Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
Pokaż wiadomości
Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Pamiętaj, że widzisz tylko te wiadomości w tematach do których masz aktualnie dostęp.
    Wiadomości   Pokaż wątki Pokaż załączniki  

  Wiadomości - Cahan
Strony: 1 2 3 [4] 5 6 7 ... 148
46  Hyde Park / Aleja Graficzna / Odp: Graficzna twórczość Cahan : 18 Sierpnia 2016, 18:15:12
Większość czworonogów opiera się na bardzo zbliżonym szkielecie, stąd też różne rzeczy mogą wydawać się koniowate...





47  Hyde Park / Zaginione Zwoje - opowiadania / Odp: Cień Nocy (kucykowe epic fantasy) : 10 Sierpnia 2016, 01:00:13
Tradycyjnie link do wersji Google docs: https://docs.google.com/document/d/1VKpyFZOAoG5vnAAS7Ym1tphjRhEKNiDQQJ2iFAlrsy0/edit

Cień Nocy
Rozdział XXV: Król Nocy
Autor: Cahan
Prereading i korekta: Zodiak

   Mury Mooncastle budziły w Nnoitrze ambiwalentne uczucia. Ich mglisty zarys majaczył gdzieś na horyzoncie ciemniejącego nieba. Za nimi znajdował się jego dom, miasto, w którym spędził niemalże całe swoje życie. Z drugiej strony poniósł porażkę i będzie musiał ponieść jej konsekwencje. Pewnie mógłby uciec i wieść żywot najemnika, jednakże czuł się związany z Imperium Nocy i zobowiązany dokończyć swe zadanie, nie bacząc na koszty. Miał tylko nadzieję, że Darkness Sword nie każe go stracić. Paladyn wiedział, że zasłużył na szafot. Wracał nie tylko bez królewskiej córki, ale i bez oddziału. A wszystko to przez swoją własną niekompetencję.
   – Denerwujesz się, rycerzyku? – rzuciła, idąca obok Orange Tail. Klacz uśmiechnęła się przyjaźnie, co nieco zaskoczyło Nnoitrę.
   – Zawiodłem. Jego Wysokość nie będzie zachwycony. Mówiąc dosadniej…
   – Jego Wysokość będzie wkurwiony. Będzie groził, przeklinał i strzelał iskrami z rogu – wyjaśnił Bastard Spell. – Nasz szlachetnie urodzony przyjaciel co najmniej straci stanowisko, a być może i głowę czy tam inne części ciała – czarodziej wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
   Sir Oakforce prychnął z niezadowoleniem. Zamiast tego kierował swoje morskie oczy na wznoszące się na wzgórzu miasto. Otaczała je ze wszystkich stron Czarna Rzeka. Nie płynęła tak dzięki siłom natury, to magia jednorożców i praca ziemskiego chłopstwa pozwoliły zaprząc ciemny nurt do służby Mooncastle. Cały gród był w rzeczywistości wielką twierdzą, która nigdy nie została zdobyta.
   – Może nie będzie tak źle – Random Adventure postanowił przerwać niezręczną ciszę, jaka zapadła.
   – Będzie, będzie – Bastard był wyraźnie w doskonałym humorze. – My za to jak znam życie zostaniemy wysłani do eksterminacji roka. Wspaniale, nie?
   – Spell, dość. Tylko straszysz dzieciaki – parsknął Javelin.
   Turkusowy jednorożec zaśmiał się w odpowiedzi i wyciągnął kłus, wyraźnie się spiesząc do stolicy Królestwa Nocy. Cytrynowy pegaz spojrzał na Nnoitrę i mruknął:
   – Nie przejmuj się, on zawsze tak. Lubi postraszyć nowych członków drużyny.
   – On nie jest członkiem drużyny – zaprotestowała Orange. – Staniemy przed królem i nasze drogi się rozejdą.
   – Bastard najwyraźniej sądzi inaczej – oznajmił bordowogrzywy Poszukiwacz. – A ja tam bym mu uwierzył. Już nie pamiętasz Orange, jak sprzedał ci bajeczkę o hordach szkieletów, przemierzających lasy wokół Alikorngard?
   – To nie było śmieszne!
   – Było. Prawda, Random?
   Szary pegaz zawahał się, wyraźnie nie chcąc się narażać na gniew siostry. Zdradził go głupi wyraz pyska, który szybko przerodził się w śmiech.
   – Nie martw się, siostrzyczko. Mnie powiedział tylko, że idziemy do Alikorngard. I cóż… Poszliśmy. Night usłyszała to samo.
– Znam go dłużej niż ktokolwiek inny – żółty najemnik parokrotnie machnął skrzydłami dla ich rozprostowania – i wiem, że on często tak robi. Alikorngard to wyjątek, to miejsce jest złe… Nie ma gorszych.
– Ilu? – zapytała Orange.
– Co “ilu”?
– Ilu było przed nami za czasów Bastarda? Ilu już zginęło?
Javelin Ichor przez chwilę nie odpowiadał. Wyraźnie szukał i liczył w otchłaniach pamięci i zapomnienia. W pewnym momencie wzdrygnął się, a Nnoitrze zdawało się, że dostrzegł łzy w oczach pegaza.
– Dwudziestu czterech – wyszeptał w końcu.
– Piętnastu wtedy, w Alikorngard – warknął Random. – A potem, po tym wszystkim kazał nam tam wrócić, dowódca, psia jego mać!
W liliowych oczach szarego pegaza płonęły ognie nienawiści, ciało napięło wszystkie mięśnie, skrzydła drgały, a położone płasko uszy wręcz wciskały się w szyję. Nnoitra nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie. Zawsze uważał najemnika za ogiera radosnego, wesołego i spokojnego, nie spodziewał się, że w gniewie może wyglądać tak groźnie.
– Random… Wszyscy straciliśmy tam przyjaciół, niektórzy nawet... hmm… bardziej niż inni. Przypominam, że ty wówczas nikogo nie znałeś. Zresztą, wtedy, przed Alikorngard, Spell był poważny. Teraz żartuje, czyli będzie dobrze.
   – Oby – skwitował Nnoitra.
   Javelin odleciał. Sir Oakforce podejrzewał, że nie chciał dłużej ciągnąć tego tematu tak drażliwego dla brata Orange.
   – Spróbuję wyniuchać co ten stary mag znów knuje – stwierdził Adventure i również skoczył w niebo.
   – Ciągle śni mu się po nocach, wiesz? – szepnęła Orange Tail.
   – Alikorngard?
   – Tak. On miał wtedy tylko dwanaście lat, był źrebakiem. A to miejsce… Słyszałam co o nim mówili. Ponoć tak wygląda piekło… Właściwie to jak wygląda piekło, Nnoitro? – klacz zwróciła łeb w jego stronę i wpatrując się w niego z wyraźnym zainteresowaniem.
   – Wiem tyle co i ty. To co mówią kapłani Harmonii.
   – Nie wiem co mówią kapłani Harmonii. Nie mieszkałam w mieście, a w Maretown bywałam dość rzadko, zresztą tam nie było nawet przydrożnej kapliczki. Więc powiedz mi kucu z wielkiego miasta, powiedz mi czym jest piekło.
   Nnoitra przystanął. I wskazał swojej towarzyszce wielki głaz na małym pagórku. Usiedli, nie zważając na to, że później będą musieli gonić do reszty. Zresztą, paladyn czuł wyczerpanie długim marszem i potrzebował tej chwili odpoczynku. Wiał chłodny wiatr, który przynosił pewne orzeźwienie, ale i groził nadchodzącą ulewą. Teren był odsłonięty i porośnięty kępami turzyc i traw. Dalej, bliżej miasta pojawiały się brązowe prostokąty pól uprawnych, teraz zupełnie łysych.
   – Wizje na obrazach przedstawiają krainę pełną ognia i lawy, w której snują się skute kajdanami dusze kucyków, wiecznie głodne i spragnione. Z ich ran sączą się krew i ropa, a plugawe kreatury pożerają je, tylko po to by zwrócić i pożreć ponownie. Ponoć trafiają tam źli i niegodziwi. Tacy co na to zasługują.
   Orange Tail uśmiechnęła się wrednie.
   – Oby ten skurwiel tam trafił. Oby…
   – To tylko bajki do straszenia źrebiąt.
   – A ty, ty jak wyobrażasz sobie piekło?
    – Nie wyobrażam sobie, nie wierzę w piekło. Dość widziałem tutaj w Caballusii. Ale jakbym miał sobie wyobrazić to… Czasami w nocy śni mi się ciemność, a w niej głosy.
   – Głosy? Co mówią? – pegaz zastrzygła uszami.
   – Że zginęli przeze mnie. Że to moja wina. Że… – zamilkł na chwilę i odwrócił wzrok, po czym dodał już ciszej: –  Nie chcę o tym mówić, dobrze?
   Klacz skinęła głową. A Nnoitra myślał. Nawet gdyby Darkness Sword nabił go na pal, to byłaby to dla niego niedostateczna kara. Piętnaście kucyków? Nie uważał się wcale za lepszego dowódcę od Bastard Spella. Nie zasługiwał na życie skoro nie umiał ochronić własnych żołnierzy. Nie zasługiwał na przyjaźń, skoro Firewall odszedł. Nie zasługiwał na nic. Nawet jeśli jakieś kucyki okazywały wobec niego sympatię, to miał wrażenie, że to tylko sen, chwilowa ulga w koszmarze na jawie, a on za chwilę się obudzi.
   Otchłań… Otchłań mnie woła… Boję się, ale nie mogę nie odpowiedzieć…
   – Nnoitra? Nnoitra! – krzyk Orange Tail wyrwał go z transu.
   – Tak, Orange? Przepraszam, zamyśliłem się.
   – Co to jest? To tam, na niebie… Jest takie piękne – klacz westchnęła.
   – To jest zorza polarna. Nigdy wcześniej nie widziałaś zorzy? – zapytał, ale pegaz pokręciła przecząco głową – Tu w Mooncastle często pojawia się na niebie. Ponoć na dalekiej północy, na przykład w Kryształowym Imperium świeci cały czas.
   – Te światła i tyle gwiazd… Mogłabym na to spoglądać każdej nocy – rozmarzyła się Poszukiwaczka Przygód.
   Fakt, zielonkawy całun zawieszony na aksamitnie czarnym nieboskłonie, usianym miliardami gwiazd, prezentował się niezwykle pięknie. Jednorożec zdążył już się stęsknić za tym widokiem, tak bardzo przypominającym mu beztroskie dzieciństwo i lata spędzone w Akademii Wojskowej. Tu dorastał, tu rozpoczął swoją karierę, tu walczył dla Jego Wysokości.
   I tu spodziewał się umrzeć w służbie ojczyźnie.
   – Cóż, na pewno ten widok potowarzyszy ci jeszcze nie raz i nie dwa – Nnoitra zaśmiał się nerwowo, myśląc o tym, że być może widzi zorzę po raz ostatni.
   Wiatr jakby przybrał na sile i stał się zimniejszy. Paladyn zadrżał i szczelniej otulił się płaszczem. Orange Tail chyba to zauważyła, bo wstała i powiedziała:
   – Dość już tego siedzenia, czas dogonić resztę, pewnie się niecierpliwią.
***
Randomowych Poszukiwaczy Przygód dogonili raptem po kilkunastu minutach. Wyraźnie czekali na nich. Green Crossbow chichotał, Bastard Spell wyglądał jakby się bardzo nudził, Random nerwowo machał ogonem, zaś Awful i Javelin uśmiechali się głupio.
   – I jak tam, gołąbeczki? – mruknął turkusowy ogier, ruszając stępa. – Już się nie bijecie, źrebaki drogie? Nie czas na konkury, rycerzyku.
   – Miasto i tak będzie zamknięte, kiedy dojdziemy pod mury – zauważył Nnoitra.
   – Miasto może i tak, ale na podgrodziu musi być jakaś karczma, a tak się jakoś składa, że nie lubię marznąć nad ranem kiedy nie muszę – skwitował czarodziej.
   ***
Podgrodzie nie było duże w porównaniu do tych jakie wyrastały przy miastach południa. Specyfika Królestwa Nocy nie czyniła stolicy zbyt atrakcyjną dla przeciętnego mieszkańca. Choć Mooncastle prowadziło dość obfity handel, to kupcy zwykle nie gościli w nim zbyt długo i nie przez cały rok. Zimą Góry Zaćmienia były nieprzejezdne dla karawan, a śnieg potrafił padać już na początku listopada, puszczał zaś w kwietniu.
Miejsce to prezentowało się jak kilka chaotycznie zbudowanych i połączonych ze sobą wsi. Domy były dość niskie i kryte strzechą. Skonstruowano je z szarego granitu z pobliskich kamieniołomów, w których zresztą pracowała część tutejszych ziemskich kucyków. Z kominów unosił się dym, dobrze widoczny w świetle zorzy. Przez błony gdzieniegdzie przenikało światło, pokazując, że nie wszystkie kuce uległy woli nocy i poszły spać. Kundle powitały ich tradycyjnie wściekłym ujadaniem, którym nie przejął się absolutnie nikt, no może poza biało-czarnym kocurem, który cały najeżony przebiegł chyłkiem przez drogę.
   Jednak i tu, na podgrodziu, można było znaleźć nocleg i najeść się ciepłej strawy. Nnoitra znał nawet kilka takich miejsc. Parę od razu odrzucił – ktoś mógłby go rozpoznać, a zważywszy na okoliczności tych wszystkich wizyt zdecydowanie wolał tego uniknąć. Inne odznaczały się zbyt parszywym standardem nawet dla takiej kompanii jak Randomowi Poszukiwacze Przygód, zbyt wygórowanymi cenami lub kuchnią, która powaliłaby trolla. Jednorożec już chciał zaprowadzić towarzyszy do w miarę przyzwoitej i taniej oberży, ale Bastard Spell najwyraźniej miał inne plany. Ku przerażeniu paladyna prowadził prosto do gospody “Pod Czerwonym Księżycem”.
   – Nie! Tu nie! – zaprotestował Nnoitra.
   – Nie krzycz, kuce śpią. I czemu nie? W tej karczmie leją najlepsze piwo owsiane w całym Mooncastle, a kto wie czy i nie w Królestwie Nocy.
   – Syn karczmarza nie żyje. Dzięki mnie – oznajmił z dumą.
   – A karczmarz o tym wie, tak?
   Zielonogrzywy pokiwał głową.
   – O pannę żeście się pobili czy co? – zakpił Cross.
   – To było dawno i nie, nie o pannę. Sukinsyn gwałcił i mordował. Parę razy w miesiącu. Same klacze i źrebaki. Straż miejska nie mogła sobie z tym poradzić, zresztą oni kiepsko sobie radzą tu, na podgrodziu. Dlatego Jego Wysokość zdecydował się wysłać nas, najlepszych z najlepszych. – Green Crossbow zaśmiał się, a niespeszony tym brakiem szacunku Nnoitra kontynuował: – Tydzień polowałem na to ścierwo. A potem go dopadłem i wrzuciłem do lochu. Potem nabito go na pal przed Gwiezdną Bramą. Konał cały dzień.
   – Ktoś spierdolił robotę – mruknął Awful Look. – Dobry małodobry mistrz by tak zrobił, że skurwiel by przez trzy dni zdychał.
   – Tak, może od razu przez tydzień – parsknął zielony pegaz. – Idziemy, nie chcę stracić owsianego piwa, tylko dlatego, że ten tutaj boi się ziemskiego kucyka.
   – Nie ty tu dowodzisz, Green. Na nasze, ***, szczęście.
   – Nie mów, że i ty się boisz, Spell…
   – Trucizna w polewce to nie przelewki. Tak samo jak obudzenie, czy raczej nie obudzenie się z poderżniętym gardłem. Trudno, młody, jest tu jakieś miejsce gdzie możemy przenocować bez obawy o własne życie? – zapytał Bastard.
***
   W “Cnocie Młynarki” wzięli łącznie dwa pokoje. Finansowo mogli sobie pozwolić na więcej, jednak gospodarzowi brakowało wolnych kwater. Lokal wbrew nazwie burdelem nie był, co bardzo rozczarowało Greena. Nnoitra poczuł zaś pewną satysfakcję, kiedy dowiedział się, że przyjdzie mu spać z Randomem i Orange. Zwłaszcza z nią.
   Szkoda, że zaczyna mi się z nią układać prawdopodobnie dzień przed śmiercią – pomyślał. – A mogło być tak pięknie.
   Leżał w twardym łóżku, byle jak zbitym z sosnowych desek. Narzucono na nie skąpo wypchany słomą siennik, a za przykrycie służył wełniany koc. Kłębiące się pod sklepieniem czaszki myśli nie pozwalały mu zasnąć. Jak tylko zamykał oczy, to widział wściekłego Darkness Sworda, skazującego go na śmierć, rodzinę Firewalla, krzyczącą, że zabił im syna i zapłakaną Orange Tail, błagającą by nie odchodził. Głośne chrapanie Randoma również nie pomagało w odpłynięciu do krainy snu.
   Jutro czeka mnie sądny dzień. Wrzuci mnie do lochu, a potem na szafot? Każe wcześniej torturować? A może będzie miał dobry humor i wyśle mnie na pierwszą linię w jakiejś wojnie? Harmonio, proszę, zmiłuj się. – Po ganaszach Nnoitry pociekły łzy.
   ***
   Darkness Sword był jeszcze wyższy niż sir Oakforce go zapamiętał. Tego dnia miał na sobie czarną zbroję płytową i granatowy płaszcz. Błękitna grzywa powiewała, mimo że w halli tronowej nie wiał wiatr. Panował półmrok, a za jedyne źródło światła stanowiły nieliczne magiczne kryształy oraz róg Króla Nocy. Alikorn stał i czekał. Nnoitra klęczał na nadgarstkach z pochylonym łbem. Trząsł się ze strachu i czuł lodowate strugi potu, spływające mu po grzbiecie.
   – Wasza Wysokość, ja wróciłem.
   – Widzimy! – zagrzmiał granatowy ogier. – Gdzie jest nasza córka?! Gdzie jest wasz oddział?!
   Temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni. Błękitno-czarne kafelki pokryły się szronem. Jednorożec zaczął żałować, że nie zaszył się w lasach i nie został najemnikiem za mieszek miedziaków.
   – Królewny nie było, ona odeszła nim przybyłem, a żołnierze, oni… Oni nie żyją. To był wypadek! To nie moja wina – zaczął kłamać. – Zaraza, tak zaraza! Zachorowali i pomarli. W lasach.
   – Zobaczymy.
   Granatowa sfera wokół rogu alikorna zrobiła się większa. Złociste oczy zmieniły się w czystą światłość, a Nnoitra przestał czuć własne ciało, które bezwładnie padło na posadzkę. Wspomnienia zaczęły przelatywać mu przed oczami. Wrzaski konających, latające bełty z pegazich kusz i kule ognia. Padającego Firewalla w gejzerze krwi, kości i kawałków mózgu. Lostminda zmienionego w pegaziego jeża. Zwęglone zwłoki Dirt Drifta. Objęty płomieniami Magic Bow. Roześmiana i złośliwie wyszczerzona Orange Tail. Ból i ciemność. Jego życie wśród Randomowych Poszukiwaczy Przygód, jego myśli o pomarańczowej pegaz.
   – Nie dość, że nas zawiedliście, to jeszcze okłamaliście. Jutro zostaniecie straceni, za niekompetencję i kłamstwo wobec waszego władcy. A zabójcy naszych żołnierzy zawisną. Wszyscy.
   – Nie… Nie! Błagam! – zawył. – Zabij mnie, ale ich zostaw! Oszczędź Orange, zostaw ją.
   Król Nocy rozłożył skrzydła i lodowatym głosem rzekł:
   – Audiencja skończona. Straż! Zabrać go do najgorszego lochu! Tych tutaj też!
   Obrócił łeb i zobaczył najemników. Zdezorientowany Bastard Spell zaszarżował na granatowego alikorna. Jego róg zalśnił, a strumień magicznych płomieni objął Króla Nocy. Darkness Sword skontrował atak. Nnoitra nie znał tego zaklęcia, jednak płomienie wyczarowane przez turkusowego jednorożca zawróciły i zaatakowały swojego stworzyciela. Mag zaskowytał i padł bez życia. Reszta Poszukiwaczy bez słowa postanowiła pomścić śmierć swego przywódcy. Pegazy wzniosły się do lotu, podejmując walkę o godną śmierć.
   Nie mieli szans. Green Crossbow został rzucony na kolumnę. Coś chrupnęło, chyba jego kręgosłup, a sam pegaz runął na ziemię. Awful i Javelin wykorzystali ten czas na zajście alikorna od tyłu i boku, jednak ów nie zamierzał dać się tak łatwo podejść. Darkness Sword uformował ze swej magii czarny miecz o długim, wąskim ostrzu. Władca skoczył do przodu, unikając cytrynowego pegaza. Mroczna klinga przecięła powietrze i niebieskiego Poszukiwacza. Awful Look nie zdążył nawet krzyknąć. Jego łeb poszybował kolejne parę metrów i upadł prosto pod kopyta Nnoitry. Żółta grzywa zmieniła swe zabarwienie na szkarłatne. Oczy patrzyły się prosto w niego.
   Paladyn czuł się jak w transie. Nie mógł wykonać nawet najmniejszego ruchu. Chciał krzyczeć, ale głos uwiązł mu w gardle. Javelin Ichor próbował zapikować prosto na alikorna. Król Nocy w ostatniej chwili obrócił głowę, a łeb najemnika dosłownie wybuchł, nawet nie brudząc granatowego ogiera.
   – Żałosne – parsknął monarcha.
   Pozostali Random i Orange. Rodzeństwo wrzasnęło donośnie w ostatnim akcie desperacji. Szary pegaz rzucił się prosto na czarne ostrze i uchwycił je kopytami. Klacz wykonała gwałtowny zwrot i skoczyła do oczu alikorna niczym wściekła kocica. Król Nocy chwycił ją swoją magią, a czarodziejski miecz przebił jej brata. Random Adventure żył jeszcze. Brązowogrzywy ogier krzyczał i płakał, a jego jelita rozlały się po kafelkach. Nnoitra poczuł odór gówna, krwi, szczyn i rzygowin.
   – Pomóż mi! – wydarła się uwięziona Orange Tail.
   Tak bardzo chciał posłuchać jej prośby.
   Dlaczego te pierdolone nogi mnie nie słuchają?!
Random charczał i zaczął czołgać się po posadzce pomimo ran. Orange szarpała się w objęciach granatowej magii. Drobna klacz nie mogła się równać z potęgą alikorna. Darkness Sword wyszczerzył zęby w iście demonicznym uśmiechu.
   – Nnoitra! Nnoitra! – krzyczała pegaz.
   Władca obrócił łeb i spojrzał Nnoitrze prosto w oczy. Kark Orange Tail chrupnął, a szyja wygięła się nienaturalnie.
   – Nnoitra! Nnoitra!   
   Zaraz… Co?!
   Otaczała go nieprzenikniona ciemność.
   – Nnoitra!
   – Orange Tail! Gdzie jesteś?
   – Rogiem poświeć – do jego uszu dobiegł głos Randoma.
   Ja też nie żyję? To tak wygląda śmierć? Poświecić rogiem, poświecić rogiem…
   Sir Nnoitra Oakforce uwolnił swą magię. Magiczne światło rozproszyło mrok i jednorożec dostrzegł twarze Randoma i Orange pochylone nad nim. Rozejrzał się i odetchnął z ulgą. Wciąż był w gospodzie.
   – Rzucałeś się i strasznie jęczałeś przez sen, obudziłeś mnie, wiesz? – mruknęła pomarańczowa klacz.
   – Miałem zły sen. Ile czasu pozostało do świtu?
   – Pojęcia nie mam – odpowiedział Random Adventure. – Spell nas obudzi. A ty śpij.
   – I nie strasz nas więcej – dodała Orange Tail.
   ***
   Po pospiesznie zjedzonym śniadaniu, na które składała się miska owsianki i kubek wody, ruszyli do zamku Mooncastle. Na tę okazję Nnoitra włożył na siebie zbroję i granatową derkę ze srebrnym księżycem i gwiazdą. Grzywę i ogon przeczesał pożyczoną od Orange szczotką, gdyż własną zgubił w lasach. Przed królem zamierzał prezentować się przynajmniej przyzwoicie. Żałował, że nie miał się w czym przejrzeć. Wystarczająco czuł, że przyroda i rana odcisnęły na nim swoje piętno.
