Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Kleine Engelchen (Czytany 1041 razy)
Taves

**

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 22


Zobacz profil
« : 20 Lutego 2014, 12:10:01 »
No to zaczynamy kolejne podejście. Planuję tu podrzucać kolejne fragmenty moich prac, o ile tylko przyjmą się i ktokolwiek będzie zainteresowany czytaniem i krytykowaniem.
Co ważne, w tekście będą pojawiać się liczne wulgaryzmy i gorszące sceny, także ostrzegam przed tym wszystkich przyszłych czytelników.


*

     Czerwony autokar wyjechał z zielonego oceanu, a droga pod jego kołami zmieniła się na żwirowy podjazd do Obozu. Stara, zardzewiała brama złączona z ogrodzeniem, które było w jeszcze gorszym stanie, wydawała się być zamknięta. Kilkanaście dachów, pokrytych gontem i widniejących tle, tworzyło przestrzeń wolną od drzew i zarośli. Niewielka polana, którą okupował Obóz, leżała u stóp wielkiego jeziora, mając za plecami, wiecznie napierającą siłę natury. Upiorna cisza była jak klosz pochłaniający dźwięki, a tylko buczenie silnika i sapanie układu hydraulicznego wiekowego pojazdu próbowało z nią walczyć.
     Lato tego roku było wyjątkowo upalne. Ludzie uciekali z większych miast, by szukać schronienia i ochłody. Kurorty nad morzami i oceanami, w górach czy przy rzekach, nawet te znajdujące się w trzewiach lasów cieszyły się ogromną popularnością. Ceny rosły tak samo szybko jak temperatura, a rzesza baranów płaciła z uśmiechem na ustach, łaknąc kolejnego drinka czy widoku młodych kobiet w obcisłych strojach kąpielowych. Wszyscy próbowali się w tym czasie rozerwać, każdy tak jak potrafił. A ja muszę niańczyć tę hołotę, pomyślał profesor Duevall, skubiąc się za bujną brodę.
     Zamiast spędzać miło czas, mając obok siebie zimną puszkę piwa i gorącą, nastoletnią cipkę, muszę tkwić w tym pierdolniku i łykać gówno. Pies by to jebał, najlepsze trzy tygodnie przerwy wakacyjnej, będę tkwił w środku niczego; z jakąś klasą debili na głowie. Wszystko przez idiotyczny pomysł tych zasranych nastolatków, podrzucony przez ich jeszcze bardziej tępą wychowawczynię i interwencję dyrekcji. I oczywiście moje małe zdanie nie obchodzi nikogo, więc tutaj…
- Dojechaliśmy na miejsce, profesorku - wysapał grubas siedzący za kierownicą. Wielka łapa przetarła łysą czaszkę, zgarniając brudne krople potu. Na jego twarzy wyrosło coś, przypominającego uśmiech. Gdyby tylko nie ten wielki nos i dorodne cielsko. Teraz wyglądał jak dorodna świnia wytaplana w świeżym błocie. - Ale dalej nie zajadę, bo brama jest zamknięta. Ktoś musi się postarać i otworzyć ją. Sam pan rozumie, profesorku.
- I gdzie ma pan problem - wysyczał lodowatym głosem Duevall. - Otworzenie bramy to nie problem, nawet dla pana. I kolejny raz proszę, aby mnie w ten sposób nie nazywać. To żenujące i nie na miejscu.
- Nie ma sprawy, profesorku. Najmniejszego problemu w sumie nie ma. - Obleśny uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej, a pulchna twarz przypominała topiącą się plastelinę. - Ale odpowiadam za autokar i nie zostawię go samego. Później mógłbym mieć problemy. No, bo w końcu nie wiem, do czego zdolna jest pańska młodzież. - Na wielkim czole pojawiały się kolejne krople cuchnącego potu. -Więc średnie ma profesorek wyjście. Wjechać muszę i ktoś ma mi otworzyć bramę, rozumiemy się?
     Duevall zamknął oczy i ściągnął okulary, wkładając je do kieszeni marynarki. Każdego dnia trzeba wyglądać porządnie i elegancko, nawet, jeśli przebywa się w klimatyzowanym pomieszczeniu, a poza nim szaleje piekielny gorąc. Wyprasowane spodnie, stonowane kolory, przystrzyżona broda i odrobinę perfum. Co za gruby, pierdolony skurwiel, cuchnący jak cap na kilometr i dbający tylko o napchanie worka, którego dorobił się przez te wszystkie lata.
