Tymczasem czas na zmianę pisarza i retrospekcje Wujka Nocnego. Enjoy!
Hellscream miał pewne kłopoty z zaśnięciem. Nie wiadomo, czy była to wina nieznośnie wręcz chrapiącego Lemmy’ego czy laptopa Nocnego, który to, co jakiś czas wydawał z siebie jakieś japońskie zdania… Aż nagle, usłyszał jakby… odgłos wbijanego noża? Czyjś charkot, żeński krzyk, kolejne uderzenia ostrego narzędzia. „Co on tam, do ciężkiej cholery, ogląda?”, pomyślał zirytowany ork, przewracając się na drugi bok. Nie powstrzymało go to jednak od usłyszenia cichych słów czaszkogłowego:
- Skurwysyn zasługiwał na to, by tak skończyć… - Przez chwilę, oprócz jakiejś smutnej piosenki nie było słychać niczego. Grommash ponownie usłyszał dialog pomiędzy dwoma postaciami, ewidentnie dziewczynami. Jedna z nich zaczęła wpadać w histerię, co mógł poznać po głosie. Kolejny cios noża… Odgłos rozpryskującej się krwi, po czym tak jakby… krojenie? A potem cichy głos Nocnego:
- Tak jak myślałam… - Wyglądało na to, że powtarzał za postacią. – To wszystko okazało się być kłamstwem… Jesteś pusta w środku.
- Na litość Herazou, co ty oglądasz po nocy?! – Wydarł się Grom, lekko poruszony. Według jego niezawodnego zmysłu, dziewczyna A dosłownie przed chwilą poderżnęła gardło dziewczynie B, po czym pokroiła ją, by sprawdzić, czy tamta jest w ciąży.
- Shut the fuck up, maggots! – Warknął Lemmy z górnego łóżka. Ponownie dało się słyszeć pochrapywanie lidera zespołu Motorhead, także laptop Strzelca ucichł. Hellscream przewrócił się na plecy, po czym zasnął, zmęczony dzisiejszym dniem.
Ork obudził się w złym humorze. Wciąż miał nieprzyjemne wspomnienia z nocnego wydzierania się. Kiedy pojawił się w salonie, Nocny już tam był i grał w jakąś bijatykę, w której występował on sam oraz Balor. Czaszkogłowy demon wykonał piledrivera na zaskoczonym goblinie, a na ekranie pojawił się wielki, zielony napis „KNOCK OUT”.
- Soul Fist 4 – Oznajmił, nie odwracając wzroku. – Coś jak Tekken i Soul Calibur w jednym, tylko bardziej efekciarskie i z naszymi mordkami jako zawodnikami. Co do anime… School Days. Strasznie pesymistyczne i czachojebne.
- Miałem okazję usłyszeć – Stwierdził kwaśno zielonoskóry.
- Co, osławione słowa Kotonohy Katsury? – Zapytał retorycznie Nocny, pozwalając sobie na cichy śmiech. – Powtarzam je za każdym razem, gdy widzę ostatnią scenę. Cholera, to brutalne… Jak na standardy szesnasto-siedemnastolatek.
- Niech zgadnę: Zabija drugą dziewczynę, po czym rozpruwa jej brzuch?
- W poszukiwaniu zarodka, ta… Ale wcześniej ta druga dziewczyna zakłuwa jednego sukinsyna na śmierć nożem kuchennym. Taki „manwhore”, jak to kiedyś określił Lemmy po zobaczeniu paru odcinków.
- Właśnie, gdzie nasz mistrz gitary?
- Wyszedł z samego rana. Mówił, że na karaoke, ale nie daję temu wiary… Hej, Grom, chcesz spróbować zawalczyć? – Nocny wskazał na wolnoleżący pad.
- Nah, może później. Muszę doprowadzić się do porządku i zacząć poznawać tutejszych.
- A musisz. Spora tu gromadka, Ci fajni i Ci niefajni. Nawet dla Rasmunsena znalazło się miejsce… Ale kiedyś, kiedyś to było inaczej.
- Czy ty czasem wczoraj nie mówiłeś, że jesteś tu dopiero od dwóch tygodni? – Zapytał ostrożnie ork.
