Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
O Aaronie i smoku z Beltherien (Czytany 1402 razy)
Moriak

****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 45


Srebrny Smok

Zobacz profil
« : 13 Listopada 2010, 13:54:13 »
Ot, tak sobie napisałem i hej:

O Aaronie i smoku z Beltherien



- Ależ to piękne! -  westchnął Varius.
Aaron zgodził się w milczeniu, jego myśli były jednak daleko od spadającej formacji meteorów. Sytuacja była bardzo korzystna – Varius był synem barona Wulfrika, a Aaron zbiegiem z jego zamku. Ten przygłupi, nadgorliwy lizus schwytał go dwie godziny temu. Nie przeszkodziło mu to jednak w podziwianiu meteorów, więc Aaron mógł go teraz dźgnąć nożem w plecy.
Mimo kajdan udało mu się wydobyć nóż myśliwski z cholewy . Wszystko poszłoby dobrze, ale strażnik zauważył to i podbił mu dłoń. Zanim zdążył podnieść raban Aaron złapał jego szyję w łańcuch kajdan.
- Ani pary z ust – wyszeptał mu do ucha. Strażnik posłuchał. Minę miał przerażoną. Aaron oszołomił go kopniakiem w splot słoneczny. Podszedł znowu do Variusa z nożem.
- Aaronie, patrz!- wykrzyknął szlachcic, pokazując palcem lecący z nieba w ich kierunku   zielony meteor. Odwrócił się z wyrazem chłopięcego podekscytowania na twarzy. Uśmiech spełzł z niej natychmiast.
Aaron zaklął siarczyście i skoczył, nokautując go ciosem. Tamten rymnął na ziemię. Tymczasem zielony meteor spadł jakieś pięćdziesiąt metrów od niego, w sporym kraterze. Tylko ściana tego krateru uratowała go od przyjęcia fali uderzeniowej na siebie.
Cofnął się o kilka kroków, po czym, odwróciwszy się, pobiegł w stronę dużej klatki, w której uwięziono jego siostrę Irinę. Klatkę postawiono w dobrze strzeżonym miejscu obozu, strzegło jej kilku tęgich strażników.
Aaron skupił się w sobie, wymamrotał jakieś słowa. W rozbłysku światła strażnicy runęli na plecy, pozbawieni możliwości ruchu. Mężczyzna pogrzebał nożem w zamku i otworzył go. Irina wyszła z klatki. Była wysoką dziewczyną o drobnej budowie ciała i gęstych, ciemnobrązowych włosach. Długa grzywka spadała jej na czoło, niemal zasłaniając oczy. Miała jasną, gładką skórę i szczupłą twarz. Było między nimi pewne podobieństwo.
- Zabiłeś ich? – spytała bez ogródek, wskazując na leżących strażników i Variusa.
- Nie, ogłuszyłem. To źle?
- Nie, przeciwnie. Nie jesteśmy sędziami tego świata.
Pobiegli do wozów i zabrali swoje miecze. Miecz Aarona był długim, półtorarocznym ostrzem z pięknie zdobioną rękojeścią. Miecz Iriny był krótszy, jednoręczny, bez jelca, lecz równie piękny i misternie ozdobiony.
- Chodźmy – powiedział. Siostra skinęła głową i pobiegli przez noc, zwinni niczym dzikie koty. Ześlizgnęli się po ścianie krateru w dół i znów puścili się biegiem. Aaron zatrzymał się, widząc poświatę promieniującą z meteoru, który wcześniej spadł w tym miejscu. Oboje podeszli nieco bliżej. Irina syknęła ze zdumienia.
To był smok. Wprawdzie nieduży, wielkości nowonarodzonego kotka, ale jednak smok. Wokół walały się szczątki skorupy jego jaja, a on sam mienił się i migotał zarówno własnym, jak i odbitym światłem w ciemnozielonym kolorze. Aaron, wiedziony instynktem, podszedł jeszcze bliżej.
- Aaronie! – ostrzegła go Irina. Ale nie posłuchał, ukląkł przy smoku i wyciągnął dłoń. Smok polizał ją i zapiszczał, otwierając szeroko pyszczek. Nie miał zębów. Aaron uśmiechnął się szeroko.
- Zostaw to coś i chodźmy – warknęła siostra.
- Zwariowałaś?! Przecież go tu nie zostawię.
- A powinieneś! Nie ma czasu, chodźże wreszcie! To w końcu groźna bestia!
- Nie bądź głupia. On nawet nie ma zębów.
Znów wyciągnął rękę i zachęcił smoka:
- No, chodź.
Smok wahał się przez chwilę, po czym niezdarnie wdrapał mu się na ramię. Schował łepek pod jego kurtkę i zamruczał.
Pobiegli dalej - on, smok i Irina.

