Mistrz oryginalnych pomysłów
Punkty uznania(?): 1
Offline
Płeć:
Wiadomości: 2 445
Bestiarysta z zamiłowania
|
|
« Odpowiedz #68 : 13 Marca 2011, 19:13:51 » |
|
Błogosławieństwo Ashy- historia poboczna Gdy Ashan ogarnęła wojna i chaos wywołany przez Kha-Raela w zrujnowanym i zniszczonym niemal doszczętnie Heresh trwała domniemany konflikt z orkami do którego włączyli się Rycerze z Imperium Jednorożca. Nekromanci prawie wybici przez demony teraz ginęli z rąk ludzi- niegdysiejszych sojuszników. Cały kraj chylił się ku upadkowi, ogarnięty krwawą pożogą. Cmentarze i nekropolie zostały całkowicie oczyszczone z ich nieumarłych mieszkańców przez bariery zawierające zaklęcie „Słowo Światła”. Jedynie południowy, słabo zurbanizowany region państwa ostał od wojennej zawieruchy. Dzięki pasmom niebotycznych gór, ostrych, wyniosłych brzegów z klifami nekromanci znaleźli ukojenie wielu nekromantów. Ziemie te należały do lorda-licza Argusa. Był on kiedyś znanym magiem, który po spotkaniu z Arantirem podczas czyszczenia Srebrnych Miast z demonologów postanowił do Niego dołączyć i pomóc mu w krucjacie. Podczas tej kampanii zgłębił tajniki starożytnej nekromancji i doświadczył po raz pierwszy w życiu obecności smoczego bóstwa- samej Ashy. Stał się wiernym sługą nowo poznanej bogini. Był jednym z nielicznych ocalałych z potyczki w starej nekropolii Stonehelm przeciwko Sarethowi. Ubolewał nad śmiercią swego mentora, lecz dzięki wsparciu Ashy wysoko zaszedł w szeregu sług pajęczej bogini. Odbił on miasta należące do Arantira- w tym i jego biblioteki. Lord Argus poddał się tak jak swój dawny mentor woli bogini, z tego powodu stał się liczem. Jego ziemista, częściowo rozkładająca się twarz zakryta w połowie jest przez szaro-białą, aksamitną chustą. Czoło pokryte tatuażem w kształcie pająka zakrywał szeroki kaptur. Było widać tylko jadowicie świecące się oczy. Ubrany w długi płaszcz z ozdobą na plecach w kształcie odnóży pajęczych sprawiał wrażenie bardzo wysokiej postaci. Swój kostur o głowni z zielonego kryształu, będącego okiem głowni w pajęczym kształcie. Licz siedział na prostym krześle czytając na mahoniowym, prostym stole wielką zakurzoną księgę, gdy nagle do Sali wszedł równie wysoki co licz wojownik w pełnym rynsztunku. Hełm o pajęczej przyłbicy trzymał przy lewym ramieniu. Twarz była blada, orli nos, małe usta i lekko spiczaste uszy sugerowały pochodzenie z granic Irollan i Imperium. Długie śnieżno-białe włosy opadały z tyłu na biały płaszcz i czarne naramienniki. Jego oczy były żywe, lecz biła z nich niespotykany spokój i melancholia. Ukłonił się lordowi mówiąc: -Przepraszam że przeszkadzam lordzie Argusie, ale chyba mnie wzywałeś, tak? Licz podniósł głowę znad książki i wstając zwrócił się do wampira: -Tak Kenaldzie. Wiesz jaka jest nasza sytuacja? Wojownik chłodno odpowiedział: -Nasz kraj chyli się ku upadkowi. Po śmierci Lukrecji z rąk demonów straciliśmy ponad połowę miast. Na szczęście nie udało się im odnaleźć naszych skarbców, jednakże to marna pociecha. Zostaliśmy bowiem zaatakowani przez rycerzy- naszych niedawnych sojuszników. Ich nie przekupimy złotem. Nie wiem czemu nas zaatakowali i to bez