Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1] 2    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Droga Berserkera - dostępny Rozdział Drugi (Czytany 5618 razy)
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« : 17 Września 2010, 20:01:40 »
Witam wszystkich - bez dłuższych wstępów. Powiastka dedykowana Laxx, parę razy już nadmieniałem czemu. :) Mógłbym dużo mówić o czym będzie...Ale tym razem sobie daruję. Pozwolę się Wam wciągnąć w akcję tej umieszczonej w świecie elfów, gnolli, trolli i wikingów historii.


Chansons de geste...W zandali, języku trolli, oznacza „pieśń o bohaterskich czynach”. Lok’vadnond, czyli w języku orków pieśń o bohaterskim żywocie wyjątkowego orka...i nie tylko. Uker’dar, bojowa pieśń ogrów, wychwalająca męstwo i waleczność całej rasy. Sagi nordów i kvaldirów, opiewające bogów i bohaterów, którzy dokonali boskich czynów albo i stali się bogami...Istnieje multum rodzajów pieśni o bohaterach i bohaterstwie. W wielu z nich bohater staje się bogiem. Tak po prawdzie, istnieje saga wikingów o bohaterze, który wikingiem nie był. O bohaterze, który spotkał wielu bogów i multum potężnych istot...i zabił lub okaleczył większość z nich. Saga nosi nazwę „Droga Berserkera”, została spisana przez elfa zwanego Varo’theras Ravenhead, jedną z ofiar tytułowego bohatera...

Kolejna błyskawica przecięła ciemne, burzowe niebo. Zaraz podążyły za nią dwie kolejne. Siarczysty deszcz bił w górę i stojącą na niej warownię. Krucza Twierdza, jak zwał się zamek, niemal zawsze otoczona była taką „przytulną” atmosferą. Niektórzy nazywali to przekleństwem Varo’therasa Ravenheada, pana na zamku, niegdyś nadwornego arcymaga na dworze władcy elfów wysokiego rodu. Ale to było dawno temu, zanim jeszcze pan na zamku stał się tak ponury jak panująca wokół niego atmosfera. Ta niegdyś wspaniała twierdza z czarnego, misternie wykutego kamienia była dziś cieniem swej dawnej świetności...tak jak Varo’theras był wrakiem dawnego siebie. W jego domu żył tylko on, uczeń imieniem Varethas Ravenhead (praprawnuk jego siostrzeńca) oraz wielu strażników. Varo’theras opłacał ich i żywił, gdyż wierzył, że mogą go obronić przed pewnym koszmarem z przeszłości...Płonne są nadzieje śmiertelników.

W tej burzowej pogodzie, Varo’theras ogrzewał swoje stare ciało przy kominku, zamknięty w swoim gabinecie. Deszcz wściekle bił w okna, ogień trzaskał wesoło...A elf rozmyślał. Nie wyglądał dobrze od wielu wieków. Pod obszerną, misternie uszytą szatą w kolorze jeziornej głębi nie było widać pewnych...ubytków. Brakowało mu bowiem obu nóg i lewej ręki, twarz zaś pooraną miał bliznami. Nie zostało w nim nic z dumny elfiego arcymaga, może poza wciąż bystrymi, lecz przygaszonymi, błękitnymi oczami. Włosy koloru słomy, obficie poprzetykane białymi pasmami, spływały spokojnie po karku, zalewając plecy. Po dłuższej chwili, elf przeniósł wzrok z kominkowego ognia na swoją biblioteczkę. Czy raczej bibliotekę. Ścianę z książek. Wiele z tomów na półkach było jego autorstwa – „O arkan potędze”, „Arkadium, czyli elfiego imperium historia” czy też skomponowana w nordyckim stylu saga „Droga Berserkera”, uznawana za arcydzieło literatury elfickiej. W momencie, gdy spojrzenie czarodzieja padło na grzbiet księgi, wiedziony impulsem starzec podjął pewną decyzję. Nacisnął guzik na swoim fotelu.
- Varethasie! – powiedział do małego mikrofonu, który miał wszyty w poły szaty. Jego głos rozległ się po salach i korytarzach warowni. – Przyjdź do mojego gabinetu, w podskokach!

