Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1] 2 3 4    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Wujek Hells idzie na wojnę - dostępny Rozdział Szósty (Czytany 15141 razy)
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« : 27 Października 2010, 00:14:11 »
O tak, widząc napis po przecinku już wiecie kto jest autorem tego opowiadania. Postanowiłem rozwinąć ideę turniejówki, tylko poszedłem w inną stronę. Sami zobaczycie, o co się rozchodzi. Forma luźniejsza, kolejne rozdziały pojawiać się będą jeszcze mniej cyklicznie co "Wojny", "Droga Berserkera", "Śmierć" czy chwilowo zawieszone "Da Voodoo Shuffle" i nie będą powiązane zbyt mocno czasem...Przeważać będzie akcja, humor i wspominanki Groma Hellscreama. Cieszcie się pierwszą częścią prologu, druga powinna pojawić się już w weekend.


Choć na dworze bił siarczysty deszcz, spędzający wszystkich mieszkańców Wzgórza Wisielców do domów, w karczmie o ładnej nazwie „Lwiego Postoju” było gwarno i ciepło. Przestronna izba wypełniona była różnorakimi istotami oraz odgłosem toczonych przez nich rozmów. Młoda, smukła karczmarka śmigała w te i nazad pomiędzy kilkoma dębowymi ławami z tacą pełną kufli. Za barem stał barczysty karczmarz, człowiek mający może czterdzieści kilka lat. Za jego plecami rozpościerała się kuchnia, zaś jeżeli pójść od baru w lewo, to trafiało się na schody na piętro. A tam pokoje niemal zawsze były zajęte. O tak, Thomas Hacklenback nie narzekał na niskie zarobki, gdyż jego karczma słynęła z wielu ciekawych bywalców. Przewijali się u niego zielonoskórzy berserkerzy, ponurzy nekromanci, dumni paladynowie, diabły, anioły, elficcy arcymagowie, krasnoludzcy wojownicy, wilkołaki...Wielu chyba by zwariowało, ale nie Thomas. Facet był niegdyś właścicielem największej karczmy w Sigil, a do tej roboty trzeba istoty o nerwach z uru.

Dziś było spokojnie. W budynku przebywali głównie mieszkańcy miasta – ludzie, elfy, półelfy. Wzgórze Wisielców nosiło swoją niemiła nazwę o tym, jak wódz orków Gorbal Żelazna Łapa kazał powywieszać wszystkich mieszkańców miasta...Ale to było dawno. Wszak dziś główną „atrakcją” wieczoru był przedstawiciel orczego rodzaju. Siedział w kącie, otoczony gromadką złożoną większości z dzieci spragnionych opowiadań. Ork wyglądał staro – jego włosy ledwie zachowały swój kruczoczarny kolor, ustępując siwiźnie, zielone oczy nie błyszczały już tak jak dawniej, mięśnie nie rozciągały skóry. Stary ork siedział na krześle, odziany w niebieskie jeansy, czarną koszulkę z napisem „God’s busy, can I help you?” i zapinaną na suwak niebieską bluzę z kapturem. Pił herbatę w całkiem ładnym kubku i kończył czytanie wczorajszej gazety.
- Dwudziesty pierwszy lipca dwa tysiące siedemdziesiątego czwartego roku...Dammit, czuje się stary – westchnął sam do siebie, po czym zdjął okulary w rogowej oprawie, schował je do etui a następnie do kieszeni. Wciągnął nosem powietrze. Lubił to miejsce – dobra, zbudowana z drewna i kamienia karczma, a nie nowoczesny, obuty plastikiem bar z żarciem, którym aż szkoda było zwierzaka nakarmić...Oj tak, Grommash „Grom” Hellscream był tradycjonalistą.

- No dobrze, dzieciaki, czego chcecie od starego Groma? – zapytał swojej widowni. Doskonale wiedział, po co przyszły...Ale zapytać nie zaszkodzi. A nuż chcą kolację postawić, w końcu zbliżała się jej pora.
- Opowiedz nam jakąś historię – powiedział Peter Botven, półelf o wściekle zielonych oczach. Miał może jedenaście lat. Pozostałe dzieci – a była ich może siódemka – zgodnym chórem przychyliły się do prośby.
- No dobra...Opowiadałem wam, jak spotkałem smoka Perłojada? – zapytał.
- Tak!
- Hmm...A o tym, jak rozbiłem całkiem przypadkowo odłam klanu Młota Zaćmienia, go szukałem kolczyków Liny Inverse i wpadłem w ich zasadzkę?
- Tak!
- Yhm...No ale o mojej potyczce z nekromantą Nagashem i jego Czarnym Legionem też mówiłem?
- Też!
- No ale o moim brawurowym rajdzie przez ruiny Stratholme nie mówiłem?
- Opowiedz! Opowiedz! – odezwały wreszcie się dzieciaki. Dwóch nastolatków siedzących za nimi roześmiało się pod nosami.
- No dobra, rozsiąść się wygodnie, wujek Hells opowie wam jak rozwalił na kawałki hrabiego Jeana Dryskulla...

