Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1] 2 3 4 ... 7    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
High school... A nie, to zły tytuł... (Czytany 33428 razy)
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« : 03 Maja 2010, 21:16:05 »
FINISHED!!!

Wreszcie. Wreszcie ukończyłem długi, 30 - stronowy prolog nowego opowiadania. Tutaj zobaczycie Caspra i jego paczkę jako licealistów, będą oni jednak schowani w cieniu innej, ważnej osoby... Spoilować nie będę, więc czytajcie. Teraz będzie part 1(Podzielimy prolog na trzy). Komentarze mile widziane, wręcz pożądane.

Enjoy!

Najsłodsza w mieście

Prolog – Najpiękniejsza kontra najsprytniejsza

Czwarty października. Czwartek. Dzień, jak co dzień…? Niekoniecznie.

Casper, wciąż odczuwając efekty zarwania nocy dotelepał się do drzwi wejściowych i z głuchym mlaśnięciem przekręcił klucz. Jak zwykle przychodził do szkoły pierwszy, chyba tylko nocujący okazyjnie w budynku mogli Go wyprzedzić. Do jego obowiązków należało między innymi podłączyć radiowęzeł, co zajmowało dobre pół godziny, a następnie posprawdzać, czy jakiś dowcipniś pokroju Himeriona czy innego chłystka ze szkolnej mafii nie przeciął kabli bądź nie zatkał megafonu. Na obchód całego liceum schodziło z czterdzieści pięć minut, co w sumie dawało przeciętnie nieco ponad godzinę roboty. Pół biedy, jeżeli wszystko było w porządku: Wtedy z godziny robiło się czterdzieści pięć minut.
Niestety, prawie nigdy nic nie było w porządku. Tak jak i dzisiaj.
Okularnik z pewnym zdziwieniem zauważył, że drzwi były już otwarte, a co za tym idzie – Ktoś lub coś mogło się teraz przechadzać po korytarzach Liceum Louisville.
Casper posiadał to szczęście, że mógł pochwalić się papierkiem oświadczającym, że jako jedna z ośmiu osób powiązanych z liceum może nosić broń na terenie instytucji i używać jej w razie potrzeby. To, ILE osób w rzeczywistości posługiwało się narzędziami ostrymi i mogącymi wyrządzić krzywdę bliźniemu było już inną historią. Błysnęły dwa rdzawoczerwone ostrza.
Chłopak powoli przekroczył próg szkoły, rozglądając się bacznie dookoła. Dobiegły go dziwne odgłosy, coś jakby… syczenie? Nim zdążył się nad tym poważniej zastanowić, usłyszał charakterystyczny klekot poruszanych z ledwością kości. „Hmm… Czy jest jakiś konkretny powód, dla którego żywe kości mają włóczyć się po szkole właśnie dzisiaj?”, zastanowił się okularnik, po czym nagle przypomniał sobie coś ważnego. „Ach tak… Wybory Miss Szkoły…”, pomyślał z niechęcią, ignorując wątpliwej jakości zagrożenie i podążając ku swojej twierdzy, ku radiowęzłowi.
Wybory Miss Szkoły zawsze były powodem, dla którego kilka kibelków stawało w płomieniach, a przed głównym wejściem pojawiała się rozsierdzona tłuszcza złożona z policjantów, rodziców, nauczycieli i kilku demonów szukających okazji do rozpętania chaosu. Konkurencja była bezwzględna: Niedawne przyjaciółki skakały sobie do gardeł, ich poplecznicy rozbijali sobie głowy o krawężniki i szafki, a szkolna mafia wykorzystywała tylko sytuację i jeszcze bardziej poszerzała swoje wpływy, szerząc mały terror wśród nauczycieli i obracając się wokół nielegalnych interesów. Tym razem jednak rywalizacja osiągnęła swego rodzaju apogeum, zamieniając korytarze liceum w małe pola bitew. Co było tego przyczyną?
Nowa. Dziewczyna, która zagrażała pierwszej damie liceum i określała się jako „Najsłodsza”.
Wszystko zaczęło się dobry rok temu, gdy to Casper i wyżej wymieniane osoby dopiero co stawiały pierwsze kroki w Liceum Louisville. Dość szybko dało się usłyszeć o przebojowej i niezwykle pięknej pierwszoklasistce, która dosłownie wypalała co niektórych chłopaków pożądaniem. Niestety, nadzieje niektórych singli okazały się być płonne: Dziewczyna ta miała już chłopaka. Chłopak ten przywlókł ze sobą swoich „ochroniarzy”: Dwóch goryli „wysokich do nieba, a głupich jak trzeba”, którym zdarzyło się raz czy dwa nie pokończyć klas na czas. Chłopak nazywał się Curt i dość szybko utworzył własną „trzódkę” osób zastraszanych bądź fałszywie lojalnych. Ukształtowała się z tego grupka zwana wpierw bandą chłystków, z których to powstała „szkolna mafia”, zwana dalej Wspólnotą. Z grupki chuliganów stała się swego rodzaju podziemną elitą: Oprócz wielkich, wolno myślących kafarów pojawili się także inteligenci. Wspólnota została niemalże zaakceptowana jako swoisty klub. „Niemalże” wynikało z dość anarchistycznych i odrobinkę destrukcyjnych poglądów, co skutecznie eliminowało ją w oczach dyrektora, ograniczonego i przygłupiego człowieczka zasłoniętego dymem z palonych przez siebie cygar.
Dziewczyna Curta, posiadając tak zabezpieczone plecy mogła sobie pozwolić na wiele. I faktycznie pozwalała sobie. Wygłaszała śmiałe opinie, bałamuciła osobników płci męskiej, obśmiewała się z nauczycieli i to pod ich nosem. Od „technicznej” strony nie można jej jednak było niczego zarzucić. Uczyła się dobrze, jej zachowanie oficjalnie pozostawało bez zarzutu. A gdyby zawiodła „mafia”, wciąż pozostawał ojciec Curta, bogacz, który nie miał na co wydawać pieniędzy. Curt skrzętnie to wykorzystywał i zapewniał sobie względy próżnej piękności na najrozmaitsze sposoby. W ten sposób oboje otrzymywali to, czego chcieli: Curt większe wpływy, a dziewczyna – osłonę od jej często lekkomyślnych czynów. Przed końcem pierwszego semestru cała szkoła była w jej ręku.
Do czasu.
Gdy na początku drugiego semestru w szkole pojawiło się dwóch nowych uczniów, nikt nie przypuszczał, że staną się oni siłą dominującą w Louisville.
Dziewczyna nazywała się Natalie. W wielu aspektach przypominała swoją przyszłą konkurentkę: Była rozkapryszona, samolubna, rozpuszczona i lubiła komenderować innymi, w tym swoim towarzyszem.
Ten na imię miał Gabriel i nie odstępował swojej „wspólniczki” na krok. Wygadany, sprytny, a przy tym mający skłonności do największych krętactw szybko potrafił wyłgać się każdemu.
Nie wiadomo, jak to się stało, ale nagle ku Natalie zaczęły zmierzać tłumy chętnych do pomocy osób. Nie wiadomo, w czym tkwił(i tkwi nadal) ten fenomen, ale jakimś cudem rozkapryszona i egoistyczna pannica zaczęła zyskiwać zwolenników czy wręcz żołnierzy do swojego małego „klubu”. Szybko powstał oficjalny fanklub opatrzony jej imieniem, co niezwykle zirytowało drugą stronę.
Nie minął nawet miesiąc od pojawienia się „Magicznej Dwójki”, jak ktoś to kiedyś ujął, a na zawołanie miała już ponad setkę osób, bezrozumną tłuszczę gotową skoczyć do ognia na jej zawołanie. W tej dziewczynie był jakiś nienazwany magnetyzm – mimo wszystkich jej wad – który przyciągał kolejne osoby. Być może było to po części spowodowane jej wyglądem. Natalie posiadała co prawda dość pospolitą urodę, ale potrafiła(Często z wydatną pomocą Gabriela) sprawić, że nawet oddani Curtowi ślinili się na jej widok.

Jednym słowem, w Louisville panowała nieprzerwana zimna wojna, a dzisiejszy konflikt miał być jej ostatnim aktem. Dzisiaj miano zadecydować, która z dziewczyn naprawdę trzęsie tą szkołą.
I nawet zaplanowany na dzisiaj atak Władcy Czyśćca wymierzony w lokalny szpital nie mógł sprawić, że sprawa wyboru Miss zostanie zapomniana.
Casper westchnął z irytacją, oglądając przecięty sekatorem kabel. „Himerion będzie się musiał gęsto tłumaczyć…”, pomyślał, chwytając za taśmę. Brakowało mu czasu, by bawić się w porządne montowanie, więc musiał uciec się do prowizorki, a ta prawie nigdy nie działała. Nigdy.

Dwie godziny później…

Drobna szatynka w niebieskiej bluzce, dżinsach i białych kozakach przeglądała kolejne kartki, strzelając oczyma. Wszystko było zaplanowane, zapięte na ostatni guzik. Wybory Miss Szkoły miały odbyć się już za godzinę. Wreszcie utrze nosa tej aroganckiej suce i jej chłoptasiowi. Nikt nie zadziera z Natalie, o nie… Ze strefy marzeń(Gdzie właśnie ucinała rywalce jej blond warkocz) wyrwało ją chrząknięcie, sugestywne, aczkolwiek raczej mało bezpośrednie. Dziewczyna odwróciła się, by ujrzeć swojego adiutanta i pierwszego oficera(O ile można używać takich zwrotów w odniesieniu do liceum). Był on jeszcze niższy niż ona, z czarnymi włosami zawiązanymi w kucyk, ubrany niezwykle oficjalnie, w biały garnitur z lakierkami i czerwonym krawatem. „Niczym prawdziwy mafiozo…”, pomyślała odrobinkę rozmarzona. Pod jej komendami brakowało ludzi z prawdziwego zdarzenia. Większość miała dobre chęci i zapał, ale nie mogli się oni równać z elitarnymi oprychami Curta i tej jego paniusi. Oczywiście, po swojej stronie miała Revenanta oraz „Piątkę”. Ten pierwszy może i był tchórzem, ale jako utalentowany magik(Oczywiście nieoficjalny) mógł narobić sporego zamieszania w szeregach, Piątka zaś była grupką wyrzutków ze Wspólnoty, swoistych „najemników” do wynajęcia. Przewodził im niejaki Frozen – Megaloman i przygłup, aczkolwiek sprawny wojownik, który poznał także nieco magii, stąd także wziął się jego przydomek. Oprócz niego w grupie byli także czterej inni zabijacy: Dowcipniś Himerion, zwalisty Bear, wygadany David oraz luzak Edward. Każdy z nich posługiwał się kozikiem czy inszą bronią ostrą(względnie palną) z wielką wprawą. Z drugiej strony, Piątka była zdradliwa: Ofiarowywali oni swe usługi temu, który zapłaci najwięcej. Przyjmowali należności w papierkach, ale nie gardzili i nieco mniej konwencjonalnymi walutami. W małym sejfie Piątki spoczywał na przykład wysadzany ametystami srebrny krzyż. No, ale to opowieść na inną chwilę.
- Czy Revenant załatwił już naszą tajną broń? – Zapytała swojego adiutanta.
- Oczywiście – Ten błysnął oczyma i uśmiechnął się złośliwie. – Zapakowana w komórce czeka na właściwy moment.
- Doskonale. Sala jest wystrojona?
- Niczym na studniówkę.
- Doskonale. Moja mowa? – Chłopak podał jej zapisaną kartkę.
- Gotowa do odczytania.
- Mój strój?
- Ehm… Nie posiadamy na chwilę obecną… - Adiutant spuścił wzrok, przeklinając swoją intuicję. Oczywiste było, że na wyborach Miss Szkoły będzie też pokaz tych piękności. Miały one zaprezentować się w całej okazałości, pełne gracji i wdzięku. „To, że Bambi wygra tu bezkonkurencyjnie to już inna bajka…”, pomyślał z irytacją. Jednakże na innych polach triumfowali: Mieli mowę, mieli zgranych podwładnych, mieli ściągi do quizu, wreszcie zabezpieczyli się przed tym wszędobylskim okularnikiem.
Gabriel westchnął. Musiał przyznać, że podziwiał Caspra. Wydawał się on być jedyną osobą, która rozpracowywała jego fałszerstwa i przekręty. W wyborach do samorządu szkolnego „przypadkiem” odkrył na ponad stu głosach pismo fałszerza. Podczas Dnia Europejskiego pod koniec pierwszej klasy „przypadkiem” zdemaskował siedzącego pod stołem i udzielającego wskazówek Davida. Wszystkie te ogłoszenia dobiegały zawsze z rozstawionych wszędzie megafonów. Tym razem Gabriel zadbał o to, by Piątka sumiennie wypełniła swój obowiązek(Po złotym kielichu dla każdego). Kable zostały przecięte w ponad dwudziestu miejscach. Zakładając że okularnik przybył do szkoły z samego rana, mógł do tej pory uporać się z dziesięcioma przecięciami. „Nigdy się nie wyrobi”, pomyślał z satysfakcją adiutant Natalie.
- Co to znaczy „Nie posiadamy”? – Warknęła dziewczyna.
- Przed rozpoczęciem konkursu będziemy go posiadać – Odparł automatycznie Gabriel, uciekając spojrzeniem. Po cholerę miałby robić cośkolwiek? Revenant nie posiadał w swoim repertuarze zaklęć mogących upiększyć Natalie, a choćby nawet Gabriel wysilał się i produkował, dodając swej kandydatce powabu, to wciąż pozostawałaby ona lata świetlne za swoją konkurentką. Błękitne oczy, blond włosy związane w warkocz, talia osy, kształtna figura. Tak prezentowała się Bambi. Jeżeli dodać jeszcze fakt, że wystąpi w kusym kostiumie kąpielowym odkrywającym jeszcze więcej jej wdzięków… „Będę musiał pamiętać, by nie ślinić się na jej widok”, napomniał się w duchu.
- No dobra – Dziewczyna oddała kartki adiutantowi. – Zobaczymy się za pół godziny, sala 18. Nie spóźnij się – Okręcając się na pięcie, Natalie ruszyła przed siebie, ku zwycięstwu.
Dlaczego właściwie Gabriel usługiwał właśnie jej? Bo miała perspektywy. Zdobycie tytułu Miss kwalifikowało ją jako honorową członkinię samorządu, a stamtąd można było dowolnie manipulować całą szkołą. Oczywiście, zdobycie tej nominacji nie jest aż takie łatwe… Ale Gabriel był przekonany, że jej się powiedzie.
W najgorszym wypadku w ruch pójdzie jej wzburzony fanklub.

