Rozdział 1
Był pierwszy tydzień czerwca, a więc zbliżał się długo wyczekiwany koniec roku szkolnego. Niektórym brakowało cierpliwości, co najlepiej widać było po frekwencji na wtorkowej lekcji matematyki, na której pojawiło się zaledwie dwóch uczniów. Obecne wtedy warunki nie sprzyjały systematycznemu uczęszczaniu do szkoły: lato, nudny profesor, ostatnia lekcja w planie. Przetrwali tylko najsystematyczniejsi. Określenie to pasowało niewątpliwie do Piotra, ucznia drugiej klasy liceum.
Piotrek siedział w pierwszej ławce środkowego rzędu, czyli zgodnie z jego przyzwyczajeniami. Ubrany był nietypowo, bo pomimo upału miał na sobie elegancki strój: buty, skarpetki, spodnie, garnitur, krawat, wszystko w kolorze białym. Właśnie to miewał na sobie już od kilku dobrych dni. Rówieśnicy długo zastanawiali się co może być powodem takiego zachowania.
- Może żałoba? - pytał jeden.
- Nie, wtedy nosiłby czarne ubrania - słusznie zauważył drugi.
Gdy w końcu postanowili zasięgnąć informacji od najlepszego możliwego źródła, czyli od samego Piotrka, usłyszeli niezwykle często padającą z jego ust odpowiedź:
- Nie wiem.
Ludzie z czasem przestali się tym interesować. Właściwie to Piotr nigdy nie cieszył się popularnością. Był bardzo przeciętny, przynajmniej z perspektyw nastolatków korzystających z życia. Raczej nieśmiały, nietowarzyski, ale zawsze pomocny, pracowity i systematyczny. Skoro nigdy ich nie obchodził, to czemu nagle miałoby się to zmienić? I tak koledzy znów przestali zwracać na niego uwagę.
Piotr nie mógł też liczyć na szczególne względy u płci przeciwnej. Był średniego wzrostu. Miał nieco dłuższe, ciemno-blond włosy rozczochrane na wszystkie strony, niebieskie oczy, lekko odstające uszy oraz brzuch świadczący o niewielkiej nadwadze. Mówiąc prościej: nie wyróżniał się. Jeżeli człowiek o przeciętnym wyglądzie ma równie przeciętny sposób bycia, to zazwyczaj ginie gdzieś w tłumie szarych ludzi. Tak też było w przypadku Piotrka, który jednak zbytnio się tym nie przejmował. Koledzy niewiele go obchodzili, a tym bardziej nie interesowało go szukanie dziewczyny.
- Strata czasu - mawiał pytany o to, czy wreszcie poszuka sobie partnerki.
Dużo korzystniej prezentował się Łukasz - drugi z obecnych na matematyce uczniów. Był podobnego wzrostu co Piotrek. Miał krótko ostrzyżone, czarne włosy oraz zielone oczy. Z pewnością wyróżniał się wysportowanym ciałem, które pozwalało mu na osiąganie całkiem niezłych wyników w przeróżnych zawodach sportowych, zarówno w indywidualnych, jak i w tych drużynowych. W przeciwieństwie do Piotra miał wielu kolegów, a nawet kilkukrotnie mógł się pochwalić jakąś atrakcyjną partnerką u boku. Jego obecność na imprezach i zabawach nie była niczym dziwnym, aczkolwiek zawsze starał się zachować umiar.
Łukasz również siedział w pierwszej ławce, ale w rzędzie po prawo, czyli przy oknie. Zawsze siadał gdzieś na końcu, gdzie mógł spokojnie grywać na komórce albo rysować coś na końcu zeszytu. Przy takiej frekwencji nie miało to jednak sensu. Wiedział również, że nauczyciel i tak zapewne zaprosi go gdzieś bliżej, więc z pewną niechęcią ostatecznie usadowił się na samym początku z własnej woli.
