Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Anime vs. Zombies (Czytany 1427 razy)
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« : 13 Marca 2011, 20:24:29 »
"Plants vs. Zombies" to bardzo, bardzo, bardzo genialna gra, do tego niezwykle inspirująca.
Naszła mnie genialna myśl, że napiszę fanfika. Fanfika poświęconego tej cudnej grze z gatunku "tower defence". Fanfika, w którym wystąpi kilkanaście postaci z różnorakich anime, m.in. z "Black Lagoon", którego fanfik już tu opublikowałem.
Jako że klimat gry jest bazowo raczej lekki, nie oczekujcie tu zbyt poruszającej, dramatycznej akcji, możecie się za to spodziewać ton dennego humoru i absurdalnych sytuacji.
Enjoy.

Był to zwykły, słoneczny dzień w niewielkiej miejscowości w Japonii. Słoneczko przygrzewało, przez niebo przemykały pojedyncze, kremowe chmurki, zaś życie toczyło się swoim rytmem.
Cóż, Rokuro Okajima bardzo by chciał, by tak to wszystko wyglądało. Niestety, jego współlokatorka burzyła tą harmonię całą swoją osobą. Kłótliwa, agresywna, skora do przemocy, nihilistka, o wywróconym na lewą stronę poczuciu humoru. Rebecca, zwana także Revy the Two Hand.
Jeszcze nie tak dawno temu, wiedli oni życie piratów na morzach azjatyckich, utrzymując się z zadań zlecanych przez mafię wszelkiej maści oraz generalnie każdego, kto mógł sobie zapewnić pieniądze na wynajem elitarnych usług Lagoon Company, tak zwanej firmy spedycyjnej. Rokuro, choć nie przyzwyczajony do przemocy, miło wspominał te dni. Było śmiesznie, czasem było smutno, ale jego życie było pasmem niekończących się przygód, co owemu pracownikowi biurowemu idealnie wręcz odpowiadało. Niestety albo i stety, dla każdego miał przyjść moment stabilizacji w życiu, zaś Rokuro pomyślał, że właśnie nadszedł ten moment, zaś to miejsce pomoże mu zrelaksować się i zapomnieć o przemocy, której wcześniej był świadkiem. Kupił ten dom za psie pieniądze, zaś poprzedni właściciel tajemniczo opuścił budynek od razu po podpisaniu umowy. Okolica była spokojna, przyroda żyła tu pełną piersią... Rokuro nie rozumiał, co takiego mogło być w tym miejscu, co odstraszało innych... Z rozmyślań wyrwał go ostry głos Revy:
- Przestaniesz wreszcie rozmyślać i pomożesz mi z tym?! - Japończyk odwrócił się. Kobieta niosła kilka kartonów na rękach, ewidentnie męcząc się przy tym.
- Och, wybacz - Okajima błyskawicznie popędził na pomoc, przejmując od brązowowłosej część maneli. Firma przeprowadzkowa pomogła im już wprowadzić największe meble, teraz pozostawały jedynie drobiazgi... Choć wśród drobiazgów Revy znajdowały się takie specjały jak załadowany granatnik, kilkanaście pasów z amunicją 9mm czy zapas Baccardi, także Rokuro chwilę się z tym pomęczył, zanim położył cały ten bajzel na kanapie. - Mogę zapytać, po co Ci aż tyle broni? Myślałem, że w końcu nieco odpuścisz ze swoim krwiożerczym usposobieniem...
- Szkoda porzucać stare wspominki - Odparła z kpiącym uśmieszkiem Revy, przeglądając zawartość kartonu. Nagle dwójka nowych lokatorów usłyszała pukanie do drzwi wejściowych.
- To pewnie sąsiad. Pójdę otworzyć - Mruknął Rokuro, zmierzając ku drzwiom. Na progu zastał on dość... osobliwego mężczyznę. W sumie był on całkiem normalny: Brodaty, ze sporym brzuszkiem, w białej koszuli i dżinsach... Ale fakt, że miał on na głowie garnek, nieco dodawał do jego osobliwości.
- Powitać szanownego sąsiada - Powiedział nieco chrapliwym głosem, wyciągając rękę na powitanie. Okajima zawahał się, ale odwzajemnił gest. - Nazywam się Szalony Dave, ale możesz mi mówić Szalony Dave.