- I tak jest… Ale kiedyś Wielkim Przywoływaczem był Shane McMahon, a Liga trochę różniła się od obecnej. Pamiętasz go jeszcze?
- Ta… Facet potrafił wcisnąć wszystko każdemu. Co się z nim stało?
- Zmarł ze starości – Odparł Strzelec, ostrzeliwujący teraz swoją postacią Dave’a Mustaine’a. Niestety, ewidentnie mu nie szło, bowiem Mistrz Metalu właśnie wgniótł go w ziemię potężnym ciosem znad głowy. – Pieprzony brak balansu… - Zamamrotał pod nosem demon. – To o czym ja mówiłem?
- Jak to kiedyś było lepiej – Przypomniał Grommash.
- A tak. To był rok… O rany, no szmat czasu temu. Zupełnie inny skład, McMahon stawiał na „niszowców”. Ze „starych” zawodników uchowali się tylko ja, Pokrętny Los, Allistair, Balor, Casper i Adeon.
- Ci dwaj też tu są? – Zdziwił się Hellscream.
- Tia. Falconteta capnął Lucas Alexander, po czym WAAAGH! Gorgutza rozpierdoliło jego statek na atomy – Demon obnażył czyściutkie dziąsła. – Kriokapsułę z Adeonem przechwycili Tau, dzięki którym Adeon znalazł się w Lidze… A co do Caspra… Cóż, facet źle się starzeje, ale trochę się zmienił. Najogólniej powiedzieć, że jest jeszcze bardziej pojebany niż wtedy, gdy kopał nam tyłki za czasów Areny X.
- O Herazou, stare czasy…
- No. Nie wiem, czemu Cyrus wziął go na pokład, ale najwyraźniej się opłaciło… Wiedziałeś, że Casper jest w stanie przetrwać solówki Dave’a? Kiedy ten zagrał „Symphony of Destruction” i rozwalił łeb Balorowi, okularnik tylko zaczął headbangować jak dziki. Inna sprawa, że Isaac bez najmniejszych problemów pociął go wtedy na plasterki.
- Zaraz, czy ty właśnie powiedziałeś, że Casper trzymał sztamę z Balorem? To nie powinno być dokładnie na odwrót?
- Na tym polega różnica. Jego obłąkana krucjata tak wywróciła jego szarymi komórkami, że leje wszystko i wszystkich. Cyrus nie jest wcale mniejszym skurwysynem od Shane’a i ja miałem okazję się o tym kiedyś przekonać.
- Czyżby czas na bajki wujka Nocnego? – Zapytał zgryźliwie ork.
- Potraktuję to jako komplement.
W sali z „teleportem” znajdowało się dziesięć osób. Po lewej stronie, z czarnymi oznaczeniami znajdowali się kolejno: Czaszkogłowy demon bawiący się strzelbą w czarnym, połyskującym pancerzu, ciemnych spodniach moro i obitych żelazem buciorach, aryjczyk w hitlerowskim mundurze, zmumifikowany trup przyozdobiony w iście magnacki strój godny największych Sarmatów, stwór z rozpiętym na jego kręgosłupie rzędem kolców złożonych z mieszaniny kości i mięsa w pancerzu antyterrorysty oraz karłowaty wręcz stworek o futrze czarnym jak noc i pozbawiony jakichkolwiek źrenic, przyodziany w szatę tak czarną, jak on sam. Po prawej stronie, z białymi oznaczeniami: Szkielet przyodziany niczym kowboj z winchesterem przewieszonym przez ramię, blond włosa, krótka ostrzyżona kobieta w dżinsowej kurtce i takiż spodniach, blondyn we wściekle zielonym garniturze i z cylindrem na głowie, trzymający w ręku asa trefl, ciemnowłosa dziewczyna w szkolnym mundurku z torbą przewieszoną przez ramię i dziwnie matowymi fiołkowymi oczyma oraz brązowowłosy okularnik ze starannie przystrzyżonymi wąsikami, ubrany na czarno, zbrojny w dwa rdzawoczerwone miecze spoczywające na jego plecach.