Miał na sobie typowe dla nastolatków ubrania: sportowe buty, jeansy oraz koszulkę z wymalowanym na środku logiem jakieś sławnej firmy.
- Strata pieniędzy - mawiał Piotrek pytany o to, dlaczego nie kupuje sobie oryginalnych ubrań.
Przed Łukaszem znajdowało się nauczycielskie biurko. Siedział przy nim podstarzały już profesor, przyodziany w czerwoną koszulę w kratę, jakieś brązowe, wytarte spodnie i buty od garnituru. Był niski, lekko przygarbiony. Od łysego czubka jego głowy odbijało się światło słoneczne, wpadające przez najbliższe z okien. Natomiast już w pozostałych miejscach dało się zauważyć schludnie ułożone siwe włosy. Charakterystyczna dla niego była również sięgająca do połowy klatki piersiowej broda. Na nosie miał jak zawsze niezawodne binokle. Był raczej lubiany przez uczniów, rzadko krzyczał, uprzejmy, a nawet czasem opowiedział jakiś żart. Miał jednak jeden problem: uczył matematyki, czyli najmniej lubianego przedmiotu w klasach humanistycznych. Z reguły nauczyciela od tego przedmiotu traktuje się jako zło wcielone, więc nawet ten przyjazny przecież staruszek nie cieszył się wielkim poparciem wśród młodzieży.
Siedział wyprostowany na swoim krześle i notował coś w swoim dzienniku, Łukasz siedział z założonymi rękoma i spoglądał to na profesora, to na Piotrka, który rozglądał się po sali i kręcił młynka kciukami.
- No to co chłopcy? Chyba nie ma sensu prowadzić lekcji? - spytał wreszcie nauczyciel przerywając przerażającą ciszę, która trwała od momentu wejścia do sali, czyli od około pięciu minut.
- Myślę, że nie – spokojnie odpowiedział Łukasz, który z trudem powstrzymywał się od uśmiechu na wieść, że istniała szansa na wcześniejsze wyjście ze szkoły.
Profesor wstał, poprawił binokle i wziął dziennik do ręki.
- Poczekajcie no, zaraz wrócę, a wtedy wspólne pomyślimy co zrobić – powiedział, po czym powoli wyszedł z klasy.
- Jakby już sobie nie mógł darować – skwitował kładący głowę na ławkę Łukasz.
Piotrek nic nie odpowiedział. Nadal rozglądał się po pustej sali, którą przecież bardzo dobrze znał, bo regularnie bywał w niej już od dwóch lat. Była to typowa klasa od matematyki. Duża, składająca się z trzech zielonych części tablica, na lewej ścianie wisiały plakaty ze wzorami matematycznymi, z tyłu poustawiane były brązowe szafki, a po prawo znajdowały się okna i parapety, na których stało kilka małych kwiatów w doniczkach.
- Coś ty taki cichy dzisiaj? – zagadał wreszcie Łukasz.
Piotrek znów milczał. Przestał kręcić młynek, założył ręce za głowę i utkwił wzrok w jakimś losowym punkcie na tablicy.
- A czy kiedyś było inaczej? – słusznie odpowiedział po chwili.
- Nie, nie było… - odparł zrezygnowany Łukasz. Wiedział, że trudno nawiązać z nim kontakt, ale po chwilowym namyśle kontynuował. – Może skorzystasz z okazji i narysujesz coś na tablicy? W podstawówce byłeś w tym dobry, pamiętam.
Piotrek znów się zamyślił. Odpowiedź nie padała przez dobrą minutę.
- Nie wiesz co narysować?
- Wiem, ale nie wiem gdzie…
- Jak to nie wiesz? Przecież masz całą tablicę!
- Ale nie wiem na której części.
Ponownie zamilkli. Łukasz zaczął uważnie przyglądać się koledze. Uważał go za dziwaka, chociaż na dobrą sprawę rzadko z nim rozmawiał. Jednak ta odpowiedź wydawała mu się szczególnie podejrzana.
- No to narysuj coś na lewej części tablicy – odrzekł wreszcie.