Tymczasem wyżej wspominana konkurentka Natalie siedziała przy bufecie w wybitnie prowokującej pozie, testując innych uczniów. Żaden nie miał prawa gwizdnąć, oblizać się bądź zbliżyć się do niej – Duncan, jeden z „ochroniarzy” Curta obiecał wycisk każdemu, kto zbliży się do niej na dziesięć kroków. Ponieważ o tej porze w kawiarence była tylko grupka pierwszaków i Michael Rattenberger mogła mówić o bezpieczeństwie. I tak nikt nie odważyłby się jej tknąć.
Ciekawa osoba była z tego Rattenbergera. Nosił się ekscentrycznie: Chodził w zielonym garniturze z zielonym cylindrem, na którym wygrawerowane były wiele mówiące słowa „Nie jestem niski”. Michael jednak był niski. Z cylindrem na głowie sięgał tej zdzirze Natalie do ucha. Mimo to w szkole czuło się do niego pewien rodzaj szacunku: Rattenberger zorganizował bowiem Klub Karciarzy, w którym pozwolono grać na pieniądze. Nietrudno wywnioskować, że dość szybko miejsca w nim zostały zapełnione. Można tam było wygrać bajeczne(Jak na standardy przeciętnego licealisty) sumy, ale tylko idiota stawał w szranki z Rattenbergerem, największym malwersantem i szulerem w tej szkole, większym nawet niż Gabriel. Różnica między nimi była jednak zasadnicza, bo Michael nie angażował się w „politykę” szkoły. Do spółki z Casprem i niejaką Kate zorganizowali mały bank, gdzie udzielali co bardziej spłukanym pożyczki. Wspólnota dość szybko wzięła bank pod swoje skrzydła, udzielając mu protekcji przed cwaniakami usiłującymi uszczknąć co nieco. Najczęściej „ochroniarze” Rattenbergera pokazywali takim klientom drzwi. Bądź okna. Bądź dno muszli klozetowej.
Właśnie… Ochroniarze Rattenbergera, a raczej strażnicy jego własności. To nie byli członkowie Wspólnoty bądź osoby trzecie. To były… Istoty magiczne.
Bambi nigdy nie potrafiła się przyzwyczaić do widoku smoków, orków, elfów czy innych nietypowych stworzeń. W gimnazjum dzięki jednemu złośliwcowi w okularach doznała małej traumy. Od tej pory panicznie boi się wszystkiego, co rusza się, choć nie powinno, gdyż od dawna nie żyje. Nieumarli.
Dziewczyna powoli wpadała w paranoję związaną z żywymi trupami. Były odpychające, przerażające, choć szczęśliwie stosunkowo niegroźne. Kiedyś żywy trup w lustrzankach wpakował ją do szafki i siedziała tam dobre dwie godziny, aż ktoś nie usłyszał jej dobijania się od wewnątrz(Została zakneblowana, więc nie mogła wrzasnąć).
Ale wracając do tematu… Karty w rękach Rattenbergera nie były tylko zwyczajnymi tekturkami. W jego rękach potrafiły… powstawać i żyć. Bambi widziała to kiedyś na własne oczy, gdy podczas jakiegoś ataku demonów Michael lawirował między nimi, rozrzucając karty dziesiątki. Z każdej powstała dziesiątka jednakowych żołnierzy zbrojnych i umundurowanych zależnie od koloru, któremu byli przypisani(Na przykład Piki uzbrojone były w… piki), którzy to szybko uporali się z demoniczną hałastrą.
Sam Rattenberger nie wydawał się być specjalnie zainteresowany faktem, że trzy dziewczyny(Oprócz niej i Natalie w wyborach startowała także Kate, zgłoszona przez tajemniczego anonima) będą walczyć o częściową dominację nad szkołą i z zapałem pałaszował hamburgera, przy okazji dyskutując z jakimś pierwszakiem odnośnie „kredytu 20%”.

Himerion przechylił się na krześle, zadowolony z siebie, po czym upił nieco oranżady. Gabriel zapłacił im dość hojnie za wykonaną robotę, która nie była też znowu specjalnie trudna, ot przeciąć parę kabli… A ze złotego kielicha oranżadę piło się nadzwyczaj zacnie. Rozejrzał się: Edward opieprzał kogoś przez Skype’a, David czytał książkę pod znamiennym tytułem „Jak zostać cwaniakiem w osiem dni bądź zginąć próbując”, a Frozen nachylał się nad kartką papieru z ołówkiem w ręce, usiłując coś narysować. Bear był nieobecny, dorwało go przeziębienie. Znajdowali się w „podziemiach” szkoły, konkretniej w dobudowanym niegdyś przez Wspólnotę magazynku. Piątka przejęła go na swoją kwaterę główną i nieco zmodernizowała: Wcześniej była to zwyczajnie wykuta w skale jama, teraz można tu było nawet spędzać niezbyt zimne wieczory.
Himerion nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jama ta jest niezwykle „falloutowska”: Ponura, na wpół zdewastowana jaskinia oświetlana wątłym światłem latarenek. Jakakolwiek by nie była, doskonale spełniała swoje zadanie: Tylko członkowie Piątki, Curt i Gabriel znali jej położenie, co pozwalało uniknąć nieprzyjemnego spotkania z zapewne rozeźlonym Casprem.
Himerionowi zdarzało się już przecinać kable od radiowęzła. Najczęściej robił to na polecenie „Ważnego Konusa”(Jak określał Gabriela), choć czasem zwyczajnie odstręczała go muzyka puszczana przez szkolnego radiowca: Metal, metal, metal, a potem nagle jazzowa piosenka o miłości. Taki tok muzyczny potrafił każdego wyprowadzić z równowagi, szczególnie że chwilę wcześniej leciał pseudosatanistyczny bełkot o końcu świata. Po takim akcie sabotażu zazwyczaj poruszał się tylko piwnicą, gdzie Casper się nie zapuszczał. Gniew okularnika bywał straszny, szczególnie gdy ofiarą padały te nieszczęsne kable. Właściwie tylko wtedy był wściekły, resztę psikusów znosił zaś ze stoickim spokojem: Czy oblano go wiadrem zimnej wody czy podstawiono nogę, on zawsze tylko rzucał winowajcy nieprzychylne spojrzenie i ruszał dalej, uprzednio doprowadzając się do porządku.
Himerion zawsze zastanawiał się, jak to jest być jedną z najbardziej niepopularnych osób szkoły, a jednocześnie osobą tak potrzebną. Nigdy nie było mu dane przekonać się, jak to jest: Był na to zbyt sympatyczny. Dowcipkujący rozrabiaka z Piątki był po prostu lubiany. Z toku rozmyślań wyrwał go wściekły wrzask Edwarda, opieprzającego kogoś przez Skype’a:
- Shizer, palancie! Mówiłem „Idzie dołem”, nie górą! Ten „Windsson” wbił już na nas osiemnaście headshotów, a nie minęły dwie minuty! Kto Cię uczył grać?! – David i Frozen unieśli głowy, przysłuchując się tematowi rozmowy, po czym uśmiechnęli się porozumiewawczo. Gdyby tylko Edward wiedział, kto stoi za nickiem „Windsson”…

Kate odgarnęła włosy po raz kolejny, po czym z niepokojem spojrzała w lustro, po raz kolejny oceniając, czy ładnie wygląda w skromnym, aczkolwiek ładnym stroju: Szaremu bezrękawnikowi, szarej sukience w czerwone paski do kolan oraz w szarych baletkach.
- I co sądzicie? – Zapytała Rattenbergera i stojącej obok niego krótko ostrzyżonej blondynki w ciemnozielonej bluzie z kapturem, dżinsach i tenisówkach.
- Zajebiście – Oświadczyli bez zbędnych ceregieli.
- Bambi padnie trupem z zazdrości – Dodał Michael. – A „Księżniczka” nie dorasta Ci nawet do pięt.
- No ba! – Powiedziała blondynka. – Bo jak masz startować w jakimś konkursie, to nie powinnaś rzucać się w oczy. To podstawowa reguła.
- Tia. Do quizu się uczyłaś, nie ma opcji, byś przegrała i tu.
- Jedynie z salą może być kłopot… - Kate obejrzała się po niedawno co odświeżonej rupieciarni, która służyła im za „punkt operacyjny”. Niestety, z tym punktem programu były kłopoty. Nie chodziło nawet o fakt, że jeszcze niedawno był tutaj składzik rzeczy wszelakich, tylko o to, że nie było zbyt dużo rąk do pomocy.
Szkoła podzieliła się na cztery stronnictwa: Zwolenników Natalie, oprychów Bambi, neutralnych oraz pomocników Kate. Połowa szkoły podzieliła się między dwa pierwsze stronnictwa, dziewięć osiem setnych z połowy pozostawało neutralnych, a reszta należała do ostatniej grupy, jak można się domyśleć – niezbyt licznej.
Być może grupa ta byłaby większa, gdyby nie paniczny strach przed Wspólnotą od strony Curta i dziką tłuszczą od strony Gabriela. A w ten sposób Kate wspierały tylko trzy osoby: Michael, Casper oraz Kim Ironfist.
Kim była interesującą osobą. Znana z bycia okropną feministką i w gorącej wodzie kąpaną potrafiła być postrachem większym niż czary Revenanta i gangsterzy Curta za jednym zamachem. Nie wiadomo, jakim sposobem połączono niezwykłą siłę, szybkość i techniczne wyszkolenie z tak temperamentną osobą, wiadomo było, że Kim była zdolna bez żadnych oporów rozwalić Ci łeb za nieopatrznie rzucone w stronę przyjaciółki słowo. Wszystkie dziewczyny w szkole(Z nielicznymi wyjątkami) miały w niej sojuszniczkę, zaś chłopaki nie mieli większego wyboru niż zwyczajnie jej unikać(Z nielicznymi wyjątkami). Ale znowu oddalam się od tematu.
Kate ogarnęła spojrzeniem cały ten niewielki pokoik, po czym uśmiechnęła się lekko.
- No, zawsze mogło być gorzej – Stwierdziła, wnosząc do ciasnego pomieszczenia dawkę optymizmu. – Nie będzie dużo pracy z wystrajaniem wnętrza.
- Też prawda – Przytaknął Rattenberger. – Casper kazał powiedzieć, że mówkę doniesie tak szybko, jak się da. Tak swoją drogą, ciekawe kto zgłosił Cię do Wyborów? – Kim parsknęła.
- Nie mów, że to nie był twój pomysł.
- Gdzie tam. Potem pomyślałem, że to może Casper, ale on się w takie rzeczy nie bawi.
- Więc jeśli nie ty, nie on i na pewno nie ja… - Oboje zwrócili spojrzenia na zaskoczoną tym Kate.
- Ja… No, nie wiem… - Odpowiedziała, wbijając wzrok w podłogę.
- Nawet żadnego podejrzenia?
- Właściwie… to mam jedno – Dziewczyna lekko zarumieniła się, a Rattenberger i Kim wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Marcus Aftermath.
Marcus był pierwszą i jedyną miłością Kate. Poznali się jeszcze w podstawówce. To było dziwne spotkanie: Mała, niemalże wykonana z porcelany dziewczynka i niewiele od niej wyższy chłopiec z ponadprzeciętnie dużymi uszami. Zaskakujące było to, że choć oboje wciąż obracali się w towarzystwach tej samej płci, dywagując na tematy, które mogłyby interesować większość ich rozmówców to jednak potrafili znaleźć wspólny język, co spora większość wyśmiewała.
Potem było Gimnazjum Megaville. Sporo się wtedy wydarzyło: Klasa, do której chodzili okazała się być klasą, w której co druga osoba obdarzona jest jakąś nadprzyrodzoną mocą. Było paru superbohaterów, szalonych geniuszy czy zwyczajnych cwaniaków. Byli też złoczyńcy, stojący po drugiej stronie barykady. Oboje widzieli dużo śmierci, przemocy i krwi, co odmieniło ich w mniejszym lub większym stopniu. Oni także posiadali parę magicznych, nadzwyczajnych zdolności.
Kate potrafiła leczyć, uzdrawiać, ożywiać. W jej rękach spoczywała potężna dobra magia, tzw. „biała”. Dzięki niej mogła ona szerzyć pokój i uśmiech. Pokłady jej leczniczych mocy zdawały się być nieograniczone, więc gdy zawodziły najtęższe umysły i najbardziej utalentowani kapłani, o pomoc proszono niemalże zwyczajną uczennicę Gimnazjum Megaville.
Marcus z kolei miał pod swoim orędziem potęgę czterech elementów, które mógł bez trudu złączyć w jedność, tworząc tzw. Tetrę. Nie posiadał aż tak nieograniczonej mocy jak Kate, ale potrafił także posługiwać się kataną i gwiazdkami ninja, rzucając tymi ostatnimi z zabójczą precyzją.
Co połączyło tych dwoje? Podobny sposób patrzenia na świat – Optymistyczny, radosny i nieskomplikowany. W Gimnazjum pocałowali się po raz pierwszy i po raz pierwszy wyznali sobie miłość. Niestety, ich uczucie miało nie tyle tragiczne, co smutne zakończenie: Kiedyś, podczas jednego z demonicznych ataków oboje odnieśli ciężkie rany, wyjątkowo ciężkie. I gdy tak leżeli obok siebie na stosie usypanych demonicznych zwłok, Kate uświadomiła sobie, że nie potrafi pomóc ani jemu ani sobie.
Świadkowie opowiadali wtedy, że na pole bitwy zstąpiła świetlista istota, która wzięła ich oboje i rozpłynęła się wraz z nimi. Na następny dzień Kate obudziła się w szpitalu, cała i zdrowa. Marcusa nie było.
Powiedziano jej, że stwierdzono, iż jest zdrowy i można go wypisać. Aftermath miał wtedy podać lekarzowi skrawek kartki i poprosić, by przekazano go Kate, a następnie wyszedł ku wschodzącemu słońcu. Więcej go nie widziano.
W krótkim liście Marcus wyjaśniał swojej wybrance, dlaczego nie może tu zostać. Kate wciąż nie potrafiła tego zrozumieć, dlaczego ją opuścił. Przez pierwsze dwa tygodnie chorowała na ciężką depresję. Potem jednak pojawił się pierwszy list.
Kate chyba jeszcze nigdy nie była tak wniebowzięta jak tego dnia. Chłonęła treść, którą przelał na papier Aftermath, dosłownie ją pożerała. Radowała się, miała ochotę wręcz wrzeszczeć z radości. Marcus pisał, że przeprasza za swoje niezapowiedziane „wyjście”, że powróci, że nigdy nie przestanie jej kochać itp. Pisał też, by słała listy pod wskazany przez siebie adres. Nie wiedziała, czemu ma tak robić, ale słała. Nie zawiódł jej: Tydzień później otrzymała kolejny, tym razem w kopercie. I tak mijały jej tygodnie, wypełnione radosnym oczekiwaniem na choć jedno słowo od Marcusa.
Być może to on zgłosił ją do Wyborów, kto wie? Niestety, nie przewidział faktu, że w szkole zapanuje taki, a nie inny podział sił…


« Ostatnia zmiana: 05 Maja 2010, 14:54:10 wysłane przez Fergard » IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Revenant

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 18


Tak! Do Ciebie mówię!