- A więc plan jest taki – Oznajmił stojący pomiędzy obydwiema grupami mężczyzna w szarym garniturze i postawionymi na żel czarnymi, siwiejącymi już włosami. – Teokratyczne Księstwo Alastora wypowiedziało otwartą wojnę mieszkańcom miejscowości Shadowville. Grupka prowadzona przez Nocnego Strzelca – Tu wskazał na czaszkogłowego, zaś stwór w pancerzu antyterrorysty tylko parsknął wzgardliwie. – reprezentuje Władcę Czyśćca, podczas gdy wasi przeciwnicy działający pod flagą Caspra Stratoavisa – Teraz mężczyzna wskazał na okularnika, który skinął im lekko głową. – działają w interesie Shadowville.
- Chyba raczej Assholeville – Stwierdził przesadnie wręcz aksamitnym i łagodnym głosem aryjczyk. Blondynka z drugiej grupy posłała mu wymowne spojrzenie.
- Dobra, panowie – Huknął Nocny. – Rozwalimy tych cieniasów i jesteśmy w domu.
- Zapewniam, że nie będzie to łatwa przeprawa – Odparł z rewerencją nieumarły strzelec.
- Jasne, zawsze to My możemy skopać dupy Wam – Dodał mężczyzna w zielonym garniturze.
- Parszywy psie! – Warknął „Sarmata”. – Jak śmiesz rzucać takimi plugawymi słowami pod nosem szlachetnie urodzonych!
- Niech ktoś go wreszcie uświadomi, na litość… - Westchnął rozdzierająco okularnik.
- Spalę wasze heretyckie serca za bluźnierstwa względem Jedynego Boga, jakem Jarema Wiśniowiecki! – Huknął ponownie, uderzając się w pierś. Aryjczyk wymienił się spojrzeniami z siwiejącym mężczyzną, któremu oczy błyszczały wesoło. Blondynka przysięgłaby, że hitlerowiec uśmiechnął się pod nosem.
- No to dobrej zabawy – Oznajmił, przenosząc zebranych do Szczeliny Przywoływacza.
- Ok, ogarnijmy to szybko – Huknął Nocny, komenderując „podwładnymi”. – Ja i Porcupine pójdziemy lewą stroną, Himler i Jarema, prawą. Midnight, środkiem.
- Z prawdziwą przyjemnością – Oznajmił niski stworek zwany Midnightem Zwiastunem, rozpływając się w ciemnościach. Strzelec i kolczasty podążyli swoją ścieżką, a hitlerowiec i Sarmata – swoją. Tymczasem miniony rozbiegły się w równych ilościach po lewej i prawej ścieżce, bezwolnie podążając ku wrażym wieżom.
- Więc, jakie mamy szanse? – Warknął Porcupine, zapluwając się krwią. W rękach trzymał złowrogo wyglądające długolufowe pistolety.
- Daj spokój, nie będzie tak źle. Casper zawsze idzie prawą stroną, a Allistair zazwyczaj zaczaja się na środku. Kim trzeba trzymać na dystans, a Rattenberger w zwarciu jest niczym, także…
- A co z tą dziewczyną?
- Zlituj się… - Głos czaszkogłowego przybrał wyrozumiałą barwę. – Debiutanci nie są zbyt dużym zagrożeniem.
- Przezorny zawsze… - Porcupine splunął czerwonym, gęstym płynem, który rozpuścił leżący na ziemi kamyczek. – Ubezpieczony.
- Znasz taką zasadę, „Nec Hercules contra plures”?
- Znam.
- Właśnie. W starciu z Himlerem gówno im się przyda, bo ten jego Landkreuzer zwyczajnie rozsmarowuje zawodników po ścianach. Taki Baneblade, tylko bardziej zajebisty.
- Oh well… Lepiej, żebyś miał… rację… - Nagle ku zdziwieniu obu panów, z lasu wyleciała sylwetka Midnighta. Nocny ujął pewniej strzelbę, zaś Porcupine pochylił się lekko.
Midnight miał poderżnięte gardło.
- O ***… - Wypalił kolczasty demon, jakby zaskoczony. – Allistair?
- Nie sądzę… - Odparł Nocny, zbliżając się nieco do ciała. Ku jego zaskoczeniu niewielki stworek miał także rozpruty brzuch. „Deja Vu?”, pomyślał, przypominając sobie wczorajsze oglądanie „School Days”. Z lasu wyszła owa dziewczyna w mundurku, teraz ubabranym czyjąś krwią. W ręku trzymała coś pomiędzy piłą do kości a nożem, z którego skapywała posoka. Uśmiechała się smutno, postępując kroki w ich stronę.
