|Ach, dam od razu 3 klejne rozdziały. Teraz w spokoju mogę tworzyć 6 rozdział...|
Rozdział 3 „Nowy sprzymierzeniec”
-Drużyny JarQa? Kto to – spytała lekko zdziwiona Milandia
Anielica wzniosła głowę do góry, a później kucnęła i powiedziała niskim głosem:
-JareQ? On stworzył Tawernę, podobno broniąc jej przed siłami Czarnego Władcy zaginął na wieki… lub jak mówi inna legenda, zasnął na wieki…
-…Zasnął? – przerwała elfka
-No raczej chyba to – rzuciła Penelopa, która też trochę znała historię Tawerny
-Poza tym nie przerywa się aniołom – odparła zdenerwowana ani101
-Ymm, nie wiedziałam – rzekła niezbyt zawstydzona Milandia i schowała ręce – I co z tego, będę przerywać ile chcę – pomyślała
Markal popatrzył na zegarek <miał zegarek, o dziwo!> i odwrócił się do anielicy
-Kiedy ruszamy? Czas leci, a mi się spieszy, żeby zobaczyć elfów…
-Pff, elfów. Zobaczysz za to hobbitów! – odparła Anne
-Hobbitów?
-Jak dojdziemy, to zobaczysz. Ruszamy! – dodała, wyjmując srebrny dzwoneczek i pukając w niego, drużyna ustawiła się gęsio, no i ruszyli, jak miało być. Szli i szli, przez drzewa, lasy, most, Milandia i Markal nadal mieli swoje kocyki, żeby nie zmarznąć w nocy, na nieszczęście Penelopy. Jej widziały się potwory podczas nocy, więc zrobiła kocyk z liści dębu i w nocy spała bliziutko Milandi, i jak ona spała, podmieniała koce i tuliła się w miękkim, fioletowym kocyku. 6 dnia podróży, kiedy Milandia odkryła prawdę i postanowiła od tej pory spać NA kocu, a nie POD, doszli do pól zbóż, w których były zboża, i mali ludzie, z kapeluszami które miały ronda, a stopy owłosione… na polach byli sami hobbici – i zboże. Na końcu pól siedział na bujanym fotelu wartownik, nic się nie różnił od innych hobbitów, prócz tego, że miał lekką zbroję i pikę oraz na dodatek długą, srebrzystą brodę. Drużyna zatrzymała się koło niego, Penelopa pchała Anne, żeby pogadała z nim…
-No idź, nie bój się! – mówiła elfka
-Nie, nie idę. Ni znam ich języku – odparła bezinteresownie anielica, stając jak kamień
-Ja pójdę, zmuszę go do mówienia w języku wspólnym – zażartował Markal i ruszył jednak Mila go zatrzymała
-Wystraszysz go pyłem cementowym? – spytała złośliwie
-Eno, eno, mam w torbie i pył cementowy i glinę na dodatek – odparł wesoło chłopak i ponownie ruszył do wartownik. Stary hobbit spojrzał na niego smutnym wzrokiem i ciężko wstał ze swego wygodnego, bujanego fotela
-Stój, kto idzie? – powiedział chrypiącym głosem i w języku wspólnym, na dziwotę Markala
-Idzie Markal ze swoją drużyna – odpowiedział żartobliwie chłopak
-Jaki znów Markal?
Markal zrobił zniesmaczoną minę
-Idzie Markal Wielki z dzielną Milandią, piękną Penelopą i skrytą ani101 – powiedział jeszcze raz, tym razem z szerokim uśmiechem i z śmiechem
-Wielki, dzielny, piękny i skryty? Hmm… - powiedział stary hobbit - odgadłeś, przechodź ze swoimi bykami
-Yyy, ze swoją DRUŻYNĄ!