Było ciemno. Razem z Shargoshem Ironbenderem, najlepszych orkowym kowalem w dziejach oraz gnomką o imieniu Tristana Megling siedzieliśmy zabukowani w krzakach. Tak swoją drogą...Było to pod murami miasta Stratholme, niegdyś serca królestwa Lordearon w świecie Azeroth. A tam gnomów takich jak nasza mała Tristana nie ma – srebrnowłosych, bardzo ładnych, niebieskoskórych i bez dziwnych uczesań czy kolczyków. Ja z Shargoshem wyglądaliśmy normalniej – dwóch rosłych orków, jeden odziany w spodnie z kolczugi, napierśnik przymocowany do klatki piersiowej skórzanymi pasami, z głową ozdobioną długimi czarnymi włosami i czterodniowym zarostem. Tak, mowa o mnie. Co ja wtedy miałem...Aha, chyba magnuma i moją kat...Nie przerywaj, Timmy! Zaraz wytłumaczę. Tak więc miałem pistolet i katanę. Shargosh obdarzony był niezwykle u nas rzadkimi niebieskimi oczami, brązową szczeciną na głowie i długą brodą, związaną w warkocz. Miał na sobie pancerz o twórczej nazwie Obliterator 3K, tamtymi czasy najnowszy model. Solidna tytanostal, zdolna przetrwać postrzał z myśliwskiej strzelby z odległości metra...Tristana jak to ona – osiemdziesiąt centymetrów od ziemi, gogle taktyczne wtedy tkwiące na czole, skórzany strój bojowy i pewnie dwukrotnie większa od niej bazooka pod pachą. Byliśmy tam bowiem wysłani z misją przez Gildię Mrocznych Zabójców. Tak, tą której jestem założycielem. Wtedy Mistrzem był chyba Kais, świetny facet...No ale zbaczam. Doszły nas słuchy, że Nehr’zul miesza w przeszłości, starając się wzmocnić swego martwego sługusa, Hrabiego Lakemere’a. Był potężnym rycerzem śmierci...Ale został po raz drugi zabity przez kilku czempionów Hordy. W każdym bądź razie nasza trójka leżała zabukowana w krzakach przed wejściem do wypełnionego nieumarłymi Stratholme...O czym my to gadaliśmy?

- Dobra, wszyscy pamiętają plan? – zapytałem się moich towarzyszy. Shargosh potwierdził skinieniem głowy, a Tristana uśmiechem.
- No dobra. Jeżeli ten awiator amator nie zapomni o nas, to właśnie idziemy pospacerować po parku. A jeżeli nie... – zakończyłem znacząco.
- To idziemy pobiegać po parku? – zapytała mnie nasza mała przyjaciółka. Roześmialiśmy się z Ironbenderem, niemal się demaskując.
- Tris, pamiętasz co masz robić? – spytałem chyba jedenasty raz. Panna Megling w odpowiedzi pokazała mi swoją MP3, na wyświetlaczu której widniało „Metallica – Seek and Destroy”.
- Mnie pasuje. Shargosh?
- Rozwalamy trupy i miasto, a ty w tym czasie zajmujesz się Lakemerem. Proste, łatwe, przyjemne – westchnął zielonoskóry i przekręcił minigunem zamontowanym na lewym ramieniu swego pancerza bojowego. Prawa wyposażona była w łańcuchowy miecz. Aż żal mi było, że nie zobaczę sieczki którą ta dwójka zrobi z hordy nieumarłych.
- Okej. Panie, panowie – operację „Stratholme” czas zacząć – zakomenderowałem. Tristana wcisnęła słuchawki do uszu.
- Na twój znak – powiedział, po czym zsunęła wielofunkcyjne gogle taktyczne na oczy i zamarła w bezruchu. Ironbender przygotował teleporter osobisty zamontowany w jego cudzie techniki – w końcu musiał wbić się w sam środek trupów. Ja zaś wyszedłem z krzaków i spokojnie pomaszerowałem w kierunku bramy Stratholme.

- Ej, zgnilcu – warknąłem na zombie. To odwróciło się w moją stronę, „strasząc” rozwaloną szczęką. Niewiele myśląc ściągnąłem mu łeb z przegniłej szyi prawym sierpowym. Potrzebowałem tych cholerników w jednym miejscu, a że nie na darmo zwali mnie „Hellscreamem”...Jeden okrzyk wystarczył, a dziesiątki – a może i setki – truposzy zaczęły zbiegać się w moją stronę. Otoczyły mnie i zacieśniały krok.
- Jak tak dalej pójdzie, to zabijecie mnie swoim smrodem – westchnąłem i podniosłem pięść. Jakiś ghul uderzył mnie szponami, a w tym momencie iluzja rozwiała się. Najwyraźniej dowodzący tą hordą bezmózgów nie mieli pojęcia o zdolnościach mistrzów ostrzy. Zanim jednak jakikolwiek nekromanta czy inny nadzorca szkieletów zdążył wpaść na jakiś świetny pomysł, rozległ się piekielny huk, a brama runęła na łby umarlaków, druzgocząc ich pod lawiną cegieł. Tristana otworzyła ogień. Wyszedłem z mojej kryjówki. Jak się okazało, wejście zostało gruntownie zawalone, a my nie mieliśmy czasu na wspinaczkę. Trzeba było utorować drogę.
- Bingo – powiedziała wesoło mała kobieta, biegnąc w moją stronę. Na plecach miała coś na kształt nosidełka z okrągłymi, czarnymi pociskami wielkości dużych melonów. Shargosh człapał za nią w swoim ważącym ćwierć tony sprzęcie.
- Zaraz będzie tu niezły kocioł. Rozwal te głazy i lecę po rycerza śmierci...A wy trzymajcie się planu. I dajcie mi znać jak ten oblatywacz się pojawi – wydawałem rozkazy.
- Się rozumie. Sharg, potrzymaj – powiedziała do naszego towarzysza, wręczając mu swoją bazookę. Załadowała ją kulą z dziwnymi ornamentami na powierzchni, po czym wystrzeliła. Huk był jeszcze gorszy niż poprzednim razem, ale po głazach nie było śladu.
- Czemu nie mogłaś zrobić tego sama? – zapytał ork w pancerzu, oddając broń jej właścicielce.
- Bo nie mogłabym rąk później znaleźć. Hells, działaj! – krzyknęła, gdyż już musiała zająć się hordami trupów. Oh, dzieciaki – nie potrafię powiedzieć ile tego było. A rodzaje najróżniejsze – szkielety, zombie, ghule, zmory, nekromanci, ożywieńcy, ogary plagi...W każdym razie w starciu z wybuchowymi kulami Tristany wszyscy jak jeden mąż rozrywani byli na kawałki. Shargosh złapał mnie, użył teleportera – swoją droga, nieciekawie wtedy trzepie we flakach, przynajmniej mnie – i zaczął ciąć trupów swoim mieczem – piłą oraz rozczłonkowywać ich ołowianym deszczem z miniguna. Oczywiście tylko w przenośni, wszyscy wiemy, że pociski z mithrilu są lepsze i tańsze. Ja zaś zacząłem spacerować po wietrze...Nie, nie dosłownie! Spacer po Wietrze to nasza naz....Nasza znaczy mistrzów ostrzy, nie przerywaj! Po prostu byłem dla truposzy niewidzialny. Zacząłem się kierować w stronę głównego budynku miejskiego, pałacu hrabiego. Ale znacznie ciekawiej było u Tristany i Shargosha...