"Zaraz, co?", Zdziwił się Japończyk.
- Rokuro Okajima, miło mi Pana poznać - Odparł po krótkiej chwili. Szalony Dave uśmiechnął się szeroko, zaś Azjata zauważył, że jego sąsiadowi brakuje kilku zębów, tworząc nieładnie wyglądające ubytki.
- Tutejsza okolica jest bardzo spokojna, nie uważa Pan, Panie Okajima?
- A tak, prawda. Całkiem tu sielankowo.
- Proszę się nie martwić, już niedługo wszystko się zmieni - Stwierdził beztrosko brodacz, zaś Japończykowi nie spodobała się ani wypowiedź ani lekki ton, w jakim została wypowiedziana.
- Prze... Przepraszam bardzo? - Zapytał zdziwiony.
- Już wyjaśniam. Zapewne Pana zastanawia, Panie Okajima, dlaczego ten dom jest taki tani, prawda?
- Po części... - Odpowiedział ostrożnie Rokuro, żałując już, że wkręcił się w rozmowę. Brodacz wskazał na niewielki lasek tuż obok asfaltowej drogi, naprzeciwko budynku niedawno zamieszkanego przez Okajimę i Revy.
- W tym lasku znajduje się stary chrześcijański cmentarz - Powiedział z pietyzmem w głosie Szalony Dave, zaś jego oczy błysnęły. - Właściciel tego domu, który mieszkał w nim jako pierwszy, dość szybko dołączył do zebranych tam nieboszczyków.
- Przykro to słyszeć.
- Niech Pan zgadnie, Panie Okajima, co go załatwiło?
- No nie wiem... Zawał? Bandyci?
- Zombie - Wyszeptał z fanatyzmem w głosie brodacz. Na chwilę zapanowała cisza, z której w końcu wybił się głośny, kobiecy śmiech. W progu pojawiła się Revy.
- Doprawdy, taka historyjka, prawie dałam się nabrać, że prawdziwa - Stwierdziła z ewidentną kpiną w głosie. - Co Pan, Panie sąsiedzie, za dużo maryhy wypalił?
- Tamten gość też nie chciał dać wiary. Ech, musiałem po nim sprzątać cały bałagan, a nie jest to nic przyjemnego sprzątać po trupie pozbawionym mózgu. Dosłownie pozbawionym mózgu.
- Zombie? Ale czy to czasem nie jest... - Zaczął Rokuro, ale Szalony Dave przerwał mu wpół zdania:
- Zauważyłem, że panienka wniosła niezwykle dużo wszelkich środków obronnych - Stwierdził nieporuszony kpiną brodacz. - To wielce roztropnie, aczkolwiek obawiam się, że prędzej czy później ta amunicja się skończy.
- Zacznijmy od tego, że zombie... Nie istnieją! - Stwierdziła poirytowana kobieta, łapiąc się za głowę. Szalony Dave tylko się uśmiechnął w sposób niepozostawiający wątpliwości, że COŚ tam jednak jest.
- Gdyby jednak potrzebna była jakaś pomoc w obronie podwórka przed zombie, proszę zwrócić się do mnie - Powiedział, ukłoniwszy się lekko, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Zombie... Phi, co za palant - Warknęła Revy, zawracając do domu. Rokuro jednak miał pewne wątpliwości... Wyglądało na to, że Szalony Dave był niesamowicie wręcz przekonany, że ma rację... Albo faktycznie miał rację.
"Zombie? Proszę...", Pomyślał Okajima, wzdychając ze zmęczenia. Zauważył trójkę uczennic jadących rowerami po chodniku po przeciwległej stronie ulicy. Życie tutaj toczyło się normalnym rytmem, wszystko było piękne i spokojne...
A jednak, pierwsze ciemne chmury pojawiły się na niebie.

W słabo oświetlonej sali konferencyjnej siedziało kilka osób.
Wysoki blondyn w szarym mundurze oficera SS oraz jego towarzysz w podobnym stroju, z twarzą przykrytą maską.
Kowboj chowający twarz za lustrzankami a'la lata 70. i chustą.
Albinos o niezwykle długich, ostrych zębach.
Mężczyzna o skórze przypominającej skórę od dawna nieżyjącego nieboszczyka.
Niewielki goblin ze złotą kulką zamiast jednego z oczu.
Wreszcie, karłowaty człowieczek w kitlu laboratoryjnym z niesamowicie dużą głową.
