Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Heroes Combat League - czyli Hellscream&Fergard wracają do gry! (Czytany 2787 razy)
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« : 16 Grudnia 2013, 14:26:46 »
No czeeeść.

Dementuję pogłoski zanim powstaną - tak, "Xaradena Przygód Kompendium" będzie kontynuowane. :P

Zaś to, co pojawi się tutaj, to drugi już projekt "łączony", a więc pisany i przeze mnie, i przez Fergarda, w miarę tego, jak czas i możliwości nam pozwolą. Ma to być w założeniu luźne, pełne wartkiej, bojowej akcji przedsięwzięcie, rozgrywające się w moim świecie i czerpiące pełnymi garściami z międzynarodowej fantastyki, popkultury, a także amerykańskiego pro-wrestlingu. ;) Nie oczekujcie ambitnego arcydzieła, za to zapraszam na zabawę w stylu pisanego kina akcji, gdzie możecie wyłączyć wyższe funkcje mózgu i delektować się rozrywką dla mas. Popcorn, łamanie czwartej ściany i bany wliczone w cenę. :P



Grommash Hellscream miał to już w naturze, że lubił narzekać. Ot, taka przywara. Narzekał często i z maestrią, na niebywale dużą liczbę rzeczy. Można go zrozumieć – ork z Azzinoth, pochodzący z klanu Wojennej Pieśni o zgoła nie – orkowych upodobaniach – muzyce, malarstwie, pisarstwie… Chłopiec, który rósł na „zbuntowanego artystę” musiał szybko zmienić się w niepowstrzymanego wojownika, a następnie zażegnać problemy w klanie, skonsolidować „Hordę” w Starym Świecie (Corrima, Barcja i północna Agarnda, jakby kto nie wiedział), wykorzenić demoniczne influencje w jego rasie, prowadzić negocjacje z boskimi istotami, a także założyć „najprężniejszą militarno – charytatywną” organizację na świecie, Gildię. Nawet jej nazwę wymyślił podczas popijawy tak strasznej i potężnej, że nie pamiętają jej dokładnie uczestnicy, a wśród nich byli Genn Szara Grzywa i Lemmy Killmister. Dwadzieścia, góra trzydzieści lat wystarczyło, by Hellscreama obwołano „największym bohaterem w dziejach” i szlag trafił jego marzenia o spokojnym żywocie.

Skąd to wiem? Ludzie, ja przecież żyję z pisania tych dyrdymałów!

Może to niewiarygodne, ale zielony pierdziel potrafił narzekać nawet teraz, mając chyba sto lat na karku. Siedzieliśmy razem w jego domu w południowej Corrimie, położonej u stóp Gór Orikalskich chatce z bali, wznoszonej własnoręcznie przez Groma, Genna i Rehgara podczas jakiegoś „wypadu regeneracyjnego”. To zdumiewające, jak takie twarde chłopy potrafią męczyć się niezwykle szybko „sprawami politycznymi”, który to wyraz Szara Grzywa wymawia niczym najgorsze przekleństwo. Nie wydłużając, siedziałem w salonie orka i sobie gawędziliśmy.

Ktoś mógłby zażartować, że stężenie Hellscreamów w tym pomieszczeniu jest zbyt wysokie, ale chyba tylko ja mam tak „udane” poczucie humoru. On – prawdziwy Hellscream, stary, zielony ork z Azzinoth, barczysty, z szeroką szczęką wytatuowaną na czarno (miał fantazję, co?), ubrany w obszerną koszulkę, spodnie od dresu i kapcie z pianki. Ja – prosty chłop z Polski, używający „Uncle Hells” jako „pseudonimu artystycznego”, „niemalże wysokiego” wzrostu, z trzydniowym zarostem, siwiejącymi włosami związanymi w kucyk, w szarej koszuli, czarnych dżinsach i styranych glanach.
- Wytłumacz mi to jeszcze raz, jeśli łaska – poprosił Grommash. Zrobiłem skrzywdzoną minę.
- Ech, no dobra. Ultimate Combat League jakieś dwadzieścia, może piętnaście lat temu, była federacją mieszanych sztuk walki. Potem był kryzys spowodowany napiętą sytuacją na granicy słowiańsko – orkowej, więc mieliśmy widmo gorszej walki nad Bugiem, następnie Wisłą, Renem i tak dalej. Federacja już się nie podniosła. Kilka, może kilkanaście lat temu, Marris Hivewire, czyli szef gremlinów, wpadł na pomysł, że może z tego zrobić pieniądze. Skontaktował się ze mną, bo, jak sam wiesz, mam dobre koneksje, gładką gadkę i mnie lubią, tak jak Ciebie. Marris przechrzcił to na Heroes Combat League i zaprzągł swoje magiczno – technologiczne zaplecze do stworzenia rozrywkowego cudu na skalę historyczną – zrobiłem efektowną pauzę, a by złapać dech.
- Kontynuuj – powiedział ork, popijając herbatę. Miał żółty kubek z czarnym kotem, przypominającym jakiś stary francuski musical.
- Technomanci stworzyli jakieś ustrojstwo, które pozwala na kierowanie mechanizmami za pomocą fal mózgowych. Dzięki temu mają teraz armię robotów, sterowaną przez doskonale wyszkolonych żołnierzy, którzy mają ten pech ważyć pięćdziesiąt funtów każdy i mierzyć metr pięćdziesiąt w kapeluszu – kontynuowałem, jak mnie poproszono.
- Gremliny i ich legendarna siła. Pamiętam, jak najstarsze z nich miały dwa, może trzy lata.
- Bo jesteś starszy niż dinozaury z Ciemnolistnej Dżungli. Tak czy siak, Marris poprosił mnie o przekonanie różnych bohaterów i zakapiorów, by wstąpili do jego unikalnej federacji „sportów miecza, magii i minigunów”. Wykorzystał ich technologię kontrolowania maszyn myślami, pokrył wszystkie robociki jakimś nieznanym mi tworzywem, które pozwala od odzwierciedlenie wyglądy sterującego… Te mechy, golemy czy jak tam je nazwiesz, potrafią dokonywać niemal takich ewolucji jak ich „kierowcy”, łapiesz? – pytałem. Daję głowę, czasami rozmowy z Grommashem były trudne.
- Tia, coś tam czytałem w gazetach. Marris zrobił wokół tego masę hype’u, zrobił gry wideo na licencji tego Heroes Combat League, film nawet kręcą…
- Niczym stare amerykańskie federacje wrestlingowe – zauważyłem.
- Tia, nawet ma bookera i człowieka od pisania fabuł, na nieszczęście ty nim jesteś – parsknął zielonoskóry.
- Nie tylko. Wciągnąłem Fergard do spółki. Marris ma z tego grubą forsę, jego zawodnicy też ładnie zarabiają, a poza tym mogą zwrócić uwagę publiki na sprawy, które reprezentują… Niektórzy w ten sposób zabijają nudę emerytury…
- O nie nie nie nie! – zaperzył się ork, kręcąc głową i ręką jednocześnie. – Nie wrobisz mnie w to! Ja mam zasłużony spokój i karierę bohatera szczęśliwie skończoną. Mnie wykreśl, mimo że pewnie mam najcudniejszą z punktu widzenia reklamy i marketingu gębę – uśmiechnął się jadowicie. Powieka mi nawet nie drgnęła, ale ten stary pokemon miał rację – był Hellscreamem, do cholery.
- Nie, w zasadzie to nie liczyłem, że dasz się wcielić do aktywnego rosteru… ale pomyślałem, że chciałbyś dołączyć do mnie i Fergarda jako komentator walk i konsultant, pisać z nami linie fabularne do tego wszystkiego, mówić chłopakom i dziewczynom, czego oczekuje od nich publika, projektować ulepszanie pól bitewnych i takie tam… - tłumaczyłem powoli, patrząc, jak oczy Grommasha zaczynają błyszczeć.
- Czyli proponujesz mi twórczą pracę za kulisami, hmm? – zamyślił się.
- Tak. Walki toczą się na różnych arenach – większość to modyfikowane cyfrowo danger roomy, ale jest też kilka naturalnych miejscówek, głównie wyludnionego lokacje w rodzaju ruin Barago czy bezludnych wysp Azzinothu.
- Danger roomy, huh… Widzę czytywałeś X-Menów, zanim Barago poszło się kochać, co? – zapytał, pocierając brodę. Wzruszyłem tylko ramionami. – No dobra, niech Ci będzie, wchodzę w to.

