Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1] 2    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Świat Aniołów (Czytany 4477 razy)
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« : 09 Lipca 2013, 18:33:55 »
Cóż, kawał prozaicznej twórczości, którą macie przed sobą, to dla mnie coś jak dzieło życia, za które próbowałem zabrać się już wiele razy i póki co idzie jak idzie - mam już na tę chwilę dwa rozdziały. Przy poprzednich próbach bywało więcej, ale w nieporównywalnie gorszej jakości. Jak przystało na wielkie, epickie dzieło, akcja będzie zawiązywać się wolno, więc może was przynudzać, na szczęście od czasu do czasu jest jakiś humor. Uwaga! Zawiera wulgaryzmy i inne treści nieodpowiednie dla małych MrocznychZabujców2000 i moderacji! I jeszcze jedno - to bardzo ważny dla mnie utwór, więc weźcie na to poprawkę krytykując... i róbcie to bezlitośnie i celnie, by ten ważny dla mnie utwór był jak najlepszy zarazem. Całość w założeniu ma być trzyczęściowa, gdzie Świat Aniołów to jest oczywiście częścią pierwszą (nie jestem Mickiewiczem ani Abradabem, żeby zaczynać od innej niż pierwsza).

Jeśli chcesz poczytać tekst w lepszej jakości - wyjustowany, w standardowych barwach itp. zapraszam: https://docs.google.com/document/d/17wD0vwwLt7pfmcpN6nV-_h-e8bjUU_FpkkId5izrEBc/edit?usp=sharing

Link do folderu z poszczególnymi rozdziałami: https://drive.google.com/folderview?id=0B__dr6JDuwtxWndZQzU5enBLZ00&usp=sharing




To był naprawdę ładny dzień, dobry, żeby ze wszystkim skończyć. Stryczek zwisał majestatycznie z konaru drzewa w dolince leżącej w środku lasu, a przy pniu stał młody człowiek spoglądający beztrosko w niebo i podziwiający znakomitą pogodę. Chłopak wyjął słuchawkę z jednego ucha, nadstawiając je na melodie ptaków i szum liści, drugim wciąż słuchając z odtwarzacza ulubionych ballad z poprzednich dekad. Nie była to ta sama napędzająca go do samobójstwa muzyka, w której zasłuchiwał się przez parę miesięcy, skłaniając się ku ostatecznej decyzji. Miał jej już dość równie bardzo, jak wszystkiego wokół. Teraz był czas, by nacieszyć się paroma rzeczami, które w świecie lubił i już nie troszczyć się o to, że po dobrych chwilach przyjdą złe, wraz z natłokiem codziennych obowiązków. Po miesiącach rozmyślania nad zadaniem sobie śmierci, teraz oddał się przemyśleniom i beztrosce. Tacy ludzie zwykle ostatecznie nie doprowadzają samobójczego planu do końca. Nie myślał jednak o tym. Oparł się plecami o pień drzewa, zamknął oczy i lekko się uśmiechał. Wyciągnął rękę ku sznurowi i już niemal był gotów, kiedy zmysły odebrały kolejny delikatny bodziec, a w głowie pojawiła się kolejna myśl. Trącił tylko węzeł od niechcenia i wrócił do kontemplacji.
    Nie zdążył ze sobą skończyć. Myślenie przerwał mu krzyk:
    - Hej!
    Uniósł brew i skierował wzrok ku niewielkiej górce kilkanaście metrów dalej. Był raczej daleko od ścieżki, więc najpierw zdziwił się, że ktoś go tu przypadkiem znalazł, ale chwilę potem pomyślał, że skoro on został przyciągnięty do małego zagłębienia wśród dzikiej przyrody przez ładne widoki, to czemu by nie kto inny - zwłaszcza że słyszał dziewczęcy głos. Nie widział wołającej go postaci zbyt dobrze, bo stała pod słońce, dostrzegał więc jedynie konturowy wizerunek skąpany w jasnym świetle pomiędzy drzewami. Była to młoda dziewczyna o długich włosach, a także raczej drobnej budowie i niewielkim wzroście. Zaczęła schodzić w stronę niedoszłego wisielca, a ten mógł zobaczyć kolejno coraz więcej szczegółów wyłaniających się ze światła - miała na sobie zieloną, lekką koszulkę i stare dżinsy, ponadto jej szyję zdobiły drewniane koraliki. Jej włosy były brązowe i rozpuszczone układały się faliście, a twarz miała bardzo młodzieńczą, nieco niewinną urodę z niewielkim lekko zadartym noskiem, raczej niewielkimi, ale kształtnymi ustami i dużymi, urokliwymi oczami o głębokim, zielonym odcieniu. Opierający się wciąż o drzewo chłopak był co prawda nieco zawiedziony brakiem jakichś obfitszych krągłości, ale ogółem nieznajoma była całkiem ładna - chociaż tyle miał pocieszenia w sytuacji, w której rozleciał się jego plan.
    Gdy stanęła na jego wysokości, zaczęła patrzeć to na kołyszący się stryczek, to na chłopaka. O ile wiszący sznur nie wymagał większej uwagi, o tyle młodzieńca dokładnie zbadała wzrokiem. Był średniego wzrostu i raczej wątłej budowy. Miał rozwichrzoną blond czuprynę zakrywającą większość czoła, poniżej dość mądrze spoglądające złote oczy pod nisko osadzonymi, wąskimi brwiami. Jego kości policzkowe były wyraźnie zarysowane, a cały kształt twarzy był stosunkowo ostry, choć nie szczególnie twardo ciosany, a raczej chłopięcy. Nosił czarną koszulę i ciemne dżinsy.
    Cierpliwie czekał i patrzył, co zrobi dziewczyna, ta w końcu złapała sznur w dłoń i zamachała nim przed oczami niedoszłego samobójcy. Choć patrzyła nań poważnie i na swój sposób potępiająco, kiedy się odezwała, jej oczy posmutniały i nieco zmiękła.
    - Czemu zamierzałeś się zabić? - w jej ciepłym, wysokim głosie wybrzmiewało współczucie.
    Blondyn najpierw zajrzał głęboko w jej oczy, po czym wbił wzrok w trawę pod stopami. Ciężko mu było odpowiedzieć. Nie chciał rzucić czymś, przez co wyszedłby na egzaltowanego, szukającego uwagi dzieciaka, choć przez chwilę pomyślał, że to nim w istocie jest - kiedy już musiał w takiej sytuacji spojrzeć komuś w twarz. W końcu przeszło mu przez gardło:
    - Bo życie w tym świecie mnie przerasta, nie umiem podołać rzeczywistości. - choć głos mu drżał, mówił pewnie, bez szukania słów w trakcie.
    Nieznajoma przez chwilę chciała przysunąć się i przytulić go mocno, ale rozmyśliła się.
    - Jestem Kayla. - przedstawiła się. Chłopak uniósł brew zdziwiony egzotycznym brzmieniem imienia, tym bardziej, że “Kayla” nie wyglądała i nie brzmiała na imigrantkę.
    - Ładnie, w takim razie ja jestem Gary - powiedział kpiąco pierwsze, co przyszło mu na myśl, a było obce i nieprawdopodobne w kraju nad Wisłą. Jego nowa znajoma była dość mocno zakłopotana, wyczuwając jego intencje.
    - Czekaj, czy ty nie wierzysz?
    - Skądże! - zaśmiał się chłopak. - Udawajmy, że tak na mnie mówią, dobra?
    Zaczął w międzyczasie dopuszczać do myśli różne możliwe uzasadnienia dla wersji dziewczyny. Ta zaś zmarszczyła brwi.
    - Wiem, że to nie jest tutejsze imię, ale przecież ty też... Eh, no, moment...
    "Gary" przewrócił oczami i z połowicznym uśmiechem czekał cierpliwie, aż Kayla sformułuje myśli. Ta przez chwilę z zamkniętymi powiekami pukała się palcem w głowę, próbując dobrać słowa, po czym spojrzała na chłopaka i wyjaśniła:
    - Wybacz, że tak długo, muszę tak to powiedzieć, żebyś się nie przestraszył, ani nie uznał mnie za wariatkę. - Uśmiechając się spojrzała w niebo, a potem rozejrzała się wokół, jej wzrok zatrzymał się na stryczku. Od niechcenia ściągnęła węzeł w dół, z ciekawości, czy w ten sposób się rozplącze - tak właśnie się stało.
    - Dzięki - rzucił niedoszły wisielec - Mogłaś chociaż pozwolić mi zachować to na pamiątkę.
    - Chodź - odparła dziewczyna. - Chyba nie ma co wiele mówić - pokręciła głową, po czym podążyła w głąb lasu.
    Chłopak spojrzał pożegnalnie na dyndający, luźny sznur, wzruszył nieznacznie ramionami i poszedł za nią z czystej ciekawości. Obejrzał ją jeszcze raz dokładnie i teraz zobaczył przypasany z tyłu nóż, czy raczej typowy dla dawniejszych wieków sztylet. Kayla odwróciła głowę i zobaczyła to, po czym spojrzała w niebo i rzuciła:
    - Świata to nie lubisz, ale popatrzeć dziewczynie na tyłek to co innego, co?
    On zaś otrząsnął się nieco i przestał wpatrywać w broń, zakłopotany. Nie usprawiedliwiał się, miała bowiem trochę racji. To nie nóż przyciągnął jego uwagę.
    Dziewczyna rozglądała się, aż wreszcie wbiła wzrok w jedno z drzew, na pierwszy rzut oka nie różniące się od reszty w lesie. Zatrzymała się przy nim i poczekała, chłopak zbliżył się i spojrzał na pień - był na nim wyryty napis "Świat się zmienia". "Banał" - pomyślał sobie. Kayla tymczasem dobyła sztyletu, mówiąc:
    - Patrz teraz, tylko nie narzekaj, że krzywdzę biedne drzewko.
    Przyłożyła ostrze do kory tuż pod tekstem, po czym wbiła je głęboko, a weszło jak w masło. Stuknęła jeszcze raz palcem głowicę zdobiącą koniec rękojeści i oparła się ręką o drzewo, patrząc na chłopaka skoncentrowana, obserwując go czujnie. Ten zaś z uśmiechem na ustach podziwiał, jak z metalowej końcówki wydobywa się promień zielonego światła w stronę stojącego naprzeciw innego drzewa. Tuż potem drugi, a następnie coraz więcej, odbijały się od kory, w którą celowała rękojeść, zaginały, owijały wokół siebie nawzajem, splatały, tworząc nieregularną sieć. Ta gęstniała, aż z lśniących, szmaragdowych nici zaczęła powstawać jednolita, płaska tkanina.
    - Nie robi to na tobie wrażenia, nie uciekasz? Widziałeś to już kiedyś? - spytała Kayla, unosząc brew.
    - Nie, nie widziałem - odrzekł uśmiechający się z zaciekawieniem chłopak, patrząc cały czas z uwagą na nadnaturalne zjawisko - Fajne, nie powiem. Ale wiesz, ostrzegłaś mnie, że uznam cię za wariatkę, jeśli o tym powiesz, więc nastawiałem się na fajerwerki. Domyślam się, że to nie jest żadna wystylizowana ładnie nowoczesna technologia? - dodał.
    Dziewczyna zaśmiała się i pokręciła głową.
    - Z tym ślicznym kolorem wygląda dość niewinnie, ale wszystko co związane z teleportacją wymaga wykorzystania demonicznej mocy.
    Chłopak westchnął, spojrzał w dół i potrząsnął lekko łepetyną. Nie dał rady zachować idealnego spokoju. Ze strachem w oczach spojrzał w zielone oczy tajemniczej osoby, zdając sobie sprawę, że ewidentnie ktoś tu jest z innej rzeczywistości, i wydusił z wysiłkiem:
    - Co to, do kurwy, jest i kim ty jesteś?
    - Wreszcie - odpowiedziała z ulgą, widząc, że sama nie ma do czynienia z kompletnym świrem. - Teraz mnie słuchaj.
    W międzyczasie lśniąca tkanina utraciła swą zieleń i blaknąc, odsłoniła obraz leśnej ścieżki, w innym jednak zupełnie miejscu, niż to, gdzie byli - w tym bowiem już żadnej wyraźnej dróżki nie było, to w świetlistym obramowaniu było zaś najwyraźniej bliżej skraju kniei. Najprawdopodobniej zupełnie innej kniei. Kayla zaczęła tłumaczyć:
    - Znalazłam cię dzięki wizji dusz, człowiek, który mnie tu przysłał, zalecił, żebym od czasu do czasu medytowała, by mieć taką możliwość. W tym świecie nie ma nic, co można w ten sposób ujrzeć, a jednak zobaczyłam ciebie.
    Chłopak słuchał z uwagą, powoli przetwarzając jej słowa.
    - Domyślasz się, co to może oznaczać - kontynuowała. - Jeśli chciałeś szczerze opuścić ten świat, zapraszam do innego.

