Byłem wczoraj na finale hobbickiej trylogii. Film był... bardzo dobry. Nie rewelacyjny, nie wybitny, ale bardzo dobry. Byłem na seansie 2D z napisami.
Wyrzućmy już na początku oprawę audiowizualną. Zdjęcia i krajobrazy są przepiękne, muzyka (choć nie porusza mnie aż tak jak w filmowym LotRze) jest idealnie dobrana i powoduje ciarki chyba u każdego, kto przejmuje się twórczością Tolkiena do tego stopnia, iż psycholog stwierdziłby zaburzenia.
CGI i innego rodzaju efekty specjalne są zrobione bardzo dobrze i bez zbędnego przepychu, jednakowoż było parę "zgrzytów" - na przykład twarz Daina (Billy Connoly jest jak zwykle fenomenalny
) wydawała mi się nazbyt sztuczna, w porównaniu do pozostałych, realistycznych pyszczków drużyny Thorina.
Kostiumy również podobały mi się podobały, chociaż dziwi mnie rynsztunek elfów z Mrocznej Puszczy. Kombinacja czerwieni i złota, a także kształty, przypominały mi raczej Noldorów. A hełmy wyglądały podejrzenie jak analogiczna część pancerza elfickiego ze Skyrima.
Z racji że wszystkie te 6 filmów mają zbyt dużo epickich i widowiskowych momentów by je zawrzeć w poście, to naruszę tylko to, co wstrzymało mnie od dania 10/10 i serduszka i ołtarzyku.
There be Spoilers!
1. OREŁY
Nie wiem, chyba ten film w sekwencji combo Sillmarillion + Hobbit + Władca Pierścieni + filmy + gry wyczerpał moją zdolnosc do dobrowolnego zawieszenia niewiary.
Dammit, JRR, też lubię drapieżne ptaki, ale wszyscy wiemy, że te orły mogą rozwiązać każdy problem Ardy w ciągu 10 machnięć skrzydłami.
2. Killi/Tauriel
Nie chodzi o to, że ów wątek romantyczny został źle poprowadzony... po prostu nie mogłem przejąć się tym aspektem dynamiki postaci. He has hots for her, she has hots for him. Nie ma pomiędzy nimi żądnych "wielkich" momentów, tylko wymiana kilku zdań i przekazanie runicznego kamienia. Pomijając ostatnie spojrzenie przed śmiercią krasnoluda... Ogólnie rzecz biorąc postacie były ciekawe, ale nie ze względu na swój związek. Sprawie nie pomógł ani Lego"Władca Friendzonu z Wolnym Sercem"las który cały czas gdzieś tam orbitował tak, jakby twórcy nie wiedzieli czy chcą zrobić z tego trójkąt czy nie.
3. Ninja Super Elfy
Before you heckle me - wiem, że twórczość Tolkiena skodyfikowała trop "Elfy są lepsze", ale... bez przesady.
Pamiętam, że Legolas w filmowej trylogii był największym atletą, akrobatą i superagentem Śródziemia, który wskakiwał na galopujące konie (co da się zrobić w rzeczywistości), surfował na tarczach i mordował słonie jak bezlitosny właściciel cyrku... ale w 2 ostatnich częściach Film!Hobbita ma się wrażenie, jakby długouchy naginał fizykę do swoich potrzeb.
Scena, w której wskakuje po spadających kamieniach, odpadających z zawieszonej X metrów nad ziemią obalonej wieży... Albo scena, w której robi potrójne salto z Bolga... Powiedzmy, że gdyby Lego przeszedł spontaniczną przemianę w Linka z Zeldy i wykonał double jumpa, to nawet bym się nie zdziwił.
Pozostałe elfy też szaleją. Na szczególną uwagę zasługuje Thranduil i jego Łoś Superktoś. Kiedy ta bestia wzięła na rogi 5 czy cuś orków cała sala wybuchnęła śmiechem. Po chwili (DLACZEMU!) jednak padła i, przysięgam na wszystkich bogów Hellsowersum, Thranduil wyjął dwie szable i oddał hołd Drizztowi Do'Urdenowi.
Każdy, kto "widział" choć jedną walkę najsławetniejszego drowa ever dostrzeże podobieństwo.
4. Supergirl Galadriel, Agent Elrond i GDZIE MOJE NAZGULE?! - Dol Guldur
Rozbiję tę scenę na punkty.