Heh.

Fuck Yeah! Dokonałem niemożliwego! Ruszyłem tego starego piernika z jego fotela!
- Cudnie to słyszeć. Zaproponowałbym ci bilety na lot do siedziby Marrisa w Scotlandii, ale wiem, że sam sobie zorganizujesz podróż. Do zobaczenia w kwaterze głównej – powiedziałem i wyciągnąłem dłoń. Uściskaliśmy się i ruszyłem w swoją drogę.

Tydzień później, przed gmachem Technokratury (czyli siedzibą główną Konsorcjum Technomantów) w południowej Scotlandii, wylądował wielkich rozmiarów spiżowy smok. Jaszczur mierzył kilkanaście metrów, miał ogromne skrzydła, łuski o złotawo – brązowej barwie i wielkie oczy turkusowej barwy.
- Jestem ci coś winien, Perłojadzie – powiedział stary ork, zsuwając się z grzbietu bestii.
- Nie ma sprawy, Grom. Wpadaj częściej – odpowiedział tubalnym głosem smok, wzbił siew powietrze i odleciał. Hellscream nieśpiesznie przeszedł przez bulwar, wszedł po schodach i pchnął drzwi. Znalazł się w schludnym, oszczędnie urządzonym holu, aktualnie wolnym od innych interesantów. Z ulgą przyjął brak „normalnych” szmerów, pojękiwań i cichych okrzyków swoich fanów – gremliny zwyczajnie zajęte były robotą. Podszedł do najbliższego z kilku okienek, w którym nad stertą papierów siedział typowy do bólu gremlin – niski, łysy, pokryty krostami, brodawkami, ubrany w czarny garnitur i noszący okulary w rogowej oprawie. Mało kto potrafił podać wiek gremlina, a Hellscream pod tym względem był typowy do bólu.
- Bore da, sut y gallaf eich helpu chi? – wydał z siebie serię gardłowych dźwięków urzędnik. Uch, język karłów.
- Yyy… nie mówię w karlim – odparł Grommash. Gremlin pokręcił głową.
- Skoro nie zna pan języka, to… - zaczął jakąś formułkę i podniósł głowę. Jego żółte, duże oczy zrobiły się jeszcze większe. Ork przyłożył palec do ust, zrobił nietęgą minę i pomachał przy gardle otwartą dłonią.
- Muszę się zobaczyć z Hivewirem, ale się nie umawiałem, nigdy tu nie byłem, nie wiem jak trafić – powiedział do pracownika Technokratury.
- Rozumiem. Przejdzie pan do windy i wybierze najwyższe piętro. Zadzwonię i dam znać dyrektorowi Hivewire’owi, bez wątpienia zostanie pan wpuszczony. Gdybym tylko mógł prosić.. – zaczął się jąkać urzędnik i chwycił w dłonie jakiś skoroszyt. Grom, niezrażony, dobył długopisu i podpisał się. Gdy oddał kajecik, w szponiastych dłoniach gremlina spoczywało pudełko z grą wideo. Hellscream poznał tą szpetną gębę na okładce.

Warcraft III: Reign of Chaos. Wydana w 2002 roku. To był dobry rok. Dla gier.