Prawdopodobnie Krwawy Tarrik, jeden z „nawróconych” czempionów Khorne’a, zajączki dla tego że psychiki już im nie nagniesz do pionu...Sigh, Tarrik pewnie byłby zachwycony rzeźnią i morzem rozczłonkowanych zwłok, które pozostawiali po sobie panna Megling i Ironbender. Horda nieumarłych nie znała zmęczenia i nacierała na nich bezlitośnie, jednakże ilekroć odzywała się bazooka Tristany czy warczała piła Shargosha...Zbyt poetycko? No, okej. Ile razy odpowiednio walili z działa czy cięli ich na kawałki, to zawsze dwóch czy trzech umarlaków przychodziło na miejsce tego zniszczonego. Ja w tym czasie rozbijałem się po pałacu, eliminując ciężkozbrojnych szkieletowych gwardzistów – zazwyczaj gołymi rękami – słabe karki – lub też toporem. Sytuacja moich przyjaciół pogarszała się z minuty na minutę...No a wtedy ten szalony gnom przyleciał. Tristana była i jest dobra w opisywaniu wydarzeń.

Nagle więc szyk nieumarłych zaczął topnieć w oczach. Spadające z nikąd pociski radziły sobie lepiej z wysadzaniem ziemi i stojących nań trupów niż działko Tris, niewidzialne – jeszcze – działa pruły ołowiem z zatrważającą szybkością, bomby fosforowe przeżerały białym żarem martwe ciała, a spadający z chmur ogień spowijał to wszystko we wściekle czerwonym piekle. Corki, uważany za szaleńca gnom awiator i jeden z najlepszych pilotów wszechczasów, w końcu przybył nam z pomocą. W swojej niezbyt estetycznie, ale solidnie wykonanej żelaznej maszynie opadł do pułapu, z którego wciąż mógł roznosić w drobiazgi szeregi trupów i jednocześnie wymienić się informacjami z resztą oddziału.
- Zdychajcie! – wrzeszczał opętańczo gnom zza lotniczych gogli, wciskając drążki zamontowanych na dziobie karabinów. Sprzężone gatlingi pruły ogłuszająco.
- Dobrze cię widzieć! – huknął Shargosh, rozcinając na pół ogromne, zszyte z kilku trupów plugastwo i rozrzucając na boki kilka szkieletów.
- Mów co wyszpiegowałeś tam z góry, kiedy my narażaliśmy nasze ogony! – warknęła Tristana, waląc bazooką na odlew jakież zombie i zdejmując mu głowę z karku strzałem z pistoletu – jakiegoś wielkokalibrowego magnum, Tris lubi duże zabawki. Corki na to zaśmiał się i odgarnął szalik z twarzy.
- Się rozumie! Na terenie obiektu są cztery monolity energetyczne, zasilające ziggurat, dzięki temu ciągle stoi w powietrzu! Ale jeżeli je zniszczymy, a jestem w stanie to zrobić, to wszystko zwali się na ziemię!
- A jaki jest haczyk? – zapytał Ironbender, wgniatając nekromantę w ziemię i kopniakiem roztrzaskującego czaszkę szkieletowemu golemowi.
- Nie wystarczy mi amunicji na rozwalenie wszystkich! W ostatni wbiję się moją maszyną! – odparł i poleciał do góry, uprzednio wciskając jakiś guzik i uwalniając niebieskawy pocisk, który rozerwał nieumarłych na drobne strzępki.
- Szaleniec! Ale za to kalkulacyjnie myślący – powiedziała sama do siebie Tristana i rozwaliła łeb kolejnemu już zombie.

Corkiemu trzeba przyznać, że zna się na swojej robocie. W pierwszy monolit – strzelistą, emanującą niezdrowym zielonym światłem konstrukcję – władował wiele niebieskawych pocisków, budowli nie było widać po bombardowaniu. W drugą władował kilka zwykłych, w kolorze stali, oraz sporo ognia maszynowego. Ponownie, budynek został zdruzgotany. W trzeci poleciało kilka bomb fosforowych, trochę ognia i kilka czerwonych pocisków – nie było co zbierać. W czwarty z kolei gnom wypuścił dwa czerwone, krowiaste pociski, ale nie wystarczało to. Pilot bez zastanowienia wcisnął czerwony, cylindryczny guzik z napisem „EMERGENCY”, po czym z drastyczną prędkością lotem kamikadze skierował się na cel. Zawczasu jednak katapultował się – nie był samobójcą...

- No i tak to zabiliśmy hrabiego Dryskulla – zakończył po kilku minutach opowieść ork.
- Czyli naprawdę uciekł do tego latającego zigguratu, a Tristina ustrzeliłą go na balkonie? – spytał z przejęciem półelf Daeniel. Zielonoskóry pokiwał głową.
- Dokładnie. Chciał z nas pokpić, a wtedy Tristana – nie Tristina – odstrzeliła fragment fasady i idiota spadł prosto na ostrze Shargosha. Przepiłowało go na pół. No, ale dość historii na dziś. Dobranoc, dzieciaki i wszyscy inni! – zakrzyknął ork, po czym wspiął się schodami na górę. Nie zobaczył dwóch zakapturzonych ludzi, rozmawiających miedzy sobą.
- Jesteś pewien, że się nadaje? – zapytał jeden. Po głosie można było sądzić, że jest mężczyzną grubo po pięćdziesiątce.
- Oczywiście. Ten człowi...ork jest pierwszym kandydatem od kilkunastu lat, który został zaproponowany przez innych czempionów. Dwukrotnie odnotowano o potwierdzono jego śmierć...A mimo wszystko żyje, choć nie jest śmiertelnikiem. Zabił w swoim życiu władcę otchłani, półboga, władcę nieumarłych i setki innych potężnych istot, zawsze walczył po stronie szeroko rozumianego dobra. Posiada niezrównane zdolności walki wręcz, włada też całkiem potężną magią i posiada ogromną wiedzę – zna prawdopodobnie dziewięćdziesiąt procent członków Ligi. To oczywiste, że będzie się nadawał – więcej, on zdominuje wszystkich innych czempionów, nawet Jaxa. Wystarczy dać mu szansę – odparł drugi. Był znacznie młodszy.
- Hmm...Grommash „Grom” Hellscream. Czempion i Legenda z Azerothu i Draenoru zarazem...Jutro poddamy go Osądowi. Niech się dzieje co ma być – rzucił starszy z nich i wstał od stołu, również kierując się na piętro.