   Do miasta weszli główną bramą i nikt ich nie zatrzymywał. Nnoitra nie znał strażników, którzy tego dnia pełnili wartę, a oni nie znali jego. Sam gród Mooncastle w ogóle się nie zmienił. Było tylko nieco bardziej zimno i pochmurno niż ostatnio, ale w końcu powoli nadchodziła zima. Bastard Spell wysunął się na prowadzenie, co irytowało paladyna. Jednak uznał, że nie ma sensu wdawać się w dyskusję z podstarzałym magiem. Zresztą, dowódca najemników dobrze znał stolicę Królestwa Nocy.
   Szedł stępa u boku Orange. Klacz pierwszy raz w życiu widziała duże miasto. Uważnie rozglądała się na boki i często pytała o jakieś banały. Z radością opowiadał jej o Mooncastle, nie tylko dlatego, że mógł spędzać z nią czas, ale i najzwyczajniej w świecie to pozwalało odsunąć myśli od składania raportu Jego Wysokości.
   – Chciałabym tu mieszkać – stwierdziła Orange Tail. – Ładnie tu.
   Niebieski jednorożec zachichotał. Zachwycona pegaz wyglądała naprawdę uroczo. Wielkie czerwone oczy podziwiały każdy szczegół, każdą granitową kamienicę. Ruda grzywa powiewała na lekkim wietrze. Tak jak zazwyczaj związała ją wysoko różową kokardą. Było chłodno, więc na grzbiet narzuciła ciemnozieloną derkę. Skórzane, brązowe spodnie ładnie podkreślały figurę klaczy. Odsłaniały też długi, puszysty ogon. Drobne, obute w buty bojowe kopytka zgrabnie unikały wszelkich nieczystości na bruku.
   – To dopiero Dzielnica Sierpa, najbiedniejsza ze wszystkich. Poczekaj aż zobaczysz resztę – stwierdził. – I może u nas zamieszkasz, Jego Wysokość pragnie zaproponować Spellowi stałą pracę. To oznacza, że Randomowi Poszukiwacze Przygód przez większą część czasu zostaną tu, w Mooncastle.
   – Nie o to mi chodzi. Tak właściwie to nie wiem, czy chcę być najemniczką. Moim specjalnym talentem jest tkanie i od zawsze pragnęłam mieć własny zakład tkacki. Prząść i sprzedawać tkaniny na królewskie dwory… – Orange westchnęła. – Żyć normalnie.
   – Co ci się u nas znowu nie podoba? – wtrącił się Random.
   – Tylko to, że na moim zadzie widnieje wrzeciono, a nie pegazia kusza! – warknęła. – Od paru dni zastanawiam się czy Night aby na pewno miała rację. To już ponad miesiąc. Może powinnam zostać w domu, z matką?
   – Chłopaki się nią zajmą – zaczął szary ogier.
   – Sam w to nie wierzysz.
   – Całkiem dobrze ci idzie z tą kuszą – zauważył Nnoitra. – I świetnie sobie radzisz jako Randomowa Poszukiwaczka Przygód. – Klacz spojrzała na niego krzywo – Ale skoro uważasz, że wolisz normalne życie, to jak najbardziej cię popieram, panno Tail.
   Szczególnie, że znakomicie byś się sprawdziła jako żona i matka. Moja żona. Szkoda tylko, że raczej nie będzie mi to dane – pomyślał.
   Wyobraził sobie siebie samego otoczonego gromadką rozwrzeszczanych źrebiąt – małych pegazów i jednorożców. Ona tworząca najwytworniejsze tkaniny, on pracujący jako zaufany oficer Darkness Sworda.
   Heh. Wiem, że to niemożliwe. Nawet jeśli jakimś cudem zostanę w OSKN i to żywy, to moja rodzina nie zgodziłaby się na taki mezaliazns. Mimo wszystko pochodzę ze szlachty – spojrzał na Orange zachwyconą widokiem fontanny, przy której kilka klaczy siedziało i plotkowało – a zresztą… Pierdolić rodzinę.
   Nagle dostrzegł zbliżający się w ich stronę patrol straży miejskiej. Składał się z czterech pegazów i dowodzącego im jednorożca. Na uzbrojenie takiej grupy składały się przede wszystkim skrzydłoostrza, pegazie kusze i glewia. Wszystkie kucyki nosiły skórzane pancerze i hełmy z nosalami. Na zbroje narzucały granatowe płaszcze o wykroju półkola. Nnoitra aż za dobrze znał te uniformy, podobnie jak i dowódcę oddziału. Już wcześniej zdarzało mu się pracować z Protectem.
   – Sir Nnoitra Oakforce? – wymruczał brązowy jednorożec z obfitym wąsem. – Mówili, że zaginąłeś…
   – Kto mówił? – zapytał szorstko zielonogrzywy – Były komplikacje, Protect. Wyślij kogoś by uprzedził Lorda Darkside’a o moim przybyciu.
   Simple Protect krzyknął na swoich żołnierzy i jednej z pegazów poszybował w stronę zamku.
   – A ci to kto? – dowódca patrolu wskazał na grupę najemników. – Banda łotrzyków i panienka do grzania siennika? – strażnicy miejscy wybuchli śmiechem.
   Randomowi Poszukiwacze Przygód parsknęli pogardliwie jak jeden mąż. Orange zmrużyła oczy, a kopyto Randoma powędrowało do kuszy. Gdyby Awful Look go nie zdzielił w łeb, to prawdopodobnie doszłoby do rozlewu krwi. Choć najemnicy raczej wygraliby to starcie, to i tak zaatakowanie poddanych Darkness Sworda tutaj, w Mooncastle oznaczało wyrok śmierci.
   – Poszukiwacze skarbów i łowcy potworów, Jego Wysokość kazał ich sprowadzić – odpowiedział. – Nikt ważny. A teraz wybacz, ale nie czas na pogaduszki, jestem pewny, że Darkside i Król chcą jak najszybciej wysłuchać raportu.
   – Właśnie, nie ma już Króla. Teraz Darkness Sword został Imperatorem. Już tak oficjalnie – Protect parsknął. – Ale dobrze, nie zatrzymuję cię już. Do zamku trafisz sam? – w głosie strażnika miejskiego dało się wyczuć drwinę.
   – Tak. Bywaj, Protect.
   – Bywaj.
   Przez kilka kolejnych uliczek milczeli. Czekali aż Simple Protect oddali się na bezpieczną odległość. Potem zaczęli kląć i nazywać go coraz to bardziej malowniczymi określeniami. Przodowali w tym Bastard Spell i Green Crossbow. Nnoitra nigdy wcześniej nie słyszał takich wiązanek, a w swym życiu słyszał już wiele.
   – Co ten chuj powiedział o mojej siostrze?! Panienka do grzania siennika? Jaja bym mu urżnął, zafajdaniec jebany z pierdolonej straży!
   – Chuja byś mu urżnął, Random – warknęła Orange. – To mnie obraził, więc prawo skopania mu dupy należy do mnie.
   – Jacy wy jesteście mało kreatywni… No, ale w końcu czego się spodziewać po pegazim prostactwie. – Bastard Spell zadarł nosa – Znam takie czary, że zmieniłbym go w nagą oślą niewolnicę. Wystawił skurwiela, w dupę jebanego dyszlem od wozu, na targu, w którymś z miast gryfów. Powiem więcej, jeszcze bym *** dopłacił! Bo żaden obesraniec spłodzony w rynsztoku przez kulawego muła i brodatą zebrę nie będzie mi członków drużyny obrażał! To moje *** prawo i nikt mi go nie odbierze!
   – Nie unoś się Spell bo ci żyłka pęknie. Stare kuce już tak mają, że im żyłki w mózgach chętnie pękają – wtrącił Awful.
   – A ja wam powiem coś innego. – Nnoitra westchnął – Uciszcie się wszyscy, bo właśnie zostaliśmy lokalną atrakcją.
   Faktycznie, mieszczanie spoglądali na nich spode łbów. Klacz pegaza w kwiecistej chuście na głowie z trudem łapała powietrze, jak ryba wyciągnięta z wody, i zatykała uszy swojemu źrebięciu. Ogier w kowalskim fartuchu i z wielkim młotem stał z opadniętą żuchwą. Jakiś pijaczek głośno bił brawo temu występowi elokwencji. Komizmu całej sytuacji dodał jeszcze szaleńczo kwiczący prosiak, który skorzystał z okazji i wyrwał się właścicielowi.
   – Nie będziesz mi mówił co mam robić, pługiem robiony jednorożcu – wysyczał Crossbow. – Twój niedojebany koleżka, sukinsyn zjebany, to spierdolony chuj, a jego matka to *** córka kurwy, ani chybi równie pizdowata co synalek, że go ni chuja nie wychowała. Pasem lać po gołej rzyci i tylko patrzeć jak krew sika!
   – Panowie… Dosyć! – paladyn znowu spróbował uspokoić Randomowych Poszukiwaczy Przygód i ponownie nikt go nie słuchał.
   – A ty się odpierdol od pegazów, Spell. To że sam się szczycisz chujem na czole, to nie znaczy, że i nam drugi kutas potrzebny – mruknął szary ogier.
   – Przyznaj się, polatałbyś – parsknął żółtogrzywy Poszukiwacz.
   – Na tych waszych śmiesznych miotełkach? Nie jestem samobójcą.
   – Tylko koniobijcą! – Green Crossbow wyraźnie był dzisiaj w formie.
    Cytrynowy pegaz z bordową grzywą wymownie spojrzał na Nnoitrę i trzykrotnie zastukał kopytem o kocie łby. Po czym jak gdyby nigdy nic zdzielił Crossa w pysk. Cienka strużka krwi pociekła po zielonej sierści. Oszołomiony ogier wytarł twarz kopytem i rozglądał się, jakby nie wiedział co się właściwie stało.
   – Dziękuję za spacyfikowanie tego idioty – rzekł turkusowy jednorożec.
   – Tak po prawdzie to wszystkim wam się należało. Ale Cross to mnie wkurwia od dawna – stwierdził Javelin Ichor.
   – Chodźmy stąd, szybko – powiedziała Orange Tail. – Te kucyki nie wyglądają na zbyt przyjazne. I tego, bełtów nam na nie nie starczy.
   – A mi nie podoba się to, że za chwilę zjawią się tu kolejne patrole straży. Nie chcę się tłumaczyć przed kimś kto mnie zna, dość już tego na dziś – mruknął Nnoitra.
   Ruszyli, bez słowa mijając licznych gapiów. W pewnym momencie w ich stronę poleciał zgniły pomidor, jednak Nnoitra przy pomocy magii zatrzymał go w powietrzu, nim najemnicy cokolwiek zauważyli. Burda i stos trupów były ostatnimi rzeczami na jakie miał teraz ochotę. Coraz mocniej się zastanawiał do czego Darkness Sword potrzebował najemnych łowców potworów, że kazał ich do siebie sprowadzić, zamiast kontaktować się przez posłańca, tak jak to wcześniej miał w zwyczaju.
   Zeszli z głównych ulic i musieli się przeciskać pomiędzy kamienicami. Spell najwyraźniej zrozumiał, że aż do kolejnej dzielnicy powinni raczej unikać stróżów prawa. Ci co prawda raczej nic by im nie zrobili, niemniej jednak mogłoby to oznaczać kolejne opóźnienia i komplikacje. Szczególnie gdyby ponownie natknęli się na jakiegoś znajomego Nnoitry.
   – Tamten jednorożec wyraźnie cię znał... – zaczęła Orange.
   – Tak, ja i Simple Protect mieliśmy okazję razem pracować. Wbrew pozorom to dobry kuc.
   Pomarańczowa klacz spojrzała na niego spode łba jak na psotnego źrebaka, który tym razem zbił ulubiony wazon czy pomógł zniknąć ciastu ze stołu.
   – No dobra, jest chujem, chamem i prostakiem. Nie pochodzi ze szlachty, to jeden z tych nisko urodzonych jednorożców, skażony owoc z nieprawego łoża…
   – Coś jeszcze? – wtrącił mag.
   – Cóż, jego matka faktycznie była kurwą. Była, bo nie żyje. Pewnej nocy, któryś z klientów poderżnął jej gardło, a młody Protect pozostał sam. Żebranie szło mu słabo, zaczął kraść aż w końcu go złapali. Ale strażnicy się zlitowali nad kilkuletnim złodziejaszkiem i wzięli go pod swoje skrzydła zamiast wybatożyć i wygnać ponownie na ulicę.
   – Altruizm w dzisiejszych czasach? Niespotykane – parsknął Bastard Spell. – A straż miejska zawsze przyciągała ostatnią patologię…
   – Nie w Mooncastle – zaprotestował sir Oakforce. – Kiedy Jego Wysokość objął władzę postanowił zrobić z tym porządek. Powołał nawet urząd Wielkiego Kuratora, który służy tylko i wyłącznie do kontroli strażników – bez trudu przywołał wyuczone w Akademii formuły na temat historii rządów rodu Mooncastle – wbrew pozorom wychodzi to taniej, pozwala zaoszczędzić dokładnie dwa tysiące...
   – Mniejsza o straż miejską, co razem robiliście? – zapytała Orange, przerywając mu wywód.
   – Śledztwo w sprawie tajemniczych zabójstw. Sprawa była tak dziwna, że Jego Wysokość o niej usłyszał i wysłał mnie bym się tym zajął. OSKN ma dużo lepsze zdolności przekonywania i inną siatkę wywiadowczą niż byle straż. Co pełnię księżyca znajdowaliśmy trupy. Bardzo zmasakrowane, pozwól, że oszczędzę ci opisu.
   – Ależ nie, chętnie posłucham.
   – Klacze w różnym wieku i z różnych warstw społecznych. Rozkrzyżowne i poprzybijane do ścian budynków. Z brzuchami rozprutymi aż po krocze. I żadnych innych śladów.
   – Potwór? – w jej głosie dało się słyszeć ekscytację.
   – W kuczej skórze – rzucił turkusowy jednorożec. – Myśl Orange, myśl. Potwór by przynajmniej napoczął ofiarę, a tu opis wskazuje na zwykłego zwyrodnialca mej rasy.
   – Dokładnie, Spell. To był pierdolnięty jednorożec, ani chybi były uczeń czy totumfacki jakiegoś maga. Pegaz czy ziemski kucyk nie dałby rady przybić klaczy do granitowej ściany na wysokości kilku metrów.
   – I co, zabiliście go? Łamaliście kołem? Nawlekliście na pal, skonał na torturach – jej głos był pełen podniecenia. Nnoitra aż się wzdrygnął.
   – Nie. Wbiłem mu sztylet w oko podczas walki. Dorwaliśmy skurwiela podczas patroszenia ofiary. Nie zdążyliśmy jej uratować. Szkoda klaczy, Midnight Spark była naszą agentką.
   – Użyliście klaczy jako przynęty? – warknął Random Adventure. W jego spojrzeniu dało się dojrzeć oburzenie i pogardę.
   – Pracują u was klacze?! – Orange Tail zatrzepotała skrzydłami i uniosła się w powietrze na wysokość paru centymetrów.
   Sir Nnoitra Oakforce westchnął. Sam nie był dumny z użytej wówczas strategii, której zresztą był autorem. Ale kiedy po pół roku wzmnożonych patroli i sypania srebrem po ciemnych zaułkach ataki wciąż trwały, nie miał innego wyjścia.
   – Tak, w OSKN służy też trochę klaczy. Co prawda nie pełnią takich funkcji jak ja – Green Crossbow wybuchnął głośnym śmiechem, przerywając Nnoitrze, ale zamilkł, kiedy róg paladyna zalśnił od nagromadzonej w nim magii – i jest to hmm… niegodne, gdyż nie powinno się płci niewieściej na takie niebezpieczeństwa narażać, lecz jednak konieczne. Czasami to jedyna metoda by przeniknąć do niektórych środowisk. Midnight Spark wiedziała na co się naraża, podobnie jak inne. Wszystkie były uzbrojone i przeszkolone. Do tej akcji braliśmy tylko jednorożce. Miały przytrzymać agresora i nas wezwać…
   Szary ogier splunął i pokręcił głową.
   – Jakoś Night ci nie przeszkadzała, Random – wtrącił Javelin. – Tak samo walczyła i się narażała. Na dodatek sama tego chciała, co więcej, to ty stwierdziłeś jako pierwszy, że mała klaczka doskonale nada się na zabójcę mantrykor i bazyliszków.
   – To było co innego, ona nie miała wyboru…
   – Braciszku, kretynie kochany… Ja jestem klaczą. – Orange Tail poklepała pegaza po kłębie i zamrugała zalotnie. Nnoitra poczuł dziwne ciepło, narastające w podbrzuszu.
   – My nie wystawilibyśmy ciebie jako żywej przynęty na potężnego czarodzieja! Na miłość Harmonii, Orange. Cieszę się, że jesteś z nami, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Przynajmniej mam pewność, że któryś z naszych kochanych braci nie wróci narąbany jak szewc Czyrak i nie wpadnie na pomysł, że cię zamorduje i zgwałci. W takiej właśnie kolejności!
   Przed nimi wyrosły strome stopnie, na górze których wznosiła się łukowata brama. Na szczycie zdobiła ją żelazna ośmioramienna gwiazda. Wrota były rozchylone i pilnowane przez pojedynczego pegaza ze straży miejskiej. Ogier nie wydawał się zbytnio przykładać do swych obowiązków i po prostu siedział zadem na stołku i tępo patrzył się w przestrzeń.
   – Panowie i pani – tu Nnoitra teatralnie skinął łbem w kierunku Orange Tail – oto Dzielnica Gwiazd. Mój dom.
   Dzielnicę Gwiazd zamieszkiwały szlachetnie urodzone jednorożce oraz najbogatsze mieszczaństwo. Architektura przypominała tę w Dzielnicy Sierpa, kamienice były jednak większe, a w oknach zamiast błon widniały szyby. Ulice wyglądały zdecydowanie czyściej i porządniej, gdzieniegdzie znajdowały się nawet klomby z kwiatami, głównie wrzosami i wrzoścami. Również lokalne atrakcje prezentowały wyższy poziom – podrzędne karczmy i burdele zostały zastąpione przez droższe, z bogatszą ofertą i inną jakością świadczonych usług.
Pomarańczowa pegaz zapiszczała z zachwytu, co zwróciło uwagę paru kucyków, które z wyraźną pogardą spojrzały na uzbrojoną klacz. Najemnicy nie pasowali do dzielnicy bogaczy, którzy jeśli potrzebowali ich pomocy, to fatygowali do tego służbę, nie kwapiąc się osobiście do zadawania się z pospólstwem. Nnoitra nie obawiał się jednak zbytnich kłopotów. Znał tu wiele ważnych osób, a oni wiedzieli czym są Oddziały Specjalne Królestwa Nocy. Przywykli, że tędy biegły drogi do zamku i czasami witały tu różne niemile widziane kuce.
   – Nie lubią nas tu – zauważyła pegaz.
   – Nie jesteście bogaci ani szlachetnie urodzeni. Jesteśmy brudni, a większość z nas do tego nieuczesana i w ubłoconych szatach. To nie miejsce dla takich jak wy.
   – A dla takich jak ty?
   Kiedyś bez wahania odparłby, że tu pasuje i to jego dom. Ale przecież teraz prezentował się równie nędznie jak oni. Jako najmłodszy syn nie miał wielkiego majątku i pod względem posiadanych bogactw nie różnił się bardzo od wędrownego rycerza. Dopiero pod skrzydłami Jego Wysokości Darkness Sworda mógł liczyć na zdobycie złota i własnego zameczku.
   – Obecnie też tu nie pasuję. Spójrz na mnie, jak ja teraz wyglądam?
   – Jak wychudzony młody jednorożec. Mógłbyś udawać syna Bastarda.
   – Nie mógłby – wtrącił, idący przodem Bastard Spell. – Nawet jakbym miał synów, to na pewno nie byliby tacy głupi.
   – Jesteś taki pewny, że nie masz synów, Spell? – zakpił Green. – Na kurwy chadzasz, wieśniaczki też czasem zadowalasz…
   – To niemożliwe.
   Minęli gospodę “Miodna Lawenda”, słuchając brzdęku lutni, uderzeń kopyt, wesołych śmiechów i śpiewu jakiejś klaczy. Nnoitra znał to miejsce, swego czasu bywał tu dosyć często wraz z Firewallem bądź braćmi. Przypomniał mu się gulasz z marchewki i koźlego sera, specjalność tego miejsca. Były też jagody w ziołach i gęstej śmietanie z dodatkiem miodu i kaszy gryczanej, zapiekane plastry jabłek polane syropem z malin i wiele innych pyszności. I oczywiście pitne miody, z których oberża słynęła.
   – Polecam tę karczmę, naprawdę polecam – powiedział cicho.
   – Nie jest zbyt droga? – zdziwił się Random. – Wygląda na porządną.
   – Na służbie u Jego Wysokości bez wątpienia będzie was stać. Sam swego czasu stołowałem się tu regularnie.
   – Musisz mnie tu kiedyś zabrać – mruknęła Orange Tail.
   Hę?
***
   – A oto Mooncastle, siedziba Imperatora Darkness Sworda rodu Mooncastle, pierwszego tego imienia władcy Nocy i Zmian…
   – Daruj sobie resztę tytułów, młody – przerwał mu Bastard – bo do wieczora będziemy tu stać. Poza tym to naprawdę nikogo nie obchodzi. To przed nami to mur, nad bramą mamy samborzę, a za murem jest zewnętrzny dziedziniec, za którym jest zamek właściwy – Spell uśmiechnął się, odsłaniając równe acz pożółkłe zęby.
   Nnoitra podszedł do strażników, pilnujących zewnętrznej bramy. Znał ich, a oni znali jego. Ale to nie był czas ani miejsce na rozmowy. Dwa ciemnobrązowe pegazy zamrugały wyraźnie zdziwione kogo to mają przed sobą.
   – Imperator nas oczekuje – rzekł.
   – Wiemy, ale – pegaz rozejrzał się na boki i dodał ściszonym głosem: – Co tak długo? I gdzie…?
   – Później – uciął krótko.
   – Jego Wysokość czeka w halli tronowej.
   Niebieski jednorożec podziękował i wkroczył w tunel długi na kilka metrów. Mniej więcej w połowie grubości muru unosiła się chowana w sklepieniu brona. Po drugiej stronie przejścia pilnowało dwóch strażników i ponownie były to pegazy. Więcej skrzydlatych wojowników unosiło się na niebie i z wysoka patrolowało okolicę. Parę jednorożców przechadzało się po blankach, gotowych zareagować na najmniejszy podejrzany ruch. Każdy kto wkraczał na teren zamku czuł respekt wobec potęgi rodu Mooncastle.
   Ale na Randomowych Poszukiwaczach Przygód majestat kamiennych murów ani jego załoga zdawały się nie robić wrażenia. Twarde kuce już zbyt wiele w życiu widziały. Wyjątkiem była Orange, która schyliła głowę i wpatrywała się w piętki brata.
   – Nie umywa się do Alikorngard – wyszeptał Awful Look.
   Sir Nnoitra Oakforce pokierował ich na wprost do halli tronowej. Przed wejściem stały cztery jednorożce w mundurach gwardii królewskiej. Dwójka miała halabardy, pozostali krótkie miecze i tarcze w kształcie migdałów.
   – Zostawcie tu swój dobytek i broń – polecił czarny ogier obojętnym głosem.
   Poszukiwacze, wydając z siebie pomruki niezadowolenia i jęcząc coś o rzeczach, których już nie odzyskają, utworzyli stosik kusz, sztyletów, juków oraz wielki kufer Bastard Spella, który ogier wiózł na niewielkim wózku, do czasu aż jego osie nie wytrzymały. Potem mag musiał korzystać z magii lewitacji, od czasu do czasu wysługując się Nnoitrą.  Paladyn podejrzewał, że czarodziej targał tam cenne księgi, składniki alchemiczne i artefakty.
   – Sir Oakforce, ty też – mruknął Bazalt, bo takie to przezwisko w koszarach uzyskał gwardzista o czarnej sierści.
   – Nie mam nic, jak nie wierzysz na słowo, to mnie przeszukaj.