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 04 Maja 2010, 18:16:38 »
Cytat: Fergard
Schizer, palancie!
omg, pwnd xD

Jesteś moim mistrzem Ferdziu, świetnee.. Doskonałe postacie  ;D rozszyfrowałem chyba wszystkich. I jeszcze jedno, dlaczego tak mało?! Dawaj więcej szybkoo!  ^_^


IP: Zapisane
Pablossd

******

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 460


Podpis zgodny z podpisem...

Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 04 Maja 2010, 20:21:12 »
Stary...
Wojna trzech różnych klubów o miejsce Miss Szkoły?  :huh:
Ataki demonów na liceum, w którym ludzie mają nadprzyrodzone moce?  :-\
Nieszczęśliwy romans dwojga zakochanych, którzy patrzą w życie optymistycznie? :/

Nie chciałbym nic mówić, ale...


                          Rządzisz!  ;D


« Ostatnia zmiana: 05 Maja 2010, 08:20:31 wysłane przez Pablossd » IP: Zapisane
Pomyśl, co może być lepszego od udawania zadziwiającej istoty, której w realnym świecie jest się przeciwieństwem?... Prawdopodobnie robienie to ku uciesze innych ludzi, którzy podświadomie i tak uznają cię za idiotę... :>
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 04 Maja 2010, 21:46:00 »
Revenant prosił, więc przesyłam część drugą. Enjoy and write feedback, damnit!

Gabriel zmierzył nieprzychylnym wzrokiem Curta i vice versa. Obaj panowie stali po przeciwległych stronach Sali, mrożąc się – i ewentualne ofiary – wzrokiem.
Curt przystrojony był w skórzaną kamizelkę, brązowe sztruksy i takież buty oraz ten strasznie wkurzający kapelusz. Twarz ukrywał za czarnymi szkłami lustrzanek, które co jakiś czas spadały mu z nosa.
Wszystko było gotowe. Na środku wielkiego holu rozstawione zostały trzy stoły, po jednym dla każdej z kandydatek. Bambi już czekała na swoim miejscu, przekonana o swoim zwycięstwie. Tuż obok niej wartę pełnił Duncan, ponurym wzrokiem mierząc pozostałych zebranych. A tych trochę już było: Zaciekawione pierwszaki, raczej ostrożni drugoklasiści i zblazowani trzecioklasiści. Pod ścianą stał jeden z nauczycieli, niejaki Adeon Falcontet równie ponurym, co Duncan wzrokiem mierząc zebranych.
W wyniku kolejnego przegranego zakładu(ciągnięcie słomek) został wybrany do nadzorowania przebiegu części quizowej, retorycznej, organizacyjnej i „wdzięcznej” oraz ewentualnej interwencji w wypadku oszustwa. Choć przegrał losowanie, było też w tym trochę rozsądku ze strony pozostałych: Przeważająca część Ciała Pedagogicznego nie umiała obchodzić się z osobami, które mogły machnięciem ręki przemienić ich w żaby(Sytuacja taka nie zdarzyła się do tej pory).
Adeon zaś takim bajerom mógł się przeciwstawić, choćby za sprawą pałasza, który wciąż spoczywał zatknięty za pas i którym potrafił się niezwykle sprawnie posługiwać(Rakietnicy mu taszczyć nie pozwolili). Wcześniej, zanim jeszcze zaczął odbywać nauczycielską posługę służył w wojsku, między innymi w piechocie morskiej. Nie wiadomo, z jakich przyczyn odszedł do cywila, ale i tutaj okazywał się być niezwykle skuteczny, mimo swoich ekscentrycznych zainteresowań: Farbował włosy na wściekle czerwony kolor, mimo próśb pozostałych pedagogów po szkole chodził w skórach, glanach i z wykałaczką w zębach, co jakiś czas zamieniając ją na papierosa. No, ale już po raz nie wiadomo który oddalam się od tematu.
W sali pojawiła się druga kandydatka, Natalie. Brązowowłosa dziewczyna stawiała dumne kroki, otoczona asystentami z Piątki(Frozenem, Himerionem i Davidem, Edward zajęty był naliczaniem „headshotów”) oraz dwoma następnymi osobami: Wysokim i chudym jak szczapa brunetem w szarych ciuchach oraz inną, nieco drobniejszą brązowowłosą w koszulce z podobizną Natalie i w dżinsach z dołączonymi do nich tenisówkami. Adeon wywrócił oczyma z irytacją.
Revenant Rastanolin i Caroline Goose.
Dowód na to, że pod owczą wełną może kryć się wilk. Niepoprawny magik oraz prawie zawsze egzaltowana założycielka fanklubu Natalie. Tych dwoje dołączyło do jej „Armii Fanów” jako pierwsi, przy czym o ile Revenant wciąż zachował choć część swojej niezależności, o tyle Caroline stała się marionetką, którą jej „przywódczyni” sterowała podług woli. Na skinienie gotowa była poprowadzić bezmyślną tłuszczę wszędzie, gdzie tylko sobie zażyczy ich „władczyni”.Była przy tym sprytna, złośliwa i lojalna niczym wytresowany pies łańcuchowy, służący swemu panu do śmierci.
Revenant był nieco inną bajką. Pojawił się tu jako miejscowa „mądra głowa”, ważniak znający odpowiedzi na wszystkie pytania. Dość szybko Curt pokazał mu miejsce w szeregu, argumentując się tym, że w tej szkole jest za mało miejsca dla dwóch ważnych. Obitego niemiłosiernie Rastanolina znalazł Gabriel i postanowił obrócić ten fakt na swoją korzyść. Teraz – posiadający dług wdzięczności – Revenant działał w szeregach „Armii Fanów” jako niezależna jednostka. Kształcąc się w odmianach magii wszelkiej mógł z łatwością przetrzebić szeregi Wspólnoty, od czego non stop odwodził go Gabriel. „Zaczekaj z tym do właściwej chwili”, mówił. A Rastanolin słuchał.
Cechował się on niezwykle arystokratyczną postawą, pełną pogardy, chłodu i złośliwości względem „niżej” urodzonych. Była to pogarda całkowicie nieuzasadniona, szczególnie że papiery oznajmiały jego stan. Ale być może chodziło tu nie o urodzenie, a o talent magiczny. A tego odmówić Revenantowi nie można było.
Teraz ta dwójka wspierała trzech członków Piątki w szlachetnej(Albo i nie) misji eskortowania „Najsłodszej”, a Adeon tylko czekał, aż obie panie zaczną skakać sobie do gardeł. Co jak co, ale na nudę narzekać nie mógł.
Z ostatniego, trzeciego korytarza wychynęła Kate w towarzystwie Kim i Michaela, uśmiechając się do zebranych. Nikt nie zaklaskał, ale Adeon się temu nie dziwił. Ten tłum był podporządkowany albo Wspólnocie albo Armii. Próba dołączenia się do innego stronnictwa mogła skończyć się zgubnie. Niemniej jednak na kilkunastu twarzach pojawiły się nieśmiałe grymasy. Adeon także się uśmiechnął, po czym szybko zszedł na ziemię: Pytania zadawał Gabriel. Mógł więc w dowolnej kolejności poustawiać je tak, by Natalie otrzymywała najprostsze, a jej rywalki – najtrudniejsze. Co prawda Bambi odbije sobie na Konkursie Piękności i być może także na przemówieniu, względnie na Sali, ale nie ma się co czarować: W ostatniej fazie, podczas głosowania Natalie ma przewagę, bo jej tłuszcza jest zwyczajnie liczniejsza niż tłuszcza Bambi. Kate z drugiej strony wydaje się być na straconej pozycji, ale kto wie…
Z megafonu dobiegł zebranych głos:
- Ludu Liceum Louisville, to ja: Stratoavis! Słuchajcie mnie i bądźcie mi posłuszni. A przepraszam, to ta inna stacja radiowa… - Adeon tylko się uśmiechnął: Casper po raz kolejny pokazał, że nie da się go powstrzymać byle ucięciem kabla i że dmucha na władzę jak mu się żywnie podoba.
Właściwie, Casper stosował się do zasad, które panowały w szkole, choć pewnych rzeczy nie trawił. Jedną z nich było „Radio Louisville”, prowadzone osobiście przez dyrektora i jego wiernego psa, Thomasa II Wellingtona. Zapyziałe radyjko głosiło doktrynę „Ciężka nauka to szczęśliwa nauka”, mówiło, że jest lepiej i nawoływało do „obalenia anarchii”, czyli radia Caspra. Obie stacje dzieliły czas antenowy, niemniej jednak oboje oczerniali się nawzajem, nie szczędząc słów.
Megafon zabrzmiał ponownie:
- Przyjazne przypomnienie dla niejakiego Himeriona: Dla własnego dobra nie podróżuj dziś parterem i piętrami, istnieje niebezpieczeństwo przygniecenia czymś ciężkim. Bardzo ciężkim – Ostatnie dwa słowa zostały zaakcentowane w sposób niepozostawiający wątpliwości, że groźba była całkiem realna. Wspominany Himerion tylko przełknął ślinę, blednąc. – A teraz czas na mały quizik, który zdecyduje, która z trzech pań stojących za stołami będzie rządzić tą szkołą. Gabrysiu, z łaski swojej: Jeżeli będziesz kantować, zwyczajnie skopię Ci dupsko – Paru oprychów ze Wspólnoty parsknęło śmiechem, co „Gabryś” zignorował, kipiąc ze wściekłości.

Minęło pół godziny od rozpoczęcia quizu. Sytuacja malowała się następująco: Natalie prowadziła z ośmioma punktami na koncie, ale Kate nie odstępowała przeciwniczki z raptem jednym punktem mniej. Bambi z kolei rwała włosy z głowy, mając tylko jeden ugrany punkt. Gabriel miał kłopot: Łatwe pytania dawno się skończyły, musiał więc improwizować i wymyślać własne.
- Pytanie kierowane do Kate… - Oznajmił oficjalnie. – Podaj datę utworzenia pierwszej czekolady, do produkcji, której użyto prawdziwego mleka oraz jej nazwę.
- Cadbury Dairy Milk, 1905 – Wyrecytowała Kate na jednym tchu. Gabriel był zszokowany. „Dobra jest…”, pomyślał z niechęcią i przestrachem, widząc rosnące niezadowolenie na twarzy Natalie. Machnął ręką na gościa stojącego przy tablicy wyników. Ten automatycznie dodał kolejny punkt na jej(Kate) konto.
- No dobra… Pytanie dla Natalie… – „To już ostatnie. Jeżeli odpowie, wygra. Na litość boską, jak wołu wpajałem odpowiedź na ostatnie pytanie!”, pomyślał z pewną frustracją, biorąc wdech.
- Na czym polega idea „spy checkingu” w grze Team Fortress 2?– Oznajmił, mierząc niepewnym wzrokiem odpowiadającą. Jeżeli się pomyli, pytanie przejdzie na drugą osobę w kolejności punktów – czyli Kate – i może zagrozić jej zwycięstwu.
- Idea „spy checkingu” polega na… - Natalie zamyśliła się, trybuny wstrzymały oddech. – Na odkrywaniu… Odkrywaniu… - Gabriel z niepokojem wypatrywał zegarka, który nieubłaganie zwiastował koniec czasu. Tymczasem „Najsłodsza” wciąż zastanawiała się, na czym polega idea „spy checkingu”. Czas dobiegł końca i Gabriel nie miał środków, by go wydłużyć.
- Czas… minął – Mruknął, unikając kontaktu wzrokowego z „przełożoną”. Ta jakby najpierw zdziwiła się jego słowami, potem na jej twarzy pojawił się niemiły grymas, by skończyć się na mamrotaniu o „niekompetentnych idiotach”.
- No dobra… Twoja kolej, Kate. Jeżeli odpowiesz na to pytanie poprawnie, wygrasz. Więc jaka jest idea spy – checkingu? – „Nie ma opcji, by odpowiedziała poprawnie. To pytanie nie na jej progi”, zapewniał się w duchu Gabriel.
Do tej pory Revenant wypominał mu, że po odpowiedzi Kate niemalże nie odpadła mu szczęka.

