Rozdział II: Cruel Reality.„Gdy Słońce technologii zachodzi, demony natury nadciągają.”Siedziba Dirty Rocket miała jedną zaletę. Leżała ona w centrum Burga, niedaleko starej elektrowni, skąd energia docierała przynajmniej do połowy miasta. Na tym zalety miejscówki się skończyły, bowiem miejsce to wygląda jakby to ująć…. na pierwszy rzut oka sanepid od razu by zamknął budynek- gdyby jeszcze istniała te organizacja. Siedziba outsiderów bowiem była w istocie ruiną dawnego wieżowca, w którym zachowały się jedynie pierwsze piętro, parter i trzy-poziomowa piwnica. W niej znajdowały się pojazdy i amunicja- cały majątek outsiderów. Od frontu siedziby witały gości dwa karabiny i pokroju dwulufowej armaty. Przeżytki z czasów pierwszej wojny atomowej, produkcji rosyjskiej. Obok nich sterczały wyniesione pod kątem 45 stopni wielodziałowe rakietnice. Na górze sterczały jednolufowe rakietnice z lufami skierowanymi wprost na ulicę naprzeciwko wejścia. Między nimi na plastikowych sznurkach wisiał szyld przedstawiający rakietę z napisem „Dirty Rocket”, z pod nią skreślony czerwoną farbą (tą samo co napisano napis na rakiecie) „Jupiter Centrum”. Red-White widząc swoiste „zabezpieczenie” gwizdnął i skomentował:
-Nie ma co, reklama jak tralala. Macie na pewno dużo klientów.
Brock wyjaśnił:
-Nie tylko w Burgu, lecz i całej Europie krąży plaga Szabrowników, którzy kradną amunicję i broń. Teraz to towar równie ważny co woda i jedzenie, zwłaszcza dla outsiderów, więc nic dziwnego, że poza monitoringiem zainwestowaliśmy w „drobne zabezpieczenia.
Red-White odrzekł:
-Drobne? Tu *** nawet pies z kulawą nogą nie przejdzie.
-Ej, przestaniecie cholera jeździć z tym psem?!- warknął Figaro. Mężczyzna spojrzał na mutanta i szepnął do mulata:
-Co on taki wrażliwy? Matka go nie kochała, czy co?
-Nie. Po prostu jak coś knoci to po nim jeździmy, a sam widzisz psa on przypomina.
-Aha, to się nazywa mobbing.
-Ja bym to nazwał: „mobilizacją wychowawczą”.
-Ta. Bujać to my, ale nie nas ***- odszepnął Red-White Brockowi, gdy rozmowę przerwała podenerwowana Jessica:
-Może tak przestaniecie szeptać do siebie tylko otworzycie bramę, co? Nie będę tu stać jak głupia, aż się wygadacie.
Brock parsknął i podszedłszy do drzwi położył na nich otwartą dłoń. Miejsce styku ciała ze stalową powierzchnią zajaśniało, wtedy odezwał się głos zza ściany:
-
Bonjour monsieur Brock. Silvuple.Mulat odpowiedział :
-Merci, Janette.
Wtedy jak po wypowiedzeniu zaklęcia bramy zaczęły sie odsuwać na boki ukazując długi, stalowy korytarz ciągnący się w dół. Mężczyzna odparł:
-Heh, francuski, to się nazywa kultura.
Cyborg odparł:
-Za każdym razem zmieniamy hasło, akurat wypadło na ten język. System ma zainstalowany jeszcze siedemdziesiąt parę.
Mężczyzna podniósł lewą brew z zaimponowania i spytał:
-Ty to żeś programował?
-Nie, Figaro to zrobił. On jest naszym technikiem- inżynierem.
Na potwierdzenie mutant odparł:
-Poza tym nasz system ma zainstalowaną aparaturę biometryczną, więc w razie podejrzenia potrafi zastosować drugą identyfikację- czyli badania tęczówki czy szybka analiza DNA z pobranego błyskawicznie włosia. Dzięki temu możemy mieć pewność, czy mamy do czynienia z zachrypniętym szefem czy podającym się za niego szabrownikiem, który przypadkowo odkrył nasze hasło.
Klient wysłuchawszy go poklepał go po głowie i rzekł:
-Dobry, mądry piesek.
Figaro odrzucił rękę z głowy i warknął:
-Ty, Rusek! Przestań po mnie jeździć z tym psem bo cholera pożałujesz.
