Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1] 2    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Tawerniane opowieści - Tom pierwszy (Czytany 8747 razy)
ani101

******

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 83


Zobacz profil
« : 14 Kwietnia 2009, 18:15:29 »
|Witam wszystkich :) teraz nie tylko rysunki, ale i powieści, więc opowiadanie będę wstawiała tu. Tylko nazwy tematu wymyślić nie mogłam...ale co tam. Opowiadanie będzie o Tawernie, wliczając Tawernowiczów, a sześciu w roli głónej :P dobra, dość pogawędek, miłego czytania|

                                                         „ Prolog”
Za oknem było ciemno, tak ciemno, że nawet piekło nie mogło dorównać. Loczek już dawno wstał i ubrał się, jednak na śniadanie w jadalni nie poszedł. Stał przy oknie i patrzył w ciemność, widząc daleki, odległy znak… Znak przypominał czaszkę, która miała w oku pierścień, a w pierścieniu oko, wielkie, czerwonawe oko. Stał tak i patrzył przez następne 10 minut.
-Nadchodzą – pomyślał i w końcu odszedł od okna, klęknął przy prawie zjedzonej przez korniki skrzyni z czerwoną kokardką, otworzył ją i wyjął księgę, różdżkę i szablę z złotą rękojeścią i z rubinem. Szablę schował, księgę przyczepił do spodni a różdżkę wziął w prawą rękę, z smutną miną. Wyszedł na balkon, widział ich… widział armię Czarnego władcy.
-Dziś decydujący dzień – powiedział do siebie i zatrąbił w złotą, we wzorki trąbkę, ogłaszając alarm…
 
                                       Rozdział 1 „Początek podróży”
Był szary, ponury ranek. Mgła przykryła umarłą okolicę pełną chwastów, krzaków i ruin. W pewnych ruinach pięknego pałacu po którym nic nie zostało urządzono sobie „przytulne” mieszkanko, w którym była szary podniszczony fotel, pełen dziur i z jedną widoczną sprężyną, półzjedzony przez korniki stolik na której była cała lampa no i ocalały przez robaki zielony materac. Na fotelu siedział mężczyzna, miał blond włosy, jedno niebieskie oko, drugiego nie miał bo zastąpiła je kamera, przepaskę i płaszcz, cały czarny z czerwonymi znakami przypominające chmury. Miał ponurą minę, pełną smutku, patrzył na ścianę w ruinach na której był pleśń. Ciężko wstał i zaczął przechadzać się po kryjówce, nagle usłyszał tupot końskich kopyt i wziął torbę, była biała a w niej zbożowy pył. Przygotował się na wizytę wrogów. Nadjechali. Byli to Dabumoni, elita wojsk wroga,  jeden zszedł z konia i podszedł do chłopaka
-Znów się spotykamy – powiedział Dabumon i uśmiechnął się złośliwie
-No – odpowiedział chłopak – dajcie mi spokój, już wystarczająco mnie odrobiliście
-A niby czemu? – zapytał złośliwie Dabumon – skoro już niczego nie masz, to zapłać sobą
-Hm…- odparł krótko chłopak
Dabumon wyciągnął swój ciężki miecz z swej pochwy
-Przygotuj się – powiedział i zrobił jeszcze złośliwszy uśmiech
-Po moim trupie! – krzyknął chłopak i wyciągnął pył z swej torby. Rzucił pył w powietrze i szepnął – Art is… a blast!
Nastąpił wybuch i po Dabumonach został węgiel i plamy krwi na ziemi. Mężczyzna pobiegł do ruin wieży i zapukał. Wyszła z ruin elfka, miała brązowe włosy, zielone oczy, przyodziana była w zieloną kolczugę, brązowe spodnie i czarną, sięgającą do dłoni bluzkę. Miała zdziwioną minę.
-Markal! – krzyknęła zdziwiona – miałeś być u siebie!
-Yhh, wiem – odparł chłopak nazwany Markalem – ale oni znowu mnie zaatakowali i… hm… po prostu nie mogłem wytrzymać więc sprawiłem to, co powinno być...
-Wiem, słyszałam – odparła elfka
-Ja tuż nie wytrzymam przez kolejne dni! Proszę chodźmy już Milandio! – rzekł zrozpaczony Markal
-Eee… - odpowiedziała Milandia – dobra, chodźmy, ale dokąd? Hmm… może do Irollan?
Markal zrobił niewyraźną minę.
-Ja chcę do Srebrnych miast! – krzyknął
-A ja do Irollan! – krzyknęła elfka
-Umpff
-A może… wyruszmy w świat?
-Ej! – przerwała elfka – dobry pomysł! Poczekaj tylko wezmę łuk i kołczan
-Łoki – odparł wesoło Markal i przysiadł na ziemi. Minęło 20 minut i Milandia przygotowana wyszła z ruin. Wzięła ze sobą łuk, torbę i kołczan pełen strzał
-No nareszcie co tak długo? – zapytał lekko zdenerwowany chłopak
-Portfela znaleźć nie mogłam
-Portfela?
-No żeby coś kupić w McDonaldzie
-Aha… hm…
No i wyruszyli, zostawiając swoje mieszkania robactwu.

|Ah, początki zawsze są nieciekawe...|


IP: Zapisane

Nie ma mnie, umrzyłam. Produkuję temperadełka na Malcie.
Markal Wielki
Rysownik

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 248


Nie, nie wróciłem xD Ale se tu czasem zaglądnę ;>

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 14 Kwietnia 2009, 18:27:20 »
Za tego Dabumona, Dabu zrobi z ciebie miazgę kakaową xD
A Deidara, czyli ja :D nie rzuca wybuchającym pyłem tylko gliną >.<

Prolog - krótki, acz dość klimatyczny <"acz", ale słów używam :/>

Rozdział 1 - z ręką na sercu: Robisz opowiadania o wiele lepiej ode mnie :D Ja pewnie bym znowu coś spaprał. Trudno opisać, żeby nie przedobrzyć, ani nie zgorszyć. Jednym słowem: FAJNE :] czekam na 2. rozdział.... A TFU! Ja już widziałem wszystkie dotychczasowe :D



IP: Zapisane
Banan wszyscy!
Nightin

******

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Wiadomości: 470


Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 14 Kwietnia 2009, 20:08:37 »
Zatem, powiem tak:

Rozdział pierwszy ślicznie się prezentuje, jak na twoje pierwsze opowiadanie. To, że krótki to nic. Prawie zawsze, dają pisarze krótkie początki i końce, a sam środek to góra słów, na której wspinają się czytelnicy. Strzelam tylko: W drugim rozdziale, będę ja, co?


IP: Zapisane
Lazor

******

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 484


Szarach il Lazor

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #3 : 15 Kwietnia 2009, 14:17:48 »
Pisownia etc - ok
Zbożowy pył - *facepalm*
Dabumon - ktoś ci pozwolił plagiatować ode mnie?
Dodaj mnie będzie od razu trochę życia :D
9/10(lekkie powiększenie bo ja nigdy nie mam ochoty pisać opowiadań i mi dupnie wychodzą)


IP: Zapisane
Grupa buntownicza
<PoW> czy za prawdę można dostać ostrzeżenie?
<pepe9donkey> zaprawdę,można

~Otaku
RadQu9

****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 7


Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 15 Kwietnia 2009, 17:09:09 »
Prolog tajemniczy, zagadkowy. Ale rozdział pierwszy-niezbyt fajny. 3/4 długosci rozdzialu to samE dialogI?? :huh:


IP: Zapisane
ani101

******

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 83


Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 15 Kwietnia 2009, 18:36:34 »
|@Lazor - przykro mi, odezwiesz się dopiero w 6 rozdziale ^_^ a DAbumona sama wymyśliłam, no chyba że ty pierwszy, nie czytałam kolejnych twoich części komiksów.
@Markal - :] rzucasz pyłem cementowym i gliną, nie wiedziałeś?
@RadQu9 - wieem, mało opisów, dużo dialogów. Taka już jestem...