- Trzy punkty dla nas! – Wykrzyknął Michael uradowany.
- Chciałeś powiedzieć: dla Kate – Poprawiła go nie aż tak uradowana, ale wciąż wesoła Kim.
- No tak, no tak. Natalie ma dwa punkty, Bambi jeden… Świetny początek! – Do naszej trójki podeszła wzmiankowana Natalie w towarzystwie Gabriela i Revenanta.
- Gratulacje – Oznajmiła wyniośle. – Kto by pomyślał, że taki szaraczek jak ty może pokonać kogoś tak olśniewającego jak ja…
- Potraktuję to jako komplement – Odparła Kate pogodnie. – Niech wygra lepsza.
- Istotnie, lepsza – „Najsłodsza” odwróciła się na pięcie i władczym krokiem ruszyła ku następnej konkurencji. Gdzieś tam mignął im David z uniesionym kciukiem. Sytuacja malowała się zgrabnie…

Rozpoczęła się druga faza rywalizacji. Tym razem kandydatki musiały odznaczyć się sprawnością w porywaniu tłumu poprzez krótkie przemówienie. Ta konkurencja miała za zadanie sprawdzić, jak bardzo potrafią być charyzmatyczne. Rywalizację miało oceniać trzyosobowe jury.
Adeon wcale nie chciał być jego członkiem, ale nie miał większego wyboru: W przypadku większej draki był jedyną osobą z Ciała Pedagogicznego, która mogłaby coś zrobić. W ocenianiu kandydatek mieli pomagać mu nauczyciel WOS-u, mały i szczurowaty człowieczek ukryty za fałdami płaszcza oraz pedagog, kobieta uważająca się za doskonałego dyskutanta i osobę zdolną do pogodzenia skłóconej młodzieży. Faktycznie, uważała się, jednak rzeczywistość malowała ten obraz nieco inaczej i „doskonały dyskutant” często lądował za drzwiami.
Teraz szacowne jury z niecierpliwością wyczekiwało, aż kandydatki rozpoczną swoje przemówienia. Jako pierwsza miała występować Bambi. Falcontet zapalił papierosa – szykowało się długie, nudne, patetyczne przemówienie, pisane przez Curta.
Bambi może i była ładna i względnie sprytna, ale lotność jej umysłu nie zaliczała się do najwyższych. W natłoku różnorakich pompatycznych słów po prostu się pogubi. Oczywiście, jego współtowarzysze powiedzą, że było wspaniale i tak dalej, a on jak zwykle zgnoi mówiącą po całości. Tak samo jak rok temu.
Blondynka wystąpiła na specjalnie przygotowaną scenę z kartką papieru w dłoni. Jak na dłoni było widać, że się trzęsie i ma kłopoty z opanowaniem emocji. Adeon tylko pokręcił głową, po czym nałożył na oczy kowbojski kapelusz(Skąd on go wziął?), przechylił się na krześle i założył nogi na biurko.
- Proszę zaczynać – Oznajmił uprzejmie WOS – owiec. Dziewczyna odchrząknęła parę razy, po czym rozpoczęła roztrzęsionym głosem:
- Witam serdecznie szanowne jury oraz drogich rówieśników… - Kartka wypadła jej z rąk. Bambi jakby nie zauważyła tego i wciąż zdawała się próbować odczytać „tekst”. Dopiero sugestywne chrząknięcie Adeona wyrwało ją z transu. Powoli schyliła się po kartkę, złapała ją w roztrzęsione dłonie, po czym zaczęła czytać ponownie.
- W tym… tym ważnym dniu… dniu… stoję tu przed wami… - Kartka z tekstem po raz kolejny wypadła z rąk kandydatki. Falcontet cmoknął z niezadowoleniem, widownia zaczęła szemrać. Blondynka po raz kolejny podniosła kartkę i zaczęła czytać, jeszcze bardziej niż wcześniej roztrzęsionym głosem:
- Ssstojję ttu przed wami… w tym ważnym… ważnym dniu. Jako kkkandydatka chciałabym… - Kartka po raz kolejny wypadła jej z rąk.
- Następny! – Wrzasnął zdemotywowany już do ostatka Adeon. Do oczu dziewczyny napłynęło parę łez. Z cichym szlochaniem zbiegła ze sceny przy akompaniamencie szmerów zadziwienia wymieszanego z kpiną. Nikt z zebranych nie dowiedział się już, co chciałaby zrobić Bambi jako kandydatka.
WOS – owiec tylko westchnął z rezygnacją, za to „Pedagog” rzuciła Adeonowi wyjątkowo nieprzychylne spojrzenie. Falcontet w odpowiedzi zaciągnął się papierosem i wymamrotał coś w stylu „Dobór naturalny… Czego uczyli was w szkołach?”
Na scenę wystąpiła Natalie. W jej oczach widać było tylko niezachwianą pewność siebie i pogardę względem niesprzymierzonych z nią osób. Do tych osób zaliczało się także szacowne jury. Dziewczyna rzuciła im zimne, pozbawione jakichkolwiek skrupułów spojrzenie, po czym przybrała tzw. Oficjalną pozę.
Adeon nie był zadowolony. „Najsłodsza” miała wrodzone zdolności krasomówcze, ale z charakteru była niesamowicie, niemoralnie paskudna. Byłaby z niej świetna, choć okrutna przywódczyni, szczególnie że nieustannie asystował jej Gabriel, krętacz mający jakiś pociąg do uprzykrzania życia większości społeczności szkoły tylko po to, by zadowolić swoją „przełożoną”.
Natalie rozpoczęła teatrum:
- Witam serdecznie zebranych tutaj. Z pewnością znacie moje imię, więc przedstawiać się nie będę – Dziewczyna zatrzepotała rzęsami. – Zastanawiacie się zapewne, dlaczego to JA miałabym zostać Miss Szkoły? Cóż, nie wydaje mi się, by pytanie to było specjalnie trudne i idę o zakład, że większość z was mogłaby spokojnie na nie odpowiedzieć – Natalie uśmiechnęła się. Adeonowi uśmiech ten skojarzył się z grymasem wiedźmy, gdy ta piecze swoje ofiary w kotle. – Widzicie, moi drodzy słuchacze… Ja jestem zwyczajnie NAJODPOWIEDNIEJSZĄ osobą na to miejsce. Moje drogie rywalki zwyczajnie nie nadają się na to zaszczytne stanowisko z kilku różnorakich powodów. Pierwszy z nich widzieliście niedawno. Do tego urzędu należy mieć pewne opanowanie i pewną siłę charakteru, których moja „szanowna konkurentka” nie posiada – Adeon dałby sobie głowę uciąć, że Natalie krzywi się, jak po wypiciu czegoś niezwykle kwaśnego. „Zapewne chciałaby nazwać ją nieco dosadniej”, pomyślał nagle rozbawiony. – Z kolei moja druga konkurentka, panna Kate Windsdaughter… - Zatrzymała się, wyczekując reakcji. Nikt się nie odezwał. – No właśnie. Widzę, że nikt nie wie, o kim mówimy – „Pedagog” pokiwała głową z uznaniem, zaś Adeon parsknął wzgardliwie. No tak, typowe dla niej – Użyć jakiegoś brudnego triku, w dodatku takiego, który wzbudzi uznanie większości jury. – Jak więc widzicie, osoba anonimowa nie powinna znajdować się na tak wysokim stanowisku. Miss powinna być osobą taką, którą można zapamiętać. Taką, o której nie można zapomnieć po pięciu minutach. Widzicie więc… Choć nie jestem pozbawiona wad, jestem jedyną osobą, która nada się na to stanowisko. Proszę was, rozważcie moje słowa i wybierzcie mądrze. Gwarantuję, nie pożałujcie swojej decyzji – Natalie dygnęła wdzięcznie, powołując do istnienia burzę oklasków. Prym w klaskaniu wiedli Gabriel oraz Caroline, jednak szeregowi członkowie „Armii Fanów” nie ustępowali im w niczym pod tym względem. Kilka osób z szeregów Curta zgodnie zabuczało. Teraz była pora głosu jury. Pierwsza miała wysławiać się „Pedagog”:
- Jestem pod wrażeniem twoich niesamowitych zdolności retorycznych. Twoje przemówienie bardzo mi się podobało i z pewnością zostanie wysoko ocenione. – Teraz przyszła pora na WOS – owca. Szczurowaty człowieczek odchrząknął, po czym rozpoczął mowę:
- Tak jak w przypadku koleżanki, jestem pod wrażeniem, jednakże… odnoszę wrażenie, że Twoje przemówienie było nieco zbyt agresywne względem twoich rówieśniczek… - Natalie posłała staremu nauczycielowi spojrzenie swych zimnych, bezlitosnych oczu. W spojrzeniu tym była groźba wymieszana z bezwzględnym zakazem odmawiania jej. – Niemniej jednak to przemówienie było świetne. – Szczurowaty człowieczek uległ „mocy” spojrzenia, odrobinę truchlejąc.
Adeon kiedyś usłyszał fragment rozmowy dwóch gości z Piątki odnośnie specyficznego spojrzenia Najsłodszej. Ten fragment zapadł mu w pamięć: „Gdyby jej spojrzenie zamrażało, całe miasto miałoby przerąbane”. Była jego kolej na wypowiedź:
- Technicznie nie można Ci nic zarzucić. Od strony charakteru aż widać  pogardę do innych, która bije z Ciebie niczym odór od rozkładających się zwłok. Choć być może to tylko moje przypuszczenia… - Również i jemu posłano zabójcze spojrzenie, ale były żołnierz gwizdał na takie zagrożenia. Ponownie nałożył na oczy kapelusz i przechylił się na krześle. Widząc, że tu niewiele zdziała, Natalie warknęła pod nosem jakieś niezidentyfikowane słowo, odwróciła się na pięcie i ruszyła ku wyjściu.
Teraz „Zamrażająca Wzrokiem” minęła się z wychodzącą na scenę Kate, „przypadkowo” potrącając rywalkę. Wychodząca na scenę zachwiała się niebezpiecznie, udało jej się jednak zachować równowagę i nie upaść: Straciłaby parę punktów, zaczynając od podobnego ekscesu. Nasza skromna protagonistka przywróciła się do porządku w kilka chwil, przygładzając sukienkę. Powiodła wzrokiem po zebranych. Dostrzegła Kim i Michaela, uśmiechających się do niej. Gdzieś tam mignęli jej Himerion i David z uniesionymi kciukami. Nawet Curt skinął jej przyjaźnie głową, choć kłóciło się to nieco z jego ewentualnymi planami.
Kate nie potrafiła mówić tak sprawnie jak Natalie i nie miała takich pleców jak Bambi. Mimo to, wzięła sprawy we własne ręce. Cała jej postawa wyrażała determinację, nawet jej drobne dłonie na krótką chwilę zwinęły się w pięści. Krótki moment wahania szybko jednak przemknął, Kate odetchnęła parę razy, po czym rozpoczęła swoją przemowę:
- Szanowne jury… Drodzy rówieśnicy… Zapewne mnie znacie, mimo wszystko choćby przez grzeczność chciałabym się przedstawić. Cóż… - Dziewczyna zmięła w rękach materiał sukienki. – Na imię mam Kate, Kate Windsdaughter. Jestem uczennicą klasy drugiej profilu biologiczno – chemicznego…  No i tak wypadło, że jakiś tajemniczy anonim zgłosił mnie do wyborów – Panna Windsdaughter uśmiechnęła się przepraszająco. – Co prawda nie zaliczam się do osób, które nadają się do tego typu zabaw, mimo wszystko spróbuję dać z siebie wszystko, skoro już tu jestem. Cóż… Dlaczego mielibyście mnie wybrać na to stanowisko? – Kate przerwała na chwilę przemowę. Nie miała pojęcia, jaki powód może wymyślić, by zabrzmiało to wiarygodnie. – Widzicie… Bycie Miss daje sporo przywilejów, między innymi miejsce w Samorządzie Uczniowskim. Można na przykład przeforsować pomysł… dyskoteki z okazji Walentynek, jakiś konkurs lub coś w tym stylu… - Kilka osób z tłumu pokiwało głowami w uznaniu. – Poza tym, jeżeli można w jakiś sposób poprawić standardy uczenia się i fajnego spędzania czasu w szkole, to czemu by nie spróbować? Wiecie… W szkole jest sporo osób, którym nie wiedzie się najlepiej, finansowo i takie tam. Wolałabym nie pokazywać nikogo palcem, choć zwrócę się teraz do tych właśnie osób. Moi drodzy przyjaciele. Samorząd Uczniowski wpływa w pewnym stopniu także na Radę Rodziców, Samorząd Szkolny i instytucje znajdujące się na terenie liceum. Może udałoby się załatwić zajęcia pozalekcyjne na niektórych godzinach albo nawet jakąś sieć szkolnych autobusów kursujących tak, by każdy mógł sprawnie dostać się do szkoły…
- Dobrze gada! – Wrzasnął ktoś. Entuzjazm zebranych zaczął objawiać się w rozochoconych głosach publiki. W tak zwanym międzyczasie Kate mówiła coraz więcej o rzeczach, które można by było przeforsować i usprawnić tym samym życie licealistów. W końcu panna Windsdaughter przerwała swój monolog, po czym odetchnęła parę razy i przeszła do zakończenia:
- Jest jeszcze jedna sprawa. Widzicie… Nie chcę być tylko „urzędniczką”, będąc ewentualną Miss. Miss powinna dawać przykład, pomagać słabszym i wspierać ich w chwilach niedoli. Myślę… Że dałabym radę pomagać osobom, które takowej pomocy potrzebowałyby. Nie pozostaje mi więc chyba nic innego, niż pożegnać się z wami i życzyć wam zdrowia – Kate dygnęła wdzięcznie, nie mniej wdzięcznie niż swoja poprzedniczka. Przez chwilę panowała cisza. Potem spośród tłumu wysunęli się Michael wraz z Kim i zaczęli klaskać. Dołączyli do nich także David, Himerion, kilka osób ze Wspólnoty, a nawet kilku członków „Armii Fanów”. W niedługim czasie w sali zaroiło się od klaskających, gwiżdżących i ogólnie dających swoich upust radości osób. Klaskał także Adeon do spółki z WOS – owcem. „Pedagog” nie klaskała, widać nie była zadowolona z przemówienia. Był jej głos:
- Technicznie wypadłaś nieźle, niemniej jednak brakowało mi pewnego zdecydowania. Moja ocena będzie zdecydowanie niska – Odpowiedziało jej buczenie zebranych. Teraz głos chciał zabrać WOS – owiec, uprzedził Go jednak Casper:
- Uwaga, uwaga! Ogłoszenie parafialne numer sześćset sześćdziesiąt sześć: Zgadnijcie, kto jutro pójdzie na kurs „Zostań Dyplomowanym Pedagogiem” i z czyjej kasy oraz za jaką przysługę? – Pytanie zawisło w powietrzu, wśród uczniów zapanowała konsternacja. WOS – owiec i Adeon również wydawali się być zaskoczeni takim obrotem spraw, z kolei „Pedagog” zmrużyła oczy. – Gabrysiu, szykuj się: Twój tyłek nie pozostanie zbyt długo na swoim miejscu – Wymieniany napiął się niczym struna, a pozostali zaczęli pojmować, co się stało: Doszło do przekrętu. Nagle z miejsca podniosła się „Pedagog”, czerwona na twarzy i wrzasnęła:
- To jakiś spisek! Malwersacja stworzona przez tych niewdzięcznych anarchistów!
- Miło słyszeć, że nasza „urodzona dyskutantka” traci nad sobą panowanie – Oznajmił okularnik beztrosko. – Droga Pani, wyleci Pani stąd na bruk i ani Gabriel ani „Radio Louisville” Cię nie obroni.
- Kim jesteś, że śmiesz mnie obrażać, parszywy szczeniaku?!
- Jestem orędownikiem właściwego porządku, prawdy i takich tam niewiele znaczących dupereli. Nazywam się Stratoavis i jestem Panem i Władcą całej tej krainy.
- A niby jak miałby wyglądać ten przekręt?
- Proste. Pewna osoba, którą zdążyłem już wskazać zaproponowała Ci możność dokształcenia się. Ponieważ zaliczasz się do jakże licznego grona osób, które ukończyły zaszczytne akademie typu „AAAAKrzak” zgodziłaś się. Nieładnie, tak nie powinien postępować pedagog – W tak zwanym międzyczasie Gabriel oznajmił na migi swoim zaufanym, że postanowi się szybciutko ulotnić.
- Nie masz nic! – Zapluła się „urodzona dyskutantka”. – Zero dowodów, tylko przypuszczenia! Same przypuszczenia!!!
- A jak wytłumaczysz mi… - Drzwi do pomieszczenia otwarły się z hukiem, ukazując zebranym „naczelnego anarchistę” z oprawioną w folię kartką w ręce. – To? – Casper odwrócił kartkę, ukazując zebranym wielkie czerwone litery oznajmujące „Oświadczenie”. – Zainteresowanych proszę do obejrzenia. – Z tłumu wystąpiła grupka osób ze Wspólnoty, kilku neutralnych, wśród zainteresowanych znalazł się także Adeon oraz Rattenberger. Zebranym zajęło chwilkę rzucenie okiem na podejrzane dokumenty. Wreszcie po ponad pięciu minutach oczekiwania głos zabrał Falcontet:
- No proszę, a ja myślałem, że to nasz dyrektor jest dziwny… A tu nagle zaświadczenie informujące nas, że z kieszeni niejakiego Gabriela zostanie sfinansowany przyśpieszony kurs „Zostań Dyplomowanym Pedagogiem”, na który uda się nasza Pani „Pedagog” – Oczy wszystkich zebranych zwróciły się w stronę osoby, o której była mowa… Czy też raczej pustego krzesła, które po niej zostało. Półetatowy wychowawca ulotnił się w mgnieniu oka, widząc, że nie ma jak się obronić.
- Hmm… W takiej sytuacji chyba powinniśmy ocenić bez naszej koleżanki – Oznajmił WOS – owiec, nieco zasmucony zaistniałą sytuacją.
- Bez chwili zwłoki – Zawtórował mu zadowolony Adeon. – A więc, skoro już wszystkie kandydatki skończyły swoje przemówienia, czas na werdykt – Falcontet odchrząknął, po czym wymienił się spostrzeżeniami z WOS – owcem. Po krótkiej konsultacji obaj wrócili na swoje miejsca, głos zaś zabrał WOS – owiec:
- Werdyktem jury drugie miejsce zajmuje Bambi. Pierwsze miejsce wędruje zaś do… - Nauczyciel zrobił efektowną pauzę. – Pierwsze miejsce wędruje do Natalie oraz Kate! – Widownia zapewne była zaskoczona takim werdyktem, co można było wywnioskować po minach niektórych osób. Szybko jednak podniosła się wrzawa. Jedni protestowali, inni klaskali, zapanował chaos. Z tego wszystkiego wybijała się uszczęśliwiona Kate podrzucana przez Kim i Michaela oraz wściekła Natalie w afekcie wybijająca ząb Revenantowi i wyglądający z ukrycia Gabriel. Jego plan zaczynał się sypać…