Nie minęła sekunda gdy przed nosem mutanta pojawiła się lufa czarnego pistoletu modelu Benneta 197 z trupią czaszką nad kaburą. Oczy Red-White’a się zwęziły, usta zacisnęły się z kącikami ku dołowi. Syknął:
-Nikt od bardzo dawna tak mnie nie nazywał. Za taką pomyłkę od razu strzelam takiemu sukinsynowi prosto w łeb, wiesz?
Figaro tylko przełknął ślinkę, lecz równie szybko jak się pojawiła Genetta znikła przed oczyma chłopaka i poczuł lekkie poklepywanie na głowie. Mężczyzna odparł z szerokim, szelmowskim uśmiechem:
-Podobasz mi się młody, nie wytresowany, ale na starość język ci się jeszcze przytępi. No to co? Idziemy, czy nie?
Mulat wszedł jako pierwszy, reszta za nim. Figaro zaś stał w miejscu przez chwilę nie wierząc w to co widział:
~
Jak…tak szybko….pistolet….?~
Szybko jednak otrząsnął się z szoku i pobiegł za resztą. Brama zamknęła się za nim aktywując na nowo system obronny.
……………………………………………………………………………………………
W magazynie było dosyć ciemno, ledwo kilka żarówek świetlówek oświetlało kilka maszyn przypominających helikoptery na dwóch mechanicznych kończynach każdy, z karabinami zamiast śmigła i „ogonem” zakończony piłą tarczową. Poza nimi było dziwne połączenie ciężarówki z czołgiem i poduszkowcem. Z tyłu można było zauważyć skrzynki z amunicją, stary, opancerzony jeep z karabinkami na dachu i motor z oponami przystosowanymi do trudnego terenu z miejscem na karabin maszynowy, zamiast bagażnika. Broń do pojazdu właśnie montował Figaro. Sprawdzając moment złączenia, zaczął łączyć kable z miejsca przyczepu do podstawy siedzenia, skąd wędrował do monitora z małą klawiaturą miedzy ramionami kierownicy. Mutant jeszcze poszperał w kablach i mruknął:
-No dobra, czas wypróbować system.
Nacisnął płaski, lewy guzik na klawiaturze. System odpowiedział, słowami:
-„Beast hunter system ready. Choose your tribe.”
Wtedy monitor stał się przezroczysto zielony z listą opcji zaznaczonych na żółto. Figaro przesuwał po liście sprawdzając czy są wszystkie:
-Automatyczny, manualny, autopilot z manualnym sterowaniem, nocny, snajperski. Okej to wszystkie. Jessica powinna być zadowolona. Czas się wziąć za buszrandżery.
Zszedł po plandece z hybrydy i gwiżdżąc pod nosem podszedł do pierwszej z maszyn. Zdjął z siebie pas kluczy i jednym z nich zaczął rozkręcać zawias przy „nodze” robota. Był całkowicie pochłonięty robotą. Nagle usłyszał skrzypnięcie, przypominające zamknięcie włazu, lecz zignorował to, uznając to za wiatr, który wleciał przez dziurę po wentylatorze. Miał go zamontować tydzień temu, lecz zapomniał tym. Wtem pracę przerwało stukanie o metalową, płytową posadzkę. Mutant uśmiechnął się i powiedział:
-Możesz się już nie skradać. Wyjdź z cienia.
Wtedy na światło żarówki weszła Aby z przekąsem odrzekła:
-Skąd wiedziałeś? Starałam się być jak najciszej.
Figaro odpowiedział:
-Szósty zmysł, moja droga.
~
Przecież jej nie powiem, że słychać jak tupie swymi nóżkami.~
Mutantka podeszła do chłopaka i zapytała:
-Może ci pomóc, hm?
Mutant odparł:
-Świetnie dam sobie radę sam.
-No wiesz co? No, proszę, daj sobie pomóc, proszę, proszę… Proszę.
Westchnąwszy inżynier odparł:
-No dobra. Wyjmij pudełko ze śrubami i wkrętami. Skrzynka powinna być tuż obok ciebie na półce.
Aby znalazła pudełka i wyjęła je, by potem położyć obok paska z kluczami. Figaro nie oglądając się za siebie zakomenderował:
-Podaj mi płaską czternastkę.