ostrzeżenia. Nekromanta westchnął i powiedział: -Pewnie sprawka demonów. Szybko się zmyły stąd ruszając na Wolne Miasta, a potem jakby z dnia na dzień zaatakowali nas ludzie. Jeśli wierzyć zwiadowcom i szpiegom zaatakowali nas ponieważ my najechaliśmy na ziemie orków. Wampir odezwał się: -Ale to tylko plotki. Nie mamy żadnych dokumentów na ten temat. -A skąd pochodzą? -Pogłoski o naszej domniemanej wojnie z orkami wyszły… z Wolnych Miast. Lord Argus mruknął, po czym rzekł wampirowi: -Tam gdzie demony ruszyły. Tam jest najwięcej demonologów, którzy byli związani z Menelagiem. Myślałem że przestali być zagrożeniem, gdy zabiliśmy ich przełożonego. -Może to jego siostrzenica ich teraz prowadzi?- wtrącił Kenald. Argus machnął ręką: -Nie… znam ją jeszcze gdy była naszym więźniem. Nie miała o tym najmniejszego pojęcia. Być może ten inkubus jakoś ich związał ponownie. Na Ashę, nawet nie wiemy ilu ich tam było. Wampir zwrócił uwagę liczowi: -Lordzie, teraz to bez znaczenia. Jesteśmy w opłakanej sytuacji. Nie mamy wojsk, na dyplomatyczne rozwiązania nie ma co liczyć. Argus rzekł Kenaldowi: -Po pierwsze, mów do mnie po imieniu, wszak Asha połączyła nas wieczną przyjaźnią gdy walczyliśmy ramię w ramię przeciw mesjaszowi. Po drugie, dopóki po naszej stronie jest Asha, jest jeszcze nadzieja. Na twarzy wampirzego rycerza pojawił się grymas zdziwienia. Nie rozumiejąc słów nekromanty wampir zapytał: -Co masz na myśli przyjacielu? Czyżbyś coś odkrył? Znalazł rozwiązanie? Licz odwrócił się od wampira, podszedł do stołu przekręcił księgę ku niemu. Machnął zapraszająco do Kenalda. Wampir podszedł i zobaczył w księdze jakąś wyblakłą rycinę przedstawiającą dziwną istotę. Rysunek przedstawiał pająka o kobiecym torsie, trzech twarzach i otaczających ją duchach. Kartki obok szkicu były zapisane nieznanym językiem. Zapytał lorda: -Argusie, co to jest? Nekromanta spoglądając na zaskoczonego wampira odpowiedział zagadkowo: -Nie co, a kto. -To znaczy?- zapytał zdezorientowany rycerz. Licz wyjaśnił: -Istniała na tych ziemiach dawno temu jeszcze zanim Belketh odkrył naszą sztukę, nawet nim powstał Sheogh. Miejscowi czcili ją jako materialne wcielenie Ashy. Nazywali ją Namtaaru, Matka Namtaaru. Potem gdy cywilizacja znika ona również. W kartach historii pojawia się dopiero po prawie 600 latach. Znaleziona przez naszych wielkich nekromantów: Aquirra i Sveltanę z rodu Gryfów przy Hashimie na Jadeitowym Morzu. Do Ashan została przeprowadzona nie bez kłopotów. Aquirre zginął jeszcze na wyspach, jednakże poświęcenie nie poszło na marne. Zyskaliśmy wtedy niezwykłych sojuszników. Istoty zwane prządkami losu były postrachem całego Ashan, podobnie jak błogosławieństwa jakie wtedy padły na nas podczas jej pobytu. Świetność nasza skończyła się podczas wojny i tron w Imperium Gryfów wówczas, gdy któreś z Dzieci Tronu zabiło ją by osłabić naszą armię. Udało się to, straciliśmy je jak i inne istoty, które nam wtedy służyły, z ledwością udało nam się zachować manuskrypt o tworzeniu ghuli. Gdy straciliśmy nasz symbol, nasz kraj ogarnęła korupcja i zepsucie. Staliśmy się słabsi i bezsilni. Zmienił to dopiero właśnie nasz były mistrz