Tego już nie korektowałem, liczę na was
Błędy rzeczowe też mile widziane, bo ta struktura RSHA jest trochę skomplikowana.
W pobliskim lesie ciemność współpracowała ze spokojem i ciszą. Jedyną dynamikę nadawały gałęzie drzew, na które blask Księżyca rzucał cień. Jednak ruchy wszystkich gałęzi były prawie identyczne, co regulował wiejący wówczas wiatr, który nadawał całemu temu zjawisku harmonii. Nie było tu miejsca na chaos. Wszystko grało określonym rytmem. Coś jednak zakłócało porządek tego miejsca. A raczej ktoś, kto myślał, że nikt go nie widzi- że może czuć się bezpiecznie. Nic bardziej mylnego. Jego ruchy spokojnie obserwowały siedzące na drzewach sowy, które były świadkami tej sytuacji. Nikt ich nie widział- bo nie zdradzały swojego położenia. I o ile dla człowieka to bez różnicy, dla leśnych gryzoni już nie. Bowiem w każdej chwili płomykówka może rzucić się do ataku. Niemiec powiedziałby do nurkowania, chociaż to bardziej podobne do jastrzębia. Co zrobić, że Niemcy lubią nurkować.
Leśnym szlakiem szedł mężczyzna, ubrany w typowo partyzancki strój- brązowe wysłużona kurtka, czarne spodnie, skórzana czapka. Szedł pewnie- widać było, że doskonale zna teren. Za nawigację służył mu tylko blask Księżyca, który z gałęzi robił znaki.
- Stać - powiedział nieznany człowiek - podaj hasło i nie waż się ruszyć!
Mężczyzna wcześniej idący podniósł rękę i rzekł - Eviva l'arte.
- Błędne hasło. Stój, gdzie stoisz. – odpowiedział tajemniczy człowiek, kierując światło latarki na jego twarz.
- Mięta? To ty? Gdzie byłeś? Musieliśmy zmieniać hasła i miejsca. Myśleliśmy nawet o wyniesieniu się stąd. Szukaliśmy cię na Szucha, na Pawiaku, bez skutków. Gdzie byłeś?
- Wszystko wyjaśnię w leśniczówce. Prowadź do Tomka. - odrzekł Mięta.
Szli kilka minut bez rozmowy. Wszechobecna cisza nastała. Było to dość dziwne i niepokojące. Efekt taki wywołało ustanie wycia wiatru, które było jedynym nośnikiem dźwięku w tej okolicy. Wraz z nim znikły ekspresywne ruchy drzew i trawy. Księżyc został przysłonięty chmurami i wydawało się, że długo spod nich nie wyjdzie. Wyglądało na to, że las wchodzi w inne stadium, w stadium snu. Jednak widok lecącej sowy zmienił tę teorię. Miętkiewicz się ucieszył, bo brak oznak życia zaczynał już go drażnić. Bądź co bądź dalej było spokojnie, cicho, ciemno. Żaden zmysł nie nie był do końca wykorzystywany. Tam gdzie tak się dzieje, zaczyna działać wyobraźnia. Miętkiewicz przyjął te obrazy, bo wydawały się jakoś znajome. Były to obrazy niezmiernie chaotyczne, wyraźnie kontrastujące z otoczeniem, w jakim Miętkiewicz się znalazł. Nie widział ich, cały czas szedł przed siebie, uważając, by się nie wywrócić. Mógł je identyfikować za pomocą wydawałoby się słuchu. Jednak to robota mózgu, który tworzył dźwięki i obrazy, nie wymagające zmysłu słuchu czy wzroku. Widział pustą komnatę, w wejściu do której stał. Sala jednak emanowała bardzo negatywną aurą, była czymś złym. Dało się to ocenić, nie dało się wyjaśnić. Za nim stanęli Britz i Forell z przebiegłymi minami. Zablokowali mu drogę ucieczki i wepchnęli do sali. Miętkiewicz nie był przestraszony, cały czas był świadomy, wiedział, że jest w lesie, tuż koło swojego przyjaciela. Wiedział, że jest to tylko wyobraźnia, której aktywność wzrosła w taki sam sposób, jak wzrasta podczas zasypiania.