Mutantka wyjęła posłusznie klucz i podała mu go. Następnie podobnie zrobiła z kilkoma śrubkami, wkrętami i innymi kluczami, chowając niepotrzebne narzędzia na miejsce, a zardzewiałe elementy wyrzucała do ustawionego wcześniej przez chłopaka kosza na takie odpadki. Chłopak wymienił niemal cały staw, brakowało tylko jednego wkrętu. Powiedział:
-Podaj mi dwudziestkę.
Wysunął rękę do przodu i instynktownie zacieśnił palce. Poczuł się zaskoczony ponieważ zamiast metalowego, małego przedmiotu złapał coś miękkiego i ciepłego. Obrócił dłonią i zamurowało go. Niczym oparzony zabrał rękę i stanął jak wryty stojąc przodem do Aby. Całkiem zaczerwieniony ze wstydu bąknął:
-Prze..praszam…. to było niechcący…. Nie miałem zamiaru…
Mutantka uśmiechając się szczerze podeszła bardzo blisko do chłopaka niemal go przygwoździła do maszyny mówiąc:
-Jakoś ci nie wierzę. Coś mi mówi, ze głowie już nie wkręty i śrubki, co?
Figaro z ledwością powstrzymywał swoje oczy, by nie patrzeć na dół, zwłaszcza jak poczuł nacisk na torsie. Zaczął się bronić:
-T..to nieprawda. Jeszcze muszę zrobić przegląd… pozostałych… maszyn. Poza tym….
-Poza tym, co?- zapytała Aby jeszcze bardziej napierając swym biustem na zażenowanym chłopaku. Mutant odpowiedział z trudnością:
-A jak ktoś nas zobaczy? Zwłaszcza twoja siostra. Ona mnie zabije.
-Nie martw się. Brock gada z tym cudakiem, a Jessica zamknęła się w pokoju i zabawia się sama. Nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Słysząc to Figaro uśmiechnął się i objął Aby ramieniem by zbliżyć jej usta do swoich. Gdy wargi styknęły się między sobą, pocałunek został brutalnie przerwany rockowym brzmieniem i słowami:
-Pan Brock przegląda teraz moje mapy.
Światło wtedy ogarnęło cały magazyn ukazując Red-White’a na barierce, przy schodach prowadzących do wyjścia z hangaru. Miał ze sobą mp3, z której pomimo słuchawek bardzo głośno leciał kawałek:
-
I stand alone!
Inside..! stand alone
Stand alone..Red-White z zażenowaniem spojrzał na mutanty I odparł:
-Najpierw praca, potem ruchanie. Jutro wyruszamy, więc mechanik do roboty, a ty panienka lepiej na górę. Jessica prosiła, żebyś jej pomogła zwalczyć kilku terrorystów, czy coś w tym stylu.
Aby mruknęła dość głośno:
-Siostra i jej przeklęty CS…
Potem szepnęła do Figaro:
-O 20.00 w twoim pokoju.
Następnie jakby nigdy nic odsunęła się do zaskoczonego chłopka i mijając bez fochów Rosjanina, wyszła z magazynu trzaskając mocno za sobą drzwiami.
Red-White rzekł:
-Teraz się nie dziwię, że jest jej siostrą. A ty do roboty!
Mutant odparł:
-Się robi.
Mężczyzna patrząc jak chłopak kończył naprawiać staw odwrócił się i mruknął pod nosem:
-Włosi… nawet w tej formie są jak lep na baby. Nawet jak się nie starają to od razu podrywają te lepsze. Czemu ***, ja tak nie mam? Przeklęci Włosi…
…………………………………………………………………………………………………
Niebo nad Burgiem przybierało lekko pomarańczową barwę, Słońce zachodziło. Rozpoczynał się najgorszy okres w życiu miasta- noc. Strażnicy wyszli w dużej liczbie, by rozpocząć patrole. Pogłoski o fali szabrowników spowodowały, że większa ilość patroli znajdowała się na zachodniej i południowej granicy miasta. Od strony puszczy za to skierowano reflektory, a strażnikom dano cięższy kaliber broni. Patrole składały się z trzech ludzi. Dwóch z bronią, trzeciego z pistoletem i przenośną stację radiową wielkości i pokroju zwykłego walkie-talkie. Na lufach karabinów były wstawione lunety z możliwością widzenia w podczerwieni i laserowym celownikiem. Puszcza jednak wyglądała na martwą. Cicha i ponura, zbyt cicha jak na las. Ludzie jednak to zignorowali. Dawno bowiem stracili kontakt z naturą i nie rozumieją znaków dawanych przez przyrodę. W mieście zapanował również spokój. Ostatnich gości wyproszono z barów, a po ulicach szli głównie strażnicy. Mieszkańcy żyli bowiem w strachu, nie bez powodu…
Na ulicy, która niegdyś słynęła jako deptak maszerował patrol. Dwóch mutantów pokroju goryla i jeden kryptomutant rasy czarnej. Obaj nosili czarne mundury, przypominające kombinezony kuloodporne. Była to krio-zbroja. Uniwersalny kombinezon, który dostosowywał się do kształtu ciała właściciela. Składał się z włókien, które były robione z sierści kóz zmodyfikowanych genetycznie tak by futro miało taką wytrzymałość i elastyczność jak pajęczyna, oraz z metalowych rurek, które w niektórych miejscach tworzyły pancerz do ochrony przed strzałami i pazurami bestii. Nie mieli ze sobą żadnych kasków. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że kaski tylko przeszkadzały, zwłaszcza w starciu z szybkimi bestiami, które lubiły okrążyć ofiarę by zaatakować ją od tyłu. Jeden z „goryli” spojrzał na puszczę i zapytał drugiego:
-Bracie jak sądzisz, zaatakują tej nocy?