   Bazalt uwierzył albo miał to zwyczajnie w dupie, co było całkiem możliwe. Niebieski jednorożec dobrze wiedział, że cała ta szopka nie miała najmniejszego znaczenia. Imperator na pewno nie czekał sam, a i sam alikorn prawdopodobnie posiadał większą siłę od nich wszystkich razem wziętych. Poza tym Nnoitra nie miałby gdzie ukryć broni w taki sposób, by mieć do niej swobodny dostęp.
   – Buty też zdejmijcie – polecił zgniłozielony strażnik.
   Buty bojowe same w sobie stanowiły broń, jednak Nnoitra i tak uznał to za grubą przesadę. W końcu chyba nikt nie sądził, że rzucą się na władcę z kopytami. Jakakolwiek próba zamachu zahaczała nie tylko o samobójstwo, ale i o idiotyzm. Jednak wykonali polecenie i tylko Cross próbował się kłócić, ale szybko przestał pod groźnym spojrzeniem Spella.
Jego Wysokość Darkness Sword rodu Mooncastle już czekał. Z pyska nie zmienił się ani odrobinę od czasu gdy Nnoitra opuścił zamek. Miał na sobie czarny dublet haftowany srebrną nicią. Imperator unikał przywdziewania barw swego rodu, ponieważ zlewały się z granatową sierścią, o czym sam kiedyś komuś powiedział, chyba Darkside’owi. Prosta błękitna grzywa pozostawała w ekscentrycznym pozornym nieładzie, a żelazna korona zdawała się być nieznacznie przekrzywiona. Władca zasiadał na kamiennym tronie i przyglądał się im z miną lekkiego niezadowolenia. Sir Oakforce dostrzegł otaczających ich strażników, leniwie podpierających się o kolumny.
Paladyn przełknął ślinę i poczuł jak przednie nogi uginają się pod nim. Wykonał głęboki ukłon, pełen pokory i szacunku. Kątem oka dostrzegł, że Poszukiwacze tego nie zrobili, Bastard Spell ograniczył się jedynie do krótkiego skinięcia łbem.
Niedobrze – pomyślał Nnoitra.
   – Wasza Wysokość, powróciłem – oznajmił.
   Darkness Sword wstał i rozłożył skrzydła, po czym zwinął je na swoim grzbiecie. Ze swoim wzrostem alikorn jarzył się być niemalże bogiem, prawdziwym synem Harmonii. Silnie górował nad każdym ze zgromadzonych, władał magią, o której pomarzyć mógł Bastard Spell, a na dodatek dzierżył władzę w dwóch królestwach, połączonych w jedno Imperium.
   – Gdzie Królewna? – z jego głosu nie dało się wyczytać niczego.
   – Kiedy dotarłem, to nie było jej już. Wasza córka opuściła Randomowych Poszukiwaczy Przygód.
   – Oddział?
   Jednorożec skrzywił się, kiedy padło to pytanie. Niewygodne i wymagające ostrożnej odpowiedzi. Oczywiście wiedział, że ta chwila nadejdzie i przygotował się na nią. Jednak liczne scenariusze toczone w myślach były niczym, w porównaniu do rozmowy z Imperatorem twarzą w twarz.
   – Nie żyją. Wszyscy. – Chciał powiedzieć coś więcej, ale głos stanął mu w gardle.
   Nie wstawał z klęczek. Nie ośmielił się. Nie byłby w stanie spojrzeć w złociste oczy Jego Wysokości. Zamiast tego wpatrywał się w błękitno-czarne kafelki, stanowiące podłogę halli. Porządkował myśli, próbując ze wszystkich sił odgonić strach i skupić się na wypowiedzi.
   – Jak rozumiemy, macie ku temu dobre wytłumaczenie?
   – Nie zastaliśmy Poszukiwaczy w Sunfall, Wasza Wysokość. Do Horsehoof dotarliśmy bez problemu i skontaktowaliśmy się z naszą agentką. Tropy prowadziły w lasy i Góry Zaćmienia, znaleźliśmy ich w puszczach koło Alikorngard. Ciągle padało i wiało. Nasi żołnierze nie byli na to gotowi… Dopadła ich zaraza… Nas dopadła. – Nnoitra poczuł strugi potu, płynące mu po grzbiecie. – Cudem przeżyłem. Dopiero kiedy spotkałem Poszukiwaczy dowiedziałem się, że Królewna Night Shadow rodu Mooncastle wyruszyła na południowy-zachód, do Firegard.
   Alikorn milczał. Przechadzał się po halli tronowej nigdzie się nie spiesząc. Napięcie rosło coraz bardziej, wyczuwał je w powietrzu. Okłamał swego Imperatora. Tego, któremu tyle zawdzięczał i któremu przysięgał służyć. Żałował, pragnął z całego serca powiedzieć mu prawdę, po czym skomleć o wybaczenie. Ale nie zrobił tego, to nie zmieniłoby niczego. Tylko dodatkowo naraziłby Poszukiwaczy. Takim postępowaniem mógłby wręcz zaszkodzić Imperium Nocy.
   – Wstańcie.
   Sir Nnoitra Oakforce posłuchał rozkazu. Czuł jak serce próbuje uciec mu z piersi oraz jak nogi same rwą się do galopu. Czy Darkness Sword odkrył kłamstwo? Czy zaraz każe go zabrać na tortury?
   – Idźcie do Darkside’a i zdajcie mu raport. Drogę znacie.
   Ten oficjalny raport. I nie okłamujcie nas więcej – usłyszał głos w swojej głowie.
   Zdezorientowany spojrzał na Imperatora. Ten lekko, niemal niezauważalnie skinął głową.
***
   Nnoitra opuścił hallę tronową, a Darkness Sword zastanawiał się czy jego decyzja była w pełni słuszna. Darował mu życie. Powinien kazać go ściąć za niekompetencję i kłamstwo, ale nie zrobił tego. Niebieski jednorożec pozostawał lojalnym i oddanym swemu władcy poddanym. Porażkę poniósł przez braki w doświadczeniu, wcześniej nie działał w terenie. Po uzupełnieniu braków mógłby stać się dobrym dowódcą. Imperator nie lubił tracić swoich kucy, a młody ogier niechybnie doceni okazaną mu łaskę. Na martwym kucyku niczego by nie zyskał, a żywy może być całkiem użyteczny. Oczywiście nie należało nad całą sytuacją przejść do porządku dziennego…
   Randomowi Poszukiwacze Przygód stanowili doprawdy niezwykłą kompanię. Stanęli przed nim boso i bez broni, jednak wciąż nosili pancerze – głównie skórzane, ale trafiały się też kolczugi, przeszywanice, a nawet płytowe elementy. Jednorożec i pięć pegazów, w tym jedna klacz. Dość ładna jak na zwykłego kuca, co wzbudziło w nim pewną ciekawość. Klacze poza nielicznymi wyjątkami nie walczyły. A większość nielicznych wyjątków była okropnie brzydka, bez szans na korzystne zamążpójście, bez charakteru na stanie się Siostrą Harmonii i bez chęci sprzedawania swego ciała za garść miedziaków.
   – Miło nam ponownie was zobaczyć, Bastard Spellu – przywitał swego dawnego… Kogo? Służącego? Żołnierza? Towarzysza kampanii wojennej? A może po prostu kucyka, którego nie raz i nie dwa wysłał na pewną śmierć?
   Bastard się wyraźnie postarzał, co dało Imperatorowi pewną satysfakcję. Kiedy patrzył na poorane zmarszczkami pyski, zmęczone oczy i pojedyncze białe włosy w sierści, tylko cieszył się z tego, że on sam zawsze będzie młody i piękny. Nie wyobrażał sobie życia bez daru nieśmiertelności.
   – Witam Waszą Wysokość – turkusowy jednorożec wyszczerzył zęby w swym bezczelnym uśmiechu.
   To tyle? Nie rzuci jakimś głupawym żartem? Jestem rozczarowany…
   – Zapewne domyślacie się po co kazaliśmy was tu sprowadzić?
   – Nie, nie domyślamy – Bastrard Spell parsknął. – Jak pewnie Wasza Wysokość wie, jestem ogierem o wielu talentach…
   – Mam kazać was stracić? – choć ton czarodzieja dostarczał mu rozrywki, to musiał zachować jakiekolwiek pozory własnego majestatu. Potrzebował najemnika, ale ten musiał okazywać mu większy szacunek.
   – Potrzebujecie najemników, takich jak my. Chcecie kogoś zabić, kogoś specjalnego? – ton głosu Bastarda stracił swój bezczelny wydźwięk. – Co prawda to niezgodne z naszą profesją, ale pewnie nie mamy wyboru...
   Kusiło go by kazać mu przestać pierdolić głupoty. Dosłownie.
   – Dotarliście tu Zachodnim Traktem? – zapytał i, nie czekając na odpowiedź, dodał: – Co zabiło te kuce?
   – Prawdopodobnie rok – odpowiedział turkusowy ogier.
   – Widzicie… Armia jest mi potrzebna do innych rzeczy niż uganianie się za potworami, artefaktami czy składnikami dla dworskich magów bądź alchemików. Poza tym nasi żołnierze słabo nadają się do tej roboty, dużo lepiej jest korzystać z pomocy profesjonalistów. Kucyków takich jak wy jest niewiele, a jak już to głównie samotne wilki. Szybko umierają – alikorn prychnął. – Jak też już wiecie, Królestwo Zmian stanowi część Imperium Nocy, a to oznacza, że z waszych usług korzystać będziemy tylko my i nasi poddani. Wysyłanie posłańców do Sunfall za każdym razem, kiedy jesteście potrzebni, jest dość niewygodne. Poza tym przydałoby się więcej wam podobnych.
   – Chętnych jest raczej niewiele, a rotacja w zawodzie dość duża, Wasza Wysokość – mruknął Spell.
   – Widzimy – skwitował Darkness Sword, mierząc wzrokiem pomarańczową klacz pegaza.
   Imperator doskonale wiedział, że tego typu pracę podejmowały głównie młodziaki, z łbami pełnymi marzeń o skarbach i przygodach oraz kuce, które nie miały w życiu innego wyboru. Ścigane przez prawo i pozbawione wszystkiego jednostki, pragnące zachować pewną anonimowość i nie zwracać na siebie większej uwagi.
   – Ale za odpowiednią zachętą znaleźliby się i chętni, prawda? – alikorn uśmiechnął się lekko.
   – Prawda – potwierdził turkusowy kuc. – Za odpowiednią zachętą znalazłoby się ochotników do zabijania hydr samymi kopytami.
   – Imperium Nocy jest duże, jest wiele rejonów, do których cywilizacja dociera. My, Darkness Sword czynimy je dużo większym i nowocześniejszym niż pozostawił je nasz ojciec. Ale wiele rejonów nękają bestie i dziwne zjawiska. Niektóre potwory mają nawet czelność zapuszczać się w okolice dużych miast. Jak już mówiliśmy, armia sobie z tym nie radzi, specjalistów jest mało. Zresztą, pracowaliście dla nas już wielokrotnie.
   – Co z tego będziemy mieli? – zapytał jakiś zielony pegaz.
   – Komfortowe kwatery w koszarach, wymazanie win na terenie Imperium, ochronę przed innymi królestwami – spojrzenie władcy nieco dłużej zatrzymało się na magu Poszukiwaczy. – Stałą pensję i dodatkowe premie za wykonane zlecenia. A kiedy zmienicie się w gromadkę kalek i starców, nie pozwolimy wam zdechnąć z głodu.
   – Przyjmuję ofertę – powiedział Bastard Spell. – Brzmi uczciwie.
   – Jutro wyruszacie rozprawić się z rokiem. Za chwilę Grayrat się wami zajmie. Ale najpierw mamy jeszcze parę spraw do omówienia – jego głos stężał. – Dlaczego nie oddaliście nam naszej córki?
   – Brakowało nam drugiego maga – stwierdził Bastard. – A tak się składa, że Królewna Night Shadow jest uzdolnionym magicznie alikornem.
   Nie spodziewał się tego usłyszeć. W umyśle stojącego przed nim kucyka widział, że to prawda, ale tylko jej niewielka część. Bastard Spell nie mógł mieć źrebiąt, a marzył o wychowaniu swego następcy. W Night Shadow zobaczył swoją wymarzoną córkę. Granatowego alikorna zaskoczyła też informacja, że jego pierworodna jest uzdolniona magicznie. Przeglądał coraz to kolejne wspomnienia jednorożca, nie przejmując się już, że ten może zauważyć tak nachalną ingerencję.
Dostrzegł małego, czarnego alikorna z jaskrawozieloną grzywą, uczącego się najróżniejszych zaklęć z większym lub mniejszym powodzeniem. Zobaczył jak Night toczy liczne walki, stawiając tarczę i stanowiąc wsparcie. Widział przerażenie w zielonych oczach klaczki i odbijającego się w nich nieumarłego. Jak jej czary zawodzą, jak zupełnie nie potrafi wykorzystywać swoich zdolności w sytuacji zagrożenia.
Skończył mentalną penetrację i zrozumiał kolejną rzecz. Ten kucyk narażał jego źrebię na śmierć. Nie oddał mu klaczki, choć powinien. Zaatakował jego żołnierzy. Lista win Bastard Spella była długa, bardzo długa. Ale Darkness Sword potrzebował czarodzieja. Dlatego postanowił, że najpierw go wykorzysta, a kiedy ten przestanie już być przydatny, to go zabije. Resztę oszczędzi. Może.
   – Na roka nie ruszycie sami. Dołączy do was nasz kuc – oznajmił.
   – Kto taki? – w głosie jednorożca wyczuł nutkę zaciekawienia.
   – Dowiecie się jutro. Grayrat, zaprowadź ich do koszar.
   Szarobrązowy pegaz odziany w imperialną zbroję zasalutował, po czym wskazał gościom monarchy drogę do wyjścia. Poszukiwacze opuścili hallę tronową, stukając bosymi kopytami o kamienną posadzkę.
   Alikorn wyciągnął z ukrytego za tronem kufra pergamin, pióro i inkaust. Szybko napisał notatkę do Darkside’a oraz drugą, do sir Oakforce’a. Obie odpowiednio oznaczył i zalakował. Przywołał do siebie jednego z gwardzistów i powierzył mu rolę posłańca. Sam przeciągnął się leniwie i począł się zastanawiać ile czasu mu pozostało do przybycia kolejnego gościa. Lord Nordstar ze Snowcold miał z nim parę spraw do omówienia, głównie kwestię nadawania ziem Zmian szlachcie z północy.
   Lordowie, których włości mieściły się w tych sroższych rejonach Królestwa Nocy zawsze byli nieco pokrzywdzeni. Mieszkańcy Snowcold żyli głównie z górnictwa, w pobliżu miasta znajdowały się złoża żelaza, miedzi i chromu. Jednak zimy zabierały życie wielu kucykom, a jedzenie musieli sprowadzać z daleka. Młodsi synowie północnych rodów nie mieli zbyt wiele do roboty, dlatego to właśnie stamtąd wywodził się kwiat alikorniego rycerstwa Imperium. Po śmierci Strong Change’a zdobył wiele wolnych zamków i zameczków, tylko czekających na nowych panów. Co prawda starych władców należało pierw usunąć, jednak sami wybrali swój los, nie chcąc złożyć hołdu Imperatorowi Nocy. Potrzebował lojalnych panów zachodniej granicy, którzy ustabilizują tamte obszary.
   Wojna może i rodzi wiele problemów, ale ileż to kolejnych rozwiązuje… Zamiast wszczynać wojenki pomiędzy poszczególnymi dzielnicami i rodami bądź zostać wręcz raubritterami, to młodzież się do czegoś przyda. W końcu nie wszyscy mogą być magami. A kiedy wojna się skończy, to coś się wymyśli. Część wyśle za morze, innych zaciekawi studiowaniem nauk tajemnych, a dla najbardziej topornych i tępych pozostaną turnieje oraz wzdychanie do dam.
   ***
   Zdawanie raportu po raz kolejny tego dnia było dużo łatwiejsze niż za pierwszym razem, choć teraz musiał opisać znacznie bogatszą wersję swoich przygód. Jednak wszystko wskazywało na to, że będzie żył i tylko to się dla niego liczyło. Darkside słuchał i notował opowieść Nnoitry, który go nawet nieco żałował – to była cholernie długa bajka. Ale musiał wypaść przekonująco, by jego szef nie stwierdził, że to wierutne bzdury, nie zawołał zaraz Imperatora i nie powiedział mu jak bardzo niebieski jednorożec spierdolił sprawę. Jakiś głos w głowie paladyna sugerował mu, że panikuje, a czarny ogier nie wezwie Darkness Sworda, bo znajduje się za nisko w hierarchii. Po prostu wtrąci go do lochu, a dopiero potem powie alikornowi co uczynił.
   Z niewiadomych przyczyn światło magicznych kryształów denerwowało Nnoitrę. Pragnął znów wyjść na słońce, odwiedzić swoje pokoje, łaźnie, rodziny swoją i Firewalla – w tej właśnie kolejności. W pomieszczeniu bez okien czuł się jak w więzieniu, zresztą jedno z wejść do lochów znajdowało się na tym samym korytarzu co gabinet Darkside’a.
   – Do Firegard, powiadasz? – mruknął czarny jednorożec, drapiąc się po pokrytej fioletową czupryną głowie.
   – Tak, według Bastard Spella szuka azylu u Króla Słońca.
   – Głupia klaczka – prychnął Darkside.
   Nnoitra skrzywił się lekko. Od wczesnego źrebięctwa wpajano mu szacunek do rodziny panującej. Choć zgadzał się z szefem wywiadu, że Sundust Afternoon prędzej zatrzyma ją jako zakładnika, odda za odpowiednią opłatą czy stwierdzi, że wypadałoby wypełnić kontrakt małżeński sprzed niemal jedenastu laty. Może nawet wszystkie te rzeczy. O ile królewna będzie miała szczęście i do zamku Firegard w ogóle dotrze.
   – Ślad się urwał przy Sunfall? – zainteresował się niebieski ogier.
   – Niestety – potwierdził Darkside. – Mamy pierdolone problemy z komunikacją przez wojnę domową w dawnym Królestwie Zmian. Wiele wieści nie dociera, a inne z opóźnieniem. Poza tym ukrywała się przez lata, całkiem skutecznie.
   – Musi zachodzić do miast – zauważył Nnoitra. – To za daleko, by przeżyła na własnych zapasach. Trawą się nie naje.
   – A w tych miastach jakiś kuc musi ją zauważyć i nam donieść.
   – Klacz alikorna nie wyglądająca na damę musi budzić sensację. Ich rogi różnią się od naszych, kaptur nie kryje całego pyska, a nieprzystające do urodzenia odzienie…
   – Słuchaj, Nnoitra – przerwał mu Darkside – z tą Królewną jest, ***, coś nie tak. I za cholerę nie wiemy co. Masz rację, wieści o niej powinny dochodzić do nas dużo częściej, a nie dochodzą.
   – Ktoś ją kryje?
   – Wątpię. A wiesz czemu? To było ponad dziesięć lat temu, na wiosnę. Z ciebie szczyl był wtedy, więc nie dziw, że nie nie pamiętasz. Zwiała pierwszy raz. Już to był wyczyn, i to jaki! Ta mała pokraka spierdoliła sprzed nosa Króla, gwardii i mnie. I do czasu aż parę kamienic poszło w pizdu, to nikt nie mógł jej znaleźć, a postawiliśmy całe miasto! A potem oswobodziła się z antymagicznej obroży i spierdoliła znowu, tym razem skutecznie.
   – Magia – stwierdził sir Oakforce. – Używa jakiejś dziwacznej magii.
   Darkside skinął głową, po czym wyjął z dębowej szafki dwa puchary i butelkę wina. Nalał czerwonego płynu sobie i Nnoitrze, po czym jednym haustem opróżnił swoje naczynie. Niebieski jednorożec spróbował napoju, który okazał się smakować zadziwiająco dobrze.
   – Tak, na to też wpadliśmy. Nawet przez moment sądziliśmy, że wiemy co i jak, ale potem strażnicy widzieli Jego Wysokość koło jednej bram, podczas gdy Jego Wysokość właśnie spał w swoich komnatach. To tam chuj. Oni nie tylko go widzieli, bo on, ***, mówił. – Darkside wypił kolejny kielich. – Niech ta smarkula wraca i naucza moich pieprzonych żołnierzy. Magowie zaangażowani w sprawę robili tylko wielkie oczy, za co my im do chuja płacimy?! Za te śmieszne fatałaszki?!
   – Nie znam się za bardzo na magii innej niż bojowa, ale to brzmi na jakąś Iluzję. Bardzo zaawansowaną i chyba łączoną z czarami innego typu.
   – Moje, ***, gratulacje. Ci kretyni wpadli na to po tygodniu. A wiesz dlaczego? Bo dzieciak pokazał, że wszystkie ich podręczniki są gówno warte, że nie umieją wykorzystać tego co mają. Nie nazwałbym tego Iluzją, bo to znacznie przewyższa Iluzję jaką znamy. Nie wiemy co ona może, a czego nie może. Ale skąd?
   Pewnie po tatusiu – pomyślał Nnoitra, przypominając sobie głos Darkness Sworda we własnej głowie.
   Rozległo się pukanie do drzwi, które zaraz otworzyły się, ukazując pegaziego strażnika. Gość bez słowa wręczył listy obu jednorożcom. Nnoitra od razu rozpoznał pieczęć z ciemnoniebieskiego laku.
***
   Smok lubił latać po nocy. Jego rasa świetnie widziała w ciemnościach, więc nie miał najmniejszych problemów ze zlokalizowaniem odpowiednich celów. Klacz nie zjawiła się o czasie, co było sygnałem do rozpoczęcia działania. Night nie chciała by jakieś kucyki ucierpiały, dlatego zabroniła mu palić wsie. Hualonga nie obchodziło zdanie kopytnej. Wciąż sądził, że parę trupów szybciej przekona władcę pożeraczy owsa. Ale tym razem się powstrzymał – uznał, że zacznie od czegoś łagodniejszego, coby nie słuchać potem jęków tej czarnej maszkary. Poza tym był pewny, że kuce nie ugną się od razu.
Wyślą stado żałosnych wojowników, zakutych w metal, dzięki któremu tak ładnie pieką się w środku. Dopiero kiedy kolejne zaśmierdłe sierściuchy nie wrócą, to zmiękną – Hualong zamruczał z zadowolenia. – A jeśli zrobią coś Shad, to spalę tę kupę gnoju, którą nazywają miastem.
Chciał by poczuli strach, by z nocy na noc lękali się coraz bardziej tego co przyniesie nowy dzień. Marzył, by słuchać ich agonalnych jęków, wąchać na wpół zwęglone ciała i zlizywać krew z pysków. Tak jak nie lubił kuczego mięsa, tak czerwoną ciecz uważał za dość smakowitą.
   Obniżył lot, parę metrów pod nim znajdowała się drewniana kładka. Rozszarpał ją szponami, a resztki podpalił. Na ten raz zaplanował zniszczyć wszystkie mosty w promieniu pięciu kilometrów – dość, by skutecznie utrudnić komunikację w okolicy. Alikorn kiedyś coś mówiła o tym, jak istotna jest skuteczna logistyka, a zniszczenie przepraw przez rzeki i strumienie powinno
48  Heroes VII / Problemy Techniczne / Odp: Rozdzielczość - problem : 28 Lipca 2016, 14:10:04
Do wyboru jest tylko bodajże 1280×720, czy coś takiego, mój ekran ma tymczasem 1920x1080. W efekcie gra graficznie wygląda niczym hirołs III.
49  Heroes VII / Problemy Techniczne / Rozdzielczość - problem : 28 Lipca 2016, 02:15:55
Mam dziwny problem. Gra ma u mnie dostępną tylko jedną rozdzielczość. Za niską. Nijak nie mogę tego zmienić. To problem gry jako takiej czy błąd? I co z tym zrobić?
50  Hyde Park / Aleja Graficzna / Odp: Graficzna twórczość Cahan : 19 Lipca 2016, 12:37:15
51  Hyde Park / Aleja Graficzna / Odp: Graficzna twórczość Cahan : 20 Maja 2016, 18:16:46
Yyy... Dzięki  :)