- Midnight-san potknął się o korzeń – Powiedziała, nieznacznie unosząc swoją broń, zaś Nocny wyczuł w tym dziwnym głosie całkowitą szczerość.
- No to ja Cię tylko poszturcham – Warknął Porcupine, otwierając ogień i dziurawiąc dziewczynę jak ser szwajcarski. Mimo kolejnych płatów mięsa odpadających od jej ciała, ta nadal szła w ich kierunku, zaś każda kolejna kula poszerzała jej uśmiech. W końcu, po dwudziestym pocisku zmaltretowana długowłosa upadła w kałużę własnej krwi i tam została.
- To było zbyt proste… - Zaczął Nocny. Porcupine wzruszył tylko ramionami, po czym schował oba pistolety do kabur… Nagle wzdrygnął się, osunął na kolana i upadł z niedowierzaniem na twarzy. Strzelec odruchowo rzucił się za wieżę: Allistair ich zaskoczył.
Tymczasem nieumarli podwładni Himlera walczyli z karcianymi żołnierzami Michaela Rattenbergera, zaś Jarema związał w pojedynku Kim Ironfist. Blondynka wyminęła się z ciosem jego szabli bez najmniejszego kłopotu i zadała własny. Choć kusiło ją, by ubić hitlerowca i tym samym przegnać żołnierzy Wermachtu, nie mogła tego zrobić: Wiśniowiecki całkiem przytomnie związał ją zaklęciem pojedynku, które nie pozwalało jej na wykonanie jakiejkolwiek akcji, chyba, że pokonałaby ona Przeklętego Szlachcica. A ten, choć nie był dla niej wyzwaniem, wykazywał zaskakująco dużą odporność na ciosy i dawał czas Himlerowi na pokonanie Króla Kier Michaela, który – pomimo niesamowitego kunsztu w posługiwaniu się mieczem – powoli zaczął przegrywać z dużo liczniejszymi hitlerowcami. Rattenberger urwał łapę jednemu z martwych wojaków celnym strzałem z rewolweru, po czym podrzucił do góry dziwną monetę poznaczoną tajemniczymi symbolami. Wypadł orzeł, zaś blondyn uśmiechnął się triumfalnie. Wymierzył w Himlera i wypalił. Magicznie ładowany pocisk oddzielił głowę aryjczyka od reszty ciała, zaś pozbawiony „ośrodka władzy” korpus osunął się na ziemię. Wszyscy hitlerowcy rozpłynęli się w obłokach dymu w jednej chwili, zaś Michael huknął radośnie.
- Dasz radę tej mumii? – Zapytał, zaś Kim odwrzasnęła niezidentyfikowane słowo, uderzając przeciwnika w podbródek. – Uznaję to za tak. Polecę pomóc Allistairowi i Katsurze – Rzucił, puszczając się pędem w stronę przeciwległej wieży. Już na wejściu dostrzegł dziewczynę leżącą w kałuży krwi, ale zauważył też Midnighta z poderżniętym gardłem i Porcupine’a z przestrzeloną głową oraz Nocnego ostrzeliwującego się zza swojej wieży. Miniony nadbiegały zarówno od ich, jak i przeciwników strony, ale jednogłośnie padały albo pod ostrzałem wież lub ślepym ogniem czaszkogłowego, bo jego desperackich prób wymiany ognia z Rasmunsenem nazwać inaczej było nie można. Rattenberger nie zauważył, że Katsura powoli podnosi się z kałuży własnej krwi. Dotknęła jego barku, zaskakując go kompletnie. Blondyn w zielonym garniturze odskoczył jak oparzony.
- Jak Ty, co Ty… - Wydusił z siebie. „Czy ona nie powinna pojawić się w – no nie wiem – naszej bazie?”, pomyślał, zauważając przy okazji, że trup Midnighta zniknął już z miejsca, gdzie leżał.
- Makoto-kun nie wybaczyłby mi, gdybym go zostawiła tutaj samego – Odpowiedziała ciemnowłosa, uśmiechając się… dziwnie. Ruszyła powoli przed siebie, prosto w stronę Nocnego, który zdążył już dostrzec ich prezencję. Był ewidentnie zaskoczony.