Brat odpowiedział:
-Nie pierdziel. Ostatnim razem taki dostały łomot, że do dziś boją się nas. Tygronami bym się nie przejmował. Wilczarów też zdziesiątkowaliśmy po ostatnim ataku. Teraz akcja będzie na zachodzie, tam powinniśmy być, a nie na tym zadupiu.
-Spokój Wacko. Teraz tym bardziej musimy być czujni. Ataki się nasiliły. Nie są zbyt często, ale za każdym razem atakują coraz większymi grupami. One nas…
-Pierdolisz! Na oglądałeś się jakiś tanich horrorów. To są zwykłe zmutowane futrzaki.- warknął mutant do kryptomutanta, następnie rozejrzał po okolicy, lustrując teren lunetą po czym warknął:- Idziemy dalej, teren czysty.
Tymczasem mutantów obserwowała para żółtych oczu o pionowych, zwężonych źrenicach. Spojrzały na reflektor, gdy ten zmienił kierunek z głębi lasu ku skrajowi wyszła powolnymi krokami, ciemna bestia. Gdy jeden ze strażników odwrócił się w stronę lasu, którego Wacko zlustrował monstrum położyło się na ziemi i pozostała w bezruchu, nawet nie oddychając. Trwało to pięć minut, gdy kryptomutant zawołał:
-Ej, Jack chodź tu. Nic tam nie ma.
Strażnik rzucił okiem na las i podbiegł do reszty. Bestia ruszyła. Chodziła cicho niczym kot. Z kocią gracją omijała przeszkody. Nim reflektor powrócił do wcześniejszego kierunku potwór wyszedł z lasu i skoczyła w zaułek. Przez moment można było zauważyć skrzydła podobne do tych, które miały pterozaury oraz długi, silnie umięśniony ogon. Monstrum ułożyło się w zaułku by móc wspiąć się na budynek, nagle przez przypadek ogonem lekko strącił kosz na śmieci, to wystarczyło by strącić puszkę po piwie z kantu kosza. Odgłos zwrócił uwagę patrolu. Gdy zauważyli puszkę turlającą się z zaułka dwóch z karabinami podeszli bliżej. Wacko zwrócił się do kryptomutanta:
-Johnny, naszykuj komunikat. Jak będzie coś dziać biegnij do wieży i ostrzeż wszystkich.
-Rozkaz.
Strażnicy dotarli do zaułka. Nic nie widzieli. Podczerwień też nie dała wyników. Włączyli latarki.
Bestia gdy tylko strąciła puszkę odskoczyła od kosza i ustawiła się przodem do lasu. Wyprężyła grzbiet i wysunęła szpony, szykując się do potencjalnego ataku. Gdy zobaczyła strażników instynktownie pozostała bezruchu, przerywając jednocześnie oddychanie, lecz gdy włączyli latarki jej żółte oczy zalały się krwią. Bestia ruszyła wprost na karabinierów.