     Powieki rozchyliły się, a usta wygięły w grymasie obrzydzenia.
- Posłuchaj mnie ty obleśna, tłusta kurwo. Jeśli myślisz, że będziesz wydawał rozkazy, ustawiał wszystkich po kątach, albo zachowywał się jak pan i władca, to jesteś w wielkim *** błędzie - syczał stary nauczyciel. Jego stalowoszare oczy wbijały się w małe, czarne ślepia Wieprza. - Więc stul swój ryj i wbij do tego pustego łba, że rządzić będę ja. Ja, ja i tylko ja, a jeśli ktoś mnie nie posłucha to zgotuję mu piekło, o jakim nawet nie śnił. A ty przekonasz się o tym, jako pierwszy. Otworzę tę zasraną bramę, ale wylądujesz w jednym domku z największymi zasrańcami, jakich tu przywiozłeś. I na litość boską, zamknij tą mordę, bo odorem powaliłbyś wielbłąda. - Głos nauczyciela nie drgnął ani na chwilę. Lodowaty szept sączył się z jego ust, wgryzał w mózg i mroził kości. Młodość w piekle przekuła go w Alexa Duevall’a.
     Aaron Tirenb siedział w mocno zużytym fotelu kierowcy z rozdziawionymi ustami. Jego czarne oczka były szeroko rozwarte, a w kącikach warg zbierała się ślina. Perliła się identycznie jak pot, który obficie znaczył wielką i łysą czaszkę. Pojedyncza kropla zawisła na masywnym nosie. Odór, jaki z siebie wydalał był mieszaniną papierosowego dymu, taniego wina, kwaśnego smrodu spasionego mężczyzny, który od dawna nie oglądał prysznica i ociekających tłuszczem przekąsek dostępnych dla podróżujących w obskurnych, przydrożnych barach.
- Jak śmiesz mi grozić ty mała gnido!? Nazywać w ten sposób!? Masz pojęcie, kogo ja…
- W dupie mam, komu obciągałeś pod stołem, a komu wylizałeś dupsko by zostać kierowcą. Tutaj to ja jestem królem, panem i władcą, a ty będziesz miał tak przejebane jak jeszcze nigdy, w tym twoim gówno wartym życiu. A teraz - na twarzy Duevall’a pojawił się szeroki uśmiech, obnażający koniuszki zębów - pierdol się w tej puszce i nie pokazuj mi na oczy. Rzygać mi się chce, gdy widzę twoje sadło i ten świński pysk.
     Alex odwrócił się błyskawicznie i potrząsnął za ramie młodej kobiety, śpiącej na fotelu obok niego. Na jej ciało padały promienie słońca, a głowa spoczywała na ramieniu. Blond kosmyki, kręconych włosów zachodziły jej na twarz, psując wysiłki fryzjerki. Spod obcisłej bluzki wylewały się obfite piersi; Duevall pierwszy raz, od tygodnia, myślał trzeźwo. Od kiedy dowiedział się, że musi jechać, jako drugi opiekun, ponieważ pierwszy się rozchorował. Tak bardzo, że siedział z żoną nad wybrzeżem i… To Ci dopiero wychowawczyni, zaświtało mu w głowie. W sam raz by złapać ją i zacisnąć dłonie na tych…
- Emmm, o co chodzi - wymruczała opiekunka, próbując przekręcając się na drugi bok. - Kochanieńki, nie budź mnie jeszcze, dopiero, co udało mi się zasnąć.
- Obudź się - odparł Duevall, szukając w pamięci imienia najmłodszej wychowawczyni Nowej Szkoły. - Jesteśmy na miejscu Simone, a Ty spałaś ponad czternaście godzin. Simone wstawaj. - Mówiąc to, ciągle potrząsał ciałem młodej kobiety i myślał, jak można być tak słabym by faszerować się lekami. Nawet, kiedy cierpi się na chorobę lokomocyjną i trzeba spędzić w autokarze całą noc.
- Aaagh, gdzie jesteśmy? - Mruczała, przeciągając się w fotelu. - Alex, czemu się zatrzymaliśmy i co tu tak cuchnie? - Jej drobny nosek zmarszczył się sugestywnie.