Jezu, gdzie ja jestem, czemu nic nie słyszę. W straszną panikę wpadł Miętkiewicz, obudziwszy się na zimnej podłodze. Miał związane ręce, zaklejone oczy i usta. Nie sprawiało mu to jednak bólu. Wszystkie kneble było zaprojektowane tak, by więzień czuł swobodę- przynajmniej teoretycznie- by nie przypominał sobie o tym, że nie może się ruszać. „Co to *** jest, co oni zrobili” - pomyślał Franek Miętkiewicz. Powoli ta kapiąca woda zaczyna wkurwiać. Bynajmniej nie napieprzają prętami. W rzeczy samej powtarzający się dźwięk rozbijających się kropel wody zaczyna być po dłuższym czasie irytujący. Do tego dodajmy jeszcze, że jest to jedyny dźwięk, które jego uszy słyszą. Ciekawe, ile już tu siedzę, która jest godzina i pora dnia- pomyślał młodzieniec.
Tymczasem w pokoju Clemensa Forella.
- Myśli pan, sturmbannfuhrer, że pańska metoda przyniesie efekty? - rzekł von Stauch, bezpośredni przełożony Clemensa.
Mam nadzieję, tak naprawdę jest to tylko eksperyment. Zobaczymy, co z tego wyjdzie- odrzedł Forell.
Oficerowie tak sobie rozmawiali, a gdzieś nie wiadomo gdzie leżał Miętkiewicz, pozbawiony jakiejkolwiek pomocy. Clemens odłożył po chwili słuchawkę i tak sobie siedział bezczynnie w gabinecie, czytając poranne nowiny. Codziennie dostarczał mu je kurier i codziennie płacił praktycznie za to samo, tylko oprawione w inne wydarzenia. Sukcesy Wehrmachtu na wschodzie, lista zabitych oficerów niemieckich w Warszawie, porównanie nieziemskie niemieckiej techniki do radzieckiej prostoty. Tak, to już wiemy- na jednego Tygrysa przypada siedem T-34. Zapomnieli tylko dodać, że, kiedy naszych kotów wyprodukowano dotychczas niecałe tysiąc sztuk, z radzieckich fabryk co godzinę wychodzi nowy czołg. Czemu ma służyć ta propaganda. Każdy przecież wie, jak skończy się bitwa o Stalingrad. Armia Paulusa jest już dawno odcięta od zaopatrzenia. Z nim zresztą i tak byłoby ciężko. Klęska pod El Alamein- punkt zwrotny w wojnie afrykańskiej. To samo będzie pod Stalingradem, zobaczycie- Clemens dodał, jakby ktokolwiek go słuchał.
- Clemens? - pukałem.
- Oh, wybacz, zamyśliłem się- odrzekł sturmbannfuhrer.
W drzwiach stanął pułkownik Vorman- wysoki rangą oficer Abwehry i stary przyjaciel Clemensa. Bardzo się wyróżniał w gmachu Służby Bezpieczeństwa za sprawą munduru. W przeciwieństwie do szarych mundurów SS z klapami, pod którymi kryła się biała koszula z wyłożonym kołnierzem i krawatem, nosił on klasyczny mundur oficera Wehrmachtu. Zielony uniform, z guzikami do samej szyi, bez klapek, co nie przypominało już garnituru, jak w przypadku mundurów SS.
- Jak tak więzień? Żyje jeszcze czy już jego dusza znalazła ukojenie na polach elizejskich?
- Drwij sobie drwij – odrzekł żartobliwym tonem Forell – ale mój więzień nie otrzymał w ogóle ran, no może za wyjątkiem tych, które zadali mu mój nieposłuszni oficerowie.