« Ostatnia zmiana: 05 Czerwca 2011, 17:43:07 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 27 Października 2010, 12:37:14 »
No to fajne było... hardcorowa wersja "bajki babci gąski". Dobre to było, widać ksywka "Wujcio Hells" przeszła do naszego kanonu literackiego.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Psychol55
Ja słyszę a ty słuchasz

******

Punkty uznania(?): 2
Offline Offline

Wiadomości: 441


Krytyk Fasta

Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 27 Października 2010, 15:46:22 »
Haha wujcio Hells tak? od teraz tak na ciebie będę mówić. Świetne opowiadanko, ale czekam na kontynuacje szczególnie drogi berserka. Tak o dziele- nie jest złe, dużo humoru za co plus.


IP: Zapisane
http://emikozinska.wix.com/emi-kokoz-art

Sprawdźcie co robi moja siostra!
Fergard

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 224


Uncle Hells' faithful sidekick

Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 27 Października 2010, 17:35:06 »
Legendarny Mistrz Ostrzy w okularach z rogową oprawką? Ja to kupuję.

Podoba mi się fakt, że będzie z tego kolejna, tym razem lżejsza turniejówka. Opowiadanko orka brzmi niczego sobie, choć jak już ktoś zauważył, to mocno ekstremalne "bajki babci gąski". Tak trzymać i życzyć sukcesów. Z takich drobniejszych błędów, w pewnym miejscu jest "go" zamiast "bo", no ale to szczegół.

(A ja wciąż czekam na dwa feedbacki, tak swoja drogą... No, ale to zwykłe czepialstwo).


IP: Zapisane
Panzers roll forward and The Reaper follows them

Leaving tracks of blood, Panzers roll again

Your fate shows itself in shrapnel, smoke and tears

Who can stop these beasts, the source of all your fears?!
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : 30 Października 2010, 17:47:59 »
Wstał nowy dzień. Grom co prawda miał problemy z zasypianiem, jednak ze snem już nie – wyznawał filozofię „Mój dom jest tam gdzie się położę. Widzisz tę skałę? To moja poduszka.” Ork podniósł się z łóżka, ziewnął przeciągle i sprawdził godzinę na swoim zegarku w komórce. Jego Gokia, choć nie miała różnych bajerków w stylu MP3, filmów, gier, trójwymiaru czy innych niepotrzebnych pierdół, do działała bez zarzutów i nie raz, nie dwa znosiła ciężkie obrażenia bez szwanku. Gnollowa technologia...W każdym bądź razie, było trzydzieści siedem minut po szóstej. Standardowa godzina – jeżeli zielonoskóry spał zbyt długo, chodził później niewyspany. Usłyszał pukanie do drzwi. Narzucił na umięśnioną, choć pooraną bliznami pierś flanelową koszulę, podciągnął szorty i otworzył drzwi. Stał w nich chłopiec maksymalnie dziesięcioletni – po fioletowej karnacji, oczach niczym z płynnego srebra oraz wielkich uszach rozpoznał księżycowego elfa.
- Co się stało, dziecko? – spytał małolata. Ten był trochę stremowany.
- Na dole...siedzi dwóch zakapturzonych panów...i prosi o audiencję z...z... – dzieciak ewidentnie starał sobie coś przypomnieć – z Gromem Bogobójcą.
- Sigh...Co za idiota tytułuje mnie w taki sposób? Powiedz, że zaraz zejdę – odpowiedział dziecku i zamknął drzwi. Przebrał się w czarne jeansy, założył wysłużone glany, ubrał zielonego T-shirta z białym napisem „It’s not easy being greenskin”, założył srebrną bransoletkę, naszyjnik z kości – szczątki jego pierwszej ofiary – i zszedł powoli po schodach. W kieszeni mile ciążył mu pistolet...tak na wszelki wielki.

Szybko wypatrzył ludzi, którzy chcieli z nim rozmawiać. Wysocy, zakutani w czarne szaty, z sygnetami na chudych palcach...Czego mogli chcieć magowie od starego Groma Hellscreama? Ork dosiadł się do nich, siadając naprzeciwko – ramiona zakapturzonych dzieliło może pięć centymetrów.
- O co się rozchodzi? – zapytał twardo. Miał dziwnie złe przeczucia, chciał szybko zakończyć rozmowę.
- Witamy i przesyłamy pozdrowienia od Cyrusa ibn Sharina, panie Hellscream – zaczął starszy z nich (przez kaptur przebłysła siwa broda), ignorując postawione pytanie.
- Jesteśmy wysłannikami organizacji zwanej Ligą Legend. Skupiamy osobistości takie jak pan – dodał drugi.
- Sigh...O co się rozchodzi? – ponowił pytanie zielonoskóry i zabębnił palcami w blat.
- Otóż, panie Grommash, Liga istnieje po to, by zapobiegać niepotrzebnemu rozlewowi krwi i rozwiązywać wielkie konflikty militarne w możliwe najłagodniejszy sposób, z poszanowaniem dla życia niewinnych istot oraz dla samego świata.
- Brzmi ciekawie. Kontynuujcie.

