Po długiej... Długiej przerwie.
Powracam.
Oto pierwsza część pierwszego rozdziału, być może skrajnie inna od tego, co do tej pory miało miejsce. Enjoy.
Rozdział 1 – Nowy zawodnik
Pusta butelka po piwie wylądowała na podłodze.
Imprezy organizowane przez Wspólnotę były otwarte dla wszystkich, którzy nie mieli zamiaru streścić ich przebiegu żadnemu z nauczycieli. Takich kapusiów lokalizowano bardzo szybko i rozprawiano się z nimi w bezwzględny sposób. Jeżeli skutecznie unikał „oprawców” Curta, wysyłano w jego stronę jednostkę specjalną, Caspra. Ten zawsze lokalizował cel i dostarczał go na miejsce, choćby i w kawałkach. Szczęśliwie tylko raz miano okazję zobaczyć, jak sumienny potrafi być okularnik.
Teraz Casper z pewnym politowaniem obserwował Rattenbergera wychylającego już trzecie piwo. Blondyn zamienił swój zielony garnitur na mniej oficjalny strój, czyli zieloną koszulkę i spodnie moro i teraz upadlał się, jak prawie wszyscy inni. Tuż obok karciarza siedział zalany już Revenant, bełkocząc bez sensu do równie zalanej Bambi. „Są siebie warci”, pomyślał Stratoavis, będąc(wraz z Kate) jedyną całkowicie trzeźwą osobą w tym towarzystwie. Stół dalej Kim mierzyła się z Curtem w starciu „twardej głowy”. Obok leżały już dwie butelki wódki, a oboje wciąż zdawali się być trzeźwi jak szlag, jedynie nerwowo podskakujące lewe oko chłopaka mogło zdradzać znajdowanie się pod wpływem. Ktoś tam wymiotował prosto do muszli klozetowej, generalnie nie działo się nic ciekawego.
- Zmywam się… - Mruknął bardziej do siebie niż do Michaela, podnosząc się z krzesełka. Uważając, by nie wyrżnąć o nieprzytomnego Himeriona leżącego na dywanie, przekroczył „strefę strzału”, jak sam to nazywał. Korki od szampana latały tu naprawdę często, jeden pierwszak prawie zaś stracił oko.
Już dochodził do drzwi, gdy nagle spotkała go nieprzyjemna niespodzianka: Ktoś zaczepił się o nogawkę jego dżinsów. Casper poruszył nogą, zirytowany, po czym gdy delikatne próby usunięcia przeszkody zawiodły, szarpnął kończyną, wrzucając zawianego delikwenta prosto w objęcia Michaela. Mamrocząc pod nosem na temat negatywnego wpływu alkoholu na młodzież nacisnął klamkę i opuścił dom Curta, gdzie organizowana była impreza. „Bogu dzięki to dopiero piątek. Wszyscy zdążą wytrzeźwieć na poniedziałkowy sprawdzian z biologii… Chryste, co to był Aparat Golgiego?”, zaczął się zastanawiać, gdy nagle zauważył kątem oka, że z budynku wychodzi też Kate, i Casper się temu w sumie nie dziwił: Biedaczka nudziłaby się śmiertelnie.
- Hej, nie obrazisz się, jeśli poproszę Cię o odprowadzenie mnie do domu? – Zapytała.
- Nah, nie ma problemu – Odpowiedział okularnik, ruszając nieśpiesznie chodnikiem.
- Wciąż myślisz o Marcusie? – Zapytał cicho, idąc z rękoma schowanymi w kieszenie. Kate przytaknęła, jakby nieco smutniejąc.
- Nie pisał od miesiąca – Stwierdziła, drepcząc obok Caspra. – Nie wiem, co się dzieje.
- Sądzę, że trochę za bardzo się przejmujesz. Marcus nie jest takim typem osoby, która znikłaby bez śladu…
- A jeśli coś mu się stało?
- Takiej opcji nigdy nie można wykluczyć… Bądź spokojna – Odpowiedział Stratoavis, jednak w jego głosie nie było przekonania. Nagle pozwolił sobie na cichutki śmiech.