***

Rozbili obóz w lesie. Aaron nazbierał tylko suchych gałęzi, aby nie było nawet najlżejszej smużki dymu. Smok, nazwany Morti, wykazał zainteresowanie płomieniami i Aaron musiał go od nich odciągnąć, żeby się nie sparzył.
Nakarmili go, drąc mięso królika na malutkie kawałki, które połykał z apetytem. Drugiego królika upiekli na rożnie i zjedli.
Nazajutrz ruszyli w drogę. Wędrowali do twierdzy Mirtror, aby tam schronić się przed pościgiem Variusa. 
Aaron niepokoił się. Pościg był coraz bliżej, miał co najmniej dwudziestokrotną przewagę, a nie można było liczyć na pomoc smoka. Maluch był nieporadny i widać przywiązał się do Aarona, bo nie odstępował go na krok. Właściwie bardzo rzadko w ogóle schodził mu z rąk.
Trzeciego dnia Irina wróciła z polowania z zaniepokojoną miną, zakrwawionym mieczem i pustymi rękami. Morti zwiesił łepek – był już głodny.
- Musimy uciekać – powiedziała Irina – Pościg już nas wyprzedził, ale zgubili trop i teraz penetrują okolicę. Będą tu blisko za pięć minut.
Aaron zaklął i zadeptał ognisko. Wsadził Mortiego do prowizorycznej torby, nie zważając na protesty i dobył miecza. Razem z siostrą pognali lasem. Usłyszeli za sobą podniesione głosy. Morti wystawił główkę z torby i zapiszczał. Aaron jęknął, ale nie było czasu na wsadzanie go z powrotem.
- Zostań – syknął na smoka – ani mi się waż..
Ale Morti już wysunął się z torby i spadł na ziemię, wydając okrzyk bólu. Aaron zatrzymał się i wrócił do smoka, podniósł go i pobiegł dalej. Morti dyszał i co jakiś czas cichutko piszczał.
W tym momencie zza zakrętu wypadło tuzin konnych, którzy otoczyli ich błyskawicznie. Dwanaście włóczni było wycelowanych w nich. Aaron wepchnął Mortiego do torby i przyjął pozycję bojową. Włócznie śmignęły do przodu i rodzeństwo  rzuciło się na ziemię by ich uniknąć.
Aaron dźgnął konia w pierś, ten przewrócił się z kwikiem. Irina tymczasem obcięła nogę jeźdźcowi i wskoczyła na siodło. Aaron też zajął konia. Spiął wierzchowca i pogalopował naprzód. Reszta jeźdźców pognała za nimi. Krzyknął więc:
- Az dert wen kordal!
Konie wrogów znieruchomiały. Rodzeństwo tymczasem pędziło dalej. Pokonali most, a gdy przejechali po nim Aaron podpalił go jednym słowem.
Zatrzymali się w pogórzu. Konie natychmiast zaczęły chłeptać ze strumyka, a Irina napełniła im bukłaki.
- Pokaż to – szepnął Aaron, wyciągając Mortiego z torby. Smok zapiszczał z bólu, gdy położono go na ziemi. Mężczyzna wymruczał parę słów i przednia łapka smoka zrosła się bezboleśnie. Aaron wypuścił głośno powietrze. Trzy razy użył magii tego dnia i to go wyczerpało. Morti, w geście wdzięczności polizał mu dłoń i przytulił się do jego boku.
- Możesz dać mi coś do zjedzenia? Magia mnie wyczerpała.
Irina wyciągnęła trochę chleba  z juków zabranego konia i podała mu. Zjadł z apetytem.
- Co teraz? – spytali jednocześnie siebie nawzajem. Roześmiali się sucho, po czym zamilkli. Dobrze wiedzieli, że twierdza Mirtror znajdowała się  po drugiej stronie spalonego mostu, więc musieli przebyć trzy-czterokrotnie dłuższą trasę.
- Nie ma co tu siedzieć. I tak dość już czasu zmitrężyliśmy.
- Zgadzam się.
Wsiedli na konie i pojechali naprzód. Aaron chciał wsadzić Mortiego do torby, ale smoczątko zaparło się pazurkami o jego rękę i nie chciało puścić. Westchnął poirytowany gdy smok wtulił łepek w jego dłoń i zasnął.
- Aaronie? – mruknęła Irina
- Tak? – spytał, zerkając na nią
- A gdybyśmy pojechali do Rag Them? To niedaleko, i moglibyśmy tam zostać na dłużej.
- Rag Them? Może. Lord Septir…Nie. Nie. I jeszcze raz nie. Niemożliwe. Wywali nas stamtąd na zbity pysk, Irino! Jest gorszy niż baron Wulfrik. To on zabił naszego wuja i prawie zabił ojca, zapomniałaś?
- Przecież Septir nie rządzi już w Rag Them! Zmarł tydzień temu.  Teraz włada Lord Faretan.
- Jego ukochany braciszek i posłuszny niewolnik Variusa? Jeszcze gorzej.
- Przesadzasz. Faretan sprzyja buntownikom.
- A smokom? Boi się ich jak stara baba.
- Możemy smoka gdzieś zostawić!
- Ale nie zrobimy tego!  To żywe stworzenie, czego zdaje się nie zauważasz, i przywiązał się do mnie z wzajemnością! To mój podopieczny!
- To jest głupi zwierzak…!
Irina zamarła, wiedząc że posunęła się za daleko.
- Głupi zwierzak?!  TO JEST SMOK Z BELTHERIEN I TY DOSKONALE O TYM WIESZ! – ryknął Aaron -  Jest tak samo mądry jak ty czy ja i odmawiam ciągnięcia tej dyskusji!
Odwrócił wzrok, dysząc ze złości. Głupi zwierzak… Smoki z Beltherien są najmądrzejszą rasą smoków. Poznaje je się po wydzielaniu własnego światła, a Morti wręcz promieniował światłem.
Morti obudził się i spojrzał na niego. Aaron pomyślał, że smok bardzo go polubił.


