Witaj na polskim forum poświęconym sadze Heroes
of Might and Magic. Zarejestruj lub zaloguj się:

Pamiętaj:
0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Strony: [1]    Do dołu Wyślij ten wątek Drukuj
Opowieści z Axeoth (Czytany 1625 razy)
Krykra

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 10


Zobacz profil
« : 15 Kwietnia 2011, 16:16:10 »
To moje drugie opowiadanie.Mam nadzieje że się wam spodoba, jednak piszcie co tak na prawdę o nim myślicie.
                                              Prolog
Cisza i spokój, to odczuwali Christian i Orrin płynąc statkiem przez rozległe wody.Nieświadomość tego że zaraz rozpęta się sztorm o sile tysiąca jeźdźców narodu Kreegan, jest przerażająca.I stało się.Czyste, bezchmurne niebo pokryły czarne jak dusza Sandro chmury, które nie były wytworem przyrody, można było wyczuć tą plugawą, czarną magię, która jakby nakazała przyrodzie rozpętać tą burzę.Ciemność od czasu do czasu przerywały błyskawice, miotające się coraz bliżej statku.Latały fale wielkości niegdyś żyjącego w Antagarich, potężnego błękitnego smoka, a załoga statku dzielnie broniła się przed żywiołem.Statek płyną w kierunku Paleadry, ale na pewno straszliwa burza zmieniła jego kurs.Wśród szmeru wody i grzmotów było słychać komendy:
-Łapać za wiadra i wylewać wodę z pokładu!
-Wzmocnić żagle!
Wtem nastała grobowa cisza, jak po ryku rannego behemota w barbarzyńskiej osadzie.I po chwili Christian rzekł:
-Rozbijemy się! Łapać za stery, do wioseł!
I starali się jak najmocniej aby zmienić kurs statku i bezpiecznie wrócić do Paleadry.Jednak nie udała im się ta trudna sztuka i rozbili się o skały.Słychać było już tylko jęki umierających i przeraźliwy, do samej głębi przeszywający bólem śmiech.Christian i Orrin dzielnie walczyli o życie, co wynagrodziła im Maranthea przenosząc ich na pobliskie wyspy.Tak zaczęła się ich wielka tułaczka po całym Axeoth w drodze do domu.


« Ostatnia zmiana: 18 Kwietnia 2011, 08:04:21 wysłane przez Krykra » IP: Zapisane
sircaptain

*****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 70


Tawerniany Wiedzmin

Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : 15 Kwietnia 2011, 16:36:04 »
Zdecydowanie zbyt krótkie, czekamy na dalszy ciąg...


IP: Zapisane
Nimrod
Super Ślunzok

*****

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 388

I'am the One who knows path through the Darkness

Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : 15 Kwietnia 2011, 18:29:51 »
Kryka to co napisałeś stanowczo za krótkie.. :(
Piszesz tak jak jak byś nie chciał w ogóle wyciągnąć wniosku ze swojego pierwszego opowiadania ;p


IP: Zapisane
"TAWERNO WALCZ!"
"Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. To od dawki zależy, pamiętaj wiec gdy czytasz i masz dość, możesz zawsze skończyć i wyjść, bo zamiast Cie *uleczyć*...  Zabije"
Krykra

*

Punkty uznania(?): 0
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 10


Zobacz profil
« Odpowiedz #3 : 18 Kwietnia 2011, 08:05:29 »
Ten rozdział miał być prologiem, przepraszam za błędy.Jeszcze dziś napisze ciąg dalszy historii.
                      Opowieści z Axeoth rozdział 1: Łaska Maranthei