    Trwali przez chwilę w ciszy, wzbogacanej co parę chwil przez śpiew ptaków.
    - No chodź - powiedziała w końcu zachęcająco Kayla. - Nie ciągnie cię to?
    - Na jakich zasadach będzie życie tam?
    - Ciężko tak tłumaczyć komuś coś, co ma się jako codzienność...
    - Wspomniałaś o demonicznej magii, miałaś przy sobie jakiś niesamowity sztylet... Wiesz, kiedyś byłem wielkim fanem nowoczesnej techniki, ale potem się trochę zawiodłem. Może być ciekawie. Dobra - powiedział w końcu chłopak, podejmując decyzję. Nim jednak przekroczył barierę między światami, zląkł się nieco. - Nie zrobię sobie przypadkiem żadnej krzywdy czy coś?
    - Nie martw się - odpowiedziała dziewczyna, odgarniając przy tym swoje brązowe włosy, po czym przełożyła rękę przez portal. - Ciepło i ciśnienie w miarę wyrównane, ścianki portalu też zabezpieczone, spójrz. - Dotknęła dłonią zielonego obramowania bramy, obejmując ją i naciskając, pokazując, że nie ma ryzyka ucięcia sobie czegoś. - Nic tylko podróżować przez miliony lat świetlnych w niemal nieskończenie krótkim czasie.
    - To zabrzmiało strasznie... nowocześnie. Nie robisz dobrej reklamy światu z magicznymi sztyletami - rzucił blondyn, schylając się, by przejść przez bramę.
    - O, komuś tu chyba wrócił humor, wisielcu - odpowiedziała ironicznie Kayla, splatając ręce i patrząc, jak chłopak przechodzi przez magiczne wrota. Również przekroczyła barierę, wyjmując przy tym sztylet, zaginając tym samym fakturę portalu i sprawiając, że ten zamknął się po chwili, gdy stała już twardo na ziemi po drugiej stronie.
    Rzeczywiście ścieżka była w pobliżu skraju lasu, z daleka widać było jakąś większą, wydeptaną drogę przez trawiaste tereny. Chłopak uważnie rozglądał się wszędzie wokół, chcąc wyłapać pierwszą niezwykłą rzecz, jaką zobaczy w tajemniczym miejscu.
    - Mam zaszczyt powitać cię w Eiranie - powiedziała z dumą dziewczyna. Odpowiedź jaką usłyszała była dla niej zupełnym zaskoczeniem:
    - Teraz się pewnie okaże, że to jakieś zadupie na Podkarpaciu. Hm... Eiran, tak? Przez "i"?
    - Tak, dokładnie, zapamiętaj, bo to ważne - mówiła, próbując zachować powagę.
    Chłopak odwrócił się do niej i z iskrą w oczach powiedział:
    - A teraz pokaż mi, co tu się da zrobić.
    Kayla uśmiechnęła się z pewnym zacięciem i również płomykiem widocznym wśród głębokiej zieleni tęczówek. Dumnie wyprostowała się, zamaszystym ruchem ręki wyciągnęła otwartą dłoń krótko przed siebie a za jej palcami powędrował płomyk, który po chwili trzymała na wysokości ramienia, przy głowie. Spojrzała z zadowoleniem, dostrzegając wyraźny podziw w oczach rozmówcy. Nie wytwarzający dymu, regularny ogień tańczył kilka centymetrów nad wewnętrzną powierzchnią jej dłoni.
    - Chodź - rzuciła żywo. - Po drodze pogadamy o czym zechcesz.
    Chłopak pierwszy żwawo poszedł ku drodze za skrajem drzew. Nieco wolniej szła brunetka.
    - No świetnie - powiedziała w jego stronę z wyrzutem. - Stary cep.
    - Ja? - zapytał ze zdziwieniem Gary, odwracając głowę.
    - Eriand - odpowiedziała.
    - Kto to? - spytał chłopak, znów patrząc naprzód.
    - Arcymag i król tej krainy.
    - Grubo.
    - Widzisz, ogólnie magów jest tak naprawdę du...
    - Czekaj - blondyn przerwał jej i zatrzymał się w miejscu.
    - Co?
    - Czekaj, i tak na razie muszę się w ciszy zastanowić nad wszystkim, więc nie opowiadaj - odrzekł. - I wiesz... Tu są ładne widoki - dodał od niechcenia. Pozwolił jej się wyprzedzić, wodząc za nią wzrokiem, najpierw mogąc obejrzeć jej profil, potem patrząc już na same plecy, podczas gdy ta stopniowo zwalniała kroku, by poczekać na towarzysza.
    - No chodźże! - krzyknęła, gdy stała już w miejscu, niecierpliwiąc się.
    - Już - mruknął chłopak, ruszając znowu. Myśli ścigały się w jego głowie nie tworząc większego sensu. Czy umarł i jego mózg podmienił pamięć z ostatnich chwil i zaczął wyświetlać jakąś dziwną projekcję? Może był dobry i trafił do nieba? Czy jednak to było właśnie piekło? Czy naprawdę mogła to być nowa, inna ziemia? A może w istocie jego umysł zapadł się w nieskończoność i zaczął przeżywać co popadnie? Urokliwy magiczny świat i fajna dziewczyna ratująca, czy raczej powstrzymująca go od śmierci i byt człowieka, który zdążył uwierzyć, że nie ma nic do stracenia. To wszystko dawało do myślenia.
    - Zadaj mi jakiś ból - powiedział nagle do Kayli, pewnym i zdeterminowanym głosem.
    - Mhm, rozumiem - odpowiedziała, a w jej słowach naprawdę wybrzmiewało owo zrozumienie, co pocieszyło nieco chłopaka. Kopnęła czubkiem buta w ziemię, a z gruntu tuż obok samodzielnie wydobył się kamień, lewitując przez sekundę w powietrzu, po czym poszybował w stronę kości piszczelowej Gary'ego. Ten po chwili aż zwinął się z bólu.
"*** jak to boli, gorzej trafić nie mogła" - myślał. - "Czyli to nic na zasadach snu. To nie jakaś głupia projekcja, *** jak boli. Zapewne by przeżyć, muszę uważać na siebie, albo przynajmniej po to, by życie nie bolało. Ciekawe, czy mogę tu zginąć, czy znowu stanie się coś, co powstrzyma śmierć. Ale *** jak to napieprza. Czuję swoją cielesność. Czuję swoją kość, oznaczającą, że jestem równie cielesny, co dziwka spod latarni i wcale nie bardziej duchowy. Czuję w piszczelu swoją śmierdzącą, żałosną śmiertelność." Na jego twarzy pojawił się grymas innego bólu niż ten w nodze. Przez chwilę naprawdę znów zabolało go, że żyje.
    - Wybacz, że tak mocno. - Głos wyrwał go z zamyślenia. - Przepraszam, naprawdę, przesadziłam - mówiła troskliwym, ciepłym, cieplejszym niż słońce nad ich głowami głosem dziewczyna.
    - W porządku, dzięki. - Chłopak podniósł się i kroczył dalej obok Kayli. Szedł, przez dłuższą chwilę nie pytając, dokąd idzie, milcząc. Po jakimś czasie smutek ustąpił na jego ustach delikatnemu uśmiechowi aprobaty. Był gotów poznać w tym świecie wszystko, co najlepsze przed ewentualną następną próbą samobójczą.