-A mów sobie, co chcesz, słuchu nie mam, jak kiedyś jak miałem z 60 lat… - odparł niesmacznie wartownik i powlókł się do swojego fotela. Markal, zdziwiony lekko zdaniem z tym wiekiem, skinął na grupę ręką, że mogą już iść. Ruszyli więc ponownie, a wartownikowi Milandia dała z żalem złotówkę i pięćdziesiąt groszy, hobbit uśmiechnął się i schował je do kieszeni. Drużyna szła przez miasteczko pełne uroku, ponieważ zamiast domów były norki, a z okien i z ulicy patrzyli na nich hobbici, starzy i młodzi, z uśmiechniętymi minami. Doszli wreszcie do pewnej norki… no raczej nie norki, domek różnił się bardzo od domków sąsiadów, nie miał włazu, tylko normalne, z drzewa bukowego drzwi, nie miał okrągłych okienek, tylko kamienne okna z firankami we wzorki, nie był pół-schowany w ziemi, tylko stał normalnie, na dodatek miał długi, kamienny komin i płot. Grupa przeszła przez furtkę i stanęła przed drzwiami. Anne zapukała w drzwi, nikt nie otworzył. Zapukała znowu. Nadal nic. Zapukała z większą złością, i nic. A nie, jednak ktoś otworzył. W progu drzwi stanął młody hobbit, miał gęste, czarne włosy, białą bluzę, czarne spodnie, bialutką, niepobrudzoną serwetkę, i o DZIWO, skórzane buty! Można byłoby jeszcze powiedzieć, że ma plamki truskawkowego dżemu na twarzy.
-Kim jesteście? – spytał hobbit
Anielica nabrała odwagę, stanęła więc przed hobbitem i zrobiła niezbyt niski skłon
-Jestem Anne Stranksemborg, zwana ani101, ta elfka obok – wskazała wzrok na Penelopę – to Penelopa, tamta druga elfka to Milandia, a chłopak to Markal.
Hobbit z zainteresowaniem popatrzył na przybyszy, spojrzał na niebo i zamknął oczy
-Głupie gwiazdy! Przecież mieli przyjść jutro! – syknął cicho – wejdźcie, właśnie jadłem trzecie danie <hobbici mieli więcej dań w planie dnia!> - rzekł w stronę grupy milszym głosem
-Niee, nie chcemy sprawiać kłopotu, poza tym, jesteś obsmarowany dżemem – powiedziała -Milandia – a jak ty się właściwie nazywasz?..
Hobbit najpierw wytarł serwetką buzię, a później puknął się w czoło
-No żeś zapomniałem! Jestem Nightin Van Dea Syle, astronom, rysownik, pisarz, poeta, ogrodnik…
-Nie musisz kończyć – wtrącił się Markal – pakuj manatki i idziemy. Gapią się na nas jak na idiotów! Hm…
Nightin uśmiechnął się cudacznie
-Ależ już, musze jeszcze włożyć kamizelkę i płaszcz, zaraz przyjdę – rzekł i zniknął w głębi domu… minęło 5 minut, a hobbit wyszedł na dwór z plecakiem i ze swoim lokajem Rastim
-Proszę pana, ja chcę tam iść! – krzyczał Rasti
-Nie, nie możesz! Ktoś domem opiekować się musi, i tak nie będzie elfów!
Hobbit nr 2 zrobił smutną minę i wszedł do domu, zamykając drzwi i przekręcając kluczyk. Nightin podszedł do grupy i wydawał się zniecierpliwiony
-No to kiedy idziemy? – spytał wreszcie
-Już, nie możemy czekać – odparła wesoło ani101 no i ruszyli.
-A właśnie, gdzie teraz? – zagadnął anielicę Markal podczas wędrówki ponownie orzez pola zbożowe
-Teraz? Teraz idziemy do Loparheen w Uhuk-Zaid...
Rozdział 4 „Drużyna się powiększa”
-Do… do Loparheen? – spytał Markal
-Tak, do Loparheen – zgodziła się anielica
-O nie, nie chcę spotkać wampirów! – krzyknął wystraszony
-Oj nic nam nie zrobią – uspokoiła go ani101 – idziemy tam, żeby odebrać kolejnego uczestnika a raczej… uczestniczkę
-Ojej, ale fajnie! – krzyknęła uradowana Penelopa – kolejna dziewczyna!
-Mi raczej to nie pasuje – wtrącił Nighitn – dwa chłopaki i cztery dziewczyny? Nie widzę tego…
-Oj nie bądź ponurak! – powiedziała wesoło elfka – im więcej, tym lepiej!
-No dobra, dobra – odparł hobbit
-Dobra, chodźmy! – krzyknęła lekko zdenerwowana anielica
No i więc ruszyli. Przeszli przez rzeke mostkiem, weszli do lasu i niestety pomylili kierunek i zamiast do krainy wampirów trafili do… piaszczystych, latających SREBRNYCH MIAST! Milandia, zaskoczona trochę widokiem latających budynków i palm, zaczepiła jakiegoś maga w żółtej szacie w pomarańczowe paski
-Przepraszam, wie pan, gdzie jesteśmy? – spytała
Czarodziej zrobił wielkie oczy i zdziwioną minę
-Ależ proszę elfkę, toż to są Srebrne Miasta, duma czarodziejów i dżinów! – krzyknął – a tak w ogóle kim jesteście?