Choć świat pędził i pędził do przodu, do magia pozostawała jedną z ulubionych broni większości ras świata. Z racji, że historia jest jedynie pasmem wojen przeplatanym białymi nićmi pokoju, nadmierne i niekontrolowane wykorzystanie magii musiało się w końcu dać światu we znaki. Trzęsienia ziemi, huragany, tsunami...Tak naprawdę nie były to „zasługi” wielkiego przemysłu, ale wielkiej magii. W ostatnich latach dwudziestego wieku (zwanego Erą Wilka, gdyż liczy się ją od momentu założenia Heragaardu, stolicy górskich gnolli), ONS zebrali się na naradzie z wodzami Wielkiej Hordy, a także z władcami Ligi Cieni i Nehr’zulem. Krótko mówiąc – władcy świata spotkali się w jednym miejscu. Obrady prowadził nie kto inny jak Kais, ówczesny mistrz Gildii Mrocznych Zabójców. Utrzymywał on, że należy zaprzestać ogromnych, magicznych wojen, gdyż pewnego dnia świat zwyczajnie się rozpadnie. Zaproponował inny sposób rozstrzygania konfliktów – założenie organizacji organizującej i nadzorującej małe konflikty, rozgrywające się między grupami wybitnych członków wszystkich frakcji. Tau przedstawił projekt swej „Ligi Legend” – mieli w niej pracować „przywoływacze”, magowie reprezentujący wrogie stronnictwa, którzy wiązaliby się z grupami „czempionów” – najemników, bohaterów wojennych i innych przedstawicieli ONS, Hordy i tak dalej...Czempioni zaś mieli walczyć na specjalnie do tego przygotowanych polach bitew (Kais nazwał je „Polami Sprawiedliwość”), a wyniki tych starć stanowić miały o rozwiązaniach politycznych zatargów. Ku ogólnemu zdziwieniu, pierwsi udzielili poparcia Lord Satros i Nehr’zul. Jeden po drugim do Ligi Legend przekonali się wszyscy przywódcy...i w latach trzydziestych dwudziestego pierwszego wieku wszystko było gotowe. Co ciekawe, pomysł świetnie się sprawdzał. Fakt, zdarzały się przygraniczne potyczki i tajne operacje...Ale świat w końcu mógł odetchnąć z ulgą.

- ...I pragniemy, by został pan jednym z czempionów Ligi – zakończył opowieść starszy z zakapturzonych.
- Hmm...Rozumiem, że Wielka Horda i Moghul Kahn się o mnie upomniała? Przykro mi, nie jestem najemnikiem ani nie czuję się związany z ludami Corrimy – spokojnie odpowiedział Grommash. Młodszy z mężczyzn pokiwał głową.
- Rozumiemy, ale prosimy pana o zostanie pierwszym w historii czempionem Azzinothu – powiedział. Grommash zrobił wielkie oczy.
- Azzinothu? A po jaką cholerę? Z kim niby weszli w konflikt?
- W zasadzie ze wszystkimi...
- Chodzi o arkanit, surowiec Ziemi Cudów? I dlatego wszyscy rzucili się na ten mały archipelag? – zapytał oniemiały ork. Mało kto wiedział o tym, że pochodził z osnutych mgłą tajemniczych wysp, na których istniały pokojowe niemal wszystkie rasy.
- Zgadł pan. A więc jak, zgodzi się pan? Oferujemy żołd czy jak kto woli pensję, bardzo zachęcającą. Do tego wikt, opierunek, darmowe treningi, usługi kowali i innych rzemieślników...Jednym słowem, będzie pan miał zapewnione dostanie życie i wszelkie środki potrzebne do wykorzystania swojego ogromnego doświadczenia w walce o lepsze jutro.
- Jesteście przekonywujący...Ale co ze sprawami życia i śmierci? Wszystkiego pod dostatkiem, ale będę miał przeciwników na równym poziomie, którzy dołożą wszelkich starań do zabicia mnie?
- Nie, nic z tych rzeczy. Śmierć na Polu Sprawiedliwości boli, ale nie jest ostateczna. Polegli w takim boju wracają do życia po kilku minutach by walczyć dalej aż do...Zresztą, jeżeli chce pan poznać więcej szczegółów, musi pan zgodzić się na dołączenie do Ligi. W tym celu trzeba przejść swoiste próby, zwane Osądem Czempiona...Ale z pewnością pan im podoła – wyjaśnił młodszy mag.
- A więc jak? Zgadza się pan? – spytał drugi przywoływacz.

Prawdę mówiąc, Grommash „Grom” Hellscream nudził się na emeryturze. Nudził się strasznie. Pole bitwy było jego drugim domem, a godny przeciwnik największą nagrodą...A teraz za ciężkie pieniądze ma możliwość uczestniczenia w „bezpiecznych” starciach i istotami na swoim poziomie?

- Wiecie co? Mam jeszcze jedno pytanie – powiedział po krótkiej chwili swoim rozmówcom. Kiwnęli głowami. – Z racji, że będę czempionem Ligi...Spakujecie mi bagaże, prawda? – zapytał ze złośliwym błyskiem w oku. Brodacz zakrztusił się.
- Witamy na pokładzie – powiedział z radością młodszy z dwójki, wyciągając ręce po klucz do pokoju Groma. – Mistrz Cyrus nie posiada się z radości.
- Niewątpliwie – powiedział jedynie ork i wyszedł, oddając mały kluczyk. Już za drzwiami karczmy wciągnął chyba z metr sześcienny powietrza w płuca i wypuścił je powoli. Nastawał nowy dzień, wiał nowy wiatr. Wujek Hellscream znowu szedł na wojnę...


IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : 30 Października 2010, 21:19:01 »
Wszystko w porządku, tylko..... zamiast "T"i "B" używałeś "D", np:
-w zdaniu: "Jego Gokia, choć nie miała różnych bajerków w stylu MP3, filmów, gier, trójwymiaru czy innych niepotrzebnych pierdół, do działała bez zarzutów (...)"
-" Tau przedstawił projekt " tam powinno być "Tu"


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : 30 Października 2010, 21:22:23 »
"Tau" to akurat nazwa rasy. :>
A teraz proszę o wpisanie do komentarz jakiś bardziej merytorycznych treści...Albo użyję nożyczek. :P
Pozdrawiam


IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #7 : 30 Października 2010, 21:28:09 »
Sam rozdział nie jest zły, brzmi ciekawie, teraz wiemy czemu to będzie kolejna turniejówka i czemu Hells niebędzie jej komentował xD.

Pomysł nader ciekawy i nieoklepany, ale to dopiero prolog, poczekamy do pierwszej walki i wtedy coś mertoryczniejszego powiem.