Bogini wojny Maranthea uratowała Christiana i Orrina przed pewną śmiercią przenosząc ich łagodną falą na pobliską wyspę.Gdy już całkiem oprzytomnieli ta piękna i szczupła bogini , ubrana w purpurowo-złoty płaszcz z koroną z błękitnego kryształu i włócznią w ręku powiedziała:
-Zostaliście obdarowani życiem, lecz musicie coś dla mnie zrobić.Pewien śmiałek wykradł z mej świątyni miecz bogów, już czeka na karę.Wasza w tym głowa aby ją uzyskał.
-Co musimy zrobić?
Odpowiedział Christian, a ona rzekła:
-Zbierzcie siły, wykujcie miecze i zbroje gdyż przeciwnik jest potężny.Gdy będziecie przygotowani przeniosę was do wymiaru kary, abyście stawili czoła złu.
Po tych słowach bogini zniknęła zostawiając ich na wyspie.Nie mieli oni wody, prowiantu, broni ani narzędzi.Maranthea była okrutna zostawiając ich bezbronnych na tej wielkiej wyspie, pełnej osetnic, trollów i orków.Przez pierwsze godziny próbowali zbudować szałas.Zbierali drewno, kamienie, liście i w końcu postawili szałas.Był on mieszanką spróchniałych gałęzi, pokrytych mchem kamieni liści z, których zrobili posłanie.Później zbierali wodę pitną z kałuż i mniejszych źródeł, termity i inne owady, którymi później się żywili (przyp.tłumu: jak Beary Grylls).Szukali cennych kamieni i metalów z, których później kuli zbroje, hełmy i miecze.Gdy byli odpowiednio uzbrojeni oczyszczali tą piękną wyspę z orków.Byli oni rozproszeni w małych grupach liczących ok. pięciu wojowników.Łatwo ich pokonali, gdyż orki nie mają ani refleksu ani celności, więc ich toporki leciały nieprecyzyjnie w każde z drzew.Gdy zabrakło im amunicji Christian i Orrin dobyli mieczy i ruszyli w pościg za nimi.Była to zasadzka, wbiegli do obozu gdzie zostali schwytani przez większą grupę trolli.Wiedzieli co ich czeka.Trolle każdą swoją ofiarę rozrywają na strzępy i powoli zjadają każdą część ciała po kolei.Była to okrutna, bardzo bolesna śmierć.Wtedy niespodziewanie na ratunek im ruszyła sama Maranthea, przebijając każdego napotkanego orka i trolla włócznią, oraz tnąc mieczem każdy skrawek ciała.W tym momencie Christian i Orrin pomyśleli, że mniej bolesne jest pożarcie przez trolle.Zdenerwowana Maranthea powiedziała:
-Dałam wam szansę! I teraz też dam, wracajcie do obozu, i odpoczywajcie.Jutro będziecie w wymiarze kary w pogoni za złodziejem miecza bogów!
Uradowani wrócili do obozu, odczuwali jednak stres przed następnym dniem, który może być ich ostatnim.

Postaram się bardziej rozwinąć następne rozdziały.
****
Dziś przyśpieszyłem i napisałem kolejny rozdział.
                       Opowieści z Axeoth rozdział 2:Dzień próby