Dobra, kolejna część opowiadania. Tak naprawdę dopisałam powieść do 5 rozdziału, ale będę co dzień dodawała ^_^ dosć pogaduszek, czas na rozdział!..|


Rozdział 2 „Spotkanie drużyny JarQa”

Szli i szli, wciąż zbaczając z drogi, błądząc w lasach i odpoczywając pod drzewami, a także spać na trawie i drodze, przykrywając się kocami z falbankami i konikami, trafili przypadkowo do stolicy Imperium Gry… Jednorożców, Talonquard
-No, nareszcie! – ucieszyła się Milandia, która masowała swe obolałe nogi
-Hm… - mruknął Markal i popatrzył na słońce [umiał czytać z słońca! xD], robiąc coraz bardziej zdziwioną minę
-Minęło tylko dwa dni i siedem godzin! – powiedział zdziwiony
-Dwa i siedem?! – krzyknęła wystraszona elfka – O nie, minął już pokaz ubrań Crakensa Haklissa!
-Kogo?
-Crakens Hakliss? To największy architekt ubrań! Ale byś raczej zasnął podczas gadania o nim…
-Nie przepadam za modą, hm… – stwierdził krótko Markal
-No widać, ta twoja fryzura…
-NIE CZEPIAJ SIĘ MOJEJ FRYZURY!
-…
Kłótnię przerwał jakiś krzyk, wysoki i rozpaczliwy, bohaterowie popatrzyli na stolicę imperium Gry… Jednorożca i zauważyli na czubku Kapitolu ozdobionym wielkim aniołem z marmuru, dwie postacie, jedna miała skrzydła, o drugiej powiedzieć nic nie można, tylko to, że trzymała się uporczywie anioła (pierwsza postać okazała się aniołem!) i krzyczała w niebo głosy
-Postaw mnie na ziemi! – krzyknęła postać
-Nie mogę, muszę się rozejrzeć! – odkrzyknął anioł i zaczął rozglądać się, aż wzrok spoczął na Markalu i Milandzie, a oni zauważyli jej ciemnogranatowe oczy, które o dziwo można było zauważyć z takiej odległości
-Trzymaj się mocno, zlatuję! – wrzasnęła do ludzika
-Przecież już się trzymam mocno! – powiedziała zdziwiona postać
Anioł rozłożył skrzydła i podniósł się z Kapitolu, a drugą postać można było pomylić z ogonem anioła, bo trzymała się uporczywie nogi, anioł leciał w stronę naszych bohaterów a w tle Talunqaurdu obraz wyglądał tak, jakby namalował go Leonardo da Vinci, aż w końcu zatrzymał się 2 metry od nich i wylądował, a trzymająca się postać podczas lądowania puściła nogę anioła i wylądowała na własnych siłach. Anioł okazał się anielicą, która miała czarne włosy, jak i czarne skrzydła, miała czarną zbroję i czarne, długie buty na obcasach, miecz przy swym boku, który świecił zielonkawym, zgniłym światłem, oczy jak wspominano wcześniej, miała ciemnogranatowe, była trochę wyższa od Markala, a skórę bladą jak trup, bez namysłu można stwierdzić, że jest mrocznym aniołem. Druga postać okazała się elfką, miała piękne, błyszczące blond włosy, które wyglądały, jak to można powiedzieć, cudnie z jej naturalną, beżową skórą, była przyodziana w srebrną zbroję, czerwony, sięgający do kostek płaszcz, brązowe, trochę podniszczone spodnie, których dolną część zakrywały długie, zrobione ze skóry buty myśliwskie, miała łuk i miecz, i do tego niebieskie oczy (na zbroi i w miejscu, gdzie powinny znajdować się oczy ;D). Anielica popatrzyła na Milandię i Markala
-Witajcie, kim jesteście? – powiedziała niskim, kobiecym głosem. Markal się trochę wzdrygnął i popchnął Milandię, żeby on powiedziała. Elfka popatrzyła na niego gniewnie i stanęła przed anielicą:
-Ja jestem Milandia, córka nikogo, spod znaku lwa, on zwie się Markal, przybyliśmy tu, bo tam gdzie mieszkaliśmy, było niebezpiecznie…
Anielica i blond elfka popatrzyły na siebie i się skłoniły
-Jestem Anne Stranksemborg, zwana ani101, a ona to jest Penelopa, zwana Penelopą. – powiedziała anielica
-Miło mi – rzekła Penelopa i ukłoniła się jeszcze raz, jak to bywa u wysokich elfów – a właśnie, czemu koło nich wylądowaliśmy?
-No właśnie – odważył się powiedzieć chłopak – czemu akurat koło nas, a nie… hm… koło tych dębowych drzew
Anne popatrzyła na Penelopę z pogardą
-Oni należą do naszej drużyny… nie poznajesz ich? – spytała elfkę
Elfka popatrzyła uważnie na Markala i Milandię i puknęła się  w czoło
-No jasne! Jak nie mogłam tego zauważyć – krzyknęła radośnie
-Do jakiej znów drużyny? – zapytała Milandia, lekko zdziwiona, że należy do jakiejś grupy, nie wiedząc o tym
-Do drużyny JarQa…

|Cracensa wymyśliłam na poczekaniu :D komenty się kłaniają... jeśli coś nie pasuje, nie obrażać się...|


IP: Zapisane

Nie ma mnie, umrzyłam. Produkuję temperadełka na Malcie.
Diraen

*****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 60


No ja myślę, że nie myślę...

Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 15 Kwietnia 2009, 18:53:36 »
I pierwszy, i drugi rozdział fajowy, chociaż czasami niepotrzebnie dajesz coraz to kolejne przecinki, powodując iż ewentualnie wychodzi to na bardzo śmieszna i ciepłą Awanturę O Kasię! Mam hope, że dołączę gdzieś tam, jak nie to bęc, idę na W-C. Jest GiT.


IP: Zapisane
Nie każdy może, nie każdy umie, nie każdy chce. Ale można umieć, wystarczy chcieć. Można chcieć, lub umieć chcieć. I można chcieć wszystkiego...
ani101