Johnny trząsł się ze strachu. Bał się, ponieważ już raz stracił kompanów w starciu z ssakoszczurami. Nagle z zaułka wyskoczył potwór. Był przerażony, po raz pierwszy widział coś takiego. W pysku przypominającym dziób trzymał Jacky’ego za wpół-zmiażdżoną głowę, a pazurami wbijał się w krtań i przebiła krio-zbroję. Czarny potwór spojrzał na kryptomutanta. Puściła jedną ze swych ofiar i ryknęła w stronę strażnika. Johnny natychmiast się odwrócił i biegł stronę wieży. Potwór ruszył za nim. Spanikowany kryptomutant rzucił za sobą radio i biegł dalej ulicami. Gdy ujrzał metalową konstrukcję z anteną i rozgłośnią przyśpieszył. Był tuż przed wieżą gdy usłyszał za sobą ryk potwora. Dobiegł do wieży, wcisnął czerwony guzik i krzyknął:
-Bestie! Atakują nas..!
Nim zdążył dokończyć ciało nieszczęśnika zostało rozszarpane przez wściekłe monstrum, które z impetem wpadła na wieżę, strącając ją i niszcząc antenę z rozgłośnią. Oczy potwora przybrały z powrotem żółtą barwę. Spojrzało dookoła siebie i gdy upewniła się, że nikogo nie ma skierowała się do lasu i zaczęła syczeć. Z puszczy zaczęły wychodzić kolejne stwory podobne do napastnika. Zaatakowały reflektory. Gdy Słońce całkiem zaszło do Burga od strony Zachodu przybyły hordy potworów. Sygnał pomimo iż przerwany jednak doszedł.
…………………………………………………………………………………………………
Mieszkanie Figara składał się z trzech pokojów: sypialni z dużym łóżkiem, szafą, i telewizorem na komodzie, z pokoju mieszkalnego ze stołem i parą krzeseł i z centrum kontroli monitoringu. Ten ostatni zawierał również komputer, który rejestrował wszelkie komunikaty strażników. Dzięki temu Dirty Rocket zawsze było przygotowane na każdy atak. Tym razem wieczór Figaro spędzał w sypialni i nie sam. Na łóżku siedziała Aby, która z ciekawością obserwowała chłopaka, który w tej chwili otworzył drzwi od komody i włączał wieżę audio-CD, która w niej była. Spytała:
-Co robisz?
Figaro odparł:
-Zaczek chwilkę, zaraz się dowiesz.
Po ustawieniu wieży zaczęła lecieć pierwsze nuty. Pierwsze były niskie dźwięki fortepianu. Mutantka wzdrygnęła uszami. Lecz gdy usłyszała drugie nuty i pierwsze słowa zaskoczona uśmiechnęła się i zapytała:
-Mój ulubiony utwór? Skąd wiedziałeś?
Figaro wyjaśnił z uśmiechem:
-Instynkt mi podpowiedział.
Mówiąc to, zdjął z siebie koszulę, ukazując chude, lecz umięśnione ciało okryte krótką, białą sierścią.
This is my time of the year
This is my December
Figaro podszedł do zaczerwienionej z nieśmiałości dziewczyny. Zbliżył się do niej i pocałował ją w usta. Gdy ona odwzajemniła on klęknął nad nią i jedną dłonią wpił się w jej włosy, a drugą masował Aby po policzku i szyi.
This is my snow covered home
This is my December
Pocałunki pod wpływem uczucia były śmielsze i bardziej namiętne. Chłopak masował ją po ramionach, oraz wzdłuż nich powoli i delikatnie. Następnie wrócił jedną dłonią do jej włosów, masując je i tył głowy, a drugą złapał jej dłoń. Przerwał długi pocałunek i zaczął całować i podgryzać leciutko jej szyję i policzki. Nie śpieszyli się, długo na to czekali, a Figaro chciał sprawić, by każda sekunda tego upragnionego spotkania wryła się głęboko w jej pamięci. Zaczęła głośniej oddychać, odsunęła dłoń od ręki chłopaka i rozpinała guziki od swej bluzki. Chłopak pomógł jej zdjąć ubranie ukazując biust schowany jeszcze pod czarnym, koronkowym przy brzegach stanikiem. Figaro masował jej ramiona, zębami kąsał ją przy szyi, by potem obdarować te miejsca pocałunkami, następnie zniżył się i robił to samu tylko że na jej brzuchu i w okolicach pępka, masując jej kostkę oraz nogi.
And I…
Just wish that i didn’t feel
Like there was something I missed
Take back all the things I said
To make you feel like that
And I give it all away
Just to have somewhere to go to
Give it all away
To have someone
To come home to
Aby masowała i drapała go po torsie I plecach. Poprosiła go:
-Mógłbyś?
