Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1] 2    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Cendres d'amour (Czytany 5889 razy)
Fehu
Pożeracz Kamieni

******

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 489


To tylko sen. Nikt nam go nie odbierze...

Zobacz profil
« : 20 Sierpnia 2008, 10:39:58 »
No cóż, ze wstępami jest taki problem, że nigdy nie wiadomo jak je zacząć. Zważywszy na to, że praktycznie już zacząłem, mam najtrudniejsze za sobą. Uff... No to nie pozostaje mi już nic innego, jak przedstawić Wam owoc naszej współpracy z niejaką Klusią, znaną również jako GM Kluseczka. Życzymy Wam: Enjoyez ;)

UWAGA!
W opowiadaniu przewidziane są wątki yaoi (dla niewtajemniczonych: http://pl.wikipedia.org/wiki/Yaoi)! Jeżeli masz coś przeciwko temu - nie czytaj! Z góry dziękujemy Mrugnięcie

Blake zamknął dokładnie drewniane, drzwi swego domu i ruszył żwawym krokiem brukowaną uliczką. Drzewa kłaniały mu się na wietrze. Chłopak starał się wierzyć, że robią to z własnej woli, jednak prawda była taka, że bezczelny ruch powietrza przemieszczającego się z barometrycznego wyżu do niżu, co potocznie nazywa się wiatrem, wyginał bezbronne korony przydrożnych klonów, jesionów, dębów, kasztanowców i osik. Złote, brązowe, czerwone i pożółkłe, a czasem nawet karmazynowe liście opadały łagodnie na drogę, choć uprzednio brutalnie zerwane z swojego macierzystego miejsca egzystencji. Blake zdziwił się nawet, że mają cierpliwość i kulturę, by tak po prostu położyć się na ziemi, po takim przejściu. Dziwne są liście, zaiste. Nie sposób przewidzieć ich postępowania. Meyer nieznacznie wzruszył ramionami, niezwalniając kroku. Ścieżka nagle gwałtownie zakręciła, jednak chłopak, idąc tą drogą jakiś milionowy raz, był na to przygotowany. Bez najmniejszego zachwiania, ani zmiany tempa marszu, skręcił i szedł dalej, z uśmiechem na twarzy. A rzeczywiście miał parę powodów do radości. Przede wszystkim, dzień był wyjątkowo ładny, nie ma co. Choć znaczna jego część przeszła już do historii, z racji iż była już godzina piąta po południu, Blake delektował się jasnymi promieniami popołudniowego słońca, tak delikatnie muskającymi jego przystojną, młodzieńczą twarz. Droga wiła się zakosami i zygzakami, jednak budynek biblioteki przysuwał się coraz bardziej i bardziej. I wreszcie Meyer stanął przed potężną tablicą, z prostym i rzeczowym napisem: "Biblioteka". Tak, oto jego drugi powód do dobrego nastroju. Pchnął pewnie drzwi wysokiego na trzy piętra budynku i śmiałym krokiem wszedł do środka. Tradycyjnie, bo często miał w zwyczaju gościć te progi, powitała go pachnąca świerkami podłoga z drogiego gatunku drewna i przytulnie urządzona recepcja, w której urzędowała podstarzała, ale jakże energiczna i żywiołowa pani Figges. Blake pozdrowił ją uprzejmym tonem, pogawędzili kilka chwil, jak dobrzy znajomi, po czym Meyer udał się schodami na górę, gdzie mieściła się właściwa część biblioteki. Chłopak westchnął cicho i zaczął przechadzać się między regałami zawalonymi najróżniejszymi książkami. Rozglądał się uważnie, zatrzymując wzrok na każdym tytule, który mógłby wskazywać na książkę historyczną. Tym razem bowiem potrzebował przygotować się nieco do egzaminu z historii, który czekał go niebawem. Jego bacznym oczom nie umknęły takie pozycje, jak "Przeszłość Ien'ithe w pigułce", "Kroniki Lindaronu", czy "Czasy według Arianny Oaces", albo "Pierwsze wieki"... Niestety wszystkie z powyższych już czytał. Niektóre nawet po kilka razy. Dzielny Blake nie poddawał się jednak tak łatwo. Wiedział doskonale, że książki mają tendencje do robienia psikusów i co lepsze lubią się chować i unikać poszukujących oczu. Wprawionego wzroku Meyera nie dało się jednak tak łatwo oszukać. Wreszcie w jego ręce wpadł zakurzony tom "Rocznika 1074". Tak, to było dokładnie to, czego szukał... A przynajmniej tak mu się przez chwilę wydawało. Jak wielkie było rozczarowanie Blake'a, gdy w końcu przypomniał sobie, iż miał już okazję zetknąć się z tą pozycją. Taka była smutna prawda - w całej bibliotece nie została już chyba ani jedna książka historyczna, której Meyer nie miałby nigdy w rękach, choć przez chwilę. Mimo wszystko, jak na Blake'a Meyera przystało, szukał dalej. Wyciągał co większe woluminy, za którymi mogły się ukryć potencjalne obiekty jego pożądania, zaglądał pod regały, czy przypadkiem jakaś książka nie ubzdurała sobie chować się pod cieniutką warstwą kurzu - bo trzeba przyznać, że pani Figges, w miarę możności, dbała o czystość i porządek w bibliotece - ale poszukiwania nie przynosiły żadnych efektów. Z ciężkim sercem i poczuciem porażki, Blake... poddał się. I już miał kierować swe kroki do wyjścia, gdy nagle ją dostrzegł. Biedną, samotną, porzuconą i niechcianą książkę, drżącą żałośnie z zimna i strachu przed wielkim światem, który nie wiedzieć czemu tak okrutnie ją potraktował. Chłopak zatrzymał się gwałtownie i wbił swe oczy w ów almanach z błyskiem ostatniej nadziei w oczach. Współczuł jej. Nie mógł pozostać obojętnym na jej cierpienie. W chwilę później porzucona księga miała okazję poraz pierwszy zapewne od dłuższego czasu poczuć ciepło, ciepło zgrabnych i pewnych dłoni Meyera...

