Punkty uznania(?): 3
Offline
Płeć:
Wiadomości: 141
We dance like marionettes swaying to the Symphony
|
|
« : 23 Stycznia 2010, 23:47:14 » |
|
Napisałem prolog do kolejnego opowiadania. Mam nadzieje, że to okaże się lepsze od poprzedniego. Jest to kontynuacja "Nietypowego Zadania". Jak sądzę większość nie czytała "Nietypowego Zadania" , więc streszczę najważniejsze fakty. Głównym bohaterem jest półelf imieniem Shade. Jest to świetnie wyszkolony najemny zabójca. Ostatnio zabił groźnego nekromantę, który był niegdyś szanowanym człowiekiem. No i w wielkim skrócie to było by na tyle.
Prolog
Skrzypnięcie. Chwila ciszy. Kolejne skrzypnięcie. Bez wątpienia ktoś wchodził po schodach. To właśnie te dźwięki obudziły półelfa. A może tylko wyrwały z półsnu. Światło księżyca wpadające do pokoju oślepiło go lekko. Któż w środku nocy mógłby iść schodami starej, zapleśniałej karczmy? Wiedział, że na górze nie ma innych pomieszczeń, więc ten ktoś z pewnością zmierzał właśnie do jego pokoju. Odruchowo sięgnął po sztylet. Wstał. Stanął pod grubymi drewnianymi drzwiami przykładając doń prawe ucho. Nasłuchiwał. Kolejne i ostatnie skrzypnięcie. Nieznajomy był już na górze. Cisza, jak gdyby wahał się pchnąć drzwi. Chwila namysłu. Drzwi lekko skrzypnęły. Półelf nie reagował. Tym razem nieznajomy mocniej i o wiele pewniej pchnął i zrobił pierwszy krok. Półelf zauważył nogę postawioną już w środku pomieszczenia, a po chwili rękę trzymającą połyskujący w świetle księżyca sztylet. Shade z całej siły zatrzasnął drzwi. Nieznajomy wrzasnął i upuścił broń. Półelf w mgnieniu otworzył drzwi i rzucił się na napastnika. Zacisnął pięść. Trafił celnie, w samą twarz doprowadzając nos przeciwnika do krwawienia. Następnie poprawił kopnięciem w brzuch. Niedoszły morderca zgiął się wpół i padł na ziemię. Zanim znów zdążył krzyknąć półelf obezwładnił go, a dłoń zacisnął na jego ustach. Nie chciał używać sztyletu. Jeszcze nie. Lekko rozluźnił uścisk. - Kto?! Kto cię przysłał? - Jjjaaaa…nnnieeee…powwwiemmm! Niiie wiieeemmm! - Kto? – powtórzył pytanie. - Ale ja… - Gadaj! Może uratujesz życie! – skłamał. Coś huknęło. Łysawy karczmarz wbiegł na schody wymachując rękami. - Co się tu dzieje! Środek nocy! Nie chcę tu żadnych burd! Wynosić mi się stąd! Już! – wrzasnął podenerwowany. - Yyyy. Przepraszam. To stary znajomy wpadł tu po drodze. Chyba za dużo wypił… - Do cholery jasnej! Znowu pół lokalu mi tu rozwalą! Idę się odlać! Jak wrócę ma was tu nie być! Zszedł ze schodów i ruszył w stronę drzwi. Shade obserwował go bacznie. Łysy mężczyzna nacisnął klamkę. - Nieeeee! – wrzasnął półelf, lecz było już zbyt późno. Przeraźliwy krzyk karczmarza po chwili przerodził się w pisk. Ciało upadło na ziemię. - To nie on! Psiamać! To nie on! – odezwał się gruby głos. – Wchodzimy! Do cholery ruszać się! Półelf puścił przestraszonego nie na żarty niedoszłego mordercę i wbiegł z powrotem do pokoju trzaskając drzwiami. Jak mógł tego nie przewidzieć? Gdyby nie karczmarz, może właśnie on wpadł by w pułapkę. Nie zdążył, ani ubrać kolczugi, ani jakiegokolwiek stroju. Wziął tylko swój półtorak i przyjął pozycję. Drzwi otworzyły się z hukiem. Do pokoju wbiegł zamaskowany mężczyzna uzbrojony w krótki jednoręczny miecz. - Jest tutaj! – wrzasnął poczym rzucił się do ataku. Półelfowi ciężko było się posługiwać mieczem półtoraręcznym w tak wąskim pomieszczeniu, jednak bez trudu poradził sobie z napastnikiem. Sparował jego wolne, niepewne pchnięcie i