Ale ja nic nie umiem i się tak w ogóle słabo nadaję.
- Nie doceniasz się - zaśmiał się Awful. - Gdybyś ty widziała Spella na ostatniej akcji. Ta ofiara losu spieprzała przed mokrym timberwolfem, aż się kurzyło. Ty masz rzucać zaklęcia, rozumiesz? - Night kiwnęła głową, na znak, że rozumie - A my będziemy walczyć.
Róg Bastarda zalśnił i skierował się groźnie w stronę żółtogrzywego. Jeden z pegazów, Blood Maker przerwał im.
- No to co, chłopaki, idziemy spać, nie? Jutro trzeba wcześnie wstać.
„Chłopaki” pokiwały głowami, najwyraźniej zgadzając się z towarzyszem.
Kucyki rozeszły się do swoich kwater, a Shaddy została sama. Nie wiedząc co ma ze sobą zrobić ułożyła się przy kominku. Było ciemno i klacz zastanawiała się co dalej.
Jak teraz ułoży się moje życie?
Zwinęła się w kłębek i próbowała zasnąć. Leżała tak kilka godzin, na twardej, niewygodnej i brudnej (!) podłodze. Na domiar złego zrobiło się strasznie zimno, kiedy kominek zgasł. Te wszystkie cechy sprawiły, iż trzęsła się jakby miała gorączkę, a ząb na ząb nie trafiał.
Gdzieś około północy w sali zjawił się Random Adventure.
- Cholera! Kompletnie zapomniałem, że nie masz gdzie spać - mruknął - wybacz Shad. Chodź, mamy kilka wolnych pokoi.
Posłusznie podążyła za nim. Szli po schodach, na górne kondygnacje i czarna alikorn zrozumiała, że znajdują się w wieży. W końcu przystanęli przy pokrytych pajęczyną drzwiach. Nighty zadrżała. Miała arachnofobię.
Liliowooki pegaz popchnął drzwi chrapami i zaprosił ją do środka.
Oczom alikorna ukazał się niewielki pokoik, spowity grubą warstwą kurzu i pajęczyn. Przez jedno, wysokie i wąskie okno wpadało światło księżyca. Pierwszym co zrobiła Shadow było zabranie brudu, kurzu i pajęczyn swoją magią i wyrzucenie ich za okno. Widząc to, Random z uznaniem pokiwał głową.
- Dasz sobie radę. Dobranoc towarzyszko - powiedział i zostawił ją samą.
Komnata była wyposażona w wąskie, twarde łóżko z dębowej deski, rozchybotany stołek, kufer i stół. Nie wiedziała, że ten ostatni mebel znajduje się jedynie w komnatach jednorożców. Nie wiedziała, kto tu kiedyś spał, ale miała się o tym jeszcze dowiedzieć.
Rzuciła się na wyrko i zwinęła w kłębek, kładąc przednie kopyta pod brodą. Za okrycie musiał służyć jej płaszcz. Kiepskie warunki nie przeszkadzały jej. Zasnęła od razu. Jutro miał być jej wielki dzień, pierwszy w nowym domu.
Wiadomość doklejona: 01 Września 2014, 00:56:29
Czas na Rozdział VI, tym razem dam wam z dysku gogle, będzie się milej czytać
https://docs.google.com/document/d/1bg7yjwsyPUDotSYyyWN9QDSAfIReRLaNR8dAvYcvu4s/edit?usp=sharingCień Nocy
Rozdział VI: Wyprawa do korzeni
Obudzono ją brutalnie o świcie. Spała sobie smacznie, kiedy nagle poczuła, że jakiś kucyk wylał na nią wiadro zimnej wody. Nighty poderwała się gwałtownie i zdzieliła delikwenta w pyszczek.
- Ała - jęknął Random Adventure, rozmasowując sobie obolały ganasz.
Shadow otrzepała się jak mokry pies, rozbryzgując dookoła krople wody. Sierść jej się nieco nastroszyła, ale nie przejęła się tym zbytnio. Jedno małe zaklęcie i już była sucha, i z normalną, rozczochraną fryzurą.
- Nie mogłeś mnie normalnie obudzić?! - wrzasnęła czarna klacz.
- A to nie było normalnie? - ogier zdziwił się szczerze.
- Hmmm, nie?
- No dobra, na przyszłość zapamiętam i kulturalnie ściągnę z ciebie koc po czym otworzę okno - obiecał, a Shad pacnęła się kopytem w czoło. - A teraz chodź na śniadanie, im szybciej wyruszymy, tym lepiej.
- Mhm.
Uznała, że nie skomentuje, iż mógł po prostu powiedzieć „Wstawaj!” albo szturchnąć ją lekko kopytem. Fakt, że na nią i tak by taka forma budzenia nie zadziałała niczego nie zmieniał. Dobre maniery muszą być.
Opuścili jej pokój i zeszli po schodach do jadalni. Reszta Randomowych Poszukiwaczy Przygód już tam była i wyraźnie się nudziła, co objawiało się czynnościami takimi jak gapienie się w powałę oraz kopanie kolegów.
Zajęli swoje miejsca i ogarniali, jakie to pyszności przygotowała im matka Crossbowa. Zupa szczypiorkowo-serowa, kanapki z liśćmi wiśni i wiele innych specjałów szybko zniknęło z misek i talerzy. Smakowały wyśmienicie, może nie tak wyrafinowanie jak twory kucharza z zamku Mooncastle, aczkolwiek w swojej prostocie miały sporo uroku. Klaczka podejrzewała, że po prostu nie były zanadto przekombinowane, jak to często bywało z jedzeniem na dworze.