Grommash podpisał pudełko i udał się we wskazanym kierunku. Budynek nie był wysoki, miał raptem cztery piętra, także podróż windą nie zajęła orkowi zbyt wiele czasu. Kiedy opuścił stalową klitkę, spodziewał się uzbrojonych gremlinów i krasnoludów, jednakże zobaczył tylko długi korytarz, wyłożony beżowym dywanem w proste wzory. Na ścianach wisiały obrazy, certyfikaty i sentencje, prowadzące wzrok w kierunku drzwi na końcu drogi. W stronę orka zmierzał już ktoś zmierzał.
- Miło nam pana powitać, panie Hellscream – powiedział metaliczny głos, a jego posiadacz grzecznie się ukłonił. Miał mniej więcej sześć stóp wzrostu, szykowny czarny frak i, żeby nie przedłużać, był robotem. Zapewne jednym z „przekutych”, czyli kolejnym cudem gremlińskiej produkcji – maszyną powołaną do istnienia w takim samym stopniu hydrauliką, jak i potężną magią. Hellscream słyszał, że były to istoty wierne, niezawodne, zdolne do abstrakcyjnego myślenia i obdarzone własną wolą.
- Przyjemność po mojej stronie – odparł ork, wyciągając prawicę w kierunku rozmówcy. – Jest pan przekutnym?
- W rzeczy samej – kiwnęła głową maszyna, wyciągając metalową dłoń. Jego uścisk był zimny i pewny. Głowa stworzona była wierną kopią ludzkiej czaszki, nawet z takimi detalami jak uszy czy nos, oczywiście z pominięciem owłosienia. Metal miał lekko kobaltowe zabarwienie. – Jestem lokajem i ochroniarzem mistrza Hivewire’a, na imię mi, proszę się nie śmiać, Alfred – przedstawił się, uśmiechając się lekko.
- No proszę. Michajło i Fergard czytali X-Menów, Marris jak słyszę Batmana i nie pożarli się podczas dysputy nad wyższością jednego wydawnictwa komiksowego nad drugim? – zdziwił się szczerze Grommash.
- Cóż – wzruszył ramionami przekuty – z pewnością długie, spiczaste uszy pozwoliły mojemu mistrzowi na lepszą identyfikację z postacią.
Grom ryknął szczerym śmiechem. Alfred w dalszym ciągu uprzejmie się uśmiechał.
- Że też udało mi się dożyć czasów, gdy roboty posiadają poczucie humoru – pokręcił głową zielonoskóry.
- My, przekuci, nie jesteśmy aż tak różni od ras cielesnych. Mamy podobną wyobraźnię abstrakcyjną, musimy podtrzymywać swoją egzystencję za pomocą prądu miast jedzenia i jesteśmy oparci na układach scalonych, magii i procesach mechanicznych, wy zaś na różnorakich układach i przemianach chemicznych, jednakże to tylko drobne różnice. Świat nie jest taki zły, jeśli tylko się akceptujemy.
- Oh, no cóż, jestem pewien że radykałowie i tradycjonaliści by się nie zgodzili, ale tolerancja to ważna wartość.
- Śmiem się nie zgodzić, tolerancja to pogląd, który oznacza przyjmowanie do wiadomości pewnych stanów faktycznych, jednocześnie nie aprobując ich. Tak więc, przykładowo, akceptacja elfów oznaczałaby przyjęcie do wiadomości ich istnienia, połączone z brakiem szacunku i akceptacji dla ich norm, zwyczajów i tradycji… ale damy im żyć, nie będziemy tacy, prawda?
Grommash milczał przez chwilę.
- Maszyna uczy mnie humanizmu – powiedział tylko i kiwnął kilka razy głową.
- Och, mówiłem, że jesteśmy podobni. Zresztą, nie roztrząsajmy tu spraw natury etycznofilozoficznej, mistrz Hivewire czeka – skłonił się przekuty i wskazał na drzwi, w których stronę ruszył. Ork podążył za nim. Robot przyłożył metalową dłoń do czytnika, postał tak sekundę lub dwie, po czym otworzył drzwi i zaprosił Groma do środka. Hellscream szparkim krokiem wszedł do gabinetu Marrisa Hivewire’a, przywódcy Konsorcjum Technomantów i lidera całej gremlińskiej rasy…