- Czy ona czasem nie powinna startować od was?! – Wydarł się w stronę Rattenbergera.
- Nie pytaj! – Odwrzasnął Michael. – Casper nazwał ją „naszą tajną bronią”!
- Och, dziękuję bardzo! – Warknął zgryźliwie demon. Nagle poczuł chłodny dotyk miecza na gardle. Podniósł wzrok… I dostrzegł wzmiankowanego przed chwilą okularnika.
- Zaraz, a wieża…? – Zaczął, po czym spanikował, widząc, że Allistair nie celował w niego, tylko w systemy obronne fortyfikacji. Kilka celnych strzałów zostawiło ją pozbawioną środków do obrony, co wykorzystały miniony drużyny Shadowville, dosłownie obsiadając konstrukcję. Stratoavis zmierzył go chłodnym spojrzeniem i przejechał ostrzem po jego gardle… Ale Nocny był szybszy i zdążył wypalić sobie w głowę. Czaszkowy czerep demona błysnął płomieniem, wypełniając jego oczodoły i szczękę. Demon uśmiechnął się parszywie, widząc, że rdzawoczerwone ostrze jego adwersarza odskoczyły od jego szyi. Casper usiłował się zwinąć, ale demon już miał go w swoich łapskach.
- I don’t believe this… - Wymamrotał Rattenberger, cofając się. Ku jego zaskoczeniu, Katsura wciąż szła do przodu. „No tak, skąd może wiedzieć?”, pomyślał, nawołując ją do cofnięcia się. Ta jednak nie słuchała i nie cofnęła się nawet wtedy, gdy Nocny kręcił młynki okularnikiem, by finalnie rzucić go prosto w objęcia nadchodzącego Himlera, który rozpłatał go niczym rybę paroma zgrabnymi cięciami.
- Ok, teraz Wy… - Rzucił w stronę minionów przeciwnika, rozpoczynając widowiskową rzeź bezwolnych stworzeń. Całe ich stada płonęły od ognistych pocisków z jego strzelby, kilka leżało na ziemi z poprzebijanymi przez ukryte w jednej z luf strzelby demona ostrze piersiami, jeden nawet miał urwane obie ręce. O tak, Nocny był w swoim żywiole. Nagle jego głowa przestała płonąć, a on sam znalazł się w otoczeniu przez adwersarzy.
- Nocny, do tyłu! – Charknął zbliżający się Porcupine, ciskając czymś w stadko minionów. Czaszkogłowy wycofał się akurat w momencie, gdy dziwny przedmiot wylądował pomiędzy przeciwnikami. Grupa bezwolnych stworków automatycznie ruszyła za Nocnym i wtedy właśnie rozrzuciła je potężna eksplozja, co bardziej pechowym urywając kończyny, a tym szczęśliwszym po prostu zabijając. Czaszkogłowy znalazł odpowiednio dużo czasu, by wypalić sobie w łeb po raz kolejny.
- Yo, kto zamawiał łomot?! – Huknął w stronę przeciwników. Rattenberger zdołał się chyłkiem zwinąć w stronę nadal pojedynkujących się Kim i Jaremy, co zostawiało przeciwko niemu jedynie ową dziewczynę. „Wygląda dziwnie znajomo…”, pomyślał, pochylając się lekko. Po jego prawicy stanął Porcupine, chowając się jednak przezornie za szczątkami wieży. Himler pojechał dalej na klapie przywołanego przez siebie Tygrysa, najprawdopodobniej w stronę Allistaira.
- Jest szybka – Mruknął kolczasty z pewnym uznaniem.
- Żartujesz? Podniosła się z miejsca po tym, jak ją zostawiłeś – Odparł Nocny kwaśno.
- Tak po prostu?
- Tak, ***, po prostu.
- Jakim cudem?
- Czy sądzisz, że zabawa w „pięćdziesiąt pytań” jest odpowiednia na ten moment?
- Nah, poczekam na Midnighta i ruszymy wesprzeć Jaremę – Mruknął Porcupine, biegnąc lasem w stronę bazy. Nocny został sam na sam z dziwaczną dziewczyną. Niezależnie od faktu, że poderżnęła ona Midnightowi gardło, miał on przewagę zasięgu i zaskoczenia: Walczył z nią twarzą w twarz.