Te siedem indywiduuów siedziało na krzesłach, czekając, aż głos zabierze człowiek, który ich tutaj zaprosił: Genialny naukowiec z dziedziny Thanatologii, Doktor Edgar Zomboss.
- Nie będę ukrywał, że mamy do czynienia z czymś nowym, czymś, z czym jeszcze nie miałem okazji się zmierzyć - Zaczął Doktor, splatając urękawicznione palce dłoni. - Pojawił się w końcu człowiek, który zdołał obronić swoje podwórko przed hordami zombie pod moją komendą. Pokonał on mojego Zombota w uczciwym boju... I, przyznam szczerze, wpędził mnie w krótkotrwałą frustrację. Dlatego też zaprosiłem Was, Panowie.
- Mamy... Przejąć podwórko? - Zapytał kowboj z niedowierzaniem, zdejmując lustrzanki i ukazując tym samym dwa oczodoły czaszki, w których tliły się zielone węgielki. - Za kogo Pan mnie uważa, Panie Zomboss? Za jakiegoś hulakę pokroju Greenblade'a, który zabiłby własną matkę za działkę?
- Zważaj na słowa, kościana mordo - Warknął Murphy Greenblade, człowiek z gnijącą twarzą. - W przeciwieństwie do Ciebie, ja przynajmniej mam jaja, żeby walczyć na równych zasadach, a nie kryć się po lasach i kampić z winchesterem w łapach!
- Ignorancja przez Ciebie przemawia, Herr Greenblade... - Stwierdził blondyn w nazistowskim mundurze, zaś jego towarzysz tylko przytaknął mrukliwie. - Nazwanie artysty pokroju Allistaira Rasmunsena "kamperem", jest, moim skromnym zdaniem, niegodne.
- A kto Cię tu wogóle zaprosił, liżydupo Alastora? - Huknął Murphy wściekle. Himler Gunsche, prawa ręka Alastora, Niekwestionowanego Władcy Piekieł, tylko uśmiechnął się wyrozumiale.
- Przestańcie się kłócić, wy dwaj - Warknął albinos. - Mamy współpracować jako drużyna, a nie nonstop sobie dorzucać.
- Kaiser ma rację - Dodał goblin, wyglądający na znudzonego.
- Dla Ciebie Pan Kaiser, pokurczu! - Ryknął ten sam albinos, który przed chwilą jeszcze mówił o współpracy.
- Panowie, wystarczy - Powiedział lekko poirytowany Zomboss, z zakłopotaniem drapiący się po głowie. - Zombie są ograniczone pewnym boskim prawem. Jeżeli nie uda im się przejąć domu drugi raz z rzędu, nie będą miały prawa już nigdy tam wstąpić. Dlatego też potrzebuję profesjonalistów waszego pokroju, aby mieć pewność, że tym razem wszystko przebiegnie bez zakłóceń.
- Pozwolę sobie zapytać, z czym konkretnie przyjdzie Nam walczyć? - Mruknął Allistair, podrzucając monetę.
- Jeżeli nowi lokatorzy nie uwierzą słowom Szalonego Dave'a, tylko przeciw ludziom. Jeżeli jednak stanie się inaczej... Wtedy będziemy mieli do czynienia z czymś dużo, dużo gorszym.

- A ty co, dalej myślisz o tym, co Ci naopowiadał ten świr? - Zapytała lekko zdziwiona Revy, widząc Okajimę wyglądającego przez okno i spoglądającego przez nie w zamyśleniu. Spojrzenie młodego mężczyzny skierowało się na wspomniany wcześniej lasek.
- Ach, tak jakoś się wpatruję - Odpowiedział Rokuro nie do końca szczerze, odwracając się, akurat w momencie, gdy ponownie ktoś zapukał do drzwi. - Pójdę otworzę - Rzucił w stronę kobiety, po czym powędrował w stronę wejścia i otworzył tylko po to, by ujrzeć zaobserwowane wcześniej trzy uczennice.
Pierwsza z nich, ewidentnie przewodząca reszcie, miała krótkie brązowe włosy zdobione pomarańczową opaską i duże, orzechowe oczy. Emanowała z niej przytłaczająco ogromna ilość pozytywnej energii. Zdążyła ewidentnie zmienić swój strój szkolny na zwyczajny, czyli jasnoróżową koszulkę na ramiączkach, dżinsowe szorty i adidasy.