"Mer de Flammes" - przeczytał tytuł ułożony na czerwonej okładce ze złotych liter - "Ciekawa kompozycja kolorystyczna, nie ma co."
         
   "Przestrzeń niczym się staje pod całunem nocy."
    Tysiące w chwilę, dziesiątki w lata
    Przekleństwo daru, chaos prawa magii
    Pieczęć zamknięta popiołem się stanie."

"Dziwna książka, doprawdy" - skwitował krótko wstęp na pierwszej stronie. Nie zdążył jednak przeczytać ni literki więcej, ponieważ zegar wiszący na ścianie naprzeciwko bezlitośnie przypomniał mu o rzeczywistości i brutalnie wciągnął go z powrotem do świata pełnego trosk, chorób i głodu... Prościej mówiąc, Blake ocknął się z zamyślenia.
- To już ósma godzina? - zdziwił się szczerze. Faktycznie, w poszukiwaniu odpowiedniej dlań książki kompletnie stracił rachubę czasu. Nie zauważył, jak za oknami słońce umknęło już za linię widnokręgu, a drzewa spowiły się w cieniu i mroku nocy. Zapadł zmierzch.
- Pora się zwijać - co mówiąc chwycił przygarniętą księgę pod pachę i pomaszerował na dół.


« Ostatnia zmiana: 20 Sierpnia 2008, 10:45:49 wysłane przez Fehu » IP: Zapisane
Loczek
King Loczdorah

*

Punkty uznania(?): 23
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 845


It's Seriously Christmas

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 20 Sierpnia 2008, 10:48:15 »
Bardzo fajny tekst w szczególności spodobał mi się wierszyk na okładce książki bardzo fajne początek oby tak dalej.


IP: Zapisane
Saph
wrrr.

*

Punkty uznania(?): 18
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 632


Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 20 Sierpnia 2008, 10:55:12 »
No cóż... Piękne, cudowne, zresztą po co ja to piszę? Każdy widzi, jak jest. ^^

Mogę się założyć, że ta książka będzie miała jakieś duże znaczenie w całej tej powieści... Morze Ognia.

Trochę tylko imię głównego bohatera mi się nie podoba, ale to szczegół. ^^
Poproszę o następny part, szybciutko!




IP: Zapisane
kluseczka

*****

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Wiadomości: 878


Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 21 Sierpnia 2008, 14:08:54 »
 @Loczuś, on nie był na okładce tylko w niej - to treść. @Saph - on nie jest głównym tzn najgłówniejszym bohaterem, lecz jednym z głównych. I powiedz co ci się w imieniu nie podoba - abym wiedziała na przyszłość.