W bardzo krótkim czasie do pokoju zapukał i wszedł elf, wyraźnie młodszy od Varo’therasa. Był wysokim, przystojnym mężczyzną. Miał niebieskie oczy tak jak jego wuj i podobnego koloru włosy, trochę krótsze i spięte w koński ogon. Nosił prosty strój, złożony z burobrązowego, skórzanego kaftanu, szarych spodni z tego samego materiału i skórzanych butów do kolan. Sznurówka lewego była we wściekle czerwonym kolorze. Starszego elfa zawsze to bawiło.
- Jesteś, młodzieńcze...Chodź, mam ci coś ważnego do przekazania... – powiedział do niego praprawuj, gestem ręki – chudej i żylastej, pokrytej wątrobianymi plamkami – przywołując krewniaka do siebie. Młodszy elf wziął krzesło, przystawił je i usiadł.
- Czemu mnie wołałeś, wuju? – zapytał.
- Czytałeś moją sagę, „Drogę Berserkera”?
- Oczywiście, wuju. To piękna historia.
- O czym mówi? – zapytał szybko autor omawianego utworu. Jego uczeń zamyślił się chwilę.
- Opowiada o orkowym wojowniku imieniem Havekar, którego wychowały dzikie bestie. Wojownik nauczył się kontrolować szał i dzikość swego serca aby wyzwolić swój lud z niewoli demonów. Okazało się, że jest półbogiem, synem boga Kargatha i śmiertelnej orczycy. Prawie każdy elf, czerwony czy wysokiego rodu, zna tą opowieść. Uczą jej dzieci w szkołach – popisał się dobrą pamięcią młodzieniec.
- Tak... – przeciągle mruknął Varo’theras. – Prawda jest gorsza. Historia jest oparta na faktach, ale tylko trochę. Jej oryginalna wersja została uznana przez mojego wydawcę za zbyt niewiarygodną i musiałem dokonać pewnych zmian. Chciałbym opowiedzieć ci, spadkobierco rodu Ravenhead, prawdziwą historię.
- Rozumiem...i dziękuję – odparł po chwili milczenia Varethas i usadowił się lepiej na krześle, przygotowując na długą opowieść.
- Na początek...powiem ci, co mnie tak straszliwie okaleczyło. Spotkałem kiedyś przeciwnika...Bardzo wyjątkowego przeciwnika. Muskulatura której nie powstydziłby się ork, kły, z jakich posiadania szczyciłby się niejeden leśny stwór, usze długie niczym u starszego elfa...twarz wymalowana trupimi kolorami, białe oczy rekina i twarz wykrzywiona w demonicznym grymasie. Wielu takich widziałem...Nie mogli się równać z moją magią. A ten jeden...był inny. Jego obecność poplątała mi zmysły. Nie mogłem rzucić weń nawet prostym magicznym pociskiem. Z rozmysłem wbił sobie nóż w pierś, co roztrzaskało głowę mojego adiutanta. Ciął straszliwie jednego z moich przybocznych, oddzielając mu nogi od tułowia, jednym ciosem pięści zdjął czerep ochraniającego mnie krasnoluda z jego barków...A wtedy zwrócił się przeciwko mnie. Zabrał mi moje nogi, moją rękę, moją dumę, moja magię...Zostawił tylko ból, cierpienie i koszmary...Nie zliczę nocy, podczas których budziłem się z krzykiem, przerażony demoniczną twarzą mojej nemezis... – opowiadał powoli elf, patrząc się w ogień, jakby chciał w nim ujrzeć twarz opisywanego wojownika...potwora...
- To...to straszne – wykrztusił z siebie Varethas. – Czemu nigdy nikomu o tym nie opowiedziałeś? – zapytał głucho. Musiał długo czekać na odpowiedź.
- Bałem się...wstydziłem się...Sam nie wiem. W każdym razie, poświęciłem wieleset lat na zbadanie historii tego stwora. Na podstawie jego biografii napisałem „Drogę Berserkera”. Chciałbyś usłyszeć unikalną historię istoty wychowanej przez wikingów, która pokonała tysiące przeciwności, zabiły nie mniej wrogów i nigdy nie spojrzała się za siebie?
- Owszem, chcę – szybko odpowiedział młodszy elf. Varo’theras zrobił coś, co zdarzało mu się niezmiernie rzadko od znamiennego spotkania ze swym nemezis.

Uśmiechnął się.



« Ostatnia zmiana: 02 Października 2010, 17:25:38 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 17 Września 2010, 21:05:59 »
Przeczytałem... I czuję jednak pewien niedosyt.

Prolog jest krótki, treściwy, opisuje historię z punktu widzenia ofiary tego... czegoś. Wiemy, że ów elf jest straszliwie okaleczony, póki co nie wiemy, jaka siła doprowadziła do czegoś takiego.
Błędów nie wyłapałem, nieścisłości także, wszystko zdaje się być na miejscu. Mimo to brakuje jakiejś... Hmm, głębszej emocji. Dla przykładu, śmierć Hellscreama w "Śmierci i Jego Uczniu" była czymś nietypowym, rozbudzającym uśpione uczucia. Tutaj nie wiemy, kim jest ów mag ani kim jest jego oprawca, więc nic do nich nie czujemy. Kto wie, może elf zasłużył na swój los?

Nie zmienia to faktu, że prolog jest dobry, a nawet bardzo dobry. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Nekro_L

******

Punkty uznania(?): -1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 476


Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 17 Września 2010, 22:55:03 »
Dobre, ciekawe, pokazane z oryginalnego punktu widzenia. Postać starego elfa przypadła mi do gustu, jego krewniaka niekoniecznie, ale nikt nie jest idealny  :P Czekam na rozdział pierwszy żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tym... bersekerze? Maniaku? Zabójcy? Zobaczymy.


IP: Zapisane
Laxx
Tawerniana Diablica

*

Punkty uznania(?): 10
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 1 426


Posiadaczka Piekielnej Patelni

Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 18 Września 2010, 05:52:48 »
Czekamy, czekamy :)
Bardzo dziękuję za dedykację. ;*
A co do skomplikowanych nazw czy słów w Twoim opowiadaniu - bardzo je "kocham". rodem z opowiadań mej Mother, achh. Ależ to urocze :)


IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 18 Września 2010, 08:52:38 »
Niezły początek.
Co do pytań do Fergeranda chyba ja mógłbym na to odpowiedzieć.
Ork ten (Hakuvar chyba) był chyba pod wpływem mocy demonów jak pisze w sadze "Droga berserkera" i tak napakowany ork mógłby stawic czoła nawet potżnym półbogom. Sama siła wystarczała do tego, bo była spotęgowana.