Ze zdziwieniem słuchała marudzenia Crossbowa, że zupa jest za słona, a kanapki „jakieś niedorobione”. W końcu to ona była królewną i powinna być najbardziej kapryśna, i marudna z całej tej bandy. Rzuciła Randomowi szybkie, zaciekawione spojrzenie. Pegaz najwidoczniej zrozumiał, bo odpowiedział półgębkiem:
- On tak zawsze, jeśli nie marudzi, nie przeszkadza i nie psuje innym nastroju, to znaczy, że jest chory. - widząc jej zdumione spojrzenie, dodał po chwili - Ale to dobry kompan, można na nim polegać, kiedy szarżuje na ciebie stado hydr! Jak na nas wszystkich, zresztą…
Zielonogrzywa pokiwała łbem. Poszukiwacze wydawali się być wyjątkowo chaotyczną zgrają, w której panowały siła, entropia i Bastard Spell. Królewna Nocy nie pojmowała jakim cudem trzymali się razem od tylu lat i nie pozabijali się nawzajem. System działał, wbrew wszelkiej logice.
Kucyki wstały. Alikorn skierowała się za nimi do zbrojowni. Zaciekawiona tym jakie uzbrojenie mają Randomowi Poszukiwacze Przygód zeszła po rozklekotanych, drewnianych schodach. Sala musiała znajdować się pod poziomem gruntu, w piwnicach warowni.
Było to dość przestronne pomieszczenie, pełne kufrów, stojaków i manekinów. Znajdowały się tam pancerze i broń. Na ścianach porozwieszano pegazie topory i kusze oraz morgensterny. Naliczyła również cztery drewniane tarcze, z których łuszcząca się farba odpadała już sporymi płatami. Ciężko było stwierdzić jakie barwy i herby nosiły w przeszłości. Dziś należały do rycerzy przypadku, herbu kurz i brud. Zbroje nałożone na manekiny również nie prezentowały się najpiękniej. Wszystkie były przynajmniej lekko zardzewiałe i zakrwawione, a przynajmniej klacz miała nadzieję, że zakrzepłe brunatne plamy to krew, a nie fekalia czy śluz jakiegoś potwora.
Ogiery zakładały na siebie potrzebne im sprzęty, uwijając się jak w ukropie, a Night stała, nie wiedząc co robić. Nigdy nie nosiła zbroi, nie umiała władać orężem. Jej broń stanowił jej umysł i zdolności do dawania nogi. Stała w miejscu i przyglądała się poczynaniom towarzyszy broni. Sprawność z jaką dociągali skórzane paski i narzucali na siebie kolejne warstwy przeszywanic, kolczug, łusek, skór i blachy wskazywały na to, że robili to przez całe życie. Ciekawiło ją, czy ona też kiedyś taka będzie. Nic nierobienie przerwał jej Bastard Spell.
- Znajdź coś sobie - rzucił jednorożec, jakby mimochodem.
- Ale ja nie wiem co - odpowiedziała, kładąc uszy po sobie.
Ogier zmrużył swoje ślepia barwy indygo i zamyślił się przez parę sekund.
- Chłopaki, mamy coś lekkiego i w miarę niedużego? - krzyknął.
- Randoma! - wydarł się cytrynowy, zwany Javelin Ichor.
Magowie - stary i młoda równocześnie przewrócili oczami, pokazując jasno i zrozumiale co myślą o takich głupich odzywkach.
- Lekki pancerz - poprawił się turkusowy kucyk.
- Yyy - miny pegazów świadczyły, że ich pamięć nie jest najlepsza.
- Jest taki jeden staroć - zaczął Awful Look, ale Spell nie pozwolił mu dokończyć zdania.
- To dawaj go, już. Wiesz, gdzie idziemy, dziewczyna nie może iść bez pancerza.
Żółtogrzywy pegaz podszedł do jednej ze skrzyń i grzebał w niej przez dłuższą chwilę. Wyglądało to tak, że rzucał za siebie przedmioty niepotrzebne, takie jak wielki, zardzewiały labras, książka „Jak konserwować smoczą skórę”, pustą flaszkę po eliksirze wysokoprocentowym, sznurek, zdechłego szczura i hełm typu psi pysk, który jak Blood uznał, idealnie pasowałby do pyska Greena. W końcu Awful znalazł obiekt swoich poszukiwań. Podszedł do wyraźnie zniecierpliwionych magów, niosąc w uśmiechniętym pysku zardzewiałe metalowo-skórzane coś. Bastard, chyba podobnie jak ona, nie wiedział do czego, to służy, bo zapytał:
- A co to, kobyła mać, ma być?!
- Kobyła mać? - szepnął bordowogrzywy.
- Przy źrebiętach się, ***, nie przeklina - wyjaśnił mu Maker.
Róg turkusowego jednorożca zalśnił ostrzegawczo, przerywając pegazom wesołą rozmowę. Bastard Spell najwyraźniej nie lubił być obgadywanym.
- Jego stara zbroja - rzekł Awful, wskazując na szarego kolegę. Widząc rozdziawione gęby Shadow i Spella, dodał szybko - Konkretniej jego pierwsza zbroja.
Night Shado tępo wpatrywała się w dziwną stertę skóry ze stalą. Nie była nawet w stanie stwierdzić, która płytka do czego pasuje.
- Na co czekasz, zakładaj - pogonił ją niebieskogrzywy.