… i wnet zrozumiał, że nazwanie tego miejsca „gabinetem” to jak określenie Kariatydu „kupką pagórków”. Stał w olbrzymiej, półkolistej sali, wyłożonej białymi panelami. Zapewne nie dojrzał wszystkiego, gdyż wzrok miał już nie ten, dostrzegł jednak kilka stołów zastawionych nieznaną mu aparaturą, rzędy zbroi (a może mechanicznych strażników?), rozłożone w nieładzie mechaniczne elementy, a także szeroki i niemożliwie długi stół na podwyższeniu. Na suficie jarzyły się sporych rozmiarów lampy. Do jego uszu dochodziła stara, dobra rockowa muzyka. Ze wszystkich możliwych rzeczy nie wypatrzył tylko poszukiwanego gremlina.
- Mistrzu Marrisie, Grommash Hellscream, syn Killrogga Deadeye z klanu Wojennej Pieśni przyszedł z wizytą! – krzyknął Alfred. Cóż za oficjalne powitanie.
Lampy przygasły, muzyka uległa gwałtownemu przyciszeniu. Spod czegoś, co laik mógł określić jako kupę złomu, wynurzył się średniego (jak na gremlina) wzrostu mężczyzna. Miał krótko przycięte, ciemne włosy, ciemnobrązową kozią bródkę, kilka kolczyków w długich uszach, okulary spawalnicze, pobrudzoną koszulkę na ramiączkach, szerokie spodnie z kilkoma paskami (czemu inżynierowie zawsze mają po kilka pasków, cholera?) i wysokie buty, wzmocnione na czubkach blachą. Pomachał do nich dłonią.
- Kto to cieszy moje piękne oczy? – krzyknął, przesadnie mrugając żółtozielonymi ślepiami.
- Spodziewałem się po tobie ładniejszego garnituru – odkrzyknął ork, przechodząc z Hivewirem na „ty”. Jako Grommash „Grom” Hellscream od kilkudziesięciu lat w zasadzie wszystko było mu wolno, więc mógł mówić do szefa wszystkich gremlinów jak chciał.
- Nie miałem na dziś rzadkich zapowiedzianych spotkań, tak więc grzebałem w maszynach. Nie powiem, że taka niezapowiedziana wizyta mnie zaskoczyła, w końcu twoja reputacja jest chyba najszybszą rzeczą na Ziemi – uśmiechnął się. Zielonoskóry tylko wzruszył ramionami.
- Tak się jakoś złożyło – powiedział tylko.
- Rozumiem. Podałbym ci rękę, ale wszędzie smar… Alfredzie, podaj mi jakąś czystą szmatę – zwrócił się do swojego lokaja. Ten sceptycznie spojrzał na ręce swego przełożonego.
- Sugerowałbym raczej miskę z wodą i mydło – stwierdził i oddalił się. Gremlin przedrzeźnił go.
- Pyskaty złom, eh. Chodź, usiądźmy – odwrócił się ponownie do orka i ruszył przez labirynt metalu w kierunku swego biurka. – Tylko niczego nie zdepcz, jeśli możesz.
- Łatwiej powiedzieć, niż zrobić – prychnął ork i ruszył za gospodarzem.
Dotarli do stołu, dwa krzesła oderwały się od ziemi i przesunęły, drzwiczki barku otwarły się na oścież. Ork usiadł
- Technokineza? – zapytał Hellscream. Marris skinął głową.
- Mhm. Jestem technokinetą i technopatą, jak większość technomantów, którzy potrafią prawidłowo kontrolować swoje zdolności. Napijesz się czegoś? – zapytał, wskazując na barek. – Nie mam co prawda szajbimbru, przyjaźnię się z moją wątrobą, ale mogę poczęstować cię dwunastoletnią krasnoludzką whisky – zaoferował, wyjmując butelkę z bursztynowym napojem.
- Są jakieś niekrasnoludzkie whisky? – zapytał z uśmiechem ork. Marris odwzajemnił uśmiech, postawił butelkę i wyjął dwie szklanki.
- Tak, dla tych osobników, którzy pozbawieni są kubków smakowych – odpowiedział gremlin. – Z lodem czy bez?
- Bzy – rzekł ork. Gremlin nalał trochę wody życia do każdej ze szklanek i pchnął jedną po stole. Alfred w tym czasie przybył z miską wody, kostką mydła i ręcznikiem. Marris umył ręce, wykonał drobny gest oczyszczając wodę z nieczystości, przemył twarz i wytarł się.
- Życzą sobie panowie coś jeszcze? – zapytał przekuty.
- Palisz? – spytał Hivewire. Ork pokręcił głową.
- Nie, płuca już nie te – odparł. Technomanta kiwnął głową i odprawił Alfreda gestem.
- No, to za spotkanie – powiedział, unosząc szklankę. Grom przypił do niego. Ze szklanek ubyło trochę bursztynowego płynu.
- Jak się truć, to czymś dobrym – skwitował zielonoskóry. – Tak z ciekawości, ile masz lat?
- Już setka na karku. Urodziłem się w rok wielkiej wojny, w tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym. Jestem jednym z pierwszym gremlinów, moja matka, świeć jej Herazou nad duszą, była w zaawansowanej ciąży, gdy znalazła się na terenie skażonym promieniowaniem po serii wybuchów. Nie wiem, jak ty, ale ja podejrzewam diabły. To dziwne, że dziesiątki eksperymentalnych w ówczesnym czasie elektrowni atomowych doświadcza awarii reaktora i eksploduje – opowiedział. Hellscream zakręcił szklanicą.
- Cóż, na Scotlandii jest przejście do Inferno, więc w tym co mówisz jest pewnie racja. Może kiedyś się dowiemy.
- Taaak, to, rozumiesz, jeden z minusów bycia członkiem nowopowstałej rasy. My, gremliny, jesteśmy twórcami większości zaawansowanych technologii tego świata, a nie wiemy, ile żyjemy lat, bo pierwsi z nas nadal żyją i cieszą się dobrym zdrowiem. Nie znamy dnia ani godziny – uśmiechnął się lekko.
- Strzelam, że będzie żyć tyle co gnomy, dziesięć lat w lewo czy prawo. Orkowie z Azzinothu żyją nawet od stu pięćdziesięciu lat, ale koło dziewięćdziesiątki zaczynamy się psuć, zakładając, że nie umrzemy wcześniej.
- I tak więcej niż ludzie, żyjący te swoje osiemdziesiąt lat, podatni na choroby i urazy. Może dlatego są dominującą nacją na świecie, nie wiem. Jestem jednocześnie naukowcem, inżynierem i magiem, a świat nawet nie wybuchł – rozłożył ręce i zamoczył usta w whisky. Grom poszedł w jego ślady.
- Nie znam wielu technomantów, ale domyślam się, że inni magowie krzywo na was patrzą.
- Bo są zazdrośni. Jak się nad tym zastanowisz, to technomanci są potencjalnie najpotężniejszymi śmiertelnymi istotami na świecie. Możemy swobodnie czerpać i z magii, i z technologii, czego nie możne nikt inny. I wcale nie jest tak, że jesteśmy kiepscy i w jednym, i w drugim. Nie muszę ci udowadniać naszej biegłości w technicznych dziedzinach, a co do magii, to pochwalę się, że znam i potrafię użyć czterech Słów Mocy – kontynuował swoje wywody technomanta. Grom z szacunkiem skłonił głowę.
- Robi wrażenie. No, ale przejdźmy do biznesu. Rozmawiałem już z twoim „pisarzem” i moim największym fanem zarazem – powiedział, kreśląc cudzysłów w powietrzu.
- W rzeczy samej. Nie chcę powtarzać jego wywodów ani zanudzać cię zbędnymi technicznymi szczegółami, także postaram się streścić. Stworzyłem federację wyjątkowo mieszanych sztuk walki – miecz, magia, maszyny – dla, jak to określa założona przez ciebie Gildia, bohaterów. I ich negatywnego odpowiednika.
- Swords, Stealth, Sorcery – choose your way to kill – powiedział ork, powtarzając slogan jakiejś produkcji fantasy.
- Raczej Might, Magic, Machines, ale rozumiesz przesłanie – uśmiechał się dalej gremlin. – Wybieramy pewną liczbę, hmm, wyjątkowych dżentelmenów i dam, podłączamy ich pod maszynę, która pozwala kierować sprzężonym z nią syntetykiem za pomocą projekcji myśli. Te syntetyki pokrywamy specjalnym powłoką, działającą mniej więcej jak skóra kameleona – pozwala maszynie przybrać kształt i wygląd swego, jakby to powiedzieć, kierowcy. Nadążasz?
- Mam ogólne rozeznanie. Kontynuuj, proszę.
- Dobrze. Mamy kilka różnych pól bitewnych o różnych kształtach i rozmiarach, jedno stworzone naturalnie, a inne sztucznie. Ustawiamy tam pomniejsze roboty, które mają wkodowany schemat działania, taką dość ubogą sztuczną inteligencję. Po przeciwległych stronach każdej takiej areny znajduje się baza danej drużyny, gdzie znajduje się platforma startowa – na nią podsyłane są maszyny po tym, jak je ktoś zezłomuje – a także główny generator, dzięki któremu delikwenci mogą ulepszyć systemy obronne bazy. Zniszczenie takowe prowadzi do końca potyczki. Pewna liczba pomniejszych generatorów odpowiada też za odblokowywanie super żołnierzy. Do bazy wroga można dostać się za pomocą kilku ścieżek, ale żeby nie było za łatwo, postawiliśmy na nich wieże obronne, zasieki i takie duperele.
- Czyyyli… Są dwie bazy, kilka ścieżek, na których stoją wieże, są takie jakby koszary i główna budowla, której zniszczenie zapewnia wygraną, a na dodatek po tym wszystkim biegają roboty przedstawiające różne jednostki wojskowe oraz najtwardszych zakapiorów tego świata, tak?
- Basically.
- Brzmi jak coś, co wymyślić mogli Fergard i Hellsu – parsknął zielonoskóry, pocierając twarz dłonią. – Przypomina mi Aeon of Strife, taką mapkę do Warcrafta III.
- Mhm, a potem zrobiono z tego pierwsze Defense of the Ancients. Stare dobre czasy.
- Hmm – zamyślił się ork. – Wziąłem konwencję rozgrywki z AoSa, dopiąłeś do tego niemal filmowy rozmach i autentycznych bohaterów i złoczyńców, którzy kierują, cóż, sobą?
- Dokładnie – pokiwał energicznie głową gremlin. – Nawet nie wiesz, ile generuje to pieniędzy, zwłaszcza jeśli podliczyć powiązane produkty – koszulki, kubki, breloki do kluczy, gry wideo na licencji, gry planszowe na licencji…
- Jacy ludzie płacą za takie widowisko? Jaką macie widownię docelową? Spragnionych wrażeń nastolatków i kilkuletnie dzieci, które kibicują swoim idolom?
- Jesteśmy już dużymi, starymi chłopcami, więc nie zamierzam przed tobą ukrywać, że sprzedaję tylko lustra i dym – westchnął Hivewire. – Jednak myślę, Grom, że lepiej byłoby, gdyby orkowi, ludzcy, elficcy czy krasnoludzcy młodzieńcy mogli popatrzeć i wykrzyczeć sobie gardła obserwując walki ludzi wiedzących na co się piszą, albo sami nimi pokierować w grze wideo, niźli osobiście złapać za karabiny i wyruszyć na kolejną bezsensowną wojnę na pograniczu Sławii i ziem Hordy.
- Używasz wielkich słów, zbyt rozbudowanych zdań i dziwnych umotywowań, Marris – uśmiechnął się Grommash.
- Jestem gremlinem, nikt nigdy nie oczekiwał ode mnie więcej – odpowiedział uśmiechem technomanta.