 Na dole panowała cisza. Typowa, bliblioteczna cisza, przerywana wyłącznie bzyczeniem wszechobecnych much. Tym razem jeszcze dwa dźwięki wplotły się w subtelną harmonię zatytułowaną "Wnętrze typowej biblioteki". Jeden z nich najłatwiej byłoby określić jako "kroki najwyżej pięćdziesięciokilogramowej osoby w skórzanych butach po świerkowej podłodze", drugi zaś jako "Przeciagłe chrapanie osoby w około średnim wieku".
 Blake rzucił okiem w kierunku topornego biurka pani Figges. Staruszka spała bezczelnie, opierając siwą głowę na szczupłych ramionach. Liczne leżące na podłodze papiery, pióra czy nawet kałamarz zrobiony z zaklętego, szczególnie wytrzymałego szkła wskazywały na to, że bibliotekarka w pewnej chwili po prostu zrzuciła przedmioty na podłogę, nie przejmując się tym, że będzie musiała potem sprzątać ten bałagan. Meyer uśmiechnął się z pobłażaniem, po czym podniósł leżący za krzesłem gruby, beżowy płaszcz kobiety i okrył ją. Pochylił się, podnosząc z podłogi kałamarz, pióro oraz jedna z niewielu niezapisanych kartek, które walały się po niej bezładnie. Położył je na niezajętym przez długie włosy śpiącej fragmencie blatu, po czym zaś odkorkował słoiczek z inkaustem. Zanurzył koniuszek pstrokato ubarwionego pióra w atramencie, po czym zaczął pisać, szybkimi, gwałtownymi ruchami. Cóż, kaligrafia nigdy nie była jego mocną stroną. Jego nauczyciele wielokrotnie skarżyli się na to, że wypracowania jakie napisał, nie nadają się do przeczytania przez kogoś kto nie był wykwalifikowanym grafologiem. Jednak, po wielu wylanych łzach, wielu pokonanych przeszkodach i wielu złamanych piórach nauczył się nie zmuszać nauczycieli do picia herbatek na uspokojenie podczas czytania jego prac domowych.
 Na piśmie nie był szczególnie wylewny. Celował w streszczeniach, rozpisywanie się na więcej stron sprawiało mu subtelne problemy. Stosował zasadę: "krótko, zwięźle i na temat", uważając że inkaust jest drogi zaś pióra łatwo się łamią więc nie powinno się kusić losu, rozpisując się na długie epistoły. Niektórzy podejrzewali że ową niemal oschłością w słowie pisanym rekompensował sobie ilość wypowiadanych słów. Tak, był gadatliwy. Tym bardziej zaskakująca była jego literacka niewylewność. Nikt nie spodziewał się, że ten sam "Meyer któremu buzia się nie zamyka" potrafi zmieścić się w dwóch, trzech zdaniach.
 Zakończył mocnym, efektownym zawijasem, rysując spiralkę na końcu litery R. Dmuchnął na atrament, by szybciej wyschnął, po czym przycisnął papier już zakorkowanym kałamarzem. Przezornie ułożył wiadomość w miejscu gdzie gestykulujące przez sen ramiona pani Figges nie mogłyby jej strącić.
 "Wziąłem ''Mer de Flammes''. Blake Meyer"
 Wyszedł z biblioteki, zamykając cicho drzwi za sobą. Zaczynało już się robić ciemno, tylko niewielki fragment tarczy słonecznej wystawał jeszcze zza prostej jak krawędź ostrza linii horyzontu. Pomarańczowoczerwone promienie kładły się niemal równolegle do ziemi, rażąc szare oczy chłopaka i wydłużając do niemal monstrualnych rozmiarów jego cień. Blake spuścił głowę, woląc nabawić się bólu w karku niż ślepoty. Obserwował z uprzejmym zainteresowaniem mozaikę tworzoną przez różnobarwne kamienie, poniewierające się na bruku wieczne i nigdy nieznikające śmiecie oraz cienie czy gry światła wywoływane ostatnimi promieniami gasnącego słońca. Zamrugał, kiedy jego oczy ukłuł jeden szczególnie jaskrawy błysk...
 Ktoś nagle szarpnął go w tył, do jednej z wielu wąskich uliczek, przykładając coś zimnego i cienkiego, co pewnie było ostrzem noża do jego szyi. Blake zamarł. Starał się trzeźwo ocenić sytuację, jednak domniemany sztylet nieco go rozpraszał... No dobrze... W ogóle nie dawał mu się skupić. Przegryzł wargę, choć dobrze wiedział, że mu to nie pomoże...
 Poczuł czyjeś niezgrabne dłonie, obmacujące mu kieszenie. Aha, więc to napad rabunkowy, chyba już trzeci w tym miesiącu. Naprawdę, straż powinna bardziej się przykładać. Korupcja korupcją, lenistwo lenistwem, ale że też człowiek nie może wrócić do domu bez siekiery czy widelca w kieszeni... Że też to akurat na niego pada! Ma dość stresu ze względu na egzaminy, bogowie nie muszą go bardziej męczyć! Cokolwiek zrobił, to przecież nie jego wina! I chyba zostawił sakiewkę w domu... Niby dobrze, ale oczywiście ten cholerny bandzior nie przyjmie tego ot tak do wiadomości i nie pójdzie sobie, życząc mu miłe...
 U wylotu uliczki rozbłysło niesamowicie jasne światło, wyraźnie zarysowując najdrobniejsze szczegóły odrapanych ścian, nierównego bruku i obu postaci. Meyer przymknął oczy, gdyż intensywność blasku się zwiększyła nie do zniesienia, jednak dojrzał tego, kto najwyraźniej wywołał iluminację - wysokiego, postawnego mężczyznę w doskonale zrobionej kolczudze, o tak małej średnicy pierścieni, że układała się na jego ciele miękko jak jedwabna tunika. Mimo, że nie było wiatru, jego jasne włosy lekko falowały, otaczając głowę nieznajomego czymś na kształt aureoli. Jego oczy lśniły, jakby odbijając przywołane przez niego światło, mierząc spojrzeniem Blake'a i jego prześladowcę.
 Następnym bodźcem ze świata zewnętrznego, jaki zarejestrował chłopak, był dźwięk upadającego na kamienie noża. Jaskrawość światła znacznie spadła, zmieniając ostrą czerwień pod jego powiekami w miękką czerń. Ostrożnie otworzył oczy, przygotowując się na nagłą ciemność.
 Nie nastąpiło. Jak się okazało, jasnowłosy mężczyzna nie odwołał światła, lecz tylko zmniejszył jego natężenie, powodując że w uliczce zapanował łagodny półmrok, który nie raził źrenic Meyera, pozwalał mu jednak widzieć w promieniu około... Ech, nieważne... I tak nie był dobry z matematyki. Ważne było to, że mógł zobaczyć nieznajomego, który teraz stał tuż obok niego, z obnażonym mieczem, i tego rabusia, który leżał na ziemi - najprawdopodobniej martwy albo nieprzytomny.
 - Nic ci nie jest? - zapytał uprzejmie mężczyzna, chowając miecz do skromnej, lecz ładnej pochwy.
 - Nie, dziękuję za troskę. - odrzekł automatycznie Blake, dowodząc że łzy wylane przez jego matkę i nauczycielki podczas prób nauczenia go manier nie były daremne. Rzucił bojaźliwie okiem na bandytę. - Czy...
 - Nie zabiłem go. Tylko ogłuszyłem. Nie do mnie należy osądzanie występku tego człowieka. - odrzekł całkowicie poważnie nieznajomy, wciąż świdrując chłopaka przenikliwym, ale nadspodziewanie uprzejmym spojrzeniem.
 - Hm, dzięki. Za ratunek. - jak się okazało, jego maniery były jeszcze lepsze niż ktokolwiek (w tym on sam) myślał. - Czy mogę spytać, kim jesteś, panie?
 Jasnowłosy już zamierzając najwyraźniej odejść, odwrócił się, rzucając chłopakowi spojrzenie przez ramię.
 - Jestem pokornym sługą bogów. Me imię brzmi Avastair Elymassen.