- Nie poczujesz – Powiedziała nagle długowłosa, unosząc lekko swoje ostrze. „Kurde, ja ją gdzieś już widziałem…”, pomyślał czaszkogłowy, szykując strzelbę. Jego czerep wciąż płonął. „Czego ja się właściwie obawiam?”, pomyślał. Nadstawił się na cios w kpiącej pozie. Wiedział, że ma jeszcze prawie dwie minuty immunitetu, a do tego czasu dziewczyna zdąży go zaatakować i piekielnie się zdziwić…
Długowłosa stanęła przed Nocnym. Nie sięgała mu nawet do szyi.
- Makoto-kun prosił mnie, bym przekonała się… Czy krwawisz… – Powiedziała, zamierzając się do cięcia. Nocnego oświeciło. „Cholera, nie może być…”, pomyślał, po czym nagle wszystkie myśli się urwały. Poczuł ból. Obezwładniający ból. Spojrzał w dół, oglądając z przerażeniem rozpruty brzuch, z którego wypadały jelita. „Jakim… cudem…?”, zdążył tylko pomyśleć, zanim upadł na kolana i osunął się na ziemię, z wciąż płonącą czaszką. Ostatkiem sił zdążył dostrzec klęczącą tuż przy jego głowie Kotonohę Katsurę, o której myślał, że nigdy naprawdę nie istniała.
- Pozdrów Saionji-san – Poprosiła z uśmiechem na twarzy, jednym gwałtownym ruchem przecinając gardło demona. Obraz Nocnego zamazał się i pociemniał, by w końcu zniknąć.
- Czacha? Czacha? – Nocny poczuł, że szturcha go znajoma ręka. Czaszkogłowy podniósł się, zaś do jego głowy uderzył nagle potężny, pulsujący ból głowy, zupełnie jak po kacu.
- Nigdy więcej wódki… - Wymamrotał, podnosząc się chwiejnie na nogi. Plaskacz od Porcupine’a wyrwał go z otępienia.
- Mamy problem – Rzucił z miejsca kolczasty. – Landkreuzer Himlera bez trudu… porozwalał wieże tamtych… frajerów, ale teraz mamy… problem z przebiciem.
- Jeszcze nie wygraliście? – Zdziwił się czaszkogłowy.
- Nocny, ta dziewczyna… rozpruła Cię jak piniatę… Sześć razy z rzędu.
- ILE?! – Wydarł się całkowicie otrzeźwiony demon.
- Po pierwszym dziwnie otępiałeś… I chodziłeś w to samo miejsce… A scenariusz się powtarzał.
- O ***… Moja statystyka.
- To nie jest… najgorsze. Wygląda na… to, że jest ona w stanie… podnosić się po śmierci. Rozpierdoliliśmy ją działem z Land…Landkreuzera, poskładała się do kupy… I pociachała Himlera. Puściliśmy na nią… Husarię Jaremy, podniosła się i urwała mu łapska… Zjawy Midnighta rozpuściły jej… twarzyczkę, ona mimo to podniosła się… I załatwiła jeża tak, jak na początku.
- Dobra jest. A co z resztą?
- Allistair schował się… Gdzieś. Rattenberger stawia obronę z jednej… strony, Kim i Casper z drugiej… A ta dziwna… Pałęta się bez celu po ich bazie… Rozmawia z własną torbą… Wariatka.
- Ale da się ją zabić? Tak na amen?
- Tak, da się. Zazwyczaj… po już powstaniu padała od… przypadkowego ciosu.
- No to, ***, jedziemy! – Huknął czaszkogłowy, pstrykając palcami. Przed nim zmaterializował się płomień w kształcie harleya, na widok, którego oczy Porcupine’a rozbłysły.
- Inkarnacja… - Szepnął z nabożnym podziwem. – Na Polach… przywołujesz ją tylko… gdy coś cię wkurwi.
- No i właśnie dzisiaj jest taki specjalny dzień – Odpowiedział czaszkogłowy, siadając na „siodełku” z płomieni. Kolczasty demon usadowił się za nim, po czym obaj ruszyli z zawrotną prędkością w stronę wrażej bazy.