Dziwnie wyglądali razem, i dziwnie przypadli sobie do gustu, ta dwójka – gremlin i ork. Technomanta i… Hellscream. Mag – inżynier i wojownik. Racjonalny, przedsiębiorczy przywódca o analitycznym umyśle i bohater bez wyboru, o wielkim sercu i woli czynienia dobra.

- Potrzebowałbym jeszcze jednej rzeczy, Grommash – podjął temat Hivewire.
- Mianowicie?
- Potrzebuję dobrego komentatora. Głosu, którzy wszyscy będą znać, głosu, którzy wszyscy kochają. Potrzebuję kogoś, kto widział już wszystko, ale może o tym opowiadać bez końca i tak naprawdę chce zobaczyć więcej. Potrzebuję kogoś z głową na karku, kogoś z wyobraźnią i wizją. Kogoś, kto połowę życia spędził jako symbol czegoś dobrego i jasnego – tłumaczył.
- I myślisz, że ja będę tym kimś?
- Nie, Grom, myślę, że jesteś tym kimś.

Cisza.

- Niech mnie Herazou popieści pazurem, a Tezzeth zdzieli lagą po głowie – jęknął przeciągle Grom. – Wchodzę do gry – powiedział, wyciągając prawicę. Mariss uścisnął ją swoją drobną, kostropatą dłonią.
- Witamy na pokładzie – powiedział. – Alfred, szampan!