IP: Zapisane
The universe speaks in many languages, but only one voice.
Loczek
King Loczdorah

*

Punkty uznania(?): 23
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 845


It's Seriously Christmas

Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 21 Sierpnia 2008, 14:35:00 »
Aj to przepraszam za to więc przystąpię do ocenienia tego parta:
Początek nie wiele wskazywał wejście do biblioteki i zobaczenie(ta pani Figges musiała zajefajne spać)potem gwizdnięcie knigi i to światlne uratowanie zupełnie jakby miał przyjść Anioł.
Ogółem dobry part który powoli zaczyna mnie wciągać w tą historię ocena9.5/10 ;D


IP: Zapisane
Saph
wrrr.

*

Punkty uznania(?): 18
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 632


Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 21 Sierpnia 2008, 15:53:51 »
Cóż... Blake [jako imię] mi się nie podoba, tak samo z siebie. ^^

Co do tekstu... Styl literacki do pozazdroszczenia, jednak trochę mało akcji jest, jak dla mnie. Ale wybaczam, skoro to początek. I miło mi powitać kolejnego z głównych bohaterów - Avastaira, jak mniemam.



IP: Zapisane
Fehu
Pożeracz Kamieni

******

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 489


To tylko sen. Nikt nam go nie odbierze...

Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 23 Sierpnia 2008, 18:55:20 »
No i oto kolejny part naszej opowieści. Zaczyna się robić gorąco xD I oczywiście dedykacja - tym razem dla... Neramira, za to, że zabił moje marzenia i przywrócił mnie z powrotem na ziemię ^^

Blake obserwował, jak Avastair Elymassen odchodzi w ciemność. Z każdym krokiem był coraz dalej, a światło i blask jakby bijące z niego samego, zaczynały uciekać z oczu Meyera. I nagle, wybawiciel dziewiętnastolatka zatrzymał się. Stał w miejscu przez dłużą chwilę, po czym powoli odwrócił się do Blake'a. Serce chłopaka zabiło mocniej. Ich oczy spotkały się, pomimo mroku, który zagościł w alejce. Wreszcie Avastair zapytał:
- Mieszkasz niedaleko? - jego głos był łagodny i spokojny, oddech umiarkowany, a zamiary trudne do odgadnięcia. Twarz miał pewną, zdecydowaną. Widać było, że nie jest żółtodziobem, jeżeli chodzi o zachowywanie tajemniczości. Jednakże nawet najszczelniej zaszyfrowany zamek zdradza coś o sobie... Właśnie to, że jest zaszyfrowany.
- Tak, panie - odpowiedział po krótkiej chwili milczenia. Starał się, podobnie jak jego wybawca, zachować nieprzeniknioną twarz i spokojny ton głosu, jednak nerwy i wręcz podejrzanie szybkie łomotanie serca skutecznie mu w tym przeszkadzały.
- Och, proszę. Nie jestem żadnym panem - przerwał mu szybko Elymassen.
Blake speszył się. Choć pewnie Avastair i tak by tego nie dostrzegł w ciemności nocy, na policzkach chłopaka wymalował się czerwony rumieniec.
"Co ja wyprawiam?! Weź się w garść, chłopie!" - powtarzał sobie w myślach Meyer, jednak on sam nie ogarniał swojego dziwacznego zachowania. Dlaczego w obecności tego całego Elymassen odebrało mu mowę? I dlaczego do cholery cała twarz go piecze ze wstydu?!
Avastair rozejrzał się dookoła z ciekawością w oczach. Widać było, że przechodzi tą drogą pierwszy raz, a to z kolei sugerowało, że nie mieszka w okolicy. Przez dłuższy moment panowała dość niezręczna cisza... a już na pewno niezręczna dla Blake'a, który starał się nie patrzeć na swojego wybawiciela. Nagle chłopak zdał sobie sprawę z tego, że jego ręce idiotycznie zwisają wzdłuż ciała. Ze zgrozą doszedł do wniosku, że nie wie, co z nimi zrobić. Zaczął się drapać głowie, byle tylko zająć czymś dwa marne kikuty wystające mu z barków. Wtedy Avastair zrobił kilka kroków w jego stronę i przemówił, tym samym spokojnym tonem:
- Mam szczęście, że wybrałem właśnie tą drogę. Jestem podróżnikiem, przybywam z daleka - kąciki jego ust delikatnie, wręcz niezauważalnie podniosły się w górę - Wiesz może, gdzie mógłbym się zatrzymać na noc?
Blake, chcąc niechcąc, musiał spojrzeć w stronę Avastaira. Starał się jako tako poukładać myśli i odpowiedzieć coś na pytanie wybawcy, jednak w głowie miał straszliwy mętlik.
- N-nie wiem... W mieście jest karczma chyba, ale to daleko dosyć jest dość - język plątał mu się i wił niemiłosiernie, jednak wśród bełkotu i jęków Meyera, Elymassen zdawał się dostrzec pewien sens.
- Hmm, no nie wiem. Z tego co widziałem, do miasta jest jeszcze spory kawał drogi - odparł Avastair, nieprzekonany - Nie ma nigdzie bliżej żadnego noclegu? Nie wiem, może mógłbym się zatrzymać u kogoś w domu, tylko na jedną noc? - jego głos był niby niewinny, jednak wyczulone ucho Blake'a od razu dostrzegło w nim nutkę podświadomej sugestii, na którą zresztą chętnie przystał.
- Tak właściwie, to mam w domu wolny pokój. Mieszkam sam, to tylko kawałeczek drogi stąd, tą ścieżką - Meyer wreszcie zebrał w sobie ostatnie resztki odwagi i uspokoił się trochę, jednak jego myśli nadal pędziły jak oszalałe.
Avastair zastanowił się przez chwilę, wpatrując się badawczo w chłopaka. Blake bał się, że Elymassen odmówi, jednak ten uśmiechnął się po chwili i rzekł:
- Świetny pomysł. W końcu wisisz mi przysługę, nie? - zażartował na końcu.
Dziewiętnastolatek postarał się o radosny uśmiech, jednak na jego twarzy wymalował się tylko sztuczny grymas. Całe szczęście, że było ciemno.
- Zatem - podjął Avastair - Idziemy?
Meyer poczuł się brutalnie wyrwany ze swych myśli i wizji niedalekiej przyszłości, które go właśnie naszły. Otrząsnął się jednak szybko z marzeń i odparł krótko:
- Tak...  Oczywiście, chodźmy - po czym wskazał drogę za sobą i ruszył w tamtym kierunku, prowadząc Elymassena do swojego domku w borku nieopodal. Ścieżka wznosiła się łagodnie i wiła między coraz gęściej rosnącymi drzewami, pogrążonymi w głębokim śnie. Suche, opadłe liście chrzęściły im pod stopami, a co kilka kroków rozlegał się cichy trzask zmiażdżonej butem gałązki. Droga stale zwężała się i w szybkim czasie przemieniła się w rzadko uczęszczaną dróżkę leśną. Koniec końców, od kilku lat chodził nią tylko Blake. Po paru minutach żwawego marszu w świetle zapalających się właśnie na granatowym niebie gwiazd, drewniany dom Meyera wyłonił się spośród leśnej gęstwiny, królując na niewielkiej polance ogrodzonej misternie wykonanym płotem. Avastair rozpromienił się na widok chaty.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił już właśnie tylko dla formalności Blake, prezentując ręką swój dom w całej okazałości. Po chwili Elymassen zaczął kroczyć powoli przez polankę, podziwiając zadbany ogródek przed domem. W bladych promieniach księżyca, krokusy rosnące w grządkach przy samej ścieżce zdawały się mienić srebrzystym blaskiem, oświetlając dróżkę niczym lampiony na pałacowych tarasach. Oj tak, w ogrodzie Blake'a Meyera kryło się ujmujące piękno, które ujawniało się światu dopiero po zmroku. I tą porę doby, chłopak lubił najbardziej.