Arantir. Wzmocnił nas, lecz nasze zepsucie było zbyt głębokie. Pająk na długi czas przestał być naszym symbolem. Mimo iż pająki były trzymane u nas, lecz… -Zaraz, zaraz- przerwał Kenald- Czy Namtaaru nie została zgładzona przez tego pomiota demonów gdy zaatakował nas w Naszej nekropoli?! Argus odpowiedział: -Nie… to była prawdziwa Namtaaru, tylko przeogromny pająk, który Arantir zastąpił byśmy mieli o co się oprzeć. Tymczasem on poza krucjatą szukał również prawdziwej Namtaaru, Matki Prządek Losu. Zobacz. Podszedł do biblioteki i złapał za pobliską pochodnię, oraz podciągnął ją do dołu. Wtedy biblioteczka wykonała obrót, tak że był widoczna ściana mebla. Na jej środku był pajęczy emblemat. Nekromanta dotknął go i wtedy pojawiła się skrytka z dokumentami. Argus wyjął akta i powrócił do wampira, rozkładając akta na stole przed nim. Ukazała się mapa Heresh i dawne tunele, oraz notatki Arantira. Kenald ze zdumieniem spojrzał na nie i spytał nekromanty: -Argusie, czy to…. Czyżby nasz mistrz… udało mu się… Oczy licza błysnęły i jakby na potwierdzenie powiedział: -Tak. Zanim ruszył do Stonehelm z czerepem udało mu się zlokalizować ostatnie miejsce pobytu Matki Naamtaru. Ona jest w tych tunelach pod zachodnim pasmem gór, a dokładniej tu. Mówiąc to wskazał na położony najbliżej południowego cypla komnatę oznaczonego runem magicznym. Nagle mina Kenalda zrzedła i powiedział: -Ale przy tym wejściu są już wojska Imperium Jednorożców. Jak wyjdziemy z naszego miasta jesteśmy zgubieni. Argus klasnął w dłonie i wtedy biblioteczki zaczęły chować się w ścianach odkrywając opuszczone schody biegnące na dół. Wtedy salę przeszyły jęki wielu ghuli towarzyszące mrożącemu powiewowi. Nekromanta odrzekł: -Arantir i to przewidział. Na dole są tysiące nowych rekrutów i zakonserwowane ciała nie tylko humanoidów. Kenald, czy zechcesz je przygotować do naszej ekspedycji? Wampir ukłonił się mówiąc: -To dla mnie zaszczyt…. Mistrzu. Argus stanowczo powiedział: -Nie jestem mistrzem. Jestem tylko podnóżkiem wielkiego sługi pajęczej bogini. Asha pożera wszystko. -Asha pożera wszystko- zawtórował Kenald. …………………………………………………………………………………………………
Z Nekropolii wyszła armia nieumarła licząca tysiące szkieletów i zombie, setki wygłodniałych ghuli, tyleż samo zjaw. Towarzyszyła im cała świata ocalałego wampirzego rycerstwa i zakon liczy. Upiory dojeżdżające czarnych koni o błoniastych skrzydłach, lammasu i jaszczury przypominające wiwerny stanowiły flankę ekspedycji. W powietrzu latały nieliczne już kościane smoki. Na czele armii jechali równo lord południowego cyplu- Argus i jego towarzysz Kendal. Wśród żołnierzy było wiele szkieletów i zombie z łopatami i kilofami oraz targające wozy z amunicją. Gdy wojska przeszły przez dobrze uzbrojona przełęcz przed liczem i wampirem wylądowała zmora na nieumarłym gadzie. Stwór jęknął przeraźliwie niczym banshee. Upiór powiedział: -Panie zauważyliśmy dużą armię ludzi przed nami, u stóp góry Radhal-un. SA bardzo dobrze uzbrojeni, wygląda na to, że szykują się do oblężenia. Kenald uśmiechnął się i rzekł: -Zatem się zdziwią naszą wizytą. Argus chłodnym głosem odezwał: -Zaatakujemy nocą, kiedy pójdą