Rokuro ZAWSZE musiał nosić swój oficjalny strój, przynajmniej jeszcze jako pracownik biurowy. Potem jednak okazało się, że zdążył na tyle zżyć się ze sztywną białą koszulą, garniturowymi spodniami i błękitnym krawatem, że zwyczajnie został przy takim stylu garderoby, niezależnie od pory roku. No, ale wróćmy do tematu.
Kolejna z uczennic miała błękitne oczy i rude włosy ścięte i ułożone w dość staroświeckiej manierze(A przynajmniej takie było zdanie Okajimy). Na sobie miała długą białą sukienkę z fioletową kokardką pod szyją, wysokie brązowe buty wraz z długimi czarnymi skarpetami aż za kolano oraz z białym beretem na głowie. Wyglądała na przynajmniej tak samo, jeżeli nie więcej, energetyczną, co ich liderka.
Ostatnia z dziewczyn trochę różniła się od pozostałych. Miała czarne włosy do ramion przyozdobione czerwoną kokardką oraz oczy o czerwonym poblasku. Nosiła czarną koszulkę, czarne dżinsy i czarne adidasy, zaś na dłoniach miała skórzane ćwiekowane rękawiczki. W przeciwieństwie do pozostałych dwóch, ta dziewczyna była raczej stoicka i tajemnicza, ale Rokuro mógł tylko zgadywać, dlaczego dołączyła do tej energetycznej dwójki.
- Mogę Wam w czymś pomóc? - Zapytał mężczyzna ostrożnie.
- Czy to prawda, że niedługo u Pana mają pojawić się zombie?! - Niemal krzyknęła z entuzjazmu brązowowłosa, niebezpiecznie przybliżając się do Okajimy.
- Cóż... Pojawiły się takie plotki... - Zaczął ostrożnie mężczyzna.
- Super! Nigdy jeszcze żadnego nie widziałam! Przeżyjemy napad żywych trupów! - Stwierdziła radośnie jego rozmówczyni.
- No nie wiem, Haru-chan... - Odparła cichutko ruda. - Rena trochę się boi. W końcu, zombie jedzą mózgi ludzi, prawda?
- Zombie nie potrafią biegać - Odpowiedziała wyrozumiale "Haru-chan". - Jeżeli w końcu się do kogoś dobiorą, reszta będzie mogła im uciec... Niesamowite! Prawdziwy zombie! Może nawet uda Nam się jakiegoś złapać i udomowić! Nazwiemy go "Kyon"! A może one umieją mówić?! - W tak zwanym międzyczasie czarnowłosa wyminęła przesadnie rozentuzjazmowaną przywódczynię ich grupy i powiedziała cichutko do Rokuro:
- Może to wydać się dziwne, ale takie zdarzenia faktycznie miały tu miejsce, jakieś dwa miesiące temu - Jej cichy, rzeczowy ton sprawił, że brednie wypowiadane wcześniej przez Szalonego Dave'a stały się nagle bardzo, bardzo... Realne. Rokuro zbladł jak kreda.
- Jestem w ukrytej kamerze, prawda? - Wymamrotał tylko, chwytając się ostatniej deski ratunku. Widząc czarnowłosą kręcącą głową przecząco, zbladł jeszcze bardziej. - Zombie... Atak zombie? Ale... Ale to nie ma sensu.
- Ten świat posiada w sobie wiele magii - Stwierdziła czerwonooka, bacznie obserwując swojego rozmówcę. - Więcej niż się nam wydaje... Długo by opowiadać... Wygląda Pan na rozsądnego człowieka. Sugeruję, mimo wszystko, skorzystać z pomocy Szalonego Dave'a... Bo, kto wie, może Pan też straci głowę, tak jak poprzednik Pana poprzednika.
- Straci... Straci głowę?
- Zombie za cel obrały sobie ten właśnie dom. Ciężko powiedzieć, dlaczego, może po prostu lubią ten trójkołowiec - Powiedziała dziewczyna, wskazując na dziecięcy tricykl stojący przy drzwiach w kolorze różowym.
- Zakładając... Zakładając, że to faktycznie będzie miało miejsce... Nie możemy im po prostu tego rowerka oddać? - Zdziwił się Rokuro.