***

Jechali całymi dniami, zatrzymując się tylko by konie odpoczęły. Nawet jedli w siodle. Atmosfera nieco się rozluźniła, gdy pewnego razu Morti podszedł do Iriny i zapatrzył się w nią z miną wyrażającą coś w rodzaju podziwu. Chmurna mina dziewczyny złagodniała na parę sekund i Irina nawet zrobiła nieznaczny ruch ręką, jakby chciała go dotknąć, ale szybko się powstrzymała.
Za to przyjaźni do Aarona Morti nie krył wcale. Jedzenie brał tylko z jego ręki, spał tylko z głową na jego dłoni i często owijał jego rękę ogonem, albo osłaniał dłoń skrzydłem podczas deszczu. Aaron wiedział, że to nie za dobrze – jeśli smok zanadto się do niego przywiąże, nie będzie w stanie walczyć w słusznej sprawie, gdyż będzie się bał śmierci opiekuna.
Morti o dziwo nie rósł prawie w ogóle i wciąż zachowywał tę samą dziecięcą bezradność. Nie umiał nawet odgryźć kawałka mięsa od całości, choć Aaron próbował go wielokrotnie tego nauczyć. Smok wtedy patrzył na niego z taką miną, że mężczyzna beształ się w duchu za zbytnią surowość.
W końcu zobaczyli na horyzoncie twierdzę Mirtror. Zobaczyli też smugi dymu z obozowiska oddziału Variusa – niecałą staję od nich. Irina była bardzo zdenerwowana tym faktem.
- Dalej, dalej – mówiła zniecierpliwiona – pospieszmy się!
Aaron zgadzał się z tym całkowicie, ale nie byli w stanie posuwać się szybciej. Niemalże zajeździli już konie, Aaron nie spał od pięciu dni i teraz przysypiał w siodle. Morti też okazywał niepokój – oblizywał nerwowo pyszczek i był cichszy niż zazwyczaj.  Rodzeństwo również było niespokojne.
Pewnego dnia rozległ się huk, konie spłoszyły się, Morti pisnął ze strachu. Aaron rzucił się na drogę z konia, chwytając smoczątko w locie. Zatrzymał się zaklęciem i ściągnął Irinę.
- Co to było? – spytał niespokojnie, rozglądając się.
- Nie wiem.
Ruszyli naprzód. Nagle Irina krzyknęła.
- Co?!
- Patrz! – pokazywała płonące zgliszcza w miejscu, gdzie wcześniej była twierdza Mirtror. To Varius, pomyślał Aaron ponuro. Rozkazał magom zniszczyć twierdzę, aby on i Irina nie mieli się gdzie schronić. Bardzo sprytnie. Ale jakim cudem zdołali się przebić przez magiczne zapory wokół fortu? Dziwne.
Morti skrył mu się w dłoni, dygocąc ze strachu i przyciskając skrzydła do ciała. Aaron pogłaskał go uspokajająco. Smok polizał go i skulił się ponownie.
- Teraz dokąd? – spytała Irina
- Nie mam pojęcia. Moglibyśmy pójść do cytadeli Orlan, ale to za daleko i po drodze na pewno nas złapią. Jesteśmy w martwym punkcie.  A co ty myślisz?
- Wiesz, co ja myślę. Chodźmy do Rag Them.
- Nie! Nie możemy tam zabrać Mortiego, a nie zostawię go samego. Nie przetrwałby godziny.
- No to nie wiem.
Szli dalej w ponurym milczeniu. Wieczorem rozbili obóz w jaskini, Aaron upolował młodą sarenkę, którą zjedli i położyli się spać.