Anielica, znała już swoją rolę, więc stanęła przed magiem
-Ja jestem Anne Stranksemborg, zwana ani101, elfka która cię spytała to Milandia, druga elfka to Penelopa, ten blondas to Markal a ten hobbit to Nighitn – wyrecytowała jednym tchem
-Markal Wielki, Dzielna Milandia, Piękna Penelopa, Skryta ani101, Odważny Nightin – zażartował Markal i uścisnał serdecznie dłoń czarodzieja – kim jesteś?
-Ach no tak! Zapomniałem się przedstawić. Jestem Zehir(15) i mieszkam tutaj…
-O jak fajnie! Dasz mi 15 złotych? Nie starczy mi na pamiątki…
Zehir, odwrócił się do Milandi i zaśmiał się czystym głosem
-Pamiątki? Od razu ci kupię kołek na wampiry – powiedział żartobliwie
-O! Może być! No to idziemy! – wrzasnęła uradowana elfka
-Eee, Mila, my mamy iść do Loparheen, a nie umawiać się na randki, hm… - powiedział Markal
Milandia popatrzyła na niego i polała się rumieńcem na twarzy
-Uch, no dobrze – powiedziała i podeszła do Penelopy – zapłacisz mi za mój koc! – syknęła
-Do Loparheen? – spytał zainteresowany Zehir – widać, zgubiliście się, zaprowadzę was tam…
-Tak, dobra – zgodziła się Anne – przyjmujemy cię do grupy tymczasowo
-Ruszmy natychmiast, miło będzie znów zobaczyć Wellficka, Goustianę i ich „małą” Oliwsen – rzekł czarodziej. No i jak miało być, ruszyli. Zehir prowadził ich przez pole pełne ostów, moderowań, uciszeń i innych kłujących roślin. Drużyna niezadowolona musiała przez nie iść, jednak na końcu tego „kłującego pola” Markal podszedł do Zehira i razem rąbnęli o brunatnego niedźwiedzia. Ten wściekły gonił ich po całym polu, a oni uciekali, ho ho, aż się kurzyło! W końcu misiu odpuścił sobie i wyszedł z pola, zaś Markal i Zehir, które nogi mieli pełne podrapań, pobiegli do drużyny, stwierdzić można było jeszcze, że schudli o 12 kilo! Kontynuowali wędrówkę i w końcu doszli do krainy wampirów. Zmęczeni zauważyli 12 km stąd pałac, więc musieli się trochę bliżej podejść, aż w końcu doszli do pałacu Loparheen. Pałac ten miał fioletowe ściany, w ogóle był wielki, zmieściłyby się w nim wszystkie wampiry i nietoperze świata, dach miał kamienno-czarny, okna też były kamienne, gotyckie, zaś drzwi… drzwi miały kształt nietoperza i kołatkę w kształcie zwykłego okręgu. Anne zainteresowanie patrzyła na ten pałac
-Chciałabym tu zamieszkać - pomyślała
Zehir podszedł do tych drzwi i zapukał w kołatkę. Drzwi wolno się otwarły a na progu stanął dostojny wampir, włosy miał srebrzyste, a sam młodo wyglądał
-Witajcie, spodziewaliśmy się was – powiedział bardzo niskim głosem
-Witaj, Wellficku – odparł Zehir i ukłonił się
Wellfick zaś popatrzył na południe i zaprosił drużynę szybko do pałacu. Korytarz miał dla odmiany wysokie ściany, sufit był dwa piętra wyżej. Ściany miały kolor węgla, i były zrobione z węgla, podłogę ukrywał czerwony dywan, a na ścianach wisiały jeszcze obrazy i portrety innych wampirów, wśród nich był portret Giovanniego. Grupa z zainteresowaniem patrzyła na ściany, lecz Wellfick ponownie ich zaprosił, tym razem do salonu. Salon niczym się nie różnił niż korytarz, lecz w glębi był kamienny kominek, a przy kominku trzy, wysokie fotele, w dwóch siedziały dwie wampirzyce. Jedna miała brązowe włosy i czarną suknię, drua miała czarne włosy i brązową suknię [xD]. Drużyna podeszła do foteli, Zehir zaś podszedł do wampirzycy z czarnymi włosami
-Witaj Goustiano – rzekł i ukłonił się (nisko) – miło cię widzieć
-Ciebie również – odparła krótko Goustiana wysokim głosem – Oli, przyszli po ciebie już! – krzyknęła do drugiej wampirzycy.