- Co się stało? – Zapytała jakby lekko zaskoczona panna Windsdaughter. Casper uśmiechnął się lekko.
- Marcus chciał zrobić Ci niespodziankę z okazji twoich urodzin, ale ponieważ jest bucem, wysłał list za wcześnie… - Okularnik wyciągnął zza pazuchy kurtki zapieczętowaną kopertę. – Skontaktował się ze mną za pośrednictwem Nocnego i kazał mi to przekazać twojej skromnej osobie w dzień twoich urodzin… No ale szkoda mi patrzeć, jak się martwisz – Chłopak podał jej kopertę, po czym ponownie schował ręce w kieszenie. – Wszystkiego najlepszego, Kate.
- Dziękuję, dziękuję! – Odpowiedziała radośnie dziewczyna, przytulając się do lekko zaskoczonego takim obrotem spraw okularnika.
- No, no… Bez kontaktu cielesnego proszę – Powiedział stanowczo, ale z uśmiechem na twarzy. Windsdaughter odsunęła się, lekko zakłopotana.
- Wybacz – Odpowiedziała, siląc się na uśmiech.
- Nie gniewam się – Stwierdził Casper, po czym machnął ręką: Byli na miejscu. – Oto i twój zamek, księżniczko. Trzymaj się i do zobaczenia – Wymienili uściski dłoni, po czym okularnik zniknął w cieniu uliczki.
„Dobrze mieć takiego przyjaciela jak on…”, pomyślała Kate, uśmiechając się do własnych myśli. Usiadła na schodach w klatce schodowej swojej kamienicy, po czym drżącymi rękoma odpieczętowała kopertę. W nikłym świetle rzucanym przez lampki na korytarzu zaczęła czytać, zaś na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech.
„Witaj, moja najdroższa. Zapewne zmartwiłem Cię tak długą przerwą od pisania listów, ale jestem w drodze i bardzo mi ciężko pisać.
Cóż mogę powiedzieć? Chyba tylko tyle, że mam dla Ciebie pewną niespodziankę z okazji twoich urodzin. Zacznę może jednak klasycznie, od złożenia Ci najserdeczniejszych życzeń. Zdrowia, szczęścia, pomyślności i tym podobnych rzeczy. Jednakże, to nie koniec niespodzianek...
Wypatruj mnie. Pojawię się pewnego dnia… Na stałe. I wtedy będziemy razem.
Zdaję sobie sprawę, jak bardzo niepoetyckie są te słowa, ale nie jestem zbyt dobry w pisaniu listów, jak zapewne zdążyłaś zauważyć przez ten długi okres mojej nieobecności…
Ślę całusy i najserdeczniejsze pozdrowienia.
Marcus.”
Jakie mogły być emocje Caspra Stratoavisa i ponad trzydziestu innych osób po napisaniu sprawdzianu z biologii? Pozytywne. Sprawdzian nie wydawał się trudny… Do czasu oddania prac.
- Dopuszczający z minusem?! – Warknął okularnik, dostając kolejnego napadu nerwicy. Casper był uczulony na oceny takie jak ta i często cierpiał na tym Rattenberger, akurat znajdujący się pod ręką. Teraz jednak „szczęśliwie” karciarz chorował na grypę i był nieobecny w szkole, tak więc dostało się przypadkowemu pierwszakowi. Kurdupel poleciał na podłogę, zaś Casper momentalnie się uspokoił.
- To wszystko to jakieś bzdury – Stwierdził nieco spokojniej, wzdychając parę razy. Pomógł wstać obalonemu na podłogę chłopaczkowi i przeprosił go, po czym wymamrotał pod nosem coś w stylu „radiowęzeł” i udał się w kierunku swojej twierdzy. Kim pokręciła głową z politowaniem. Ona dostała dwa plus, tak więc nie narzekała, choć z pewnością mogłoby pójść lepiej. Edward i Frozen dostali po pale, zaś Himerion z triumfem w oczach oglądał swoją trójkę, będącą trzecią najlepszą oceną w klasie. Druga należała do Gabriela(Cztery minus), zaś jedyna piątka należała do przewodniczącej ich klasy, niejakiej Kiyoury Setsuny. Teraz niewielka dziewczyna(Mniejsza nawet od Rattenbergera) z krótkimi, czarnymi włosami z wpiętą weń kokardką i lśniącymi czerwono oczyma ubrana w klasyczny mundurek wyminęła ich, z zaciętą miną obserwując punktację. Do szóstki zabrakło jej dwóch punktów. Himerion momentalnie spochmurniał.