******

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 83


Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 16 Kwietnia 2009, 01:46:43 »
|Ach, dam od razu 3 klejne rozdziały. Teraz w spokoju mogę tworzyć 6 rozdział...|
                              Rozdział 3 „Nowy sprzymierzeniec”
-Drużyny JarQa? Kto to – spytała lekko zdziwiona Milandia
Anielica wzniosła głowę do góry, a później kucnęła i powiedziała niskim głosem:
-JareQ? On stworzył Tawernę, podobno broniąc jej przed siłami Czarnego Władcy zaginął na wieki… lub jak mówi inna legenda, zasnął na wieki…
-…Zasnął? – przerwała elfka
-No raczej chyba to – rzuciła Penelopa, która też trochę znała historię Tawerny
-Poza tym nie przerywa się aniołom – odparła zdenerwowana ani101
-Ymm, nie wiedziałam – rzekła niezbyt zawstydzona Milandia i schowała ręce – I co z tego, będę przerywać ile chcę – pomyślała
Markal popatrzył na zegarek <miał zegarek, o dziwo!> i odwrócił się do anielicy
-Kiedy ruszamy? Czas leci, a mi się spieszy, żeby zobaczyć elfów…
-Pff, elfów. Zobaczysz za to hobbitów! – odparła Anne
-Hobbitów?
-Jak dojdziemy, to zobaczysz. Ruszamy! – dodała, wyjmując srebrny dzwoneczek i pukając w niego, drużyna ustawiła się gęsio, no i ruszyli, jak miało być. Szli i szli, przez drzewa, lasy, most, Milandia i Markal nadal mieli swoje kocyki, żeby nie zmarznąć w nocy, na nieszczęście Penelopy. Jej widziały się potwory podczas nocy, więc zrobiła kocyk z liści dębu i w nocy spała bliziutko Milandi, i jak ona spała, podmieniała koce i tuliła się w miękkim, fioletowym kocyku. 6 dnia podróży, kiedy Milandia odkryła prawdę i postanowiła od tej pory spać NA kocu, a nie POD, doszli do pól zbóż, w których były zboża, i mali ludzie, z kapeluszami które miały ronda, a stopy owłosione… na polach byli sami hobbici – i zboże. Na końcu pól siedział na bujanym fotelu wartownik, nic się nie różnił od innych hobbitów, prócz tego, że miał lekką zbroję i pikę oraz na dodatek długą, srebrzystą brodę. Drużyna zatrzymała się koło niego, Penelopa pchała Anne, żeby pogadała z nim…
-No idź, nie bój się! – mówiła elfka
-Nie, nie idę. Ni znam ich języku – odparła bezinteresownie anielica, stając jak kamień
-Ja pójdę, zmuszę go do  mówienia w języku wspólnym – zażartował Markal i ruszył jednak Mila go zatrzymała
-Wystraszysz go pyłem cementowym? – spytała złośliwie
-Eno, eno, mam w torbie i pył cementowy i glinę na dodatek – odparł wesoło chłopak i ponownie ruszył do wartownik. Stary hobbit spojrzał na niego smutnym wzrokiem i ciężko wstał ze swego wygodnego, bujanego fotela
-Stój, kto idzie? – powiedział chrypiącym głosem i w języku wspólnym, na dziwotę Markala
-Idzie Markal ze swoją drużyna – odpowiedział żartobliwie chłopak
-Jaki znów Markal?
Markal zrobił zniesmaczoną minę
-Idzie Markal Wielki z dzielną Milandią, piękną Penelopą i skrytą ani101 – powiedział jeszcze raz, tym razem z szerokim uśmiechem i z śmiechem
-Wielki, dzielny, piękny i skryty? Hmm… - powiedział stary hobbit - odgadłeś, przechodź ze swoimi bykami
-Yyy, ze swoją DRUŻYNĄ!
-A mów sobie, co chcesz, słuchu nie mam, jak kiedyś jak miałem z 60 lat… - odparł niesmacznie wartownik i powlókł się do swojego fotela. Markal, zdziwiony lekko zdaniem z tym wiekiem, skinął na grupę ręką, że mogą już iść. Ruszyli więc ponownie, a wartownikowi Milandia dała z żalem złotówkę i pięćdziesiąt groszy, hobbit uśmiechnął się i schował je do kieszeni. Drużyna szła przez miasteczko pełne uroku, ponieważ zamiast domów były norki, a z okien i z ulicy patrzyli na nich hobbici, starzy i młodzi, z uśmiechniętymi minami. Doszli wreszcie do pewnej norki… no raczej nie norki, domek różnił się bardzo od domków sąsiadów, nie miał włazu, tylko normalne, z drzewa bukowego drzwi, nie miał okrągłych okienek, tylko kamienne okna z firankami we wzorki, nie był pół-schowany w ziemi, tylko stał normalnie, na dodatek miał długi, kamienny komin i płot. Grupa przeszła przez furtkę i stanęła przed drzwiami. Anne zapukała w drzwi, nikt nie otworzył. Zapukała znowu. Nadal nic. Zapukała z większą złością, i nic. A nie, jednak ktoś otworzył. W progu drzwi stanął młody hobbit, miał gęste, czarne włosy, białą bluzę, czarne spodnie, bialutką, niepobrudzoną serwetkę,  i o DZIWO, skórzane buty! Można byłoby jeszcze powiedzieć, że ma plamki truskawkowego dżemu na twarzy.
-Kim jesteście? – spytał hobbit
Anielica nabrała odwagę, stanęła więc przed hobbitem i zrobiła niezbyt niski skłon
-Jestem Anne Stranksemborg, zwana ani101, ta elfka obok – wskazała wzrok na Penelopę – to Penelopa, tamta druga elfka to Milandia, a chłopak to Markal.
Hobbit z zainteresowaniem popatrzył na przybyszy, spojrzał na niebo i zamknął oczy
-Głupie gwiazdy! Przecież mieli przyjść jutro! – syknął cicho – wejdźcie, właśnie jadłem trzecie danie <hobbici mieli więcej dań w planie dnia!> - rzekł w stronę grupy milszym głosem
-Niee, nie chcemy sprawiać kłopotu, poza tym, jesteś obsmarowany dżemem – powiedziała  -Milandia – a jak ty się właściwie nazywasz?..
Hobbit najpierw wytarł serwetką buzię, a później puknął się w czoło
-No żeś zapomniałem! Jestem Nightin Van Dea Syle, astronom, rysownik, pisarz, poeta, ogrodnik…
-Nie musisz kończyć – wtrącił się Markal – pakuj manatki i idziemy. Gapią się na nas jak na idiotów! Hm…
Nightin uśmiechnął się cudacznie
-Ależ już, musze jeszcze włożyć kamizelkę i płaszcz, zaraz przyjdę – rzekł i zniknął w głębi domu… minęło 5 minut, a hobbit wyszedł na dwór z plecakiem i ze swoim lokajem Rastim
-Proszę pana, ja chcę tam iść! – krzyczał Rasti
-Nie, nie możesz! Ktoś domem opiekować się musi, i tak nie będzie elfów!
Hobbit nr 2 zrobił smutną minę i wszedł do domu, zamykając drzwi i przekręcając kluczyk. Nightin podszedł do grupy i wydawał się zniecierpliwiony
-No to kiedy idziemy? – spytał wreszcie
-Już, nie możemy czekać – odparła wesoło ani101 no i ruszyli.
-A właśnie, gdzie teraz? – zagadnął anielicę Markal podczas wędrówki ponownie orzez pola zbożowe
-Teraz? Teraz idziemy do Loparheen w Uhuk-Zaid...
                             Rozdział 4 „Drużyna się powiększa”
-Do… do Loparheen? – spytał Markal
-Tak, do Loparheen – zgodziła się anielica
-O nie, nie chcę spotkać wampirów! – krzyknął wystraszony
-Oj nic nam nie zrobią – uspokoiła go ani101 – idziemy tam, żeby odebrać kolejnego uczestnika a raczej… uczestniczkę
-Ojej, ale fajnie! – krzyknęła uradowana Penelopa – kolejna dziewczyna!
-Mi raczej to nie pasuje – wtrącił Nighitn – dwa chłopaki i cztery dziewczyny? Nie widzę tego…
-Oj nie bądź ponurak! – powiedziała wesoło elfka – im więcej, tym lepiej!
-No dobra, dobra – odparł hobbit
-Dobra, chodźmy! – krzyknęła lekko zdenerwowana anielica
No i więc ruszyli. Przeszli przez rzeke mostkiem, weszli do lasu i niestety pomylili kierunek i zamiast do krainy wampirów trafili do… piaszczystych, latających SREBRNYCH MIAST! Milandia, zaskoczona trochę widokiem latających budynków i palm, zaczepiła jakiegoś maga w żółtej szacie w pomarańczowe paski
-Przepraszam, wie pan, gdzie jesteśmy? – spytała
Czarodziej zrobił wielkie oczy i zdziwioną minę
-Ależ proszę elfkę, toż to są Srebrne Miasta, duma czarodziejów i dżinów! – krzyknął – a tak w ogóle kim jesteście?
Anielica, znała już swoją rolę, więc stanęła przed magiem
-Ja jestem Anne Stranksemborg, zwana ani101, elfka która cię spytała to Milandia, druga elfka to Penelopa, ten blondas to Markal a ten hobbit to Nighitn – wyrecytowała jednym tchem
-Markal Wielki, Dzielna Milandia, Piękna Penelopa, Skryta ani101, Odważny Nightin – zażartował Markal i uścisnał serdecznie dłoń czarodzieja – kim jesteś?
-Ach no tak! Zapomniałem się przedstawić. Jestem Zehir(15) i mieszkam tutaj…
-O jak fajnie! Dasz mi 15 złotych? Nie starczy mi na pamiątki…
Zehir, odwrócił się do Milandi i zaśmiał się czystym głosem
-Pamiątki? Od razu ci kupię kołek na wampiry – powiedział żartobliwie
-O! Może być! No to idziemy! – wrzasnęła uradowana elfka
-Eee, Mila, my mamy iść do Loparheen, a nie umawiać się na randki, hm… - powiedział Markal
Milandia popatrzyła na niego i polała się rumieńcem na twarzy
-Uch, no dobrze – powiedziała i podeszła do Penelopy – zapłacisz mi za mój koc! – syknęła
-Do Loparheen? – spytał zainteresowany Zehir – widać, zgubiliście się, zaprowadzę was tam…
-Tak, dobra – zgodziła się Anne – przyjmujemy cię do grupy tymczasowo