Oliwsen popatrzyła na nich krótko i znów odwróciła głowę w stronę kominka
-Nie chcę iść – rzuciła
-Czemu? – spytał ją zdziwiony Wellfick – przecież na nich czekałaś!
-Nie czekałam – odparła Oli – nie chcę iść. Ni ma tam chuba nikogo mrocznego! – krzyknęła. Anne i Markal spojrzeli na siebie i podeszli do fotela Oliwsen
-Yyy – zająkał Markal – my jesteśmy mroczni…
Wampirzyca na to wstaneła szybko z fotela
-No to na co czekamy! – krzyknęła radośnie
Rozdział 5 „Sarkatylinskie wzgórza”
Drużyna wyszła z zamku w towarzystwie Wellficka i jego żony Goustiany. Zehir zatrzymał się w progu drzwi i pożegnał się nim
-Żegnaj, Wellficku. Miło było cię znów zobaczyć – powiedział i ukłonił się
-Mi również – odparł wampir –odwiedź nas jeszcze kiedyś, przynajmniej Goustiana przygotuje czarninę
Wampirzyca uśmiechnęła się, a czarodziej skrzywił się
-Eee, nie, lepiej nie… nie musi się pani męczyć… do widzenia! – rzekł pośpiesznie i pobiegł nadal skrzywiony do drużyny
-Ach, szkoda że muszę opuścić to miejsce – westchnęła ani101
-A mi nie szkoda – rzuciła wesoło Milandia
-Mi też – zgodziła się Penelopa
-Może w końcu ruszymy? – spytał lekko znudzony Markal – my tu wciąż gadamy, a nie ruszamy w świat, nawet nie wiem jaką mamy misję…
Anielica spojrzała zdziwiona na niego
-To nie mówiłam? – spytała
-Tak, nie mówiłaś – odpowiedział chłopak
-Uhh, no więc tak… musimy znaleźć i zabić Czarnego władcę…
-A kto to? – zapytała Milandia – przykro nam, ale nie do końca znamy historię Tawerny
-Czarny władca, najpierw był jednym z nas, lecz zachciało mu się rządzić całym światem. Większość Tawernowiczów przeszła na jego stronę, ale niektórzy byli na naszej stronie. Doszło jeszcze paru sojuszników, na przykład egzeq, Khaziu, Laxx jako pierwsza dobra demonica i dużo innych, lecz większość nowych nie pojawiała się na naradzie, więc nazywamy ich dotąd Zeropostowcami. Lecz Czarny zyskał sojusz z Kha-Belethem - Kha-Beleth do władca demonów w Ashan – i z innymi złymi mocami w całym naszym świecie, lecz mroczne elfy nie ulegli mu i przeszły na naszą stronę. Mijały lata, armia Czarnego władcy robiła się potężna i w końcu zaatakowali Tawernę, jako pierwszy cel w zdobyciu świata, walczyli dzielnie lecz przegraliśmy i po Tawernie zostały ruiny. A resztę już znacie… [nie mów ciągle „lecz”
]
Milandia, Penelopa i Markal zrobili wielkie oczy i szeroko otworzyli usta, zaś Oliwsen i Nightin mieli normalne twarze
-Ja znam tą historię z pergaminów w mojej bibliotece – powiedział hobbit
-A mi rodzice opowiadali – odparła wampirzyca
-Dobra, dość gadaniny, ruszamy! – krzyknął Zehir no i ruszyli. Musieli z powrotem przejść przez osty i inne kłujące rośliny, ale zostawili ślady po sobie, więc mieli łatwo jak na razie. Po przejściu tej „okropnej” drogi, czarodziej pożegnał się z nimi i pognał do Srebrnych miast, reszta pożegnała się z nim. Ruszyli ponownie, minęli las iglasty, rzekę Nurr i las leśnych elfów. Przy tym ostatnim miejscu musieli się zatrzymać, ponieważ niebo stało się czarne – czyli nadeszła noc. Zrobili sobie posłania z liści i zasnęli, stawiając Penelopę i Milandię na wartę. Mijały godziny, elfki stawały się senne, Penelopa próbowała nie zasypiać, ale Milandia położyła się na jej ramieniu i zasnęła
-Ej, Milandia nie śpij! – syknęła Penelopa
-Nie mogę… ziew… jestem senna, obudź mnie później – odparła sennie Milandia i ponownie zasnęła
-To śpij, śpij tylko nie na moim ramieniu, boli mnie to!