- To my już kończymy, prawda? – Zapytał Frozen, zastanawiając się, jakim cudem pomylił cytoplazmę z mitochondrium.
- Ta, dwie godziny wcześniej – Stwierdził Edward, pozwalając sobie na uśmiech. – Trzeba nakopać Schizerowi.
- No i bomba! – Odwrzasnął „rysujący” członek Piątki, przybijając piątkę z przyjacielem. Kim uśmiechnęła się litościwie. W tak zwanym międzyczasie Casper pokazywał dowody swojej wściekłości: Głośniki niemalże dymiły się pod wpływem agresywnych gitar i potępieńczego wokalu Kreatora.
-Jest w swoim żywiole – Stwierdził przechodzący korytarzem Curt.
- Hej, gangsterze – Rzuciła w odpowiedzi blondynka. – Gdzie twoja dziewczyna?
- Grypa. Podobno zmogła u was dobrą połowę klasy.
- Dzisiaj raptem dziesięć osób. Ja, Casper, Gabriel, Himerion, Frozen i Edward, Setsuna, Darwin, Nobrocybix i Nadia.
- Uszanowanie wam wszystkim – Powiedział uprzejmie naczelny gangster, uchylając swojego kapelusza. – Niezniszczalna gwardia klasy dziennikarskiej… Doprawdy, nie potrafi was zmóc żadna choroba.
- Jakby zredukować tą liczbę do mnie, Caspra, Gabriela i Setsuny to nie byłoby już tak różowo.
- No tak, każdy z was ma jakąś „misję” do spełnienia… - Stwierdził z przesadnym patosem w głosie Curt. – Casper Stratoavis, głos wolności i anarchii w Liceum Louisville. Kim Ironfist, nowa nadzieja sceny sportowej Liceum Louisville. Gabriel Kaiser, przyboczny największej zdziry… - Himerion zauważył, że lewa powieka Curta drgnęła lekko. – w Liceum Louisville. Kiyoura Setsuna, najporządniejsza osoba w Liceum Louisville. Chylę czoła – Naczelny gangster ponownie uchylił kapelusza, po czym machnął im na pożegnanie i tyle go widzieli.
- Ok., to my się zbieramy – Rzucił Himerion. – Trzeba faktycznie nakopać Schizerowi.
- Fuck yeah! – Dodał Frozen i przybił kolejną piątkę, po czym trzech chłopaków rzuciło się korytarzem tuż za Curtem. Była druga dwadzieścia, zaś Casper dalej puszczał kawałki Kreatora. Po „Radical Resistance” przyszedł czas na „Warcurse”…
WAAAARCURSE!
Echoes death’s eternal call…
Hatred is forever…
WAAAARCURSE!
Peace forever be disturbed…
VIOLENCE IS CONQUERING THE WORLD!!!
- Zawsze jest taki agresywny, Kim-chan? – Zapytała nagle Setsuna panny Ironfist. Blondynka odwróciła się, jakby zaskoczona pytaniem.
- Długo by opowiadać… - Odpowiedziała wymijająco, wzdychając. – Powiedzmy, że po prostu nie jest zbyt przyzwyczajony do otrzymywania słabych ocen z przedmiotów ścisłych.
- Może dlatego wybrał klasę dziennikarską?
- Najprawdopodobniej… - Kim westchnęła ponownie.