Dwa tygodnie później

Hellscream szparkim krokiem wszedł do „pokoju narad”, czyli pomieszczenia, w którym ork z Azzinoth, człowiek ze Sławii i półdemon z „cholera wie skąd” starali się stworzyć jak najlepsze widowisko dla rządnych chleba i igrzysk fanów HCL. Hellscream za punkt honoru postawił sobie wytykanie skrótu, oznaczającego chlorowodór.
Pomieszczenie było duże i przestronne, zaś poza wielkim dębowym stołem i czterema krzesłami (Hivewire czasami znajdował chwilę wolnego czasu i brał udział w obradach) miejsce zajmował też telewizor, kilka komputerów, regał z książkami, szafka z dokumentami i inne rzeczy, podobno niezbędne w pracy. Fergard Stratoavis i jego kolega po piórze już czekali na niego.
- No, wreszcie, już myślałem, że nie dojdziesz, stary – przywitał go Słowianin.
- O to się nie bój – odpowiedział ork, wymieniając uściski dłoni. – Wymyśliliście już coś ciekawego?
- Tak jakby – zaczął półdemon. – Czasami proste wyjścia są najlepsze. Zrobimy standardową mieszankę, pięciu na pięciu, w… czekaj, niech sobie nazwę przypomnę… Dolinie Morderczego Bluszczu. Wiesz, tej arenie, która przedstawia fragment Ciemnolistnej Dżungli.
- A tak, wiem. 3 ścieżki i wyjątkowo gęsta, tętniąca sztucznym życiem dżungla. Obozy najemników pozwalają na skorzystanie z usług mrocznych trolli, tigran lub kompanii Martwych Strzał. Specjalnymi smaczkami tej areny są po pierwsze możliwość uwolnienia tyranozaura z pułapki, który będzie robił zamieszanie, a po drugie złożenie odpowiedniej jałmużny kultystom Loa, dzięki czemu co jakiś czas figura tego boga uderza mroczną energią w przeciwną drużynę. Cud, miód i orzeszki.
- No, Grom, robisz się coraz bardziej kumaty, jakbyś młodniał, jak Ibisz po prostu – zaśmiał się „Uncle Hells”.
- Misiał, ty o czym znowu? – westchnął stary ork.
- Och, taki polski celebryta z przełomu dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku, nieważne.
- Skoro tak… Możecie mi tylko jeszcze raz wyłożyć te całe punkty rozwoju? – poprosił zielonoskóry. Fergard chrząknął w pięść.
- To mechanizm, który ma na celu zwiększenie dynamiki i różnorodności. Za niszczenie wrogich sił oraz wykonywanie pewnych celów, które przypisujemy do areny, zdobywa się te punkty rozwoju. Można ich użyć do ulepszenia swoich żołnierzy, zmodyfikowania struktur obronnych, użycia specjalnych pomocy, skorzystania z pomocy najemników i takich tam.
- Czyli coś jakby złoto czy inna waluta, za którą kupuje się ulepszenia?
- W sumie… – podrapał się po nosie Stratoavis. – W sumie tak.
- No, czyli kasujesz 10 wrogich żołnierzy i za to ulepszasz sobie wieżyczki, by miały amunicję zapalającą?
- W sedno, panie, w sedno – pokiwał głową Polak.
- Cudnie – skwitował Grommash. – Kogo wysyłamy do boju?
- Dokonałem przeglądu aktualnie dostępnych zawodników – podjął Fergard – i na chwilę obecną myślę, że dobrze byłoby skorzystać z Leorica i Starej Szramy, bo to rzadcy uczestnicy naszych derby.
- Okej, można ich rzucić na przeciwne strony barykady. Szrama jest dobrym magiem, Leoric świetnie nadaje się na prowadzącego natarcie zakapiora – poparł półdemona Michał (znaczy ja, awatar autora, kapishi?).
- No teraz reszta. Też przejrzałem papierologię – włączył się ork. Wziął jakąś niezapisana kartkę i długopis, przedzielił arkusz na pół, zatytułował dwie części odpowiednio jako „Drużyna #1” i „Drużyna #2”, a następnie wpisał w odpowiednie miejsca Leorica i Szramę.
- Pugna jest wolny? Bo jeśli tak, to można go dołączyć do Leorica, jest mag i ładny duet kościotrupów – zauważył Fergard.
- A wtedy do Szramy możemy dorzucić Isaaca, który zobrazuje inny koniec spektrum „ciężkozbrojnego, nieumarłego wojownika” – dodał Hellscream, wymyślając to określenie na poczekaniu. – Isaac znajdzie dla nas czas?
- Powinien. Mamy już w każdym zespole czarownika i twardziela – wskazał Michał. – Szkielety to istoty ciemności, więc dobierzmy jakieś dobrze umotywowane wsparcie, wiecie, żeby pokazać prawdziwe animozje między stronami konfliktu. Czy jakiś templariusz jest wolny? Kapitan Dominic Maranja albo sam Damos Srebrna Ręką?
- Ferg, jak stoimy? – zapytał ork półdemona, kręcąc długopisem.
- Czekaj, wyjdę i zadzwonię – odparł Stratoavis, wyjmując komórkę i wychodząc. „Dwa Hellsy” wróciły do pracy.
- Załóżmy, że któryś z nich się zgodzi, powinniśmy też dać „złym” kogoś do nieofensywnej pomocy. Może Inariel albo Mo’am? – zasugerował Słowianin. Zielonoskóry pokręcił głową i potarł brodę.
- Nie pakujmy lepiej nadmiaru plagowatych. Może lepiej kogoś z tych terenów, jakiegoś trolla albo… tego czarownika od świnioludzi z Kolcopłotu, Rojamane?
- Myślisz, że kolcogrzyw zgodzi się na walkę u boku dwóch nieumarłych?
- Przecież mu płacimy, a jak płacimy, to wymagamy, nie?
- No, nie dosłownie. Niektórym zawodnikom to i owszem, Marris wypłaca sute pensje, ale większość dołącza z naprawdę ciekawych powodów. Przykładowo, dla Isaaca, Hivewire pakuje spore sumy w badania nad lekarstwem na jakąś chorobę, to pewnie ma związek z tym całym Rytuałem Przejścia… znasz Isaaca.
- Znam, znam – westchnął Grommash. – Isaac jest istotą ciemności i nienaturalnym potworem, a zarazem uosobieniem człowieczeństwa. Żyjemy w prawdziwie gównianym świecie, co?
W tym momencie Fergard wrócił i zajął swoje miejsce, wzdychając. To w sumie jedna z największych wspólnych cech Grommasha i Fergarda – lubią narzekać, jęczeć i wzdychać. Prawdopodobnie po skończeniu wieku – dosłownego wieku – nawet nieludzie robią się starzy i stetryczali.
- Słyszałem waszą rozmowę i z przykrością przyznaję zielonemu rację. Zaś co do templariuszy, kapitan Dominic znajdzie czas. Rojamane, bo o nim słyszałem, też jest dostępny, możesz ich obu dopisać.
- Także mamy już po trzech w każdej drużynie… Szrama i Pugna jako magowie, Leoric i Isaac jako twardziele, Dominic jest typem wojownika, a Rojamane to facet od wsparcia… - zapisywał ork.
- No, technicznie, Leorica klasyfikujemy jako obrońcę z prawdziwego zdarzenia, Isaac jest „zabijaką” – zwrócił uwagę Polak.
- Wytłumacz mi waszą nowomowę, bo nie nadążam – zazgrzytał kłami stary zielonoskóry.