Maranthea przeniosła ich obu gdzieś do wymiaru kary.Była to wyspa otoczona magmą.W powietrzu unosił się szaro-brązowy dym, przez który ciężko było oddychać.Wszędzie było czuć zapach siarki.Była to spalona i martwa ziemia.Wszystkie rośliny były wymarłe.Dookoła były same wulkany.Nagle z pewnego miejsca wystrzelił promień światła.Christian i Orrin wiedzieli że to musi być miecz bogów.Strzeżony przez pewnego szaleńca, który tylko czeka na śmiałka próbującego wykraść mu miecz.Z oddali było słychać wrzaski:
-Chodź tu! Pokaż się pokrako! Zaraz zobaczysz potęge miecza bogów!
Te okropne wrzaski dopełniały dźwięki wydobywające się z głębi wulkanów, jak gdyby mówiły "Żaden śmiertelnik nie przetrwa mego ataku!" oraz dźwięki stygnącej magmy.Na niebie były czarne chmury popiołu i siarki.Było ciemno i cicho, zbyt cicho jak na teren wulkaniczny, jakby wszystkie wulkany ucichły ze strachu w jednym momencie.Orrin zapalił pochodnie i ich oczom ukazał się straszny widok.Dookoła leżały szkielety ludzi i zwierząt.Na niektórych wciąż były fragmenty skóry, spalonej skóry.Niektore wciąż się ruszały, i drgały ze strzaszliwego bólu.Nie było dla nich nadzieji.Niektóry jęczały wydając ostatnie tchnienie życia, a jęki były tak przeraźliwe, że nawet najgorszy łotr by się zląkł.Ziemia drgała i pękały w niektórych miejscach, upał był tak straszliwy, że zbroje i miecze rycerzy były gorętsze od żaru wydobywającego się z paszczy najpotężniejszego ze smoków żyjącego w Axeoth.Powietrze w jednym momencie zrobiło się tak gęste, że można bło ciąć je mieczem.Wrzaski, które słychać było z oddali, były coraz bliżej i bliżej.Rycerze nie wiedzieli co robić.Szaleniec z reliktem z przodu, magma z tyłu, z boku góry, a dookoła szkielety i jęki umierających.To kolejny przykład okrutności Maranthei, która tylko czeka aż rozpocznie się decydujące starcie.Sprytny Orrin rzekł do Christiana:
-Rozpalmy kilka ognisk!
On odpowiedział:
-Po co? I tak do nas dojdzie ten szaleniec!
Orrin rzekł:
-Jest jeszcze daleko od nas! Zmylimy go zapalając trzy ogniska, w dużej odległości od siebie! Posadzimy obok nich szkielety i zakryjemy naszymi płaszczami! Zmyli to go i wtedy zaatakujemy go z boku!
-To dobry pomysł!
Rzekł Christian.
-Ale skąd weźmiemy drewno?
Zapytał pesymistycznym tonem Christian.
-Dookoła są porozrzucane niedopalone kawałki drewna, mam też kilka polan w ekwipunku.
I wzięli się do roboty.Zbierali niedopałki i trzy największe ludzkie szkielety.Zapalili ogniska i ustawili szkielety, które następnie zakryli swoimi płaszczami.Nagle rozległ się krzyk:
-Widzę was! Teraz was zniszczę! Zostanie po was tylko marny pył!
Podszedł do pierwszego ogniska(a ułożone były na planie trójkąta) i rozciął pierwszego szkieleta, tego na którym nie było płaszczu, potem podszedł do drugiego, i potężnym pchnięciem rozciął szkieleta, który rozpadł się na tysiąc kawałków.I wrzasną:
-Jeden nie żyje! Teraz następny! Jestem niepokonany!
I szaleniec podszedł do trzeciego szkieleta, wtedy właśnie zza drzew wyskoczyli Christian i Orrin raniąc go mieczami, jednakże to nie wystarczyło i szaleniec wpadł w furię.Niszczyłwszystko dookoła począwszy od martwych roślin i szkieletów.Miecz bogów był tak ostry że przecinał nawet wulkany, z których wylewała się magma.I wreszcie zaczął atakować rycerzy.Ten szaleniec o szarych od popiołu włosach, wyrazie twarzy dzikiej bestii, ubrany w zielono-szary, poszarpany i lekko spalony płaszcz rzucił się na Orrina i próbował nadziać go na miecz, a wszystko uszkodzone przez ten potężny relikt zmieniało się w pył, wtedy Christian szybko zainterweniował i ściął szaleńcowi głowę i wtedy szaleniec rzekł:
-Nieee! To nie może być prawdą! Nie mogłem przegrać!
I wydał ostatnie tchnienie życia.Wtedy rycerzom ukazała się Maranthea i rzekła:
-Dowiedliście swej siły, dlatego ofiarowuje wam statek, i przenoszę was na wyspę z której tu trafiliście, tam będzie on stał gotowy do odpłynięcia.Dam wam dobrą radę, unikajcie południowego i północnego szlaku i płyńcie na zachód.
I obietnica Maranthei się spełniła.Rycerze trafili spowrotem na wyspę, gdzie zobaczyli wielki statek z załogą z ich poprzedniego statku, byli tam wszyscy, tym razem Maranthea okazała swe dobre serce, które cały czas było tłumione przez żądze krwi i widoku cierpienia.Znaleźli też wielki kufer, a w środku było trochę złota i prowiant na drogę.Bardzo cieszyli się z tego widoku, i postanowili posłuchać Maranthei i popłynąć na zachód.
********
                 Opowieści z Axeoth rozdział 3:Na Zachód
Christian i Orrin wysłuchali rady Maranthei i popłynęli na zachód.Płynąc po wzburzonych morzach podziwiali piękno pobliskich wysp, których piasek świecił jak niegdyś wydobywane z kopalń w Krewlod kryształy.Kolor ten wspaniale dopełniał zieleń drzew i błękit wód.Pewnego razu płynąc po spokojnych wodach morza ich statek nagle się zatrzymał, mimo silnego wiatru, który tworzył wysokie fale statek stał w miejscu.Załoga statku była zdziwiona tym wydarzeniem.A w oddali na morzu widać było jakieś karykaturalne ruchy.Gdy Orrin dobrze przyjrzał się temu zjawisku, zauważył grupę syren, które  swym śpiewem kusiły marynarzy do podpłynięcia do nich.Była to pewna śmierć gdyż przepływali przez Cieśninę Behemota, w której skały przypominające pazury tych przeogromnych bestii co jakiś czas zderzały się ze sobą i wracały na swoje miejsce.Dlatego sprytny Christian przywiązał wszystkich do łodzi liną, a celny Orrin wypuścił kilka strzał, które najpierw wpadły do morza, a potem szczęśliwym trafem, mimo wiatru trafiły w syreny.A te straszliwie zawyły z bólu, że na pewno ktoś z najbliższej wyspy, oddalonej od nich sto mil morskich usłyszał te jęki.W tym czasie marynarze ze statku na przeciwko walczyli o życie.Pieśni syren każdego mężczyznę skłoni do podpłynięcia do nich.Niektóre syreny zamiast posługiwać się pogodą lub otoczeniem ogłuszają swoje ofiary za pomocą swojego, długiego i umięśnionego ogona.Niektórzy marynarze aby spokojnie przepłynąć obok syren wpychają sobie do uszu woskowe kule.I statek zaczął pędzić z niebywałą prędkością, prosto do zatrzaskujących się skał.Padła wtedy komenda:
-Do wioseł! Zaraz zmiażdżą nas skały! Ruchy, ruchy!
I marynarze zaczęli walczyć ze straszliwym żywiołem, który jak się okazało pomagał syrenom łapać statki.Rozzłoszczony zabiciem syren żywiołak zaczął popychać wodą statek prosto w skały.Załoga statku z drugiej strony skał zobaczył to i zainterweniował.Napierali na żywioł aż ten sie poddał i uciekł.Christian i Orrin byli wdzięczni załodze tamtego statku.Gdy statki obo siebie przepływali Orrin zobaczył sztandar jednostek sił życia, a dowódcą statku był Ingham.Orrin krzyknął:
-Nie płyńcie tam!
Ingham spytał:
-Dlaczego?
-Sama Maranthea nas ostrzegła przed niebezpieczeństwem!
-Więc my też nie popłyniemy.Załoga zawracać statek!
I dwa statki zacumowały w pobliskim porcie.Trzej rycerze zaczęli rozmawiać:
-Wracasz do Paleadry?
-Tak,
-Maranthea mówiła aby płynąć na około, skutkiem tego jest to że żyjemy.
-Popłyńmy jednym statkiem.
-Zgadzam się,
Rzekł Orrin.
-A ty Christianie?
-Popłyniemy jednym statkiem!
I zadowoleni poszli uzbierać prowiant i wodę na drogę do Paleadry.Miejscowy handlarz, stary czarnoksiężnik powiedział im:
-Dwieście monet! Za mniej nie sprzedam!
Ingham rzekł:
-A może być kryształowa statuetka?