Figaro zrozumiał i obrócił się przodem do pleców dziewczyny. Nie przerywając całowania i podgryzania szyi i uszu złapał za zaczep stanika i zaczął go rozpinać. Gdy rozpiął, zaczął masować miejsce gdzie sierść była wygnieciona, powoli lecz pewnie w znanym sobie kierunku. Aby nadal z przodu trzymała stanik czerwieniąc się. Gdy palce chłopaka dotknęły miejsca, gdzie zamiast sierści była gładka, delikatna i ciepła skóra mutantkę ogarnęły dreszcze. Figaro nie ustępował, w końcu pod wpływem masażu i pocałunków ustąpiła opuszczając stanik. Chłopak powoli i delikatnie objął jej piersi i zaczął je ważyć. Masował je dookoła, by potem znów wrócić do ważenia i znowu do masowania. Następnie skupił, na najdalej wysuniętych punktach jej piersi. Ona zwróciła głowę na bok i połączyła z nim usta namiętnym pocałunkiem.
This is my December
These are my snow covered dreams
This is me pretending
This is all I need
And I…
Figaro odwrócił się i położył delikatnie Aby na łóżko. Patrząc sobie w oczy rękoma badali twarze, tors, piersi, niczym mapy by jak ślepy najwięcej zapamiętać z samego dotyku. Następnie chłopak zaczął całować Aby od czoła, policzków, warg, szyi, kierując się niżej. Swymi ustami zwiedzał każdy odkryty kawałek ciała każdą szczelinkę, by jak palcami poznać ją całą niczym niezbadaną, dziewiczą krainę. Ona wpiła dłonie w jego włosy i drapała go. Gdy pocałunkami obdarowywał okolice pępka palce rozpinały już jej spodnie.
Nie powstrzymywała go, lecz nagle w pokoju rozległ się głośny i donośny odgłos brzmiący jak alarm. Para zaskoczona nieoczekiwanym i tak brutalnym przerwaniem odskoczyła od siebie. Aby natychmiast przykryła się kocem z łóżka, a Figaro zaklął:
-Cholera no! Już nie mieli kiedy nam przeszkadzać?! Najpierw twoja siostra, potem Rusek, a teraz co?!
Podbiegł do centrum monitoringu. To co ujrzał sprawiło go w niemiłe zaskoczenie. Zaklął:
-Oh my God! Mamy inwazję i to nie byle jaką. Aby ubierz się. W szafie mam broń. Trzeba uaktywnić dodatkowy system obronny.
Po chwili do mieszkania Figara wbiegł Brock z Jessicą. Mulat warknął:
-Raport, co się dzieje.
Jessica zaś zaskoczona, że przy Figarze jest jej siostra zapytała:
-Aby? Jesteś tu tak szybko? Poza tym, gdzie moja kawa, hm?
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, chłopak tym bardziej, sytuację uratował Red-White, który wszedł znienacka ziewając głośno. Powiedział:
-Dobra, dość tej gry wstępnej, mów co zaszło.
Figaro odpowiedział:
-Inwazja ssakoszczurów, lecz tym razem po raz pierwszy widzę ten gatunek. Strażnicy w większości miasta polegli. Te stwory kierują się na dodatek w naszą stronę.
Red-White spojrzał na monitory i przeklął głośno:
-O ***! Nie dziwota że nie wiesz. Te stwory nie są stąd. To
gryfony!
-Co proszę?- zapytał zdezorientowany Brock:- co to są gryfony?
Mężczyzna wyjaśnił:
-Są to ssakoszczury, żyjące na wschód od Uralu. Żyją i polują głównie nocą, dlatego nie przekroczyły bariery gór, bo ich przejście zajmuje więcej niż dzień. Jedynym możliwym przejściem jest miasto Ibronuck na południe od Uralu. Widać musiały znaleźć inna drogę. Są inteligentne, polują grupami, głównie młode samce i samice. Dowodzi nimi zazwyczaj dominujący samiec. Są zwinne jak koty i silne jak Stachanowicz. Potrafią latać, a wyglądem przypominają krzyżówkę gryfa, z jaszczurem i nietoperzem. Nie lubią światła, w małych ilościach ogarnia je furia. Mamy jednym słowem: Przejebane. Nie wiem jak tu dotarły, ale skoro tu są to trzeba je wybić co do jednego. Są one terytorialne i jeśli uznają wasze miasto za swój teren nie pozostanie tu nic poza ruinami.