szybko przeszedł do kontrataku. Zadał zdecydowane pchnięcie zatapiając połowę ostrza w żołądku przeciwnika. Ten wydał z siebie tylko przeciągliwy jęk poczym padł na ziemię. Kolejny drab próbował przekroczyć próg pokoju, ale w odpowiedzi dostał tylko solidnego kopniaka w żołądek. Shade poprawił kopnięcie zrzucając mężczyznę ze schodów. Ten zaś wpadł na kolejnych próbujących wchodzić na górę. W rezultacie wszyscy spadli, a nim zdążyli się popodnosić ich przeciwnik był już na dole. Pierwszego ciął w szyję bez większego zastanowienia. Rozejrzał się. Zostało jeszcze trzech. Wszyscy trzej stali i byli gotowi zabić. Zacisnął mocniej ręce. Począł biec. Jeden z mężczyzn wybiegł mu naprzeciw. Półelf jednak minął go lekko szturchając barkiem i skoczył ku najdalszemu, trzonkiem miecza tnąc w tętnice szyjną. Drab upadł na posadzkę, brudząc ją. Szarżujący nie zdążył wyhamować i szturchnięty stracił równowagę wpadając na stół. Shade odwrócił się i perfekcyjnie sparował niezgrabne uderzenie draba z lewej strony wytrącając mu broń z ręki. Wbił miecz w serce przeciwnika z taką łatwością jak nóż wbija się w masło. Pozostał już tylko jeden, który właśnie próbował wstać ze stołu. Zamroczony mężczyzna wstał i zataczając się podszedł do półelfa niezdarnie wymachując bronią. Znalazł śmierć. Shade wrócił do pokoju, aby spakować rzeczy. Nie rozumiał już właściwie nic. To czwarty zamach w tym tygodniu. Czemu komuś tak bardzo zależy na jego życiu? Jak czterokrotnie udało mu się go odnaleźć? Czemu? Kim on jest? Pytaniom nie było końca, a odpowiedzi nie było żadnej. Miał już wyjść na zewnątrz, gdy dostrzegł błysk. Przyjrzał się uważniej i poszedł w jego stronę. To metalowy medalion pobłyskiwał w świetle księżyca na szyi jednego z pokonanych. Półelf szybkim ruchem zerwał go z trupa i dokładnie obejrzał. Wiedział już gdzie ma się udać…
Wiadomość doklejona: [time]24 Styczeń 2010, 21:54:16[/time] I Ostrożnie zapukał. - Kto tam? – rozległ się cienki, wysoki głos. - Przyjaciel. - Shade? Cholera! To ty? - We własnej osobie. – odpowiedział. Drzwi otworzyły się. W progu stał gnom. Mężczyzna około pięćdziesiątki. Bardzo wysoki jak na przedstawiciela swojej rasy. Sięgał półeflowi do kolan. Twarz miał pociągłą, raczej przyjazną. Długa, siwa broda, jak i długie siwe włosy komponujące z dużymi, złotymi oprawkami jego okularów sprawiały, że niejeden mógłby uznać go za filozofa, czy profesora. Rzeczywiście nie pomylił by się wiele, gdyż gnom był wielkim uczonym. Specjalizował się w alchemii, inżynierii oraz astronomii. Wynalazł kilka pożytecznych rzeczy, z czego stał się znany. Niejedna uczelnia oferowała mu pracę, lecz on zawzięcie odmawiał. Badał wszystko sam, dla własnej satysfakcji. Zwykł mawiać: „Siedzenie za biurkiem i wbijanie wiedzy niepojętnym ludziom, nie przyniosło nikomu satysfakcji. Satysfakcję przynosi moment kiedy odbiera się wynagrodzenie. Ale ja do cholery mam pieniądze!” - Myślałem, że już nigdy do nas nie wpadniesz! Ile to już? Dwa, trzy lata? A cholera! Nieważne! Chodźmy się napić. Zmęczony? - Nawet sobie nie wyobrażasz! Od czterech nocy nie spałem. Viccio, polują na mnie! - Gnom zmarszczył nieco brwi. - Nie martw się! Tu jesteś bezpieczny! – odparł poczym zwrócił się do żony, która właśnie wyszła z pokoju. – Przygotuj pokuj! Zobacz kto przyjechał. Kobieta podeszła i ukłoniła się. Żona pana Viccia była nieco niższa od swojego męża. Była krótko ostrzyżoną brunetką, ubraną brązową, prostą suknię. Twarz