Tymczasem Himler ponownie skrzyżował swoje wojska z wojskami Rattenbergera. Nieumarli hitlerowcy i tym razem mieli przewagę, Michael niefortunnie wyrzucił jedynie Dwójkę Kier. Wermachtowcy ryknęli coś po niemiecku i przystąpili do powolnego szturmu.
- Nie utrzymam Szwaba już zbyt długo – Wrzasnął w stronę Kim i Caspra, którzy unikali szarż husarii Wiśniowieckiego.
- Przestańcie uciekać i walczcie, jak na ludzi honoru przystało! – Pienił się Jarema. W odpowiedzi okularnik wyszarpnął zza pazuchy coś, co przypominało niewielki obrzyn o trzech lufach i pociągnął za spust. Z czeluści luf wydostały się zielone promienie laserowe, które dosłownie urwały głowę zmumifikowanemu Sarmacie. Husarzy rozwiali się wraz ze swoim generałem.
- Pójdę porozwalam parę łbów – Mruknął w kierunku swojej sojuszniczki, po czym skoczył w stronę odganiającego się od truposzy Rattenbergera za pomocą swojego rewolweru. Padł strzał i dało się słyszeć triumfujący głos Allistaira. Wyglądało na to, że Midnight miał dzisiaj zły dzień. Kim pozwoliła sobie na lekki uśmiech, który jednak szybko zszedł jej z twarzy, słysząc znajomą muzykę, która nieuchronnie zwiastowała przybycie Inkarnacji, a co za tym idzie, Nocnego. Pierwszą rzeczą, jaką jednak zobaczyła blondynka była sporych rozmiarów piła tarczowa, lecąca bezpośrednio w stronę jej kierunku. Oczy Kim rozszerzyły się, po czym wzrok każdego z nich rozjechał się w bok, podążając za swoją połówką ciała. Porcupine rozwinął się z powrotem i wrzasnął wściekle.
- Awesome saw is awesome – Odparł zeskakujący z płomienistego motocykla Nocny, otwierając z miejsca ogień w stronę zaskoczonego Caspra. Stratoavis zablokował strzał machnięciem ostrza, po czym zaczął się zbliżać w ich kierunku.
- Katsura! – Zawołał nie do końca przytomną sojuszniczkę. Długowłosa dziewczyna tylko uśmiechnęła się tak, jak po pierwszym powstaniu i ruszyła powolnym krokiem w stronę przeciwników. Jednocześnie posiadaczka piły do kości zaczęła się śmiać i był to śmiech wariatki, mrożący krew w żyłach. Porcupine jakby stracił ochotę do walki, ale Nocny nie zamierzał się poddać. Zignorował okularnika, po czym ruszył w stronę tej dziwnej dziewczyny. Musiał się upewnić. Chciał mieć pewność, czy to możliwości Shane’a są tak duże czy to oglądał i ubóstwiał prawdziwą historię, której jedyny żywy świadek stał teraz przed nim, mrożąc go matowym spojrzeniem fiołkowych oczu.
Nagle – ku oczywistemu zaskoczeniu Nocnego – piła trzymana przez Katsurę przemieniła się w ogromny, kuriozalnie wręcz wielki tasak, który z powodzeniem mógłby być użyty w jakimś jRPGu.
- Now that’s plain gross – Skomentował sytuację, z pewnym uczuciem ulgi zauważając jednak, że jego przeciwniczka miała kłopoty z równym trzymaniem tej broni i ujęła ją w obie ręce, nieco jak katanę.
- Czy pozdrowił Pan Saionji-san? – Zapytała uprzejmie, a Strzelec widział, że ma do czynienia z podręcznikową wręcz yandere: Na pozór cichą i nieśmiałą dziewczyną, która w rzeczywistości była chyba bardziej porąbana niż on sam.
- Trochę się złości za tamten incydent na dachu – Odparł ostrożnie. Chodzili po kole, a czas jakby się zatrzymał.
- Nie wiem, dlaczego miałaby się złościć. Wszakże nie była w ciąży, prawda?
- Tego nigdy nie można być pewnym.