IP: Zapisane
Saph
wrrr.

*

Punkty uznania(?): 18
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 632


Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 23 Sierpnia 2008, 23:01:13 »
Czyżby rhomans? ^^
Kolejny świetnie napisany part. Tylko gdzie reszta głównych bohaterów?


IP: Zapisane
kluseczka

*****

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Wiadomości: 878


Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : 25 Sierpnia 2008, 22:41:01 »
... Reszta będzie. Już niedługo. Ach, wujku, dwie sprawy - primo: co to kniga, secundo: ty, ty, za domyślny! Niebezpieczny z ciebie typek... Dedykacja dla Fehusia: za wybrzydzanie w sprawach anime, za emotikonki i za streszczanie mi Ouranu ;P


 Domek Blake'a Meyera był wyposażony skromnie, lecz nie ubogo. Na parterze mieściła się mała kuchnia, łazienka i salonik który służył też chłopakowi jako miejsce spotkań z ewentualnymi przyjaciółmi. Większą część piętra zajmował ogromny taras, z którego był najlepszy widok na niebo. Prócz tego znajdowały się tam też dwie małe sypialnie - jedna ciaśniejsza od drugiej, jednak dostatecznie dużo by można byłoby się czuć komfortowo. Okna we wszystkich pokojach wychodziły na otaczający domostwo młodzieńca las. Nocami wyglądał przepięknie, kiedy wysokie sosny wznosiły się dumnie ku niebu, rozpościerając obfite w igły gałęzie, a zapach żywicy unosił się wszechobecną mgiełką pod dziurawą kurtyną liści. Poświata księżyca cętkowała pokryte opadłymi liśćmi i połamanymi gałązkami podłoże. Ciche wołanie nocnych ptaków przeszywało cienkim tonem bujającą w czystym, nocnym powietrzu ciszę.
 Blake, żałując po stokroć że nie posprzątał domu przed wyjściem do biblioteki, wprowadził Avastaira do środka. Teraz obiecywał sobie, że na przyszłość zawsze będzie robił porządek w domu, na wypadek gdyby znowu został uratowany przez tak, hm... Interesującą osobę. Wielkiego bałaganu co prawda u niego nie było, ale zawsze te plamy na dywanie, niedbale rzucone w kąt książki czy pomięte kapy na fotelach, wcześniej wpasowane w krajobraz pokoju tak naturalnie jak podłoga z bukowych desek czy mały stolik przy wejściu, teraz nagle olbrzymiały w oczach Meyera, przyciągając wzrok od wejścia i stając się tak widoczne, jakby świeciły w ciemności.
 Elymassen jednak nie widział najwyraźniej owych ogromnych, strasznych plam, ani zmięte jak modne ostatnio materiały koców, albo też widział ale nie zwracał uwagi. Spokojnie dawał się prowadzić chłopakowi, cały czas zachowując owo nieskażone opanowanie. Oczywiście zdarzały się też małe incydenty jak wtedy kiedy Blake potknął się na schodach jak ostatnia oferma a jego "wybawca" bardzo uprzejmie go przytrzymał... Meyer modlił się wtedy by jasnowłosy nie wyczuł, jak mocno bije mu serce... Uh, coś się z nim działo i bynajmniej nie było to coś czemu umiałby zaradzić... W ogóle coś co potrafiłby zidentyfikować. Obiecał sobie, że jutro natychmiast pójdzie do szkolnej higienistki, tym razem na serio a nie po to by uciec z klasówki z matematyki. A może to nie przez niego tylko przez Avastaira... Jedna z jego koleżanek opowiadał, że mdli ją od tej całej cholernej aury świętości paladynów... Jego raczej nie mdliło, tylko serce mu waliło, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi i pobić rekord na setkę w bardzo krótkim czasie, czerwienił się jak dziewica której ktoś powiedział komplement, no i co jakis czas odbierało mu mowę, jakby kość mu stanęła w gardle. Uh. Czymkolwiek to było i ktokolwiek ponosił za to winę, chłopak wolałby wiedzieć co to takiego i dlaczego mu się przytrafiło.
 Jakoś jednak poszło. Leżąc na łóżku i co jakiś czas kierując wzrok w dal, widoczną za oknem, jedynie lekko przysłoniętą koronami drzew, Blake rozmyślał. O różnych rzeczach. Przeważnie o tym o czym zwykle myślą nastolatki - dlaczego pani od geografii jest taka upierdliwa, czemu nie można usunąć rdzy z ulubionego sztyletu, jak oczarować najpiękniejszą pannę w miasteczku... Tym razem jednak jego myśli zaprzątała inna sprawa. Nietrudno było się domyślić, że sprawą tą były wieczorne wydarzenia.