- Jesteśmy na miejscu, więc popraw się, bo wyglądasz jak tania ladacznica, a nie jak nauczycielka. Obudź wszystkich i dopilnuj by wyszli z tej puszki, zabierając swoje rzeczy, kiedy wjedziecie na teren Obozu. - Stalowoszare oczy wpatrywały się w wielki biust, a przeszło sześćdziesięcio-siedmiu letni penis zaczął twardnieć. Szybkim ruchem złapał krawędź dekoltu i pociągnął do góry. Piersi zafalowały, a stary nauczyciel wiedział już doskonale, gdzie wieczorem wsadzi swojego fallusa. Simone Evans tylko ziewnęła, będąc wpół przytomną po przebudzeniu.  - O, widzisz? Tak jest o wiele lepiej. A teraz przepraszam moja droga, pójdę otworzyć bramę i porozmawiać z opiekunem tego miejsca. Zrobisz to, o co prosiłem?
- Spokojnie, za chwilę ich wszystkich pobudzę, o ile sami wcześniej nie wstaną. - Czarujący uśmiech, jaki nałożyła na twarz, jeszcze bardziej upodobniał ją do taniej, ulicznej kurwy.
     One wszystkie się tak uśmiechając, czekając na zapłatę i pragnąc usłyszeć dobra robota, lub jesteś wspaniała. Już ja ją nauczę błagać i patrzeć jak suka, skamleć o więcej i wypinać wysoko tyłek, sycił się Duevall. Kilka drinków, jedna magiczna tabletka od znajomego dilera, a rano nie będzie pamiętać niczego. 
     Alex, uśmiechając się szeroko, zerknął jeszcze przez ramię na Wieprza, który nie drgnął ani o milimetr. Szeroko otworzone usta, ślina skapująca z kącików warg, rozszerzone oczy i krople potu zalewające całą twarz; doskonale utuczona świnia, która nawet cuchnie jak jej siostry. Ciemne plamy na jasnej koszuli, pod pachami i pod trzecim lub czwartym podbródkiem, wyjątkowo go rozbawiły. Aaron Tirenb wygląda jak związany baleron wystawiony w upalny dzień na sprzedaż; błysnęły żółte zęby obnażone przez rozchylające się wargi.
- Niech pan będzie gotowy wjechać na plac, by nie tracić więcej czasu. Wystarczająco wiele go straciliśmy błądząc po tych lasach, a dzień zapowiada się cudownie. - Mówił wolno Duevall, a jego głos zamieniał się w podmuchy śnieżnej wichury. - No i nie będziemy iść spod bramy ze wszystkimi bagażami. Gdy autokar będzie zapakowany, a nasze rzeczy wypakowane, to proszę, aby poczekał pan na mnie jeszcze chwilę - dodał nauczyciel, przeszywając kierowcę spojrzeniem. - Kiedy załatwię wszystkie sprawy, to wrócę i dokończymy naszą miłą pogawędkę.
     Stary mężczyzna pchnął drzwi, które otworzyły się wśród stękań układu hydraulicznego i wyskoczył na zewnątrz, wprost w objęcia potwornego żaru. Fala gorąca niemal zwaliła go z nóg, powietrze było ciężkie i rozgrane, a każdy oddech podsycał ogień trawiący płuca. Potworna duchota i atmosfera ciężka jak ołów w kilka sekund odbierały siły i zasiewały w mózgu pragnienie ucieczki do cienia i chłodu. Uśmiech nie znikał z twarzy Alexa, gdy szedł dziarskim krokiem w stronę zaniedbanej bramy. Czarna broda z kilkoma siwymi pasmami falowała w rytm szybkich i płytkich oddechów starszego mężczyzny. Pomimo swego wieku zachował wigor młodości, bystry umysł, silny wzrok i penisa twardego jak skała. Kilka miesięcy spędzonych w równikowych dżunglach wystarczyło.
     A to dopiero południe, myślał Duevall, czując zimno nieśmiertelnika spoczywającego na piersi. Ciekawe jak ten zasrany Tirenb sobie tu poradzi, w tym pierdolonym piekarniku. Już ja urządzę tego spasionego wieprza razem z całą tą gównianą klasą. Będę patrzył na ich pot i łzy zza okna, rżnąc w dupsko moją nową blond sukę. No i jesteśmy w środku lasu, mając dziesiątki kilometrów do najbliższego miasteczka, oraz jezioro pod ręką.