***


Rankiem ruszyli w dalszą drogę. Wędrowali całymi dniami, czasem nocami. Widywali czasem patrole żołnierzy, a raz usłyszeli stukot wielu końskich kopyt.
 Aaron ostrożnie wyjrzał zza kamieni i ujrzał ludzi ubranych na zielono z żółtymi elementami. To byli buntownicy, armia paru hrabiów sprzeciwiających się baronowi Wulfrikowi. Wybiegł zza kamieni. Żołnierze zatrzymali się i otoczyli go.
- Jestem Aaron, syn Tariona! Ja i moja siostra uciekamy przed ludźmi Variusa. Mam nadzieję, że przyjmiecie nas do siebie.
Z tłumu wyszedł ktoś, najwyraźniej dowódca.
- Witaj, najemniku. Dzieci Tariona przyjmiemy bez wahania, jesteście nam potrzebni. Hrabiowie wypowiedzieli wojnę baronowi Wulfrikowi i szykuje się bitwa o Szary Kasztel. Wiesz zapewne gdzie on jest.
Wiem, pomyślał Aaron. To siedziba barona. Dobrze byłoby ją zdobyć.
Wtedy pojawiła się Irina. Po krótkich konsultacjach przydzielono im konie i wszyscy ruszyli naprzód. Aaron na razie ukrywał Mortiego, na wszelki wypadek. Przynajmniej dopóki smok się obudził było to łatwe, ale wtedy zaczął piszczeć, bo nie wiedział gdzie się znajduje (znajdował się w tobołku który Aaron sklecił wcześniej ze skóry zająca i gałęzi) i usiłując znaleźć opiekuna.
Żołnierze zaczęli się niespokojnie rozglądać, ale nikt nie chciał się skarżyć na piszczenie, więc nikt Mortiego nie zdemaskował.