PS. Odpisz wreszcie Fergardowi w "Jeżeli..." bo w depresję popadnie.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Spromultis

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Wiadomości: 223


Zobacz profil
« Odpowiedz #8 : 31 Października 2010, 09:08:06 »
Zapowiada się coś ciekawego. Porąbany zlepek wszystkich światów fantasy i nie tylko rządzi! Jakby co nie czytałem poprzednich Hellsowych opowieści. Czekam na następne części, tym bardziej, że oprócz tego, że miło będzie poczytać o fruwających flakach i prawie że nieśmiertelnych zielonoskórych, to poduczę sie pisać o dynamicznych walkach, czego akurat brakuje moim parunastu książkom na etapie kilku stron z tytułem czcionką coś koło 70 punktów włącznie.


IP: Zapisane
Psychol55
Ja słyszę a ty słuchasz

******

Punkty uznania(?): 2
Offline Offline

Wiadomości: 441


Krytyk Fasta

Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : 02 Listopada 2010, 10:33:29 »
Ymhym... dobry rozdział, sprzęcik pierwsza klasa "Gokia". Fajnie połączenie kilku światów jeansy, koszule a tu trolle i inne paskudztwa fantasy. Dobrze, że powraca stary Grom Hellscream z Warcrafta.


IP: Zapisane
http://emikozinska.wix.com/emi-kokoz-art

Sprawdźcie co robi moja siostra!
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #10 : 03 Listopada 2010, 10:50:57 »
Magia to dobra rzecz. Można się dzięki niej szybko teleportować się z miejsca na miejsce. Z tych dobrodziejstwa skorzystali dwaj czarodzieje i Hellscream. Wylądowali w małym, wykonanym z kamienia pomieszczeniu. Na jego wyposażeniu nie znajdowało się absolutnei nic, poza mahoniowymi (na orcze oko) drzwiami. Runy wyrzeźbione na ścianach emanowały niebieskim światłem.
- No to prowadźcie – powiedział do magów ork, zarzucając swą torbę na ramię.

Trzeba przyznać, że główny hol Instytutu Wojny (tak zwała się główna kwatera Ligi Legend) wyglądał imponująco. Tak jak Salę Gości – pomieszczenie, do którego można się teleportować – jego ściany wyłożono kamieniem z runami. Wisiały na nich obrazy, gobeliny i inne formy sztuki przedstawiające batalistyczne sceny. Grom złowił okiem zdjęcie wilkopodobnej istoty – najpewniej wilkołaka – sięgającej jakby na widza uzbrojoną w okrwawione pazury łapą. Podpis pod fotografią głosił „Warwick the Blood Hunter – Champion of the Month”. Na ten elficki napis ork roześmiał się cicho. „Zakład pracy pełną gębą”, pomyślał. W holu stało kilka stołów, krzeseł, jedną ze ścian przykrywał ogromny ekran...Jednym słowem, hol czy też aura na którym można zebrać sporą hałastrę. Jego obserwacje przerwało puknięcie w ramię. Obrócił się i zobaczył człowieka o śniadej karnacji, długich, czarnych włosach opadających na ramiona i koziej bródce tego samego koloru, raczej wątłej budowy. Nosił skórzany płaszcz, pod nim kamizelkę, skórzane buty i pantofle. Głowę przykrywał skórzanym kapeluszem z dużym rondem.
- Przepraszam, mam przyjemność z Gromem Hellscreamem? – zapytał ciepłym, głębokim głosem i wyciągnął prawicę.
- Tak...Skądś się znamy? – zapytał ork, ściskając człowiekowi rękę.
- Nie, ale ma pan coś mojego – odparł z uśmiechem, lewą ręką wyciągając zza kołnierza mistrza ostrzy kartę do gry, króla pik. Zawirowała on w powietrzu, okręciła się kilka razy wokół nadgarstka kapelusznika i wybuchła w rozbłysku różnokolorowego światła.
- Heh...Kolejny karciany magik, który naprawdę uprawia magię z kartami? – zapytał zielonoskóry, przypominając sobie Lemmy’ego Killmistera.
- Bingo. Mówią mi Pokrętny Los, a nazywają mnie Mistrzem Kart. Miło poznać, a jeszcze milej współpracować – odpowiedział, ukłonił się i puścił prawicę orka. Rzucił wyjętą z kieszonki kamizelki kartę na ziemię i zniknął w wybuchu setek podobnych przedmiotów.
- Ciekawe stworki tu trzymacie...Panowie, prowadźcie dalej – powiedział do uprzejmie milczących przewodników. Poszli w kierunku biura Wielkiego Przywoływacza.