spać. Wyślesz ghule by zabiły strażników, potem wycofają się do lasu. Szkielety i zombie pójdą od frontu na pierwszy ogień, dostatecznie odwrócą uwagę całej armii, podczas gdy my zaatakujemy ich z boków i z powietrza. Licze będą strzelać ze wzgórz na mój znak. Musimy to zrobić nim gryfy i anioły zdążą unieść się w powietrze. Wtedy stracą przewagę, potem pomartwimy się o strzelców. Kenald ty poprowadzisz atak z ziemi, ja z powietrza. Wampir skinął głową i odwrócił się do wojska. Spojrzał na nich i ryknął: -Dzisiejszej nocy pokażemy żywym czym jest gniew nieumarłych sług Ashy! Asha pożera wszystko!!! Nieumarli zawtórowali Kendalowi, tymczasem wśród zza głazów i rumowisk pobliskiej skarby obserwowała ich nietypowa para, wysokich istot w szarych płaszczach i kapeluszach z szerokimi rondami. Gdy nieumarli zaczęli rozbijać obóz i prowizoryczne kuźnie para wycofała się. …………………………………………………………………………………………………
Noc była ciepła, lecz bardzo pochmurna, przez to nic w odległości metra od ogniska nie było widoczne. Strażnicy grzali się przy cieple paleniska, gdy jeden z nich wziął bukłak i napił się z niego. Najbliższy pijącego- rudobrody, łysawy mężczyzna zapytał: -Czy to woda, czy trunek? Strażnik zakorkował bukłak i powiedział: -Woda, wiesz że nie możemy pić na służbie. Kapitan by nas powiesił za to. -Szkoda. Mam dość tego miejsca. Niby nieumarli zaatakowali orków, ale czy ty tu widziałeś w ogóle jakiegoś orka, choćby zanimowanego? Coś mi tu śmierdzi. -Tak, dzisiejszym obiadem i kolejną twoją teorią spiskową. Daj spokój Glen, martwi nigdy nie byli naszymi prawdziwymi przyjaciółmi. Pamiętasz co zrobił ten cały Markal z jego chodzącymi ścierwami dwadzieścia parę lat temu? Mówię wam, dobry martwiak to taki co spokojnie leży sobie w grobie i gnije, a nie łazi i dręczy żywych jakbyśmy tylko ich mieli na głowie. -Przestań jęczeć Gilderoy, co było to minęło. Teraz mamy robotę, cieszcie się, zostało nam już tylko jedno ważne miasto i spadamy stąd- wtrącił się strażnik, który wcześniej pił z bukłaka. Glen odrzekł mu: -Tobie to dobrze Iwan, ty sobie wrócisz do żony i kilku dzieci, a my nadal będziemy tkwić przy granicy. Na Elratha mam dość truposzy! Nagle Gilderoy odwrócił się za sobą, Iwan spytał się zaintrygowany: -Coś się stało? Usłyszałeś coś? Strażnik o bujnej, szatynowej fryzurze odwrócił się do blondyna: -Ta, ale chyba mi się zdawało. Hej słyszeliście to? Wszyscy podnieśli głowy obejrzeli się dookoła lecz nic nie słyszeli, nagle cisze przerwał jakiś szmer. Podnieśli się jak jeden mąż i wyjęli miecze. Glen odszedł parę kroków od paleniska rozglądając się naokoło. Miecz pewnie trzymał oburącz, zwrócił się do pozostałych: -Coś tu jest. Iwan zawiadom dowództwo, być może jesteśmy….chłopaki? Rudobrody mężczyzna odwrócił się, zaskoczony zobaczył zamiast swych kompanów strużki krwi koło ogniska. Zaklął pod nosem: -Na Elratha co jest gra… Nagle zimne zakneblowały mu usta i podciągnęły w dół. Strażnik wierzgał się, lecz wtedy na niego skoczyła para ghuli, trzęsących się jakby z zimna. Nad sobą zobaczył łeb wściekłej zsiniałej istoty która spojrzała na niego złowieszczo i z całym impetem rzuciła mu się do gardła. Zabójcy