***


Dzień później dotarli do obozu armii hrabiów. Przyjęto ich z otwartymi ramionami – uciekając z zamku dali się mocno we znaki baronowi, i za to byli podziwiani.
Uznawszy, że sprzymierzeńcom należy ufać, ujawnił Mortiego. Hrabiowie najpierw się przestraszyli, lecz widząc łagodność smoka natychmiast się uspokoili. Niektórzy nawet głaskali go i karmili z ręki, martwiąc się jednak powolnym rośnięciem.
Mieszkali w namiotach, chodzili na sute posiłki i spal spokojnie – gdyby nie żołnierze łatwo byłoby zapomnieć o ich beznadziejnej niemalże sytuacji. Siły barona, jeśli wierzyć zwiadowcom sięgały osiemdziesięciu tysięcy, a ich – dwudziestu tysięcy. W dodatku baron Wulfrik był znanym taktykiem, a hrabiowie – chociaż Aaron nie mówił tego na głos – praktycznie nie wiedzieli nic o  strategii.
Jedyną dobrą stroną tego wszystkiego było to, że Morti w końcu zaczął rosnąć. Aaron podejrzewał, że to za sprawą urozmaicenia diety. Pod koniec tygodnia był już wielkości owczarka niemieckiego, a poza tym zaczął się usamodzielniać – piski przekształciły się w warczenie, bądź – zależnie od nastroju – niskie mruczenie. Nauczył się też biegać i latać na krótkich dystansach. Wyrosły mu zęby, zaczął też  ziać płomykami.
Mijały dni, a wciąż ociągali się z atakiem. Baron rósł w siłę w swojej twierdzy, hrabiowie zbierali żołnierzy od sojuszników. Morti miał już niezłe możliwości, gdyż mógł przelecieć ponad murami rozlewając płomienie na obrońców, ale nie mógł zapewnić im zwycięstwa. Hrabiowie wyglądali na zmęczonych tą długo trwającą wojną, a perspektywa decydującej bitwy zarówno dodawała im otuchy, jak i budziła strach. Aaron, Irina i Morti mogli tylko ćwiczyć i zamartwiać się, jakkolwiek tego drugiego starali się nie robić. Smok był już nieco większy od konia i Aaron mógł teraz walczyć z jego grzbietu, co też zamierzał uczynić.
Pewnego dnia do namiotu dowództwa przybiegł zwiadowca. Wyglądał na przerażonego.
- Panowie! Panowie! – wydyszał do hrabiów – Z Szarego Kasztelu wyruszyła armia! Idą prosto na nas.
Rozległy się ciche okrzyki, hrabiowie spięli się wyraźnie i zaczęli z przejęciem trajkotać o tym co należy teraz zrobić.
- Cisza! – ryknął w końcu jeden z nich, sędziwy już Hernaos. – Musimy natychmiast wycofać się do twierdzy Mirtror i tam zaczekać na niego.
- Akurat! – prychnął drugi, Manion – Czyżbyś nie wiedział, ty stary grzybie, że twierdzę Mirtror zburzyli magowie Variusa dwa tygodnie temu? Powinniśmy zaatakować częścią sił, a resztę posłać do Szarego Kasztelu, aby go zająć.
Teraz odezwał się Aaron – Wulfrik na pewno przygotował się na taką okoliczność i zostawił część żołnierzy w Kasztelu. Ja sądzę, że powinniśmy wycofać się do Az Timyas i tam odeprzeć jego atak.
Hrabiowie jeden po drugim potakiwali mu. Az Timyas to łańcuch stromych wzgórz. Gdyby się na nich znaleźli, mogliby strzelać do wroga i przerzedzić jego siły, a potem zakończyć bitwę jedną szarżą kawalerii.
Wydano odpowiednie rozkazy i armia pomaszerowała  do Az Timyas. Podróż nie trwała długo – do wzgórz nie było daleko, a żołnierze spieszyli się bardzo. Po około dwóch i pół godziny dotarli na miejsce.
Umieszczono obserwatorów na miejscach i po niedługim czasie ujrzeli armię. Na oko liczyła jakieś pięćdziesiąt tysięcy. Aaron dosiadł Mortiego i dobył miecza. Irina stanęła obok niego i mruknęła:
- Dobry dzień na walkę.
- Owszem.
Morti rozłożył skrzydła, stanął na tylnych łapach i zaryczał głośno. Aaron uniósł miecz i wydał okrzyk bojowy. Reszta wojska zawtórowała mu i ryknęła, uderzając mieczami o tarcze.
- Teraz – wyszeptał do smoczego ucha i Morti odbił się od ziemi, uderzając skrzydłami. Przelecieli nad armią wroga, a smok zionął kulą ognia. Płomień rozlał się po wojownikach, gotując ich w zbrojach. Wzbiła się ku nim chmara strzał. Morti wzleciał wyżej i znowu zionął ogniem, ale tym razem ten rozszczepił się tuż nad głowami żołnierzy, nie czyniąc im krzywdy. Jakiś mag zablokował atak. Aaron uniósł dłoń i wykrzyczał zaklęcie. Z nieba spadła magiczna błyskawica, zabijając paru żołnierzy.