- Ale ja nie wiem jak…
Magia Spella otoczyła całe jej ciało i zdjęła płaszcz, po czym narzuciła na nią całe żelastwo. Cały zabieg trwał ledwie parę sekund. Jednorożec najwyraźniej dobrze znał się na robocie zwanej zbrojo-ubieraniem.
- Szkoda, że nie mamy żadnej małej przeszywki - jęknął Bastard. - Ale już lepiej bez niej, niż z tak za dużą, że byś się w niej ruszać nie mogła…
I tak pod ciężarem jaki teraz czuła ledwo się ruszała. Na grzbiecie, po bokach i na nogach miała metalowe płyty, pod brzuchem szerokie, skórzane pasy. O dziwo, „to coś” okazało się nie być aż tak niewygodne, jak początkowo myślała. W każdym razie, nie krępowało ruchów. Za to efekt wizualny, był żałosny. Czerwonawe plamy z rdzy, kurz, wykonanie przez poślednich rzemieślników…
- Może znalazłby się jeszcze jakiś hełm, Look? - zainteresował się jednorożec.
- Na nią? Nie ma szans. Z trzech powodów… Mianowicie: jest klaczą, ma róg, jest alikornem.
- Ja też mam róg - przypomniał mu Bastard Spell.
- Tak, ale łeb masz ogiera, a ona nie. Jej rasa ma inną budowę. Może coś znajdzie w Alikorngard - zastanowił się granatowy kuc.
Z jednej strony odetchnęła z ulgą. Hełby były takie ciasne, niewygodne łeb się w nich musiał pocić, a ciężar powodować ból karku spowodowany wielogodzinnym noszeniem, ale z drugiej nie chciała zostać zabita przez to coś, z czym ma przyjść im walczyć.
- Wszyscy gotowi?! - głośno zapytał niebieskogrzywy.
- Taak! - odpowiedziały chórem ogiery i klacz.
W samej rzeczy, RPP prezentowali się nad wyraz groźnie w swoich ciężkich kolczugach, z elementami płytówy. Alikorn nie pojmowała jakim cudem są w stanie latać pod takim obciążeniem. Broń stanowiły kusze, przyczepiane ostrza i jeden miecz. Tylko Spell i Nighty nie nosili oręża. Posiadacze rogu polegali tylko i wyłącznie na swojej magii. No, Bastard polegał. Ona polegała na swoich nowych znajomych oraz umiejętności szybkiej ucieczki.
- No, to wyruszamy - oznajmił przywódca oddziału.
Galopem rzucili się ku wyjściu, pokrzykując radośnie, ciesząc się ze zbliżającej się wyprawy. Ani trochę nie przeszkadzało im to, że potykają się i tratują nawzajem. Najwyraźniej wymarsz, wyjście na szlak stanowiło dla nich nie tylko formę zarobku i pracy, ale również rozrywki. To było całe ich życie.
Przed drzwiami wejściowymi czekały na nich bagaże. Delicious Food spakowała im prowiant. Zielonogrzywa zajrzała do swych juk. Zdziwiła się, widząc kilka ksiąg i magicznych kryształów. Zdziwiona, spojrzała pytająco na Bastarda. Kuc kiwnął łbem, dając do zrozumienia, że to jego robota.
- Zanim tam dotrzemy minie kilka dni. Ten czas trzeba spożytkować na twoją edukację.
Edukację, jasne. W końcu póki co moja przydatność bojowa jest na poziomie liczb ujemnych! A takie jak wiadomo nawet nie istnieją ! Trzeba być ostatnim kretynem, by brać kompletnie nieobeznaną z walką klacz na taką wyprawę. Jak to mawiała Sunshine Arrow - Nie przeszkolony żołnierz nie nadaje się nawet na mięso kopijne ! - pomyślała z goryczą.
Wyruszyli żwawym stępem, rozmawiając z podekscytowaniem w głosie. Ciężko było im się zresztą dziwić. Poranek znajdowała jako piękny. Słonko świeciło lekko, a jego promienie malowniczo rozpraszała rzadka mgiełka, która pozostała po nocy. Krople rosy świeciły wszystkimi barwami tęczy, podkreślając urodę roślin. Woda gromadziła się garściami w zagłębieniach szerokich liści łopianu. Jakieś małe ptaszki świergotały radośnie wśród gałęzi młodego jesionu.
Tak, poranek był piękny i zwiastował jeszcze piękniejszy dzień. Gdyby ktoś spotkał ich na szlaku pomyślałby niechybnie, że urządzają sobie wycieczkę po jagody, jeżyny albo jakieś zioła dla alchemików. A dlaczego w zbrojach i z bronią? Bo zbójcy w okolicy podobno grasują!
Tylko dwa kucyki wyglądały na głęboko nieszczęśliwe - Night Shadow i Random Adventure. Oboje ociągali się i mieli miny wskazujące na to, że od niezwykłej, niepowtarzalnej przygody woleliby ciepłe łóżka i święty spokój. Zdawali się nawet nie dostrzegać nic z naturalnego uroku lasu mieszanego. Dlatego ona kuce szybko znalazły się na tyle maszerującej kolumny.
- Byłeś już w Alikorngard, co tam jest? - przełamała ciszę czarna klacz.
- Piękno, historia i śmierć - odpowiedział, unosząc łeb z wysiłkiem - bogactwa, strzeżone przez umarłych.
A temu co się stało? Wewnętrzny poeta się odezwał?
- Co to znaczy „strzeżone przez umarłych”? - zaintrygowała się Shaddy.
- Miasto alikornów zniszczyła zaraza, zesłana na nie przez jednorożce, twoja rasa we wściekłości i swej bezsilności przeklęła to miejsce i samych siebie. Teraz ich trupy strzegą skarbów i tajemnic, a także zabijają wszystko co żyje.