     Smukła postać zatrzymała się przed zardzewiałą bramą, a pył oblepiał jej eleganckie buty. Czarna, dopasowana marynarka i zamszowe spodnie odmładzały Alexa o kilkanaście lat, a efekt dopełniało raptem parę zmarszczek dookoła jego oczu i ust. Dłonie zacisnęły się na prętach bramy, ramiona napięły i pchnęły z całych sił. Niekonserwowany metal zajęczał przeraźliwie, przenikając aż do kości, a niedbale wykonane skrzydło odskoczyło z łatwością. Nauczyciel odsunął na bok drugą część bramy, odgradzając drogę i posłał mściwe spojrzenie sylwetce Aarona Wieprza, która majaczyła za leciutko przyciemnioną szybą.
     Słońce wisiało na krystalicznie czystym niebie, znajdując się w zenicie. W zasięgu widnokręgu nie było widać choćby najmniejszej chmurki i nic nie zwiastowało tego, aby miały pojawić się szybko. Wszystkie prognozy pogody mówiły jasno, prosimy naszykować się na dwa tygodnie piekła na ziemi. Jedynie oklejały to pięknym papierem złożonym ze słów o niezapomnianych przygodach czy doskonałych warunkach na opalanie. Zasrani, przekupieni łgarze wciskający gówno z uśmiechem na ustach, rozmyślał Alex zmierzając w stronę placu, będącego centrum Obozu.
     Las, okupujący setki tysięcy hektarów, miał spuszczoną głowę, i pokutował na kolanach. Susza, która przywędrowała z czeluści piekieł, pokazywała wielokrotnie, co może zrobić z takim żywym chrustem, gdy tylko najdzie ją ochota na pokazanie kłów. Zwierzęta kryły się w swych norach i siedliskach, modląc się o najlżejszy powiew wiatru, kilka kropel deszczu, albo chmury, które przyniosłyby ze sobą chwilę ulgi. Ale upał i duchota wcale nie były najgorsze, bo niemal absolutna cisza wisząca nad Obozem była porażająca.
     Las nie szumiał, wiatr nie zawodził, a ptaki nie śpiewały. Nic, jak gdyby mistyczna siła wyssała wszelkie dźwięki, tworząc pustą bańkę. Do Alexa nigdy nie przemawiała rozkosz, która miałby pojawiać się w miejscach pozbawionych cywilizacji; przebywanie na łonie natury traktował, jako konieczność. Ale cisza dźwięcząca mu w uszach, sztywny penis i rosnące poczucie władzy nad tymi gówniarzami dodawało mu sił i podniecało. Oh jak słodko będzie słyszeć zawodzenia tej cipy, gdy wkoło wszystko będzie milczeć.
     Owalny plac, na który wszedł Duevall, był w części wysypany żwirem, a pod nim znajdowała się ubita ziemia. Po jego prawej stronie stało kilka domków, zbudowanych z bali, w niewielkich odstępach od siebie. Dzięki temu cała lewa strona była wolna od zabudowań i pozwalała bez przeszkód podziwiać jezioro, które było jedynym atutem tego miejsca. I chyba tylko ono było zadowolone z tej popierdolonej pogody, pomyślał stary nauczyciel, widząc jak mieni się i skrzy. Spokojna, ciemna tafla, większa od kilku boisk piłkarskich zapraszała w swe chłodne objęcia, mamiąc wizją rozkoszy i ulgi od piekielnej pogody.
     Jeśli oczywiście ktoś pragnie spędzać swój czas, w miejscu bez żadnego zasięgu, szczątkową elektrycznością, w środku lasów ciągnących się na dziesiątki kilometrów we wszystkie strony wraz ze zgrają niewychowanych i wiecznie niezadowolonych małych skurwysynów, kołatało się w głowie Alexowi. Żadnej cywilizacji, żadnych odwiedzin stęsknionych rodziców, żadnych eskapad, bo i dokąd mieliby uciekać? Dwie skrzynki wódki, kilkanaście opakowań prezerwatyw, tabletki od dilera i jeden z najnowszych modeli Canona, a na twarzy Duevalla, w gąszczu niemal ciągle czarnej brody, wykwitł pierwszy szczery uśmiech od dawna.
