_______________________________________________________________
DEMON HUNTER: cz.1 ŁOWCA
Wytarł zakrwawione ostrze mizerykordii w pokrytą rosą trawę, wokół nie było nikogo...
...nikogo żywego. Wokół niego walały się powleczone krwią trupy, lecz nie były to ciała ludzkie. Wiele z nich posiadało rogi na głowie, inne zaś miały ogony, ich skóra była różowo-czerwona. Wygięte w makabrycznych pozach, przedstawiały iście przerażający widok. Mężczyzna powoli wstał z klęczek, rozejrzał się i upewniwszy, że żadne z demonicznych ciał nie przejawia oznak życia, zaczął powoli krążyć po pobojowisku. Z sakiewki przy pasie wyjął niewielką buteleczkę z przezroczystym płynem. Powoli podchodził do każdego z leżących ciał i odmawiając modlitwę z egzorcyzmem, upuszczał jedną kropelkę na każde z nich. Zaczął się zbliżać ku końcowi tej czynności, do skropienia zostało jedynie kilka ciał, gdy nagle zza pleców dobiegło go charczenie. Obrócił się i zobaczył jak jedno z ciał zaczyna otaczać zielony obłok, który jakby wypełzywał przez otwarte usta trupa do wnętrza. Chwilę po tym, jak owa zielona mgła przestała być widoczna, stwór otworzył oczy, powoli wstał i łypiąc na mężczyznę zielonymi ślepiami, zaczął ku niemu się zbliżać. Mężczyzna z całkowitym spokojem wyciągnął z kołczanu strzałę, zanurzył koniec grotu w fiolce ze święconą wodą, schował ją do sakiewki przy pasie, zdjął z ramienia łuk i powoli ułożył na nim strzałę celując w głowę potwora. W międzyczasie stwór zdążył niezdarnie i powoli pokonać połowę dzielącego ich dystansu. Łucznik napiął cięciwę, po czym spokojnie wypuścił brzechwę strzały z palców. Wypuszczona strzała poleciała ze świstem w stronę głowy potwora i przewierciła czaszkę potwora na wylot, wystając z środka czoła. Stwór wydał z siebie zduszony, męczeński jęk i zwalił się na ziemię. Mężczyzna odwiesił łuk na ramię, lekkim krokiem, niemal bezszelestnie, podszedł do trupa. Wyszarpnąwszy z jego głowy strzałę, wytarł ją w trawę i schował z powrotem do kołczanu. Następnie wyciągnąwszy buteleczkę ze święconą wodą wznowił przerwany rytuał. Gdy skończył, ułożył na skraju polany dwa stosy - na jednym znalazły się ciała potworów, na drugim ich rynsztunek; głównie broń, bo demony z racji swej rogowatej, pancernej skóry niewiele potrzebowały opancerzenia. Wiedząc, że jest zbyt zimno i mokro by podpalić stos ciał krzesiwem, wyszeptał parę słów, wyciągając prawą rękę w stronę stosu ciał. Wystrzelił z niej pomarańczowy język ognia, który momentalnie rozszerzył się na cały stos. Stwierdziwszy, że zapach palonego mięsa przyciągnie tu zaraz okolicznych chłopów, szabrowników lub drapieżniki, nieznajomy uporządkował swoje rzeczy i ułożywszy je w swych sakwach i kieszeniach, zaczął się zbierać do odejścia. Po chwili z konsternacją stwierdził, że nie wie w którą stronę ma iść. Wokół dość dużej polany na której stał, rozciągał się ciemny, zimny i mroczny las, który swoim wyglądem do spacerów nie zachęcał; nic dziwnego że znalazł tu demony. Co prawda były to demony z podrzędnej rasy zimnolubnej zamieszkującej te tereny, lecz zawsze to wciąż były demony, których zabijanie przybliżało perspektywę wolności. Myśl, że musi z demonami stoczyć jeszcze wiele krwawych starć, spowodowała, że poczuł gnębiącą rutynę swojego zajęcia.