Mi trochę zabrakło akcji, ale to tylko prolog, któy ma nas wprowadzać do twego swiata, a nie wrzucać na głęboka wodę jak niektórzy by chcieli. Takie przynajmniej jest moje zdanie.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Psychol55
Ja słyszę a ty słuchasz

******

Punkty uznania(?): 2
Offline Offline

Wiadomości: 441


Krytyk Fasta

Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 18 Września 2010, 11:04:11 »
Początek bardzo fajny ,akcji wcale nie musi być za dużo bo to prolog. Historia o okaleczonym Elfie ,który padł ofiara orka wojownika imieniem Havekar, którego wychowały dzikie bestie. Niezłe czekam na 1 rozdział


IP: Zapisane
http://emikozinska.wix.com/emi-kokoz-art

Sprawdźcie co robi moja siostra!
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 19 Września 2010, 23:18:22 »
Wokół trzaskającego wesoło ognia siedziała trójka elfów o ponurych wyrazach twarzy. Choć północ minęła kilkanaście minut temu, w Lesie Wiecznej Pieśni było jasno. Ognisko rozświetlało czerwone liście wszędobylskich drzew, nocne ptaki umilały atmosferę. Jednakże długouchym nie było do śmiechu. Na oko było to dwóch wojowników i jeden mag. Wojownicy mieli długie blond włosy i misternie wykonane pancerze w leśnych barwach – brązie, zieleni i czerwieni. Ogień odbijał się od kling długich mieczy, które mieli przypasane. Niebieskie oczy wlepiali w swojego dowódcę. Czarodziej odziany był w białą szatę, mądrymi, niebieskimi oczami w kształcie migdałów wpatrywał się w horyzont. Jego włosy koloru słomy związane były ciasno w koński ogon, prawdopodobnie po to, by nie zasłaniały mu widoku, tak ważnego przy rzucaniu zaklęć.

Ale trójka eldarów – elfów wysokiego rodu – nie była sama. Kilka kroków za nimi, przykuty za lewą rękę do drzewa kajdanami z połyskliwego metalu klęczał troll. Jego opinająca umięśnione ciało skóra miała zielony kolor, wyglądała przy tym jak porośnięta rzadkim mchem. Jego długi nos co jakiś czas ruszał się, ale ten ruch był ledwo dostrzegalny. Jego długie uszy również drżały co jakiś czas. Siwowłosy troll wyraźnie starał się coś wykryć, jednakże jego bursztynowe oczy wpatrywały się w łańcuch. Strój więźnia elfów składał się wyłącznie ze skórzanych spodni w żałosnym stanie i fioletowego szala, który ukrywał szyję, usta, kły oraz górną cześć torsu. Troll wlepiał spojrzenie w łańcuch...i w to co znajdowało się za nim. Czekał.

- Lordzie magu – powiedział wreszcie jeden z wojowników. – Co zamierzasz zrobić z tą aberracją?
- Jarodzie... – zaczął mag, strzepując niewidzialne pyłki z szaty. – Rozkazano nam wyciągnąć z niego informacje dotyczące ostatniego punktu oporu jego plemienia...Ale on jest zbyt uparty, zbyt silny umysłem. Na nic moje czary. Nic nie wyciągnę z tego trolla – westchnął ze znużeniem.
- Zatem spróbujemy tradycyjnymi metodami, mistrzu Varo’therasie – powiedział drugi wojownik. Dwa poprzednie elfy miały aksamitne, arystokratyczne głosy, ale ten ostatni dziwnie chrypiał. Może miało to związek z białawą blizną na gardle. – Te bestie rozumieją tylko argument siły. Sprawimy mu ból, nie mniejszy niż on i jego pobratymcy sprawiali nam – dokończył mściwie, dobywając przy tym sztyletu. Czarodziej wzruszył ramionami.
- Rób, co uważasz za słuszne – powiedział, zwracając wymownie spojrzenie w stronę ognia. Dwójka wstała i podeszła do więźnia.
- Zatem, potworze – zaczął dzierżący sztylet wojownik. – powiedz nam gdzie są twoi plugawi bracia, a oszczędzimy twój nędzny żywot...przez jakiś czas – syknął jadowicie. Troll leniwie podniósł na niego spojrzenie. Odsłonił dłonią twarz, pokazując szyderczy uśmiech i długie, choć cienkie kły.
- To...była nasza ziemia. Ziemia TROLLI. Byliśmy tu wcześniej niż ktokolwiek inny – mówił, a jego głos ze zgłoski na zgłoskę coraz bardziej przesiąkał jadem i pogardą. – Elfy i ich nędzny sojusz przybył tu by nas przegnać...Ale my nigdy się nie poddajemy. My nigdy nie zapominamy... – po tych słowach starszy z wojowników wykonał krótki gest, a młodszy wojownik trzasnął trolla pięścią w twarz.
- Gadaj, co wiesz! – warknął dzierżący sztylet, kucając. Troll sapnął i chrząknął coś gardłowo.
- Amani nigdy się nie poddają. My nie zapominamy! My nie umieramy! To nasza ziemia – chcecie zostać, zostaniecie na zawsze. Robaki pożywią się waszymi truchłami – mówił powoli troll, wlepiając spojrzenie w bliższego elfa. Gdyby był meduzą lub bazyliszkiem, jego rozmówca już dawno obróciłby się w kamień, a następnie w proch. Ale zielonoskóry troll nie był żadną z tych istot. Poirytowany elf zaatakował więźnia i wyłupił mu oko. Troll wrzasnął z bólu, zaś elficki arcymag krzyknął z irytacją.
- Uważaj! To cenny więzień, wódz tych stworów! Nie możemy sobie pozwolić na jego śmierć! – pouczył swego przybocznego. Elf wymruczał jakieś przeprosiny w elfickim.
- Taeiwanniwanga! – wrzasnął troll, wstając i prostując się. W porównaniu z elfami wyglądał jak niesamowity mocarz – dużo lepiej umięśniony i wyższy o co najmniej ćwierć metra.
- Taz’dingo! – odpowiedział okrzykiem inny głos. Wymowa i barwa owego głosu wskazywała na jedno – niedaleko były inne trolle. A nawet bardzo blisko.