    Był to wyżynny, pofalowany teren, dość dziki - szli szerokim, ważnym najwyraźniej traktem, ale poza tym nie było widać zbyt wielu oznak cywilizacji. Z rzadka mijały ich jakieś piesze grupki, postacie na koniach czy wozy. Wszystko wyglądało zgodnie z oczekiwaniami chłopaka - średniowieczne stroje, ten poziom techniki. Ku jego pozytywnemu zaskoczeniu, nie śmierdziało od wszystkich z dala.
    - Nie nazywasz się Gary tak naprawdę, co? - spytała w końcu Kayla, przerywając ciszę.
    - Nieee... - odpowiedział chłopak, przeciągając słowo i przewracając oczami.
    - Więc jak?
    - Ha! Powiem ci jak zasłużysz i powiesz mi cokolwiek o tym świecie, bo póki co to ty masz nade mną ogromną informacyjną przewagę. - Gary dumnie podniósł głowę, zadowolony ze swojego argumentu.
    - Gadaj, jak się nazywasz bo spalę ci twarz magicznym ogniem a potem jeszcze kopnę w jaja. - Kayla zajrzała blondynowi prosto w oczy, groźnie marszcząc brwi.
    - Pf! - Chłopak splótł ręce i odwrócił się. - Nie boję się ciebie.
    - Nie boisz się mnie...? - dziewczyna uwiesiła się na jego rękawie i patrzyła z błaganiem w wielkich, ślicznych oczętach, robiąc smutną, słodką minkę.
    - Boję, bardzo boję. - odpowiedział chłopak, gdy tylko na nią spojrzał. - Nazywam się...
    - Dobra tam, nieważne! - stwierdziła zwycięsko, uśmiechając się szeroko. - Na pewno gorzej niż Gary, niech zostanie Gary.
    - W porządku, nic nie powiem - odpowiedział Gary.
    - Ej! - Kayla znowu patrzyła na niego naburmuszona.
    - Dowiesz się w swoim czasie - skwitował.
    Dziewczyna wytknęła język i kroczyła dalej, patrząc daleko przed siebie. Przeszli ledwie kilkanaście metrów, a zaczęła mówić, ostrzegając go, że ich ubrania nie są zbytnio tutejsze i żeby twierdził zgodnie z nią, że to z ziem gnomów, że tam mają takie cuda.
    - Zapomniałabym. - powiedziała po chwili. Odchyliła delikatnie dłonią włosy, pokazując ucho. Było zakończone prostym, delikatnym szpicem. - Jestem półelfką - pochwaliła się. - Elfy mają uszy jeszcze nieco wydłużone, tak w tą stronę. - Wskazała palcem lekko na skos od czubka ucha.
    - Ładne. - powiedział krótko chłopak. Nie zamierzał tego zrobić, ale w końcu odruchowo sam sięgnął ku własnej małżowinie i poczuł niespodziewany kształt - lekkie zagłębienie za szczytem a dalej wydłużony szpic. - No popatrz - rzucił zdziwiony w sronę Kayli. - To robi się coraz ciekawsze - dodał.
    Dziewczyna obejrzała dziwną anomalię.
    - Ciekawe, takiego kształtu jeszcze nie widziałam, chyba coś w stylu krzyżówki rasowej... Naprawdę niezłe!
    - Co to może oznaczać?
    - Ostateczne potwierdzenie, że pochodzisz stąd. Musiałeś zostać wysłany w świat jako niemowlę.
    - O rany...
    - Ej! - Kayla podniosła gwałtownie głowę. - Żadnych ran Chrystusa przy wyrażaniu emocji, nic w tym stylu.
    - Co, czemu?
    - Sam pomyśl...! Znaczy... No sama na początku miałam problemy ze zrozumieniem, czemu aż tak się pilnować, kiedy wyruszałam do twojego świata, ale wiesz, to jak zderzenie kultur i to z różnych galaktyk. Po prostu uznaj, że inna religia dominująca.
    Blondyn słuchał uważnie i domyślił się o co chodzi - to mogło brzmieć rzeczywiście dziwnie, biorąc pod uwagę, skąd "rany" się wzięło, a na co jego nowa znajoma dość nieoczekiwanie zwróciła uwagę. Miał pomysł wypytać nieco o sprawy wiary w całym tym Eiranie, ale przez myśl przemknęło mu co innego:
    - Galaktyk, mówisz? To w sumie, jak to jest z tą podróżą przez światy?
    - O, fajne pytanie. Z tego co pamiętam, to jesteśmy w tym samym wszechświecie, jednak wiele lat świetlnych od twojej Ziemi, w innej galaktyce.
    - A, to dobrze.
    - Czemu dobrze, to ma jakieś szczególne znaczenie? - Kayla zdziwiła się nieco.
    - No bo jakby był wszechświat równoległy to ciężko, ale tak to jakoś na piechtę wrócę.
    Dziewczyna zaśmiała się głośno. Przez chwilę szli w ciszy uśmiechnięci.
    - To... - przerwała milczenie przewodniczka chłopaka po owym świecie. - zamierzasz wracać tam do siebie, tak już teraz wracać? - Zdawało się, że nieco posmutniała, gdy pomyślała o tym.
    - A bo ja wiem...? Zobaczymy jeszcze. Ale już tak pomyślałem raczej, że pobędę tu trochę. Wydaje się fajnie. Wiesz, magia, smoki, twarde narkotyki i tak dalej.
    Dziewczyna znów rozpogodziła się, szczerząc szeroko.
    - Jak dojdziemy do wozu to ci o wszystkim poopowiadam! To będzie świetne! Ale jak coś cię ogólnie męczy, to pytaj.
    - No dobra, to co ja mówiłem pierwsze? Magia, smoki, twarde narkotyki, no to na początek... Z czym się je magię?
    - Z jagodami - odpowiedziała zupełnie poważnym głosem Kayla.
    - Z czym się je smoki?
    - Z kapustą i grzybami.
    - A twarde narkotyki?
    - Kokainę będziesz wpierdalał?
    - Czuję się, jakbym już wpierdolił.
    Oboje prychnęli śmiechem.
    - Nie no, dobra, serio - zaczęła tutejsza. - Jak chodzi o magię, to pierwsze co, to trzeba mieć wrodzony dar...
    - O - przerwał jej nieco wzburzonym tonem chłopak. - Czyli tak jak z muzyką, nauką, pisarstwem, jebaniem się, wszystkim...? To pierdoły. Powiedz mi, jak to się robi, a się nauczę.
    Kayla spojrzała na niego z lekkim politowaniem.
    - Możesz mi nie przerywać? - odparła. - Skoro takie masz nastawienie, to wygląda to tak, że nie jest czarno-biało, a po prostu każdy może mieć talent magiczny w innym stopniu. Z tym, że im mniejszy, tym lepiej z kolei bronisz się przed magią nieświadomie - wyjaśniła.
    - Co.
    - Jeszcze raz?
    - Tak.
    - Im większą ktoś ma wrodzoną zdolność panowania nad magią świadomie, tym gorsze ma podświadome reakcje magicznej obrony. - Kayla przypomniała sobie nieco bardziej książkową definicję.
    - I raczej nie jest to takie nieprawdopodobne, żebym miał ową wrodzoną zdolność, ale też raczej nie jakąś wielką, tak? - dopytał Gary.
    - Statystyka - podsumowała dziewczyna.
    - Umiesz walić kulami ognia? - zaciekawił się uśmiechając szeroko blondyn.
    - Mhm, jedną czy dwie bym mogła rzucić przed przemęczeniem, chociaż to raczej nie jest najmojsza dziedzina.
    Chłopak z bezczelnym uśmiechem przysunął głowę do niej i powiedział:
    - Poookaaaaż.
    - Nie, nie teraz, niby mogłabym gdzieś w powietrze bezpiecznie, ale potem bym wykitowała, już teraz marzę, żeby się walnąć gdzieś i zdrzemnąć.
    - Przecież jest wcześnie...
    - Na Ziemi cały czas słabo sypiałam, strasznie głośno w nocy bywało, no i nerwy i wszystko - odparła. - Na szczęście już niedługo wsiadamy do wozu.
    - Jakiegoż to wozu? Już raz wspomniałaś chyba.
    - Podczepiamy się do karawany. Mam przypieczętowany przez Arcymaga list nakazujący wszelkim handlowym konwojom i tak dalej przygarniać mnie i pozwalać podróżować razem z nimi.
    - I myślisz, że będziemy sobie jechać w wozie, zamiast iść obok?
    - Znajdziemy taką, żeby była głównie konna i na kołach, bez pieszych, a żeby nas wrzucili do wozu to mam sposób.
    - Trzymam za słowo. To dokąd zmierzamy?
    - Arlingard. Stolica. Spójrz - dodała, wskazując w dół drogi, na zbiorowisko ludzi i kilka konstrukcji w płytkiej dolinie. - Już widać nasz przystanek.
    Gary zaśmiał się.
    - Przystanek?
    - Niby karawanseraj, dla nas to przystanek.
    Budynki, sądząc po konstrukcji, służyły przede wszystkim ochronie pieszych przed deszczem lub słońcem podczas odpoczynku i popasu, było również sporo korytek gromadzących wodę i paszę. Dwoje nastolatków zbliżyło się, idąc miarowym krokiem i z czasem za radą Kayli przechodząc w rozmowie od podstawowych ciekawostek magii do aktualnej pogody, by nie wzbudzić podejrzeń. Gary zadawał bowiem tonę głupich pytań. Dziewczyna bała się, że w rozmowie na temat ładnej aury też zacznie sugerować istnienie jakichś meteorologicznych absurdów - tak się jednak na szczęście nie stało.
    - Dzień dobry! - zawołała, widząc, że samo ich przyjście nie wzbudziło niczyjego szczególnego zainteresowania i jedynie parę osób. - Mam list zaufania od króla - dodała głośno, tak, by wszyscy ją słyszeli. - Wyrusza jakaś w miarę mobilna ekipa w najbliższym czasie?
    Nowy w świecie chłopak starał się nie robić tego zbyt niegrzecznie, ale co chwila wbijał wzrok w inne osoby w okolicy, skupiając się na wszelkich cechach innych ras, jak spiczaste uszy, niecodzienne kolory włosów, rogi, czy wyjątkowy wzrost. Wyglądał dość zabawnie, próbując ukryć swoją fascynację.
    - Właśnie chcieliśmy się zbierać! - odpowiedział na zawołanie dość korpulentnej budowy mężczyzna stojący nieopodal. Był to zdecydowanie człowiek. - Znów się widzimy, panienko, dzień dobry. - dodał, podchodząc bliżej.
    - Aaa, z wami się zabierałam w tę stronę, no nie? Nie rozpoznałam wozów, wybaczy pan. No popatrz! A już miałam obściskiwać go przy wszystkich, - wskazała na swego towarzysza drogi. - Żeby nie mogli na nas patrzeć i zamknęli nas w jakimś wygodnym wozie.
    Zarówno Gary, jak i przewodnik karawany parsknęli śmiechem.
    - Sprytne - odrzekł ostatni. - Rzeczywiście, moje chłopaki w większości pracują z dala od swoich kobiet i patrzenie na miziającą się parkę byłoby nieznośne. Ale w sumie, to to jakiś twój wybranek, narzeczony?
    - Nie, nie - odparła Kayla. - Przyjaciel. - Chłopak powstrzymał głupi uśmiech, zastanawiając się, czy to się liczy jako poważny friend-zone.
    - Cóż, masz list od Erianda, dworskie panienki w tym wieku często są już mężate.
    - Na szczęście nie jestem szlachcianką - sprostowała dziewczyna. - Jestem bliską znajomą Arcymaga, ale jako uczennica, wątpię, czy w ogóle przez myśl przemknęło mu, żeby mnie nobilitować. Kiedy jedziemy? - wróciła nagle do pierwotnego tematu.
    - Chłopaki! - krzyknął mężczyzna, zwołując swoich towarzyszy. - Zwijamy się! Już. - dodał ciszej, odpowiadając na pytanie Kayli.
    - Dziękuję. - Dziewczyna uśmiechnęła się grzecznie, po czym skierowała ku jednemu z wozów, zakrytego zieloną tkaniną. Blondyn poszedł za nią i również wsiadł.
    Wnętrze było niemal puste, co zapewne znaczyło, że sprzedano u celu podróży towary w nim trzymane. Oboje usiedli na drewnianym podłożu. Kayla przeciągnęła się, ciesząc ową nikłą wygodą po dłuższym spacerze.
    - No - zaczęła. - Możemy w spokoju pogadać. Jej! - uśmiechnęła się radośnie. - Wprowadzam cię w całkiem inny świat, to jest świetne, twoja przyszłość ode mnie zależy! - szczebiotała wesoło, zafascynowana sytuacją. - Będę wspaniałomyślna i opowiem wszystko, co potrzebujesz i tylko prawdę!
    Chłopak uśmiechnął się lekko i skinął głową, zachęcając, by zaczęła. Wóz tymczasem ruszył, pociągnięty przez konie. Przez parę godzin drogi wyjaśniała naprawdę wszystko, co jej przyszło na myśl - od życia duchowego mieszkańców Eiranu, przez sytuację polityczną na świecie, po zagadnienia związane z tutejszymi potężniejszymi kreaturami. Gary słuchał uważnie, choć momentami nieco odpływał, wyglądając przez szparę w zielonym suknie na rozpościerające się wokół, niezmącone słupami elektrycznymi czy kominami piękne widoki.
    - ...jak uczyłam się o Rosji i jak tam jest to myślałam sobie "kuźwa, reptilioni". No bo wiesz, wielka powierzchnia na pół kontynentu, taka separacja i specyficzni ludzie i w ogóle. A w Bagaronie jak co jest wojna domowa między niebieskimi a zielonymi, traktuj to dosłownie, to kolory łusek...
    Chłopak zaczął uzmysławiać sobie, że stosunkowo szybko przywykł do dziwacznej sytuacji - wciąż liczył na to, że wiele jeszcze się wyjaśni, kiedy będą u celu swej podróży. Tymczasem jednak nie odczuwał żadnego niepokoju czy strachu, prawdopodobnie przez dość beztroską aurę swej nowej znajomej.
    - ...no i taki licz jak jest już bardzo mocny to może latać jako sama czacha, jest wtedy demiliczem, ale to tylko dla najpotężniejszych skurczybyków jest. Znaczy, ja w sumie nie wiem, to jest jakieś głupie, że tylko bardzo mocny może być samą czachą, ale może o czymś nie wiem...
    Kayla nie wydawała się osobą głupią, beztroską na co dzień, wręcz przeciwnie. W tej jednak sytuacji najwyraźniej była dość podniecona całym zdarzeniem i jej radość udzielała się niedoszłemu wisielcowi.
    - ...ten motyw z bajek, że jak coś ma wiele głów, to głowy się żrą ze sobą tą autentyk! Taka hydra autentycznie ma pięć odpowiadających za siebie mózgów i nieraz kłócą się i walczą ze sobą, tylko że ból odczuwają wspólnie, więc nic raczej sobie zwykle nie robią. Nawet ich dusze po śmierci dopiero po paru miesiącach rozdzielają się na pięć, bo tak to są związane jeszcze razem. U cerberów tak nie ma, bo te głowy są na zbyt krótkich szyjach, a w ogóle to są raczej demony to trochę inaczej...
    Cały ów świat Eiranu wydał się jego nowemu mieszkańcowi wcale przyjemny, mimo rzekomego piekielnego zagrożenia i ogólnie dużej dozy nadnaturalnych niebezpieczeństw. Realne, namacalne niemal zjawiska porównywalne do tych znajdujących się dawniej jedynie w kulturze miały w opinii chłopaka pewien urok.
    - ...no wiesz, wojska mają różne swoje asy w rękawach, elitarne oddziały a nawet jednostki, w sensie że pojedyncze osoby zdolne do siania samemu zniszczenia. Wiesz na przykład rycerz z runiczną bronią i zbroją na jakimś ciężkim rumaku potrafi roznieść cały oddział jakiegoś mięsa armatniego. Albo na przykład słyszałam, że armie usadzają czarowników, takich najszybciej miotających wszelkimi pociskami ognistymi i w ogóle, na gryfy i inne latające stworzonka, no to ciśnie jak myśliwiec, wyobrażasz sobie? Pow pow pow pow pow! - Oboje zaśmiali się z onomatopei wzbogaconej gestem rąk kończącej myśl Kayli.
    Powoli się ściemniało, był wczesny wieczór, gdy dojechali wreszcie do Arlingardu, o czym dowiedzieli się z zawołania przewodnika całej owej wycieczki. Nieopodal murów miasta oboje wyskoczyli z wozu, by przyjrzeć się stolicy z daleka. Kayla podziękowała okrzykiem mężczyźnie, po czym wraz z chłopakiem zaczęła przyglądać się widokom. Miasto było położone w delcie rzeki, której rozwidlone strumienie przepływały przez nie. Ujście prowadziło do wielkiego jeziora, nad którego brzegiem postawiono wysokie wieże, jednak ustępujące wzrostem konstrukcji górującej nad całą, charakteryzującą się dość jasną barwą architekturą. Był to budynek w centrum Arlingardu, o okrągłym przekroju, nieco szerszy od obserwacyjnych części fortyfikacji, zwieńczony niebieską, połyskującą pięknie w pomarańczowo-różowym świetle zachodzącego słońca kopułą. Wielkie miasto, otoczone białymi murami ze strzelistymi wieżyczkami, nad wodą, tak pięknego wieczora robiło niesamowite wrażenie - widok był przepiękny.
    Kayla i Gary przekroczyli bramę, obadani jedynie wzrokiem przez wyposażonych w halabardy, miecze i kusze gwardzistów, po czym bez słowa kierowani przez dziewczynę poszli w samo serce miasta - ku wieży z niebieską półkulą na dachu. Wyrastała ona ze znacznie większego, złożonego z kilku segmentów różnych rozmiarów budynku, całego w bieli, zdobionego sztandarami z fioletowym tłem, zielonym ukośnym krzyżem i pomarańczową, siedmioramienną gwiazdą w centrum. Bez pukania czy pytania weszli do środka, skierowali się ku spiralnym schodom. Wewnątrz na pierwszy rzut oka widać było poza tym kilka biurek, parę półek z księgami i dwa długie korytarze. Kayla skinęła na powitanie głową kilku osobom, które zrobiły to samo. Rozpoczęła się trudna wędrówka ku samej górze, po wielu męczących krokach wreszcie stanęli na płaskiej podłodze, tuż przed solidnymi, wiśniowymi drzwiami. Dziewczyna puknęła kilka razy pięścią, po czym jeszcze dwa razy uderzyła w drewno stopą.
    - Idę, idę! - ozwał się dość stary głos z wnętrza izby. Ignorując go Kayla walnęła jeszcze głową, po czym uniosła dłoń i za pomocą magii wywołała dość głośny huk. - Musisz tak za każdym razem? - powiedział niecierpliwie mężczyzna, który otworzył drzwi natychmiast po tym. Dziewczyna jedynie skinęła głową.
    Mężczyzna był starcem o długiej, białej brodzie i takowych też włosach, jego oczy zaś miały głęboki, niebieski kolor. Na przekór jednak najoczywistszemu kanonowi starego, potężnego maga, jego długie szaty nie były białe ani błękitne, lecz pomarańczowe w jaskrawym, rzucającym się w oczy odcieniu.
    - Dobry wieczór - przywitał się grzecznie chłopak. Arcymag Eriand spojrzał na niego, najpierw z lekkim zaciekawieniem, potem jednak na jego twarzy wymalował się niemal szok.
    - Witaj w końcu, Taeron - wydusił z siebie. - Nareszcie wróciłeś.


« Ostatnia zmiana: 24 Maja 2014, 19:53:33 wysłane przez Ptakuba » IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 09 Lipca 2013, 19:44:40 »
Opowiadanie bardzo mi się podobało  :). Błędów jest niewiele, w jednym miejscu Rozdziału I niepotrzebnie wstawiłeś słowo "dziewczyna". Motyw (chłopak, z innego świata,wraca do swojego prawdziwego świata, gdzie pewnie będzie niewiadomo epic kimś- ale gdyby był zwykłym chłopem to by było nudne, więc jak dla mnie ok) trochę oklepany, ale luźna atmosfera opowiadania, nadaje temu komiczny wydźwięk. Ogólnie- Cahan likes it 8).


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Hadras

***

Punkty uznania(?): 5
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 245


STRIP THE FLESH!! SALT THE WOUNDS!!!

Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 09 Lipca 2013, 20:44:36 »
Nie wierzę, że to przeczytałem... w tak krótkim czasie!! Opowiadanie świetne i tak jak przedmówczyni pisała, błędów jest niewiele.
To co mi się podobało najbardziej:
- Chęć samobójstwa - nie wiem czemu ale lubię takie rzeczy w książkach. :P
- Luzactwo głównego bohatera
- Luźna atmosfera
Co się podobało mniej:
- Czemu tylko tyle!?

Nie ma co, recenzent ze mnie słaby, może jutro, jak będę miał czas, napiszę coś rzetelnego z sensem.


« Ostatnia zmiana: 09 Lipca 2013, 20:49:46 wysłane przez Hadras » IP: Zapisane
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #3 : 09 Lipca 2013, 23:12:47 »
Spokojnie, jeszcze dziś w nocy/późnym wieczorem trzeci rozdział B] Potem dwu-trzydniowa wymuszona przerwa przez wyjazd, a potem nie wiem ile czasu zabierze zbieranie znów weny i pisanie.