-Ruszmy natychmiast, miło będzie znów zobaczyć Wellficka, Goustianę i ich „małą” Oliwsen – rzekł czarodziej. No i jak miało być, ruszyli. Zehir prowadził ich przez pole pełne ostów, moderowań, uciszeń i innych kłujących roślin. Drużyna niezadowolona musiała przez nie iść, jednak na końcu tego „kłującego pola” Markal podszedł do Zehira i razem rąbnęli o brunatnego niedźwiedzia. Ten wściekły gonił ich po całym polu, a oni uciekali, ho ho, aż się kurzyło! W końcu misiu odpuścił sobie i wyszedł z pola, zaś Markal i Zehir, które nogi mieli pełne podrapań, pobiegli do drużyny, stwierdzić można było jeszcze, że schudli o  12 kilo! Kontynuowali wędrówkę i w końcu doszli do krainy wampirów. Zmęczeni zauważyli 12 km stąd pałac, więc musieli się trochę bliżej podejść, aż w końcu doszli do pałacu Loparheen. Pałac ten miał fioletowe ściany, w ogóle był wielki, zmieściłyby się w nim wszystkie wampiry i nietoperze świata, dach miał kamienno-czarny, okna też były kamienne, gotyckie, zaś drzwi… drzwi miały kształt nietoperza i kołatkę w kształcie zwykłego okręgu. Anne zainteresowanie patrzyła na ten pałac
-Chciałabym tu zamieszkać - pomyślała
 Zehir podszedł do tych drzwi i zapukał w kołatkę. Drzwi wolno się otwarły a na progu stanął dostojny wampir, włosy miał srebrzyste, a sam młodo wyglądał
-Witajcie, spodziewaliśmy się was – powiedział bardzo niskim głosem
-Witaj, Wellficku – odparł Zehir i ukłonił się
Wellfick zaś popatrzył na południe i zaprosił drużynę szybko do pałacu. Korytarz miał dla odmiany wysokie ściany, sufit był dwa piętra wyżej. Ściany miały kolor węgla, i były zrobione z węgla, podłogę ukrywał czerwony dywan, a na ścianach wisiały jeszcze obrazy i portrety innych wampirów, wśród nich był portret Giovanniego. Grupa z zainteresowaniem patrzyła na ściany, lecz Wellfick ponownie ich zaprosił, tym razem do salonu. Salon niczym się nie różnił niż korytarz, lecz w glębi był kamienny kominek, a przy kominku trzy, wysokie fotele, w dwóch siedziały dwie wampirzyce. Jedna miała brązowe włosy i czarną suknię, drua miała czarne włosy i brązową suknię [xD]. Drużyna podeszła do foteli, Zehir zaś podszedł do wampirzycy z czarnymi włosami
-Witaj Goustiano – rzekł i ukłonił się (nisko) – miło cię widzieć
-Ciebie również – odparła krótko Goustiana wysokim głosem – Oli, przyszli po ciebie już! – krzyknęła do drugiej wampirzycy.
Oliwsen popatrzyła na nich krótko i znów odwróciła głowę w stronę kominka
-Nie chcę iść – rzuciła
-Czemu? – spytał ją zdziwiony Wellfick – przecież na nich czekałaś!
-Nie czekałam – odparła Oli – nie chcę iść. Ni ma tam chuba nikogo mrocznego! – krzyknęła. Anne i Markal spojrzeli na siebie i podeszli do fotela Oliwsen
-Yyy – zająkał Markal – my jesteśmy mroczni…
Wampirzyca na to wstaneła szybko z fotela
-No to na co czekamy! – krzyknęła radośnie
                Rozdział 5 „Sarkatylinskie wzgórza”
Drużyna wyszła z zamku w towarzystwie Wellficka i jego żony Goustiany. Zehir zatrzymał się w progu drzwi i pożegnał się  nim
-Żegnaj, Wellficku. Miło było cię znów zobaczyć – powiedział i ukłonił się
-Mi również – odparł wampir –odwiedź nas jeszcze kiedyś, przynajmniej Goustiana przygotuje czarninę
Wampirzyca uśmiechnęła się, a czarodziej skrzywił się
-Eee, nie, lepiej nie… nie musi się pani męczyć… do widzenia! – rzekł pośpiesznie i pobiegł nadal skrzywiony do drużyny
-Ach, szkoda że muszę opuścić to miejsce – westchnęła ani101
-A mi nie szkoda – rzuciła wesoło Milandia
-Mi też – zgodziła się Penelopa
-Może w końcu ruszymy? – spytał lekko znudzony Markal – my tu wciąż gadamy, a nie ruszamy w świat, nawet nie wiem jaką mamy misję…
Anielica spojrzała zdziwiona na niego
-To nie mówiłam? – spytała
-Tak, nie mówiłaś – odpowiedział chłopak
-Uhh, no więc tak… musimy znaleźć i zabić Czarnego władcę…
-A kto to? – zapytała Milandia – przykro nam, ale nie do końca znamy historię Tawerny
-Czarny władca, najpierw był jednym z nas, lecz zachciało mu się rządzić całym światem. Większość Tawernowiczów przeszła na jego stronę, ale niektórzy byli na naszej stronie. Doszło jeszcze paru sojuszników, na przykład egzeq, Khaziu, Laxx jako pierwsza dobra demonica i dużo innych, lecz większość nowych nie pojawiała się na naradzie, więc nazywamy ich dotąd Zeropostowcami. Lecz Czarny zyskał sojusz z Kha-Belethem  -  Kha-Beleth do władca demonów w Ashan – i z innymi złymi mocami w całym naszym świecie, lecz mroczne elfy nie ulegli mu i przeszły na naszą stronę. Mijały lata, armia Czarnego władcy robiła się potężna i w końcu zaatakowali Tawernę, jako pierwszy cel w zdobyciu świata, walczyli dzielnie lecz przegraliśmy i po Tawernie zostały ruiny. A resztę już znacie… [nie mów ciągle „lecz” :D]
Milandia, Penelopa i Markal zrobili wielkie oczy i szeroko otworzyli usta, zaś Oliwsen i Nightin mieli normalne twarze
-Ja znam tą historię z pergaminów w mojej bibliotece – powiedział hobbit
-A mi rodzice opowiadali – odparła wampirzyca
-Dobra, dość gadaniny, ruszamy! – krzyknął Zehir no i ruszyli. Musieli z powrotem przejść przez osty i inne kłujące rośliny, ale zostawili ślady po sobie, więc mieli łatwo jak na razie. Po przejściu tej „okropnej” drogi, czarodziej pożegnał się z nimi i pognał do Srebrnych miast, reszta pożegnała się z nim. Ruszyli ponownie, minęli las iglasty, rzekę Nurr i las leśnych elfów. Przy tym ostatnim miejscu musieli się zatrzymać, ponieważ niebo stało się czarne – czyli nadeszła noc. Zrobili sobie posłania z liści i zasnęli, stawiając Penelopę i Milandię na wartę. Mijały godziny, elfki stawały się senne, Penelopa próbowała nie zasypiać, ale Milandia położyła się na jej ramieniu i zasnęła
-Ej, Milandia nie śpij! – syknęła Penelopa
-Nie mogę… ziew… jestem senna, obudź mnie później – odparła sennie Milandia i ponownie zasnęła
-To śpij, śpij tylko nie na moim ramieniu, boli mnie to!
-Dobra, dobra
Milandia podniosła głowę z ramienia Penelopy i położyła się na trawie, lecz nieszczęście musiało sprawić to, że chrapała tak głośno, jak King Kong. Reszta obudziła się, a Markal przekręcił elfkę na prawy bok, no i już na szczęście nie chrapała
-Nie wiedziałem że tak chrapie - powiedział Markal i znów się położył na posłaniu, reszta wzięła z niego przykład, prócz Nightina, on postanowił wziąć wartę, usiadł na kłodzie i czuwał. Przy okazji, postanowił poczytać z gwiazd, ponoć tą zdolność posiadał jeszcze, kiedy był mały, lecz sprawiała dużo problemów, bo inni mu dokuczali z zazdrości że oni nie posiadają takiej zdolności. Rankiem, reszta wstała, Oliwsen i Markal upolowali kilka zająców na śniadanie, Nightin wziął kucharską czapkę i ugotował króliki, przyprawił pieprzem na nieszczęście Markala (był uczulony na tą przyprawę), wsypał kilka znalezionych roślinek, a na koniec pokroił je i podał na liściach reszcie, zjedli z apetytem, lecz Markal kichnął, przykryły go na ciele czerwone krostki a jego oczy zrobiły się zjadliwie zielone
-Nigthin, co ty tam dosypałeś? – spytał strzęsionym głosem Nightina
-Pieprzu i kilka ziółek – odpowiedział hobbit z pełnymi ustami
-PIEPRZU?! – krzyknął chłopak – przecież jestem na niego uczulony!!
-Ojej, przepraszam, nie wiedziałem
-No to teraz wiedz, przepraszam na chwilkę, muszę gdzieś pójść – Markal wstał i poszedł w krzaki. Milandia roześmiana popatrzyła na danie
-Trzeba było dosypać proszku z czosnku – powiedziała radośnie
-O nie, tylko nie czosnek! – krzyknęła Oli, jednak przerwał jej donośny wrzask, tak rozpaczliwy i głośny, że wszyscy stanęli jak wyryci (jednak najpierw postawili na ziemi ugotowane króliki). Po wrzasku wyłonił się z krzaków wesoły Markal, który nie miał już krost i zjadliwie zielonych oczu
-Sorki,  że was przestraszyłem – powiedział wesoło
-To ty krzyczałeś? – spytała ani101
-Tak – odparł chłopak
-A czemu?
-Wolałabyś nie wiedzieć
-Dobra, skończmy jeść i ponownie ruszajmy! – krzyknęła anielica no i dokończyli ugotowane króliki, liście wyrzucili do pobliskiego jeziorka, które dziwnie stało się bure i ruszyli w drogę. Weszli do kolejnego lasu, tym razem liściastego
-Cholera, ile jest tych lasów?! – spytała zdenerwowana Penelopa
-Nie wiem – odparła Milandia
Wreszcie ku uciechy Penelopki, wyszli z lasu i weszli na wzgórze. Na wzgórzu była kamienna wieża, a koło wieży dwaj ludziki, jednak jak doszli do wieży, ludziki okazały się elfami, które miały ciemnoblond włosy, srebrne zbroje i czarne płaszcze, sięgające do pięt. Wyglądały na wysokich elfów…
-Herafu, haj fo hufa jafs? – spytał jeden z elfów
-Eee, że co? – spytał Markal
-On mówi w języku elfów – odparła Milandia – powiedział „Stójcie, kim wy jesteście?”
-Ahaa… no to jednak się nie dogadamy
-Chwila, spytam czy znają język wspólny – wtrącił Nighitn i podszedł do elfów – Jaskui, hade dasuo wai wspool jezy? – spytał jednego z elfów
-Jasne, że umiemy – odparł w języku wspólnym elf – Kim wy jesteście?
-Ach, co za ulga – powiedział wesoło Markal
Anielica podeszła do elfów
-Jestem Anne Stranksemborg, zwana również ani101, ten hobbit to Nighitn, elfka z brązowymi włosami to Milandia, druga elfka to Penelopa, ta wampirka to Oliwsen a tamten blondyn to Markal
-Hmm… podejdźcie, elfki – powiedział drugi elf. Penelopa i Milandia spojrzały na siebie zdziwione i podeszły posłusznie
-Z których elfów pochodzisz? – spytał wartownik, wskazując palcem Milandię
-Ja? – spytała Mialndia – ja jestem leśną elfką
-A ja z wysokich elfów pochodzę – wtrąciła Penelopa
-Wysokich? Ou… hm… witajcie na Sarkatylinskich wzgórzach!