- Proste. Jeśli ktoś jest takim naprawdę żywym czołgiem, który ściąga na siebie ataki wroga i broni sojuszników w taki czy inny sposób, jak krasnoludzki tarczownik Dagran Thaurissan czy gargulec Marmur, to wlepiamy mu łatkę obrońcy. Jeżeli ktoś, jak król Byrni czy właśnie Isaac, nie potrafi tego robić, a po prostu jest wyjątkowo odporny na ciosy, jednocześnie robiąc dość duże obrażenia, to określamy go z braku lepszych pomysłów „zabijaką”. Leoric posiada tą przeklętą zdolność do reinkarnacji, ma hordę szkieletów do pomocy i magiczną tarczę odbijającą zaklęcia. Isaac, no… on po prostu ma spory majcher, którym zasłoni się nawet przed ciosami smoka, ale nie posiada nadnaturalnych zdolności obronnych ani nawet zmusić wroga do ataku właśnie jego. Łapiesz, stary? – zakończył wywód „Uncle Hells”.
- Więcej pierdolenia niż to warte. Wam płacą dodatkowo za utrudnianie sobie życia w taki sposób? – spytał po chwili ork. Jego koledzy po fachu tylko spojrzeli po sobie. – Pieprzyć jakieś racjonalne zasady, skoro całe to przedsięwzięcie opiera się na tym, że rycerz śmierci i templariusz będą razem spuszczać wpierdziel elfickiego magowi, jeżeli będziemy mieli takie widzimisię.
- Jak zwykle masz wyborne nastawienie – westchnął Fergard. Hellscream wyszczerzył się.
- Inaczej byś mnie nie kochał. Tak czy siak, mamy w każdej drużynie dwóch na swój sposób twardych gości i dwóch magów. Do obu grup trzeba dołożyć jakiegoś strzelca czy innego berbecia atakującego z dystansu. Załoga Leorica potrzebuje przy tym jeszcze jednej osoby robiącej krzywdę, jakiegoś zabójcy, „zabijaki”, jak to sobie mówicie, czy zwykłego wojownika. Brygada Szramy za to wymaga kogoś ze zdolnościami wspierającymi, dodatkowego krzywdziciela lub, jeśli się uparliście, obrońcy z prawdziwego zdarzenia.
- Czeeekaj… Hrontrig jest gotowy do dzieła, więc spokojnie można go dorzucić do Szramy. Co dwa gnolle, to nie jeden. Pamiętacie ich walkę na turnieju, jak on się nazywał, Wojny Starożytnych? – zagadnął Fergard.
- Tak, wygrał go – zaczął ork, ale Michał rzucił sięn a niego, zbił z krzesłą i zatkał mu usta.
- Cicho, cicho! Jeszcze nie skończyłem tego pisać! Nie spoileruj moim czytelnikom biegu wydarzeń! – mówił bardzo szybko. Grommash trzasnął go pięścią w nerkę i zrzucił z siebie, gdy zeszło zeń powietrze.
- Przecież tobie i tak napisanie jednego rozdziału zajmuje pół roku – warknął Grom, wracając na krzesło. – Ferdziu, czy Leoric będzie skazany na tego patałacha Clinkza, czy będą mieli szansę.
- Clinkz jest zajęty, musi skatalogować, cytując, „liczbę zwierza w puszczach północnego Northend” – wzruszył ramionami półdemon, kręcąc młynek palcem, tuż przy skroni.
- No cóż, nie każdy może być normalny. Młody, jakieś pomysły? – wykonał podobny gest najstarszy w towarzystwie i zwrócił się do najmłodszego (jakby tego nie dało się domyślić, duh).
- Cóż, w ramach wymiany interstelarnej mamy dostęp do Pana Gunsmeka, mechanika kosmicznych orków. Jeżeli możemy go nazwać strzelcem, bo celowania to on raczej nie opanował.
- Backstabba podobnie, ale strzelbą kasuje czołgi. Nie próbuj stosować praw naszego racjonalnego myślenia do kosmicznych orków, bo się sromotnie przejedziesz. Możemy dać Gunsmeka.
- Okej, to go dopisz, tylko wpisz ładnie Pan Gunsmek, bo jest drażliwy na tym punkcie.
- Whatever, dla mnie to on może być Panem Barcji i Corrimy, Arcylordem Sithów i Miłościwym Cesarzem Friendzone’u. Brakuje jeszcze jednej osoby w każdej drużynie.
- Proponuję dorzucenie kapelana Jackala Scamanda z gwiezdnych gnolli do Szramy. Raz, że obaj są wilkowaci, dwa, że posiada on zdolności wsparcia, trzy, że będzie przeciwwagą dla innego zawodnika z kosmosu – Pana Gunsmeka – rozwiązał problem Fergard. Odpowiedziano mu kiwaniem głowami i skrobaniem po papierze.
- A więc… pierwsza drużyna w składzie: Stara Szrama, Hrontrig, Jackal Scamand, Dominic Maranja i Issac przeciwko… drugiej drużynie w składzie: Leoric, Pugna, Rojamane, Pan Gunsmek… i kto jeszcze?
- Hmm… Isaaca jest powszechnie uważany z jednego z szermierzy natchnionych, wiecie, najlepszych mistrzów miecza na świecie.
- Najlepszym mistrzem miecza w historii świata był Jubei, pierwszy mistrz ostrzy. Nigdy nie rozumiałem tego sztucznego określenia, szermierz natchniony, jakby mistrz ostrzy nie wystarczyło… – zaczął zrzędzić zielonoskóry.
- Ziemiański użył go w swoim magnum opus, czyli jest dobre – zawyrokował Michał, rozkładając ręce.
- Człowieku, Ziemiański pisał o magicznych nieśmiertelnych syrenkach księżniczkach niewolnicach zabójczyniach cesarzowych ninja – zaoponował Hellscream.
- Ale nie powiesz, żeby „Achaja” ci się nie podobała, jak już znalazłeś tłumaczenie z polskiego na wspólny – zauważył „Uncle Hells”.
- … No, podobała się. Ale do czego zmierzasz? – podjął po chwili ciężkiego milczenia Grommash.
- Mamy w szeregach gościa, który jest tutaj tylko po to, żeby znaleźć kogoś lepszego od niego w mieczu, prawda? Prawdziwego szermierza natchnionego – kontynuował Słowianin, kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa.
- Masz na myśli Yarricka, Widmowe Ostrze, elfa wysokiego rodu, który nie potrafił spokojnie umrzeć i do dziś tuła się po Ziemi, szukając kogoś, kto zmierzy się z nim w mieczu? – Grom zaczynał powoli rozumieć.
- Doookładnie – uśmiechnął się Polak. Fergard szybko coś nakreślił.
- Yarrick jest de facto nieumarłym, upiorem, i to dość nieprzyjemnym w obyciu, wiec pasuje do Leorica i Pugny. Dodatkowo będziemy mogli podziwiać widowisko, jakim z pewnością okaże się pojedynek Czempiona Szkieletów i Widmowego Ostrza – zapisywał na boku półdemon.
- Czyli mamy już cała ferajnę? – retorycznie zapytał zielonoskóry, dopisując imię elfa i podkreślając listę.
- Dzwonię po Hivewire’a, niech przyjdzie, zobaczy, przyklepie – uznał Michał i wyszedł. Fergard przybił piątkę z orkiem.
- Gładko poszło. Mam kilka pomysłów na high spoty – powiedział półdemon. „High spot” to w narzeczu wrestlingu zaplanowane odgórnie, widowiskowe akcje.
- Też miałem kilka pomysłów, na przykład…