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Revenant

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 18


Tak! Do Ciebie mówię!

Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 04 Maja 2010, 23:16:02 »
Dude, u rlz.  ^_^

Świetny zwrot akcji, Casper na pogotowiu 24/7, co? :D Jeśli chodzi o techniczną stronę..
nie wiem, nie znam się.. Ale podoba się bardzo! Czekam na więcej ^^

@edit
Cytat: Fergard
Caroline Goose

Dopiero teraz załapałem, ahahahahahahaha. xD


« Ostatnia zmiana: 05 Maja 2010, 18:01:43 wysłane przez Revenant » IP: Zapisane
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 05 Maja 2010, 22:36:29 »
Etap organizacyjny przeszedł bez większego echa, bowiem wszystkie zawodniczki otrzymały tutaj jednakową liczbę punktów. Teraz więc sytuacja malowała się następująco: Bambi posiadała sześć punktów, Natalie osiem, zaś Kate wygrywała z nią tylko jednym punktem. Teraz nadchodził przedostatni etap rywalizacji, czyli konkurs piękności. Tutaj kandydatka musiała wykazać się jednak nie tylko swoją urodą, podkreślaną przez kostium kąpielowy, w który będzie musiała się przybrać, ale także gracją i ogólnie przyjętym wdziękiem. Tutaj do akcji miał wkroczyć Gabriel wraz ze swoją „tajną bronią” – szkieletami.
Tajemnicą poliszynela był fakt, że Bambi nie potrafiła ścierpieć obecności żywych trupów, szczególnie tych wyjątkowo kościanych. Natalie zamierzała wykorzystać przyzwane przez Revenanta kościotrupy do pognębienia swojej opponentki. Teraz jednak sytuacja skomplikowała się i wymagana była inna strategia… Gabriel zachodził w głowę, co mógł zrobić, by wywindować Natalie na prowadzenie. Co prawda, po tym etapie pozostawał jeszcze etap głosów publiczności, który mógł zepsuć trud, który został włożony w usadzenie Natalie na tronie jako Miss Szkoły, ale Gabriel wierzył w siłę „Armii Fanów”.
„No dobra…”, pomyślał, skręcając palce. „Sfingujemy mały wypadek i najazd kościotrupów. Pomyślą, że Balor znów nie ma nic innego do roboty i o to chodzi…”, dodał, podnosząc się. Rzucił okiem na przeglądającą się w lustrze jego przełożoną.
Najsłodsza z uznaniem przyglądała się sobie. Natura obdarzyła ją niezwykle hojnie, co złośliwcy wykorzystywali, mówiąc o niej per „Cyc”. Kto wie, być może byli zazdrośni… Wzięła szlafrok od Gabriela, zakrywając szczelnie swoje kształty.
- Wiesz, że to nasza ostatnia szansa, by zyskać prowadzenie? – Zapytała.
- Przedostatnia – Poprawił ją jej adiutant.
- Nie bądź śmieszny. Myślisz, że ktoś spoza „Armii Fanów” na mnie zagłosuje?
- Oczywiście…
- …Że nie. Nie oszukujmy się, wielu ujmie się za Bambi bądź za Kate tylko dlatego, że nie są mną. Czasem słyszę opinie o sobie, że mam serce z kamienia. Być może mają rację.
- Jak możesz tak twierdzić? Nigdy nie spotkałem jeszcze…
- Przestań. Wiem doskonale, że kłamiesz, więc zrób mi tę przyjemność i skończ – „Zebrało jej się na melancholijne narzekanie…”, pomyślał zirytowany Gabriel.” – Ponieważ niezależnie od wyniku Konkursu Piękności wciąż mogę przegrać wdrożysz w życie następujące procedury…

- Wiecie… Trochę głupio się czuję – Stwierdziła Kate, z pewnym zażenowaniem przyglądając się sobie w lustrze. Co prawda nie była brzydka, ale perspektywa paradowania na wybiegu w bikini i szpilkach była dla niej odrobinę kłopotliwa.
- No, nic na to nie poradzimy – Odparła Kim, uprzednio wyganiając Rattenbergera z pomieszczenia. – Za dużo już osiągnęłaś, by teraz wycofać się tylko dlatego, bo boisz się wystąpić – Mogło to zabrzmieć trochę szorstko, ale panna Ironfist miała rację: Byli już zbyt daleko, by zrezygnować. „Marcus na pewno by tego nie chciał…”, pomyślała, wpatrując się w swoje odbicie. Marcus… Gdzie był? Gdzie była jej miłość?

- Panowie, uprzednio proszę o przygotowanie kilku chusteczek – Oznajmił Casper przez megafon. – Mogą okazać się niezbędne, by zatamować krwotok z nosa. Zresztą, co będę się rozgadywał… Witamy w przedostatnim etapie wyborów Miss Szkoły. Tera będziemy oceniać zgrabność, wdzięczność i ogólnie przyjętą urodę. Każda z kandydatek będzie miała minutę na zaprezentowanie się widowni oraz jury. Kiedy już wszystkie zakończą występy, zostanie wystawiona ocena i przejdziemy do ostatniej fazy Wyborów. No dobra, obudźcie mnie za jakieś 5 minut… - Megafony zaszumiały, po czym zamilkły, by ponownie ożyć, tym razem wedle nuty „Radia Louisville” mówiącego o spiskach i dysharmonii panującej w szkole.
- Ta… zbieranina anarchistów planuje powolne zniszczenie naszej szkoły oraz przesłania, które niosą jej przedstawiciele – Powtarzał monotonnie Thomas II Wellington. – Wzywam Was do przeciwstawienia się tej bestii. Bestii, która powoli konsumuje naszą wielką, potężną szkołę i zamienia ją w bezbronne dziecko…
- Mógłby już się zamknąć – Stwierdził Adeon, zapalając kolejnego papierosa. Asystujący mu pozostali członkowie jury z dezaprobatą pokręcili głowami. Falcontet tylko westchnął: Tym razem dano mu oddanych dyrektorowi nauczycieli, z których zapewne żaden nie znał się na czymś takim jak piękno i uroda ludzkiego ciała… Chyba że zawiany nauczyciel biologii zaliczał się do takich koneserów.
Jako pierwsza miała wystąpić Bambi. Szykowała się prawdziwa bomba: W końcu od pierwszej gimnazjum dziewczyna Curta zajmowała najwyższe lokaty we wszelakich konkursach piękności. Inna sprawa, że to zwycięstwo niekoniecznie musi dać jej tytuł…