Dzięki za pozytywne opinie, napędzają tworzenie :] Ponadto prośba do Cahan, żeby kontynuowała żywo i żwawo swoje kucyki, bo to one dziś dały mi kopa, żeby dokończyć rozdział II ;]




   Izba znajdowała się na samym szczycie wieży - błękitna kopuła stanowiła jej sufit, zalewając całe pomieszczenie niebieską poświatą - była bowiem wykonana najprawdopodobniej z błękitnego kryształu lub szafiru, dość gruba. Załamania w jej konstrukcji tworzyły misterne wzory, czyniąc całość jeszcze bardziej kunsztowną. Podłoga była drewniana, pokryta w większości okrągłym, jasnym, brązowo-czerwonym dywanem. Wewnątrz znajdowało się kilka półek z książkami i różnymi innymi przedmiotami, biurko i trzy dodatkowe krzesła.
   Eriand usiadł za biurkiem, przed nim zaś przybysze, zgodnie z jego gestem. Chłopak rozglądał się bacznie, podziwiając błękitną kopułę i szukając wokół niezwykłych, magicznych przedmiotów - znalazł jednak tylko siwy, drewniany kostur, pomarańczowy kapelusz czarodzieja i parę kolorowych kamyków. W końcu wbił spojrzenie w Arcymaga.
   - Nazwał mnie pan... Taeron. O co z tym chodzi? - zapytał.
   - To jedna z wielu rzeczy, które musimy dziś wyjaśnić - odrzekł poważnym, ale spokojnym, rozluźnionym tonem starzec. Potem przez chwilę zbierał myśli w milczeniu.
   - Więc? - Zniecierpliwił się chłopak. Eriand skinął mu głową.
   - Nie nazywasz się, tak jak nazwano cię na Ziemi, którą znasz... Nawet nie wiem jak cię mama tam tymczasowo nazwała...
   - Gary! - zaśmiała się Kayla.
   - Nieważne... - burknął chłopak, patrząc na nią z politowaniem.
   - W Eiranie, gdzie się urodziłeś, rodzice nadali ci wspólnie inne imię - kontynuował Arcymag. - Brzmi ono "Taeron". Żadnych śmiesznych literek, T, a, e, r, o, n.
   - Łapię - odparł chłopak, podczas gdy Kayla patrzyła na wszystko z zaciekawieniem. - To głupie, tak nagle zmienić imię, którego się używało całe życie i do którego jest się przywiązanym, bo kiedyś tam niby nazwano mnie inaczej. Ale myślę, że tak lepiej, bo by tu dziwnie brzmiało. Będę Taeronem, po prostu dla wpasowania się w otoczenie.
   Eriand kiwnął głową z aprobatą.
   - Kolejna sprawa, to... - mówił mag. - Eh. Powód twojego wysłania na obcą planetę, w innej galaktyce... - Słychać było po tonie głosu i urywaniu, że nie chce czegoś powiedzieć.
   - Spokojnie - powiedział dość śmiało świeżo upieczony Taeron. - Domyślam się, że to musiał być... skomplikowany powód. Dla czegoś takiego...
   - Nie, to nie to, że skomplikowany. Był prosty - sprostował mag. - Problem w tym, że... wiele jest tajemnicą. - Chłopak uniósł brew, słysząc słowa starca. - Cóż... Twój ojciec był moim... Dobrym kumplem. Nie jakimś najlepszym przyjacielem, ale "dobry kumpel" to odpowiednie sformułowanie. Wtajemniczyłem go w jeden z moich wątpliwych etycznie naukowych projektów, jeden z wielu... Był pierwszym podróżnikiem między światami. Twoja matka, pochodząca z dalekiej planety, jaką jest Ziemia, którą znasz, była drugą. Ty zaś, trzecim. Kayla, jeśli cię to ciekawi, była piąta. Czwarta osoba to Taveus Shender, którego może kiedyś spotkacie. Drihatm poznał twoją mamę tam i zakochali się w sobie na zabój...
   - Drihatm? Czyli...?
   - Twój ojciec.
   - Zakochali się na zabój...?
   - Wiem, co powiedziała ci mama. Drihatm kazał jej tak utrzymywać, dla waszego dobra. Ale w istocie, kochali się zawsze szczerą miłością...
   Chłopak całe życie spędził w przekonaniu, że ojciec zostawił jego matkę krótko po narodzinach dziecka, a i cała sytuacja nie należała do przepełnionych wielkim uczuciem. Szokiem było dowiadywać się, że to było kłamstwo. W tej sytuacji jednak, Taeron był zdolny uwierzyć w wiele - zwłaszcza biorąc pod uwagę swoje spiczaste uszy. Eriand kontynuował:
   - Twoja mama pokochała ten świat, gdy tu przybyła. Rok po urodzeniu cię, niestety dla twojego bezpieczeństwa musiała zabrać cię w miejsce, gdzie zagrożenie nie miało szans was dopaść. Na odległą planetę, zwaną przez jej mieszkańców Ziemią. Dalsze losy Drihatma nie są mi bardzo dobrze znane, ale wiem, że wrócił do ojczyzny... I tam zginął.
   - Czyli... - zaczął Taeron drżącym, wręcz płaczliwym głosem.
   - Miałeś prawdziwego ojca.
   - Miałem... tatę... - chłopak dokończył. Przez chwilę trwali w milczeniu. Wszyscy troje patrzyli w dół, Kayla, słysząc tę historię, uroniła łzę. Chłopak wytrzymał. - Co było zagrożeniem?
   - Nie mogę ci tego powiedzieć. - odparł Arcymag, podnosząc wzrok jako jedyny.
   - Dlaczego?
   - Na to pytanie też nie mogę odpowiedzieć wyczerpująco. Przyjaźń i obietnica. - Wzrok starca zaczął opadać powoli, by znów zacząć wbijać się w blat biurka przez ciężar całej sytuacji.
   - Od pierwszego roku żyłem w wyjątkowo okrutnym kłamstwie. Chcę się teraz dowiedzieć, jak było.
   - Proszę, odpuść...
   - Proszę, niech pan powie! - chłopak zaczął unosić głos.
   - Nie zrobię tego.
   - To kwestia śmierci mojego ojca i całego mojego cholernego, beznadziejnego życia lata świetlne stąd! Mam prawo znać prawdę! - teraz już prawie krzyczał.
   - Odpuść! - Eriand krzyknął, wybuchnął emocjami. - Jestem królem tego kraju i najpotężniejszym magiem świata, mam cholerne prawo zachować cokolwiek w tajemnicy przed tobą!
   Taeron spojrzał na maga z wściekłością, słysząc na co się powołuje. Nim jednak zdążył zwyzywać starca za argumenty, na jakie się powołał, ten spokorniał i ze wstydem znów opuścił głowę.
   - Przepraszam - rzekł, podnosząc wzrok i spoglądając przybyszowi w oczy. - Przepraszam najmocniej. Nie mam takiego prawa. Wiem, że nie mam tego cholernego prawa. Ty zaś, powinieneś znać prawdę... Ale ja... Ja nie mam prawa ci jej wyjawić. Nie mogę. Nie chcę, żebyś znienawidził mnie za to. Nie mogę. Może dowiesz się, kiedy indziej, skądinąd. Pamiętaj jednak, że chociaż prawda jest ważna, czasem są pewne ważniejsze rzeczy.
   - Obietnica wobec przyjaciela, dobrze zrozumiałem? - Arcymag w odpowiedzi skinął głową. - Czy wobec mojego ojca?
   - Nie mogę ci tego powiedzieć. - wydusił przez zaciśnięte zęby starzec.
   Chłopak postanowił odpuścić w końcu. Kayla, która przez cały ten czas siedziała z opuszczoną głową, a gdy faceci zaczęli krzyczeć na siebie, skuliła się jeszcze bardziej, szturchnęła łokciem Taerona.
   - Mowa była, że twój tata nie był przyjacielem, a dobrym kumplem. Więc nie.
   Chłopak kiwnął głową.
   - Przechodząc do czegoś może przyjemniejszego nieco... - zaczął. - To tak właściwie... Czemu ja was wszystkich, do cholery, rozumiem? Czemu wszyscy tu gadają po polsku?
   - Ha! - wykrzyknął Eriand. - Znakomite pytanie. Otóż, nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem, czemu język używany tu pokrywa się z używanym tam, czemu akurat polski, jak to niby wszystko działa. Ale przyznaj, świetna sprawa, czyż nie? Wszystko będzie szło gładko. A wiesz co jest najlepsze? Jak się dowiedziałem, że tam daleko daleko wszelkie narody w obrębie jednego małego kontynentu używają mnóstwa różnych języków, nie mogłem przez chwilę pojąć. Myk jest taki, że cały Eiran rozmawia praktycznie jedną mową.
   - Przecież to bez sensu. - Taeron zdziwił się. - Są, jakieśtam, nie wiem, procesy językotwórcze i w ogóle, kurde, ale bezsens. - Eriand rozłożył ręce w geście bezradności, z lekkim uśmiechem na ustach i rzeczywistą niewiedzą w oczach. - A, ten. Żadnego jakiegoś magicznego języka nie ma?
   - Hmm, nie. Mamrotanie do siebie w transie i tak dalej, to raczej zwykły bełkot. A słowa używane czasem przez różne dziwniejsze istoty mroku, to, wydaje mi się, odwrócone fale dźwiękowe realnych słów po naszemu. Ale nie jestem pewien.
   - Czyli kiedy takie dziwne czorty śpiewają ballady rockowe, to brzmi jakby gadały o Szatanie? - zażartował chłopak. Kayla prychnęła rozbawiona, Eriandowi chwilę zajęło załapanie. - Jeszcze jedno. Ale spokojnie. Wspomniał pan, że mój ojciec wrócił do ojczyzny przed śmiercią. Co to za ojczyzna?
   - Dra'Avan.
   - Chwila... Draavan to nie było tu, gdzie teraz jesteśmy? - zapytał z zakłopotaniem Taeron, przypominając sobie, co wcześniej opowiadała mu towarzyszka drogi.
   - Nie. Jesteśmy w Darvanie. Zaś na oceanie jest Dra'Avan. Piszesz z apostrofem między dwoma "a" i drugie jest wielkie.
   - Oh, przepraszam. - Chłopak był zażenowany swoją pomyłką. - Pewnie pan będzie na mnie zły, pomyliłem nazwę pana państwa, którym pan włada...
   - Zdarza się. Spokojnie.
   Taeron przeczesał dłonią włosy z całego zakłopotania, co przypomniało mu o jeszcze jednym.
   - A! Co z tymi uszami? - zapytał, odgarniając czuprynę i pokazując szpic małżowiny Arcymagowi. - Bo teraz to nawet nie wiem, do jakiej rasy należę... Podobno nic elfiego.
   - Oh, no tak, wybacz, że nie powiedziałem od razu. Jesteś smokokrwistym. W większości kwestii jesteś jak człowiek, bo i pochodzisz głównie z rasy ludzkiej, ale twoi bardzo dalecy przodkowie byli smokami i to dziedzictwo utrzymuje się zawsze bardzo mocno.
   Taeron lekko rozdziawił usta, słysząc jak fajną istotą jest. Brzmiało... zajebiście! Kayla najwyraźniej podzielała jego odczucia na ten temat.
   - Co to daje? - zapytał zafascynowany. - Tak poza śmiesznymi uszami?
   - Cóż, talent magiczny zawsze, czyli jak wśród elfów, no i pewne inne ciekawe rzeczy, ale to ci wyjaśnię, jak będziesz się uczył magii.
   Taeron uśmiechnął się bardzo szeroko, słysząc to wszystko. Kayla również ucieszyła się, patrząc na tą szczerą radość.
   - No, a jak tam droga? - zapytał Eriand. - Bzykaliście się w wozie?
   Na szczęście nie pili herbaty, bo w tym momencie Taeron z pewnością wyplułby jej sporo na blat biurka - tak wyglądał.
   - Nie! - odparła zażenowana dziewczyna.
   - Za moich czasów młodość była lepsza - odrzekł Arcymag.
   - Ta. Ale to było dwa wieki temu. - Kayla wciąż patrzyła z ironicznym uśmiechem na starca. Krótko potem opieprzyła go bez ogródek za ustawienie portalu tak blisko głównego traktu, by wysłuchać, jak tłumaczy się, że to było optymalne miejsce, zapobiegające naruszeniu przez dzikie zwierzęta głębiej w lesie. Resztę wieczora spędzili rozmawiając o różnych rzeczach, jak życie Taerona na Ziemi, czy sytuacja w kraju. W końcu, widząc, jak Taeron i Kayla robią się coraz bardziej ospali, mag polecił im, by poszli już do łóżek i przydzielił im pokoje. Tutejsza poszła do siebie, przybysz do siebie - wbrew wcześniejszej sugestii o bzykaniu się, Eriand nie posłał ich do łóżka razem. Pokój, do którego wszedł z własnymi kluczami Taeron nie był zbyt wielki, ale za to wyglądał bardzo przestronnie i dość przytulnie. Chłopak zamknął drzwi na zamek, zdjął buty, koszulkę i spodnie, po czym padł na łóżko. Nie myślał już o swoim nieudanym samobójstwie, prawdzie o swoim ojcu i podróży między światami, nawet nie o nauce magii. Zasnął bez szczególnego męczenia się ze świadomością, a pierwszym i ostatnim, co przyszło mu do głowy w łóżku przed zapadnięciem w sen, było to, jak wspaniale, że spotkał Kaylę.


« Ostatnia zmiana: 04 Grudnia 2013, 09:25:29 wysłane przez Ptakuba » IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 09 Lipca 2013, 23:27:11 »
Dobry rozdział, a tekst Eriand'a na końcu mnie rozwalił  ;D. Główny bohater to Gary Stu- to dlatego wymyślił sobie imię Gary? Opowiadanie pisane z humorem, bardzo fajne. Mam wrażenie, że specjalnie wsadzasz niektóre oklepane motywy i się z nich naśmiewasz. Wygląda to świetnie.


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #5 : 09 Lipca 2013, 23:37:42 »
Cytuj
Główny bohater to Gary Stu- to dlatego wymyślił sobie imię Gary?

Gratulacje, wygrałaś nic : d Zgadłaś, właśnie od Gary'ego Stu wymyśliłem mu owo miano, nie chcąc przy tym używać żadnego naszego, realnego imienia, bo po prostu brzmiałoby kijowo w kontekście tego wszystkiego. Ale w każdym razie, choć próbowałem go pozbawić jego MarySue'owości, im bardziej próbowałem, tym bardziej Garym się stawał. Raczej nie będzie już tak nazywany, to był tymczasowy zabieg, choć możliwe że czasem jeszcze to imię się przewinie - kiedy będzie mi brakować synonimów xd

Utwór nie ma z założenia być parodią, a wiele motywów, które są oklepane, są po prostu nieodłączoną częścią Eiranu, czyli świata, który wiernie i zawzięcie tworzę. Zarazem jednak, jestem świadom, jak banalne są niektóre elementy i podchodzę do sprawy z dystansem, zarazem próbując oddać jakoś tę absurdalną sytuację. A humor jest konieczny, tym bardziej, że w pewnym momencie miał to być komiks internetowy, który musi się bronić pewną dozą takowego luzu i komizmu. Spójrzmy prawdzie w oczy, głównymi bohaterami są nastolatkowie (na razie dwoje, w następnym rozdziale dotrze trzeci, krótko potem czwarty, a długo później piąta postać) - tu musi być dużo tych głupkowatych, bawiących motywów ze względu na samych bohaterów.


IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 09 Lipca 2013, 23:47:43 »
Większość opowiadań (w tym moje własne), jak nie wszystkie przynajmniej na początku zawiera sporą dozę marysuizmu. Ciężko byłoby napisać ciekawe opowiadanie w klimatach fantasy o kompletnych przeciętniakach. Twoim błędem była za szybka akcja. W krótkim czasie dowiadujemy się o głównym bohaterze sporo rzeczy, które zwiększają mu licznik bycia awesome 8). Przy zbyt małej wiedzy o świecie Eiran smocze korzenie (smoki o zdolnościach przyjmowania humanoidalnej formy?) brzmią dość dziwnie i lekko opkowato. Krótko mówiąc- na przyszłość polecam więcej opisów ;).