- Osobiście sprawdziłam – Powiedziała Katsura, uśmiechając się ciepło, a Nocny wzdrygnął się z obrzydzeniem. Sprawdziła…
- To o niczym nie świadczy.
- Nawet jeżeli, Saionji-san musiała przyjąć do wiadomości, że to ja jestem tą właściwą.
- Poderżnęłaś jej gardło jak tucznemu wieprzkowi, do ciężkiej cholery!
- Nie chciała się zgodzić na dobrowolne sprawdzenie. Nie miałam wyboru.
- Jesteś obłąkana, kobieto – Stwierdził Nocny z obrzydzeniem.
- Nie… - Ciemnowłosa zatrzymała się na chwilę, zaś jej oczy zwężały nieco. – Jestem wybranką Makoto-kuna.
- Masz na myśli tę głowę pozbawioną życia, którą trzymasz w torbie? – Parsknął wzgardliwie czaszkogłowy, szykując się do strzału. Wypalił idealnie w torbę, zrzucając ją z ramienia Katsury i ciskając nią kilka metrów dalej. Gdzieś tam dobiegły go „Schlampe” Himlera i „***” Porcupine’a. Zapewne chodziło o Kim, która po odrodzeniu aktywnie klepała obu tych panów.
Katsura odwróciła głowę w kierunku przestrzelonej torby, po czym ponownie spojrzała na swojego przeciwnika. Na jej twarzy nie było już uśmiechu.
- Skrzywdził go Pan – Powiedziała, postępując krok i atakując tasakiem po skosie. Nocny odskoczył w odpowiednim momencie, po czym wypalił raz jeszcze. Pociski przebiły się przez twarz jego przeciwniczki, wybijając jedno z ócz. Dziewczyna osunęła się na ziemię i tam została. Z ciemności lasu wyłonił się Midnight.
- Dobra robota – Mruknął, wyciągając rękę w kierunku kotłujących się zawodników. Nie minęła chwila, a blondynka rozwalała twarz niedawnym sojusznikom. – Efektywna kontrola umysłu potrafi być niezwykle skuteczna – Rzucił, jakby słowem wyjaśnienia. – Plan jest prosty: Himler przywołuje Landkreuzera po raz e-nty, wspiera go ostrzałem artylerii i Neksus przeciwników w kawałkach… Oho, podnosi się – Dodał nieco ciszej, zaś Nocny odwrócił się w stronę swojej niedawnej przeciwniczki. Istotnie, Katsura podniosła się, zaś jej oczy były jeszcze bardziej matowe niż wcześniej.
- Skrzywdził go Pan – Powtórzyła, zaś w jej głosie można było słyszeć uśpioną wściekłość, całkiem zresztą uzasadnioną. Machnęła tasakiem i ponownie dorwała zbyt skupionego na kontrolowaniu Kim Midnighta, dosłownie zatapiając go w kałuży własnej krwi. Zwiastun charknął i znieruchomiał. Nocny nie dał się zaskoczyć. Złapał groźnie wyglądające ostrze w dłonie niczym mistrz kung-fu, po czym zaczął się siłować, zaś na jego twarzy powoli pojawiał się smutny uśmiech, świadczący o tym, że wygrywał. Po blisko minucie odepchnął przeciwniczkę i zatopił ostrze w jej piersi. Oczy dziewczyny rozszerzyły się, z ust pociekła strużka krwi.
- Ma…Makoto-kun… - Zaczęła bełkotać, upuszczając swoją broń. Nocny zepchnął dziewczynę z ostrza potężnym kopniakiem, obalając ją na posadzkę.
- And the rest… - Zaczął, przystawiając zimną lufę strzelby do jej czoła. – Is silence – Oznajmił, pociągając za spust.
- Koniec końców wygraliśmy – Stwierdził finalnie Nocny. – Czułem się jak ostatni skurwiel po tamtym strzale, no ale… - Nagle czaszkogłowy zauważył z pewnym oburzeniem, że Hellscream zupełnie go nie słucha, przeciwnie: Ork właśnie rozwalał łeb swoją postacią biednemu Pugnie.
- Wzruszające – Skwitował historię Grommash, zajadając chipsy. – To jaka była ta niespodzianka, o której mówiłeś?
EDIT: Znajoma muzyka -
http://www.youtube.com/watch?v=llxpUdS-DLQ