IP: Zapisane

Nie ma mnie, umrzyłam. Produkuję temperadełka na Malcie.
Laxx
Tawerniana Diablica

*

Punkty uznania(?): 10
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 1 426


Posiadaczka Piekielnej Patelni

Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : 16 Kwietnia 2009, 20:51:54 »
Albo się nie znam albo fajne :D

Czasem mogłabyś dawać jakieś akapity czy coś. Lepiej by się czytało ;) i fajnie, że była o mnie mowa w Twoim opowiadaniu. To miłe :)


IP: Zapisane
Lazor

******

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 484


Szarach il Lazor

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #9 : 17 Kwietnia 2009, 17:33:03 »
ZATRZYMAŁAŚ SIĘ PRZED 6 CZYLI LAZOR ARRIVE. PISZ DALEJ!

Tak tak dostane osta, bez sensu, niektórzy nie rozumieją że chcę wyodrębnić pewną część. Fragment o kłujących roślinach - uciszeniach zmiótł mnie z powierzchni ziemi. Jak mam być jednym z tych elfów to cię zabije gołymi łapskami. Czekam na dalsze ; d


IP: Zapisane
Grupa buntownicza
<PoW> czy za prawdę można dostać ostrzeżenie?
<pepe9donkey> zaprawdę,można

~Otaku
Dabu
Forumowy krzykacz

****

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 764


Pan wszystkich panów

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #10 : 17 Kwietnia 2009, 18:14:16 »
Beznadziejne napisane, badziewne, oparte na samych dialogach, nieśmieszne i głupie. Żywy przykład na problem: "a bo spałam na polskim". ;'d

Czytałem tylko jedno gorsze opowiadanie - mojego brata, gdy miał 4 lata i kazali mu je napisać w przedszkolu.

A motyw z "Dabumonem" - jak chciałaś pokazać, jaki to ja jestem zły i niszczę twoje życie, mogłaś to zrobić choć z odrobiną stylu. ;x Jakiegokolwiek.


IP: Zapisane
ani101

******

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 83


Zobacz profil
« Odpowiedz #11 : 18 Kwietnia 2009, 22:02:47 »
|@Dabu: Hyh, ktoś zły musi być ;P
Dobra, rozdział 6 podzielony na dwie części. Tym razem jest opis kraju Czarnego WŁADCY i kilku sługusach. Niektórych dodałam z własnej woli. Druga część przedstawia członków drugiej drużyny bez nazwy. A co ja mówię, czytać...|
                       Rozdział „Sługusy Czarnego WŁADCY” cz. 1