- Potem zombie wrócą po więcej... Ale jest sposób, żeby się przed nimi obronić - Czarnowłosa wyciągnęła z kieszeni dżinsów coś, co wyglądało jak torebka nasion i podała Okajimie. Japończyk rzucił okiem na opakowanie. Według tego, co było tu napisane, był to produkt "Bloom & Doom Seed C.O", tak zwany "Peashooter".
- Em... Co to właściwie jest? - Zdziwił się mężczyzna. Cała ta szopka zaczynała się robić coraz bardziej absurdalna.
- Proszę wyrzucić jedno nasionko na ziemię i zobaczyć, co się stanie - Wyjaśniła dziewczyna tajemniczo, odstępując parę kroków. Rokuro spełnił jej prośbę, aczkolwiek zrobił to z dużą rezerwą. Wciąż miał bardzo dziwne wrażenie, że to wszystko to albo jedynie bardzo dziwny sen albo zbiorowa mistyfikacja przygotowana z najwyższym kunsztem.
Przez chwilę nic się nie działo... Potem jednak pojawił się pierwszy listek, który dość szybko przerodził się w zieloną łodyżkę idącą szybko do góry. Na jej końcu ukształtowała się zielona główka w kształcie kielicha, z dwoma małymi oczyma przypominającymi węgielki. Okajima odskoczył jak oparzony, poparłszy to przerażonym wrzaskiem.
- A ty co znowu odczyniasz?! - Warknęła Revy, wychylając głowę za próg... I dostrzegając całą tą scenkę.
- Co, do kur... - Zaczęła, zaskoczona, spoglądając na roślinkę, kołyszącą teraz rytmicznie głową. Peashooter odwrócił swoją kielichowatą główkę w jej kierunku i teraz spoglądał na nią ciekawie... Po czym przemówił.
- O, witam. To Pani jest nową właścicielką tego domu tutaj?
- Mówiąca roślina - Bardziej stwierdził niż zapytał Okajima, zaś na jego twarzy malowały się kolejno przerażenie, niedowierzanie i paniczny strach.
- Owszem - Odparła roślinka. - Miło mi Pana poznać. Rozumiem, że jest Pan partnerem tej szanownej Pani? - Zapytał, zwracając teraz głowę w stronę Revy.
- Co...? Zaraz, coś ty powiedział?! - Warknęła Rebbeca, niesamowicie szybkim ruchem dobywając pistoletu z kabury i wymierzając w groch(Bo był to groch).
- Oj, nie miałem zamiaru Pani urazić. Proszę przyjąć moje najszczerze przeprosiny - Peashooter skłonił głowę w przepraszającym geście. - Mogę jednak zapewnić, że stoimy po tej samej stronie... Dawno nie miałem okazji postrzelać do zombie... Cóż, roślina, człowiek, wszyscy się starzejemy.
- Postrze... Zaraz, czym ty właściwie niby jesteś?!
- Och, ja i moich czterdziestu siedmiu kolegów jesteśmy wyspecjalizowaną drużyną przystosowaną do odpierania ataków zombie - Wyjaśnił Peashooter spokojnie. - Niestety, pozostali musieli zostać zagrabieni przez truposzy... Proszę się jednak nie martwić, damy sobie radę. Oho, właśnie idzie pierwszy - Wszyscy obrócili się w kierunku lasku.
Spomiędzy drzew wychynęła dziwna, humanoidalna istota. Jej skóra była blada i ciemnozielona, lekko nadgnita. Stwór był łysy, miał straszne ubytki w uzębieniu, zaś jego lewe oko było nieco większe od drugiego. Zombie miał na sobie obszarpaną brązową marynarkę oraz dżinsowe spodnie o strasznie zniszczonych i pourywanych nogawkach. Rokuro zauważył, że istota stawiała jedną nogę nieco inaczej niż drugą... Wyglądało to na zwichnięcie.
- Jejku, jejku! Prawdziwy żywy trup! A więc jednak to prawda! - "Haru-chan" wystartowała niczym wystrzelona z procy w kierunku nieumarłego. Stwór wyjęczał coś, co brzmiało jak "Brains". Nie ulegało wątpliwości, stary dobry klasyczny zombiak.