Kolejna paczka prac





52  Hyde Park / Pogaduchy / Odp: Forumowa Mafia- Zasady, Zgłoszenia, Pytania : 13 Maja 2016, 12:57:15
Najpierw sesja, potem sezon larpowy... Ale jakoś tak w połowie lipca bym mogła.

Tak swoją drogą - ciężko znaleźć ekipę na mafię zwykłą, bo to się gra parę tygodni, ale może Town of Salem? To taka przeglądarkowa gra w mafię. Nic nie kosztuje, a gra się w to naprawdę fajnie (młócę ze znajomymi), a jedna gra trwa jakieś pół godziny.
53  Hyde Park / Aleja Graficzna / Odp: Graficzna twórczość Cahan : 10 Maja 2016, 15:51:35
Część to spontan, a reszta to commisiony (ale wtedy też dostaję raczej ogólne zlecenie, sama wizja należy już do mnie). Mam poryte życie, więc na brak inspiracji nie narzekam.
54  Hyde Park / Aleja Graficzna / Odp: Graficzna twórczość Cahan : 10 Maja 2016, 11:30:49






55  Hyde Park / Aleja Graficzna / Odp: Graficzna twórczość Cahan : 17 Kwietnia 2016, 02:01:27
Fast, powód jest prosty jak budowa cepa. Trójwymiarowe kuce z cieniami mogę robić ołówkami, ale jest to dużo bardziej czasochłonne i nie za bardzo możliwe na zajęciach. Moim celem nigdy też nie był rysunek realistyczny. Chciałam osiągnąć raczej kreskówkową kreskę, tylko że własną, a nie z serialu MLP. Do tego ludzie zamawiają kolorowe. Posiadam całe 18 kolorów kredek ołówkowych Bambino. Takich grubych kredek dla małych dzieci. Próba cieniowania tym... Trochę słabo, szczególnie, że niektóre kolory nie chcą się łączyć. Do tego weź pod uwagę, że aparat wycina 3/4 cieni, bo zdjęcia robię komórką, która lubi kaleczyć. Daję nową paczkę:





56  Hyde Park / Zaginione Zwoje - opowiadania / Odp: Cień Nocy (kucykowe epic fantasy) : 02 Kwietnia 2016, 21:23:14
I kolejny rozdział!
https://docs.google.com/document/d/1_XLQCrNIJXnkOpaU92VYkO-6k9ky-xFyG8QbFFpBeIQ/edit

Cień Nocy
Rozdział XXIV: Błękitna Krew
Autor: Cahan
Prereading i korekta: Zodiak, Gandzia