W Dabumonie było ciemno jak niby Urgash i Sauron przypalili samymi siebie całe niebo. Ziemia była uschnięta, w niektórych zakamarkach płynęła smętnie lawa, z kawałkami uschniętych drzew i innych brzydkich roślin. Na brzegu siedziała kobieta, miała czarne włosy, niebieską suknię z drobiazgami i zielone, sięgające do kolan buty na obcasach. Dla tych, którzy posiadają bystry wzrok elfa, stwierdziliby, że ma również broń – metalowe rękawice z długimi, metalowymi pazurami, i jeszcze, że na szyi ma znak – czerwoną czaszkę z pierścieniem w oku, a w pierścieniu wielkie oko. Wszyscy poznaliby w niej sługę samego Czarnego WŁADCY, który miał wiele sług. Dziewczyna wstała i ogarnęła z czoła i oczu swe długie włosy, pokazując zadarty nosek i wielkie, błękitne oczy. Spojrzała w stronę południa, patrząc na wielki pałac, wnoszący się koło wulkanu. Pałac ten miał duże, spiczaste wieże, kamienne okna, czarny dach i kamienne ściany oraz wielkaśne, frontowe wrota, zbudowane z rdzy i gwoździ. Kobieta zaczęła iść w stronę cytadeli, jej nieznośne włosy znów przykryły całą twarz. Szła powoli, nie spieszyło jej się. Jednak, znamię oka zrobiło się bardziej czerwone, i piekło ją cholernie w szyję. Jej oczy nabrały gniewu a usta otworzyły się i rozległ się krzyk. Władca ją wzywał. Pobiegła szybko do pałacu i w korytarzu spotkała Eternitha, który także był sługą Czarnego Władcy. Dla znajomości opisu, miał czarną, metalową maskę, przez którą nie widziano ust i nosa, tylko same, brązowe oczy. Miał szary, przypalony na dole płaszcz z kapturem, czarną zbroję i przy okazji miał także metalowe rękawice, takie same jak kluseczka, tyle, że miały dłuższe pazury
-Ciebie też wezwał? – warknęła dziewczyna, robiąc groźne oczy w stronę mężczyzny
-No raczej tak – odparł Eternith – i czemu wciąż na mnie warczysz, kluseczko? Przecież już mówiłem, że nie lubię Szekspira…
-I to niedobrze! – wrzasnęła kluseczka, aż pałac się zatrząsł i znamię bardziej ją zapiekło, tak, że aż pokazała zęby – dobra, idźmy, szyja mnie cholerrrnie pali!
Eternith potrząsł głową, i poszli do sali tronowe… eee… znaczy się do pokoju Czarnego Władcy, spotykając pozostałych sług, w których był także jego szpieg, Ptakuba, wraz z kapitanem elitarnych wojsk, Cracensem Haklissem. Czarny W. miał na sobie czarną zbroję i maskę, zwykle ją zakładał, kiedy wchodziły sługusy.  Wstał ze swojego fotela i patrzył na sługi swymi dużymi, żółtymi ślepiami, świecącymi  w tym ciemnym pokoju. Kluseczka z Eternitem dopchała się na sam początek grupy sługusów, patrząc z przerażeniem na swojego pana, któremu oczy świeciły bardziej złowieszczo niż zwykle.
-Jakaś drużyna blondasów depcze nam po piętach! – krzyknął głosem niskim, grubym i głębokim, że aż pałac się zatrząsł po raz drugi – a wysłał ich ten księżunio, Loczek. Nawet nie wiedzą, że to on ich wysłał! – krzyknął po raz drugi i roześmiał się. Sługi popatrzyły na siebie, a Cracens wyszedł z grupy i  stanął 2 metry przed Władcą
-Blondasów? Czyli samych aniołów? – spytał niedowierzającym głosem. Czarny W. popatrzył na niego i roześmiał się po raz drugi
-Nie, mają jednego, mrocznego. I to źle – syknął – takie zwykle są mądre, mogą poznać nasze ruchy! Trzeba go pierwszego załatwić, później elfy i resztę, a na końcu hobbita!
Kluseczka uśmiechnęła się kpiąco i dopchała się przed Cracensem, zadając mu jednocześnie cios włoskiem w oko. Cracens zawył i złapał się za oko, masując je
-A czemu hobbita na końcu? – spytała
-Sam sobie nie da rady – odpowiedział Czarny W. i oczy bardziej mu się zaświeciły. Dziewczyna tylko skinęła głową i wróciła do Eternitha, ogarniając włosy i znów pokazując swoją piękną twarz.
-Polowanie zacznie się jutro, a teraz idźcie, w telewizji leci „Moda na Sukces” – dodał Władca i usiadł na fotelu, machając ręką, żeby już sobie poszli. Sługusy posłusznie wyszli z pokoju i wrócili do swoich, rozmyślając plan zasadzki…
                                                         Cz. 2
-Cholerka! – syknął Lazor w Tajemniczym lesie, patrząc na kamień, o który się potknął i kosę leżącą na ziemi, którą puścił przypadkiem. Kucnął i pomasował palec u nogi, sycząc z bólu – Diraen, czemu nie powiedziałeś, że są po drodze kuzyni uciszeń?
Mężczyzna, do którego powiedział Lazor, był młody jak na 19 lat, miał czarny płaszcz z kapturem w znaczki chińskie, czarną szatę i beżową chustę, za której wyglądały czerwone oczy. Zza płaszcza wystawały sztylety, z czarnymi rękojeściami. Zarumienił się i pochylił głowę, patrząc na kosę
-Przecież mówiłem, że tu są kamienie! Ale ciebie akurat nie było, bo poszedłeś po drewno, ponieważ Loczek zakwasy dostał! – powiedział. Lazor wściekły na serio, zaczął transformację, jego skóra zmieniła się na czarną z białymi cosiami przypominające kości, podniósł kosę i stanął w bojowej pozie
-I złamałem nogę! – wrzasnął  i podniósł kosę, gotowy zadać cios. Diraen zareagował i wyjął dwa sztylety. Jednak walka się nie odbyła, między szpiegiem a psychopatą stanęła demonica, no, raczej sukkubuska, przyodziana w czarną zbroję godnej królowej sukkubusów, podniosła ręce w dwie strony
-DOSĆ!! – krzyknęła – może byście przestali się kłócić co? Mod tu jest! – na to stanął koło niej wysoki elf, miał długie, brązowe włosy związane w kitkę. Przyodziany był w srebrną zbroję i czarny płaszcz. Uśmiechnął się lekko i zamknął oczy
-Oj Laxx, daj im spokój. Musimy kontynuować marsz, bo zaraz Kolcz nam ucieknie – roześmiał się i zmusił Lazora do transformacji. Ten, nie chciał ponownie dostać uciszenia jak poprzednio i zmienił się z psychopaty na zwykłego kosiarza mordercę. Uśmiechnął się złośliwie i dogonił Kolcza, którego wcześniej wspominał Loczek.  Kolcz wyglądał raczej na elfa, ale nie miał szpiczastych uszu, w ogóle nie był z rasy elfów. Miał brązowy kaptur z płaszczem, i skórzaną zbroję, a przy pasie świecił mu się miecz świetlny.  Automatycznie stanął i odwrócił się do Lazora, robiąc zdziwioną minę
-Co jest, reszta stanęła na wieki? – spytał – Trza iść!
-Uspokajają Diraena – odpowiedział Lazor – Ten się załamał i nie chce iść. W ogóle czemu mnie nie dołączyli do grupy z Maralem?!
Kolcz popatrzył na mordercę i zrobił zatroskaną minę
-Przecież nie wiemy, czy znaleźli ich, czy też nie – powiedział. Lazor jednak nie zmienił wyrazu twarz. Nadal był zdenerwowany i wściekły
-Przecież masz to urządzenie do hologramów! – krzyknął
-Mam, mam, ale skontaktujemy się z nimi dopiero wieczorem, tylko niewiadomo gdzie są – odparł spokojnie Kolcz – to działa tylko w promieniu 200 kilometrów!
-O cholera – warknął Lazor i popatrzył na resztę która przed chwilą przybyła. Diraen był już uspokojony, Laxx miała trochę potargane włosy, a Loczek – Loczek nic się zmienił, prócz wyrazu twarzy. Wciąż wspominał ten dzień kiedy  z Tawerny ruiny, a niektórzy wśród nich zamieszkali. Pomacał swoją księgę i westchnął
-Musimy iść. Kolcz, dziś wieczorem kontaktujemy się z drugą drużyną. Tylko która miała to urządzenie…
-Penelopa – stwierdziła Laxx
-Aha, Penelopa. Więc już chodźmy
No i jak miało być, ruszyli przez las, pełen krzewów, entów, drzewców, i innych dziwów. Szli tak przez dobre 5 godzin, nie zatrzymując się na odpoczynek. Marsz rozpoczynał Loczek, za nim stukała kozimi kopytami Laxx, za nią człapali zmęczeni Lazor i Diraen, a marsz kończył Kolcz, próbujący włączyć urządzenie do hologramów na odległość. Było to metalowe pudełeczko z guzikami z kamerą. W końcu las się skończył i znaleźli się na małej, usłanej kwiatami polnymi polanę. Drużyna usiadła i rozpaliła ognisko, Kolcz nadal próbował włączyć urządzenie, aż nareszcie włączył zielony guziczek i przed nimi stanął hologram Penelopy. Elfka miała zniecierpliwioną minę, koło niej stała zdezorientowana Milandia, próbując rozpalić ognisko krzemieniami, MIlandii pomagała Anne, wstała nagle i uśmiechnęła się, no i Oliwsen zmieściła się, patrząc za pleców Penelopy, z czapką kucharską i drewnianą łyżką. Penelopa poprawiła kołczan i kucnęła
-No nareszcie – mruknęła, biorąc urządzenie do hologramów – Co tak długo?!
Kolcz, patrząc z zainteresowaniem na czapkę Oli, odwrócił się do Penelopy i szeroko otworzył oczy
-Ej no, wczoraj prądu zabrakło! – krzyknął
-Ahaa… - mruknęła znów elfka
-A po za tym gdzie jesteście?
-My? Ych, no jak to powiedzieć… w trudnej sytuacji
Loczek, wstał i podbiegł do hologramu elfki
-W jakiej? – zapytał
-Dabumoni zastawili na nas pułapkę – stwierdziła ani101 – nasza drużyna jest mniejsza...