- Zasadzka! – ryknął starszy z wojowników, upuszczając sztylet i dobywając miecza. Uchylił się przy tym przed nadlatującym toporem. Mag postawił bariery, zaś młodszy z wojowników nie miał tyle szczęścia – włócznia ciśnięta z głębi lasu przebiła mu brzuch i, podrywając go z ziemi, powaliła mniej więcej metr dalej. Co najmniej pół tuzina dwumetrowych leśnych trolli wyskoczyła z gęstwiny drzew. Wszyscy mieli czerwone grzywy lub irokezy oraz twarze wymalowane w wojenne wzory. Mieli na sobie tylko przepaski biodrowe, ale nadrabiali wyglądem oraz bronią – każdy miał przytroczone do pasa dwa topory do rzucania i dzierżył jakąś biała broń w dwóch potężnych, wyposażonych w dwa palce, dłoniach.
- Przybywamy z odsieczą, Zul’jinie! – ryknął jeden z trolli, ale ognista kula zderzyła się z jego torsem i obaliła go na ziemię. Elf podjął walkę z pięcioma przeciwnikami. W tym samym czasie, więzień złapał wypuszczony przez jednego z ciemięzców miecz. Popatrzył chwilę na ostrze, na łańcuch, na ramię...A potem ostrze świsnęło i z ohydnym chlupotem lewa ręka trolla opadła na ziemię. Tłumiąc przesycony bólem krzyk, Zul’jin wstał i zbiegł. Mniej więcej w tym czasie ostatni z trolli padł, gdy jego głowa wybuchła w zetknięciu z krwistoczerwoną sfera wyczarowaną przez Varo’therasa. Dowódca spojrzał na szóstkę nieżywych trolli, dwójkę martwych elfów i ucięta kończynę, wciąż trzymaną na łańcuchu. A potem rzucił kilka przekleństw na wiatr.

Zul’jin jęknął, budząc się na zbitym z desek łóżku. Pokrywał je zielony mech, zastępując materac. Troll rozejrzał się po pomieszczeniu. Leżał w drewnianej chacie, która jakimś cudem trzymała się mimo przechylonego dachu. Ściany pokrywał mech i grzyby. Mebli było mało – ot, kilka półek, na których leżały nieznane mu urządzenia alchemiczne i książki.
- Widzę, że się obudziłeś – stwierdził ktoś. Zul’jin podążył wzrokiem za głosem. W kącie jednoizbowego domostwa stał kociołek, bulgocząc wesoło nad ogniem. Zielonoskóry złowił kątem oka ludzką czaszkę, wypływającą leniwie na powierzchnie. Przy kominku stał jego współplemieniec. Niższy, chudszy i z pewnością starszy troll miał siwe włosy związane czymś na kształt korzenia w gruby warkocz. Jego bystre, czarne oczy obserwowały kociołek i różnego rodzaju ingrediencje leżące na półkach, rozproszonych, lecz znajdujących się w zasięgu długich rąk. Tak jak Zuljin, nosił tylko spodnie, brązowe i wytarte oraz nie zasłaniał niczym torsu. Nie miał też oczywiście butów, ale trolla w jakimkolwiek obuwiu nie widziano...właściwie nigdy nie widziano.
- Tak...i dziękuję, Zul’Haktal – powiedział Zul’jin, skłaniając głowę w pokorze.
- O'hoba. Nie jestem czarownikiem, tylko znachorem. Leczę potrzebujących ziołami, nie mocą Loa – chrząknął troll, uśmiechając się. Kły lekko podniosły mu się przy tym do góry, pogłębiając drapieżność wyglądu.
- I tak dziękuję. Długo spałem? – zapytał po chwili milczenia jednoręki. Gospodarz pokręcił głową i wreszcie obrócił się, stając twarzą w twarz z rozmówcą.
- Góra trzy dni. Nie ucieszy cię chyba fakt, że elfy wdarły się do Zul’Aman – powiedział.
- CO?! – ryknął Zul’jin, zrywając się z posłania. Choć pozbawiony oka i ręki, zielonoskóry stwór ciągle wyglądał groźnie i majestatycznie.
- Rozumiem, że męczy cię to podwójnie, w końcu byłeś przywódcą leśnych trolli, wodzem Amani...Teraz nie masz kim dowodzić, plemiona się rozproszyły – dodał Zul’Haktal. Jego gość skrzywił się.
- Elfy nie wiedzą na co się porywają. Nie rozumieją trolli ani potęgi, która za nami stoi. Sczezną, a ich ciała zostaną pożarte przez dzikie bestie Lasów Wiecznej Pieśni... – warczał jakby sam do siebie Zul’jin. Znachor pokręcił głową.
- Sam nic nie zdziałasz. Ale istnieje pewien sposób...Otóż, mam tu dziecko naszych wyspiarskich krewniaków. Hakkar zesłał mi wizje...Krwawy bóg twierdzi, że dziecko jest przeznaczone do wielkich czynów... – opowiadał starszy z trolli, powoli podchodząc do czegoś na kształt łóżeczka i wyjmując z niego zawinięte w szmatki dziecko.
- A gdzie w tym moja rola? – spytał dawny wódz.
- Nie rozumiesz do końca. To dziecko ma być naprawdę wyjątkowe...Zdolne niszczyć bogów i arcydiabłów, obalać cywilizacje i kształtować nowe...Tylko sam musi na to zapracować. Tutaj twoja rola, Zul’jinie – musisz zaopiekować się dzieckiem albo przekazać komuś na wychowanie.
- Rozumiem... – kiwnął troll głową, ostrożnie przejmując niemowlę jedną ręką. Dziecko dalej spało.
- Jego rodzice nie żyją. Nie nadano mu imienia, ale Loa, Cienisty Pan, zesłał mi inną wizję...Chłopiec będzie nosił miano Tego, Który Się Mści...A teraz idź – powiedział Zul’Haktal i odwrócił się w stronę kociołka. Jednooki po raz ostatni westchnął i wyszedł z chatki prosto w burzę. Dziecko zaczęło płakać, lecz siwowłosy nie przejął się tym i szedł przed siebie...


IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 19 Września 2010, 23:28:51 »
No, no, no.... niezły początek, a jakie zakończenie. Szczerze niespodziewałem się tego. No to wiemy chyba komu Zul 'jin przekaże wychowanie tego dzieciaka.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Solarious

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 10

Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : 20 Września 2010, 07:45:43 »
Moim zdaniem odwaliłeś kawał dobrze napisanej roboty. Widać też jak się wczułeś w pisanie tej opowieści. Ogólnie rzecz biorąc daje ci za to 5/5, jeśli miałbym oceniać. Najbardziej zaintrygowało mnie słowo Eldar, nie żeby coś tam, ale strasznie kojarzy mi się z Młotkiem 40.000. Oh, te stare wspomnienia z bitewniaka.


IP: Zapisane
Za dobrze jest człowiekowi samemu na ziemi - Rzekł Pan - I zesłał mu niewiaste.
                                Kornel Makuszyński.

<--- Kliknijcie i zapoczątkujcie żywot smoka.
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : 20 Września 2010, 14:38:52 »
Dziękuję, dziękuję. :)
Solariousie - nazwa "eldar" bierze swój początek chyba we Władcy Pierścieni, oznacza elfów, którzy za wezwaniem Valarów popłynęli do Valarionu...czy jak tam się to nazywało, już dawno nie miałem Silmarilliona w rękach. W Warhammerze "zwykłym" tą nazwą też określa się elfy wysokiego rodu. W moim świecie, gdzie podras elfów jest kilka, pierwszą, od której wywodzą się inne nazywamy Elfami Wysokiego Rodu, Wysokimi Elfami czy też Eldarami.  Inne to Elfy Czerwone, Elfy Księżycowe i Umbrageni.
...Ale rasa z WH 40.000 zaiste przezacna. :>
Over and out. Czekajcie na ciąg dalszy.
Czekamy. Ciekawie się zapowiada : ) /Zgadnij Kto : D


« Ostatnia zmiana: 22 Września 2010, 17:59:50 wysłane przez Laxx » IP: Zapisane
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #10 : 22 Września 2010, 18:00:00 »
Ok.

Rozdział krótki, ale trochę się dzieje. Rozumiem, że ten Zul'jin to ten, o którym mówią Łowcy Głów w Warcraftcie 3? Nevermind.
Rozumiem też, że owe dziecko jest głównym bohaterem, prawda?

Jest dobrze. Nie jest to może aż tak dobre jak "Wojny", "DVS" i "Śmierć", ale wciąż na wysokim poziomie. Keep it up.


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Laxx
Tawerniana Diablica

*

Punkty uznania(?): 10
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 1 426


Posiadaczka Piekielnej Patelni

Zobacz profil
« Odpowiedz #11 : 22 Września 2010, 19:35:56 »
Niach.