-Hmmm.... przyda mi się ten artefakt, zgadzam się!
-Dobiliśmy targu!
Rzekł Christian.Przez kilka godzin przed odpłynięciem christian spacerował po targowisku i szukał korzystnych ofert.Pewien handlarz artefaktami zawołał:
-Kupujcie u mnie! artefakty po zniżonej cenie!
Christian powiedział do siebie:
-Cóż, wypływamy za kilka godzin, więc kupie kilka artefaktów.
Podszedł do handlarza i pyta:
-Jakie oferujesz artefakty?
Handlarz odpowiedział:
-Odznakę odwagi, kryształ pamięci i wóz tarcicy.
-Hmmm za ile jest odznaka odwagi i kryształ pamięci?
-Odznaka za pięćset monet a kryształ za tysiąc, lub oba za równowartość pięciu klejnotów, jaka jest twoja decyzja?
-Kupię za złoto, ale najpierw mój przyjaciel sprawdzi czy są prawdziwe!
I Christian wrzasną:
-Ingham chodź tu!
Ingham przyszedł do niego i pyta:
-O co chodzi?
-Sprawdź czy artefakty są prawdziwe.
Po całkowitym sprawdzeniu artefaktów, Ingham potwierdził ich autentyczność.
-Więc kupuje!
Rzekł Christian.Do tej pory każdy patrzył tylko na targi, a po wyjściu rycerze spojrzeli na piękny zamek.W odcieniach brązu, szarości, bieli i zieleni.Spojrzeli na symetrycznie zrobiony, brukowany chodnik, na piękną roślinność oraz dzikie zwierzęta żyjące w pobliżu tego zamku.Jak na krainę nekromantów, było to wspaniałe miejsce, pełne życia.Gdy już wchodzili na statek zatrzymał ich strażnik miasta i powiedział:
-Czy to wasz towarzysz?
Spojrzeli na Orrina i powiedzieli:
-Tak a o co chodzi?
-Zapomniał swojego ekwipunku.Oto on.
-Dziękujemy.
Gdy na statek wrócił Orrin zapytał:
-Co chciał tamten strażnik?
-Oddał ci ekwipunek.
-Aaaa...
Odpłynęli dalej na zachód, podziwiając zachód słońca, jakiego jeszcze nigdy nie widzieli.Promienie słońca padały na morze, tworząc przepiękny, złoto-błękitny ołtarz.Pogoda nie mogła być sprawcą tego zdarzenia, gdy więc spojrzeli do góry zobaczyli anioły, które przesuwając chmury tworzą ten wspaniały obraz.
*******
Oto kolejny rozdział.
                Opowieści z Axeoth rozdział 4:Cieśnina Złodziei
Po wypłynięciu z portu, rycerze  wpłynęli w Cieśninę Złodziei.To najwęższa i najtrudniejsza do przepłynięcia cieśnina w całym Axeoth.Mieszkańcy okolicznych wsi żyją skromnie, ciągle okradani przez okoliczne bandy złodziei i bandytów.Wiedzieli że podróż przez nią będzie trudna.Są tu silne prądy, a głębokość dochodzi zaledwie do wysokości półtora orka.Ta usiana skałami płycizna była najtrudniejszym do przepłynięcia szlakiem morskim w całym Axeoth.Było tam wiele wraków i skał, wszystko porośnięte glonami i innymi porostami.Wszyscy trzej przyjaciele zaczęli rozmawiać:
-Przepłyniemy bez problemu?
-Nie wiem,
-Może nas nie napadną okoliczne bandy złodziei,
-Nie wiadomo co może nas czekać po drugiej stronie cieśniny...
-Przeżyjemy, zobaczymy!
-Zgadzam się płyńmy dalej....
I ruszyli w stronę cieśniny.Wtedy zaczęła się walka o przetrwanie.Nurt był tak rwący, że odrywał kawałki desek z dna statku.Skały były prawie niezauważalne, lecz bystre oko Orrina wszystkich uratowało.Nurt rzucał statkiem w lewo, oni skręcali w prawo.Prawie rozbili się o okoliczne skały, omijając wir wodny, który wyniósł by ich nie wiadomo gdzie.Po przepłynięciu cieśniny po drugiej stronie zauważyli statek z piracką banderą.To był początek ich kłopotów.Stary pirat wrzasną:
-Do abordażu!
I setka piratów ruszyła na statek rycerzy.Statki stały już równolegle.I zaczęła się rzeź.Dziesiątki rannych padały na ziemię.Orrin atakował z dystansu, Christian w pierwszej linii obrony a Ingham rzucał błogosławieństwa.Pokład statku był purpurowy z krwi.A ciała wrzucone do morza ściągały rekiny.Skarby skradzione bezbronnej ludności wsi zostały zwrucone, a rycerze popłynęli dalej.