Piotrek popatrzył na zielone pole wskazane przez kolegę. Nagle spostrzegł, że na pierwszej ławce pod ścianą, właśnie po lewej stronie, czyli pod wskazaną częścią tablicy, leżał młotek, a obok niego sierp. Wcześniej wydawało mu się, że leżał tam sam młotek, którym woźny wbijał wcześniej gwóźdź do ściany. Tak rzeczywiście było, bo Piotrek przetarł oczy, spojrzał ponownie. Sierpa tym razem nie było. Nie uspokoiło go to jednak, dlatego wyjątkowo powoli odpowiedział:
- Nie, nie chcę na lewej tablicy
- No to narysuj na środkowej – odparł coraz bardziej zdziwiony Łukasz.
Piotrek spojrzał tym razem na środkową część. Ona była największa, dlatego rysowanie na niej dawało największą swobodę i wolność wyboru, ale mimo wszystko nie przekonała go do siebie.
- Nie, na środku też nie chcę.
- A prawa?
Nad prawą częścią tablicy znajdował się drewniany krzyż, a do niego przybity był wykonany ze srebra Chrystus. Wyżej natomiast wisiało Godło Polski. Właśnie tym przedmiotom przyjrzał się Piotrek.
- Nie, tam też nie chcę.
Wtedy drzwi otworzyły się gwałtownie. Staruszek wrócił do sali, przerywając tym samym dziwną rozmowę uczniów. Zamiast dziennika trzymał kolorowe czasopisma, który położył na swoim biurku. Łukasz natychmiast wrócił do wzorowej uczniowskiej pozycji.
- Może poczytacie? To bardzo pouczające artykuły!
W głosie profesora słychać było ten naiwny entuzjazm, który oczywiście nie udzielił się Łukaszowi. Co do Piotrka, to trudno powiedzieć, czy ta propozycja wzbudziła w nim jakieś emocje. Zawsze był tajemniczy i raczej nie uzewnętrzniał swoich odczuć. Na wszystko odpowiadał ciszą i kamienną twarzą. Tak też było w tym przypadku. Profesor podał mu jednak pierwszą z gazet, którą Piotr wziął bez przekonania. Spojrzał na pierwszą stronę. Było to jakieś czasopismo o tematyce naukowej.
- Na pewno cię zainteresuje, na pewno! – dalej łudził się profesor.
Kolejna gazeta trafiła na ławkę Łukasza, który tylko na nią spojrzał. Jedyne co spostrzegł, to zdjęcie całkiem ładnej pani doktor na pierwszej stronie. Artykuł z nią związany miał mówić o wynalezieniu leku na nieuleczalną do tej pory chorobę. Mówiąc szczerze, nie zainteresowało go to. Przejrzał dalej tylko po to by upewnić się, że nie ma tam kolejnych zdjęć kobiety z okładki.
- Panie profesorze? Może wyjdziemy już? – spytał zniecierpliwiony już Łukasz.
Nauczyciel tylko westchnął i popatrzył na swoich podopiecznych.
- To może zabierzecie to chociaż do domu i tam przeczytacie? – odparł lekko zniechęcony staruszek.
- Oczywiście! Oczywiście proszę pana! – krzyknął ponownie napełniony nadzieją Łukasz, który pospiesznie wrzucił swoje czasopismo do pustego niemal tornistra. To samo zrobił Piotrek, jednak jego plecak był przepełniony zupełnie niepotrzebnymi książkami.
- No dobrze, idźcie już. Tylko ostrożnie! – Powiedział profesor, który nawet lekko się uśmiechnął.
Łukasz zabrał swoje rzeczy, rzucił nauczycielowe pospieszne „do widzenia” i wyszedł z sali.
- Zaczekaj no Łukaszu. Na kolegę to nie poczekasz? – zatrzymał go profesor.