Firegard nie różniło się zbytnio od innych miast Caballusii. Opowieści minstreli o jego pięknie wydawały się być mocno przesadzone… albo po prostu Night Shadow nie była klaczą zbytnio wrażliwą na uroki tego miejsca. Dla niej każda większa aglomeracja wyglądała tak samo – tłoczna, brudna i głośna. Stolicę Królestwa Słońca bez wątpienia zbudowały alikorny, o czym świadczyć mogła Brama Północna, przez którą zielonogrzywa przeszła parę minut temu. Nie żeby Night znała się na architekturze, po prostu parę lat temu, wkrótce po powrocie z Alikorngard, Bastard Spell uraczył ją długim, nudnym i nadzwyczaj szczegółowym wykładem na temat historii alikornich miast. Stąd znała tak niepotrzebne informacje jak ta, że jeśli przed bramą stoją posągi skrzydłorogich wojowników, to właśnie oni byli budowniczymi. Wiedziała też, że Firegard wybudowano już po upadku kolebki jej rasy.
Miasto zbudowano z wapienia, co było rzeczą typową dla portów położonych w basenie Morza Syren. A trzeba przyznać, że nadmorskie Firegard mogło się pochwalić wielką flotą. Zapamiętała to jeszcze z opowieści matki na temat geografii politycznej. Samo morze zobaczyła tutaj pierwszy raz w życiu. Od dawno ciekawiło ją, jakie ono jest, zważywszy na to, jak bardzo zachwycali się nim autorzy książek. Cóż, Night Shadow czuła jedynie rozczarowanie. Ot, dużo wody i tyle. Na dodatek niezdatnej do picia i pozostawiającej sól na sierści, o czym przekonała się, gdy tylko zmoczyła w nim pęciny.
Brukowane uliczki i domy kryte czerwoną dachówką również nie robiły na niej najmniejszego wrażenia. Słynny Targ Południowy, na który zjeżdżali się kupcy z całego świata, alikorn porównała do festynu w Maretown. Panowały tu tłok i gwar, a spod zapachów jedzenia, korzennych przypraw i miejscowych kwiatów przebijały się wonie tak odrażające jak aromaty garbowanych skór, kału, ryb oraz gnijących owoców i warzyw. Wypisz wymaluj wiejski jarmark, jedynie sprzedający mogli poszczycić się większą różnorodnością towarów oraz bardziej nietypowym wyglądem. Zdarzały się wśród nich gryfy, osły czy konie z Arabii Siodłowej.
– Najlepsze kantary! Zachwycą każdą klacz! – krzyczał kasztanowaty koń arabski.
– Pomidory, świeże pomidory!
Night Shadow z odrazą minęła kramik wyliniałego osła, handlującego zwierzętami zakonserwowanymi w jakimś płynie. Klacz nie mogła zrozumieć, że ktoś mógłby w ogóle chcieć coś takiego kupić. A przeznaczenia takiego zakupu wolałaby nigdy nie poznać.
– Wyroby w drewnie! Prosto z krain kucoperzy!
– Szafran, imbir, kurkuma!
– Najlepsze wodorosty! Rankiem łowione!
Wodorosty cuchnęły zdechłymi przed tygodniem rybami. Alikorn wiedziała, że te morskie rośliny są lubiane przez kucyki z wybrzeża, ale ją odrzucał już sam zapach, nie mówiąc o wyglądzie, przywodzącym na myśl nadtrawioną trawę. Nigdy nie miała okazji skosztować tego specjału i postanowiła nigdy tego nie zrobić.
– Wełna, len konopie! Idealne na derkę! – zachwalała swoje towary pomarańczowa klacz pegaza. Night Shadow odruchowo pomyślała o Orange Tail. Ale przekupką nie była Orange Tail.
Nagle spośród wszystkich hałasów dnia targowego wybił się jeden szczególnie głośny i wybitnie irytujący – przeraźliwie wysoki jazgot źrebięcia. Zamaskowana iluzją klacz skrzywiła się, nie wiedząc, czy to odgłosy szczęścia, czy wprost przeciwnie. Sama nie przypominała sobie, by kiedykolwiek była taka głośna. Winowajca tej akustycznej tortury niebawem pokazał królewnie swoje oblicze. Wychudzony ogierek pegaza dosłownie wbiegł w alikorna. Zdenerwowana Night Shadow wysyczała przez zaciśnięte zęby parę bardzo brzydkich słów. Wiązanka wyraźnie spełniła swoje zdanie, ponieważ gówniarz pokraśniał na mordzie i oddalił się jeszcze szybciej niż się pojawił.
Klacz poczuła ulgę, kiedy w końcu pozostawiła rynek za sobą, nawet nie rzuciwszy okiem na imponujący gmach miejskiego ratusza.
Miała tydzień na wykonanie swojego zadania, czyli jakieś trzy, cztery dni na obserwację zamku. Jej plan był bardzo prosty – zamienić się w jakąś ważną osobistość, wkroczyć do halli tronowej, po czym przybrać prawdziwą postać na oczach kogoś, kto będzie wiedział, kim ona jest. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że skończy się to zakuciem w antymagiczną obrożę oraz dłuższym pobytem w miejscu odosobnienia. Ten dyskomfort został wliczony w cenę całej akcji, szczególnie że liczyła, iż się opłaci. Zdecydowanie jakiś możnowładca albo kuc wywiadu chciałby porozmawiać z zaginioną królewną, która tyle namieszała przed pięciu laty. Resztą powinien zająć się Hualong.
Musiała przyznać, że pomysł zielonego smoczydła bardzo przypadł jej do gustu. Zdecydowanie zmniejszał ryzyko tego, że ktoś zrobi jej krzywdę albo po prostu ją zignoruje. Dzięki wsparciu przyjaciela czuła się o wiele pewniej. Liczyła na niego, tak bardzo liczyła. W całym swoim życiu Night Shadow ufała tylko trzem osobom, a byli to: Bastard Spell, Random Adventure i właśnie Hualong. Może i tego ostatniego mogła spokojnie nazwać wrednym chujem. Ale przynajmniej szczerym chujem.
Obecnie wyglądała jak bardzo wysoki i szczupły ogier jednorożca. Miała turkusową sierść i niebieską grzywę. Oczy zostawiła zielone. Nie pamiętała koloru tych należących do Bastard Spella. Powoli zapominała, jak ów kucyk wyglądał, co ją mocno zasmuciło. Chciałaby jeszcze kiedyś spotkać maga oraz jego drużynę. I Orange… Shad często zastanawiała się, co u niej słychać. Jak się odnajduje w nowej roli i czy podoba jej się polowanie na drzewne wilki oraz lodowe pająki. Przez pysk czarnej klaczy przez chwilę przeleciał cień uśmiechu. Te pięć lat zapewniło jej jedne z lepszych wspomnień w całym życiu. Pełne trudów i niewygód, niegodne kucyka krwi królewskiej, zdecydowanie zbyt niebezpieczne przygody, spędzone w towarzystwie najlepszej kompanii w całej Caballusii.
Płaszcz, którego wygląd mocno poprawiła iluzją, zakrywał skrzydła. Starała się przybrać aparycję średniozamożnego podróżnego. Gdyby zamieniła się w pegaza, wtopienie się w zgiełk Firegard mogłoby się wydawać z pozoru prostsze, jednak pozostawała kwestia wzrostu. Zdarzały się bardzo wysokie jednorożce, najczęściej na skutek mieszania krwi z alikornami, jednak pegaz jej rozmiarów wzbudziłby większą sensację niż klacz o dwóch głowach.
Na te parę dni zatrzymała się w dość przyzwoicie wyglądającej tawernie, w której nie szło uświadczyć ziemskiego kucyka, a jedynie pegazy i nieliczne jednorożce. Złota miała dość. To, co dał jej Dark Mane podczas ucieczki z Mooncastle pozwoliłoby jej przeżyć przez wiele miesięcy, a może i nawet lat. Czuła do brata niezwykłą wdzięczność i liczyła na to, że kiedyś będzie mogła jakoś spłacić swój dług wobec niego. Czasami myślała o swoim bliźniaku, a zwłaszcza o tym, czy ogier nie żałuje tego, co zrobił przed laty. Pragnęła, by przy ponownym spotkaniu okazał się być tym samym kucem, co kiedyś – jej najlepszym przyjacielem. Ale Night Shadow nie liczyła na to.
Kucyki się zmieniają… Czy ja się zmieniłam? – zapytała samą siebie.
Wiedziała, że tak i że tamtego dnia dokonała nieodwracalnej zmiany. Ale to był dopiero początek czegoś znacznie większego. Dawna Night Shadow nie klęła jak pierwszy lepszy żołdak, nie zjadłaby niedogotowanej kaszy z kapustą i co najważniejsze – nigdy, przenigdy nie zgodziłaby się na plan Hualonga.
Wszyscy się zmieniamy, on na pewno też. Nie jest i nie będzie już moim kochanym braciszkiem. Za to kretynem pewnie pozostał nadal – klacz uśmiechnęła się gorzko.
Nigdy nie pokazała sakiewki od Dark Mane’a Poszukiwaczom, czuła, że złoto kiedyś się może przydać, a oni zapewne zechcieliby je wykorzystać dla dobra całej drużyny. Co prawda musiała wymienić część pieniędzy na miejscową walutę, a nie znając kursu, nie była pewna, czy jednorożec-bankier jej aby nie orżnął. Jednak nawet gdyby faktycznie tak było, to raczej by się tym zbytnio nie przejęła. Doskonale zdawała sobie sprawę, że cały majątek zostanie jej odebrany, jak tylko ją schwytają. Przeklinała samą siebie, że nie wpadała na pomysł ukrycia części dostępnych środków pod czujnym okiem Hualonga. Dla smoków wszelakie kruszce były zupełnie bezużyteczne.
Aby dostać się do twierdzy Firegard, musiała przedrzeć się przez wewnętrzny mur. Z oczywistych powodów przelecenie nad nim nie wchodziło w grę. Strażnicy raczej najpierw by strzelali, a dopiero potem zaczęli zadawać pytania. Zamek był dobrze strzeżony przez licznych wartowników i po trzech dniach obserwacji Night Shadow nie zauważyła najmniejszych luk w obronie. Klacz nie przejęła się tym, jako że i tak miała przejść przez główną bramę. Mimo wszystko wolała nieco lepiej poznać teren, gdyby coś poszło w sposób kompletnie przez nią nieprzewidziany.
Stanęła na swoim punkcie obserwacyjnym, za kominem jednego z domów. Co prawda dostanie się na dach wiązało się z pewnym ryzykiem, dlatego ten proces przeprowadzała pod osłoną Niewidzialności.
Przez dłuższy czas nie działo się nic ciekawego. Kucyki wchodziły i wychodziły z zamku, zarówno służba, jak i wielmoże z całymi orszakami. Po godzinie dostrzegła kolumnę zbrojnych odzianych w pomarańczowe płaszcze, maszerującą wprost do serca twierdzy. Stąd można było zaobserwować, że całe miasto zbudowano na planie ośmioramiennej gwiazdy czy raczej gwiazd, ponieważ każda z dzielnic tworzyła swój własny, silnie obwarowany pierścień. Może i nie znała się na strategii, ale zdecydowanie wolałaby nigdy nie oblegać Firegard.
Zamrugała dwukrotnie. Wrota wewnętrznej bramy otworzyły się, wypuszczając samotnego ogiera alikorna. Miał bladozieloną sierść i fioletową grzywę, nosił purpurowy kubrak i śliwkową derkę. Night Shadow nie znała się na miejscowej modzie, ale podświadomie czuła, że ten kuc idealnie nada się do jej celu. W końcu któż chodziłby gdziekolwiek bez obstawy, jeśli nie jakiś młodociany hulaka, idący zwiedzić ekskluzywne karczmy i burdele?
Najtrudniej będzie odtworzyć strój – pomyślała. – Z całą resztą sobie poradzę. Może nie jakoś dokładnie, ale na pierwszy rzut oka nikt nie zauważy.
Kiedy tylko zielony alikorn zniknął jej z oczu, gubiąc się gdzieś w labiryncie uliczek, czarna klacz zleciała z dachu, schowała się w jednym z zaułków i uwolniła swą magię. Tworzenie iluzji było sztuką trudną i subtelną, jednak mało co dawało jej tyle radości oraz satysfakcji. Zaczynała od stworzenia luźnej sieci symboli, które później coraz mocniej kompresowała, aż w końcu dochodziła do najbardziej ekscytującej części… Night dosłownie pokochała uczucie łączenia zaklęcia z ciałem. To był jej talent i to właśnie ta umiejętność czyniła ją kimś naprawdę wyjątkowym.
Niestety nie mogła zobaczyć, jak wygląda. Musiała zaufać własnym zdolnościom, co sprawiało pewne trudności. Miała wielką nadzieję, że nie przyjdzie jej przedstawiać się strażnikom, a w razie czego plan zakładał próbę przyłożenia im czymś ciężkim w potylice. Postanowiła odczekać kilkadziesiąt minut, po czym wkroczyła do akcji.
Brama była strzeżona przez dwa jednorożce uzbrojone w długie halabardy. Nosili pomarańczowo-złote barwy Firegard. Kiedy Night wskazała na wrota, przybierając najbardziej zarozumiały i pogardliwy wyraz pyska, jaki potrafiła zrobić, strażnicy od razu otworzyli jej wejście na zewnętrzny dziedziniec. Tylko jeden z nich, jasnobrązowy ogier raczył coś powiedzieć:
– Szybko żeście wrócili, Książę.
– Yhm – chrząknęła Królewna.
Czuła zarówno strach, jak i podniecenie. Zamek Firegard właśnie stanął przed nią otworem. Miała dziwne wrażenie, że kiedyś znalazła się w bardzo podobnej sytuacji. Tak, pamiętała tamten dzień aż za dobrze. Z tym że wówczas uciekała z twierdzy, a nie próbowała dostać się do środka. Również wykorzystała iluzję i również była zupełnie sama.
Przeszła przez ciężkie, pokryte miedzią wrota. Zewnętrzy dziedziniec wyglądał dużo inaczej niż w Mooncastle. Był większy i bardziej zadbany, a jego centrum zajmował sporej wielkości skwer z fontanną, przedstawiającą smukłą alikornią klacz, trzymającą w kopytach lirę. Rzeźbę pokryto kolorową emalią, dzięki czemu jakiś poeta prawdopodobnie by stwierdził, że “wyglądała jak żywa”. Jednak Night Shadow zawsze sceptycznie podchodziła do takich określeń i dla niej statua wyglądała jedynie jak całkiem ładny kawał kamienia. Dokłusowała do drzwi zamkowych, podobnie jak brama strzeżonych przez dwóch gwardzistów, ci jednak byli pegazami. Nie zwróciła na nich uwagi i weszła do środka.
Nie znała układu pomieszczeń, ale już teraz zauważyła, że różnił się od tego w Mooncastle i Halla Tronowa nie znajdowała się na wprost jej pyska. Zamiast potężnych, zdobionych drzwi znalazła tam tylko schody. Dużo schodów ukrytych za marmurową balustradą pokrytą wypukłymi reliefami. Przed sobą miała alabastrową rzeźbę, przedstawiającą klacz alikorna w pełnej zbroi.
Ciekawy posąg – pomyślała Shad. – Ale nie przyszłam tu, by oglądać kamienie.
Wokół kręciło się wiele kucyków, możnowładcy, służba, straż domowa. Po rasie i noszonych ubraniach łatwo się dało rozpoznać ich status społeczny. Jednak nie znała nikogo osobiście, ani nawet nie widziała nigdy na portrecie. Night Shadow zwątpiła – czy ktokolwiek z nich wiedział, kim była? A co jeśli pomyślą, że jest jakimś zmiennokształtnym demonem i ubiją, nie zadając pytań? Nie chciała umierać. Klacz przełknęła ślinę i spojrzała za siebie, myśląc, czy i jak się bezpiecznie wycofać. Z drugiej strony wiedziała, że nigdy nie będzie bardziej gotowa.
Nawet nie wiem, jak wygląda tutaj plan dnia, ani czy w ogóle jakiś jest. Nie znam też aparycji nikogo z rodziny królewskiej. ***.
Night Shadow cofnęła się krok do tyłu, po czym jednym szybkim przepływem energii z rogu zdjęła całą iluzję. Przez chwilę nic się nie wydarzyło, kucyki najzwyczajniej w świecie nie zauważyły, że w miejscu zielonego ogiera nagle stała czarna klacz. A potem się zaczęło. Najpierw nastała cisza, która w ciągu sekundy zmieniła się w serię wrzasków – histerię klaczy, przekleństwa służby i zimne rozkazy kogoś ze straży.
W jednej chwili mierzyło w nią kilkanaście rogów, halabard i kusz. Królewna zaczęła się śmiać, choć wcale jej do śmiechu nie było. Wprost przeciwnie – bardzo się bała. Teraz już naprawdę nie było odwrotu.
– Stój spokojnie i nie rób niczego głupiego, a moi strażnicy nie zrobią ci krzywdy – do jej uszu dobiegł głos młodego ogiera. Zerknęła kątem oka w stronę, z której dochodził i ujrzała białego alikorna z kręconą blond grzywą. – Wszyscy poza strażą, rozejść się. Nie ma na co patrzeć.
Z tłumu dochodziły liczne niezadowolone głosy, ale i tak wszyscy posłuchali białego alikorna. Musiał być kimś naprawdę ważnym. Czyżby los się do niej uśmiechnął?
Pegazi strażnik zatrzasnął jej na szyi antymagiczną obrożę, po czym stojący dotąd z boku jednorożec zaczął ją przeszukiwać. Wiedziała, że do tego dojdzie, ale i tak jej oczy ciskały w niego błyskawice. To było upokarzające.
– Nie mam broni, przyszłam nieuzbrojona – rzekła.
– Być może, ale jednak wolelibyśmy to sprawdzić, Królewno Night Shadow – powiedział alikorn.
Czyli wie, kim jestem. Dobrze, bardzo dobrze.
– Wasza Wysokość, powinniście na to spojrzeć. – Jednorożec-gwardzista przybrał mocno zdziwiony wyraz pyska.
Jego Wysokość? No proszę… – Poczuła gwałtowny przypływ zainteresowania tym ogierem. Wydawał się młody, ale pozory mogły mylić. Był średniego wzrostu jak na alikorna płci męskiej, a jego rysy pyska nie wyglądały zbyt ogierzo. Nosił jasnopomarańczową tunikę ze złotymi obszyciami, takiegoż koloru spodnie i białą derkę.
– Alikornia zbroja… Wygląda na archaiczną. Ciekawe, nawet bardzo. – Głos Jego Wysokości zawierał w sobie nutę niedowierzania.
– Nie ma broni.
Night Shadow prychnęła. Biały alikorn wyglądał na zadowolonego. Jego niebieskie oczy wpatrywały się w nią intensywnie.
– Dobrze – powiedział. – Znajdźcie Królewnie jakąś miłą komnatę w zachodnim skrzydle i pilnujcie jej. Nie chcielibyśmy, by coś jej się stało, prawda?
Komnata, nie loch. To dobrze wróży. Nie skuli mi też nóg i skrzydeł, czyli raczej nic mi nie zrobią.
Pozwalali jej iść własnym tempem. Nie poganiali ani nie wstrzymywali. Opuścili broń, jednak wciąż trzymali ją w gotowości. Szli w ciszy, a wszystkie kucyki napotkane na zamkowych korytarzach bez słowa ustępowały im drogi tylko po to, by za chwilę szeptać między sobą. Bez wątpienia dała im wiele nowych tematów do plotkowania. Night nie rozglądała się, patrzyła na wprost, starając się trzymać głowę podniesioną i wyglądać na pewną siebie.
W końcu stanęli przed dębowymi drzwiami. Jeden z pegazów otworzył je i kopytem wskazał jej, że powinna wejść do środka. Klacz grzecznie zrobiła to, o co ją proszono.
Komnata była jasna i całkiem spora. Zaopatrzono ją w luksusowe meble i puchate dywany. Z tyłu znajdowały się kolejne drzwi, prowadzące zapewne do wychodka. Łoże z baldachimem kusiło, by się w nim zanurzyć i odpłynąć do krainy snów. Ale nie zamierzała zasnąć przez najbliższe kilka godzin. Zamiast tego spojrzała na półki, na których znalazła kilka książek. Szybko przeleciała przez tytuły i nie odkryła niczego ciekawego, niemal same święte księgi oraz parę traktatów historycznych. Jednak nie mając nic do roboty, sięgnęła po jeden z nich.
– Dzieje miasta Firegard opisane piórem sir Feathera – przeczytała na głos.
Tak jak się spodziewała, lektura okazała się być skrajnie nudna. Sir Feather miał ciężkie pióro, za to nie szczędził pochwał poszczególnym władcom z dynastii Ognistego Słońca, do której należał zresztą obecnie panujący w Królestwie Słońca. Aż klacz doszła w końcu do fragmentu, który wydał jej się dość interesujący, traktował bowiem o Sunshine Arrow.
“Lady Sunshine Arrow rodu Starshine, naturalna córka Króla Brightminda, zalegalizowana przez niego niedługo przed śmiercią, w końcu przybyła na dwór Firegard. Klacz z niej jest raczej lichej urody, ma pospolite rysy pyska, żółtą sierść, grzywę i ogon intensywnie pomarańczowe. Określiłbym ją alikornem raczej średniego wzrostu. Kiedym ją pierwszy raz ujrzał, tom żem poczuł pewne rozczarowanie. Było to czwartego dnia po Letnim Przesileniu roku 1568, Jego Wysokość, Miłościwie Panujący Fireburn Wielki rodu Ognistego Słońca powrócił z Wojny Zmierzchu, która skończyła się ledwie miesiąc wcześniej wraz z rozbiciem wojsk buntowniczki i pojmaniem jej samej. Łaskawe, zaiste łaskawe miał serce nasz Pan Umiłowany, nie pozwalając stracić tego demona w ciele klaczy, obiecując ją swą małżonką uczynić, coby już więcej zła nie uczyniła…”
Night Shadow zdziwiła się. Jak dotąd czytała inną wersję tych wydarzeń. A to przecież było tak niedawno, ledwie trzysta lat temu. Ledwie chwila dla alikorniego świata. Klacz westchnęła ciężko i wróciła do lektury, chcąc poznać prawdę o generał Arrow.
“Miała na sobie suknię słonecznikowej barwy, a na głowie wianek z róż herbacianych. Wzrok nosiła spuszczony, a na ganaszach dopatrzyć mi się udało śladów łez. Dziwną, oj dziwną klaczą była nasza Pani” – fragment jasno sugerował, że kronikarz pisał to już po śmierci Sunshine Arrow.
“Tydzień później odbył się ślub. Wesele wyglądało skromnie, zjawiła się na nim ledwie setka gości, licząc z ich orszakami. Szlachetni lordowie nie chcieli więcej na oczy oglądać morderczyni ich rodzin”.
Rozległo się pukanie do drzwi. Klacz odłożyła książkę, przepełniona niechęcią wobec kronikarza, który wyraźnie nienawidził swojej Królowej. Cóż, Night Shadow nie polubiła jego stylu oraz poglądów bijących z pożółkłych kart. Do komnaty weszła podstarzała klacz pegaza. Miała na sobie czystą suknię z szarego lnu i grzywę ukrytą pod białą chustą. Niosła tacę z jedzeniem: miską jakiejś zieleniny i dzbankiem pełnym jakiegoś napitku. Niewątpliwie była służącą. Za nią wszedł ogier jednorożca, który w swojej magii lewitował blaszaną wannę wypełnioną wodą. Alikorn poczuła podziw dla jego siły magicznej. Wątpiła, by jej samej udała się ta sztuka.
Ogier postawił wannę i opuścił pomieszczenie, pozostawiając Night sam na sam ze służącą.
– Jego Wysokość stwierdził, że powinnaś zmyć z siebie trudy podróży, Królewno.
Jestem brudna i śmierdzę, wiem o tym.
– Do tego niewątpliwie jesteście głodne i chciałybyście włożyć na siebie jakieś odpowiedniejsze stroje. – Tu pegaz wybałuszyła oczy na strój Night Shadow, która wciąż miała na sobie swoją zieloną zbroję, o parę rozmiarów za dużą. – Pozwólcie, że usłużę wam w kąpieli…
– Jak się nazywasz? – zapytała czarna klacz.
– Gray, Pani.
– Dziękuję, Gray. Chętnie skorzystam, to znaczy, skorzystamy z twojej pomocy. – Night już prawie zapomniała o dworskich formach grzecznościowych. Nie używała ich od tak dawna. – Ale obawiamy się, że może być ona niewystarczająca, bez mojej magii nie potrafię zdjąć pancerza i wątpię, by ci się to udało.
– Poradzę sobie – zapewniła starsza klacz. – Robiłam to już wiele razy.
Faktycznie, kopyta Gray okazały się nadzwyczaj chwytne i zręczne i w końcu płyty zbroi leżały na kamiennej posadzce. Resztę Night Shadow zdjęła sama, wbrew protestom służącej. Nie czuła się przyzwyczajona do bycia obsługiwaną. W Mooncastle służba nie wykonywała takich czynności. Pegaz zasyczała z niesmakiem na widok nagiej Night Shadow.
– Musiałyście wiele przejść, Pani.
Alikorn uśmiechnęła się krzywo. Nie zamierzała się nikomu tłumaczyć ze swojej przygody z wampirem, zwieńczonej lądowaniem w bagnie i przypaleniem przez smoka. Do tego natura nie stworzyła ją urodziwą klaczą, nad czym zresztą jakoś nigdy nie bolała.
Weszła do wanny i zanurzyła się w ciepłej wodzie. To było zadziwiająco przyjemne. Kiedy mieszkała wśród Poszukiwaczy Przygód, zawartość drewnianej balii brała z potoku. Gotowanie jej trwałoby zbyt długo, sama podgrzewać magią nie umiała, a kiedy pierwszy raz poprosiła o to Bastarda, to ogier ją wyśmiał i stwierdził, że powinna się hartować. Poczuła, jak namydlona gąbka, poruszana kopytami Gray, przesuwa się po jej ciele i szoruje je całe, zmywając pot, kurz i błoto. Potem służąca umyła jej grzywę.
Kiedy opuściła wannę i zerknęła za siebie, ujrzała nie wodę, a istne bagno. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że była aż tak brudna. Gray natarła ją wonnym olejkiem o kwiatowej woni, z czego zielonogrzywa nie była zbytnio zadowolona. Kąpiel to jedno, ale perfumy… Nie, to do niej nie pasowało.
A potem Night Shadow zaklęła i to tak, że Gray się skrzywiła.
– Nie będę nosić pierdolonego giezła! – zaprotestowała.
– Pani, taki język nie przystoi damie. Radzę bardziej zważać na słowa w obecności Jego Wysokości, kiedy będzie z wami rozmawiał – upomniała ją starsza klacz. – I jakże to giezła nie nosić? Jakże to tak, suknię bez giezła zakładać?
Shadow zmełła w pysku kolejne przekleństwo i posłusznie ubrała na siebie giezło. Ostatnio ubrała je z okazji festynu w Maretown, ale wtedy zrobiła to dla przyjaciółki.
Wytrzymam, wytrzymam. Jestem już tak blisko.
– Pozwólcie, że wyrównam i wyczeszę wam grzywę i ogon.
– Nie obejdzie się bez tego? – jęknęła. Nie pozwalała nikomu dotykać swoich włosów.
Gray spojrzała na nią krytycznym wzrokiem.
– Nie. Trzeba je doprowadzić do porządku. Jesteście szlachetnie urodzone, Pani. A szlachetnie urodzone Panienki układają swe włosy – wizja grzebienia szarpiącego jej dawno nieczesane zielone strąki przerażała alikorn – oraz nie pozwalają doprowadzić swoich piór i kopyt do takiego stanu. Gdzie wyście chodziły, Królewno, po bagnach?
Night Shadow nie wytrzymała. Nie zamierzała pozwolić traktować siebie jak niesfornego źrebaka i to przez byle pegaza. Była od niej wyższa urodzeniem i domagała się szacunku, jakiego ta klacz ośmielała się nie okazywać.
– Tak, ***, po bagnach, żebyście wiedziały. Od paru tygodni błąkamy się po cholernych lasach, w których co drugie stworzenie chciało nas zabić. A teraz daj nam ubranie i nie ruszaj mojej grzywy!
Zszokowana Gray przysiadła na zadzie. Tak zdecydowanie nie zachowywały się szlachetne panienki, bo nawet najbardziej nieznośne wysoko urodzone panienki nie znały takiego słownictwa. Night poczuła pewną satysfakcję, pewna, że pegaz zaraz sobie pójdzie i da jej święty spokój, biorąc ją za głupią, niewychowaną i niedojrzałą gówniarę. Niestety, plan uratowania się przed grzebieniem nie zadziałał.
– Przepraszam, jeśli was uraziłam, Królewno. Na pewno wiele przeszłyście… Ale jednak powinnyście teraz pozwolić się sobą zaopiekować…
– Już to zrobiłyście, więcej nie trzeba, naprawdę! – zapewniła gorliwie Night Shadow.
– Nie sprawię wam bólu, nic wam tutaj nie grozi – szepnęła pegaz.
Jakoś w to nie wierzę – pomyślała.
– Oczywiście, po prostu nie lubimy, kiedy ktoś inny niż my same wykonuje pewne czynności. W Mooncastle służba nie wyręcza nas w takich sprawach.
– Nie wątpię w wasze zdolności, ale w takim stanie… No i nie możecie tak stanąć przed Jego Wysokością. To się nie godzi.
Alikorn jęknęła i usiadła na krześle, spinając ze strachu większość mięśni. Pamiętała czasy, kiedy była mała i matka zaplatała jej różne wyrafinowane fryzury. Trudno zapomnieć bolesne szarpanie grzebienia i dłużący się czas. Night zamknęła oczy, a Gray sięgnęła po grzebień i nożyczki.
Potem nadszedł czas na kopyta. Pilnik nadał im akceptowalny kształt, a jakaś maść o żywiczym zapachu miała pomóc im się odbudować oraz zahamować gnicie strzałek. Przy skrzydłach służka powiedziała nieśmiale:
– Obawiam się, że z tak zniszczonymi piórami nie mogę wiele zrobić. Ja przepraszam, ja…
– Odrosną – stwierdziła Night Shadow tonem, który przez kogoś, kto ją znał mógłby zostać odebrany za pogodny.
Królewna wiedziała, że jej skrzydła były w bardzo złym stanie. Połamane, postrzępione i brakujące pióra wyglądały koszmarnie, jakby sama Night Shadow dopiero co wstała z grobu.
W końcu było po wszystkim, a czarna klacz odważyła się spojrzeć w lustro. Wyglądała lepiej, wciąż nie przypominała damy, lecz przynajmniej była czysta i schludna. Obawiała się jednak, że to jeszcze nie koniec. Miała rację.
– Jego Wysokość kazali się spytać, czy macie dość sił, by z nim pomówić dziś jeszcze, kiedy skończycie się posilać, czy jesteście znużone i ma was odwiedzić rano.
Zaskoczył ją gest Jego Wysokości. Prawdę mówiąc, nie spodziewała się, że najpierw zadbają o jej potrzeby, a dopiero potem zaczną przesłuchiwać. Łoże z baldachimem kusiło.
– Chcemy mieć to już za sobą – zdecydowała. – Tak właściwie… Czy mogłybyśmy poznać miano Jego Wysokości?
– Jego Wysokość noszą miano Celestial Spear rodu Ognistego Słońca.