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Hadras

***

Punkty uznania(?): 5
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 245


STRIP THE FLESH!! SALT THE WOUNDS!!!

Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 09 Lipca 2013, 23:51:19 »
A ja mam takie pytanie (jeżeli jest to spoiler, to proszę nie udzielać mina nie odpowiedzi):
Tytuł "Świat Aniołów" to taki chwyt, czy być może, owe istoty zostaną nam w tymże świecie ukazane?
I czy każdy starszy człowiek z mangi/opowiadania, które czytam musi być zboczny? (Jakby ktoś miał wątpliwości, jest to zaleta)


IP: Zapisane
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #8 : 12 Lipca 2013, 23:04:10 »
Kusi mnie żeby powiedzieć "he he poczytasz zobaczysz x---DDDD" ale to byłoby tanie, cienkie zagranie. W "Świecie Aniołów" tytułowe istoty się osobiście nie pojawiają, jednak w fabule całej trylogii zagrzeją miejsce. A to pojedyncze pytanie nie było przejawem jakiegoś zboczenia, zupełnie naturalne zachowanie : D


IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #9 : 01 Grudnia 2013, 21:12:56 »

   Budząc się, ziewnął przeciągle, obrócił głowę w prawo i niespodziewanie spojrzał wprost w zielone ślepia Kayli.
   - Cześć - powitała go, widząc, że otworzył oczy.
   - O, hej - odpowiedział, po czym przed oczami stanęły mu obrazy wiszącego na drzewie stryczka, wspólnej podróży i rozmowy z Arcymagiem. - Miałem chore sny.
   - Jakie? - zapytała z ciekawością dziewczyna.
   Nim udzielił odpowiedzi, zdał sobie sprawę, co palnął. Poderwał się szybko, sięgnął dłonią ku uchu, by upewnić się, że szpic jest tam tak, jak dzień wcześniej.
   - Nie... Nic mi się dziś nie śniło. Wybacz, pomyliłem się. - mówił, siedząc spokojnie w łóżku. Po chwili zdał sobie sprawę, że jest półnagi. Założył ręce i spojrzał oskarżycielsko na Kaylę. - Czemu weszłaś do mojego pokoju bez pukania? Zamykałem drzwi na klucz.
   - Tak, ale klucz zostawiłeś w drzwiach, więc łatwo było przekręcić go magią. - Uśmiechnęła się uprzejmie. - Chciałam cię tu pilnować z rana, bałam się, zresztą słuchając Erianda, że jak się obudzisz i zorientujesz się, że ciągle jesteś w jakimś dziwnym świecie czarów i dziwów, to zrobisz sobie krzywdę. Albo w ogóle zwariujesz.
   - To rzeczywiście niecodzienna sprawa. Ale wiesz... Zgodnie z planem, miałem się dziś już wcale nie obudzić. - Kayla posmutniała na jego wspomnienie o próbie samobójczej. - Hej, spokojnie! Nie mówię jakoś bardzo poważnie. Nie martw się - pocieszył ją. - A teraz wypad. Chcę się ubrać.
   Dziewczyna kiwnęła głową, podniosła się z kucków i wyszła, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Była ubrana inaczej niż wczoraj - miała na sobie zielononiebieską tunikę z krótkimi rękawami i fantazyjnym pasem o złotawej sprzączce na biodrach, brązowe, płócienne spodnie o nogawkach rozszerzających się ku dołowi i proste, krótkie skórzane trzewiki. Do Taerona dotarło, że i jemu przydałoby się ubrać w coś tutejszego. Pomijając fakt, że ze względów czysto higienicznych nie wypadało ubierać wczorajszych ciuchów, jego dżinsy i czarna koszulka nie pasowały szczególnie do realiów. Podniósł się na nogi i rozejrzał po pokoju. W niewielkim pomieszczeniu z kremowymi ścianami, jednym, zasłoniętym, otwartym oknem i gołą, drewnianą podłogą znajdowały się dwie pary drzwi. Jedne prowadziły na korytarz, drugie, jak się szybko okazało, do małej, ale całkiem nieźle wyposażonej łazienki - koniec końców, był to budynek siedziby władcy kraju i, najwyraźniej, również tymczasowi rezydenci mogli pozwolić sobie na trochę luksusu. Co więcej, Eriand wraz z krótkim liścikiem zostawił swojemu gościowi ubrania, jakie były potrzebne. Nastolatek szybko umył się i ubrał, a potem przejrzał w lustrze. Zwyczajne proste gatki, długie, luźne, płócienne spodnie z wieloma kieszeniami i zielona tunika podobna nieco krojem i sposobem ubierania do kimono przeznaczonych do sztuk walki były całkiem wygodne, ale łatwo sprawiały, że wyglądał podobnie do reszty tutejszych. Zresztą całkiem mu się spodobały. Brakowało jakichkolwiek skarpet, co nie było problemem, wciągnął więc solidne, skórzane trepy pozostawione przy drzwiach na bose stopy, by rozejrzeć się na zewnątrz. Do dyspozycji miał jeszcze trochę zapasowej bielizny, dwie tuniki różniące się tylko kolorem i sięgający do ziemi, czarny płaszcz z kapturem i długimi, luźnymi rękawami - powstrzymał się jednak przed chodzeniem w tym ostatnim przez cały dzień tylko w celu nadania sobie zajebistego wyglądu. Było odrobinę za gorąco.
   Opuścił swój pokój, zamykając na klucz drzwi, po czym skierował się ku schodom na górę. Nie widział nigdzie Kayli, zamierzał więc odwiedzić gospodarza.
   - O, wcześnie się przygotowałeś, cześć - Eriand powitał zmachanego wbieganiem na górę młodzieńca.
   - Dzień dobry. - Gość skłonił głowę, sapiąc. Mógł przecież wejść po schodach normalnie, zamiast od parteru na sam szczyt lecieć po dwa stopnie, ale... Kto w tym wieku tak robi?
   - Jeśli szukasz Kayli, jest gdzieś na dole.
   - Dziękuję, ale nie zamierzam teraz iść z powrotem na dół... - Taeron wszedł do środka izby Arcymaga, po czym usiadł na swoim krześle. - Chcę pomówić, co dalej. Nie mam żadnych pieniędzy, nie znam nikogo poza panem i Kaylą, w sumie to nie mam nawet pojęcia, jak w tym świecie żyć.
   - Nie martw się - uspokoił go starzec. - Przecież absolutnie nikt nie ma pojęcia, jak żyć w tym świecie. - Chłopak uśmiechnął się. Koniec końców rzeczywiście nie było żadnej tragedii. W poprzednim świecie też nie rozumiał, o co chodzi. - Ale mam dobrą wiadomość - kontynuował gospodarz, siadając za biurkiem. - Przeszukałem stare listy i notatki, znalazłem twoje, że tak to ujmę, nazwisko.
   Położył przed chłopakiem świstek papieru z zapisanym pełnym mianem.
   - Taeron Dravargdai - młodzieniec przeczytał na głos. - Brzmi znośnie. Nawet doczytałem się za pierwszym razem. Znaczy to coś konkretnego?
   - Widzisz, Tae, znowu będziesz na mnie zły. Bo tego też nie powinienem ci mówić. Ale mogę, jeśli obiecasz, że nie będziesz się za dużo popisywał. Możesz się przedstawiać w tym brzmieniu, jakie masz zapisane, bo w ten sposób nikt nie skojarzy. Mało kto zna znaczenia nazw, bo jednak przyzwyczajeni jesteśmy do mian, które nie mają znaczeń. To jednak twój ojciec wybrał dla ciebie zupełnie świadomie.
   - Do rzeczy...?
   - "Dravargdai" oznacza mniej więcej "smocze ostrze". To nawiązanie do twojego dziedzictwa krwi, a także do przydomka Drihatma, który nazywany był "Szkarłatnym Ostrzem". Błagam jednak, zachowaj tę wiedzę dla siebie, bo jeśli zaczniesz się tym chwalić nieodpowiednim osobom, może dojść do tragedii.
   Taeron kiwnął głową, po czym pokazał gest zapinania ust. Po paru sekundach domyślił się, że Arcymag mógł nie zrozumieć tego ostatniego, pochodząc ze świata pozbawionego zamków błyskawicznych.
   - Skąd ten przydomek mojego taty? Był jakimś wojownikiem? - zapytał, zmieniając temat. Eriand potwierdził skinięciem.
   - Tak. Tyle mogę ci powiedzieć. Jego umysł należał do świata nauki i badań nad magią, sytuacja zmusiła go jednak to złapania za miecze.
   - Co, kilka naraz? - chłopak spytał, unosząc brew?
   - Cóż, tylko dwa. Zresztą, to nie starych sentymentalnych papierzysk dziś w nocy szukałem. Zechcesz je zobaczyć, zgadłem?
   Chłopak przewrócił oczami - odpowiedź na pytanie była przecież nawet bardziej oczywista niż fakt, że krótko po przeprowadzce do świata magów i nastoletnich półelfek dostanie do ręki odziedziczoną godnie broń. Kiwnął głową z zainteresowaniem. Arcymag Eriand wstał i zza biurka podniósł płócienne, podłużne zawiniątko, które następnie ostrożnie położył na blacie i usiadł, by to właściciel rozpakował broń. Taeron również podniósł się, po czym z namaszczeniem zabrał się za rozwijanie materiału. Spomiędzy płótna wyłoniły się złożone razem, ciemne, wygięte elegancko, prostsze, krótsze i nieco szersze niż w typowych szablach, ozdobione wcięciami i zębami po tępej stronie klingi. Jelce były odlane na kształt smoczych skrzydeł od tępej strony i ich głów na długich szyjach z misternie odwzorowanymi kolcami wzdłuż kręgosłupa, patrzących naprzód. Na bordowej skórze pokrywającej pozbawioną wyraźnie oddzielonej głowicy rękojeść dało się dostrzec wyżłobione kształty reszty ciała bestii w locie. Można było spodziewać się tego motywu na orężu przechodzącym, choć być może i pierwszy raz, z pokolenia na pokolenie w rodzie o smoczym dziedzictwie zapisanym w krwi. Czarne niemal ostrza były jednak zdecydowanie najbardziej majestatyczną jego częścią. Taeron dotknął ich, by poznać nieco chropowatą fakturę i zimno metalu. Broń wciąż była ostra.
   - Drihatm naostrzył je tuż przed tym, jak oddał mi je na przechowanie - powiedział Eriand.
   - Wiedział już wtedy, że zginie, czyż nie? - chłopak spytał chłodno, nie oczekując odpowiedzi, nie podnosząc nawet wzroku i odsłaniając z płótna dwie drewniane pochwy, wzmocnione i ozdobione srebrem. Tu przewodziły motywy zwierząt, roślin i gwiazd.
   - Owszem. - Ku zdziwieniu Taerona, odpowiedź padła z ust maga szybko i pewnie. - A jak chodzi o same miecze, powinieneś nie tylko zatrzymać je, ale też nosić przy sobie. Trwa wojna, nikogo nie dziwi widok uzbrojonych mężczyzn, a niektórzy wręcz cieszą się na taki, uznając, że w ten sposób sami są bezpieczniejsi. Kayla zwykle za miasto nie rusza się bez łuku, kołczana i swojej wiernej glewii, a do tego przecież umie dobrze bronić się magią, czym pewnie już ci się pochwaliła. Polecałbym ci też zabezpieczyć się w ten sposób. Jeśli chcesz coś do strzelania, bez problemu ci to sprawię. Nauki posługiwania się czarami też chyba nie odmówisz, co nie?
   Młodzieniec szybko i entuzjastycznie pokiwał głową. Liczył na to, że otrzyma takową naukę i możliwości robienia niesamowitych rzeczy. Ba! Byłby zupełnie zawiedziony, gdyby mu takowej nie zaoferowano. Mag wstał i ruszył w kierunku półki z książkami.
   - Najpierw jakaś teoria, co? - spytał chłopak.
   - Nie, nie, wybacz, że się przechwalam, ale znam to wszystko raczej na pamięć. Niby mam ważniejsze sprawy, bo królowanie, ale wielu młodzików nauczyłem czarować od podstaw. A ty wyglądasz na utalentowanego. Po prostu w międzyczasie poprzeglądam swoje sprawy. Ale nie martw się, właśnie zaczynamy. Mam teraz wolne. Oficjalnie jestem w tym państwie najważniejszy, także nikt mi i tak nie powie, co mam robić. - Mag patrzył na swojego nowego, nieco skonfundowanego ucznia. Taeron jednak mimo niezrozumienia intencji, nie miał za złe, że Eriand w międzyczasie zajmie się swoimi sprawami. - Nie zaczynamy od teorii. Pierwsze, za co trzeba się zabrać, to wyczucie swojego zmysłu Pyłu. Wiesz, co mam na myśli?
   - Kayla mi wspominała. - Chłopak uśmiechnął się. - Niewidoczna aura... coś takiego.
   - Złożone są z niej dusze wszystkich istot i w niej tworzone są nici.
   - Tego już nie wiem.
   - No dobrze, może chwilkę teorii, zanim przejdziesz do pierwszego ćwiczenia. Ze stosunkowo młodej teorii wynika, że każda odpowiednia odrębna z Pyłu dusza potrafi wywoływać w swoim otoczeniu połączenia, przypominające nici w owej aurze. Nie każda jednak istota potrafi robić to świadomie. Część potrafi robić to tylko w obronnym odruchu przeciwko czarom, które mogłyby im zagrozić. Gdy żywa, świadoma istota włada własnym ciałem, jest to bezpośrednio związane z tym, jak połączone są ze sobą dusza i materia, a mózg i układ nerwowy są ułatwiającym cały proces przekaźnikiem.
   - Rozumiem - Taeron odezwał się, gdy mag na dłuższy moment przerwał.
   - Oh, myślałem, że jesteś nieco zdziwiony. Całe to powiązanie duszy, mózgu i ciała jest nieco zagadkowe, bo choć dusza w Pyle przyjmuje ten sam kształt, co ciało, a wręcz często i nieco więcej miejsca, to oddziałuje praktycznie zawsze tylko za pośrednictwem paru niewielkich miejsc w czaszce. No, nie licząc właśnie magii. Tą, zgodnie z nauką, nazywa się tylko świadome, zewnętrzne tworzenie nici lub emanację energii, najczęściej to i to naraz. Dość teorii na teraz? - Chłopak dla żartu podłożył dłoń pod policzek, zwiesił głowę, zamknął oczy i głośno zachrapał. Arcymag zaśmiał się. - W porządku, to teraz pierwsze twoje praktyczne ćwiczenie, jak już mówiłem, wyczucie zmysłu. - Taeron przytaknął, patrząc w skupieniu. - Myślę, że w nocy mogłeś nie zwrócić uwagi, choć warunki byłyby w sam raz. Musisz zamknąć oczy, odciąć się nieco od fizycznego świata, oczyszczając też umysł z niepotrzebnych myśli. Medytacja. W szkołach magicznych często ze względu na ilość potencjalnych bodźców zakłócających to, stosuje się inne, według mnie prostackie metody. Tu jednak zadbam o to, aby nic cię nie rozpraszało. Odpowiednio wyciszę pomieszczenie, wyreguluję też światło, które mogłoby do ciebie dobiegać. Możesz siedzieć po prostu na krześle, nie każę ci przyjmować żadnych specyficznych pozycji. Ze smoczą krwią masz za dużo mocy, żeby to było potrzebne. Tak samo zresztą, jak nie zamierzam wprowadzać cię w trans żadnym zielskiem. Chociaż to głównie dlatego, że powoli mi się kończy. Możesz zaczynać. Celem jest wyczucie niewidocznej, niefizycznej aury otaczającej cię, oddającej naturę całej materii, ale nie musisz skupiać się na celu.
   Taeron zgodnie z poleceniem zamknął oczy i zaczął wyciszać myśli, choć nie było to łatwe. Mózg chaotycznie, nieposłusznie aż do bezczelności serwował mu coraz to dziwniejsze, bardziej nieadekwatne tematy i wizje, czasem cycki. W porządku, cycki są świetne, ale stawką była przecież możliwość rzucania kulami ognia we wszystkich głupich kutasów. Mocniej zacisnął powieki. W oczach zaczęły grać mu dziwne kształty i kolory. Pomyślał przez chwilę, że popełnia błąd, bo zaraz zacznie skupiać się na nich, co do niczego nie prowadzi, okazało się jednak, że to tędy droga. W powstających w nerwach wizjach zaraz zaczęły kształtować się rzeczy o wiele bardziej adekwatne - mimo skutecznie odciętego od oczu dopływu konkretniejszego światła, Taeron po chwili mógł dostrzec kontury otoczenia. Powietrze wokół połyskiwało turkusem, niewyraźne, rozmazane biurko dostrzegane przez ścianę powiek nabrało zielonej barwy, tak samo jak inne drewniane elementy. Ostrza mieczy spoczywających na blacie mieniły się soczystym szmaragdem, ostrą bielą, czerwienią i pomarańczą. Gdy spojrzał na Arcymaga, szybko otworzył oczy i wzdrygnął się.
   - Czemu Pańska aura jest taka... jest... - zaczął pytanie, nie zastanawiając się, czy może to niegrzeczne albo w inny sposób niepoprawne.
   - Paskudna, nie? Nie zakrywam bo wszyscy wiedzą o co chodzi, ale chyba zacznę, żeby nie obrzydzać magów, którzy akurat by spojrzeli w Pył. W każdym razie! - Eriand klasnął. - Rozumiem, że mamy sukces? Gratulacje, zajęło ci to nieco ponad dziesięć minut. Naprawdę bardzo dobry czas, choć do paru moich uczniów się nie umywa, a jeden, którego spotkałem, a wiem że nie oszukiwał, podołał w mniej niż minutę.
   - Spodziewałem się, że będzie potrzeba kilku sesji po parę godzin takiej medytacji... Jestem mile zaskoczony.
   - Cóż, to jeszcze nie jest taka trudna sprawa, choć wymaga więcej medytacji i ogólnej wprawy, by móc obserwować świat dusz równolegle z materialnym. Koniec końców, może to odczułeś, Pył odbiera się na ogół za pośrednictwem oczu. Idziemy dalej?
   - Jasne! - Taeron wyraźnie cieszył się ze swojego pierwszego powodzenia.
   - Nie wyczuwam w tobie żadnego uwarunkowania do jednego, konkretnego kierunku magii, to daje ci w sumie pewną swobodę. Chociaż, geomantą ani iluzjonistą to chyba nie będziesz. Reszta żywiołów jest w tobie dość mocna. - Eriand przerwał na momencik, widząc głupi uśmiech swojego ucznia. - Po prostu przejdźmy do roboty. - Taeron przytaknął. - Teraz potrzeba przejęcia inicjatywy. Stworzenie nici w Pyle wokół siebie wymaga siły woli, wyobraźni i skupienia, choć z praktyką to po prostu wchodzi w krew. I nieważne, czy czaruje się od podstaw, świadomie nitka po nitce, czy spontanicznie za pomocą samego tylko wyobrażenia skutku. Po prawdzie, niemożliwe jest posługiwanie się magią w któryś z tych sposobów, tak zupełnie skrajny. Na początek warto zająć się zwykłą emanacją energii na odległość. Obierz sobie jakiś cel, na przykład, o! Moje pióro. - Eriand wskazał na stojące w kałamarzu narzędzie. - I bez dotykania go, przekaż mu energię. Może to być przemieszczenie, zmiana temperatury, albo... Nie, na początek w sumie tylko to.
   - Muszę zamknąć oczy?
   - Nie, wręcz lepiej żebyś widział pióro takie, jakie jest fizycznie.
   Taeron przytaknął, po czym dzielnie zaczął wbijać wzrok w cel i bardzo mocno pragnąć, żeby się poruszyło albo rozgrzało. Po minucie przestał siedzieć wyprostowany i skupiony, po dwóch oparł głowę ręką o blat, po trzech już jego podbródek spoczywał na biurku, a spojrzenie z irytacją i znużeniem kierował na nudny, bezlitośnie nieruchomy, biały i podłużny obiekt w kałamarzu. Zanim chłopak zaczął liczyć włókienka z nudów, uśmiechnął się ironicznie i dmuchnął na pióro. Eriand zaśmiał się.
   - To wbrew pozorom bardzo dobry sposób. Pomyśl sobie, co właśnie zrobiłeś, wykreśl parę punktów ze środka i powtórz. Bezczelny pragmatyzm jest bardzo ważny w poznawaniu tajników magii.
   Taeron patrzył wciąż z ironicznym uśmiechem, po czym zaczął analizować. Dmuchnięcie w pióro, które je poruszyło... Powietrze wypchnięte z płuc, poruszenie gazu wokół, przekazanie siły ciału. Jeszcze lepiej! Wola, przekazanie impulsu do mięśni i powietrze jako przekaźnik, który poruszył cel. Tak, teraz to zaczynało robić się jasne. Młody mag - amator potrzebował już tylko przekaźnika, ale rozumiał, co ma nim być. Wyobraził sobie najpierw, że może kontrolować molekuły powietrza krótko przy skórze niczym część swojego ciała. Gdy spróbował przesunąć powietrze tuż przed nosem, skończyło się to w sumie tylko dziwnym zmarszczeniem nozdrzy i świadomością, że właśnie robił zeza przez dobre pół minuty. Przy drugiej próbie jednak poczuł już, że coś wyszło lepiej. Zaczął więc wysuwać wyobrażoną, wątłą nić swojej woli coraz dalej od głowy, aż jego spojrzenie spoczęło na piórze. Wówczas przez to połączenie posłał energię, która miała poruszyć cel. Nie drgnęło ani jedno włókienko.
   - Świetnie! - Eriand głośno pochwalił chłopaka. - Poruszyłeś nieodczuwalnie parę mililitrów powietrza w połowie odległości między twoją głową, a piórem.
   Taeron spojrzał na Arcymaga pustym wzrokiem z pogardą dla życia wymalowaną na twarzy i drżącym nozdrzem.
   - Świetnie...? - powtórzył ironicznie.
   - Obserwowałem, co się dzieje. Nie udało ci się dociągnąć nici, a i większość energii przez brak wprawy poszła w niepotrzebne spięcie mięśni i wzmożony oddech, ale właśnie pierwszy raz posłużyłeś się magią! To sukces! Nie minęło pół godziny między potwierdzeniem, że będziesz się tego uczył, a pierwszym wykonaniem czaru! Nie było wybuchów, świateł ani, ten, no, ani wybuchów, ale to naprawdę jest coś!
   - Nie ma żadnych, nie wiem, wierszowanych zaklęć, ruchów rękoma?
   - Gdyby magiczny gest był potrzebny do poruszenia pióra leżącego na wyciągnięcie ręki, to chyba łatwiej byłoby je już złapać, co?
   Chłopak uśmiechnął się. Rzeczywiście, mogło być gorzej. Znów wbił wzrok w pióro, z zacięciem i pewnością widocznych w zmarszczonych brwiach, i ponowił próbę. Eriand milczał i pozwolił zafascynowanemu jak małe dziecko uczniowi walczyć z narzędziem piśmienniczym. Po czterech kolejnych podejściach, piórko nieznacznie drgnęło. Taeron podskoczył niemal i ciesząc się jak z gołej baby pytał:
   - UDAŁO SIĘ? UDAŁO SIĘ? Nie wiem, czy nie dmuchnąłem czy coś, udało się?
   - Tak, udało się. - Eriand uśmiechnął się!
   - Yeeea! - uczeń ryknął, po czym podniósł się z krzesła i zaczął eksperymentować nowo opanowaną zdolnością. Za pośrednictwem magii próbował poruszać krzesło, następnie odległe znacznie bardziej niż pióro i siedzisko książki na półkach, potem zabrał się za ogrzewanie i oziębianie powietrza wokół siebie.
   - Nieźle, nieźle. - mistrz pochwalił młodzika. - Już jakieś węzły powstają niezdarnie, ale wystarczy, żeby coś zdziałać. Widzisz, przekazując energię do piórka, nie wytworzyłeś żadnego węzła, co zresztą mogło się niechcący zdarzyć, gdybyś był szczególnie związany z ogniem albo wodą, ale na szczęście te dwie esencje niemal równoważą się w twoim przypadku, więc było jak chciałeś. Bez żadnego węzła przekazana energia magii po prostu zmieniła się w kinetyczną skierowaną naprzód. Do ogrzewania czy oziębiania trzeba już prostych węzłów, które odpowiednio przygotują esencje celu, by po przekazaniu tej siły płynącej z woli, stało się właśnie to. Zresztą już samo poruszanie obiektu na boki jest nieco specyficzne.
   - Wystarczy na dziś. - Taeron oparł dłonie na kolanach. Czuł się zmęczony.
   - Dam ci parę książek, będziesz mógł poznać teorię, część jest naprawdę ważna. To będą "Wprowadzenie Do Nici Magii", "Podstawowe Efekty Energetyczne" i "Kodeks Alchemiczny", z tym ostatnim uważaj, bo ten mój egzemplarz to prawie zabytek.
   Taeron podziękował, kłaniając się. Już chciał wziąć woluminy, gdy przypomniał sobie, że musi zabrać jeszcze broń. Pieczołowicie wsunął ostrza w pochwy, a te przymocował do pasa po obu stronach. Następnie zabrał pod pachą tomiska i wyszedł.