Otrząsnąwszy się z ponurych myśli, przypomniał sobie o demonie, który chwilę temu go zaatakował, oraz o zielonym obłoczku, który go wcześniej otoczył. Doszedł do wniosku, że gdzieś w pobliżu musiał być nekromanta lub czarny mag niższego rzędu. Choć tępienie owych odmieńców nie należało do jego ulubionych zajęć, to na pewno namierzenie odpowiedzialnego za tą zwłokę na polanie ułatwi mu zadanie. Mag, nawet odmieniec, to wciąż bogate źródło informacji. Możliwe też, że za jego głowę głowy jest gdzieś cena. Tylko jak namierzyć takiego wątpliwej moralności czarodzieja w tak ogromnym lesie? Nie zastanawiając się nad tym dłużej, bohater opuścił polanę, kierując się w losową stronę, szczęśliwie unikając oddziałów milicji chłopskiej, która chwilę potem wkroczyła na polanę.
Jeden z milicjantów, barczyste chłopisko, przyglądając się z krytyczną miną stosowi płonących ciał, zwrócił się do dowódcy swojego oddziału:
- Ani chybi anielski, albo żołdacki oddział to uczynił. Lubo trupów innych niż demonie tu nie ma. Takiej zgrai demonicznego ścierwa nie dałby rady jeden mąż, choćby i krzepą świecący na całą okolicę - stwierdził z mądrą miną.
- A no, dobrze gada - dodał cicho drugi chłop - Tu nie trzeba klechy, coby mówić, że to była żołdacka zgraja, toć to oczywiste. Dobra, chłopy, zwijajmy się, bo to nie wiadomo, czy to oddziałek, czy wojska i czy nam przychylne, czy nie - rozejrzał się wokół, jakby chcąc się upewnić, że owej zgrai w pobliżu nie ma.
- Ino weźmy to żelastwo, kowalowi się przyda, ani chybi, nie ma co zostawiać na zmarnowanie - rzucił dowódca brzuchaty starszy chłop, z wąsem, fryzurą na garnek i skórzaną kamizelką narzuconą na płócienne koszule.
Poczekawszy aż każdy weźmie tyle, ile uniesie owego "żelastwa", zarządził wymarsz. Gromada chłopisk niemiłosiernie bębniących i brzęczących rynsztunkiem demonim najszybciej jak umiała ulotniła się z polanki.
Nad ciemną puszczą zaszło słońce, przez co stała się jeszcze bardziej mroczna. Widoczny był jedynie wschodzący na horyzoncie ubogi sierp księżyca. Momentalnie w całym lesie zapadła cisza. Nie czekając, aż zaatakuje go jeden z nocnych drapieżników, tajemniczy myśliwy wdrapał się na najbliższe duże drzewo i umościwszy się na jednym z grubszych konarów, zapadł w czujny półsen, od czasu do czasu przerywany przez nocne leśne dźwięki. Kilka godzin później, gdy sierp miesiąca zaczął się już obniżać, głęboki sen ogarnął śpiącego. Skuliwszy się na swej gałęzi, przestał zwracać uwagę na odgłosy lasu. W jego głowie pojawiło się zabójczo realistyczne marzenie senne.
Śnił, że klęczy na jedno kolano przed majestatem jednego z najwyższych aniołów, w wyciągniętej dłoni trzymając wciąż bijące serce jednego z Balorów, Książąt Demonów. Śnił, że anioł przyjmuje je, w zamian zdejmując jedne z jego więzów i obiecując całkowite odkupienie win, gdy ogromna klepsydra, która nagle pojawiła się w zasięgu wzroku, przesypie się całkowicie. Każde ziarenko w tej klepsydrze to jedno demonie życie. Gdy klepsydra przesypie się cała, wszelkie więzy pętające mężczyznę znikną. Stanie się on znów wolny, znów nieśmiertelny...