- Więc... Jak możesz pomóc? - Wymamrotał Rokuro, sparaliżowany ze zdumienia i strachu jednocześnie. Peashooter zachichotał(Jak on to zrobił? Domysły zostawiam Wam). W odpowiedzi groch wystrzelił... ziarenko grochu, które pomknęło ze zdumiewającą prędkością w stronę nieumarłego i trafiło go w rękę, odrywając kończynę od reszty ciała.
- A tak - Stwierdził triumfalnie, kolejnym strzałem odrywając truposzowi łeb. Zombie niczym szmaciana lalka poleciał na ziemię i tam już pozostał.
- Nie martw się, Haru-chan - Powiedziała ruda, nazywająca się Reną, widząc zmartwioną koleżankę. - Jeżeli te plotki faktycznie się potwierdzą, będzie ich więcej.
- Oczywiście, że się nie martwię - Obruszyła się brązowowłosa, zaś na jej twarzy pojawił się uśmiech. - Teraz jedynie musimy nagromadzić zapasy... Przeżyjemy prawdziwą apokalipsę! - Nim ktokolwiek zdążył zareagować, złapała za rower i pośpiesznie odjechała.
- Czyli co, mamy tutaj mini-najazd żywych trupów? - Westchnęła Revy. - A naszą pomocą ma być banda mówiących roślin? Nie, naprawdę...
- Proszę się nie martwić, odparcie ich nie powinno być kłopotem.
- Jeżeli mam martwić się o cokolwiek, to raczej o to, czy najpierw nie zeświruję... - Kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem.
- To my chyba będziemy się zbierać - Powiedziała Rena, łapiąc za swój rower i uchylając berertu w geście pożegnania. Czarnowłosa tylko się ukłoniła, po czym tak samo, jak koleżanka, złapała za rower. Obie odjechały, zostawiając Okajimę i Revy w stanie głębokiego zdumienia.
- Więc... - Zaczął Rokuro po dłuższej chwili milczenia. - Cóż...
- Och, proszę się o mnie nie martwić - Powiedział w odpowiedzi Peashooter. - Ze względu na różnorakie modyfikacje, jestem kompletnie samowystarczalną rośliną bojową. Nie trzeba mnie podlewać ani nawozić, jestem na straży dwadzieścia cztery godziny na dobę, bez względu na porę dnia i pogodę.
- Wspaniale. Obudźcie mnie, jak już wyrwę się z tego koszmaru - Warkneła Revy, zawracając ku wejściu i zostawiając człowieka wraz z jego grochem. Roślinka westchnęła.
- Oj, pamiętam, że poprzedni właściciel był nieco bardziej tolerancyjny - Stwierdził ze zmęczeniem w głosie. - Jeżeli mogę coś zasugerować... - Zwrócił się do Okajimy. - Proszę zasadzić jeszcze z cztery ziarenka. Na dobry początek powinno to wystarczyć do odparcia pierwszych fal.
- Jak długo może to... trwać? - Zapytał niepewnie Rokuro.
- Poprzednio broniliśmy się przez dwa tygodnie... Zobaczymy, jak będzie tym razem - Tymczasem mężczyzna spełnił wcześniejszą prośbę grochu i wyrzucił na ziemię kolejne cztery ziarenka. Tak jak w przypadku swego poprzednika, i tutaj wychynęły cztery bojowe roślinki. Każda z nich przywitała się z Okajimą oraz ich "starszym bratem", po czym rozpoczęła wartowanie, wypatrując ewentualnych zombie do odstrzelenia.

Było spokojnie, w sumie dość przyjemnie.
Słoneczko powoli już zachodziło, zaś Rokuro obserwował je przez okno, sącząc zieloną herbatę. Było w sumie dość spokojnie... Byłoby zapewne spokojniej, gdyby nie fakt, że zombie z uporem godnym lepszej sprawy usiłowały dostać się do wnętrza. Szczęśliwie dla lokatorów, groszkowi strzelcy skutecznie odpierali niewielkie, cztero lub pięcioosobowe grupki zombie. Póki co nieumarli nie prezentowali sobą zbyt imponującego zagrożenia, zazwyczaj padając w połowie podwórka i tajemniczo znikając... Ale przez te dwa tygodnie, o których wspomniał Peashooter, dużo mogło się zmienić.
Usłyszał pukanie do drzwi. Poszedł ku nim i je otworzył. W progu stał Szalony Dave, uśmiechając się triumfalnie.