miała równie przyjazną co mąż. Przeszli do pokoju. Viccio kazał usiąść półelfowi. Po chwili wrócił z dwoma dużymi kuflami piwa. Jeden podał przyjacielowi, a drugi zatrzymał dla siebie. - Masz szczęście! – powiedział pociągając z kufla - Trafiłeś akurat na obiad. Millie zaraz przyniesie pieczeń. A co właściwie cię do nas sprowadza? - Znalazłem pewną interesującą rzecz. – położył przedmiot na stole. Medalion był odlany z metalu- głowa byka bez jednego rogu. - Widziałem już go w jakiejś książce. Właśnie u ciebie, ale nie pamiętam co symbolizował. Zerwałem go z szyi jednego z tych, którzy mnie ścigają. Co możesz mi o nim powiedzieć? - Poważna sprawa – mruknął gnom. – Właściciel tego przedmiotu za trzy dni umrze. - Ale jak to? - Żartowałem! Naprawdę uwierzyłeś? – parsknął Viccio. – Ten medalion symbolizuje pewną rangę w pewnej organizacji. Mianowicie w grupie, która każe się zwać „klanem byka”, w świecie przestępczym są po prostu nazywani „bykami”. To przestępcy. Zajmują, kradzieżami, napadami, się zabijaniem ludzi za pieniądze. Właściwie to niewiele się różnią od ciebie. - Ja nie zabijam ludzi za pieniądze! Nie jestem płatnym mordercą, ani najemnikiem. - Ale jednak ludzi zabijasz? - W określonych sytuacjach. - Zawsze można się tak usprawiedliwić. Nie zamierzam się sprzeczać. Ten medalion nosił szef małego oddziału, jakieś pięć, sześć osób. Najprawdopodobniej ktoś zapłacił za twoje życie Bykom, a oni wyznaczyli ludzi do tego. Musisz wiedzieć, że to naprawdę duża organizacja. Zabiłeś ich pięciu. Nie podarują ci. Będą cię ścigać, aż się zemszczą. - Powodzenia. – mruknął półelf. - Nie bądź zbyt pewny siebie. - Z tamtymi poradziłem sobie w kilka sekund. Z pięcioma! Nie będą dla mnie problemem, ale ktoś kto ich wynajął. Skąd on wie gdzie przebywam? Cztery razy ktoś próbował mnie zabić. Wątpię, aby Byki były na tyle dobrymi tropicielami. - Ciekawe. Masz jakieś teorie na ten temat? - Właściwie to chyba tylko dwie. Pierwsza: ten ktoś jest magiem i to do tego stopnia dobrym, że umie mnie wytropić swoimi mocami. Druga: ktoś ten posiada jakiś przedmiot umożliwiający takie rzeczy. Ale dlaczego na mnie poluje? - Myślę, że naraziłeś się wielu wpływowym ludziom wykonując swoją pracę. Jedni zyskiwali na obrocie spraw, a inni tracili. To pewnie ktoś, kto stracił bardzo wiele. Ale nie martw się! Tu cię nie wytropią! O, obiad idzie! Jedli, pili, jednym słowem – ucztowali, aż do wieczora. Półelf dostał pokój na parterze mieszkania. Nie zamierzał pozostać tu długo. Nie chciał narażać przyjaciela. Po skończonej uczcie umył się, załatwił i poszedł spać. Nie rozmyślał już nad niczym. Zasnął
Szedł długim wąskim korytarzem. Jego ciężkie buty głośno stukały w kamienną posadzkę. Rozejrzał się. Cały korytarz wypełniony był zieloną poświatą. Na ścianach gdzie nie spojrzeć wisiały szkielety zarówno ludzkie jak i zwierzęce. Szedł dalej. Ujrzał wielkie drewniane drzwi. Pchnął je. Kolejne pomieszczenie było całkowicie ciemne. Zaczął słyszeć najróżniejsze szepty, ale nie mógł wyłapać żadnego słowa. Nikogo nie widział. Nagle dostrzegł jasny punkt w oddali. Podszedł bliżej. Było to lustro. Niewyraźne szepty zaczęły układać się słowa. Z pośród całej kakofonii najróżniejszych głosów można było wychwycić trzy słowa: „dołącz do nas”. Nie zwracał na to uwagi. Szedł dalej. Zbliżył się do końca korytarza. Stało tam lustro, najzwyczajniejsze, pospolite lustro. Podszedł bliżej, aby obejrzeć przedmiot. Przejrzał się…
|