Figaro prychnął:
-Też mi nowość. Nowy gatunek, ten sam cel. Przerabialiśmy to już.
Mężczyzna warknął:
-Nie bądź taki pewien Włoszku. To nie są byle ssakoszczury.
Chłopak zaskoczony odezwał się:
-Jaki Włoch?! Matkę miałem z Grecji!
Jessica warknęła:
-A to ma jakiekolwiek znaczenie! Włącz system zanim te bestie do nas zapukają.
-Za późno- wtrącił Red-White:- Już tu są. Nadchodzą.
Na monitorze było widać, że budynek został otoczony przez gryfony. Obserwowały bacznie jakby czegoś szukały. Figaro nie dał im czasu na szukanie:
-Dosyć tego dobrego, wkurwiają mnie tacy turyści, a gościom ze wschodu mówimy: Wypierdalać!
Z boków i z dachu wyłoniły się rakietnice i armaty. Rozpoczął się ostrzał. Red-White wtrącił:
-Ej, to był już rasizm, wiesz? Ja też jestem ze wschodu.
Potwory zaskoczone ledwo uniknęły pierwszej salwy. Światło wytworzone przy strzale skłonił niektóre do ataku karabiny zareagowały ostrzeliwując pierwszych napastników. Figaro zadowolony syknął:
-Zrobię z nich ser szwajcarski! Wyginą niczym dinozaury!
Red-White szepnął do Jessici:
-To on nie wie, że ptaki to dinozaury?
Dziewczyna zaskoczona zachowaniem mutanta odparła:
-Nieważne. On nie myśli teraz. Co mu takiego zrobiły, że się tak wnerwił? Przerwały mu drzemkę?
Rosjanin tylko przekręcił oczyma. Spojrzał na monitory.
Siedemnaście gryfonów już padło, lecz wciąż dużo pozostało, a z zachodu przybywały nowe. Nagle wzniosły się do lotu. Figaro przeczuwając to uruchomił rakiety i broń przeciwlotniczą. Syknął:
-Potworki nie mają szans, te rakiety przejdą przez nie niczym gówno przez gęś.
-No to patrz jak przechodzi- skwitował Red-White.
Rakiety były skuteczne tylko wtedy gdy uderzały w głowę lub w skrzydła w innym razie tylko je odpychały. Figaro wysunął karabiny w ich stronę, połączony atak dał rezultaty. Nagle od frontu pojawiła się zmasowana grupa, która ruszyła wprost na wrota. Figaro widząc to nakierował najbliższe ten karabiny i rakietnice i uderzył z pełną mocą. Nie pomogło pomimo iż przebijały ciało i szatkowały mięśnie nacierające gryfony nie przestawały, aż swoimi ciałami zasłoniły broń i zgniotły pod naporem swych ciał. Wtedy pojawił ogromny gryfon z żółtą sierścią tuz nad nozdrzami. Ruszył z impetem na wrota. Nim Figaro mógł zareagować kamera monitorująca front nagle uległa zniszczeniu.
-Co jest cholera?!- ryknął. Red-White powiedział:
-Otwórz wewnętrzne wrota.
-Co?!
-Rób co każę! To jest właśnie samiec alfa. Jeśli go załatwię pozbędziemy się reszty stada. To jedyne wyjście. W tej chwili właśnie rozwala bramy zewnętrzne. Jak upatrzył sobie to miejsce nic go nie powstrzyma.
Brock ryknął:
-Nie zgadzam się! To istne szaleństwo?! Na własną rękę bez machin bojowych nikt nie pokonał tak wielkiego potwora.
Red-White parsknął:
-No to mało wiesz o wschodzie. My tak żyjemy na co dzień. Patrz i się ucz.
Nim Mulat zdążył zaprotestować Rosjanin pobiegł do hangaru. Brock złapał się za głowę i westchnął:
-No to nie mamy wyboru, jak tylko mu zaufać. Figaro, otwórz właz.
-Co?! Chcesz żeby nasze 75 tysięcy poszło się jebać w paszczy potwora!?
-Nie mamy wyjścia, po za tym może nie zginie, skoro jest ze wschodu.
…………………………………………………………………………………………………
Red-White stanął przed wejściem do korytarza skąd dochodziły odgłosy uderzenia. Ryknął:
-Otwórzcie bramy!