- Mógłbyś powiedzieć coś więcej o historii Alikorngard?
- Nie, więcej sam nie wiem. Zapytaj Bastarda, jestem pewien, że on może odpowiedzieć na twoje pytania - liliowe oczy kucyka zwróciły się ku niej.
Bez chwili zastanowienia wypaliła:
- Co się tam wtedy stało? - nie musiała tłumaczyć, że chodzi jej o wyprawę, podczas której uczestniczył Adventure.
- Zginęła większość z nas, dlatego jest nas teraz tak mało - rzekł ponuro. - Nie pytaj mnie więcej o to, proszę.
- Nie będę - obiecała zielonooka.
Zostawiła go samego, choć to o czym jej powiedział, tylko wzmogło w niej strach przed tymi ruinami. Nie bała się czyhającej tam śmierci, lecz konfrontacji ze swoim dziedzictwem. Nie chciała patrzeć, na porażkę swojej rasy. Przerażało ją, że to co tam zobaczy może się powtórzyć i spotkać Mooncastle oraz całe Królestwo Nocy.
Zaraza, niewidzialny wróg, z którym nie sposób walczyć.
Gniew Harmonii.
Nieuchronna zagłada, mordująca winnych i niewinnych; klacze, ogiery i źrebięta.
Niszczycielska siła zdolna powalić najpotężniejszą z ras Caballusii.
I zaklęcie, które objęło swoim działaniem całe miasto.
Urok śmierci, wytwór nekromancji, na granicy goecji.
Upiory, marionetki z alikornów. I kto nimi włada? Śmierć czy Harmonia? A może sam Chaos…
Czym jest czas? Rzeką? Nie…
On niesie nas ze sobą. Jesteśmy chwilą, rozbłyskiem, który gaśnie po chwili i po którym nie zostaje nic. Night Shadow nie chciała być kolejnym niczym, kolejnym padłym alikornem, kolejną schwytaną w sidła śmierci.
Wszystko co wskazywało na zagładę, na koniec rozbłysku było widokiem smutnym. Bo wiedziała, że nic nie przywróci jej rasie utraconego dziedzictwa.
Ale z drugiej strony ciekawiło ją to. Chciała wiedzieć wszystko o Starożytnych. W końcu była ich potomkinią. Fascynowali ją oni sami oraz ich osiągnięcia. To właśnie ciekawość sprawiła, ze podbiegła do Spella, z prośbą o opowiedzenie jej historii Złotego Miasta.
- Miasto Alikorngard - zaczął jednorożec - było głównym, z nielicznych ośrodków miejskich rasy alikornów. Zbudowano je w II erze, a zagładzie uległo w IV. Nazywa się je Złotym Miastem, gdyż wiele budynków jest pokrytych tym właśnie kruszcem. Znajduje się tam też wiele fontann, posągów, a świątynie ku czci Pani Nocy i Dnia, zwanej Harmonią oszałamiają swoją wspaniałością. Mają witraże wysadzane szlachetnymi kamieniami, a malowidła doskonale zachowały się po dziś dzień. Ogólnie wszystko się tam doskonale zachowało. Ani chybi magia. Całe państwo było mocno zmilitaryzowane, coś jak twoje Królestwo Nocy… W każdym bądź razie, alikorny, które bez dwóch zdań są najpotężniejszą rasą equeidów , nie były przyjaźnie usposobione do pegazów, jednorożców i ziemskich kucyków. Traktowały je z pogardą, odmawiały handlu i chciały je zniewolić. Kiedy podbiły ziemskie kuce, pozostałe rasy nie przejęły się losem byle wieśniaków. Potem przyszła kolej na pegazy. Walczyły dzielnie, ale z potężną magią nie miały szans. Jednorożce, widząc to, co spotkało inne rasy, nie były nieprzygotowane. Stawiły mocny opór. Ich magia była słabsza, ale liczebność większa. W końcu jeden z nich, przodek najsłynniejszego z jednorożców, Plague Brodaty zmodyfikował przy pomocy magii ospę. Nikt nie wie jak to zrobił, ale podrzucono zarażone zwłoki do Alikorngard. Dzielni wojownicy byli bezsilni w walce z niewidocznym wrogiem. Ci, którzy na początku zorientowali się co się dzieje, uciekli ze Złotego Miasta. Byli to właśnie twoi przodkowie. Reszta zginęła. Przed śmiercią najpotężniejsi z magów zebrali się, by przeprowadzić rytuał. Użyli nekromancji, związano dusze wszystkich mieszkańców z ich ciałami i wszczepiono w nie rządzę mordu. Na dzień dzisiejszy to same szkielety albo wysuszone mumie, zależy od okazu, które nie wiem dlaczego, ale się nie rozwaliły. Nie można ich zabić, ani się z nimi porozumieć. Zostali przeklęci przez Harmonię, za swój czyn - Bastard skończył przemowę, a Nighty stała jak oniemiała.
To było fascynujące. I przerażające zarazem.
- Byłeś tam? - zapytała, choć znała odpowiedź.
- Byłem. Dwa razy. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie widziałem czegoś tak pięknego. Trzeba przyznać, że alikorny umiały budować i miały dobry gust.
- A jak to się stało, że ci, którzy przeżyli zawładnęli wszystkimi innymi kucykami? - zaintrygowała się klaczka.