Nie niepokojeni już przez nikogo – choć po korytarzach przemieszczały się spore grupy pracowników w fioletowych szatach (Hellscream myślał, że to przywoływacze) oraz istoty na tyle oryginalne, że musiały być czempionami (jak na przykład fioletowoskóry minotaur z zerwanymi kajdanami na rękach), nikt nie zagadywał starego orka. W gabinecie na końcu korytarza czekał już człowiek w średnim wieku, ubrany w szmaragdowy garnitur. Siwiejące włosy wiązał w kucyk, wąs miał zgrabnie przycięty. Czytał jakieś, z pewnością ważne, dokumenty, siedząc na drewnianym biurkiem. Miał na nim kilka telefonów, ekranów i laptopa. Jednym słowem – wszystko, co potrzebne może być do zarządzania niezwykle ważną organizacją. Gospodarz wstał i gestem wskazał im zawczasu przygotowane krzesła – jedno po drugiej stronie blatu i dwa pod ścianą. Grommash lekko skłonił głowę i usiadł.
- Niezmiernie raduję się widząc pana w Instytucie Wojny, panie Hellscream – zaczął ze sztucznym, wyuczonym uśmiechem.
- I ja również. Macie jakąś umowę, kontrakt...? – odparł na to ork, od razu przechodząc do konkretów. Nie był fanem wymieniania uprzejmości.
- Nie chce pan poznać swojego przywoływacza? – odpowiedział pytaniem na pytanie mężczyzna.
- Tak czy siak będę musiał przywyknąć. Nie przyleciałem tu tylko po to, by wam odmówić – wzruszył zielonoskóry ramionami. Cyrus pokiwał głową.
- Całkiem logiczne...A więc tak, proszę pana. Zawrzemy z panem kontrakt, wstępnie na rok, jak zawsze to robimy. Będzie otrzymywał pan pensję w wysokości dziesięciu tysięcy dolarów miesięcznie, plus prowizje od wygranych. Nie wzbraniamy pana przed podejmowaniem jakichkolwiek zleceń od dowolnej strony konfliktu. Jeżeli wysnujemy do pana propozycję uczestniczenia w interesach Ligi w innej formie niż walka, zostanie pan odpowiednio wynagrodzony. To znaczy, naturalnie, jeżeli pomyślnie przejdzie pan Osąd – wyjaśnił chyba wszystkie najważniejsze rzeczy Wielki Przywoływacz.
- Rozumiem. Tak wiec pozwolę sobie zadać parę pytań...Jakie mogą być te inne formy, ile trwa dzień pracy, gdzie mogę spać, jeść, trenować, schlać się i takie tam? – rzucił „parę” pytań Grommash.
- Hehe... – zaśmiał się cicho Cyrus i pokręcił głową – Mam pan...ciekawe ambicje. Inne formy to mogą na przykład być role w filmach, udzielenie wizerunku na plakat, okładkę gry czy coś podobnego. Dzień pracy...Zależnie ile trwa bitwa, nie zdarza się więcej niż jedna dziennie dla każdego czempiona i nie walczą oni raczej codziennie. Całej reszty dowie się pan po przejściu Osądu.
- Gry, filmy...Chyba zaczynam domyślać się, skąd macie fundusze na ciągnięcie tego biznesu.
- Cóż... – wzruszył ramionami przywoływacz. – Wpompowano w nas miliardy dolarów, ONS ciągle wysyła nam dotacje, podobnie Gildia Mrocznych Zabójców. Kalkuluje się im to, gdyż oszczędzają straty w ludziach...Nie oszukujmy się, wszyscy wiemy że tłum lubi przemoc, tak więc walki transmitowane są drogą telewizyjną. W dzisiejszych czasach nie ma nic za darmo, ostatnią organizację charytatywną rozwiązano około trzydziestu lat temu.
- Takie życie. Kiedy odbędzie się ten cały Osąd?
- Zaczniemy jutro skoro świt. Radziłbym wstać w kole szóstej, gdyż pół do siódmej chcielibyśmy zacząć pierwszą próbę...
- Aha, a jak to wszystko ma wyglądać?
- Dowie się pan wszystkiego na miejscu. Tymczasem, przenocujemy pana w kwaterach dla gości. Niech pan czuje się jak w domu, to miejsce z wielką chęcią zań posłuży. Radżę poznać potencjalnych partnerów, przeciwników...Czy po prostu współpracowników. Życzę miłego dnia – dokończył i wstał, podobnie zrobili dwaj magowie i Grommash. Ork wymienił z człowiek uścisk dłoni.

Ork pragnął się choć trochę przygotować na jutrzejsze zadanie, jakikolwiek by nie było. Rozpakował bagaże w swoim sporych rozmiarów pokoju z łazienką (oraz łóżkiem, krzesłami, stołem, szafką...takie tam) i wpatrywał się w zawartość swej najcenniejszej walizki. Kolczugowe spodnie wykonane z najlepszej stali, napierśnik z tego samego materiału, zapinany na plecach skórzanymi paskami, wysokie stalowe buty z nagolennikami, pojedynczy naramiennik na lewe ramię...Krótko mówiąc, pancerz mistrz ostrzy. Łączący lekkość, elastyczność i obronność, zapewniający optymalne połączenie ochrony przed ciosami i zdolności do ciosów unikania. Do tego miał jeszcze srebrne bransolety, bez wartości ochronnej, ale za to magiczne – przyśpieszały znacznie ruchy. Najważniejsze były jednak dwie bronie – katana i topór. Gorehowl – tak nazywał się dwuręczny topór – miał ogromne wręcz ostrze, osadzone na drewnianym stylisku. Drobna przerwa między zakrzywioną stalą a drewnem sprawiała, że przy machaniu oręż „wydawał” żałosne odgłosy. Z tą bronią orka utożsamiano i portretowano, to ona odebrała życie Cenariusowi czy Mannorothowi. Jednakże to Niechciane Przeznaczenie – katana o czarnym jak noc ostrzu – były ostatnimi czasy o wiele straszniejszą bronią...Grommash dobywał jej rzadko i tylko w sytuacjach, gdy wszystko inne zawodziło. Na klindze orkowymi runami wyryto sentencję „Ostrze którym macham jest czarne niczym noc, czarne niczym moje bezduszne serce”. Grom pokłonił głowę przed mieczem, po czym rozebrał się i poszedł spać. Musiał zebrać siły na jutrzejszy dzień.