 Prawdę mówiąc, nie pierwszy raz zdarzyło mu się wplątać w niebezpieczną sytuację. Właściwie to uważał że dzień bez tego dreszczu ryzyka to dzień stracony... Chociaż jak dotąd nie zetknął się z bezpośrednim zagrożeniem życia bo przecież nie można do takich sytuacji włożyć podłożenie sztyletu na krzesło nauczyciela czy też "pożyczanie bezzwrotne" z sakiewek miastowych... Musiał przyznać, to co się wydarzyło dziś wieczorem było czymś... Innym. Po raz pierwszy z pomocą przyszła mu inna osoba... I to TAKA osoba... Meyer przewrócił się na bok, zrzucając poduszkę na podłogę. Dobra, pomyślał, postawmy sprawy na ostrzu noża. Owszem... ten Elymassen go fascynował, ale to chyba naturalne dla chłopaczków z małego miasta którzy w swoim życiu nigdy nie widzieli kogoś kto nie byłby sąsiadem czy też sąsiadką.
 Uh... Z powoli narastającą irytacją sturlał się z łóżka. Nie wytrzyma chyba. Naprawdę, musi się do kogoś z tym zgłosić. Westchnął głośno, podchodząc do okna. Tym razem jednak widok tnących niebo czarnych gałęzi sosen nie ukoił jego zmęczonego umysłu, który pod wpływem owych bodźców wzrokowych zaczął snuć domysły na temat co mogłoby się dziać w pokoju obok...
 NIE! Ach, do diabła... Blake z trudem powstrzymał się od uderzenia pięścią w ścianę obok. Mógłby przecież obudzić Avastaira. Zwiesił głowę, uznając swoją przegraną. Cóż, jeśli naprawdę nie może się powstrzymać, to po co ma z tym walczyć? Pójdzie tam raz, zajrzy do Elymassena i sprawdzi co on robi... A nad wymówką pomyśli wtedy kiedy już zostanie zauważony...
 Głęboko oddychając podszedł do drzwi. Zawiesił dłoń nad wykonaną z najlepszego mosiądzu klamką, rozważając możliwość odwrotu... A zresztą... Raz kozie śmierć. Ostrożnie pchnął drewniane odrzwia i wyjrzał na niewielki korytarzyk. Ani żywej duszy. Martwej duszy też nie, i tym lepiej. Przegryzł wargę, modląc się by podłoga nie zaskrzypiała kiedy skradał się w kierunku drugiej sypialni. Wreszcie, ostrożnie pochylił się i zajrzał przez dziurkę od klucza.
 Ku jego rozczarowaniu, jasnowłosy nie zajmował się niczym niegrzecznym. I nie spał. Po prostu klęczał na nieheblowanych, obfitych w drzazgi deskach i odmawiał tym swoim głębokim, spokojnym głosem modlitwę. Meyer niemal się zakrztusił, ale na szczęście udało mu się powstrzymać ten odruch. Potrząsnął głową. Życie paladyna z całą pewnościa obfitowało w wyrzeczenia...
 Wstał i odwrócił się z zamiarem powrotu do swojego pokoju... Nie postawił jednak ani jednego kroku więcej.


 I tym tajemniczym akcentem kończę rozdział czwarty ^^


IP: Zapisane
The universe speaks in many languages, but only one voice.
Saph
wrrr.

*

Punkty uznania(?): 18
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 632


Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : 26 Sierpnia 2008, 20:04:47 »
Bardzo tajemniczy akcent, ale mam nadzieję, że Blake jeszcze kiedyś postawi krok i, że nie przytrzymał go sztylet albo inna broń paladyna. ^^
No więc... trochę przesadzacie z tymi różnymi, smętnymi opisami "sekretnego" uczucia jakim jest... [cenzura]. Jednak coś wreszcie zaczęło się dziać!


IP: Zapisane
Loczek
King Loczdorah

*

Punkty uznania(?): 23
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 845


It's Seriously Christmas

Zobacz profil
« Odpowiedz #10 : 28 Sierpnia 2008, 16:11:37 »
Ooo ominęły mnie 2 party cóż to byłby za grzech bez skomentowania ich tak więc:
Coraz bardziej tajemniczy i ciekawy jest ten wybawiciel jest, co sie stało że Blake zabrał go do swojej chałupki co ten Aniołek nie mógł sobie pofrunąć a na ziemię umiał zlecieć, dobra dalej myślałem że Blake się zes... a tu nic się nie stał tylko czego on się bał wybawiciel by go okradł, a ten wybawiciel nawet nawet Palladyn fajny gość szkoda tylko że mają opinię czyścioszków.