- No to zaczynajmy – Mruknął ktoś z jury. W pomieszczeniu zrobiło się ciemno, jednak po krótkiej chwili rozbłysły światła nieznanego pochodzenia, dało się także usłyszeć muzykę charakterystyczną dla wystąpień modelek podczas pokazów mody. Kurtyna rozeszła się na boki, zaś z mroku wychynęła Bambi, odziana jedynie w czarny kostium kąpielowy i czarne szpilki. W jej oczach błyszczało coś bliżej nieokreślonego, zaś włosy – zwykle skręcone w warkocz – teraz rozpuszczone podążały za ruchami jej ciała, falując zawzięcie. Ktoś z tłumu westchnął, ktoś gwizdnął, ogólnie rzecz biorąc widownia była poruszona. Blondynka ruszyła przed siebie, kręcąc biodrami. Publiczność wiwatowała, jury zaś w skupieniu przyglądało się kandydatce. Ta zdawała się czuć jak najbardziej naturalnie: Uśmiechała się, posyłała buziaki, machała do coraz bardziej nakręcającej się publiczności. Adeon przyglądał się temu z pewnym niepokojem. Co, jeśli któremuś zechce się wbiec na wybieg? Kto wie, burza hormonów i tym podobne duperele mogły skutecznie zamącić im w głowach. Na szczęście obeszło się bez ekscesów, nawet po tym, jak Bambi pochyliła się w wyzywającej pozie, pokazując swoje największe walory. Przy akompaniamencie oklasków i entuzjastycznych gwizdów opuściła wybieg, zadowolona z siebie.
Nie minęło pięć minut, a na wybiegu pojawiła się Natalie. Najsłodsza była przystrojona w niebieski kostium odsłaniający nieco więcej niż kostium jej przeciwniczki. Na nogach miała białe szpilki. Od jej sylwetki aż emanował chłód(Niektórzy mówili potem, że Królowa Śniegu rzeczywiście istnieje), niemniej jednak zimno wymieszane z jej powabem stanowiło niesamowitą mieszankę, być może nie tak wybuchową jak jej konkurentka, ale wciąż na tyle zachęcającą, by co niektórzy poczęli ślinić się na jej widok.
Gabriel siedział otoczony rozentuzjazmowanymi Fanami, po prawicy mając Caroline, a po lewej stronie – Revenanta. Spojrzenia jego i Natalie spotkały się. Adiutant naszej antagonistki skinął na Rastanolina. Ten podniósł się i ruszył po tajną broń. Broń, która miała za zadanie powstrzymać Kate przed osiągnięciem celu. Tymczasem Najsłodsza parę razy zaprezentowała się od różnych stron, po czym z gracją baleriny opuściła wybieg. Przyszła pora na Kate…
Nasza protagonistka wzięła parę głębokich oddechów, po czym zrzuciła z siebie szlafrok. Miała pewne kłopoty z poruszaniem się w szpilkach, jako że zakładała je jedynie od święta(W pracy uzdrowicielskiej lepiej poruszać się szybko, co błyskawicznie eliminuje wysokie obcasy jako potencjalne obuwie), a i perspektywa wystąpienia przed w większości męską publicznością w takim stroju nieco ją deprymowała. Niemniej jednak nie mogła już się wycofać. Czekając przed wybiegiem minęła ją zadowolona z siebie Natalie.
- Powodzenia, gąsko – Parsknęła Najsłodsza, wdziewając szlafrok. Nasza protagonistka zignorowała zaczepkę i ostatni raz przejrzała się w lustrze, po czym wyszła na spotkanie przeznaczeniu.
Przywitały ją światła i spojrzenia ponad trzystu osób wpatrujących się w nią jak w obrazek. Kate poczuła, że czerwieni się jak burak, szybko jednak zdusiła w sobie niepewność i postąpiła przed siebie parę kroków. Usłyszała kilka zachęcających okrzyków i… uśmiechnęła się lekko. Ludzie w nią wierzyli po zobaczeniu jej poprzednich wystąpień. Widać skromna, delikatna i wrażliwa dziewczyna podbiła ich serca, bowiem im bliżej końca wybiegu podchodziła, tym większy podnosił się aplauz. Panna Windsdaughter poczuła się ewidentnie lepiej, bowiem zaczęła pozować, rozluźniła się, zachowywała naturalnie. Wydawać się mogło, że nic nie da rady przerwać tej fali radości i entuzjazmu.
Krzyk przerażenia otrzeźwił towarzystwo, oczy wszystkich zwróciły się w kierunku, z którego dobiegł. Adeon poluzował pasek od pałasza, „odbezpieczając” klingę. Z korytarza wypadł jakiś pierwszak z rozwichrzonymi włosami. Był ranny: Z jego lewej ręki spływała strużka krwi, wydobywając się z czegoś, co wyglądało na ranę… od psich kłów.
- Zostać na miejscach! – Ryknął Falcontet, przeskakując przez stół jury i śpiesząc do rannego. Również Kate w poczuciu uzdrowicielskiego obowiązku chciała śpieszyć na pomoc, niemniej jednak wybieg był ustawiony dość wysoko i próba zeskoczenia z niego w szpilkach mogła się fatalnie skończyć, dlatego też uważając by nie połamać nóg w pośpiechu opuściła wybieg. Zapanowała konsternacja, zaś reszta jury tylko zaczęła wymieniać się spostrzeżeniami.
- Co się stało? – Zapytał Adeon bez owijania w bawełnę.
- Ppp…pies – Wymamrotał blednący z każdą chwilą pierwszak. – Pies, chyba był głodny… - Uczeń nagle zapluł się krwią. W tak zwanym międzyczasie Kate dobiegła na miejsce w szlafroku, stukając obcasami. – Stt…strasznie chudy… Chudy… - Chłopak po raz kolejny zapluł się czerwonym płynem. Sytuacja była poważniejsza niż sądzono. Scenę zaczął obserwować tłum gapiów.
Panna Windsdaughter obejrzała rannego i zbladła, co bynajmniej nie uspokoiło Adeona.
- To nie był zwykły pies – Oznajmiła grobowym głosem.
- Mam nadzieję, że dasz radę go odratować? – Upewnił się Falcontet.
- Tak, tak – Odpowiedziała nieco roztargniona. – Ale to niepokojące. To nie był zwykły pies…
- Później będziemy dociekać, co go użarło – Mruknął zniecierpliwiony nauczyciel. Kate przytaknęła, po czym przyklękła przy rannym.
- Zamknij oczy – Poprosiła głosem, który Adeonowi skojarzył się z gorącą czekoladą: Ciepłym, serdecznym, rozgrzewającym. Chłopak posłusznie zamknął oczy, dygotał na całym ciele. Kate ujęła jego ranną rękę, po czym wolną dłonią dotknęła rany. Uczeń skrzywił się, ale nie wydusił z siebie słowa. Poważne uszkodzenie jego ręki zaczęło goić się pod wpływem nienazwanej mocy, którą posługiwała się nasza protagonistka. Tłum gapiów przyglądał się temu z pewnym zaciekawieniem, ale także i niedowierzaniem. Nie mieli okazji często przyglądać się uzdrowicielskim talentom Kate, jako że brakowało skaleczeń i ran z prawdziwego zdarzenia, do których potrzebna była natychmiastowa pomoc. W tłumie obserwujących byli także Natalie i Gabriel. Tuż przy nich pojawił się Revenant i skinął głową na znak wykonania zadania.
- Gdzie są kości? – Zapytał adiutant Najsłodszej szeptem.
- Caroline i kilku Fanów ich pilnuje – Odpowiedział równie cicho Rastanolin. Najwyraźniej nie pilnowali oni ich dość dobrze. Z korytarza dało się słyszeć narastające wycie. Nim ktokolwiek zdążył wyjrzeć, do pomieszczenia wpadły dwa psy, kłapiąc szczękami.
Psy te były martwe, złożone z samych kości.
Adeon podniósł się i schwycił pałasz w dłoń.
- Daję szóstkę chojrakowi, który pomoże mi w walce – Oznajmił niefrasobliwie, przerzucając broń z jednej dłoni do drugiej. Nikt jednak nie kwapił się do wyjścia przeciwko nieumarłym bestiom. Nagle między tłumem przepchał się charakterystyczny zielony cylinder i po prawicy
Adeona stanął Michael Rattenberger, wyjmując z garnituru niewielki obrzyn. Wyglądał on niczym zabawka, ale już wielu niemilców zapoznało się ze śrucinami, które zamieniły ich w sito.
- A na semestr czy pojedynczą? – Zapytał jeszcze, ujmując ósemkę karo w drugą dłoń.
- Pozwolisz, że to przemilczę? – Odpowiedział pytaniem Falcontet, zwracając spojrzenie na adwersarzy. Psy nie kwapiły się do ataku na uzbrojonych adwersarzy. Zaatakować z zaskoczenia i to słabszego od siebie, to coś fajnego. Ale kiedy szanse są równe, zabawa przestaje być taka ciekawa. Chwilę niezdecydowania wykorzystał Rattenberger, naciskając spust. Czaszka jednego z psów rozleciała się na drobne kawałki.
- Bum, headshot – Mruknął Michael, błyszcząc oczyma. Widząc, że sprawa zaczyna robić się kłopotliwa, drugi z nieumarłych rzucił się na pogromcę jego kamrata. Drogę zastąpił mu Adeon, tnąc zawzięcie. Pies odskoczył, wściekły. Nie można go było zabić w ten sposób, ale jego atak został zniweczony.
W tak zwanym międzyczasie Kate skupiała się na usunięciu toksyny, która zalęgła się w ofierze wynikiem ugryzienia przez martwe psy. Bakteria była zawzięta i umykała jej atakom, ale otoczona przez białe krwinki szybko będzie musiała uznać supremację uzdrowicielki. W końcu proces dobiegł końca.
- Gotowe – Oznajmiła ciepło, podnosząc się z klęczków. Chłopak otworzył oczy i obejrzał swoje ramię. Było jak nowe. Przez chwilę wpatrywał się w nie w otępieniu, niedowierzając temu, czego był świadkiem. Przeniósł zdziwione spojrzenie na Kate, która uśmiechnęła się nieśmiało. – Podziękujesz mi później – Stwierdziła, znikając w tłumie. Nie zdążyła jednak zyskać anonimowości, gdyż równie zadziwieni gapie złapali ją, podnieśli i zaczęli podrzucać, podnosząc na jej cześć entuzjastyczne okrzyki. Dosłownie chwilę wcześniej Rattenberger strzaskał łeb kolejnemu truposzowi, kończąc zawziętą, acz niedługą batalię.
- To co z tą szóstką? – Zapytał, szczerząc się do zdyszanego Adeona. „Starzeję się…”, pomyślał zirytowany nauczyciel. Teraz jednak nie była pora na gdybanie, nadszedł czas ogłoszenia wyników Konkursu Piękności.
Tłum doniósł Kate na miejsce, gdzie oczekiwały już Natalie w wyniosłej pozie oraz Bambi, chyba pogodzoną z nieprzyjemnym losem. Adeon przeskoczył przez stół jury i dołączył do swoich towarzyszy. Przewodniczący jury, wymieniany już zawiany biolog ogłosił zachrypniętym głosem:
- Decyzją jury… Panna Kate Windsdaughter zostaje zdyskwalifikowana za przedterminowe opuszczenie wybiegu – Podniosły się okrzyki oburzenia, także Adeon okazywał sprzeciw:
- Widzieliście przecież, co się stało! – Grzmiał. – Miała pozwolić chłopakowi się wykrwawić?
- Reguły to reguły, Panie Falcontet – Oznajmił jeden z nauczycieli, spośród zgromadzenia będący w największym sporze właśnie z Adeonem. – Jeżeli się to Panu nie podoba, zawsze może Pan złożyć wymówienie – Publika jednak wciąż nie była usatysfakcjonowana tymi decyzjami i domagała się ich cofnięcia. Ignorując rozsierdzonych uczniów przewodniczący ciągnął dalej:
- Drugie miejsce zajmuje Bambi, zaś pierwsze – Natalie – O ile pierwsza decyzja sprawiła, że tłum się zagotował, to tyle druga podniosła ich do niemalże wrzenia. Entuzjazm panował jedynie wśród Fanów, którzy głośnym, entuzjastycznym rykiem okazywali swoją radość. Gabriel przybił piątkę z Revenantem, zadowolony z udanego przekrętu. Natalie uśmiechnęła się. Teraz miała ona jedenaście punktów, co dawało jej prowadzenie. Kate miała dwa punkty straty, Bambi – trzy. Teraz już tylko głosowanie. Nawet jeżeli Kate zwycięży w ostatniej fazie, Natalie wciąż będzie z nią remisować…
Nagle Bambi wystąpiła, by powiedzieć coś, za co potem podziwiano ją przez dłuższy czas.
- Chciałam wycofać się z konkursu – Oznajmiła, powołując do życia burzę skonsternowanych okrzyków. – Zanim jednak to zrobię, mam prawo do przekazania którejś z kandydatek dwóch punktów. Jest tak napisane w Statucie Szkolnym. Kate… Powodzenia – Tłum jeszcze przez chwilę milczał, by wybuchnąć w euforii. Szczęka Natalie opadła do samej podłogi. „NIE!!!”, pomyślała wściekła. „Ta pieprzona… ARGH!”
Tłum ponownie zaczął podrzucać Kate na rękach. Teraz był remis. Biorąc pod uwagę fakt, że Najsłodsza nie była aż tak popularna jak nasza protagonistka kwestia zwycięstwa panny Windsdaughter w Wyborach wydawała się być formalnością…
Ale Natalie miała na podorędziu Gabriela i Revenanta.

- Wynikiem wszystkich konkurencji i zebranych w nich punktów… - Oznajmił dyrektor, chowając się za wielką chmurą z cygara. – Tytuł Miss Szkoły zdobywa nie kto inny jak Natalie! – Tłumy oczekujące na werdykt wzburzyły się. – Nic nie poradzę na wasze głosy. Były one decydującym czynnikiem! – Dodał, tłumacząc zwycięstwo Najsłodszej. Nie miał pojęcia, że dorzucał drewien do ognia.
Kate posmutniała. Nie celowała co prawda w nic konkretnego, ale perspektywa pomagania innym była na tyle obiecująca, że żałowała, iż przegrała tylko jednym głosem. Trudno, być może jednak nie była tak popularna jak Natalie… Z rozmyślań wyrwała ją Kim:
- Hej, w porządku?
- Tak, w porządku… - Odparła Kate, wpatrując się w podrzucaną przez Fanów Natalie. Najsłodsza wydawała się być taka szczęśliwa… Taka uradowana.
Do obu dziewczyn podszedł dziwnie uśmiechnięty Gabriel.
- Cóż, raz na wozie, raz pod wozem – Oznajmił, nie siląc się na współczujący ton. – Ale kto wie… Może wygrasz za rok?
- Wszyscy dobrze wiedzą, że ta twoja paniusia wygrała tylko dlatego, że razem z Makaroniarzem sfałszowaliście głosy – Warknęła panna Ironfist. Gabriel zacmokał.
- O, cóż to? Czyżbyśmy byli zazdrośni, że przegraliśmy w uczciwym pojedynku?
- A w pysk byś czasem nie chciał, lalusiu? – Wycedziła blondynka, mrożąc Gabriela wzrokiem. Ten chyba zrozumiał, że odrobinkę przesadził. Wymamrotał jakieś niezrozumiałe słowo i oddalił się, dołączając do Armii Fanów.

Na następny dzień wszyscy usłyszeli głos Caspra:
- Ludzie, mam dla was ogłoszenie parafialne numer jeden: Od dzisiaj wasze życie zamieni się w piekiełko pod berłem panny „Jestem taka wspaniała, trzymajcie mnie, bo zżygam się od swojej zajebistości” – Oznajmił, parodiując głos Natalie. – Dlatego mówię do was jak zwykle, pół żartem a pół serio: Zorganizujcie ruch oporu i pokonajcie system! – Okularnik odchrząknął. – A teraz trochę trash metalu od zespołu Kreator.
W Liceum Louisville miał zapanować nowy porządek…

Ostatnia część. Feedbackować w superlatywach :P


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Gajko

****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 54


*Hauruuuhh...*

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #6 : 06 Maja 2010, 15:13:23 »
A nóż, a widelec!

Co za biurokracja... A szło już tak dobrze!

Jeżeli ma się jeszcze coś stać, natychmiast to zapisz i dodaj tutaj... Jestem fanką... Chociaż ma to trochę dziwne brzmienie.


IP: Zapisane
Revenant

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 18


Tak! Do Ciebie mówię!

Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 06 Maja 2010, 18:37:55 »
Znając Ciebie można było przewidzieć zwycięstwo Natalie.. :P Jednakowoż  łudziłem się, że może jednak Kate...? Ale właśnie, łudziłem się. xd

Noo. Prolog świetny. Czekam na część właściwą.

Have fun :D


IP: Zapisane
kluseczka

*****

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Wiadomości: 878


Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : 23 Czerwca 2010, 10:13:34 »
 Squee! Casper jest tym typem bohatera drugoplanowego, co sprawia, że bohater pierwszoplanowy wygląda jak bohater drugoplanowy. Zresztą, nie wiedziałabym, że to Kate jest protagonistką, gdybyś tak jej nie określił kilka razy. Wiem, że dyskryminowanie ludzi względem klasy jest złe, ale nie potrafię sobie wyobrazić protagonisty healera. I to protagonisty healera to się czuje niekomfortowo ze swoją płcią (Windsson). Ale skoro to dziewczyna-gracz, a takie to prawdziwy skarb, muszę jej kibicować! Nie tak silnie jak Casprowi, jednak...
Cytuj
Ludu Liceum Louisville, to ja: Stratoavis! Słuchajcie mnie i bądźcie mi posłuszni
Myślicie, że lud spoza liceum też mu może być posłuszny? Bo ja chcę. I tego thrash metalu też chcę


IP: Zapisane
The universe speaks in many languages, but only one voice.
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : 23 Czerwca 2010, 13:19:11 »
Kate celowo zmienia płeć, by nie skojarzyć jej nicku z jej nazwiskiem. Wszakże dziewczyna-gamer jest zjawiskiem równie dziwnym, co nauczyciel ze wściekle czerwonymi włosami.

Toż nie widać, że jest ona protagonistką? Nieśmiała, uprzejma, wrażliwa, używa dobrej magii(Nie to co ten brzydal z neutralnych, Casper :P), ma swoją miłość... Jak znalazł :)


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Hanibal

*****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 9


Zobacz profil
« Odpowiedz #10 : 27 Czerwca 2010, 22:15:06 »
A już liczyłem że będzie demolka   a tu tylko niezadowolenie
Co może być w następnym odc.?? Strajk i głodówka?Czy może  dyktatura  Pani Zimy i przekręty "Gabrysia"?
Czekam z Niecierpliwością na ciąg dalszy...


IP: Zapisane
Nekro_L

******

Punkty uznania(?): -1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 476


Zobacz profil
« Odpowiedz #11 : 25 Lipca 2010, 22:02:36 »
No dobra, dziś proszono mnie o komentarz... :>
Jedno z najlepszych opowiadań na tej stronie... Zresztą, każdy wie, że opowiadania Fergarda i Hellsa należą do najlepszych. Ale to jest wyjątkowe, bo najbardziej związane z naszym życiem, prawda?
Postacie są jak zwykle oryginalne, mocno zapadają w pamięć i nawet jak mają wredny, cyniczny charakter to nie da się ich nie lubić. Fabuła bardzo ciekawa, dużo zaskakujących zwrotów akcji, oraz wspaniałe dialogi - miodzio. A to dopiero prolog, jeśli się nie mylę? Ciekawe jak będzie wyglądało życie uczniów pod berłem Królowej Śniegu?
A, które postacie po prostu są najlepsze z najlepszych - Natalie, Michael Rattenberger, Himerion, Gabriel, Adeon, no i oczywiście Casper. Szczególnie spodobał mi się moment, kiedy Casper daje przyjazne przypomnienie dla Himeriona i ostrzeżenie dla "Gabrysia".
To tak... Chyba o niczym nie zapomniałem?


IP: Zapisane
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #12 : 11 Listopada 2010, 22:06:05 »
Po długiej... Długiej przerwie.
Powracam.
Oto pierwsza część pierwszego rozdziału, być może skrajnie inna od tego, co do tej pory miało miejsce. Enjoy.