Night drgnęła. Znała to imię aż za dobrze. Nie mogłaby zapomnieć tego jak nazywał się ogier, którego żoną miała zostać. Nie żeby się tego nie spodziewała, w końcu był synem Sundusta i osiągnął już taki wiek, że mógł czasami zastępować ojca. Po prostu chciała mieć pewność, że to właśnie on. Inna sprawa, że w Królestwie Nocy nie do pomyślenia było, by określać mianem “Jego Wysokości” kogokolwiek poza Królem we własnej osobie.
– W takim razie pozwólcie, że was odpowiednio uczeszę i odzieję.
Nie spodobało jej się to, ale tym razem nie protestowała. Pozostawało jej patrzeć, jak Gray wciska ją w suknię z granatowego aksamitu. Klacz musiała przyznać, że w sumie nie było tak źle – strój miał prosty krój i poza obszyciem ze złotej krajki nie posiadał zbędnych ozdób. Następnie zarzucono na nią turkusową derkę, wiązaną pod brodą i zakrywającą szyję. Rany po przygodzie z wampirem szpeciły i służąca bez wątpienia uwzględniła je, wybierając taki dodatek. Mimo wszystko Night nie zamierzała ich w przyszłości ukrywać, nie należała do kucyków zbytnio przejmujących się wyglądem.
Poczuła się dziwnie, wkładając pantofle z jedwabiu. Od lat nosiła na kopytach metalowe buty bojowe, wzmacniające siłę kopnięcia i dosłownie stworzone do walki. Co prawda Shadow nie walczyła w zwarciu, ale taka osłona posiadała też inne zastosowania, do których należała choćby ochrona rogu kopytowego przed nadmiernym ścieraniem.
Grzywę schowano pod złotą siateczką z akwamarynami, co ucieszyło ją, ponieważ oszczędzono jej katuszy zaplatania warkoczy. Efekt końcowy był raczej zadowalający i gdyby nie naturalna brzydota klaczy, to można by stwierdzić, że wyglądała ładnie.
– Posilcie się. Kiedy skończycie, zabiorę naczynia i poinformuję Jego Wysokość.
Night Shadow nalała sobie wody do pucharu i powąchała zawartość miski, tylko po to, by natychmiast cofnąć łeb. Wyczuła zapach ryb, sałatka była z wodorostów. Skrzywiła się i zaczęła rozmyślać, jakby tu wybrnąć z tej niekomfortowej sytuacji. Jadła rano i nie była jeszcze aż tak głodna, by spróbować jakichś oślizgłych glonów. Zastanawiała się, czy gdyby poprosiła, to czy przynieśliby jej inną potrawę, pozbawioną takich obrzydliwości.
Zjadłabym kluski z fasolą – pomyślała, po czym uświadomiła sobie coś nieco dołującego – znajdowała się na dworze, a na królewskich dworach zazwyczaj nie gotowano klusek z fasolą. Próbowała przypomnieć sobie swoją dietę z czasów, kiedy mieszkała w Mooncastle. Pamiętała nazwy potraw, pamiętała, że lubiła wiele z nich, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć ich smaku. Zresztą, tu w Firegard panowały inne zasady oraz klimat, więc i jadło raczej mocno się różniło.
– Nie jestem głodna. – Taką odpowiedź uznała za najbardziej odpowiednią. Nie obrażała gospodarzy, nie sugerowała, że klacz jest kapryśna, ani nie odbiegała zbytnio od prawdy.
– W takim razie może to wam zostawię, Pani? Do podwieczorku zostało jeszcze wiele godzin.
Alikorn szukała drogi wyjścia z sytuacji, w jakiej się znalazła, aż w końcu postanowiła postawić na szczerość, licząc, że jej prośby zostaną wysłuchane:
– Nie lubimy wodorostów.
Gray milczała, a Night nie wiedziała, jak ma to odczytać. Nie znała Dworu Słońca, zresztą, bycie więźniem zdecydowanie nie należało do konwencjonalnych sytuacji, w jakich mogła się znaleźć szlachetnie urodzona klacz.
– Poinformuję Jego Wysokość, że jesteście gotowe z nim pomówić.
Służąca zostawiła ją samą. Pozostawało czekać, a czekanie zawsze było najgorsze. Młoda klacz jęknęła i zaczęła krążyć po pomieszczeniu. Powrót do twórczości sir Feathera musiał poczekać na później, w takim stanie nie potrafiłaby się skupić na lekturze. Miała nadzieję, że po rozmowie z Celestial Spearem przyjdzie jej w spokoju dokończyć Dzieje Miasta Firegard. Bo mimo że przybyła tu z zupełnie innego powodu, musiała poznać prawdę o Sunshine Arrow, jaka by ona nie była.
Czas dłużył się niemiłosiernie i klacz zdążyła się zrobić głodna. W końcu straciła chęć i siły do chodzenia. Położyła się na łóżku i jakoś tak wyszło, że zasnęła.
Obudziło ją pukanie do drzwi. Zerwała się gwałtownie na równe nogi i spróbowała zeskoczyć na podłogę. Niestety, kopyta rozjechały się pod nią i wylądowała płasko na dywanie. I w takim stanie zobaczył ją Jego Wysokość Celestial Spear rodu Ognistego Słońca. Wyglądał na zaskoczonego. Nie zdążył nic powiedzieć ani nic zrobić, ponieważ klacz podniosła się błyskawicznie i udawała, że nic się nie stało.
– Witajcie, Królewno Night Shadow rodu Mooncastle. Miło nam was gościć w Firegard – zaczął ogier. Przerwał na chwilę, przełknął ślinę i kontynuował: – Mamy nadzieję, że wasza kwatera wam odpowiada, podobnie jak jadło i służba.
– To zaszczyt móc z wami rozmawiać, Wasza Wysokość. Nie jesteśmy u was gościem, lecz więźniem, gościom nie zakłada się raczej antymagicznej obroży. Zapewnione wygody są… aż nadto wystarczające – odpowiedziała. Wiedziała, że stąpa po cienkim lodzie, ale po prostu nie mogła się powstrzymać. W napięciu czekała na reakcję drugiego alikorna.
Ogier uśmiechnął się lekko i co ciekawe, był to szczery uśmiech.
– Owszem, na chwilę obecną jesteście więźniem, ale to się może zmienić. Wiedzcie też, że zostało to podyktowane jedynie pewnymi względami bezpieczeństwa, podobnie jak pozostawienie was pod opieką straży. Jednakże musicie wiedzieć, że tak po prostu wdarłyście się do zamku naszego ojca.
– Dobrze, nie wiem, czy wstęp mamy już za sobą, czy nie, ale wolałybyśmy przejść do tak zwanych konkretów. – Night wiedziała, że właśnie złamała kilka zasad dworskiej etykiety. Miała to głęboko gdzieś. – My nie przyszłyśmy do Firegard na zwiedzanie, a wy, Wasza Wysokość, nie przyszliście do tej komnaty bez powodu.
Celestial Spear wyraźnie zastanawiał się, co powiedzieć. Wpatrywał się w nią z wyraźnym zainteresowaniem, a ona nie pozostała mu dłużna. Mierzyli się wzrokiem i zastanawiali, czego mogą się po drugiej stronie spodziewać. Aż w końcu biały alikorn przerwał milczenie w sposób, który kompletnie zaskoczył zielonogrzywą.
– Widzę, że nie lubisz dworskiej etykiety, Królewno.
– Wprost nie znoszę – przyznała. – Od dawna z niej nie korzystałam.
– Cóż… I tak utrudniałaby rozmowę. A przecież oboje pragniemy dowiedzieć się konkretnych rzeczy. Przyznaję, że zawsze chciałem ciebie poznać.
Czyli idziesz na ustępstwa i nie trzymasz się zasad tak sztywno jak moja matka. To dobrze rokuje.
Klacz zastrzygła uszami i machnęła nerwowo ogonem, ukrytym pod spódnicą sukni.
– Dlaczego?
– Cóż, bardzo namieszałaś przed pięciu laty. Wszystkich tutaj ciekawiło, dlaczego uciekłaś. Tak właściwie to myśleliśmy, że nie żyjesz. A tu proszę, pojawiasz się zupełnie żywa na progu mego domu. Czemu Firegard, a nie Mooncastle, Królewno? – Już chciała odpowiedzieć, ale jej przerwał, zanim zdążyła wydobyć choćby słowo z otwartych ust. – Nie, nie mów. Jeszcze nie. Opowiesz mi teraz o tym, co się wydarzyło. Wszystko.
– Od którego momentu?
– Od tego, w którym coś skłoniło cię do ucieczki z Mooncastle. – Ogier miał ciepły, łagodny głos, ale Night nie dała się zwieść. Nie ufała mu ani trochę. Ale nie miała większego wyboru.
– To długa opowieść i raczej mało ważna w kontekście obecnej sytuacji.
– Ja to ocenię. Poza tym, jak już mówiłem, jestem tego wszystkiego zwyczajnie ciekawy.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła sobie wszystko układać w głowie. Chodziła w tę i wewtę, aż w końcu przemówiła:
– Wszystko zaczęło się od tego, że ta cała sprawa z sukcesją wydała mi się choler… znaczy się, strasznie niesprawiedliwa. Ja i Dark Mane jesteśmy bliźniakami, ale to ja pierwsza otworzyłam oczy na ten świat, więc według prawa korona Królestwa Nocy należy do mnie… A przynajmniej tego pisanego prawa. Nie chciałam zrzec się mojego dziedzictwa. Mój kochany braciszek był lub raczej jest kompletnym idiotą. Ale to jego zawsze traktowali lepiej, tylko dlatego, że był ogierem. On miał przejąć tron po śmierci ojca, ja miałam wyjść za kogoś tam i rodzić mu małe, paskudne źreba… – Night przerwała wypowiedź, kiedy tylko zdała sobie sprawę, co i komu właśnie powiedziała.
– Cóż, doceniam szczerość. – Ogier wcale nie wyglądał na złego czy niezadowolonego, nawet uśmiechnął się szerzej. – Ja również nie byłem zbyt zadowolony z tego, że moją żoną ma zostać jakaś chuda, mało urodziwa klaczka z jakiegoś kraju gdzieś na północy Caballusii. – Night parsknęła, niezadowolona z tego, że ktoś śmiał jej to wytknąć. Celestial Spear jednak się tym nie przejął i kontynuował: – Szczególnie że wówczas marzyłem o zostaniu rycerzem i zabijaniu złych smoków, pożerających niewinne dziewice. Ale mów dalej, wciąż nie usłyszałem, jak uciekłaś i czym zajmowałaś się przez pięć lat.
– Uciekłam… Cóż, myślę, że o tym już słyszałeś, Wasza Wysokość – silnie zaakcentowała ostatnie słowa, kompletnie nad sobą nie panując.
– Słyszałem to, co widzieli obserwatorzy, ale jakoś tak się złożyło, że nikt nie odkrył dokładnie, co się stało czy raczej jak się stało.
– Nie zgodziłam się oddać praw do korony, a oni mnie zignorowali. – Alikorn spuściła łeb i zaczęła się intensywnie wpatrywać w koralowej barwy dywan. – Chcieli mnie stamtąd wyprowadzić, a ja… W końcu poczułam się panią swojego życia. W tamtej chwili nie interesowało mnie, czy przeżyję ani nie myślałam o tym, co zrobię później. Wiedziałam jedno, że nie pozwolę się stłamsić. Nigdy więcej. Sama do końca nie pamiętam, jak się stamtąd wydostałam – to ostatnie było kłamstwem, ale Night Shadow nie zamierzała mówić o swoich zdolnościach, jeszcze nie.
– A co pamiętasz? – dopytywał się ogier.
Zastanawiała się, ile mu może powiedzieć, by zbyt wiele nie zdradzić, ale jednocześnie tak by nie nabrał podejrzeń. Tak właściwie to nie zamierzała kłamać, a jedynie zataić część prawdy. Zerknęła na okno, wpadające przez nie światło słońca nabierało już różowo-pomarańczowej barwy, czyli powoli zmierzchało.
– Lot, szaleńczy lot między kolumnami. I magię.
– Taką samą jak ta, która pozwoliła ci niepostrzeżenie wedrzeć się do mojego zamku?
Nie znała odpowiedzi. I wtedy, i dziś użyła Iluzji. Ale to, czego nauczyła się od alikornów z Alikorngard wydawało się być jednocześnie tak bardzo odmienne od tych dziecinnych miraży, jakie tworzyła jako źrebię. A przecież one nie stanowiły niczego innego jak właśnie cień tej zapomnianej przez tysiąclecia wiedzy.
– I tak, i nie – odparła enigmatycznie. – To, czego użyłam, by dostać się do Firegard jest dużo bardziej skomplikowane i praktyczne. Niemniej jednak również opiera się na Magii Iluzji. Moim specjalnym talencie.
– Jesteś magiem? Cóż, to rzadko spotykany talent u klaczy – stwierdził jej rozmówca. – Ale jednak wciąż nie rozumiem jak, Iluzja to chyba najmniej użyteczna gałąź magii, jest taka niepraktyczna.
– Jak się nie potrafi jej używać, to może i jest niepraktyczna. Poza tym, nie kierowałabym się tymi bzdurami z ksiąg dla magów. Są zbyt przestarzałe, czy raczej wprost przeciwnie. – Znowu przerwała, musiała zebrać myśli. – To był pierwszy raz i w końcu mnie złapali.
– Jak to się stało i co zniszczyło wówczas kawał miasta?
– Jakieś kucyki mnie goniły, odkryły, że jestem alikornem. A potem nagle wszystko wybuchło, ja znalazłam się pod gruzami i zostałam znaleziona przez żołnierzy mego ojca.
– Wybuchło? – Ogier wydawał się być wyraźnie zaintrygowany. – Tak po prostu?
– To nie było moje dzieło, jeśli o to ci chodzi. Choćbym nawet chciała, to nie dałabym rady. Wówczas nie miałam najmniejszego pojęcia o magii bojowej. Naprawdę nie wiem, co się wtedy stało ani czy to w ogóle było ze mną związane.
– Dobrze, to była pierwsza próba ucieczki, a druga? Nie uwierzę, że Jego Wysokość Darkness Sword pozostawił cię niepilnowaną.
– Bo nie pozostawił. Miałam złamane skrzydło oraz zakuto mnie w antymagiczną obrożę. Moja komnata znajdowała się dość wysoko, więc pegazy nie pilnowały okien… – Ponownie zerknęła w stronę okna, próbując dostrzec strażników. Była pewna, że Celestial Spear nie popełniłby błędu jej ojca. – Uciekłam nocą, pod osłoną ciemności.
– Jak?
– Udało mi się uwolnić z obroży. – Klacz z satysfakcją obserwowała niepokój malujący się z wolna na pysku ogiera.
Doskonale – pomyślała. – Bastard Spell lubił mawiać, że kiedy jesteś słaby udawaj silnego, a kiedy jesteś silny, słabego.
Postanowiła pociągnąć to dalej. Zależało jej na tym, by biały alikorn traktował ją jako poważnego partnera do pertraktacji, a nie swoistą ciekawostkę. W końcu od czegoś trzeba było zacząć.
– Wylewitowałam się na dół, przemknęłam obok strażników, a o świcie opuściłam Mooncastle, zanim ktokolwiek zdążył zorientować się, że zniknęłam.
– Miałaś dziesięć lat, jak ominęłaś strażników?
– Iluzja odwróciła ich uwagę i zmusiła do opuszczenia posterunku – wyjaśniła.
Celestial Spear zaśmiał się nerwowo. Night uśmiechnęła się złośliwie. Przyjęta przez nią strategia działała – udało jej się zbić go z tropu.
– Jaka iluzja byłaby do tego zdolna?
– Taka, która mówi i chodzi. Taka, która podszywa się pod innego kucyka. Rzuca cienie, szeleści piórami i nosi odzienie układające się naturalnie. Taka, która wygląda zupełnie jak Darkness Sword.
– To niemożliwe – wyszeptał.
Czarna klacz rozprostowała skrzydła, machnęła nimi parę razy i złożyła. Nie lubiła zbyt długo trzymać ich ciasno ulokowanych po bokach ciała, szczególnie schowanych pod derką.
– Możliwe. Iluzja jest bardzo niedocenianą sztuką. Mogłabym stworzyć kopię ciebie, Wasza Wysokość. I tylko ktoś, kto doskonale cię zna, odkryłby, że coś się nie zgadza. Niestety, ma to sporo ograniczeń, przyznaję. I męczy.
Ogier zmarszczył brwi i machnięciem łba strząsnął kosmyk wpadającej mu do oka złocistej grzywki. Milczał. Przeszedł parę kroków i przy pomocy ciemnoniebieskiej magii przysunął do siebie obite aksamitem krzesło. Usiadł. Zielonogrzywa niemalże zamruczała z zadowolenia. Szło jej coraz lepiej. Celestial Spear był młody i ciekawski, ale wyraźnie brakowało mu doświadczenia. Klacz taka jak ona stanowiła dla niego spore wyzwanie, rujnując mu światopogląd samym swoim istnieniem. Czekała, aż zarzuci jej kłamstwo bądź pomoc osób trzecich, wyśmieje. Ale biały alikorn tego nie zrobił, w końcu sam widział ją w akcji.
– Kto cię tego nauczył?
– Nikt. Na początku korzystałam z książek, później sama zaczęłam się bawić zmianą struktur zaklęć.
– I doszłaś zupełnie sama do takiego etapu?
– Hmm… Tak. Dokonałam tego.
I jestem z tego cholernie dumna.
– Posiadasz jakieś inne nietypowe uzdolnienia?
Night zaśmiała się cicho. Dobrze wiedziała, że była tak nietypową klaczą, że bardziej się nie dało.
– Może lepiej wrócę do opowiadania historii mego życia? – zaproponowała. – Tak będzie znacznie prościej.
Ogier przytaknął.
– Zapadłam w lasy, chciałam uciec jak najdalej od Królestwa Nocy. Wówczas nie miałam jeszcze zbyt sprecyzowanych planów. Po wielu dniach, czy może i nawet tygodniach wędrówki spotkałam pewnego ogiera – zrobiła przerwę w wypowiedzi, oczekując jakiegoś wtrącenia, ale nic takiego się nie wydarzyło. – Ów ogier był najemnikiem, ale nie takim zwykłym najemnikiem. Słyszałeś może o Randomowych Poszukiwaczach Przygód?
– Nie, nie słyszałem. Dziwna nazwa dla kompanii najemnej.
– Bo nie są kompanią najemną, a przynajmniej nie do końca. To zawodowcy, polują na potwory, szukają artefaktów czy rzadkich ziół. Oczywiście za odpowiednią opłatą. Przyjęli mnie w swoje szeregi.
– Tak po prostu przyjęli królewską córkę? Zamiast oddać ojcu i dostać za to wynagrodzenie?! – Celestial Spear wyraźnie nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
– Sama nie rozumiem, dlaczego to zrobili. Ich dowódca był magiem i chciał wyszkolić alikorna, ale mam wrażenie, że w tym wszystkim było coś jeszcze. Cóż, spędziłam z nimi pięć lat – klacz wzruszyła łopatkami – i uczestniczyłam w wielu wyprawach. Za długo by opowiadać i w sumie nic, co mogłoby cię zainteresować.
– Myślę, że jak najbardziej by mnie to zainteresowało.
– To niezwiązane z tematem. Biegałam po lesie i polowałam na potwory, bo nie miałam co robić ze swoim życiem… i ponieważ oni to robili. Moja rodzina, moja prawdziwa rodzina.
Ponieważ w pomieszczeniu nie było drugiego krzesła, Night Shadow usiadła na łóżku. Było miękkie, za miękkie jak na jej gust. A ta część opowieści wymagała solidnej podpórki pod kościsty zad alikorn.
– A ja ich porzuciłam, kiedy dowiedziałam się, że Królestwo Nocy szykuje się do wojny. To była moja szansa na odzyskanie tego, co moje, więc przybyłam tutaj.
– Nie wiem, czy wiesz, ale Królestwo Zmian już nie istnieje. Zamiast tego jest Imperium Nocy, a na jego terenach trwa mała wojna domowa. Nie ma w tym nic dziwnego, że Darkness Sword mobilizował wojska…
– Tak, ale on te wojska mobilizował, kiedy mój wuj jeszcze żył – przerwała mu klacz. – Skupował broń i żywność w ogromnych ilościach, a tak przynajmniej mówili kupcy.
– To jeszcze o niczym nie świadczy – zaprotestował ogier. – Królestwo Nocy wciąż miewa wewnętrzne problemy z kucoperzami.
– Od lat nie – w jej głosie dało się wyczuć złość i zniecierpliwienie. – Dostały tereny, siedzą cicho i nawet z nami handlują. Poza tym, jeszcze przed drugą ucieczką widziałam mapy, plany. I tam były wojska na granicy.
– Ciekawe.
– I mogę się założyć, że Jego Wysokość Sundust Afternoon już nie wróci z Mooncastle żywy. Przeszkadzałby w objęciu pełnej władzy nad Zmianami. Zresztą, myślę, że one mojemu ojcu nie wystarczą. – Po namyśle dodała jeszcze: – Tak się buduje imperia.
Celestial Spear dwukrotnie zamrugał. Wstał i zaczął nerwowo krążyć po komnacie, jakby nie mógł przełknąć wieści, jakie przyniosła czarna klacz.
– Tak po prostu to sobie wymyśliłaś? – Alikorn pokręcił łbem.
– Znam mojego ojca. I wiem wystarczająco wiele. Wojna może nie czeka cię dziś ani jutro. Lecz nastąpi w ciągu kilku lat. Dlatego lepiej zaatakować teraz, póki wróg nie jest gotowy.
– To tylko domysły. Twoja opowieść dobiegła końca, a wciąż nie dowiedziałem się paru rzeczy. Jak choćby tego, gdzie i jak zdobyłaś swoją zbroję? Oraz kto lub co cię tak raniło?
– Moja zbroja pochodzi ze skarbca w mieście Alikorngard, zabrałam ją stamtąd podczas jednej z moich wypraw – starała się, by jej słowa brzmiały, jakby całe to wydarzenie było niczym, zwykłą przygodą, a nie przerażającą walką o życie. – A ranił mnie wampir. Potem spadłam w bagno, stąd zniszczone skrzydła.
– Byłaś w Alikorngard?! – biały alikorn podniósł głos. – Przecież stamtąd się nie wraca, to przeklęte, zapomniane miejsce!
Słyszał o Alikorngard? Robi się ciekawie.
– Byłam. I chętnie bym tam kiedyś wróciła. Mimo wszystko. Piękne miejsce, bogate i pełne tajemnic. Nie uwierzyłbyś, ile zapomnieliśmy przez te wszystkie tysiąclecia.
– Uwierzyłbym. Ale moim zdaniem pewne rzeczy nigdy nie powinny zostać odgrzebane. A dawne alikorny…
– Znały magię dużo lepiej od nas – parsknęła. – To chyba dostateczny powód, by zbadać tamto miejsce. Cała cywilizacja mogłaby wejść na wyższy poziom. Nie wspominając o zastosowaniu bojowym. Skoro zwykły jednorożec taki jak Plague Brodaty…
– Ty chyba nigdy nie poznałaś pełnej historii, prawda? – przerwał jej Celestial Spear i zanim zdążyła zaprotestować, dodał: – Ówczesne wojny skończyły się śmiercią większości kucyków na kontynencie. Ale to nie temat naszej dzisiejszej rozmowy, wrócimy do tego później.
– Przypomnę ci o tym – mruknęła klacz. Ten temat naprawdę bardzo ją interesował. I ciekawiło ją, co zataił przed nią Bastard Spell i dlaczego to zrobił.
– A poparzenia na szyi? Wyglądają na świeże.
Zaklęła w myślach. Miała nadzieję, że akurat o to nikt jej nie będzie pytać, a przynajmniej nie teraz. Jednak cieszyła się, że wcześniej o tym pomyślała i mogła teraz użyć uprzednio przygotowanej odpowiedzi.
– Słabo sobie radzę z magią bojową. Podczas walki z wampirem nie udał mi się czar Kuli Ognistej.
– To teraz najważniejsze pytanie… Po co tu przybyłaś?
– Chcę odzyskać, co moje. Chcę tronu Nocy, a ty mi w tym pomożesz. Oczywiście, Królestwo Nocy byłoby wówczas jedną z prowincji wielkiego Imperium Słońca.
– A co my będziemy z tego mieli? – Ogier uniósł jedną z brwi.
– Moją pomoc. Moją magię Iluzji. Informacje. I krew rodu Mooncastle. Wielmoża już chętniej ugną nadgarstki przed klaczą z krwi Darkness Sworda niż przed ogierem z południowych krain. A ja dam radę.
Póki co zdecydowała się nie wspominać o Hualongu, choć smok niewątpliwie mógł być ważną kartą przetargową.
– Po co ci to wszystko? Chcesz władzy dla samej satysfakcji z jej posiadania?
– To jeden z powodów, ale jest ich więcej. Moi przyjaciele są śmiertelni i kiedyś umrą, a ja nie. Znaczy, mogłabym umrzeć, ale jakoś tak się składa, że nie mam na to najmniejszej ochoty. Dla alikorna jest tylko jedno miejsce w społeczeństwie, u władzy. A ponieważ nie uśmiecha mi się bycie żoną, dodatkiem do rządzącego, to chcę rządzić sama.
– Dostrzegam parę luk w twoim rozumowaniu, ale nie zamierzam ci teraz naprawiać światopoglądu. Szczególnie że twoje dalsze losy nie zależą już ode mnie. Kiedy król wróci, to zdecyduje, co z tobą zrobić. Do tego czasu pozostaniesz naszym honorowym gościem.
– Czyli więźniem? – upewniła się.
– Owszem. Nie możesz opuszczać zamku, ale zostaną ci zapewnione wszystkie wygody. Nie pozostaniesz też zamknięta w tej komnacie, czego zapewne się obawiasz. Obroży jednak ci nie zdejmę.
– Oczywiście. – Night Shadow uśmiechnęła się wrednie. – Rzecz w tym, że ja muszę ten zamek opuścić.
– Nie ma takiej możliwości – stwierdził Celestial Spear.
– Nie przyszłam tu sama. Mój przyjaciel będzie bardzo zmartwiony, jeśli tak po prostu zniknę.
– Twój przyjaciel będzie musiał sam się tutaj pofatygować. Kto wie, może nawet pozwolę mu z tobą pomówić.
Czyli po dobroci się nie da, tak? No to będzie po złości!
– Nie zjawi się. Nie może. Cóż, mój przyjaciel jest bardzo… opiekuńczy. Jeśli się nie zjawię w ciągu najbliższych dni, to parę pobliskich wiosek może tak jakby spłonąć.
Night Shadow modliła się, by do tego nie doszło. Co prawda prosiła smoka, by uważał na kucyki i zwierzęta gospodarskie, ale obawiała się, że Hualong może jej nie posłuchać. Nie chciała zbędnych ofiar. Plan gada nie spodobał jej się, ale ten się uparł. Co miała zrobić? Pogrozić mu kopytem? Z drugiej strony, tylko tak mogła uwolnić się z obroży i zapobiec swojej niewoli.
– To groźba?
– To zapowiedź – poprawiła Night. – Mój przyjaciel jest moim przyjacielem, a nie sługą. I jeśli powiedział, że to zrobi, to znaczy że to zrobi.
– Jeśli to zrobi, złamie prawo. Żołnierze mego ojca go złapią, a ów kuc odpowie za swe czyny na szafocie.
– Wątpię, by go znaleźli… A jeśli nawet tak się stanie, to lepiej dla nich, by wiali co koń wyskoczy. – Czarna klacz pokręciła łbem. – Życie kucyków niewiele dla niego znaczy.
– Potężny mag? Też mam paru takich na usługach.
– Jakbyście przyjęli moją propozycję, to on również by wam pomógł, naprawdę, powinniście go poznać.
– Kogoś, kto grozi moim poddanym?
– Jeszcze nikt nie ucierpiał, a możesz sprawić, że nie ucierpi. Po prostu pozwól mi…
– Nie. Mogę co najwyżej wysłać kogoś, jeśli podasz mi miejsce spotkania. Przekazałby list.
– Nie ma miejsca spotkania. On zjawiłby się na mój znak. I nie wiem, czy jest piśmienny, prawdę mówiąc.
Bierzesz nas za idiotów? Miejsce spotkania… Może jeszcze podpowiedzieć, jak zabić smoka? Niedoczekanie! – pomyślała.
– Niepiśmienny mag?! – dziwił się królewicz.
– Nie powiedziałam, że to mag.
– Nie podoba mi się to, ale nie dam się zaszantażować. Cóż, póki co życzę miłego pobytu w Firegard, królewno Night Shadow.
Biały ogier wyszedł, zostawiając ją samą. Klacz natychmiast wskoczyła na łóżko i rozłożyła skrzydła na pełną szerokość. Potrzebowała odpoczynku. Cała ta rozmowa dała jej dużo do myślenia. Wiedziała, że ogier nie odpuści od razu, ale podejrzewała, że będzie bardziej skory do ustępstw. Oczywiście, kiedy z zamkowych murów zobaczy płomienie, powinien nieco zmięknąć. Tutejsze wsie wyglądały na całkiem bogate i przynoszące duże zyski. Sama proponowała smokowi, by zniszczył mosty i blokował większe drogi. Chciała uderzyć bezpośrednio w zyski rodziny królewskiej, a nie byle prostaczków.
Ale to był Hualong. A Hualong miał gdzieś kucyki. Liczył się tylko z nią samą, ale nie wypełniał poleceń czarnej alikorn. I Night Shadow wiedziała, że jeśli przyjdzie taka potrzeba, to miasto ogarną płomienie. A smoczy ogień na zamkniętym terenie oznaczał setki, jeśli nie tysiące ofiar. Smoki zazwyczaj nie wchodziły w drogę innym rasom rozumnym, zajmując się swoimi sprawami. Ale w przeszłości dochodziło już do starć pomiędzy jej rasą a latającymi jaszczurami.
Gady te miały tylko dwa słabe punkty – oczy i wnętrza pysków. Zabicie smoka było trudne, ale nie niemożliwe dla pegaza bądź alikorna. W teorii. Oddanie strzału w niewielki, poruszający się punkt, który w każdej chwili mógł zostać przykryty twardą, kościstą powieką mogło się udać tylko strzelcowi wyborowemu.
Dorosły smok był największym lotnikiem świata i w powietrzu nie lękał się nikogo. Zasięg płomieni wynosił nawet pięćdziesiąt metrów, a przed smoczym ogniem nie chroniła nawet najdroższa zbroja czy tarcza. Również osłony magiczne niewiele dawały. Ogon miażdżył kości i strącał z nieba nieuważnych. Kły i szpony bezlitośnie rwały ciała. Night Shadow wiele razy widziała ofiary swojego przyjaciela. Na początku robiły na niej spore wrażenie, później przywykła.
Kucyki bały się smoków i nie był to lęk bezpodstawny. Bestie te stały się przeciwnikami bohaterów i ucieleśnieniem Chaosu. Zabawne, zważywszy na to, że Hualong wierzył w Harmonię. W smoczycę Harmonię. Night zaczęła się zastanawiać, czego bały się skrzydlate gady. Kucyków? Nie, raczej nie. Może morskich lewiatanów? To też nie miało sensu, w końcu smoki nie polowały pod wodą, więc nie miały zbyt wiele okazji do spotkań z wodnymi potworami.
Mam nadzieję, że Celestial Spear okaże rozsądek. Nie chcę, by przypadkowe kucyki cierpiały. I co ważniejsze, nie chcę, by ucierpiał Hualong. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś mu się stało. Co ja bym bez niego zrobiła? – takie myśli krążyły po głowie klaczy. – No i ten Sundust mógłby umrzeć. Z nim cały plan się pójdzie pierdolić.
57  Mody & modowanie / Heroes V - Moderskie Projekty / Odp: Pożegnanie : 24 Marca 2016, 16:45:43
Tawerna umarła już dawno temu. Nie oszukujmy się, ale czasy wielogodzinnego siedzenia na SB skończyły się jakieś 3 lata temu. Dziś wchodzę na to forum rzadko i jedynie z sentymentu.