|A tam, opisy nie są moją mocną stroną. 7 rozdział nastąpi.....|



IP: Zapisane

Nie ma mnie, umrzyłam. Produkuję temperadełka na Malcie.
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #12 : 18 Kwietnia 2009, 22:05:08 »
Był kiedyś taki film z Czarkiem Pazurą, zaraz przypomnę sobie jak się nazywał...
Nic Śmiesznego?


IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Lazor

******

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 484


Szarach il Lazor

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #13 : 18 Kwietnia 2009, 22:10:21 »
@up
Mnie szekspir rozśmieszył. Wystąpiłem więc są dodatkowe pkt ode mnie ;3


IP: Zapisane
Grupa buntownicza
<PoW> czy za prawdę można dostać ostrzeżenie?
<pepe9donkey> zaprawdę,można

~Otaku
ani101

******

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 83


Zobacz profil
« Odpowiedz #14 : 28 Kwietnia 2009, 19:42:53 »
|@Ptaku - Ej no, przecież powieść nie opiera się na humorze -,- jak cię nie śmieszy, to cię nie śmieszy...
Ach, w końcu 7 rozdział. Miałam go rozpisać na trzy kartki, ale się jako krótszy ukazał...|
                                    Rozdział 7 „Sojusznik z niebios” 
Sługusy Czarnego Władcy wyszli z jałowego lasu, mijając tabliczkę z napisem „Uwaga! Las Wilkołaków”. Kluseczka szła na czele Dabumonów, szczerząc złowieszczo zęby z uciechy. Masowała swoją głęboką ranę, niewiadomo skąd zadano. Za dziewczyną szli Eternith i Cracens, trzymając próbujących się wyrwać jeńców. Walka z Drużyną JarQa na cos się jednak przydała! No i co, że mieli ciężkie i nieciężkie rany?! Nie udało im się zabić anielicy i elfek, jednak złapali chłopaków. Markal zaciekle próbował uciec, lecz metalowe dłonie Eternitha nadal trzymały go mocno. Z jego ust kipiała ślina, oczy miał czerwone a w niektórych zakątkach zachowały niebieskie kropki. Nightin nie próbował się wyrwać, zemdlał podczas zniewolenia. Miał spokojną minę, koło oka kipiała krew z rany. Cracens więc, musiał go nieść. Szli dalej. Naokoło sługusów były pola, zboża i krowy. Tak, KROWY! Jeden z Dabumonów oblizał się na sam widok. Niestety, nie mógł popatrzeć dalej. Niebo ciemniało, słońce zaszło i wstąpił księżyc. Nad nimi zaświeciła gwiazda. Kluseczka stanęła i podniosła rękę, odznaczającą koniec marszu.
-No w końcu – mruknął Cracens i zrzucił z swoich pleców hobbita. Nightin rąbnął o ziemię i otworzył oczy. Sama ciemność, widział tylko naokoło siebie typów w maskach i czarnych kapturach. Usiadł po turecku i syknął z bólu. Dabumoni roześmiali się i wszędzie dźwięczał gruby śmiech. Eternith na znak dziewczyny puścił w końcu Markala, który także rąbnął o ziemię, tak jak wcześniej hobbit, i zasnął. Sługusy znów się roześmiały, Kluseczka zdenerwowała się i ponownie podniosła rękę.
-Sza! – krzyknęła wkurzona – Mamy być cicho, żeby blondasy nas nie usłyszeli! Tareth – popatrzyła na jednego z sługusów, który wcześniej, zanim się ściemniło, oblizał się na widok krów – idź zapolować, możesz także na krowy. Eternith z Harkalehem niech pójdą poszukać patyków, a reszta ma pilnować jeńców, i żeby nam nie uciekli!..
Tareth pogalopował ,jak lew na antylopę, zapolować na krowy, Eternith z Harkalehem poszli ponownie do Lasu Wilkołaków. Harkaleh był drugim kapitanem elitarnych wojsk Dabumonów, nikt z nich nie był wyższy i silniejszy niż on. Dziewczyna popatrzyła na swoje „dzieło”, zawracając nagle wzrok na gwiazdę, która promieniowała niebieskim światłem i wesołością.
-Cholerna gwiazda – mruknęła i kucnęła, zaznaczając na ziemi znamię Czarnego Władcy, pokazujące, że już tu byli. W lesie także zostawiła ten znak, chciała, żeby znaleźli ich jak najszybciej, wtedy będą mieli ułatwione zadanie. Kluseczka jeszcze raz popatrzyła na swoje „dzieło” i wróciła do reszty. Ognisko już płonęło, nad ogniem na patykach smażyło się mięso krów, jeńcy smacznie sobie spali, a grupa siedziała naokoło ogniska. Lepszego widoku nie mogło być, na dodatek księżyc był cały, a nie jakiś rogal, a świecił srebrnym blaskiem. Dziewczyna odetchnęła i zajęła miejsce koło Eternitha. Ten, miał rysę na czarnej masce, a prawa ręka leżała nieruchomo na ziemi.
-Spotkałeś niedźwiedzia? – spytała złośliwie Kluseczka. Mężczyzna popatrzył na dziewczynę z troską w oczach.
-Nie, wiewiórkę – odpowiedział. W tym jakże lesie, żyły i normalne wiewiórki, i wiewiórki-mutanty. Jak Dabumoni przeprawiali się jeszcze przez las, spotkali taką jedną. Ale nie o tym mowa. Ogień płonął spokojnie, Tareth z smakiem chrupał krowie mięso, wieczór mijał spokojnie. W końcu, kiedy księżyc na pół schowa się za horyzontem, położyli się i wyznaczyli wartę, no żeby jeńcy nie uciekli, boby jak uciekli, byłby wstyd! Wartę miał pełnić Cracens, po nim Tareth a ostatni Sareenso. Noc nie różniła się od innych, była spokojna, cicha, no może raczej nie, było słychać ryczenie wilkołaków. Markal spał bez ruchu, był cały blady, włosy też trochę zbladły. Hobbit, jak hobbit, chrapał, kręcił się i smacznie spał. W końcu nastał ranek, Markal pierwszy się obudził, był biały jak wypisana kreda. Czuł się okropnie, czyżby znów zawitała alergia?..
 Wstał i nabrał świeżego powietrza. Popatrzył na śpiących sługusów, spali, jakby byli uśpieni na wieki. Patrzył tak, aż w końcu popatrzył na Sareensa. Wartownik potoczył się na ziemię, jego chrapanie nic się nie różniło od chrapania Nightina. Chłopak westchnął i pomyślał, że ucieknie, skoro wszyscy śpią… chwila, nie może zostawić hobbita samego, to może być niebezpieczne. Jednak, nie starał się o tym myśleć i zaczął uciekać. Szczypnął przy okazji lekko Sareensa, dla złośliwości. Popatrzył przed siebie i zaczął biec, słońce zaczęło podnosić się w górę, słowiki zaczęły śpiewać, a komary leciały wszędzie i drażniły i chłopaka i sługusów i Nightina. Kluseczka obudziła się i popatrzyła na wartownika. Jej uwagę przyciągał czerwony policzek i jego senny uśmiech. Popatrzyła na jeńców. Chwila, jednego brakowało! Wstała i kopnęła Sareensa. Ten, obudził się nagle i popatrzył na wściekłą dziewczynę. Natychmiastowo wstał i wyprostował się jak patyk.
-Zasnąłem – przyznał i zaczerwienił się. Kluseczka warknęła i spoliczkowała go.
-JEDEN Z JEŃCÓW UCIEKŁ! – wrzasnęła, że aż obudziła wszystkich sługusów – musimy wyruszyć go znaleźć!
 Zgiełk obudził hobbita, który również nabrał bladej cery i czarnych oczu. Ziewnął i rozejrzał się, także nie zauważając Markala. Wstał, westchnął. Cracens od razu go zauważył i złapał za liny. Dziewczyna zareagowała na złapanie i podniosła lewą rękę, oznaczającą początek marszu. Wyruszyli. Nightin, czuł zapach spoconych sługusów, ponownie zasnął, czując smutek.