Trzask pękającej pod gałęzi, nadepniętej przez coś lub kogoś, wyrwał śpiącego ze świata marzeń. Pomny lat nauk, udawał że wciąż śpi, nie otwierając oczu i nie zmieniając tempa oddechu, czekał nasłuchując. Usłyszał ciężkie posapywanie, poczuł zapach zawilgotniałej siarki i niesamowicie silny smród uryny. Zastanawiając się czy to demon, czy też troll który właśnie demona skonsumował, powoli, niedostrzegalnie dla ludzkiego oka, przesunął dłoń zatkniętego w pochwie na łydce noża myśliwskiego. Usłyszał jak bulgocząc smarkami, stwór węszy. Prawdopodobnie już odkrył jego obecność, lecz nie mógł go zlokalizować. Upewniwszy się, że stwór nie spogląda w jego stronę, mężczyzna wyciągnął z pochwy na łydce nóż i bezszelestnie zmienił pozycję, kucając na gałęzi, na której wcześniej spał. Wciąż było ciemno, lecz nie na tyle, by nie ujrzał charakterystycznych dla demonów, rogatego łba i barczystego ciała. Nagle monstrum ożywiło się, tknięte jakimś impulsem, zaczęło krążyć po okolicy, wciąż pociągając nosem. To tylko ułatwiło zadanie przykucniętemu na gałęzi łowcy. Ostrożnie zsunął się z niej i zwisając na rękach czekał na dogodną chwilę do cichego lądowania. Niefortunnie gałąź cicho zatrzeszczała. Nie dane mu było więc cicho wylądować i skrytobójczo wyeliminować demona. Ten przeczuwając co się święci, obrócił się w jednym momencie w stronę drzewa i dostrzegając zwisającą z niego postać zaryczał niczym rozszalały buchaj. Nie widząc innej możliwości mężczyzna puścił się gałęzi, wylądował miękko na ugiętych kolanach i poprawiając w dłoni nóż, przyjął pozycję bojową. Zwykły człowiek nie miałby większych szans z szarżującym na niego demonem. Przeciwnik przygotowanej w bojowej postawie postaci nie szykował się do uderzenia łbem, jak to zwykły czynić ogniste demony, lecz zamachnął się na niego potężną łapą chcąc jednym ciosem strącić mu głowę z karku. Nie przewidział jednego. To nie był zwykły kmieć, z jakimi zwykle miał do czynienia. Gdy był już w odpowiedniej do odległości i już wyprowadzał cios, bohater skoczył na niego, odbijając się nogami od jego szerokiej klatki piersiowej, unikając uderzenia rogów, wskoczył z powrotem na gałąź, z której dopiero zeskoczył. Taki obrót spraw wytrącił z równowagi wciąż szarżującego demona, który próbował wyhamować swój pęd, nieudolnie zapierając się kopytami, kilkukrotnie tracąc równowagę. W międzyczasie jego oponent zdążył zeskoczyć z gałęzi, i w pełnym pędzie skoczyć mu na plecy, chwytając za rogi. Ten ryknął ze zdziwieniem i w końcu udało mu się zatrzymać, złapawszy się oburącz drzewa, lecz było już dla niego za późno. Szerokie ostrze myśliwskiego noża właśnie otwierało mu gardło - jeden z niewielu czułych punktów na gęsto opancerzonym zrogowaciałymi wyrostkami ciele demona. Skończywszy gładkie cięcie, mężczyzna wycofał się na parę kroków, czekając na rychła agonię z całych sił zapierającego się na tym świecie diabelstwa, lecz otwarta tętnica szyjna, bez profesjonalnej medycznej pomocy szybko rozwiązała ten problem. Nieszczęsny diabelski pomiot zwalił się ciężko na leśne poszycie, obficie rosząc swą posoką igliwie, mech i trawę wokół siebie. Mężczyzna podszedł do niego i wypuściwszy na jego ciało kropelkę z buteleczki, pośpiesznie odmówił modlitwę z egzorcyzmem. Następnie szybkim, acz cichym krokiem oddalił się od miejsca tegoż zdarzenia. Ryki demona na pewno zaalarmowały jego pobratymców, a zapach truchła dodatkowo zwiększał niebezpieczeństwo. Walka z grupą piekielnych przeciwników, na nieznanym sobie terenie, nocą, lub spotkanie z wygłodniałym ghulem, nie były najlepszymi sposobami na spędzenie końca nocy, zwłaszcza jeśli chciało się ją przeżyć...
CDN.
Tekst piszę w dwóch podejściach, wpierw jest wersja beta, później jest korekta. Wersje beta możecie śledzić na
SA, jednak zachęcam do cierpliwości, gdyż poprawione wersje wyglądają dużo lepiej. Czekam na konstruktywne opinie i apeluję do Sylatha o porządny językowy opieprz, żebym wiedział co poprawić, co w swym stylu zmienić.
Pozdrawiam