A Menelagowi życzę powodzenia i dziękuję za działalność dla forum i całego fandomu hirołsów.
58  Hyde Park / Aleja Graficzna / Odp: Graficzna twórczość Cahan : 19 Marca 2016, 22:15:41
Ta zebra to graficzne przedstawienie jednej z moich przygód. Ponieważ nie jestem chrześcijanką, to pewne osoby zrobiły ze mnie komunistkę i nazistkę. Stąd się wziął obrazek. Nazikomunistyczna pogańska zebra.

Absolutnie nie popieram owych systemów ;)
59  Hyde Park / Aleja Graficzna / Odp: Graficzna twórczość Cahan : 13 Marca 2016, 15:16:02
Dawno mnie tu nie było, a że nie chce mi się uczyć, to macie:













60  Hyde Park / Zaginione Zwoje - opowiadania / Odp: Cień Nocy (kucykowe epic fantasy) : 27 Grudnia 2015, 22:02:29
Nowy rozdział!
https://docs.google.com/document/d/17OcpfA7J-ad7jg9BxFGmGP_ZjQPPbp5qUPVV-C8otYc/edit

Cień Nocy
Rozdział XXIII: Byle do Przodu
Autor: Cahan
Prereading i korekta: Zodiak, Gandzia

   Granatowy alikorn wciąż czuł wściekłość z powodu swoich ostatnich niepowodzeń. Co prawda przygotowany na taką ewentualność plan w teorii nie miał prawa się nie udać, jednakże ten wcześniejszy również powinien być niezawodny, a skończył się spektakularną klęską. Choć o śmierci Minty Peach Mooncastle zapomniało już na drugi dzień, to Darkness Sword nie mógł oprzeć się wrażeniu, że właśnie dzieje się coś bardzo niekorzystnego dla Imperium Nocy. Na biurku z ciemnego drewna spoczywały stosy korespondencji i map. Raporty, jakie przesyłał mu brat, stawały się coraz bardziej niepokojące. Poza niewielkim oporem, Moonshine Axe nie napotkał żadnych większych problemów. Właśnie to wyglądało strasznie podejrzanie. Nawet północny wschód ziem Zmian siedział cicho i nie walczył z nową władzą. Jednak ogier nie urodził się wczoraj i doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli ktoś zachowywał się za spokojnie, to znaczyło, że knuł coś wielkiego jak zadek żony Lorda Mushrooma.
   Kolejny raz przeczytał ostatnią wiadomość, która została przyniesiona dziś rano, więc musiała zostać wysłana jakiś tydzień temu, zważywszy na to, że pochodziła z Twigarden. List napisano językiem bardzo nieformalnym, wręcz poufałym, co bardzo ucieszyło Imperatora Nocy. Czułby się bardzo dziwnie, gdyby młodszy brat zwracał się do niego w dworskim dialekcie w sytuacji, w której nie mieli świadków.
   
Mój drogi bracie!
Po wyjeździe Księżniczki Precious Light nie działo się absolutnie nic godnego uwagi. Co prawda paru pomniejszych lordów odmówiło złożenia hołdu lennego Imperium Nocy, jednak część przekonała się do naszej sprawy, kiedy zobaczyła nasze wojska pukające do drzwi. Głowy niepokornych zostały zaś nabite na mury ich własnych kaszteli, zgodnie z Twoją wolą. Cywili staraliśmy się zbytnio nie mordować, więc jeśli zgodzili się przyjąć barwy Imperium, to nie czyniliśmy im żadnej krzywdy. Pomimo moich początkowych oporów, taka polityka sprawdziła się, szczególnie te Twoje ulgi podatkowe.
Nie to mnie jednak martwi, lecz cisza ze wschodnich i niektórych północnych marchii. Ani nie uznali Twej władzy, ani jej nie zanegowali. Gońcy wracają bez odpowiedzi albo wcale. Gdyby nie to, że nigdzie nie widziano żadnej armii, to powiedziałbym, że szykują atak. Ale nie, nie słychać nic o żadnym przywódcy ani zorganizowanym ruchu oporu. Zaś siostra naszej najdroższej Królowej rzekomo nosi żałobę po bracie i płacze w poduszkę w mężowskim zamku. Jednak jakoś w to nie wierzę, jako że miałem okazję ją poznać. To po prostu nie ten typ.
   U mnie wszystko dobrze, choć pogodę mamy częściej paskudną niż ładną. Jednak częściej sypiam w komnacie niż w namiocie, wino i piwo są, podobnie jak chętne klacze. Stacjonujemy pod Twigarden już trzeci dzień. Poddanie się zamku jest kwestią czasu, jako że zatruliśmy im ich jedyne źródło wody, co powinno osłabić ich morale. Okoliczne wsie stoją po naszej stronie, co stanowi pewien problem, ponieważ nie wypada gwałcić miejscowych klaczy. W efekcie żołnierze się nudzą. Cóż, w miasteczku są ponoć trzy burdele…
   Jeśli pytasz o dalsze plany, to zdecydowanie dokończę robotę w Dolinie Koniczyny. Potem wrócę się przegrupować do Magicgard i prawdopodobnie podzielimy się na więcej oddziałów, a to dzięki tym nowym, co ich miałeś przysłać. Mam też nadzieję, że w zaopatrzeniu przyjdzie trochę starego dobrego bimbru z zimowych jagód. Z mniej ważnych rzeczy, to brakuje sucharów, bo zapleśniały. Odpowiedzialni za ten stan rzeczy stanęli przed sądem polowym i zostali powieszeni za obniżenie wartości bojowej armii. Wątpię, by to był sabotaż. To jedynie kompletna głupota.
   Napisałabym coś jeszcze, ale nie mam pojęcia co. Ogółem piszę, bo kazałeś zdawać raport każdego dnia. W sumie mógłbym jedynie stwierdzić, że jest nudno, łatwo, zimno nad ranem i brakuje wódki oraz sucharów.
   Książę Moonshine Axe rodu Mooncastle

   Gdyby nie powaga sytuacji, to monarcha pewnie uśmiechnąłby się nad listem. Moonshine Axe potrafił zachowywać się jak dworak, kiedy musiał. Jednak w gruncie rzeczy wciąż był tym samym psotnym źrebakiem zapatrzonym w starszego brata. Wielu uważało czarnego alikorna za pijaka, idiotę i kurwiarza. Nie było w tym krzty prawdy, jako że Książę odznaczał się geniuszem na polu bitwy, łeb do picia miał mocny jak mało kto, więc pomimo ilości wlewanego w siebie alkoholu rzadko kiedy bywał pijany, a burdeli nie odwiedzał. Wolał szlachcianki oraz zamożniejsze mieszczanki, choć ładną chłopką również by nie pogardził. Sam Darkness Sword zawsze potępiał to, że jego własny brat uznawał również bezrożne klacze.
   Usłyszał pukanie do drzwi, udzielił pozwolenia na wejście i już po chwili dowiedział się od pegaziego gwardzisty, że jego Królowa chciałaby z nim pomówić. Po paru sekundach namysłu, Darkness Sword pozwolił jej wejść.
   – Wasza Wysokość. – Moonlight Dust skinęła łbem.
   Jak zawsze wyglądała doskonale. Tego dnia wdziała seledynową suknię z błękitną podszewką oraz lekką ciemnozieloną derkę, spiętą srebrną broszą z szmaragdem wielkości kurzego jajka. Kamienie te zdobiły również srebrną siateczkę, spinającą grzywę Królowej Nocy. Ogier gestem wskazał jej jedno z krzeseł i poczekał, aż klacz usiądzie. Wciąż jeszcze nieco słabowała, miewała gorsze i lepsze dni.
   – W jakiej sprawie mnie odwiedzasz, Pani?
   – Chciałybyśmy wiedzieć co dokładnie wydarzyło się w zamku dwa dni temu. Mieliście się z nami spotkać już wtedy, wieczorem – powiedziała ze słyszalnym wyrzutem.
   – A racja, całkowicie wyleciało mi to z głowy, wybacz – mruknął.
   Naprawdę zapomniał. Kiedy tylko wyszedł od Darkside’a, od razu zajął się sprawą oszustw podatkowych, jakie próbowali prowadzić niektórzy z pomniejszych lordów. Stara dobra metoda, polegająca na wysłaniu ich synów na front, miała ich skutecznie oduczyć działania na szkodę Imperium Nocy.
   – Jedna ze służek się czymś otruła, najpewniej zrobiła to inna klacz zazdrosna o względy jakiegoś ogiera albo odrzucony kochanek. Nic, czym należałoby się przejmować, ale na wszelki wypadek Darkside jeszcze to zbada.
   – Zabiliście ją.
   – Skróciłem jej męki. Nic więcej nie mogłem zrobić.
   – Czyżby? – Jedna z brwi uniosła się ostrzegawczo.
   – Tak. Była umierająca, wcześniej nikt się tym szczególnie nie przejął. Nawet zrobiło mi się jej trochę żal, tak prawdę mówiąc. Nie powiedziałem prawdy naszym poddanym, bo zaczęliby niepotrzebnie panikować.
   Fioletowa alikorn milczała, ale ogier znał to spojrzenie zielonych oczu. Wciąż opłakiwała brata i ta sprawa tylko przypomniała jej o tamtym.
   – Czyżby wasz brat do was napisał, Panie? – zapytała, zerkając na list.
   – Tak, skarży się na zapleśniałe suchary oraz braki w bimbrze.
   Moonlight Dust skrzywiła się. Nie przepadała za Moonshine Axem, uważając go za osobistość zbyt kontrowersyjną i zachowującą się niegodnie. Oczywiście nigdy nie powiedziała tego wprost. To zbytnio łamałoby etykietę. Przez te wszystkie lata małżeństwa złamała ją może pięć razy. Z czego najcięższe wykroczenie stanowiło nazwanie go “jej ogierem” podczas łóżkowych uniesień.
   – Nie pisał nic na temat naszej siostry, Księżniczki Precious Light rodu Magicvern?
   – Tylko tyle, że wciąż opłakuje Jego Wysokość Strong Change’a w tej swojej Południowej Marchii. A akurat z Equestrii wieści nie dostaję… a przynajmniej od mego ukochanego brata. Właściwie to nawet chciałem się ciebie zapytać, czy nie otrzymałaś jakichś wieści od siostry, Pani.
   Zmrużyła podejrzliwie oczy, widocznie szukając ukrytego haczyka. Nie znalazłaby, jako że był całkiem jawny. A kucyki miały niesamowity talent do niewidzenia tego, co znajdowało się na wprost przed ich nosami.
   – Jeśli możemy spytać, czemu tak nagle zaczynacie interesować się naszą siostrą, Wasza Wysokość?
   Darkness Sword już dawno przygotował sobie odpowiedź na to pytanie. Nie mógł przecież powiedzieć, że nie zdziwiłby się, gdyby Precious Light próbowała iść z nim na wojnę. A to, że będzie przeszkadzać w taki czy inny sposób, uważał za pewnik.
   – Znalazłem idealnego kandydata na męża dla jej starszej córki. Z tego, co mi wiadomo, Lady Twinkle Shine nie jest zaręczona.
   – Harmonio, za kogo chcecie ją wydać? Przecież mamy jednego syna – klacz nieznacznie podniosła głos.
   – Nie mówiłem o Dark Mane’nie, tylko o synu mego brata, Moon Hunterze. To pozwoliłoby nawiązać ciekawe kontrakty handlowe z Południową Marchią Equestrii.
   – Czy on nie jest aby zaręczony?
   Nie mam zielonego pojęcia – pomyślał Darkness Sword. – I jego ojciec prawdopodobnie też nie ma pojęcia.
   – Moonshine nic mi nigdy na ten temat nie mówił, więc raczej nie – zdecydował się na odpowiedź najbliższą prawdy.
   – Wasz brat wie o waszych planach?
   Nie jestem pewien, czy mój brat w ogóle wie, że ma syna? A w to, że wie, ile ogier ma lat i jak dokładnie się nazywa, to zdecydowanie nie uwierzę.
   – Oczywiście. To powiesz mi, pani, czy miałaś jakieś wieści od swej siostry?
   – Nie, nic ponad to, że ona również cierpi po śmierci naszego brata.
   Atmosfera panująca w komnacie zagęściła się. Darkness Sword odkrył, że na rękawach kaftana ma niezwykle interesujący haft. Wiedział, że nie mogą w nieskończoność udawać, że nie było tego tematu, który na zawsze pozostanie rysą na ich związku. Nie wiedział, jak przerwać powstałą ciszę.
   – Jak tam moja synowa? – w końcu zdecydował się na dyplomatyczną zmianę tematu.
   – Młode, urocze i zakochane dziecko.
   – To Imperium nie ma przyszłości… – szepnął sam do siebie.
   – Słucham? – zdziwiona klacz zapomniała o użyciu dworskiej formy.
   – Nasz syn ma zadatki na jednego z gorszych władców w historii. A młode, urocze i zakochane dziecko nie nakarmi naszych poddanych. Czasami mam ochotę Dark Mane’a wydziedziczyć i na następcę wyznaczyć Moon Huntera. Ba! Czasami wręcz żałuję, że pięć lat temu stało się to, co się stało. Nie wiem, na kogo wyrosła nasza córka. Ale nie może być aż tak tępa, bezmyślna, odporna na wiedzę i nieodpowiedzialna.
   – Mówicie o naszym dziecku…
   Darkness Sword zerwał się z miejsca i zaczął nerwowo krążyć po pomieszczeniu. Na przemian składał i rozkładał skrzydła. Machał ogonem, odganiając niewidzialne muchy.
   – Mówię o Imperium, moja droga. I o przerośniętym źrebaku. Jeśli wróci z Equestrii choć odrobinę bardziej rozgarnięty, to może jest jakaś nadzieja.
   – Ma czas, wyrobi się – stwierdziła Moonlight Dust.
   Imperator chciałby być pełen wiary w syna podobnie jak fioletowa alikorn. Wciąż pamiętał, że sam za młodu zapowiadał się na fatalnego władcę, zaś Moonshine Axe na jeszcze gorszego wielmożę. I choć nie wątpił, iż Dark Mane po kilkudziesięciu latach nadałby się na cenionego dowódcę wojskowego, to kompletnie nie widział go na Tronie Nocy.
   Brak mu ogłady i cierpliwości. A dworski rygor irytuje nawet mnie. Godziny gadania o niczym i lizania sobie zadów… Ale to konieczność, bo bez względnego poparcia największych wielmożów to rządzić można sobie co najwyżej wychodkiem.
   – Oby się wyrobił, Moonlight.
   Moonlight Dust złapała swój czarny diadem z opalami, który spadł, gdy alikorn gwałtownie cofnęła głowę.
   – Słyszycie? – szepnęła.
   Władca zastrzygł uszami i zrozumiał, o czym mówiła jego żona. Na korytarzu ktoś walczył. Ogier poczuł narastającą wściekłość. Wstał z krzesła i ruszył na spotkanie ewentualnym zamachowcom.
   Jednak nie było żadnych zamachowców. Zobaczył za to Darkside’a i swoich własnych gwardzistów. Jeden ze strażników miał podbite oko, zaś łuk brwiowy głównego dowódcy Oddziałów Specjalnych Królestwa Nocy był rozcięty i sączyła się z niego krew.
   – Co tu się dzieje?! – wrzasnął Król Nocy, siląc się, by nie wyrzucić z siebie niezwykle długiej i malowniczej wiązanki przekleństw.
   – Chcieliśmy się z wami niezwłocznie widzieć, Wasza Wysokość – powiedział czarny jednorożec.
   – Kazaliśmy mu zaczekać, Wasza Wysokość. Sami mówiliście, żeby nikogo nie wpuszczać, kiedy przyjmujecie Królową.
   – Mieliśmy was natychmiast informować, kiedy dowiemy się czegoś w tej konkretnej sprawie.
   – Darkside, idź do siebie, niebawem tam przyjdziemy. – Czarny jednorożec ukłonił się nisko i odmaszerował. – A wy wracać na stanowiska.
   Królowa nie wyglądała na zadowoloną, tymczasem on cieszył się, że znalazł się pretekst na zakończenie tej farsy. Zdecydowanie wolałby, gdyby następne jego spotkanie z małżonką odbyło się na zupełnie innym gruncie.
   – Wybacz, najdroższa, ale przez pewne sprawy wagi państwowej muszę przerwać tę rozmowę.
   – Cóż, liczymy, że przynajmniej zjecie z nami wspólnie kolację.
   Czyżby samotność dolegała? – pomyślał.
   Moonlight Dust nie posiadała dwórek. Porzuciła ten zwyczaj, gdy przyjechała do Królestwa Nocy dziesięciolecia temu. Jej dawne przyjaciółki opuściły ją, nie chcąc spędzić reszty życia w Mooncastle, zaś dwór Nocy nie przypominał tego z jej kraju. Poza specjalnymi okazjami w ciemnych korytarzach nie roznosił się śpiew trubadurów, natomiast najczęstsze zabawy stanowiły popijawy na ucztach oraz hazard. Nawet rycerskie turnieje nie posiadały tej niezwykłej otoczki co w krainach zachodu. I tak do najciekawszych rozrywek Królowej należały czytanie książek, spacery po zamkowych ogrodach i czas spędzony razem z nim.
   – Zobaczę, co da się zrobić, ale niczego nie mogę obiecać. Wieści od Lorda Darkside’a na pewno są bardzo istotne, pytanie jaka jest ich treść.
   