Rozdział 1 – Nowy zawodnik

Pusta butelka po piwie wylądowała na podłodze.
Imprezy organizowane przez Wspólnotę były otwarte dla wszystkich, którzy nie mieli zamiaru streścić ich przebiegu żadnemu z nauczycieli. Takich kapusiów lokalizowano bardzo szybko i rozprawiano się z nimi w bezwzględny sposób. Jeżeli skutecznie unikał „oprawców” Curta, wysyłano w jego stronę jednostkę specjalną, Caspra. Ten zawsze lokalizował cel i dostarczał go na miejsce, choćby i w kawałkach. Szczęśliwie tylko raz miano okazję zobaczyć, jak sumienny potrafi być okularnik.
Teraz Casper z pewnym politowaniem obserwował Rattenbergera wychylającego już trzecie piwo. Blondyn zamienił swój zielony garnitur na mniej oficjalny strój, czyli zieloną koszulkę i spodnie moro i teraz upadlał się, jak prawie wszyscy inni. Tuż obok karciarza siedział zalany już Revenant, bełkocząc bez sensu do równie zalanej Bambi. „Są siebie warci”, pomyślał Stratoavis, będąc(wraz z Kate) jedyną całkowicie trzeźwą osobą w tym towarzystwie. Stół dalej Kim mierzyła się z Curtem w starciu „twardej głowy”. Obok leżały już dwie butelki wódki, a oboje wciąż zdawali się być trzeźwi jak szlag, jedynie nerwowo podskakujące lewe oko chłopaka mogło zdradzać znajdowanie się pod wpływem. Ktoś tam wymiotował prosto do muszli klozetowej, generalnie nie działo się nic ciekawego.
- Zmywam się… - Mruknął bardziej do siebie niż do Michaela, podnosząc się z krzesełka. Uważając, by nie wyrżnąć o nieprzytomnego Himeriona leżącego na dywanie, przekroczył „strefę strzału”, jak sam to nazywał. Korki od szampana latały tu naprawdę często, jeden pierwszak prawie zaś stracił oko.
Już dochodził do drzwi, gdy nagle spotkała go nieprzyjemna niespodzianka: Ktoś zaczepił się o nogawkę jego dżinsów. Casper poruszył nogą, zirytowany, po czym gdy delikatne próby usunięcia przeszkody zawiodły, szarpnął kończyną, wrzucając zawianego delikwenta prosto w objęcia Michaela. Mamrocząc pod nosem na temat negatywnego wpływu alkoholu na młodzież nacisnął klamkę i opuścił dom Curta, gdzie organizowana była impreza. „Bogu dzięki to dopiero piątek. Wszyscy zdążą wytrzeźwieć na poniedziałkowy sprawdzian z biologii… Chryste, co to był Aparat Golgiego?”, zaczął się zastanawiać, gdy nagle zauważył kątem oka, że z budynku wychodzi też Kate, i Casper się temu w sumie nie dziwił: Biedaczka nudziłaby się śmiertelnie.
- Hej, nie obrazisz się, jeśli poproszę Cię o odprowadzenie mnie do domu? – Zapytała.
- Nah, nie ma problemu – Odpowiedział okularnik, ruszając nieśpiesznie chodnikiem.

- Wciąż myślisz o Marcusie? – Zapytał cicho, idąc z rękoma schowanymi w kieszenie. Kate przytaknęła, jakby nieco smutniejąc.
- Nie pisał od miesiąca – Stwierdziła, drepcząc obok Caspra. – Nie wiem, co się dzieje.
- Sądzę, że trochę za bardzo się przejmujesz. Marcus nie jest takim typem osoby, która znikłaby bez śladu…
- A jeśli coś mu się stało?
- Takiej opcji nigdy nie można wykluczyć… Bądź spokojna – Odpowiedział Stratoavis, jednak w jego głosie nie było przekonania. Nagle pozwolił sobie na cichutki śmiech.
- Co się stało? – Zapytała jakby lekko zaskoczona panna Windsdaughter. Casper uśmiechnął się lekko.
- Marcus chciał zrobić Ci niespodziankę z okazji twoich urodzin, ale ponieważ jest bucem, wysłał list za wcześnie… - Okularnik wyciągnął zza pazuchy kurtki zapieczętowaną kopertę. – Skontaktował się ze mną za pośrednictwem Nocnego i kazał mi to przekazać twojej skromnej osobie w dzień twoich urodzin… No ale szkoda mi patrzeć, jak się martwisz – Chłopak podał jej kopertę, po czym ponownie schował ręce w kieszenie. – Wszystkiego najlepszego, Kate.
- Dziękuję, dziękuję! – Odpowiedziała radośnie dziewczyna, przytulając się do lekko zaskoczonego takim obrotem spraw okularnika.
- No, no… Bez kontaktu cielesnego proszę – Powiedział stanowczo, ale z uśmiechem na twarzy. Windsdaughter odsunęła się, lekko zakłopotana.
- Wybacz – Odpowiedziała, siląc się na uśmiech.
- Nie gniewam się – Stwierdził Casper, po czym machnął ręką: Byli na miejscu. – Oto i twój zamek, księżniczko. Trzymaj się i do zobaczenia – Wymienili uściski dłoni, po czym okularnik zniknął w cieniu uliczki.
„Dobrze mieć takiego przyjaciela jak on…”, pomyślała Kate, uśmiechając się do własnych myśli. Usiadła na schodach w klatce schodowej swojej kamienicy, po czym drżącymi rękoma odpieczętowała kopertę. W nikłym świetle rzucanym przez lampki na korytarzu zaczęła czytać, zaś na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech.

„Witaj, moja najdroższa. Zapewne zmartwiłem Cię tak długą przerwą od pisania listów, ale jestem w drodze i bardzo mi ciężko pisać.
Cóż mogę powiedzieć? Chyba tylko tyle, że mam dla Ciebie pewną niespodziankę z okazji twoich urodzin. Zacznę może jednak klasycznie, od złożenia Ci najserdeczniejszych życzeń. Zdrowia, szczęścia, pomyślności i tym podobnych rzeczy. Jednakże, to nie koniec niespodzianek...
Wypatruj mnie. Pojawię się pewnego dnia… Na stałe. I wtedy będziemy razem.
Zdaję sobie sprawę, jak bardzo niepoetyckie są te słowa, ale nie jestem zbyt dobry w pisaniu listów, jak zapewne zdążyłaś zauważyć przez ten długi okres mojej nieobecności…
Ślę całusy i najserdeczniejsze pozdrowienia.
Marcus.”

Jakie mogły być emocje Caspra Stratoavisa i ponad trzydziestu innych osób po napisaniu sprawdzianu z biologii? Pozytywne. Sprawdzian nie wydawał się trudny… Do czasu oddania prac.
- Dopuszczający z minusem?! – Warknął okularnik, dostając kolejnego napadu nerwicy. Casper był uczulony na oceny takie jak ta i często cierpiał na tym Rattenberger, akurat znajdujący się pod ręką. Teraz jednak „szczęśliwie” karciarz chorował na grypę i był nieobecny w szkole, tak więc dostało się przypadkowemu pierwszakowi. Kurdupel poleciał na podłogę, zaś Casper momentalnie się uspokoił.
- To wszystko to jakieś bzdury – Stwierdził nieco spokojniej, wzdychając parę razy. Pomógł wstać obalonemu na podłogę chłopaczkowi i przeprosił go, po czym wymamrotał pod nosem coś w stylu „radiowęzeł” i udał się w kierunku swojej twierdzy. Kim pokręciła głową z politowaniem. Ona dostała dwa plus, tak więc nie narzekała, choć z pewnością mogłoby pójść lepiej. Edward i Frozen dostali po pale, zaś Himerion z triumfem w oczach oglądał swoją trójkę, będącą trzecią najlepszą oceną w klasie. Druga należała do Gabriela(Cztery minus), zaś jedyna piątka należała do przewodniczącej ich klasy, niejakiej Kiyoury Setsuny. Teraz niewielka dziewczyna(Mniejsza nawet od Rattenbergera) z krótkimi, czarnymi włosami z wpiętą weń kokardką i lśniącymi czerwono oczyma ubrana w klasyczny mundurek wyminęła ich, z zaciętą miną obserwując punktację. Do szóstki zabrakło jej dwóch punktów. Himerion momentalnie spochmurniał.
- To my już kończymy, prawda? – Zapytał Frozen, zastanawiając się, jakim cudem pomylił cytoplazmę z mitochondrium.
- Ta, dwie godziny wcześniej – Stwierdził Edward, pozwalając sobie na uśmiech. – Trzeba nakopać Schizerowi.
- No i bomba! – Odwrzasnął „rysujący” członek Piątki, przybijając piątkę z przyjacielem. Kim uśmiechnęła się litościwie. W tak zwanym międzyczasie Casper pokazywał dowody swojej wściekłości: Głośniki niemalże dymiły się pod wpływem agresywnych gitar i potępieńczego wokalu Kreatora.
-Jest w swoim żywiole – Stwierdził przechodzący korytarzem Curt.
- Hej, gangsterze – Rzuciła w odpowiedzi blondynka. – Gdzie twoja dziewczyna?
- Grypa. Podobno zmogła u was dobrą połowę klasy.
- Dzisiaj raptem dziesięć osób. Ja, Casper, Gabriel, Himerion, Frozen i Edward, Setsuna, Darwin, Nobrocybix i Nadia.
- Uszanowanie wam wszystkim – Powiedział uprzejmie naczelny gangster, uchylając swojego kapelusza. – Niezniszczalna gwardia klasy dziennikarskiej… Doprawdy, nie potrafi was zmóc żadna choroba.
- Jakby zredukować tą liczbę do mnie, Caspra, Gabriela i Setsuny to nie byłoby już tak różowo.
- No tak, każdy z was ma jakąś „misję” do spełnienia… - Stwierdził z przesadnym patosem w głosie Curt. – Casper Stratoavis, głos wolności i anarchii w Liceum Louisville. Kim Ironfist, nowa nadzieja sceny sportowej Liceum Louisville. Gabriel Kaiser, przyboczny największej zdziry… - Himerion zauważył, że lewa powieka Curta drgnęła lekko. – w Liceum Louisville. Kiyoura Setsuna, najporządniejsza osoba w Liceum Louisville. Chylę czoła – Naczelny gangster ponownie uchylił kapelusza, po czym machnął im na pożegnanie i tyle go widzieli.
- Ok., to my się zbieramy – Rzucił Himerion. – Trzeba faktycznie nakopać Schizerowi.
- Fuck yeah! – Dodał Frozen i przybił kolejną piątkę, po czym trzech chłopaków rzuciło się korytarzem tuż za Curtem. Była druga dwadzieścia, zaś Casper dalej puszczał kawałki Kreatora. Po „Radical Resistance” przyszedł czas na „Warcurse”…

WAAAARCURSE!
Echoes death’s eternal call…
Hatred is forever…
WAAAARCURSE!
Peace forever be disturbed…
VIOLENCE IS CONQUERING THE WORLD!!!

- Zawsze jest taki agresywny, Kim-chan? – Zapytała nagle Setsuna panny Ironfist. Blondynka odwróciła się, jakby zaskoczona pytaniem.
- Długo by opowiadać… - Odpowiedziała wymijająco, wzdychając. – Powiedzmy, że po prostu nie jest zbyt przyzwyczajony do otrzymywania słabych ocen z przedmiotów ścisłych.
- Może dlatego wybrał klasę dziennikarską?
- Najprawdopodobniej… - Kim westchnęła ponownie.
Setsuna dołączyła do ich klasy dopiero na drugim roku. Na początku ciężko było się z nią dogadać, gdyż wszelkie rozmowy zbywała jednozdaniowcami i przesiadywała samotnie. Potem jednak, podczas wyborów do samorządu klasowego, zaskarbiła sobie uznanie braci klasowej trzeźwym sposobem myślenia i ambitnym programem na wypromowanie klasy IIC, który – o dziwo, powiedział wtedy Rattenberger – działał. Swoim zastępcą mianowała ku zdziwieniu wszystkich Caspra, w tym głównego zainteresowanego. Wyglądało na to, że miała ona do niego jakiś interes, ale nie potrafiła ubrać tego w słowa. Powodem mógł być fakt, że Stratoavis był jeszcze większym odludkiem niż Setsuna: Przesiadywał głównie w radiowęźle, do którego nie wpuszczał nikogo z paroma nielicznymi wyjątkami, a wszystkich nieproszonych gości zdecydowanie wyrzucał za próg, prosto po kręconych schodach, najlepiej twarzą w dół. Mimo tych przeciwności, dogadywali się oni całkiem dobrze, wymieniając pomysłami. Okazało się też, że dzielą parę zainteresowań, na przykład rysowanie(Przy czym styl i temat każdego z nich zdecydowanie się różnił) czy awersja do alkoholu. Co bardziej dowcipkujący podejrzewali, że być może tych dwoje łączy coś więcej niż chłodna przyjaźń, ale Kim nie dawała temu wiary. Tych dwoje mimo wszystko dzieliło zdecydowanie zbyt dużo. Setsunę dawało się polubić, jeżeli poznało się ją lepiej. Caspra nie lubił właściwie nikt, z nielicznymi wyjątkami. Mogli go szanować i respektować, ale nie lubić.
„O czym ja właściwie myślę?”, zganiła sama siebie Kim, przyprowadzając się do porządku.
- Gdzie właściwie znajduje się radiowęzeł? – Zapytała Kiyoura.
- Na pierwszym piętrze znajdują się kręcone schody, które tam prowadzą, ale nie sądzę, by to był dobry pomysł go teraz niepokoić.
- Dziękuję serdecznie, Kim-chan – Odpowiedziała czarnowłosa, wykonując lekki ukłon i zmierzając w stronę schodów na pierwsze piętro. Panna Ironfist westchnęła, po czym pobiegła do sali gimnastycznej na zajęcia z piłki siatkowej.