« Ostatnia zmiana: 04 Grudnia 2013, 09:25:50 wysłane przez Ptakuba » IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #10 : 01 Grudnia 2013, 22:17:52 »
Nareszcie się doczekałam  :D
Opowiadanie jak zwykle przezabawne, napisane świetnym stylem i w ogóle. Najbardziej mi się podobają te fragmenty, które naśmiewają się ze stereotypowych opek fantasy.

Ale:
1) Radzę umieszczać w google.docs- to ułatwia znacząco proces czytania.
2)Kiedy piszesz dialogi, to przed myślnikiem kropki się nie stawia.


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #11 : 03 Grudnia 2013, 00:14:05 »

   Gdy książki spoczęły już bezpiecznie na stoliku w pokoju na parterze, przyszedł czas, by znaleźć sobie kolejne zajęcie - a wraz z zajęciem, jedyną osobę poza Eriandem, przy której Taeron mógł bezpiecznie poruszać się po okolicy, bez strachu, że przypadkiem zbudzi pradawnego demona albo obrazi obcą kulturę. Na szczęście dla chłopaka, Kayla siedziała na ławce przed budynkiem. Sama czytała jakiś okaz literatury, racząc się przy tym ciepłym, słonecznym dniem i przyjemnym wietrzykiem.
   - O, popatrz, mogłem wziąć podręczniki ze sobą. - Taeron stanął przed dziewczyną, po czym rozejrzał się. - Niepotrzebnie zostawiłem w pokoju.
   Dziewczyna spojrzała na niego gniewnie, choć uroczo - z typowym wymuszonym fochem w oczach.
   - Mówiłeś, że wypad, bo chcesz się ubrać, a potem gdzieś zniknąłeś - wyrzuciła mu.
   - Hej! Zebrałem się, to nigdzie cię nie było w pobliżu! Poszedłem do Erianda, nauczył mnie podstaw magii.
   - O! Serio? Jak ci szło? - Kayla zainteresowała się z entuzjazmem.
   - Tak naprawdę to ty zniknęłaś mi gdzieś, a zwalasz na mnie. - Chłopak trzymał się poprzedniego tematu, czując, że rozmówczyni zmienia go specjalnie.
   - No bo...! No bo...! No bo siedziałam tutaj i myślałam, że wyjdziesz zaraz na zewnątrz.
   - Tak, pierwsze, co pomyślałem zrobić, to wyjść na zewnątrz z najbezpieczniejszego dla mnie miejsca w okolicy - ironizował Taeron.
   - No dobra, dobra, wiem. A tak w ogóle, fajne ciuszki. - Kayla obadała go wzrokiem, przykuwając na chwilę wzrok do broni przy pasie. - Fajne miecze.
   - Po tacie.
   - Oh... - Dziewczyna zacięła się na chwilkę, zakłopotana. - No...
   - Spokojnie. Nie no, rzeczywiście są bajeranckie. Szkoda, że nie umiem się nimi posługiwać.
   - Chcesz trochę poćwiczyć? Boisko treningowe szkoły ma część przeznaczoną do walki bronią białą, wraz ze sprzętem, a mi jako podopiecznej Erianda nikt nie odmówi wstępu.
   - Jeej, ty wszędzie masz kontakty?
   - Cóż, jestem... Widzisz, jestem właściwie przybraną córką Arcymaga.
   Taeron, dotychczas stojący rozluźniony, z rękoma w kieszeniach, teraz rozszerzył oczy i wyprostował się, niemalże zszokowany.
   - Nic nie mówiliście o tym.
   - Myślałeś, że jestem tylko pupilką, co nie? Nie, pupilem jest kto inny, pewnie go poznasz niedługo. Wiesz co? - Wstała, zamknęła książkę i ułożyła ją w torbie, którą przerzuciła przez ramię na plecy. - Pogadamy o tym jakoś później, usiądziemy gdzieś na spokojnie przy piwku, a teraz... Nie odpowiedziałeś, chcesz nauczyć się trochę, żeby wiedzieć, za którą stronę trzyma się broń? Mi też przyda się trochę takiego ruchu, dawno się nie tłukłam z nikim. Z uczniakami, których słabo znam, to żadna frajda, Ataio też żadna frajda, a Reviego od dawna nie widziałam.
   - Myślisz, że ze mną to będzie frajda?
   - Przynajmniej będzie pożytecznie na pewno. No chodź, myślę, że będzie zabawnie!
   Chłopak kiwnął głową, nieco zakłopotany, przeczesał przy tym włosy, przypominając sobie znów o swoich spiczastych uszach. Rano, przed lustrem jakoś nie zwrócił na nie szczególnej uwagi, ale jednak tego typu zmiana kształtu ciała była czymś, do czego musiał się przyzwyczaić.
   - Widziałaś kiedyś smoka na żywo? - zapytał z ciekawości, myśląc sobie, w jaki sposób może mieć dziedzictwo takiej istoty we krwi. Szli już wówczas w kierunku wyznaczonym przez Kaylę, za część budynku.
   - Dwa razy. - Uśmiechnęła się, jakby to były przyjemne wspomnienia. - Ale raz z bardzo daleka.
   - Wyglądają tak, jak tutaj? - Wysunął miecz z pochwy, by wyeksponować rzeźbiony jelec.
   - Mniej więcej, ale tu masz dla wygody nieco zniekształcone proporcje.
   - No to całkiem nieźle. Przyjemny pyszczek ma ta bestia. - Zadowolony z powrotem wsunął ostrze do końca i puścił broń, pozwalając jej spocząć wzdłuż uda.
   - Ale to nie do końca tak działa z tym wyglądem, każdy smok wygląda inaczej, czasem znacznie inaczej. Nie jest to nawet kwestia genów, a raczej magicznych zawirowań, tak samo losowo jak w przypadku niedziedzicznego talentu magicznego, ale wszystkie istoty w obrębie tego jednego gatunku, bez nawet rozgraniczonych raz, mogą diametralnie różnić się wielkością, barwą, pokryciem skóry i innymi ważnymi rzeczami. - Przerywając wywód o biologii, dziewczyna zatrzymała się przed wózkiem z drewnianymi odpowiednikami różnych rodzajów broni, stojącym na skraju pola treningowego, na którym fechtowało się kilka osób. - Dwie szable? Znajdź tu takie kije, żeby ci pasowały. - doradziła, wyjmując długi drewniany oręż. Gdy postawiła go sobie przy stopie, był właściwie tylko o głowę niższy od niej. Biorąc pod uwagę jej wzrost, nie było to bardzo wiele, jak na broń drzewcową, ale Taeron był ciekaw, jak dziewczyna sobie z tym poradzi.
   Szybko okazało się, że radziła sobie niespodziewanie dobrze. Po niepewności głosu, którym udzielała rad, słychać było, że to nie profesjonalistka w kwestii walki bronią, ale bez problemu pomogła chłopakowi znaleźć właściwą pozycję i sposób poruszania się, a w krótkich walkach na próbę spokojnie trzymała na dystans bezradnego przybysza z innego świata, który nigdy się tym raczej nie zajmował na poważnie. Kiedy pierwszy raz udało  mu się podejść na tyle blisko, by jej bezpośrednio zagrozić, skończyło się na podkoszeniu go. Kontroli nad własnym ciałem wystarczyło mu tylko na tyle, by przewrócić się prosto na przeciwniczkę i nie uszkodzić sobie twarzy jej kijem.
   - A teraz odpowiesz na wszystkie moje pytania - powiedział poważnym tonem i z groteskową, "złowrogą" miną, gdy już Kayla leżała na ziemi, a on na niej, patrząc jej w oczy, po tym jak już opanował lęk przed niepotrzebnymi kontuzjami.
   - A więc to tak miało być? Specjalnie mnie powaliłeś i szybko przydusiłeś do ziemi? - zapytała, kontynuując komiczną scenkę.
   - Od początku to planowałem. A teraz mów. Czemu skłamałaś rano w moim pokoju, że przyszłaś mnie pilnować, a nie zgwałcić?
   - Pfff! - Kayla prychnęła, wciąż odgrywając, choć musiała powstrzymywać szczery śmiech. - Tak naprawdę, to nakryłeś mnie dopiero po fakcie!
   Chłopak wyprostował się z przerysowanym przerażeniem na twarzy, po czym wstał i otrzepał się. Podniósł drewniane miecze i poczekał, aż Kayla przygotuje się do dalszego ćwiczenia, choć wizja bycia zgwałconym przez nią we śnie przeszkadzała Taeronowi w koncentracji. Po chwili znów obrywał.
   - Musisz się poruszać i wyprowadzać ciosy ostrożniej.
- Kayla mentorskim głosem z nieco irytującą manierą pouczała przeciwnika. W tym czasie z boku podkradł się czarnoskóry elf o białych włosach, próbując nie zwracać na siebie jej uwagi. Mrugnął okiem porozumiewawczo w stronę Taerona i skinął na dziewczynę, która akurat z dumą przybrała kobiecą pozę - Nawet, jeśli nie będziesz nigdy miał przeciwników z taką gracją jak jaaAAAaaA! - straciła na moment równowagę, gdy niedostrzeżony przez nią chłopak złapał ją za ramię, a pod szyję przyłożył dla żartu, lekko i ostrożnie, drewniany odpowiednik sztyletu z wózka. Kayla, śmiejąc się na widok ręki o czarnej skórze, ugryzła napastnika w przedramię.
   -  Ffmahuje żnaomo! - Wciąż ściskała zębami mrocznego elfa, który wytknął z uśmiechem język, siłując się z nią. Gdy dostrzegła śmiech Taerona, cieszącego się, że to zgodnie z oczekiwaniami jedynie żarty, rozluźniła chwyt swych kłów i odwróciła głowę do białowłosego chłopaka. - Revin! Kopę lat!
   - Kopę... - Puścił ją i dał się dziewczynie przytulić po przyjacielsku. - Zaledwie parę miesięcy.
   - Taaak... Ale nawet zdążyłeś trochę urosnąć! - Kayla stwierdziła z przekąsem.
   - No co ty, tylko kudły mam bardziej puszyste. - Revin poklepał się po czuprynce. Miał długie do ramion, proste włosy, prawie białe, choć lekko przebijające blondem. Ubrany był niedbale, w szarą koszulkę, brązowe bojówki i solidne buty. Jego spokojne oczy miały pomarańczowe tęczówki, usta były długie, choć wąskie, zaś nos dość zgrabny, choć szeroki. Ogółem elf posiadał specyficzną urodę w stylu młodego łotra, która zresztą zdawała się doń pasować.
   - To Revin, mój stary przyjaciel - Kayla przedstawiła oficjalnie swojego znajomego, stając pomiędzy chłopakami. - To Taeron, mój nowy przyjaciel.
   - Ooo, czyli już jasne, że tylko przyjaciel, co? Współczuję, chłopie. - Revin zażartował, klepiąc blondyna po ramieniu.
   - Dzięki, twoje wsparcie wiele dla mnie znaczy.
   - Revin z rodu Sirahil, działam czasem pod ksywką Szara Maska. - Elf wyciągnął dłoń ku smokokrwistemu.
   - Taeron Dravargdai, działam czasem pod ksywką Gary Stu. - Chłopak odwzajemnił uścisk.
   - Może skoczymy coś wciąć w jakiejś jadłodajni, co? - zaproponowała Kayla. -  Nic nie jadłam dzisiaj.
   - W sumie ja tak samo, głodny się robię. - odrzekł Taeron.
   - A ja też zawsze chętnie coś wszamam przecież. - Revin uśmiechnął się szeroko z aprobatą. - Tylko skoczę najpierw załatwić, co miałem.
   - Szukaj nas u Stana. - Kayla skinęła głową, wskazując, w którym to kierunku.
   - Jasne. Ale ty stawiasz.
   - Nie ma problemu, tego się spodziewałam. Zresztą, Taeron jest chwilowo pozbawiony funduszy, więc też jest na mojej łasce.
   Revin skinął głową, po czym truchtem udał się w swoją stronę.
   Jadłodajnia "U Stana" była dużym, drewnianym budynkiem w centrum miasta, wewnątrz kilka osób różnych ras siedziało przy solidnych stołach, bez spojrzenia na dwójkę nowych klientów. Taeron też przywykł już jakoś do pojawiających się co parę chwil spiczastych uszu i nie gapił się bezczelnie na wszystkie postacie o wyjątkowo małym wzroście, jak krasnoludy, niziołki, czy gnomy, ale wciąż zdarzało mu się spojrzeć w ten sposób na rzadko spotykane rogi bardziej egzotycznych szczepów.
   - Drogo tu w cholerę - powiedziała Kayla, wracając do stołu zajętego już przez towarzysza z dwoma talerzami jajecznicy i pieczywa. - Muszę przestać tu przychodzić. - Siedzieli w zacisznym, nieco ciemnym kącie pomieszczenia.
   - Oddam ci za to, jak będę miał jakąś swoją kasę. - Taeron zaczął jeść, zdziwiony, że w użyciu są już sztućce, ale zachowując to spostrzeżenie dla siebie.
   - Daj spokój, stawiam dzisiaj, tak było mówione. Stać mnie.
   - To po co narzekasz?
   - Bo mogę! - odparła z pełnymi ustami dziewczyna.
   - To... Jak to jest z tą przybraną córką Arcymaga?
   Kayla, która ledwo co połknęła pierwszy kęs posiłku, po tym pytaniu zaczęła jedynie od niechcenia, z kwaśną miną mieszać widelcem w jajecznicy.
   - No dobra, trochę przesadziłam, powiedziałam, że "właściwie" nią jestem... Ale nie do końca.
   - No tak, pewnie inaczej wyglądałaby rozmowa wczoraj. - Taeron przewrócił oczami, przypominając sobie nieco frywolne wypowiedzi maga.
   - Prawda. Ale to też dlatego, że Eriand jest ogólnie nieco ekscentryczny, co pewnie zauważyłeś. Jakby nie patrzeć, po części byłam wychowywana przez niego. - Przeczesała włosy, jakby była lekko skrępowana. - Rodziców straciłam nie mając nawet roku.
   Taeron opuścił wzrok, zaszokowany tą przykrą informacją.
   - Przykro mi - wydusił.