- Założyli własny kraik, małe państewko na południu Caballusi. A teraz nadstaw tych wielkich uszu, bo ta część historii jest tajemnicą dla większości kucyków - uśmiechnął się złośliwie Spell - z woli alikornów, gwoli ścisłości. Było ich niewiele, ale byli potężni. Jesteście więksi, szybsi i silniejsi od statystycznych kucyków. No i władacie potężną magią, niedostępną większości jednorożców. Pierwsze tereny, na południu Królestwa Nocy podbili siłą. Następnie przekonywali słowami, magią i żelazem. W końcu opanowaliście cały kontynent. Najdłużej opierała się Equestria, ale w końcu Celestia i Luna - tutaj jednorożec roześmiał się głośno - no dobrze, ta druga tylko pomogła, bo była wówczas jeszcze nastoletnią klaczą, pokonały siejącego Chaos draconequusa Discorda i mianowały się Władczyniami Equestrii. Wielu się to nie podobało, najbardziej oporni na indoktrynację zadynadali na szubienicach albo znikali w tajemniczych okolicznościach… Co się tak patrzysz?
- Yyy… - Shad była zszokowana, przerażona i niedowierzała, że jej rasa mogła być tak okrutna.
Natychmiast przypomniała sobie jednak swojego ojca i przestała się dziwić. „Wiara w moc i potęgę monarchów jest fundamentem państw Caballusii, królewno. Bez niej proste kuce by się zbuntowały, obaliły kastę rządzącą, a potem powyrzynałyby się nawzajem, tak jak to robiły tysiące lat temu. Dlatego wybacz, ale dzisiaj nie mam dla ciebie czasu i nie pokażę tobie tych zaklęć. Jutro też będę zajęty. W zasadzie przez cały tydzień będę…”
Tron Nocy, obowiązki i utrzymywanie obywateli w ryzach. Trochę ekonomii i gospodarki. Tak się robi państwo. Dzięki, tato. Szkoda, że nigdy mi nie pokazałeś czaru podstawowej przemiany!
- Alikorny postępowały tak na wszystkich zdobytych przez siebie terenach - podjął jednorożec, wyrywając klacz z odrętwienia. - Oczywiście, wraz z biegiem czasu trzeba było złagodzić swój wizerunek. Przestano wieszać publicznie, księgi historyczne obwołano apokryfami i spalono, podobnie jak co mądrzejszych. Zaczęto indoktrynować od źrebaka, zaczęliście wówczas wmawiać im, że zesłała was sama Harmonia, byście przewodzili małymi kucykami dla ich dobra. Celestia się nawet posunęła do tego, że obwołała się boginią, córką Harmonii - Bastard Spell popatrzył na nią okrutnie oczami barwy indygo.
- Skąd ty to wiesz, dlaczego mam wierzyć, że to prawda? - spytała, spuszczając wzrok.
- Studiowałem na Uniwersytecie Canterlockim - powiedział ze złością w głosie. - Byłem bękartem jednego ze szlacheckich rodów, ale okazało się, że mam talent do magii, więc trafiłem na studia magiczne. Zawsze kochałem księgi, na przedostatnim roku trafiłem do zakazanego działu w bibliotece. No dobra, włamałem się do prywatnej biblioteki Jejmości Celestii! To tam trzymano apokryfy. Znalazłem tam bardzo stare księgi. Byłem podekscytowany i zdziwiony. To były kroniki, z różnych okresów. Opowiadały one o alikornach, wszystko było o tej rasie. No dobra, nie wszystko. Były też woluminy nekromancji i inne mroczne syfy. Na początku myślałem, że to jakieś paszkwile, ale tego było za dużo i z różnych przełomów czasu. Ale wszystko to Niewiadome Lata. Czyli od drugiej do piątej ery. To nie były mistyfikacje. Byłem młody, ale nie głupi. Fakt, to czego się dowiedziałem mocno mną wstrząsnęło i nie mogłem uwierzyć, że moja królowa jest taka okrutna. W końcu sam wierzyłem, że jest ukochaną córą Bogini. Dlatego kontynuowałbym dalej studia, jak gdyby nigdy nic, ale zaczęto poszukiwać włamywacza, który zabrał te kroniki. Zwróciłbym je, ale problem był taki, że już ich nie miałem. Ktoś mi je, mówiąc dosadnie, podpierdolił. Posiadacza woluminów o uprawianie zakazanej magii i odgórnie skazano na śmierć. No to zwiałem, winny jedynie znania prawdy.
- To straszne - jęknęła czarna alikorn.
Nienawiść w jego głosie stała się nagle dla niej zupełnie zrozumiała, sama zaczęła żywić to uczucie do samozwańczej Królowej Dnia. Mało wiedziała o Królowej Celestii. Właściwie to jedynie to, że jest potężna i ma wielką armię, którą potrafi dowodzić „w chuj dobrze”, jak mawiał wuj Moonshine Axe.
- Czyli cholerne skrzydłorogi ukryły to nawet przed częścią swoich - zamyślił się turkusowy. - Powiedz mi, że wiesz przynajmniej o oszustwie Doby.
- Wiem - mruknęła i kiwnęła głową, na co niebieskogrzywy odetchnął z ulgą - nie wznosimy Słońca i Księżyca. Nie mamy zdolności do kontroli nad ciałami niebieskimi. To wszystko iluzje.