Setsuna dołączyła do ich klasy dopiero na drugim roku. Na początku ciężko było się z nią dogadać, gdyż wszelkie rozmowy zbywała jednozdaniowcami i przesiadywała samotnie. Potem jednak, podczas wyborów do samorządu klasowego, zaskarbiła sobie uznanie braci klasowej trzeźwym sposobem myślenia i ambitnym programem na wypromowanie klasy IIC, który – o dziwo, powiedział wtedy Rattenberger – działał. Swoim zastępcą mianowała ku zdziwieniu wszystkich Caspra, w tym głównego zainteresowanego. Wyglądało na to, że miała ona do niego jakiś interes, ale nie potrafiła ubrać tego w słowa. Powodem mógł być fakt, że Stratoavis był jeszcze większym odludkiem niż Setsuna: Przesiadywał głównie w radiowęźle, do którego nie wpuszczał nikogo z paroma nielicznymi wyjątkami, a wszystkich nieproszonych gości zdecydowanie wyrzucał za próg, prosto po kręconych schodach, najlepiej twarzą w dół. Mimo tych przeciwności, dogadywali się oni całkiem dobrze, wymieniając pomysłami. Okazało się też, że dzielą parę zainteresowań, na przykład rysowanie(Przy czym styl i temat każdego z nich zdecydowanie się różnił) czy awersja do alkoholu. Co bardziej dowcipkujący podejrzewali, że być może tych dwoje łączy coś więcej niż chłodna przyjaźń, ale Kim nie dawała temu wiary. Tych dwoje mimo wszystko dzieliło zdecydowanie zbyt dużo. Setsunę dawało się polubić, jeżeli poznało się ją lepiej. Caspra nie lubił właściwie nikt, z nielicznymi wyjątkami. Mogli go szanować i respektować, ale nie lubić.
„O czym ja właściwie myślę?”, zganiła sama siebie Kim, przyprowadzając się do porządku.
- Gdzie właściwie znajduje się radiowęzeł? – Zapytała Kiyoura.
- Na pierwszym piętrze znajdują się kręcone schody, które tam prowadzą, ale nie sądzę, by to był dobry pomysł go teraz niepokoić.
- Dziękuję serdecznie, Kim-chan – Odpowiedziała czarnowłosa, wykonując lekki ukłon i zmierzając w stronę schodów na pierwsze piętro. Panna Ironfist westchnęła, po czym pobiegła do sali gimnastycznej na zajęcia z piłki siatkowej.
Pukanie do drzwi wyrwało Caspra z muzycznego transu. Przerwał na chwilę odtwarzanie, co bezwzględnie wykorzystało Radio Louisville, puszczając audycję dyrektora o negatywnym wpływie agresywnej muzyki na młodzież. Stratoavis puścił to mimo uszu, bowiem owo pukanie zainteresowało go. Nikt – prócz Adeona, Kim, Gabriela, Rattenbergera, ludzi z Piątki, Kate i Setsuny – nie miał odwagi się tu pokazywać. Nikt z wyżej wymienionych – prócz Adeona, Kim, Gabriela, Kate i Setsuny – nie pokazywał się z czymś godnym uwagi. NIKT – z wyjątkiem Adeona, Kim i Setsuny – nie pokazywał się w radiowęźle, gdy Casper był z jakiegoś powodu wściekły. ABSOLUTNIE NIKT nie pokazywał się tutaj – z wyjątkiem Adeona i Setsuny – gdy Stratoavis był wściekły z powodu kolejnej złej oceny… A ponieważ Falcontet biegał po szkole w charakterze doraźnej pielęgniarki(Która to zachorowała na grypę) i z irytacją rzucał chusteczkami w nauczycielkę matematyki…
- Proszę wejść – Powiedział w końcu Casper, odwracając się na swoim obitym skórą krześle. Wedle jego przewidywań, w progu pojawiła się ta niewielka dziewczyna z dużymi, czerwonawymi oczyma. – Witaj, Setsuna-san – Przywitał się z nią wedle japońskiego obyczaju, kłaniając się dokładnie o czterdzieści pięć stopni w dół.
- Mam nadzieję, że Ci nie przeszkadzam, Stratoavis-san? – Zapytała.