Tymczasem ich ludzie zaczęli już strzelać do wrogów. Większość strzał odbijała się od magicznej zapory albo trafiała w tarcze, więc armia bez trudu dotarła pod wzniesienie. I wtedy stało się coś dziwnego – po skałach błyskawicznie wspięły się czarne płomienie, rażąc wojowników. Aaron warknął ze złości – ten ogień zabijał jednym dotknięciem, a rozprzestrzeniał się błyskawicznie i palił się na wszystkim. Któryś z magów usunął ogień, ale szkoda została wyrządzona – wielu zginęło, a pojawiły się już kolejne płomienie.
Morti ryknął i wypuścił z paszczy gruby słup ognia, który znowu napotkał przeszkodę, ale po paru sekundach przebił się przez nią i zaczął spalać wrogów na popiół. Tym razem wystrzelono czarny ogień w jego stronę i smok musiał zająć się unikami. Aaron położył mu rękę na szyi, dając znak, że jest z nim ciałem i duszą.
Mijały godziny, a wymiana ognia wciąż trwała. W końcu, gdy zabrakło amunicji żołnierze musieli przystąpić do walki bezpośredniej. Konnica zjechała po zboczu i wbiła się w szeregi wroga, nie łamiąc jednak jego szyków. Za nią zeszli piechurzy, ale i to nie wystarczyło – armia Barona wciąż przeważała liczebnie.
W pewnym momencie z Szarego kasztelu widocznego na horyzoncie wzbił się jakiś kształt. Nadleciał bliżej nich i okazało się że to wielki nietoperz. Przystąpił do ataku na Mortiego i rozgorzała walka. Nietoperz – tak naprawdę wampir – był bardzo silny i szybki, ale Morti nie dawał za wygraną i  walka trwała.
Smok zmęczył się i jego reakcje były już tak powolne, że wampir zranił Mortiego parę razy, co wyraźnie dodało mu sił. Zaatakował ponownie, ale tym razem Aaron wypowiedział zaklęcie i niebieski strumień światła uderzył w wampira. Ten znieruchomiał na moment i wtedy Morti rozorał jego cielsko pazurami.
Monstrum zaskrzeczało przeraźliwie i zaczęło się jakby wzdymać. Wiedziony przeczuciem Aaron odepchnął wampira zaklęciem aż nad Szary Kasztel. Dobrze zrobił, bo chwilę później ciało potwora eksplodowało z taką siłą, że… cały kasztel rozpadł się jak domek z kart!
Aaron westchnął i oparł się o smoka. Był tak zmęczony, że niemal spadł z grzbietu Mortiego. Nie mógł uwierzyć, że baron nie żyje – jeśli tylko był w środku nie miał szans na przetrwanie. Spojrzał w dół i nie uwierzył własnym oczom. Wojsko barona zaatakowała trzecia armia – uderzyła we flankę i przełamała szyki, a to dało czas oddziałom hrabiów, które już całkowicie rozbiły wrogów. Resztki wojska barona albo poddały się, albo uciekły.
Morti wylądował i podeszła do nich Irina. Cała była zakrwawiona, ale nie dało się stwierdzić czy ta krew należy do niej. Uściskali Się i Aaron zapytał:
- Co to był za trzeci oddział?
- To Varius.
- Va… Co!?
- Ano tak, Varius. Uznał, że czas zmienić front i przyłączył się do nas.
Aaron westchnął ze zmęczenia i pogłaskał Mortiego. Smok zamruczał i tak jak to robił podczas ich podróży, wtulił głowę w jego ramiona. Aaron uśmiechnął się i obrócił na pięcie, bo czas był już stawić czoła nowym przygodom. 


Koniec




IP: Zapisane
Belegor
Mistrz oryginalnych pomysłów

*

Punkty uznania(?): 1
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 2 445


Bestiarysta z zamiłowania

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 13 Listopada 2010, 16:37:47 »
E.... zaśmierdziało mi tu Eragonem, ale jak na szybkie opowiadanie to było nawet średnio-dobre. Parę błędów literowych, ale każdemu się to zdarza i nie da się ich uniknąć. Malo się dowiedzieliśmy jednak o przeszłości rodzeństwa i czemu są przeciwko lordowi Biarusowi, czy jak mu tam. I to jest ogromny minus, bo trudniej jest utożsamić się z bohaterem.


IP: Zapisane
"TAWERNO, WALCZ!"

Moriak

****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 45


Srebrny Smok

Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 14 Listopada 2010, 13:53:37 »
Nie starałem się specjalnie; próbowałem zrobić wydłużoną i nieco zmienioną wersję, ale brakuje mi weny  >:(


IP: Zapisane
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.051 sekund z 20 zapytaniami.
                              Do góry