- Trzeba przyznać, że talent do Magii Iluzji jest bardzo powszechny wśród twojej rasy, Night. Ty sama zresztą jesteś tego przykładem. Iluzje, kontrola umysłu, potężne zdolności bitewne… Nietrudno było wam ogłupić inne rasy. No cóż, my jednorożce robiliśmy dokładnie to samo, ale na nieco mniejszą skalę - Spell zarumienił się - żadna z ras nie ma czystej karty historii. Pegazy ciągle wszczynały wojny i mordowały swoje najsłabsze źrebaki, by nie plugawiły gatunku, ziemskie kuce…, a nie te się nie zmieniły, one nadal są głupie i często przez to okrutne. No nic, może za parę tysiącleci się to zmieni…
- Głupiś boś biednyś, biednyś boś głupiś - skwitowała Night.
- Niee, to nie zawsze tak działa. Wielu bogatych jest głupich…
Zielonooka nagle sobie uświadomiła coś bardzo ważnego. Zaraz zapytała o to starszego kucyka.
- Skoro tych nieumarłych nie można zabić, to jak sobie z nimi poradzimy?
- Ogółem, to postaramy się ich unikać, jak nas już znajdą, a znajdą - ogier tłumaczył jej mentorskim tonem - to po pierwsze wiejemy, a po drugie staramy się ich spowolnić. To głównie nasze zadanie. Bez maga nie ma co iść do Alikorngard.
- Ale ja nie umiem…
- Nauczę cię, mamy jeszcze parę dni. To dość czasu. Możemy zacząć już teraz.
- W marszu? Myślałam, że zaczekamy do postoju - zdziwiła się.
- Kiedy się zatrzymamy to przedstawiam wam wszystkim plan działania i miasta przy okazji - wyjaśnił Bastard Spell - Zresztą, co ci się w marszu nie podoba? Kwiatki latają, pszczółki pachną, a ptaszki brzęczą, żyć, nie umierać. No to jak tworzymy kulę ognistą?
Nie odpowiedziała od razu, zamyśliła się. Krajobraz zaczął się zmieniać. Ptaszki przestały brzdąkać, pszczółki śmierdzieć, a kwiatki fruwać, czy jakoś tak. Nie było już ścieżki, drogę wytyczała pamięć idącego obok niej, na czele kolumny Bastarda.
Zagadką było jakim cudem ogier wiedział dokąd iść, ponieważ drzewa rosły coraz gęściej, a ich pokryte mchem i porostami pnie wyglądały dla niej identycznie. Orientował się po muchomorach? Draconequi wiedzą!
- Dlaczego akurat kulę ognistą?! - zezłościła się klacz i położyła uszy po sobie. Nie potrafiła miotać ognistych pocisków, było to dla niej za trudne. - Czemu nie błyskawicę?
- Ponieważ to jedna z niewielu rzeczy skutecznych na te gówna! - zdenerwował się turkusowy - Unieszkodliwia je na długo. A taka błyskawica nie zrobi im nic. No, więc?!
Miała ochotę wrzasnąć na niego i kazać mu się wypchać. Nie czuła potrzeby uczestnictwa w wyprawie, która jej nie obchodziła, a tylko oddalała jej nieistniejące plany zdobycia tronu. Jakby rozmawiała z matką, która każe jej wyklepać na pamięć formułkę powitalną dla ważnego ambasadora.
- Skupiam się umysłem na ognistym pocisku i przywołuję z pamięci odpowiednie runy?
- Odpowiedź na poziomie magicznego przedszkola - prychnął jednorożec. - No dobra, przywołaj ognisty pocisk i skieruj go w niebo.
Night skupiła się nad zaklęciem, runy i symbole kołowały jej przed oczami. Uruchomiła magię, czuła jej przepływ niosący ciepło i zimno zarazem, promieniujący prądem i przyjemnością , i… nic.
Bastard uśmiechnął się półgębkiem. Próbuj dalej - zdawał się mówić ten grymas. Shaddy spróbowała jeszcze raz i jeszcze raz. No i się nie udało.
- Nie potrafię - szepnęła i spuściła łeb.
Uchyliła się w ostatniej chwili. Niebieskogrzywy jednorożec zaatakował bez ostrzeżenia. Potężny ognisty pocisk trafił tam, gdzie stała jeszcze przed sekundą. Gdyby nie uskoczyła w ostatnim momencie, to zostałby z niej już tylko popiół.
Była wściekła. Użyła magii, poczuła jak potężny strumień wylewa się z jej rogu, formując się w rozszalałe inferno. Skierowała je na przeciwnika. Pchnęła je z prędkością pikującego ptaka. Chciała odgryźć się magowi jak najdotkliwiej.
Wszystko to trwała może dwie sekundy. Kiedy płomienie opadły ujrzała Spella, całego i zdrowego. Niebieskogrzywy kucyk stał za lazurową barierą i uśmiechał się aż po trzonowce. Na jego pysku nie rysował się nawet cień skruchy.
- A jednak potrafisz - mruknął - po prostu za mało się starasz. Zapamiętaj jedno, mała klaczko, Magia Zniszczenia powstaje z wściekłości, nienawiści i bezsilności. Ty jesteś za spokojna.
- Chciałeś nas spalić?! Co wyście sobie myśleli?!
- Spalić? Najprostszą iluzją? Źrebaku, proszę. Wracając do tematu… Emocje! Emocje!
Iluzja? Szlag! Zrobił mnie jak odsadka!
- Ale ja nie potrafię ich przywołać na zawołanie…
- Nauczysz się. Jesteś jedną z nas, a nie Królewną Nocy. Z czasem zaczniesz siać postrach na placu boju.
- Ja? - zdziwiła się zielonogrzywa.
Zresztą, ja nie chcę być jedną z was. Chcę być Królewną Nocy, dziedziczką tronu i przyszłą władczynią tego kraju. Bycie byle obszarpanym najemnym Poszukiwaczem Przygód zdecydowanie mnie nie satysfakcjonuje.