Pukanie do drzwi wyrwało Caspra z muzycznego transu. Przerwał na chwilę odtwarzanie, co bezwzględnie wykorzystało Radio Louisville, puszczając audycję dyrektora o negatywnym wpływie agresywnej muzyki na młodzież. Stratoavis puścił to mimo uszu, bowiem owo pukanie zainteresowało go. Nikt – prócz Adeona, Kim, Gabriela, Rattenbergera, ludzi z Piątki, Kate i Setsuny – nie miał odwagi się tu pokazywać. Nikt z wyżej wymienionych – prócz Adeona, Kim, Gabriela, Kate i Setsuny – nie pokazywał się z czymś godnym uwagi. NIKT – z wyjątkiem Adeona, Kim i Setsuny – nie pokazywał się w radiowęźle, gdy Casper był z jakiegoś powodu wściekły. ABSOLUTNIE NIKT nie pokazywał się tutaj – z wyjątkiem Adeona i Setsuny – gdy Stratoavis był wściekły z powodu kolejnej złej oceny… A ponieważ Falcontet biegał po szkole w charakterze doraźnej pielęgniarki(Która to zachorowała na grypę) i z irytacją rzucał chusteczkami w nauczycielkę matematyki…
- Proszę wejść – Powiedział w końcu Casper, odwracając się na swoim obitym skórą krześle. Wedle jego przewidywań, w progu pojawiła się ta niewielka dziewczyna z dużymi, czerwonawymi oczyma. – Witaj, Setsuna-san – Przywitał się z nią wedle japońskiego obyczaju, kłaniając się dokładnie o czterdzieści pięć stopni w dół.
- Mam nadzieję, że Ci nie przeszkadzam, Stratoavis-san? – Zapytała.
- Nie, wcale. Proszę, rozgość się – Okularnik wskazał jej wolny fotel. – Jak mogę Ci pomóc?
- Masz może jakieś wieści od Sawanagi-san?
- Powiedział, że zadzwoni za jakieś… - Casper spojrzał na zegarek. – Dwie minuty. Musimy zaczekać… - Na chwilę zapadła cisza, przerwana w końcu pytaniem Setsuny:
- Jak to jest być samotnym? – Trzeba było przyznać, że owe pytanie wytrąciło okularnika z jego rytmu myślenia.
- Nie jestem… Nie jestem pewien, czy rozumiem – Stwierdził w końcu, wpatrując się w swoje urękawicznione dłonie.
- Nie chcesz odpowiadać na to pytanie – Bardziej stwierdziła niż zapytała Kiyoura.
- Nie, nie do końca… Koniec końców, dobrze mi z tym – Odparł w końcu po krótkiej chwili ciszy, pozwalając sobie na uśmiech.
- To musi być trudne, prawda?
- Czy ja wiem… Nie jestem aż taki samotny, jakim się mogę wydawać. Kim, Rattenberger, Kate… Ty.
- Ja?
- Yhm. Sama kiedyś stwierdziłaś, że dużo nas łączy. Jesteśmy nawet w pewnym sensie podobni…
- Faktycznie… - Ponownie zapanowała cisza, tym razem przerwał ją Stratoavis:
- Czy… Było Ci ciężko przenieść się z Japonii aż tutaj?
- Nie miałam zbytniego wyboru – Setsuna wzruszyła lekko ramionami.
- Co sądzisz o tej szkole…?
- Jest inna… Trochę brakuje mi płatków sakury… I mojej przyjaciółki.
- Sekai-chan? – Domyślił się Casper. W rozmowach z Kiyourą czarnowłosa często wspominała o brązowowłosej, wiecznie uśmiechniętej dziewczynie i jej chłopaku, który podobno kochał ją całym swym sercem. Słysząc, że jej rozmówca się domyślił, Setsuna pokiwała głową energicznie.
- Makoto-kun obiecał mi, że jej nie zostawi. Nigdy – Dodała, podkreślając wagę owych słów. – Bez niego, Sekai-chan zostałaby sama.
- Rozumiem – Odpowiedział Casper, kiwając głową ze zrozumieniem. Dalszą rozmowę przerwał dzwonek komórki chłopaka. Stratoavis złapał ją zgrabnie w dłonie i sprawdził, kto dzwoni. Uśmiechnął się.
- Sawanaga – Oświadczył uroczyście, zaś oczy Setsuny rozbłysły. Casper zaczął mówić do komórki:
- Hej, Taisuke-kun! Długo żeś się nie odzywał. Więc, jak tam u Ciebie? – Nagle, ku lekkiemu zdziwieniu dziewczyny, wyraz twarzy okularnika zmienił się na lekko zachmurzony. – Oh, co z tobą? Zły dzień? Dostałeś kosza? Nie…? Och, rozumiem. Tak z czystej ciekawości, jak się układa temu zboczeńcowi Makoto i Sekai? Zaraz, co? – Teraz Casper był zdziwiony. – Co rozumiesz przez „Już się nie układa”? – Oczy Setsuny rozszerzyły się. – Ale jak to? Co się właściwie stało? Jakaś nowa dziewczyna, jakiś nowy chłopak? Czekaj… C-Co? – Jedna z dłoni Stratoavisa zaczęła drżeć, co nie uszło uwadze czarnowłosej. – Nie chodzą już do twojej szkoły? Przenieś… Co…? Gdzie go znalazłeś? Kto? A co z Sekai? Sprawdzałeś dach? Leć tam, czym prędzej, bo jeszcze gotowa skończyć ze sobą! Oddzwoń tak szybko, jak możesz! – Casper rozłączył się, jego twarz była blada niczym oblicze śmierci.
- C-Co się stało? – Zapytała zaniepokojona Setsuna.
- Makoto… - Zaczął Stratoavis, po czym urwał, nie chcąc mówić tego przyjaciółce.
- Co z nim?!
- On… O Chryste… - Okularnik ukrył twarz w dłoniach.
- Co z nim?!
- Makoto... – Chłopak podniósł głowę, a jego oczy były teraz bardziej matowe niż zwykle. – Makoto nie żyje.

Kiyoura wpatrywała się w bladą, umęczoną twarz Caspra, powtarzając bezgłośnie jego słowa. Nie wierzyła. Nie mogła uwierzyć. Jak to nie żyje? Tak po prostu? Jak to nie żyje?!
Kolejny telefon, tym razem wiadomość tekstowa. Nim chłopak zdążył zareagować, Setsuna chwyciła komórkę pierwsza i odczytała wiadomość drżącym głosem:
- Przesyłam Ci zdjęcie… Lepiej nie pokazuj tego Setsunie dla jej własnego dobra… - Kolejna wiadomość doszła. Tym razem było to zdjęcie. Zdjęcie Sekai.
Komórka wypadła jej z rąk, zaś jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. Bezgłośnie powtarzała imię swojej przyjaciółki.
- Powiedz mi, że to nieprawda – Szepnęła, powoli osuwając się na podłogę. Złapała go za koszulkę, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Powiedz mi, że to nieprawda!
- Niestety, wygląda na to, że… - Zaczął, starając się zabrzmieć jak najłagodniej, ale nic to nie dało.
Krzyk Kiyoury rozniósł się na całą szkołę. Mikrofony w radiowęźle były włączone.

- Czy ten dziwny dźwięk rozwalił właśnie ponad połowę głośników w szkole? – Zapytał ogłuszony Himerion.
- Na to… Na to wygląda… - Odpowiedział wciąż zamroczony Edward. Razem z Frozenem zmierzali teraz w stronę radiowęzła i z pewnością nie byli jedynymi zainteresowanymi tym ogłuszającym, czysto morderczym dźwiękiem, który dobył się z głośników.
- Jesteś pewien, że nie przeciąłeś złych kabelków? – Zapytał po raz e-nty Frozen.
- Na sto procent! – Obruszył się sabotażysta. – Znam się na tym, do ciężkiej cholery! – Nagle, biegnącą trójkę wyminął Adeon z odbezpieczonym pałaszem, zaś za nim biegła Kim w stroju na wf. Z przeciwległego korytarza nadbiegł Curt w asyście Davida i dwóch członków Wspólnoty, zaś tuż za nimi gonili Gabriel i Revenant.
- O, supcio – Rzucił Edward w stronę Davida, zaś ten odpowiedział niemrawym „dobry”.
- Pogadacie sobie później – Warknął Gabriel. – Do licha, Casper właśnie puścił z dymem pół komunikacji szkolnej!
- Ja raczej sądzę, że to wina kogoś innego – Odpowiedziała Kim, wymownym wzrokiem mierząc Himeriona. Ten tylko zachichotał nerwowo, po czym przyśpieszył. Pochód prowadził Falcontet ze skupieniem wymalowanym na twarzy. Coś się nie zgadzało. Ten… Dźwięk brzmiał trochę jak… krzyk? Kobiecy czy też raczej dziewczęcy krzyk. Czerwonowłosy nauczyciel wpadł na kręcone schody i zaklął pod nosem, ślizgając się na zdradliwych stopniach. Po krótkiej przeprawie(Podczas której Curt i Frozen porozbijali się na kręconych i śliskich schodach, zostając już na dole) pochód dobił się do drzwi.
- Rastanolin! –Ryknął Adeon. Magik machnął ręką, otwierając drzwi na oścież magicznym pchnięciem. Grupka zainteresowanych wpadła do kabiny radiowęzła po to, by zastać… Kiyourę Setsunę przytulającą się do Caspra Stratoavisa.
- O k***a! – Wydusił z siebie zszokowany Himerion. O dziwo, dwójka jakby nie zauważyła pochodu, któremu przewodził rozsierdzony nauczyciel.
- Stratoavis, co to za burdel? – Rzucił Adeon nieprzyjemnym głosem. Okularnik zignorował pytanie i wciąż gładził czarnowłosą dziewczynę po jej krótkich włosach. Setsuna… płakała?
- Ok, coś jest nie tak… - Mruknął Revenant, jakby odrobinę zaniepokojony. Jego uwagę przykuła leżąca na podłodze komórka Caspra.
- Nawet się nie waż – Odezwał się nagle Casper i po barwie jego głosu można było poznać, że nie żartuje. Kim zauważyła, że jego ćwiekowana bransoleta drży. „Daeva. Musi być z jakiegoś powodu wściekły…”, pomyśleli jednocześnie Kim i Gabriel. – Nie płacz, Kiyoura. Proszę, nie płacz… - Zaczął szeptać do płaczącej dziewczyny. Zapanowała niezręczna cisza, przerywana tylko cichym łkaniem przewodniczącej klasy dziennikarskiej. Do pomieszczenia dostali się w końcu Curt i Frozen.
- Ok, więc co się właściwie… - Zaczął przywódca Piątki, po czym urwał i nagle uśmiechnął się szeroko. – Gratulacje, stary draniu! W końcu znalazłeś jakąś du… - Kontynuował uśmiechnięty. Od dalszego kontynuowania powstrzymał go Himerion, szturchając go lekko w bok.
- To nie jest najlepszy moment – Stwierdził.
- O czym Ty mówisz? Ten odludek w końcu znalazł dziewczynę! – Odparł jakby zdziwiony Frozen, po czym usłyszał huk wystrzału. Casper trzymał w wolnej dłoni swój przerażający „Roulette Shotgun”. Ta broń znana była z nieprzyjemnych właściwości wypluwania z siebie wszystkich możliwych rodzajów amunicji, wliczając w to rakiety, pociski ładowane zubożonym uranem, lasery Gaussa czy promienie Chaosu. Teraz jednak w suficie pojawiła się chmara ołowianych kulek, zdobiących sklepienie.
- Wyjdźcie – Warknął, wymierzając w grupkę. Revenant błyskawicznie otoczył zebranych tarczą.
- Zawsze chciałem nakopać temu bufonowi – Stwierdził. Nagle Adeon położył dłoń na jego ramieniu.
- Opuść to. Wychodzimy.
- Jak to…
- Po prostu. Chcecie, to może tu zostać na własne ryzyko – Stwierdził, zapalając papierosa i wychodząc z kabiny. Po drodze rzucił jeszcze jednym spojrzeniem w stronę Caspra. Oczy chłopaka były dziwnie matowe… Ale Adeon mu się nie dziwił.
To zdjęcie… Paskudna sprawa. Nikomu nie życzył takiej brutalnej śmierci, nawet najgorszemu wrogowi. Widząc, że Falcontet wychodzi Gabriel syknął na Piątkę i Revenanta, którzy tylko ukłonili się lekko i zmyli chyłkiem. W kabinie prócz Caspra i Setsuny zostali już tylko Kim i Curt.
- Wyjdźcie – Powtórzył, tym razem nieco spokojniej, ale trzy lufy jego obrzyna wciąż mierzyły w pannę Ironfist i lokalnego gangstera. Curt ukłonił się lekko i opuścił kabinę, ale Kim została.
- Ty też. Nie chcę zrobić Ci krzywdy… - Powiedział Stratoavis cicho, ponaglając ją machnięciem lufy. Blondynka chciała ewidentnie coś powiedzieć, ale jeden rzut oka na wyświetlacz czarnej komórki Caspra wystarczył jej za wszystko.
- Współczuję – Powiedziała w końcu, opuszczając kabinę. Zapadła cisza, przerywana tylko łkaniem niepozornej czarnowłosej dziewczyny.
- Nie płacz… - Szepnął Stratoavis, gładząc jej piękne włosy.

EDIT: "Warcurse" i "Radical Resistance" Kreatora:
http://www.youtube.com/watch?v=iZwEHf-CK48
http://www.youtube.com/watch?v=JlcK6XoreTE


« Ostatnia zmiana: 11 Listopada 2010, 22:14:37 wysłane przez Fergard » IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Revenant

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 18


Tak! Do Ciebie mówię!

Zobacz profil
« Odpowiedz #13 : 11 Listopada 2010, 22:41:45 »
Świetny soundtrack ;)

Zaskoczyłeś mnie. Bardziej od kolejnego rozdziału high schoola zaskoczyłby mnie tylko wybuch rzekomej III wojny światowej w środę. Ale do rzeczy. Wiesz, że jestem fanem Twoich opowiadań z high schoolem na czele. W moich oczach to opowiadanie ma na wstępie +10 do atrakcyjności. ;) Jednak pomijając to, wiesz jak wywołać zniecierpliwienie. Siedzę i zastanawiam się, jaki wpływ ta śmierć będzie miała na fabułę, chciałbym móc przeczytać już kolejny rozdział, ech.

Jeśli ktoś jest jeszcze nieprzekonany o mojej opinii, świetne, świetne, jeszcze raz świetne. Czekam na więcej!



IP: Zapisane
Psychol55
Ja słyszę a ty słuchasz

******

Punkty uznania(?): 2
Offline Offline

Wiadomości: 441


Krytyk Fasta

Zobacz profil
« Odpowiedz #14 : 11 Listopada 2010, 22:57:05 »
No Fergard dałeś radę... a już myślałem, że zapomniałeś o nas. Słuchaj dobrze, że jest Casper to już plus na wstęp. Dobra fabuła, podobają mi się szczególnie opisy krótkich sytuacji. Czekam na kolejny ale i tak pozostaje przy byciu fanem J.N.C.W.W.Ż.P. :)


IP: Zapisane
http://emikozinska.wix.com/emi-kokoz-art

Sprawdźcie co robi moja siostra!
Strony: [1] 2 3 4 ... 7    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.165 sekund z 18 zapytaniami.
                              Do góry