Wiem że mało, ale cóż.
                  Opowieści z Axeoth rozdział 5:Powrót do domu
Po ostatnich wydarzeniach rycerze szczęśliwie dotarli do Paleadry, gdzie każdy poszedł swoją drogą.Christian szedł rozległymi polami kukurydzy, łąkami pokrytymi pięknym, wielobarwnym i cudnie pachnącym kwieciem oraz zatłoczonymi ulicami miast.Wreszcie po tygodniu dotarł do swojego domu a tam czekała na niego kolejna niespodzianka.Stał tam kapitan straży w mieście i wręczył mu list, po czym kazał mu go przeczytać dokładnie.Treść listu była zadziwiająca:
"                                      Drogi Christianie!
Królestwo jest w niebezpieczeństwie! Armie troglodytów napierają na nasz zamek! Nie poradzimy sobie bez ciebie! Musisz nas ratować! Niedługo opadną mury, a troglodyci opanują całą Paleadrę!            "
Dziwne czyż nie? Wielotysięczne armie nie mogą poradzić sobie z garstką ślepych istot? Jednak rozkaz jest rozkazem i trzeba ruszyć na ratunek.Christian spakował wszystkie niezbędne rzeczy i ruszył na pomoc.W tym czasie Orrin jest na turnieju strzeleckim w Millfield.Zjechali się wszyscy łucznicy i kusznicy z całego Axeoth.Nagrodą są ziemie leżące dookoła Millfield.Jest to nagroda warta świeczki, gdyż są to najbardziej dostatnie ziemie w całej Paleadrze.Wtedy przyszedł król i powiedział:
-Mężni rycerze! Zebraliśmy się tu aby wyłonić najlepszego łucznika w Axeoth!
-Hura! Odkrzyknął tłum rycerzy.Pierwszy strzelał Orrin.Celne oko, słaby wiatr i sterydy pozwoliły mu trafić za każdym razem.Nie było tu lepszego rycerza.Żarcik taki..... nie trafił za każdym razem i nie brał sterydów :) Christian dotarł już do zamku.A Ingham był na seminarium(to najnudniejsza część opowiadania).W kapitolu:
-Christianie! Twoje umiejętności taktyczne pomogą nam wygrać!
On rzekł:
-Tak jak białe flagi na znak poddania.....
-Christianie!
-Żartowałem...
-Idź na zwiady!
-Dobrze mój królu!
Wyszedł wtedy z kapitolu i wszedł w pobliskie krzaki i chaszcze.Wtedy ta rozpadlina zapadła się, a Christian wylądował na troglodycie, który wybełkotał:
-Aauća! Mojae pleca straszliwa boleć!
Christian szybko wstał, ale schwytali go i zaprowadzili do najdziwniejszego troglodyty jakiego kiedykolwiek spotkał w Axeoth.Była to ślepa(jak inne) bestia, z kolcami na grzbiecie i zielono czerwonymi kolorami grzbietu.Był to ostatni taki troglodyta(pozostałości po Antagarich).On wtedy wybełkotał:
-Kima tyja byće?
-Jam jestem....
Wtedy Christian pomyślał i powiedział:
-Jam jestem hrabia Radosna spróchniała gemba!
-Witaja u nasa!
I troglodyci zaczęli tańczyć kan-kan`a śpiewając:
-Noway kolegy!
Tak na prawdę to rytualny taniec troglodytów(kan-kan).Wtedy troglodyta wstał i znowu wybełkotał:
-Jai opowieść ia cie opowiem! Był król i królowa, to bajki połowa, przyjechał goniec i bajki koniec!(Kolejny żart ;>).Dobra, teraz zakończenie tej części!                                    KONIEC!
A teraz reszta :).Oto prawdziwa opowieść troglodyty:
-Dwano teumu, wa dgalekieju przeyszłościąły troglodyaci żywiali w miejsca tegoa zakmu! Aża przyszlali człowieki i przeganioli nasa za tamtoego miejsco!
Christian mało zrozumiał, ale wiedział że coś tam zostawili ci tępi troglodyci.Więc wspiął się, i wyszedł z rozpadliny.Wbiegł do zamku, wszedł do lochu, ale tam okropnie cuchnie! I dokładnie przeszukał wszystkie cele.Tak strasznie tam śmierdziało, aż zielony dym sie unosił! Aż znalazł posążek ze starożytnym bogiem troglodytów(głową świni).I zaniósł ten posąg troglodytom i zakończył wojnę.Teraz prawdziwy koniec.
P.S
Dla waszej pewności te literówki to starożytny język troglodytów(idiotów).

*********

Temat do usunięcia.


« Ostatnia zmiana: 28 Lipca 2011, 12:08:57 wysłane przez Krykra » IP: Zapisane
Strony: [1]    Do góry Wyślij ten wątek Drukuj 
 





© 2003 - 2024 Tawerna.biz - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikowanie jakichkolwiek elementów znajdujących się w obrębie serwisu bez zgody autorów jest zabronione!
Heroes of Might and Magic i powiązane z nimi loga są zastrzeżonymi znakami handlowymi firmy Ubisoft Entertainment.
Grafiki i inne materiały pochodzące z serii gier Might & Magic są wyłączną własnością ich twórców i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych.
Powered by SMF 2.0 RC1.2 | SMF © 2006–2009, Simple Machines LLC | Theme by jareQ
Strona wygenerowana w 0.031 sekund z 17 zapytaniami.
                              Do góry