   - Mi również przykro z powodu twojego ojca. Nie przejmuj się tak mną, Arcymag zawsze bardzo mnie wspierał, a był zdolny naprawdę skutecznie złagodzić ból. Jedz, zimne będzie niedobre zaraz. - Kayla wzięła kęs i obserwowała, jak Taeron zmusza się, by też kontynuować posiłek. - W każdym razie, uprzedzając pytania... To był atak goblinów, a przeżyłam jako jedno z kilkorga dzieci dzięki czarom grupy druidów. Cała reszta... Cóż. Potem znaleźli nas krewniacy i ja trafiłam jakoś do Arlingardu, ale chociaż mieli mnie wychowywać dalecy kuzyni, to jakoś tak wyszło, że trafiłam pod skrzydła Erianda. Bo ci dalecy kuzyni, jak się okazało, mieli już jedno przybrane dziecko. Revina. - Chłopak z lekkim uśmiechem uniósł brew, zaciekawiony taką genezą owej znajomości. - A tak wybacz że zmienię temat, ale dużo o tym myślałam po nocy i teraz mi się przypomniało, skoro już tak ponuro sobie rozmawiamy. Wiesz, że wczoraj kompletnie zjebałeś sprawę?
   - Co? - Taeron nie rozumiał, do czego nawiązuje Kayla, która akurat zaczęła beztrosko przeżuwać jedzenie z wypchanymi policzkami. - O co chodzi, jaką sprawę?
   - Zapomniałeś stołka - odpowiedziała po przełknięciu połowy zawartości ust.
   - Jakiego stołka, skąd stołka...?
   - W lesie. Nie miałeś jak się zabić, chyba że wspinając się po sznurze albo drzewie, ale to raczej bezsens.
   Chłopak przez chwilę patrzył tępo, po czym energicznie uderzył się otwartą dłonią w czoło, powtarzając to parę razy, by następnie po trzykroć walnąć głową o blat, gdzie na chwilę spoczęła. Ominął talerz z jedzeniem.
   - Jakim ja jestem żenującym idiotą - stwierdził chłodno, podnosząc niechętnie wzrok. - Taboret został w przedpokoju, zamyśliłem się i wyszedłem.
   - Ej, to chyba dobrze, co?! - Rozbawiona dziewczyna nie rozumiała do końca reakcji niedoszłego przez własne roztargnienie wisielca. - Możliwe, że to przeznaczenie. Duchy często subtelnie je kształtują, nasuwając nam bezwiedne myśli, bo lepiej wiedzą, jakie skutki co może mieć.
   - Nie na Ziemi, Kay. - uciął chłodno chłopak, nabierając jedzenia.
   - Lubię to zdrobnienie. - Uśmiechnęła się. - Zawsze lepsze niż Kaycia...
   - Kaycia! - Taeron ucieszył się, dowiadując się, jak nazywać ją, żeby się wkurzała.
   - ...Albo Kajko.
   - I Kokosz.
   - Co?
   - Kajko i Kokosz.
   - Tak, ja ciebie też.
   - Co?
   Przez parę sekund Kayla patrzyła na chłopaka z beznamiętnym uśmiechem, po czym zmieniła temat:
   - To póki nie ma Revina, jak ci się podoba w Eiranie? - zapytała cicho.
   - Jak mi się podoba? Nauczyłem się dziś czarować, walczyć na miecze, dostałem za friko bajeranckie ciuchy z epoki i leżałem na tobie oko w oko, a dopiero jem śniadanie.
   - Warto jeszcze wspomnieć, że poznałeś przed jakąś chwilą kolesia ze stałym dopływem zielska i chętnie dzielącego się w towarzystwie - dodała Kayla, kontynuując spokojny ton.
   - Revin?
   - Nom. To jego niekończące się zielsko to niemal nadnaturalna właściwość, mam wrażenie, że on potrafi je materializować z niczego na życzenie. A to zabronione przez podstawowe reguły natury magii.
   - Będę musiał o tym poczytać. Myślisz, że zbadanie tej jego mocy to dobry temat na pracę na tytuł naukowy?
   - Ej, byłam pierwsza - zaśmiała się dziewczyna.
   - A, przypomniało mi się - Taeron odezwał się po chwili zamyślenia. - O co chodzi z aurą Erianda? Sam mówił, że jest paskudna czy coś, a jak pierwszy raz spojrzałem w Pył, to to było naprawdę chore.
   - Oh, no tak, ty jeszcze nie wiesz. Cóż, każdy potężny mag ma jakąś swoją haniebną tajemnicę. W przypadku Arcymaga Erianda ową haniebną tajemnicą jest uzależnienie od zielska.
   - I to od tego?! - krzyknął niemal zaszokowany chłopak.
   - Nie. Mam na myśli, że to jest jego tajemnicą, bo o tym, że jest liszem to wszyscy wiedzą.
   Blondyn odłożył widelec, przechylił lekko głowę i z rozchylonymi ustami spojrzał na Kaylę wzrokiem mówiącym wyraźnie bezemocjonalne "Co." Informacja, że król raczej żywo wyglądającego państwa jest istotą, która magią zatrzymała więź między swoim ciałem i duchem, by zyskać nieśmiertelność, była raczej niespodziewana. Tym bardziej, że chłopak prędzej wyobrażałby sobie króla-lisza jako kościotrupa w czarnej szacie i zdobionej koronie, niż jako zdrowo wyglądającego staruszka w pomarańczowych fatałaszkach. Dziewczyna, śmiejąc się pod nosem z wyrazu twarzy smokokrwistego, wcinała dalej śniadanie.
   - A wracając jeszcze do gadania o imionach - powiedziała po chwili. - Rozumiem, że wczoraj był ten właściwy czas, żebym poznała twoje prawdziwe imię?
   - Co? Nie poznałaś.
   - Ha ha, poznałam, Taeron. Twoje prawdziwe imię znam, nikogo nie obchodzi, jak cię nazywali kosmici z innej planety.
   - Nazywali mnie... - chłopak zaczął niepewnie, nieco przybity, że stracił przewagę informacyjną nad Kaylą, choć jej słowa rozbawiły go trochę.
   - Ple ple ple! - zagłuszyła go. - Nie obchodzi mnie, nie obchodzi, nie obchodzi!
   Taeron przewrócił oczami zrezygnowany, po czym wrócił do jedzenia.
   - Jestem, wałkonie - odezwał się młody, lecz stosunkowo niski głos zza pleców blondyna. - Dobrze, że jeszcze nie skończyliście, głupio by mi się jadło samemu. Dawaj kasę, Kajko.
   - Dobrze, że nie "Kaycia", co? - zauważył Taeron, po czym odwrócił się do Revina. - Cześć.
   - Taeron - powiedział niepewnie mroczny elf. - Tak?
   - Nie, to ja jestem Taeron - zażartował blondyn.
   - W takim razie, jak ja się do cholery nazywam? - podłapał dowcip varint.
   - Piździk Ryczyciupek - ucięła na głos Kayla, po czym wręczyła czarnoskóremu kilka monet.
   Gdy Revin z odgrywanym zdumieniem skierował się do lady, Taeron zaniósł się głośnym rechotem.
   - Skąd ty to wzięłaś?! - zdołał wypowiedzieć, powstrzymując ryk.
   - Z głowy. - Uśmiechnęła się szeroko.
   - Dobra, a teraz tak na serio, to nie zdążyliśmy go poobgadywać. Mroczny elf, tak? - Pochylił się nieco nad stołem.
   - Tak.
   - I o co z tymi mrocznymi elfami chodzi? - podpytał nowy mieszkaniec Eiranu, korzystając z chwili, gdy Revin czekał na realizację zamówienia.
   - Jeden z rodów elfów dość nieodpowiedzialnie przeklęto słownie, a było to w dniu narodzin demonów, które dla draki zrealizowały owe przekleństwo, a mniejsze, bezcielesne z tych bestii zaszyły się w sercach varintów i do dziś tak jest. Co ma swoje wady i zalety.
   - Wady?
   - Cóż, według powszechnej opinii wszystkie mroczne elfy to diaboliczne skurwysyny, co też niestety często jest prawdą. Druga wada to to, że są wrażliwe na magię światła w ten sam sposób, co nieumarli, demony i reszta zgrai.
   - A zalety?
   - Cóż, podobno są na swój sposób potężniejsze w magii od reszty elfów, ale na moje to nie jest reguła. No ale z książek wiem, że cholernie dużą moc magiczną i fizyczną mogą osiągać wyzwalając owego demona ze swojego serca i ucząc się nad tym panować. Aha, jak co, to wraz z mrocznymi elfami narodziła się rasa saidirów, czyli tych czerwonych rogaczy, już kilku widziałeś. Pochodzą od tych, którzy zareagowali na cały proces inaczej, bo mieli smoczą krew.
   - Jak ja - dokończył Taeron.
   - Nie do końca. Przed powstaniem demonów smoki potrafiły zostawiać wśród ludów, w których przedstawicieli się czasowo przemieniały, silniejsze dziedzictwo, stąd też jeszcze dwie drakoidalne rasy, sidiani i koboldy. Twoje pochodzi już z późniejszych czasów.
   - O czym gadacie? - spytał Revin, wracając ze swoim jedzeniem.
   - Że masz swoje zady i walety - odrzekł smokokrwisty.
   - Zad mam jeden. A karty gdzieś posiałem.
   - Czyli Kayla kłamała. Co, jeśli kłamała też na temat twojego imienia i wcale nie nazywasz się Piździk?
   - Głupia teoria. Po prostu się raz pomyliła z tymi waletami. Każdemu się zdarza. - Varint po tym stwierdzeniu zaczął szybko i łapczywie jeść.
   - To co tam słychać w wielkim świecie, Rev? - podpytała dziewczyna. - Dawno się nie widzieliśmy.
   - W wielkim świecie? Wojna domowa w Bagaronie nieco ucichła i podobno niedługo zmieni się w ostrą rebelię przeciw szlachcie, a na północy jacyś piraci rozpieprzyli w drobny mak bogaty i świetny statek handlowy Amlidonu.
   - Ci piraci to nie byłeś ty, co?
   - Nie, bez przesady, nie jestem aż tak dobry - zaśmiał się chłopak.
   - A gdzie ostatnio byłeś?
   - Jak zwykle, w Dra'Avanie.
   Taeron, do tej pory skupiony na jajecznicy, podniósł teraz wzrok.
   - I jak tam jest teraz? - kontynuowała dziewczyna.
   - W miarę spokojnie, da się żyć, ale to pewnie cisza przed burzą.
   - Bywasz w Dra'Avanie? - wtrącił się smokokrwisty.
   - Mhm, pływamy tam regularnie w celach handlowych. - potwierdził elf. - Głównie chodzi o broń.
   - Jest majtkiem - dodała Kayla.
   - Nie żadnym majtkiem! - obruszył się Revin. - Zachrzaniam porządnie, męczę się z linami, żaglami, wszystkim, nie jestem majtkiem!
   - Jest majtkiem, a kiedy schodzi na ląd, jest złodziejem.
   - Przestań z tym majtkiem!
   - Jest majtkiem, a kiedy schodzi na ląd, jest złodziejem jabłek ze straganów.
   - Kajko, pamiętaj, że kolega jest uzbrojony - Taeron wtrącił się w wymianę zdań, patrząc na niewielką kuszę przy grubym, plecionym pasie okrętowego majtka i owocowego skrytożercy.
   - No właśnie! - Revin pogroził dziewczynie trzymanym w dłoni widelcem. - I niebezpieczny! A pozwolę sobie spytać, skąd się znacie?
   Taeron niepewnie spojrzał na Kaylę, nie wiedząc zbytnio, co odpowiedzieć, żeby nie było podejrzanie. Ta jednak go wyręczyła:
   - Uratowałam go od samobójstwa wczoraj i tak jakoś się polubiliśmy.
   - Grubo. - Revin odchylił głowę do tyłu, pod wrażeniem tego typu historii. - Pewnie w lesie, jak sobie pląsałaś nago, co?
   - Dokładnie - stwierdziła dziewczyna. Taeron energicznie kiwał głową z powagą na twarzy.
   - Kurde, gdybym wiedział, że magia druidyczna polega na pląsaniu sobie nago po lasach, też bym się nią zainteresował - odrzekł mroczny elf.
   - No czasem można podczas tego spotkać jakiegoś fajnego chłopaka - dodała Kayla.
   - Świetnie, dzisiaj zacząłem uczyć się magii, wiem teraz, który kierunek wybierać - ucieszył się smokokrwisty.
   - Swoją drogą, serio chciałeś się zabić? - zainteresował się varint.
   - Oj tam, to było dawno i nieprawda.
   - Wczoraj.
   - No właśnie!
   - A teraz Kayla zasugerowała, że jesteś fajnym chłopakiem, to od razu zmiana planów, nie?
   - No, aż się zaczerwienił! - wtrąciła półelfka.
   - Nieprawda! - zaprzeczył żywo Taeron.
   - Patrz, czerwieni się coraz bardziej! - dziewczyna nabijała się wraz z Revinem, patrząc, jak z tego wszystkiego blondyn rzeczywiście zaczyna powoli palić buraka.
   - Nie no, Tae, to oczywiste, że jej się podobasz - zauważył elf, po czym kontynuował, ignorując głośne "Ej!" Kayli. - Ja zdecydowanie nie powstrzymałbym brzydkiej dziewczyny od samobójstwa.
   - Ja nie pląsałbym nago przed brzydką dziewczyną - odpowiedział cieszący się powoli znikającą z twarzy czerwienią chłopak, by usłyszeć kolejne "Ej!" brunetki.
   - Dobra, nie śmiejmy się już z niej, bo rzuci jeszcze jakiś potężny druidyczny czar przywołujący mnóstwo słodkich kotków.
   - Nie przeżylibyśmy tego. - Taeron kiwnął głową.
   - Nasza księżniczka małych króliczków. - Revin uśmiechnął się do dziewczyny złośliwie.
   - Dasz mi kiedyś spokój z tą "księżniczką"? - Władczyni uroczych zwierzątek z politowaniem spojrzała na majtka.
   - A właśnie, Kay... - wtrącił się blondyn. - Jak to jest, że nie masz tytułu szlacheckiego? Tak mówiłaś przy karawanie. - Dopiero po chwili zastanowił się, czy to nie było niekulturalne.
   - Eriand postanowił mnie nie nobilitować, bo i tak wszystko może załatwić, powiedzmy, osobiście. Nie lubi się najbardziej z rodami szlacheckimi i resztą hałastry, więc nie chciał mnie w to włączać. Tak przynajmniej mówi.
   - Zjadłem! - uciął niespodziewanie Revin.
   - No szybki jesteś - skwitował Taeron.
   - Owszem, kobiety mnie za to kochają. - Mroczny elf uśmiechnął się z groteskowo udawaną dumą. - Oh, nie, czekaj...
   Pozostała dwójka prychnęła.