- Tak, tak, zombie faktycznie istnieją - Zaczął Okajima zmęczony, łapiąc się za głowę. - Zaraz... Jakim cudem się tu dostałeś?
- Przez płot. Twoje roślinki, jak widzę, radzą sobie na tyle nieźle, by jeszcze nie panikować.
- Przez płot?
- Tak, co w tym dziwnego?
- Nie... Już nic, już nic.
- Niedługo pojawi się większa fala... Czuję to w kościach - Brodacz przeciągnął się nieco, zdjął z głowy garnek i podrapał się w łysiejącą głowę. - Kto właściwie dał Ci nasiona? Nie przypominam sobie, żebym Wam jakiegoś użyczał.
- Parę godzin temu była tu grupka uczennic, chyba z pobliskiej szkoły.
- Ach, Brygada S.O.S - Stwierdził Dave tonem człowieka poinformowanego, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Przepraszam bardzo?
- Tak się nazywa ich grupa. Przewodzi im młoda dama o imieniu Haruhi Suzumiya. Niesamowicie hiperaktywna, jest niesamowicie podekscytowana faktem, że do Pana domu usiłują zawitać zombie.
- Ach tak... - Wymamrotał Japończyk bez przekonania.
- Dwie pozostałe to Rena Ryuugu i Setsuna Kiyoura. Pierwsza z nich jest odrobinę staroświecka i ma nieco dziwną manierę wymowy, druga zaś ewidentnie nie pasuje do reszty grupy. W sumie, razem tworzą całkiem uroczą drużynę. Jeżdżą po okolicy, pomagają sąsiadom przy różnorakich problemach i tak dalej i tak dalej... Biorąc pod uwagę, że chwilowo jest Pan w potrzebie, zapewne będą skłonne do wspomożenia Pana i Pana towarzyszki. Naturalnie, jak na sąsiada przystało, też postaram się sąsiada wesprzeć, tak po sąsiedzku. Chwilowo zaś mam dla Pana mały prezencik - Szalony Dave podał Okajimie... łopatę ogrodową.
- Łopata? - Zdziwił się Azjata. - Cóż, dziękuję, zawsze można jej użyć jako improwizowanej broni lub żeby wykopać okopy...
- Aktualnie, poprzedni właściciel używał jej, by przenosić roślinki z miejsca na miejsce, a także, by ulżyć w cierpieniu tym co bardziej sponiewieranym przez zombie... Ale w sumie, nie zaszkodzi użyć jej też jako broni... Szczególnie, że idzie fala - Rokuro zbladł.
Nieumarłych było chyba z dwudziestu. Posuwali się dość powolnie, ale nieustępliwie. Było widać, że Peashootery nie poradzą sobie z całą falą.
- Revy! - Krzyknął Okajima w głąb domu. Odpowiedział mu cichutki chichot. Z głębi salonu wyszła Rebecca, zbrojna w dwa pistolety kaliber 9mm.
- A więc jednak truposze powstały z grobów, co? - Zapytała retorycznie, serwując zebranym psychotyczny uśmiech. - No to poślijmy je tam z powrotem! - Kobieta wyskoczyła zza progu i otworzyła ogień z obu pistoletów naraz, trafiając dwóch nieumarłych akurat w momencie, gdy Ci szykowali się do wzięcia gryza z jednej z roślinek.
- No to chodźmy, sąsiedzie! Po śmierć i bekon! - Huknął Szalony Dave, zdejmując z głowy garnek i wymachując nim zawzięcie.
- Dlaczego... Bekon? - Zapytał zdezorientowany Azjata.
- Ponieważ jestem SZAAALOONY!!! - Ryknął w odpowiedzi brodacz, szarżując w stronę żywych trupów i rozpoczynając rozdawanie razów na prawo i lewo. Widząc, że idzie mu całkiem nieźle, Revy dała sobie spokój ze strzelaniem i przeszła do walki wręcz, wymierzając potężne kopnięcie z półobrotu. Chwilę później dołączył do nich Rokuro zbrojny w łopatę, aczkolwiek ze względu na nerwy, w jakich był, ograniczał się on raczej do blokowania prób ugryzienia go.
Nie minęło zbyt wiele czasu, a fala została odparta.
- Hej, nie bawiłem się tak dobrze od czasów konfliktu w Jugosławii! - Stwierdził wesoło Szalony Dave, zeskrobując z garnka pozostałości po głowie zombi i zakładając go ponownie na głowę.