« Ostatnia zmiana: 16 Grudnia 2013, 17:27:47 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 16 Grudnia 2013, 17:59:40 »
Cytuj
żyję z pisania

Ja wiem, że tak naprawdę piszesz z pisania Hells.

Cytuj
Jest pan przekutnym?
Przekutym!

Cytuj
Raczej Might, Magic, Machines, ale rozumiesz przesłanie – uśmiechał się dalej gremlin. – Wybieramy pewną liczbę, hmm, wyjątkowych dżentelmenów i dam, podłączamy ich pod maszynę, która pozwala kierować sprzężonym z nią syntetykiem za pomocą projekcji myśli. Te syntetyki pokrywamy specjalnym powłoką, działającą mniej więcej jak skóra kameleona – pozwala maszynie przybrać kształt i wygląd swego, jakby to powiedzieć, kierowcy. Nadążasz?
MWAAAAAAAh, a ja się spodziewałem walk na arenie i WWE w wydaniu fantasy. To z kolei brzmi jak połączenie Matrixa, Krypty 112 z Warcraftem III i Dawn of War 2. No, ale zobaczymy.

Cytuj
a Tezzeth
Który nie jest Tzeentchem :D

Cytuj
poparł półdemona Michał (znaczy ja, awatar autora, kapishi?).
(...)
Cicho, cicho! Jeszcze nie skończyłem tego pisać! Nie spoileruj moim czytelnikom biegu wydarzeń!
100% Hellsa w Hellsie :D

Cytuj
- Też miałem kilka pomysłów, na przykład…
Mogłeś zakończyć w innym momencie, takie to średniawe.

Hellsu znowu brak jest mięsa i nie mam czego oceniać. W kolejnym parcie ma być rozpierducha, a jak nie będzie to dołączam do turnieju i wytargam Genna za jego Szarą Grzywę!!! A czemu akurat jego!?

BO ON JEST SPOKO! :D


IP: Zapisane
Cahan
Człowiek - Szparag

*

Punkty uznania(?): 3
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 751


Dragons, dragons everywhere

Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 16 Grudnia 2013, 20:33:46 »
Dobra, przeczytane i nie wiem o co chodzi. Nie znam tego uniwersum, klimaty nie moje, a w Warcrafta nie grałam. Ale plus za styl i Perłojada.


IP: Zapisane

Cytuj
[Dzisiaj o 22:15:22] ♣ Sojlex: Cahan jest do tego stopnia chłopczyca, że tylko bycie feministką ratuje jej kobiecość :>
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 16 Grudnia 2013, 20:35:10 »
Właśnie Hellsu, twoje uniwersum jest nieprzyjazne dla świeżaków, bo jedyne punkty zaczepienia to Warcraft III, czasami Warhammer i przebijanie czwartej ściany :D

Wiem, że mało co Cię to obchodzi, ale to takie ogólnie spostrzeżenie.


IP: Zapisane
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 16 Grudnia 2013, 21:14:27 »
Macie 200 stron Wojen Starożytnych.
Macie dwa rozdziały Da Voodoo SHuffle.
Macie prolog od "Śmierci i jego Ucznia".
Macie kilka rozdziałów "Drogi Berserkera".
Macie dwa duże, samodzielne opowiadania.
Macie materiały na moim PBF, ale do niego nie macie linku. :>
I wreszcie, macie dwie edycje mafii.

I jeszcze macie czelność narzekać. :P


IP: Zapisane
Fenir
Lupus Hellsus

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 182


Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 16 Grudnia 2013, 21:25:20 »
A akurat na PBFie jest to w miarę klarownie i krótko opisane xD. Hells Sadysta.

Jakiś dłuższy komentarz pojawi się jak zarzucisz jakąś akcją, walką czy czymś, a nie pisaniem scenariusza do League of Wrestlers.


IP: Zapisane
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #6 : 16 Grudnia 2013, 21:27:33 »
Hells, ty po prostu słabo i powtarzalnie piszesz, piszesz tylko dla siebie i Ferga, może Belegora... Myślę, że w takim gronie to mogłoby pozostawać bez żadnych strat dla sztuki xd

:* :* :*
Tu masz trzy zielone buziaczki od Hellsika. Przekaż je trzem innym osobom, albo wparuję w Wigilię zamiast Mikołaja.



« Ostatnia zmiana: 16 Grudnia 2013, 21:35:13 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 16 Grudnia 2013, 21:36:12 »
Jest jednym problemem Hellsowych tekstów to, że niestety trzeba wiedzieć sporo o kulisach opowiadań, by wiedzieć, co się do cholery dzieje.

No, ale jeżeli ktoś to przestudiuje i zapozna się dokładnie z tym wszystkim, then yeah: jest to warte czytania.

I ponieważ Ork się mnie uczepił, to potwierdzę, że będę asystował przy pisaniu tego tekstu jako co-writer. Rejoice, moi drodzy. Powracam do Tawerny.


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Fast
Mołdawski Bulbulator

*****

Punkty uznania(?): 12
Offline Offline

Wiadomości: 871


Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : 16 Grudnia 2013, 22:07:53 »
Nie chce mi się wierzyć w powrót Ferga.

Tak czy inaczej twoje uniwersum Hellsiasty, nie jest słabo opisane tylko po prostu nieprzyjazne. Jakbyś pisał przygody rycerza Romka w jakiejś quasiśredniowiecznej wiosce to wszyscy wiedzieliby na czym stoją i tyle. Uniwersum byłoby spójne.

Twoje jest hellsowe, a przez to właśnie nieprzyjazne dla śmiertelników.


IP: Zapisane
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : 16 Grudnia 2013, 22:55:13 »
Moje uniwersum jest bardzo przyjazne i proste, wystarczy znać panujące w nim zasady. :P Ferg je zna, Fenir je zna, Ptakuba je zna ale on nawet nie czyta tylko hejtuje by mi sodówa nie uderzyła. :P Jednym słowem wszystko przed wami, musicie tylko mieć otwarte umysły. ;>


IP: Zapisane
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.04 sekund z 17 zapytaniami.
                              Do góry