zaciągnęli swą ofiarę z dala od łuny ogniska i szybko ja spożyli, potem jakby wezwane jakimś mentalnym rozkazem szybko czmychnęły w las. Wtedy z gąszczy wyszły szkielety i zombie ruszające wprost do obozu. Łucznicy naciągnęli łuki i puściły płonące strzały. Poleciały wprost na namioty i stajnie, konie przerażone pożarem zaczęły wierzgać i kwilić ze strachu, hałas zbudził żołnierzy. Błyskawicznie wzięli się do gaszenia pożaru gdy jeden z nich zauważył zbliżającą się armie nieumarłych i ryknął: -Nekromanci!! Atakują nas!!! Zbrojni ruszyli do zbrojowni. Gdy z namiotu wyszedł kapitan rozkazał: -Strzelcy i kapłani, na pozycję. Zmieść te ścierwa z powierzchni Ashan!! Łucznicy rozpoczęli ostrzał, by dać czas krzyżowcom i paladynom czas na przygotowanie się do obrony. Chłopi otoczyli obozowisko ustawili swe kosy wprost na nieumarłych. Strzały nie robiły wrażenia na szkieletach i zombie, lecz pociski kapłanów przerzedzały je skutecznie i uwrażliwiały na coraz to celniejsze strzały kuszników. Kapitan widząc to zastanowił się chwilę, a potem zwrócił do najbliższego mu zbrojnego: -Powiedz lataczom, że gryfy i anioły mają zaatakować armię z góry, przy okazji wyślij też gryfa-zwiadowcę, coś tu nie gra. Nekromanci nigdy by nie zaatakowaliby samymi szkieletami i zombie, aż tak słabi nie są. Spojrzał jeszcze na pole bitwy i na swych żołnierzy, podniósł miecz do góry i ryknął: -Szarża!!!!! Kawaleria ruszyła powoli naprzód, by być na równi z ciężkozbrojna piechotą. Chłopi ruszyli z całym impetem wbijając się w szeregi wroga. Pierwsze szeregi nieumarłych rozpadły się w proch, lecz następne robiąc unik kontratakowały. Chłopi się cofnęli, lecz kościeje ruszyły do przodu nie pozwalając szeregowcom na powtórzyć manewr. Gdy wywiązała się zażarta walka kawaleria rozdzieliła się z piechota i dzieląc się na dwa oddziały ruszyły z boków na nieumarłych, piechota przyśpieszyła kroku. Kapitan obserwując pole walki zauważył na niebie jakiś świecący punkt, wtedy nagle z lasu poleciały pociski liczy, które złamały szyk paladynów i osłabiła obronę chłopów. Jednocześnie w stronę obozu leciały gliniane kule, które po wbiciu się w obóz wybuchały zielonym, trującym gazem. Pociski trafiły wprost na stajnie gryfów. Żołnierze zaczęli się ewakuować. Anioły wskrzesiły trafione jednostki i same odsunęły się trujących oparów. Kapitan dał rozkaz do ataku, lecz wtedy niczym grom na serafiny i gryfy rzuciły się drakolicze i upiory na latających wierzchowcach. Z lasów wybiegli wampiry i duchy, które oblazły zdezorientowaną kawalerię i wspomagających ich zbrojnych. Kenald biegł miedzy wampirzymi lordami, skoczył na pierwszego kawalerzystę, wbijając miecz w brzuch, a potem się teleportował. Pojawił się za krzyżowcem i zamaszystym ruchem przebił go wpół. Wtedy na swoim ramieniu poczuł ostrze innego zbrojnego. Odwrócił się, i szybkim ruchem tarczy odrzucił go, a następnie skoczył ku niemu wbił swe żeby w szyje ofiary, wysysając jego Zycie z krwią by zregenerować się. Podobnie czyniły inne wampiry. Tymczasem Argus kontrolował cała bitwę z grzbietu latającej zmory. Widział jak drakolicze wycofały się padając jak muchy pod ciosami aniołów. Ich