   Kwatera głównodowodzącego Oddziałów Specjalnych Królestwa Nocy nie zmieniła się zbytnio od jego ostatniej wizyty. Wciąż była tym samym pomieszczeniem oświetlanym przez blask zaklętych kryształów. Jednak wówczas na dębowym stole nie leżała wielka mapa. Darkness Sword spodziewał się pełnego aktualnego planu Imperium, ale zamiast tego zastał południowo-wschodnie kresy Królestwa Nocy. Ziemie Cieniste.
   – O co chodzi, Darkside? – zapytał wprost.
   – Zachodni Trakt stoi. Dzisiaj przed południem coś zaatakowało karawany. Nasi żołnierze nie mogą sobie z tym poradzić. Nadpalone kawałki wozów i mnóstwo trupów. Wysłałem posiłki, ale wątpię, by do jutra sobie z tym poradzili.
   – Wiesz coś więcej na ten temat?
   – Było duże i spadło z nieba, jakiś potwór.
   Darkness Sword zaklął wyjątkowo szpetnie. Miał niejasne wrażenie, że zły los ostatnio uwziął się na niego.
   – Wyślij Oddziały Specjalne, by zbadały dokładnie całą sprawę, jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, a jesteśmy niemal pewni, że zrobiłeś. – Władca przerwał na chwilę swoją wypowiedź i kontynuował, dopiero gdy Darkside skinął łbem. – A potem trzeba będzie coś z tym zrobić. Nie możemy sobie pozwolić, by coś blokowało nasze główne szlaki komunikacyjne, szczególnie teraz.
   – Jest coś jeszcze, Wasza Wysokość. Kucoperze migrują – mruknął ponuro czarny jednorożec.
   – Na zachód?
   – Nie, Wasza Wysokość. Na północ i to jest w tym wszystkim najdziwniejsze.
Alikorn przyjrzał się mapie w celu upewnienia się, czy aby na pewno dostatecznie dobrze zna granice swojego własnego państwa. Zamrugał parokrotnie i odkrył, że sprawa wciąż jest równie dziwna.
   – Przecież tam nic nie ma. Chce im się rabować te parę rozpadających się wsi i sypiących się zamków pomniejszych rycerzy? Jak długo to trwa?
   – Mniej niż miesiąc. Obserwujemy te dziwolągi od czasu ostatniej wojny. Nawet prowadzimy z nimi jakiś handel. Część ich tradycyjnych wyrobów…
   – Nie interesują nas ich tradycyjne wyroby, Darkside.
   – Tak jest, Wasza Wysokość. Pozostawiają po sobie opuszczone wsie i miasteczka, ale nie ruszają waszych poddanych. Biorą swój dobytek i uciekają. Klacze, ogiery i źrebięta. Nasi agenci próbowali dowiedzieć się czegoś jeszcze. Kucoperze mówią coś, że już nadszedł czas Hsssss Taserath. Po ichniemu to oznacza dosłownie “wyjście cienia”.
   – To jakaś przepowiednia?
   – Chyba tak. Próbowałem się czegoś dowiedzieć od Lorda Wisewella, on swego czasu interesował się ich kulturą. Mówi, że to ma związek z ich religią, a ta jest tak dziwaczna, że nie idzie wiele z niej zrozumieć. Ich głównym bóstwem jest Księżycowa Wiedźma, Wisewell mówi, że to pozostałość po bytności na świecie jakiegoś demona.
   Król parsknął. Nie mógł uwierzyć, że gdzieś na świecie istnieją tak zabobonne kucyki, które potrafią porzucić swe domy i całe dotychczasowe życie dla jakiegoś religijnego bełkotu.
   – Wiadomo może, gdzie koniec końców zamierzają trafić?
   – Cóż… Mówią o wielkiej, stromej górze i pięknym domu z białego kamienia na jej szczycie. Canterlot. A trasa tak im wypadła, gdyż w taki oto sposób kapłani Księżycowej Wiedźmy odczytali znaki na niebie.
   – Czyli Księżycowa Wiedźma objawiła się im i powiedziała, że mają się wynosić z naszego Imperium. Chyba osobiście jej podziękuję.
   – Nie zamierzacie podjąć żadnych działań, Wasza Wysokość?
   Błękitnogrzywy uśmiechnął się lekko. Cała sytuacja zaczynała niezmiernie go bawić, pomimo tego że była dziwna, z pozoru bezsensowna i lekko niepokojąca.
   – Po co? Swoich klaczy i źrebiąt nie bierze się na wojnę. A płakać nikt po nich nie będzie. Nasi żołnierze w każdej chwili potrzebni mogą być gdzie indziej. Obserwujcie ich, wsie i miasteczka na ich trasie powinny zostać ostrzeżone, ale póki co nie ma sensu robić nic więcej.
– Ale czy Królowa Celestia nie uzna tych imigrantów za prowokację z naszej strony?
– Królowa Celestia jest na tyle mądrą klaczą, że wie, iż sporo lat spędziłem na pacyfikowaniu tych dzikusów. A jeśli zechce rozpętać wojnę z Imperium Nocy, to nie będzie potrzebowała pretekstu. Takie dodatkowe utrudnienie byłoby nam wręcz na kopyto. Zresztą, jakby Jejmości to przeszkadzało, to zawsze możemy negocjować.
Darkside pokiwał łbem i wyciągnął jakiś zwój, niegdyś zalakowany błękitną pieczęcią ze złotą wstążeczką, sądząc po śladach szpecących pergamin. Darkness Sword zaklął w myślach. Aż za dobrze wiedział, co to było. Jedna z kopii zeszłorocznego sprawozdania podatkowego. Czekała go kolejna długa rozmowa na temat tego, co należy zrobić z jakimś ważnym lordem, który nie wpłacił do skarbca odpowiedniej ilości złota.
***

Hualong nie przypominał sobie, kiedy ostatnio spotkał istotę tak upartą i tak bardzo nielogiczną jak Night Shadow. Z drugiej strony nie pamiętał też kiedy i czy się tak o kogoś martwił. Do czasu aż tej nieznośnej klaczy nie udało się to dziwne zaklęcie, był święcie przekonany, że nie przyjdzie im stanąć pod murami Firegard. Jednak teraz wyraźnie widział miasto z jasnego kamienia. Zbudowano je nad brzegiem morza, nad zatoką wcinającą się w głąb lądu, porośniętego lasem cyprysów, pinii, dębów korkowych i drzew oliwnych. Gdyby nie cel tej wizyty, to smokowi niechybnie spodobałoby się to miejsce, a to wszystko przez łagodny, ciepły klimat i aromatyczną woń roślinności, tak intensywnie wyczuwalną.
Oblizał pysk, czyszcząc go z resztek krwi, pozostałej po ostatnim polowaniu. Posiłek nie był zbyt duży, udało mu się schwytać tylko kilka królików. Gdyby nie to, że miał się zbytnio nie rzucać w oczy, to z pewnością zjadłby coś konkretniejszego. Co prawda spalenie połaci lasu chwilowo nie wchodziło w rachubę, ale jeszcze nigdy nie jadł delfina, a widział parę tych ssaków, gdy przelatywał nad morzem.
Zatoczył ostatnie koło i gwałtownie spikował w dół. Ziewnął przeciągle w momencie, gdy szpony wszystkich czterech nóg zanurzyły się w podłożu.
– Nikt cię nie widział? – usłyszał znajomy głos.
Odwrócił łeb i dostrzegł zielonogrzywą klacz, siedzącą przy ognisku. Była przeraźliwie brudna i intensywnie cuchnęła końskim potem. Stan skrzydeł alikorn przywodził mu na myśl zdechłego przed tygodniem gołębia. Nie wyglądała na zadowoloną, co wcale go nie dziwiło, zważywszy na próby lotu, jakie Shad podjęła tego dnia. Nie dość że męczyła się niezwykle szybko, nawet jak na nią, to zniszczone pióra czyniły lot mocno niepewnym.
– Jest ciemno jak w grocie króla smoków, nikt by mnie nie zauważył, a nawet jeśli, to co z tego?
– Nie chcę, by podwoili straże. Muszę dostać się do zamku i porozmawiać z kimś ważnym.
– Tę śpiewkę już słyszałem – prychnął. – Teraz czekam na szczegóły tego niebywale prostego przedsięwzięcia. Ale przecież jesteś taka genialna, o wielka królowo, że na pewno…
– Zamknij się!
Róg klaczy rozjarzył się zielonym światłem, czym smok zupełnie się nie przejął. Jego łuskom nie mogło zagrozić byle zaklęcie, a Night Shadow zdecydowanie nie operowała czymś, co według niego można było określić zaawansowaną magią. Nie żeby znał się na tej całej sztuce magicznej, ale ciężko, by strach wzbudzał w nim jakiś wychudzony kucyk, zdolny jedynie do przywołania paru światełek.
– Czyżbyś miała jakiś plan?
– Mówiłam ci już chyba parę razy… Najpierw zostanę ogierem, potem zmienię się w jakiegoś alikorna z dworu Słońca, a na koniec wejdę do zamku i w końcu ujawnię swoje prawdziwe ja.
Hualong machnął ogonem i przybliżył się w stronę swojej porośniętej sierścią towarzyszki. Night nie cofnęła się, nawet gdy dotarła do niej woń króliczego mięsa, silnie wyczuwalna w oddechu smoka.
– Tak sobie czasami myślę, przerośnięta sarenko, że to cud, że jeszcze żyjesz. Bo powiedz, czemu niby tamte kucyki miałyby ci pomóc? Co masz im do zaoferowania? Padną na ziemię na widok paru błysków z rogu? A może je przekupisz tymi obszarpanymi szmatami, które nosisz na grzbiecie?
– W moich żyłach płynie królewska krew.
Nie widać – pomyślał gad.
– To co najwyżej powód, by cię od razu nie zabić, ani nie wziąć na tortury. Niewielkie pocieszenie, ale zawsze coś.
– Kiedy cię nie było, rozejrzałam się trochę po okolicznych wsiach. Ich król wyjechał parę tygodni temu i wciąż nie wrócił.
– I co z tego? Może się dobrze bawi na polowaniu?
Night Shadow zmrużyła oczy i przybrała ten wyraz pyska, który nieprzyjemnie przypominał mu wściekłą smoczycę.
– Kucyki nie polują, idioto! – kolejne słowo, którego znaczenia do końca nie znał, ale domyślał się, że było obraźliwe – Pojechał do Mooncastle i… mogę się założyć, że już nie żyje.
– A ja stawiam, że żyje i ma się dobrze… Nie mam pojęcia, skąd ten pomysł, że jest inaczej, a nawet jeśli, to co z tego? Czy on nie miał aby syna? Z którym byłaś zaręczona?
– I widzisz, Hualong. To właśnie tym dysponuję. Umiem łączyć fakty. A fakty są takie, że nie tak dawno temu wuj Strong Change umarł i jestem wręcz pewna, że ktoś mu pomógł, a tym kimś był mój ojciec. Sundust pojechał do Mooncastle, by dzielić świat, a tak przynajmniej zapewne brzmiał oficjalny powód… Wątpię jednak, by mój ojciec zamierzał się dzielić, więc pewnie niedługo komuś przytrafi się śmiertelny wypadek, a następnie wojska ukryte na granicy wkroczą nieść bratnią pomo…
– Przelatywaliśmy nad granicą – przerwał jej. – Widziałaś tam jakieś wojska, bo ja nie. A mogę cię zapewnić, że wyczułbym takie wielkie stado kuców, choćby po woni wydalanego przez nie gówna. No, ale dobrze, nawet jeśli ten Suncośtam zrobił ci przysługę i umarł, to do czego to prowadzi?
– To proste – klacz pokazała zęby, co w tej dziwnej, kucykowej mowie ciała wcale nie oznaczało groźby – będą się zastanawiać, skąd to wiem.
Zielonołuski gad nie rozumiał kucyków i ich toku rozumowania, ale podejrzewał, że one również mogą pomyśleć, że Night Shadow po prostu to sobie wymyśliła. Bo przecież nie uwierzą, że ktoś, kto opuścił dwór w wieku dziesięciu lat, zna największe sekrety jego władcy. Ta czarna pokraka mogła co najwyżej posłużyć jako narzędzie do szantażu swojego ojca, o ile ten w ogóle raczy się nią zainteresować, w co mocno wątpił. Niestety obiecał pomóc Night i musiał się z obietnicy wywiązać.
– Domyślą się, że nic nie wiesz najwyżej po godzinie.
– Widziałam mapy, plany…
– Tak, sprzed pięciu lat. Nawet do końca nie wiesz, co się dzieje teraz. Ba, ty nawet dobrze nie znasz swojego ojca. Zawróć.
– Dotarłam aż tutaj. Uciekłam z tego cholernego zamku, przez cholernych pięć lat biegałam po krzakach, polowałam na potwory i zbierałam jakieś durne jagódki. Pogryzły mnie komary, dupa zmarzła mi niezliczoną ilość razy – z każdym wypowiedzianym słowem, klacz coraz bardziej podnosiła głos. – Nawet nauczyłam się przybierać formę innego kucyka, a ty mi mówisz, bym zawróciła?! Nigdy!
Westchnął głośno, jako że miał już dość ciągłych kłótni o to samo. Dlatego uznał, że równie dobrze może jej nieco pomóc w rozwiązaniu tego problemu.
– Chcesz zostać królową swojego brzydkiego państewka, tak?
Nighty skinęła głową.
– Muszę być tam, gdzie będzie tworzyć się historia, by móc zapisać się na jej kartach.
Ton głosu, jakim Shad wypowiedziała ostatnie zdanie, był mu znany aż za dobrze. Night miała dość interesującą skłonność do podniecania się wizją samej siebie dzierżącej władzę oraz miażdżącej hordy wrogów w walnej bitwie. I choć jego zdaniem marzenia klaczy należały do tych mocno nierealnych, to tym razem ucieszył się z jej uniesienia. W tym stanie zdecydowanie prościej dało się ją do czegoś przekonać.
– No właśnie, więc nie możesz skończyć w lochu. A chyba mam pomysł, jak sprawić, by cię tam nie zamknęli… Reszta to już twoje zadanie. Dlatego słuchaj mnie uważnie, bo to może uratować ten twój kościsty zad.

***

Zachodni Trakt wydawał się być jeszcze bardziej tłoczny niż zwykle. Zazwyczaj panował tu spory ruch, jako że to właśnie ta droga łączyła Mooncastle z Magicgard, a przez połączenie z Północnym Traktem, również z Everfree. Była szeroka i wyłożona kamieniami, dzięki czemu nie tworzyły się koleiny i dało się nią przejechać nawet w trakcie największej niepogody. Liczne patrole żołnierzy Darkness Sworda skutecznie odstraszały zbójów, groźne zwierzęta oraz potwory. Wszystkie te czynniki sprawiały, że zarówno kupcy, jak i prości podróżni chętnie wybierali Zachodni Trakt.
Jednak teraz droga nie była zatłoczona, tylko zwyczajnie nieprzejezdna, a Nnoitra klął, że natura poskąpiła mu skrzydeł. Bastard Spell gorliwie towarzyszył mu w tej czynności.
– Gdybyście mieli skrzydła, już dawno dotarlibyśmy na miejsce – narzekał Green Crossbow.
– Ale nie mamy i jeśli jeszcze raz to usłyszę, to utnę ci twoje – warknął Spell.
– Zastanawia mnie, co się tam mogło stać, takie zastoje nie są normą na Zachodnim Trakcie – stwierdził paladyn. – Słońce zaszło już wiele godzin temu, a staliśmy tu już gdy stało w zenicie.
– Polecę i sprawdzę – zaoferował się żółty pegaz. – Bo skoro nikt inny się do tego nie kwapi… – Javelin spojrzał pogardliwie na resztę skrzydlatej kompanii.
– Ja nie marudzę – mruknął Random.
– Awfulowi się nie chce, a Green potrafi tylko pieprzyć głupoty, wiem, wiem.
Ichor rozłożył skrzydła i odleciał, szybko znikając Nnoitrze z oczu. Nie wróżyło to dobrze, ponieważ oznaczało, że to, co spowodowało zator, znajdowało się gdzieś daleko. Ogier naprawdę tęsknił za porządną kąpielą i ciepłem swojej kwatery.
W końcu Poszukiwacz Przygód wrócił, przynosząc wieści, które nie nastrajały zielonogrzywego jednorożca optymizmem.
– Trakt blokują strzaskane wozy. Jest ich sześć. Dużo trupów… i nikt tego nie sprząta. Zaczepiłem jednego z żołnierzy, boją się. To był potwór…
– Na Zachodnim Trakcie? Dwa dni drogi od Mooncastle?! Nie wierzę! – zaprotestował Nnoitra.
– Cichaj, młody – mruknął Spell. – Mów dalej, Javelin. Co to było?
– Ci, którzy widzieli dokładnie, już nie żyją. Wozy były częściowo spalone, kuce mówiły coś o wielkim cieniu, który spadł z nieba. Myślę, że smok albo rok.
– Zdecydowanie to drugie – stwierdził turkusowy jednorożec. – Smoki bywają wredne, ale wątpię, by jakiemuś chciało się palić kupieckie karawany. No i gad dokończyłby dzieła.
– W Królestwie Nocy nie ma… – zaczął paladyn.
– Nie było – poprawił go żółty pegaz. – Jeszcze parę lat temu myślałem, że ptakożmije nie występują na terenach nizinnych. Ale gdy ubiłem jednego pod Arrowhoof, musiałem nieco zrewidować swoje poglądy. Tobie też to radzę.
Mimo wszystko zielonogrzywy wciąż nie potrafił uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. To było zbyt absurdalne, zbyt niemożliwe. Już prędzej stwierdziłby, że to dzieło smoka, ponieważ te faktycznie spotykało się w jego państwie. Co prawda Smocza Migracja powinna minąć te okolice już jakiś czas temu, ale przecież zdarzali się smoczy samotnicy, a to właśnie takie osobniki zazwyczaj sprawiały kłopoty.
– ***, niedobrze – jęknął Awful. Nnoitra obrócił łeb w kierunku niebieskiego pegaza i dostrzegł strach na jego mało urodziwym pysku. – Jestem pewien, że Jego Wysokość uzna, iż to zadanie dla nas.
– Czy taki rok jest bardzo groźny? – zapytała nieśmiało Orange, dotychczas w ciszy przysłuchująca się rozmowie.
– Ty nie będziesz z nim walczyła, siostro – powiedział Random Adventure. – Nie pozwalam i tyle.
Klacz nastroszyła pióra i zmrużyła oczy. Przez chwilę Nnoitra myślał, że Random oberwie. Ale pomarańczowa pegaz poprzestała na głośnym wrzasku:
   – Nie będziesz mi rozkazywał!
   – Ciszej, kuce patrzą – wtrącił niebieski jednorożec.
   Faktycznie, kilkadziesiąt par oczu zwróciło się w stronę ich niewielkiej grupki. Nie żeby dookoła panowała cisza, jako że stłoczone kucyki narzekały dość głośno, jednak kłótnie rodzinne zawsze stanowiły ciekawą atrakcję dla znudzonych podróżnych.
– Wyobraź sobie, Orange, wielkiego orła. Takiego wielkiego w chuj i jeszcze w pizdu trochę. Ptak jak dom. I do tego strzela piorunami z dupy, bo to bydlę magiczne – rzekł Cross, silnie akcentując każde zdanie.
   – Opis Crossbowa, choć niewątpliwie malowniczy, jest całkiem dokładny – stwierdził Bastard Spell. – To faktycznie wielkie ptaszydło, przeklęty pomiot burzy. I nasz rycerzyk ma sporo racji, bo tego cholerstwa rzeczywiście nie powinno tu być. Roki żyją na wybrzeżach, w Caballusii praktycznie się ich nie spotyka, bo…
   – Ich ojczyzną są kraje zebr – dokończył Awful Look.
   – Tak, ale można je spotkać na południu Królestwa Słońca, szczególnie na kilku wyspach…
   – Daruj sobie, Spell, wystarczy – przerwał Ichor. – Rzecz w tym, że roki normalnie nie są agresywne. Ktoś musiał zniszczyć jego gniazdo, a to znaczy, że ptaszydło będzie się teraz mścić.
   – Tak właściwie, to czym to się żywi? – dopytał się Nnoitra.
   – Mięsem, ale nie końskim, na szczęście wszystkich Equeidów.
   – Cóż… I tak miałam ochotę do czegoś postrzelać – stwierdziła Tail.
   – Ty nie będziesz do niczego strzelać! – Random najwyraźniej mocno wczuł się w rolę starszego brata, a Nnoitra w pełni popierał jego zdanie w tej kwestii.
   – Będzie. Należy do drużyny i… strzela lepiej od ciebie. Dobra, chłopaki, schodzimy z traktu. Przez krzaki będzie szybciej – oznajmił Spell.
   Sir Oakforce jęknął przeciągle. Nienawidził przedzierania się przez chaszcze i gdyby ktoś go zapytał o zdanie, to powiedziałby, że wolałby poczekać, aż Zachodni Trakt zostanie odblokowany. Jednak tak się jakoś złożyło, że nikogo zupełnie nie obchodziło, co Nnoitra myślał na ten temat. Dlatego niebawem zamiast po twardej drodze, musiał stawiać kopyta na śliskiej ściółce, w której nogi zapadały się po pęciny. Oczywiście, pegazy mogły łatwo ominąć ten problem, co też chętnie uczyniły.
   – Pióra roka są bardzo kosztownym i rzadkim składnikiem alchemicznym – wymruczał Bastard.
   – Co?
   – Widzisz, coraz bardziej rozważam porzucenie kariery Randomowego Poszukiwacza Przygód i zamiast tego zostanie nadwornym magiem na jakimś zamku, choćby i Mooncastle. A tak się składa, że do tego przydałby mi się niemały kapitał. Wyposażenie pracowni magicznej jest niezwykle kosztowne.
   – Znudziło się bieganie po krzakach, co? – parsknął młodszy jednorożec.
   – Wiesz, gdybyś trzydzieści lat temu zapytał mnie, co będę w życiu robił, to na pewno nie odpowiedziałbym, że wybrałbym karierę najemnika czy innego wojownika. Raczej spodziewałbym się własnego laboratorium i wieczorów spędzonych na czytaniu książki przy kominku. Może nawet dorobiłbym się źrebiąt… A przynajmniej wziąłbym sobie uczniów.
   Nnoitra zamyślił się. On sam zawsze marzył, by robić to, co robił. Oczywiście, wtedy widział samego siebie odnoszącego w swojej karierze same sukcesy, a nie porażki. W wieku piętnastu lat łudził się nawet, że mógłby poślubić alikornijską księżniczkę i po skończonym mordowaniu wrogów narodu, móc wrócić do jej pięknego zamku.
   Jaki ja byłem młody, głupi i naiwny – pomyślał i uśmiechnął się do wspomnień.
   – Wiesz, obawiam się jednak, że przyjdzie ci się zestarzeć i umrzeć jako Poszukiwacz Przygód, Bastardzie.
   – Niestety, pewnie masz rację – przyznał ponuro turkusowy ogier. – Ale lubię sobie czasem pomarzyć.
   Zaklął, kiedy płaszcz zaczepił mu się o krzew jeżyn. Użył magii, by uwolnić się od kłującej rośliny.
   – Ale czy twoim specjalnym talentem nie jest aby magia ofensywna? Nie powinieneś się odnajdywać właśnie na bitewnym polu?
   – Odnajdywałem się na nim przez pół życia i wciąż to robię. Ale powiedz mi, Nnoitro, gdybyś miał teraz wybrać, to czy wciąż zdecydowałbyś się służyć w Oddziałach Specjalnych Królestwa Nocy?
   – Tak – odpowiedział bez wahania.
Strony: 1 2 3 [4] 5 6 7 ... 148




© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.155 sekund z 15 zapytaniami.
                              Do góry