Ponownie - wiem, iż Galadriela ma jeden z trzech Pierścieni Elfów, że urodziła się w Valinorze, że jest najpotężniejszym elfem w Śródziemiu, yadda yadda. Niemniej... po co robić z niej supertopielicę która poszczuje Saurona swoją fiolką źródlanej wody w 100% Full Power Mode? Przecież wiemy, że bez Pierścienia Sauron jest (czysto "mocarnie) słaby, więc Gandalf mógł go sam poszczuć swoim sygnetem...
Agent Elrond - ja wiem i rozumiem, że Elrond jest jednym z przywódców elfów, że ma 3k lat na karku, że nosi najpotężniejszy z Trzech... ale czemu on musi siekać Nazgulów z taką szybkością, że się rozmywa. x]
Wreszcie same Nazgule - wiem, iż w filmie zostali uwolnieni z jakiejś Krypty Jacksona i mają swoją upiorną formę... ale przecież te czarne płaszcze i segmentowe, żelazne rękawice to ikoniczny wizerunek! Tym się nie szarga! Nie wprowadza się Superduperzaura żeby zabił Tyranozaura! Park Jurajski III ssie!
... To powiedziawszy, ta scena była moim ulubionym dodatkiem Jacksona do istniejącego materiału. x] W bardzo dobry i zgrabny sposób pokazała, czemu Saruman zmienił strony konfliktu.
5. Smaug
Przykro mi z powodu Smauga, gdyż okrojono go właściwie tyko do narzędzia marketingowego. Pierwsze 10-15 minut
Bitwy Pięciu Armii to w końcu prawowite zakończenie
Pustkowia, ale na siłę zrobiono cliffhanger jak w epizodzie Walking Dead. Dodatkowo większość kampanii filmu orbitowała wokół smoczyska, bo przecież "chcesz zobaczyć co się z nim stanie". Nawet udzielił on wywiadu w show Colberta (link dam na dole). x]
6. Trolle tarany
To już takie drobne narzekanie... Nie chodzi mi samą obecność trolli, "bo nie było ich w książce", nie o to chodzi, adaptacja ma swoje prawa. Chodzi mi tylko o 2 czy 3 okazje gdzie troll z jakimś durnym ciężarkiem na głowie bezmózgi szarżuje w mur żeby zrobić wyrwę. Tani humor, ewidentnie wrzucony tylko i wyłacznie po to, by się widownia pośmiała. Compare&contrast z Dainem w wykonaniu Billy'ego, który ma cwaniackie teksty i napieprza orków z dyńki.
Nie jest nachalne i do tego prezentuje nam w jakiś sposób postać jako waleczną, hałaśliwą, nieokrzesaną.
... I to chyba będzie na tyle moich bolączek. Reżyserii nie mam nic do zarzucenia, gdyż była ona istotnie bliższa wczesnym produkcją Jacksona, których jestem fanem. Nad scenariuszem też nie ma co się pastwić, gdyż trzecia część Film!Hobbita to taki list do fanów od fana, gdzie tytułowa bitwa trwa z godzinę i jest nie tylko pokazem efektów, ale też pozwala nam zżyć się z bohaterami i wczuć się w ich świat. Aktorzy również są świetni - widać, że każdy z nich miał frajdę z uczestniczenia w produkcji. Billy Connoly jak zwykle rozwesela samą swoja obecnością, Marty Freeman to specjalista od małych, ale prześmiesznych żartów sytuacyjnych, Armitrage pięknie prezentuje bohatera który przechodzi 360 stopniowe przemiany, miło jest też zobaczyć Sir Christophera Lee w akcji, jak łoi widmowe dupy upiorom.
Czy trylogia Film!Hobbita znaczy "coś więcej" jako całość, tak, jak Władca Pierścieni?
... Nie. :C
Czy była tak naprawdę potrzebna? Też nie. Jednakże, jeśli nie jest się tolkienowskim purystą która na każde odejście od książkowego oryginału (która, oczywiście, jest niemal bezbłędny jako SŁOWO PISANE), to
Bitwa Pięciu Armii jest świetnym sposobem na 144 minutowym eskapizm.
8/10, Srebrny Hellsik i dziękuję wszystkim za wspólną podróż przez Śródzieme na srebrnym ekranie.