Cóż, na wstępie muszę dodać, że piszesz bardzo ładnym językiem. Zdania rozbudowane na wysokim poziomie. To sprawia, że lepiej się je czyta :)

Po drugie widzę, że znowu pojawiają się bogowie. Czy będą mieli znaczący wpływ na fabułę? :>

No i trolle z prawdziwego zdarzenia. Takie wredne ;]

@up: ja tam wolę, jak rozdziały są krótsze. Czyta się je lepiej. Przynajmniej mi :)


IP: Zapisane
Psychol55
Ja słyszę a ty słuchasz

******

Punkty uznania(?): 2
Offline Offline

Wiadomości: 441


Krytyk Fasta

Zobacz profil
« Odpowiedz #12 : 26 Września 2010, 14:47:12 »
Nie miałem czasu na pierwszy rozdział ale już zaczytałem ,fajne zresztą jak to zwykle bywa fajny klimat ma to opowiadanie trochę podobne do War crafta hordy :> Ale to już twój urok a i jeszcze dodam ,że niedługo wrzucam jedno opowiadanko szczegóły podam później ^_^ gdzieś może za tydzień bo mam problem.


IP: Zapisane
http://emikozinska.wix.com/emi-kokoz-art

Sprawdźcie co robi moja siostra!
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #13 : 02 Października 2010, 11:43:40 »
Marsz Zul’jina trwał długo. Las Wiecznej Pieśni był w rzeczywistości ogromną puszczą, ciągnącą się po obu stronach wielkich gór Kariatyd. Niegdyś cały był częścią ogromnego imperium trolli...ale to było dawno, a owe imperium jest już dziś zapomniane niemal tak jak zandali. Ale wracając do okaleczonego trolla – jego droga ciągnęła się przez Ziemie Duchów – ogromne cmentarzysko trolli, wyraźnie „zaznaczone” piramidą Kragh’jina, jedynego trolla w historii, którego tytułowano „cesarzem”, twórcę pierwszego imperium. W głębi jego grobowca spoczywało zmumifikowane ciało i ogromne bogactwa...ale nawet żyjące na tych obszarach chciwe gobliny bały się okropności, które mogły istnieć w głębinach piramidy. Zul’jin przeszedł więc Ziemię Duchów, przekroczył górski masyw Kariatydu – drugi co do wielkości łańcuch górski na świecie, zamieszkały przez liczne plemiona gnolli i inne stwory. Gdy zostawił za sobą góry, troll zagłębił się w gęstą puszczę Banga’tlash. W spokoju przebył bujny, zielony las, docierając po pełnych dwóch tygodniach do swego celu – Mitgaardu. Krainy wiecznych sztormów, mgieł, mrozów, wojen...norsemanów, kvaldirów, gigantów, krasnoludów i potężnych bóstw.

Północny wiatr Midgaardu – określanego też czasami „krajem Skandów”, Skandynawią – ciął ostro twarz trolla, przemierzającego lekko zalesione iglakami równiny. Szukał pewnego starego przyjaciela. Gdy tak szedł w milczeniu przed siebie, przypominał sobie wydarzenie ostatnich czasów...

Zul’jin nigdy nie miał dzieci ani młodszego rodzeństwa. To znaczy miał, ale nigdy go nie spotkał...a nawet jeśli spotkał, to nie zdawał sobie sprawy z pokrewieństwa. W każdym razie nie wiedział czym żywią się niemowlęta. Próbował go nakarmić mięsem zabitej sarny (nawet z jedną ręką przyszło mu to z łatwością), jednak o mało nie udławił malca. Dieta oparta na jagodach i korzonkach również nie skutkowała. Zepchnięty na granicę możliwości, Zul’jin odnalazł w swoich tobołkach małą, szklaną buteleczkę z napisem „Wypij mnie, Huskarze”. W pojemniku przelewał się ciemno – baaaardzo ciemno – czerwony płyn, mocno przypominający krew. Niewiele zastanawiając się, przytknął fiolkę do ust niemowlaka, który wiedziony przyrodzonym odruchem ssania łapczywie ją opróżnił. Dla starego trolla jakby urósł w oczach...ale umysł mógł mu płatać figle. Na drugi dzień Zul’jin odkrył, że płyn w tajemniczy sposób się uzupełnił. Od tego czasu, Huskar żywił się „krwawą polewką”.

Jednakże czas na sentymenty skończył się razem z przybyciem trolla na teren ludzkiej wioski. Mała osada, leżąca przy wielkim morzu. Prawdopodobnie niegroźni rybacy...ale norsemani nigdy nie są niegroźni.