-Dobra, dobra
Milandia podniosła głowę z ramienia Penelopy i położyła się na trawie, lecz nieszczęście musiało sprawić to, że chrapała tak głośno, jak King Kong. Reszta obudziła się, a Markal przekręcił elfkę na prawy bok, no i już na szczęście nie chrapała
-Nie wiedziałem że tak chrapie - powiedział Markal i znów się położył na posłaniu, reszta wzięła z niego przykład, prócz Nightina, on postanowił wziąć wartę, usiadł na kłodzie i czuwał. Przy okazji, postanowił poczytać z gwiazd, ponoć tą zdolność posiadał jeszcze, kiedy był mały, lecz sprawiała dużo problemów, bo inni mu dokuczali z zazdrości że oni nie posiadają takiej zdolności. Rankiem, reszta wstała, Oliwsen i Markal upolowali kilka zająców na śniadanie, Nightin wziął kucharską czapkę i ugotował króliki, przyprawił pieprzem na nieszczęście Markala (był uczulony na tą przyprawę), wsypał kilka znalezionych roślinek, a na koniec pokroił je i podał na liściach reszcie, zjedli z apetytem, lecz Markal kichnął, przykryły go na ciele czerwone krostki a jego oczy zrobiły się zjadliwie zielone
-Nigthin, co ty tam dosypałeś? – spytał strzęsionym głosem Nightina
-Pieprzu i kilka ziółek – odpowiedział hobbit z pełnymi ustami
-PIEPRZU?! – krzyknął chłopak – przecież jestem na niego uczulony!!
-Ojej, przepraszam, nie wiedziałem
-No to teraz wiedz, przepraszam na chwilkę, muszę gdzieś pójść – Markal wstał i poszedł w krzaki. Milandia roześmiana popatrzyła na danie
-Trzeba było dosypać proszku z czosnku – powiedziała radośnie
-O nie, tylko nie czosnek! – krzyknęła Oli, jednak przerwał jej donośny wrzask, tak rozpaczliwy i głośny, że wszyscy stanęli jak wyryci (jednak najpierw postawili na ziemi ugotowane króliki). Po wrzasku wyłonił się z krzaków wesoły Markal, który nie miał już krost i zjadliwie zielonych oczu
-Sorki, że was przestraszyłem – powiedział wesoło
-To ty krzyczałeś? – spytała ani101
-Tak – odparł chłopak
-A czemu?
-Wolałabyś nie wiedzieć
-Dobra, skończmy jeść i ponownie ruszajmy! – krzyknęła anielica no i dokończyli ugotowane króliki, liście wyrzucili do pobliskiego jeziorka, które dziwnie stało się bure i ruszyli w drogę. Weszli do kolejnego lasu, tym razem liściastego
-Cholera, ile jest tych lasów?! – spytała zdenerwowana Penelopa
-Nie wiem – odparła Milandia
Wreszcie ku uciechy Penelopki, wyszli z lasu i weszli na wzgórze. Na wzgórzu była kamienna wieża, a koło wieży dwaj ludziki, jednak jak doszli do wieży, ludziki okazały się elfami, które miały ciemnoblond włosy, srebrne zbroje i czarne płaszcze, sięgające do pięt. Wyglądały na wysokich elfów…
-Herafu, haj fo hufa jafs? – spytał jeden z elfów
-Eee, że co? – spytał Markal
-On mówi w języku elfów – odparła Milandia – powiedział „Stójcie, kim wy jesteście?”
-Ahaa… no to jednak się nie dogadamy
-Chwila, spytam czy znają język wspólny – wtrącił Nighitn i podszedł do elfów – Jaskui, hade dasuo wai wspool jezy? – spytał jednego z elfów
-Jasne, że umiemy – odparł w języku wspólnym elf – Kim wy jesteście?
-Ach, co za ulga – powiedział wesoło Markal
Anielica podeszła do elfów
-Jestem Anne Stranksemborg, zwana również ani101, ten hobbit to Nighitn, elfka z brązowymi włosami to Milandia, druga elfka to Penelopa, ta wampirka to Oliwsen a tamten blondyn to Markal
-Hmm… podejdźcie, elfki – powiedział drugi elf. Penelopa i Milandia spojrzały na siebie zdziwione i podeszły posłusznie
-Z których elfów pochodzisz? – spytał wartownik, wskazując palcem Milandię
-Ja? – spytała Mialndia – ja jestem leśną elfką
-A ja z wysokich elfów pochodzę – wtrąciła Penelopa
-Wysokich? Ou… hm… witajcie na Sarkatylinskich wzgórzach!