- Nie, wcale. Proszę, rozgość się – Okularnik wskazał jej wolny fotel. – Jak mogę Ci pomóc?
- Masz może jakieś wieści od Sawanagi-san?
- Powiedział, że zadzwoni za jakieś… - Casper spojrzał na zegarek. – Dwie minuty. Musimy zaczekać… - Na chwilę zapadła cisza, przerwana w końcu pytaniem Setsuny:
- Jak to jest być samotnym? – Trzeba było przyznać, że owe pytanie wytrąciło okularnika z jego rytmu myślenia.
- Nie jestem… Nie jestem pewien, czy rozumiem – Stwierdził w końcu, wpatrując się w swoje urękawicznione dłonie.
- Nie chcesz odpowiadać na to pytanie – Bardziej stwierdziła niż zapytała Kiyoura.
- Nie, nie do końca… Koniec końców, dobrze mi z tym – Odparł w końcu po krótkiej chwili ciszy, pozwalając sobie na uśmiech.
- To musi być trudne, prawda?
- Czy ja wiem… Nie jestem aż taki samotny, jakim się mogę wydawać. Kim, Rattenberger, Kate… Ty.
- Ja?
- Yhm. Sama kiedyś stwierdziłaś, że dużo nas łączy. Jesteśmy nawet w pewnym sensie podobni…
- Faktycznie… - Ponownie zapanowała cisza, tym razem przerwał ją Stratoavis:
- Czy… Było Ci ciężko przenieść się z Japonii aż tutaj?
- Nie miałam zbytniego wyboru – Setsuna wzruszyła lekko ramionami.
- Co sądzisz o tej szkole…?
- Jest inna… Trochę brakuje mi płatków sakury… I mojej przyjaciółki.
- Sekai-chan? – Domyślił się Casper. W rozmowach z Kiyourą czarnowłosa często wspominała o brązowowłosej, wiecznie uśmiechniętej dziewczynie i jej chłopaku, który podobno kochał ją całym swym sercem. Słysząc, że jej rozmówca się domyślił, Setsuna pokiwała głową energicznie.
- Makoto-kun obiecał mi, że jej nie zostawi. Nigdy – Dodała, podkreślając wagę owych słów. – Bez niego, Sekai-chan zostałaby sama.
- Rozumiem – Odpowiedział Casper, kiwając głową ze zrozumieniem. Dalszą rozmowę przerwał dzwonek komórki chłopaka. Stratoavis złapał ją zgrabnie w dłonie i sprawdził, kto dzwoni. Uśmiechnął się.
- Sawanaga – Oświadczył uroczyście, zaś oczy Setsuny rozbłysły. Casper zaczął mówić do komórki:
- Hej, Taisuke-kun! Długo żeś się nie odzywał. Więc, jak tam u Ciebie? – Nagle, ku lekkiemu zdziwieniu dziewczyny, wyraz twarzy okularnika zmienił się na lekko zachmurzony. – Oh, co z tobą? Zły dzień? Dostałeś kosza? Nie…? Och, rozumiem. Tak z czystej ciekawości, jak się układa temu zboczeńcowi Makoto i Sekai? Zaraz, co? – Teraz Casper był zdziwiony. – Co rozumiesz przez „Już się nie układa”? – Oczy Setsuny rozszerzyły się. – Ale jak to? Co się właściwie stało? Jakaś nowa dziewczyna, jakiś nowy chłopak? Czekaj… C-Co? – Jedna z dłoni Stratoavisa zaczęła drżeć, co nie uszło uwadze czarnowłosej. – Nie chodzą już do twojej szkoły? Przenieś… Co…? Gdzie go znalazłeś? Kto? A co z Sekai? Sprawdzałeś dach? Leć tam, czym prędzej, bo jeszcze gotowa skończyć ze sobą! Oddzwoń tak szybko, jak możesz! – Casper rozłączył się, jego twarz była blada niczym oblicze śmierci.
- C-Co się stało? – Zapytała zaniepokojona Setsuna.
- Makoto… - Zaczął Stratoavis, po czym urwał, nie chcąc mówić tego przyjaciółce.