- A może ja?! - zirytował się ogier - Kobieto jesteś alikornem, masz pieprzony magiczny potencjał, jakiego nie ma jakikolwiek jednorożec! Ciężko mi jako wywodzącego się od wytwornych jednorożców to przyznać, ale twoja rasa to jakieś cholerne nadkuce, jeśli chodzi o magię.
Nighty zamyśliła się, zdała sobie sprawę, że nigdy nie zdobędzie tronu. Nawet jak zdobędzie armię zdolną pokonać Wojska Nocy, to nie przedrze się przez swoich krewniaków. Musiałaby zdobyć pomoc innych swej rasy, a ci się raczej nie zgodzą.
No cóż, przynajmniej mam co robić w życiu - pomyślała gorzko. - Wiem, że to nie ma sensu, ale i tak będę próbować. Jak Sunshine Arrow.
Rozmyślania przerwał jej Bastard. Randomowy Poszukiwacz Przygód chciał by klacz dalej trenowała. Niechętnie przyznała mu rację. Jeśli nie chciała dać się zabić w Złotym Mieście powinna się podszkolić. I choć jednorożec z lubością wypisaną na pysku dokuczał jej i kpił z nieudanych prób, to musiała przyznać, że był całkiem niezłym nauczycielem.
Szli tak jeszcze przez parę godzin. Przyroda dalej pokazywała się im z najlepszej strony. Piękny poranek nie był czczą obietnicą. Słonko świeciło mocno, ale w cieniu, rzucanym przez rozłożyste korony drzew, nie czuli skwaru i nieznośnego uczucia przypiekanej pod futrem skóry. Dzięcioły stukały w pnie, ich radosne puk, puk roznosiło się w promieniu wielu kilometrów. Owady bzyczały, ale nie gryzły. Krzaki jeżyn i malin uginały się od smakowitych owoców.
Kiedy się zatrzymali, południe już dawno minęło. Wszystkie kucyki rozwaliły się na miękkim mchu jak jeden mąż. Wyciągnęli jedzenie z sakw i zajęli się konsumpcją. Oczywiście słodkie lenistwo nie było czymś co Bastard Spell by pochwalał. Dlatego kuc zwołał wszystkich na naradę. Czarna alikorn niechętnie podniosła z ziemi swój ciężki zad. Spell zdążył już wyczerpać ją psychicznie. Jakoś dowlokła się do reszty i zamieniła się w słuch.
- Wiecie po co idziemy, a nie wiecie dokładnie gdzie - rozpoczął przemowę jednorożec o oczach barwy indygo. - Amulet Alikornów znajduje się w skarbcu zamku Sunsetgard…
- Gdzie, ***?! - krzyknęły jednocześnie pegazy.
Shadow nie wiedziała o co chodzi, więc siedziała cicho. Jednak wymowne miny reszty kompanii, mówiące „Ty chyba sobie, ***, żartujesz.” wskazywały jasno na to, że wieści nie były radosne.
- W skarbcu, w zamku… Podobno, tako rzecze bowiem jakaś stara księga, więc z prawdziwością informacji może być bardzo różnie.
- Ciebie chyba popieprzyło, Spell! - wrzasnął Green. - To jest w lochach, W LOCHACH, w najeżonych pułapkami labiryntach katakumbach pod miastem i ty chcesz byśmy się tam udali?! Nie, ma mowy!
Inne kucyki pokiwały głowami. Banda nieustraszonych łowców skarbów bała się i to bardzo. Night Shadow doszła do wniosku, że ona też powinna. Jeśli zgadzali się z zielonym pegazem, to coś musiało być już bardzo na rzeczy.
- Mamy mapę, Crossbow! Dwoje magów, plan działania i pięć tępych pegazów wystarczy! Będziemy bogaci jeśli wykonamy to zlecenie - próbował tłumaczyć się czarodziej.
Nie zrozumieli aluzji, Nighty zrozumiała. Choć była młoda to nie urodziła się wczoraj, a życie na dworze nauczyło ją odkrywania nie tylko drugiego dna wypowiedzi, ale i dwudziestego.
- Kto, to zlecił? I co się stanie jak nie wykonamy zadania? - zapytała.
Turkusowy ogier umilknął. Najwyraźniej bardzo, ale to bardzo nie chciał tego mówić. Po przedłużającej się coraz bardziej ciszy, w końcu powiedział.
- Darkness Sword. Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że jeśli nie podejmiemy się tego zlecenia to zapewni nam spotkanie ze swoją gwardią.
Ojciec? Pięknie! I tak źle, i tak niedobrze. Choć mnie przynajmniej jego żołnierze nie zabiją, ja sobie pewnie zginę kiedy indziej. Marne pocieszenie. Jak umierać to w walce. Może być i w Alikorngard - postanowiła.
- To jak się tam dostaniemy? - przerwał milczenie Javelin.
- Wejście do katakumb jest w zamku, w tym miejscu - odpowiedział na pytanie Ichora, wskazując coś kopytkiem na mapie - potem czeka nas długa droga przez podziemne korytarze. To tutaj - znowu pokazał coś na planie - to wejście do skarbca. Jest zamknięty.
- I jak zamierzamy go otworzyć? - zainteresował się Blood Maker.
Klacz zauważyła, że Javelin położył mu skrzydło na kłębie. Oba pegazy wyglądały na mocno zaniepokojone.
