Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
By nie zmienić się w piach (Czytany 1563 razy)
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« : 21 Kwietnia 2013, 23:26:56 »
   Znałem już takich, którzy zawzięcie twierdzili, że pradawne księgi i liderzy sekt rozumieją prawdziwe znaczenie istnienia i wystarczy słuchać ich przykazań, by wypełnić przeznaczenie, co należy koniecznie zrobić. Znałem już takich, co twierdzili, że swemu życiu należy samodzielnie nadać sens, zrobić to wedle własnego serca. Znałem już też takich, co nie wierząc w żadną głębszą istotę bytu, manifestowali tę niewiarę na każdym kroku, popisując się, jak bardzo nic ich nie obchodzi. Wciąż nie spotkałem jednak nikogo, kto mi dałby sens.

   Po długiej wyprawie wreszcie znalazłem się w Unthalu, gdzie za pieniądze zapracowane przy incydencie z demonem byłem zdolny kupić sobie wygodę podróży na golemie transportowym. Kreująca sztuczną namiastkę życia sztuka magiczna nie była mile widziana w poddanym silnemu wpływowi kapłanów Fintrasunie, ale tu, w kraju pustyni stanowiła ważną siłę - postanowiłem się tym czymś przejechać częściowo z czystej ciekawości. Drugim powodem wybrania owej kamiennej, połączonej przegubami dzielącymi się na te, które trzymają się kupy tylko dzięki czarom i te, które mogą się zginać tylko dzięki czarom, byli oczywiście łowcy niewolników. Lata temu Unthal pod naciskiem zagranicznych dyplomatów i działaczy zakazał handlu niewolnikami... pochodzącymi spoza kraju. Co bardziej rozsądnym osobom mówiącym o prawach rozumnych i kazano się zamknąć, bo inne państwa nie mogą wcinać się w politykę imperium pustyni, a najwyżej martwić się o swoich emigrantów. W praktyce oczywiście nic się nie zmieniło, bo ktoś ujęty w niewolę nie ma już jak dochodzić swoich praw, bo żadnych praw nie ma, a jeśli rodzina lub bliscy odezwą się, że ktoś zbyt długo nie wraca, usłyszą zawsze coś jak "ach, te okrutne piaski pustyni i palące słońce, niech jego dusza zazna spokój i wolna od demonów zostanie przyjęta przez Pył i chóry anielskie, he he he he" z ust łysego faceta odzianego w biel i złoto, mającego u boku kilkunastu zakutych w łańcuchy ludzi, elfów i gremlinów.
   Po kilku godzinach urozmaiconej książką podróży w towarzystwie różnych postaci, na które nie chciało mi się nawet patrzeć, na grzbiecie flegmatycznie drepczącego sześcioma nogami ociężałego dziwactwa, które na szczęście miało nad sobą rozpięty dach, dotarłem do jednego z położonych blisko granicy miast, Aba-Nuril. Liczne strzeliste wieżyczki zdobiły pobudowane w okolicy sporej oazy zakurzone miasto. Strażnicy sprawdzili mnie, podejrzliwi przez moje fintryjskie, ciemne odzienie i runiczny sztylet, który był mi najlepszym towarzyszem od lat. Był wczesny wieczór, ale nim zapadłby zmrok, miało minąć jeszcze wiele czasu - dni w tej skwarnej krainie są dłuższe. Chorobliwie ciągną się, nim dadzą niewinnym mieszkańcom cieszyć się leniwym, kojącym wieczorem i pójść spać z nadzieją, że bezpiecznie dożyją kolejnego ranka, którym zacznie się nowa doba walki o jakikolwiek byt wśród hien w ozłoconych szatach.
   Po godzinie czy półtorej pałętania się po obcym, zaskakująco spokojnym i bezpiecznym mieście zmęczony polazłem do najładniejszej gospody, jaką widziałem w międzyczasie, pocieszony nieco, że nikt nie zaczepiał mnie ani nie widziałem nic szczególnie złowieszczego. Takie widoki miały spotkać mnie dopiero w środku. Najpierw było niewinnie, czysta i schludna, pozbawiona jakichś ozdób czy czegoś w tym rodzaju knajpka z garstką gości posilających się regionalnymi pierdołami i spijających rozcieńczone szczyny. Miły z twarzy szynkarz i niezbyt śmierdzące powietrze. Złowieszcza dla oczu była zaś postać stojąca przed ladą i najwyraźniej czekająca na swą kolej. Ktoś młody, pozbawiony zaszczytu przeczytania paru książek czy przyjemności podróżowania po świecie zauważyłby zapewne jedynie dwie pary rogów na głowie pośród białych jak śnieg włosów, szereg dużych łusek na odsłoniętym z białej tkaniny ramieniu i jaszczurzy, czerwony ogon. Ktoś znający już skądinąd saidirską rasę mógłby zwrócić uwagę na piękno kształtów jej ciała, oliwkowej cery i głębokich, zielonych oczu, którymi spoglądnęła akurat na mnie, kiedy jej uwagę zwrócił odgłos zamykanych drzwi. Ja zaś poza tym wszystkim widziałem sukę, która mówiła mi przez przeciągające się błogo tygodnie o miłości, by następnie zdradzić mnie najpierw z facetem z karczmy, a później sprzedać mnie porządkowym, bo byłem akurat ścigany za przypadkowe podpalenie... i wiele innych gorszych rzeczy.
 -Garthan. - wydusiła z siebie po chwili, próbując powiedzieć to pewnie i bez emocji, nieskutecznie. Patrzyłem jej wprost w oczy własnymi, które powoli zaczynały szklić się z goryczy i nienawiści. Marszczyłem brwi w gniewie, moje nozdrza drżały. Jednak mi udało się wymówić swe słowa mocno i z wyższością:
 -Seydia.
Podszedłem bliżej. Karczmarz tymczasem zbliżył się o parę kroków, by obsłużyć ją i kpiarskim tonem rzucił, że my chyba się znamy. Bez żadnych słów ponad to jedno kobieta wzięła sobie kubek czystej wody i odeszła do stolika. Tym samym wspaniałym napojem postanowiłem uraczyć się i ja... i dosiadłem się do niej.
 -No hej. - powiedziałem spokojnie i z zadziwiająco naturalnym uśmiechem.
 -Nie nazwiesz mnie "kochaniem", jak dawniej? - odszczekała zimnym, porządniejszym już głosem niż wcześniej. Całe szczęście, bo nie zniósłbym słuchania błagającego o litość tonu.