     Jedyną rzeczą, jaka nie pasowała do tego miejsca i która przykuwała bystry wzrok podstarzałego mężczyzny, był czarny mercedes. Stał na drugim końcu placu, pomiędzy ostatnim domkiem a dróżką, mającą kilkanaście metrów i prowadzącą do największej chaty. Pewnie jadalnia, magazyn i może jeszcze ta chłodnia, o której wspomina broszura, zastanowił się na chwilę Alex.
- Witam pana serdecznie - usłyszał piskliwy głos, gdy pokonał całą drogę.  Niski i niemal całkowicie łysy jegomość wyskoczył z mercedesa, a zanim drzwi się zamknęły, dało się usłyszeć największy hit tegorocznego lata tryskający z głośników. - Cieszę się, że dotarliście tu tak szybko i bez najmniejszych kłopotów. Co, jak co, ale to miejsce wydaje się być na krańcu świata. - Zarechotał z własnego dowcipu. Po chwili przywdział obrzydliwy uśmiech i wyciągnął dłoń. - Gregory Kirnelb jestem właścicielem tego ślicznego miejsca.
- Miło mi poznać - burknął nauczyciel, ściskając wyciągniętą w jego stronę prawicę. - Alex Duevall i faktycznie, nie mieliśmy żadnych problemów po drodze. A co do tego miejsca, to rzeczywiście robi wrażenie, mimo tego, że jest strasznym odludziem. - Sztuczny uśmiech nie znikał z brodatej twarzy, od początku rozmowy. - Z tego, co mi wiadomo, do najbliższego miasteczka jest przeszło osiemdziesiąt kilometrów przez gęste lasy. Tylko szaleniec próbowałby wracać stąd na piechotę, nawet, jeśli posiadałby mapę i kompas. No, ale na pewno ma pan jeszcze wiele do zrobienia, a my długą drogę za sobą, więc nie chce zabierać więcej czasu niż to konieczne. Może dostanę przyspieszoną wersję zapoznawczą o Obozie i klucze do wszystkiego, co się tu znajduje? - Bystre oczy ciągle lustrowały okolicę, ucząc się jej na pamięć. Sześć lat w wojsku nigdy nie poszło na marne. - Mam już tylko ochotę na odpoczynek. - Kolejny fałszywy uśmiech i błysk oczu. Pierw się umyję, schowam rzeczy i opróżnię piersiówkę. Ustawię tych zasrańców do pionu i rozpędzę we wszystkie strony. Albo zrobię wszystkim pamiątkowe zdjęcie, albo każdemu z osobna. Jeśli pamięć mnie nie myli to są tu te bliźniaczki z długimi nogami i kilka innych okazów…
- Ależ oczywiście, proszę oto one. - Korpulentny biznesmen wyciągnął dłoń z wielkim pękiem kluczy w stronę Alexa. - Do każdego zamka są po dwa klucze, tak, aby opiekunowie mogli interweniować. No i na wszelki wypadek, gdyby dzieciaki zgubiły swój. W pańskim domku jest też mały sejf, z jeszcze jednym kompletem, ale to już na najczarniejszą godzinę. No i opiekunowie na pewno mają rzeczy, które nie mogą wpaść w niepowołane ręce.
- Cudownie się składa - zamruczał Alex, mrużąc oczy i uśmiechając się szeroko. Przynajmniej część rzeczy ma już swoje miejsce. - Tym dzieciakom z Nowej Szkoły nie można nigdy ufać. Ta dzisiejsza młodzież jest potwornie rozbestwiona i niewychowana. A to, co trzeba z nimi przejść, nie jest już na moje lata. Zbyt często brakuje mi sił i cierpliwości - łgał Duevall. - Powinienem wiedzieć o czymś jeszcze? Zawsze warto być przygotowanym na niespodzianki, zwłaszcza, gdy pomoc z zewnątrz jest prawie nieosiągalna. - Boże, zabrałem za sobą za mało wódki i prezerwatyw, uświadomił sobie nauczyciel. Ja tu zarucham na śmierć tą blond cipkę. Może jeszcze jakaś młodsza suczka wpadnie w moje ręce, a po tych tabletkach, będzie rżnąć się całą noc i nad ranem nic nie pamiętać. Diler mówił, że to są te sławne pigułki gwałtu, ale kto by dawał wiarę takim zasrańcom jak on.