- Jako, że znalezienie klucza jest mocno wątpliwe, to magicznie rozwalimy zamek…
- Dasz radę? - zapytał z niedowierzaniem w głosie Maker, strzepując fioletową grzywę z oczu.
- Z jej pomocą - powiedział Bastard Spell wskazując na Shad. - Tak.
Cytrynowy pegaz spojrzał na młodą czarodziejkę, spojrzeniem dającym do zrozumienia, że nie wierzy w zdolności Night i uważa, że powinna bawić się szmacianymi lalkami, jak grzeczna klaczka.
- Yyy Bastard… Czy ty o czymś nie zapomniałeś? - klacz w końcu postanowiła się odezwać - Ten skarbiec miał chronić bogactwa przed alikornami, więc on jest raczej nie do ruszenia…
- Kiedyś byłby - przytaknął jednorożec - ale pamiętaj, że zaklęcia z czasem słabną, jeśli nie są odnawiane.
- A ten nekroczar? - parksnęła.
- Nekroczar to nekroczar. Jest, działa i nie sposób z nim dyskutować - uciął przywódca grupy.
Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, po czym podjęli decyzję o dalszym marszu. Większość Poszukiwaczy Przygód zachowywała się beztrosko. Śmiali się ze świńskich dowcipów, śpiewali sprośne piosenki i przeklinali.
- Coś strasznie radośni jesteście, jak na kucyki idące na śmierć - mruknęła pod nosem, sama do siebie.
Ktoś ją jednak usłyszał. I nie omieszkał się dać jej tego do zrozumienia.
- Na jaką śmierć?- zaśmiał się Awful Look. - Pójdziemy tak daleko, jak nikt przed nami i wrócimy, wszyscy.
Pewność w jego głosie mocno zdziwiła karą klacz. Ona sama nie miała złudzeń. To się nie mogło udać. Granatowy pegaz chyba domyślił się tego co pomyślała, bo dalej próbował ją pocieszyć.
- Popatrz, nawet Random wierzy, że się uda. Co, Random?
- Odwal się - odpowiedział brązowogrzywy.
- Ty naprawdę wierzysz w to, że wrócimy? - zapytała.
- Pewnie. Gdybym nie wierzył, to moje życie byłoby o wiele trudniejsze, mała klaczko. Tobie też to radzę. Odegnaj myśli o śmierci i cierpieniu, które może przecież jednak wcale nie nadejść.
Night Shadow uśmiechnęła się krzywo. Sposób Looka, choć naiwny i głupi, mógł nie być wcale taki bezsensowny.
- Nie łudź się. Przepraszam, że cię w to wpakowałem. Awful miał rację, na dworze byłabyś przynajmniej żywa. A tak? Spell ma nową zabaweczkę! Cholerny jednorożec zawsze chciał mieć następcę, nauczyć go ciskać ogniste pociski i siać popłoch wśród wroga… Ale nie pomyślałem, że zadowoli się nawet klaczą - wymruczał szary pegaz.
- Wszystko słyszałem. Coś jeszcze? - warknął Bastard. - Nie? To zamknij się!
- Ej, no nie psujcie zabawy! - rzucił Green. - My tu sobie raźnie dodajemy otuchy i wydurniamy się, by nie szczać w gacie, a wy wszystko psujecie.
- Racja - stwierdził Bastard Spell. - Oddział śpiewać, uśmiechać się i udawać, że wszystko jest w porządku.
- Tak jest! - krzyknęły chórem kucyki.
Rozległy się śpiewy, a Shadow doszła do wniosku, że nigdy wcześniej nie słyszała czegoś aż tak głupiego. Jak dotąd myślała, że piosenka o knurze jest bezsensowna, idiotyczna i niestosowna. Teraz wiedziała, że się myliła.
Przepiękna klaczo o oczach jak jutrzenka,
figlaro o imieniu Marzenka,
choć ze mną na przygodę,
w lasy, ogień oraz wodę,
bym mógł zapaść w sen,
wypełniony twym cudnym zapachem.
Śmierci, moja ukochana,
to o tobie w mym zawodzie śnią od rana,
zad masz zaiste cudny,
a i głosik też nienudny,
twe wymionka mym marzeniem,
a kopytka kuszą lśnieniem!
Panienko kucykowa,
piękna jak ma zbroja nowa,
załóż razem ze mną wioskę,
zaśpiewajmy życia piosnkę!
W twych objęciach dobrze mi,
to i historię powiem ci,
rozpalasz mnie jak ogień smoka,
com go zabił ćwoka,
ty zaś najpiękniejsza z klaczy,
powiesz mi, czy
tam gdzie jest Harmonii gaj,
jest też nasz raj…
Ogiery zakończyły wykonywanie tego wątpliwej jakości utworu i Shaddy odetchnęła z ulgą. W końcu głupota jest zaraźliwa… Zresztą rytmu to to nie miało. A brzmiało jakby stado świń postanowiło nagle wychrumkotać hymn państwowy.
Kolejne dwa dni nie różniły się zbytnio od pierwszego dnia wędrówki. Pogoda dopisywała, Spell męczył Night Shadow nauką, Random zrzędził, a reszta się wydurniała. Ale w końcu coś uległo zmianie.
Wszystkie kucyki w drużynie zamilkły. Zbliżali się do celu. Las stał się jakby gęstszy, mroczniejszy i straszniejszy, ptaki już nie ćwierkały radośnie, a zwierzyna się gdzieś pochowała. W powietrzu czuć było nerwowe napięcie.
Pod wieczór ukazało się im miasto. Najpierw ujrzeli jego błysk, prześwitujący przez gałęzie drzew, które zarosły cały teren bardzo gę