 -Co cię sprowadza do Unthalu, kochanie? - całe zdanie udało mi się wygłosić tak jak poprzednie, jedynie "kochanie" okazało się dzikim warknięciem, wzbogaconym niekontrolowanym ruchem nozdrza. A jednak i mnie czasem dopada.
 -Mój najlepszy przyjaciel zmarł i chciał zostać pochowany w ojczyźnie. - mówiła spokojnie, niewzruszenie. Silniejsza niż myślałem.
 -Łuskaty? - spytałem z nieskrywaną, szczerą ciekawością.
 -Tak, gremlin. - odpowiadając na moje znieważające sformułowanie zacisnęła mocniej rękę na kubku, po czym jak gdyby nigdy nic pociągnęła łyk wody. Również zwilżyłem gardło, po czym kontynuowałem:
 -Jak wyglądają ceremonie pogrzebowe gremlinów?
 -Jak wszystkie, najpierw patrzy się jak zakopują ukryte w trumnie zwłoki, mówi dobrze o zmarłym i śpiewa smutne rzeczy o wędrówce dusz, a potem idzie się na stypę, zapomina się, że coś się wydarzyło i żyje się dalej.
 -Cóż za miły gest z jego strony, może jako znajomy znajomej będę mógł podejść bliżej i się dobrze wszystkiemu przyjrzeć, zawsze byłem ciekaw czy gremlin po śmierci ma oklapnięte uszka. - powiedziałem chłodno i cynicznie. W sumie nie chciałem obrażać zmarłego, ale zwyciężyła chęć ujrzenia tego, co się stało.
Seydia poderwała się z krzesła i krzyknęła na mnie:
 -Jak śmiesz?!
Również wstałem, jednak ja poszedłem krok dalej niż ona i natychmiast wyjąłem mój przepiękny sztylet, który wycelowałem w jej szyję. Ktoś z publiki powiedział głośno i z zachwytem "szybko przeszli do rzeczy!". Ostrze od gardła dzieliło parę centymetrów, jednak dość dużo, by zostawić jej pewien komfort mówienia, z szacunku nie tyle do niej, co do samej czynności rozmowy.
 -Do tego jestem mu wdzięczny, - syknąłem - że przyciągnął cię swym zgonem tu, gdzie może sama zdechniesz w sercu pustyni albo zostaniesz niewolnicą i będą cię wykorzystywać jak należy.
   Saidirka zacisnęła pięść ze swej delikatnej dłoni. Uśmiechając się od ucha do ucha, nadal z chłodnym i beznamiętnym spojrzeniem, opuściłem broń i pozwoliłem jej zrobić co należy. Polik zapiekł, zapiekł i przestał, a my mogliśmy rozmawiać dalej, choć połowa biorących udział w dyskusji dyszała jak rozjuszone zwierzę.
Staliśmy dalej, wziąłem jednak łyk wody, żeby przy tym wszystkim nie uschnąć.
 -Mam wrażenie, że musimy sobie coś wyjaśnić. - warknęła.
 -Na przykład to, jak w przeciągu pięciu godzin zdradziłaś mnie na dwa okrutne sposoby, prawda? - chłód mojego głosu zaskoczył mnie samego. Nie sądziłem, że uda mi się powiedzieć tak twardo.
 -Zastanów się, fiucie. - tym razem i ona stała się już stanowcza i skutecznie ukrywała emocje. Spojrzała na mnie z pogardą - Tygodniami obiecywałeś mi wspaniałe życie i bogactwa, bezmyślnie powtarzając mi kretyńskie obietnice, a tymczasem pałętaliśmy się po lasach, bojąc się o twoje gówno warte życie, i podbieraliśmy dukaty żebrakom na ulicach.
 -A ty zamiast powiedzieć, co ci nie pasuje, wolałaś natychmiast przejść do czynów. - odpowiedziałem cicho i gorzko.
 -Jeśli nie potrafiłeś zrozumieć mnie bez dosłownego wyłożenia ci tak prostych rzeczy, nie zasługiwałeś na nic więcej. - ona również zniżyła głos.
 -Seydia. Takich rzeczy się nie robi.
 -Byłeś tylko wędrownym czarnoksiężnikiem, niezłym sukinsynem, a ja przez parę tygodni spędzonych przy tobie zmieniłam się w wrak kobiety, który miał tylko parę twoich beznamiętnych słów i regularny seks. Nie masz prawa osądzać mnie tak za coś, co zrobiłam na skraju kompletnego upadku.
 -Kochanie, ale to był właśnie kompletny upadek. - pierwsze słowo było bezlitosną zagrywką, wiem.
Zaczęła płakać.
 -Kochałam cię! - wrzasnęła rozpaczliwie, po czym opadła na krzesło, zawinęła ręce na głowie, ułożyła ją na stole i zaczęła ryczeć. Też usiadłem, ręka ze sztyletem wisiała sobie spokojnie.
 -Przestań się mazać. Wiesz, że ja ciebie też kochałem, ale nie zamierzam płakać tylko dlatego, że to była pomyłka.
Podniosła głowę, twarz miała całą we łzach.
 -Przepraszam! Wiem, że zrobiłam źle... Żałuję... Wiem, że kto jest tak słaby, by zrobić coś takiego, nie powinien żyć...
 -Przestań, nie znoszę takiego pieprzenia. - rzekłem ostro.
Milczała długo. W gospodzie panowała zupełna cisza, a wśród niej my dwoje. Zdawała oddalać nas, tak samo jak wszystko co zaszło... a jednak moja dłoń bezwolnie powędrowała bliżej saidirki. Gdy już była bardzo blisko, śnieżyca włosów Seydii znów podniosła się, po chwili leżenia na stole.
 -A może... - przeczuwałem, co powie - Może... może, eh... - znów zwiesiła głowę na chwilę - Gdybym tylko mogła wymazać przeszłość, chciałabym być znów z tobą. - mruknęła wyczerpanym, płaczliwym głosem.
Dopiłem wodę, po czym spokojnie wstałem z krzesła, a ona zrobiła to samo.
 -Chciałabyś, żebyśmy wrócili do siebie? - spytałem.
Kiwnęła głową.
Wbiłem ponure oczy w podłogę, po czym podniosłem głowę i najbardziej cynicznie jak umiałem, wydusiłem z siebie.
 -Wybacz, ale przez ten ogon to ciężko z tobą od tyłu, a po tym wszystkim wolałbym nie patrzeć ci za długo w oczy.
W jej oczach zawitało na moment jakieś chore szaleństwo, ale opanowała je. Odwróciła się do mnie plecami, kierując się ku schodom na górę, machnęła włosami i ogonem, spojrzała jeszcze na chwilę w bok by rzucić mi pożegnanie. Powiedziała dziarsko i cwanie:
 -To żaden problem, i tak długo to ty byś nie potrafił wytrzymać.
Zaśmiałem się szczerze. Ona też. Kiedy ruszyła ku izbom sypialnym, spoważniałem zupełnie, schowałem sztylet i wyszedłem.
Wszedłem w pustą alejkę, padłem na kolana, zwiesiłem łeb jak pies. Gapiłem się chwilę w piasek. Ujrzałem, jak moja łza upadła nań. Kiedy już zobaczyłem jedną, kolejne polały się bez liku.
   To nie był dobry dzień.