- Muszę przyznać, to zaczyna się robić zabawne - Dodała Revy. - Mam tylko nadzieję, że potem te truposze wymyślą coś ekstra.
- Proszę się nie martwić, Pani Revy. Jestem przekonany, że znajdą jakiś sposób na zaskoczenie nas.
- Czy to... Torebka z nasionami? - Okajima schylił się. Obok "trupa" jednego z zombie leżał woreczek podpisany "Sunflower". Tuż obok znajdowały się dwa kolejne, odpowiednio "Cherry Bomb" i "Wall-nut".
- Och, czy to Sunflower? - Zapytał jeden z Peashooterów. - Proszę posadzić ją jak najszybciej, z pewnością nas wesprze - Rokuro posłusznie spełnił jego prośbę. Nie minęła chwila, a z ziemi wyrósł niewielki kwiatek z żółtymi płatkami, przypominający słonecznik. Miał on oczka podobne do tych grochu oraz niewielki uśmieszek. Kwiatek ziewnął przeciągle.
- Oj, trochę żeśmy tam spały - Powiedział żeńskim głosem, rozglądając się na boki. - Och, Peashooter! I Szalony Dave! Jak dobrze Was zobaczyć po tak długiej rozłące!
- Cieszymy się równie mocno, panienko - Odpowiedział oficjalnie brodacz, ukłoniwszy się lekko. Teraz Sunflower zwróciła się w stronę Rokuro i Revy.
- Och, wy zapewne jesteście nowymi właścicielami domu? Miło Was poznać - Powiedziała wesoło.
- Cała przyjemność... Em, po naszej stronie - Odparł Okajima po krótkiej chwili. Wciąż musiał przywyknąć do rozmawiania z roślinami.
- Tia, miło poznać - Mruknęła Rebecca.
- Peashooter wspomniał, że możesz się przydać... Jak konkretnie? - Zapytał Azjata.
- Kiedy słońce jest wysoko na niebie, mogę za jego pomocą... Nazwijmy to, utrzymywać inne rośliny w dobrym stanie, a także... Hmm...  Zaopatrywać je w niezbędną amunicję.
- Która niestety z czasem się kończy - Dodał Peashooter smutno. - No, ale teraz skoro mamy Sunflower z nami, powinno już pójść z górki. Mam tylko radę: Sugeruję sadzić ją za nami, gdyż w przeciwieństwie do Nas, Sunflower nie posiada środków, by się bronić.
- Rozumiem... Może spróbujemy użyć tej łopaty... - Mężczyzna chwycił za szpadel, po czym wbił go w ziemię pod kwiatkiem i ostrożnie podniósł do góry, po czym przeniósł kawałek, akurat za "plecy" jednego z Peashooterów. Roślinka uśmiechnęła się wesoło.
- Ach, stare dobre czasy, kiedy razem z moimi siostrami wspierałyśmy resztę. Będzie fajnie.
- A pozostałe nasiona?
- Cherry Bomb to bliźniaki, które są dość... niestabilne - Wyjaśnił Peashooter z zakłopotaniem. - Można używać ich w charakterze granatów o parosekundowym zapalniku.
- Podoba mi się... - Mruknęła z zadowoleniem Revy.
- Wall-nut z kolei służy jako strażnik, który nie przepuszcza zombie w naszą stronę. Współczuję mu trochę, musi ciągle znosić ciosy i ugryzienia...
- Natomiast jutro urządzimy sobie kręgle - Oznajmił Szalony Dave znienacka, zaskakując resztę tym non sequitur.
- Przepraszam bardzo? - Zdziwił się Azjata.
- Wyjaśnię Wam jutro, szanowni sąsiedzi. Tymczasem jednak, czas na mój seans "Lucky Stara". Do zobaczenia ranem - Brodacz ukłonił się, po czym przeskoczył płot zgrabnym ruchem i zniknął na swoim podwórku.
Minął dzień pierwszy.



IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 13 Marca 2011, 21:35:31 »
Fergard- co ty brałeś? Bo chyba mnie też to wciągnęło. Parodia i psychodelika. Mamy nekrofilów (sorki nekromantów), Black Lagoon i chyba One Piece... po prostu kisiel z pieprzem.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.038 sekund z 17 zapytaniami.
                              Do góry