Ps:Co do twojego pytania klusiu daję wyjaśnienie Kniga to nic innego jak Książka a do 2 to widzisz jest cham i prostak i maszkara chciałem zepsuć ale nie zepsuję bo nie wim dalej, i nikt mnie nie powstrzyma.


« Ostatnia zmiana: 28 Sierpnia 2008, 16:15:34 wysłane przez Loczek » IP: Zapisane
Fehu
Pożeracz Kamieni

******

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 489


To tylko sen. Nikt nam go nie odbierze...

Zobacz profil
« Odpowiedz #11 : 22 Października 2008, 21:27:39 »
No, czas na wielki powrót naszego yaoi ^^
Mam nadzieję, że jeszcze nie zapomnieliście, o co w tym wszystkim be... W każdym razie, życzę wszystkim miłej lektury i jak to mówią nałogowi hazardziści: "Wracamy do gry!" =]

- Życie paladyna nie jest łatwe - głos Avastaira rozległ się tak nagle, że Blake aż podskoczył. Udało mu się jednak zdławić w sobie cichy okrzyk.
Drzwi do pokoju Elymassena otworzyły się z cichym skrzypnięciem, zatrzeszczały mahoniowe panele podłogowe w korytarzu i w ciemności ukazała się zgrabna, z delikatnie zarysowanymi kościami policzkowymi, twarz blondyna.
- Ale dobrowolnie się na nie zdecydowałem. I nie żałuję swojej decyzji - dodał, przeciskając się na korytarz. Odziany był w zwiewną koszulę i płócienne spodnie, pozbył się już swej podróżnej zbroi. Meyerowi serce szybciej zabiło, gdy spojrzał na obnażony przez rozpiętą koszulę tors Avastaira. Jego idealnie wyrzeźbione mięśnie i ta gładka, aksamitna skóra w delikatnym odcieniu brązu.
- Zapewne wiele słyszałeś historii o ludziach takich, jak ja - mówił dalej Elymassen, a chłopak aż zamrugał oczami parę razy, brutalnie wyrwany z błogiego stanu osłupienia.
- Tak... Nie, to znaczy tak, słyszałem - język plątał mu się niemiłosiernie, a palący rumieniec zaczął mimowolnie pełznąć po twarzy.
Mężczyzna westchnął lekko i uśmiechnął się serdecznie.
- Musisz wiedzieć, że poświęciłem swe życie w służbie dobra i świętości, jednak nie jestem kapłanem. Zwalczam zło poprzez walkę i nieobce mi krew, ból czy cierpienie, a nawet śmierć. Życie paladyna to ciężka droga, ale też poczucie spełnionej powinności. Otrzymałem powołanie i odpowiedziałem na wezwanie bogów...
Meyer czuł się nieswojo. Bardzo nieswojo. Jak by właśnie wszedł do kobiecej łaźni, a niewiasta, którą zobaczył nago, wyjaśniała mu, że nie zrobił niczego złego. W dodatku piekący wręcz rumieniec potęgował całe napięcie, sprawiając wrażenie, jak gdyby chłopak stał przed nagą kobietą... nagi.
- Na pewno i ty znajdziesz kiedyś swe powołanie. Każdemu pisane jest być tym, kim urodził się by być - tym zawiłym stwierdzeniem Avastair zakończył rozmowę i sugerując wrócenie do łóżek, pożegnał się z Blake'iem, życząc mu jeszcze tylko dobrej nocy.
Gdy drzwi pokoju Meyera zamknęły się za nim ze stłumionym trzaskiem, chłopak odetchnął głęboko. Oddychając ciężko, poczłapał do swego łóżka i położył się na aksamitnym posłaniu. Wiedział, że tej nocy długo już nie zaśnie. Nie mógł. Przekręciła się na bok i wyjął z szuflady książkę, która wcześniej znalazł w bibliotece. Szukał ukojenia w lekturze. Machinalnie przewracając kolejne strony, wodził wzrokiem po wydrukowanych literach, jednak w ogóle ich nie widział. Za bardzo pochłonięty był rozmyślaniem. Nie mógł czytać. Musiał pomyśleć, musiał się uspokoić, wytrzeźwieć. W głowie szumiało mu od nadmiaru myśli, które kłębiły się i zbijały w nieklarowne obłoki, wreszcie tworząc zupełnie nietransparentny całun. Gdy kurtyna przyjęła już swą ostateczną formę, padła mu na oczy, pozbawiając zmysłów. Przytłoczony nadmiarem myśli, Blake zasnął.