- Naprawdę jesteś tolerancyjny, Clemens. Gdyby to byli moi ludzie, już dawno by ze mną nie pracowali. No, ale to nie moja sprawa. Wiesz, jak dla nas ważny jest ten więzień? Macie mu nie zrobić za dużej krzywdy.
- Macie?
- Proszę. – dodał pułkownik – dobrze wiesz, że nie chodzi mi o wydawanie poleceń, bo nie mam do tego uprawnień. Ufam tobie, w końcu wiem, kim byłeś do 35 roku.
- Słuchaj, efekty mojej pracy i mojego doradcy, którego darłem przez pół Europy z sobą, ujawnię za około tydzień. Zobaczymy wtedy, czy nasz więzień będzie skłonny do współpracy. Na razie nie ma co gdybać – powiedział Forell, częstując pułkownika papierosem.
- To jest nasz najważniejszy trop. Inni więźniowie jeszcze za czasów standartenfuhrera Mullera ginęli zanim zdążyli coś wydusić. Ich takie traktowanie wzmacnia. Natomiast słabi, którzy nie wytrzymali tortur, zazwyczaj nie mieli nic ciekawego do powiedzenia.
- Skąd wiesz, że nie są poinformowani o miejscu pobytu Miętkiewicza? Możliwe, że już się zwinęli. - ofcier Gestapo zmienił temat.
- Zadbaliśmy o to, by myśleli, że został złapany w ulicznej łapance i wywieziony z Guberni. Zresztą bezpośrednio nie musi nas do nich doprowadzić, wystarczy że da nam jakieś tropy.
W tym samym Hauptsturmfuhrer Brtiz siedział w swoim gabinecie. Do Warszawy przyjechał wraz ze swoim przełożonym, a jednocześnie przyjacielem- Clemensem Forellem. W Caen Clemens był szefem Gestapo. Z tego powodu, że działalność konspiracyjna była tam nieduża, tego świetnego oficera przeniesiono do Warszawy. I chociaż tutaj jest już tylko zastępcą SIPO i SD, czuje że zatriumfuje. Britz był jego prawą ręką i świetnym współpracownikiem, dlatego wziął go ze sobą. Wcześniej, czyli przed wstąpieniem do NSDAP obersturmbannfuhrer był śledczym służącym w wydziale kryminalnym, czyli w Kripo. W czasie wojny niestety popyt był wyższy na oficerów Gestapo, toteż został tam przeniesiony, otrzymując adekwatną rangę.
- Wejść - powiedział Britz na dźwięk pukania w drzwi.- O to ty, Clemens. Rzadko do mnie zaglądasz.
- Był u mnie Vorman, pytał się o śledztwo. Jednak nic mu nie powiedziałem. Ty też masz mu nic nie mówić.
- Nie chcesz, by Abwehra zdobywała laury, nic nie robiąc?
- Po prostu ich nie potrzebuję. Sam umiem się zatroszczyć o śledztwo. Ich zadanie już się zakończyło.
Stopień Britza odpowiadał kapitanowi w wojskach Wehrmachtu. W przypadku Forella był to podpułkownik. Rożnica rangi pomiędzy tymi dwoma panami była spora, jednak obersturmbannfuhrer liczył się ze zdaniem swojego podwładnego. W praktyce cały plan opracowywali sami. Z tego powodu Britz był drugą najważniejszą osobą w Gestapo, chociaż że równy mu stopień nosiło wielu.
- Zdajesz sobie jednak sprawę, że ten sposób jest dość czasochłonny. Nie mówię tutaj o tym oficerze z Wehrmachtu. Ale standartenfuhrer się niecierpliwi. Gruppenfuhrer Fischer wzywał już go do siebie.
- O niczym mu nie melduj, nawet jak się będzie pytał. Sam poprowadzę to śledztwo. Tym bardziej, że śledztwo zostało bezpośrednio powierzone mnie.
- Jak sobie życzysz, Clemens. - odrzekł Otto, próbując zachować powagę. Jednak nie wytrzymał.
- Co się stało? - spytał ze zdziwieniem Forell.
- Masz rozpięty guzik.