W zasadzie mieszkańców Midgaardu uważa się za ludzi...ale opinie utrzymujące, że w zasadzie są pół lub ćwierćolbrzymami wydają się być potwierdzone. Ze świecą szukać tam mężczyzny mającego mniej niż sześć i pół stopy wzrostu, w tym niemal wszyscy w barkach mają drugie tyle...Ważą przy tym często dobrze ponad sto kilo, a lwia część to potężne mięśnie i grube kości. Ich włosy często mieszają się z długimi brodami, a surowe rysy twarzy i srogie ich wyrazy jedynie dopełniają wizerunku urodzonych, bezlitosnych wojowników. Kobiety nie były wiele od nich niższe, a przy tym smukłe i silne zarazem. Twarze większości wbrew obiegowej opinii były obrazem surowego piękna. Choć po prawdzie...Najgroźniejszą i najbardziej przerażającą istotą w okolicy i tak byłą stary, okaleczony leśny troll. Bez strachu przemaszerowałby przez wioskę i wyrżnął wszystkich, którzy odważyliby stawić się mu opór, jednak nie na tym polegała jego misja. Z tego względu, zielonoskóry zdecydował się obejść wioskę łukiem, skupiając przy tym wzrok na pojedynczym domu na skraju osady. Wszystko potoczyłoby się dobrze, gdyby w lesie nie napatoczyło się na niego dwóch myśliwych.
- Na brodę Odyna! – huknął pierwszy, potężny mężczyzna w skórzanym ubraniu, dźwigający dzika na ramieniu. Puścił go szybko na ziemię i zwinnie przyjął miecz z rąk towarzysza. Dla trolla wyglądali tak samo – zanotował jedynie, że jeden jest szatynem, a drugi miał włosy rude.
- Oli, co to za szkaradę wysłał Loki?! – warknął ten drugi – rudzielec – do towarzysza.
- Zejdźcie mi z drogi...jeżeli macie po co żyć – syknął zielonoskóry, mocniej przyciskając dziecko do piersi. Wtedy najwyraźniej myśliwy zauważyli jego fizyczne braki i nazwany Olim ryknął śmiechem.
- Patrz na to, Knut! Ta szkarada potrafi mówić, ale ma tylko jedną rękę i jedno oko! Widać Lokiemu kończą się żołnierze – szydził. Knut wzruszył tylko ramionami, a potem zamarł, bo zobaczył zawiniątko przyciśnięte do zielonej piersi.
- On ma dziecko! Pewnie chce je pożreć! Jarggn olkt! – wrzasnął, a głosem ryknęli jednym. Zagłuszyli tym samym głębokie westchnienie wielkiego wodza leśnych trolli, pierwszego od wieków przywódcy, który zjednoczył tysiące przedstawicieli pod jednym sztandarem – swoim. Pośrednika między pradawnymi, zwierzęcymi bogami lasu a zielonoskórym, uzbrojonym w kły ludem.

Zul’jin odskoczył do tyłu, unikając ciężkiego, żelaznego ostrza. Ostrożnie – najostrożniej jak mógł w walce – położył dziecko w krzakach i z niesamowitą szybkością kopnął rudzielca w bok głowy. Człowiek padł jak rażony gromem. Drugi widząc to zaatakował ze zdwojoną siłą. Zul’jin leniwym ruchem wyminął jego miecz i smagnął go kułakiem w brodatą twarz. Oli zatoczył się, a wtedy dostał „z byka”. Ważył pewnie tyle samo co troll, ale nie miał pokaźnych kłów. Których, nawiasem mówiąc, nie było teraz widać – tkwiły głęboko w brzuchu szatyna, który zdobył się tylko na krótki wrzask bólu zanim zielonoskóry nie wstał i nie dobił go własnym żelaznym mieczem. Nie ocierając krwi ze swych „przerośniętych siekaczy” podszedł wolno do Knuta. Ten starał się wstać i stękał coś w swoim języku. Najwyraźniej kopnięcie bosej, dwupalczastej stopy wstrząsnęło nim do głębi. Zul’jin bez wahania przebił jego pierś mieczem, a potem szybkim ruchem skręcił mu kark. Jakby nigdy nic wziął wciąż spokojne dziecko z ziemi i odszedł...