miejsce zajęły upiory, które wybiły już gryfy. Strzelcom skończyła się amunicja, zaś wozy zostały zniszczone przez ocalałe widmowe smoki, które potem rzuciły się na bezbronnych łuczników. Kapitan widząc to założył hełm i wraz ze swoja strażą przyboczną ruszył z okrzykiem: -Za Elratha!!! Jego rumak pędził wprost na pole bitwy. Jego jeździec skręcił go w stronę lewej flanki. Rzucił się w wir walki, odrąbywał głowę od reszty ciała każdemu nieumarłemu. Czy to był szkielet, ghul, zombie czy wampir siekł bez opamiętania. Nagle przemknęła przy nim jakaś zgarbiała sylwetka, gdy wtem nagle koń stanął dęba zaatakowany przez ghula, który wgryzł mu się w szyję. Dowódca upadł na ziemię, gdy się podniósł zobaczył przed sobą Kenalda, który odezwał się: -Jak widać, Heresh nie jest tak słabe jak myślałeś kapitanie. Rycerz syknął, podnosząc miecz: -Zabije Cię, ty chodzące ścier… gho! Nim zdążył dopowiedzieć, miecz wampirzego wojownika przebił jego serce i prawe płuco. Wampir schylił się ku niemu i rzekł: -Chodzący na pewno, ale ścierwo mogłeś sobie darować, bo sam nim zostaniesz- i mówiąc to przeciął prawą część klatki piersiowej, a gdy człowiek upadł na ziemie charcząc wbił ostrze w jego szyję, skracając mękę niedoszłego wroga. Kenald oczyścił miecz płaszczem zabitego rycerza, wtedy jakby znikąd pojawił się Argus i skomentował: -Błyskawiczna walka, co nie? Wampir spojrzał dookoła siebie widząc pole zaściełane trupami ludzi i skruszonymi koścmi nieumarłych oraz lecący wraz z wiatrem proch jego braci. Odpowiedział: -Tak. Choć nie obyło się bez ofiar. Nekromanta powiedział: -Asha ich wszystkich przyjmie jako równych sobie. -Czemu ich nie wykorzystamy do odbudowania naszych sił? -Nie mam dość mocy, a może być potrzebna gdy wejdziemy do tuneli. -Możemy użyć naszych liczy, wielu z nich potrafi wskrzeszać zmarłych. Argus zastanowił się chwilę, po czym rzekł: -Dobrze, ale tylko kapłanów i rycerzy. Resztę ciał zawieźcie do miasta jako rezerwy. Tymczasem niech robotnicy wezmą się do roboty. Może minąć niewiele czasu nim pozostałe oddziały Imperium dowiedzą się o zniknięciu tego legionu. -Rozkaz Argusie-zasalutował Kenald, po czym odrzekł: -Asha pożera wszystko. Nekromanta mu odpowiedział: -Asha pożera wszystko. ………………………………………………………………………………………………
Po kilku dniach ciężkiej pracy udało się usunąć głazy i rumowiska z wejścia do tunelu z komnatą, gdzie miała przebywać Matka Namtaaru. Argus wraz z Kenaldem stali przed wrotami w których zamiast zamka była wyrzeźbiona wnęka. Wampir opukał bramy i powiedział: -Jednolita płyta, najprawdopodobniej z wulkanicznych skał. Może być bardzo gruba, nie wiem czy nasze kilofy i młoty na cos się zdadzą. Nekromanta skwitował go: -Po co zwracać się do przemocy i prymitywnych sposobów jak można inaczej, bez zmęczenia. Wtedy zza poła płaszcza wyjął fioletowy, jaśniejący kryształ o regularnym kształcie. Kenald widząc to oniemiały spytał: -Kryształ Shantirii?! Ale jak?! Kiedy?! Argus jednym zdaniem odpowiedział: -Od mistrza Arantira- po czym wyjaśnił:- Kiedy odebrał temu mesjaszowi cienisty czerep przy okazji zabrał ze sobą i kryształ. Użył go zapewne do zapieczętowania tych tuneli