C             
D         
N     



IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Cebulak
(Hadrian)

*

Punkty uznania(?): 7
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 062


Uzależniony od niebieskiego

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 22 Kwietnia 2013, 21:27:50 »
No cóż, opowiadanie dość ciekawe, ładny początek, ale im dalej tym "gorzej". Zacznę od końca, dobre zakończenie części twego opowiadania, już czekam na kolejną część dowiedzieć się co dalej z parką bohaterów. Jednak ten zwrot do Seydii to taki z lekka szokujący, niby sielanka aż tu nagle to. Żywa akcja i bohaterowie, interesujące opisy, a nawet opis gestykulacji! To jest to! I w dodatku nie S-F. Chyba nawet nie mam zbytnio do czego się czepiać...

Przyczepię się tego, bo coś tak mnie tknęło
"-Chciałabyś, żebyśmy wrócili do siebie? - spytałem."
Lepiej brzmiałoby "Chciałabyś, żebyśmy znów byli razem?"

Tak, więc... bardzo spodobało mi się to opowiadanie. Czekam na dalszą część Ptaku!


IP: Zapisane
Cytuj
Cahan: Hadrian się ucieszy, a jeśli ktoś nie będzie chciał grać, to będzie znaczyło, że go nie lubi. A przecież Hadriana wszyscy lubią, więc wszyscy zagrają. Plan idealny  8)
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.026 sekund z 15 zapytaniami.
                              Do góry