Szmer. Szelest. Chrzęst. Szuranie. Brzdęk. Stukot. Trzask. Łoskot. Zmysł słuchu zawsze budził się jako pierwszy. Oczy zaś, jak zwykle, odmawiały posłuszeństwa. Chłopak spiął mięśnie, jednak powieki nie dawały za wygraną. Były takie ciężkie. Gdzieś wewnątrz podświadomości rozległ się kuszący głos: "Zostaw je, pozwól im jeszcze trochę pospać. Leż spokojnie, wyśpij się". Propozycja była interesująca, doprawdy. I gdyby nie bezlitosny nawrót wszystkich myśli i zapamiętanych z wczoraj obrazów, Blake przystał by na prośbę swego umysłu. Wysilając się do granic możliwości, uniósł wreszcie obie powieki. Uderzyło go w twarz ostre światło porannego słońca.
- Co jest, śpiąca królewna? Wstajemy! - dało się słyszeć nieznajomy, kobiecy głos.
Blake zamrugał parę razy. Oczy dały się ubłagać, jednak wzrok wciąż pozostawał w krainie snów. Niewyraźne plamy błądziły wszędzie dookoła, a promienie słońca gryzły go niemiłosiernie.
- Blake, wstań - poprosił go cierpliwie Avastair. Młodzian mruknął tylko w odpowiedzi. "Zaraz, chwila moment... Czy to był głos Avastaira?!" Meyer błyskawicznie dźwignął się na łokcie, przetarł oczy, a wszystko dookoła zaczęło wyraźniej się przed nim malować. Gdy wzrok wrócił mu już do stanu jako takiej używalności, rozejrzał się półprzytomnie. Leżał na kamiennej posadzce - co go dosyć zdziwiło, z racji iż pamiętał wyraźnie, że położył się spać do łóżka - otoczony przez trójkę osób. Tylko jedną z nich rozpoznał, a był nim właśnie Elymassen. Po jego prawej stronie stała niższa odeń kobieta, w dość wybrakowanych ciuchach, z długimi ciemnymi włosami, opadającymi na połowę twarzy. Z oczu jej źle patrzyło, a usta miała wykrzywione w grymasie zniecierpliwienia i rozdrażnienia. Natomiast po lewicy blondyna stał mężczyzna z lekkim zarostem w ubraniach, wskazujących na jego podróżniczy tryb życia. Jego kruczoczarne włosy zaś rozlazły się niesfornie po całej głowie, każdy stercząc we własną stronę. On sam zdawał się być dość spokojnym, chociaż twarz miał nieodgadnioną.
- Co się dzieje? - głos Blake'a wzbogacała typowa dla osób świeżo przebudzonych chrypka.
- Tego właśnie chcemy się dowiedzieć - rzuciła niedbale dziewczyna (po szybkiej analizie, Meyer dał jej 25 lat), odwracając głowę w stronę okna. Dopiero teraz Blake zaczął sobie zdawać sprawę z tego, że nie jest już we własnym pokoju, ba! Nie był już nawet we własnym domu. Pomieszczenie, w którym znajdowali się całą czwórką było okrągłą komnatą, z zimną kamienną podłogą i granitowymi ścianami. Sądząc po wszech obecnym kurzu, nikt nie zaglądał tu od wieków, zaś jedynym źródłem światła było wąskie, wysokie okno w stylu gotyckim. Nigdzie nie było żadnych mebli, tylko mosiężne drzwi.
Blake zaczął gorączkowo analizować zaistniałą sytuację, jednak do głowy nie przychodziło mu żadne racjonalne wytłumaczenie.
- No dobra, wiesz coś o tym, co my tutaj robimy i jak się tu dostaliśmy? - zapytał go nagle nieznajomy. Jego niski głos nie zdradzał żadnych emocji.
- Ja... nie mam pojęcia - wydukał z siebie chłopak.
- To sprawka magii - burknęła zdenerwowana ciemnowłosa, krążąca teraz przy oknie, starając się wyjrzeć przezeń na podwórze.
- Nie ma magii samej z siebie - stwierdził roztropnie Elymassen - Jeżeli to rzeczywiście ma jakiś związek z czarami, to ktoś musiał maczać w tym palce...
- Tylko kto i po co miałby nas tu teleportować? - rozmyślał na głos czarnowłosy mężczyzna.
Meyer słuchał tej wymiany zdań, jednak niewiele do niego docierało. Tego wszystkie było zbyt wiele. Ale najważniejsze, że z powodu tego całego zamieszania, z głowy umknął mu gdzieś obraz obnażonej klatki piersiowej Avastaira, wczoraj jeszcze tak bardzo wyraźny, wciąż i wciąż na nowo malujący się przed oczami jego wyobraźni... I wtedy Blake poczuł na swym brzuchu dotyk. To wolumin, z którym wczoraj zasnął w rękach. Najwidoczniej nie wiercił się w nocy aż tak bardzo, by książka zsunęła się z niego na podłogę...


IP: Zapisane
Łowca Dusz
Tawerniany Wampir

****

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 785


Soul Collector

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #12 : 23 Października 2008, 11:45:04 »
Powiem szczerze że mi się nie podobało czytałem ale jak czytałem to nie wiedziałem o czym ta historia jest. Może wam się to podoba ale mnie ta historia nie wciągnęła  :P.

Opowiadani nie jest cukierkowe wciągające ale nie dla mnie ogólna ocena 5+/6


IP: Zapisane


Uploaded with ImageShack.us

Homo-hetero-non-bisexualny emo punk rockowy mastochistyczny rasista, egoistyczny hedonistyczny hom
Saph
wrrr.

*

Punkty uznania(?): 18
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 632


Zobacz profil
« Odpowiedz #13 : 24 Października 2008, 15:58:36 »
Hmm... Dajmy spokój klatce piersiowej Avastaira i przejdźmy do oceny.
Part taki sobie, za dużo iksów, za mało wiadomych. Ale cóż, może w następnym się trochę rozjaśni. x]


IP: Zapisane
Loczek
King Loczdorah

*

Punkty uznania(?): 23
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 845


It's Seriously Christmas

Zobacz profil
« Odpowiedz #14 : 24 Października 2008, 21:04:32 »
Po długim oczekiwaniu nowy part jest tak więc:
Wiele nie wnosi śpiączka Blak'e a potem obudzenie się na zimnej posadzce w otoczeniu tajemniczej czarnowłosej kobiety9swoją drogą ona mi wygląda na czarodziejkę albo kapłankę.


IP: Zapisane
Strony: [1] 2    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.045 sekund z 22 zapytaniami.
                              Do góry