Szedł jeszcze kilkanaście minut i dotarł w końcu do swego celu. Zakradł się od tyłu, sprawdził czy nie ma nikogo w pobliżu i załomotał w drzwi. Otworzyła mu zwalista, przypominająca niedźwiedzia postać. Wiking – tak nazywano elitarnych wojowników z Mitgaardu – wyglądał na zaspanego. Potarł chwile brodatą twarz wielką dłonią i chrząknął.
- Kto budzi Heimkella Łupieżcę?! – krzyknął, ale potem zobaczył kogo ma zaszczyt gościć. Ponownie chrząknął i zagarnął gościa ramieniem do domu.
- Ja też się cieszę, że cię widzę – sarknął troll, siadając na krześle po raz pierwszy od wielu dni. Gospodarz zapalił pojedynczą, zwisającą z sufitu lampę i sam usiadł. Górował wzrostem i tężyzną nad swym gościem, miał ogorzałą twarz pokryta kilkoma bliznami i gęstą, czarną brodą. Jego opadające na pierś włosy – które to zresztą po chwili odrzucił do tyłu – również miały kolor nocy. Miał na sobie tylko splecioną z lnu białą koszulę i płócienne spodnie. Zul’jin ewidentnie wygonił go z łóżka.
- Na brodę Odyna... – sapnął norseman, po czym chwycił z gliniany dzban i nalał z niego złotej cieczy do miedzianego kubka. – Chcesz trochę miodu? – zapytał gościa. Ten tylko pokręcił głową. Heimkell tylko wzruszył ramionami i jednym haustem opróżnił naczynie.
- Przychodzę do Ciebie z prośbą, stary przyjacielu – powiedział jednooki. Wiking zmarszczył lekko bulwiasty nos.
- Słucham. Uratowałeś mi onegdaj życie, jestem ci coś winny – odrzekł gospodarz. Na te słowa troll lekko odkrył materiał osłaniający twarz niemowlęcia – przez te dwa tygodnie kły trochę mu urosły, a włosy na małej główce poczerniały. Troll otworzył na chwilę oczy barwy bursztynu i po krótkiej chwili je zamknął.
- Musisz wziąć to szczenię na przechowanie – powiedział zielonoskóry, wyciągając zawiniątko. Heimkell pobladł lekko.
- Zul’jinie...Wydajesz dzieciaka na śmierć. Ile on tu przeżyje? Jak będzie na tyle duży by chodzić, rozszarpią go psy spuszczone przez tych wieśniaków z łańcuchów... – powiedział niczym na bezdechu. Jednoręki pokręcił głową.
- Powiedz, że dziecko zesłali ci bogowie. W końcu nie masz żony ani nawet kochanki żeby mieć dziecko w normalny sposób...prawda?
- Nie, nie. Moja żona umarła wiele lat temu...znasz tą historię, nie chcę do niej wracać – mruknął wiking, na chwilę marniejąc w oczach.
- Właśnie. Nazywano mnie bogiem Zul’Amanu, więc nawet nie skłamiesz...A poza tym, to szczenię przeznaczone jest do wielkich czynów. Wychowaj go jak pierworodnego syna, na wojownika i łowcę, a los powinien załatwić resztę. Może kiedyś Amani ci za to odpłacą...
- ...No dobrze – zgodził się po dłuższym milczeniu. – Ale muszę wiedzieć kilka rzeczy.
- Pytaj więc – mruknął Zul’jin, podając niemowlę dawnego przyjacielowi. Heimkell pogładził dziecko kciukiem po policzku, ale malec nie zwrócił na to uwagi.
- Po pierwsze – to twoje dziecko? Syn, prawda? – zapytał. Zielonoskóry pokręcił głową.
- Nie, nie jest nawet takim samym trollem jak ja. To błękitny troll.
- Co?! – krzyknął norseman. Zdziwienie wyzierało mu z twarzy. – Jest was więcej?
- Tak. Leśne trolle, zielonoskórzy mieszkający w lasach. Mroczne trolle, czciciele mroku żyjący w mrocznych kniejach na południu Corrimy. Lodowe trolle, największe z nas, niebieskoskórzy barbarzyńcy z północy, kilka plemion żyje na waszych terenach...No i jeszcze błękitne trolle, żyjące na wyspach – opowiadał Zul’jin.
- Rozumiem...albo sadzę że rozumiem. Jednym słowem mam tu wyspiarski trollowe szczenię, które ma wyrosnąć na jakiegoś bohatera...A stary Heimkell ma go bezpiecznie doprowadzić do bohaterskich czasów, przyszkalając go do wojny i łowów?
- Niekoniecznie. To troll, a na nas szybko się goi – powiedział jednooki, a potem parsknął śmiechem. – Po prostu nie daj mu umrzeć czy trwale się okaleczyć, ale nie otaczaj go kloszem.
- Dobrze...A jak mam go wykarmić aż będzie mógł jeść normalne rzeczy? Przecież nie nakarmię go własną piersią...
- Możesz spróbować – ponownie parsknął Zul’jin, wyjmując buteleczkę z czerwoną cieczą. – Ale lepiej żyw go tym. Jedna butelka na dzień, zawartość sama się odnawia. Dał mi ją czarownik od którego dostałem szczenię.
- No dobrze...Powiedz mi jeszcze, co z tobą? Gdzie twoje oko i ręka? – zapytał jeszcze gospodarz. Zul’jin spochmurniał i stara nienawiść ponownie zabłysła w nietkniętym ślepiu.
- Elfy zabrały mi oko kiedy byłem w niewoli. Musiałem odrąbać sobie ramię by uciec...Ale już niedługo wrócę. Amani nigdy nie umierają, nigdy nie zapominają – wysyczał z nienawiścią. Heimkell położył mu dłoń na ramieniu.
- Gdyby coś, zadmij w rogi, a stary Heimkell odnajdzie Haggarda i ruszy ci na pomoc.
- Na wielką, krwawą i straceńczą rzeź? – odparł pytaniem Zul’jin, łapiąc rozmówcę w ten sam sposób.
- Aż do wschodu krwawego słońca? – zapytał wiking, nalewając miodu do dwóch kubków.
- Aż do wchodu, który będziemy obserwować ze stosu ciał! – odkrzyknął Zul’jin. Obaj złapali za kubki, zderzyli się nimi z wielką siła i wypili zawartość, wrzeszcząc wcześniej „Bóg z nami!”. Heimkell wezwał Odyna, troll zaś Loa.
- Aha...Chłopak ma na imię Huskar – powiedział jeszcze uśmiechnięty troll i wstał. Potem pożegnali się, a zielonoskóry opuścił domostwo. Norseman uprzątnął ze stołu, wziął malca i położył się do łóżka, zdmuchując wcześniej świeczkę.
- No tak...Nic mi nie brakuje na stare lata jak takiego wyjątkowego dzieciaka...Czekają nas długie dni – mruknał do zawiniątka przy piersi i przejechał mu kciukiem po policzku. Mały Huskar otworzył lekko usta i złapał go za kciuk, zaczynając ssać. O dziwo, miał już zęby.
- Na brodę Odyna... – westchnął Heimkell Łupieżca, a potem zapadł w sen.


« Ostatnia zmiana: 02 Października 2010, 17:25:19 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #14 : 02 Października 2010, 15:24:27 »
Znalazłem dwa błędy, ale to nic. Błękitny troll- no to po pieskach tych ludzi.


« Ostatnia zmiana: 02 Października 2010, 17:25:58 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Strony: [1] 2    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.046 sekund z 18 zapytaniami.
                              Do góry