Staruszek zawsze starał się budować przyjazne relacje wśród młodzieży. Próbował zachęcać do wzajemnej rozmowy, spotkań, doradzał samotnikom. Jednak z każdym kolejnym rocznikiem jego metody okazywały się coraz mniej skuteczne.
Nastolatek faktycznie stanął w drzwiach, spojrzał na elektroniczny zegarek na ręku i cierpliwie zaczekał na swojego kolegę, który jak zwykle się nie spieszył. Ostatecznie obaj wyszli z sali i udali się piętro niżej, a stamtąd do szatni. Piotrek jak zwykle zmieniał buty, a Łukasz tylko zdjął z wieszaka czarną bluzę z kapturem, którą wziął rano na wypadek deszczu. Po kilku minutach byli już na zewnątrz. Nie odzywali się od siebie. Jeden nie chciał tego robić, a drugi w pamięci miał dziwny dialog o rysowaniu, dlatego bał się rozpoczynać drugą rozmowę.
Ich liceum znajdowało się tuż przy dosyć ruchliwej ulicy, toteż oprócz oślepiającego słońca powitały ich odgłosy stojących w korku ulicznym samochodów. Obaj szli chodnikiem, skręcili w prawo. Łukasz mieszkał stosunkowo blisko szkoły. Droga od domu do liceum zajmowała mu jakieś 10 minut. Piotrek również chodził piechotą, jednak mieszkał nieco dalej, dlatego przebycie trasy zajmowało mu około 20 minut.
Chodniki były przepełnione, tak jak zazwyczaj bywa latem. Chłopcy szli w tłumie przechodniów. Gdy robiło się nieco luźniej, bo niektórzy zatrzymywali się przy przystankach, bądź też przechodzili na drugą stronę ulicy, uszczerbek szybko wypełniany był ludźmi wychodzącymi z klatek schodowych lub zatrzymujących się autobusów.
Po lewej ręce mieli nadal przepełnioną samochodami ulicę, zaś po prawej czteropiętrowe bloki mieszkalne, zazwyczaj pomalowane na zielono. Od czasu do czasu zdarzył się jakiś w kolorze niebieskim lub pomarańczowym. Ostatecznie znaleźli się niedaleko małego sklepu monopolowego. Przed nim znajdowała ławeczka, na której siedział pewien charakterystyczny jegomość: podarte w okolicach kolan spodnie, poplamiona kurtka, zniszczone buty, mało przyjemny zapach. Gdy zobaczył idących chłopców wstał i podszedł do nich. Młodzi szybko zorientowali się z jakim typem człowieka mają do czynienia.
- Dobrodzieje! Dobrodzieje! Ja nie chcę wyłudzać, na pewno nie! Ale widzicie w jakiej jestem sytuacji, więc proszę, pożyczcie no piątaka, tak na jedną bułeczkę, może dwie.
- Nic ci nie damy, żegnam – odrzekł Łukasz, który szybko chciał uciąć dyskusję, dlatego przyspieszył kroku, jednak zatrzymał się gdy zobaczył Piotrka grzebiącego w kieszeni. Widok ten oburzył go.
- Piotrek, co ty robisz?!
Nie posłuchał. Wyjął wreszcie monetę i podał ją żulowi, który szybko odebrał zdobycz i ścisnął ją mocno w dłoni.
- Dziękuję ci księciuniu, dziękuję! – odparł obdarowany, po czym szybko skoczył do monopolowego.
- Coś ty zrobił do cholery?! Przecież wiesz co on z tym zrobi! – irytował się dalej Łukasz.
Piotrek zamyślił się, po czym znów ze spokojem odpowiedział:
- Jemu bardziej się przyda.
Łukasz znów ogarnął kolegę tym podejrzliwym wzrokiem. Ilość dziwnych sytuacji i odpowiedzi była już zdecydowanie zbyt duża, dlatego rzucił coś na pożegnanie i udał się do domu. Piotrek powinien wracać taką samą trasą, jednak postanowił przespacerować się po mieście. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ludzie, których za chwilę spotka, już na zawsze odmienią jego życie.