O pół do siódmej zielonoskóry ubrany w swój bojowy strój, z kataną w lśniącej pochwie przy boku i toporze przerzuconym przez ramię zjawił się we wskazanym mu wczoraj miejscu. Przed drzwiami czekał na niego człowiek w idealnie okrągłych okularach niebieskiej barwy. Miał może trzydzieści lat, ale zostało mu mało brązowych włosów. Ubrany był w obowiązkową fioletową szatę.
- Nareszcie. Czekaliśmy na pana – powiedział, otwierając drzwi i zapraszając orka wymownym gestem. Grom wszedł. Pomieszczenie nie było duże, monitor zajmował w całości jedną ze ścian, stał przy nim panel kontrolny. Widział jedynie jedno krzesło i jedną jarzeniówkę oświetlającą pomieszczenie. W pomieszczeniu znajdowali się jeszcze dwaj mężczyźni – księżycowy elf i człowiek.
- Dzień dobry. Moje nazwisko Dustin Gibbons, a to mój współpracownik Jargon Moonwatcher – przedstawił siebie i towarzysza człowiek. Elf skinął głową z uśmiechem. Wnioskując z postury, czarnych roboczych ubrań i pęku kluczy w dłoni elfa, miał do czynienia z technikami.
- Zaraz poddamy pana pierwszej części Osądu. Zostanie pan wysłany do dżungli, gdzie zmierza się pan z jednym z czempionów Ligi – Cho’Rathem, Terrorem Pustki.
- Oto Cho’Rath – dodał człowiek, wciskając guzik na konsolecie. Na monitorze pojawił się film, przedstawiający pokraczną, czworonożną istotę z wielkimi szczypcami wyrastającymi z kręgosłupa, rozwidlonym ogonie i łapami zakończonymi szczypcami. Dokonywała rzeźni jakiś stworów w niebieskich szatach, rozmiarów człowieka.
- Ładnie. Co to w ogóle jest i czym są te istoty w niebieskim? – spytał ork.
- Oh, te stwory to miniony. Tworzą je początkujący przywoływacze, walczą na Polach Sprawiedliwości. Cho’Rath z kolei jest potworem z wymiaru zwanego Pustką. Posiada ogromną moc magiczną, siłę fizyczną, bestialską inteligencją oraz niezaspokojony głód. W miarę pożerania ożywionej materii, Cho’Rath rośnie wzdłuż i wszech, a także w siłę – wyjaśnił elf, po czym wcisnął kolejny guzik i odtworzył inny film. Potwór na poprzednim mierzył około dwa metry wzrostu, zaś na aktualnym miał grubo powyżej sześciu.
- Zakładam, że ta dżungla wypełniona jest różnymi potworami, i im dłużej będę się z nim po niej ganiał, tym bardziej się on nażre i będzie trudniejszy do ubicia?
- Sam bym tego lepiej nie wyjaśnił – uśmiechnął się długouchy. Wskazał rękę na lśniącą platformę w kącie pokoju. Grommash wcześniej jej nie zauważył.
- To platforma teleportacyjna – powiedział człowiek. – Cho’Rath już na pana czeka. Będziecie walczyć na śmierć i życie, lecz oczywiście nikt naprawdę nie zginie. Powodzenia.
- Będzie potrzebne temu całemu Terrorowi Pustki, bo oto nadchodzi Rzeźnik z Azzinothu – parsknął ork, poprawił paski napierśnika i stanął na platformie. Wystrzelono go w nieznane.


IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #11 : 04 Listopada 2010, 23:03:59 »
Siwiejące włosy wiązał w kucyk, wąs miał zgrabnie przycięty. Czytał jakieś, z pewnością ważne, dokumenty, siedząc na drewnianym biurkiem.

Powinno być "przy (..) biurku"

- Zaczniemy jutro skoro świt. Radziłbym wstać w kole szóstej, gdyż pół do siódmej chcielibyśmy zacząć pierwszą próbę...

"koło" brzmiałoby lepiej

Radżę poznać potencjalnych partnerów, przeciwników...- "Radzę"

 Ork wymienił z człowiek uścisk dłoni.- "człowiekiem"

, pancerz mistrz ostrzy- mistrza

To może brzmi jak hipokryzja, ale jaki użytkownik taka jakość powinna być, a ty jesteś wielki wujaszku.

Rozdział ciekawy, bardzo mi sie spodobał wątek biurokratyczny- czyli na czym zarabia ta Liga. Trochę polityki, biznesu i mass mediów i mamy wielkie show. Hells wpada w naprawdę głębokie bagno. Sam osąd wydaje mi sie jednak oklepany, spodziewałem się że dojdzie do walki, więc brak zaskoczenia.
Sama wizja tej walki jest.... trochę śmieszna, Hells przywoływany?- to brzmi jak pokemony. Już sobie wyobrażam:
Wielka arena i dwóch gości w folietowych fatałaszkach stoi naprzeciwko siebie i jeden z nich krzyczy:
-Idź, Hellscream!!!
Puf pojawia sie ork iswoim niskim, barczystym głosem mówi:
-Hells, Hells.   
XD HAHAHAHA..... ta głupie, że aż śmieszne. Ciekaw jestem kto będzie jego partnerem obstawiam tego walniętego magika od kart.


« Ostatnia zmiana: 12 Listopada 2010, 16:24:28 wysłane przez Hellscream » IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Spromultis

***

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Wiadomości: 223


Zobacz profil
« Odpowiedz #12 : 05 Listopada 2010, 09:03:44 »
Rzeczywiście, trochę to kiepskie, ale założę się, że "przywoływacz" będzie też czuwać na życiem czempiona, bo przecież to jakiś mag jest, więc jako tako może go jakoś ochronić/odwołać, a była mowa, że czempioni ginąć nie będą. Na miejscu Hellsa bym wpakował wszystko do Worda i poczekał na wyskoczenie błędów, jeśli nie ma takich, co by wordzik wykrył, trzeba po prostu przeczytać to, co się napisało, najlepiej jeszcze podglądem. Może i Hellsowe opowiadania nie należą do krótkich postów, ale no cóż, ja nawet najdłuższe posty staram się przeczytać.


IP: Zapisane
Hellscream
Orczilla

*

Punkty uznania(?): 4
Offline Offline

Wiadomości: 1 125


One, Two, Hellscream's coming for you...

Zobacz profil
« Odpowiedz #13 : 05 Listopada 2010, 14:54:21 »
Generalnie tego się nie widzi, a Word nie podkreśla, bo wyrazy poprawne. Jak się czyta, to wszystko ma sens więc oko nie wyłapuje błędów...przynajmniej nie moje. W Wordzie pisze tak czy tak, gdyż nie chcę się wkurzać że mi tekst zjadło.
Tymczasem, uzupełniam pewną listę...


IP: Zapisane
Ptakuba
Sołtys Anduiny

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 1 533


Multikonto Martina

Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #14 : 06 Listopada 2010, 10:33:34 »
Nie czytałem tylko przeleciałem wzrokiem szukając listy zawodników, nie znalazłem, jestem z ciebie dumny Hells


IP: Zapisane
Wioska Anduina - moja piaskownica. Zapraszam wszystkich.

"My tutaj jedziemy na zgryzocie, problemach z dzieciństwa i pasywnej agresji."
Hellscream, 10 czerwca 2015
Strony: [1] 2 3 4    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.048 sekund z 17 zapytaniami.
                              Do góry