 Słońce, które świeciło żółcią i czerwienią, także obudziła bezimienną drużyną. Loczek usiadł i podrapał się w głowę. Ziewnął, wstał, popatrzył na swoją drużynę. Lazor chrapał mocno, obejmując swoją kosę. Demonica Laxx krzątała się koło ogniska i piekła zebrane owoce z lasu, lecz reszta spała sobie spokojnie. Elf rozciągnął się i podszedł do sukkubuski, wąchając owoce.
-Mmm, co ty tam zebrałaś? – spytał, wąchając pieczone owoce, które smakowicie pachniały.
-Co zebrałam? – odparła pytająco Laxx – robaczki świętojańskie i kleszcze – i roześmiała się. Loczek, robiąc zniesmaczoną minę, odszedł trochę od ogniska.
-Hej, ja żartowałam! – krzyknęła wesoło i wyjęła z patyczków owoce na liście, kładąc przed każdym jeden liść. Lazor głośno ziewnął i usiadł, układając fryz. Diraen i Kolcz także wstali, wąchając owoce przed nimi i zaczęli jeść. Laxx kręciła łyżkę i poprawiła koronę, wciąż się śmiejąc. Loczek popatrzył na niebo. Chwila, coś się zaświeciło. Chmury na niebie zaczęły się oddalać od siebie, zaświeciło mocno słońce. Grupa zasłoniła oczy rękoma, przecież w nim nic nie widziała! Przed słońcem pojawiły się złote wrota, które zaczęły się otwierać. Napłynęło jeszcze więcej słońca. Na środku pojawiła się skrzydlato-świetlista postać, które mocno świeciła czerwonym światłem. Postać zaczęła schodzić po złocistych schodach, które przed chwilą się pojawiły. Schodziła z wielką gracją, rzucając przed sobą światło ognia. Minęło 6 minut. Postać zeszła na ziemię, drużyna ujrzała przed sobą serafina, czerwonego jak krew i ogień. Skrzydła miał białe, pochlapane krwią, był przyodziany w srebrną zbroję i czerwoną szatę z kapturem. Wrota zamknęły się, schody znikły. Serafin przestał rzucać oślepiającym światłem i pokazała się jego cała postać. Stopy miał bose, w prawej ręce trzymał długi miecz, świecący czerwonawym blaskiem. Loczek z Kolczem stanęli przed aniołem. Elf miał wytrzeszczone oczy, zaś elfiasto-podobniasty patrzył z zdziwieniem na serafina.
-Yyy… – mruknął Loczek – witaj… kim jesteś?
-Ja? – spytał serafin, jego głos dźwięczał dzwonami i wesołością
-Tak, ty – rzucił Kolcz
-Jestem Seraph, najwyższy z najwyższych serafinów. Erlath mnie tu wysłał. – przedstawił się serafin i podniósł miecz. Drużyna, prócz Lazora, który trzymał swoją kosę z rozkojarzoną miną, ukłoniła się. Seraph tylko rozejrzał się i westchnął widokiem okolicy.
-Pięknie, pięknie. Markalowi udało się uciec. Lecz Nighitn został u sługusów. Chyba powinniśmy go ratować – powiedział i pogładził brodę. Laxx popatrzyła z uwagą na anioła i znów pokręciła łyżką.
-Nightin mądry jest, ucieknie! – rzekła – Hobbitom  zawsze się udawało uciec! Pamiętacie historię Sama i Froda?..
-Znamy, znamy – odparł Diraen – lepiej trochę powęszę…
-Dobry pomysł – zgodził się Loczek – ty idź, my ruszamy w podróż z sojusznikiem z Niebios – na to popatrzył na Serapha, który zrobił wdzięczny uśmiech. Diraen pobiegł na zachód, reszta wyruszyła na wschód. Mijały minuty, wciąż szli, widzieli wszędzie świerki i inne drzewa iglaste. Nagle stanęli. Kolcz poczuł mocny ból i kucnął, trzymając się za bok. Syczał z bólu, czuł wylewającą się krew. Laxx kucnęła i zdjęła dłonie z krwawiącego boku, zobaczyła straszny widok: na boku była dziura wielkości żołędzia, z którego wylewała się krew strumyczkami. Zareagowała i wzięła z swojej torebki kompres i bandaż. Zdjęła mu zbroję z tułowia i płaszcz. Dziura okazała się większa, więc położyła kompres na bok i zabandażowała.
-Nie zakładaj zbroi – powiedziała – zakryj się płaszczem.
Kolcz zrobił to i wyglądał jak kostucha w brązowym płaszczu i z czarnymi włosami. Ponowili marsz, tym razem szli wolno. Loczek zastanawiał się, skąd mogła się pojawić ta rana? Zastanawiał się nad tym całą drogę, ale musiał przerwać. Przed sobą zobaczył jakiś cień, olbrzymi cień. Spojrzał ku górze, ujrzał przed sobą mechanicznego dinozaura. Wytrzeszczył oczy i zaczepił Kolcza, pokazując mu mechanizm. On także wytrzeszczył oczy i pokazał reszcie. Lazor wkurzył się i stanął przed Loczkiem, wymachując kosą.
-Ej, ty! – wrzasnął – Kto ty?!
-Nikkkghttty! – odkrzyknął ktoś z dinozaura. Jedno oko otworzyło się i wyjawiły się dwie głowy. Jeden wyszedł, okazał się czarodziejem, jego oczy krwisto świeciły, a szatę miał czarną  i różdżkę czarną. Za nim wyszedł troll, nie, nie taki normalny! Był to troll, który dawniej należał do Saurona. Jednak, różnił się od innych. Miał pobrudzoną zbroję, hełm i dziwnie przekrzywiony miecz. Czarodziej stanął na czubku głowy dinozaura i zaśmiał się. Troll stanął koło niego, patrząc srogim wzrokiem na drużynę.
-Chodź, przed nami jest twe żarcie! – krzyknął czarodziej i zrobił bojową pozę, a jego oczy bardziej się rozświetliły.
-Uruu-Haiiii! – ryknął troll i skoczył, lądując na ziemi. Coś się zdaje, że będzie bitwa…
|C.D.N...|


« Ostatnia zmiana: 28 Kwietnia 2009, 20:37:43 wysłane przez ani101 » IP: Zapisane

Nie ma mnie, umrzyłam. Produkuję temperadełka na Malcie.
Strony: [1] 2    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.083 sekund z 18 zapytaniami.
                              Do góry