- Doskonale pana rozumiem, czas nie oszczędza nikogo. Ale tak między nami Alex, to nie wyglądasz na zmęczonego życiem. Mam nadzieję, że mogę mówić ci po imieniu. - Tandetnie puszczone oczko i kolejny sztuczny rechot. - Piwnica jest tylko w jednym z domków, tym z sejfem, który będzie dla opiekunów. Ale nie licz na wiele, jest niewielka. W magazynie, podłączonym do stołówki i kuchni, jest sporo konserw, makaronu, ryżu i innych takich, a w szopie trochę narzędzi. Chłodnia jest zaopatrzona specjalnie na wasz przyjazd, łódki są sprawne, a łazienki wysprzątane. - Owalna twarz pokryła się siecią zmarszczek, gdy zużyty biurokracją i wiecznym kombinowaniem mózg, pracował na najwyższych obrotach. - Są dwie bramy w ogrodzeniu i jedną już pan poznał. Druga jest na końcu tej ścieżki między domkami - machnął niedbale ręką w stronę zabudowań. - Prowadzi do łazienek i lasu. Poza tym ogrodzenie jest słabej jakości, ale szczelne, a pogoda na najbliższe dziesięć dni ma być idealna. Poza tym, to chyba niczym nowym pana nie zaskoczę
- Tyle chyba wystarczy na początek - skwitował Alex. - Z resztą będziemy zapoznawać się na bieżąco no i zawsze mam do pana telefon. Jeszcze raz dziękuję za przywitanie, klucze i polecenie tego miejsca.
- Nie ma za co. Na terenie Obozu nie ma zasięgu, chyba że posiadasz telefon satelitarny. - Na niemal łysej głowie pojawiły się pierwsze oznaki przebywania na czterdziestostopniowym upale. - Jeśli pójdzie pan do lasu, to po przejściu około kilometra na północ, znajdzie pan polanę z amboną. Stamtąd dzwonić można bez problemu jak na te warunki. Albo można się cofnąć kilka kilometrów drogą, którą przyjechaliście.
- Dobrze wiedzieć. Właśnie zaoszczędził mi pan kilku godzin główkowania, albo stresu i przymusowego powrotu na łono cywilizacji. Jeszcze raz dziękuję i nie będę zatrzymywał pana dłużej.
     Kolejna paskudna wymiana uprzejmości i uśmiechów, krótki uścisk dłoni, podrzucanie wielkiego pęku kluczy i śledzenie wzrokiem czarnego mercedesa, który minął autokar na skraju placu. Potem ledwo słyszalny dźwięk sportowego silnika, który wchodził na wyższe obroty i znacznie głośniejszy syk starej hydrauliki. A gdy kłęby kurzu opadły, starszy nauczyciel zauważył pierwszych nastolatków wyłaniających się ze stalowej puszki, która w kilka chwil zmieni się w piec. Nawet Wieprz wystawił swój obleśny łeb, aby ocenić sytuacje, w której przyjdzie mu spędzić najbliższe trzy tygodnie.
     Pies ich wszystkich jebał, myślał wesoło Alex Duevall, bawiąc się kluczami i uśmiechając się w gąszczu zadbanej brody. Już ja zadbam o to by cipka Evans ociekała, a cycki pieściły twarz. No i zdjęcia tych młodych suczek też będą podkładem do dobrej zabawy. Może nawet i one poczują, jak mój kutas rozpycha ich szparki. Teraz tylko muszę ustawić tych młodych skurwysynów do pionu i istnieje cień szansy na pożyteczną zabawę. Zobaczymy, zobaczymy…
     Ciasne bokserki ukrywały silną erekcję, ale nie lubieżny uśmiech odsłaniający koniuszki zębów, pożółkłych od nadmiaru kawy i papierosów. Słońce wisiało nad głowami trzydziestu pięciu osób, ostatnie chwile upiornej ciszy wgryzały się w uszy, a potworny upał nie dawał nikomu odetchnąć. Czas zacząć wakacje.



IP: Zapisane
"Die Liebe ist ein wildes Tier
In die Falle gehst du ihr
In die Augen starrt sie dir
Verzaubert wenn ihr Blick dich trifft"
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.052 sekund z 17 zapytaniami.
                              Do góry