by nikt nie powołany nie wszedł tu. Myślę, że on tu był i rozmawiał z Nią. Inaczej nie zaznaczyłby tego miejsca na naszej mapie, ani nie zablokował wejścia tymi wrotami. Może brał pod uwagę to, że może mu się nie udać i chciał uchronić Ją przed potencjalnym atakiem demonów lub niewiernych. Wampir zwiesił głowę, potwierdzając: -Owszem. Nasz mistrz próbował się przygotować na wszelką ewentualność, jednakże chyba nie przewidział, że ten drań go zabije. Argus pocieszył go: -Raczej i taką możliwość przypuszczał, dlatego dał nam ten kryształ, byśmy mogli skończyć to co nasz mistrz zaczął- mówiąc to włożył kryształ do wnęki. Wtedy coś zaskoczyło w mechanizmie wrót i brama zaczęła się otwierać. Gdy tunel został otwarty Argus rozkazał Kenaldowi: -Pozostaw przy wejściu kilku strażników, musimy być przygotowani na atak ludzi. -Jak każesz Argusie-odpowiedział wampir i wykonał polecenia licza. Gdy reszta armii weszła do podziemi, przy wrotach pozostało kilku strażników- kilka wampirów i kilkanaście ghuli. Po chwili pojawili się przed nimi para wędrowców z szerokimi kapeluszami. Wampir wyjął miecz i warknął: -Kim jesteście? Jeden z wędrowców odpowiedział: -Tylko poszukującymi zagubionej rzeczy. Wtedy podróżnik zdjał kapelusz z głowy ukazując młodociane, blade oblicze, o żółtych, kocich tęczówkach i wąskich źrenicach. Strażnik rozpoznał w nim wampira, bowiem ghule wcale na niego się nie rzuciły. Zapytał: -Czego chcecie? Młodzieniec odpowiedział: -Oddajcie nam kryształ, który jest w tej wnęce. Wampir skinął głową, reszta wyjęła broń, zaś ghule zaczęły warczeć niczym psy. Wartownik zapytał: -A co jeśli go wam nie oddamy? Młodzieniec ręką ogarnął gęste, czarne włosy i bez emocji powiedział: -Jak głupi za życia tak i po śmierci. Zadajesz, bezsensowne pytania, wiesz? Wtedy paznokcie obu rak wydłużyły się w długie pazury, nagle strażników ogarnął oślepiający błysk. …………………………………………………………………………………………………
Argus i Kenald nieprzerwanie szli ze swa armią przez mroczny tunel, zabijając każdą jaskiniową bestię, która ośmieliła się ich zaatakować. W końcu dotarli do ogromnej, zrujnowanej komnaty, pełnej pękniętych płaskorzeźb i kolumn. Posadzka była pokryta krasowymi tworami, zaś ślady dawnej świetności skrywały draperie i rozkruszone skały. Argus wszedł do środka i jednym ruchem rozświetlił salę swym kosturem i rozpoczął swe modły. Wtedy jakby ze ścian zaczęły się pojawiać duchy i zjawy. Kenald wyjął miecz i ruszył na nie, lecz Argus go powstrzymał gestem dłoni. Wampir stanął wryty i schował miecz. Spojrzał na swego przyjaciela gdy nagle usłyszał dudnięcie, spojrzał dalej w mrok i ujrzał potężną istotę, wyglądająca jak z ryciny, lecz większa i pokryta gdzieniegdzie zielonymi gulami. Namtaaru zatrzymała się przed klęczącym nekromantą i jęknęła przeraźliwie. Licz dalej klęczał niewzruszony, wtedy pajęczyca zapytała: -Kim jesteś i czemu przerywasz mój sen? Wtedy nekromanta wstał i z gestem uniżenia odpowiedział: -Matko Namtaaru, wcieleniu naszej wielkiej bogini Ashy, jestem twoim wiernym sługą. Jestem Argus, uczeń Arantira, twego wielkiego powiernika. Przybywamy by prosić Cię o pomoc. Stwór zaczął się śmiać bardzo głośno