- Co z nim?!
- On… O Chryste… - Okularnik ukrył twarz w dłoniach.
- Co z nim?!
- Makoto... – Chłopak podniósł głowę, a jego oczy były teraz bardziej matowe niż zwykle. – Makoto nie żyje.
Kiyoura wpatrywała się w bladą, umęczoną twarz Caspra, powtarzając bezgłośnie jego słowa. Nie wierzyła. Nie mogła uwierzyć. Jak to nie żyje? Tak po prostu? Jak to nie żyje?!
Kolejny telefon, tym razem wiadomość tekstowa. Nim chłopak zdążył zareagować, Setsuna chwyciła komórkę pierwsza i odczytała wiadomość drżącym głosem:
- Przesyłam Ci zdjęcie… Lepiej nie pokazuj tego Setsunie dla jej własnego dobra… - Kolejna wiadomość doszła. Tym razem było to zdjęcie. Zdjęcie Sekai.
Komórka wypadła jej z rąk, zaś jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. Bezgłośnie powtarzała imię swojej przyjaciółki.
- Powiedz mi, że to nieprawda – Szepnęła, powoli osuwając się na podłogę. Złapała go za koszulkę, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Powiedz mi, że to nieprawda!
- Niestety, wygląda na to, że… - Zaczął, starając się zabrzmieć jak najłagodniej, ale nic to nie dało.
Krzyk Kiyoury rozniósł się na całą szkołę. Mikrofony w radiowęźle były włączone.
- Czy ten dziwny dźwięk rozwalił właśnie ponad połowę głośników w szkole? – Zapytał ogłuszony Himerion.
- Na to… Na to wygląda… - Odpowiedział wciąż zamroczony Edward. Razem z Frozenem zmierzali teraz w stronę radiowęzła i z pewnością nie byli jedynymi zainteresowanymi tym ogłuszającym, czysto morderczym dźwiękiem, który dobył się z głośników.
- Jesteś pewien, że nie przeciąłeś złych kabelków? – Zapytał po raz e-nty Frozen.
- Na sto procent! – Obruszył się sabotażysta. – Znam się na tym, do ciężkiej cholery! – Nagle, biegnącą trójkę wyminął Adeon z odbezpieczonym pałaszem, zaś za nim biegła Kim w stroju na wf. Z przeciwległego korytarza nadbiegł Curt w asyście Davida i dwóch członków Wspólnoty, zaś tuż za nimi gonili Gabriel i Revenant.
- O, supcio – Rzucił Edward w stronę Davida, zaś ten odpowiedział niemrawym „dobry”.
- Pogadacie sobie później – Warknął Gabriel. – Do licha, Casper właśnie puścił z dymem pół komunikacji szkolnej!
- Ja raczej sądzę, że to wina kogoś innego – Odpowiedziała Kim, wymownym wzrokiem mierząc Himeriona. Ten tylko zachichotał nerwowo, po czym przyśpieszył. Pochód prowadził Falcontet ze skupieniem wymalowanym na twarzy. Coś się nie zgadzało. Ten… Dźwięk brzmiał trochę jak… krzyk? Kobiecy czy też raczej dziewczęcy krzyk. Czerwonowłosy nauczyciel wpadł na kręcone schody i zaklął pod nosem, ślizgając się na zdradliwych stopniach. Po krótkiej przeprawie(Podczas której Curt i Frozen porozbijali się na kręconych i śliskich schodach, zostając już na dole) pochód dobił się do drzwi.
- Rastanolin! –Ryknął Adeon. Magik machnął ręką, otwierając drzwi na oścież magicznym pchnięciem. Grupka zainteresowanych wpadła do kabiny radiowęzła po to, by zastać… Kiyourę Setsunę przytulającą się do Caspra Stratoavisa.
- O k***a! – Wydusił z siebie zszokowany Himerion. O dziwo, dwójka jakby nie zauważyła pochodu, któremu przewodził rozsierdzony nauczyciel.