Gdy wrota zaczęły się otwierać, włożył słuchawki do uszu i załączył na mp3 utwór „Papercut” Linkinów. W prawą dłoń wziął maczetę, w lewą Bennetę i z zawadiackim uśmiechem syknął:
- Lets rock n’roll, baby!
Wtedy bramy od zewnątrz pękły, z wyłomu wszedł do środka gryfon sycząc złowrogo. Gdy powoli kroczył w stronę mężczyzny ten skierował pistolet do góry i strzelił w lampę. Światło wywołane zniszczeniem żarówki i instalacji elektrycznej wystarczyło by oczy potwora zalały się krwią. Gryfon ruszył ślepo na Red-White’a. Ten niemal wślizgnął się pod samcem i maczetą rozciął błonę skrzydła. Zaskoczone monstrum wywróciło się i spadło do hangaru. Rozwścieczony ruszył za Red-Whitem. Na zewnątrz reszta gryfonów czekała na sygnał od przywódcy, wtedy z budynku niczym strzała wybiegł mężczyzna. Pierwsze gryfony padły od samych strzałów w oko. Parę od poderżnięcia gardła. Reszta odskoczyła od napastnika, wtedy z budynku wyskoczył samiec alfa, rycząc przeraźliwie. Stado odleciało na bezpieczną odległość. Red-White widząc to odwrócił się i widząc potwora strzelił kilka razy, ten jednak odskoczył bardzo szybko. Gryfon zniknął z pola widzenia. Red-White obserwował otoczenie i szedł powoli, aż oparł się na porzucony kontener. Spojrzał dookoła, nie było śladu po monstrum. Instynktowni podniósł głowę do góry i gdy zobaczył otwartą paszczę gryfona strzelił kilka razy. Kule odbiły się od paszczy, na to czekał. Wbił maczetę tuż pod krtanią gryfona. Stwór jęknął głośno i upadł. Wierzgał przez chwilę, lecz gdy Red-White podszedł do konającej bestii i wyrwał jej maczetę z rany, znacznie ją przedłużając stwór znieruchomiał. Na dobitkę mężczyzna wbił maczetę w mózg przez oko. Po wyjęciu ostrza z rany trysnęła krew. Potwór leżał martwy. Reszta gryfonów widząc to odwróciła się i zaczęła uciekać do lasu. Red-White schował broń, zdjął słuchawki i powiedział:
-No i *** po ptakach.
Gdy Słońce wzeszło w Burgu panowała atmosfera apokalipsy. Wszędzie leżały trupy- zmasakrowane resztki strażników, ruiny z mieszkaniami o ścianach nasiąkniętych krwią, podłogi z gnijących organów oraz ścierwa gryfonów nieliczne na zachodzie, coraz liczniejsze w stronę siedziby Dirty Rocket. Wzdłuż tej ścieżki, lecz w odwrotnym kierunku maszerowały trzy buszrandżery osłaniające lewitująca hybrydę. Outsiderzy ruszyli na zlecenie Red-White’a, nie wiedząc co ich czeka w Puszczy. Co kryje się w lesie, pełnym bestii, do których dołączyli jeszcze „goście” ze Wschodu?
…………………………………………………………………………………………………
Japonia. Podziemne ruiny Kionato, dawnej stolicy kraju po II wojnie nuklearnej. Wszędzie panował półmrok, który odbijało się światło od szklanych rur, łączących komory gazowe i płynne. Przy jednym z komnat był komputer, na którym pracowała pewna istota o dużych, rogach i skrzydłach. Nagle do komnaty weszła pewna osoba ubrana w ciemny garnitur z długim płaszczem. Stanęła przodem do pleców skrzydlatego osobnika i powiedział:
-Szefie?
-Masz jakieś dobre wieści Kazuki? Wiesz gdzie obiekt 073?
-Projekt „Exchange” zadziałał. Możemy wpływać na zmiany w ekosystemach. Nie ma śladu po obiekcie. Nadal szukamy.
-Rozumiesz jak jest on ważny dla mnie? Bez tego nasz drugi jest niekompletny. Musimy ukończyć projekt zostawiony przez pioniera inżynierii genetycznej. Niedługo nadejdzie ten dzień. Dzień przybycia. Musimy być na to gotowi, rozumiesz?!
-Tak szefie.
-Więc nie stercz tu tylko ruszaj! Musimy go mieć!