i szyderczo. Jej śmiech przeraził nawet ghule znające tylko głód oraz banshee, słynące z ich zewu. Namtaaru powiedziała: -Ha ha ha! Prosicie o pomoc?! Zawiedliście mnie! Gdy Arantir zginął uciekliście i zamiast walczyć z demonami znowu planowaliście zaatakować pozostałe me dzieci! Nie zasługujecie nawet na moją uwagę! Nekromanta skruszony odrzekł: -Owszem, zawiedliśmy Cię w godzinie próby, ale mimo to błagamy Cię ponownie o przebaczenie i prosimy byś uratowała swe sługi. Zostaliśmy zaatakowani przez naszych sojuszników, bo zostali zmanipulowani przez demony. My nie mamy sił walczyć z pomiotami chaosu, ani bronić się przed rycerzami. Dlatego pokornie cię prosimy użycz nam twego błogosławieństwa i wesprzyj nas w tej niedoli. Jeśli trzeba oddam Tobie moja duszę! Wampir krzyknął: -Argusie!! Licz ryknął na wampira: -Nie Kendalu! Musimy zapłacić tą cenę! Wszystko zrobię, by uratować Ashan przed chaosem, tak jak chciał tego nasz mistrz! Namtaaru milczała przez długa chwilę. Jedna z jej twarzy uśmiechnęła się, wtedy rzekła: -Dobrze. Dam wam błogosławieństwo. Jednakże…. musicie w miejscu starożytnej wiedzy wskrzesić Wielkiego Nekromantę, wtedy moje córki przyłączą się do was. A na razie dam wam to. Nagle drakolicze, w wojsku jęknęły przeraźliwie i ogarnął je cień. Po chwili pojawiły się przed nekromantą jako potężne, dwunozne, bezskrzydłe smoki z cienia i mroku. Ich oczy biły czerwonym, krwistym blaskiem. Ryknęły jednocześnie pochyliły swe łby przed Argusem i Kenaldem. Namtaaru wyjaśniła: -Oto smoki mroku. Są to dusze istot, które były drakoliczami. Są tu też te, które zginęły w waszej ostatniej bitwie. Będą wam służyły wiernie. Silniejszych od nich istot nie znajdziecie w całym Heresh. Poruszają się jako mroczna chmura, wszystko czego dotkną zamienia się w wasze sługi. Argus ukłonił się nisko przed Namtaaru, mówiąc: -Dziękujemy ci za twą pomoc Matko Namtaaru. Pajęczyca odpowiedziała: -Asha dała nagrodę za wasza wierność i oddanie. Wybrała cię na kolejnego wykonawcę jej woli. Teraz idź i wskrześ Wielkiego Nekromanty. Asha pożera wszystko! Licz odrzekł: -Asha pożera wszystko. Namtaaru nagle znikła, w komnacie została tylko armia licza i wampira oraz mroczne smoki. Argus wstał i odwrócił się. Kenald poszedł do licza, a ten powiedział mu: -Zatem idziemy w dalszą drogę, chodź mój przyjacielu. Namtaaru dała nam misję, która ocali Heresh. Kenald zgodził się z nim i razem wyszli z komnaty prowadząc wojska i smoki. Gdy wyszli z tuneli Kenald podbiegł do ścian podnóża gór i przerażony warknął: -Nasi strażnicy! Zginęli! Wszyscy! Argus spojrzał na nie ruszających się strażników. Po wampirach pozostały tylko zbroje, zaś ghule były nabite na kolce, które wyrosły ze ściany gór. Zaskoczony spytał: -Kto to mógł zrobić? Wampir odpowiedział: -Na pewno nie ludzie. Na Ashę!! Zabrali nam kryształ! Musimy za nimi gonić! Żołnierze!! Nekromanta powiedział: -Nie. Kryształ już nam nie jest potrzebny. Zaskoczony Kenald warknął: -Co?! To co teraz robimy? Argus rzekł: -Do miasta starożytnej wiedzy, tam odprawimy rytuał przywrócenia wielkiego nekromanty. -Czyli dokąd?- spytał wampir. Nekromanta odpowiedział: -Do Lorekeep.
|