- Stratoavis, co to za burdel? – Rzucił Adeon nieprzyjemnym głosem. Okularnik zignorował pytanie i wciąż gładził czarnowłosą dziewczynę po jej krótkich włosach. Setsuna… płakała?
- Ok, coś jest nie tak… - Mruknął Revenant, jakby odrobinę zaniepokojony. Jego uwagę przykuła leżąca na podłodze komórka Caspra.
- Nawet się nie waż – Odezwał się nagle Casper i po barwie jego głosu można było poznać, że nie żartuje. Kim zauważyła, że jego ćwiekowana bransoleta drży. „Daeva. Musi być z jakiegoś powodu wściekły…”, pomyśleli jednocześnie Kim i Gabriel. – Nie płacz, Kiyoura. Proszę, nie płacz… - Zaczął szeptać do płaczącej dziewczyny. Zapanowała niezręczna cisza, przerywana tylko cichym łkaniem przewodniczącej klasy dziennikarskiej. Do pomieszczenia dostali się w końcu Curt i Frozen.
- Ok, więc co się właściwie… - Zaczął przywódca Piątki, po czym urwał i nagle uśmiechnął się szeroko. – Gratulacje, stary draniu! W końcu znalazłeś jakąś du… - Kontynuował uśmiechnięty. Od dalszego kontynuowania powstrzymał go Himerion, szturchając go lekko w bok.
- To nie jest najlepszy moment – Stwierdził.
- O czym Ty mówisz? Ten odludek w końcu znalazł dziewczynę! – Odparł jakby zdziwiony Frozen, po czym usłyszał huk wystrzału. Casper trzymał w wolnej dłoni swój przerażający „Roulette Shotgun”. Ta broń znana była z nieprzyjemnych właściwości wypluwania z siebie wszystkich możliwych rodzajów amunicji, wliczając w to rakiety, pociski ładowane zubożonym uranem, lasery Gaussa czy promienie Chaosu. Teraz jednak w suficie pojawiła się chmara ołowianych kulek, zdobiących sklepienie.
- Wyjdźcie – Warknął, wymierzając w grupkę. Revenant błyskawicznie otoczył zebranych tarczą.
- Zawsze chciałem nakopać temu bufonowi – Stwierdził. Nagle Adeon położył dłoń na jego ramieniu.
- Opuść to. Wychodzimy.
- Jak to…
- Po prostu. Chcecie, to może tu zostać na własne ryzyko – Stwierdził, zapalając papierosa i wychodząc z kabiny. Po drodze rzucił jeszcze jednym spojrzeniem w stronę Caspra. Oczy chłopaka były dziwnie matowe… Ale Adeon mu się nie dziwił.
To zdjęcie… Paskudna sprawa. Nikomu nie życzył takiej brutalnej śmierci, nawet najgorszemu wrogowi. Widząc, że Falcontet wychodzi Gabriel syknął na Piątkę i Revenanta, którzy tylko ukłonili się lekko i zmyli chyłkiem. W kabinie prócz Caspra i Setsuny zostali już tylko Kim i Curt.
- Wyjdźcie – Powtórzył, tym razem nieco spokojniej, ale trzy lufy jego obrzyna wciąż mierzyły w pannę Ironfist i lokalnego gangstera. Curt ukłonił się lekko i opuścił kabinę, ale Kim została.
- Ty też. Nie chcę zrobić Ci krzywdy… - Powiedział Stratoavis cicho, ponaglając ją machnięciem lufy. Blondynka chciała ewidentnie coś powiedzieć, ale jeden rzut oka na wyświetlacz czarnej komórki Caspra wystarczył jej za wszystko.
- Współczuję – Powiedziała w końcu, opuszczając kabinę. Zapadła cisza, przerywana tylko łkaniem niepozornej czarnowłosej dziewczyny.
- Nie płacz… - Szepnął Stratoavis, gładząc jej piękne włosy.
EDIT: "Warcurse" i "Radical Resistance" Kreatora:
http://www.youtube.com/watch?v=iZwEHf-CK48http://www.youtube.com/watch?v=JlcK6XoreTE