   - Jakie plany na dziś? - nowy kumpel Gary'ego spytał go po odniesieniu talerzy i wyjściu z jadłodajni.
   - Tae, błagam, skup się na nauce magii - wtrąciła się dziewczyna.
   - Czyli co? Żadnej balangi? Żadnego chlania? - zdziwił się zainteresowany.
   - Masz czym się zająć.
   - W takim razie do zobaczenia - pożegnał się Revin. - Nie zamierzam zajmować zbyt wiele czasu, znajdziemy się, jak będzie trzeba.
   Po skinięciu elfowi głową i rzuceniu "Jasne, na razie" Taeron i Kayla spojrzeli na siebie.
   - Nie szalej, młody - półelfka skarciła blondyna. - Naucz się lepiej orientować w świecie, zanim zaczniesz myśleć o popijawach i łażeniu z kumplami po mieście. Książki, ćwiczenie magii, wypytywanie mnie i Arcymaga o co trzeba. To dobre zajęcie dla ciebie na najbliższych parę tygodni - wyjaśniła. Chłopak przytaknął. Czuł, że miała rację. - Sama wiele miesięcy przygotowywałam się, kiedy Eriand wyznaczył mnie do podróży w inny świat, a ty jesteś tu na świeżo i, choć nieźle sobie radzisz, bądź ostrożny. Jeśli nie będziesz mógł mnie znaleźć, a coś będzie cię nurtować, Arcymag nie jest tak zabiegany, jak można by się spodziewać po królu krainy i głowie uniwersytetu magicznego. To jedna z potężniejszych istot na tej planecie i robi zawsze to, co uzna za stosowne.
   - Czarodziej nigdy się nie spóźnia - zaczął cytować Tae. - Nie jest też zbyt wcześnie. Przybywa wtedy, kiedy ma na to ochotę.
   - To słuchaj, nie będę cię pilnować, nie chcę ci przeszkadzać, zajmę się swoimi sprawami. Do zoba...
   - Masz coś ważnego do roboty? - przerwał blondyn.
   - Nie... No, nie.
   - Możesz mi trochę poprzeszkadzać.
   Dziewczyna przewróciła oczami, po czym niespodziewanie uśmiechnęła się z aprobatą i skinęła głową.


« Ostatnia zmiana: 04 Grudnia 2013, 09:26:10 wysłane przez Ptakuba » IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #12 : 03 Grudnia 2013, 15:39:00 »
Fabularnie fajne i ciekawe, nie ma się czego przyczepić. Lubię twoje żarciki o Gary'm Stu i "Kajko i Kokoszu"  ^_^.  Brakuje mi za to opisów. Tekst w google.docs jest źle sformatowany. Pojawiają się bękarty [użyj twardej spacji], a dialogi są nierówne [odstęp od lewej strony kartki].


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #13 : 03 Grudnia 2013, 15:42:32 »
Masz na myśli wrzucanie twardej spacji między myślnikami a tekstem w dialogach i po spójnikach (żeby nie wtryniały się na koniec linii), yup?


IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #14 : 03 Grudnia 2013, 15:46:16 »
Tylko po spójnikach, a i to nie wszystkich [musi być po "i", "a", "o", "że"...].


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Strony: [1] 2    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.064 sekund z 16 zapytaniami.
                              Do góry